C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Usytuowany na obrzeżach Inverness dom z zewnątrz idealnie wpasowuje się w szkocki krajobraz.
Kuchnia
Małe, aczkolwiek funkcjonalne pomieszczenie z oknem wychodzącym na ogród.
Jadalnia
Używana zazwyczaj tylko do niedzielnych obiadów i świątecznych kolacji.
Salon
Główne miejsce wydarzeń towarzyskich u Kolbergów.
Gabinet
Głównie okupowany przez Stacey, gdy ta pracuje nad kolejną powieścią. Specjalnie wystylizowany, by inspirować kobietę.
Łazienka na piętrze
Kiedyś wiecznie zajęta przez Emmę, dzisiaj już bardziej dostępna dla innych. Druga łazienka znajduje się na parterze domu.
Sypialnia dla gości
Pokój otwarty na przyjęcie każdej zagubionej duszy.
Sypialnia Maxa
Dawny pokój Emmy, przejęty przez Maxa, gdy dziewczyna wyprowadziła się z domu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Sob 26 Mar - 14:23, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To, co działo się w wyobraźni Moralesa po raz pierwszy chyba nie docierało i do umysłu nastolatka. Max był zdecydowanie zbyt przemęczony by łączyć wątki i myślał tylko o tym, by jakoś przeprowadzić Paco przez cały proces. Jak to się stało, że to Morales warzył, podczas gdy przecież miał tylko pomagać? Felix ni chuja nie wiedział, ale może i tak było dobrze. Z ich dwójki to w końcu ten starszy zaznał choć trochę snu i choć Max wiedział, że Paco dręczyły koszmary, to jednak wciąż trzymał się on lepiej od nastolatka. -Najgrzeczniejszy na całym świecie. - Potwierdził, a jego wyraz twarzy był na tyle zagadkowy, że Salazar mógł jedynie się domyślać, czy jest to prawda, czy może jest przez nastolatka wkręcany. -Dziękuję. - Mruknął widząc, jak bariera nad stanowiskiem pracy się tworzy, a drzwi zostają szczelnie zamknięte. Gdyby nie znajdujący się obok mężczyzna pewnie ograniczył by te środki ostrożności do minimum koniecznego, by dom wciąż stał, ale jak to miał w zwyczaju, gdy dopuszczał kogoś innego do kociołka dbał też o to, by nie opuszczał stanowiska na noszach. -Bourbon był okej, ale tamtego drinka z dictum nigdy Ci nie zapomnę. - Odpowiedział równie prowokująco. Oczywiście wiedział dlaczego Paco to uczynił i był mu cholernie wdzięczny, ba pewnie na miejscu mężczyzny zrobiłby to samo, ale nie oznaczało to, że nie może sobie z tego trochę pożartować. Odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że nie musi tykać garów choć nadal nie widział się do końca w tej roli. Nie miał wyszukanego smaku i nie wiedział, jak dokładnie potrawy w takim miejscu jak El Paraiso powinny smakować. -Cóż pomóc mogę, ale nie rób sobie nadziei, że cokolwiek Ci to da. - Lojalnie uprzedził choć z ostatnim swoim apetytem najchętniej by stanowczo odmówił. Nie miał jednak siły na jakiekolwiek spory, więc i był nienaturalnie posłuszny i uległy. Przewrócił oczami na ten przytyk, skupiając się na odpaleniu szluga, który miał uratować mu życie. Może nie był to speed, ale zawsze coś, a przynajmniej taką Mać miał nadzieję. -Nie więcej niż osiem. - Spojrzał znów w swoje notatki nie chcąc się pojebać. Gdyby zbyt mocno zneutralizowali wywar, byłby kompletnie do niczego, a całe to trzymanie się na siłę przy życiu okazałoby się całkowicie bezcelowe. -Czekaj, rzucę okiem. - Powiedział, na prędce odpalając papierosa, by móc podejść do marynaty i ocenić jej stan. Właśnie miał pochylać się nad miską i ledwo obecnym wzrokiem sprawdzić kolor papryczek, gdy Paco postanowił wypluć że swoich ust taką głupotę, że aż wkurwił padającego na ryj nastolatka. -Słuchaj no kurwa, nie ma "powinny się nadać". Nie minęło jeszcze pół godziny więc choćbym miał Cię poćwiartować, żebyś nie odjebał maniany, to niczego nigdzie nie dorzucisz, jasne? Nie po to tyle nad tym staerczysz, żeby nagle uznać, że popracujesz sobie "na oko". No chyba, że czegoś nie wiem i jesteś zaginionym synem Dearów, wtedy proszę bardzo droga wolna. - Spojrzał na niego z piorunami trzaskającymi z zielonych tęczówek. Na kilka sekund jakby wstąpiło w niego nowe życie, ale wolał zjebać kochanka niż potem bawić się z konsekwencjami jego lekkomyślności. Bo co, bo mu się spieszyło? Jak tak to trzeba było iść kurwa do apteki, a nie brać się za warzenie. -Papryczki są w porządku. Możesz odlać marynat i wrzucić je do reszty. - Poinstruował w końcu, bo akurat minął zalecany czas. Sam natomiast wziął się za czyszczenie fiołek, co zawsze poniekąd go uspokajało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Chciałbym to zobaczyć… – …byle nie na stałe, bo rzeczywiście mogłoby być wtedy nudno. Nie dopowiedział słów, które podszeptywał mu umysł, za to uniósł wymownie brwi, szczerząc się jak głupi do sera, przynajmniej do momentu, w którym nie sięgnął po swoją różdżkę, żeby zająć się wykreowaniem magicznej bariery wokół niezbyt bezpiecznego stanowiska pracy. – No dobra, ten rzeczywiście musiał smakować paskudnie. – Pokręcił poddańczo głową na wspomnienie o drinku z Dictum jako głównym składnikiem, którego miał nadzieję nigdy już nie powtórzyć, i to nie tylko dlatego, że pozostawiał on plamę na jego barmańskich umiejętnościach. Zależało mu na tym, by trzymać tego chłopaka z dala od silniejszych używek, żeby nie powrócił w szpony tragicznego w skutkach nałogu. – Nie złość się tak. Wiesz, że nie miałem wtedy wyboru. – Nie musiał go przepraszać, ale i tak przybrał łagodniejszy ton, pamiętając z jaką wściekłością Felix spoglądał na niego, kiedy zorientował się jak brutalnie próbuje ratować mu skórę. Niestety ostatnimi czasy Paco sam był kilka razy świadkiem niedopisującego Maximilianowi apetytu. Nie to, żeby o jego niechęci do jedzenia zapomniał, właściwie w duchu liczył nawet na to, że Solberg wreszcie się przemoże i powróci do zdrowej, normalnej diety nie tylko przy okazji wspólnej kolacji w progach El Paraiso. Chłopak spokojnie mógłby przybrać kilka kilogramów, a z pewnością przydałoby mu się trochę więcej kalorii i energii teraz, kiedy zniknięcie księżyca i tak wyciskało z nich resztki sił. – Pewnie, że mi da. W końcu mam przed oczami najsurowszego krytyka, jakiego ziemia wydała na świat. – Wytknął mu żartobliwym tonem, wszak nastolatek jeżeli tylko chciał się do niego przyczepić, potrafił wynaleźć na niego nawet najmniejszą drobnostkę i wyciągnąć na wierzch wszystkie brudy i błędy, jakich się dopuścił. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz łapał go za słówka, ale akurat jego szczerość i bezpośredniość w tym przypadku okazywała się zaletą. - Dobra. – Potwierdził, że zrozumiał dawkowanie, po czym z należytą ostrożnością odmierzył dokładnie osiem kropelek stabilizatora, żeby nie zniweczyć dotychczasowego wysiłku i nie zamienić warzonego eliksiru w neutralną zupę paprykową, a właściwie na ten moment jeszcze hibiskusową. Przerwał bowiem na razie dalsze czynności, pozwalając bardziej doświadczonemu Maximilianowi sprawdzić stan marynowanych papryczek. Nie sądził, że przy okazji oberwie od wnerwionego chłopaka wiązanką w twarz, chociaż rzeczywiście mógł sobie darować głupie komentarze. – Emm… – Chciał mu przerwać, ale zamiast tego wydał z siebie jedynie niezidentyfikowany pomruk, dzielnie znosząc otrzymywane cięgi. Nie potrzeba im było kłótni, a już na pewno nie potrzeba było jej Felixowi, który nie wiadomo skąd znalazł w sobie tyle werwy, żeby go opierdolić. – Nie jestem. Niczego nie dorzucę. No już, spokojnie… – Podniósł dłonie w obronnym geście, udowadniając mu że nie zamierza się wymądrzać ani dyskutować i że grzecznie będzie słuchał dalszych instrukcji. Na razie natomiast oparł się tyłkiem o drewniany blat, skoro wyglądało na to, że z marynowanymi warzywami muszą jeszcze odrobinę poczekać. - Kiedy dodajemy pokrzywę i miętę? – Zapytał, odlewając w międzyczasie zaprawę do innego naczynia. Po odsączeniu dorzucił papryczki do kotła i zerknął na zegarek, wedle którego właśnie mijało siedem minut przeznaczonych na mieszanie wywaru. Tym razem nie używał już różdżki, zaciskając dłoń na chochli, by powstrzymać jej regularny ruch. – Masz jakie… – Planował dowiedzieć się również czy Solberg ma jakieś czyste fiolki na eliksir pieprzowy, ale po pierwsze, domyślał się że takowych u niego nie brakuje, a po drugie dostrzegł, że chłopak dokładnie w tym momencie zajmuje się ich wycieraniem. – Ok, widzę że masz. – Dodał zatem tylko po to, by potwierdzić że nie ma żadnych innych zastrzeżeń.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie miał zamiaru psuć mu nadziei, czy cokolwiek w tym stylu, więc tylko prychnął lekko nie mówiąc, czy kiedykolwiek spełni to życzenie, czy też nie. -Był gówniany. - Przyznał bez ogródek, bo nawet tequila nie była w stanie poprawić smaku wywary do oczyszczania organizmu z używek. Co prawda Max był z tych, co wypiją wszystko, ale mając wybór wolałby nie powtarzać akurat tego drinka szczególnie, że był mu dany podstępem w momencie, kiedy nastolatek zdecydowanie nie chciał wracać do trzeźwej rzeczywistości. -Wiem. - Odpowiedział krótko, jakby tym jednym słowem przepraszając ponownie za tamten wieczór, choć chętnie powtórzył by imprezę czy dwie w swoim stylu szczególnie teraz, gdy czuł się jak gówno, a po świecie błąkały się dementory gotowe przypomnieć mu najgorsze wydarzenia z jego młodego życia. Niestety nie mógł nic poradzić na to, jak reagował pod wpływem używek i choć naprawdę był wdzięczny Paco za pomoc teraz, to naćpany kompletnie nie potrafił tego pokazać marząc jedynie o kolejnej kresce. Brak apetytu był kolejnym efektem tego, co działo się na świecie i w umyśle chłopaka, ale starał się jakoś z tym walczyć. Przynajmniej od czasu do czasu i w towarzystwie. Nie chciał nikogo obarczać swoim stanem, więc udawał, że problem nie istnieje, ale dobrze pamiętał, jak źle mogło to się skończyć. Jakby na samą myśl wątroba go zakłuła. -Zazwyczaj moje usługi są cholernie drogie, ale mogę zrobić jeden wyjątek. Krytyka to nie tylko mija specjalność, ale przede wszystkim hobby. - Zażartował teraz już bez wątpienia. Ni chuj nie znał się na potrawach i smakowało mu prawie wszystko, ale przecież zbyt prosto by było, gdyby tak łagodnie podszedł do Moralesa. O nie, potrzebował tych gierek i wiedział, że Salazar je zniesie, prawdopodobnie prowadząc wieczór ku upojnej nocy w królewskim łożu w El Paraiso. Stabilizator był praktycznie najważniejszym elementem każdego eliksiru. Pozwalał on bowiem na mieszanie składników mocno reaktywnych powstrzymując tym samym ich gwałtowną reakcję i minimalizując ryzyko wybuchu. Max miał gotowe kilka stabilizatorów własnej produkcji opisanych właśnie stopniem ich działania. Tutaj wystarczył ten lekki, ale czasem sięgał po "stabilizator X", który powalił był nawet pół olbrzyma na łopatki. Niestety mieszanka ta nie działała na wkurw i wybuchowy charakter Maxa, który już po chwili rzucał piorunami z oczu w biednego Paco, który chciał tylko zrobić sobie lekarstwo na męczącego go lebietusa. -A szkoda. - Rzucił tylko, bo akurat każdego Deara chętnie by poznał, czy nawet wkupił się w te rodzinę jakby miał taką okazję. Zdecydowanie byłby to awans społeczny o jakim marzył, ale nie ze względu na ich fortunę, czy cokolwiek w tym stylu. O nie, jemu chodziły po głowach dobrze wyposażone laboratoria i dostęp do najlepszych ingrediencji na świecie. -Jak eliksir zmieni barwę na jasno pomarańczową. - Odpowiedział konkretnie i choć już nie był tak oczywiście wkurwiony, to jednak jego głos był wciąż chłodny i niezbyt przyjazny. Zajmował się czyszczeniem fiołek powoli uspokajając szalejące serce. Podniósł pozwoli wzrok na kochanka, gdy Morales zaczął pytanie, ale nie musiał nawet odpowiadać, bo widać mężczyzna doskonale czuł się prowadząc dialog sam ze sobą. -Zmniejsz ogień i dorzuć pręciki hibiskusa. - Poinstruował go jeszcze widząc, że proces powoli dobiega końca, co w duchu przyniosło mu ulgę. Może i nawet zbyt dużą, bo powieki ponownie opadły mu na długą chwilę, a szklana fiolka wyślizgnęła się z dłoni rozbijając o podłogę. -Kurwa. - Mrugnął, gdy odgłos tłuczonego szkła przywrócił go do rzeczywistości. Był już naprawdę ledwo przytomny, więc zamiast od razu coś zaradzić, przez chwilę tępo wpatrywał się w szczątki fiolki nim w końcu podniósł różdżkę i posprzątał po sobie ten bałagan.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Uwierz, że mnie też bolała taka profanacja. – Pozwolił sobie wytknąć, pomimo powagi sytuacji nie wypadając jednak z humorystycznego tonu. Nie była to łatwa noc, z czego obaj doskonale zdawali sobie sprawę, ale ostatecznie zakończyła się ona szczęśliwie, więc zdecydowanie lepiej było obrócić wszystko w żart. Wychodząc z takiego założenia, Paco skinął więc tylko łagodnie głową w odpowiedzi na to jedno lakoniczne słowo wyrzucone przez Maximiliana z ust w ramach przeprosin. Pamiętał, że sam dał się wówczas ponieść własnej wściekłości i frustracji, a w konsekwencji nie zachował się dokładnie tak, jakby tego oczekiwał. Nie miał chłopakowi niczego za złe, przynajmniej z perspektywy czasu. Potrafił bowiem zrozumieć ten nagły napad słabości i powrotu do nałogu, zwłaszcza kiedy połączył fakty i pojął jakie wydarzenie stało się jego przyczyną. - Teraz to ja poczułem się wyjątkowo. – Mruknął, uśmiechając się znacznie szerzej, jak gdyby rzeczywiście zaszczyt go kopnął, chociaż po rysach jego twarzy widać było, że jest żywo rozbawiony. – No i widzisz, ty masz szansę oddać się swojemu hobby, ja realizować się w kuchni i za barem, a spokojnie… twoje usługi i tak postaram się wynagrodzić smaczną kolacją i dobrym trunkiem. Obiecuję, że tym razem uraczę cię czymś bardziej pijalnym niż tequila z dictum. - Przyłożył rękę do serca dla wzmocnienia swej przysięgi, chociaż musiał przyznać, że teraz sam poczuł ciężar odpowiedzialności. Domyślał się, że u Felixa nie ma co liczyć na taryfę ulgową, a to oznaczało że musi się wznieść na wyżyny kulinarnej wirtuozji, by przypadkiem nie zawieść jego oczekiwań. Cóż, przynajmniej pomoc młodszego kochanka nabierała coraz więcej sensu, nawet jeżeli sam Solberg wolał łączyć rozmaite składniki w jedną spójną całość w kotle, nie znając się zbytnio na sztuce gotowania. Można powiedzieć, że w tych dziedzinach byli przeciwieństwem, ale przynajmniej dobrze się uzupełniali. Salazar przez lata zdążył pozapominać receptury, miewał kłopoty z rozpoznaniem tak roślinnych i odzwierzęcych ingrediencji, ale dzięki umiejętnościom nabytym przy okazji pichcenia oraz klarownym, precyzyjnym instrukcjom gospodarza o wiele swobodniej poruszał się w tajemnym świecie magicznych mikstur. Nie lubił siedzieć bezczynnie i marnować wolnego czasu, a nauka eliksirów dosyć szybko przypadła mu do gustu. Miał szansę nabrać praktycznych zdolności, łącząc pożyteczne z przyjemnym towarzystwem Maximiliana i nawet jego zezłoszczone, piorunujące spojrzenie nie niweczyło jego zapału. – Mówisz, że powinienem poślubić jakąś pannę Dear, żeby zyskać kilka punktów do atrakcyjności w twoich oczach? – Zażartował, poruszając sugestywnie brwiami, ale prawda była taka, że aż tak nie zależało mu na prestiżu, a i daleko mu było do żeniaczki, i to nie tylko przez wzgląd na jego orientację czy upodobania. - Ok. Sprawnie nam to w miarę idzie. – Rzucił spokojnie, nadal słysząc chłodną, nieprzyjazną nutę w głosie młodzieńca. Nie chciał dolewać oliwy do ognia, dlatego postanowił darować sobie słowne zaczepki, zamiast tego w pełni koncentrując się na stającym przed nim wyzwaniu. W końcu nie był to zwykły eliksir pieprzowy, a jego podkręcona przez Solberga wersja, której z pewnością wolałby nie sknocić. Oj, zdecydowanie nie, wszak wtedy musiałby prawdopodobnie wysłuchać całej tyrady na temat niekompetencji i marnowania drogocennych składników. Na polecenie Felixa zaklęciem zmniejszył ogień okalający dno kociołka i dorzucił do wywaru wcześniej przygotowane i oczyszczone pręciki, kiedy nagle w uszach wybrzmiało mu siarczyste przekleństwo i odgłos roztłuczonego o podłogę szkła. – Wszystko w porządku? – Podszedł nieco bliżej chłopaka, układając mu dłoń na barku, ale poza tym nie wchodził mu w paradę. Zmęczenie potęgowało złość, a Morales miał na tyle rozumu w głowie, żeby nie wyciągać przed rozwścieczonym bykiem czerwonej płachty. Upewnił się więc tylko czy jego młodszy kochanek przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy, a potem powrócić do warzonego eliksiru, wpatrując się w zmieniającą barwę taflę. W oczekiwaniu posiekał pokrzywę lekarską i miętę, a gdy tylko ciecz w kotle zaczęła połyskiwać jasnopomarańczowym kolorem, dorzucił pozostałe zioła i zamieszał wszystko chochlą. – Chyba koniec… Nada się od razu do spożycia? – Zapytał młodszego eksperta, chowając różdżkę za paskiem spodni.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiele mogli wybaczyć sobie i światu, ale widać profanacja alkoholu nie znajdowała się na tej liście. Dobrze, że choć w tym się ze sobą zgadzali, choć nie zawsze żyli zgodnie z tą zasadą. Max rozumiał to co się wydarzyło tamtej nocy, ale nie zmieniało faktu, ze drink był ohydny. -Na pewno nie tak jak mnie. - Mruknął nieco przekornie, bo akurat Paco mógł krzywić się na myśl o dictum z tequilą, ale to nastolatek musiał nie dość, że to wypić, to jeszcze mierzyć się z dość szybkim oczyszczaniem organizmu z toksyn, a to nigdy nie był przyjemny proces, choć przez lata odpierdalania zdążył się już do tego w miarę przyzwyczaić. -Brzmi dobrze. Wciśnij mnie gdzieś w swój kalendarz. - Przyklepał umowę, bo przecież nim mu to nie szkodziło, a naprawdę spędzanie czasu z Moralesem ostatnio mu sprawiało przyjemność. No chyba, że akurat wkurwiał go do granic, to nie było tak miło. Ale poza tym nie było na co narzekać. Zazwyczaj. Kompletnie nie wyobrażał sobie, jak można tak po prostu pozapominać to wszystko. Różnica była jednak taka, że Max żył tym wszystkim i nie potrafił pogodzić się z myślą, że będzie mógł kiedykolwiek wywalić z głowy tak ważne konotacje składnikowe. -Ni chuja. Mówię, że masz być nim z urodzenia. Co mi da Twój ślub z Dearówną? - Sprostował swoje myśli. Zdecydowanie jeśli ktokolwiek tu miał zakładać obrączkę na Dearowy palec był to Solberg, który mógłby z tego małżeństwa wycisnąć praktycznie wszystko. Jemu też nie było daleko do ślubu, choć przez pewien czas zaczynał wątpić, czy kiedyś nie zmieni swojego nastawienia dla osoby, która niestety nie zagrzewała już miejsca w jego łóżku u jego boku w domu w Inverness. -Prosty eliksir. Nie ma co się nad nim rozdrabniać. - Skomentował beznamiętnie. O ile kochał eliksiry, tak dawno nie czekał aż tak na moment, kiedy będą mogli odejść od kociołka i w końcu wypocząć. Fiolka się zbiła, a on dopiero wtedy zrozumiał, że na kilka sekund stracił kontakt z rzeczywistością. Dopiero słowa Paco poniekąd do końca sprowadziły go na ziemię. -Tak. Po prostu mi wypadła. - Jak zawsze brnął w udawanie, że wszystko jest w najlepszym porządku. Już chwilę temu Morales chciał przyspieszyć proces jak idiota, by Max mógł wypocząć, nie mogli pozwolić sobie na taki ruch teraz. Choćby nastolatek miał tu zdechnąć, nie przyznałby się, że ledwo stoi na nogach. Patrzył więc, jak Morales kończy recepturę, a wywar osiąga odpowiedni kolor bulgocząc lekko i wypluwając z siebie charakterystyczną parę. -Teoretycznie tak. Lepiej jednak dać mu chwilę ostygnąć. - Nie mógł się już powstrzymać i w końcu ziewnął przeciągle, powoli sprzątając stanowisko pracy, by poukładać wszystko po swojemu. Raz po raz rzeczy wyślizgiwały mu się z rąk, a ciężkie powieki co rusz opadały, pozostając zamknięte na coraz dłuższy czas. W końcu zrobiło się czysto, a Solberg miał w głowie kilka opcji. Już miał się odezwać i zaproponować cokolwiek innego, trwając w narracji, że wszystko jest idealnie, gdy nagle z jego ust wyszły słowa, których nie chciał wypowiadać, jednocześnie wyrażając w końcu to, czego naprawdę pragnął. -Wybacz, ale już dłużej nie dam rady rady. - Mruknął słabo, rozbierając się do bokserek i rzucając się na łóżko. Nie dbał o to, czy jest kulturalnym gospodarzem, czy Paco ma go teraz za największego gbura na świecie. -Paco... - Szepnął już ledwo przytomny. -Chodź.... Zostań... - Nie był już w stanie skleić całego zdania. Klepnął tylko miejsce na łóżku obok siebie, po czym kompletnie już stracił kontakt z rzeczywistością i wiedząc, że ma nad sobą czuwający łapacz snów, w końcu odpłynął w objęcia Morfeusza, za co wykończone przez ostatnie kilkadziesiąt godzin ciało na pewno miało mu podziękować.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Co jak co, ale szlachetnych trunków – podobnie jak honoru – nie wypadało splamić żadną skazą, chyba że mowa była o naprawdę ważkich celach, a z takowym zdecydowanie mieli do czynienia podczas niefortunnej dla nich obu nocy w progach luksusowego hotelu. Narkotyki płynące wówczas w żyłach Maximiliana i paskudny w smaku drink z dictum zdawały się na dobitek wyłącznie wierzchołkiem góry lodowej problemów, jakie za sobą ciągnęli, w tym między innymi nieumiejętności rozmowy o targających nimi uczuciach, które najchętniej obaj skrywali przecież głęboko pod płaszczykiem złości albo innym razem w cieniu żartobliwego tonu. Momentami zachowywali się zaskakująco wręcz podobnie; nic więc dziwnego że tak często skakali sobie również do gardeł. Mimo tych wszystkich burzliwych sporów wydawało się jednak, że łączy ich swoistego rodzaju więź, która z czasem pozwalała wzajemnie zrozumieć ich skomplikowane charaktery. – To akurat fakt. – Westchnął wymownie, no bo jak to z taką łatwością przyznać młodszemu kochankowi rację, ale niestety chłopak wytrącił mu z rąk wszelkie argumenty. Psychika ucierpiała, ale to jednak Solberg musiał zmagać się z wątpliwej przyjemności smakiem oczyszczającej mikstury, a potem męczącymi wymiotami. - Muszę i tak poczekać na dostawę składników, ale dam ci znać kiedy stołujemy się u mnie. Chciałbym dołączyć kilka propozycji do karty jeszcze w kwietniu. Mam nadzieję, że tym razem zaopatrzeniowiec nie zawali sprawy. – Wymamrotał bardziej do siebie chyba niż do gospodarza, zwłaszcza jeśli zważyć na jego wycieńczony stan, który z pewnością nie sprzyjał przydługawym, poważnym rozmowom. Morales machnął zresztą dlatego ręką, nie próbując nawet wytłumaczyć chłopakowi zawiłości i kłopotów, jakie dotykały go ostatnio w interesach, a które to niechybnie przymusiły go do spotkania z zaprzyjaźnionym prawnikiem. Nieważne jak bacznie nie dobierałoby się kontrahentów, niekiedy ci i tak okazywali się nielojalni albo ogłaszali upadłość, uruchamiając lawinę nieszczęśliwych zdarzeń. Ot, ryzyko gospodarcze. Wracając natomiast do eliksirów, nie miał z nimi styczności praktycznie od czasów szkoły, a niestety nieszlifowane umiejętności bardzo szybko umykały ramom pamięci. Prawdopodobnie nie zatracił jeszcze całkiem dawnego drygu, ale dopiero przy okazji nauki pod okiem Felixa przypominał sobie informacje nabyte w hogwarckich murach, a póki co nie w pełni potrafił ich strzępki wykorzystać. Doceniał zatem rady i cierpliwość nastolatka, który zresztą niewykluczone że swą wiedzą przewyższał nawet niektórych członków grona pedagogicznego. Widać było, że magiczne mikstury to jego konik i że zdolność swobodnej improwizacji nad kociołkiem i chochlą skłoniła go do wielu nowych, interesujących odkryć. – Mierda. Mogłem sfałszować papiery… – Uderzył pięścią w udo, wyrzucając sobie ten błąd, acz nietrudno było się domyślić, że stroi sobie żarty. – Chociaż pomyśl o zaletach… Gdybym był Dearem, to bym się tutaj wymądrzał, a wtedy pewnie wkurwiałbym cię bardziej niż w roli przykładnego ucznia. – Pozwolił sobie zauważyć z rozbawieniem wymalowanym na twarzy, wszak nie oszukujmy się, gdyby tylko obaj dysponowali tak szeroką wiedzą o komponowaniu ingrediencji i warzeniu cudów, nad kotłem zachowywaliby się najpewniej jak dwa jelenie na rykowisku. Nie komentował już eliksiru pieprzowego, przede wszystkim dlatego że ukradkiem obserwował jak jego nauczyciel opada z sił. Nie był to najdogodniejszy moment na przekomarzanki ani pogawędki, szczególnie że do zwieńczenia dzieła pozostawało już tylko kilka prostych kroków. Skupił się więc w pełni na robocie, chociaż powracając do stołu, pokręcił jeszcze ze zrezygnowaniem głową, dostrzegając co takiego wyprawia jego młodszy kompan niedoli. W swoim starym zwyczaju udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, mimo że słaniał się na nogach a przedmioty samoistnie wypadały mu z rąk. – Zost… – Próbował go powstrzymać i przekonać, że wspomoże go w uporządkowaniu pokoju albo może zostawić zaprowadzenie ładu na rano, ale zdawał sobie sprawę z tego, że uparty Maximilian to zły Maximilian, więc ostatecznie pozwolił jemu samemu przekonać się, że nie jest to najrozsądniejszy pomysł. Na wszelki wypadek trzymał się jedynie blisko niego, żeby złapać go, gdyby ciało odmówiło posłuszeństwa. - Hej, nie mam czego wybaczać. Połóż się. – Odpowiedział mu spokojnie, odmierzając gotowy eliksir do otrzymanej wcześniej od chłopaka fiolki, po czym odłożył ją na chwilę na bok, żeby ugotowana mikstura ostygła do pijalnej temperatury. Nie spodziewał się jednak, że Solberg odpłynie mu tak szybko. Nagle zaczął szeptać nieprzytomnie, a chociaż Paco miał zamiar ucałować go na pożegnanie i wrócić do hotelu, teraz nie był pewien jaką podjąć decyzję. Relacja, jaka ich łączyła z jasnością nie miała niczego wspólnego. Poza tym pamiętał, co ostatnim razem wydarzyło się na obrzeżach domu w Inverness, a to wspomnienie wzbudzało wątpliwości czy rzeczywiście winien pozostać tu na noc. – Zostanę. – Mruknął łagodnie, ale w rzeczywistości sięgnął po szklanką ampułkę i usiadł z nią na łóżku, zastanawiając się co takiego powinien uczynić. Było późno, nadal czuł się zmęczony, więc wiedział że nie zajmie się już dzisiaj pracą… Na razie chwycił różdżkę, żeby przyśpieszyć proces schłodzenia eliksiru i przechylił naczynko, żeby uraczyć organizm jedną dawką leku. Schował miksturę do kieszonki, omiatając spojrzeniem sylwetkę swego młodszego kochanka, którą zaraz okrył również kołdrą po samą szyję. Wreszcie wstał, mając już ruszyć w kierunku drzwi, ale zatrzymał się w półkroku, zamiast tego rozpinając guziki swojej koszuli. Chciał tu zostać, jednak zdecydował się zadbać o odpowiednie środki ostrożności. Rzucił zaklęcie na drzwi pokoju, żeby przypadkiem nie nakryła ich Stacey albo inny z domowników, bo powiedzmy sobie szczerze, nieszczególnie uśmiechało mu się tłumaczenie kim w ogóle jest, a przypuszczał że podobna sytuacja nie byłaby również na rękę jego znacznie młodszemu kochankowi. Dopiero po tym ułożył się w samej bieliźnie obok Felixa, przyciskając się do jego pleców i otulając jego ciało ramieniem. Nad ranem zerknął zaspanym wzrokiem na zegarek i potrząsnął delikatnie barkiem Maximiliana, żeby go obudzić. – Felix, muszę iść do pracy. Odezwę się po południu. – Wyszeptał mu na ucho. – Dzięki za pomoc. – Pocałował jego skroń, nim uwolnił go z uścisku i zwlókł się z łóżka, żeby ubrać się i teleportować wprost do El Paraiso.
zt. x2
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby Max siedział bezczynnie już dawno dostałby jeszcze większego pierodlca niż miał. Rozmowy, jakie prowadził ostatnimi czasy i pewne wydarzenia zbyt mocno wlazły mu na głowę, żeby pozwolił sobie na zbyt wiele wolnego czasu. Dlatego też gdy tylko wstał skoro świt rozłożył cały swój pierdolnik eliksirowara i zabrał się do roboty. Tego dnia doszedł do słusznego wniosku, że trochę wstyd nie mieć własnego eliksiru w zapasie, więc złapał świeżutkie składniki do Somnium Sirenis, zakasał rękawy i wziął się do pracy. Najpierw tradycyjnie sprawdził na swojej dłoni ostrość sztyletu, by następnie zabrać się za krojenie jagód jemioły. Sok, który z nich wyleciał odsączył, by nie dostał się do wywaru i dorzucił składnik do lekko podgrzanej bazy. Następnie wziął się za wątrobę traszki, którą na początku musiał dokładnie oczyścić. Wszelkie żyłki, tłuszcz i krew szły do kosza, a nastolatek korzystał tylko z najczystszych części, które zawierały w sobie najwięcej potrzebnej mu treści. Dobrze wiedział, że każde zanieczyszczenie z takiego składnika może skończyć się nie piękną transformacją w syrenkę, a wizytą w szpitalu z powodu dość poważnych powikłań. Gdy tę część miał za sobą, zabrał się za tłoczenie soku z dzikiej róży, jednocześnie obserwując wciąż to, co działo się w kociołku. Gdy wywar zrobił się bladozielony, powoli zaczął mieszać wszystko zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Dokładnie odliczał sekundy i okrążenia chochlą, skupiając się również na gęstości tego, co miał w naczyniu. Przyszedł i czas, by zabrać się za łuski syreny. Nie był to najłatwiejszy do zdobycia składnik, ale na szczęście Solberg dobrze wiedział, gdzie uderzyć, żeby go zdobyć i to w jakości przynajmniej zadowalającej jego wygórowane ambicje. Nie musiał więc dziś zeskrobywać z nich mułu, czy innego brudu, co często zdarzało się, gdy ingrediencja nie była najlepsza. Dodał łuski w całości do kociołka, który od razy zaczął przybierać na temperaturze, którą nastolatek musiał nieco spacyfikować, by nie przegrzać wywaru. Osiągając około sześćdziesięciu stopni mógł już spokojnie zabrać się za ostatni etap pracy. Odlał odpowiednią ilość śluzu korniczaka, po czym pokruszył trochę brzozowej kory i wymieszał składniki, które następnie wylądowały w kociołku. Gdy mikstura przyzwyczajała się do nowej temperatury, Max zabrał się za dokładne oczyszczanie skrzeloziela, które miało wyjątkowo dużo wypustek. Solberg przeklął pod nosem obiecując sobie, że musi zmienić miejsce zaopatrzenia, choć ostatecznie udało mu się pozbyć wszystkiego, co niechciane w tej ingrediencji i mógł dorzucić ją jako ostatni, koronny składnik autorskiego eliksiru, który następnie oczywiście znów musiał poddać mieszaniu. Nie trwało to jednak długo, gdy wywar był gotowy, a Max przelał go w odpowiednie fiolki, które jak zwykle wyczyszczone były do perfekcji. Tak, może i w życiu miał niemiłosierny bałagan, ale przy eliksirach nigdy nie dopuszczał do braku perfekcji, co mogło wydawać się wręcz nieprawdopodobne. Ostatecznie wyczyścił i kociołek, by nic się tam nie przywarło, czy co gorsza nie zalęgło i posprzątał całe stanowisko pracy, po czym przyjemnie zmęczony padł na łóżko i zapadł w głęboki sen. + //zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher wciąż nie wiedział, jak właściwie powinien traktować Maximiliana. Nie wiedział, jak do niego podejść, by ten faktycznie mu zaufał, ale był pewien, że nie może na niego w żaden sposób naciskać. Dlatego też pomagał mu, wymieniali się listami, nadal dyskutowali o różnych ziołach oraz eliksirach, bo Walsh nie miał nic przeciwko temu. Obiecał poza tym Beatrice, że pomoże Maximilianowi, że nie zostawi go samego, że jednak postara się do niego dotrzeć i pokazać mu jakąś lepszą ścieżkę życia. Brzmiało to niesamowicie górnolotnie, z czego zdawał sobie w pełni sprawę, ale mimo wszystko nie zamierzał się poddawać. Skoro widział szansę na to, by coś zmienić w życiu Solberga, to po prostu chciał do niej doprowadzić. Dlatego też zjawił się w jego domu, by podjąć z nim dalsze badania nad właściwościami niektórych ziół w kontekście przygotowywanego przez niego eliksiru. Dawało mu to również niewielką szansę na przekonanie się, jak dokładnie żył obecnie Maximilian, jak się czuł i czy nie wymagał dodatkowej, właściwej opieki. Oczywiście sam nic by z tym nie zrobił, bo pouczanie chłopaka w tej chwili na nic by się zdało, aczkolwiek już w czasie Dnia Quiddticha miał niemałą chęć, żeby pewne rzeczy mu wypomnieć. Ugryzł się jednak w język, zdając sobie sprawę z tego, jak niemądre by to było i do czego by prowadziło. Nie dało się zmusić kogoś do zmiany nawyków, nie dało się kazać mu czegoś zrobić, nie pokazując mu, że ta zmiana byłaby dla niego lepsza. Pewnie właśnie z tego powodu Christopher podchodził bardzo ostrożnie do Maximiliana, traktując go nieco jak dzikie magiczne stworzenie, które musiało się najpierw oswoić z tym, co się dookoła niego działo. Przez to, że był z natury człowiekiem spokojnym, że nigdzie się nie spieszył, poza sytuacjami, które ujawniały zdecydowanie jego gryfońską krew, wszystko to miało szansę powodzenia i liczył na to, że pewnego dnia będzie mógł służyć chłopakowi radą, nie tylko w kwestii zielarstwa, ale również w kwestii innych, zdecydowanie trudniejszych problemów, o których niektórzy nieustannie zapominali. - Maximilianie - przywitał się z chłopakiem, uśmiechając się do niego łagodnie i poprawił okulary, wsuwając je nieco głębiej na nos. - Przyniosłem ze sobą zioła, nad którymi będziemy mogli pracować.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie miał pojęcia o tym, że Christopher kontaktował się w jego sprawie z Beatrice, co oczywiście zdecydowanie było lepszą opcją obecnie. Cieszył się, że nawiązał regularny kontakt z byłym nauczycielem i dzięki temu mógł ruszyć z pracą nad eliksirem, bo choć wciąż jeszcze miał więcej niewiadomych niż faktycznych efektów, to jednak dzięki pomocy i doświadczeniu Walsha mógł naprawdę lepiej przeanalizować swoje plany i notatki. Zaprosił mężczyznę do siebie, by do całej teorii dodać też nieco praktyki. Co prawda warunki miał jakie miał, ale ostatnimi czasy nie był największym fanem opuszczania własnych czterech ścian, co zdecydowanie ułatwiało mu dystansowanie się od używek i innych problemów. Tego poranka już od świtu krzątał się po swoim pokoju trochę pracując, trochę pakując się na wyjazd. Łóżko przetransmutował w fotel, by zrobić sobie nieco więcej miejsca, rozłożył cały swój sprzęt do eliksirowarstwa i biegał między organizacją bagażu, a pracą. Gdy usłyszał dzwonek do drzwi początkowo się lekko wzdrygnął, kompletnie nie mogąc się połapać, kto i co może chcieć od ich domostwa, ale już po chwili przypomniał sobie, że przecież był umówiony, więc szybko zbiegł po schodach, mijając w korytarzu maszerującą ku drzwiom Stacey. -Dzień dobry profesorze. - Otworzył drzwi z uśmiechem, który nie do końca zgrywał się z dresami, rozczochraną fryzurą i bladą cerą. Cóż, był w biegu a efekty braku księżyca wciąż dawały mu się we znaki, do czego jeszcze dochodziła odstawka używek, co skutkowało podkrążonymi oczami i osłabioną formą, ale humor to nastolatek miał dzisiejszego dnia przynajmniej dobry. -Świetnie! Bardzo dziękuję, że zgodził się Pan przy... - Nie zdążył dokończyć zdania, bo już na Chrisa rzucił się komitet powitalny w postaci przesadnie przyjacielskiego Goldena i pięciu rozwydrzonych figurek smoków. -BUDDY! Czy Ty się kiedyś uspokoisz staruszku? - Zapytał ze śmiechem psa, który skakał jak szczeniak, próbując dosięgnąć twarzy gościa, by móc oczywiście splamić ją swoją śliną. -Przepraszam za nich. Tylko Grom ma resztki kultury. - Wskazał głową, na trzymającego się z boku kociaka, którego dostał od Beatrice. -Oooooo! A KOGO MY TU MAMY! - Rozległ się wesoły głos nastolatka, który właśnie wychylił głowę z kuchni. -Solberg znowu przyprowadził sobie kochasia? Czekaj, czekaj zrobię fotkę do albumu.... - Hugo, młodszy brat Maxa widocznie bawił się zbyt dobrze, jak zresztą zawsze. Widząc jednak gromiące spojrzenie swojej matki zamilkł, choć ani mu się śniło opuszczać centrum wydarzeń. -Proszę wybaczyć mojemu synowi. Nie ma za grosz taktu. Stacey Kolberg, miło mi Pana poznać i bardzo się cieszę, że zgodził się Pan pomóc Maxowi. Z wiadomych powodów my nie jesteśmy mu przydatni. - Kobieta była przeciwieństwem swojej najmłodszej latorośli. Piękna, taktowna i ciepła sprawiała, że w jej domu wszyscy czuli się naprawdę dobrze. -Max, skarbie. Potrzeba wam czegoś nim zaczniecie? - Zwróciła się do Felixa, mając zamiar zostawić mężczyzn swoim sprawom. -Dzięki Stacey, poradzimy sobie. - Zapewnił ją z uśmiechem, po czym podszedł do brata, praktycznie rzucając w niego paczką szlugów. -A Ciebie nie chcę widzieć na górze, bo wsadzę Ci łeb do kociołka i zobaczymy kto się będzie śmiał, zrozumiano? - Pacnął go jeszcze w głowę, po czym w przeniósł uwagę na gościa. -Napije się Pan czegoś? Czy od razu bierzemy się do pracy? - Zaproponował grzecznie, na co uspokojona matka skinęła tylko z uśmiechem głową i ciągnąc za sobą najmłodszego syna zniknęła w salonie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Maximilian nie wiedział i nie powinien wiedzieć o niektórych rzeczach, nie powinien mieć świadomości, że inni ludzie faktycznie dyskutowali za jego plecami, starając się znaleźć najlepszy sposób na to, żeby mu pomóc. Coś podobnego należało raczej pokazać, niż o tym opowiadać, bo mówić mógł dosłownie każdy i to dokładnie to, na co miał ochotę. Dlatego też Christopher postępował jak najostrożniej, nie spodziewał się jednak aż takiego powitania, które niemalże zwaliło go z nóg. Pies akurat najmniej mu w tym wszystkim przeszkadzał, bo kochał zwierzęta, więc nie miał najmniejszych problemów z tym, żeby pozwolić czworonogowi po sobie skakać, nie narzekał również na modele smoków, ale mimo wszystko uwaga, która doleciała po chwili jego uszu, nieco zbiła go z tropu. Nie miał powodów, żeby wtrącać się w życie prywatne Maximiliana, ostatecznie bowiem ten mógł robić, na co tylko miał ochotę, ale słowa wypowiedziane przez jego młodszego brata spowodowały, że coś Christopherowi się w nich nie spodobało. Zaraz jednak odsunął na bok tę myśl, nie przejmując się tym, że nieznacznie się zarumienił, skupiając się o wiele mocniej na kobiecie, która mu się przedstawiła oraz na tym, jak wyglądał sam Maximilian. Powiedzieć, że kiepsko, to zdecydowanie powiedzieć bardzo mało. Coś wyraźnie znowu się z nim działo i Christopher zaczął się nawet zastanawiać, czy chłopak aby na pewno niczego nie przyjął, nim się tutaj zjawił, ale uznał, że nie wypada o to pytać. - Christopher Walsh - przedstawił się automatycznie, zapewniając, że pomoc Maximilianowi nie była żadnym problemem, co było prawdą. Podobał mu się zapał chłopaka, podobało mu się to, że starał się jednak coś osiągnąć i liczył na to, że ten faktycznie nie podda się gdzieś po drodze albo nie zrobi czegoś szalonego i nieodpowiedniego. Trudno było walczyć z przeszłością, z nałogami i innymi problemami, ale czasami to właśnie jasno wyznaczony cel, do którego się dążyło, był odpowiedzią na wszystkie kłopoty. Wyznaczał coś, czego człowiek musiał się trzymać, wkładając w to wiele pracy i serca, ostatecznie pozwalając, by myśli gdzieś ulatywały. - Weźmy się do pracy - powiedział cicho, mając wrażenie, że zdecydowanie łatwiej będzie mu rozmawiać, kiedy zostaną tylko w dwójkę. Nigdy nie przepadał za nadmiernymi tłumami, a teraz wyglądało na to, że dodatkowo uczestniczył w jakiejś prywatnej, słownej przepychance. - Zabrałem ze sobą zioła, które moim zdaniem mogą pomóc w postawionym przez ciebie problemie. Jak daleko udało ci się zabrnąć w pracach nad eliksirem? Dalej, niż to, o czym pisałeś? - zapytał, wyraźnie mniej spięty, gdy zostali sami, a on nie czuł się, jakby znajdował się mimo wszystko pod obstrzałem.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Całe szczęście, że Walsh miał w serduszku dużo miejsca dla futrzaków, bo te, które mieszkały u Maxa raczej nie należały do samotników i uwielbiały, gdy poświęcało się im uwagę. Oczywiście nastolatek często dbał o to, by nie przeszkadzały mu w pracy, ale nie zawsze było to możliwe i konieczne. Najczęściej pozwalał buszować po pokoju Andrzejowi, który naprawdę wyrobił się charakterem od kiedy Solberg go dostał i często po prostu siadał chłopakowi na ramieniu, przyglądając się, jak ten w skupieniu grzebie coś nad kociołkiem. Nieplanowany spęd rodzinny oczywiście wkurwił Maxa i sprawił, że chłopakowi zrobiło się nieco głupio, ale nie miał zamiaru komentować idiotyzmu tego smarkacza. Dał mu po prostu to, czym zawsze uciszał jego mordę i liczył, że podziała, choć wiedział, że Stacey nie jest zadowolona z ich układu. Cóż mógł powiedzieć? W razie czego zawsze mogła przecież Hugo te fajki skonfiskować. Kobieta kiwnęła z uśmiechem głową i zniknęła, a Max w końcu mógł odetchnąć i odruchowo przewrócić oczami, na całą tę szopkę, która odjebywała się praktycznie za każdym razem, gdy domownicy byli w domu. Czemu choć raz to Nick nie mógł być gospodarzem, który otwiera drzwi? Przybrany ojciec nastolatka na pewno lepiej powitałby gościa i dogadał się z Chrisem, ale jak zwykle był na dyżurze w szpitalu i raczej nie miał prędko wrócić. -W takim razie zapraszam na górę. - Ruszył w kierunku schodów, by zaprowadzić nauczyciela do swojego pokoju, który wyglądał lekko jakby przeszło po nim tornado. -Proszę wybaczyć bałagan, jak zwykle zabrałem się za zbyt wiele rzeczy naraz. - Uśmiechnął się, po czym zamknął drzwi i różdżką uporządkował to, co się dało, by nieco poprawić panujący tu chaos. -No więc, jak mam być szczery, to za dużo postępów nie poczyniłem. Wszystko wydaje mi się mdłe i słabe. Nie jestem zadowolony. - Powiedział ze skrzywioną miną, po czym wziął Groma na ręce i zaczął go głaskać, żeby zająć czymś domagające się szluga dłonie. -Widzi Pan? Kombinowałem ostatnio z kłaposkrzeczkami i jak na złość tylko wszystko pogorszyły. Skaczące bulwy brzmiały obiecująco, ale nie potrafię uzyskać odpowiednio skoncentrowanego soku, żeby jednocześnie nie psuł mi efektów innych składników, ale i działał odpowiednio mocno... - Zaczął, podając Christopherowi notatki, by mógł się lepiej przyjrzeć temu, o czym nastolatek mu opowiadał. -Z wielką chęcią więc przyjmę kolejne propozycje i porady. Co tam Pan przyniósł? - Zaciekawił się licząc na to, że zielarz pomoże mu odkryć brakującego elementu w całej tej popierdolonej, eliksirowej układance, która ni chuja nie chciała złożyć się w logiczną całość.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher był trochę oszołomiony tym, co się działo, dlatego też z przyjemnością przyjął zamknięcie się w pokoju. Zwierzęta mu w tym nie przeszkadzały, ostatecznie bowiem sam często pracował z Wrzos śpiącą na jego kolanach albo ramionach. Z tego też względu nie skupiał się na pozostałych istotach przebywających w pomieszczeniu, nie komentując również bałaganu inaczej, niż lekkim uśmiechem. Josh również żył w podobnym bałaganie, a przynajmniej tak uważał młodszy Walsh, nie mogąc zrozumieć, jak jego mąż może cokolwiek znaleźć w swoich rzeczach. Chris czasami miał wrażenie, że Josha otacza po prostu chaos, jakiego nie był w stanie zrozumieć. Podwinął teraz rękawy flanelowej koszuli i sięgnął po notatki Maximiliana, które zaczął uważnie studiować, zastanawiając się, czy aby przypadkiem ten brak powodzenia w pracy, jaką sobie chłopak założył, nie blokował go, nie drażnił i nie powodował, że nieco znowu się plątał. Tego typu przestoje były irytujące dla kogoś, kto był w pełni sił, zniechęcały do działania i gniewały, więc podejrzewał, że w sytuacji Solberga coś podobnego mogło być o wiele trudniejsze. - Skaczące bulwy są dość interesującym pomysłem, ale nie jestem pewien, czy nie zaburzałyby zdolności płynących z pozostałych składników eliksiru. Być może, ale to tylko założenie, ich właściwości zaburzyłyby właściwą pracę pozostałych elementów, są w końcu dość, powiedzmy, inwazyjne - stwierdził z namysłem, a potem pokiwał głową sam do siebie, by ostatecznie sięgnąć po przyniesione rzeczy. Zioła, które ze sobą zabrał, znajdowały się w różnej formie, świeżej, sproszkowanej, wysuszonej. Wiedział doskonale, że każde z nich posiadało inne właściwości, niektóre lepiej działały, gdy wydobyć z nich ekstrakt, inne powinny faktycznie zostać wcześniej ususzone, inne ścierało się niemalże na pył, by wydobyć z nich odpowiednie właściwości, te, które były najbardziej pożądane. - Po pierwsze, asfodelus. Założyłem, że jego właściwości wykorzystywane przy eliksirze wiggenowym mogą wspomóc utrzymanie mikstury, którą próbujesz stworzyć. Nazwałbym go stabilizatorem. Poza tym zwracam jego uwagę na właściwości prowadzące do udrażniania płuc, co może okazać się bardzo pożyteczne, przy zmianach temperatur. Zakładając, że daje nam możliwość zaczerpnięcia głębszych oddechów, może ułatwić przyjmowanie eliksiru. Poza tym stosowano go również jako roślinę moczopędną i polepszającą pracę jelit, a to wiąże się z możliwością wydalenia nadmiernej dawki eliksiru oraz łatwiejszego jego przyswojenia - wyjaśnił, wskazując na pierwszą z przyniesionych roślin, zatrzymując się przy niej na dłużej, pozwalając na to, by podane przez niego informacje dobrze utrwaliły się w głowie Maximiliana. - Tylko nie powinniśmy ruszać korzenia, bo możemy przypadkiem osiągnąć gorsze efekty. Nie mam pojęcia, jak mogłaby podziałać wysoka zawartość skrobi, poza tym zawiera bardzo dużo asfodeliny, a nadmiar tego enzymu może być trujący.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mało kto miał okazję poznać Maxa od strony "domowej". Chłopak był zupełnie innym człowiekiem tu, w Inverness niż w Hogwarcie, gdzie lawirował między nauczycielami, rówieśnikami i pojebanymi rzeczami, które co rusz się odkurwiały w zamku. W domu nie był co prawda chodzącym aniołem, ale widać było u niego zdecydowanie większe stonowanie i mniej spięte podejście do życia. Czuł się nieco nieswojo dając Chrisowi swoje notatki, do których wcześniej praktycznie nikt nie miał dostępu, ale wiedział, że jeśli mężczyzna ma mu pomóc, sam musi też wyjść mu nieco naprzód, a co jak co, akurat notatki miał poukładane jak nikt i obarczone zdecydowanie zbyt wieloma własnymi szkicami, które miały mu pomagać lepiej widzieć wszystkie procesy i składniki. Oczywiście wkurwiał się na brak postępów, ale starał się skupić na samej przyjemności z siedzenia nad kociołkiem, co nie zawsze wychodziło tak dobrze, jakby tego chciał. -To prawda... - Zaczął, nie mogąc nie zgodzić się z Walshem. -Wie Pan, sama inwazyjność składnika nie jest problemem nie do rozwiązania, można próbować go neutralizować lub podmienić inny składnik, z którym zachodzi w tak mocną reakcję. Tworząc Somnium właśnie tak pracowałem i ostatecznie udało się poskładać wszystko do kupy, ale teraz jest o wiele trudniej. Może to kwestia tego, że na transmutacji znam się lepiej niż na uzdrawianiu... - Rozwinął myśl, nie zdając sobie sprawy, że po raz pierwszy chyba wspomniał tak mimowolnie o Somnium Sirenis, który obchodził swój rok na rynku. Bardziej skupił się na tym, jak wiele rozwiązań było i jak mocno się w tym wszystkim pogubił, jak jeszcze nigdy. Był od cholery zajarany ilością ziół, jakie Christopher przyniósł. Dawały tyle możliwości, że nastolatek najchętniej je wszystkie wziąłby na warsztat, ale oczywiście się powstrzymywał. Wiedział ile takie rzeczy kosztują i nie chciał narażać Walsha na straty większe niż było to konieczne. -Udrażnianie płuc? Nie miałem o tym pojęcia. - Przyznał, bo choć o relacji asfodelusa z jelitami przekonał się na własnej skórze, to jednak jeśli chodziło o wydolność oddechową nigdy wcześniej nie natknął się na tę informację, a była ona cholernie ciekawa i mogła być naprawdę ważna przy jego pracy. -Jest Pan naprawdę genialny. Wezmę na chwilkę.... - Sięgnął po swoje notatki i zaczął je wertować, jednocześnie robiąc porządek na stole roboczym. Zajęło mu to dłuższą chwilę, gdy w końcu znalazł to, czego szukał. -Mam! - Odwrócił się przodem do Walsha, choć wzrok miał skupiony na swoim krzywym piśmie. -"Używając roślin z gatunku leczniczych i łagodzących, choć ich tradycyjne formy są najbardziej skuteczne i sprawdzone, warto zamienić je prażonymi liśćmi lub pręcikami. Prażenie pozwala wyzbyć się składników potencjalnie trujących po dodaniu kilku kropel krwi nietoperza, jednocześnie zmieniając nieco odczyn eliksiru na zasadowy." - Zakończył, przygryzając wargę i intensywnie myśląc nad własnymi słowami, które właśnie wybrzmiały, a które to zapisał po eksperymentach na mandragorze, bieluniu, malwie i kilku innych roślinach. -To może być trop, warty sprawdzenia. Co prawda nie prażyłem nigdy korzenia asfodelusa, ale można początkowo spróbować z czymś pewniejszym jak jego liście. - W końcu spojrzał na swojego byłego nauczyciela z oczami rozjaśnionymi od ekscytacji, która zaczęła ogarniać go całego. Naprawdę nie było chyba na świecie niczego, co tak bardzo zmieniałoby tego chłopaka jak to, co kochał najbardziej.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher obserwował uważnie chłopaka, choć po jego łagodnej minie nie dało się właściwie niczego poznać. Nie było w nim niczego niepokojącego, niczego, co mogłoby Maximilianowi zasugerować, że mimo wszystko jego dawny nauczyciel był tutaj również na przeszpiegach. Teraz gdy mu się przyglądał, coraz bardziej utwierdzał się w myśleniu, że faktycznie chłopak starał się zaimponować innym, że być może próbował pokazać im, że jest niesamowity, że jest w nim coś, na co warto zwrócić uwagę i to było dla niego w dużej mierze zgubne, że to właśnie powodowało, że mieszał się w tym, co chciał robić i o czym marzył. Na razie jednak Walsh nie zamierzał tego w żaden sposób poruszać, po prostu odnotowując w pamięci i trzymając to na uboczu własnej świadomości, nie chcąc, by Solberg cokolwiek dostrzegł. - Być może w takim razie dobrze trafiłeś – powiedział spokojnie Christopher, przesuwając opuszkami palców po liściach jednej z roślin, jakby chciał się upewnić, że ta dobrze zniosła podróż i przypadkiem nie będzie musiał się nią za chwilę zająć, jeśli chcieli wyciągnąć z niej wszystkie możliwe składniki, potrzebne im do stworzenia naprawdę dobrego eliksiru. Odetchnął nieco głębiej, mając przez chwilę wrażenie, że za chwilę się zarumieni, ale nic takiego nie miało miejsca, kiedy spoglądał ponownie na Maximiliana. – Kiedy byłem w twoim wieku, chciałem zostać uzdrowicielem. Moja praca dyplomowa dotyczyła roślin leczniczych i wiedziałem wtedy całkiem dużo na temat różnych spraw związanych z chorobami. Musiałbym teraz odświeżyć swoją wiedzę, ale to nie znaczy, że niczego nie pamiętam. Być może właśnie ta informacja mogła podpowiedzieć Solbergowi dlaczego mężczyzna wiedział o właściwościach niektórych roślin więcej, niż inni. Zgłębiał wiedzę o nich, poszukiwał najróżniejszych opracowań, sięgał po wiedzę, jaka pochodziła z naprawdę zamierzchłych czasów, nic zatem dziwnego, że teraz pokiwał lekko głową. Przyznał, że informacja ta nie była zbyt powszechna, a przynajmniej nie we wszystkich kręgach, po czym wspomniał mu o książkach, w których mógł się z nią nieco obszerniej zapoznać, uznając to mimo wszystko za coś istotnego. Skoro zaś Max chciał wiedzieć, jak najwięcej o wszystkim, co go otaczało, by stworzyć jak najlepszy eliksir, to miał właśnie możliwość. Słuchanie go, obserwowanie, kiedy zaczynał koncentrować się na tym, co chciał robić, było na swój sposób fascynujące i dawało Christopherowi poczucie, że nie wszystko stracone. Kiedy wspomniał mimochodem o swoim poprzednim dziele, ale nie chwaląc się nim, kiedy zaczął czytać notatki, kiedy cały niemalże zapłonął, skłonny do tego, by zająć się tą sprawą, zielarz wiedział już, jak może faktycznie nieco go uziemić i skierować jego umysł na rzeczy ważniejsze, niż przyziemne problemy i używki, jakie niszczyły przejrzysty, światły umysł. - Zacznijmy od liści. Nie daję ci gwarancji tego, co uzyskamy, kiedy zajmiemy się korzeniem. Wiem, że dawniej ludzie go spożywali, ale nigdy nie miałem okazji przekonać się, co się stanie, jeśli zacznie się go w jakikolwiek sposób przyrządzać. Podejrzewam jednak, że dawka trucizny musi być w nim naprawdę wysoka, a zatem musielibyśmy znaleźć sposób, na wcześniejsze jej, cóż, odsączenie, żeby dotrzeć do potrzebnych nam składników – stwierdził, kiwając nieznacznie głową. – Dla polepszenia smaku, bo to mimo wszystko istotne, proponowałbym również zastosować mięte. Jej właściwości również mogą się przydać w łagodzeniu skutków spożywania eliksiru, zwłaszcza dla osób, które mają problemy w ich przyjmowaniu.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Na szczęście dla Christophera, Max był już tak pochłonięty pracą i pomysłami, że nawet najbardziej oczywiste znaki możliwe że byłby w stanie pominąć. Teraz nie liczyło się już nic innego niż zioła, które mężczyzna przyniósł, a na wszystkie inne tematy odpowiadał mechanicznie, bez większego myślenia. -Naprawdę? Nie miałem pojęcia. Czemu Pan z tego zrezygnował? - Zapytał zaciekawiony, choć wzrok uciekał mu do gładzonej przez Walsha rośliny. Co jak co, ale uzdrawianie było trudną, aczkolwiek cholernie przydatną sztuką. -Miałem naprawdę nosa, żeby prosić Pana o pomoc. - Prychnął lekko rozbawiony, po czym znów zatopił się w notatkach, szukając tego, czego akurat teraz potrzebował, by wybrnąć jakoś z sytuacji, w jakiej się znalazł. Od dawna już próbował rozwiązać ten problem, ale naprawdę kiepsko mu to szło. Zapisał sobie jeszcze rekomendacje co do literatury obiecując sobie, że jak tylko będzie miał sekundę pójdzie do biblioteki by ich poszukać. -W takim razie liście. - Zgodził się, szykując już stanowisko pracy. Jeśli faktycznie coś trzymało go na tym świecie to właśnie ta pasja, której nikt nie mógł mu zaprzeczyć. Odsunął kociołek z ognia i nadstawił nad niego przetransmutowany w patelnię moździerz, na który wrzucił liście rośliny, by rozpocząć proces prażenia. -Zna Pan jakieś dobre metody na odsysanie trucizny? Pytam z czystej ciekawości oczywiście. - Proces trochę trwał, więc w międzyczasie postanowił dowiedzieć się, czy Chris nie ma w rękawie jakiś sztuczek, które mogłyby mu się kiedyś przydać. -Mięta zawsze jest dobrym pomysłem. Ma Pan trochę, czy mam zerknąć w swoje zapasy? - Machnął różdżką, po czym otworzyła się skrytka, gdzie trzymał wszystkie fiolki i składniki, co nieskromnie mówiąc, było dość pokaźną kolekcją, choć dla nastolatka i tak zawsze było tego mało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
To, że Max zajmował się z taką pasją rzeczami, o których rozmawiali, właściwie cieszyło Christophera, chociaż musiał przyznać, że i w tych działaniach było coś nieco szalonego, zupełnie jakby chłopak chciał poświęcić się im tak bardzo, że nie był w stanie skoncentrować się na niczym innym. Nieco, co brzmiało szaleńczo, jakby był od tego uzależniony. Niemniej jednak mając w pamięci to, co powiedziała mu Beatrice, nauczyciel zielarstwa był w stanie przyznać, że chłopak miał w sobie coś z osobowości człowieka skłonnego do popadania w uzależnienia. Nie znał się na tym aż tak dobrze, by w tej kwestii faktycznie wyrokować, ale mimo wszystko przez pewien czas szykował się do roli uzdrowiciela, więc posiadał nieco głębszą wiedzę, od przeciętnego ucznia Hogwartu. - Po prostu uznałem, że robię coś, co nie do końca odpowiada moim zamiarom. Wolałem zajmować się roślinami, a nie pacjentami, więc musiałem ostatecznie rozważyć swoją przyszłość - odparł, częściowo zgodnie z prawdą. Nie zamierzał opowiadać Maxowi o relacjach ze swoim przyjacielem, bo to na pewno nie było coś, co powinno go obchodzić, a ponieważ nie znali się tak dobrze, by mógł na tej podstawie dawać mu jakieś rady, zmilczał tę akurat kwestię, po prostu koncentrując się na nieco istotniejszych aspektach ich spotkania. Uśmiechnął się jeszcze przelotnie na jego uwagę, po czym w milczeniu zaczął przyglądać się kolejnym działaniom chłopaka. - Mówimy o roślinach, czy o pacjentach? - zapytał, unosząc lekko brwi, po czym przyznał, że były to dwie zupełnie różne kwestie. Poza tym nie dało się tego ukryć, wydestylowanie trucizny z danej rośliny bywało różne, składniki toksyczne kryły się raz w korzeniach, raz w owocach, innym znowu razem w liściach i trzeba było doskonale się na tym znać, by wiedzieć, jak zadziałać. Były takie przypadki, jak ostrokrzew, które były dość oczywiste, ale były również takie, które bez dwóch zdań wymagały zdecydowanie więcej pracy i wysiłku, czego właściwie nikt nie pochwalał. Dla Christophera było to jednak równie fascynujące, jak zwyczajne zajmowanie się roślinami. - Oczywiście, że mam. Przygotowałem właściwie wszystko, co chciałem ci pokazać w pierwszej kolejności - odparł, sięgając po właściwą roślinę, jednocześnie przyglądając się spod przymkniętych powiek działaniom podejmowanym przez chłopaka. Ten najwyraźniej bowiem doskonale wiedział, co robił, a jego wiedza była fascynująca i należałoby skoncentrować się na jej pogłębieniu.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lepsze uzależnienie od pracy i przy okazji rozwijanie się w dziedzinie, którą kochał niż popadanie w używki, które choć często pomagały mu w procesie twórczym, to równie mocno wyniszczały jego umysł i przede wszystkim organizm. -Rozumiem. Nie zawsze nasz pierwszy wybór jest tym właściwym, co często wychodzi po czasie. - Powiedział, gasnąc nieco, bo do jego myśli nie wdarło się żadne zajęcie, a osoba, z którą jeszcze nie tak dawno dzielił ten pokój zasypiając co noc w jego ramionach. Otrząsnął się jednak w miarę szybko, nie chcąc rozpraszać się teraz, gdy naprawdę miał okazję ruszyć do przodu z eliksirem. Musiał skupić się na pracy, zostawiając bolesną przeszłość na chwilę za drzwiami. -W sumie to o obydwu. Rośliny w celach naukowych, ludzie w celach... No cóż, bardziej życiowych. - Przyznał po chwili zastanowienia się ciekaw, czy Christopher będzie chciał udzielić mu odpowiedzi. Wiedział, że w czasie nauki nie zaskarbił sobie zbyt wiele zaufania u hogwarckiej kadry i wielu z nich wciąż podchodziło do jego słów aż nadto ostrożnie, ale liczył na to, że świeżo upieczony Walsh będzie w stanie spojrzeć ponad Maxiowe błędy młodości. -No tak, co ja się pytam. Nie rozmawiam przecież z pierwszym lepszym amatorem, przepraszam. - Uśmiechnął się kręcąc głową, po czym zmniejszył nieco płomień, by nie zwęglić liści, które już prawie się uprażyły. -Nie chcę zabrzmieć jak dzieciak z wybujałym ego, ale nie jestem do końca przyzwyczajony do pracy z kimś, kto wie co robi. Poza Beatrice oczywiście. - Dodał jeszcze, po czym odstawił patelnię na bok pozwalając składnikowi odpowiednio ostygnąć, podczas gdy nastolatek przeprosił się z kociołkiem i zaczął przygotowywać to, co miał już wcześniej gotowe w kwestii nowego eliksiru, choć niestety nie było tego zbyt wiele, zaczynając jak zawsze od sprawdzenia ostrości sztyletu na własnej dłoni, by następnie zadowolony z wyniku mógł przejść do siekania nietoperzych wątróbek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Czasami potrzeba wiele czasu, by zrozumieć, że pierwszy wybór nie był właściwy. I ciężko jest się z tym pogodzić – powiedział dość łagodnie Christopher, obserwując przy okazji chłopaka, odnosząc wrażenie, że za jego uwagą kryło się coś jeszcze, w końcu jego uwagi nie uszła nagła zmiana jego zachowania, choć niezbyt ujawniona, choć pospiesznie przykryta. Jego słowa zdawały się również nieść w sobie coś więcej, niż zwyczajną uwagę, a zielarz wiedział, że dla kogoś tak młodego, jak Solberg, porażki na różnym poziomie, również osobistym, były bardzo trudne. Zwłaszcza, gdy wierzyło się, że coś może być niezmienne, że coś jest dane raz i zostanie na zawsze. On sam również się z tym kiedyś zmierzył, wiedział więc doskonale, o czym mówił, ale nie był pewien, czy Max chciał o tym rozmawiać. Nie znali się na tyle dobrze, by faktycznie mógł ciągnąć z nim ten temat. - Całkiem przydatna wiedza w obu przypadkach, ale pozwól, że nieco bardziej zgłębię temat, nim udzielę ci faktycznej odpowiedzi – stwierdził, nie zamierzając go ani o nic oskarżać, ani podejrzewać, ani z góry zakładać, co Solberg mógł planować. Patrzenie na niego przez pryzmat jego błędów było oczywiście zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, jaką zdążył sobie wyrobić opinię, ale jednocześnie całkowicie niepoważne, pokazujące, że nikt nie chciał dać mu drugiej szansy. Owszem, Christopher był daleki do tego, by dawać mu tych szans nieskończenie wiele, bo mimo wszystko istniały pewne ograniczenia, jakich po prostu nie należało przekraczać, pewne granice, po zerwaniu których jego zaufanie i wiara w lepszą przyszłość również ulegała zniszczeniu. Liczył jednak na to, że Maximilian również zechce współpracować i nie będzie próbował tego wszystkiego zniszczyć, tej wyciągniętej ku niemu ręce. - Takich ludzi jest znacznie więcej, Max. Myślę, że jeśli tylko dasz im szansę i zaczniesz z nimi rozmawiać, odkryjesz, że całkiem sporo z nich jest skłonnych do dyskusji i szukania nowych rozwiązań, nawet wtedy, gdy wydaje się, że te zostały ustanowione raz na zawsze. Skoro sam masz wiedzę, dziel się nią, a zobaczysz, że wkrótce znajdziesz ludzi tak samo zafascynowanych tematem, jak ty – powiedział, marszcząc lekko brwi, puszczając mimo uszu jego uwagę, jednocześnie dochodząc do wniosku, że powinien wskazać mu drogę, którą ten mógłby podążyć, wierząc w to, że to będzie dla chłopaka najlepsze. Później zaś podszedł nieco bliżej, by pomóc mu w przygotowaniu roślin do eliksiru, ciekaw tego, jakie ostatecznie osiągną efekty, skłonny do tego, by w najbliższym czasie poszukiwać kolejnych roślin i kolejnych propozycji usprawnienia szykowanego właśnie wywaru. +
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oj nie, zdecydowanie nie chciał o tym rozmawiać. Uśmiechnął się więc słabo, jakby potwierdzając tym, że rozumie słowa i nawet niestety się z nimi zgadza. Wolał jednak przejść do tego, co pozwalało mu się bardziej zrelaksować i dawało radość w życiu - eliksirów. -Jasne, chętnie poczekam jeśli dzięki temu będę mógł dowiedzieć się więcej. - Zapewnił mężczyznę, bo akurat w tym temacie jakoś specjalnie mu się nie spieszyło, choć ciekawość i ambicje sprawiały, że owsiki w jego dupsku zaczynały się budzić. -Och, nie chciałem żeby tak to zabrzmiało. - Na chwilę uniósł wzrok znad stanowiska pracy, po czym zaczął wyjaśniać wracając do przygotowywania składników. -Po prostu nie każdy rozumie mój styl pracy. Większość osób, nawet jeśli jest naprawdę dobra w tym co robi, woli trzymać się sprawdzonych receptur. Mało kto wychodzi poza schematy, a już tym bardziej sięga po coś co z założenia skazane jest na porażkę. Oczywiście miałam okazję pracować z osobami, które do tego schematu się nie wpasowywały, ale w większości jednak ludzie stają po bezpieczniejszej stronie kociołka. - Wyjaśnił nieco dokładniej to, co miał na myśli, dodając do swojego wywaru wątroby nietoperzy, krew salamandry, by następnie wyczarować wokół kociołka barierę ochronną i dodać uprażone przed chwilą liście. Wywar gwałtownie zmienił kolor i zaczął wrzeć, na co Max instynktownie zareagował zmniejszając nieco ogień i dodając trochę soku z granatu. Przez chwilę gapił się w bełkoczący niebezpiecznie eksperyment, nie mając już w ogóle instynktu samozachowawczego przy pracy i nawet nie zasłaniając się ręką na wypadek ewentualnego wybuchu. -Wygląda na to, że do czegoś tu doszliśmy. - Odpowiedział z wielkim uśmiechem na ryju, gdy mikstura się uspokoiła. Solberg czuł, jakby przełamał właśnie jakiś niewidzialny mur, a jego szmaragdowe ślepia błyszczały jak to dawno nie miało miejsca. -Ogromnie dziękuję za pomoc. Myślę, że teraz mogę ruszyć w końcu do przodu. - Zwrócił się do Chrisa nie wyganiając go jednak jeszcze z mieszkania. Wręcz przeciwnie, pozwolił by mikstura nieco się "przegryzła", a następnie usiadł obok Walsha i z ogromnym zainteresowaniem dyskutował o kolejnych przyniesionych przez niego roślinach. + //zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zwrócił łódź wcześniej niż zamierzał, choć nie przyjął pieniędzy, które właściciel chciał mu zwrócić. Był dużo bardziej przygaszony i nerwowy, od kiedy Paco bezczelnie pojawił się obok i odciął od używek, które po kilku dniach ciągłego krążenia po młodym organizmie zadomowiły się w nim na tyle, że Max wciąż nie potrafił przestać o nich myśleć kombinując jak tu wykiwać Moralesa i znów coś przygrzać. Niestety Salazar nie dawał za wygraną, tylko pogarszając stan nastolatka, gdy nalegał na wspólną podróż po ich przeszłości. Solberg niby czuł się na tyle rozjebany, że nie sądził, by cokolwiek jeszcze mogło go zaboleć, ale z każdym kolejnym słowem przekonywał się, jak bardzo się myli. W końcu jednak postanowił opuścić wodę i udać się w jedne miejsce, w którym czuł się bezpiecznie, a które jednocześnie mogło posłużyć jako zapalnik do przywołania Moralesowi wspomnień. -Max? Nie mówiłeś, że wcześniej wracasz! Coś się....? - W progu przywitała ich Stacey, która widząc twarz nastolatka od razu przygasła. Kobieta nie miała pojęcia, co łączy jej przybranego syna z Moralesem wciąż myśląc, że to może być jego mentor. -Rozpakujcie się, zaraz przyniosę wam herbaty. - Wiedziała, że nie ma sensu teraz wypytywać, zresztą dobrze widziała po chłopaku, co takiego mogło się stać. A przynajmniej potrafiła wydedukować, że używki grały w tym dużą rolę. Zamiast więc jakkolwiek zmuszać go do konwersacji, przytuliła Maxa do piersi, całując go delikatnie w czoło, po czym zniknęła w odmętach kuchni. -Chodź na górę. - Wskazał głową schody i już zaczynał sam po nich wchodzić, gdy z salonu usłyszał charakterystycznie stukanie pazurków o panele, po czym wielka, biszkoptowa kulka radości rzuciła się na nich, by przywitać chłopaka i jego towarzysza w domu. -Buddy, błagam... - Uśmiechnął się do psiny, nieświadomie powtarzając te same słowa, które wystosował do czworonoga, gdy Paco po raz pierwszy przekroczył próg tego domu. -No dobra, chodź z nami. Ale nie wchodzisz na łóżko! - Poczochrał biszkoptowy łeb, wskazując psiakowi, żeby ruszał przodem, a gdy tylko ta wesoła mordka przestała się w niego wpatrywać, chłopak znowu przygasł. -Radzę wziąć głęboki oddech. Czeka Cię inwazja smoków i kota z ADHD, który nienawidzi ludzi. - Lojalnie ostrzegł, po czym otworzył drzwi swojego pokoju i od razu zostali zbombardowani Andrzejem i resztą latającej świty podczas, gdy Grom mrucząc cichutko, łasił się do nogi nastolatka.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Niby udało mu się przekonać Maximiliana, żeby wrócili do kolejnych wspólnych wspomnień, a jednocześnie patrząc na jego przepełnioną bólem twarz miał wrażenie, że to pyrrusowe zwycięstwo. Nie chciał go ranić. Może i parał się brudnymi interesami, pozostawiając za sobą wiele trupów, ale wbrew pozorom trzymał się wyznaczonych zasad i granic i nie zależało mu na niewinnych ofiarach, a właśnie tak musiał traktować nastoletniego chłopaka. Wiedział już przecież, że nie łączyły ich żadne interesy, wręcz przeciwnie. Niewykluczone, że ten dzieciak był mu znacznie bliższy niż początkowo mu się wydawało, co tłumaczyłoby również powody, dla których poznał jego mroczne sekrety. Wyglądało także na to, że nie był tylko jednym z wielu kochanków, którzy przewinęli się przez jego łoże. Bez zawahania chwycił utworzony przez Solberga świstoklik, początkowo nie rozpoznając przedpokoju, w którym się znalazł. Szukał charakterystycznych elementów wystroju, czegokolwiek co zaprzęgłoby jego pamięć i wyobraźnię do pracy, kiedy w uszach wybrzmiał znajomy, ciepły głos Stacey. Pokłonił się delikatnie przed kobietą, starając się jednak nie wdawać w zbędne dyskusje. Nadal nie wypełnił wszystkich luk, a w konsekwencji wolał uniknąć niekomfortowej wymiany zdań. Dostrzegał jednak coraz więcej z każdą kolejną minutą, acz tym razem głównym zapalnikiem okazały się zgoła inne zmysły. Kojarzył przyjemny zapach unoszący się z kuchni i głośne szczekanie psy, który akurat dzisiaj wydawał się nad wyraz spokojny i nie rzucał mu się do kostek. Pamiętał tę rodzinną atmosferę, której niegdyś już tutaj doświadczył, a która wówczas przywołała w jego sercu tęsknotę za ojczystym domem w Meksyku. Podziękował skinieniem głowy za herbatę, dając się poprowadzić gospodarzowi na piętro. Miło było wreszcie ujrzeć uśmiech na twarzy nastolatka, nawet jeżeli nie on go wywołał. Podobało mu się to miejsce, mimo że nadal nie umiał się w nim odnaleźć. Ot, poczochrał podążającą za nim psinę po łbie… a raczej taki miał zamiar. Wycofał jednak dłoń, kiedy niejaki Buddy warknął na niego groźnie. – Chyba mnie nie polubił. – Wzruszył bezradnie ramionami, wzdychając ciężko, ale zaraz po tym całą swoją uwagę skupił na Maximilianie. – Chyba nic gorszego nas już nie spotka. – Pozwolił sobie gorzko zażartować na wspomnienie radosnej ferajny, ale wystarczyło że przekroczył próg pomieszczenia, a już musiał odganiać ręką frunącego w jego kierunku smoka. Cóż, przynajmniej nienawidzący ludzi kot nie zdecydował się potraktować go swoimi ostrymi pazurami. – Nie sądziłem, że zabierzesz mnie do domu… – Zagadnął do młodszego towarzysza, rozsiadając się na jego łóżku. Przymknął oczy, żeby otworzyć się nie tylko na wzrokowe doznania, co chyba zresztą podziałało. W nozdrzach poczuł bowiem intensywny zapach waleriany.
Leczenie amnezji: 6/8
Ostatnio zmieniony przez Salazar Morales dnia Sob 27 Sie - 20:28, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przynajmniej mieli względny spokój, bo zdawało się, że Hugo aktualnie nie ma w domu. Jak go Max znał, to szlajał się gdzieś z tymi swoimi dziwnymi znajomymi, robiąc głupie żarty i jarając szlugi na potęgę. Cóż, w końcu wychowali się pod jednym dachem, jakiś wpływ na młodego wrzoda musiał mieć. -Buddy, co Cię ugryzło? - Zdziwił się na warknięcie, bo psina raczej nie miała w zwyczaju źle reagować na gości. Wręcz przeciwnie, normalnie czworonóg cieszył się jak głupi i nawet ostatnio przywitał Salazara merdając ogonem i próbując doskoczyć mu do twarzy. -Zostaw go i skacz na górę. No już! - Popędził zwierzaka, czując w głowie ogromny mętlik. Naprawdę nie rozumiał, co tu się odjebało. -Wybacz mu. Chyba ma zły dzień. - Odpowiedział, nie mając pojęcia, jak wytłumaczyć zachowanie golden retrivera, który teraz posłusznie czekał już pod drzwiami. -Ta, nie wiesz co mówisz. - Prychnął, po czym otworzył bramę swojego królestwa, a Paco przekonał się, że czasem jednak warto Maxowi zaufać. Andrzej zrobił kółeczko, po czym tradycyjnie przysiadł Maxowi na ramieniu, ale za to reszta zgrai dość szczegółowo musiała obejrzeć sobie dzisiejszego gościa. -Taaa. Wolałem Cię sam tu przyprowadzić, niż ryzykować, że wleziesz mi tu nieproszony. - Mruknął nie do końca szczerze, ale nie czuł się na siłach, by rozmawiać o swoich lękach i uczuciach. -Cokolwiek świta? - Zapytał, czując się nagle strasznie niezręcznie i nie wiedząc, jak prowadzić z nim rozmowę. Wziął więc Groma na ręce i zajął się głaskaniem jego czarnego jak noc futerka, które zdecydowanie potrzebowało już kąpieli i porządnego wyczesania.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Paco aktualnie nie zdawał sobie nawet sprawy z istnienia kogoś takiego jak Hugo, za to musiał przyznać, że zaskoczył go zastany w szkockim domostwie rozgardiasz i bynajmniej nie miał tu na myśli bałaganu, a raczej głośną acz przyjazną, rodzinną atmosferę unoszącą się wokoło. Czasami brakowało mu takiego klimatu. Pławił się w luksusach, szastając galeonami na prawo i lewo, ale pośród efemerycznych, płytkich uciech na próżno było szukać prawdziwego szczęścia, które odczuwał chociażby w otoczeniu licznych, niezwykle rozgadanych członków meksykańskiej familii. Tupanie biszkoptowych łap pobudziło do życia wyobraźnię Moralesa, chociaż z tego co pamiętał ostatnim razem psina podchodziła do niego ze znacznie większym entuzjazmem. Cóż, zwierzęta obdarzone były niesamowitą intuicją, więc kto wie… być może Buddy warknął wściekle, wywąchując utkwioną w nim mroczną klątwę harpii. – W porządku. Chyba nie tylko on. – Machnął ręką na znak, że gospodarz nie ma czym się przejmować, chociaż szczerze żałował, że nawet łagodny w swym usposobieniu golden retriever uznał go za nieproszonego gościa. Nie to, żeby Maximilianowi nie ufał, ale rzeczywiście dotarło do niego, że zbagatelizował jego słowa, kiedy tylko spotkał się z wesołą, frunącą w jego kierunku ferajną, która skutecznie zamieszała mu w głowie, rozpraszając przynajmmniej część dzielonych z tym miejscem wspomnień. Przede wszystkim jednak zdekoncentrowały go słowa Felixa. – Mówisz, jakbym to naprawdę ja decydował… – Wyrzucił z siebie wyraźnie przygnębiony, przewracając oczami z nieskrywanym nawet rozczarowaniem. Dobrze wiedział, że nie ma tu nic do gadania i że w istocie zdany jest na łaskę towarzyszącego mu nastolatka. – Gdybyś tylko chciał, mógłbyś całkiem wymazać mnie ze swojego życiorysu. – Wyznał zresztą gorzką prawdę, zanim rozsiadł się na wygodnym materacu, zastanawiając się czy aby właśnie do tego nie dążył jego kompan… tylko czy wtedy w ogóle proponowałby mu swoją pomoc? Dopiero przyjemne uczucie ciepła rozlewającego się w sercu wyrwało go z głębokiego zamyślenia, a przymknięte powieki pozwoliły przeżyć przynajmniej część popołudnia z warzeniem eliksiru w roli głównej na nowo. Wystarczającą do tego, by kąciki jego ust uniosły się w szczerym, radosnym uśmiechu. – Czuję tylko smak waleriany i twoich ust… – Mruknął refleksyjnym tonem, starając się ruszyć dalej. Najpierw zapach, teraz smak, a i tak najważniejsze okazało się to, co umykało ramom zmysłów. – …i możesz mi wierzyć, że trudno mi się skupić na czymkolwiek innym. – Pozwolił sobie zażartować, ale szybko spoważniał, dążąc do tego, by wynieść jak najwięcej z tej wizyty. – Lubiłem te nasze gierki. – Otworzył oczy, spoglądając w szmaragdowe ślepia, a chociaż czekoladowe tęczówki nie patrzyły na chłopak tak jak w rajskim sadzie, tak gdzieś w ich dało się dostrzec zalążek prawdziwych emocji, które wypełniły Moralesa na skutek wspólnego, wyjątkowo miłego wspomnienia. – Mogę tu zapalić? – Przerwał nagle, kiedy dłoń nerwowo zacisnęła się na skrywanej w kieszeni spodni paczce merlinowych strzał. Głód nikotynowy uderzył go ze zdwojoną siłą, a płuca wręcz domagały się siwej chmury gryzącego dymu. – Potrzebuję chwili, żeby to wszystko poukładać. – Dodał również gwoli wyjaśnienia, wyczekując niecierpliwie przyzwolenia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Naprawdę nie wiedział, jak odczytywać reakcję psiska, ale była naprawdę niepokojąca. Max nie kojarzył, by w ciągu całego swojego życia Buddy na kogokolwiek zareagował w taki sposób. Może faktycznie wyczuwał nieprzyjazną magię, jaka w mężczyźnie siedziała, a może raczej to, że jego właściciel ma teraz w stosunku do Salazara mieszane uczucia. Stanął jak wryty słysząc słowa Paco, które zrozumiał zupełnie inaczej niż mężczyzna zamierzał, a czując gniew Felixa, zwierzaki też jakby nagle stały się czujniejsze. -Ty sobie, kurwa, żartujesz? - Zgromił go spojrzeniem, bo czuł jak ciśnienie znowu mu się niemiłosiernie podnosi. -Zaraz mi powiesz, że to ja zdecydowałem, żebyś nałożył na mnie Namiar i jeszcze z niego korzystał?! Przestań pierdolić Paco. Robisz co chcesz, nie patrzysz na cokolwiek innego i nie pierdol mi tu, że nie Ty decydujesz, bo coś byś sobie uroił to i tak byś się tu pojawił i tak. - Zacisnął mocniej dłoń na futerku Groma, który syknął na niego, co sprowadziło Maxa na ziemię. No tak bezczelny to nie pamiętał, żeby Morales ostatnimi czasy bywał. -Tu nie chodzi o to, czego ja chcę. - Odwrócił głowę, bo temat zapomnienia był dla niego naprawdę bolesny i naprawdę wolał chyba się męczyć, ale pamiętać, niż pozwolić sobie po raz kolejny odebrać wspomnienia. Szczególnie, że niektóre z nich były naprawdę dobre. Poza tym teraz i tak myślał bardziej o tym zjebanym kutasie, bez granic szacunku, który siedział nieopodal, niż o sobie. Widząc uśmiech na twarzy Paco, Max znowu zmiękł, dodatkowo czując kolejny skurcz bólu w klatce piersiowej, gdzie powinno znajdować się serce, a słysząc, co dokładnie sobie przypomniał jeszcze bardziej miał ochotę stąd uciec. -No tak, warzyliśmy eliksiry. Byłeś w to beznadziejny. - Uniósł delikatnie kącik ust, choć widać było w tym uśmiechu więcej smutku niż radości. Dałby wiele, żeby powtórzyć tamten dzień, ale zdawał sobie sprawę, że nie będzie to takie łatwe. -To prawda. Obydwoje lubiliśmy. - Przyznał, ponownie przytulając do siebie Groma i czując, jak Andrzej przytula się swoim łebkiem do jego szyi. Widać zwierzaki naprawdę potrafiły wyczuć jego nastrój. -Jasne, pal. - Odsunął się od okna, które otworzył na oścież, po czym sam usiadł na łóżku i zapalił, a Buddy złożył na kolanach nastolatka swój wielki, biszkoptowy łeb. -Jak chcesz, mogę rozłożyć kociołek. Może stanowisko coś Ci przypomni. - Zaproponował, choć średnio miał na to ochotę, ale przynajmniej miałby już gotowe miejsce do pracy, jak Salazar opuści jego dom. Nie zdążył jednak się ruszyć, gdy usłyszeli pukanie do drzwi, a gdy Max odpowiedział, że można wejść, w pokoju pojawił się Nick, a za nim szła wyraźnie zmartwiona Stacey. -Przynieśliśmy herbatę i trochę zapiekanki. Co prawda wczorajsza, ale mam nadzieję, że równie pyszna. Gdybym wiedziała, że dzisiaj będziesz, zrobiłabym świeżą.... - Blondynka jak zawsze musiała się rozgadać, po czym postawiła tacę na biurku. Pokój wypełnił się aromatem jedzenia i ciepłego napoju, które skutecznie niwelowały odór zapalonych papierosów. -Nick Kolberg, miło mi. Pan to...? - Nick podszedł do Salazara i przedstawił mu się dość oficjalnie, co nie było podobne do wyluzowanego neurochirurga, ale widocznie rozmawiał już na dole ze Stacey i miał swoje podejrzenia. Kobieta szturchnęła męża, jakby chciała mu dać znać, że nie było to najbardziej taktowne, ale Nick wciąż uważnie przyglądał się Moralesowi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Zwierzęta domowe często intuicyjnie wyczuwały nastrój właściciela, więc niewykluczone że za sprawą psiego warknięcia stały również mieszane uczucia Maximiliana. Paco wolałby chyba jednak przy tych mieszanych uczuciach pozostać, skoro alternatywą okazał się wybuch gniewu, i to kompletnie nieuzasadniony. Cóż, nie pierwsze nieporozumienie, którego ofiarą padali, czyż nie? A jednak Morales poczuł wręcz na sobie ciężar gromiącego spojrzenia szmaragdowych ślepiów, zastanawiając się zarazem gdzie popełnił błąd. Nawet nie musiał. Szybko okazało się bowiem, że chłopak nadal wścieka się o nałożony na niego namiar. - Gdyby nie namiar… – Chciał już powiedzieć o tym, że właśnie dzięki temu pieprzonemu zaklęciu uratował jego głupi tyłek, ale po raniących słowach, jakie wybrzmiały w jego uszach, nie śmiał się już bronić. Zbierał więc cięgi w milczeniu, postanawiając zareagować dopiero po kolejnym, poddańczym wręcz komentarzu. – Powinno. Nie myśl, że to nie jest dla mnie ważne. – Mruknął gorzko, bo może stracił pamięć, ale nie serce, a to podpowiadało mu, że nie ma ochoty na dalsze krzywdy i kłótnie. Nie z kimś, kogo rzekomo darzył znacznie głębszym uczuciem niż potrafił sobie obecnie wyobrazić. – Chcesz… – Zawahał się, zwłaszcza po tym co zobaczył na jachcie, ale jednocześnie był w stanie zrozumieć chłopaka. Dla dobra i zdrowia ich stosunków nie mógł go wiecznie kontrolować i trzymać jak psa na uwięzi. – Chcesz, żebym go zdjął? – Zapytał więc polubownie, jednoznacznie pokazując że zależy mu na zakopaniu topora wojennego. Przynajmniej wspomnienia poprawiły mu parszywy dotychczas nastrój, wtłaczając do jego serca odrobinę nadziei. – Dzięki. – Próbował udawać urażonego, co nie wyszło najlepiej, kiedy zaraz prychnął pod nosem, jakby na nowo przeżywając wszystkie ich przekomarzanki. Szkoda tylko, że nie patrzył teraz na Felixa i nie widział kryjącego się za uśmiechniętą maską smutku. Dopiero po chwili podniósł głowę, zerkając w jego kierunku, ale wtedy chłopak otoczony był już wsparciem Groma i Andrzeja. Wsparciem, którego póki co on nie był w stanie mu zapewnić. – Zawsze lepiej szły mi zaklęcia, ale myślę że z takim nauczycielem szybko nadrobiłbym braki. – Sprezentował gospodarzowi zupełnie szczery komplement, skinieniem głowy dziękując za gościnne, luźne podejście do papierosów. Potrzebował wszak obecnie nikotyny niemal tak bardzo jak i tlenu. Przysiadł przy otwartym oknie, odpalając merlinową strzałę, co skłoniło jego wyobraźnię do jeszcze intensywniejszej pracy. Miał nawet podzielić się spostrzeżeniami z młodszym towarzyszem, ale ten wyprzedził go ze swoją propozycją. – Nie trzeba. Chyba idzie mi coraz lepiej. – Pokręcił głową, zastanawiając się czy powinien mu się do czegoś przyznać. – Zanim cię znalazłem, byłem w El Paraiso, ale nadal mam wrażenie, że wszystko zlewa się w jedną całość. – Szala przechyliła się, a Morales zdecydował się na szczerość, skoro przyszło im wspólnymi siłami budować podwaliny relacji od nowa. – Dałeś mi wtedy lekcję pokory. – Zaśmiał się pomiędzy jedną siwą chmurą dymu a drugą, powracając do wspomnień, które łączyli z tym pokojem. Niestety pogawędkę przerwało dosyć głośne pukanie do drzwi. Paco nie ruszył się z miejsca, bacznie obserwując jednak zachowanie Stacey i prawdopodobnie jej męża, którego w ogóle nie kojarzył. Nie był nawet pewien czy kiedykolwiek go spotkał. Długo nie czekał na rozwój wydarzeń. Nick rozproszył jego wątpliwości, podchodząc bliżej, za to Salazar – jak kultura nakazywała – wpierw odłożył papierosa do stojącej na parapecie popielniczki i dopiero po tym uścisnął męską dłoń. – Salazar Morales, miło mi. – Przedstawił się równie oficjalnie i zwięźle, w duchu modląc się, by głowa rodzina nie zaczęła zadawać mu niewygodnych pytań. Starał się zachowywać naturalnie, dlatego nie zerkał rozpaczliwie w kierunku Maximiliana, choć miał nadzieję, że w razie konieczności, uratuje go z niezbyt komfortowej dla obydwu sytuacji.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Doskonale wiedział, co Paco chciał powiedzieć. Gdyby nie namiar, zaćpałbyś się tam na śmierć, więc okaż trochę wdzięczności. Albo coś w tym stylu. Max nie chciał tego wysłuchiwać, ale na szczęście Salazar chyba to wyczuł i odpuścił. -Możemy o tym nie rozmawiać? Mamy ważniejsze rzeczy na głowie. - Taktycznie odwrócił głowę, by Morales nie widział malującego się na niej bólu. Nie chciał tłumaczyć mu jak wygląda u niego kwestia chociażby minimalnego szczęścia. Nie teraz. Nie uważał, by warto było zajmować sobie tym głowę, skoro i tak nie miało to odnieść żadnego skutku. -A jak myślisz? - Wrócił spojrzeniem do czekoladowych tęczówek, jasno dając do zrozumienia, że ta cała sytuacja mu się nie uśmiecha. Nigdy nie lubił być śledzony, bez względu na to, czy miało mu to uratować zasrane życie, czy też nie. Nastolatek starał się ignorować i zakopać rodzącą się we własnym sercu nadzieję. Nie mógł przecież tak nagle uwierzyć, że amnezja nagle odpuści, a oni wrócą do tego, co udało im się stworzyć w rajskim sadzie. -Jestem szczery. - Rzucił ze wzruszeniem ramion, bo akurat taka była prawda. Paco nie miał za grosz ręki do eliksirów i jeśli chciał się nauczyć, to czekała go niesamowicie długa droga. -Tak myślisz? Jestem prawie pewien, że kilka razy skopałem Ci tyłek. - Prychnął lekko, a w szmaragdowych tęczówkach na ułamek sekundy pojawiła się radość, która jednak dość szybko zgasła. Nie skomentował słów o swoim nauczaniu. Stały za blisko nadziei, a od tego chciał się w tej chwili odciąć, póki przyszłość wciąż była na tyle niepewna. -Jasne. - Odpowiedział krótko, nawet nieco żałując, bo tak mógłby sam się czymś może zająć. Może mogliby odtworzyć tamtą lekcję. Co prawda w nieco mniej przyjacielskiej wersji, ale zawsze. Solberg bardzo dobrze wiedział, jak przedmioty, zapachy i sytuacje potrafią działać w kwestii przywracania wspomnień. -W takim razie może chociaż to Ci coś przypomni. - Wyjął z kieszeni swój wierny sztylet i podał go Moralesowi. -Paraiso.... Coś tam Ci się przypomniało? Dość często tam bywaliśmy, więc nie zdziwię się jeśli masz jeden wielki kocioł. - Zagryzł mocniej zęby, bo nadzieja coraz bardziej starała się zagościć w jego sercu, ale Max z uporem maniaka ją stamtąd wyganiał, chcąc poznać po prostu sytuację i ewentualnie spróbować wyjaśnić Salazarowi niektóre wątpliwości. -Czasem Ci się należy. - Prychnął lekko, nie potrafiąc nie być dumny z własnego podstępu, który wtedy zastosował i reakcji Salazara, gdy zorientował się, że nastolatek po raz kolejny zrobił go w chuja, choć tym razem w celach czysto edukacyjnych. Papierosy poszły w ruch, Max kiepował na położoną na stoliku nocnym popielniczkę, wolną ręką głaszcząc leżącego mu na kolanach psiaka, gdy nagle z dwuosobowej imprezy zrobiła się taka nieco bardziej tłoczna. Całe szczęście Hugo nie było w domu. Nastolatek obserwował interakcję między mężczyznami, nie wiedząc, jak powinien zareagować. Czy w ogóle, powinien. -Max, zjedz póki jest ciepła. - Stacey postanowiła zaopiekować się przybranym synem, gdy panowie wymieniali uprzejmości. Max niechętnie wziął do ręki talerzyk z zapiekanką, ale tylko w niej dzióbał, kompletnie nie mając ochoty na posiłek. -Proszę wybaczyć, ale Stacey nie ma na tyle odwagi by dojść do sedna, więc ja to zrobię. Ja rozumiem, że Max jest już pełnoletni i ma prawo do swoich tajemnic, ale wciąż jesteśmy za niego poniekąd odpowiedzialni i przede wszystkim się o niego martwimy. Skoro nie jest to pierwsza sytuacja, jestem zmuszony zapytać, co takiego się stało. Widzisz, odkąd Max rozstał się z Felinusem, nie radzi sobie najlepiej, co pewnie Ci mówił. Chcemy tylko wiedzieć, co z nim jest i jak mu pomóc. - Słysząc te słowa Felix zbladł jak ściana, a na jego twarzy widać było jawne przerażenie. No jeszcze tego mu kurwa brakowało. Buddy od razu się podniósł, uważnie rozglądając się po pokoju i warcząc lekko w reakcji na zmianę w zachowaniu nastolatka, ale Max nie był w stanie wykrztusić z siebie nawet słowa. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Ledwo dochodziło do niego, że Stacey siedzi tuż obok i próbuje go uspokoić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees