Miejsce dość często jest unikane przez osoby przebywające w lesie ze względu na jego niezbyt pożądaną sławę. Istnieje wiele historii na jego temat, począwszy od zwykłego znalezienia tam starszego, martwego już czarodzieja, którego tak naprawdę nikt nie znał, zatrzymując się na historii niepomyślnego rzucenia zaklęcia, a skończywszy na morderstwie. Nikt tak naprawdę nie wie, jaka prawda się za tym kryje, co nie zmienia faktu, iż miejsce nie jest dość często odwiedzane; może i słusznie? Z tyłu krzyża znajdują się nieznane zapisy runiczno-hieroglificzne, których, poprzez liczne zniszczenia i pęknięcia, nie da się odczytać.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Pogoda panująca na zewnątrz nie jest przyjemna. Otrzymaliście instrukcje od Felinusa, który to wszystko zaplanował. Deszcz zmienia swoją intensywność w zależności od tego, na jakim obszarze się znajdujecie; być może niektórzy z Was doszli do wniosku, że warto jest się uchronić jakimiś zaklęciami. Na pewno temperatura nie jest wysoka, ale czym byłaby zabawa, gdyby nie to, że tym razem nie siedzicie w sali od eliksirów, a bawicie się na świeżym powietrzu?
Postępuj wedle umieszczonych poniżej instrukcji. Każda osoba musi napisać dwa posty wedle ustalonej przez drużynę kolejki (bądź też i nie), aczkolwiek nie można przekroczyć maksymalnie trzech postów na osobę. Proszę wykonywać także jeden rzut, a nie kilka rozdzielonych - wtedy wystarczy podlinkować tylko jeden zestaw kości.
Gra na świeżym, czystym powietrzu, w obrębie deszczowych warunków oraz odpowiednich zasad. Jeżeli ktoś oglądał “Blondynkę w koszarach”, to może się w tym trochę odnaleźć, ale ostatecznie jest to ciut inna zabawa, niż ciągnięcie za sobą rannego fantoma i wyścig z czasem, chociaż pewne przesłanki tego posiada. Uwaga! Nauczyciele oraz pracownicy Hogwartu, jeżeli chcą, mogą wziąć w tym wszystkim udział. Nie ma żadnych ograniczeń, ale proszę mnie o tym powiadomić.
Liderzy dwóch drużyn otrzymują dwie różne mapy, z którymi muszą się obowiązkowo zapoznać, aby móc przejść przez wyznaczoną trasę - w celu oczywiście przekroczenia mety. Drużyny poruszają się po dwóch innych ścieżkach - oddalonych na tyle, że nie istnieje możliwość wyznaczenia, gdzie znajduje się rywalizujący. Trasa ta nie jest trudna, została sprawdzona przez Felinusa, a do tego rozmieszczone są nieopodal niej manekiny - poukrywane w krzakach, znajdujące się pod drzewami, wymagające pomocy. Czasami jęczące, czasami przytakujące, czasami wydobywające z siebie bliżej nieokreślone szelesty. Należy się nimi zaopiekować, a także odpowiednio przetransportować. Do tego, przy odrobinie szczęścia, któryś z Was może trafić na sekret, tudzież drobny smaczek! Nie poddawajcie się po pierwszej, nieudanej próbie - na pewno wszystkich jakoś wynagrodzę. A na pewno dobrą zabawą Uwaga! Zabronione jest używanie teleportacji ogółem, jak również mioteł i innych środków transportu, poza chodzeniem. Można korzystać z zaklęć ocieplających, transportujących przedmioty, chroniących przed czynnikami zewnętrznymi, jak również tych wyostrzających poszczególne zmysły, ale proszę o stosowanie ich z rozwagą i dostosowywanie się do kości. Przy naprawie manekinów pamiętajcie o nowych progach punktowych! Proszę także o to, by nie rzucać kośćmi do przodu, żeby przypadkiem nie narobił się z tego niezły bałaganik.
Pierwszą kością, którą rzuca lider drużyny, jest kostka k100 i zakłada ona z góry, której drużyna najprawdopodobniej szybciej przejdzie przez całą trasę. Wartości te mogą ulec zawahaniu w zależności od wylosowanych przez uczestników kostek. Tą kostką rzuca się jeden raz i obowiązuje ona przez całą zabawę! Wyższy wynik -> szybciej ku mecie! Uwaga! Lider nie blokuje gry, w związku z czym nie musicie czekać na jego rzut lub posta. Możecie później podliczyć wyrzuconą kostkę k100.
Drugą kością, którą każdy rzuca i każdy uwzględnia w swoim poście, jest ta na odnalezienie jakiegokolwiek manekina. Mechanika tutaj jest niezwykle prosta, albowiem… po prostu rzucasz kością k6 jeden raz. Uwaga! Animag i wilkołak może raz przechylić szalę na swoją korzyść i otrzymać bezwarunkowy sukces. Zaklęcia stanowią tło i nie powodują powstania dodatkowych przerzutów kostek.
Trzecia kostka stanowi natomiast literkę na zdarzenie losowe. Jest ona stricte zależna od drugiej kostki, dzięki której udało Wam się znaleźć manekina bądź też i nie. Czytajcie uważnie, dostosowujcie się i, jeżeli nie widzicie innego wytłumaczenia, możecie delikatnie nagiąć sytuację, jeżeli coś nie pasuje, byleby pozostawić jej sens! Uwaga! Jeżeli ktoś z Twojej drużyny wylosował już daną literkę, to musisz ją obowiązkowo przerzucić, ale tylko ją. Jeżeli wszystkie literki zostały wykorzystane, to można powtarzać scenariusze, ale bez korzyści z tego wynikających (szybsze bycie na mecie, dodatkowe punkty za manekina).
Czwarta kostka to leczenie manekina, zależne od Waszych umiejętności. Oczywiście nie każde obrażenia da się od razu opatrzyć, dlatego obrażenia ciężkie po prostu wymagają odpowiedniego zabezpieczenia. Każde 8 pkt z Uzdrawiania umożliwia Wam na przerzut kostki, a przerzuty nie ulegają zresetowaniu wraz z każdą nową turą. Uwaga! Osoba, która odnalazła manekina, musi sama się nim zająć i jest to przez opiekunów monitorowane. Jeżeli jej to nie wychodzi, to może jednorazowo poprosić kogoś z drużyny o udzielenie pomocy i wtedy automatycznie otrzymujesz korzystną kostkę znajdującą się najbliżej Twojej kostki, ale nie najkorzystniejszą.. Ewentualnie możecie skorzystać z pomocnej ręki obserwatorów i tym samym stracić tylko -5 do kostki głównej. Nie obowiązują Was wtedy efekty z kości leczenia.
Piąta kostka to właśnie ten smaczek - jeżeli komukolwiek uda się wylosować dwie takie same jedynki, udaje się Wam znaleźć sekret, który automatycznie staje się własnością losującej osoby, o ile nie postanowi go oddać komuś innemu po zakończonej zabawie. Przedmiot ten nie ma określonego kształtu i jest prędzej pewnego rodzaju kulą światła, która, po przyjściu na metę, zostanie odpieczętowana. Uwaga! Wystąpić może maksymalnie jeden sekret. Oznacza to, iż jeżeli jakakolwiek drużyna go wylosuje, nikt nie powinien już rzucać, a dwie kolejne próby, która zakończy się sukcesem, przyczynią się do wygrania drobniejszej nagrody. (Przepraszam, ale Felinus nie ma tylu pieniędzy )
Pierwsza kostka — wynik początkowy
Rzuć kostką k100, by przekonać się, jak Twojej drużynie pójdzie na tej wyprawie. Wynik ten nie ma znaczenia w obrębie pozostałych kostek, ale to właśnie od niego lub do niego należy odejmować lub dodawać punkty z liter.
Uwaga! Tą kością rzuca lider drużyny.
Druga kostka — odnalezienie fantoma
Rzuć kostką k6, by przekonać się, czy udało Ci się odnaleźć rannego manekina!
nieparzysta — może słyszysz jęk? Albo po prostu widzisz na własne oczy? Niezależnie od sposobu, w jaki udaje Ci się coś dostrzec, odnajdujesz rannego fantoma.
parzysta — szum deszczu? Słaba widoczność? Może brniesz do przodu, co nie zmienia faktu, iż nie znajdujesz żadnego manekina.
Uwaga! Animag i wilkołak może odnieść jednorazowo dodatkowy sukces ze względu na swoje zdolności. Zaklęcia poprawiające zmysły nie uprawniają do przerzutu i są jedynie dodatkiem.
Trzecia kostka — zdarzenie losowe
Rzuć literką, by przekonać się, jakie zdarzenie losowe Ciebie dotyczy!
