Jeżeli szukasz miejsca, w którym możesz odpocząć i tym samym spędzić czas z przyjaciółmi lub samotnie, wraz z okoliczną, potencjalną zwierzyną, to właśnie ognisko, położone w zachodniej części lasu obok Hogsmeade, pozwoli wczuć Ci się w klimat biwakowania. Otoczone kamykami, miejsce na ogień stanowi dość bezpieczny obszar dla wygłodniałych języków ognia; wokół także zostały umieszczone większe kamienie, aby przypadkiem żar z paleniska nie przedostał się do liści. Czasami można zobaczyć ślady butów po poprzednich osobach, jak również dowody na to, iż ktoś wcześniej stawiał tam namioty. Nie należy zapominać jednak o tym, że pałęta się tutaj dość sporo insektów, które mogą stać się nieprzyjemnym aspektem przebywania w tymże miejscu. Okolica jest spokojna oraz cicha, choć czasami może niepokoić enigmą tajemniczości.
Autor
Wiadomość
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Stylówka: outfit Prawda czy wyzwanie: Prawda - Sprawiedliwość Efekty: - Piosenka: - Lokalizacja: przed namiotem
Ta impreza nie należała do najlepszych, ale pewnie dlatego, że jeszcze dobrze się Pay nie schlał i... Wszyscy tu byli zajęci, czyli nie porucha. W końcu nie chciał się narażać, na wpierdol, nawet jeśli dookoła niego kręciły się niezłe dupy. Słuchał Doireann, uśmiechając się do niej, ale nie natarczywie niczym jakiś zbok, bardziej tak jakby był pod wpływem alkoholu i trochę nie ogarniał, co do niego urocza puchonka mówi. Sam analizując jej słowa, zastanawiał się przez chwile czy on ma taką stronę, co nie umie pić? Nie, na pewno nie. Każda jego część potrafiła chlać. To nie tak, że przy każdej lepszej okazji zbliżał się do pijaństwa, ale mogło to wyglądać w ten sposób. Zawsze jak wpadał do baru, czy coś zjeść odkąd skończył osiemnaście lat, sączył sobie coś z procentami. Starał się jednak nie przesadzać, lubił dbać o swoje ciało i kondycję fizyczną, dlatego nie był zachlaną pizdą. - Zmarznie mu dupa, to wróci szybciej z tej Rosji, nim wypowiesz słowo Quidditch. - Był całkowicie pewny swoich słów, dumając nad tym, czy taki związek w ogóle ma szanse przetrwać. Payton nie należał do typów wierzących w bratnie dusze, bliźniacze płomienie czy jak oni to nazywają kawałki pomarańczy? On z pewnością korzystałby z uroków zagranicznych kobiet. Nie chciał jednak głosić swoich poglądów, w końcu Tadek wcale nie musiał być psem na baby. - Chodźmy się kulturalnie napić. - Powiedział, zerkając na kwiatka. Zaproponowałby pomoc w dźwiganiu tego ciężaru, ale mogłoby się to źle skończyć. - O momencik też wezmę prawdę, jeszcze nie brałem. - Podszedł do smoka i wziął karteczkę. Tak naprawdę szczerość to ostatnia rzecz, do której by się posunął, ale alkohol nadal krążył w jego żyłach, więc postanowił zaryzykować, najwyżej spłonie w ogniach dracarys. - Rozebrałbym się i nago przyszedł na lekcje Patton Craine'a. - To była jedna z wielu rzeczy, które z chęcią by zrobił, gdyby nie musiał być taki idealny. W sumie te pytania prawdy nie były takie trudne. Spojrzał w stronę gdzie stała Sheenani, nie mając pojęcia czy jednak mu właśnie nie uciekła, po tym, jak odważył się na nagą szczerość.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Co na początku grudnia mógł robić Polak przy ognisku? Pić. Pić ognistą wodę. Wacuś jednak tego nie robił. Szok! Co nie? Trochę. Puchon natomiast zapijał się ajerkoniakiem w fikuśnym kubeczku z reniferem. Mikołaj byłby jakąś taką profanacją słowiańskich tradycji, ale zwierzak wydaje się w tym wszystkim neutralny. Stąd nawet nosek słodziaka na kubku przybierał czerwoną barwę, kiedy był pełen i czarny kiedy był pusty. Wokół ognia tliło się ciepło, alkohol produkował ciepło, mogło nie być się więc do końca ubranym. Fikusie rozpięta kurtka mogła okrywać pierś, na której umieszczono giga kiczowaty sweter z grudniowymi motywami. Tak. Tak smakował przedświąteczny czas. Słodkim alkoholem i szczypiącym w twarz zimnem mimo, że wszystko inne wręcz się pociło. A w tym wszystkim był jeszcze towarzysz! Taki od trochę alkoholowych biesiad i ciekawych doznań. Może nie umiał w zmienianie alkoholu w coś innego, ale czy to umiejętność świadcząca o człowieku? Właściwie tak. Nie na tyle, żeby go skreślać. Dlatego typ dostał śnieżką prosto w twarz. Za to Wacuś udawał, że to nie on i dalej trzymał swoją kiełbasę nad ogniskiem. Nawet zaczął wygwizdywać Pada śnieg Edzi Górniak, by podkreślić swoją niewinność w swojej znaczącej winności sytuacji. Albo może to nie on to śpiewał? Tylko pragnący zemsty głos w jego głowie, chochlik, który uporczywie przypominał mu jak wielu ludzi przynosi wstyd Robakom Polakom.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Szedł krokiem powolnym i ostrożnym, z trzech różnych powodów. Po pierwsze: śnieg był gówniany tego grudnia, a więc śliski i podejrzany i Bazyl nie zamierzał mu ufać, nawet mimo noszenia zimowego obuwia. Po drugie: był w Hogsmeade o godzinę zbyt długo, przez co wypił ze dwa grzańce za dużo, może trzy, więc krok niepewny i tak. Po trzecie i najdziwniejsze: wydawało mu się, że ma taką dużą głowę, że jak tylko przechyli się na bok, to niechybnie sie przewróci, ciągnięty grawitacją za czerep w dół. Prawie zresztą do tego doszło, kiedy śnieżka wbiła mu się w twarz, zaburzając ten ostrożny krok i zagrażając pozycji pionowej, którą ślizgon usilnie próbował ratować wiosłowaniem ramionami. Rozejrzał się w panice na boki, uważny jak dzik, jak lis i jak sarna, żeby się upewnić, że nikt nie dybie na jego nietrzeźwą osobę, ale dostrzegł Wacka. Z nadzieją więc, że to był on i to wszystko jego wina, a nie jakiegoś nieznanego zła ze śniegowej zaspy, tarabaniąc się przez kopne góry puchu podszedł bliżej ogniska. Zaraz zrobiło mu się cieplej, co wywołało mu na twarzy uśmiech, lekki i wesoły, nawet pomimo czerwonych policzków i czerwonego nosa. - Siemka Wacek. - przywitał się, wkładając ręce w kieszenie. Trafił tylko jedną, druga przejechała po brzuchu, przez co musiał spróbować jeszcze raz i jeszcze raz, by dopiero za trzecim razem nią trafić w dobry otwór w kurtce w ramach luzackiej pozy i ogrzania palców- Co tam pijesz z reniferka..? - dopytał się ciekawsko, przechylając niebezpiecznie na jeden bok, bo jak stał w miejscu, to jego ogromna głowa jakoś była trudniejsza w utrzymaniu w pionie.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Z tylko lekko pijackim uśmiechem, powitał Ślizgona. Uniósł swój kubeczek w górę, pochylił głowę delikatnie w dół i radosne okrzyki powitań godne kochanków rozdzielonych na lata, niby to Odys ze swoją pannicą, rozbrzmiały głośnym milczeniem wśród topiących się wokół ogniska śnieżnych płatków. Od razu zrobiło się tak jakoś cieplej czy bardziej wesoło. Zaś wystarczyło nędzawe, głupawe siemka. No, w Polsce, kiedyś, mówiono siemano kolano, ale te czasy już nie wrócą. Dobrze. Wręcz - bardzo dobrze. - Popołudnie takie jak te od zawsze lubiło ozdabiać śnieg węglem i krwią. Od zawsze te rzeczy królowały o tej porze roku wraz z głodną na ludzkie żniwa Zimą - głos z tyłu głowy Puchona, zaczął snuć mu niestworzone historię, sięgające do jego głębokich lęków, groteskowo ubierając jego ulubione rzeczy w nieśmiały koszmar. - Dwóch chłopców przy ognisku. Bez świadków i z alkoholem. Jeden zazdrościł drugiemu szlachetnych rysów, pięknych oczu i uzębienia. Jedno postanowił... - chcąc zagłuszyć te niewygodne myśli Wacław odważył się w końcu przemówić. - Ajerkoniak albo inne świąteczne cudo - wziął łyk, ignorując uporczywy głos. - Tak, smakuje jak ajerkoniak. Chcesz? - Podzielił się od razu, bo to Święta, czas dzielenia się z potrzebującymi. Zaś nikt tak nie potrzebował skromnych podarków jak osoba trzeźwiejąca. Na taką wyglądał Bazyliusz. - Nie wiem, co cie tu przywiało, ale piekę ziemniaki - bo czemu nie? W końcu to takie Polskie.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Kiedy udało mu się złapać pion, skupił wzrok na puchonie i na jego żółto-czarnym szaliku, przez co nagle zapragnął taki mieć. Ostrożnym krokiem obszedł ognisko i posadził suchą dupę koło Polaka na pniaczku, trochę się tuląc, ale nie jakoś nachalnie, żeby w razie co mieć wymówkę, że to prewencja przed zimnem. Bazyl w stanie alkoholowego upojenia zmieniał się nie do poznania, jak dom w programie Ty Penningtona, tylko nie trzeba było chować go za autobusem. Potarł rączki nim wystawił je w stronę ognia. - Kocham ziemniaczki. - powiedział z dziecinną prostotą, po czym podparł głowę, pomagając jej się nie przechylić między kolana- Pokaż czy dobre. - wyciągnął rękę po reniferowy kubek, bo nie był pewien, czy kiedykolwiek pił ajerkoniak. Eggnoga? Owszem, ale czy to to samo? Golnął łyka, nie zastanawiając się nawet, czy by nie popróbować wpierw sprawdzając, czy mu w ogóle będzie smakować, w końcu alkohol to alkohol, ma głównie robić robotę a nie służyć degustacji. - Słuchaj Wacek. - powiedział starając się brzmieć poważnie, ale ogromna głowa, jaka zdawało mu się ledwie trzyma się na jego barkach, kiwała się co chwile na boki- Czy ja mam wielką głowę? - ważne pytanie z szeregu tych, które możesz zadać prawdziwemu przyjacielowi. Wyciągnął rękę, by złapać wackowy szalik w palce i pomacać, mięciutki, fajny. - Zamień się ze mną szalikiem. - poprosił miękko jak dziecko Mikołaja o kucyka na święta. Zawsze w duchu czuł się borsukiem, mimo, że to wcale nie jest możliwe. Po alkoholu czuł się jeszcze bardziej puchonem niż ślizgonem, przynajmniej do czasu aż ktoś nie nadepnął mu na odcisk, bądź nie wjechał mu na ambicje. Wtedy łuski wyłaziły spod borsuczego futra tak samo szybko, jak alkohol ewaporował z jego ciała.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Chciał się od razu rzucić po ziemniaczki, które kulturalnie dopiekały się wśród brzozowego żaru drew. Jednak nie mógł, gdyż ktoś postanowił sobie zaanektować jego nogę. Wacek w tym momencie musiał zaczął polegać na magii. Chociaż takie zaklęcie, które wyciągnie mu rzecz z ognista to poziom pierwszej klasy - bał się tego niemało. - Niewinny dotyk, iskierki tańczące na pniu i cień drzew w oddali. Wszystko jest piękne dopóki wargi nie spotkają się w czymś gorętszym niż samo ognisko... - głos w głowie studenta zaczął się z nim na nowo droczyć. Zaś dwa gorące ziemniaczki w folii wylądowały na rękach Bazylisza. Wacek się nawet blado do niego uśmiechnął. Dziękował Mokoszy, że ma chłopaka i nie jest nim Ślizgon. Gdyż od dawien dawna jednym z największych koszmarów Puchona było danie dupy seryjnemu mordercy i śmierć w trakcie seksu. Jedno nie musiało się wiązać z drugim, ale mogło. A jednym ziemniakiem poczęstował się własnie sam ich stwórca. - Nie masz wielkiej głowy - powiedział, chcąc odpędzić się od złych myśli. Otworzył folię z warzywem sztachnął się pięknym zapachem roztopionego masełka czosnkowego. - Nie masz nawet wielkich stóp, co dopiero głowy - wzruszył ramionami, jakby to miało być oczywistym faktem. Puchon zmarszczył brwi jakby ktoś właśnie oskarżył go o nieposiadanie seksualnej przeszłości bądź co gorsza - posiadanie dziewictwa. No, takich rzeczy się nie robi. Godzą one w sercu, boląc dogłębnie. Cięły je niczym tasak masło z głośnym łupnięciem o blat, łamiąc przy okazji kawałek blatu. Czy ilość ofiar rosła niepotrzebnie zaś konsekwencje tego jednego czynu zdawały się takie nieubłagane. - Ale-e.... - Głos mu się złamał już na początku zdania. Twarz zmieniła rysu z oburzonych na wystraszone i zziębnięte. Alkohol momentalnie zdał się przestać grzać Wacława, a ognisko zamiast dawać ciepło, zbierało w sobie całość i zamykało w sobie. - Ale zielony to nie kolor... - wycedził szeptem, aby Bazyliusz go nie usłyszał. Przy czym zdjął z siebie szalik pełen smutku w każdym ruchu. Wolał już marznąć niż być ubranym w coś zielonego. Paskudztwo. - Podoba się? - Dopytał studenta, kiedy sam postanowił owinąć go swoim puchońskim skarbem.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Zadziwiające jak blisko największe życiowe lęki Wacka były najskrytszych, Bazylowych pragnień. Gdyby mu ktoś powiedział, że mógłby umrzeć podczas seksu, to by wybrał tę opcję niewiele się zastanawiając. Wiadomo przefcież, lepiej umrzeć w trakcie przyjemności, niż, na przykład, dogorywać w łożu boleści. Niewiele zdawał sobie sprawę z rozterek puchona, bo wciąż przejmował się swoją głową, pilnie wyczekując jego rzeczowej oceny. Kiedy Wodzirej zaprzeczył rozmiarowi jego głowy, Bazyli pochylił się jeszcze bardziej, wytrzeszczając oczy, jakby chciał mu mentalnie powiedzieć "No ale weź się przyjrzyj lepiej. Źle patrzysz, bardziej patrz." - Mam tyle myśli, że mi się wydaje, że mi strasznie spuchła. - wytłumaczył, choć nie umiał sprecyzować co to za natłok przemyśleń. Wiedział jedynie, że jest ich bardzo dużo. Zaraz po słowach towarzysza skierował spojrzenie na swoje stopy, mrużąc oczy, bo nie potrafił ocenić, czy ma małe stópki w takim razie, czy po prostu normalne, ale wzruszył ramionami, kiwając się lekko- Wierzę ci. - dodał również, ażeby puchońskim potrzebom pomagania stało się zadość. Podrzucał chwilę otrzymanego ziemniaka z ręki do ręki, bo przecież pieruńsko to gorące, ale zrobił ze skrawka swojego szalika gniazdko na kolanach i ułożył zafoliowane, srebrne jajo na nim. Piękna rzecz taki ziemniak. A jaka dobra? Przeniósł zezujące nieco spojrzenie na rozmówce, gdy ten się zająknął, widząc jednak smutek malujący się na Wodzirejowej twarzy złapał się gwałtownie za policzki, z klaśnięciem nadającym im jeszcze czerwieńszego koloru. - Nie chce już! - burknął, zdejmując żółty szalik, z nie mniejszym smutkiem, niż robił to chwilę temu jego prawowity właściciel. Zarzucił mu na powrót szalik na kark i zawiązał mu pod szyją supeł, znacznie mniej wprawnie i elegancko, niż robił to Wacek- Czemu mi oddajesz, jak nie chcesz. - zapytał, krzywiąc się- Głupi jesteś, czy co. - odwinął z folii ziemniaka i ugryzł go, rozkoszując się jego smakiem- Wiem, żeś puchon do cna, ale nie musisz zaraz się na wszystko zgadzać, wiesz... - -mamrotał, zachwycając się w duchu nad smakiem przekąski- Cycata Morgano, jak ja kocham ziemnioczki...
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Możliw, że Wacław źle patrzył, możliw. Jest wszakże przed dwudziestką a to okres rozwalających się pleców, słabnięcia ulubionych zmysłów i tak wszystko w ogóle lubi się spierdolić w tym okresie. Czy jest to problem? Trochę! Jednak w życiu ważne jest kierowanie się pewnymi zasadami. Chociażby co z tego, że teraz umiesz źle patrzeć skoro przy trzydziestce będziesz hot? No właśnie, w życiu liczą się priorytety. Stąd Puchon złapał Bazylisza, tak aby nie wywiną fikołka na swoim pieńku, kucną przy nim u uśmiechną się jak do dziecka, którego się nie nawiedzi, gdyż z jego powodu odpada ci kolejna już mordka do picia. - Udowodnię ci - zarzekł się. - Czy ja mam dużą głowę? - Odczekał chwilkę, ale stan Ślizgona wskazywał, że może on mu potwierdzić. - Nie mam - wziął jego dłonie, aby przyłożył je do okrytej czapką czupryny. Po czym ostrożnie odłożył ręce Bazyliusza na jego własną głowę. - I jakaś konkluzja? - Zaśmiał się, bo w pewien sposób wydało mu się to tak głupie, że aż za głupie. Musiał przepić to zawartością reniferka odstawionego gdzieś w pobliskiej, śnieżnej kotlinie. A później nastał czas dla pyr. W odpowiedzi Wacław umiał jedynie zamrugać, słysząc jak jego wewnętrzny krytyk snuje swą bajeczną historię o byciu uniżonym sługom wobec reszty społeczeństwa z powodu nałożenia na siebie te kilka lat temu borsuczych barw. Uległość. Skamlanie. Służenie. Wobec lepszych ludzi. Wszystkich innych ludzi. Stanie się kiblem dla społeczeństwa. Jeśli narastające emocje, wywołujące paraliżujący strach to objaw ataku paniki - Puchon czuł się już mu bliski. Serce dudniło mu niczym dzwon Zygmunta. - Poprosiłeś! - Pisnął niemal, zakrywając usta rękawiczką. Odechciało mu się jeść momentalnie, a jeszcze musiał przyciągnąć do siebie Bazyla, którego grawitacja miała ochotę zgwałcić. - Przepraszam. Po prostu, wiesz, nie musisz mnie uczyć stawianie granic - uśmiechnął się szelmowsko, wspominając te czasy, kiedy ustawiał na hasło bezpieczeństwa zaklęcia, których się uczył. Czy pomagało? Nie, ale jakie przyjemne ciarki wywoływali na nim profesorowi na zajęciach! - I nie mam problemu z brakiem szalika - wyjaśnił, chcąc się z niego rozwiązać, ale zaczął jeść ziemniaka. - Tylko nie potrzebuje nosić swojego. Drejk uczył mnie kiedyś takiego zaklęcia rozgrzewającego i daje ono radę - jest to prawda. Prawda też jest taka, że Wacuś za chuja wspomnianego zaklęcia nie powtórzy.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Przyglądał mu się w pełnym skupieniu, co przecież nie było małym osiągiem, kiedy jest się nietrzeźwym, nie tylko dlatego, że skupianie się na ogół jest wysiłkiem, ale również z tego powodu, że Bazyl właściwie to miał przecież bardzo słaby wzrok. Według jego rzeczowej oceny jednak, Wacka głowa była rozmiarów normalnych, ale w jego obecnym stanie był gotów usprawiedliwić to faktem, że przecież puchon na pewno nie myślał tak dużo, jak myślał on sam. Kiedy ustawił się do odpowiedniej prezentacji, Bazyl skupił się jakby jeszcze bardziej, przez co można było się spodziewać za chwilę pary buchającej mu z uszu - okazało się jednak, że puchon miał sprytny i bardzo prosty sposób udowadniania swojej racji, przez co, no cóż, Kane chciał nie chciał był zmuszony mu uwierzyć. - Rzeczywiście. - -skinął głową- No jakby normalny rozmiar... - przytaknął, bo jako człowiek nauki nie mógł po prostu zaprzeczyć tak niepodważalnym faktom. Mimo to było mu trochę trudno połączyć to z tym uczuciem ciężkości własnej czaszki, więc mógł jedynie wzdychać. Ciumkał więc ziemniaka, zachwycając się jego ziemniaczaną doskonałością, wiadomo bowiem, że ziemniak król każdego stołu, a czosnek jego królowa. Zdziwił się niemniej ogromnie na ten pisk i popatrzył na Wodzireja jak na szaleńca. - Nieprawda. - zaprzeczył, głównie ze względu na to, że Bazyl nie umiał prosić, zazwyczaj po prostu żądał- Chciałem się zamienić, a nie zabierać Ci Twój. - prychnął oburzon, że ten go za takiego zachłannego złodzieja uważał. Kane chciał tylko zapełnić dziurę w sercu, bo często myślał o tym, że urodził się w złym czasie i powinien również należeć do gangu borsuka. taki szalik pewnie ugłaskał by jego smutki. - Ja nic nie musze. - wymądrzył się, chwiejąc na pniaku, ale nie był pewien, czy wiedział o czym w ogóle mówi- Ale nie możesz tak bez szalika zimą. Jakich zaklęć byś nie ten... jakich zaklęć byś nie umiał, o. - zająknął się i zagryzł to zająknięcie ziemniakiem- Słyszałeś o Chaunceyu Oldridge? Tym co był pierwszą ofiarą smoczej ospy? Ponoć go wykończyła właśnie dlatego, że nie nosił szalika. Czy coś. - w głowie mu świtało, że coś czytał o smoczej ospie. I chyba tam było coś o szalikach. Albo o kaszleniu. Jeden diabeł...
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Trudno przeczyć faktom naukowym. Wacuś je jedynie wypierał, nader ignorując nazwiska określane autorytetami w danej dziedzinie. No chociażby te znane z mądrych książek. Puchon znał się jedynie na takich, które dotyczyły eliksirów. Co za tym idzie? Nic znaczącego, jedynie to, że pewne przepisy nie sprawdzają się w praktyce i trzeba mieć taki swój dryg do odmierzania czy dodawania składników. Stąd taka głupotka jak rozmiar głowy zdawał się banałem. - Dobrze - przyznał z niewymuszonym taktem, tak dziwnie wyjątkowo. - Ja chciałem ci dać swój szalik bez wymieniania się - mógł podbić swoje słowa zakładając na siebie ręce. Nie chciał. Wystarczyło mu siorbanie świątecznych specyfików z równie świątecznego kubeczka. Po czym rozwinął swój supeł - trudno nazwać tę wiązanek pod szyją inaczej - przekazując ją Bazyliuszowi. Na jego szyli dwa szaliki wyglądały może tylko trochę jak stryczek. - Wyglądasz jak płatek śniegu, taki Slytherpuff - uśmiechnął się nieco błędnie albo może obłąkanie? Nie umiał się wyzbyć uczucia, że ktoś dziś umrze. Jakiś Puchon. Albo jakiś Ślizgon. Z rąk chłodnej Śmierci. - Nic nie musisz - przyznał mu, co zdało się zabawną oczywistością. - Nawet jeśli znam zaklęcia to ja nie choruje, wiesz? - Siorbnął napój świątecznych bogów. - Pije za dużo wódki z pieprzem, żeby chorować - sposób jakże pierwotny, a jakże skuteczny! Chociaż prawda: Wacław miał momenty, kiedy wstawał rano na kacu, a pewne osłabienie go dopadało. Jednak na kacu każdy organizm jest osłabiony, zaś z kolejnym wieczorem nieprzyjemności łagodnie mijały. Może to zasługa korzeni niżeli wódki z pieprzem, ale w tym wypadku jedno wynika z drugiego. - To słodkie, że się martwisz - powiedział, czując w powietrzu świąteczną atmosferę. Czyli przypadkowych ludzi, którzy odkrywali serce w zimę. Pękające w ogni drwa, których aromat powoli unosił się w powietrzu i mieszał się z jajecznym likierem w imię najwyższej smakowitości. - Kurwa - jęknął z siebie po polsku, zbliżając się do Ślizgona na tyle, że obaj polecieli z pieńka w śnieg obok ogniska. Wacek wylądował głową moment przed kamieniem. Zaczął się ciągać w tył, wpatrując się beznamiętnie w osnutą mrokiem przestrzeń. - Słyszałeś to? Ktoś chce nas zabić. Jak chuj, ktoś chce nas zabić. - A może to Bazyliusz chciał go zabić? Nie, nie możliwe. Ktoś, kto nazywa się jak włoska przyprawa nie może być zdolny do takich zniegodziwień.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Trochę ogarniała go radość na ten podarunek, a trochę było mu wciąż żal, że się puchon pozbawia swojego szalika na jego rzecz, co mogło jedynie wskazywać na to emocjonalne i duchowe rozdarcie pomiędzy byciem zachłannym ślizgonem, a miłym puchonem, który ma rozum i godność człowieka i nie chce okradać w środku zimy nikogo z jego szalika. - Wiesz Wacek - westchnął świątecznie pijany Bazyl- Ja sie czuje czasem jak taki slythepuffin. Slythepuffianin. Slytheropufek. - zaplątał się we własny język, więc ugryzł ziemniaka, by uleczyć ten błąd jamy ustnej- Zastanawiałeś się kiedyś, czy tiara mogła się pomylić..? - zapytał zagadkowo, patrząc w żarzące się węgle. W stosunku do Kane'a, z jego chorą ambicją i zwyczajowym, chłodnym dystansem do życia, którym się charakteryzował jak był trzeźwy, nie pomyliła się ani trochę, a to, że po alkoholu się budził w nim Mr PucHyde to nie wina tiary. Przeniósł swoją uwagę na powrót na puchona, przyglądając mu się, z okruszkiem ziemniaka na twarzy. To był naprawdę dobry ziemniak. A może to Bazyl był taki pijany? Why not both w sumie. Zresztą - Wacek nie w ciemię bity, wiedział, że dobry ziemniak to i dobra podkładka pod alkohol, albo syte jedzenie po alkoholu, zawsze jest dobrym wyborem. Z doświadczonym to i miło nad ogniskiem posiedzieć. Dojadł swoją pyrę, po czym się tak jakoś bardziej puchońskim szalikiem owinął, uśmiechając się dziwnie i chyba trochę... rumieniąc? Wodzirej sprawił mu całkiem nieświadomie, bardzo, ale to bardzo ogromną przyjemność, w myśleniu o której pijany Bazyleusz się trochę zgubił, trzymając końcówki czółto-czarnego szalika w obu rączkach. - Nikomu nie mów. - podkreślił - Że się martwię. Strace renomę... - dodał, ale zaraz odwrócił się do niego z uśmiechem i chciał mu jakoś miło podziękować za ten dar, kiedy nagle łup bach trach obaj leżeli w śniegu. - Psia krew! - wykrzyknął entuzjastycznie jedyne słowa po polsku które znał w reakcji na tę kurwę- Nic nie słyszałem. - przyznał zgodnie z prawdą- Nikt nas nie zabije, obronie Cie. - zapewnił.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Po puchońskim ziemniaczku zostało tylko ledwo ciepłe sreberko. Niczego nie żałował, od zawsze miał wielki spust. Tutaj ewentualnie możemy dodać dla kontekstu, że spust do jedzenie. Chociaż kontekst usuwa pewne średnio zręczne dwuznaczności. A po co tak robić? No własnie. Stąd Wacek jedynie uśmiechał się spokojnie, jak osoba po wypiciu kilku kubków zimowego alkoholu. Pamiętajmy, Wacuś żyje w kulturze słowiańskiego rodzimowierstwa i zamiast Dnia Narodzin Dżizusa celebruje Szczodre Gody. Taki szczegół. - Oczywiście, że Tiara może się pomylić - obrócił oczyma, z pełną świadomością, że Bazyliusz nie chciał tego usłyszeć. To też rzecz, której żaden Puchon nie umiałby powiedzieć. - Ale masz teraz rożne wątpliwości, co do swoje osoby. To nie dlatego, że ktoś przyłożył ci ślizgońską łatkę i ty czujesz się z nią dobrze tylko przez większość czasu. To dlatego, że jesteśmy młodzi, społeczeństwo od nas oczekuje już nie wiadomo czego, a my ledwo wiemy komu chce wsadzić kutasa w dupę - wzruszył ramionami. - Mam nadzieję, że wiesz o co mu chodzi - Wacław wiedział, co było czymś, co już każdy Puchon powiedziałby. Czyli to że najważniejsze w życiu jest znaleźć swoje ja i nie dać się frustracji społeczeństwa. - Twój sekret jest u mnie bezpieczny - potwierdził słowa Ślizgona, aby ten się nie martwił. Zresztą, Wacław i tak nie lubił rozmawiać o nieobecnych, więc złowrogie plotkowanie tudzież inne nieprzyjemne obgadywanie nie wchodziło w grę. - Chociaż to chyba zła renoma... - zmrużył oczy w zastanowieniu, wyglądając na intensywnie myślącego. To też się właśnie działo w jego głowie. Intensywne myślenie. - Ty umiesz w bronienie się? - Zapytał z poziomu ośnieżonej ziemi. Wytarł z wąsa resztkę śniegu i wyprostował się niezgrabnie. - Ale patrz. Patrz! Tam coś biegnie - wskazał nawet ręką na niemrawy, ciemny kształt, który wyłaniał się z mroku zbliżając się do nich z intrygującym zachwytem, ale i pewną dostojną dozą niepewności.
/Przepraszam, że tak długo, ale trochę imprezowałem, a później chorowałem
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Nie miał okazji badać innych Wackowych spustów, poza spustem alkoholowym i spustem konsumpcji pyr, jednak wiedział po obu powyższych, że na puchona było można liczyć w takich istotnych aspektach codziennego życia. Pokiwał gorliwie głową, zgadzając się ze słowami chłopaka, którymi ten zgadzał się ze słowami ślizgona, szkoda tylko, że tka gorliwie, bo mu się jedynie mocniej zakręciło w głowie. Wpatrywał się w niego, trzymając szaliczek jedną ręką gdzieś przy sercu, drugą asekurując zadowolny, pełny ziemniaka brzuch. Jakaś resztka trzeźwości rozumiała jego słowa, docierało do niego, jak wiele w nich mądrości, ale to najebana część bazylowego mózgu grała dziś pierwsze skrzypce. Zamrugał więc jedynie, pocierając podbródek w zawieszeniu. - Z wsadzaniem kutasa nie mam wątpliwości. - przyznał szczerze, rzeczowo, bo to była prosta sprawa.- Ale chyba rozumiem alegorie. - machnął jednak zaraz ręką, bo nie ważne, że renoma zła, skoro ważne, że była jakaś. Jakakolwiek. Nie ważne co mówią - ważne by mówili, prawda? Leżąc w śniegu przyjrzał mu się dokładnie, szczególnie, że rzucone pytanie wydawało mu się niemal obraźliwe. On? Miałby nie umieć w bronienie się? No dobrze, wiadomo, że stawiał zazwyczaj na podejście sprytne, mianowicie, na ucieczkę, ale przyparty do muru był najgorszym z możliwych przeciwników. Bez honoru, bez godności, ciosy poniżej pasa, a przecież w sytuacji zagrożenia życia liczyło się jedynie przetrwanie, a nie jakiś honor. Więc owszem, umiał w bronienie się. - Bronie się lepiej, niż może Ci sie wydawać. - powiedział nieco filozoficznie, bo w życiu bronił się w sumie przed niezliczoną ilością rzeczy, jak na przykład przed zdrowymi relacjami międzyludzkimi, przed wspomnieniami dzieciństwa czy głosem rozsądku. Zmrużył oczy, siadając i wbijając wzrok w kierunku, jaki Wacek wskazał, a kto wie, może jakby nie był przyślepy trochę, to by dostrzegł owy dostojny, zagadkowy cień. Niestety - był przyślepy. - Nie widzę. To jeleń? - bąknął niepewnie, odwracając się do puchona i poprawiając swój puchoński szalik.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Penisowe alegorie zawsze się sprawdzały, ale to jedynie świadczy o wypaczeniu społeczeństwa, które w ramach pokłosi siły społeczeństw patriarchalnych, stało się kutasocentryczne. Śmiesznie jest kiedy penisy są duże. Śmiesznie jest kiedy są małe. Śmiesznie jest jeśli w ogóle są. To pewne zboczenie współczesnego świata. Wiadomo, kiedy zacny Słowacki pisał o kutasach, miał na myśli fikuśne ozdoby zwisające wzdłuż butów albo firan. Zapewne śmiech teraz wzbudza już samo zwisać, niemniej, pijany Wacuś nie miał zamiaru walczyć z systemem. Uśmiechał się do Ślizgona i swojego kubeczka uśmiechem, zasypiającego małolata. Leżenie na śniegu okazało się zbyt mokre niżeli Puchon tego przypuszczał. Trochę zaskoczeniem jest, że śnieg się lepi i w ogóle ma inne cechy niż błyszczenie się w bieli. No, czasem bywał żółty, ale tego śniegu nie lubimy. Nie, nie, nie. - To dobrze, bo ja umiem obronić jedynie brak posiadania godności - chociaż Polak miał zasady. Uznając się za naczelną damę Hogwartu, powtarzając: dama nie wypierdala się byle gdzie. Tak przy każdym potknięciu, kiedy nie lądował na bruku. Obecny upadek można zatem obronić faktem, iż Bazyliusz byle czym nie jest. Kolejna zasada damy w mniemaniu Wacława brzmi: wódki i różańca nie odmawiam. Chyba nie potrzeba tutaj szerszego komentarza. - Królik jak chuj - wyszeptał głośno, okładając swoją rozpaloną twarz dłońmi ubabranymi w śniegu. Następnego dnia odpokutuje tę zabawę sporą ilością eliksiru pieprzowego, ale to będzie jutro. Zapewne jutro będzie też śpiewać hit Kaya Po co?. Zwłaszcza ten fragment ze śniegiem. Bardzo niechętnie, ale Wacuś porzucił swój kubek i zaczął się czołgać po śniegu w stronę zwierzęcia. Może nie tyle, co zapomniał, że królik może go zabić, ale chciał zobaczyć słodki pyszczek z bliska. Poza tym... króliki o tej porze roku muszą być zimowymi pięknościami!
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Bazyl leżeć ubił. Właściwie w życiu było dość niewiele, o ile w ogóle, czynności, które wymagały pozycji horyzontalnej, których by nie lubił. Co by mu teraz do głowy nie przyszło, to autentycznie jedynie sprawiało, że przykład po przykładzie byłby bardziej ukontentowany. Zarechotał pijacko, głupio, jak na sprośny żart, kiedy Wacek uznał za stosowne napomknąć o godności i to swojej własnej. Gdyby nie to, że zdawał sobie sprawę, kto jest odpowiedzialny za odzieranie puchona z godności na co dzień, to kto wie, może zasugerowałby mu, żeby obronić ten brak godności tu i teraz, w ramach zimowego sportu i rekreacji. Życie mu jednak pozostawało miłym, chujowe to chujowe, ale lepsze takie niż żadne, nie zamierzał zostać rozgnieciony jak larwa, pięścią gryfońskiego półolbrzyma. - Królik? - zdziwił się, gdy się Wodzirej przeturlał po śniegu, co właściwie na dobre wyszło, bo mu torował drogę, nie będzie przecież Bazyli sam tak teraz leżał jak frajer, przetoczył się również i może nie czołgając, tylko na czworakach, ale podążył za puchonem. - Jak chuj? Ale że taki duży? Czy że taki wyżyłowany... - najebana głowa Kane'a, w kontekście penisów, już myślała prostymi kategoriami. Trudno mu było więc pojąć tak prostą metaforę, wyraz przekonania co do gatunku zwierza, ale skradał się. Dyskretnie, jak bestia w nocy. Tak dyskretnie i powoli, że wziął i się jednak w końcu na Wacku położył, wzdychając ciężko, bo bestia w nocy to jednak ciężką ma pracę. - Widzisz go? - podciągnął się na puchońskiej kurtce, patrząc mu nad głową- Gdzie jest? Gdzie? - gdyby ktoś te scenę z boku obserwował, to trudno nawet ocenić, czy wyglądali jeszcze jak dwa najebusy objedzone ziemniakami, czy już jak para niepoczytalnych pacjentów Munga, o statusie uciekiniera z oddziału zamkniętego.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Przez moment Puchon był bardziej niż pewien, że jest to królik. Pokiwał entuzjastycznie głową, aby potwierdzić to drugiemu studentowi, zachowując pijackie milczenie, aby przypadkiem nie wystraszyć stworzenia nocy. Nie wyszło z tego wiele, bo niedługo Bazyliusz odpalił w Polaku chęć dyskusji na poziomie jakim penisem byłby królik w środku nocy. Wacek przede wszystkim myślał, że takim przechylonym w prawo. - Taki chuj, że jak nie jesteś niczego w życiu pewny to wiesz, co masz w kroku - wycedził to szeptem, który był całkiem głośny. Szept więc zdawał się jedynie pewną kategorią umowną, której należało przyznać rację w jej bytności. Zaś odsunąć myśli od zastosowania, bo o ile zwierzę spłoszyć się nie dało, tak też Wacław mówił całkiem zwykle, jakoby z lekką chrypką. Czując na grzbiecie ciężar, przede wszystkim, Polak poczuł się jak żółw. Ten śmieszny ze Świata Dysku, który ma na sobie słonie i dźwiga cały świat tak generalnie. Albo jak z powiście Dżona Greena, w której żółwie były aż do końca. Niemniej, pod tym ciężarem chłop usunął się w śnieg i nawet nie usiłował napinać mięśni, aby dźwignąć się ze Ślizgonem. To wymagałoby zaangażowania. Podobnego w kategoriach sportu trudno u bruneta uświadczyć. - Mam mordę w śniegu, zgadnij co widzę - zaśmiał się sam do siebie. Po chwili podniósł łeb do góry, stękając nie mało przez nadbagaż na plecach. - No, patrz tam w prawo. Takie małe, trochę puchate i wygląda jakby wpierdalało marchewkę - chociaż w tym półmroku mogło się zajadać męskimi genitaliami równie dobrze. Chociaż Wacława dziwnie ominęły wszelkie historię o królikach pożerających prącie. Chyba, że to jakiś zmutowany uciekinier z rezydencji PlayBoy'a.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Jeśli miał z kimkolwiek przeprowadzać takie dyskusje na poziomie, to właściwie chyba tylko z Wodzirejem. Nie był wcale pewien, czy miał takiego znajomego w szkole, z którym tego typu dywagacje mogły mieć miejsce w tak rzeczowy i konkretny sposób. Inna kwestia, że gdyby się miał zastanowić, to chyba spotykał Wacka częściej najebany niż na trzeźwo, ale po pierwsze - nie zastanawiał się nad tym, a po drugie, nawet jeśli, to nie uważał tego, za coś złego. Wprost przeciwnie. Po prawdzie w takich stanach w jakich go Wacek widywał, mówiącego o takich rzeczach różnych, zachowującego się tak a nie inaczej, mógł mieć cały arsenał argumentów, by Bazylego ośmieszyć, w końcu po alkoholu to on był jak zupełnie inny człowiek, ale czy kiedykolwiek to wykorzystał? Nigdy. Taki był z niego prawdziwie lojalny, kochany puchoński ziomal. - Aha. - odpowiedział jedynie na to wyjaśnienie, bo była w tym jednak jakaś prawda. Jak już niczego sie pewnym nie jest, to chociaż zawartości swoich spodni można było być pewnym. Chyba. Pociągnął nosem na tę mordę w śniegu, wyciągając rękę, by mu po omacku, od tyłu, z wąsa i brwi owy śnieg nieumiejętnie strzepnąć, ale sturlał się z niego i ułożył - niby dwaj myśliwi w bajce - tuż obok, ukrywając za maleńką zaspą. Oczywiście było ich widać jak na dłoni i gdyby mieli dziś trochę więcej rozumu zdawali by sobie z tego sprawę, ale przynajmniej Bazyl czuł się jak zawodowy tropiciel na misji specjalnej. Zmrużył oczy, potem je wytrzeszczył, potem znów zmrużył, ale nic, absolutnie nie był w stanie dostrzec. Miał słaby wzrok, a jednak biały królik w białym śniegu w niemałym mroku to wyzwanie nawet dla oczu bazyliszka, a co dopiero takiego o, Bazyleuszka. - Jak dla mnie wygląda trochę jak czapka, którą ktoś zgubił... - powiedział niepewnie, mrużąc oczy- Wacław, od kiedy Ty znasz się na królikach. I skąd on ma marchewkę? - tyle pytań, znikąd odpowiedzi. Wyciągnął się nieco, odparł ręką głowę układając na boku i uniósł pytająco brwi. Ważne.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Pytanie Bazyliusza wywołały w Puchonie ciarki żenady albo wręcz niechęć do samego siebie. Bo skąd chłop znał się na polowaniach i tych innych? Nie znał, ale zdarzyło mu się czytać klasyki. Takie polskie. Zaś wśród tego wielkiego kanonu przeczytany przez Wacka ostał się Ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu księgach wierszem. Zaś tam opisany świat i kult męskości (bo czego innego, zawsze chodzi o testosteron) oscylował wokół polowania. Może Mickiewiczowi stawał, kiedy wspomniał o rosłych, wąsatych samcach z bronią w ręku? Chuj go tam wie. - Ciszej - syknął jedynie, bo może rzeczywiście oglądali czapkę w półmroku księżyca i dogasającego ogniska? Możliw. - Oczywiście, że nie znam się na królikach. Nie odróżniam nawet żaby od ropuchy. - Wzruszył ramionami, a raczej zrobiłby to, gdyby nie leżał plackiem w śniegu. Wąs, mimo że otarty zdolnymi łapkami, dalej mroził twarz. Na Welesa! Przecież od tego można przytrzeźwieć. Dramat w jednym akcie wręcz. - On ma marchewkę? - Tę zagadkę można rozwiązać tylko w jeden sposób. Trzeba było rozświetlić otoczenia. Wacław aż położył dłoń na swoją magiczną pałkę. Od zawsze cieszył się, że nie była całkiem sztywna. Co to za przyjemność? Wyciągnął ją ze spodni nader chwiejnym ruchem. Sunął się kilka centymetrów do przodu. - Lumos - wyrzekł z dumą. Po czym różdżka wpadła mu w śnieg Królik w jej blasku wyglądał na hybrydę z wampirem. Przerażającą i niepokojącą. - O kurwa! - Krzyknął, szukając desperacko swojej pałki w śniegu. Kiedy już ja trzymał, wstał do pozycji siedzącej i trzymał ją przed sobą niczym ostatnią tarczę między nim czy Bazyliuszem a tym... tym króliczo-kształtnym czymś. - Mam nadzieję, że nie umrzemy - powiedział jakże dzielnie.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Sprytnie tak, na trudne pytanie odpowiedzieć "cicho". Ale Bazyli pijany najwyraźniej dobrze reagował na takie zaklęcia, bo rzeczywiście zamknął mordę, dąsając się nawet lekko, bo może chciał wiedzieć skąd Wodzirej taką wiedzę posiada. Może zaintrygowałaby go mickiewiczowska fascynacja wąsem, a może doszukałby się i w Wacku jakiegoś szlacheckiego image'u w ramach zapoznania z taką historią. No ale cichnął, grzecznie, kaprawymi oczami znów zerkając w stronę domniemanego, zimowego królika. Zainteresował się, widząc, jak Wacek grzebie w spodniach w poszukiwaniu swojej pałki, którą odważnie niczym gryfon wyciągnął mimo śniegu i mrozu, by zaraz poświecić nią w kierunku zwierzątka. Gdy wykrzyknął kurwą i zerwał się do pozycji siedzącej, Bazyl w odruchu również pisnął i to wrzaskiem bynajmniej męskim i odważnym, również podrywając się z miejsca. - Co! Co?! - patrzył to na Wacka to na krzaczki, pewien, że tam wcale nie królika tylko jakiegoś biesa dostrzegł, a zamiast marchewki pewnie wpierdalającego resztki innych nieroztropnych uczniów. Podciągnął rękawy, bo może i pizdowaciał mentalnie po alkoholu robiąc się emocjonalnie miękki jak japoński sernik, to jednak pozostawał Bazylem nerwusem. Nie będzie mu tu nikt Wacka szkalował, czy tam umierał, a nawet straszył. - Czekaj tu. - zakomenderował, polecenia krótkie i proste, jak do psa. To chyba River go nauczył dawać tak proste rozkazy, bo robił to już odruchowo- Jak będę krzyczał, to uciekaj. - położył mu rękę na ramieniu i wydobył również i swoją różdżkę, gotowy do boju. Zaraz sobie próbował przypomnieć tę czarnomagiczną klątwę, co to go Solberg uczył w ramach rekreacyjnego duszenia się dwójki przyjaciół po wódce i zanurkował w krzaki, znikając w nich na przerażająco długie kilka sekund. Kiedy się z nich wychylił, rzeczywiście trzymał za uszy królika. Nieco śniętego, najpewniej nawpierniczał się jakichś przeterminowanych jagód i miał halucynacje. - Masz jeszcze ziemniaki..?
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nie wiedział, że Ślizgon ma takie pijane umiejętności przywódcze tudzież jego osoba potrafi postąpić rozsądnie i orientuje się w prozie zwanej życiem. Puchon nie umiałby funkcjonować w taki sposób. Po pierwsze, słysząc tenże śmiały rozkaz - Wacław zamarł, robiąc minę w stylu: bicz, kim ty jesteś, żeby mi mówić, co mam robić? Niemniej to było tylko chwilowe, takie z przyzwyczajenia, żeby nie dawać sobie w kasze dmuchać. Czy coś. Brunet posłuchał się grzecznie, siedząc w zaspie śniegu. W połowie przemoczony, w połowie w śniegu. Jego pałka też cała ociekała, ale to zły czas, aby myśleć o wpływie wody na drewno. Nie słyszał krzyków. To bardzo pocieszające. Wpatrywał się, niczym zahipnotyzowany, w krzaki. Bazyliusz w niuch buszował z dzielnością jaguara czy innego drapieżnika bardziej charakterystycznego dla zimowej scenerii. Może jakiś tygrys z terenów tajgi? Chociaż, ze wzgląd na nos, Ślizgon przypominał bardziej jastrzębia. Co można uznać za komplement, zapewne wielu ludzi chciałoby mieć rzymski nos! - Eee - patrzył się na królika, potrafiąc wydobyć z siebie jedynie samogłoskę mylącą. - Pewnie. Pewnie wszystkie się spaliły - albo nie. Należałoby to sprawdzić. Wacek wstał z ziemi, otrzepując się z tego, co mógł. Magiczne światełko na końcu różdżki zgasił i dalej, będąc oszołomionym, zaczął iść w stronę ogniska krokiem zombie. Jednak szedł! Nawet do źródła ciepła dotarł, siadając na pniaku. Sięgnął po ziemniaka, ale zanim poczęstował nim Bazyliuza, sam go rozwinął. Był troszkę czarny. - Cooo? Spalony? Dobrze wysmażony - przyznał z dumą, dzieląc się warzywem z kolegą.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Był człowiekiem wielu talentów. Szczególnie we własnym mniemaniu. Niewątpliwie uważał się za specjalistę większości dziedzin życia, szczególnie, kiedy był pijany, a towarzyszył mu ktoś tak uprzejmy i znoszący jego zazwyczaj przyjemną jak sraczka z rana osobowość, jak Wacek. Niestety, pomiędzy tymi talentami i tym znaniem się na wszystkim, Bazyl ze zwierzętami za dużo kontaktu nie miał. Kiedyś, dawno, dawno temu, jego siostra miała wpływ na to, żeby mały Bazyleusz spędzał czas z pieskami, kotkami i innymi potworkami. Niestety, po jej zniknięciu rodzice wprowadzili całkowity zakaz posiadania jakichkolwiek zwierząt, przez co Bazylowa sympatia do stworzeń skurczyła się, obejmując już tylko dziko żyjące szopy. Wylazł z krzaków z tym królikiem w ręku, drugą ręką upewniając się, że nie zgubił swojego najcenniejszego prezentu, czyli borsuczego szalika, po czym wrócił do ogniska, trzymając dalej zwierze w powietrzu. Jak na krwiożerczą bestię, królik generalnie wydawał sie mieć w całą sytuację wyjebane. - Myślisz, że króliki jedzą ziemniaki? - zadał rzeczowe pytanie- Po czym w ogóle poznać, czy to królik czy zając... - dodał jeszcze, w ramach rozwiewania wątpliwości i wyciągnął rękę z królikiem, jakby chciał nim zapłacić za otrzymanego do drugiej ręki ziemniaka. Dobry prezent. Dobra wymiana. Królik był mięciutki i robił tak noskiem, jak robią króliki. - Masz jeszcze tego ajerkoniaka? - rozejrzał się za kubkiem puchona. Od biedy mogli spróbować jeszcze raz w wodo, wodo, ale liczył na to, że tym razem to Wodzirej będzie prezentował talenta transmutacyjne, a nie on sam. Bo z tego, co go pamięć nie myliła, wyszedł mu ostatecznie dość mierny kompot. Do alkoholu to by chyba musiał pół roku jeszcze fermentować. Dokładnie jak mózg Bazyla na zajęciach z transmy. Poskrobał palcem w węgiel otulający ziemniaczka pierzynką i dokopał się do złocistego wnętrza, którym poparzył sobie palec. Stęknął z bólu, ale z uśmiechem, bo jakże miły to ból, kiedy łączy się z odkryciem tego skarbu.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Alkohol czasem miał moc. No, generalnie dobry alkohol miał 40 punktów mocy, ale teraz rozpatrujemy inną moc. Mianowicie umiejętność przyzwania całej wiedzy wszechświata na jednego, odpowiednio najebanego czarodzieja półkrwi. Wacek poczuwał się do tej roli dość często, co nijak wpływało na jego sposób postrzegania świata lub wrażenie, że jest the best of both worlds. Bo nie jest. Jest nią Hannah Montana, oczywiście. Puchon zzezował na Bazyliusza, który w ogóle skąd dalej miał w łapach królika? Zagadka, której mądrość wszechświata nie obejmuje. Zapewne odpowiedź powstała jeszcze przed stworzeniem Wszechrzeczy czy coś. Mimo wszystko! Wacek właśnie nabierał skupienia, przywołując do synaps w główce całą wiedzę, którą mógł tylko posiąść po czym wyprostował wzrok i kryło się w nim pewne rozczarowanie wobec Ślizgona. Jak mógł nie znać takiej różnicy. - Popatrz - przejął uszaste zwierzę niczym zdobycz dzisiejszej nocy, zapominając o ziemniaczanym zaaferowaniu. - Przede wszystkim oczy. Zające wyglądają jak psychopaci, w sztuczne światło, które się w nich odbija jest bardziej dziko-czerwone. Po drugie, futro. Króliki są bardziej puchate, dlatego chętnie wykorzystuje się je w przemyśle modowym. Zające mają je bardziej szorstkie. No i oczywiście zające wyglądają na bardziej wysportowane w kłębie. - Ich zimowy model radził sobie zdumiewająco wspaniale jak na dzikusa prosto z nory. Bez gryzienia dał zaprezentować na sobie wszystkie elementy, ale szybko pokicał sobie w nieznane. Wacek jedynie na to patrzył z szeroko otworzonymi ustami, łykając sobie zimne powietrze. - Ale w sumie to nie wiem czy był on zającem czy królikiem - wzruszył ramionami. Ważne, aby żyjątku wiodło się dalej w szczęściu i dobrobycie. - Mogę mieć - powiedział z uśmiechem, odnajdując swój kubek. Znów musiał się wysłużyć różdżką ze swoim ulubionym transmutacyjnym zaklęciem. Renifer uzupełnił się świątecznym specjałem. Wręczył całkiem pełen napój koledze. - Jak się czujesz? - Zapytał bo czemu nie?
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Ostrożnie, zmarzniętymi palcami, wydłubywał ze sczerniałej skorupy ciepłą, ziemniaczaną zawartość, słuchając wykładu o zajączkach i króliczkach, prowadzonego przez profesora Wodzireja, by dysząc dziwnie w ramach schładzania konsumowanego dobra, ciumkać cząstki warzywa wrzucane pospiesznie do buzi. Jakby mu ktoś zadał takie pytanie, jakie on zadał Wackowi, to by chyba jedynie umiał powiedzieć, że zając ma większe uszy, a to chyba nawet nie była do końca prawda. Przynajmniej Bazyl nie umiał ocenić, czy to stwierdzenie pokrywało się z rzeczywistością. Gdyby był trzeźwy i dobrze się zastanowił, może mógłby zacytować ze dwa wiersze z pamięci z królikami czy zającami, ale pośród tych wszystkich czytanych przez niego książek, atlasów i klaserów o zwierzętach to raczej było niewiele. - Masz jakieś zwierzęta, Wacek? - zapytał z niekłamanym zainteresowaniem, rozdzióbując ziemniaka w rękach, by pomiędzy zwęglonymi łupinami na pewno nie przeoczyć ani kawałeczka resztek, bo głodny się robił, jak zawsze, kiedy był napierdolon- Albo chciałbyś jakieś mieć? - podniósł na niego spojrzenie, wyciągając rękę zachłannie po kubeczek iśmiechnął się zaraz- Teraz już świetnie. - rozkleił usta w pijackim, krzywym uśmiechu. Wiadomo przecież, że najtrudniejszy stan to był wtedy, kiedy zaczynało się trzeźwieć, a impreza jeszcze trwała. Preludium nieszczęścia, rozpoczynające sie lekkim ćmieniem w głowie, które zapowiadało rychłego kaca i które należało natychmiast spacyfikować kolejną porcją alko. - Psia krew. - uniósł reniferka, wykorzystując do toastu jedyne słowa, które znał w polskim języku i do palety smakowej spalonego ziemniaka dodał słodki posmak jajecznego napitku.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Marazm. Uczucie, które idealnie opisywało kocioł emocji ukrytych w głowie Puchona. Od alkoholowej ekstazy po moment, w którym procenty zamiast rozgrzewać - usypiały. Najgorsze możliwe gówno, serio. Szczególnie, jeśli było się po wielkim wysiłku fizycznym, a jaskrawe fragmenty rzeczywistości pukały ostro do świadomości schowanej gdzieś w głębinie umysłu. Wacek w podobnych momentach chodził do łazienki na szybką, taktyczną drzemkę. Teraz jakby miał usnąć tak przy jakimś drzewie to zapewne skończyłby jako karma dla myszy czy innych sów. Siedział jedynie na pniaczku i gibał się otoczony wszędobylskim mrozem. - Jestem zbyt nieodpowiedzialny, żeby mieć zwierzęta. - Trochę Ślizgona był, ale w sumie odpowiedź była całkiem wartościowa. Niekoniecznie wyczerpująca, ale wspaniale realizowała temat rozmowy. Świat niech się cieszy, że Wodzirej skończył w związku. Bycie opiekunem jakiejś pociechy. - Chciałbym wrócić do zamku - wycedził posmutniały głosem. Wspomniane wcześniej nieprzyjemne spanko, władające jego myślami krzyczało głośno: sponiewierałeś się jak szmata, jesteś mokry jak bura suka czy... Wacek i tak miał w dupie to, co jest krzyczane. Jednak należało przyznać, że jego stan już w nim samym budził dyskomfort. Nawet jego brzuszek tak jakoś pić alkoholu już nie chciał.
+
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Mlemał w ustach ajerkoniak, ukontentowany zarówno swoim myśliwskim sukcesem w łapaniu królika, jak i skonsumowanym ziemniaczkiem. Jakby się tak zastanowić to widział same plusy, gładził się więc ręką po czarno żółtym szaliku i popijał z reniferka, przyglądając się Wackowi. Dziwna sprawa, bo według jego osobistej oceny Wacław miał w sobie wiele troski i gdyby Bazyl sam posiadał zwierzaka i musiał go komuś oddać pod opiekę z powodu wyjazdu, czy coś, pewnie pomyślałby pierwej właśnie o Wodzireju. - No to chodźmy! - w odróżnieniu od puchona, Kane był wiaderkiem, które można było napełniać aż do momentu utraty przytomności. Jak tylko gasł mu humorek, wystarczyło dolać alkoholowego paliwa i leciał dalej, pyrkający samolocik. Klepnął się w udo, dopijając zawartość kubeczka i umieściwszy go bezpiecznie w kieszeni, co by się nie stłukł ani nie zaginął podczas ich podróży, podniósł chwiejnie na nogi. Spacer do szkoły mógł okazać się wyzwaniem, szczególnie w tym kopnym śniegu, ale czego sie nie robi dla nocy przespanej we własnej pościeli, zamiast pod choinką. - Chyba tędy... - wskazał palec jedyny kierunek, jaki przychodził mu do głowy, mianowicie przeciwny od tego, prowadzącego z powrotem do Hogsmeade. Jakoś się wyczołgali z zasp okalających ognisko i poszli sprawdzić, czy ich poduszki w dormitoriach są wygodne.
Może wybrałeś się w teren w celach naukowych a może to tylko jeden z Twoich standardowych spacerów, ale w pewnym momencie Twoją uwagę przyciąga tlące się jeszcze ognisko - czy może bardziej owalny kształt ułożony na środku ledwo rozżarzonych już węgielków. Jeśli decydujesz się podejść bliżej, możesz dostrzec łuskowaty wzór wyglądający jakby odlany był z cementu. Być może od razu zdasz sobie sprawę z tego, na co właśnie natrafiłeś, a może powiążesz fakty dopiero czytając najnowszy numer Proroka Codziennego, jednak decyzja o tym, co z danym znaleziskiem zrobisz, zależy już tylko od Ciebie.
Niezależnie od tego w czyje ręce ostatecznie trafi jajo, to właśnie osoba, która je znalazła, rzuca kością k100. Jej wynik to liczba dni, która dzieli datę publikacji tego posta od momentu wyklucia. Należy przerzucić każdy wynik poniżej 30.