Jeżeli szukasz miejsca, w którym możesz odpocząć i tym samym spędzić czas z przyjaciółmi lub samotnie, wraz z okoliczną, potencjalną zwierzyną, to właśnie ognisko, położone w zachodniej części lasu obok Hogsmeade, pozwoli wczuć Ci się w klimat biwakowania. Otoczone kamykami, miejsce na ogień stanowi dość bezpieczny obszar dla wygłodniałych języków ognia; wokół także zostały umieszczone większe kamienie, aby przypadkiem żar z paleniska nie przedostał się do liści. Czasami można zobaczyć ślady butów po poprzednich osobach, jak również dowody na to, iż ktoś wcześniej stawiał tam namioty. Nie należy zapominać jednak o tym, że pałęta się tutaj dość sporo insektów, które mogą stać się nieprzyjemnym aspektem przebywania w tymże miejscu. Okolica jest spokojna oraz cicha, choć czasami może niepokoić enigmą tajemniczości.
Autor
Wiadomość
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Stylówka: piękna Prawda czy wyzwanie: wyzwanie, wisielec, list Efekty: bimber co mi każe wszystkich podrywać Piosenka: - Lokalizacja: wszędzie, bo przy Ruby!
Wakacje się zakończyły i w czystej teorii zaczynała nauka… tymczasem ja, odjebany w fancy ciuch i odsłoniętym torsem łaskotanym przez krzyż Dilys parłem przed siebie ku namiotowi, czyli miejsca skąd wybrzmiewała ta wspaniała muzyka, którą słyszało chyba całe Hogsmeade. Na ramieniu huśtała się moja bezdenna torba, w której trzymałem dwie flachy miodu berserka i szybko dobiłem do Drake’a, który już na mnie czekał. Byliśmy czasowo udupieni, ale proszę was, kto chodzi punktualnie na imprezy? Obojętnie jakie, przyjście na czas jest oznaką totalnego braku szacunku i taktu. Dlatego my sobie spokojnie spacerowaliśmy w kierunku imprezy, nie spiesząc się przy tym zanadto, choć moje serce najchętniej to by wyskoczyło z klatki piersiowej i samo pobiegło na imprezę. Naprawdę brakowało mi imprez w tym składzie – oczywiście, że w Japonii nie odmawiałem sobie takich przyjemności, ale to była inna sprawa, albowiem tam mało kogo znałem na tyle, żeby móc przy nich totalnie spuścić ręce z hamulców i zwyczajnie się bawić. Tu natomiast było na odwrót. Marla i Boyd to niepokonane duo rozpierdolu i dobrej zabawy. Nie ma szans na złą zabawę przy tych ludziach. - Zajebiście szybko. Chociaż wiesz, ja dobiłem do zabawy pod sam koniec, więc u mnie jeszcze krócej, mimo to zdołałem nabawić się dwóch nowych blizn. Przynajmniej różdżkę mam nową! – Oznajmiłem wesoło, sięgając do torby chcąc mu ją pokazać, kiedy moją uwagę pochwyciła zielonkawa blizna, która znów zaczęła błyskać szmaragdowym światłem. - Wiesz może o co może chodzić? Raz na jakiś czas zaczyna świecić i nie wiem od czego to może zależeć – wyrzuciłem z siebie, lekko przekrzywiając głowę, ale szybko wracając do poprzedniego tematu i pokazując mu swoją potężną, piękną różdżkę. - Ja mam po prostu dwie flachy, ale za to jakie! – Uśmiechnąłem się szeroko, pokazując mu etykietę miodu berserka. – Nie żeby brakowało im odwagi czy coś! Dotarliśmy na miejsce przy akompaniamencie muzyki, krzyków i akurat wtedy, kiedy Ruby spadała ze stołu na chłopaka, którym okazał się Archie. Od razu parsknąłem do siebie śmiechem, wspominając naszą wspólną rozmowę w jej pokoju w Avalonie. No nieźle Ruby, szalejesz. Nie zdecydowałem się jednak od razu wejść bo przy samym „progu” namiotu należało wybrać: pytanie czy wyzwanie. - Wyzwanie! – Krzyknąłem bez zastanowienia, by zaraz wybuchnąć jeszcze śmiechem usłyszawszy treść wyzwania. Drake wybrał pytanie, złapał mikrofon w dłoń, za co taki wielkolud mógłby zostać zapamiętany. Patrzyłem z radosnym oczekiwaniem na odpowiedź, a kiedy ta padła, przekrzywiłem głowę, rozbawiony. - Na pewno jesteś Gryfonem, a nie Krukonem, nudziarzu? – Zażartowałem, po czym poklepałem go po plecach serdecznie. - Ja swojego wyzwania na pewno nie zrobię na trzeźwo, najpierw chodźmy do solenizantów! – Szybko wzrokiem zacząłem szukać wspomnianych Gryfonów i dobiliśmy do nich z Lilaciem. - Jednoręki, O’Donnell! Wszystkiego najlepszego! – Przytuliłem ich, każdego z osobna i podałem po butelce. Szybko ulotniłem się od solenizantów z prostej przyczyny - miałem wyzwanie do zrobienia! Ale zanim się za to zabrałem, chwyciłem pierwszą lepszą butelkę, która nie była zerówką, a bimberkiem ukochanym i wziąłem potężnego łyka, czując jak moc alkoholu niemal zwala mnie z nóg. Na efekty też długo nie trzeba było czekać. Myśl o pisaniu romantycznego listu jeszcze nigdy nie wydawała mi się tak kusząca, w ogóle jeszcze nigdy dotąd nie czułem takiego pociągu do każdej osoby wokół mnie i mimowolnie pomyślałem o Hope. Potrząsnąłem głową, szybko wyjmując sobie te myśli z umysłu, wyciągnąłem z torby jakiś skrawek pergaminu, który o dziwo się tam znajdował i szybko znalazłem sobie coś do pisania i zacząłem skrobać. Skończywszy list, wysłałem go w pospieszny sposób, nie chcąc się zastanawiać nad sensem napisanych tam słów. Należało wrócić na imprezkę, która rozkręciła się do reszty. Ujrzałem Ruby krzyczącą niczym wujas na weseli czując tylko wielką chęć zbliżenia się do przyjaciółki. Tanecznym krokiem podkradłem się do niej i kiedy to ona zaczęła śpiewać sto lat, dołączyłem do niej, stojąc centralnie za nią i kładąc swe dłonie na jej brzuchu, otulając ją swoimi ramionami, lekko się kołysząc przy tym i krzycząc piosenkę urodzinową: - STO LAT, STO LAT, NIECH ŻYJĄ, ŻYJĄ NAM…!
Stylówka: elegancka Prawda czy wyzwanie: - Efekty: - Piosenka: nie wiem sto lat? XD Lokalizacja: STÓŁ
- Moje wyobrażenia już przekroczyła!!! - potwierdził gorliwie zachwyty Marleny, kiedy wywijali wygibasy na parkiecie; jego występ również okazał się być spektakularnym sukcesem, a przynajmniej na pewno zaimponował przyjaciółce - a przecież tylko i wyłącznie o to mu chodziło. Po skończonym występie zeskoczył ze stołu, błogo nieświadomy tego jakie szpetne cudzołożenie odbywa się w tym momencie za granicami namiotu, a że zaschło mu w gardle po tym wyciu, to dla odmiany poczęstował się rozlewaną przez Marlę ekstrawagancką brzoskwiniową amareną, a zaraz potem się nią zakrztusił aż poszła mu nosem, bo stanęła przed nim @Freddie Moses w towarzystwie nowego fagasa @Thomas Maguire i jak zwykle oboje byli piękni i niesamowicie ponętni w tygrysich strojach. No kurwa. Usiłował trzymać fason mimo wpadki z uduszeniem się amareną i nawet zrobił taką minę, jakby się cieszył, że ich widzi - chociaż wcale tak nie było no bo, powiedzmy wprost, niby nie było żadnego prawa które by zakazywało zjawiania się z nowym bolcem na imprezie swojego byłego, ale zwykła ludzka przyzwoitość podpowiadała, że zwyczajnie uprzejmie i taktownie byłoby, gdyby Fredka przez kolejne trzy do pięciu lat nie wychodziła z domu albo wyjechała do Australii żeby nie musieli się widywać i żeby w jego głowie nie musiała lecieć na zapętleniu nostalgiczna nutka "Jak zapomnieć". - Romek! Ale do siebie pasujecie, no elegancko w chuj - nawet się pokusił o komplement. Kiedyś Fredka dopasowywała dresy z nim, a teraz... Eh. -E... merci - odpowiedział, również popisując się znajomością języków, no bo co, miał być gorszy? Nie miał co prawda pojęcia co znaczyło to szapoba, ale brzmiało z francuska. Odebrał od chłopaka flaszeczkę, kiwając głową z uznaniem, bo musiał przyznać, że prezent był zacny. Z trudem odwrócił się w stronę Fredki, która zagadywała go znienacka o świnię. Trochę go to skonsternowało, bo przecież nie miał dziewczyny. - Nie mam żad... a. Tej świni. No, nawet git. Żyje - zrelacjonował pokrótce fascynujące losy adoptowanego świnksa, stwierdzając, że całkiem fajnie z jej strony że tak zagaiła, ale nie miał czasu by zbyt długo się ekscytować tą interakcją, bo para prędko spierdoliła dalej. - Kto kurwa wymyślił wstęp otwarty? Następnym razem robimy imienne zaproszenia i ogradzamy imprezę drutem kolczastym - stęknął do @Marla O'Donnell - Da się tak zaczarować te karty żeby Fredka nigdy nie wylosowała tej z całowaniem mnie?? Zesrałbym się przecież - panikował na samą myśl o takim niezręcznym incydencie, kiedy podszedł do nich @Archie N. Darling, musiał się więc ogarnąć i najlepiej zapomnieć o dziewczynie. - Siema, dzięki, dzięki, co do Ruby obstawiałbym że jest po prostu pojebana - odpowiedział, szkalując koleżankę ze szczerej sympatii oczywiście i przyjmując z radością prezenty od Arcziego, chociaż trochę był rozczarowany, że nie są to kluczyki do nowego samochodu albo willi z basenem. No cóż. MOŻE ZA ROK. - Whitelight to świetny pomysł, spytaj uprzejmie czy był dzisiaj na tym tak medialnym otwarciu, a jak spyta czego, to parasola w dupie - zaproponował, rechocząc prostacko z tego wybitnego pomysłu i podsunął Archiemu jakiś pierwszy lepszy alkohol, coby celebryta szanowny nie stał tak o suchym pysku. W międczyczasie gdzieś w tle @Drake Lilac zwierzał się do mikrofonu o swoich ambitnych marzeniach, które bardzo Bogdanowi zaimponowały, a po chwili ziomek podszedł do nich z @Percival d'Este. Uściskał i poklepał z impetem oboje w łopatki, bo dobre chłopaki z nich były i również przynieśli fantastyczne prezenty. - Dzięki, mordy!! Drejk, ochujałeś chyba, nie trzeba było tak bogato - stwierdził (z grzeczności), widząc jak Lilac zaopatrzył ich w kosztowne eliksiry - Zostajesz gościem VIP i dostajesz całą flaszkę bimbru dla siebie - oznajmił uroczyście, podając ziomkowi trunek i wtedy Ruby, jak rasowy samozwańczy wodzirej, zarządziła śpiewanie STO LAT. Co za fenomenalny pomysł! Dołączył do niej i zaczął wydzierać ryja, popychając jednocześnie lekko Marlenę, żeby wyszła bardziej na środek. - STO LAT STO LAT NIECH ŻYJE ŻYJE NAM! JESZCZE RAZ JESZCZE RAZ NIECH ŻYJE ŻYJE NAM! A KTO NIE WYPIJE, TEGO WE DWA KIJE... - i zremiksował odważnie piosenkę z klasykiem "Pije Kuba do Jakuba", no bo czemu nie?
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Stylówka: dresikowy zestaw z żonobijką Prawda czy wyzwanie: przerwa Efekty: - Piosenka: Lokalizacja: przy alko, piję tymbarka z literką A :))
Ja tam uważałem, że Brooks wygląda bardzo spoko, co oczywiście jej powiedziałem jak tylko przyszedłem pod jej dom, taki jestem szarmancki. - Też mam whisky - mówię tylko na nasze niezbyt oryginalne prezent. Kiedy słyszę, że Marla dostanie bon na SPA unoszę jedynie do góry brwi w lekkim rozbawieniu. Miałem wrażenie, że Marlena i Julka były dość podobnymi typami kobiet. I żadnej z nich nie wyobrażałem sobie świetnie bawiącej się w maseczkach przy jakichś oleistych masażach. Ale mogłem oczywiście się mylić. Idziemy sobie zadowoleni na imprezę. Może ktoś pomyślałbym po moich jak zwykle obojętnym wyrazie twarzy, że niezbyt mi to tu wszystko imponuje, ale nic bardziej mylącego! Niby miałem pochmurne spojrzenie jak zawsze, ale tak całkiem mi się tu wszystko podobało. Łącznie z moją towarzyszką z którą relację w tempie ślimaka zaczynałem eksplorować. Powitaliśmy gospodarzy niesamowicie wylewnie, ci zaś odwdzięczyli się znacznie bardziej elokwentnymi podziękowaniami. I już chcemy zniknąć i zaszyć się gdzieś przy alkoholach, ale niestety na początku nie jest to możliwe, bo oda razu atakują nas jakieś smoczki. Krzywię się z lekkim rozbawieniem kiedy Julka odpowiada na swoją prawdę. - Dobrze znać twoje upodobania - mówię jeszcze niepoważnie, zanim nie pójdę do Boyda i nie przegram sromotnie. A potem jedziemy mini pociągiem tam gdzie zaprowadzi nas nasza pani konduktor - a mianowicie w końcu napić się czegoś mocniejszego. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło, że nawet tak jechałem ciuchcią razem z nimi. Prędko gospodarze musieli odejść, bo zaczęło napływać całe mnóstwo osób. Rozglądam się po stole z jedzeniem oraz alkoholem. - Co to za motyw imprezy? - pytam się Julki przyglądając się nieznanej mi butelce wina zwanego Amarena. Wącham też okropnie wyglądającą potrawę z podpisem bigos, biorę ją na widelec i (ostatnio jak zwykle na imprezach) próbuję nakarmić Brooks. - Spróbuj czy pyszne, bo wygląda jak gówno - zachęcam miło z lekkim uśmiechem. A potem polewam jakiejś wódki, bo wygląda to na najrozsądniejszy pomysł i przybywa @Thomas Maguire. Nawet mi się nie chce uchylać jak idzie mnie smyrać po moich bujnych włosach. - Skąd ty takie cichy wynajdujesz - zastanawiam się patrząc na jego tygrysie pasy na koszuli. Kiedy mi gratuluje wyboru partnerki szepczę mu równie czule no już, spierdalaj i klepię po plecach, żeby serio spierdalał. Kiedy przyjaciel znika w fotobudce rozglądam się po stole z powrotem. Biorę sobie tymbarka i otwieram jako popitę. - Co chcesz pić? - pytam bo zakładam, że na tańce jeszcze stanowczo za wcześniej. - I gdzie potem idziemy? - dodaję jeszcze dziś najwyraźniej mając wyjątkowo sprecyzowane preferencje co mam ochotę robić. Dopiero też zauważam, że na moim koreczku od tymbarka widnieje jakaś napis. Unoszę w lekkim zdziwieniu szeroki brwi i pokazuję kapselek mojej towarzyszce. Wtedy też zaczynają się jakieś piski i śpiewanie sto lat, więc może nie grzmię wesoło jak inni przy tej piosence, ale przynajmniej odwracam się w kierunku jubilatów z kieliszkiem w ręku by wypić ich zdrowie. Prawdziwy Polak się we mnie obudził.
Stylówka: tygrosio kolorowa sukienka Prawda czy wyzwanie: potem Efekty: jestem zaborcza po bimbrze Piosenka: "blablabla" 45 Lokalizacja: densflor
Tomek bardzo miło mnie zgadał w związku z tą całą imprezą. A kiedy powiedział coś w stylu flirtu - tylko odrobinę niezręcznego, bo momentalnie po nim się speszył, unoszę do góry brwi zaczepnie na jego propozycję. Ale prędko klepię go po ramieniu i śmieję się krótko. Uznaję, że Tomasz po prostu w swojej ofercie wielu śmiesznych tekstów, nie posiada żadnych spoko podrywów. Ale jedno trzeba mu przyznać - nie brakuje mu animuszu, bo po raz drugi już stajemy przed moim byłym, a Tomek zachowuje się jakby był jego najlepszym ziomkiem. Nawet nie zauważam, że to sto lat było marne, bo potem zarzuca takimi świetnymi tekstami. Myślę, że ja nie czułabym się tak pewnie jak on w takiej sytuacjach. Byłoby zacznie więcej przeklinania. Za to ja i Boyd jesteśmy w pizdę niezręczni, a przynajmniej takie mam wrażenie. Chociaż kiedy (idę o zakład, że celowo) Bogdan zmienia imię mojego ziomka na Romek, aż muszę skierować spojrzenie gdzieś w podłogę bo się uśmiecham głupio na tą dziedziną i super zabawną zagrywkę. Ale cóż, przynajmniej starałam się być bardzo miła, zagadując o prosiaczka. Chociaż teraz głupio mi z powodu tych pasów tygrysich, uzna że Tomasz to już mój mąż czy coś. Straszne oko miał te Callahan do strojów. Ale szybko znikamy mu z pola widzenia i idziemy wesoło najpierw do Brooksa, a potem chcemy zmierzać do fotobudki, ale zastępuje nam drogę @Ruby Maguire. Prycham z rozbawieniem kiedy dziewczyna pyta czy przypadkiem mi nie zapłacił i macham ręką. - Zapłacił? Czym niby. Uprowadził mnie z mieszkania - oznajmiam i szczerzę się do Rubsona jak szaleniec. - Freddie - przedstawiam się również wyciągając dłoń do Gryfonki. Mam nadzieję, że jest na tyle uchlana, że nie połączy mnie szybko z byciem byłą Bogdana. Może jakoś jej umknęło, albo nie lubi plotkować... Zagaduję dalej prędko, żeby sobie nie dodała moją twarz do Callahanowej. - Musicie ustalić swoje wersje, bo ja słyszałam że to zbieżność nazwisk - dodaję jeszcze kiedy przedstawia się jako siostra, sama zaś bez skrupułów sprzedając Tomasza. Ruby jednak bardzo szybko porywa impreza i biegnie by śpiewać sto lat wraz ze wszystkimi gośćmi. Śpiewam również coś tam pod nosem kiedy kieruję się z Tomkiem do fotobudki. Tam pstrykamy sobie chujową fotę z której śmieję się, chrumkając aż z rozbawienia na nasze mordy. Kiwam głową kiedy Krukon nas doskonale opisuje. Wracamy z powrotem coś pić i nasz wybór pada na bimber. Aż mnie dusi w gardle i prędko szukam popitki tak mnie coś pali. Ale nawet sok caprio nie gasi tego ognia, który mnie ogarnia. Bo teraz na samą myśl, że Tomasz mógłby się oddalić na parkiet beze mnie, gotuję się oburzona. Truchtam do mojego partnera i nie musi się nigdzie obracać jak narzeka na nie-eko kubeczki. Ja jestem dosłownie przyklejona do jego ramienia i mimo że nasza muzyka... coś nie skłania do jakichkolwiek tańców to uginam kolana w monotonnym rytmie, przyklejona do Tomasza. Co jakiś czas rzucam spojrzenia na lewo i prawo czy przypadkiem nikt nie PATRZY SIĘ na Tomka albo coś od niego chce. - Tomasz, trzymaj się blisko mnie. I czego się tak gapisz na Arczibalda - mówię chociaż wcale nie mógłby stać jeszcze bliżej, to po pierwsze. Po drugie Arczi wydawał się być zainteresowany prawie tylko siostrą Tomka którą co raz szukał wzrokiem. Ale kto wie, może ma chętkę na wszystkich Maguire'ów! Muszę być uważna w swojej dziwnej zazdrości wynikającej z bimbrowej nalewki!
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Stylówka: dojebana Prawda czy wyzwanie:wieża (wyzwanie, idzie mi spektakularnie) - łączę taniec z akrobacjami Efekty: bimber dziadka (zrzędzę 1/2) Piosenka:TEMPERATURE Lokalizacja: tańczę przy bogdanie
Składam Bogdanowi serdeczne życzenia, ale nawet solidny komplement nie sprawia, że nie zwracam uwagi na jego przekręcenie mojego imienia. – Tomek – poprawiam Boyda tonem zwykle skierowanym do dziecka, które niczym głuptas myli podstawowe zwroty i posyłam mu uśmiech, ukrywając swoje zirytowanie tylko i wyłącznie dlatego, że to jego party (bo przecież ani trochę nie jestem obsrany jego zjawiskową muskulaturą i sławą szkolnego zawadiaki). – Elegancki outfit, bo i imprezka elegancka – wspinam się na wyżyny uprzejmości, a wewnątrz jestem cały spocony z nerwów, bo może to wcale, kurwa, nie był taki świetny pomysł, żeby tu być. Boyd okazał się jednak elokwentnym typem – pogadaliśmy se po francusku, a moja towarzyszka wymieniła z nim kilka uwag o świni i jakimś cudem przeżyłem to krępujące starcie. Biegnę więc zadowolony do fotobudki, kiedy zatrzymuje nas, o zgrozo, moja siostra. Patrzę zatrwożony na bimber w jej ręce i jestem niemalże przekonany, że skończy jako pierwsza obrzygując wszystkich dookoła. – O ty durna mendo – wbijam @Ruby Maguire łokieć między żebra, bo ledwo przylazła, a już mnie kompromituje. Cieszę się jednak, że doszła do siebie po wypadku i znów żyje pełnią życia, bo na samo wspomnienie jej pokiereszowanej przez smoka robi mi się słabo. Pochmurne myśli odgania Freddie stwierdzeniem, że ją porwałem. – Ty za to jak zwykle sama i przypierdalasz się do mnie – szczerzę wesoło zęby, drocząc się z Gryfonką i aż przewracam oczami, kiedy przedstawia się jako moja najlepsza siostra. – Dziwisz mi się, że się jej wypieram? – pytam, a Ruby na potwierdzenie moich słów łoi alkohol z kubka bez popity i leci odwalać jakąś manianę. W momencie, kiedy zgarnia mikrofon i pyta wszystkich jak się bawią, ja już wiem, że moja odpowiedź brzmiałaby tragicznie. Spoglądam na Freddie. – Nie zasłużyłem na taką rodzinę – wzdycham ciężko i żeby nie oglądać tej żenady, wpierdalam się z Moses do fotobudki. Gdzie oczywiście pozujemy jak rasowi modele i kończymy ze wspaniałą fotką, na której widok chichoczemy wesoło. Potem równie mądrze jak moja siostra piję bimber, narzekam na wszystko i cisnę na densflor z nadzieją, że tam się rozluźnię, wszak nie od dziś wiadomo, że tańczę doskonale. I faktycznie – nie wiem czy to towarzystwo Fredki, tygrysie paski na mojej koszuli czy też muzyka, ale wymachuję rękami do rytmu, całkiem zgrabnie uginając kolanka z uwieszoną na mnie Fryderyką. – No przecież trzymam – zrzędzę niezadowolony, bo przecież przez to, że się tak przykleiła, nie mam możliwości wymachiwać moimi wąskimi biodrami. – Arczibald to zaraz gonga zbierze, bo mi siostrę samym wzrokiem bałamuci, kto to widz- AA – przerywa mi smok, na którego widok panikuję. – No szkoda że trolli napierdalających maczugami nie wynajęli – mówię gniewnie i z westchnieniem wybieram wyzwanie, bo przecież jestem super rozrywkowy i odważny. – Kurwa mać – komentuję swoje zadanie, posyłając dziewczynie zdruzgotane spojrzenie. – Co za durne rozrywki – wkurwiam się pod nosem, ale nie mogę pozwolić, aby ktokolwiek pomyślał, że jestem pizda a nie skoczek. Srogo nabuzowany lecę do @Boyd Callahan i usadzam go na krześle. – Czas na prawdziwy taniec – oznajmiam, a kiedy wybrzmiewają pierwsze nutki zaczynam swój pokaz, wczuwając się niczym prawdziwy tancerz. W połowie jestem już tak rozkręcony, że nawet przywołuję jakieś okulary z fotobudki i demonstruję Bogdanowi z kim ma do czynienia – demonem parkietu, którego nic ani nikt nie zatrzyma, bo słodki głos Seana Paula wprawia mnie w istny trans. Swój pokaz wieńczę spektakularnym obrotem, zadowolony z siebie jak nigdy. – Tak to się właśnie robi – kłaniam się, trochę szkalując całe towarzystwo za sztywne tupanie nóżką zamiast opanowanie tanecznej części namiotu. Obracam się do Fredki: – Co za frajerskie misje – moje policzki aż płoną od bimbru i wkurwienia, bo nie dość, że stosują średnio ekologiczne rozwiązania to jeszcze muszę robić z siebie błazna przed typem, który ewidentnie ma ze mną jakiś problem.