Jeżeli udało Ci się znaleźć manekina:
A — leżący pod drzewem, zakrwawiony manekin, ma na sobie ślady jakiegoś stworzenia. Może nie jesteś w stanie dokładnie stwierdzić, jakie zwierzę mu to zrobiło, co nie zmienia faktu, iż mocno Was to zastanawia. Obieracie mniej korzystną, ale bezpieczniejszą drogę. (-10 do początkowego wyniku) B — złamana noga. Proste zadanie, ale nie wtedy, gdy nie zauważasz brzytotrawy. Jeżeli ktoś z Twoich kompanów ma 10 pkt z Zielarstwa, jest w stanie zidentyfikować roślinę i ostrzec Cię przed obrażeniami. W przeciwnym przypadku otrzymujesz obrażenia lekkie na nogach (rany cięte). Opatrzenie tego trochę trwa, ale nie jest długie. (-5 do początkowego wyniku) C — manekin w ogóle się nie rusza ani nie oddycha. Od razu przypominasz sobie zaklęcie przywracające akcję serca i tym samym udaje Ci się uporać z tym przypadkiem w dość szybki sposób. (Uwaga! Nie rzucasz na leczenie, ale otrzymujesz stałą wartość w postaci +10 do początkowego wyniku.) D — błotnista ścieżka nie jest zbyt przyjazna. Błoto jest tak gęste, że pochłania Twojego jednego buta i skaczesz na jednej nodze do krwawiącego z ręki manekina, zanim rzucisz Accio na własny przedmiot. Kiedy to robisz, odnalazłeś nagle dziesięć galeonów, które musiał ktoś najwidoczniej zgubić. Gratulacje! Możesz je zachować dla siebie. (brak zmiany początkowego wyniku) E — nie zauważasz sporego korzenia, o którego to się potykasz, gdy biegniesz na pomoc manekinowi. Upadasz tak kuriozalnie na twarz, że nie możesz w to uwierzyć, ale kiedy wstajesz i ogarniasz okolicę dookoła, udaje Ci się po dłuższej chwili odnaleźć tajemniczą grotę, do której o mało co nie wszedłeś. Wystarczył błysk ślepi, byś zawrócił na pięcie i zgubił dziesięć galeonów, zanim zająłeś się manekinem ukrytym pod krzakami. (brak zmiany początkowego wyniku) F — kiedy leczysz manekina, czujesz na karku coś zimnego. Jeżeli ktokolwiek z Twojej drużyny jest w stanie widzieć testrale, możecie zapytać kościstego konia o drogę i tym samym zyskać odrobinę czasu! (+10 do początkowego wyniku) G — nic ciekawego się nie dzieje; ratujesz prostym zaklęciem ogrzewającym manekina i tym samym bierzesz go ze sobą za pomocą innego. Nie ma w okolicy niczego ciekawego, co by zwróciło Twoją uwagę. (brak zmiany początkowego wyniku) H — kiedy to idziesz przed siebie, zauważając poszkodowanego w obrębie kilku metrów, nagle poślizgujesz się na tym niefortunnym błocie i zwyczajnie… doszło do stłuczenia ręki. Sam upadek boli na tyłku, a do tego jeszcze ręka, wiodąca ręka! Ból nie jest przyjemny, a narastająca opuchlizna nie zdaje się być dobrą oznaką… Jeżeli ktoś z Twojej drużyny posiada 15 pkt z Uzdrawiania, możesz skorzystać z jego pomocy; w innym przypadku uznaj, że poprosiłeś o nią obserwatora. (-10 do początkowego wyniku) I — nie dość, że udało Ci się znaleźć skrót i tym samym kolejnego manekina z dziwnie wykręconą prawą ręka, to jeszcze zauważasz drzewo wiggen, z którego możesz zebrać odrobinę składnika. Wystarczy odrobina skupienia oraz odpowiednie zaklęcie, by tym samym nacieszyć się zielarstwem. (+5 do początkowego wyniku) J — jest zimno, niefajnie i w ogóle! W zależności od charakteru albo okazujesz swoją złość, albo po prostu ją w sobie trzymasz. Nie zmienia to jednego, znaczącego faktu - może jeszcze o tym nie wiesz, ale dopada Cię Lebetius. Szykuj partię pieprzowych eliksirów!
Jeżeli nie udało Ci się znaleźć manekina:
A — uważne oko pozwala Ci zauważyć ścieżkę, która wydaje się być szybsza opcją. Gdy jednak próbujecie przedostać się przez pokrzywy, okazuje się, że nie jest to najlepszy z pomysłów. Tracicie czas na użeranie się z rośliną, a do tego kończysz z poparzeniami… ale zyskujesz trochę tejże rośliny. (-10 do początkowego wyniku) B — błoto, błoto, wszędzie błoto, a Ty twarzą do tego błota wpadasz. Gęste, klejące się do twarzy, a nawet nie wiesz, czy to w ogóle jest błoto. Nie jest to najprzyjemniejsze doświadczenie, co nie zmienia faktu, iż musisz się dość szybko ogarnąć, aby nie opóźnić własnej drużyny! (brak zmiany początkowego wyniku) C — jest dobrze. Drzewa skutecznie chronią Was przed deszczem, a do tego udaje się Ci się znaleźć błyszczące na kamieniu galeony w ilości dziesięciu sztuk. Pędzisz do przodu tak szybko, że nawet drużyna ma problem, by za Tobą nadążyć! (+10 do początkowego wyniku) D — nic Cię nie powstrzyma… do czasu, gdy nie stawiasz krzywo nogi i zwyczajnie skręcasz sobie kostkę, upadając niefortunnie na własny tyłek. Jeżeli ktoś z Twojej drużyny posiada 15 pkt z Uzdrawiania, możesz skorzystać z jego pomocy; w innym przypadku uznaj, że poprosiłeś o nią obserwatora. (-10 do początkowego wyniku) E — zauważasz drabinę prowadzącą na drzewo, z której postanawiasz skorzystać, by zaobserwować z góry otoczenie. Dostrzegasz, po krótszej chwili, manekina tuż obok jednej z lisich nor, w związku z czym, po krótszym czasie, jesteś w stanie uleczyć fantoma. Rzuć kostką na leczenie! (brak zmiany początkowego wyniku) F — już chcesz odpędzić owady kręcące się przy Twojej twarzy za pomocą zaklęcia, gdy… różdżka wpada Ci zwyczajnie do błota! Szybko się z nią uporałeś, ale poszukiwania w tym wszystkim spowodowały, że chyba nie aż tak szybko… Biegniesz przed siebie i po chwili zauważasz kompanów, którzy raczej nie są z Twojego powodu opóźnienia zadowoleni. (-5 do początkowego wyniku) G — zahaczyłeś kurtką o ostry krzew, kompletnie ją sobie dziurawiąc… Gałęzie aż przebiły się przez materiał, ale na szczęście uniknęły skóry. Nie jest to najprzyjemniejsza opcja, aczkolwiek wychodzisz z tego cało za pomocą prostego Diffindo i nawet nie przyczyniasz się do opóźnienia swojej drużyny! (brak zmiany początkowego wyniku) H — czy to zesłanie boskie? Czy to po jakiś cud? Nie, to czarny kruk, który unosi się przed Wami i wskazuje Wam znacznie szybszą drogę. Zwierzę Faolana postanowiło Wam dopomóc, odnajdując w Tobie bliżej nieokreślony błysk, w związku z czym ruszacie znacznie szybciej do mety. (+10 do początkowego wyniku) I — warunki panujące w lesie nie są ani przyjemne, ani ciekawe, ale kto powiedział, że będzie kolorowo? No właśnie nikt. Nie zmienia to faktu, iż deszcz runął tak mocno, że, nawet jeżeli zastosowałeś zaklęcie, to skończyłeś mokry od stóp do głowy! Może proste Silverto zadziała? (brak zmiany początkowego wyniku) J — mapa do góry nogami w ogóle nie zdaje się być użyteczna. O dziwo jesteś w stanie określić, gdzie się dokładnie znajdujecie i tym samym wystosować odpowiedni skrót, kiedy to uważniej się jej przyglądasz, próbując uchronić materiał przed wilgocią. Gratulacje! (+5 do początkowego wyniku)
Czwarta kostka — leczenie
Rzuć kostką k6, by dowiedzieć się, jak poszło Ci leczenie manekina, o ile go znalazłeś. Każde 8 pkt z Uzdrawiania pozwala na wykorzystanie jednego przerzutu. Przerzuty nie resetują się z każdym kolejnym postem. Jednorazowo możesz poprosić towarzysza o pomoc, gdy masz punkty ujemne, wtedy automatycznie otrzymujesz korzystną kostkę znajdującą się najbliżej Twojej kostki, ale nie najkorzystniejszą. Przykład: wylosowałeś dwa oczka, w związku z czym tracisz 10 punktów do początkowego wyniku drużyny. Jeżeli poprosisz znajomego o pomoc, Twoja kostka zmienia się automatycznie na trzy oczka (nie tracisz punktów), jako ta mniej korzystna, ale lepsza od poprzedniej.
jedno oczko — może się tego nie spodziewałeś, ale Twoje umiejętności są nadzwyczaj dobre - bez problemu zajmujesz się obrażeniami u manekina, w związku z czym ten ma dobrze założone bandaże i zapewnioną opiekę medyczną. Idzie Ci to na tyle sprawnie, że śmiało udaje Wam się przejść dalej i tym samym zyskać trochę czasu (+5 do początkowego wyniku).
dwa oczka — co jest nie tak? Próbujesz rzucić jakiekolwiek zaklęcie, aczkolwiek różdżka postanawia kompletnie się zbuntować i jedyne, co wydostaje się z jej końca, to w sumie drobne iskierki. Tracisz sporo czasu na przywołaniu tego do porządku i tym samym powodujesz opóźnienie u własnej drużyny (-10 do początkowego wyniku).
trzy oczka — początkowo pojawiły się problemy, zaklęcie o mało co nie zadziałało odwrotnie, aczkolwiek udało Ci się je dość szybko zażegnać. Dobrze zajmujesz się manekinem i tym samym idealnie gospodarujesz czasem, nie powodując ani zatrzymania się na dłużej, ani znacznego przyspieszenia (brak zmiany początkowego wyniku).
cztery oczka — chyba Ci to w ogóle nie wychodzi tak, jakbyś chciał. Zaklęcia są słabe, pozbawione odpowiedniej mocy, a rany, które udało Ci się zasklepać, zwyczajnie się otwierają. Trochę czasu mija, zanim kompletnie jesteś w stanie opanować te niekorzystne warunki (-5 do początkowego wyniku).
pięć oczek — perfekcyjnie udaje Ci się uleczyć manekina. Niezbyt długo się zastanawiasz nad jego uleczeniem, a do tego bez problemu zabezpieczasz go i zabierasz ze sobą za pomocą prostego zaklęcia. Gratulacje! (+15 do początkowego wyniku)
sześć oczek — kiedy chciałeś rzucić zaklęcie, woda naleciała Ci do ust i tym samym spowodowała niewyraźną inkantację. Nim się obejrzałeś, a czar podpalił okoliczne drzewo! Na szczęście deszcz szybko gasi płomień, a Wy znajdujecie tajemniczą, wydeptaną ścieżkę, dzięki której możecie, nawet jeżeli ogarnianie manekina zjadło sporo czasu, poruszyć się do przodu znacznie szybciej (+5 do początkowego wyniku).
Piąta kostka — niespodzianka
Rzuć kostką 2k6, by przekonać się, czy uda Ci się odnaleźć drobny upominek! Pamiętaj, że jeżeli ktoś z drużyny Twojej lub przeciwnej już go znalazł, to nie możesz już z niego skorzystać!
1,1 — udaje Ci się odnaleźć kulę światła; emanujące delikatną mgiełką, wymaga odpieczętowania na mecie. Ale… co to może w sumie być?
inne kombinacje — niepowodzenie.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Czw 29 Paź - 23:21, w całości zmieniany 17 razy (Reason for editing : Aktualizacja: dodanie wilkołactwa ze względu na osobę z genetyką)
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Końcowy wynik: +5 za literkę i +5 za szóstkę z uzdrawiania manekina
Po konfrontacji z misiem i Perpetuą, miała ochotę tylko na to, by wrócić do kruczej wieży, wziąć gorącą kąpiel i walnąć się do łóżka. Teraz gdy nieco ochłonęła, mogła spojrzeć na sprawę trzeźwo. Zrobiła sobie ze Szkotką zakład o to, czy ta trafi nim w drzewo. Na zajęciach terenowych, o których wiedziała od Felka, że będą pod opieką nauczyciela. Właściwie, to Felek zapomniał jedynie o zaproszeniu samego Hampsona i Papieża Franciszka. Ostatnio tylu belfrów w jednym miejscu widziała podczas meczu uczniów z profesorami. Ale wracając do ich czynów. Jeżeli to nie było przeciwieństwem kruczej mądrości, to nie wiedziała, co mogło nim być. Co prawda wciąż wierzyła w to, co mówiła. Ale tłumaczenie nauczycielowi opieki nad magicznymi stworzeniami, że zabijanie chochlików jest najskuteczniejszą metodą walki z nimi, bo martwe nic nie odjebią? To nie miało najmniejszych szans na powodzenie.
Gdy się okazało, że jednak ma wziąć udział w zajęciach, skurczyła się w sobie. Czuła, że to jakiś rodzaj kary od nauczycieli, którzy kazali jej się męczyć z różnymi spojrzeniami ze strony reszty uczniów. Złośliwymi, niedowierzającymi, karcącymi. Bardzo szybko ułożyła w swojej głowie plan działania, który miał pomóc jej przetrwać. Odcięła się od innych. Szła sama, z tyłu, własnymi ścieżkami, ze swoimi myślami. Zresztą, ostatnią rzeczą, na jaką miała teraz ochotę, była rozmowa. Chciała jak najszybciej się stąd wyrwać, a będzie to możliwe tylko wtedy, gdy pierwsi wyjdą z lasu.
Z milczącym pytaniem w spojrzeniu oceniła lokację, jaką wybrał im Puchon, po czym ruszyła na poszukiwania. Szła przez mokry chłodny las, rozglądając się dookoła. Nie licząc wstępu, który cieniem położył się na całej reszcie, było naprawdę pięknie. Jako rodowita mieszkanka nadmorskiego miasta, nie miała zbyt dużej styczności z lasami. Jako dziecko zbierała skarby zgubione przez innych w dokach, nie grzyby czy owoce leśne. Tym bardziej cieszyła ją takie wyjścia, nie licząc obecnego.
Nagle coś jej błysnęło w oddali. Kawałek czerwieni i czerni. Zatrzymała się, podeszła powoli w tamtym kierunki i dostrzegła fantoma leżącego wśród paproci. Tym kawałkiem czerni i czerwieni był poruszony wiatrem kawałek flanelowej koszuli, w którą ubrany był manekim. Okazało się, że jest chory na ciężki przypadek „drzazgowicy”, strasznej choroby objawiającej się drewnianymi drzazgami w ciele. Wykorzystała zaklęcie, którego miała okazję nauczyć się na lekcji WDŻ, opatrzyła rany i już miała wstawać, gdy dostrzegła wąską leśną dróżkę prowadzącą pomiędzy gęste drzewa. Zaciekawiona i nieco podekscytowana, uśmiechnęła się do siebie, odpalła lumosa i ruszyła ścieżką. Przeszła dobre dwie minuty, nim natknęła się na niewielką leśną polankę. Na polance tej znajdował się ucięty pień, na którym leżał kolejny fantom, również we flaneli. Najwidoczniej byli drwalami. W czym się utwierdziła, widząc jego przypadłość.
- Proszę, proszę, co my tu mamy – powiedziała do siebie, wczuwając się w rolę Dr Housa, którego często oglądała z tatą. – Wybity bark… hmmm… cóż. Wyraźne objawy "siekierozy" z przerzutami na staw łokciowy. A gdyby pan jeszcze przestał masturbować się w wannie, to miałby pan silniejszy forehand i w końcu wygrałby ze szwagrem w tenisa.
Kto by pomyślał, udało jej się znaleźć przyjemność i zabawę w tej całej chujozie?
Z miejsca zajęła się manekinem. Usztywniła kończynę zaklęciem Ferula, po czym potraktowała go jeszcze musculus dolet. Ziomek był drwalem, bankowo miał zakwasy od machania siekierą. Niestety, jej dobre chęci spełzły na niczym. Kiedy inkantowała zaklęcie, zakrztusiła się… własną śliną. Kaszlnęła, różdżka trafiła w drzewo, a to stanęło w płomieniach.
- O kurwa. – bąknęła cicho. Już leciała w tamtym kierunku z różdżką strzelającą wodą, kiedy deszcz załatwił za nią robotę. I odsłonił przy okazji ścieżkę, która wyglądała na tę ścieżkę. Tę ścieżkę, która miała wyprowadzić ich z lasu. Podeszła do drzewa i się okazało, że los tego dnia postanowił dać jej kolejny mały promyczek słońca wśród tych wszystkich chmur. Było to drzewo wiggenowe. Czy prędzej zaczęła je dokładnie oglądać, aby ostatecznie zaopatrzyć się w kilka składników.
Gdy skończyła, czym prędzej ruszyła w drogę powrotną, żeby powiedzieć komuś o swoim odkryciu. Nie musiała szukać długo. W połowie drogi trafiła na @Huxley Williams.
- Profesorze, chyba znalazłam ścieżkę, która nas wyprowadzi z lasu. A przy okazji znalazłam i opatrzyłam dwa fantomy. Jeżeli trafią na czas do Munga, mają szansę z tego wyjść – powiedziała. I z miejsca zaczęła się zastanawiać, jak się wytłumaczy z nadpalonego drzewa.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Sob 24 Paź - 16:03, w całości zmieniany 8 razy
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nim gra zaczęła się na dobre, mruknął do Felka, by obiecać, że będzie na siebie uważał. Pod okiem połowy kadry nauczycielskiej raczej nie miał też zamiaru niczego odpierdalać, więc grzecznie udał się na miejsce początku zabawy. Daleko nie zaszedł, gdy nagle jakieś owady zaczęły wlatywać mu w twarz. Najchętniej walnąłby je jakimś zaklęciem i tego też próbował, ale wtedy różdżka upadła mu w błoto. Solberg zaklął cicho pod nosem jakoś nieszczególnie dziwiąc się, że coś takiego spotyka go już na samym początku zajęć. Z głośnym westchnięciem usiadł na ziemi i grzebiąc w błotku zaczął szukać swojego magicznego patyczka. W końcu znalazł go i zorientował się, że grupa była już hen hen przed nim. Nie tracąc więcej zbędnego czasu, cały ujebany błotem, zaczął nadganiać resztę drużyny. W końcu na horyzoncie zawidniały ich (niezbyt)szczęśliwe pysie. -Wybaczcie musiałem się uporać z tymi- kurwisznami - insektami. - Dokończył kulturalniej zwracając uwagę na obecność Huxleya. Pierwszy sukces zaliczony. Jeszcze jakby udało mu się chociaż jednego manekina dorwać, może wracać do zamku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Zadania w terenie to było to czego zdecydowanie brakowało na zajęciach w Hogwarcie. Chociaż było pare przypadków, właśnie takiej formy lekcji, to i tak za mało. Dlatego pomysł Felinusa był wręcz idealną okazją do dotlenienia się i przy okazji poćwiczenia magii leczniczej. Pod warunkiem, że po drodze nie straci się punktów... Ale niektórzy ze zgromadzonych, postanowili ten punkt olać. Na szczęście podział na drużyny był bardzo trafiony i był w teamie razem z Soph, Maxem, Willem, Olą i kilkoma innymi znajomymi. Zapowiadała się ciekawa rozgrywka, bo przeciwnikami, byli równie utalentowani magicznie zawodnicy. Swoją przygodę zaczęli w miejscu dość dziwnym, jednak biorąc pod uwagę nazwę ich grupy, nikogo nie powinien dziwić skalny nagrobek, od którego zaczęli przemierzanie wybranego wcześniej przez Lowella terytorium. Trzeba było szukać magicznych manekinów. To znalazł. Chyba szczęście mu dopisywało, bo dosłownie potknął się o jednego, który leżał sobie pod jednym z drzew, kiedy Sinclair wyskoczył zza krzaków. Okazało się, że "poszkodowany" został ugryziony przez jadowite zwierze o czym świadczyła opuchnięta już bardzo mocno kończyna, na której znajdowała się charakterystyczna rana ukąszeniowa. Proste Sugervirus załatwiło sprawę, choć fantom raz po raz jęczał, bo sam proces usuwania trucizny z organizmu nie należał do przyjemnych. W momencie kiedy Lucas pochylał się nad rannym, kończąc opatrunkiem rany, poczuł coś zimnego na karku. Jednak kiedy się odwrócił, rozglądnął się i skierował głowę do góry, jakby sprawdzając czy jakaś kropla wody miała prawo spaść mu z liści na szyję. Przez chwilę przestało padać, więc dziwny dla niego był ten zimny "dotyk". Wyprostował się, zauważając @Maximilian Felix Solberg. Starszy Ślizigon nie miał pojęcia, że za nim znajduje się magiczne stworzenie, którego nie jest w stanie dostrzec. A który może okazać się bardzo pomocny w ich grze, bo zna okolice.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ledwo dołączył spowrotem do drużyny, a już @Lucas Sinclair znalazł manekina. Trzeba było przyznać, że załogę mieli naprawdę dobrą. Nim jednak Solberg zdążył pogratulować kumplowi tego, jak ten poradził sobie z pacjentem, zauważył coś, co dużo bardziej go zainteresowało. Za starszym ślizgonem stał testral. Pierwszy, jakiego Max miał okazję ujrzeć w swoim życiu. Gdy Lucas się podnosił, zwierzę zwróciło swoje ślepia w kierunku Solberga, który to do niego podszedł. -Ło kurwa... - Mruknął pod nosem, gdy już stanął ramię w ramię z przyjacielem. Lucas jednak zwrócony był tyłem do kościstego zwierzęcia, a Max patrzył prosto w jego oczy. Przez chwilę w milczeniu obserwował testrala, jakby próbując wyczuć, jakie on ma wobec nich zamiary. -Czy możesz pomóc nam znaleźć drogę? - Zapytał łagodnie majestatyczne zwierzę. Nie mógł uwierzyć, jakie szczęście go dzisiaj spotkało mimo upuszczonej wcześniej różdżki. Przestało go nawet obchodzić to, że obecnie był cały uwalony błotem. Po kilku napiętych sekundach, testral w końcu spojrzał ponownie na Maxa i gestem łba pokazał, by szedł za nim. Koniowate stworzenie poprowadziło go wprost na wylot jednej ze ścieżek. Solberg skłonił się testralowi i dopiero gdy stworzenie odeszło, zwrócił się do reszty grupy. -Hej! Chodźcie tutaj! Mamy drogę! - Pokazał wszystkim ścieżkę i ruszył przodem. -Nie uwierzysz, stary! Prosto w kark dyszał Ci testral!- Zwrócił się w końcu do Lucasa, któremu należały się wyjaśnienia tej całej dziwnej akcji. Stawiali kolejne kroki, tym samym rozglądając się za leżącymi gdzieś manekinami. Po chwili Max usłyszał coś i podbiegł w kierunku zarośli. Szczęście naprawdę mu dopisywało teraz, bo odnalazł kolejnego "pacjenta". Jego manekin był zziębnięty i potrzebował się ogrzać. Ślizgon prędko chwycił za różdżkę z zamiarem rzucenia zaklęcia, które znał tylko dzięki temu, że Felek ciągle w ten sposób rozgrzewał swój organizm. Niestety, woda wleciała Maxowi do ust i zamiast uratować manekina.... Podpalił okoliczne drzewo. Gdy tylko zauważył, co się stało, jego ciało zareagowało w tak dobrze znany mu sposób. Spięcie mięśni, pustka w głowie i uniesiona różdżka, z której jednak nie poleciało żadne zaklęcie. Na całe szczęście deszcz ugasił płomienie i chłopak mógł odetchnąć z ulgą. Przez krótką chwilę musiał dojść do siebie, a gdy już ponownie odzyskał spokój w głowie, powrócił do manekina. Tym razem bezbłędnie rzucił zaklęcie rozgrzewające i przy pomocy zaklęcia lewitującego, poderwał "pacjenta", by móc go swobodnie przetransportować. Dopiero wtedy zauważył, że płomienie odkryły przed nimi drogę. -Chyba nie ma co iść naokoło? - Zwrócił się do reszty i pierwszy wkroczył w zarośla. Zaczął się zastanawiać, czy ostatnio nie zrobił czegoś głupiego, przez co ciążyło na nim fatum, bo gdzie się nie ruszył, sprowadzał na siebie swój najgorszy koszmar.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Wcześniejsza akcja z chochlikami, czy co to tam było, w gruncie rzeczy chuja go obchodziła, nie był jakimś nawiedzonym człowiekiem, który reagował na wszystko, co się dookoła niego działo, co oczywiście mogło być uznawane za grubiaństwo, czy cokolwiek podobnego, ale znowu - miał na to całkowicie wyjebane. Był tutaj z innych powodów, niż jakieś zapierdalanie za to, że ktoś robił sobie jaja z tych stworzeń, szkodników, czy czym tam dokładnie były. To trochę jakby się wpierdalać, że ktoś truje mrówki w domu albo robi coś podobnego. Tak czy inaczej, zamierzał skupić się na szukaniu tych pieprzonych manekinów, ostatecznie po to tutaj przyszli i to wydawało mu się w tym wszystkim, o dziwo, najwłaściwsze, a jakoś wyjątkowo nie był tego dnia duszą towarzystwa, co dało się dość łatwo zauważyć, bo nie pchał się nigdzie do przodu i po prostu rozglądał się w poszukiwaniu manekina, tyle. Lazł za pozostałymi, nie mając zbyt wielkiej ochoty na to, żeby się spieszyć, ale jak widać życie postanowiło pobawić się nieco jego kosztem, bo chociaż nie zapierdalał w tym całym deszczu i nie robił z siebie chomika na dopalaczach, to i tak musiał źle stanąć. Noga wykręciła mu się gwałtownie w kostce nim zdołał zareagować, a chwilę później siedział na ziemi, w błocie i zaciskał mocno zęby, zamierzając po prostu wstać, bo ostatecznie nie był jakimś pierdolonym kaleką. Szkoda tylko, że kostka zaczęła go naprawdę solidnie napierdalać, jakby jednak nie wszystko było z nią dobrze, co skwitował uroczym: - Kurwa - rzuconym pod nosem, a potem potarł z irytacją oczy, zastanawiając się, czy ten dzień może być jeszcze bardziej pierdolnięty. Ani nie szło mu szukanie, ani nie szło mu, o ironio, chodzenie.
______________________
Never love
a wild thing
Prudence Nordman
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 170
C. szczególne : Blizny, różnej długości, głębokości i szerokości, głównie na plecach i nogach, choć zdarzają się też na ramionach; dołeczki w policzkach
Nigdy nie narzekałam na swoją orientację w terenie, ale jednak wolałam trzymać się całej swojej drużyny, tak po prostu, dla pewności. Przynajmniej do momentu, w którym nie rozpoznałam miejsca, w którym to rozpoczęła się nasza zabawa. Ta część lasu była zdecydowanie częściej omijana, co dla mnie było dobrą wiadomością; lubiłam takie miejsca i zawsze starałam się odnotować w głowie sposób, w jaki do nich dotarłam. I, biorąc pod uwagę moje zorientowanie w tym terenie, naprawdę liczyłam na to, że się nie zgubię i, kto wie, może trochę dopomogę drużynie. Chyba ptaka w pudełku. Deszcz, ograniczona widoczność - myślałam, że zeświruję ze świadomością, że przecież nic nie uda mi się zrobić. Zero, kompletnie nic; a nie chciałam być przecież kompletnie bezużyteczna, bo jak to tak? I jeszcze to szukanie manekinów... Węch. Ten zmysł chyba nigdy mnie jeszcze nie zawiódł, muszę podziękować ojcu za swój jakże wyjątkowy dar. Manekina bezproblemowo zdołałam znaleźć, a uleczenie go i zabezpieczenie nie sprawiło mi większego problemu. I z powrotem do drużyny też nie... Coś zbyt łatwo poszło, może to po prostu taki dzień? Albo wszystkim idzie jakoś lepiej, nie wiem.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Podskoczyła w miejscu i odwróciła się gwałtownie z szerzej otwartymi oczami, gdy usłyszała tuż za swoimi plecami bardzo znajomy głos i dosłownie chwilę później poczuła oplatające ją ręce. Została nagle wyrwana ze swoich rozmyślań o niczym, więc chyba nic dziwnego, że taka była jej reakcja. Początkowy szok szybko jednak ustąpił miejsca spokojowi i powoli zaczynała się rozluźniać. - Nie mam pojęcia, ale cokolwiek by to nie było, zapewne udało ci się to skutecznie przestraszyć - odparła, również lekko się uśmiechając i wtulając w chłopaka, zupełnie jakby chciała się w ten sposób odgrodzić od wszystkiego innego, co ich otaczało. Zaraz po tym zresztą wybuchło całe to zamieszanie z chochlikami, które nieźle nią poruszyło. Nie potrafiła patrzeć obojętnie na czująś krzywdę, czy to człowieka czy innej żywej istoty i w głowie jej się nie mieściło, że ktoś mógł w pełni świadomie ją wyrządzać. Słysząc słowa Ślizgona jedynie pokręciła z niedowierzaniem głową, aby następnie z cichym westchnięciem oprzeć ją na jego piersi i przymknąć oczy. Nie była w stanie tego w jakikolwiek sposób skomentować, nawet nie miała na to sił.
Nieco się rozbudziła, kiedy Felek zaczął objaśniać im zasady wielkiego poszukiwania manekinów, na które mieli się udać. Nie było ich wcale tak mało, ale nie wydawały się też być jakoś specjalnie skomplikowane, a poza tym w każdej chwili w razie wątpliwości czy coś mogła podejść do opiekuna grupy. O grobie nieznanego czarodzieja oczywiście słyszała, choć nigdy nie zapuściła się w tamtejsze tereny. Cóż, teraz miało się to zmienić. Słysząc, że liderem ich zespołu został @William S. Fitzgerald najpierw zmarszczyła brwi, a później omal nie wybuchła głośnym śmiechem, o który akurat dzisiaj by siebie nie podejrzewała. - Przecież z tobą jako przewodnikiem to my co najwyżej zabłądzimy i tyle będzie z ratowania manekinów - parsknęła, spoglądając na trzymany przez Ślizgona kawałek pergaminu. Warunki atmosferyczne też cudowne nie były, więc naprawdę by się nie zdziwiła, gdyby gdzieś po drodze źle skręcili... Albo w ogóle wleźli na tereny, na których nie powinni się znaleźć. - Następnym razem muszę powiedzieć Felkowi, żeby staranniej wybierał liderów - cmoknęła jeszcze, nim cała wesoła brygada "Grabarzy" wyruszyła w las. A droga nie należała do tych przyjemnych. Na pewno wpływ miał na to również deszcz - ścieżkę znaczyły kałuże, w które Krawczyk co jakiś czas wchodziła, bynajmniej naumyślnie. W taki sposób szybko przemiły jej buty, ale jakby tego było mało czuła, jak na kaptur na jej głowie spadają z gałęzi drzew ciężkie krople wody. Oj tak, pogoda to mogła być zdecydowanie lepsza. - Widzisz gdzieś te kukły? - spytała w końcu, zerkając w stronę Willa. Jednocześnie na jej nosie rozprysła się kropla wody, na co Puchonka odskoczyła w tył, zupełnie nie będąc przygotowaną na takie rzeczy. Zahaczyła przy tym kurtką o jakąś wybitnie sterczącą gałąź i aż poczuła ją na lewej łopatce. Najgorsze było to, że cholera nie chciała jej puścić, a Krawczyk niespecjalnie widziało się zostanie w lesie. Próbowała się wyswobodzić, nie rwiąc przy tym materiału, ale szybko zdała sobie sprawę, że nic z tego nie wyjdzie. Do akcji wkroczyła więc różdżka i zaklęcie, z którym akurat sobie radziła. - A tak lubiłam tą kurtkę - jęknęła z żalem, próbując tak przekręcić głowę, aby zobaczyć szkody. Nie była jednak sową ani żadnym stworzeniem, które mogli tak zrobić, więc jej się to nie udało.
W pierwszej chwili zdębiał, kiedy zobaczył minę kumpla i po chwili usłyszał słowa, które nie były skierowane do niego, ale do kogoś za jego plecami. Obejrzał się, jednak nikogo tam nie było. - Do kogo Ty mówisz? - rzucił do Maxa, który pytał o drogę, jednak Sinclair nie miał pojęcia kogo. Czy mieli jakiegoś niewidzialnego uczestnika gry, który miał im podpowiadać? Ale skąd do cholery Solberg o nim wiedział... W każdym razie okazało się, że jakoś znaleźli ukrytą ścieżkę i mogli nadgonić trochę czasu. I dopiero wtedy dowiedział się o stworzeniu, które widział Max. Wydał z siebie tylko bezgłośne "wow", zanim dostrzegli kolejne fantomy, które potrzebowały pomocy. Musieli się znowu rozdzielić. Jednak Lucas nie zdążył nawet dojść paru kroków, kiedy potknął się o coś i wyrżnął plecami w błoto. I tak niefortunnie ustawił rękę, że przy okazji obtłukł ją sobie i każdy, nawet najmniejszy ruch powodował ból. Do tego była to jego dominująca ręka, więc sam nie mógł siebie uzdrowić. - Stary, chodź no jeszcze na chwilę, zanim zajmiesz się tym koleżką - zawołał do @Maximilian Felix Solberg, bo ten nie zdążył się jeszcze na tyle oddalić. Musiał kątem oka widzieć jak starszy Ślizgon pokazowo zalicza glebę, więc nie musiał mu dużo tłumaczyć, wskazał tylko opuchniętą dłoń. Cieszył się, że kumpel też był dobry w magii leczniczej. Kiedy był już sprawny, podszedł do manekina aby spróbować mu pomóc. Omal z tego całego zamieszania nie zadziałał odwrotnym zaklęciem, jednak w porę się zorientował i w miarę szybko kontuzja fantomu została uleczona. Można było iść dalej.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kostka główna:54 (rzut Willa) Znalezienie manekina:3 Zdarzenie losowe: D Uleczenie:1 (+5) Ilość przerzutów: 3/5 Niespodzianka:1,1 Zyski: 10G i niespodzianka Końcowy wynik: 54 + 35 = 89
I wystartowali. Wyglądało na to, że dzisiejsze spotkanie laboratorium medycznego będzie niezwykle interesujące. Wyglądało na to, że Felinus naprawdę potrafił wymyślić ciekawy koncept na zajęcia laboratorium medycznego. W czasie marszu za dzierżącym mapę Willem, Krukonka szła w niewielkim oddaleniu od grupy, rozglądając się uważnie we wszystkie strony, starając się dostrzec czy gdzieś przypadkiem nie spoczywa któryś z manekinów wymagających pomocy. I jak widać jej starania odniosły jakiś efekt, bo oto mijając jedno z drzew dostrzegła potencjalnego pacjenta znajdującego się w pewnym oddaleniu. Postanowiła zejść do niego po błotnistej ścieżce. W trakcie oczywiście musiała zgubić swój but, który następnie przywołała do siebie przy pomocy Accio... z miłym dodatkiem 10 galeonów, które schowała do kieszeni, gdy tylko już założyła swojego niemieckiego adidasa ponownie na stopę. Obrażenia manekina nie były zbyt poważne. Ot krwawiąca rana na ręce, którą Strauss w miarę szybko zasklepiła i owinęła wyczarowanym z różdżki bandażem nim na koniec uniosła ciało przy pomocy Mobilicorpus. Wracając do grupy natknęła się jeszcze przy okazji na unoszącą się w powietrzu kulę światła, którą postanowiła zbadać i zabrać ze sobą na metę. Tam spróbuje ją odpieczętować i zobaczyć co znajduje się w środku.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nie próbował skryć swojego delikatnego rozbawienia na widok jej reakcji na swoje pojawienie się, choć naprawdę nie usiłował jej w żaden sposób wystraszyć ani nic. Efekt uboczny, można rzec. — I bardzo dobrze — zamruczał w odpowiedzi wciąż z tym samym uśmiechem na ustach, obejmując dziewczynę ciaśniej, gdy się w niego wtuliła. Pozwolił sobie też na podparcie podbródka na jej głowie, kiedy z cichym westchnięciem oparła ją o jego pierś. Sytuacja z nieszczęsnymi chochlikami dość szybko została opanowana, więc niemal momentalnie stracił zainteresowanie tym, woląc skupić się na Puchonce w swoich ramionach. Zrobiło się tak miło i przyjemnie, pomimo paskudnej aury pogodowej, że nawet byłby w stanie zapomnieć, że zebrali się tu w jakimś konkretnym celu.
Trochę niechętnie odsunął się, wypuszczając Olkę z objęć, gdy Lowell po objaśnieniu zasad zabawy w wielkie poszukiwanie manekinów podzielił ich na zespoły. Oni wylądowali w tym, który miał rozpocząć swoje poszukiwania we wschodniej części lasu, przy grobie nieznanego czarodzieja. Coś mu się tam w sumie obiło o uszy, ale nigdy go raczej nie ciągnęło w te rejony. Okazało się też, że to jemu została powierzona rola lidera grupy i właśnie na jego ręce Puchon złożył mapę okolicy wedle której mieli się kierować w swoich poszukiwaniach. To mu nawet odpowiadało, bo zawsze czuł się dobrze jako przewodnik stada, zwykle i tak dążąc do objęcia tej funkcji przy pracy w grupach. Zawiesił spojrzenie na Krawczyk, która sprawiała wrażenie jakby miała buchnąć śmiechem, wywracając zaraz teatralnie ślepiami na jej słowa. — Dzięki za wiarę, na ciebie to zawsze można liczyć — rzucił niby z wyrzutem, ale figlarne iskierki w oczach i uśmiech błąkający się w drgających kącikach ust wyraźnie przemawiały za tym, że wcale nie jest zły ani nic w tym guście, a prędzej rozbawiony; w końcu dzień bez chociażby odrobiny droczenia się byłby dniem straconym, prawda? — Mów jednak co chcesz, ja tam myślę, że dokonał najlepszego możliwego wyboru — dodał, jakże skromnie, błyskając zębami w jej stronę nim wysforował się na czoło Grabarzy, żeby poprowadzić tą radosną ferajnę przez las wyznaczoną im trasą, studiując przy tym otrzymaną mapę. Pogoda naprawdę pozostawiała mnóstwo do życzenia – zimno, mokro i deszczowo. Chwila w tych warunkach i już miał wrażenie, że przemókł do suchej nitki, choć niby wierzchnie okrycie w postaci kurtki miało go przed tym chronić. A taki wał. Brnął jednak dzielnie przez błotnistą ścieżynę, wodząc spojrzeniem wokół za poukrywanymi na trasie manekinami; jednocześnie też starał się mieć na oku grupę, żeby nikt mu się gdzieś nie zawieruszył ani nic, bo jako lider to on potem najpewniej będzie świecił oczami, gdy na metę dotrą w mniejszą ilość osób niż wyruszyli z punktu startu. Wprawdzie czuwał nad nimi jeszcze profesor Williams, który zapewne do takiej sytuacji nie dopuści, ale rudzielec wolał dmuchać na zimne. Albo on źle patrzył, albo te manekiny były aż tak dobrze skitrane w okolicznych zaroślach, ale do tej pory nie udało mu się dojrzeć ani jednego. I nie był w tym najwyraźniej sam. — Nie, nawet jej kawałka — odparł z przekąsem, pokręciwszy przecząco głową, przystając i spoglądając w kierunku Olki. Dziewczyna nagle odskoczyła, zahaczając przy tym kurtką o jakąś złamaną gałąź. Wyjątkowo perfidną, bo za nic nie chciała jej uwolnić i już chciał jej w tym pomóc, żeby mimo wszystko uniknąć strat w odzieniu, ale Puchonka ostatecznie sięgnęła po różdżkę i oswobodziła się sama kosztem kurtki. W odpowiedzi na jej jęk pokręcił lekko głową, mając przy tym jednak uśmiech na ustach. — Mogę? — Podszedł bliżej, wyciągnąwszy własny magiczny patyk, by następnie prostym, niewerbalnym reparo naprawić uszkodzenia materiału. Magia to jednak piękna sprawa, dzięki niej ulubiona kurtka wcale nie musiała zostać spisana na straty. Stanął następnie z powrotem przed Olką, by z uśmiechem oznajmić: — I jak nowa. Uporawszy się z tym małym problemem sięgnął z powrotem po mapę, żeby zorientować się, gdzie są i określić dalszą trasę, kompletnie nie zauważając tego, że trzymał ją do góry nogami. Halo, to była mapa lasu, wszystko na niej wyglądało praktycznie tak samo. Musiał też trochę się nagimnastykować, żeby ją uchronić przed przebijającym się przez listowie drzew deszczem, ale dzięki temu udało mu się dojrzeć całkiem obiecujący skrót. — O, jak tu skręcimy to zaoszczędzimy sobie nieco drogi — stwierdził, wskazując głową w odpowiednim kierunku i podnosząc przy tym spojrzenie na dziewczynę, by następnie powtórzyć to samo, ale ciut głośniej, żeby reszta też go usłyszała i mogła podążyć za nim.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Znalezienie manekina:6 Zdarzenie losowe:C Ilość przerzutów: 3/5 wykorzystanych Zyski: łącznie 20G Końcowy wynik: 104
Cała kompania parła naprzód dosyć żwawym tempem, co jednak nie zmieniało faktu, że pomimo tego udało im się znaleźć dosyć sporo manekinów, które otrzymały potrzebną opiekę medyczną, a następnie zostały transportowane wraz z bandą studentów, która miała się nimi zająć. Pomimo wytężania swojego kruczego wzroku Violetta nie zdołała dostrzec żadnego innego poszkodowanego, którego powinni zgarnąć i zapewnić mu pomoc. Zamiast tego jednak udało jej się dostrzec błyszczące galeony na ścieżce, którą podążali. Nic dziwnego, że znacznie przyspieszyła kroku, zrywając się niemal do biegu, by tylko móc je zgarnąć i schować do kieszeni. Chyba naprawdę sprzyjało jej szczęście, które pozwalało jej na obłowienie się może i skromną sumką, ale wciąż niezwykle mile widzianą. Dodatkowo pomimo niezwykle paskudnej pogody znajdowali się na szlaku, który był dosyć dobrze osłonięty drzewami zapewniając im chwilowo naprawdę spokojny i stabilny marsz ku mecie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Znalezienie manekina:2 Zdarzenie losowe:E Uleczenie:1 Ilość przerzutów: 2/2 Niespodzianka: -
Zyski: - Straty: -
Końcowy wynik: 104+5=109
Podszedł do Lucasa, pomagając mu ogarnąć uraz, a dopiero później zajął się manekinem i wywoływaniem pożaru wokół siebie. Z pewnością zapamięta tę grę na długo. Pech i szczęście mieszały się ze sobą jak nigdy. Przynajmniej dla Maxa. Szedł dalej, patrząc jak inni zbierają manekiny. Nie miał tyle szczęścia i ciągle targał za sobą tylko jednego koleżkę. W końcu, czując wyjątkowy zastój i przypływ weny, wpadł na pewien pomysł. Nieopodal ujrzał drabinę, prowadzącą wprost na jedno z wyższych drzew. -Zaczekajcie, zrobię rozeznanie. - Powiedział w stronę grupy i już pokonywał kolejne szczeble. W końcu znalazł się w koronie drzewa, skąd miał naprawdę dobry widok na najbliższą okolicę. Przez chwilę nie dostrzegł nic specjalnego, aby w końcu zauważyć manekina obok jednej z lisich nor. Praktycznie zeskoczył z drzewa, nabawiając się przy tym kilku obtarć i małych ranek, jednak nie zwrócił na to uwagi bo już pędził do pacjenta. Gdy doszedł do niego, z zadowoleniem zauważył, że wymaga tylko podstawowej opieki medycznej. Uśmierzył szybko jego ból, założył mu bandaże i powrócił z pacjentem do grupy. Był już bardziej zadowolony wiedząc, że na miejsce zbiórki powróci z dwoma manekinami.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Sro 28 Paź - 18:42, w całości zmieniany 1 raz
Witam się z Felinusem, również pokazując, że pamiętam jego imię, poza tym nie wspominam nic więcej o sytuacji w której widzieliśmy się ostatnio. Jakoś tak wyszło, że nikomu o tym nie powiedziałam i nie widzę powodu, żeby to zmieniać. Potem tak stoję z chłopakami, obserwując co wyprawiają krukonki i opiekun Gryffindoru. Wydaje mi się, że wszystko jest nieco zbyt przesadzone ale rzeczywiście zapowiada się na utratę punktów, co przecież zawsze cieszy, nawet jeśli mi samej nie zależy na kolejnym zdobyciu pucharu domów. Zresztą z tego co widziałam ostatnio, na razie idzie nam średnio, chociaż biorąc pod uwagę, że jest dopiero początek roku... wszystko może się zmienić. Zaplanowana przez puchona wyprawa brzmi bardzo ciekawie, leczenie fantomów z bardzo prawdziwych warunkach to coś, co zdecydowanie może mi pomóc w nauce uzdrawiania... tyle tylko, że najpierw takiego manekina musiałabym znaleźć. Tymczasem idę z moją grupką, patrząc jak co chwila ktoś jakiegoś znajduje, sama nie mając tego szczęścia. Czy tak właśnie czują się mugole na grzybach? Wydaje się, że dostrzeżenie leżącego gdzieś kształtu wielkości człowieka to jednak łatwiejsza sprawa, ale i tak mi nie wychodzi. Zaglądam do mapy za pomocą której prowadzi nas @William S. Fitzgerald i chcąc się chociaż trochę wykazać, znajduję zajebisty w moim mniemaniu skrót, który prowadzi tylko trochę przez jakieś krzaki. Nawet postanawiam go sprawdzić ale jest tam tyle pokrzyw, że całe dłonie (jedyne odkryte fragmenty ciała poza twarzą) mam poparzone. Przynajmniej przy okazji urywam sobie parę listków, myśląc o uwarzeniu jakiegoś eliksiru w przyszłości. Ciężko powiedzieć, żeby dłonie jakoś bardzo mnie bolały, ale uczucie jest nieprzyjemne i co chwila je pocieram, idąc dalej za grupką, już (na razie) więcej nie kombinując.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Pragnę przypomnieć uczestnikom zabawy, że potrzebne są dwa posty, bym mógł Was rozliczyć. Wystarczy pięciolinijkowiec; w przeciwnym przypadku, nawet za jeden post, nie pojawi się punkt w Waszych kuferkach.
Czas ostateczny jest do 2020/10/30, godzina 23:59. Termin nie ulega zmianie ze względu na to, że muszę Was rozliczyć w tym miesiącu.
Prudence Nordman
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 170
C. szczególne : Blizny, różnej długości, głębokości i szerokości, głównie na plecach i nogach, choć zdarzają się też na ramionach; dołeczki w policzkach
Link do kostek:4, A, 3 Znalezienie manekina: 4 Zdarzenie losowe: A Uleczenie: 3 Ilość przerzutów: 0 Zyski/Straty: -/-10 do wyniku Końcowy wynik: 99-10=89
Znalezienie kolejnego manekina nie zajęło mi, o dziwo, szczególnie dużo czasu. Może dlatego, że było go po prostu słychać? Albo to już moje omamy; zapewne jedno z tych dwóch, jeżeli nie obydwa naraz. Znów oddzieliłam się od większej grupy, chociaż i tak byłam raczej na jej tyle, więc pewnie nawet nie zauważyli; manekin leżał całkiem samotnie pod drzewem, ale coś było niepokojącego w jego wyglądzie. Pazury? Był poszarpany przez zwierzę; omal tego nie pogorszyłam swoim zaklęciem, ale kryzys zażegnany, wcale nie było tak źle, jak myślałam, że będzie. Wracając do większej grupy, dałam im jeszcze znać, że może i lepiej byłoby objąć ciut bezpieczniejszą drogę, na wypadek gdybyśmy mieli spotkać się z jakimś dzikim zwierzęciem. I, szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że posłuchają kogoś, kto cały czas szedł z tyłu.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Zabawa trwała w najlepsze, choć warunki temu nie sprzyjały. Było zimno, mokro, wietrznie, a Krukonka z każdą minutą czuła się coraz bardziej osłabiona. Co była trochę dziwne, gdyż była w doskonałej formie i taki spacerek po lesie był niczym w porównaniu z na przykład torem przeszkód Avgusta. Zdecydowanie coś ją brało, co nie było dobrą nowiną przed zbliżającymi się meczami. Mimo to tłamsiła w sobie frustrację, włożyła zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki i pociągając co jakiś czas nosem, szukała cholernych fantomów. Szło jej to lepiej niż próby tłumaczenia się przed Panem Misiem, a czujne oko, choć zmęczone, dostrzegło coś w pobliskich chaszczach. Wkrótce do dwójki, którą uratowała wcześniej, dołączył ich trzeci kolega. Krukonka opatrzyła manekina szybko i sprawnie, po czym korzystając z chwili samotności, przysiadła obok niego na mokrej trawie i wyciągnęła z plecaka termos z kawą. Może gorący napój nieco ją rozgrzeje i postawi na nogi.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Całe szczęście dzięki interwencji Willa udało się uratować kurtkę, która już nie miała tej okropnej dziury na plecach. Oczywiście dałoby się i tego uniknąć, gdyby Krawczyk się chwilę zastanowiła, a nie za wszelką cenę próbowała wyrwać ze szponów gałęzi, ale mówi się trudno; poza tym ostatecznie żadnych strat nie poniosła. Ruszyli zatem dalej, a Puchonka tym razem bardziej uważała na to, gdzie stawia swoje kroki i jeszcze bardziej naciągnęła kaptur na czoło, chcąc uchronić się od kolejnych kropel wody spadających z drzew wprost na jej twarz, bo wcześniej właśnie przez jedną z nich odskoczyła jak oparzona i prawie nadziała na gałąź. - Jesteś pewny? Żebyśmy przypadkiem nie nadłożyli sobie drogi tym skrótem - powiedziała, usiłując zerknąć mu przez ramię na mapę. Tylko tego by jeszcze brakowało, żeby poszli nie w tą stronę co potrzeba albo zatoczyli ogromne koło. Podobno trasa nie była skomplikowana, ale jak to w rzeczywistości wyglądało, to dziewczyna nie miała zielonego pojęcia. Deszcz na pewno musiał mieć wpływ na podłoże, może będą musieli przechodzić przez większe kałuże albo jakieś chaszcze... Merlin sam jeden wiedział, chociaż zdecydowanie wolałaby, żeby nic takiego nie miało miejsca. No i manekiny, o które przecież w tym wszystkim chodziło. Cały czas nigdzie żadnego nie widziała i naprawdę zaczynała się zastanawiać, czy coś jest nie tak z jej wzrokiem czy to może inni mają jakieś nadnaturalne zdolności, bo kilka kukieł już zostało odnalezionych. Zamiast nich jej uwagę przykuł w pewnym momencie marszu kruk, który przysiadł na pniu na rozstaju dróg. Gdyby nie to, że ewidentnie wlepiał w nią swoje ślepia, to pewnie nawet nie zwróciłaby na niego większej uwagi, ale gdy tak się mu przyjrzała, rozpoznała w nim podopiecznego Felinusa. - Chodźmy tędy, będzie szybciej - odezwała się, kierując te słowa do @William S. Fitzgerald. Miała powód tak twierdzić, bo ptak w pewnej chwili wzbił się w powietrze i jakby wskazywał drogę, która najwidoczniej powinni podążyć. - Zaufaj mi - dodała jeszcze, trochę chyba chcąc przekonać samą siebie, że nie robiła żadnych kosmicznych nadinterpretacji.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Znalezienie manekina:2 Zdarzenie losowe: C → I Uleczenie: n/d Ilość przerzutów: 0
Zyski: - Straty: -
Końcowy wynik: 104 (bez zmian)
— W stu procentach, zobacz zresztą sama — odparł, pokazując jej dzierżoną w dłoniach mapę; palcem przesunął wzdłuż ich trasy, by następnie odbić w miejscu, gdzie zauważył obiecujący skrót. Wiadomo, nie był jasnowidzem i nie potrafił przewidzieć na jakie warunki się tam natkną, a mogło być naprawdę różnie – byli w końcu w lesie, cały czas padało, więc błoto pewnie było nieuniknione, ale może nie będzie go na tyle, żeby musieli w nim brodzić po kostki. Sam jednak był dobrej myśli, kilka wcześniejszych dróg na skróty znalezionych przez innych uczestników zabawy faktycznie przyspieszyło ich marsz, więc liczył, że w tym przypadku także się nie mylił i nie wpuści ich w głębokie kałuże czy inne chaszcze. Widział też, że co najmniej kilku osobom udało się odnaleźć pokitrane po krzakach manekiny, ale osobiście wciąż nie dojrzał ani jednej z kukieł. Naprawdę nie wiedział już czy był aż tak kiepski w szukaniu, czy miał może jakiegoś zwyczajnego pecha, że nie był w stanie odnaleźć żadnego z nich. Mógł to też zrzucić na karb tego, że nie mógł w pełni poświęcić swojej uwagi poszukiwaniom, musząc pilnować także grupy jako przewodnik stada czy też po prostu patrząc na mapę, żeby zanadto nie zboczyli z trasy (poza ewentualnymi skrótami, żeby przyspieszyć przemarsz). W każdym razie – wciąż nie miał na koncie ani jednego manekina i jakoś nie zapowiadało się, żeby miało to ulec zmianie. Właśnie miał zamiar podpytać @Aleksandra Krawczyk o to czy może coś zdołała jednak zauważyć, bo zdawało mu się, że szło jej równie dobrze jak jemu, ale w tym momencie uwagę dziewczyny przykuło coś na gałęzi. Powiódł spojrzeniem w miejsce, w które patrzyła, dostrzegając… czarne ptaszysko. Zaraz jednak zawiesił ciemnobrązowe oczy na twarzy Puchonki, gdy oznajmiła, żeby udali się drogą najwyraźniej wskazaną przez zwierzę. Przechylił głowę lekko na bok, zerkając za ptakiem, by znów ulokować wzrok na rudowłosej. — No… dobra, zaufam ci — odparł z uniesionym kącikiem ust, skinąwszy przy tym głową. — Mam tylko nadzieję, że przez to nie wylądujemy na jakichś manowcach czy coś, bo ja wolałbym, wiesz, wyjść kiedyś z tego lasu — dodał, błysnąwszy w jej stronę zębami, bo nie mógł się powstrzymać, by następnie zawołać do reszty grupy, żeby pokierowała się za nimi i ruszyć wskazaną przez kruka ścieżką. Nie było w końcu co zwlekać. Zwłaszcza, że chyba deszcz jeszcze bardziej się wzmógł, a on akurat na swoje nieszczęście znalazł się w miejscu, gdzie listowie było rzadsze i… w jednej chwili przemókł do absolutnie suchej nitki; miał solidne podejrzenia, że nawet zaklęcia chroniące przed tą wątpliwą przyjemnością na niewiele by się zdały. — O świetnie — sarknął, wzdychając przy tym cicho. Bez przystawania sięgnął po swoją różdżkę, żeby spróbować się po drodze choć trochę osuszyć i przestać wyglądać jak zmoknięty kurczak, choć na dłuższą metę to prawdopodobnie mijało się z celem.
Niektórzy znajdują kolejne manekiny, podczas gdy ja mogę tylko patrzeć jak je leczyć - lepsze to niż nic, o ile nie posługują się zaklęciami niewerbalnymi, mogę podpatrywać jak sobie radzą i też wyciągnąć z tego jakąś wiedzę. Trochę krążymy, bo jedna z krukonek twierdzi, że czai się tu jakieś groźne zwierzę, co prawda sama trochę w to powątpiewam, bo uszkodzony manekin może znaczyć tylko tyle, że jest co leczyć a nie, że coś niebezpiecznego się tu zaraz kręci... no ale trudno. Tak widać wygląda praca w większej grupie. Potem z kolei dziewczyna Willa znajduje skrót - ciężko powiedzieć czy dobry, na pewno znowu idziemy inaczej niż pokazuje mapa. Trochę już nie mam nadziei, że cokolwiek dzisiaj zrobię. Mapa zapowiada podobno, że już bliżej niż dalej końca. I chyba akurat wtedy, kiedy przestaję się aż tak uważnie rozglądać, w jakiejś wysokiej trawie dostrzegam manekina. Całe szczęście nim tak o po prostu przez tę trawę przechodzę, zatrzymuje mnie Lucas, który jak wiadomo jest lepszy ode mnie pewnie we wszystkim (może poza lataniem, hehe), bo ciągle siedzi w książkach, mówiąc, że właśnie zamierzam wejść w brzytwotrawę. Tak więc będąc nieco ostrożniejsza, pomagam sobie zaklęciami, żeby dostać się do mojego chorego. Okazuje się, że ma złamaną nogę - tylko tyle i aż tyle. Nie umiem co prawda całkiem zrosnąć mu kości, zresztą nawet nie wiem czy to można zrobić zaklęciem - raczej obstawiałabym eliksir - aż za pomocą Ferula unieruchamiam nogę i chyba tak może być.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Znalezienie manekina:3 Zdarzenie losowe: B - mnóstwo rzutów - E Uleczenie:5 Ilość przerzutów: 6/6 Zyski: - 10 g Straty: n/d Końcowy wynik: 104
Powiedzieć, że miał tego dnia przejebane, to jak nie powiedzieć nic. Był już zmęczony i chętnie po prostu by stąd wrócił, bo, do chuja pana, ile można. Jednak los miał chyba dla niego inne plany, bo po prostu musiał wpakować go w kolejną pojebaną sytuację. Dostrzegł manekina, który leżał porzucony gdzieś na boku i skierował się ku niemu bez słowa, by zaraz wypierdolić się o jakiś korzeń i wyjebać twarzą prosto w ziemię, bo przecież nie mogło być zbyt dobrze. Nie wiedział już, czy coś sobie rozwalił, czy nie, ale jedynie warknął pod nosem, uznając chyba, że naprawdę marzy tylko o tym, by pierdolnąć się na łóżko i mieć wszystko w dupie. To było najlepsze, co mógł teraz zrobić. Zamiast tego pozbierał się jednak, zabrał za leczenie manekina, a później po prostu zaczął go za sobą holować, starając się już o niczym nie myśleć, nie koncentrować na tym, jak bardzo jest dzisiaj zjebany. Był, to był, później zajmie się błotem i potencjalnymi obrażeniami na własnym ciele, bo jakichś na pewno się dorobił, biorąc pod uwagę, jak cudownie mu, kurwa, szło.
______________________
Never love
a wild thing
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Wymyślanie zaklęcia Zaklęcie: Relinite. Etap II, post II
Skorzystanie z wiedzy, którą zdobył w bibliotece, wcale nie było takie trudne. Owszem, musiał przekierować umysł na odpowiednie tory, by zbliżyć się ku wymarzonemu celowi, gdy od początku wakacji praktycznie starał się coś osiągnąć w tym zakresie, niemniej jednak po powrocie było to ciut bardziej utrudnione. Po pierwsze, wydarzenia z Derwiszami nadal się na nim odbijały, a po drugie - potrzebował lekkiego odpoczynku. Organizm wyraźnie dawał mu znać, by tak nie napierał na samego siebie, aczkolwiek obecnie jedyne, co robił, to właśnie szedł i nie zwracał uwagi na nic. Doskonale pamiętał pewne miejsce, w którym to mógłby bez żadnych problemów zająć się analizowanym problemem, by wyciągnąć w pełni działające zaklęcie. Musiał tylko się postarać. Droga do Grobu Nieznanego Czarodzieja może nie była kręta, ale zawsze wiązała się z wieloma legendami, którymi obrosło to miejsce. Znalezione zwłoki starszego czarodzieja, jakieś rzucone zaklęcie, a może morderstwo? Raz po raz słyszał najróżniejsze historie, aczkolwiek nie wiadomo, która z nich była prawdziwa. No ba - możliwe nawet, że żadna, kiedy to pokonał kolejny konar drzewa, byleby jakoś się nie wywalić niefortunnie. Ludzie, gdy nie potrafią czegoś wytłumaczyć, lubią doklejać najróżniejsze łatki. Od tych standardowych, normalnych, zahaczających o codzienność, do tych mniej realnych, które może mają w sobie ziarenko prawdy. Dzisiejszym czasom nie mógł odmówić jednej, bardzo wyszczególniającej się rzeczy; tego, że każda sensacja wzbudza zainteresowanie. Mimo to nikt nie chciał się tutaj zapuszczać. Wreszcie dotarł do lokacji, by następnie rozstawić własny bagaż w postaci bezdennej torby, którą to otrzymał od Darrena, oraz chwycić za różdżkę. Pewne niuanse zdołał zauważyć, dostrzec, w związku z czym nie czekał na nadarzenie się odpowiedniej ku temu okazji. Po prostu szedł przed siebie, by móc zobaczyć efekty własnej pracy, jak to przystało na ambicje, które reprezentował, jak również pracowitość. Parę ruchów miał zapisanych na kartce i dopiero odpowiednie testy pozwoliły mu ujawnić, które z nich będą najodpowiedniejsze. Standardowo rzucał Esnaro za każdym razem, by mieć w pełni działającą na ziemi inskrypcję; dopiero potem testował ruch nadgarstkiem, zaciskając mocniej palce na ostrokrzewie, które kryło między własnymi strukturami rdzeń z serca buchorożca. Pierwsza próba okazała się być totalną klapą, gdy chwyt podobny do tego w przypadku Finite został odpowiednio zastosowany. To nie było zaklęcie ciągłe i też, nie kończyło, w związku z czym urok nie został uwolniony, a prędzej cofnięty. Pokręciwszy własną głową, Lowell powrócił do kolejnych zapisków, w których zawarł dokładnie kolejne możliwości, jakimi to powinien się sugerować podczas testowania. Spoglądając na nie, skupił się ponownie na kolejnej próbie, która polegała na wolniejszym ruchu nadgarstkiem, jak i zastosowaniem bardziej innowacyjnej ścieżki działania. Nie była to już tarcza, a próba realnego rozwiązania problemu, jaka to mogła nieść realne działania. - Relinite. - powiedział, gdy runa Laguz pojawiła się na jednym z kamieni, a różdżkę skierował właśnie w kierunku inskrypcji. Jak się okazało, zaklęcie zadziałało, ale tylko połowicznie - nawet jeżeli powielił próby, by mieć stuprocentową pewność, że nie jest to zrządzenie losu. Okazywało się, że jakiś krok podjął, a lekki, spiralny ruch znacząco mu to ułatwiał. Jakby chciał poniekąd otworzyć księgę; kierował się właśnie tą myślą. Mimo to coś ewidentnie nie pasowało, w związku z czym były student musiał ponownie skupić się na wczytaniu w lekturę, którą sobie zapewnił. Wiele informacji na szczęście zostało spisanych podczas wypadu do biblioteki, w związku z czym słowa Vorobey'skiego nie sprawiały mu żadnego większego problemu, skoro jeszcze je dodatkowo uprościł. Wolę miał dobrą, wymowę także, w związku z czym nic dziwnego, że skupił się na odpowiedniej ścieżce wytyczonej przez drewniany patyczek; palcem wskazał sobie samemu na pewien zapis, w którym okazywało się, że nawet lekkie podbicie pociągnięcia do góry może nieść ze sobą dodatkowe efekty. Zamknął oczy, skupił się, jeszcze raz wyniósł na piedestał własne myśli, gdy ma ziemi pojawiła się znowu ta łagodniejsza z run, by zostać wyzwoloną. - Relinite. - tym razem zaklęcie w pełni zadziałało - dokładnie tak, jak sobie to wyobraził. Serce zaczęło bić momentalnie mocniej, gdy okazywało się, że nie był wcale taki zły z zaklęć, jak to podejrzewał rok temu, bo zwyczajnie brakowało mu wiary we własne zdolności. A im prędzej go rozpierało to uczucie osiągnięcia czegoś niezwykłego - to nie była modyfikacja zaklęcia, a wymyślenie całkowicie nowego, choć lekko bazującego na pomyśle Finite - tym trudniej było mu ustać w jednym miejscu. Musiał się uspokoić, by ponownie przejść do kolejnych prób, równie zadowalających. Nawet kombinowanie z bardziej zaawansowanymi runami nie sprawiało mu większych problemów, choć różdżka, momentami niepewna działań, blokowała przepływ magii. Z czasem, gdy kolejne minuty mijały, godziny prawdopodobnie jeszcze bardziej, udawało mu się osiągnąć działanie, które zamierzał zobaczyć. Lekko poprawił jeszcze działanie, by po wielu próbach i kolejnych zapiskach być dumnym z tego, co udało mu się właśnie osiągnąć. Mimo to wiedział, że jeszcze trochę minie czasu, zanim uzna to zaklęcie za stabilne; było to jednak osiągnięcie w jego karierze i ogólnie, stanowiąc furtkę do nowych możliwości, pozwalało na skupienie się na bardziej zaawansowanych rzeczach. Uśmiechnąwszy się pod nosem, nic dziwnego, że zabrał ze sobą resztę przedmiotów, by jeszcze raz na spokojnie przemyśleć pewne sprawy i wnieść odpowiednie, bardzo niewielkie poprawki. To był bardzo owocny dzień.
[ zt ]
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Jeden krok, drugi krok. Podeszwy zatapiające się w błoto okolicznej fauny, mgliste tereny, przenikliwe spojrzenie. Raczej nikt nie powinien się tutaj umawiać po zajęciach, jako że nikt nie chciał przebywać, ze względu na różne, zasłyszane historie, właśnie obok tego grobu. I wcale się nie dziwił, a jeżeli dawało to możliwość uzyskania terenów do testów, nie zamierzał sobie tego odpuścić w żaden sposób. Tym bardziej, że były pewne rzeczy, na które to powinien zwracać uwagę, gdy musiał brać pod uwagę własne bezpieczeństwo i możliwości. Westchnąwszy ciężej, chłodne powietrze pozwoliło mu na bardziej racjonalne myślenie. Czuł się już lepiej - czuł się jednocześnie bardziej sprawny. I chwała Merlinowi, bo mogłoby się to wszystko wcale nie za dobrze skończyć. Dłoń pozostawała wetknięta w strefy bezdennej torby, gdzie udało mu się wygrzebać dziennik z paroma zapiskami. Posiadał tam przede wszystkim notatki i pomysły, do których jednak tylko poprzez własną różdżkę miał dostęp. Dodatkowo, co często robił, starał się przenosić to wszystko do jeszcze innego zeszytu, by mieć pewność, że gdyby te uległy uszkodzeniu, miał pewnego rodzaju kopię i nie utracił w żaden sposób postępów. - Boris, dobrze cię widzieć. - uśmiechnął się lekko, spoglądając z lekkim zaciekawieniem w jego kierunku. Siedział tuż na kamieniach, niespecjalnie przejmując się możliwością obrażenia woli osób zmarłych, ale też - symbolika tego miejsca nie miała dobrej sławy. Jednocześnie przypomniał sobie o tym, że pewna rzecz, którą to dostał, od jakiegoś czasu pozostawała jedynie wspomnieniem poprzednich miesięcy. Nie zamierzał jednak do tego powracać, w związku z czym kontynuował. - Jestem na etapie zakończenia jednego z zaklęć, które mogłoby ci się przydać podczas interwencji. Zainteresowany? - oparł się łokciem o kolano, czekając na odpowiedź bądź cokolwiek innego. Wbrew pozorom Fluctus inpulsa pozostawała w pewnym stopniu niedopracowana, niemniej jednak przedstawienie tego mogłoby mu uratować kiedyś skórę. Tyle mógł zrobić, tudzież zadośćuczynić, za blizny, jakie pozostawił poprzez własną głupotę, jak i śmierć drugiego człowieka. Mogli tego uniknąć, a los miał mimo wszystko inne plany. Nie wiedział, czy robił to po to, by poczuć się lepiej, czy jednak mieć czyste sumienie, ale coś wewnątrz mu mówiło, że po prostu będzie warto.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Ubrany w swój codzienny strój żwawo ruszył na spotkanie z młodszym kolegą. Musiał przyznać, że ten zaintrygował go informacją przekazaną mu poprzez patronusa. Nic bardziej nie interesowało zapalonego zaklęciarza, jakim był Rosjanin niż możliwość poznania uroku od tak utalentowanego młodzieńca jakim był Felinus. W głębi serca wiedział, że prędzej czy później będzie musiał mu się odwdzięczyć pięknym za nadobne i pokazać mu co nieco tego co samemu potrafi, jeżeli pokaz umiejętności Borisa na Nokturnie nie był wystarczająco satysfakcjonujący. -Ciebie też Felinus- nie minęło dużo czasu od ich ostatniego spotkania, ale do każdego z nich zawsze podchodził z dużą werwą, bo albo to oboje mogli na tym skorzystać ucząc się od siebie, albo też wymieniając się informacji, raz ciekawszymi, a raz wręcz przeciwnie. Nigdy jednak nie był to czas stracony, co stawiało na borisowej liście duży plus obok nazwiska "Lowell". -Pewnie, a co to zaklęcie dokładnie robi?- wolał poznać efekty czaru zanim zaczęliby naukę w miejscu dość publicznym. Bądź co bądź nie wypadałoby zniszczyć tego miejsca, niezależnie od tego jaką historię ma i co tutaj się faktycznie wydarzyło Merlin wie ile czasu temu.
Sam Lowell dość specyficznie podchodził do stworzonych przez siebie zaklęć. Większość osób nawet nie miała o nich pojęcia, bo ich nie zgłaszał, chcąc, by zostały dla niego po prostu unikalne. To tak, jakby podzielić się bronią z kimś, kto równie dobrze może ją wykorzystać. Sprawa w tym przypadku miała się kompletnie inaczej niż chociażby z eliksirem, który został wprowadzony w obieg, by mógł służyć każdemu, kto jest narażony na bezpośrednie niebezpieczeństwo. Koniec końców używanie zaklęć uzdrowicielskich nie jest wcale takie proste, jak mogłoby się na początku wydawać, a zdolność używania kilku rodzajów magii jednocześnie wiązała się ze sporym wysiłkiem. Też, podczas walki nie jest możliwe rezerwowanie dziesięciu sekund na takie ceregiele, więc Aceso pozostawał kompromisowy. Fluctus inpulsa natomiast posiadało potencjał typowo bojowy. Co prawda jeszcze nie zdołał go w pełni doprowadzić do końca, nie chcąc się pchać niepotrzebnie w wir dodatkowych obowiązków, niemniej jednak powoli, małymi kroczkami oczywiście, się za niego zabierał. I dawało to całkiem niezłe rezultaty, gdy nie poświęcał kilku godzin dziennie na odpowiedni research, a zamiast tego może maksymalnie godzinę, dwie w tygodniu. Kwestia przede wszystkim doszlifowania, a z wiadomych względów nie chciał się przeciążać. Relacja z szefem Biura Bezpieczeństwa była dość... specyficzna. Mało kto by podejrzewał, że chłopak osiągający już wiek dwudziestu dwóch lat, pełnoprawnie mogący nazwać się młodym mężczyzną, zadawał się z kimś, kto sięgał już czterdziestki na karku. Mimo to nie zwracał uwagi na wiek, jako że jest to tylko liczba. Doświadczenie powiązane z prawie dwukrotną ilością miesięcy było wręcz bezcenne. - Słyszałeś kiedykolwiek o efekcie fali uderzeniowej? - zapytawszy się, nieco wygrzebał parę notatek, gdzie znajdowało się wytłumaczenie tego fascynującego zjawiska. - Ogólnie ta wiedza zahacza o mugolskie źródła informacji. Fala uderzeniowa to nic innego jak warstwa powietrza, w której dochodzi do gwałtownego wzrostu ciśnienia, rozchodząca się szybciej od dźwięku. - wytłumaczywszy powoli, oparł się wygodniej o drzewo, poprawiając płachty bluzy. - Fale uderzeniowe powstają wskutek silnego wybuchu lub ruchu. To coś, co jest w stanie spowodować zarówno ogromne zniszczenia, jak i nieco obrażeń. Zauważyłem to zjawisko już znacznie wcześniej, ale dopiero od niedawna mam okazję się nad tym bardziej pochylić. - wziął głębszy wdech. - Zaklęcie, które prawie wynalazłem, opiera się na tej samej zasadzie. Do około dziesięciu metrów powstaje taka fala uderzeniowa, przede wszystkim ogłuszając, więc z naturalnych względów uznałem, że może ci się przydać. - podniósł na krótki moment brwi, by nieco bardziej wyczytać mimikę twarzy Rosjanina. - Tylko pytanie, czy chcesz się tego nauczyć w obecnej formie. Zbyt wielu osobom nie daję do tego typu rzeczy dostępu, ale powiedzmy, że chciałbym spłacić pewien dług. - założywszy ręce na klatce piersiowej, Zagumov mógł zrozumieć, o co dokładnie chodzi. I chociaż efekty wyjścia na Nokturn trwały aż do teraz, o tyle jednak mogli temu jakoś zapobiec.