C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam miał parę takich rzeczy, a koniec końców pamiętał okoliczności otrzymania większości z nich. Taka pamięć okazywała się być cholernie przydatna, niemniej jednak stanowiła także piętę achillesową, gdyż nie zawsze człowiek chce pamiętać. Mimo to nie miał innego wyjścia, a modyfikacja pamięci nie szła w grę. Pewne wydarzenia powodowały, że stał przed Maxem w taki sposób, a nie inny. Całkiem możliwe, że gdyby posunął się o krok naprzód, udowadniając swoją ignorancję, gdzieś wewnątrz odczuwałby pustkę - jakby minął ponad rok, a z tego nic nie zdołał zapamiętać. Felinus podniósł nieco brwi na pytanie retoryczne. Owszem, pracował sporo i zarobił tyle pieniędzy, że gdyby ukochany je zobaczył, to by dostał od razu prostego strzała w łeb, aczkolwiek się tym nie chwalił. Nie chodziło tutaj stricte o galeony, brzęczące monety, które były podstawową walutą w tym kraju, a prędzej o to, że po prostu nie chciał być obciążeniem. Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu musiał przyjąć do wiadomości to, że nie stanowi nieproszonego gościa. Że nie musi harować niczym wół, by udowodnić, że daje sobie z tym wszystkim rady. Było to ciężkie, jakieś wewnętrzne struktury próbowały się przez to przebić, ale nie zamierzał do tego dopuścić. - To co, żeby dopełnić tradycję pójdziemy sobie zrobić prowizoryczny szałas i znowu zagramy w rozbierane kostki? - uśmiechnął się szerzej, bo rzeczywiście pamiętał, jak to wszystko wyglądało. Sam nie mógł uwierzyć, że w sumie wtedy przegrał, ale najwidoczniej tak chciał los. Mimo to Solberg był prawdopodobnie jedną z nielicznych osób na globie, które były w stanie zobaczyć go tak szybko w dwóch różnych wersjach nago, a jeszcze do tego doszła trzecia, z jajami. Takiego scenariusza w ogóle się nie spodziewał i nadal go to widocznie dziwiło, aczkolwiek nie chciał walczyć z takim losem. Pamiętał moment, gdy ukochany wrócił z Meksyku i powiedział, że ma jedną niespodziankę. Tatuaż nie był na pewno tradycyjnym widokiem, jako że przyzwyczaił się wcześniej do tego, że na jego ciele nic takiego nie miało miejsca, acz nie oceniał go w negatywnym sensie. Samemu przecież tuż po powrocie z Arabii postanowił machnąć sobie wilka, który co prawda żyje własnymi ścieżkami, lecz udowadniał, że wcale mu takie rzeczy nie przeszkadzają. Na ciele partnera wiele z nich prezentowało się zajebiście i wiele wskazywało na to, że długo na ten temat zdania nie zmieni. Wsłuchując się w to, co mówił Max, dopiero po czasie zauważył, iż jedna rzecz się nie zgadza. Konkretnie ilość run, których było sporo, aczkolwiek jedna z nich pozostałaby albo bez pary, albo kompletnie do wyrzucenia. Zmarszczka na czole, gdy ściągnął brwi, pojawiła się wręcz błyskawicznie, a samemu zaczął myśleć nad innym rozwiązaniem powstałego wówczas problemu. No nie mogli dopuścić do tego, by jedna litera futharku starszego była sobie... praktycznie niczym. Westchnąwszy ciężej, zwoje mózgowe Lowella powoli ulegały przegrzewaniu, jako że nadal większość odczuć była dla niego stłumiona. - Mógłbyś się albo pozbyć runy, która ma najmniej styczności z tym, co chcesz osiągnąć, albo rzeczywiście... dobrać w trójki. Ale kombinacja będzie znacznie trudniejsza, co nie? - przyłożył palce do własnego podbródka, starając się przeanalizować ten temat. Rozumowanie byłego Ślizgona pozostawało w spektrum normalnych, niemniej było to też dowalanie sobie dodatkowej roboty. Nikt nie powiedział, że będzie prosto, prawda? Nie pozostawało zatem nic innego, jak aprobować ten pomysł, gdy lekko się uśmiechnął, udowadniając, że być może ta droga będzie rozwiązaniem - choć kroczenie wcale nie znajdzie się w spektrum łatwych. W Felinusie nie tyle coś pękło, a co najwyżej delikatnie się ukruszyło. Dobijała go po prostu świadomość, że niezależnie od tego, co powie, i tak nie ma wpływu na zachowanie partnera pod tym względem. Humor opadł mu diametralnie, dotyk był prędzej formalnością, która lekko zahaczała o uspokojenie jego rozjuszonych uczuć, a prosta fala zdawała się zrównać to wszystko z gruntem. Nie wiedział, jak może mu pomóc pod tym względem i, naprawdę, na przestrzeni czasu czuł się bardziej osłabiony tą walką. Albo zmęczenie zaczęło w nim coraz to bardziej funkcjonować, nie dając racjonalności dojść do głosu, który był jednak potrzebny w tych mniej przyjemnych chwilach. Na szczęście nikotyna pomagała o tym poniekąd przestać myśleć, a gdy buch w pełni opuścił jego usta, zabrał ze sobą rzeczy i poszedł do łazienki. Przyjrzał się w lustrze, obmył twarz początkowo chłodną wodą, by następnie wsunąć palce prawej dłoni w kosmyki, które niepotrzebnie się nagramoliły na czoło. Wobec tej walki czuł się za słaby i jedyne, co mu przyszło do wody, to po prostu zamoczyć całą głowę, by jakkolwiek odzyskać bardziej realne poczucie rzeczywistości; posiedział jeszcze kilkanaście minut. Następnie wyszedł, palce zacisnął na chłodnej klamce, przeszedł z powrotem do pokoju, pocałował ukochanego i położył się zmęczony spać na parę godzin.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Długo siedział nad projektem tego dnia, a im więcej czasu mijało tym ciężej było mu się od pracy oderwać. Czuł, że kolejne minuty mogą przynieść rozwiązanie, którego szukał, choć to wcale nie było tak proste, gdy zdecydował się jednak grupować runy trójkami. W końcu jednak musiał oderwać się od pracy czując uciekające w zastraszającym tempie skupienie. Wiedział, co to oznacza. Poszedł więc się przejść, a gdy wrócił słońce zaczęło już zachodzić. -No to co skarbie, Netflix i chill z okazji Twojego sukcesu? - Zapytał z uśmiechem, całując go w usta. Humor zdążył mu się poprawić i nieco łatwiej przychodziły mu radośniejsze gesty i słowa. Wyjął z siatki kupione po drodze wino i zaczął wymieniać to, co dobrego można dostać w tym mieście na wynos. Jemu było to obojętne, więc czekał aż partner podejmie decyzję. W końcu on był gwiazdą tego wieczoru. Rozsiadł się na kanapie w salonie wśród ciszy, bo akurat domownicy mieli tego wieczora inne plany i tylko zwierzaki mogły im zakłócić ten względny spokój. -Jednak zdecydowałeś się na dystrybucję Aceso? Uważam, że była to świetna decyzja. Nie omieszkam zajrzeć jutro do pierwszej wolnej apteki i przyjrzeć się, jak prezentuje się na półce. - I tak chciał wybrać się na małe zakupy, więc nie musiał nawet zbaczać zbytnio z , a nawet gdyby, to było to tego warte. Był ciekaw każdego szczegółu, od fiołki po etykietę, jaką ukochany wybrał.
Wcześniej przespał się sporo, więc i teraz miał trochę więcej sił na cokolwiek więcej niż leżenie w łóżku. Początkowo był nieco otępiały, niemniej jednak z czasem, gdy zaczął funkcjonować, posiadał więcej sił, a do tego nie myślał o pewnej nieprzyjemności, jaka to wynikła kilka godzin temu. Nic dziwnego - chciał koniec końców świętować, a życie jednak próbowało go od tego odciągnąć. Tak łatwo nie dawał się emocjom, w szczególności wtedy, gdy zaznał odpoczynku, leżąc wcześniej wygodnie w łóżku. Podejrzewał, że partner był nieco zmęczony koniecznością dobierania run, aczkolwiek nie wymagał od niego niczego więcej, jak po prostu obecności. - Jak najbardziej, innego scenariusza nie widzę. - uśmiechnąwszy się pod nosem, przyjął przyjemny pocałunek, kładąc dłoń na jego biodrze. Proste gesty wchodziły mu w nawyk, ale nadal miały takie samo znaczenie i nie ustępowały własnym działaniom. Jednocześnie przyglądał się temu, jakie wino ukochany kupił, wiedząc, że jeżeli wypije więcej, to raczej nie będzie mógł zbytnio świętować - a prędzej zaśnie na łóżku, nie mogąc w ogóle korzystać z chwil, jakie zarezerwował mu ukochany. Alkohol potrafił na niego działać w niesamowitym tempie, czego szczerze nie lubił, acz też - pozwalał się rozluźnić. - No proszę cię, nie mów mi, co mam zamówić, bo wspólnie będziemy jeść przecież. - pstryknął go w nos, samemu będąc tym samym nieco bardziej brutalnym, zmienionym przez życie człowiekiem. Mimo to zaśmiał się i po dłuższych spekulacjach zamówił w sumie lepsze jakościowo fastfoody, które co prawda były droższe, ale koniec końców smaczniejsze. Nie zamierzał zamawiać z żadnej knajpy, gdzie nie wiadomo, jak to wszystko jest produkowane, a trochę luksusu im się w życiu należy - nawet jeżeli nadal było to niezdrowe żarcie. Nadal nie wiedział tylko tego, co chciałby oglądnąć, ale jeszcze wina nie otwierał. - Mam nam teraz nalać czy czekamy na jedzenie? - zapytawszy się, lekki uśmiech zakwitł na jego twarzy. W zależności od wyboru albo to zrobił, albo też i nie. - No... tak. Ogólnie tutaj sprawa jest inna niż z Esnaro. - usiadł na kanapie, przybliżając się do ukochanego, by oprzeć się o jego ramię. Atmosfera była naprawdę przyjemna i nie zamierzał tego w żaden sposób zepsuć. - Początkowo miałem wobec tego wątpliwości, wiesz... jakby mój eliksir i tak dalej, ale... z czasem, gdy zrozumiałem, że jednak trzeba na siebie uważać, cieszę się, że wszedł w sprzedaż. Kto wie, może uratuje życie wielu ludzi. - z czasem zdał sobie sprawę, że uważał to poniekąd za zadośćuczynienie. Nokturn udowodnił w nim, że każda akcja jest równa reakcji. - Myślę, że prezentuje się chyba zwyczajnie. To znaczy się, nie wybierałem aż tak wiesz, oryginalnego wyglądu, ale jakieś tam elementy charakterystyczne posiada. Sam w sobie wygląda już "fancy". - uśmiechnąwszy się, nie wziął na klatę jednak całego bagażu posiadanego doświadczenia względem tworzenia tego. - Też, tam nie widnieje tylko moje nazwisko. - delikatnie przegryzł zębami wargę, nieco się stresując.