______________________
i read the rules
before i break them
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Stylówka: tygrosio kolorowa sukienka Prawda czy wyzwanie: wyzwanie - rzygam bo próbuję wszystkiego ) Efekty: jestem zaborcza po bimbrze ostatni post Piosenka: A KTO SIE W STYCZNIU URODZIŁ .... Lokalizacja: alkohole a potem ciągnę Tomasza na ławeczkę przed namiotem
Słucham jeszcze jak Tomek i Ruby przekomarzają się wesoło jak typowe rodzeństwo. Chciałam jeszcze powiedzieć coś w stylu "ej, fajnie że masz rękę", ale uznałam że nie ma co wracać do takich smutnych historii. Szczególnie, że faktycznie młodsza siostra Tomka równo łoi jakieś alko, a potem rozbawia towarzystwo jak wodzirej. Po wesołych fotkach i wspólnego piciu alko - lądujemy na parkiecie. Może nie tyle nietrzeźwi, ale w strasznie dziwnym stanie. Ja niczym sęp nad padliną pilnuję uważnie Tomasza, a ten tylko narzeka i nic już mu się nie podoba na tym całym party. - Koniecznie daj mu gonga - mówię nagle entuzjastycznie, bo to by z pewnością wykazało że Tomek nie jest kompletnie zainteresowany znanym muzykiem. No i fajnie rozkręci imprezę w moim mniemaniu. Jednak zanim Maguire decyduje się na napierdalankę z Arczim, znowu atakują nas smoki. Obydwoje mówimy oczywiście wyzwanie, bo takie z nas kozaki, ale kiedy słyszę to co on ma zrobić - odwzajemniam zdruzgotane spojrzenie Krukona. - Atencyjni gospodarze - zauważam jedynie z lekką złością, bo to oznacza że Tomek zamiast spędzać czas ze mną - pójdzie tańcować z moim byłym. - Nie idź - jęczę jeszcze zanim nie zaczął swoich pląsów w kierunku Bogdana, nie wiem czy przez moją nagłą zazdrość o wszystko czy może niechęć do interakcji między chłopcami. Patrzę się z przerażeniem jak Tomasz sadowi jubilata, a potem rozpoczyna swój taniec. To było już za wiele, bo Maguire swoim tańcem zyskał kilka osób obserwujących co wyprawia z Callahanem. Nowonarodzona zazdrość wobec chłopaka sprawia, że czerwona na twarzy, by spróbować się uspokoić wykonuje swoje zadanie - idę wypić łyka harnasia, amereny, kieliszek żubrówki, po czym zaczynam już nalewać sobie bimbry. Są paskudne i ciężkie. Zadanie te zostało stworzone tylko po jedno - żeby zniszczyć człowieka. Pewnie Boyd specjalnie podłożył mi te zadanie, żeby ukraść mi Tomasza! Na tą jakże logiczną myśl w mojej głowie odwracam się ze wściekłością w kierunku Tomka, który właśnie okręcał się lubieżnie, trzymając Bogdana za rękę. Ledwo skończył i szedł w moim kierunku coś tam mamrocząc na frajerskie zadania. Za to, że tak się spoufalał z Callahanem, zostało mi tylko jedno do zrobienia - uderzam go otwartą dłonią po ułożonych włosach kilka razy z całej pety. - Co ty odpierdalasz, nie wystarczyło makarene szybką odtańczyć, a musisz się do niego miziać jak jebana suka w rui - mówię z zaciśniętymi zębami i szarpię go za koszulę w stronę stołu z alkoholami, bo zostały mi jeszcze dwa kieliszki bimbru do wypicia. - Na ławkę. Już kurwa - mówię do Krukona władczym tonem i porywam swój ostatni alkohol do wypełnienia zadania. Gotowa bym była zaciągnąć Tomasza za nogę, byleby za mną szedł. Nie zostaję pić na swój miesiąc, bo potrwałoby to sto lat. Kiedy siadamy na ławce robię parę wdechów by spróbować się uspokoić. Co nie jest łatwe, bo wszystko co wypiłam na dodatek podchodzi mi do gardła. Piję jeszcze kieliszek i krzywię się strasznie. - O chujowo się czuję... - mamroczę, ale piję jeszcze ten ostatni bimberek, byleby wykonać zadanie. - O chuj... - próbuję wstać, by pobiec w krzaki, ale zamiast tego zahaczam się o nóżkę Tomeczka, nie zdążam uciec i bełtam na jego piękną koszulę. - Kurwa... - mamroczę i bez mocy siadam na ławce, chowając głowę między nogi. - Różdżka, miętówki - jęczę wycieńczona, mając nadzieję że ogarnie moją nereczkę, która teraz była gdzieś na moich plecach i można w niej było znaleźć obydwie te rzeczy, byśmy mogli się ogarnąć. Miałam wrażenie, że wraz z resztkami godności, na koszulę Tomasza zwróciłam też coś innego co trzymało mnie w jakimś ogłupiałym stanie. - Przywołaj nam wodę, a potem idziemy nakurwiać się z Arczim - mamroczę powoli czując jak wraca mi świadomość mojej bezsensownej zazdrości.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Stylówka: o taka Prawda czy wyzwanie: - Efekty: - Piosenka: a kto sie w styczniu urodzil Lokalizacja: lecę nakurwiać w cymbergaja
Z troską zerknęła na Bogdana krztuszącego się amareną; oboje mieli o wiele więcej wprawy w piciu polskich trunków i dopiero widok Fredki z jakimś fagasem wyjaśnił skąd u jej ziomka taka reakcja. Postanowiła jednak zachować klasę i nie komentować tego w żaden sposób, a zamiast tego uprzejmie przywitać kolejnych gości. – Witam, witam i dziękuję, bawcie się dobrze, czym chata bogata – zachęciła ich do korzystania z wszelakich atrakcji, również całując soczyście Freddie w policzek i ignorując ich niezwykle porywającą konwersację o jakimś wieprzu. Gdy tylko odeszli, poklepała pokrzepiająco przyjaciela w ramię. – Powiedz tylko jedno słowo, a transmutuję ich w te prosiaki – zerknęła na Boyda, bo co jak co, ale to właśnie oni mieli się tu bawić najlepiej, a jeśli na drodze do ich szczęścia stawali eks ze swoimi nowymi frajerami to cóż, powinni zapłacić za to odpowiednią cenę. – Ona się zesra jak się tylko do ciebie zbliży – obiecała i pewnie kontynuowałaby swoje groźby, ale pojawił się nie kto inny jak @Archie N. Darling, na widok którego prawie że zemdlała. Prędko więc oparła się nonszalancko o Boyda i odgarnęła włosy z ramion, eksponując kościste obojczyki, chcąc jakkolwiek zaimponować takiemu celebrycie. Zachichotała na propozycję Arczibalda i cała w skowronkach przyjęła prezent, od razu ściskając go mocno. Oczywiście tylko po to, aby mu podziękować. – DZIĘKUJĘ, kochany, miło, że wpadłeś, naprawdę!! A Ruby.. – nie dokończyła, bo idealnie jej psiapsi skwitował Bogdan. – No właśnie – zaśmiała się szczerze, aż rechocząc na doskonały dowcip, na co wyciągnęła wizbooka, bo decyzja zapadła i musiała napisać do Camaela. W pierwszej kolejności zaprosiła go do znajomych, a w oczekiwaniu na akcept do środka wbił @Drake Lilac i @Percival d'Este. Wtuliła się najpierw w jednego, a potem drugiego, hojnie obdarzając ich całusami w ukochane mordy (po uprzednim nakazie, aby się schylili). – BOŻE, Drejczi, oszalałeś, no ja nie wierzę… – aż jej się oczy zeszkliły, gdy zerknęła do jego prezentu i dostrzegła tam brzęczące fiolki z eliksirami. Pisnęła z uciechy i ponownie wtuliła się w swojego ulubionego olbrzyma, nie dowierzając, że ma tak wspaniałych przyjaciół. – Percy, druhu, jak skończę tu swoje obowiązki gospodarza to cię zgarnę na szluga i mi opowiesz jak tam było w tym Maczupikczu – klepnęła go dziarsko w ramię, nie mogąc doczekać się pikantnych szczegółów z jego wymiany. Ale wtem @Ruby Maguire wpadła na kolejny dojebany pomysł i przecież nie mogła zignorować tak doskonałej przyśpiewki. Stanęła więc tuż obok przyjaciół, wydzierając się jak oszalała: - NIEEEEECH ŻYYYYYJĄĄĄĄ NAAAAAAAM – z precyzją godną Celestyny Warbeck wyciągała wyższe nutki, potem już tylko przyklaskując Bogdanowi w jego innowacyjnej i przebojowej wersji kultowej piosenki. A kiedy przed Bogdanem zaczął tańczyć ten obwieś od Fredki, skomentowała to jedynie adekwatną miną i zerknęła na @Eugene 'Jinx' Queen. – Dawaj, opierdolę cię w cymbergaja – wyszczerzyła się do bff i pociągnęła go ze sobą, po drodze zgarniając butelkę wódki i dwa Tymbarki. I bardzo dobrze, że pomyślała o takim wyposażeniu, bo z didżejki poleciał hit wszechczasów, który prędko przewinęła do najważniejszego fragmentu. – A KTO SIĘ W SIERPNIU URODZIŁ, MA WSTAĆ, MA WSTAĆ, MA WSTAĆ – śpiewała ubawiona, dzierżąc w ręce flaszkę, gotowa pić z gwinta, jak na prawdziwą damę przystało.
______________________
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Stylówka: elegancja francja Prawda czy wyzwanie: Efekty: - Piosenka: Lokalizacja: piję tymbarka (H), jem bigos i karmię Augusta ogórem (2), a potem idziemy nad ognisko (?)
Prychnęła z rozbawieniem, gdy August podzielił się z nią tym, co kupił. Jeżeli wszyscy goście byli równie kreatywni z prezentami, jak ta dwójka Krukonów, to Marla z Boydenem będą mieli zapas łychy do końca roku. Albo chociaż do następnej zorganizowanej przez nich imprezy, bo choć jeszcze tego nie wiedziała, to Gryfoni mieli zadatki na organizatorów największych melanży tej nowej dekady. To musiało być połączenie tej słynnej gryfońskiej odwagi z irlandzkim temperamentem!
Na imprezę wypadało przyjść modnie spóźnionym, ale nie oni. Oni musieli się pojawić punktualnie, jak to na Krukonów przystało. Po szybkiej pogawędce z solenizantami i złożeniu niezwykle wylewnych życzeń zabawowy pociąg ruszył do środka, po wcześniejszym rozprawieniu się ze smokami rzecz jasna. Widząc tańczącą na stole siostrę Tomka, dotarło do niej, że mogli z Augustem wypić coś u niej na biforku, to może bawiliby się równie dobrze już od samego początku. Może nie tak dobrze, jak Ruby, ale jednak dobrze. Nie było chyba takiej ilości alkoholu na świecie, żeby wchodziła na stół, tańczyła i upadała jak Pan Jezus pod ciężarem imprezowego krzyża. To była dopiero stacja trzecia Rubsonowej wędrówki na alkoholową Golgotę i Julkę zastanawiało, co czeka ją na dalszych etapach podróży.
Kiedy towarzystwo się rozeszło, mogli przejść do testowania specjałów, a tych było sporo i większość wyglądała obco i dziwnie.
- Nie mam pojęcia, ale muzyka brzmi wschodnio. – Stwierdziła, a potem pozwoliła sobie wpakować do ust widelec z jakąś dziwną kapuścianą ciapą, która okazała się, o dziwo, zajebiście smaczna. – Wygląda jak gówno, a smakuje jeszcze lepiej. – Podzieliła się z uśmiechem swoją recenzją dotyczącą bigosu i zaczęła rozglądać się po stoliku, żeby tak dla odmiany, nakarmić czymś Augusta. – A Ty spróbuj… tego. – Na widelec nabiła kiszonego, pływającego smutno w słoiku i wyciągnęła go w kierunku chłopaka.
Potem nim się zorientowała, podbiła do nich Fredka z Tomkiem. Zdziwiło ją nie tylko to, że przyszli we dwójkę, o co będzie musiała Fredkę zapytać, ale przede wszystkim to, że pojawili się na imprezie jej byłego, co wymagało albo sporych jaj, albo sporej chęci rewanżu. Lub też kompletnego niepołączenia kropek, że to impreza Bogdana, czego wykluczyć nie mogła. We czwórkę wypili po szocie jakiejś wódki z bizonem, a gdy urocza parka ruszyła w kierunku fotobudki, mogli wrócić do swoich obowiązków, czyli picia.
- Wino z colą – odpowiedziała bez namysłu, bo na piwo miała za mały żołądek, a bizonówka jej mocno nie podeszła. – Może nad ognisko? – Zaproponowała, zanim to August pokazał jej kapsel od jakiegoś pachnącego miętą napoju. Najpierw lekko się zaróżowiła na policzkach (co z miejsca zwaliła na tę polską wódkę), a potem stanęła na palcach, objęła jego twarz zimnymi dłońmi i sprzedała mu krótkiego, mokrego całusa w usta. Zabawa z kapslami spodobała jej się na tyle, że sama sięgnęła po jedną butelkę i ją otworzyła, chwaląc się tym, co znalazła.
Wkrótce potem rozległy się śpiewane życzenia, do których się cicho dołączyła, na koniec podniosła w geście toastu swój kubeczek z tanim winem i gdy śpiewy ucichły, chwyciła Augusta za dłoń, żeby go zaciągnąć na zewnątrz. Musiała zapalić i nieco się przewietrzyć.
Stylówka: elegancka Prawda czy wyzwanie: degustacja trunków Efekty: - Piosenka: Lokalizacja: siedzę obok krzaków do rzygania
- Tomek! No przecież. Ale faux-pas - klepnął się teatralnym gestem w czoło, błyszcząc nadal intelektem poligloty i naturalnie postanawiając, że od tej pory będzie się zwracał do typa tylko i wyłącznie per Romek, bo mimo wszystkich wymienionych uprzejmości i nawet czegoś w stylu uśmiechu, którym przyozdobił mordę, to szczerze go nienawidził. Zamierzał jednak być niesamowicie miły, a może nawet się z nim zaprzyjaźnić, w końcu przyjaciół należy trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej, tak. Całe szczęście, że miał bojową Marlenę po swojej stronie. - Dzięki, mordo. Zabij ich od razu, a ja idę po sałatkę - powiedział, gotowy ruszyć w stronę stołów z jedzeniem i zajeść smutki, choć jak spojrzał na to, jak przyjaciółka nagle pręży zalotnie obojczyki przed Darlingiem, to nie był pewny, czy powinien ich zostawić samych i czy jak wróci, to nadal będą tutaj, czy może w krzakach na zewnątrz. Postanowił więc zostać i w oczekiwaniu na napływ kolejnych gości pójść kibicować Marlenie podczas rozgrywki w cymbergaja, bo nadal poczuwał się do bycia jej osobistym czirliderem; niestety nie zdążył nawet zrobić kroku w tamtą stronę, bo przydybał go @Thomas Maguire. No kurwa, świetnie. Kiedy został usadzony na krześle, nie wyglądał na zbyt przekonanego tym pomysłem i chciał nawet nieśmiało zasugerować, że może lepiej byłoby, gdyby Romek zatańczył dla Marleny - ale nie zdążył, rzucił więc tylko tęskne spojrzenie na sałatkę jarzynową, przeklinając się w duchu za to, że jednak po nią nie poszedł i siedział dzielnie na tym stołku, z miną wyrażającą więcej niż tysiąc słów, odliczając z utęsknieniem kolejne minuty piosenki i obserwując dzikie wygibasy Maguire'a. Które, swoją drogą, byłyby całkiem imponujące, takie kocie ruchy, gdyby nie fakt, że był nowym bolcem Fredki i wszystko, dosłownie wszystko co robił budziło w Bogdanie głęboką pogardę i odrazę. Kto do chuja wymyślał te pojebane wyzwania? Kto na to pozwolił? No on. I tylko do siebie mógł mieć teraz żal. I miał. Po skończonym występie odetchnął z ulgą i zaklaskał niemrawo, wołając coś, że mianuje go oficjalnie królem parkietu i spierdolił z tamtej okolicy równie szybko, co świeżo mianowany Dancing Queen, prawie wyciągnięty za chabety przez ewidentnie zazdrosną Fredkę. O, jak zabrocza, no proszę. Drogę do upragnionej sałatki jarzynowej po raz kolejny przerwało mu tym razem przymusowe losowanie wyzwania, które, choć w pewnien sposób ryzykowne, było mu bardzo na rękę, bo tylko najebanie się jak szpadel mogło sprawić, by zapomniał o zgrabnym tyłku Tomka wijącym się w rytm Temperature. Obalił więc posłusznie każdy napój po kolei i przez chwilę naprawdę myślał, że nic mu nie będzie, bo przecież spędzili z Marlą wcześniej niezliczone godziny na degustacji owych trunków w najróżniejszych konfiguracjach - niestety, ostatni łyk bimbru starego okazał się być gwoździem do trumny. Żołądek natychmiastowo podjechał mu do gardła, całe szczęście Bodzix był zwinny i gibki i zdążył nie tylko wybiec w porę z namiotu, ale też dotrzeć do dedykowanych na takie właśnie okazje krzaków i elegancko się wyrzygać, a nawet zapodać na krzaczek Chłoszczyścia, żeby kolejna osoba miała czyściutko w rzygowni. Mimo chwilowej ulgi świat jednak nadal wirował, a on czuł się jakby przebiegł cały maraton - ławeczki były zajęte przez parę, na której towarzystwo absolutnie nie miał ochoty, nie miał więc wyjścia, osunął się na trawę pod namiotem i podjął próby reanimacji w postaci wpierdolenia ośmiu gum do żucia oraz wyczarowania sobie strumienia Aquamenti prosto do ryja.
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Stylówka: o taka koszula + ofc talaria Prawda czy wyzwanie: - Efekty: - Piosenka: - Lokalizacja:cymbergaj
- O jak się rozkręcę, to mnie z tego stołu nie ściągnięcie. A pić to wiesz, że ja wszystko, co mi do ręki dasz - śmieję się do Boyda, bo w stosunku do alkoholu wybredny przecież nie jestem. Zapamiętuję sobie polecajkę, co do bimbru z Podlasia, ale kulturalnie zaczynam jednak od kieliszka wódki zabijającej wszelki rozsądek, dokładnie tak jak należało. Kiedy Boyd wdrapuje się na niskobudżetową scenę, w kościach już czuję, że to będzie dobre, więc gwiżdżę przeciągle z aprobatą. Murpha może jeszcze nie ma, ale Marla na liczę adoratorów z pewnością narzekać nie może, bo to już chyba trzecie dedykacja tego wieczoru. Po tym, jak Ruby podrywa cały namiot do wyśpiewania "sto lat" (ze mną oczywiście rywalizującym o najbardziej zdarte gardło) stwierdzam, że nie da się zupełnie przewidzieć, jak to wszystko się potoczy, kiedy już od samego początku jest tak dziko. Od razu widać, że impreza jest gryfońska. Nawet ja się w tym na moment gubię, witając się przelotnie ze znajomymi, słuchając urywków rozmowy i tylko wychylony kolejny kieliszek wódki ratuje mnie przed deklaracją, że w razie czego jestem gotowy przejąć za niego obowiązki gospodarza, jeżeli kogoś trzeba będzie całować. Czego się nie robi dla przyjaciół w końcu. - Kończ waść, wstydu oszczędź - chichoczę, widząc jak pełen determinacji był rubinowy brat i wiernie podążam za Marleną, aby sobie tego wspomnienia oszczędzić. - MA WZIĄĆ DO RĘKI KIELICH SWÓJ I WYPIĆ AŻ DO DNA - wtóruję zaraz przyjaciółce do muzyki, nie tyle zachęcając do wypicia z gwinta, co rzucając jej wyzwanie zerowania butelki. Żartobliwie przytrzymuję jej nawet flaszkę w górze, żeby na pewno sobie nie żałowała. - Każdy wypity alkohol jest dziś za twoje zdrowie, więc obiecuję to robić tak, że będziesz kurwa żyła wiecznie - deklaruję, gdy przejmuję butelkę i samemu pociągam poważny łyk, od którego aż mi skręca całą twarz. - DOBRA, CO TY MÓWIŁAŚ O ROZKURWIENIU MNIE? - przypominam, już zacierając ręce i bojowo sięgając po grzybka. Że niby Marla ma urodziny i miałbym dać jej jakieś fory? Nigdy w życiu. Agresywnie wybijam krążek, skacząc to na lewo, to na prawo, przez nadmiar ataku zaniedbując obronę. I tak po pierwszej przegranej turze rzucam usprawiedliwiające. - Pewnie stół jest krzywy. - Bo ja przecież nie przegrywam. Do drugiej tury jestem już lepiej przygotowany, a może to Marlena zaczęła już widzieć podwójnie od szybko wypitego alkoholu, bo krążek jest mi zdecydowanie bardziej przychylny. Podczas gry druga tura jest jeszcze wyrównana, to w trzeciej napierdalam krążkiem w bramkę Marleny równo, nie pozostawiając wątpliwości, kto wygrał tę walkę. Wyciągam ręce zwycięsko do góry, śmiejąc się przyjaciółce w twarz. - JA JESTEM KING BRUCE LEE KARATE MISTRZ - wyśpiewuję głośno, choć absolutnie nie jest to piosenka która teraz leci - a powinna. - Ej, o co my w zasadzie graliśmy? - dopytuję, pociągając łyk soku dla równowagi. Bo jestem przecież zajebiście odpowiedzialny.
Murphy M. Murray
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173
C. szczególne : często chodzi po szkole z rogami lub ogonem, a w chwilach wzmożonych emocji włosy zawsze informują o tym otoczenie swoim kolorem; blizna po ranie ciętej na lewym boku na wysokości pępka
Stylówka: bardzo stylowa Prawda czy wyzwanie: wyzwanie - moc, zrobie sobie w następnym poście Efekty: - Piosenka: SKRZYDLATE RĘCE Lokalizacja: tam gdzie Marla
Oczywiście jestem spóźniony – Marla na pewno nie spodziewała się po mnie niczego innego, a i outfit skombinowałem sobie trochę skomplikowany i zanim się zorientowałem, co jak i gdzie idzie, trochę czasu minęło. Kroczę jednak dymny z siebie w stronę imprezki, prowadzony przez skoczne nuty, słyszalne jeszcze z okna naszego mieszkania. Przytupując sobie energicznie, zbliżam się do namiotu i natychmiast rzuca mi się w oczy ktoś zgonujący przed namiotem, kogo z początku nie rozpoznaję, przez co mam ochotę spojrzeć na zegarek i sprawdzić, czy przypadkiem nie spóźniłem się bardziej niż przypuszczałem. Nie mam niestety jak skontrolować czasu, ale pobieżny rzut oka do wnętrza namiotu upewnia mnie w przekonaniu, że impreza wcale się jeszcze nie kończy. Zauważam siedzącego na ławeczce @Thomas Maguire, któremu salutuję z daleka na przywitanie, ale zostawiam go sam na sam z jego laską i wchodzę do środka, gdzie natychmiast robi mi się niesamowicie gorąco. Trochę przez to, że ten folkowy strój, który znalazłem, jest zrobiony z zajebiście ciepłego materiału, ale głównie dlatego, że rozglądam się za @Marla O'Donnell z ręką w kieszeni, ściskając w dłoni swój prezent dla niej w dłoni. Zapewne mordę mam całą czerwoną, nawet metamorfomagia nie musi mi w tym wcale pomagać, chociaż cieszę się, że w zestawie do outfitu ogarnąłem kapelusik, bo mrowienie na czubku głowy intensyfikuje się, gdy tylko wyczajam w tłumie swoją dziewczynę. Próbuję dodać do swojego kroku jakiejś dziarskiej nuty, chociaż w myślach już ćwiczę tłumaczenie, że ten czerwony ryj to przez bimber – nie wiem po co w sumie, bo Marla przecież zwęszy w tym słabą wymówkę niczym wieprz truflowy, ale mniejsza z tym. Droga do cymbergaja dłuży się w nieskończoność, pot zaczyna skraplać się na moim czole, a ja wycieram go odrobinę histerycznie skrawkiem rękawa, ale szczerzę się przy tym sztywno, bo Marla mnie zauważa. Zanim zdąży otworzyć usta – albo tym gorzej ja zdążę – obejmuję ją i przytulam mocno na powitanie, bujając się na boki. — Wszystkiego najlepszego!!! — wykrzykuję jej prosto do ucha, bo muzyka dudni tak, że mam wrażenie, że inaczej mnie nie usłyszy. Po odsunięciu się wyciągam szybko z kieszeni pudełko z pierścieniami i wciskam je jej do rąk. Niby przygotowywałem sobie przez ostatni tydzień całe przemówienie, ale w tym momencie Godryk się mnie wyrzekł i trochę baranieję, więc odwracam się w stronę @Eugene 'Jinx' Queen. — Siema stary! Kto wygrał? Co tam? Jak tam, eee, zdrówko? Gdzie w ogóle zgubiliście Boyda? — dopiero przy tym ostatnim pytaniu zerkam pobieżnie na Marlę, bo oglądanie jak otwiera swój prezent za bardzo mnie stresuje.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Stylówka: dresikowy zestaw z żonobijką Prawda czy wyzwanie: przerwa Efekty: bardzo podniecony przez ogór 2/2 Piosenka: - Lokalizacja: ognisko z Brooks
Nie znałem zbyt dobrze siostry Tomka. Ale miałem wrażenie, że zawsze była jeszcze bardziej atencyjna niż jej brat, chociaż może przemyślałbym to gdybym widział późniejszy taniec Tomasza. Póki co Julka wpierdala zadowolona bigos, a ja prycham z lekkim rozbawieniem kiedy stwierdza, że smakuje to całkiem nieźle. Sam próbuje łyżką jakiejś sałatki jarzynowej, również dość dobrej. Unoszę do góry brwi kiedy widzę co podaje mi Julka. - To jest zwykły ogórek - zauważam ale przyjmuję poczęstunek z jej rąk, bo co tam. Kiedy podbił Tomek czułem się jeszcze całkiem normalnie. Ale z każdą chwilą coraz częściej zerkałem na swoją towarzyszkę. I przyłapałem się na myślach, że byłoby super jakby zdjęła ten swój żakiet czy co to tam jest. A najlepiej nie tylko... Kręcę głową na te niedorzeczności w głowie, które mam na imprezie. Popijam prędko wódeczkę, żeby wybić sobie z głowy te zbereźności. - Wino z colą? - dziwię się na to połączenie i moja mina jasno mówi co sądzę o tym połączeniu, jednak po prostu robię to o co prosi i podaję jej kubek. Nawet nasze dłonie się stykają i najchętniej... Bogowie, gdzie jest popita. A tu nawet soczek o jakże ładnej nazwie Tymbark wcale nie ostudza emocji, bo jakieś seksi teksty ma wypisane na kapslu. A na dodatek Julka wspięła się specjalnie na palce by obdarzyć mnie całusem. Już moje ręce lądują gdzieś na jej biodrach nawet podczas tej krótkiej chwili połączenia warg. A na jej tekst, który dostała od picia zamiast po prostu uśmiechnąć się krzywo, macham zalotnie brwiami, jakby to miało być jakieś głębsze przesłanie. - No to ognisko - powtarzam po niej i już kierujemy się do wyjścia, ale tu jeszcze jakieś śpiewy, szybka wódeczka, a przecież na zewnątrz było idealne miejsce by pobyć z Julką sam na sam. Aż się niecierpliwię. Coś się we mnie dzikiego odzywało i nie miałem pojęcia, że to ogór, a nie nastoletnie hormony, które nagle wyjebały poza skalę. Ledwo pamiętam żeby złapać Harnasia przed wyjściem. I kiedy siadam sobie przy ognisku, zamiast pozwolić Julce usiąść obok mnie, już przyciągam ją do siebie, by usiadła na moich kolanach. - Super dziś wyglądasz - mówię tylko i kompletnie bez żadnych skrupułów i pomyślunku kładę dłoń na karku, by przysunąć ją do siebie i obdarzyć w końcu jakimś długim, prawdziwym pocałunkiem. A nie tak jak zwykle, jakieś popierdółki. Jednak zamiast delektować się, że w końcu do tego doszło, mi jest nadal mało! Nawet piwko gdzieś porzuciłem obok nas, a ręce już wędrują mi po talii dziewczyny, by jakoś sprytnie pozbawić jej marynarki.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Stylówka: Outfit prosto z polskiej Ibizy Prawda czy wyzwanie: - Efekty: - Piosenka: - Lokalizacja: Krzaki do rzygania XD + koniecznie muszę zajarać avalońskie ziele 2/3
Nie miała daleko - szczęśliwie, impreza marlenowo-bogdanowa odbywała się w Hogsmeade. Inaczej, Morgana jej świadkiem, nie byłaby zwyczajnie w stanie dostać się poza miasteczko - po traumie jakiej się nachapała w Avalonie... Nie, wcale nie obawiała się opuszczać Poziomki, tylko nieustannie ciągnęło ją do skrętów z avalońskiego ziela. Zazwyczaj znosiła symptomy odstawienne (przeklęta wielkórka) z godnością męczennicy, ale dzisiaj nie dała rady. Pakując prezenty dla przyjaciół - i przygotowując szaloną stylówkę na podstawie swojego researchu polskiego wybrzeża - nie omieszkała strzelić sobie dymnego klina dla kurażu. Toteż na miejsce imprezy zmierzała już na tzw. lekkiej piździe. Nogi jej się lekko plątały, choć postronni mogli to uznać za kusząco nonszalancki chód. Sama Jess - jak nie ona - nie czuła nawet cienia stresu, brnąc dziarsko w kierunku namiotu. — Heeeej Tomek, Freddie~! — przeciągnęła beztroskie przywitanie, machając okupującej ławeczkę parce (@Thomas Maguire@Freddie Moses) - kompletnie nie zauważając na fikuśnej koszuli Tomasza równie fikuśnych wymiocin, wyraźnie zaaferowana dochodzącymi z miejsca imprezy szlagierami. Ziołowe opary jeszcze ją trzymały i Smith miała wrażenie, że dźwięki nie tylko ciągną ją do tańca, ale też błyskają jej neonowymi barwami pod powiekami. Już-już miała wejść do namiotu - ale na szmaragdowozielonej, lśniącej (w jej oczach) trawie dostrzegła solenizanta, także momentalnie przybrała radosny uśmiech. Póki do niego nie podeszła i nie dodała dwa do dwóch. — Bogdan, Ty klaunie... — podparła się pod biodra, stając nad Callahanem - choć w oczach nie czaił jej się ani wyrzut, ani zniesmaczenie, tylko czyste rozbawienie. Zachichotała pod nosem, wyciągając rękę do Gryfona, żeby pomóc mu się podnieść. — Jest tak źle, że z własnej imprezy robisz angielskie wyjście? — spytała, ale raczej retorycznie, z przekąsem - bo zaraz swoje słowa zagłuszyła kolejnymi: — Już okej?Obyś żył lat sto i więcej, Bohdanie Světlohlavý — zatreliła po czesku, bezpardonowo wciskając przyjacielowi (?) malutkie pudełko z olbrzymią kokardą. W środku prócz świstoklika "tam-i-z-powrotem" na prawdziwą Ibizę, znajdował się pamiętny flakonik avalońskiej amortencji. Uśmiechnęła się do Boyda z lekka, zerkając na niego spod rzęs nawet wcale nieskrycie. — Weźmiesz na wycieczkę kogo tylko będziesz chciał. Ten... Gdzie Marla? W środku? — Szybko zmieniła temat, czując jak avalońskie ziele powoli ją puszcza - wyciągnęła skręta wraz ze smoczą zapalniczką z torebki. Zawahała się jednak nim ułożyła gilzę w ustach - wyciągając ją w pierwszej kolejności do Callahana. — Chcesz...? — rzuciła cicho, wcale jednak nie brzmiąc konspiracyjnie - bardziej kusząco.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Stylówka: elegancja francja Prawda czy wyzwanie: Efekty: - Piosenka: Lokalizacja: miętoszę się z Augustem przy ognisku
Również średnio znała Ruby, ale po dzisiejszej imprezie mogła wyciągnąć pewne wnioski. Te nie różniły się znacznie od jej opinii o większości Gryfonów. Byli hałaśliwi, atencyjni, odważni. I bezmyślni. Bardziej wolała towarzystwo swojego krukońskiego łysego księcia, który dzisiaj wzbił się na wyżyny kultury, czego się po nim nie spodziewała. Elegancki, ładnie pachnący, szarmancki i grzeczny. Jak nie August. I do tego karmił ją, ponownie, co lubiła, bo lubiła jeść.
- Sam jesteś zwykły ogórek – odpowiedziała wesoło i pacnęła go lekko w czoło, kiedy ten przeżuwał podkarpacki specjał. Jak gdyby wiedziała, czym jest podkarpacie.
Tomek, Fredka, wódeczka, bizonowa wódka. Wszystko poszło szybko i równie szybko zostali sami. A ona się łapała na tym, że Edgcumbe w końcu zaczyna się zachowywać jak facet, nie mnich, i obcina ją wzrokiem, co ją trochę ucieszyło, bo miała w swojej kruczej główce mnóstwo wątpliwości. Zastanawiała się nawet czasami, czy nie kręci się wokół niej tylko dlatego, że gra w quidditcha, a nie dlatego, że mu się zwyczajnie podoba. I była to myśl bolesna, bo nigdy nie miała o swojej urodzie takiego zdania, jak choćby Lei. Bo i czemu. Była płaska, miała wiecznie spuchniętą gębę od kolejnego tłuczka, który złamał jej nos lub zęba i nie należała do najbardziej uroczych osób na świecie.
- Wino z colą. I powinieneś spróbować. Kopie i wchodzi jak Callahan do Zakazanego Lasu. – Sama się zaśmiała ze swojego żartu, choć nie powinna, bo właśnie przypominała smutną życiową historię organizatora tego melanżu. Potem był jeszcze tymbark, kapsle, buziak i Edgcumbe rozbudził się jeszcze bardziej. A ona była jeszcze bardziej pijana, co też nieco zmieniało podejście do wszystkiego. W końcu wyzbyła się pałki z dupy. Czy tam miotły.
Trzymając go za dłoń, wyciągnęła go na zewnątrz w kierunku ogniska, już po piosenkach i klaskaniu solenizantom. Po drodze o mało nie zgubili niebieskiej puszki z boskim trunkiem, ale na szczęście, Brooks była zawsze dwa kroki do przodu, i kiedy nikt nie patrzył, zawinęła pod marynarkę cały czteropak, więc to, że Edgcumbe zgubił puchę, ich samych nie zgubiło.
Usiadła przy ogniu i pod wpływem ciepła ognia, jak i ciała Augusta, rozpięła marynarkę, ułatwiając pracę Augustowi. Czy spodziewała się tego? W żadnymwypadku, bo przez pół roku wspólnego kręcenia się wokół siebie jak tłuczki wokół pałki, nawet się nie pocałowali…
… aż do teraz. Edgcumbe przyciągnął ją agresywnie do siebie, radząc sobie z marynarką i odsłaniając body, które było pod nią, a ona była jednocześnie zawstydzona, pijana i podniecona.
- A Ty cudnie pachniesz – Zrewanżowała się komplementem i gdy już zakończyli swój pierwszy, prawdziwy, dorosły i zmysłowy pocałunek, przyciągnęła go mocno do siebie i wgryzła się zaczepnie ustami w jego ucho z kolczykiem. – Może pójdziemy do mnie? Albo do Ciebie? Będzie bliżej. Tylko najpierw zapierdolmy na drogę tę flaszkę z bizonem. – Zaproponowała, kompletnie zapominając tak o imprezie, jak i o całej reszcie. - Chociaż chwila, czekaj. - Zaśmiała się, wskazując na czteropak Harnasia, który już zdążyła zapierdolić.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Stylówka: taki piekny prawie garniak i różowe okularki Prawda czy wyzwanie: wyzwanie - parodiuje gospodarzy Efekty: - Piosenka: - Lokalizacja: przed namiotem, kolo Marli i idę do stołu z alko
Jak mógłbym nie przyjść na imprezkę Marli i Boyda? Obydwoje to moje dobre ziomki. A z moim najlepszym kumplem zgadałem się żeby iść razem! Czy przychodzę już lekko pijany? Owszem, nie byłbym sobą, gdyby tak nie było. Umawiam się z Darrenem gdzieś w okolicach namiotu i czekam na niego chwilę, paląc sobie wyczillowany papierosa. Kiedy widzę z daleka znajomą sylwetkę macham mu wesoło, żeby mnie nie przeoczył. Co byłoby dość trudne, biorąc pod uwagę mój strój. Idzie pod rękę nie sam - z Leją, jak zwykle ostatnimi czasy. - Hejka! Jesteście już jakoś razem oficjalnie czy coś? - pytam i wycałowuję policzki zarówno Darka jak i Lei. - Masz świetny gust! - dodaję luźniutko do Krukonki, po czym macham do nich byśmy się zbierali. Szczerze mówiąc o mało nie przegapiłem pierwszego jubilata. Tylko fakt, że sterczała nad nim jakaś ruda dziewczyna sprawiło, że zatrzymałem się przy krzakach gdzie rzygał główny bohater szalonego party. - Boyd? - pytam i podbiegam do niego, a za obcasami moich pięknych bucików pojawiają się piękne kwiatki. - Kiedy ta impreza się zaczęła, że tak już jesteś zmarnowany, ech, masz przyjacielu - mówię i wręczam Gryfonowi prezent w którym jest magiczna chochla uzdrawiająca wraz z klasyczną bombonierką z klasyczną różą na pudełku. Podnoszę głowę by zagadać coś do dupeczki, która opiekuje się Callahanem i dopiero wtedy ogarniam, że to @Jessica Smith. - O matko Jess! Jaka zmiana! Zobacz co straciłeś Darek! - mówię bardzo zręcznie w tej sytuacji i wycałowuję teraz policzki Smith. - Jakbyś miała problemy, żeby go wrzucić z powrotem do środka to krzycz, dam Marli prezent i mogę Ci pomóc - dodaję bez krępacji i wracam zadowolony z siebie do Darka i Lei, by teraz skierować się do namiotów. Muszę przyznać, impreza wyglądała szałowo - bo nietypowo. Na pewno idealnie się tu wpasuję. - Marlena! - krzyczę i już idę do przyjaciółki, by wziąć ją w ramiona i przytulić do piersi. - Proszę to dla ciebie - oznajmiam wręczając jej niepakowane niczym krzyżówki. - Och, muszę przy... - Nikt nigdy się nie dowie co chciałem powiedzieć, bo oto nade mną zaczął latać jakiś smok pytając o wyzwanie czy prawdę. Oczywiście wybieram wyzwanie i unoszę brwi słysząc co mam zrobić. - Och, no dobrze to Boyd - mówię najpierw i udaję, że rzygam, bardzo kreatywnie. - I Marla... Aaa, jestem Marla, chodzę z Murphym wiecie? Chociaż nigdy go nie ma obok mnie, więc może po prostu chwalę się jak pojebana- świergoczę z irlandzkim akcentem. Dopiero po chwili zauważam, że obok nas faktycznie stoi @Murphy M. Murray. To dopiero prawdziwa niespodzianka! - O hejka, to żarciki, super wyglądasz - dodaję prędko i macham rękami do Darcziego oraz Lei, żeby zauważyli stół z alkoholem. - Chodźmy, ziomki! - krzyczę wesoło do nich i już uderzam obcasami o parkiet, by dojść do stołu z piciem.
Ledwo schodzę zadowolony z parkietu, a już zbieram gonga i opierdol stulecia. – Co ty robisz?! – jęczę posępnie, bo swoje już chyba wycierpiałem tańcząc jak ostatni pajac. – Zamiast podziwiać to piłaś, więc o chuj strzelasz z pizdy żetonami – sprytnie próbuję zwrócić uwagę na fakt, że w ogóle na mnie nie patrzyła i pewnie zrobiłoby mi się przykro, gdyby nie to, że jestem już po kilku szotach. Pocieram obolałą głowę, ale nie mam czasu na spokojne lizanie ran, bo Fredka ciągnie mnie za szmaty najpierw do alkoholu (gdzie zgarniam sobie puszkę piwka), a potem każe mi zapierdalać na ławkę. Świeże powietrze na szczęście pomaga mi ochłonąć. Opadam ciężko na siedzenie i wzdycham, otwierając puszkę. Nie jest mi dane wychillować nawet przez sekundę, bo moja dama oznajmia, że zaraz będzie rzygać. Kiedy więc wstaje to staram się jakoś zgrabnie odsunąć, ale swoje wypiłem i ostatecznie kończę z obrzyganym tygrysim wzrokiem na torsie, taki to element romantyzmu Fryderyka wprowadziła do naszej relacji. – Żyjesz?? – dopytuję zatroskany, pomagam jej usiąść i klepię ją delikatnie po pleckach, a gdy prosi o różdżkę i miętówki, odchylam się w poszukiwaniu tych itemów. Wyciągam wszystko z nerki i podaję jej patyk oraz dropsa. – Mogłaś powiedzieć, że chujowy strój, zamiast tak manifestować swoje niezadowolenie – chichoczę, z typową dla siebie werwą rozładowując ewentualne napięcie. Nie jestem jakoś super zadowolony z upaskudzonej koszuli, ale uczynnie rozglądam się za wodą, niemalże pewny, że gospodarze nieszczególnie zadbali o coś takiego. – Best I can do is Harnaś – pokazuję jej piwko, macham Murphowi i czyszczę swoje wdzianko. Kątem oka widzę Bogdana biegnącego w stronę krzaków, czego w żaden sposób nie komentuję, popijając w spokoju browara. I wtem na polankę wbija @Jessica Smith w stroju… mocno nietypowym i krokiem tak pewnym jakby była rasową modelką. – Czy ona jest kurwa nafurana? – pytam samego siebie i wymieniam się zatrwożonym spojrzeniem z @Augustine Edgcumbe, który aż oderwał się od Brooks. – Heeej, Jess – mówię wesoło, ale wciąż jestem w wielkim szoku co do chuja. – No to kurwa niezły biforek zaliczyła – oznajmiam Fredce i próbuję przekazać Augustowi na migi, że ja po niej kurwa sprzątać w Poziomce nie będę. Aż z wrażenia oblewam się piwskiem, skazując moją idealną koszulę na straty, bo żaden chłoszczyść nie zmyje tych wszystkich rzygowin i plam.
______________________
i read the rules
before i break them
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Stylówka: tygrosio kolorowa sukienka Prawda czy wyzwanie: prawda - czy kradłam Efekty: - Piosenka: ściernisko!! Lokalizacja: jedzenie
- Bo ty się gździłeś jak małpiszon jak mogłam na to patrzeć spokojnie! - mówię jeszcze jak wychodzimy, wyrażając swoją zazdrość na głos. A potem już czekają nas same przyjemne rzeczy jak klepnięcie na ławeczce i mój całkiem nagły zgon. - Żyję, taa... - mamroczę pod nosem po tym jak upierdoliłam koszulę Tomaszowi. Czekam aż ten mi po prostu pomoże w ogarnięciu i jeszcze parskam pod nosem ze śmiechu kiedy mówi o swojej koszuli, aż muszę nos obetrzeć, taka usyfiona jestem. Kiedy dostaję różdżkę pierwsze co to rzucam na siebie aguamenti, żeby wytrzeć swój ryj. Wycieram się niechlujnie i rozpieram na ławeczce z ciężkim westchnieniem. Kiedy obok przebiega Boyd krzyczę do niego bardzo zabawnie Bo pić trzeba umieć! po czym znowu na chwilę chowam głowę między nogi, bo boję się że zaraz znowu się zbełtam. Okazało się to fałszywym alarmem i już po chwili prostuję się ponownie, pożeram kilka miętówek. Przyjmuję też Harnasia od swojego kompana, co w połączeniu z nimi jest chujowe, ale co zrobić. Widzę, że Boyd jest w stanie tragicznym i w sumie już o mało nie próbuję wstać, by spróbować go ogarnąć, mimo swojego stanu. Ale wtedy wbija dżaga imprezy, która wita się z nami wesoło. - Hejka... - mówię w szoku do @Jessica Smith i podnoszę niepewnie rękę. - Chyba jest - oznajmiam fachowym okiem, chociaż Tomek wcale nie pytał mnie o zdanie. Zaczynam niekontrolowanie chichotać z tego jak wygląda dziewczyna. Nie jestem pewna teraz kto ma na kogo gorszy wpływ - ona na Boyda czy odwrotnie. Na szczęście moją uwagę odwraca na chwilę ucieczka @Julia Brooks, do której krzyczę wesoło. - Taaak! Julka leć zaruchać! - krzyczę wesoło, by zignorować to co się dzieje obok, bo Jess podaje jakiegoś gibona Boydowi. Nie chcę widzieć końca tej interakcji i nie komentuję Tomaszowych słów. - Chodź, zjemy coś, może się ogarnę - mówię do Tomka i wstaję z miejsca, wyciągając niepewnie dłoń w jego kierunku. Właśnie go obrzygałam i zniszczyłam koszulę, nie jestem pewna czy dalej chce się ze mną bujać. Okazuje się, że chce i już zmierzamy do stołów, gdzie siadam sobie i nakładam trochę bigosu. - Co to kurwa... - mamroczę, ale wpierdalam, bo podobno lepiej pić na pełny żołądek. - Sorka za koszulę, jest naprawdę spoko - mówię lekko zawstydzona, ale nie na tyle żeby nie beknąć po zjedzeniu, bez słowa przepraszam. A potem sięgam po piwko, które na pewno mnie uleczy. Jak wracam na miejsce najedzona i w ciut lepszym stanie, kładę nogi na chude kolana Tomka, a wtedy podlatuje do nas znowu ten smok. Wybieram jak ostatni frajer prawdę, bo nie mam siły już nic robić innego, oprócz gibania głową do świetnej nutki w tle. - Czy kradłam? No... Nie raz, nie pamiętam, głównie hajs - odpowiadam lekko ze wzruszeniem ramion i popijam Harnasia. Napotykając spojrzenie Tomka wzdycham i tłumaczę się, dość niedbale. Jak nie ucieknie po obrzyganiu i moim wytłumaczeniu powinien dostać jakiś medal. - Ćpałam żeby przytłumić wizje, a to spory wydatek, którego nie sponsorują rodzice. Ale już ten, to było dawno - mówię i mimowolnie zerkam na swoje ręce, gdzie widać było jeszcze delikatne blizny. Prędko je chowam i odwracam wzrok, równocześnie powoli zabierając nóżki, bo Tomek z pewnością teraz będzie już kompletnie zażenowany swoją partnerką na imprezce.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Stylówka: dresikowy zestaw z żonobijką Prawda czy wyzwanie: przerwa Efekty: bardzo podniecony przez ogór 1/2 Piosenka: - Lokalizacja: ognisko z Brooks
Szczerze mówiąc średnio mnie obchodzi fakt, że gra w qudditcha. A przynajmniej ja lubię myśleć o sobie jako o kimś kto nie patrzy na to co kto robi, tylko jaki jest. Czy jest to prawdą? Skoro ja w to wierzę, tak powinno być. I wcale nie widziałem Julki w takim świetle jak ona siebie. Sam nie miałem szczególnie wysokiego poczucia własnej wartości dodatkowo lekko przydeptane po sytuacji z Jess. W życiu nie pomyślałbym, że Brooks wyglądowo mogłaby być nieatrakcyjna. Po prostu średnio wyrażałem zwykle jakiekolwiek emocje. Nie to co po magicznym ogórze! Gdzie wręcz rwę się nad ognisko; zaś słowa Brooks o zakazanym lesie próbuję stłumić chwilowym zasłonięciem jej ust, bo to z pewnością nie były rzeczy o których wypada mówić na imprezie solenizanta. I pewnie ogólnie. Tak śpieszę się poza namiot, że ledwo zauważam jak Julka kitra jakieś alkohole pod marynarkę, kiedy ja jedynie łapię niezgrabnie pierwsze lepsze piwko. Ja tu się starałem tyle czasu, próbując ogarnąć moje relacje z kobietami, a tu okazuje się, że wystarczyło zjeść magicznego ogóra. Czy gdybym go zeżarł już na imprezce Brooks byłoby podobnie? Tego nie wiem i nigdy się już nie dowiem! Ważne, że teraz Julka nawet bez magii korniszona była super chętna na jakieś zberezeństwa przy ognisku. Świetnie mi idzie z marynarką, szczególnie że Julka równie chętnie się jej pozbywa, gorzej już z przystąpieniu do dalszych igraszek (skąd miałem wiedzieć czym jest body?). Na szczęście zanim przystępuję do jakiś nieporadnych niecnot na oczach wszystkich, przerywamy nasz pierwszy, prawdziwy pocałunek, a Brooks składa mi propozycję w tym momencie nie do odrzucenia. - Chodźmy do Poziomki. Jeszcze u mnie nie byłaś - oznajmiam, chociaż zwykle nie mówię na głos tej durnej nazwy wymyślonej przez ziomków. Ledwo udaje mi się powstrzymać ten dziki instynkt kierujący nasz do krzaków i wstaję z miejsca, pośpiesznie zbierając po drodze ukradziony czteropak. Zarzucam rękę na ramię Julki i idziemy sobie dalej, bo nawet dam się teleportować byleby być już na miejscu. Jednak po drodze mijamy osobliwą scenę. Nawet magia ogóra nie zatrzymuje mnie żebym nie szedł nagle wolniejszym krokiem, by nie wymienić zaskoczonych spojrzeń z @Thomas Maguire. Nie mam pojęcia co się wydarzyło ostatnio w życiu @Jessica Smith, że tak tu przyszła jak modelka w takim lubieżnym stroju, tak nafurana, ale ze zdumieniem aż odwracam się w jej kierunku, kiedy ta idzie reanimować Boyda. Widzę gesty Tomasz i pokazuję na prędce, że ja również nie zamierzam po niej sprzątać, szczególnie że będę miał gościa. Bo do tego robię tajemnicze znaki dymne wskazując na wiele rzeczy i osób. Ogólnie przekazuję, że idziemy do poziomki i nara, przyjaciel na pewno zrozumie. A potem zmywamy się z Julką pierwsi z imprezy, tak jak przyszliśmy.
/zt ja i Brooks
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Stylówka: dojebana (choć obrzygana) Prawda czy wyzwanie:prawda (słońce - zwierzam się kto jest moim crushem) Efekty: - Piosenka: ściernisko wciąż Lokalizacja: wpierdalam sałatkę przy stole
Wybucham śmiechem, kiedy Freddie krzyczy do Boyda rady odnośnie picia i unoszę brew, wyrażając tym samym teatralną dezaprobatę tej hipokryzji. Potem zjawia się Jess i trochę mi głupio, gdy tak Puchonka wyśmiewa wprost moją współlokatorkę. – Oj już cicho – szturcham ją, stając w obronie honoru Smith, ale co poradzić, jestem lojalnym przyjacielem. Za to kiedy słyszę uwagę skierowaną do Brooks, nie mogę się już powstrzymać. – O zgrozo, i to się będzie działo pod moim dachem… Ale dobrze, oboje zasłużyli – kwituję radośnie życie miłosne Julki i Augusta, bardzo zadowolony z ich kwitnącego romansu. Ochoczo zgadzam się, aby pójść coś zjeść, bo sam czuję, że jeszcze trochę alkoholu i skończę gorzej niż Fredka czy Bogdan, a wszystkie miejscówki do rzygania już były srogo oblegane. Bez zastanowienia łapię jej dłoń, nawet nie wyłapując tego niepewnego spojrzenia. Splatam nasze palce, czego nigdy nie zrobiłbym na trzeźwo. Siadamy wygodnie przy suto zastawionym stole, nakładam sobie jakiejś sałatki hojnie okraszonej majonezem i opieram łokcie na dziwny obrus, do którego przykleja się skóra. Z góry przekreślam to, co wpierdala Fredka, bo wygląda jak eleganckie gówno zmieszane z kapustą i zaczynam żreć swoje wykwintne danie. – Luz, bo to pierwszy raz przy sobie rzygamy? – parskam nad żarciem, bo wychodzi na to, że nasze spotkania zawsze kończą się puszczaniem pawia. To dopiero przyjaźń! Co podkreśla Fryderyka konkretnym beknięciem, na które aż odrzucam plastikowy widelec na bok. – Ty wieprzu skończony – upominam ją w żartach i wieńczę posiłek wyzerowaniem ciepłego, wygazowanego już Harnasia. Fredka stoi jednak na straży naszej (nie)trzeźwości i przynosi kolejne piwka. Machamy więc głowami do rytmu, trawiąc te lokalne potrawy i kosztując polskiej ambrozji, po czym znów dostaję zawału na widok smoka i tym razem wybieram prawdę, bo nie wiem jakie siły wyciągnęłyby mnie, aby ogarniać jakieś durne wyzwanie, zwłaszcza z Boydem w roli głównej. Czytam pytanie, ale najpierw szarmancko pozwalam, aby Fredka jako pierwsza odpowiedziała. Nie rusza mnie kradzież pieniędzy, ale zerkam na nią ciekawsko, bo interesują mnie jakieś pikantne szczegóły tej przygody (bo naiwnie stwierdzam, że to jednorazowy wybryk dla hecy). I się trochę kurwa mylę. Nie zamierzam jednak jej oceniać, bo co ja mogę wiedzieć o wizjach czy narkotykach, z których znany jest mi tylko jakiś marny skręt wypalony w pośpiechu za winklem. Uśmiecham się ciepło i w przypływie odwagi chcę ją złapać za rękę, dostrzegając wtedy blizny. Aha, takie ćpanie. Marszczę brwi nieświadomie, gdy tak układam to wszystko w głowie, ale Moses chyba odbiera to jako odrzucenie? Nie wiem. Łapię więc jej nogi, bo całkiem mi tak wygodnie i miło i kręcę lokami, żeby się nie wygłupiała. – A kim ja kurwa jestem, żeby cię za to sądzić? Dopiero za kilka lat podbiję Wizengamot – rzucam świetne nawiązanie do mojej przyszłej kariery, pewnie nieudolnie dając znak, że nic mi to nie przeszkadza, bo i czemu by miało? – Ja chyba nigdy nie byłem zakochany i raczej wszystkie swoje zauroczenia duszę w zarodku – bez krępacji odpowiadam na swoją prawdę, zgrabnie pomijając czym to jest spowodowane. – Ale po tym twoim spektakularnym beknięciu to chyba jestem zakochany bez pamięci – chichoczę wesoło, pyrgając ją w ramię zaczepnie, taki ze mnie flirciarz. Aż sam siebie nie poznaję. Tym samym nie kłamię, bo Fredka to serio spoko dżaga, zwłaszcza w tej tygrysiej sukience, ale aż do dzisiaj nie patrzyłem na nią inaczej niż na swojską towarzyszkę.
______________________
i read the rules
before i break them
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Stylówka: outfit Prawda czy wyzwanie: - Efekty: - Piosenka: - Lokalizacja: obok krzaków do rzygania, ale na dystansie żeby mnie Bogdan nie zarzygał
Głośna muza rozbrzmiewająca na całe Hogsmeade ogłaszała wszem wobec, że Bogdan, a także ślicznotka Marlenka już na dobre rozgrzali towarzystwo. Payton zastanawiał się, czy przypadkiem nie spóźnił się na imprezę, bo niby, o której miała się rozpocząć? Ktoś wyznaczył godzinę? Przyszedł za późno? Miał nadzieje, że Boyd nie siedzi w jakichś krzakach obrzygany, a Marla nie trzyma mu włosów. Jak to na czarodzieja z czystokrwistego rodu przystało, Kingston się nie patyczkował i zabrał ze sobą zgrzewkę ognistej whisky, która mieściła z dziesięć butelek palącego trunku, znanego tak bardzo w świecie czarodziejów. W sumie alkoholu nigdy za wiele jak głosiło znane porzekadło. Wziął jeszcze zajebistą bombonierkę coś w rodzaju wszystkie smaki, jak te fasolki Bootha, a gdy dotarł na miejsce przed namiot, zobaczył jak @Boyd Callahan napruty jak świnia wybiega z namiotu pod krzaki, ale nie widział Marli. Zaraz pod krzakami zrobiło się jakieś zbiegowisko ruda ślicznotka, ślizgoński anioł, który zaraz to zniknął mu z oczu, - Boyd Ty świnio już się schlałeś, z kim mam obalić tę zgrzewkę ognistej? - Ślizgon podszedł do Callahana, nadal jednak trzymając się na dystans, ponieważ nie chciał, żeby gryffon zarzygał mu eleganckie wdzianko, już na samym początku, jak Payton jeszcze nie zamoczył ryja. Jego uwadze z pewnością nie mogła ujść @Jessica Smith, którą bezczelnie obleciał spojrzeniem, oczywiście woląc z pewnością obserwować rudowłosą krukonke, gdy mówił do Bogdana, niż patrzeć jak gryffon wygrzebuje się z krzaków.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Stylówka: A taka Prawda czy wyzwanie: WYZWANIE! Wrzucam na wizza fotę - ale w następnym poście Efekty: - Piosenka: - Lokalizacja: Cymbergaj w kółeczku adoracji Marli
No zwyczajnie nie mógłby się nie pojawić na urodzinach swojej bff, choćby się waliło i paliło, choćby wszystkie świstokliki z Rosji by pierdolnęły, a on sam złamał obie nogi w pięciu miejscach. Obowiązki go wzywały - ale dzisiaj na obowiązki postanowił mieć klasycznie wywalone, bo taki przecież dzień zdarzał się raz w roku. A dziewiętnaste urodziny tylko raz w życiu! Odjebany wcale nie jakoś przesadnie, wyjątkowo na miejsce imprezy nie podjechał swoim wysłużonym motorem - a wywoskowanym na wysoki połysk, nowiutkim, mruczącym jak dziki kuguchar Ogniomiotem. Omijając co większe doły, żeby zawieszenia od razu nie nadwyrężyć, zaparkował zgrabnie gdzieś obok krzaków do cimcirimci - z typową dla siebie sprężystą dynamiką wypakowując się z auta, wielce z siebie zadowolony podrzucając lśniące kluczyki z przeuroczym brelokiem. Wyszczerz już wkradł mu się na mordę, kiedy usłyszał dobiegające z namiotu hity - aż bębenki w uszach od nadmiaru decybeli zaczęły mu radośnie trzeszczeć. W kilku susach dopadł do namiotu - nie zawracając sobie na razie głowy, żeby przybić piąteczki z towarzystwem okupującym "ogródek", w końcu po coś tu leciał (dosłownie) na złamanie karku. — MARLENA, KWIECIE MOJEGO ŻYCIA!!! — zrobił wejście smoka, wydzierając się jak ostatni obwieś dżentelmen, z miejsca podłapując beztroski, imprezowy vibe. W moment wyczaił blond czuprynę przyjaciółki - jak zwykle otoczoną przez inne czupryny (w tym jedną w stylowym, folkowym kapeluszu). Dziarsko przebił się prosto do tegoż kółeczka różańcowego - odnotowując przy okazji oddalającą się blond głowę @Hariel Whitelight (całe, kurwa szczęście), ale nie omieszkał zbić piątki z ciągnącym za blondynem @Darren Shaw wraz z... partnerką? Ciągle ignorował latającego mu koło ucha smoka, którego odganiał jak natrętną muchę. — Widzę nie tylko mi skończenie Hoga wyszło na dobre — rzucił wesoło, klepiąc Shawa po ramieniu - by następnie zwrócić się do @Leighton J. Swansea, której elegancko uchylił niewidzialnego kapelusza, kłaniając się przy tym lekko. — Thaddeus — przedstawił się krótko, uśmiechając łobuzersko - szybko jednak przeniósł swoją uwagę na jubilatkę, do której podszedł w dwóch długich krokach i bezpardonowo - choć na krótką chwilę - przygarnął do szerokiej piersi w niedźwiedzim uścisku. — Potem mi wpierdolisz. Sto lat...! — mruknął w czubek marlenowej głowy, a potem ją puścił, szczerząc się szeroko, od ucha do ucha. Odsuwając się od O'Donnell nie omieszkał jeszcze przyjacielsko klepnąć w ramię @Murphy M. Murray - a także @Eugene 'Jinx' Queen nie oszczędził swoich szorstkich czułości. — No papużki. Mam coś dla Marli, ale też w sumie dla Was. Będziecie wozić się po Irlandii jak pany, tylko nie zapomnijcie wpadać z dzieciakami do wujka Tadka — zarechotał głośno, machając przyjaciółce przed nosem kluczykami do auta, którym dopiero co tutaj podjechał. — Stoi na zewnątrz, zerknijcie sobie jak będziecie chcieli się przewietrzyć. I eee... mam też coś dla Boyda, gdzie go wywiało?
