Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Mógł być z siebie naprawdę dumny. Zamiast wylegiwać się w swoim dormitorium o kilka godzin dłużej, nie robiąc absolutnie niczego poza głaskaniem kota i gapieniem się na stronice komiksów, zmotywował się do wstania z łóżka i zawędrowania do biblioteki. Wiedział doskonale, że zbliżały się owutemy, więc chciał podjąć wszelkich starań, aby przygotować się do nich jak najlepiej, toteż sięgnął pierwszą lepszą książkę do transmutacji, zaczynając powtarzać materiał. I… tutaj kończy się ta kolorowa część, bo chłopak, choć w istocie siedział nad podręcznikiem, to myśli uciekały mu w zupełnie innym kierunku. Szczególnie, gdy doszedł do zaklęcia przemieniającego kamienne przedmioty w smoki… Zbliżała się godzina rozpoczęcia zajęć z uzdrawiania, więc szybko odłożył książki na miejsce i wyszedł na zewnątrz. Przeczuwał, że za późno zorientował się, iż wypada mu już iść, toteż nie chcąc być mocno spóźnionym, wymusił na sobie bieg. - Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie. – wydyszał, zwalniając tempa dopiero tuż przy zebranej grupce osób. Uczniów było już całkiem sporo, toteż z miejsca założył, że jednak przybył po czasie. Nim zdążył lepiej rozejrzeć się po rozłożonym na polanie pobojowisku smutnych manekinów, jego oczy przywitały po kolei każdą znaną mu osobą. Przeczesał włosy, próbując uspokoić oddech, uśmiechając się przy tym niesamowicie sympatycznie do @Cherry A. R. Eastwood oraz @Ezra T. Clarke. Na ten moment niewiele więcej słów był w stanie wyrwać sobie z zadyszanej piersi, ale oboje nie musieli mieć żadnych wątpliwości, iż Liam cieszy się właśnie na ich widok. A później zwrócił uwagę na stojącego nieopodal @Mefistofeles E. A. Nox, na którego wyszczerzył się jeszcze szerzej. – Hi, handsome. – powiedział trochę ciszej, próbując nie roześmiać się na wspomnienie wysłanego listem zdjęcia we fraku. Niesamowicie poprawił mu tym humor, ale teraz wolał nie zwracać na siebie uwagi wszystkich zgromadzonych na polanie osób. Puścił mu tylko oko i podszedł szybko do @Neirin Vaughn, bo to do niego miał największy interes. - Nei. – klepnął go ostrożnie w ramię w ramach radosnego, niemego „dzień dobry!” – Słuchaj! Po zajęciach musimy coś przetestować. Znasz Draconifors? Czytałem o nim właśnie w bibliotece i wpadłem na niesamowity pomysł. Możemy pograć w szach… o Merlinie… - nim zdążył roztrajkotać się na dobre, nareszcie zauważył pokrwawione manekiny. Zamrugał zaskoczony, przez jakiś czas nie mówiąc nic, aż w końcu uniósł spojrzenie na uzdrowicielkę i patrząc na nią zdecydowanie grzeczniej, niż jakby miał zwracać się do kolegów, pozwolił sobie zażartować: - To dzieje się z uczniami, którzy lekceważą zajęcia z uzdrawiania~?
Autor
Wiadomość
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dziś była wyjątkowo ładna pogoda. Nie padało, wiało niezbyt mocno. Nawet słońce postanowiło się pojawić, stwarzając namiastkę wiosny, która powoli się rozgaszczała na Wyspach. Tak przyjemny i cudowny dzień stanowił dla Brooks doskonałą okazję na zrobienie treningu innego, niż wszystkie. Dziś chciała postawić na rywalizację, którą zaostrzyć miały nagrody! Długo myślała, co takiego przygotować, ale w końcu przypomniała sobie o magicznym lodospadzie, na który weszła podczas ferii. Zamrożenie wody w słup nie wchodziło rzecz jasna w grę, ale od czego były ścianki wspinaczkowe? Na jej postawienie poświęciła kilka godzin, a pomógł jej w tym nie kto inny, jak sam Patton Craine. Najwyraźniej wszystkie aktywności, w których uczniowie mogą zginąć albo się chociaż połamać, były wyjątkowo chętnie wspierane przez nowego wicedyrektora. Mniej uczniów, to w końcu mniej obowiązków. Cóż, stary dziad musiał się obejść smakiem, bo Brooks zadbała o to, by nikt, kto spadnie, nie odszedł na tamten świat. Była pod wielkim wrażeniem swojego dzieła, choć wiedziała, że rozkładanie tego wszystkiego to będzie dramat. Tym się jednak będzie martwiła później. Kiedy ludzie w końcu się pojawili, przywitała się krótkim „siema”, zagwizdała przeciągle w palce i wyjaśniła pokrótce, na czym polega zadanie.
ZADANIE
Przed wami stoi dwudziestometrowa ściana wspinaczkowa, na którą macie wejść bez zabezpieczeń. Teren wokół niej jest zabezpieczony zaklęciami poduszkującymi, tak więc nawet jak spadniecie, to nie grozi wam żadna krzywda. Piszecie 3 posty. Nie muszą być jakoś specjalnie długie. Trzy osoby z najwyższym wynikiem zostają nagrodzone:
I Miejsce – Miotła sportowa Piorun VII aka „Barry” (+6 GM) II Miejsce – Magiczna koszulka quidditchowa „Os z Wimbourne” z autografami zawodników (+1 GM) oraz brelok z tłuczkiem, który przylatuje do właściciela, gdy ten zagwizda III miejsce – Rękawice sportowe z cielęcej skórki (+1 GM) oraz opakowanie czekoladowych zniczy
Aby wyrównać nieco szanse, nie przysługują wam przerzuty. Są za to modyfikatory za cechy eventowe, które należy uwzględnić:
Gibki jak lunaballa (zwinność) to +15 pkt do wyniku Silny jak buchorożec (kondycja) to + 10 pkt do wyniku
Połamany gumochłon to -10 do wyniku Rączki jak patyki (wytrzymałość i/lub siła) to -10 do wyniku (za każdą cechę, czyli jeżeli twoja nie jest ani silna, ani wytrzymała, to odejmujesz 20 pkt)
W przypadku, kiedy dwie osoby uzyskają identyczny wynik, o kolejności będzie decydowała , cóż, kolejność, czyli wygra osoba, która wcześniej napisała swoje 3 posty. Nie ma żadnej kolejności pisania, po prostu pamiętajcie, że co najmniej jedna osoba musi po was napisać, zanim wrzucicie kolejny post.
MECHANIKA
Co post rzucacie K100 na wspinaczkę oraz K6 na to, co się wam przydarzy:
1. Kamień, za który chwytasz, okazuje się jedynie magiczną projekcją, przez co o mało nie spadasz i tracisz kilka cennych sekund. Odejmij -10 od wyniku. 2. Wspinaczka, choć niełatwa, przebiega spokojnie. Nic się nie dzieje. 3. Może to strach przed Brooks, a może fakt, że zjadłeś pożywne śniadanie, ale idzie ci zaskakująco sprawnie. Dodaj +10 pkt do wyniku 4. Nikt się nie spodziewa tłuczkowej inkwizycji! No dobra, ty powinieneś, bo to w końcu Brooks. Dostajesz kamulcem w dupę i potrzebujesz dłuższej chwili, żeby dojść do siebie. Odejmij -20 pkt od wyniku. 5. Wyjątkowo mądry z ciebie cwaniak, bo dostrzegasz, że kolory kamieni tworzą… drogę. Wybierasz najłatwiejszą i to była dobra decyzja. Dodaj sobie +15 pkt do wyniku 6. Oj jak boli, oj jak boli. Julka się z tobą nie pieściła. Tym razem tłuczek uwalił cię w łapę, na której się podciągałeś, przez co spadasz na dół. Będzie siniak i trochę złych wspomnień. Twój wynik z kostek się zeruje.
KOD:
Kod:
<zg>wynik:</zg> tutaj linkujecie wyniki k100, linkujecie modyfikatory k6 oraz dodajecie JEDNORAZOWO w pierwszym tylko poście modyfikatory z cech eventowych.
Czas na pisanie: się okaże! Chcę to zamknąć przed meczem, więc edytuję post, kiedy termin zostanie wybrany.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pon Kwi 03 2023, 23:39, w całości zmieniany 4 razy
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Początki zawsze były trudne, nawet kiedy dotyczyło miejsca, które znało się wzdłuż i wszerz. Czuł się dziwnie, wracając tu po niecałym roku od ukończenia studiów. Dziwnie, ale nie nie na miejscu. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że to pierwsza od dawna decyzja, którą mógł zaliczyć do tych naprawdę udanych. Nigdy nie przypuszczał, że będzie chciał wrócić do Hogwartu, by spróbować swoich sił w nauczaniu, wręcz przeciwnie, już od początku studiów próbował jak najszybciej i jak najdalej wyfrunąć z tego gniazda. A jednak był tutaj, znów na tych samych błoniach, depcząc tę samą trawę i omijając te same kałuże. I czuł się dobrze. W walce ze stresem początkującego pomogła mu informacja, że Krukoni mają dziś swój trening. Nie mógł się nie pojawić. Gdyby wejście do zamku było dostępne dla każdego zainteresowanego, zrobiłby to wieki temu. Nie chciał brać udziału w ćwiczeniach, chciał tylko przywitać się i poobserwować, zobaczyć Brooks w akcji. Elegancki płaszcz i wypolerowane na błysk buty zdecydowanie nie nadawały się do sportowych wyczynów. — Pani kapitan — przywitał się z Julką, zadowolony, że udało mu się zjawić jako pierwszemu. Skłonił się przy tym nisko, z nieco teatralną szarmanckością i uśmiechem rozświetlającym twarz. Ba, nie tylko twarz, ucieszył się z całej tej sytuacji na tyle mocno, że metamorfomagia nieznacznie wymknęła mu się spod kontroli, dodając mu odrobiny dodatkowego uroku. — Będą biegać? — rzucił zaraz z nieskrywanym rozbawieniem, kiedy całkiem skrócił dzielącą ich odległość, na powitanie mierzwiąc jej czuprynę. — Zaraz się stąd ulotnię, nie przejmuj się, wzięło mnie na sentymenty. Ile to stawiałaś, tydzień?
- Julka to jest jednak szprycha - zarzucam niezwykle wnikliwą analizą Brooks do @Fitzroy Baxter, kiedy ciśniemy dziarsko na organizowany przez nią trening. - Jak ostatnio razem ćwiczyliśmy to miała bardzo trafną uwagę, że jakbyś się tak nie zabawiał sam w sypialni to nie byłoby żadnej kontuzji nadgarstka - dodaję zaczepnie do bliźniaka. Wspaniale było mieć go znów obok siebie w szkole. Miałem kogo szkalować i kogo obwiniać za wszystkie swoje niepowodzenia. Doski układ. - A, nie jedz tych batoników, które wysłał nam ojciec, no chyba że chcesz spędzić na kiblu najbliższe dwa dni. Pachną jak pasza dla świnksów - ostrzegam, po czym z werwą wbijam na miejsce zbiórki. Uśmiecham się szeroko na widok kapitanki Krukonów i tylko kiwam do brata, żeby dreptał za mną. - Brooks, jak zwykle pięknie wszystko przygotowałaś. Od kiedy zabrałaś się za trenowanie wszystkich? - chwalę elegancką ściankę wspinaczkową i całuję @Julia Brooks w policzek na powitanie. - Przyprowadziłem tego matoła, więc może najpierw pomódlmy się, żeby nie zrobił sobie krzywdy podczas rozgrzewki - szturcham Fitza w ramię i zerkam ciekawsko na @Elijah J. Swansea. - Ogarnęłaś nawet catering? Najs - z czarującym uśmiechem kiwam do Elio, którego kojarzę z kapitanowania krukońskiej drużyny, rodzinnych imprez, a teraz z prowadzenia jakiejś cukierni w Hogsmeade. - Mam nadzieję, że interes kwitnie - kurtuazyjnie zagaduję do Swansea i nawet nie zaprzątam sobie głowy tym, że gdyby dalej miał swój biznes to średnio miałby możliwość siedzieć na terenie szkoły. Po chwili nasze rozmowy ucina dziewczyna, tłumacząc zasady treningu. Nigdy nie brakuje mi odwagi do takich przedsięwzięć, więc brak zabezpieczeń traktuję jako świetne urozmaicenie rozrywki. W najgorszym wypadku rozjebię sobie ryj albo połamię kości - nie pierwszy i nie ostatni raz. - Rodzice coś wspominali mi, żebyśmy unikali okazji do kolejnej kontuzji, więc koniecznie musimy jako pierwsi wejść na sam szczyt i wysłać im fotkę, żeby mieli powód do dumy - chichoczę do Fitza i wbijam na ściankę. Nie osiągam szczególnie imponującej wysokości, ale przynajmniej nie robię sobie krzywdy. A to już coś.
______________________
inspired by the fear of being average
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Jestem wyjątkowo markotny i milczący w ostatnich dniach. Wyjazd Fredki, niedyspozycja ojca i konieczność ogarnięcia rodzinnej sytuacji, pożar przy naszej Poziomce... To wszystko sprawia, że najzwyczajniej mam dość i życia i bycia dorosłym. Oczywiście jak zawsze mogę liczyć na swojego ziomka, który dzielnie wspiera mnie swoją obecnością czy radami w stylu "eee będzie git" czy "Tomasz, nie dramatyzuj". Jak nigdy doceniam opanowanie przyjaciela i jego trzeźwe podejście do wielu spraw. - Po chuj Julka robi otwarty trening? Do reszty okurwiała, żeby przygotowywać Puchonów na walkę o puchar z nami? - dopytuję, bo przecież @Augustine Edgcumbe jest najbliżej Brooks i może zna racjonalne wyjaśnienie jej ruchu. Może planuje zabić albo unieszkodliwić przeciwników? Nie mam pojęcia, ostatnio ciągle kursuję między szkołą a Dublinem i spędzam każdą wolną chwilę z rodziną, próbując to poskładać do kupy. Przyznam szczerze - mam to w dupie. Jedynie długoletnia przyjaźń z Julią sprawia, że cisnę na trening, aby mimo wszystko wspierać ją w planie, którego nie rozumiem. Mozolnie i bez wigoru przysiadam gdzieś na boku polanki, machając tylko do psiapsi bez przesadnego entuzjazmu. Wyjątkowo nie komentuję jej czułego powitania z jakimś łysym patusem i jedynie zerkam zdziwiony na Augusta; z jednej strony nie powinienem się wtrącać, a z drugiej jestem rozdarty między lojalnością wobec bff a Brooks. - Hej, a co z remontem Poziomki? - nagle wykazuję zainteresowanie względem czegokolwiek i szturcham chłopaka. W razie czego albo zadziała albo mogę sprytnie udawać, że chodziło mi o zmianę zamków, gdyby postanowił wkurwić się na swoją dziewczynę. Na litość Merlina, mam zbyt wiele na głowie. W końcu z cichym jękiem zajmuję się wspinaczką, która pochłania całą moją energię. Staram się nakurwiać w górę, ale jestem tylko wątłym chłopcem o chujowej budowie ciała, któremu daleko do muskulatury typowej dla większości graczy.