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Obydwoje zdążyli nieco wypocząć przez ten czas. Max czuł, jak klątwa znów się w nim aktywuje. Na szczęście nie miał najmniejszego zamiaru korzystać już dziś z magii, więc nie przejmował się tym. Różdżka leżała gdzieś w pokoju, a tylko magiczna biżuteria, z którą to nie rozstawał się nigdy, widniała na jego ciele, emanując większą niż dotychczas energią. Nie spodziewał się jednak jej nagłego uwolnienia, więc był raczej spokojny. -Co wybieramy? Serial? Jakiś film? A może śmieszne kotki? - Wyszczerzył się. Sam spędzając tyle czasu przez ostatnie lata w Hogwarcie, był totalnie do tyłu z mugolską kinematografią i zawsze miał problem tu z wyborem. Zazwyczaj odpalał pierwsze, co wyglądało zachęcająco lub prosił Nicka o jakąś rekomendację. -Mi wszystko jedno. Zjem, co wybierzesz. - Powiedział, po czym zachęcił go do podjęcia wyboru, by następnie złożyć zamówienie i oczywiście je opłacić. Może nie było to specjalnie wykwintne i drogie, ale nie miał zamiaru pozwolić by Feli musiał się dziś czymkolwiek przejmować. -A dotrwasz do żarcia, jak teraz otworzymy? - Zapytał żartobliwie, po czym zaproponował, że może faktycznie lepiej, żeby poczekali na jedzenie. Nigdzie się przecież nie spieszyło, choć Max bardzo chętnie wlałby w siebie już jakąkolwiek dawkę alkoholu. -Na pewno wiele osób na tym skorzysta. Cieszę się, że podjąłeś taką decyzję, naprawdę. - Pocałował go w czoło, a dłoń automatycznie zanurzyła się we włosach partnera, delikatnie je gładząc. -Na pewno wygląda świetnie. Może powinienem powiesić półkę nad łóżkiem i go tam postawić? - Może teraz trochę zażartował, ale Feli musiał wiedzieć, że Max nie mógł być z niego bardziej dumny i chętnie chwaliłby się osiągnięciami ukochanego każdemu, kto wykaże jakiekolwiek zainteresowanie tematem. -Hmmm? Jak to? - Szczerze zdziwiony spojrzał na niego i na przygryzioną wargę. Nie rozumiał czemu Feli się stresował, a też nie spodziewał się odpowiedzi, jaką może usłyszeć. Czekał więc na odpowiedź, próbując znaleźć wskazówki w czekoladowych tęczówkach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
W jego przypadku klątwa jednak postanowiła pozostać uśpiona. Budziła się tylko wtedy, gdy było to najmniej potrzebne, w związku z czym nic dziwnego, że miał potem przez to mniej lub bardziej niezręczne sytuacje. Mimo to samemu też nie zamierzał korzystać z magii, stawiając na wieczór pełny prędzej mugolskiego seansu niż kolejnych problemów powiązanych z korzystaniem z czarodziejskiego kijka. Specjalnie zdjął na ten moment także pochłaniacz magii, nie zamierzając jakkolwiek spowodować nim krzywdę własnemu partnerowi. Tylko sygnet emanował widoczną, lekką poświatą, która pozwalała mu określić szczerość, ale i tak z niej nie korzystał, bo nie czuł potrzeby. Ufał mu w pełni, nawet jeżeli wcześniej doszło do konfrontacji, w której to dowiedział się o pewnych rzeczach. - Możemy serial albo film, śmieszne kotki to my mamy w domu. - zaśmiawszy się, jak na zawołanie wręcz Ivara zaczęła snuć się po pokoju, by następnie zawitać własnym cielskiem na panelach, majestatycznie się wyciągając do przodu. Takiego obrotu spraw się kompletnie nie spodziewał, dlatego, spoglądając w kierunku partnera z powrotem, prychnął lekko pod nosem. - Dobra, zobaczmy, co ten Netflix oferuje. Chyba bym się zesrał z opłatami, jakbym miał płacić za każdą usługę streamingową. - pokręcił głową. Każdy portal starał się widnieć na podium z różnymi, unikalnymi zawartościami, acz to właśnie szary obywatel dostawał po dupie, gdy chciał cokolwiek obejrzeć. - Ja bym nie dotrwał? Nie no, wiem, że nie dotrwam, mam za słaby łeb. - skrzywił się nieco, przeczesując palcami czuprynę Maxa, gładząc palcami następnie delikatnie policzek. Następnie temat rozmowy przeszedł względem Aceso i nic dziwnego, że w sumie był to dość przyjemny motyw, jako że celebracja polegała właśnie na tym. Czekoladowe tęczówki zniknęły za kotarami powiek, gdy był głaskany, mrucząc lekko pod nosem. - Też, istnieje druga strona medalu, niestety. Skoro każdy może go kupić, to może też wykorzystać w nieodpowiedni sposób. Mimo to wierzę, że tych przypadków będzie mało. - zwątpienie oczywiście istniało, ale dzięki obecności partnera pozostawało znacząco przytłumione. Wszelkie gesty pozwalały mu się zanurzyć w odmętach świadomości, że wszystko będzie dobrze, choć nie zawsze będzie idealnie. Dla takich chwil chciał żyć - dla chwil, gdzie reszta nie miała znaczenia, a ten mniejszy świat funkcjonował, dając widoczne ciepło. Chłonął zatem zapach, przysuwając się bardziej w kierunku Solberga. - Trofeum maxiowo-felixowe? - zaśmiał się, bo brzmiało to co najmniej niepoważnie. - Wiesz, ja ci nie zabronię, ale jeżeli już chcesz to zrobić, to wolałbym osobiście go uwarzyć. - puściwszy oczko, pocałował go w policzek, by następnie przyjrzeć się nieco zasobom biblioteki na telewizorze, gdy temat zszedł na nieco... bardziej grząski grunt. - Są jeszcze dwa, wyróżnione mniejszą czcionką, aczkolwiek jak się przyjrzysz, to... - splótł palce, odwracając się w jego kierunku. To wszystko było niespodziewane i tak naprawdę nie mógł uznawać, że partner się ucieszy. Mimo to nie uważał eliksiru w pełni za swój sukces, w związku z czym nie widział innego wyjścia. - Jedną z nich jest Wespucci, który pomógł mi z kwestią korzenia asfodelusa, drugą... ty. - zacisnął mocniej nieco dłoń partnera, nie wiedząc, jak ten zareaguje. Najchętniej to by otworzył wino i je wypił, aczkolwiek jeszcze czekali na jedzenie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max lubił to zwyczajne, mugolskie życie. Gdyby nie eliksiry i zdolność teleportacji byłby w stanie raczej obyć się bez magii, do której wciąż miał dystans po wszystkim tym, co zdarzyło się na przestrzeni ostatniego roku. -A to akurat prawda. To co, maraton jakiegoś gówna? - Zaproponował, po czym spojrzał na Ivarę, która wyskoczyła jak zawołana. Widać miała coś takiego jak wyczucie czasu. Reszta zwierzaków widocznie narazie uważała ich towarzystwo za zbędne, co dla Maxa nie było problemem. Wręcz cieszył się, że mieli względny spokój od czworonogów, które potrafiły być naprawdę zajmujące. -Za każdą nie warto, ale przynajmniej można podejrzeć, co oglądają inni. - Zaśmiał się, przeglądając ostatnio odtwarzane pozycje w poszukiwaniu inspiracji. -Widzisz, znam Cię choć na tyle. - Wyszczerzył się w jego stronę, następnie krótko go całując. Nie chciał, by ten wieczór skończył się jakąś menelnią. Zresztą, miał coś, o czym chciał porozmawiać, a co już od dłuższego czasu chodziło mu po głowie i wolał, by alkohol nie przyćmił tej rozmowy. -Każdy eliksir niesie ze sobą takie ryzyko, a we wprawnych rękach, każdy jest tak samo niebezpieczny. Wierzę, że w Twoim przypadku wyniknie z tego dużo więcej dobrego niż złego. - Szczerość biła z jego oczu, bo naprawdę wierzył we własne słowa i uważał, że Aceso byłoby zmarnowane, gdyby siedziało u jego partnera w szufladzie. Zdecydowanie uważał, że świat powinien mieć dostęp do czegoś tak odkrywczego i pomocnego jak eliksir Felka. -Najcenniejsze w kolekcji. - Uśmiechnął się do niego ciepło. Choć sam nie widział obecnie potrzeby użycia tego eliksiru, to zdecydowanie potrzebował mieć go w swojej kolekcji, a przy ich trybie życia i pechu domyślał się, że prędzej czy później i tak pewnie go zażyje, lub pod komuś, kto będzie tego potrzebował. -Uuuuu. Specjalna fiolka prosto z ręki autora? Podoba mi się i zdecydowanie nie odmówię. - Przymknął oczy, gdy dostał buziaka. Może i nie przeszkadzało mu to, że miałby wydać galeony, ale zdecydowanie bardziej wolał dostać egzemplarz wyprodukowany specjalnie dla niego. Był dość ciekaw, kto jeszcze może widnieć jako autor eliksiru. Nie wiedział, by Feli współpracował nad wywarem z kimkolwiek, więc czekał na to, kogo nazwisko wymieni. Gdy partner się zawahał, Max poczuł jakiś dziwny niepokój. Słysząc nazwisko Wespucciego zdziwił się po raz pierwszy, a gdy po drugiej pauzie okazało się, że i on został wymieniony na etykiecie musiał wziąć głęboki oddech. Zacisnął zęby czując mocniejszy uścisk dłoni, którego powód doskonale znał. Powstrzymał się od komentarza kręcąc jedynie nieznacznie głową. Nie chciał teraz do tego wracać i nie chciał psuć wieczoru, który miał przecież mieć na celu świętowanie sukcesu ukochanego. Z tej niezręcznej sytuacji wybawił go dzwonek do drzwi. Max podniósł się i zniknął za rogiem, by po kilkudziesięciu sekundach wrócić. -Kolacja gotowa! - Wyszczerzył się, ukazując pudełka w swoich dłoniach, po czym ulokował się na kanapie i zaczął wszystko rozpakowywać, by następnie nalać im po kieliszku wina, które miało dopełnić tego średnio wykwintnego posiłku. -No to za Twój kolejny sukces skarbie. Oby było takich więcej! - Wzniósł toast z wnętrza serduszka, wracając do radosnego uśmiechu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kto nie lubił. Pochodząc z dwóch różnych światów, oboje mogli decydować, czym tak naprawdę chcą się reprezentować. Świat niemagiczny oferuje jednak nieco więcej logiki, która była momentami potrzebna, więc nic dziwnego, że Lowell w niego brnął, ale też - podyktowane to było czystymi relacjami z własną matką i tym, że został wychowany w ten sposób. Bez magii, bez konieczności zastanawiania się nad drewnianym patyczkiem, bez teleportacji i bez jakichkolwiek elementów, które mogłyby tę zwyczajność zaburzyć. No, do pewnego momentu, bo obecnie skończył edukację, która nijak miała się z kierunkami typowo uniwersyteckimi, aczkolwiek był zadowolony z tego, co udało mu się osiągnąć. - Jak będzie za dużym gównem, to zmieniamy? Czy śmiejemy się z nieudolności aktorów, niskiego budżetu i widocznych elementów, które zostały w jakiś sposób zmienione? - wyszczerzył się, bo równie dobrze mogli sobie włączyć jakieś gówno do oceny, by następnie stwierdzić, dlaczego jest ono jeszcze większym gównem. Głębszy wdech, naciśnięcie czegokolwiek na pilocie i już coś w tle leciało, gdy Ivara się pojawiła w pokoju. Może krytycyzm nie jest