Stylówka: elegancka Prawda czy wyzwanie: - Efekty: - Piosenka: Lokalizacja: powstałem i stoję w krzakach do rzygania
Odkrzyknął Fredce, że próbował brać przykład od niej czyli największej ekspertki i stłumił chichot z jej bezczelnej uwagi w obawie że znowu mu się cofnie. Leżał tak pod tym krzakiem, ubawiony faktem, że spośród wszystkich imprezowiczów akurat oni polegli jako pierwszy, a także przygnieciony krzyżem podlaskiego bimbru, i robił sobie w głowie szybki rachunek sumienia, z którego wniosek był następujący: Nie powinenem był tego robić, ale chuj; całkiem szybko miał zamiar podnieść się do pionu i czym prędzej udać do namiotu, żeby tam udawać, że nic kompromitującego nie miało tutaj miejsca oraz zapełnić pusty żołądek porządną porcją sałatki jarzynowej, a także nabzdryngolić się wesoło od początku. Wtem na horyzoncie pojawiła się zjawiskowa postać jakiejś niesamowitej dżagi w eleganckich kozaczkach i wyzywającym stroju. Aż sobie guziczek koszuli odpiął, bo zrobiło mu się tak gorąco na ten widok, jakby płomienie na materiale rzeczywiście parzyły. Typiarka podeszła bliżej, jemu przestało się w końcu troić w oczach i dotarło do niego, że to... - Dżesiiiiiiikaaaa!!! - powitał ją niczym prawdziwy Borys LBD, szalenie uradowany jej widokiem -Ociechuj, powiem ci, dobrze że już leżę bo bym się wypierdolił drugi raz z wrażenia, jak się elegancko odjebałaś - skomplementował jej niesamowitą stylówkę i zaczął powoli wstawać, korzystając z jej pomocy, choć trawa już przestała się chwiać - Klaunem to jest ten klaun, co wymyślił, że że picie wszystkiego po kolei to jest takie pomysłowe wyzwanie w grze - wtrącił, usprawiedliwiając poniekąd swoje upodlenie, tak jakby bez zachęty w postaci zadania do wykonania nie był pierwszym chętnym do naprucia się jak Zmiatacz 11. Ani pomysłodawcą wyzwania. Bezceremonialnie porwał Jessicę w objęcia w ramach serdecznego, przyjacielskiego (?) uścisku w podzięce za piękne, orientalnie brzmiące życzenia i prezenty (i trochę żeby złapać odrobinę więcej pionu). - Już dobrze. Zajebiście nawet, powiedziałbym. Dziękuję, ale wypas, kurwa, no to chyba jasne że cię wezmę na Ibizie! - zawołał wesoło, zaglądając od razu do środka i znajdując świstoklik oraz amortencję, na widok której zachichotał, bo budziła piękne wspomnienia ciężkich urazów i dewastowania grobów - Tego nie potrzebujemy, mamy tu tyle wódy, że chyba nawet Brooks dziś zaliczy, patrz jak tam spierdalają - nie omieszkał zauważyć wymykającej się cichaczem z imprezki pary Krukonów, za którymi wydzierała się Fredka; dodał jeszcze naprędce, że Marla jest w namiocie i najpewniej właśnie zdobywa kolejne mistrzostwo w cymbergaja, a także wyraził aprobatę na propozycję podzielenia się avalońskim ziołem: - P y t a n i e - skwitował nonszalancko, ale nie zdążył nawet odebrać od Jess skręta, kiedy podbiegł do nich @Hariel Whitelight w zajebistych kwiecistych butach (i doborowym towarzystwie) i totalnie odwrócił ich uwagę. - A widzisz, moje życie to jedna wielka impreza. Dzięki, mordo, kurwa, w końcu jakaś bombonierka, wiedziałem że na ciebie i twój sawuar wiwr można liczyć - podekscytował się, klepiąc Harry'ego po ramieniu i choć nie skomentował słów ziomka skierowanych do Darka, bo był zajęty rozpracowywaniem szeleszczącej folii, którą owinięte były czekoladki (i nie miałby pojęcia, co dodać, żeby nie wyszło niezręcznie), to w myślach przyznał mu rację. Darek na pewno niesamowicie żałował, że dał się porzucić takiej gwieździe imprezy, której, co tu dużo mówić, towarzysząca mu Swansea nie dorastała do podeszw kozaczków. Pomachał oddalającemu się Whitelightowi na pożegnanie i chciał kontynuować w spokoju rozmowę z Jessicą, kiedy u jego boku wyrósł @Payton Kingston III i od razu zaczął się nabijać. No do chuja, jedno d r o b n e potknięcie, kropla w morzu jego upadków, a świadkami musiało być osiemset osób. Super po prostu, biednemu jak zwykle wiatr w oczy. Parsknął śmiechem na jego słowa. - No jak to, kurwa, z kim, ze mną! Jestem jak nowonarodzony - zapewnił, bardzo z siebie dumny, szturchając ziomka w ramię i już nawet miał mu proponować pierwszego drineczka w krzakach, kiedy zauważył to jego spojrzenie, bezczeszczące spódnicę Jess. Przypierdolił mu tak dla zasady w łeb. Przyjacielsko oczywiście. - Na mnie się gap, to moja impreza - upomniał go, zazdrosny bynajmniej nie o uwagę Ślizgona - E, jak jesteś taki cwany, to mam dla ciebie zajebiste wyzwanie na wejście, musisz iść obalić każde alko po kolei! Powodzenia - poklepał go po ramieniu, popychając jednocześnie lekko w stronę namiotu, jasno, acz subtelnie dając mu sygnał, żeby zajął się sobą, bo on tutaj ma ważne interesy z Dżesiką.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Stylówka: tygrosio kolorowa sukienka Prawda czy wyzwanie: przerwa Efekty: - Piosenka: boys, boys, boys! (nr 67) Lokalizacja: tam gdzie Marla i jej ludzie xd
Kiedy Tomek pyrga mnie żebym była cicho i nie śmiała się ze stylówki Jess prycham jeszcze kilka razy pod nosem, ale staram się uspokoić. - Już, już - mamroczę, bo przecież dziewczyny często ubierają się by zwrócić na siebie uwagę i robią nagłe metamorfozy (czasem ze smakiem, czasem bez). Ja chodzę w dresach 90 procent swojego życia, więc co mi tam oceniać. Ale ubawiłam się przednio. Zadowolona z tego, że Tomasza nie odrzuciło moje rzyganie łapię go za rączkę i idziemy sobie pogodnie ku stołowi z przekąskami. Widzę, że wpierdala tylko jakąś pedalską sałatkę więc co jakiś czas próbuję wsadzić mu do gęby trochę paskudnie wyglądającego bigosu, powtarzając że jest PYSZNY i śmiejąc się rubasznie raz za razem jak tylko przystępowałam do ataku. - Chociaż jedno spotkanie bez rzygania - rzucam mu wyzwanie z szerokim uśmiechem. Chichoczę też kiedy ten upomina moje nieskazitelne maniery. - Pardą - dodaję uprzejmie, zostając kolejnym poliglotą na tej imprezie. Potem jednak humor mi się odrobinę psuje przez wyjawianie prawdy. A ja zamiast jakoś ładnie i tajemniczo ubrać to w słowa walę prosto z mostu jak dzban, aż Tomasz marszczy brwi na moje wybryki. Dlatego też chcę odsunąć nóżki, ale chłopak od razu się reflektuje i wygląda na to że wcale go nie obchodzi jakim byłam łobuzem. Nie to co teraz. Od razu się uśmiecham kiedy rzuca zabawną uwagą i już kompletnie się rozluźniam teraz czekając na jego odpowiedź. I to z kolei ja marszczę brwi na jego słowa, dość zdziwiona. - Co? Dlaczego dusisz? - pytam i świdruję go spojrzeniem, od stóp do głów, jakbym mogła znaleźć coś co wcześniej nie zauważałam. Gdybym nie była pijana może miałabym chociaż odrobinę więcej taktu. - Coś z Tobą nie tak? - dodaję niespecjalnie delikatnie, tym samym mimowolnie dając mu do zrozumienia, że ja uważam, że jest przednią partią i nie mam pojęcia o co chodzi. Może jest wymagający? Za to chichoczę znowu jak rzuca swoim żartem mówię jakieś weź się i wbijam mu kościsty łokieć w żebro. - Można se gadać co się chce - zauważam jeszcze zero konsekwencji jego kłamstwa dotyczącego krasza i pokazuję na smoka obok nas. Zanim jednak zdążę zastanowić się nad tym głębiej do namiotu wchodzi nie kto inny jak Tadeusz krzyczący już coś do Marleny. - Tadek? Myślałam, że jest w Rosji! Chodź się przywitać! - mówię do Tomka i ściągam z niego nogi pośpiesznie, wstaję z miejsca i ciągnę go za tą upierdoloną koszulę żeby szedł za mną. - TADEUSZ, KURWA MAĆ! - krzyczę do Tadka i puszczam Tomka, bo muszę wziąć rozbieg, kiedy wskakuję na Tadka z gracją testrala ze wścieklizną. - Czy ty jesteś pojebany z tymi niestosownie drogimi prezentami? I co ty tu do chuja robisz? - pytam przytulając się do Puchona. - Boyd na dworze jest ze swoją dziunią nową, rzyga sobie, może zaraz przyjdzie! - dodaję pomocnie, machając łapami w stronę wyjścia, licząc na to że mnie przytrzyma żebym nie spadła. - A to mój ziomek Tomek! - dodaję wskazując na Tomasza obok mnie, nadal nie schodzą jeszcze z Tadka. - Obrzygałam mu koszulę, na co dzień nie jest aż takim obwiesiem - dodaję wesoło usprawiedliwiając jego plamy, które pozostawimy magicznym proszkom do prania.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Stylówka: o taka Prawda czy wyzwanie: - Efekty: - Piosenka: Lokalizacja: najpierw cymbergaj, a potem przy krzakach do rzygania
Wcale nie oponowała, gdy Jinx podstawiał jej flaszkę pod mordę, ochoczo popijając parę solidnych łyków. – O jezu, jak to w takim tempie wszystko pójdzie to serio będę nieśmiertelna – oznajmiła i podała butelkę przyjacielowi, a gdy już oboje się napili to stanęli do najważniejszego pojedynku w swoim życiu. I pomimo bardzo dobrego startu, była zmuszona przełknąć gorzki smak porażki, ukłonić się przed Gryfonem i założyć mu na głowę niewidzialną koronę. – GRATULACJA, ale coś ci się pojebało, QUEEN BRUCE LEE CYMBERGAJ MISTRZ – poprawiła go, zaśmiewając się w najlepsze. – Eee.. Wygrany- MURPH, AAAA! – wydarła się ucieszona, od razu się w niego wtulając, nie zauważając, że jest spięty, bo była pod ogromnym wrażeniem jego stroju. – Omg, totalnie wyglądasz jak Harnaś – zachwyciła się i pocałowała go szybko na powitanie, a potem zerknęła z zaciekawieniem na pudełko, które jej wręczył. – Coś ty taki spocony? – dopytała; kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać po zawartości, no bo przecież mieli już wszystko mając siebie (!!!), a gdy zajrzała do środka omal się nie zesrała z wrażenia, bo ze wszystkich itemów dostępnych na rynku, pierścionek był ostatnim, o czym pomyślała. Wypuściła gwałtownie powietrze nosem, przez chwilę wpatrując się w podarunek bez słowa, a następnie zerknęła to na @Eugene 'Jinx' Queen to na @Murphy M. Murray, ze szczerą nadzieją, że się dowie o co tutaj chodzi. Zwłaszcza że Murphy stał tak przed nią czerwony jak prosiak. – O chuj – skomentowała elokwentnie i nachyliła się nad przyjacielem, żeby dyskretnie (czyt. słyszało ją pół namiotu) go zapytać: – Czy ja powinnam powiedzieć tak czy już zmieniać nazwisko? – wskazała na pierścionki wyglądające jak obrączki. – Dałeś mi dwa, żebym se mogła wybrać nowego fagasa czy co?? – parsknęła, patrząc pytająco na swojego chłopaka. – A no i na przyszłość, najpierw diament i klękanie, później obrączki, tak to działa – wyjaśniła, dalej chichocząc i mając świetny ubaw z jego zestresowanej miny, ale żeby go już dłużej nie torturować ponownie go przytuliła i z szerokim uśmiechem oznajmiła: – Są NAJPIĘKNIEJSZE na świecie, dziękuję – teatralnie wyciągnęła dłoń przed siebie, aby chociaż to zrobił należycie. – Jeśli badasz teren to chyba znasz odpowiedź, ale se nie myśl, że cię cała szopka z brylantem i klękaniem ominie – zaśmiała się i pomachała Jinxowi dłonią z nowym nabytkiem przed twarzą, po czym obróciła się słysząc swoje imię. Rozpromieniła się na widok @Hariel Whitelight, wtulając się mocno w jego super męski tors. – Harry, skarbie, myślałam, że się ciebie nie doczekam! Wyglądasz jak zwykle szałowo, aż ci zazdroszczę tych sarnich, zgrabnych nóżek – wyszczerzyła się i aż chrumknęła z uciechy widząc krzyżówki. – Na wyprawie Lancastera rozwiązywaliśmy hasła, kiedy inni wesoło napierdalali się z jakimiś inferiusami, bo jak frajerzy wybrali złe przejście – wyjaśniła reszcie, nie dodając już, że to właśnie po tej przygodzie dostali Order Merlina… A wtem w Haroldzie obudził się doskonały komik. – Kurwa, Boyd już rzyga? Pewnie odpalił rześkiego rokitnika… – a potem uprzejmie już patrzyła na swoją parodię, unosząc brwi doskonale ubawiona. – Widzisz jak zawsze o tobie mówię? – szturchnęła Murphy’ego, który pewnie już był w kolorze purpury i wtem jej wzrok osunął się znów na pierścionek. – No nie mogę, ale on jest dojebany – zachwyciła się raz jeszcze, obejmując go w pasie, a wtem… Ten głos mógł należeć tylko do jednej osoby. – A niech mnie dunder świśnie – mruknęła pod nosem, odwracając się w stronę dawno niewidzianego @Thaddeus H. Edgcumbe. Nie zdążyła dobrze otrząsnąć się z pierwszego szoku i przybrać bojową pozy, bo ten zamknął ją w ciasnym uścisku. – Ty zjebie – uśmiechnęła się z czułością. – Żadne potem, zacznę teraz, żeby później się nie martwić, że ci muszę najebać… Kiedy wróciłeś?? Ty bezczelny… – przerwała, gdy zaczął coś gadać o wożeniu się po Irlandii, wpadaniu z dzieciakami, co do chuja? – ...draniu – dokończyła już ciszej, aż wybałuszając oczy na kluczyki. Nie mogło zabraknąć również przy nich drugiej bff Tadka, czyli Fredki, a w trakcie ich szalonego powitania patrzyła wzrokiem myślą nieskalanym na ewidentny znak, że Tadeusza pojebało do reszty. – Kurwa jesteś niereformowalny, jeśli myślisz, że przekupisz mnie jakąś furą to.. masz sto procent racji, dziękuję, JA PIERDOLĘ, NIE WIERZĘ – krzyknęła podekscytowana i zgarnęła kluczyki. – Zesram się, jeśli zaraz tego nie zobaczę, więc WYBACZCIE, ale cisnę przeprowadzić pierwsze testy – oznajmiła wszystkim i spojrzała znacząco, bo to oznaczało, że kto pierwszy ten lepszy – będą mieli niepowtarzalną okazję przejechać się z nią autem, ofc na własną odpowiedzialność, jako że była pijana i bez prawka. Wybiegła na zewnątrz, zatrzymując się od razu przy wejściu, bo kiedy tylko bystrze dojrzała jakąś grupkę przy krzakach do rzygania i połączyła to z plotkami o bełtającym Boydzie, nie miała żadnych wątpliwości kogo tam spotka. – BOGDAAAAAAAAAAN – w kilku szpagatach znalazła się u boku Bodzixa. – Co ty kurwa rokitnika beze mnie pijesz? Ty se lepiej weź głęboki oddech, bo mam taką rewelację, że jebniesz – i pomachała mu kluczykami przed mordą. – Niech nas zaraz Godryk ma w swojej opiece – pisnęła ucieszona, a z wrażenia aż nawet nie zwróciła uwagi na zebranych przy Boydzie ludzi.
______________________
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Stylówka: Outfit prosto z polskiej Ibizy Prawda czy wyzwanie: - Efekty: - Piosenka: - Lokalizacja: Krzaki do rzygania, still
Czy czuła się jak dżaga i królowa dyskoteki? Ona? Ta sama Smith, która niemalże na okrągło siedziała z nosem w książkach a jej ulubionym przedmiotem magicznym była czapka niewidka? Jeszcze jak! Paradoksalnie jej nafurana avalońskim ziołem samoocena skrupulatnie windowała w górę wraz z kolejnymi zszokowanymi spojrzeniami, które na nią padały. Zapewne później dopadnie ją srogi moralniak, ale obecnie było jej z tą pewnością siebie nawet bardzo do twarzy, zwłaszcza, że tak samozadowolony uśmiech błyszczał niemniej jasno, niż jej odsłonione uda. Szczególnie, kiedy jej niecodzienny outfit skwitował bardzo pochlebnie nie kto inny, jak sam solenizant - w tym momencie samoocena zdecydowanie wyjebała jej już poza skalę. — Mogłabym skłamać i powiedzieć, że to stylówka specjalnie dla Ciebie, ale ptaszki mi ćwierkały, że właśnie tak się chodzi na imprezy w Mielnie — zachichotała, okraszając się lekkim rumieńcem. No i przede wszystkim - i tak skłamała. Ze śmiechem skwitowała serdeczny uścisk Boyda, szczerze uradowana z jego reakcji na jej widok ten drobny upominek od niej. — W sumie i tak nie miałbyś wyjścia, tylko ja znam hasło aktywujące świstoklik — wyjawiła, szczerze ubawiona ze swojego fortelu - mrugając przy tym do Callahana zawadiacko. Podążyła wzrokiem za spojrzeniem towarzysza, zauważając zaliczających prawdziwe angielskie wyjście Augusta z Julką - gdyby nie stan lekkiego przyćmienia, to zapewne poczułaby coś na kształt ukłucia w klatce piersiowej, ale w obecnej chwili po prostu skwitowała ten fakt pobłażliwym uśmiechem. — W końcu przestali się wokół siebie kręcić jak bączki — stwierdziła - zaraz z resztą chcąc podtrzymać swój ulotny stan i wyciągając lolka. Równie szybko go jednak schowała, gdy obok nich jak z podziemi wyrósł @Hariel Whitelight. Uniosła z uznaniem brwi, widząc jego - niemniej odważny od jej - outfit. — Wyłącznie na lepsze, Harry — dorzuciła swoje trzy grosze, zerkając jednocześnie na @Darren Shaw, gdzieś za plecami Whitelighta - i tu nastąpiła powtórka z rozrywki, jak z Augustem i Brooks, tylko dorzuciła do tego zgrabne, choć oszczędne przywitanie. Chęć zapalenia avalońskiego zioła jeszcze się wzmogła - zagłuszyła ją jednak nadstawianiem policzków na całusy złotoustego Hariela. — Dam radę, ale dzięki! — rzuciła jeszcze, odprowadzając chłopaka i jego towarzyszy wzrokiem - by zaraz przenieść iskrzące szare oczy na... @Payton Kingston III. Kolejny Ślizgon wyskakujący jak Filip z konopi. Miast jednak struchleć pod spojrzeniem, którym ją uraczył - podparła się pod biodro, unosząc zadziornie podbródek i jedną brew w wyrazie niemego i jakże wymownego zapytania "Masz jakiś problem?". Kolegę szybko jednak wyjaśnił niezastąpiony Bogdan - i Smith skłamałaby sama przed sobą, gdyby nie przyznała, że połechtało jej to kruche (obecnie adamantowe) kobiece ego. W końcu jednak wyłuskała ponownie ziołowego papierosa, którego bezceremonialnie wsunęła do ust Callahana i podpaliła zapalniczką - wcale niespecjalnie zwlekając jedną, dość długą chwilę w naciśnięciu krzesiwka, kiedy podchwytywała spojrzenie brązowych tęczówek. Oczy jej się śmiały, gdy przez moment zawędrowała spojrzeniem nie po miękkich łukach męskich powiek, a po zupełnie innych krzywiznach - przynajmniej póki nie drgnęła, wytrącona z równowagi przez okrzyk @Marla O'Donnell. — Marla! — ucieszyła się na widok jubilatki - kompletnie nieprzejęta tym, że przyjaciółka jej nie poznała. W sumie żadna nowość. — Co to, Murphy oświadczył się kluczykami? — zachichotała, kradnąc dla siebie chwilę wyraźnie podekscytowanej - i lekko wstawionej - O'Donnell, uściskała ją krótko, zawczasu wciskając jej prezent (świstoklik w dwie strony do Rio i voucher do ichniejszego hotelu) w wolną łapkę i życząc wszystkiego co najlepsze. A że bystrą bestią była, to prócz kluczyków dostrzegła coś innego. — O, do prdele, ja żartowałam z tymi oświadczynami. Co Ty masz na palcu?
Stylówka: elegancka Prawda czy wyzwanie: - Efekty: - Piosenka: Lokalizacja: W AUCIE
- Udam, że tego nie słyszałem - stwierdził, absolutnie nie przyjmując do wiadomości, że cokolwiek innego niż chęć zaimponowania mu mogło zmotywować Dżesikę do wystrojenia się w takie ponętne łaszki; zachichotał też z aprobatą na jej sprytny fortel świstoklikowy, przyznając, że niczego innego się po niej nie spodziewał, w końcu co Krukonka, to Krukonka. Choć momentami, patrząc na przykład na to, jak w odwecie na nieme zaloty Kingstona rzuca mu jakieś prowokacyjne spojrzenia, zastanawiał się, czy na pewno była tą Krukonką, którą znał; nie miał pojęcia, co się stało z Jessicą i czy ktoś przypadkiem nie podszywał się pod nią za pomocą eliksiru wielosokowego, ale postanowił nie wnikać, bo wcale nie miał nic przeciwko. Wyjaśnił tylko na wszelki wypadek lubieżnego ziomeczka, no bo kurwa sorry, ale on był tu pierwszy, a cała sytuacja była tak dynamiczna, że własnych myśli nie słyszał, co było niewielką w sumie stratą, bo pewnie i tak nic mądrego by nie wymyślił. A już na pewno nie wtedy, kiedy dżaga tak bezpardonowo poczęstowała go avalońskim ziołem i nastąpił pełen napięcia moment mierzenia się powłóczystymi spojrzeniami; naprawdę Merlin jeden wie, jak długo w tych okolicznościach usta Bogdana pozostałyby zajęte tylko i wyłącznie skrętem, gdyby nie biegnąca w ich stronę solenizantka, drąca mordę już z daleka i totalnie rujnująca tą elektryzującą chwilę. Zero spokoju, no co za impreza. (Zajebista.) - MARLENAAAAAAAAAAA - wyrwał się spod zalotnego uroku Dżesiki i rozpromienił na widok O'Donnell jakby nie widzieli się trzy miesiące, a nie parę minut, wydmuchując na nią przy okazji avaloński dym aż prawie zniknęła w kłębach gęstej mgły. Zaraz się też oburzył, słysząc jej oskarżenia jakoby ośmielił się odpalić w samotności rześkiego rokitnika, bo te insynuacje były zwyczajnie skandaliczne. - No chyba cię po... Ooooooooooo c h u j - zaperzenie się płynnie przeszło w czysty zachwyt, który wymalował się na jego twarzy z chwilą gdy przyjaciółka zamachała mu kluczykami przed nosem. W pierwszej chwili zignorował dzierżoną w dłoni oznakę nowego samochodu, dostrzegając tylko błysk na jej palcu - bo jak na prawdziwego romantyka przystało, wielkie uczucie cenił bardziej niż dobra materialne. Natychmiastowo odpalił się jak jego stary na widok bimbru: prawie podskakując z ekscytacji, spojrzał na Jess z wielkim przejęciem, po czym złapał Marlenę najpierw za rękę, żeby przyjrzeć się nabytkowi (i pochwalić że dojebany), a potem gdzieś w pasie, żeby ją serdecznie uściskać, podnieść w górę i efektownie obrócić dookoła. - No ja pierdolę, nie wierzę, znaczy wierzę, stara, rokitnika to my odpalimy na główny toast na waszym ślubie! MURPHY, MORDO!!! - przydybał @Murphy M. Murray, wyciągając rękę żeby łupnąć go z impetem pełnym czułości w łopatkę, ale wciąż nie puszczając Marleny, co było skomplikowanym wygibasem, ale udało się, chociaż prawdopodobnie ktoś został przy okazji przypalony avalońskim papieroskiem. - Gratulacje, wiedziałem że ty to jesteś skoczek a nie pizda i w końcu się odważysz!!! A czym ty mi tu, kurwa, dyndasz, Marlena, weź się - fuknął kiedy prawie oberwał w oko breloczkiem i podetknął przyjaciółce jointa pod nos, żeby miała od życia jeszcze więcej, a przy okazji przyjrzał się wreszcie kluczykom -Oo ooo o panie, fura??? Co do chuja, na sekundę człowiek wyjdzie rzygnąć, a tu takie rzeczy, Darling jednak się pokusił o prezent na swoją kieszeń czy komuś zajebaliście? LECIMY SIĘ KARNĄĆ - zawołał dziarsko, totalnie nie przejęty faktem że ani jedno z nich nie posiada prawa jazdy i oboje są srogo zawiani, rzucając się w stronę samochodu i porywając Marlę bezczelnie ze sobą. - Dżesika, chodź, idziesz??? - obejrzał się za dziewczyną, oddając jej papieroska i zgarnąłby ją jakoś ręką, ale nie mógł, bo zapierdalał szpagatami i trzymał Marlenę - Z drogi śledzie panna młoda jedzie!!! - wołał do ewentualnych przechodniów blokujących im przejście, a kiedy znaleźli się przy imponującej bryce, postawił wreszcie przyjaciółkę na ziemi i przyjrzał się nabytkowi z ekspercką miną. Zagwizdał z aprobatą, poklepał maskę i ocenił: - No za chuja się nie znam na samochodach, ale wygląda fest elegancko i na pewno tak samo elegancko zapierdala! - a im dłużej patrzył, tym bardziej mu się wydawało, że czerwony, gryfoński kolor nabiera coraz większej głębi i intensywności, aż powoli zaczął go razić w oczy swoim blaskiem. - Piękny i dostojny jak mors - dodał, nagle przypominając sobie imponujący mieleński pomnik, który wywarł na nim równie wielkie wrażenie co ta fura.