______________________
i read the rules
before i break them
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
„Nie trenować” i „nie przemęczać się” uznawała tylko za luźne sugestie, szczególnie, jeżeli chodziło o treningi! Skoro Rozanow nie chciał się zgodzić na jakiekolwiek ćwiczenia w tym tygodniu związane z łyżwiarstwem, może chociaż by sobie na miotle polatała? Ubrała się wygodnie, łyknęła eliksir, który miał jej pomagać z bólem zrastającej się kości i tym durnym, co jakiś czas jeszcze pojawiającym się huczeniem i pulsowaniem w głowie. Max mówił, że to normalne objawy, a skoro tak było, to znaczyło, że można z nimi wejść na miotłę! Najpierw poszła wypożyczyć sprzęt od drużyny Gryffindoru, a później prosto na trening, licząc na coś niesamowitego, skoro to Brooks go organizowała. Patrząc na to, jak ostatnio wróciła poprzestawiana z ćwiczeń, miała się na kim wzorować. Kto wie, może po tym dniu ona też zaczęłaby po francusku wyzywać, że zje jej matkę? Cóż, jej plany trochę zostały przestawione i wywrócone do góry nogami, kiedy zobaczyła ściankę wspinaczkową. - No chyba nie… – jęknęła do @Julia Brooks. Latać na miotle dałaby radę, wspinać się ze złamaną ręką w gipsie? Trochę gorzej. – Powiedz, że nie omija mnie ostatnia możliwość trenowania z tobą? Bo jak tak to przysięgam, że będę się wspinać zębami! Przemyślała jeszcze pięć razy, czy na pewno nie da rady i przypomniała sobie, co dwa dni wcześniej wydarzyło się na siłowni… Skoro nie była w stanie biec bez bólu, to tym bardziej w trakcie wspinaczki mogła sobie coś zrobić. I chociaż była pierwsza do ryzyka i debilizmów, myśl, że mogłaby ponownie uszkodzić rękę, a tym samym jeszcze bardziej odłożyć w czasie treningi, była po prostu nie do przyjęcia. Usiadła więc na trawie i czekała, aż zbiorą się inni. Mogła chociaż popatrzeć na tę zabawę. Dłubała z niezadowoleniem patykiem w ziemi, przeklinając w duchu wszystkie rzeczne kamienie, aż zobaczyła, że ktoś przy niej stanął. Spojrzała się do góry i natychmiast się uśmiechnęła, widząc @Fitzroy Baxter. Skoczyła szybko na równe nogi. Trochę jej się od tego zakręciło, więc rozłożyła ręce na boki, żeby złapać równowagę, śmiejąc się sama z siebie. - Fitz! Gotowy na trening? – zapytała z entuzjazmem przyjaciela. – Ja chyba ograniczę się dziś do kibicowania – zażartowała, unosząc rękę do góry.
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Wto Kwi 04 2023, 01:00, w całości zmieniany 1 raz
Przychodząc na trening byłam mocno zdeterminowana, by pokazać się z jak najlepszej strony. Musiałam udowodnić, że wiara w moje możliwości nie pójdzie na marne. Dostając szanse latania w zespole z taką gwiazdą, jaką była Brooks, było nie lada zaszczytem. Wiedziałam, że brakuje mi doświadczenia w grze, nad czym musiałam popracować. Nieco nadrabiałam swoją formą fizyczną, ćwiczoną od wielu lat w mocno kontaktowych dyscyplinach. Czy czułam się przez to lepsza od innych, którzy wylewali te same ilości potu i krwi na innych treningach? Ba, ponad połowa ich zapewne nawet więcej. Nie miałam czasu na słowne przechwałki czy przepychanki, które pewno i tak bym przegrała. Zamiast tego skupiłam się na celu - wejściu na szczyt ściany wspinaczkowej, najlepiej jako pierwsza. Ruszyłam z kopy zaraz po tym, jak kapitan na to pozwoliła. Pomimo braku zabezpieczeń nie czułam strachu. Głównie przez wzgląd na zapewnienia o bezpieczeństwie obszaru, a dwa przez obraną determinację. Strach zabijał ducha, a ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Będąc skupiona, dostrzegam również pewien wzór w ułożeniu kamieni do wspinaczki. Mam wrażenie, że im kolory wskazują drogę, a jeden z nich tworzy bardzo prostą trasę, bez większych odległości czy mocnych odchyleń w bok. Postanowiłam wykorzystać obserwacje i dzięki niej o wiele łatwiej kontynuować zadanie.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
- Szprycha? - powtarzam za bratem durne słowo i marszczę ze zdumieniem brwi. - Podoba ci się Julia Brooks? Dlatego idziesz na trening? - pytam nagle coraz szerzej się uśmiechając, że znalazłem właśnie coś z czego mogę się nabijać jeśli chodzi o tego durnia. Na jego słowa wcale się nie przejmuję i tylko wywracam oczami. - Ha, ha. Widzę macie podobny wykurwisty humor - mówię i pokazuję mu kciuka do góry, że mentalnie z pewnością znalazł swoją drugą połówkę. Marszczę brwi dopiero jak mówi mi o batonikach. - Ach, kurwa, oddałem kilka komuś... - bełkoczę teraz zafrasowany czy przypadkiem faktycznie nie spowoduję jakiejś opóźnionej sraki u kogoś innego. Kiedy docieramy na miejsce podnoszę rękę do @Julia Brooks i mówię elokwentnie elo, pozwalając bratu coś pierdolić. I oczywiście szkalować mnie paskudnie. - Weź zasłoń mordę jak coś mówisz, bo cuchnie ci japy. Nie widzisz jak Julka się krzywi? - oznajmiam przemiło i również szturcham z całej siły mojego jakże młodszego i słabszego brata. Przenoszę swoje zainteresowanie na wspomniany catering i już rozglądam się za jakąś szamą. - O, dosko, mam nadzieję, że nie przyniosłeś ciastek od naszego ojca? Chyba nieustannie Ci wysyła, żebyś włączył do swojej oferty, chociaż się nie przyznaje. Gdzie stoiska? - pytam durnie i rozglądam się znowu, by wypatrzeć gdzieś jakieś miejsce z którego @Elijah J. Swansea będzie rozlewał herby. Ja tym bardziej nie dodaję dwóch do dwóch, że raczej nie mógłby wtedy przyjść. - Remigiusz! - witam się jeszcze z Harmony, chociaż chyba już powinniśmy zaczynać, łapię ją w pasie kiedy zaczyna się gibać i okręcam ją wokół mnie. Odkładam na ziemię i na chwilę olewam swojego bliźniaka, który dziś ma wyjątkowo dużo do powiedzenia. - Słuchaj... dobrze się czujesz? - pytam i nie chodziło mi tylko o rękę, bo to jej dałem kilka batoników ojca. - Ej właź na miotłę i lataj za mną, jak nikt nie będzie patrzył podwieziesz mnie parę pięter! - proponuję i zalotnie puszczam jej oczko, po czym biegnę z powrotem do drugiego Baxtera, który już gdzieś wlazł. - Czekaj, palancie! - krzyczę i łapię go za nogę, by poszamotać się z nim odrobinę. Może i przez to dużo osób nam spierdzieliło, ale przynajmniej nie ma szans na przegonienie mnie zbyt duże!
Łatwość, z jaką szło mi wspinanie, zaskoczyło nawet mnie. Nawet nie zdążyłam poczuć rozgrzania mięśni, a byłam już w połowie drogi. Wybranie kamieni pod względem koloru było strzałem w dziesiątkę. Sunęłam do góry bez przerwy, bez najmniejszej oznaki, że pozwolę sobie wydrzeć zwycięstwo z ręki. Nie patrzyłam na boki, by widzieć jak radzą sobie inni. Byłam przekonana, że obecność kogoś wyżej zachwiałaby moją determinacją i mogłabym zwolnić, albo nawet popełnić większy błąd i zlecieć na dół. Parę kamieni wyżej zaczęłam nieco dyszeć, przypominając sobie o potrzebie oddychania. Zwyzywałam siebie w myślach, na przekór wszystkiemu wciąż się wspinając. Nie zwracałam uwagi na fakt, że z braku tlenu mogę zaraz zasłabnąć, albo niedotlenione mięśnie odmówią mi posłuszeństwa w najmniej oczekiwanym momencie. Wtedy miałabym większy problem. Tak na dobrą sprawę, dlaczego aż tak bardzo zależało mi na wygranej? Czy było to ukierunkowane tylko i wyłącznie chęcią pokazania się z najlepszej strony? Dania Brooks do zrozumienia, że dobrze zrobiła, dając mi szansę? Przecież nie będę się wspinała na boisku z kaflem do bramki. Chciałam udowodnić sama sobie, że nie jestem gorsza od innych? Że, cholera, dam radę?
Przewracam oczami, bo ten ostatni gumochłon najwyraźniej nie rozumie innego określenia na dziewczynę niż dobra dupa. – Nie, idę na trening, bo moja rodzina nienawidzi quidditcha i chcę im zrobić na złość – ironizuję, bo aż nie wierzę, że muszę mu tłumaczyć czemu się tam wybieram. Chichoczę potem na samą myśl, że ktoś, komu Fitzroy oddał wypieki ojca, przeżywa właśnie katusze i zacieśnia więzi z własnym sedesem. Aż żałuję, że to nie on je zeżarł. – Krzywi się tak, bo nie może patrzeć na twoją parszywą mordę – odparowuję, bo mój brat jak zwykle wspina się na wyżyny elokwencji. Od razu widać, że to ja jestem tym lepiej wychowanym i bardziej czarującym bliźniakiem. Po przemiłej przepychance i chwili plotek zapierdalamy na ściankę, na której oczywiście jesteśmy asami. Nikt nie ma wątpliwości, że pochodzimy ze sportowej rodziny, gdy tak pniemy się w tempie ślimaka, w międzyczasie się szamocząc i próbując nawzajem zrzucić. – Co tak latasz za tą Harmony? – pytam Fitza, bo ostatnio się wokół niej kręci. – Przystała na propozycję poświrowania w schowku na miotły? – rechoczę, bo wciąż jestem niesamowicie dumny i ubawiony z mojej wybitnej wiadomości wysłanej w imieniu brata do Gryfonki. Mozolnie wspinam się, zaskakująco sprawnie chwytając odpowiednie kamienie, nieco nadganiając straty.
______________________
inspired by the fear of being average
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Prychnęła wesoło na tę ksywkę, a zaraz z równym entuzjazmem pisnęła, gdy Fitz ją uniósł i obkręcił. To że była rozmiarów piesków torebkowych nie oznaczało od razu, że spodziewała się brania na ręce. Ale jak widać oprócz ich wzrostu miała jeszcze podobne usposobienie, bo całkiem jej się to podobało, aż zaśmiała się, gdy próbowała zrobić teatralnie oburzoną minkę, gdy ją odstawił. - Nienajgorzej? - wzruszyła ramionami, jakoś nie czując potrzeby kłamania na temat chujowości tej sytuacji, skoro mogła na nią poszczekać (piesek torebkowy jeszcze bardziej). - Wiesz, boli, mdłości bo zerwałam w łeb i rebilitant do biodra. Mogło być gorzej - prychnęła, wywracając oczami. - Dobra! Już biegnij i nie gadaj! Bo cię brat przegoni! - zaśmiała się i popchnęła chłopaka na rozpęd. - WOHOOO TAK TRZYMAJ! GRYŹ PO KOSTKACH! - zawiwatowała za nim, kiedy Gryfon zaczął szarpać się z bratem. Najpierw zrobiła im zdjęcie, bo nie mogła nie mieć pamiątki z tego, jak dwóch Baxterów próbowało koncertowo spierdolić się ze ściany. Zaraz jednak zebrała miotłę z ziemi i podeszła do @Julia Brooks. - No idioci no - zaśmiała się, szturchając ją w bok zdrową ręką. - Ale przynajmniej uroczy - zażartowała jeszcze i pokazała dziewczynie miotłę. - Polatam sobie! Chociaż tyle przyjemności z życia! Z rozpędu wskoczyła na miotłę, od razu sunąć do ścianki. Trochę się zachwiała, nie mogła się za mocno złapać ręką w gipsie, ale dobrze, że była mistrzem balansu. Jakoś się udami utrzymała i gdy już złapała równowagę, podleciała do Fitza. - Dawaj, podciągnę cię - szepnęła, mrugając i uśmiechając się do niego łobuzersko, korzystając akurat z chwili, gdy Royce próbował nie zostać zszarpniętym ze ścianki.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Jak na pedantkę przystało, musiała poprawiać coś, co już i tak było perfekcyjne. Tu przemalowała kamień, tam stworzyła projekcję kolejnego. Po raz nasty nacierała ręce magnezją, żeby pałka nie ślizgała jej się w dłoniach. Raz za razem odnawiała zaklęcia poduszkujące, jak gdyby się bojąc, że ktoś przypadkiem wpadnie w jakąś kilkunastocentymetrową niszę i coś sobie zrobi. Życie z takimi natręctwami nie było łatwe, ale ci, którzy ją znali, wiedzieli, że inaczej nie potrafi. I jedna z takich osób właśnie pojawiła się na horyzoncie. Elijah Swansea, był kapitan, król fotografii i herbaty. Tutaj, w szkolnych murach!
- Panie Kapitanie. – Odwzajemniła kurtuazyjny ukłon, szczerząc się wesoło. Długo nie widziała tej blond czupryny, zdecydowanie zbyt długo. – Nie, będą zasuwać po ścianie jak małpy. – Dziewczyna rozłożyła szeroko białe od talku dłonie i objęła go, starając się nie ubrudzić nienagannego looku, wymaganego od nauczyciela. A więc Billie mówiła prawdę i były kapitan Krukonów faktycznie zmienił zawodową ścieżkę. – Zaproponowałabym wspinaczkę, ale w tak błyszczących butach, to nie najlepszy pomysł. Co ty, golisz się w nich? – zapytała radośnie, a potem spojrzała z dumą na własną konstrukcję. – Kilka godzin, dzięki pomocy Patola. Kto by pomyślał, że ten stary grzyb ma w sobie jakieś pokłady empatii i chęci pomocy? – Na pewno nie ona. Prędzej by uwierzyła w to, że jest dementorem, szczególnie że miał wyjątkowy talent do pozbawiania uczniów jakiejkolwiek radości.
Nie minęło wiele czasu, a już zaczęły się pojawiać kolejne osoby. Pierwsi byli, jak by inaczej, Baxterowie. Przewracając oczami, słuchała tych przekomarzań. – Wasza matka musi mieć albo anielską cierpliwość, albo wyjątkowo duży barek – Stwierdziła krótko. – Jak tam Fitz, znalazłeś już sobie dziewczynę, czy dalej ryzykujesz kontuzję? – Wyszczerzyła się jeszcze radośnie i puściła drugiemu z braci porozumiewawcze oczko. – O, hej Shim – przywitała się z nowym narybkiem krukońskiej drużyny, uśmiechając się lekko. – Gotowa na wspinaczkę?
Widząc Tomka i Augusta pomachała im, zastanawiając się na sekundę, jak odciągnąć myśli chłopaka od stanu ojca. Treat Yo Self Day to może zbyt wiele, ale zdecydowanie powinna nad czymś pomyśleć. Pojawiła się również Harmony. Na widok ręki w gipsie złączyła brwi w zdziwieniu i delikatnym zmartwieniu. – To się okaże. W razie czego zawsze zapraszam na własne boisko.
W końcu wystartowali. Julka dała im minutę względnego luzu, podczas której przyglądała się poczynaniom. – Śmiało, lataj, ale z dala od ścianki. Zaraz wypuszczam tłuczki i nie chcę, żebyś oberwała. Williams by mnie zabił, a ten zaszczyt przypada jedynie lodowemu okrutnemu. – Stwierdziła kwaśno, po czym zamachnęła się różdżką, wypuściła tłuczki i z pałką w dłoni wskoczyła na miotłę. Igrzyska Śmierci czas zaczynać.
@Harmony Seaver – Jeżeli chcesz latać, rzuć sobie literką na to, czy trafia cię zbłąkany tłuczek. Spółgłoska – udaje ci się uniknąć tłuczka. Samogłoska – obrywasz. Jak oberwiesz, zakulaj sobie Kołem Tłuczkowej Zagłady.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Wzruszam ramionami na pytanie Tomasza, bo nie mam pojęcia czemu robi otwarty trening. Wiem tylko, że coś kombinowała większego, więc może nie chce się ograniczać tylko do naszego domu. I zakładam, że to będzie coś co nie zdradzi naszej niesamowitej taktyki na mecz (o ile jakąś mamy). Wiem jednak, że Tomek jest w parszywym nastroju, więc poklepuję po pokrzepiająco po plecach. Szczerze mówiąc jedyne co mogę robić to mówić mu wyświechtane frazesy i być oazą spokoju kiedy ten ostatnio pieklił się o każdą najmniejsza bzdurkę. Również jestem przybity ostatnimi wydarzeniami, ale to nic w porównaniu do tego co wydarzyło się moim znajomym którzy poszli zobaczyć tego Lodowego (albo jak Tomek, ich rodziny niefortunnie poszły). Kiedy docieramy na polanę człapię się do Julki, która jest bardzo zajęta witaniem się z Baxterem, który obcałowuje jej policzki, zaczepia i chichocze jak debil, którym jest. Wiec żeby też przywitać się miło z Roycem, kiedy ten przechodzi szturcham go ramieniem, najpierw metamorfomagią umięśniam je sobie tak, by poczuł moje wesołe przywitanie. Rzucam mu przyjemne spojrzenie, po czym bez słowa podchodzę do @Julia Brooks całuję ją w policzek i idę ta tą durną ściankę już trochę podenerwowany. - Nie wiem. Trzeba odnowić - odpowiadam Tomaszowi bardzo obrazowo kiedy włażę już na ścianę. Ledwo trochę przeszedłem czuję jakieś szturchnięcie, a kiedy chcę się złapać czegoś obok właśnie obok mnie przelatuje tłuczek, który uderza mnie w rękę. Spadam na szczęście z niewielkiej wysokości, wcześniej korzystając metamorfomagi, by zgrabnie upaść na dwie nogi i tylko podeprzeć się ręką. Patrzę w górę szukając rozzłoszczony powodu mojego zachwiania.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Wcale nie słucham jakichś niby mądrych, ironicznych słów brata, bo chichoczę jak szalony z faktu, że podoba mu się Julka, zanim nie zacznę martwić o moje nierozsądne rozdawanie słodyczy od ojca. Szybko jednak znajdujemy sobie inne miejsce do przekomarzań, obok kapitanki Krukonów. - Hm? Źle ci to wróży, jak tak, mamy podobne mordy - zauważam trochę nieuważnie, średnio się przejmując, że Brooks stoi nadal obok. Pokazuję też środkowy palec Brooks, która najwyraźniej uznała swój żart za tak dobry, ze Szybko jednak zapominam o romansach (a raczej nie - romansach) brata, bo okręcam się z Harmony i dowiaduję się, że nie dostała żadnego srania, więc Royce nie mówił prawdy o batonikach od ojca, tylko zmyślał. Słucham paplającej wesoło Harmony i żwawo kiwam głową na każde jej słowa. Na koniec salutuję jej kiedy każe mi biec za bratem, idę więc, by poszarpać się z nim na skałce, zostawiając na chwilę Remy jako moją dzielną czirliderkę. Nie wiem jak odpowiedzieć na oczywiste pytanie Royce'a co tak latam za Harmony, więc patrzę na niego wymownie i unoszę brwi. - Jest ładna, wesoła, nie chce z tobą chodzić do składzika i jest wolna, czyli pewnie nie w twoim stylu - mówię w końcu kiedy wchodzimy na ścianę, krzywię się też zadowolony z siebie, że mogłem coś wytknąć bratu. Słyszę już za to jak Remy znowu mnie woła z tyłu. - O, widzisz, i też za mną lata - zauważam jeszcze, całkiem zadowlony z siebie, zanim ta nie podleci do mnie, a ja specjalnie podchodzę znacznie wyżej niż kombinujący coś Royce. - Okej, dajesz! -oznajmiam do Harmony i wpróbuję wpierdzielić się na jej miotłę. Robię to bardzo komicznie, przewieszając się na miotłę w pół i zostawiając za sobą ściankę. Nie sądzę, że Brooks nie zorientowała się co wyprawiam. Siadam na miotle na przeciwko Harmony. - Nie wiem czy powinnaś latać z tą ręką - mówię zafrasowany i dokładnie w tym momencie widzę tłuczek lecący w naszą stronę. Pewnie Brooks nie była zadowolona, że chcę czitować, więc rzucam się trochę do przodu, by uchronić Remigiusza przed tłuczkiem. Ale ani mi nie udaje mi się uratować dziewczyny ani utrzymać na miotle. Krzyczę krótko i spadam na sam dół. Dobrze że wokół było zaklęcie, więc nic mi się nie stało i jedynie trafiłem na ostatnią pozycję. - Remy nic ci nie jest?! - krzyczę z dołu do latającej dziewczyny, po czym próbuję znaleźć wzrokiem brata, bo mógłby też uprzejmie wyjebać się na mordę. - Royce! Czekaj! Chyba powinienem przemyśleć swoje wartości, skoro tak beztrosko wybrałem przekomarzanie się na miotle z Remy zamiast prawilne trenowanie.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Cieszył się, że się tutaj pojawił, nawet jeśli tylko na chwilę. Kilka zdań zamienionych z Brooks i obserwowanie jak na treningu pojawiali się kolejni gracze, budziło sentymenty, ale było też cudownie kojącym przeżyciem. — Właściwie to mam na to cholernie dobre zaklęcie, sprzedam ci je potem — i jeszcze pastę do butów i... damn it, czy nie robił się przypadkiem stary? Machnął na to tylko ręką. — Chęci pomocy w maltretowaniu uczniów nigdy mu nie brakowało. A kapitanowie od zawsze byli w tym chociaż w połowie tak dobrzy jak on — wyszczerzył się, bardzo oczywiście ucieszony z tego co powiedział. Sam uważał się za kapitana surowego i z przerostem ambicji, i wiedział, że był moment, kiedy cisnął ich mocno, czasem i niektórych wręcz za mocno. Podejrzewał, że Julia nie była pod tym względem dużo bardziej wyrozumiała. Zaraz jednak mina nieco mu zrzedła, a on rozejrzał się na boki — cholera, chyba nie powinienem już tak mówić — dodał nieco ciszej, wciąż rozbawiony. Praca w tym miejscu zapewne nie miała zmienić jego odczuć względem Craine'a, natomiast na pewno musiał popracować nad tym, w jaki sposób wypowiadał się o reszcie kadry w obecności wciąż uczących się i studiujących znajomych. — Podejrzewam, że kwitnie, ale już nie w moich rękach — odpowiedział @Royce Baxter po uprzednim kiwnięciu na powitanie jemu i jego bratu. Widać ćwiczenie z członkami innych domów wciąż było na topie. Tylko cudem zachował powagę, słysząc o cateringu i stoisku z herbatą. — Ciastka niestety nie tym razem, ale przemycę wam coś na następną lekcję, może być? Może Hogwartowi rzeczywiście przydałoby się trochę dobrej herbaty, generalnie świat z dobrą herbatą cały stawał się lepszy. Widząc, że na polanie zbiera się coraz więcej osób, stwierdził, że czas najwyższy na niego – w końcu chciał tutaj zajrzeć tylko na chwilę. — Zwijam się, daj znać, gdybyś potrzebowała pomocy z demontażem, mam dzisiaj sporo wolnego czasu — mówię jeszcze do Julki, a zaraz trochę głośniej i ogólniej, choć przede wszystkim do Baxterów — Zgaduję, że widzimy się na zajęciach z działalności artystycznej? Chyba że nie chcecie ciastek. Uśmiechnął się do nich na pożegnanie, rzucił jeszcze coś, żeby nie męczyła ich za bardzo i żeby się nie pozabijali, no i przeszedł bokiem, tak żeby nie przeszkadzać wszystkim tym, którzy dzielnie walczyli ze ścianką wspinaczkową.
| z/t
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wiadomo było nie od dziś, że Brooks śmiało mogła zwać się następczynią Antoszki biorąc pod uwagę, co też potrafiła nieraz wymyślić w związku z przeprowadzanymi treningami. Liczyła na to, że tym razem faktycznie uda im się porobić coś na miotłach, ale wyglądało na to, że po raz kolejny mieli zmierzyć się z bardziej fizycznym ćwiczeniem skupionym na funkcjonowaniu ich własnych ciał. Ostatnio znowu nie znajdowała się w najwyższej formie, a wszystko przez te cholerne ataki smoków. Choć jej się to nie podobało musiała przenieść się ponownie do Hogwartu, a odzwyczaiła się już od spania w dormitorium, gdzie zdecydowanie znajdowało się dużo więcej bodźców, które nie pozwalały jej dobrze zasnąć. Tak też znowu nie dosypiała i to odbijało się na jej kondycji. Być może właśnie dlatego nie była w stanie uniknąć nadlatującego tłuczka, który uderzył ją akurat w rękę, którą utrzymywała się na ściance, gdy podciągała się wyżej. Życie było naprawdę okrutne. Tym bardziej, że spadła przez to na sam dół i musiała zaczynać od początku.
Kamień za kamieniem zbliżałam się co raz bliżej do upragnionego szczytu. Zaczynałam odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia mięśni, nieprzywykniętych do tego typu wysiłku. Jasne, walka wręcz też była mocno wyczerpująca i angażująca niemalże wszystkie mięśnie, jednak tutaj dochodziła jeszcze siła grawitacji, ciągnąca mój tyłek na dół. Moje czoło zrobiło się mokre od potu, który zaraz też zaczął spływać dalej. Każdy kolejny kamień był co raz trudniejszy, zupełnie jakby wysysały ze mnie moją energię. Zapewne, gdybym nie była sobą, to bym się poddała. Zaczęła narzekać na swoje ramiona, którymi jutro będę ledwo ruszała. Puściła się, oddając się w objęcia zaklęć ochronnych i rzucając przepraszające spojrzenie Brooks. Właśnie, Brooks. Przecież nie mogłam jej zawieść, dając się pokonać uczniom z innych domów. Nawet jeśli miałam wejść ostatnia, to musiałam wyleźć na szczyt. Zacisnęłam zęby, motywując się do kolejnego zrywu. Koniec mojej podróży nastał prędzej, niż bym się spodziewała. Dopiero teraz pozwoliłam sobie na rozejrzenie się i obserwację, czy inni też już dotarli na miejsce. Uśmiechnęłam się sama do siebie, szczęśliwa ze swojego osiągnięcia. Niezależnie od tego która byłam w tym opętańczym wyścigu, czułam się spełniona.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Spokojnie, spokojnie! Dam radę - zaśmiała się i machnęła ręką, wskakując na miotłę. No i może by i dała radę, w końcu dziewczyna jest zwinna, ale zdecydowanie nie był z niej mistrz spostrzegawczości, kiedy świetnie się wygłupiała. Udami starała się utrzymać miotłę jak najbardziej w balansie, ręką przyciągnęła się jak najbliżej ściany i nie mogła przestać chichotać, kiedy Fitz z gracją godną gumochłona wtarabanił się na jej miotle. Trochę nimi zachwiało, ale szybko ją utrzymała, szczerząc się do chłopaka jak głupia, kiedy już usiadł. - No i widzisz, totalnie powinnam! - rozłożyła ręce szeroko, jakby była jakimś cudotwórcą. I zaraz tęgi pożałowała, bo w sekundzie tłuczek w nich uderzył. No raczej w nią, a już będąc całkowicie dokładnym w jej uszkodzone biodro i udo. Chyba jedyny plus z tych wszystkich leków był taki, że świeżo po ich wzięciu nic jej nie bolało, tylko porządnie nią zamerdało w powietrzu. Boleć będzie później, pomyślała, jakoś szczególnie się tym nie przejmując. Przejmowała się kimś innym: - Na Merlina! Fitz! - podleciała do niego, ale widząc ostrzegawczy tłuczek Brooks zatrzymała się tak, by nie można ich było oskarżyć o czitowanie systemu. Jak widać nawet ten kto dał radę włamać się do działu, nie ma szans w Oku Julii. - Wszystko w porządku?! - zapytała niemal w tym samym czasie co on ją. Zachichotała, wskazując na swoją nogę ręką i machnęła nią bez większego przejęcia. - To? Pffff, jestem tak naszprycowana przeciwbólowymi ze szpitala, że nic nie czuję - uśmiechnęła się, jakby na potwierdzenie, i zaraz zakladkała w dłonie, gwiżdżąc głośno. - Dajesz! Biegniesz, Fitz! Pokaż im kto tu rządzi! - zawiwatowała.
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Sro Kwi 05 2023, 19:45, w całości zmieniany 1 raz
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Kiwam ochoczo głową na odnowienie domu i czuję się niezręcznie, kiedy widzę jak mój przyjaciel jest lekko podburzony łysym kompanem Julki. - Przecież to debil, olej go - zarzucam świetną radę, bo nie wiem co innego mógłbym powiedzieć, a i też nie mam sił na większe pogawędki. Na ściance radzę sobie jako tako i po prostu robię swoje. Nie jestem super szybki, ale wolę być ostrożny niż zmiażdżony przez tłuczek. Po chwili z przerażeniem obserwuję jak @Augustine Edgcumbe obrywa i spada i aż robi mi się słabo. - AUGUST??? - krzyczę do niego, żeby upewnić się, że się nie połamał. Mam ochotę tam zejść i opierdolić Brooks za tak krwawe praktyki, ale z drugiej strony też wiem, że to nic nie pomoże i dalej będzie nas wszystkich nokautowała dopóki kurwa nie umrzemy.
Olewam już mądrości Fitza, bo na samą myśl, że muszę mu ponownie zwracać uwagę, że jestem znacznie bardziej urodziwy niż on, jest mi po prostu słabo. Nie dość, że brzydki i głupi to na dodatek ma jeszcze problemy z pamięcią. Nie wróżę mu zbyt wielu sukcesów. - Spierdalaj, wieśniaku - mówię tylko, w razie gdyby miał jakieś wątpliwości co o nim myślę. Odchodzę grzecznie w stronę ścianki, kiedy mijam po drodze chłopaka Julki, napuszonego i wkurwionego jakby co najmniej ryżu mu na obiad nie dali. Uśmiecham się więc sympatycznie, żeby ostudzić trochę jego nerwy, ale chyba źle odczytał mój sygnał i wyjebał mi z bara. Biorę głęboki oddech i pokazuję mu środkowy palec, bo średnio widzi mi się napierdalanie tego chudego kretyna przy świadkach. Grzecznie odchodzę i po chwili już zapierdalam po ściance. Słucham co brat ma do powiedzenia na temat Harmony i kiwam tylko głową, będąc naprawdę pod wrażeniem, że jego kryterium jest czyjś brak partnera. - Złoty chłopiec z ciebie. I taki szlachetny - chwalę go i gdyby nie to, że mam zajęte ręce to chętnie pogłaskałbym go po łysej głowie. Zaraz też ze śmiechem obserwuję co on też wyczynia i szczerze kibicuję, żeby albo się z tej miotły spierdolił albo oberwał tłuczkiem w durny łeb. - Dajesz, Remy, wywieź go stąd w pizdu!! - krzyczę do Gryfonki ucieszony i dzielnie wspinam się dalej. Okazja do zemsty wręcz sama do mnie przyszła. Całkiem przypadkiem szturcham Augusta i z poczuciem dobrze wykonanego zadania obserwuję jak spada, trafiony przez własną dziewczynę. A kiedy chłopak szuka powodu swojej porażki, znów się do niego uśmiecham i posyłam mu buziaczka. Taki jestem dojrzały! Nie mogę się jednak w spokoju nacieszyć tą błogą chwilą, bo Fitzroy jak ostatni osioł ląduje na ziemi i wrzeszczy, że mam na niego czekać. Przez to łapię zły kamień i osuwam się nieznacznie, klnąc w myślach na bliźniaka. - No to chodź tu, pało!
______________________
inspired by the fear of being average
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Z zadowoleniem latała na „Zorze” wzdłuż wspinaczkowej ścianki, obserwując poczynania zawodników, starając się dotrzeć na sam szczyt. Zadanie było karkołomne, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszelkie niespodzianki, które na nich czekały. A także tłuczki, które co jakiś czas posyłała w bliżej nieokreślonym kierunku. Była skupiona, chirurgicznie precyzyjna i nieprzejednana. Ktoś mógłby powiedzieć, że niepotrzebnie brutalna i zbyt wymagająca. I ten ktoś miałby rację, choć miała swoje powody. Wiedziała, co ich będzie czekało na boisku. Wiedziała, że przeciwnicy nie mają litości i walą z całej siły, byle wyrwać cię z miotły i wyeliminować. Przede wszystkim jednak wiedziała, że takie zajęcia pozwalają budować charakter. Przełamywać wewnętrzne bariery, kiedy ciało i głowa wręcz krzyczą, że nie mogą. To pomagało na boisku, ale również w życiu, bo codzienność, zwłaszcza ta czarodziejska, pełna była wyzwań, które łatwo potrafiły sprowadzić człowieka do parteru i założyć dźwignię.
Nie była jednak idiotką i nigdy nie celowałaby w połamanego gumochłona w gipsie, latającego na miotle. Gumochłona, któremu WYRAŹNIE powiedziała, żeby uważał na siebie i nie latał obok ścianki. Teraz ten gumochłon nie tylko starał się pomóc w oszustwie starszemu z Baxterów, ale jeszcze oberwał zbłąkanym tłuczkiem. Wkurwiła się momentalnie. Wściekle sięgnęła w poły szaty i wygrzebała różdżkę, którą przyłożyła do skroni, inkantując sonorus.
- SEAVER! Z MIOTŁY I SZPAGATAMI DO PIGUŁY!!! BAXTER, IDZIESZ Z NIĄ!!! – Rozniósł się jej głos jak grzmot po okolicy. A kiedy już się upewniła, że dwójka gryfonów udała się w kierunku szkoły, ponownie skupiła się na ludziach na ściance.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Pomimo zabezpieczenia terenu przy pomocy zaklęć czuła się mimo wszystko nieco poturbowana przez wcześniejszy upadek. Niemniej musiała podjąć jeszcze jedną próbę choćby po to, aby zmazać z siebie tę okropną hańbę. Szkoda tylko, że nie wychodziło jej to do końca tak jakby sobie tego życzyła. Zdecydowanie powinna wcześniej lepiej zadbać o swoją kondycję nim w końcu przyszła na trening, ale teraz było za późno. Być może to właśnie owo niewyspanie albo nerwowość spowodowana wcześniejszą porażką sprawiły, że Strauss zrobiła się bardziej porywcza i nieuważna. Jak w końcu inaczej wyjaśnić fakt, że dała się nabrać na magiczną projekcję, co prawie skończyło się dla niej źle? Straciła nieco czasu na odzyskanie równowagi, ale przynajmniej nie spadła na sam dół. Zawsze to było coś.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Thomas gdzieś tam próbuje z siebie wykrzesać jakieś przejęcie moim zachowaniem i lekką spiną z Baxterem. Osobiście nie lubiłem szczególnie ich rodu. Udawali, że są bardzo postępowi jak na taki niesamowity ród. A tak naprawdę dziedzina którą się zajmowali była tak popularna, że mogliby równie dobrze zrobić kolonię karą dla skrzatów domowych i równocześnie robić festyny z qudditchem, a i tak byliby rozgrzeszeni, a każdy czarodziej pchałby się drzwiami oknami by być z nimi ziomkami. Nie odpowiadam jednak nijak na środkowy palec Royce'a i udaję, że znacznie bardziej zajmuje mnie dotarcie do ścianki. A na niej znowu na niego wpadam, co za koleś serio. Na pewno to potrącenie nie było przypadkiem! Na jego przesłany obrzydliwy buziaczek jedynie krzywię się do niego paskudnie. Nawet wyostrzam zęby do niego miło, kiedy moje rysy ciemnieją. Wchodzę z powrotem na ściankę i znajduję przynajmniej jakaś drogę usłaną kolorowymi kamieniami, więc znacznie łatwiej jest mi się teraz wspinać. Nie sądzę, że uda mi się dogonić resztę (nawet Tomka), ale jeśli Brooks przestanie celować akurat we mnie, może przynajmniej nie będę na szarym końcu.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
No my bawimy się co nie miara. Tarabanię się na miotłę Harmony, kompletnie nie przejmując się bratem albo zasadami, chichoczę jak szalony, aż w końcu siedzę z dziewczyną, obydwoje niesamowicie zadowoleni z naszej niesubordynacji. Oczywiście to byłoby dobre złego początki czy jak to się mówi. Bo ja próbuję bohatersku uchronić Harmonijkę przed tłuczkiem, ale zamiast tego sam się wypierdoliłem jak długi, a ona i tak oberwała. Szczerze mówiąc akurat spadałem kiedy ta dostała, więc nie miałem pojęcia w jakie miejsce oberwała. - Jasne tu są zaklęcia! - mówię i macham ręką na znak, że nic mi się nie stało. Krzyczę nawet do brata żeby na mnie zaczekał, bo zakładam że to o środkach przeciwbólowych to żarcik i po prostu nie dostała w nic poważnego. - Na pewno? Jak coś to krzycz! - mówię i wracam na ściankę, ale ledwo przechodzę kilka metrów to nie Remy zaczęła krzyczeć a Brooks. Zamieram i z przerażeniem rozglądając się za Remiguszem, bo już widzę w głowie że może właśnie mdleje czy coś. Ale wydawało się, że wszystko z nią w porządku. - JUŻ BIEGNĘ! - krzyczę i zeskakuję ze ścianki, macham do Remy żeby podleciała do mnie. Pakuję się już znacznie zgrabniej na miotłę i to ja przejmuję stery. - Nie ściskaj nogami, nie wiesz czy coś ci się nie stało! - mówię i szarpię się z nią prowadzeniem, po czym odlatuję wraz z dziewczyną ponownie do SS, w którym naprawdę uwielbia przebywać.
/zt
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Ręce mi opadają. Najchętniej zszedłbym z tej ścianki i wrócił do domu, bo i tak czeka mnie jeszcze dziś wizyta w Mungu u taty, ale wrodzona ambicja nie pozwala mi się poddać. No i jestem tu, żeby wspierać Julkę w jej kapitańskim obowiązku i moją drużynę w drodze po puchar quidditcha. I kiedy tak wspinam się zamyślony, nagle czuję okrutny ból. Brooks przyjebała mi tłuczkiem w tyłek. Zastanawia mnie dlaczego aż tak uwzięła się na moje wrażliwe miejsca? To jakiś fetysz? Marna próba podrywu? Chęć dokopania mi tak bardzo, żebym jedyne o czym myślał to cierpienie fizyczne a nie problemy rodzinne? Czasem naprawdę nie potrafię ogarnąć toku myślenia mojej przyjaciółki, ale zaciskam zęby i próbuję wejść jeszcze wyżej. Widzę wtedy Augusta, który jak zgrabna łania już prawie mnie wyprzedza. - Przysięgam, kiedyś ją zamknę w izolatce z tymi tłuczkami - otwarcie grożę jego dziewczynie i sapię z wysiłku.
______________________
i read the rules
before i break them
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Postanawiam próbować nadgonić to co straciłem przez tłuczek Julki i nieuprzejmość buca Baxtera. Znajduję ścieżkę po której mogę się wspiąć, a po chwili widzę że w oddali są skały, które również mają dokładnie taki sam kolorek! Dosko. Postanawiam również iść tą drogą. Kiedy kieruję się w tamtą stronę mijam Tomasza, który jest już bardzo zmęczony. Szczerze mówiąc nie jestem pewny czy powinien przychodzić na treningi, skoro był w takiej formie psychicznej. Na chwilę zatrzymuję się, czy tam idę jego tempem, by z troską zerknąć na chłopaka. - Następnym razem nie daj się namówić na taki trening - radzę bardzo mądrze, bo nie umiem dobrze pocieszać. Klepię przyjaciela po plecach i wyprzedzam go znacznie. Czy pomagam sobie wydłużonymi kończynami? Może i tak, nie było w zasadach zabranianie tego. Dlatego wyciągam ręce sprytnie odrobinę dalej, by móc złapać się dalszych kamieni. Mam nadzieję, że dostanę jakieś punkty dodatkowe za spryt, a nie za oszukańczą próbę wykorzystania moich naturalnych atutów.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chociaż pierwsze podejścia do wspinaczki można byłoby uznać za nieudane to jednak później szło jej już dużo lepiej. Może i wciąż nie tak jak powinno, a wcześniej straciła sporo czasu na niepotrzebne szamotanie się. Powinna mieć już dawno cały ten etap za sobą, ale niestety los był zbyt okrutny. Teraz jednak było zupełnie inaczej. Wiedziała dokładnie gdzie powinna się chwycić i jak podciągnąć, aby piąć się w górę pomimo wszelkich przeciwności. Wciąż jednak czuła, że nie była to udana sesja treningowa i powinna się o wiele bardziej przyłożyć. Jeśli tak dalej pójdzie to niedługo wypadnie z formy.