idealny, ale kto im zabroni, skoro są w swoim gronie, spędzający i celebrujący razem pewien mały sukces, zadowoleni z tego, co się na obecną chwilę częściowo poukładało? - Myślę, że to mój showtime i można filmana włączyć, by się nie pierdzielić z płaceniem za dostęp do jednego serialu. - zaśmiał się, nieco jednak smakując "życia na krawędzi". Dopóki go nikt nie ścigał za takie praktyki, to niespecjalnie się martwił. - To nie jest moja wina. - pokręcił rozbawiony głową, bo jednak dałby sporo za bardziej wytrzymały łeb. I o ile ciało było w stanie znieść naprawdę wiele fizycznych obrażeń, o tyle słabość postanowiła uaktywnić się poprzez właśnie tego typu używkę. Zresztą, już nieco wcześniej na ten temat wiedział, gdy przeciwbólowe działały w jego przypadku wyjątkowo mocniej. Felinus spojrzał na ukochanego, który powiedział słowa w ten szczery, charakterystyczny sposób, a ze szmaragdowych tęczówek biła prawda, jaką to chciał przelać. - Też wierzę. - trochę bardziej blado się uśmiechnął, aczkolwiek również się poprawił, by nieco mniej martwić się pewnymi aspektami. Skoro eliksir był do kupienia przez każdego, to nie tylko magiczne służby mogły z niego korzystać, ale także ci, którzy zechcą innym zaszkodzić. - Niczym Święty Graal? No nieźle. - przytulił się do niego, chłonąc zapach, jak i po prostu oddając się tej wspólnej chwili. - Czy ja wiem... nie do końca, korzystałem z nieco gotowych projektów. - przyznał szczerze. Obecnie nic nie było w stanie zaszkodzić ich spokojowi, choć temat, który następnie rozpoczął, obejmując dłoń partnera, nieco przyczynił się do tego. Jak nie bardzo - ciemne myśli pojawiły się diametralnie w umyśle Felinusa, który błądził niczym po labiryncie, nie wiedząc, co z tym zrobić. Chciał mu pomóc, ale czuł, że nie jest w stanie. Dlatego ścisnął dłoń, dlatego spojrzał nieco pytająco, dlatego potem, gdy przyszło zamówienie, czas oczekiwania na powrót chłopaka był diametralnie długi. Myślał nieco za intensywnie, spoglądając w rzekę, gdzie starał się dojrzeć własne odbicie, aczkolwiek obecnie nurt był zbyt chaotyczny, by mógł z niego znacznie więcej odczytać. I chociaż na zewnątrz wyglądał normalnie, o tyle jednak wewnątrz trwał sztorm, a chłód uderzającego w skórę powietrza może i był tylko pod kopułą czaszki, ale przejawiał się poprzez naturalny odruch organizmu - opatulił się nieco bardziej. - Dupa mi zgrubnie za niedługo. - wyszczerzył się, nie chcąc pozwolić na to, by jakkolwiek to zastanowienie zostało przez niego dostrzeżone. - To co, obowiązkowo po moim zwolnieniu maratony w bieganiu? Pływanie na basenie? - mruknął, proponując ten rodzaj aktywności, gdy wziął porcję własnego jedzenia, niezbyt wykwintnego, przyjmując od ukochanego kieliszek wina. - Za kolejny sukces! I oczywiście za nas, za nasze szczęście i za to, by wszystko szło po naszej myśli. - wzniósł również toast, pierwsze składając na jego wargach bardziej subtelny pocałunek, przejawiając poprzez ten gest indywidualność trwającego wydarzenia, by następnie upić łyk alkoholu. Potem, zgodnie z tym, co odpalili, konsumował zamówione jedzenie i dopijał procenty, z czasem nalewając sobie drugi kieliszek, już w połowie pierwszego odczuwając pierwsze skutki wypicia.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max zastanawiał się, jak wygląda sytuacja czarodziejów, którym odebrano lub połamano różdżki. W tamtej chwili życie w magicznym świecie mieli raczej skończone, ale też czy mieli szansę na coś godnego w świecie mugolskim? Nie wiedział i choć sam był jeszcze w tym wieku, że zawsze dało się to jakoś nadrobić, po ostatnich latach edukacji niespecjalnie spieszyło mu się do kontynuowania szkolnej kariery. -Zależy od poziomu gówna. Nie ma co się teraz zastanawiać. Włączymy to podejmiemy decyzję. - Podchodził do tego lekko. Jakby nie było mieli po prostu przyjemnie spędzić wieczór, a nie na siłę męczyć się z czymś, na co nie mieli ochoty. -W takim razie film raz, poproszę! - Wyszczerzył się, po czym przeszedł do odpowiedniej kategorii, by ostatecznie podjąć wspólnie decyzję i odpalić to, na co akurat mieli ochotę, choć nie przeszkodziło im to w kontynuowaniu konwersacji, która toczyła się swoim torem. -Wiem, że nie jest i tego nie mówię! Chociaż na imprezach to może lepiej Cię pilnować. - Humor miał wyśmienity i doskonale zdawał sobie sprawę, że na tego typu spotkaniach to raczej on powinien być stroną pilnowaną. Z winem czekali więc na jedzenie, by przedwcześnie nie zakończyć celebracji sukcesu Felka, a w międzyczasie poruszyli temat, który nieco przygasił Maxowi humor, choć naprawdę starał się tego nie pokazywać. -Jak na pierwszy eliksir i to tak zaawansowany, to nie jest żaden wstyd. Odwaliłeś zajebistą robotę, więc nic tylko się cieszyć. - Zapewnił go, po raz kolejny świecąc idealną hipokryzją przed partnerem, choć teraz o tym nie myślał. Naprawdę cieszył się i był dumny z jego sukcesu. Nie odpowiedział jakkolwiek na pytanie zawarte w czekoladowych tęczówkach, ani na mocniejszy uścisk dłoni. Nie chciał znów wchodzić w dyskusję, która zdawała się prowadzić donikąd. Żeby cokolwiek uległo zmianie, Max potrzebował czegoś, co odbuduje jego wiarę w siebie, a na ten moment nie zapowiadało się, by podobne wydarzenie miało mieć miejsce. Na szczęście Solberga wybawił dzwonek do drzwi i mógł chwilę odetchnąć słysząc, jak z piętra zbiega już na dół Buddy, przywołany gościem i zapewne aromatem jedzenia. Max podrapał zwierzaka za uchem i klepnął kilka razy po łbie, a następnie z posiłkiem na rękach wrócił do salonu, z czworonogiem kręcącym się w okolicach kanapy. -A tam pierdolisz. Nie zaszkodzi Ci. - Wyszczerzył się, bo choć Feli nie był już przeraźliwie i niezdrowo chudy, to jednak do otyłości było mu jeszcze bardzo daleko i kilka zbędnych kalorii raczej nie mogło go tam od razu doprowadzić. Maxowi zresztą też przydałoby się jeszcze kilka kilogramów więcej, bo choć wracał do siebie, tak jeszcze nie odzyskał dawnej formy szczególnie, że przez walkę z używkami, jego cera wciąż była niezdrowo blada. -Brzmi jak plan konieczny. Coś trzeba będzie ogarnąć. - Przytaknął rozlewając wino do kieliszków, by następnie wznieść toast. Za sukces, za nich, za spokój. Z lekkim uśmiechem przyjął pocałunek. Choć był od nich przyzwyczajony, te coraz bardziej mu się podobały. Następnie wlał sobie do gardła kieliszek wina i nalał następny, po czym podał Felkowi kolację i sam zabrał się za konsumowanie swojej, gdy przed nimi leciał film. -A tak poza tym, ostatnio myślałem trochę... - Zaczął niby luźno, choć było słychać w jego głosie niepewność. -Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? Co jakby nasza sytuacja mieszkalna nie była tylko chwilowa? Oczywiście teraz jest jeszcze za wcześnie, nie dam rady utrzymać mieszkania ani tym bardziej nie ufam sobie na tyle, by się stąd wyprowadzić, ale nie ukrywam, że chciałbym z Tobą zamieszkać. Tylko z Tobą. - Połknął kęs, który akurat żuł i spojrzał na Felka. Może były to plany na dość daleką przyszłość jak na jego podejście do życia, ale chciał poznać jego zdanie na ten temat, by ewentualnie móc zmodyfikować nieco swoje oczekiwania co do przyszłości.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Życie jest nieustanną wędrówką - sam nieco miał spierdolone życie od samego początku, niemniej jednak starał się wyjść na ludzi. I jakoś mu się udawało, choć w najgorszym okresie swojego życia reagował dość agresywnie, nie dopuszczając do siebie żadnej jakiejkolwiek normalnej myśli. Osiągnięciem w jego przypadku nie było tak naprawdę ukończenie studiów - osiągnięciem było to, że udało mu się pogodzić ze samym sobą i wydobyć łagodniejszą naturę, chętną do pomocy. Felinus zgodził się zatem na odpalenie czegokolwiek i ocenienie nadchodzącej fali potencjalnego cringe'u. Uśmiechnąwszy się, nieco starał się zwrócić uwagę na serial, choć wcale nie było to takie proste, gdy jednak miał parę innych, ciekawszych rzeczy, na które wolał zwracać własną uwagę. — Mnie? Przecież ostatnio wcale się tak nie najebałem... — wyszczerzył się widocznie, przypominając sobie o imprezie i tym, jak łatwo znalazł się pod wpływem dość specyficznego działania zarówno alkoholu, jak i efektów. Był w sumie pierwszą osobą, która stała się zbyt najebana, acz wspominał to sobie z uśmiechem. Nawet jeżeli tęsknił za Maxem i się wyżalał Oberonowi, o tyle nie było to coś, czego chciał się wstydzić. No ba, podchodził do tego właśnie w ten sposób. Z uśmiechem, z widocznymi ognikami świadczącymi o rozbawieniu. Choć to on teraz powinien zerkać na niego uważniej - do czego zamierzał się przykładać. Pewne tematy nie były przyjemne, o czym wiedział, acz to, że jego własne pomysły znajdowały się na piedestale, a te należące do ukochanego witały podziemny parking samochodowy, wcale nie było kolorowe. Nic dziwnego zatem, żeby nie psuć nastroju, postanowił przytaknąć, choć bijąca po oczach hipokryzja wcale nie była tym, co powodowało na jego twarzy szeroki uśmiech. Mimo to, znając już wcześniejsze przebiegi tego typu rozmów, nie zamierzał w to brnąć, głaszcząc Buddy'ego, który zaczął kręcić się w okolicach kanapy. Pachniało mu, a więc nie był na to wszystko jakoś specjalnie zdziwiony. — Wiem, bo niezależnie od tego, ile wpierdalam, to i tak już nie grubnę. — zaśmiał się, przypominając sobie o tym, ile cukru w siebie był w stanie władować, jak również o tym, ile fastfoodów zjadł podczas pobytu w Arabii. Ciało w środku pewnie wyglądało trochę niczym śmietnik, aczkolwiek wcześniej starał się nieco ćwiczyć - to znaczy się, przed wydarzeniami, które nieco uziemiły go w domu partnera. Następnie wznieśli toast, mogąc w spokoju odpocząć od całego pierdolnika, bo w tym momencie liczyła się tylko i wyłącznie ich obecność. W sercu Felinusa zapanował spokój, jakoby sublime pozwalający na spokojniejsze bicie serca i bardziej klarowne myśli pozbawione wcześniejszego chaosu. Lowell spojrzał na niego dokładniej, chcąc wyczytać z zielonkawych tęczówek to, co chodziło partnerowi po głowie, gdy początkowe słowa były luźne, acz posiadały w sobie pewne ziarenko. Brwi uniosły się znacznie do góry, przekazując tym samym do otoczenia pewnego rodzaju zastanowienie, będąc nieco zaintrygowany tym, co ten chciał mu przekazać. Był również pod znacznie silniejszym wpływem alkoholu, jako że nie potrafił przejść obok tego całkowicie obojętnie - koniec końców każdy, kto go zna, wie, jak procenty na niego działają. Mimo to sens słów dotarł do niego dość szczegółowo, jako że temat, jaki został przekazany do jego świadomości, wykraczał nieco poza horyzonty, do których przywykł myśleć. — Tak, pamiętam. — wstyd za konieczność mieszkania tutaj i zwalania się na głowę przeniknął w odmęty wspomnień, niemniej nie potrafił o nim zapomnieć. Obecna sytuacja pozostawała dość specyficzna, bo na dobrą sprawę, z takimi zarobkami, mógł bez problemu wynająć sobie mieszkanie bądź co bądź, wziąć je na kredyt i spłacić. Jakby nie było, zarabiał całkiem sporo, choć zapewne zostałby walnięty w łeb, gdyby tylko Max jakimś cudem dowiedział się, ile tak naprawdę posiada oszczędności. Wynik ciągłej, nieustannej pracy. — Nieco się trochę zastanawiałem na ten temat, bo... owszem, mój dom jest ciekawy, ale jakoś trudno byłoby mi się pogodzić z myślą, że po zakończonym remoncie ponownie mieszkałbym z matką, w sporym miejscu, gdzie może nie jest źle, ale jest... pusto? — wykrzywił nieco uśmiech, gdy wziął kolejny łyk wina, starając się wysłowić co najmniej prawidłowo. Mimo to tak duży dom nie był w sumie na dwie osoby, a prędzej na rodzinę. I o ile był przyzwyczajony do podwórka i ogrodu, o tyle jednak było to wszystko po prostu pozbawione życia. Pokręcił głową, przetarł powieki jedną dłonią, odchylając na krótki moment głowę. Nieco trudniej mu się myślało w takim stanie i wcale nie zamierzał się z tym ukrywać. - Przyzwyczaiłem się do twojej obecności i tego, że razem mieszkamy. Mnie by było obecnie stać na wynajem, no ba, mógłbym nawet wziąć kredyt na coś własnego. — i w tym momencie niego się wstrzymał. O dziwo szkoła bardzo dobrze płaciła i mógłby go wszystko spłacić w stosunkowo krótkim czasie, a do tego ceny mieszkań czarodziejskich są tańsze. Społeczność magiczna rządzi się nieco innymi prawami. - I też chciałbym z tobą zamieszkać. Tylko i wyłącznie z tobą, z nikim innym, ale musiałbym nieco pomyśleć pod tym względem. - zastanowił się, wlewając w siebie nieco więcej trunku. — U mnie jeszcze pozostaje kwestia Lydii. Nie może mieszkać sama w tak dużym domu, musiałbym jej ogarnąć coś na wynajem, najlepiej właśnie w Inverness, dom sprzedać. W Londynie nie ma rodziny, a tutaj... — nieco się wstrzymał, spoglądając w jego kierunku z ciepłem w czekoladowych tęczówkach. — Tutaj ma Stacey, Nicka, Hugo. Nie mogę jej tego odebrać, nie może też być ode mnie zależna pod względem transportu. — alkohol nieco bardziej uderzał mu do łba, że aż z wrażenia odstawił kieliszek, oddając się szumowi przedzierającemu się przez kopułę czaszki. — Skomplikowane to. — burknął niezadowolony, nieco plącząc się pod względem słów, by oprzeć się wygodniej i spojrzeć nieco nieobecnie w kierunku telewizora.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Imprezę u Perp spędził raczej z dala od Felka, więc też nie do końca wiedział, jak ten się bawił, choć gdy w końcu się już odnaleźli, oznaki był na tyle jasne, że Max mógł się domyślić, że słaba głowa partnera dość nieźle dostała po dupie. Sam uraczył się wtedy opyrlakiem i był o dziwo bardziej trzeźwy niż zazwyczaj, co odbił sobie na imprezie we Wrzeszczącej Chacie, na którą absolutnie nikt go nie zapraszał. -Ja tam nie mam nic przeciwko. Przyzwyczaiłem się do odtransportowywania Cię do łóżka i nawet to lubię. - Wyszczerzył się do niego bo choć nie było wiele takich sytuacji, to jakoś już upodobał sobie tę czynność i nie miał nic przeciwko powtórzeniu jej. Oczywiście obecnie, to Max był wciąż pod wpływem, choć znając swoją reakcję na używki starał się nie brać więcej niż potrzebne mu było na rozruch. Nie chciał leżeć codziennie pod stołem i rzygać pod siebie, a po prostu jakoś iść do przodu przez to chujowe życie. -I to się nazywa szczęście! Szczerze nie potrafię sobie wyobrazić Ciebie w grubej wersji. - Przechylił głowę, próbując wywołać tę wizję, ale jakoś nie mógł, co było dla niego dość niezwykłe, bo wyobraźnię to Max miał praktycznie nieograniczoną, a tu jednak znalazło się coś, co pokazało mu, że jakaś granica jednak istnieje. Obecnie dużo bardziej życie ułatwiał mu fakt, że po jednym kieliszku alkohol zacząć działać na partnera, niż używka, która krążyła w organizmie samego Maxa. Z niewiadomego powodu, fakt ten nieco pomagał mu poruszyć temat, jaki to chciał w końcu z siebie wywalić, a jaki chodził mu po głowie już od dłuższego czasu. Jeszcze sprzed okresu, gdy wszystko jeszcze mocniej zaczęło się pierdolić. Skończył swoją wypowiedź w miejscu, w którym to Feli musiał przejąć pałeczkę. Chciał poznać to, co ten ma do powiedzenia i jak ewentualnie widzi taką możliwość. Czy w ogóle będzie chciał z nim sam zamieszkać wiedząc, jak popierdolony był jego partner i jak bardzo nie ogarniał swojego życia. Nie chciał być dla niego ciężarem, dlatego też od razu przyznał, że jest to raczej plan na przyszłość, bo obecnie nie jest w stanie wyprowadzić się z rodzinnego domu nie tylko pod względem finansów, ale i własnej, leżącej psychiki. -Wiem, że to nie jest decyzja na pięć minut i szczerze spodziewałem się, że temat Lydii wypłynie. - Zaczął, opierając się o kanapę nieco luźniej i zakładając nogę na nogę. -Gdybyś chciał, możemy zawsze pomóc jej poszukać czegoś tutaj, a może i chciałaby zamieszkać na stałe w tym domu. Wiesz, jak się wyprowadzę moja sypialnia będzie wolna, a i pokój gościnny można pod nią ustawić. Wszystko zależy, czy chce mieszkać sama, czy może jednak woli rozpierdol w domu, co tutaj ma zagwarantowane jak w banku. - Najpierw poruszył ten temat, by następnie przejść do innej istotnej kwestii. -Wiem, że masz oszczędności i to raczej nie jest dla Ciebie wielki problem, ale dla mnie jest. Jeśli już mamy zamieszkać razem, czułbym się źle, nie mając udziału także w finansowej części tego wszystkiego. I jakby nie było będzie to też pewna motywacja, by powoli wszystko ogarnąć. Nie mogę wiecznie być bezrobotny. - Może nie było dla niego łatwe przyznanie się do tego i czuł się źle z tymi słowami, ale musiał być szczery. Podobne decyzje są naprawdę ważne i jeżeli mieli próbować ogarnąć jakoś swoją przyszłość i relację, nie mógł udawać, że wszystko jest piękne i kolorowe, jeżeli wiedział, że pewno jakieś problemy związane ze wspólnym utrzymaniem domu były.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Niestety używki nie były tym, co oddziaływało dobrze na samego Felinusa. Minusem jest to, że tak łatwo na niego wpływały, w związku z czym znajdowanie się pod ich kontrolą, nawet tych najprostszych, nie znajdowało się w jego naturze. Łatwo dawał się porobić i o ile znajdował się w znajomym gronie, nie musiał się o to martwić. Gdyby jednak nie był - problemów mógłby na siebie nakierować znacznie więcej, a tego nie chciał. Nic dziwnego zatem, że rzadko kiedy postanawiał sięgnąć po kieliszek wina bądź jakiekolwiek inne tego typu rzeczy, skoro nie miał do siebie zaufania pod tym względem. — Dwa razy tylko miałeś ku temu okazję i już to polubiłeś? Szybko ci się to spodobało. — zaśmiał się nieco rozbawiony, bo co jak co, ale słowa, które ten wypowiedział, były w jego mniemaniu na swój sposób urocze. Co prawda inne używki nie były dla niego czymś podobnym, niemniej jednak, gdyby los zarządził opiekę nad ukochanym, po prostu by się tego podjął. Rozumiał już, dlaczego to właśnie wilk jest jego własnym patronusem; niezależnie od tego, jak chujowo by było i co by się nie wydarzyło, zawsze znajduje się u boku tych, których kocha. Palcami musnął policzek, uśmiechając się pod nosem, rozkładając się wygodniej na kanapie, co świadczyło o tym, że wystarczająco się rozluźnił albo... będzie spał. Miał nadzieję osobiście na ten pierwszy scenariusz, gdzie nie musiał się martwić o to, iż zarządzili sobie razem oglądanie czegoś, a ostatecznie wynikłoby to, że w sumie bardziej chętnie oddałby się w ramiona Morfeusza. — Jak nie możesz sobie wyobrazić, to odpalaj kompa, coś może uda nam się w Photoshopie przerobić! — wyszczerzywszy się, nie potrafił podejść do tej kwestii w inny sposób. Jeżeli Solberg nie potrafił sobie przywołać obrazu z jego własną grubą wersją na czele, mógł mu w tym pomóc, choć zapewne zahaczało to o znacznie wyższą ligę, z którą by to sobie nie poradził. Co jak co, ale wolał chyba swoją obecną sylwetkę, która wyglądała znacznie zdrowiej niż półtora roku temu. Niby tylko kilkanaście kilogramów, ale wystarczająco, by zakryć znajdujące się na widoku kości i uprzyjemnić dla oka budowę ciała. Znajdowanie się pod wpływem alkoholu może nie było niczym rozsądnym, niemniej jednak rzeczywiście pomagało to w lepszym otwieraniu się i nieco przyćmiewało realizm, uniemożliwiając jakiekolwiek wycofywanie się bądź inne, mniej rzeczywiste reakcje. Przejęcie pałeczki zatem było nieco dziwne dla porobionego lekko Felinusa, który jeszcze, na dodatek, zdecydował się wlać w siebie nieco więcej wina. Temat wspólnego mieszkania był już czymś znacznie poważniejszym, wynikającym z tego, że stali się dorośli i w pewnym momencie życia należy zrobić ten krok do przodu, decydując się na może radykalne, acz pozwalające się usamodzielnić kroki. To, co działo się z Maximilianem, nie było podstawą do odmówienia mieszkania pod jednym dachem. Nie wycofując się ze słów, które padły podczas pamiętnej osoby, nadal mu ufając, nie potrafił się odwrócić. A możliwość budowania wspólnie przyszłości, umiejscowienie tego w jednym z punktów odniesienia, pozwalało doprowadzić częściowo tę dziwną rzeczywistość do jednej całości. — Nic taakiego nie mówiłem... — burknął nieco niezadowolony, by następnie się uśmiechnąć, obracając niezgrabnie kieliszkiem wina, by ponownie w siebie nieco wlać, skrzywiając własne wargi. — Weź to ode mnie, nie powinienem już więcej pić, nie przy takich tematach... — odsunął już bardziej naczynie, w którym znajdowało się jeszcze trochę trunku, acz czuł, że za niedługo, wraz z upływem czasu, tak go skosi, że jedynie by siebie dobił. Czuł się tak dziwnie, że powoli zamiast racjonalnego podejścia wchodziło w niego to bardziej luźne, swobodne. — Lydia wolałaby chyba z kimś. Może udaje przez całe życie samodzielną, ale...! — tutaj przerwał, podnosząc na krótki moment palce u dłoni. — Ale kocha ludzi i nie dziwiłbym się, gdyby Lydię traktowała jako siostrę, a Hugo jako siostrzeńca. Ona jest taka kochana, ale ty jesteś bardziej. Wszyscy jesteście kochani. — już zaczął pierdolić od reszty i nie na temat, nieco odlatując z wizją. — Mogę być twoim daddy sugar, dla mnie to nie jest problem, kojocie. — wyszczerzywszy się, oparł się bardziej o ramię i, jak kiedyś, wcześniej, zaczął się o nie ocierać niczym kot, by następnie położyć głowę na kolanach. Gdyby był tuż obok niego trzeźwy Felinus, zapewne otrzymałby strzał prosto w łeb, ale tak się okazywało, że tego typa nie było dzisiaj na scenie. — Mm, zapytam się może w urzędzie pracy, czy bycie moim chłopakiem to jest robota, wtedy bym ci wypłacał pieniądze i problem z głowy, nie? Już ci płacę w miłości, ale chyba trzeba by było jakieś ubezpieczenie czy coś... — spojrzał do góry na niego z nadzieją w tych pijanych oczach, odsłaniając białe ząbki. — Będzie dobrze bobrze. Bobrze dobrze? No, będzie dobrze, no! Po prostu... na początku może być trochę ciężko, aleee... dopóki jesteśmy razem, możemy na siebie liczyć. - oczy mu się momentalnie zaszkliły, sam nie wiedział obecnie czemu, a nagle poczuł chęć sięgnięcia jeszcze po odrobinę wina. Mimo to samo wstanie było wyjątkowo ciężkie, no ba - nadal leżał na kolanach. — Chce mi się pić. Chcę wino. — mruknął smętnie, zerkając z tęsknotą na butelkę.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max raczej cieszył się z faktu, że Feli nie brnął specjalnie w używki, choć sytuacja z eliksirem czuwania sprawiła, że zaczął nieco bardziej zwracać uwagę na to, co ten w siebie wpycha. Cieszyło go jednak to, że ten w końcu się odżywiał. W końcu, gdy się poznali Lowell niespecjalnie przyjmował jakikolwiek pokarm, więc nastąpiła diametralna zmiana, co zresztą było naprawdę widoczne. -No ba! Nie ma co więcej się zastanawiać. - Nie chodziło o sam fakt, że Feli był najebany i nieprzytomny, ale o to, że Max miał wtedy poczucie, że się nim zaopiekował i przede wszystkim spokój, że wie iż ten jest bezpieczny. Przy tym, jak kłopoty lubiły się ich trzymać i jak sam skończył, gdy raz pod wpływem poszedł w długą, naprawdę było to dla niego szalenie ważne. Max zawsze chciał być niezależny i uparcie do tego dążył. Często robił to źle i naiwnie, ale jednak nie wyobrażał sobie, by całe życie miał być podporządkowany komuś innemu. Potrzebował tej wolności i tak też właśnie wiedział, że prędzej czy później musi zamieszkać sam. Dojrzał do tego, ale co ważniejsze dojrzał na tyle, by zrozumieć, że w obecnym stanie wyprowadzka od Stacey i Nicka mogłaby mu jeszcze bardziej zaszkodzić. Jednak stworzenie samego planu było dla niego wystarczającą motywacją, by próbować dążyć do polepszenia sytuacji. -Daj spokój, to Twoje święto, pij ile chcesz. A do tematu zawsze można powrócić na trzeźwo. - Wyszczerzył się, całując go w policzek, jednak nie dolał mu wina, ani też nie przystawił bliżej kieliszka, szanując decyzję partnera w stu procentach, choć sam praktycznie dolewał już sobie trzecią porcję. -No to proponuję zebrać starszyznę i zaproponować im temat. Oni też pokochali Lydię, uwierz mi. - Wiedział, że nie może sam wprowadzać tu kobiety, bez uzgodnienia z właścicielami domu, ale uważał to za logiczny i dobry pomysł. Matka Felka zdecydowanie byłaby spokojniejsza, tak jak i jej syn. Zauważył, że Feli miał już niezłą banię i starał się nie śmiać z niego za bardzo, ale nie mógł nic poradzić na to, że ten pod wpływem był uroczy i zabawny. Przyjął jego głowę na swoje kolana, delikatnie gładząc ciemne loczki partnera. -Ale dla mnie jest problem. Wypłata w miłości zdecydowanie mi wystarcza i nie potrzebuję żadnej innej. - Zapewnił go. Zawsze miał problem z przyjmowaniem pieniędzy od innych, co skutkowało tym, że w potrzebie często je po prostu komuś podwędzał, ale było to dla niego zdecydowanie łatwiejsze, niż przyjmowanie pomocy materialnej od bliskich. -Aż tak wystające jedynki mam? Kurwa, jutro idę do dentysty. - Zażartował, gdy ten wypierdolił z "dobrze bobrze". Coraz trudniej było mu nie dostać głupawki. -Poradzimy sobie. Jak nie my, to kto, prawda? - Zapewnił go, a gdy usłyszał błagalne jęknięcie o trochę wina, wychylił się w stronę stolika, by napełnić kieliszek partnera. -Jak sobie życzysz. W końcu to Twój wieczór. - Podał mu następnie napój, mając nadzieję, że ten jednak przyjmie nieco bardziej pionową pozycję nim upije cokolwiek z kieliszka i sam sięgnął po swój. Zdecydowanie takich luzów powinni mieć w życiu więcej.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Odżywianie się było jednym z tych tematów, który zapewne byłby nadal dość specyficzny. W sumie, to właśnie dzięki staraniom Maximiliana udało mu się naprawić pewne błędy wynikające właśnie z tego typu rzeczy - koniec końców przecież, jakby nie było, wcześniej wręcz mógł siebie tym zamęczyć. Sam nie wiedział, jakim cudem wtedy funkcjonował, ale chyba nie chciał wiedzieć, zważywszy uwagę na to, jak wiele się pod tym względem zmieniło w ciągu ostatniego roku. Czuł się lepiej nie tylko fizycznie, ale także na duchu, co stanowiło kompletne odwrócenie sytuacji o sto osiemdziesiąt stopni. Wcześnie przecież uważał, że jego jestestwo wiąże się tylko z wyciągnięciem Lydii z tego całego bałaganu. Pił, ale nieco wewnątrz własnego umysłu podejrzewał, do czego to będzie dążyło. Za niedługo, zgodnie z własnymi obliczeniami, zapewne uda się w sen wieczny, dokonując mistrzowskiej sztuki teleportacji do łóżka. Inaczej: ukochany go zaniesie, zważywszy uwagę na fakt, że samemu raczej by nie dał rady tego dokonać, leżąc na kanapie najebany w cztery dupy. Niezależnie od tego, jak to musiałoby brzmieć, w sumie cieszył się, że ma kogoś, obok kogo może czuć się bezpiecznie. Koniec końców człowiek, który nie zaspokoi fundamentalnych potrzeb, nie może czerpać radości z pozostałych rzeczy w stu procentach. A tego typu odczucia i stabilizacja były potrzebne. Niezależność była tym, do czego dążył już znacznie wcześniej, ale w poprzednim stanie mu to po prostu szkodziło. Izolacja od innych osób, by mieć jak najmniej z nimi do czynienia, a na domiar złego nieprawidłowe nawyki, schematy, o których sądziłby tylko to, że były słuszne, kompletnie go wyniszczały. Na szczęście z ogromnym wsparciem bliskich osób udawało mu się wyjść na prostą, by poukładać własne życie i ustawić je w odpowiednim kierunku. I żyło mu się znacznie lepiej, choć nie zawsze kolorowo; warto było jednak żyć dla tych chwil, które pozwalały mu na beztroskie spędzanie czasu wraz z tymi, na których mu najbardziej zależało. Oboje dorastali tak naprawdę i chociaż wcześniej doprowadzali siebie do autodestrukcji, tak teraz rozumieli, że pewne rzeczy muszą ulec zmianie, jeżeli chcą być ze sobą razem. — Nie powinienem tyle. — wygiął usta w podkówkę, wiedząc po części - przytłumiony działaniem alkoholu, a jak żeby inaczej - że jednak mieszanie tego wszystkiego z lekarstwami wcale nie musiało mieć zbawiennego skutku. Wręcz przeciwnie; lekki chichot wydostał się z jego ust, gdy poczuł dotyk na policzku. — Kitka mnie too... — zaśmiał się, spoglądając lekko rozszerzonymi źrenicami w kierunku ukochanego, po chwili jednak przysuwając się do niego bardziej. — Starszczyzna brzmi jak zgromadzenie starych zgredów... — oczywiście, że alkohol mu już do łba uderzał i coraz trudniej było mu się z tym kryć. I też, jak żeby inaczej, nie zauważał zmiany w mimice partnera, przyglądając mu się może uważnie, jakby chciał go prześwietlić wzrokiem, ale skutek był kompletnie zgoła inny. — Lydię trzeba kochać! Innej opcji nie widzę. — burknął, bo uważał obecnie, że innego wyjścia nie ma. Nie przyjmując do wiadomości, że ktoś może ją nie lubić, założył na bardzo krótki moment niezgrabnie ręce na klatce piersiowej, plącząc na początku kończyny. Uśmiechnął się szerzej, coraz to bardziej najebany nie kontrolując własnego zachowania. Gładzenie włosów powodowało, że znajdował się w siódmym niebie i przymknął oczy, przytulając się do kolana chłopaka, lekko ocierając policzkiem. Tak, nie powinien pić procentów, a mimo wszystko i wbrew wszystkiemu zdecydował się na ten radykalny krok, teraz zachowując się co najmniej niepoprawnie. — Czy mogę spowodować, że ten problem wyparuje? Zrobi "puff"? — nieco się ożywił, na krótki moment opierając się dłońmi o kanapę i zerkając kompletnie już najebany w kierunku ukochanego. Na. Merlina. Miał ochotę go teraz wyprzytulać, co chętnie by zrobił - i do czego się przymierzał - ale w tak niekontrolowany sposób, że uderzył nosem o jego ramię. — Ups. — zaśmiał się donośnie, chcąc chwycić się za nieco bolejącą część ciała, co zakończyło się brakiem celności i przetarciem własnych oczu wraz z cichym jękiem. — Wystające jedynki? Gdzie? — ożywił się jeszcze bardziej, chcąc popatrzeć, gdzie ten je posiada, aczkolwiek zamiast tego pocałował go nieco bez składu i ładu, czując przyjemne ciepło w klatce piersiowej. — Jak nie my, toooo... — podniósł palec, by się zastanowić, aczkolwiek dostał takiego laga i ping wyjebał mu poza skalę, że szkoda gadać. — Eeee... nie wiem. — wzruszył ramionami, chwytając następnie za kolejną porcję wina, gdy ten mu ją podał. I o mało co jej nie wylał, dobijając sobie już na dobre kolejnymi łykami. — Życzyć sobie mogę, co nie? Szkoda, że te kieliszki jakieś takie niewyważone są... — skrzywił się nieco, by odstawić opróżnione naczynie na blat, kiwając się na boki. Już nie wiedział, co szło w telewizorze, jaki serial czy tam film oglądali, gdy położył się na kolanach partnera, wepchnął łeb pod koszulkę i po prostu zasnął snem wiecznym, wtulony w pełni najebany w jedyną osobę, którą tak mocno kochał. Momentami muskał skórę własnymi wargami, choć działał tak nieumiejętnie i tak już kompletnie tracił kontrolę i kontakt z rzeczywistością, że dość szybko przestał. Było mu ciepło, przyjemnie i wygodnie - tak spędził zatem resztę wieczoru, oddając się w ramiona Morfeusza. Wszystko mu się kompletnie urwało, a słaba głowa odezwała się w pełnej skali, zapewniając zapewne na następny dzień bolączkę w postaci kaca.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No i stało się. Czuł się dziwnie ciężko i lekko naraz, gdy w końcu wrócił do Inverness załatwiwszy wszystko, co miał do załatwienia zostało mu już tylko spotkać ukochanego i wziąć go w miejsce, gdzie będą mogli świętować jego urodziny. Nim Feli wrócił z pracy, Max miał już wszystko spakowane również z prezentem, choć nie był pewien, czy co innego nie będzie dla partnera lepszym podarkiem. Bardzo mocno się tym stresował, nie wiedzieć czemu. W zeszłym roku zorganizował mu malutką imprezę, która widocznie się Felkowi podobała i miał nadzieję, że nie spierdoli tego wszystkiego. W końcu drzwi się otworzyły i Lowell pojawił się w domu, a Max od razu do niego podszedł, witając z uśmiechem i krótkim pocałunkiem. W postawie Maxa widać było ogromną zmianę, nie tylko w jego zachowaniu, ale przede wszystkim w aparycji. Zbyt długa grzywka zniknęła, a starannie ułożona fryzura odsłaniała czoło tak, jak jeszcze rok temu, pokazując wyraźnie brak śladu po marcowym wypadku. Kojot na ramieniu z radością spoglądał wokół, nie będąc przykrytym rękawem koszulki, choć reszta ciała pozostawała zasłonięta, chwilowo kryjąc resztę zmian u chłopaka. Postawa nastolatka była nieco bardziej pewna siebie, choć kryła się za tym pewna nerwowość związana ze świętem ukochanej osoby. -Odłóż co niepotrzebne. Wychodzimy. - Spojrzał na niego tajemniczo, by następnie samemu wziąć tobołki i ruszyć do ogrodu. Tam też czekał na partnera popalając szluga i nerwowo ruszając nogą. Dlaczego tak się denerwował? Ni chuj nie miał pojęcia, ale Buddy wyraźnie to wyczuł, bo podbiegł do niego, trącając łbem łydkę Maxa, co zazwyczaj działo się, gdy chciał go uspokoić. Solberg odruchowo przykucnął i zaczął głaskać psinę. -Gotowy? Łapaj konewkę! - Wskazał na leżący nieopodal przedmiot, który wcześniej zamienił w dalekosiężny świstoklik. Mieli jeszcze trzy minuty, więc nie trzeba było aż tak się spieszyć.
Powrót ze szkoły był trochę... specyficzny. To znaczy się, nie na tyle, by mógł to jakoś zapamiętać bardziej, niemniej jednak czuł się nieco zmęczony, gdy koniec końców pierwsze nauczał Percy'ego dość mocno zaawansowanego zaklęcia, a potem jeszcze miał lekcję do przeprowadzenia. Nie został w murach zamku za długo - kiedy wyłapał moment, gdy nic nie trzeba było i nikt nie zamierzał go zaczepić o cokolwiek, przedostał się przed średniowieczną budowlę, by z cichym trzaskiem teleportować się do domu, a raczej gdzieś w krzakach dookoła, by przypadkiem ktoś go nie nakrył. Przechodząc następnie na odpowiednią ścieżkę, pojawił się przed domem, otwierając drzwi i zauważając tym samym partnera. I od razu zauważył pewne zmiany, nie wpisując się w schemat osób, które nijak mają się z potencjalną dozą uwagi wobec najbliższych; odwzajemnił pocałunek nieco zdziwiony. Przyzwyczaiwszy się do zakrytego czoła, nic dziwnego, że czekoladowe tęczówki wylądowały właśnie na nowej fryzurze i znacznie różniącej się postawie ukochanego. Pod kopułą co prawda nie zapaliła się charakterystyczna, czerwona lampka, zwracająca na siebie uwagę, a prędzej zastanowienie. Po tym, co wydarzyło się w marcu, nie było praktycznie śladu, na co podniósł pytająco brwi, nie wiedząc, co się obecnie dzieje. Wilk pod materiałem białej koszuli nieco się niepokoił, zmieniając raz po raz pozycję, jakby to miał odnaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Nie mógł nie przyznać, że partner wyglądał naprawdę dobrze, znakomicie wręcz, ale też - nie wiedział, co dokładnie jest tym spowodowane. — Emm, Max? — powiedział jego imię, nieco skonfundowany, bo nie ogarniał, co tak naprawdę ma miejsce. Popalanie szluga nie było czymś, co świadczyło o wewnętrznym spokoju, no ba - sam częściej po nie chwytał, gdy czuł się nieco zestresowany, w związku z czym coraz to więcej pytań pojawiało się pod kopułą czaszki. Zgodnie z poleceniem wziął ze sobą to, co najważniejsze, a to, co niepotrzebne - odłożył. Czyli tak, jak przyszedł, był w sumie gotowy do czegokolwiek, co miało się za niedługo wydarzyć. Obecność Buddy'ego jeszcze bardziej spowodowała powstanie zgiełku w głowie. — Konewkę? Co... co się odmerlinia? — już naprawdę tego nie rozumiał, a szczupłe palce zacisnęły się mocniej wokół paska od torby. Dość niepewnie, z lekkim zapytaniem w czekoladowych tęczówkach, chwycił za ten niepozorny przedmiot, by następnie zostać poddanym działaniu świstokliku, który najwidoczniej skrywał w sobie coś znacznie więcej.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Miał poważne plany na przyszłość i wiele czasu w zanadrzu, więc gdy tylko Feli wybywał do pracy, Max brał się do własnych projektów. Każdego dnia było to praktycznie co innego, a dziś postanowił, że usiądzie do tego, co kochał najbardziej. Eliksiry były czymś, czego nigdy nie traktował jako obowiązek. Zawsze była to dla niego czysta przyjemność i nawet jeżeli spędzał nad kociołkiem srogie godziny, nigdy nie czuł się po tym zbyt mocno zmęczony. Przynajmniej nie psychicznie. Tego dnia chciał wziąć na warsztat coś, z czym wcześniej nie miał zbytnio doświadczenia. Nie chodziło tu o praktykę tyle, co o teorię, choć wiedział, że krzywdę komuś na pewno będzie musiał wyrządzić. Jako, że był sam w pokoju, bardzo dokładnie zamknął drzwi i podszedł do swoich zapasów, skąd wyciągnął jedną z dwóch nieoznakowanych fiolek. W środku kryształu znajdowała się substancja, którą Max chciał dorwać już dawno temu, a ku czemu nie miał odpowiedniej okazji i choć teraz dzierżył ją w ręku, potrzebował jeszcze jednego elementu, by móc pracować nad tym, co sobie założył. Ze starego szkolnego kufra wyciągnął klatkę ze szczurami, którą trzymał tam zdecydowanie zbyt długo. Istotki nie wyglądały, jakby trzymały się najlepiej i Max zdecydowanie nie miał ich kondycji poprawić. Wręcz przeciwnie. Wziął jednego ze szczurów na ręce, a następnie przy pomocy pipety wlał mu do pyszczka kilka kropel eliksiru krwinkowego. Tego samego, dzięki któremu poznał Shawna i zakupił ogniste kastety. Następnie odłożył zwierzaka i czekał. Już po chwili efekty zaczęły przychodzić same, a szczur leżał martwy na podłodze. Max od razu zabrał się do pracy. Sprawnie otworzył zwierzaka, by następnie przyjrzeć się jego organom. Jednocześnie z książki, którą kiedyś ukradł partnerowi czytał o kolejnych truciznach i ich działaniu, by porównać to, czego był świadkiem do teorii, którą już miał przyswojoną. Wiele rzeczy zdawało się działać podobnie i do tego tak, jak powinno, choć na samą myśl, nastolatka coś odrzucało. Nie poprzestał jednak na zwykłej analizie porównawczej. Gdy już wszystkie organy dokładnie sobie obejrzał i z krwioobiegu szczura zabezpieczył kilka kamieni, w jakie zamieniła się jego krew, chwycił za notatnik i zaczął kombinować składniki, które mogły okazać się tu idealnym antidotum. Zapisywał to, co jego głowa mu podpowiadała, a następnie analizował z ukradzionym Felkowi tekstem. Im bardziej w to brnął tym bardziej rozumiał złożoność eliksiru, jaki uśmiercił biednego szczura. Wiele składników, które wydawały się być wręcz idealne jako odtrutka, po głębszej analizie miały jeszcze bardziej pogorszyć stan pacjenta, a przecież nie o to chodziło. Max skupiał się głównie na składnikach roślinnych, jako że te miały niezwykłą moc balansowania tych, które pochodziły od żywych istot. Jedynym problemem, a zarazem największym było to, że nie mógł stworzyć prototypu i przetestować go na własnej skórze. Podobna próba prawdopodobnie byłaby ostatnią w jego życiu, a wcale aż tak nie spieszyło mu się do grobu. Poprzestawał więc na teorii, dając się zupełnie pochłonąć analizie innych trucizn i spisywaniu schematów ,które mogły okazać się w ich przypadku zbawienne. Był pewien, że któregoś pięknego dnia uda mu się to jakoś przetestować, choć dzwonek do drzwi, jaki rozległ się z dołu jasno mu pokazał, że nie będzie to ten dzień.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Poprzednia próba pracy nad eliksirem krwinkowym nie przyniosła mu zbyt wielu rezultatów. Niestety, Max wciąż posiadał zbyt małą wiedzę na temat czarnomagicznych mikstur, by móc jakkolwiek z nimi działać. A przynajmniej, by działać z nimi na poziomie takim, na jakim by chciał. Nie zależało mu na krzywdzeniu innych. Wręcz przeciwnie, chciał być w stanie w razie potrzeby uratować kogoś, kto zostanie poddany nieprzyjemnym działaniom zakazanej magii. By jednak dojść do tego miejsca, musiał najpierw sam lepiej zrozumieć tę gałąź sztuk magicznych. Gdy tylko nadarzyła się kolejna okazja, wziął więc podręcznik, jaki kiedyś ukradł i rozpoczął we własnym zaciszu lekturę. Czytanie o Czarnej Magii dawało mu wiele do myślenia i też wprawiało w pewien niepokój szczególnie po tym, do czego przyznał mu się niedawno ukochany. Nie chciał jednak, by to zaważyło na jego pracy. Musiał brnąć do przodu, jednocześnie pilnując, by wiedza, jaką przyswajał, nie odbiła się diametralnie na jego życiu. Widział już na własne oczy co zakazane zaklęcia potrafią i nawet sam je kilka razy wyprowadził. Dziwnie podobało mu się to uczucie, gdy słyszał trzask łamanej kości i wiedział, że to on do tego doprowadził. Dziś jednak skupiał się tylko i wyłącznie na teorii, choć była to teoria blisko związana z praktyką. W ręku Maxa widniała różdżka, a gdy tylko tekst wspominał o jakimkolwiek zaklęciu, co zdarzało się raczej rzadko, magiczny patyczek szedł w ruch i bez wypowiadania formuły, młody Solberg ćwiczył gesty, mające przy odpowiedniej inkantacji zranić drugą osobę. Czuł się bezpieczniej wiedząc, że choć taką wiedzę będzie potrafił, a gdy opanuje gesty, inkantacja nie powinna robić mu już większego problemu. Lektura, jaką studiował dość szeroko wchodziła w historię czarnej magii, pomagając mu przypomnieć sobie szczegóły, które umknęły z jego pamięci oraz dając odpowiedzi na pytania, które pojawiały się wciąż w jego głowie. Coraz lepiej rozumiał nie tylko sam zamysł działania trucizn, ale tego, jak sama negatywna energia wpływa na używane do ich stworzenia składniki. Max nie miał pojęcia, że tak to wszystko może działać. Był przekonany, że Czarna Magia żywi się emocjami i energią tylko w zakresie zaklęć, a tu proszę... Okazało się, że po raz kolejny w swoim krótkim życiu się mylił. Gdy doszedł do tego odkrycia jakaś iskra zapaliła się w jego umyśle, która kazała mu pogrążyć się w lekturze jeszcze mocniej. Zaczął wczytywać się w biografie największych czarnoksiężników, którzy nie byli Grindelwaldem, czy Voldemortem i próbować zrozumieć to, jak oni wydobywali potencjał z Zakazanej Sztuki. Niestety, im bardziej się wczytywał, tym bardziej od tego wszystkiego bolała go głowa, a niektóre opisy sprawiały, że wręcz robiło mu się niedobrze. Jakkolwiek mocno więc tego nie chciał, w końcu musiał się na ten dzień poddać i odpuścić. Wyszedł z lektury z potężną wiedzą. Wiedzą, której bał się na ten moment wypróbować w praktyce, choć miał wrażenie, że ma nieco większe zrozumienie tego wszystkiego i być może, gdyby kiedyś przyszło mu kogoś zranić przez Czarną Magię, będzie mógł wydobyć z zakazanego zaklęcia potencjał, o jakim wcześniej mu się nie marzyło.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdy nie siedział nad kociołkiem i nie zagłębiał tajników Czarnej Magii, miał inne tematy, które chętnie poruszał. Tematy, które miały mu pomóc ruszyć dalej z projektami, nad którymi pracował od dłuższego czasu, a które przez wydarzenia z życia Maxa po prostu został przesunięte i naprawdę srogo opuźnione. Jednym z tych tematów były Starożytne Runy, które okazały się być dla nastolatka bardziej niezbędne niż by kiedykolwiek mógł przypuszczać. Sam nie wiedział, kiedy dokładnie tak mocno wpadł w ten temat, ale nie wyobrażał sobie teraz swojego życia bez niego. Po obiedzie otworzył więc odpowiednie notatki i klasyczny podręcznik traktujący o futharku starszym i zaczął analizę nie tyle symboli, które naprawdę znał już na pamięć wraz z każdym jednym znaczeniem, ale analizę ich połączeń i potencjału, jaki te za sobą niosą. Najpopularniejszym tematem w tej dziedzinie i tym, który zajmował najwięcej miejsca był temat połączeń ochronnych. Symbole można było dobrać na naprawdę miliony sposobów i dzięki temu ochronić siebie i bliskich przed najróżniejszymi klęskami. Tworzenie amuletów było tutaj poddziedziną, na którą Max nie miał teraz ani czasu ani ochoty, choć nie wykluczał, że kiedyś wgłębi się w nią nieco bardziej. Nieco bardziej zainteresował się jednak ochroną przed wszelkiego rodzaju żywiołami, co poniekąd było spójne z tym, co miał w planach. Na pierwszy szereg poszła obrona przed ogniem. Wiedział, która dokładnie runa jest za to odpowiedzialna, ale nie miał pojęcia, jak i z czym ją połączyć, by ostatecznie stworzyć bezpieczny symbol, który miał chronić go podczas pracy. Wertował kolejne strony, analizując słowo po słowie i szukając czegoś, co wcześniej mógł pominąć, choć analizował już ten temat naprawdę wiele razy. Na szczęście nie były to płonne nadzieje. Odkrył kilka smaczków, które uprzednio musiał pominąć ze względu na zmęczenie, czy cokolwiek innego i od razu dodał je do swoich notatek, by następnie zacząć kreślić kilka przykładowych połączeń, jakie mogły przydać mu się w przyszłości w fazie testów. Nie poprzestał jednak tylko na tym. Skoro już względnie ogień miał załatwiony, przeszedł do kolejnego żywiołu - ziemi. Ziemia była nieco łatwiejsza do studiowania, bo przejawiała się w naprawdę wielu runach i miała naprawdę wiele znaczeń. Niestety, sprawiało to także, że była naprawdę skomplikowanym tematem, nad którym Max musiał się nieco bardziej pochylić. Nie był pewien, czy odpowiednio rozumiał każde połączenie i wydobywany potencjał. Niektóre rzeczy nie trzymały się dla niego kupy i potrzebował kolejnych okrążeń wskazówki zegara, by dotrzeć do sedna sprawy i zrozumieć ją na tyle, by zaspokoiło to jego żądzę wiedzy i nim się obejrzał, to właśnie ten żywioł był tematem, na którym miał zakończyć dzisiejsze badania. Usłyszał podjeżdżający przed dom samochód i wiedział, że zrobiło się na tyle późno, że jego przybrani rodzice zdążyli już wrócić z pracy i niedługo będzie trzeba pomóc im w codziennych obowiązkach. Odłożył więc notatnik i zamknął książkę, rozmasowując sobie skronie, które nagle zaczęły go niemiłosiernie uciskać, a następnie opuścił swój pokój czując, że potrzebuje porządnej dawki świeżego powietrza.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Święta, święta i po świętach, czy Ania lubiła święta? Lubiła, ale lubiła objadanie się hiszpańskimi słodyczami i zapraszanie całej hiszpańskiej wspólnoty w Londynie, bo tak głupio tylko jedna rodzina. Czy lubiła tą całą otoczkę świąt? Była jej totalnie obojętna, zawsze lubiła jeździć na lodowisko, domu nigdy nie ustrajali, bo po co? W hogwarcie tak naprawdę zrozumiała tą całą magię świąt (nawet dosłownie), ale nigdy się tym jakoś specjalnie nie interesowała. Na dworze było jakieś -50000 stopni, zaraz po tym kiedy pozbyła się swojej cudownej klątwy, nagle pojawiła się zima. -Stary- zaczęła kiedy stanęli już przed jakimś dosyć dużym szkockm domem. Domyśliała się, że to pewnie o ten budynek Maxowi chodziło. Sięgnęła do kieszeni kurtki i zaczęła mówić, zupełnie jak jej tata, któremu Ana Pula kazała dać małej Maryi prezent na Mikołaja. -Słuchaj, spotkałam Mikołaja po drodze- to musiała wyglądać dosyć dziwnie.. no ale no cóż, magia świąt. -Powiedział, że nie chce mu się do ciebie dreptać, więc kazał mi się z tobą podzielić- to chyba najbardziej żenujące zdanie, jakie Anna kiedykolwiek wypowiedziała... czy jej to przeszkadzało? Jakoś tak nie. Wyjęła z kieszeni 2 czekoladowe żaby i wręczyła koledze. -Zaprosisz mnie już łaskawie do środka, czy mam tutaj zamarznąć i ozdabiać Twój ogród jako lodowa rzeźba?- zimno było no... po drugie naprawdę się zastanawiała, czy by tutaj w ogóle przyszła, gdyby Max nie napisał w liście, że zrobi WSZYSTKO... Ana była interesowna.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak to na Maxa przystało, on do Świąt miał podejście czysto rozrywkowe. Nie przepadał za uważaniem tego za jakąś podniosłą chwilę, ale spędzanie czasu z najbliższymi zawsze było dla niego dobrym pomysłem szczególnie, że mógł w pełni odpocząć i powygłupiać się z dzieciakami. Dziś przyszedł jednak czas, by rozpocząć przygotowania do tego magicznego okresu i Merlin mu świadkiem, że potrzebował w tym pomocy. Odebrał Anę spod bramy i razem teleportowali się w okolicę domu Solberga, gdzie gryfonka postanowiła zabawić się w Mikołaja. -Naprawdę go spotkałaś? A myślałem, że przynosi prezenty tylko grzecznym dzieciom. - Wywalił w jej stronę język, choć następnie i tak podziękował i wziął czekoladową żabę. Zrobiło mu się głupio, że nic dla niej nie przyszykował, choć miał pewien pomysł, jak może się odwdzięczyć. -Jasne, wbijaj! Chociaż jako lodowa rzeźba sprawdziłabyś się i tak świetnie. - Otworzył drzwi kluczem, uważnie nasłuchując oznak tego, kto może obecnie znajdować się w domu. Nie musieli długo czekać, gdy Ana została zaatakowana miłością ze strony wielkiego, starego i pociesznego golden retrivera, który zaczął skakać domagając się pieszczot. - Buddy, tym razem proszę nie jeść gości! - Max zażartował, czochrając psiaka po głowie, po czym wskazał Anie kierunek, w którym znajdowała się kuchnia. Wszechobecny porządek świadczył o tym, że gosposia wykonała już dzisiaj swoją robotę, a Hugo jeszcze nie wrócił do domu, co było naprawdę dobrym znakiem. -No więc, u mnie też był Mikołaj i kazał mi dać Ci to... - Wyciągnął z szafki wiśniową nalewkę domowej roboty, po czym wyjął dwa kieliszki i rozlał po szocie dla każdego. -Powiedział, że jak nie wzniesiemy toastu, to nici z pierników. - Zaśmiał się unosząc własny kieliszek, by przygotować się do ciężkiego zadania, jakie na nich dzisiaj czekało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Naprawdę nie rozumiała dlaczego Max potrzebował akurat jej pomocy... Ale tak w sumie to się za nim trochę stęskniła. Chociaż usprawiedliwiała to sobie po prostu swoją ciekawością, to jednak nie spotkała się z nim tylko po to, aby dowiedzieć się jakiś nowych plotek. Chodziło o coś więcej. -Grzecznym dzieciom, albo jedynakom- powiedziała to co zawsze mówiła... święta są tak nudne i powtarzalne, naprawdę nie rozumiała tej całej magii. - Merlinie, co to za biała gorączka- powiedziała widząc wielkiego psa. Nie miała ręki do zwierząt magicznych... tych zwykłych po prostu się trochę bała. Były nieprzewidywalne i takimi pieskowi nie wytłumaczysz, że jak jej coś zrobi to zrujnuje jego reputację. - Jest ktoś w domu?- spytała zdejmując kurtkę, bo nie wiedziała czy ma mówić dzień dobry, czy wystarczy pogłaskanie pieska. -Święty Mikołaj chyba dobrze mnie zna- zaśmiała się, widząc kieliszki. Wyniosła również swój i jak to miała w zwyczaju nie czekała aż ktoś inny wygłosi toast. -No to za najlepszy rok w naszym życiu i... pierniki- uśmiechnęła się, a następnie podeszła do Maksa, aby wypić toast na krzyż.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Okej, może i znał osoby, które w kuchni radziły sobie dużo lepiej niż Ana, ale to był MAX. Logiki doszukiwać się tutaj nie było sensu, bo prawdopodobnie i tak by się jej nie znalazło. Ważne był jednak, że mogli spędzić trochę czasu razem w innym otoczeniu niż zamkowe mury czy Hogsmeade. -No tak, zapomniałem o tym przywileju. - Pokręcił rozbawiony głową, choć technicznie rzecz biorąc sam był jedynakiem. Przynajmniej ze strony biologicznej matki. Przynajmniej z tego, co było mu wiadomo. -On tak zawsze. Przynajmniej nie zwalił Cię z nóg! - Jeszcze raz spojrzał na pupila, który wyglądał jakby w życiu nie mógł być szczęśliwszy, bo Max przyprowadził do domu CZŁOWIEKA. -Spokojnie, reszta zwierzyńca aż tak nie szaleje. No chyba że Grom. Albo Andrzej... - Urwał uznając, że jak zacznie nad tym bardziej myśleć, to się okaże, że tylko nieobecne zwierzaki zachowują jakąkolwiek godność. -Chyba nie. Możliwe, że Stacey siedzi u siebie w gabinecie, ale wątpię. Słyszałem coś o pilatesie... - W domu w Inverness rzadko bywało pusto, przynajmniej z tego co Max kojarzył, ale że ostatnio spędzał tu zdecydowanie więcej czasu niż przez ostatnie siedem lat to zauważył, że wcale tak nie jest codziennie. Znał już grafik praktycznie każdego lokatora i potrafił dopasować własne plany do tego, czy ktoś akurat będzie w domu, czy nie. Było to bardzo użyteczne. -Ponoć zna nas wszystkich. - Puścił jej oczko zajmując się nalewką. Co jak co, ale trochę słodyczy na rozruch na pewno się im przyda. -I pierniki! - Potwierdził, krzyżując swoje ramię z tym, należącym do gryfonki i opróżniając swoje naczynie. -To co, czas chyba się zabrać do roboty. Najpierw.... ciasto? - Spojrzał na nią niepewnie, bo taki był z niego ciastkarz co z koziej dupy trąba.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Zwierzęta, co ludzie w nich widzieli? Bo co czarodzieje no to jeszcze rozumiała... latające konie i takie tam. Miała dziwne wrażenie, że gdyby niektórzy ludzie opiekowała się innymi z taką czułością jaką dażą swoich pupili świat byłby trochę piękniejszy. -Wybacz, mnie ciężko powalić- powiedziała patrząc na psiaka, z delikatną odrazą, ale i respektem. -Mam wysokie wymagania- dodała poprawiając się w lustrze. Byle co, byle kto, byle jak... to nie dla niej. Nie lubiła pół środków. Taki wielki dom, tyle zwierząt, tyle pokoi, a przynajmniej taki obraz nowego miejsca miała w głowie Ania. Nikogo w domu... to naprawdę nie było dla niej normalne. W jej domu zawsze ktoś był, chodź teoretycznie mieszkały tam tylko 3 osoby, w domu jej znajomych to samo. Miała wrażenie, że te zwierzęta trochę wypełniają tą pustkę, ale to trochę jakby dolać do upitej flaszki wody i cieszyć się, że jest pełna. Przynajmniej takie zdanie miała Ania na ten temat. -Jeśli myślisz, że znam się na gotowaniu...- zaczęła podchodząc do okna i zerkając na ogród. -Masz jakiś przepis?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max sam nie był jakimś fanatykiem zwierząt. Przez większość życia miał tylko Buddy`ego, miniaturek do kategorii pupili nie zaliczał, więc tak naprawdę doszedł mu tylko adoptowany od Beatrice kociak. Cała reszta należała do Felka, który obecnie dzielił z Solbergiem dom i były ślizgon po prostu się do tego stanu rzeczy musiał przyzwyczaić. -To akurat wiem, skoro po takim czasie znajomości jeszcze mi nie uległaś. - Zaśmiał się podziwiając Anę za to, że jako pierwsza nie dała się oczarować tym wielkim, brązowym oczom goldena. Max lubił ten spokój, choć był przyzwyczajony do zupełnie innego stanu rzeczy. Normalnym było jednak, że reszta domowników miała swoje zajęcia, jak chociażby pracę, czy szkołę. On obecnie tego nie posiadał dlatego też wiele czasu spędzał w dość cichym domu, choć Stacey często przesiadywała w gabinecie pracując nad nową książką. Dziś było inaczej, ale była to tylko pozorna cisza, miła odmiana od Świątecznego gwaru, gdzie mieszkanie roiło się od żywych istot, a byli lokatorzy wracali, by złożyć życzenia innym bliskim i spędzić ten czas w gronie najbliższych. -Oczywiście, że mam! Chcę mieć jeszcze gdzie mieszkać. - Podsunął dziewczynie przepis, który gosposia zostawiła na jego prośbę. Było tam dość dużo punktów i Max już czuł, że to może być katastrofa. -Na początek najważniejsze! - Powiedział, wyciągając z szuflady dwa fartuszki w serduszka i rzucając jeden gryfonce z szerokim uśmiechem na ustach. -To tak, może ja zajmę się przesiewaniem mąki, a Ty podgrzej i rozpuść miód? - Zaproponował podział obowiązków, wskazując na odpowiednie składniki.
Kostki:
Rzuć literką na to, jak idzie Ci podgrzewanie miodu.
Spółgłoska - Lodzio miodzio panowie, wszystko bez zarzutów Samogłoska - Straciłaś na chwilę uwagę i coś Ci się przyjarało.
Max rzuca literką na mąkę:
Spółgłoska - O dziwo idzie Ci dobrze Samogłoska - Jedna ze smoczych miniaturek postanowiła złożyć wizytę w kuchni i wpada prosto w sitko z mąką!
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Uleganie to złe słowo w tej sytuacji. Kojarzyła je raczej z uległym człowiekowi bykiem, albo wściekłym pitbullem, który na dźwięk głosu swojego Pana cieszą się i merdają ogonkiem. Człowiek, raczej nie powinien ulegać drugiemu, to chyba totalnie zaprzecza miłości. Przynajmniej według Any Maríi. -A chciałbyś?- spytała, odwracając się w stronę Maxa. Tyle razy to powtarzał, a przecież, podobno, miał ten swój szczęśliwy związek... Wiadomo jednak, że to tylko ich wewnętrzne żarty. Gdyby tak postawić kogokolwiek z otoczenia koło nich, na pewno by nic z tego nie zrozumieli. Swoją drogą, trochę ciekawił ją ten cały związek Maksa. Dlaczego nigdy nie przedstawił jej swojego partnera życiowego? I dlaczego praktycznie nigdy nie mówi o tym przyniej i musi dowiadywać się o wszystkim z jakiś mało znaczących plotek? -Chyba żartujesz?- zaśmiała się spoglądając na fartuch, ale po chwili spostrzegła, że jej towarzysz mówi zupełnie poważnie. Niech już mu będzie, skoro to takie NAJWAŻNIEJSZE. Ubrała więc ten śmieszny fartuch i związała włosy, żeby nie było zadnych niespodzianek w piernikach. -Jesteś pewnien, że nie ma jakiegoś łatwiejszego przepisu?- spytała spoglądając to na kartkę, to na składniki i przypominając sobie, jak leniwą duszą jest. -Ja znam jeden, potrzeba jedynie wyjść z domu i iść do sklepu- dodała po chwili. Co z niego nagle taki lider się zrobił? Nie to, że jej to przeszkadzało, ale... trochę jednak przeszkadzało. No cóż, niech mu będzie, skoro jest w stanie zrobić wszystko, żeby Ania pomogła mu spalić kuchnię... -Ładnie pachnie..- stwierdziła podgrzewając miód, co jak co ale węch miałanaprawdę wyczulony i kochała przyprawy zimowe. Tylko czekła, aż spotka się ze swoimi Londyńskimi znajomymi na kawkę z cynamonem.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dla Maxa uległość miała nieco inne znaczenie biorąc pod uwagę podejście, jakie przez większość życia reprezentował w relacjach z innymi. To właśnie to stwierdzenie bardziej pasowało do jego "podbojów" niż jakiekolwiek uczucia, które tak naprawdę dopiero co odkrywał będąc w związku z Felkiem. -A czy bogin to jebana menda? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, oczywiście z charakterystycznym uśmiechem. Ana była atrakcyjna i skłamały mówiąc, że nie skorzystałby z szansy, gdyby ta kiedykolwiek mu ją dała, ale obecnie nie myślał o żadnych skokach w bok. Jeżeli zaś chodziło o jego związek, to po prostu nie był kimś, kto chwalił się czymś takim na prawo i lewo. Nie ukrywał partnera przed światem, ale też rzadko kiedy wypowiadał się na ten temat niepytany. Była to dla niego raczej prywatna sprawa i był pewien, że prędzej czy później Miranda zostanie oficjalnie przedstawiona Felinusowi. Na ten moment jednak Lowell miał swoje życie, swoją pracę i obowiązki i nie miał tyle czasu, by włóczyć się ze znajomymi co Max. -Ja? Żartować? Nigdy! Zakładaj i udawaj idealną panią domu. - Sam zawiązał sobie wokół szyi i w pasie fartuszek, automatycznie wycierając w niego ręce. Wyglądali naprawdę cudnie w tym odzieniu. Zupełnie jak nie oni. -Łatwiejszego nie znam. - Wzruszył ramionami. - Pewnie i tak się na tym skończy jak wszystko przypalimy, ale nie poddajemy się tak łatwo! - Był uparty i choć czuł nadchodzącą katastrofę, nie miał zamiaru się poddawać. Przynajmniej nie na starcie. Ana zajęła się miodem, a on wziął się za nieco bezpieczniejszą część roboty. Wszystko zdawało się iść zadziwiająco gładko jak na początek. -No muszę przyznać, że tak. Mógłbym wpierdolić sam ten miód i już byłbym szczęśliwy. - Przyznał, patrząc na dalszą część przepisu. Uszykował jajka i masło, a następnie wyciągnął kakao z szafki. -No, młoda, pokaż jak się zajmujesz jajkami. Potrzebujemy sześciu żółtek. - Wyszczerzył się do niej, formułując zdanie specjalnie dość dwuznacznie. Sam za to wziął się za mieszanie reszty suchych składników wraz z amoniakiem i sodą oczyszczoną.
Kostki:
Ana rzuć k6 na ilość jajek, które udało Ci się ładnie oddzielić żółtka od białek. Nieudane są zbite lub wymieszane.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees