Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Mógł być z siebie naprawdę dumny. Zamiast wylegiwać się w swoim dormitorium o kilka godzin dłużej, nie robiąc absolutnie niczego poza głaskaniem kota i gapieniem się na stronice komiksów, zmotywował się do wstania z łóżka i zawędrowania do biblioteki. Wiedział doskonale, że zbliżały się owutemy, więc chciał podjąć wszelkich starań, aby przygotować się do nich jak najlepiej, toteż sięgnął pierwszą lepszą książkę do transmutacji, zaczynając powtarzać materiał. I… tutaj kończy się ta kolorowa część, bo chłopak, choć w istocie siedział nad podręcznikiem, to myśli uciekały mu w zupełnie innym kierunku. Szczególnie, gdy doszedł do zaklęcia przemieniającego kamienne przedmioty w smoki… Zbliżała się godzina rozpoczęcia zajęć z uzdrawiania, więc szybko odłożył książki na miejsce i wyszedł na zewnątrz. Przeczuwał, że za późno zorientował się, iż wypada mu już iść, toteż nie chcąc być mocno spóźnionym, wymusił na sobie bieg. - Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie. – wydyszał, zwalniając tempa dopiero tuż przy zebranej grupce osób. Uczniów było już całkiem sporo, toteż z miejsca założył, że jednak przybył po czasie. Nim zdążył lepiej rozejrzeć się po rozłożonym na polanie pobojowisku smutnych manekinów, jego oczy przywitały po kolei każdą znaną mu osobą. Przeczesał włosy, próbując uspokoić oddech, uśmiechając się przy tym niesamowicie sympatycznie do @Cherry A. R. Eastwood oraz @Ezra T. Clarke. Na ten moment niewiele więcej słów był w stanie wyrwać sobie z zadyszanej piersi, ale oboje nie musieli mieć żadnych wątpliwości, iż Liam cieszy się właśnie na ich widok. A później zwrócił uwagę na stojącego nieopodal @Mefistofeles E. A. Nox, na którego wyszczerzył się jeszcze szerzej. – Hi, handsome. – powiedział trochę ciszej, próbując nie roześmiać się na wspomnienie wysłanego listem zdjęcia we fraku. Niesamowicie poprawił mu tym humor, ale teraz wolał nie zwracać na siebie uwagi wszystkich zgromadzonych na polanie osób. Puścił mu tylko oko i podszedł szybko do @Neirin Vaughn, bo to do niego miał największy interes. - Nei. – klepnął go ostrożnie w ramię w ramach radosnego, niemego „dzień dobry!” – Słuchaj! Po zajęciach musimy coś przetestować. Znasz Draconifors? Czytałem o nim właśnie w bibliotece i wpadłem na niesamowity pomysł. Możemy pograć w szach… o Merlinie… - nim zdążył roztrajkotać się na dobre, nareszcie zauważył pokrwawione manekiny. Zamrugał zaskoczony, przez jakiś czas nie mówiąc nic, aż w końcu uniósł spojrzenie na uzdrowicielkę i patrząc na nią zdecydowanie grzeczniej, niż jakby miał zwracać się do kolegów, pozwolił sobie zażartować: - To dzieje się z uczniami, którzy lekceważą zajęcia z uzdrawiania~?
Autor
Wiadomość
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Z uśmiechem przywitała jeszcze kilku spóźnialskich. Obecność Maxa była dla niej pewnym zaskoczeniem, ale do Widoku Willa na swoich treningach powoli się przyzwyczajała. W sumie chętnie zaadoptowałaby do swojej drużyny, tych stałych gości jak on, albo Strauss, ale niestety nie miała takiej możliwości. Najszerszym uśmiechem obdarzyła oczywiście Valenti, która, mimo że lekko spóźniona, zasiliła Puchońskie szeregi. Miała nadzieję, że szukająca Os nie zwinie znicza w kilka sekund, żeby wszyscy mieli okazję nieco się pobawić. Sama chętnie wzięłaby udział w tych wyścigach po omacku, ale ktoś musiał to przecież nadzorować, żeby nie skończyło się tragicznie. Cóż, tak po czasie stwierdziła, że to nie był zbyt mądry pomysł, a ona chciała jeszcze bardziej utrudnić zadanie... Uważnie obserwowała to, co się działo w powietrzu, gotowa do działania w razie gdyby trzeba było interweniować, ale wszyscy radzili sobie całkiem dobrze. Parę osób stało w miejscu, nieco zagubiona, ale większość poleciała w odpowiednim kierunku. - Hej, chyba wam za łatwo! Uwaga! Wypuszczam tłuczka! - krzyknęła głośno i sięgnęła do przygotowanej wcześniej skrzyni. Miała wątpliwości co do użycia tych paskudnych piłek, ale wszystkim szło na tyle dobrze, że chyba powinni sobie poradzić. Przygotowała swoją pałkę, na wypadek gdyby musiała szybko interweniować, wypuściła żelazną kulę w powietrze i poleciała za nią, by mieć wszystko pod kontrolą. ____________________________________________________________________________________
Etap 2
Mechanika:
1. Rzut literą - tutaj bez zmian (A-10 pkt szybkości, B-9 pkt, C-8 pkt itd.)
2. Rzut k6 na dodatkowe wydarzenie: 1 - Wsłuchujesz się w otaczające cię dźwięki, próbując odnaleźć odpowiedni kierunek. Tylko czy znicz na pewno powinien wydawać taki świst? No nie powinien, dlatego obrywasz tłuczkiem w dowolną część ciała i tracisz chwilę, żeby się pozbierać, zanim ruszysz dalej. (-3 pkt szybkości) 2 - Słyszysz furkotanie tuż przy swoim uchu! Od razu ruszasz w pogoń, odłączając się od reszty grupy. Już wyciągasz rękę, już prawie przechwytujesz znicza, kiedy wpadasz w gałęzie pobliskiego drzewa. Opaska ci spadła, a ty orientujesz się, że zamiast znicza goniłeś znikacza! Tylko skąd on się tu wziął? Nie zastanawiaj się, tylko wracaj do grupy! (-5 pkt szybkości) 3 - W całym tym zamieszaniu udaje ci się wyłapać dźwięki znicza i szybko obierasz prawidłowy kierunek, wymijając przeciwników. (+2 pkt szybkości) 4 - Słyszysz podejrzane dźwięki zarówno z lewej jak i z prawej. Nie masz czasu na zastanawianie się który dźwięk jest bardziej furkotem, a który świstem, musisz działać natychmiast! Rzuć jeszcze raz, aby sprawdzić, przed którym się uchylasz! Parzysta: Uchylasz się przed tłuczkiem i szybko zbliżasz się w kierunku znicza! (+3 pkt szybkości) Nieparzysta: Z ziemi wygląda to komicznie, bo właśnie uchyliłeś się przed zniczem, by zacząć gonić tłuczek! No nie do końca o to chodziło… (-3 pkt szybkości) 5 - Wyciągasz rękę w kierunku, w którym wydaje ci się, że może być znicz i chwytasz w nadziei, że go złapiesz. Twoja dłoń faktycznie zaciska się na jakimś przedmiocie, ale to końcówka miotły innego zawodnika! Trochę przypał, ale w sumie to nikt nie widział, a ty zostałeś pociągnięty do przodu i znajdujesz się bliżej celu! (+2 pkt szybkości) 6 - Masz świetny słuch, albo niesamowitego farta! Lecisz jakbyś doskonale widział złotą piłeczkę! Nie podglądasz, prawda? Rzuć jeszcze raz: Parzysta: No pewnie, że nie, jak mógłbyś oszukiwać Puchońską kapitan! (+3 pkt szybkości) Nieparzysta: Podglądasz! Policzymy się po zajęciach! (+5 pkt szybkości)
Za każde 25 pkt w kuferku przysługuje 1 przerzut dowolnej kości (bez sprzętu) Dodatkowy przerzut jeśli grasz na pozycji szukającego. Czas do 13.11, godziny wieczorne.
Proszę o zamieszczenie kodu:
Kod:
<zg>Punkty w kuferku:</zg> <zg>Przerzuty:</zg> pozostałe/wszystkie <zg>Kości:</zg> <zg>Punkty szybkości:</zg> pierwszy + drugi etap
Punkty w kuferku: 52 pkt. Przerzuty: 1/2 Kości:G -> D || 4 + 6 Punkty szybkości: 8 pkt [I etap] + 7 pkt [litera] + 3 pkt [k6] = 15 pkt.
Latanie z zawiązanymi oczami zdecydowanie nie należało do najłatwiejszych zdolności i raczej nie można się było nauczyć poruszania na miotle w ten sposób w ciągu kilku minut. Chyba właśnie przez próbę zadbania o własne bezpieczeństwo, puchon starał się lecieć we w miarę stałym tempie, aby przez przypadek nie wlecieć w inną osobę lub nie wylądować na jakimś drzewie. Skończenie w Skrzydle Szpitalnym przez jakiś niefortunny wypadek nie spotkałoby się ze zbyt dużym zadowoleniem ze strony pani kapitan, biorąc pod uwagę zbliżające się rozgrywki. Ignacy, nawet gdyby chciał, to nie był w stanie zareagować w odpowiedni sposób na komunikat Nancy odnoszący się do wypuszczenia w powietrze tłuczków. Zamiast głośnego protestu, musiał się ograniczyć do mocniejszego zaciśnięcia dłoni na trzonku miotły i schyleniu głowy z nadzieją, że w ten sposób jego szansę na bliskie spotkanie z fruwającym kamieniem drastycznie spadną. Chłopak starał się w dalszym ciągu uważnie wsłuchiwać w otoczenie, licząc, że dopisze mu szczęście i wychwyci z którejś strony charakterystyczny odgłos wydawany przez skrzydełka złotego znicza. W pewnym momencie zupełnie stracił orientację przez to, że zaczął słyszeć donośne dźwięki praktycznie z każdej strony. Nie mając zbyt wiele czasu na decyzję, zaufał swojemu instynktowi i skręcił ostro w lewo, dzięki czemu udało mu się uniknąć tłuczka, a także znacząco zbliżyć do swojego celu. Huh, może jednak uda mu się wyjść z tego starcia obronną ręką?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Punkty w kuferku: 32 Przerzuty: 0/1 Kości:H,3 --->Zostaje H Punkty szybkości: 6+2=8
Trzymanie się przeciwnika nie było najbardziej inteligentną rzeczą, bo wyszło mu to bardzo niedobrze. Widać rywal też nie miał idealnego słuchu. Gdy jednak Nancy oznajmiła, że wypuszcza tłuczki, Solberg zwątpił w swoje chęci do życia. Ona nas zabije... Przyszło mu tylko do głowy, ale nie miał zamiaru się tak łatwo poddawać. Jeszcze mocniej skupił się na swoim zadaniu, by jak najszybciej wrócić na ziemię. Wytężył słuch i już po kilku minutach usłyszał charakterystyczny dźwięk skrzydełek złotej piłeczki. Od razu pomknął w tamtą stronę mając nadzieję, że jakimś cudem tłuczki nie wzbogaciły się nagle o te same atrybuty co znicz i faktycznie wykona poprawnie zadanie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Punkty w kuferku: 94 Przerzuty: 0/3 Kości:E i 2, ale przerzucam na 4 i nieparzysta na dorzucie Punkty szybkości: 9pkt + 6pkt -3pkt = 12pkt
Była naprawdę zajebistą szukającą. Prawdziwym przechujem wśród szukających. Art powinien ją w tej chwili widzieć, bo po prostu niesamowicie popisała się swoim talentem i udowodniła wszystkim, że mogłaby w zasadzie uchodzić nie dość, że za niemą to jeszcze za przygłuchą, bo jak w ogóle mogła pomylić furkot znicza z tak dobrze jej znanym świstem tłuczka, za którym puściła się w pogoń? Po prostu przebłysk geniuszu. Nie mogła tego opisać w żaden inny sposób. Całe szczęście dosyć szybko zorientowała się, że goni nie tę piłkę co trzeba, a ta prawie zawróciła po to, by spuścić jej srogi wpierdol, ale chociaż tego udało jej się uniknąć i puścić za zniczem.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Punkty w kuferku: 53 Przerzuty: 0/2 Kości:H> J; 4+ nieprzysta Punkty szybkości: 11+1-3=9 :) Poszukiwania znicza, które tak „kochała” zostały urozmaicone przez Puchońską kapitan, która do opasek dorzuciła tłuczek, gotowy w każdej chwili poprawić im humor. Dodatkowy świst wprowadził ją w lekki niepokój. Doskonale wiedziała, co potrafiła ta kula, sama parała się nieustanną walką z tym świszczącym i ciężkim jak cholera złodupcem. Może dlatego jej ruchy były powolne i ostrożne, wręcz ślamazarne? Mimo wszystko starała się wytężyć słuch i usłyszeć złota piłeczkę. I faktycznie coś usłyszały, tylko, że… z każdej strony. Nie mając wzroku musiała zaufać intuicji, a ta, no cóż, zawiodła ją. Okazało się bowiem, że brawurowo unikała znicza, a zamiast tego goniła za tłuczkiem. Z boku musiało to wyglądać naprawdę zabawnie. Krukonce do śmiechu jednak a nie było, a zamiast tego czuła, że rośnie w niej frustracja wywołana tą syzyfową pracą.
Punkty w kuferku: 44 Przerzuty: 0/1 Kości:E przerzucone na C i 4 dorzut nieparzysta Punkty szybkości: 12 (I etap) + 8 - 3 -> 17
Ostatnio chyba próbowała grać na każdej pozycji na boisku, z wyjątkiem obrony, a to dlatego, że znowu wpadła w faze nadmiernego pożytkowania energii i w każdej wolnej chwili wsiadała na miotłę i gnała na boisko. Ale chociaż zobaczy jak może sprawdzić się w innej roli, niżeli ścigająca. W końcu czasami warto pograć na innej pozycji, aby trochę się rozerwać. Jej strategia, aby lecieć w przeciwnym kierunku do wszystkich okazała się dobrą. I nawet dość szybko podążała za dźwiękiem trzepoczących skrzydełek, kiedy Nans oznajmiła, że wypuszcza tłuczka. Cudownie, jak tu ominąć tą dziką piłkę, kiedy się jej nie widzi? Na tyle ją to zdekoncentrowało, że zgubiła znicza, który zdawał się być niedaleko jeszcze przed sekundą, a kiedy kolejny raz pojawił się obok niej, myślała, że to tłuczek i zrobiła unik. Kolejny dźwięk, który dosłyszała po swojej prawej stronie, sprawił, że podjęła trop i wystrzeliła w jego kierunku. Jednak nie była bliska złapania znicza, tylko... tłuczka.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Maelynn Breeden
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Bardzo często nosi ze sobą pluszowego lisa o imieniu "Malia", miewa napady lękowe i ataki paniki
Punkty w kuferku: 0 Przerzuty: 0/0 Kości:B, 2 Punkty szybkości: 7 + 9 -5 = 11, ale Mae zrezygnowała
Nieco się przyzwyczaiła do latania po ciemku i poluzowała chwyt, jednak słysząc o tłuczku, przylepiła się całym ciałem do miotły i poleciała, jak najszybciej i najdalej od tego miejsca. Tym oto sposobem zaryła w jakieś drzewo, odbijając się od niego i kręcąc w kółko. Zahaczyła o jakąś gałąź, która zerwała opaskę na oczach, pozwalając Majce oglądać swoje spektakularne lądowanie na ziemi. Spadła na ziemię niczym placek i pozostała w tej pozycji przez dobre kilka minut, cała się trzęsąc i upewniając, czy wciąż żyje. Gdy się uspokoiła, wróciła pieszo na miejsce, z którego startowali i usiadła na ziemi, pocierając obolałe ramię, krzywiąc się nieco na pieczenie i swąd towarzyszący podrapaniu twarzy i rąk.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Punkty w kuferku: 100 Przerzuty: 1/4 Kości:4 | I → C; dorzut do kostki → parzysta Punkty szybkości: 13 [pierwszy etap] + 8 [literka] + 3 [kostka] = 24
— Hej, chyba wam za łatwo! Uwaga! Wypuszczam tłuczka! Rudzielec w komentarzu na to uniósł jedynie kącik ust i parsknął cicho pod nosem. Jakby samo latanie po omacku i gonienie na słuch za małą, złotą piłeczką w bliskim towarzystwie drzew nie było wystarczająco karkołomne i grożące mało przyjemnym spotkaniem z gruntem, do zabawy doszła jeszcze druga, o wiele bardziej krwiożercza piłka. Nie ma co, kapitan Puchonów miała wyobraźnię – tego sam Avgust chyba by lepiej nie wymyślił. Nie poświęcił temu już jednak ani myśli więcej, bo musiał pozostać w pełni skupienia, gdy wokół dodatkowo krążył żądny krwi tłuczek, który nawet w normalnych warunkach potrafił być niebezpieczny, a co dopiero teraz, kiedy jego położenie mógł określić jedynie na podstawie charakterystycznego, złowieszczego świstu. O wilku w sumie mowa, bo właśnie do jego uszu dotarł podejrzany dźwięk i pół biedy, jeśli dochodziłby tylko z jednej strony, ale definitywnie słyszał coś zarówno po swojej lewej, jak i prawej, a nie było czasu, żeby wsłuchać się lepiej w to który był pożądanych furkotem skrzydełek znicza, a który świstem tłuczka usiłującego się z nim bliżej zaprzyjaźnić, czego wolałby akurat uniknąć. Oba źródła wyraźnie się doń zbliżały, więc musiał po prostu zaufać swojemu instynktowi i podjąć decyzję w trybie natychmiastowym. Wykonał ostry zwrot w prawo, licząc na to, że instynkt go nie zawiódł i nie zaczął właśnie gonić tłuczka. Nie da się ukryć, że byłby wtedy trochę przypał. Na szczęście tak się nie stało. Jeden z odgłosów przycichł, oddalając się od niego, a w drugim – za którym zdecydował się lecieć dalej – już bez trudu rozpoznał ten wydawany przez szybko poruszające się skrzydełka znicza. Bingo! Teraz wystarczyło tylko – albo aż? – trzymać się obecnego toru lotu i nie dać się wymknąć temu uskrzydlonemu złotu.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Punkty w kuferku: 41 Przerzuty: 0/1 Kości:A, 5 Punkty szybkości: 3 + 12 = 15
Tak, zdecydowanie było im za łatwo. Przecież polowanie na znicza z zawiązanymi oczami to nic takiego, jakim cudem ona w ogóle miała problemy? Słysząc informację o wypuszczeniu tłuczków aż się lekko wzdrygnęła, nienawidziła tych piłek, chyba zresztą jak każdy inny gracz na boisku. Więcej z nich było szkody niż pożytku, a przeklęte potrafiły naprawdę mocno uderzyć w człowieka. Miała tylko nadzieję, że chociaż tym razem nie przyciągnie do siebie żadnego z nich, bo nawet nie miałaby się jak obronić i skończyłoby się to jak nic upadkiem z miotły, a tego bardzo nie chciała. Latanie na ślepo z szalejącymi wokół tłuczkami, tego to jeszcze nie grali! Pomału jednak czuła się mimo wszystko nieco pewniej, słuch zdawał się coraz bardziej wyostrzony, dzięki czemu nie krążyła już z takim zdezorientowaniem jak na samym początku. W pewnym momencie zapomniała nawet o tłuczkach gotowych zaatakować w każdej chwili i zaczęła kierować się za delikatnym dźwiękiem znicza. Wyciągnęła rękę, żeby go wreszcie złapać, bo była absolutnie pewna, że był dosłownie gdzieś obok, ale zamiast złotej latającej piłeczki poczuła, jak coś drapie wnętrze jej dłoni. Z tego co kojarzyła, to nie taką strukturę miał znicz. Cofnęła czym prędzej rękę, uświadamiając sobie, że chwyciła za witki czyjejś miotły, ale wiedziała przy tym cicho, bo po co miała się odzywać? Nikt nie widział, nikt nie słyszał, więc tym samym nikt nie wiedział, proste. A ona została pociągnięta trochę do przodu, także nie miała co narzekać.
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Punkty w kuferku: 72 Przerzuty: 1/3 po poprzednim etapie 0/3 po drugim etapie Kości:G i 6 i dorzucona1 Przerzut literki: A Punkty szybkości: 14 (I etap) + 5(kostka na dodatkowe wydarzenie) + 10 (literka) = 29
O ile na początku szło jej po prostu wyśmienicie i czuła, że zwyczajnie nie ma sobie równych, tak w momencie, kiedy usłyszała o tłuczkach, poczuła wewnętrzny, ogromny niepokój. Przecież zderzenie z tłuczkiem w tym momencie życiowym, w jakim aktualnie się znajdowała, nie było najlepszym pomysłem. Dlatego i tylko wyłącznie dlatego, delikatnie podglądała. Nie mogła sobie pozwolić na to, by Merlinie uchowaj, tłuczek trafił ją w brzuch czy coś w ten deseń. Mogła wytłumaczyć to Nancy i nie miałaby nic przeciwko, naprawdę. Sądziła, że w takiej sytuacji puchońska pani kapitan nawet by ją zrozumiała i potem jeszcze dodatkowo skrzyczała za to, że w ogóle wsiadała na miotłę. Dlatego miała nadzieję, że jednak nie będzie musiała nic mówić i Nancy jednak nie zauważy jej delikatnego oszukiwania. Poza tym, odczekała stosowny czas, aby dać innym szanse. Nie zamierzała łapać znicza od razu, jak tylko nadarzy się ku temu okazja. No i miała dziwne wrażenie, że pomimo to, że dawała innym szansę, to oni nie mieli sposobności jej wykorzystać.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Musiała przyznać, że obserwowanie ich poczynań sprawiało jej naprawdę dużo frajdy. Na polance panował istny chaos, ale Williams, wbrew pozorom, miała wszystko pod kontrolą. Cały czas pilnowała tłuczka i obserwowała czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Kiedy Maelynn wypadła z trasy i wylądowała w drzewie, Nancy szybko podleciała, by upewnić się, czy wszystko z nią w porządku. - Nie przejmuj się. To było bardzo trudne zadanie, a jak na początkującego dałaś sobie naprawdę świetnie radę. - chciała ją jakoś pocieszyć, bo widziała, że dziewczyna się przejmuje. Zaproponowała również, że jeśli chce, to mogą pójść po treningu do skrzydła szpitalnego po jakiś przeciwbólowy eliksir. Nie mogła niestety poświęcić jej w tym momencie więcej czasu, bo musiała nadzorować to, co działo się w powietrzu. Kilka osób goniło za tłuczkiem, co wyglądało równie śmiesznie, co niebezpiecznie, Ola złapała za czyjąś miotłę (no niestety, Nancy zauważyła), a rywalizacja była doprawdy zacięta. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, kto ostatecznie złapie złoty znicz, ale w końcu czyjeś palce zacisnęły się na zapewniającej zwycięstwo piłeczce. - STOOOOP! Możecie ściągnąć opaski! Mamy zwycięzcę! - krzyknęła i gestem przywołała wszystkich na ziemię. - Silvia, ciebie nic nie jest w stanie zatrzymać! - Przyznała z nieukrywaną dumą. O mały włos, a zwyciężyłby William, ale na szczęście wygrana została wśród Puchonów, co niezmiernie kapitan cieszyło. - Wszyscy poradziliście sobie świetnie, mimo skrajnie niesprzyjających warunków. Brawo! Mam nadzieję, że na najbliższym meczu będzie równie wysoki poziom. - Stwierdziła, uśmiechając się zarówno do swojej drużyny, jak i do Krukonów, z którymi już niedługo przyjdzie im się zmierzyć. Nie mogła się doczekać tego spotkania na boisku.
|zt dla wszystkich chętnych ______________________________________________________________________________ Dziękuję wszystkim za udział! Podliczyłam punkty, mam nadzieję, że wszystko się zgadza. Sprawdzałam kilka razy, bo niektórzy sobie pozaniżali punkty z jakiegoś powodu Mam nadzieję, że wszystko teraz jest dobrze, w razie uwag i zażaleń piszcie śmiało!
Miejsce piknikowe. To właśnie tu uczniowie i studenci spędzali czas, kiedy trawa był zielona, a dnie przyjemnie ciepłe. O tej porze roku było tu jednak pusto. W końcu śnieg z deszczem, szare niebo i porywisty wiatr nie zachęcały do spędzania czasu na zewnątrz. I z tego właśnie powodu Brooks wybrała to miejsce. Czekając na Solberga, rozpaliła ognisko i roztoczyła ochronną barierę, chroniącą przed wiatrem i deszczem, a także rzuciła zaklęcie zapobiegające podsłuchiwaniu. Na wolnej kamiennej ławie leżał „Boyden”, tuż obok stał z kolei plastikowy kosz piknikowy. Było przyjemnie ciepło i byłoby nawet miło, gdyby nie okoliczności, dla których mieli się spotkać. Po wydarzeniach w Zakazanym Lesie Solberg znikną, jak to miał często w zwyczaju. Chciała mu pomóc i mieć na niego oko. Czekając na przybycie przyjaciela, naostrzyła scyzorykiem końcówki dwóch kijaszków, zawinęła kaszankę w aluminiową folię, i raz jeszcze sprawdziła, czy czegoś nie zapomniała. Kiedy się już upewniła, że wszystko jest na swoim miejscu, sięgnęła do koszyka, wyciągnęła termos i nalała do kubeczka bazyliszkowego macchiato.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak napisał Julce, nie miał nic lepszego do roboty więc równie dobrze mógł się z nią spotkać. Pora nie robiła mu różnicy tak samo jak miejsce. Przynajmniej dopóki znajdowało się w obrębie zamku. Ubrał się dość ciepło, bo pogoda nie była najbardziej przyjazna już o tej porze roku i zaczął człapać się na umówione miejsce. Nie miał pojęcia co szykowała dla niego Brooks. Nie zdradziła absokurwalutnie niczego, co nawet trochę wzbudziło jego ciekawość. Nie mieli okazji porozmawiać od kiedy ta wróciła ze swojej podróży po świecie, czy gdzie ją tam wywiało. Z daleka widać już było palący się wesoło ogień ogniska i czekającą na niego sylwetkę krukonki. Gdy tylko przekroczył zaczarowany przez nią obszar poczuł przyjemne ciepło. - Dobrze Cię w końcu widzieć Brooks. - Przywitał się z nią starając się umieścić na swojej twarzy ciepły uśmiech. Nie do końca osiągnął zamierzony efekt. - Co to za uczta? Wiesz, że w Wielkiej Sali też nas karmią? - Wskazał na zawiniętą w folię kaszankę i nierozłączny termos krukonki. Starał się brzmieć jak zawsze. Nie mógł przecież chodzić i rozpaczać w kółko. Nie chciał tego i nie chciał by inni pchali się w tę sytuację ze swoimi buciorami.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Widząc zmierzającego w jej stronę Ślizgona, podniosła się z miejsca. Nie widziała go, ile? Ponad trzy tygodnie. W końcu najpierw zniknęła ona, a potem chłopak. - Wzajemnie – odpowiedziała i wtuliła się mocno w chłopaka. Uścisk ten był dłuższy, jak gdyby chciała za jego pomocą podnieść go na duchu.
- Nie zwróciłam uwagi. Nie byłam w Wielkiej Sali od ceremonii przydziału. - Sprzedała mu przyjacielskiego kuksańca. - Na co masz ochotę? Mam kaszankę, kiełbasę i… no właściwie to tyle – uśmiechnęła się lekko. Niestety czarodziejskie sklepy nie są tak dobrze zaopatrzone, jak te mugolskie i przeważają w nich składniki na dania magiczne, za którymi nie przepadała. Musieli się więc zadowolić tym skromnym menu, choć wątpiła, żeby Maxowi to przeszkadzało. – Częstuj się kawą. Gwizdek przygotował naprawdę świetne bazyliszkowe macchiato.
Dając chłopakowi czas na podjęcie decyzji, dorzuciła do ogniska niewielki pieniek, który nie tak dawno suszyła zaklęciem, po czym wyjęła z kieszeni kurtki paczkę „Merlinowych Strzał”, włożyła jedną do ust i odpaliła zapalniczką.
- Chcesz? – zapytała, wyciągając w jego stronę dłoń z kartonikiem. Wiedziała, że chłopak jest też na świeczniku i nie powinien robić kompletnie nic niedozwolonego, ale wyglądał na takiego, któremu dobrze zrobiłby dymek z eliksirem szczęścia. A poza tym znajdowali się tak daleko od murów szkoły, że szansa na to, iż zjawi się tu jakiś nauczyciel czy prefekt, była znikoma.
Popalając bez pośpiechu papierosa, usiadła ponownie na kamiennej ławce, zdjęła trampki i wyciągnęła zmarznięte stopy w kierunku ognia.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przyjął uścisk nieco pewniej niż wtedy, gdy spotkał się z Felkiem. Jakoś był pewien, że dzisiaj się nie rozklei na środku błoni. Cieszył się jednak, że widzi Julkę w jednym kawałku. - Kto Ci to zrobił? - Zapytał siląc się na lżejszy ton i wskazując na nową fryzurę dziewczyny. Bo w takim wydaniu to jeszcze jej nie widział, a zdecydowanie wolał ją w poprzedniej wersji. - No tak, głupi ja! Siadaj i streszczaj mi gdzie Cię wywiało i co robiłaś. - Przypomniało mu się, że ich spotkanie w końcu nie doszło do skutku i jest bardzo w tyle z historią wycieczki krukonki. Miał nadzieję poznać w końcu inną wersję niż tę histeryczną, którą przedstawiła mu Arleigh. Wziął podane mu przez dziewczynę Macchiato i zanurzył w nim usta. Nie był fanem wymyślnych kaw, ale kofeiny nie odmawiał nigdy. Szczególnie teraz, gdy potrzebował energii, by nie zasnąć. - Kaszanka wystarczy, dzięki. - Szczerze nie miał ochoty jeść, ale nie chciał też robić Brooks przykrości ani martwić jej swoim stanem, dlatego wybrał pierwszą opcję bufetową. Patrzył na wesoło śmigające płomienie przypominając sobie ostatni raz, gdy tutaj gościł. Zabójczy trening puszków był czymś, co by mu się teraz pewnie przydało. Pokręcił głową, gdy zobaczył wyciągniętą w swoją stronę paczkę fajek. Nawet palić nie miał ostatnio ochoty. Może i dobrze, taki odwyk zdecydowanie poprawi zdrowie chłopaka. Do tego faktycznie nie powinien palić na terenie szkoły, chociaż był pewien, że są zakamarki, gdzie mógłby wciąż robić to bezkarnie. Chyba, że śledzili go jakimiś ukrytymi kamerami czekając tylko na jakiekolwiek potknięcie. Usiadł pod ławką, na której wyciągnęła się Brooks, opierając się o siedzisko plecami. Ciepło ogniska przyjemnie biło w ich stronę raz po raz wyrzucając drobinki gdzieś na trawę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Prychnęła z rozbawienia przez nos, słysząc komentarz o własnej fryzurze. Przez ostatnie dni przywykła do nich, choć i tak Ślizgon więcej taktu niż Fredka, która przez dobre kilka minut nie mogła przestać rżeć ze śmiechu jak szalona. Jak widać, bycie pieczarką miało swoje plusy – nie tylko ułatwiało codzienną toaletę, ale i wywoływało uśmiech na twarzach innych. Klasyczna win-win situation.
- Fryzjerka, ale miała moje błogosławieństwo. W każdym razie mi się podoba, i to jest najważniejsze. – Uśmiechnęła się do chłopaka, w głębi duszy zastanawiając się, czy ludzie kiedykolwiek zdążą się przyzwyczaić do tego, że wygląda jak ośmioletni ministrant.
Gdy Solberg zapytał ją o podróż, westchnęła, gotowa do powtórzenia tej samej historii po raz któryś z kolei. Z drugiej jednak strony, sama planowała naprowadzenie rozmowy na te tory, aby dla odmiany, dać chłopakowi odetchnąć od tematu Boyda i Zakazanego Lasu. - Co robiłam? Latałam, i to sporo, starając się przy tym nie wpaść do morza albo nie oberwać piorunem, co prawie mi się udało. Przeleciałam Europę od Islandii po Grecję, to tak w skrócie. A kiedy nie latałam, to zwiedzałam i poznawałam ludzi. O, i widziałam smoki, jak byłam w Rumunii! – Sięgnęła po swój kubek i z satysfakcją zauważyła, że chłopak również pija macchiato. Sama również nie przepadała za kawą, zwłaszcza tak słodką, ale chodziło jej w tym wszystkim o Maxa. Bazyliszkowy napar miał bowiem magiczną właściwość poprawiania nastroju i podnoszenia na duchu. - A więc kaszanka raz – powiedziała bardziej do siebie i włożyła foliowe zawiniątko do rozgrzanego popiołu. Sama z kolei nabiła kiełbasę na świeżo zaostrzony kijek. Zdziwiła się, kiedy odmówił papierosa. I trochę tego żałowała, bo wiedziała, że ten mógłby nieco poprawić mu nastrój. Nie naciskała jednak. Schowała paczkę do kieszeni i chwyciła za kijek, który umieściła nad ogniem. Kiedy chłopak usiadł na ziemi, położyła mu dłoń na głowie i wprowadziła jeszcze więcej nieładu do i tak rozczochranego looku Ślizgona.[/b]
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Fryzura była zdecydowanie tym, co po prostu od razu rzucało się w oczy. Do tego Max naprawdę wolał teraz rozmawiać o czymkolwiek innym niż o ostatnich wydarzeniach. Szczerze nawet nie uważał, że Julia wygląda aż tak tragicznie. Domyślał się, że z czasem przyzwyczai się do takiego wyglądu kumpeli i przestanie zwracać nawet na to uwagę. - To tylko włosy. Zresztą Twoje piękno drzemie w tym, jak posługujesz się pałką, a nie we fryzurze. - Wysilił się na żart, nieco bardziej sztywny i drewniany niż zazwyczaj, ale jednak żart. Domyślał się, że Brooks już milion razy musiała opowiadać tę historię, ale był szczerze ciekaw, co takiego robiła i gdzie była jak jej nie było. Znając krukonkę nie był to normalny urlop, a raczej spotkało ją wiele niecodziennych sytuacji. - Ło kurwa.. - Skomentował jej wyliczankę, która zrobiła na nim naprawdę wrażenie. - Gdzie Ci się spodobało najbardziej? Chciało Ci się wracać? - Zarzucił ją gradem pytań, bo sam raczej po czymś takim nie miałby ochoty na ponowne oglądanie tych jebanych murów najbardziej chujowej czarodziejskiej szkoły. A przynajmniej w tej chwili widok Hogwartu budził w nim tylko negatywne emocje. Nie widział sensu. Musiał dojść z tym wszystkim do ładu, ale było jeszcze za wcześnie, by te wszystkie emocje opadły. - Czyżbyś za dzieciaka była skautem? - Zapytał patrząc, jak sprawnie radzi sobie z ogniskiem, kaszanką i całą tą organizacją, jaka była wymagana by to wszystko zaaranżować. Sam nigdy nie przynależał do tej grupy, ale biwaki z rodzinką zastępczą nauczyły go kilku przydatnych umiejętności.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Słysząc żart chłopaka dotyczący jej piękna, westchnęła pobłażliwie, ale na jaj twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Dzięki, Maksiu. Ty to wiesz, jak pocieszyć kobietę – sarknęła się lekko i upiła z kubeczka. Powoli zaczynała odczuwać głód, a nic go tak nie zabijało, jak papieros z kawą. Pokiwała głową w reakcji na przekleństwo Maxa, a gdy ten zapytał ją o ulubione miejsce, nie musiała się zastanawiać dwa razy. Odpowiedź za każdym razem była taka sama.
- Na Islandii. Nie spodziewałam się, że w tak zimnym miejscu może być tak przytulnie. Jak już dotarłam na miejsce, okazało się, że jedyny pensjonat w wiosce spłonął w pożarze. Na szczęście poznałam pewnego kulawego rybaka, który w zamian za pomoc na kutrze, obiecał mnie przenocować. – Niedopałek papierosa zniknął w ognisku, a zawartość kubka w żołądku Krukonki. Zrobiło jej się przyjemnie ciepło, a magiczne działanie kawy poprawiło jej humor. Miaa nadzieję, że podobnie działało na Solberga. - Naprawdę, wyjątkowo piękne miejsce. Aż mi się chciało ryczeć, jak odlatywałam. No ale życie. A tobie jak minęły tamte dwa tygodnie? Arla bardzo odpierdalała, co?
Znała odpowiedź. Bardzo się przeliczyła w swoim szacowaniu ilość rozsądku u przyjaciółki, a najlepszym dowodem były błękitne białka oczu, zabarwione eliksirem euforii. O ich starciu w kuchni też zapewne już słyszała większa część szkoły. Wieści po Hogwarcie roznosiły się z prędkością zamiatarki Boyda.
- Nope. Byłeś w Soton. Widziałeś tam jakieś lasy, głupolu? Najwidoczniej jestem talentem czystej wody nie tylko jeżeli chodzi o latanie, ale i rozpalanie ognisk. – Puściła mu oczko i obróciła kiełbaskę, która powoli zaczynała puszczać pierwsze soki. Słysząc charakterystyczne skwierczenie tłuszczu, jej żołądek odezwał się głośnym burknięciem. I wcale mu się nie dziwiła.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie spodziewał się ani trochę innej reakcji. Sam zatopił ponownie usta w kawie czując, jak powoli zaczyna działać, a nastrój ślizgona się nieco poprawia. Niby nic wielkiego, a jednak zbawienie, którego potrzebował. -Islandia mówisz? No powiem Ci, że brzmi jak niezła przygoda. Chociaż nie wiem czy chciałoby mi się babrać w rybach. - Mimo, że pozbawiona szczegółów, historia brzmiała jak naprawdę ciekawe doświadczenie, które nie każdy miał okazję w życiu doznać. Wystarczyło tylko znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie, co wbrew pozorom było chyba najtrudniejszą rzeczą w życiu. -Trzeba było zostać. - Powiedział niewyraźnie pod nosem. Nie chciał, by zabrzmiało to nieuprzejmie, ale sam chętnie przyjąłby taki wyjazd na odległą wyspę. -Po prostu rozpaczała i było jej smutno, że odleciałaś. Może trochę zbyt mocno zareagowała, ale bywa.- Nie miał łatwo mając pod opieką Arleigh, rozpaczającą za Brooks. Dziewczyna przyczyniła się do Maxiowego haju, na co wciąż był na nią trochę zły. Trochę, bo w tej chwili dużo by dał za powtórzenie tamtego dnia we Wrzeszczącej Chacie. -Już z nią lepiej? - Zapytał jeszcze, bo od tamtego czasu nie miał okazji widzieć Lady Armstrong, a tym bardziej z nią porozmawiać. Zajście w kuchni nie dotarło do jego uszu, bądź zwyczajnie w świecie go nie zarejestrował. Biorąc pod uwagę jego zdolność skupienia w ostatnich dniach, wcale by się nie zdziwił. -No tak, głupi ja. - Pacnął się lekko w czoło. W Soton skauci mogli jedynie bawić się w podchody między budynkami, ale leśnej szkoły przetrwania na pewno nie mieli jak dostać. -Brzmisz, jakbyś od tygodnia nie jadła. - Nie mógł puścić mimo uszu tego potwornego dźwięku wydobywającego się z wnętrzności Julki. Sam jakoś specjalnie nie miał ochoty na posiłek, ale musiał przyznać, że to co przygotowała wyglądało naprawdę smakowicie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Uśmiechnęła się półgębkiem na słowa o rybach. Nie dziwiła mu się wcale. Choć mogła to doświadczenie nazwać ciekawym, nietypowym i pouczającym, to z całą pewnością na nazwałaby go przyjemnym. Bo i jak by mogła. Wszystko, od kąpieli w lodowatym morzu, po wyciąganie na brzeg siatek z wierzgającymi plumpkami, dalekie było od jakiejkolwiek pozytywnej emocji. Cieszyła się jedynie, gdy było już po wszystkim, ale nurkując w ciemnej morskiej toni, starała się zrobić wszystko jak najszybciej, by móc wskoczyć na pokład i ogrzać się zaklęciem.
- Mi też się nie chciało – przyznała wesoło. – Ale z drugiej strony, jak często w życiu masz okazję prowadzić kuter czy nurkować zimą w morzu północnym? Poza tym zmieniłbyś zdanie, gdybyś miał okazję płynąć kutrem, zapijając piwem islandzki chleb i oglądając zorzę polarną.
Ludzie często marzą o wielkich pieniądzach oraz tym, co się z nimi wiąże. Wystawnym życiem, posiłkami w drogich knajpach, ogromnych posesjach, zarządzanych przez skrzaty. Tymczasem do nieszczęścia nie potrzeba było wiele. Wystarczyło tylko wyrwać się z obecnego środowiska na jakiś czas, żeby zyskać perspektywę. - Dziękuję. Ja za tobą też tęskniłam – powiedziała z uśmiechem, gdy ślizgon stwierdził, że powinna była zostać. – Myślałam o tym bardzo poważnie, ale wtedy ominęłyby mnie te wszystkie dramy, a na to nie mogłam pozwolić. Nie było mnie raptem dwa tygodnie, a tyle się zadziało. Ponoć zostałam lesbijką i do tego robię zastrzyki z testosteronu. Jak mniemam, w tym drugim wypadku chodzi o Felka-dementora? Spokojnie, nikomu nie mówiłam. – Choć miejsce piknikowe chroniło zaklęcie zagłuszające, i tak ściszyła głos do szeptu.
Kiedy temat ponownie zszedł na Arlę, cicho westchnęła. Choć od feralnego zajścia w kuchni trochę już minęło, miała wrażenie, że emocje wciąż nie opadły jak po wielkiej bitwie kurz. - Trochę zbyt mocno? Żartujesz sobie, prawda? – sarknęła, przewracając wymownie oczami. – Jak ją spotkałam, zionęła ognistą, a oczy miała błękitne od eliksiru euforii. I to o ósmej rano. Co tu dużo mówić, odjebało jej. Zwłaszcza że zostawiłam jej list, w którym napisałam, kiedy wrócę i że w razie czego może pogadać z Voralbergiem, bo ten o wszystkim wiedział. Do tego wysyłałam jej listy przez całą swoją podróż, żeby się nie martwiła, że coś mi się stało. Ale jak widać wymaganie od osiemnastolatki jakiegokolwiek rozsądku, to zbyt wiele.
Oddaliła od siebie te wspomnienia, skupiając się po prostu na skwierczącym mięsie. Jeszcze chwila i powinno być gotowe. I całe szczęście. - Tak, chyba tak. Byłyśmy ostatnio na obiedzie w Londynie i znów się pokłóciłyśmy. I znów się pogodziłyśmy. W każdym razie stanęło na tym, że będziemy szukały razem mieszkania w Londynie. Co by „Obserwator” miał o czym pisać.
Kiełbaska ostatecznie wylądowała między dwoma kromkami ciemnego chleba i wkrótce utonęła w musztardzie i keczupie.
- Trenuję dwa razy dziennie, więc potrzebuję kalorii, Maksiu. A do tego w klubie kazali mi przytyć, więc przez ostatnie 3 miesiące częściej jem, niż nie jem. – Odłożyła kiełbasianą kanapkę na papierowy talerzyk i zajęła się posiłkiem dla Solberga. Wyciągnęła kaszankę z żaru za pomocą zaklęcia, położyła ją na takim samym talerzyku i podała go chłopakowi. – Smacznego. W koszyku masz keczup i musztardę.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Próbował wyobrazić sobie Julkę-rybaka i jakimś cudem przyszło mu to naprawdę z łatwością. Krukonka zawsze wydawała mu się "kobietą pracującą, co żadnej roboty się nie boi" i za to naprawdę ją szanował. W końcu życie nie zawsze pozwalało na pławienie się w luksusach. Czasami trzeba było ubrudzić sobie ręce. -Teraz, jak przedstawiasz to w takim świetle, to aż zazdroszczę, że nie zabrałaś mnie ze sobą. - Uśmiechnął się dość smutno do własnych myśli. Gdyby poleciał z krukonką cały ten pierdolnik nie miałby miejsca. Po raz kolejny zatopił usta w Bazyliszkowym. Ostatnio naprawdę zaczął doceniać zbawienny wpływ tej kawy. Może nie działała cudów, ale z pewnością pozwalała mu na chwilę się rozchmurzyć. -Wiesz, że bez Ciebie w tym zamku jest zdecydowanie za cicho. - Puścił jej oczko, bo naprawdę nie wyobrażał sobie Hogwartu bez obecnej wszędzie Brooks. Był jednak pewien, że doskonale wiedziała, co miał na myśli. Zamarł na chwilę, gdy wspomniała o Felku podczas balu Halloweenowego. Nie był pewien, jak połączyła te kropki, ale widać było że miała pewność co do swojej racji. -Dzięki. - Powiedział tylko, by dopiero potem przejść do tematu Obserwatora. - A weź, stek bzdur i tyle. Nie wiem kto siedzi w redakcji tego, ale ich informator jest doprawdy niekompetentny. - Przewrócił oczami, bo plota na temat braku testosteronu u Julki nie była jedynym kłamstwem opublikowanym przez ten "magazyn" na wizzbooku. Widać ludzie potrzebowali mocnych plotek, bo za mało działo się w rzeczywistości, by dostarczyć im pożądanych emocji. Opis Arli, który przywołała Julia był mu bardzo dobrze znany. Sam często był spotykany w takim stanie, szczególnie w wakacje, więc Brooks nie musiała opisywać mu szczegółów. Do tego sam alokoholizował się z krukonką z samego rana na jednej z wież. -Czyli tak to naprawdę było. Tak sądziłem, że nie spierdoliłabyś bez słowa. - Odetchnął z ulgą, gdy jego przypuszczenia się potwierdziły. Czyli to jednak nie Brooks postradała zmysły w tym wszystkim. Sam nie był pewien, jak zareagowałby gdyby to jednak wersja Armstrong okazała się być tą prawdziwą. -Czyli jednak opuszczasz Soton i zaczynasz życie na własną rękę? - Zdziwiła go ta nagła wyprowadzka, ale potrafił ją zrozumieć. W końcu miała tam też zdecydowanie bliżej do pracy. I zdecydowanie bardziej magicznie. Chociaż sam bardzo polubił Soton, nie wiedział czy chciałby tam osiąść na zawsze. -No tak, ciągle zapominam, że musisz trzymać formę zawodowo. - Pokręcił głową, a jego żołądek mimowolnie odezwał się, gdy dotarł do niego cudowny zapach pieczonego mięsa. Odebrał od Julki kaszankę i polał keczupem, by następnie powoli i ostrożnie zacząć ją dziabać. -Kiedy najbliższy mecz? - Zapytał z ciekawości. Sam nie śledził Ligi, ale pamiętał jak wykończona była Julka przed ostatnimi spotkaniami. Na szczęście teraz wyglądała dużo lepiej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julce wyobrażenie samej siebie w roli rybaka przychodziło dużo ciężej, niż ślizgonowi. Co prawda pochodziła z Soton nad samym morzem i faktycznie żadnej roboty się nie bała, ale mimo wszystko daleko jej było do osoby, która z własnej woli zajmowałaby się połowem ryb. Choć taka myśl, przez bardzo krótki moment, zrodziła się w jej głowie, właśnie na Islandii. Ostatecznie uznała jednak, że jej celem w życiu jest coś innego. Miłość do miotły wygrała ostatecznie z miłością do… tamtego miejsca?
- Kiedyś cię zabiorę. Słowo skauta. – Położyła dłoń na sercu w geście przysięgi i uśmiechnęła się w duchu, widząc, że Gwizdkowa kawa zaczyna działać na chłopaka. Wiesz, że bez Ciebie w tym zamku jest zdecydowanie za cicho
Nie mogła zareagować inaczej niż parsknięciem rozbawienia. Czy Solberg, aby na pewno miał na myśli krukonkę? Można było o niej powiedzieć wiele rzeczy, ale nie to, że była głośna i że wszędzie jej było pełno. Widząc zmieszanie na twarzy przyjaciela, gdy wspomniała o Felku, kiwnęła tylko głową. Nie miała zamiaru ciągnąć tego tematu. Nie interesowało ją szczególnie, jak doszło do straty klejnotów koronnych, ani z czym się to wiązało. Na pewno nie było to nic przyjemnego, tego była pewna, a plotkowanie o innych nie leżało w jej naturze. Wychodziła z prostego założenia, że każdy powinien zająć się trawą po swojej stronie chodnika i nie interesować się, co też rośnie u sąsiada. Niestety nie każdy miał takie podejście, a popularność „Obserwatora” wyraźnie na to wskazywała. - Jasne, że bym nie spierdoliła bez słowa – potwierdziła cicho. – Niestety niektórzy nie myślą racjonalnie, tylko w przypływie złości palą listy, nim doczytają je do końca. – Wciąż była zła na Szkotkę za to, jak ta się zachowała, nie tylko pod jej nieobecność, ale i w dzień powrotu. Oczywiście między nimi wszystko grało i buczało, ale trochę czasu musi upłynąć, nim wybaczy jej tę głupią i niepotrzebną dramę, w którą ją wplątała.
- Mój drogi. Soton to ja opuściłam siedem lat temu, gdy wsiadłam do tego gównianego pociągu w Londynie. Bo raczej ciężko nazwać miejscem zamieszkania miasto, w którym się bywa kilka razy do roku. W każdym razie w Londynie mam brata i bliźniaki, no i pracę. A poza tym rodzice będą mnie mogli odwiedzać, bo to raptem 1,5 godziny podróży. Nie wiem jak Arla zniesie życie w mugolskim mieszkanku, ale ja już się nie mogę doczekać, aż sobie odpalę konsolę, albo mecz „Świętych” w TV. – Uśmiechnęła się mimowolnie na tę wizję. Co tu dużo mówić. Bardziej czuła się mugolakiem niż czarodziejką i brakowało jej na co dzień wszystkich tych trywialnych rzeczy jak dostęp do muzyki, ulubionych seriali czy spotkań ukochanej drużyny. Brakowało jej też bliźniaków, których widywała od święta. Najbardziej cieszyła się jednak na myśl, że nie będzie musiała dzielić dormitorium z kilkunastoma innymi osobami. Co jak co, ale prywatność była w tej szkole towarem deficytowym.
Z satysfakcją wgryzła się w kiełbasę, a gorący sok pociekł jej po brodzie. Zachichotała cicho i pokręciła lekko głową.
- Przepraszam. Naprawdę potrafię zachowywać się jak dama! – wymamrotała z pełnymi ustami. Z pewnością nie wyglądała na najbardziej uroczą dziewczynę w zamku. Nie z takim apetytem. Nie z taką fryzurą. - Dopiero w marcu – odpowiedziała, kiedy już wszystko przełknęła i przepłukała usta kawą. – Mamy teraz trzy miesiące przerwy. Przynajmniej w teorii, bo wciąż trzeba trenować przed rundą wiosenną.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On natomiast widział oczami wyobraźni Brooks, w żółtym prochowcu z charakterystycznym nakryciem głowy i fajką w ustach, jak klnie na Neptuna czy inne szatańskie wodne bóstwo, że nie pozwala jej pracować w spokoju i nie będzie miała czego dzieciakom do gara włożyć. To zdecydowanie była wizja, która sama pojawiała się w jego głowie, bez większego wysiłku ze strony wyobraźni. -No ja myślę! Będzie okazja do kolejnej kąpieli o świcie. - Uśmiechnął się do niej, nawiązując do tego, jak zakończył się ich szalony wypad na imprezę do Soton. Tego się na pewno nie spodziewał. Przynajmniej nie wtedy. Julka nie była kimś, kto zwracał na siebie niemiłosiernie uwagę, ale Max który naprawdę cenił sobie jej towarzystwo widywał ją wszędzie. A przynajmniej miał takie wrażenie. Może zdawało mu się tak przez to, że zazwyczaj bywali w tych samych miejscach, a jak nie wiedział gdzie jej szukać, to kierował się na boisko i tam praktycznie zawsze ją odnajdywał. Kwestia Felka była delikatna i Solberg wychodził z założenia, że im mniej osób o tym wie, tym lepiej. I tak nie podobał mu się już fakt, że Boyd i Filin zostali dopuszczeni do tej tajemnicy, chociaż było to za sprawą samego puchona, który wyznał swoją szkodę przy dość licznej widowni w auli, gdy zbierali zbiorowy opierdol za bijatykę na szkolnych terenach. -Następnym razem na samym początku napisz, że jej nie zostawiasz i wrócisz, bo nie wiem czy dam radę to przeżyć po raz kolejny. - Powiedział żartem, bo akurat w tej chwili chętnie przyjąłby duszyczkę, która siedziałaby z nim na wieży o świcie i obalała butelkę Ognistej, a potem chillowała pod wpływem Tęczowego, czy innej Euforii. -No tak, Hogwart stał się bardziej domem, niż dom. - Powiedział lekko w zamyśleniu. Sam nie do końca potrafił określić, gdzie czuje się najlepiej. Przez długi czas to właśnie zamek był dla niego miejscem, który mógł swobodnie nazywać tym określeniem, ale ostatnimi czasy jakoś tracił ciepłe uczucia do tej lokalizacji. -Liczę na zaproszenie na jakąś parapetówkę. I lepiej żeby była co najmniej tak zajebista jak Patonalia - Puścił jej oczko bo wiedział, że co jak co, ale imprezy to krukonki zorganizować potrafiły. A przynajmniej takie miał z nimi na ten moment doświadczenie. Do tego eliksir na kaca był już praktycznie gotowy, więc nic tylko szaleć i nie pytać co dalej. -Tak, tak oczywiście. - Odparł na jej słowa o byciu damą. Chyba jeszcze nie widział Brooks w "fancy" wykonaniu, ale jakoś nie było mu z tego powodu zbyt przykro. Sam pomału dziabał swoją kaszankę, która smakowała naprawdę wyśmienicie chociaż jego żołądek niezbyt chciał ją przyjmować. -Czyli teraz samodyscyplina? Może przyjdę na jakiś mecz na wiosnę. Nigdy nie widziałem Cię jeszcze w akcji. - Wziął ostatni łyk Bazyliszkowego i odłożył kubeczek na trawie, obok siebie. Mimo braku miliona smakowitości i gromady ludzi cenił takie pikniki dużo bardziej niż uczty w Wielkiej Sali.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julka była człowiekiem znad morza, nie człowiekiem morza, ale nawet ona wiedziała, że wodnych bogów nie należy wkurwiać. Należy ich szanować i nie zachodzić im za skórę, bo ich zemsta bywa dotkliwa. Przekonał się o tym pewien statek pasażerski z Soton, który rozbił się o lodową górę.
- Jeżeli tej kąpieli nie będzie towarzyszył taki stan jak ostatnio, to jak najbardziej. – Odwzajemniła uśmiech, mimowolnie wspominając szum w głowie i pijackie szczęście, którym wręcz promieniała tamtego poranka. Również nie spodziewała się, że finał tej alkoholowej odysei będzie taki, a nie inny, ale mimo to nie żałowała niczego, bo bawiła się świetnie. Czym jest kac w obliczu tylu przyjemnych, choć niewyraźnych wspomnień?
- Przecież jej napisałam, że wrócę i nawet napisałam, kiedy – wycedziła przez zęby. Nie była w żadnym wypadku zła na Solberga, raczej na Armstrong, do której nie docierały najprostsze informacje. W jej odczuciu Szkotka bywała zbyt nadpobudliwa i emocjonalna, ale z drugiej strony te cechy sprawiały właśnie, że była Arlą. A co tu dużo mówić, uwielbiała Arlę.
Krukonka, podobnie jak Max, nie potrafiła określić, czy jakiekolwiek miejsce mogłaby określić domem. Dawniej nie miała z tym problemów. Było to małe mieszkanie nieopodal doków, w którym spędziła pierwsze jedenaście lat życia. Potem została wyrwana ze swojego mugolskiego świata i wsadzona do pociągu, a od kilku lat jej rodzice mieszkali na przedmieściach. Może teraz, gdy będzie miała własne cztery kąty, z powrotem poczuje ten pierwiastek stabilizacji i pewności, za którym niekiedy tak tęskniła?
- Jasne, zaproszę, choć nie wiem, czy alkohol, zaklęcia i mugolska dzielnica, to najlepsze połączenie. – Ponownie zatopiła zęby w kawałku mięsa. Poranny głód powoli znikał w niebyt, a zastępowało go uczucie przyjemnego ciepła gdzieś na dnie żołądka.
Kiedy rozmowa ponownie zmieniła tory na jej ulubiony temat, jej oczy zabłysnęły znajomym blaskiem podekscytowania.
– Zapraszam serdecznie. Powiedz kiedy, a podrzucę ci bilety. – Choć usilnie starała się zachować obojętność, myśl, że ktoś bliski mógłby obserwować jej zmagania z bliska, nastroiła ją bardzo pozytywnie. Niestety nie mogła liczyć na wsparcie rodziny. Choć jej brat również był czarodziejem i mieszkał w Londynie, to nie był zbyt częstym gościem narodowego stadionu i ograniczał się raczej do przeglądania sportowej kolumny „Proroka” i okazyjnego wysyłania wiadomości z gratulacjami na wizzengerze. Na pewno weźmie bliźniaków na mecz z „Osami”, bo tego dzieciaki by mu nie wybaczyły, ale dodatkowe wsparcie w postaci przyjaciela, byłoby czymś przyjemnym.
Kiedy to ciężkostrawne śniadanie dobiegło końca, Julia posprzątała wszystko prostym chłoszczyść, zagasiła ognisko i mogła przejść do tego, po co go właściwie zaprosiła. Do wręczenia prezentów świątecznych. W końcu nic tak nie odciąga myśli o byłym szwagrze bez ręki, jak odrobina świątecznej magii. Podeszła więc do krańca jednej z ławek, zdjęła pelerynę niewidkę i odsłoniła wielkie pudło.
- Wesołych świąt, Solberg – powiedziała, podając mu prezent. – Nie byłam pewna, czy uda nam się złapać przed moim powrotem do Soton, a chciałam ci to dać osobiście. Wśród prezentów jest mugolska książka, „Buszujący w zbożu”. Uważam, że powinieneś ją przeczytać. Naprawdę. – nacisk na ostatnie słowo był na tyle wyraźny, by chłopak wiedział, że przykłada do tego dużą wagę. – To co, masz ochotę coś porobić? Możemy się przejść do mugolskiego. Ostatnio pojawiło się kilka nowych winyli – zaproponowała, biorąc koszyk w jedną dłoń, a miotełkę w drugą.
W paczce świątecznej znajdowały się: 1x zestaw alchemika 1x butelka ognistej z kolekcjonerską szklanką 1x książka „Buszujący w zbożu”
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Wiosny jeszcze co prawda nie było, ale wyraźnie zbliżała się coraz to większymi krokami i trzeba było zabrać się za wiosenne porządki. Wiedział, że profesor Vicario zaproponowała członkom Stowarzyszenia Miłośników Przyrody zbieranie wiosennych roślin, dlatego też Christopher wybrał coś zupełnie innego, mając wrażenie, że być może to nie jest jego najlepszy na świecie pomysł, ale mimo wszystko pozwalał mu się obudzić z długiego, zimowego snu, w jaki popadł przez wszystkie swoje problemy. Liczył na to, że praca z uczniami i studentami nieco mu pomoże stanąć na nogi, jak również skoncentrować się na tym, co było teraz najważniejsze. I podjąć ostatecznie decyzję, co dalej. Zgodnie z tym, co ogłosił, czekał na nich już na miejscu, chwilę przed dwunastą, kiedy było najcieplej, a pogoda na całe szczęście im sprzyjała, co jedynie powodowało, że gajowy lekko uśmiechał się pod nosem, wystawiając twarz do słońca. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że ponownie na spotkanie koła założył tę śmieszną bluzę z kocimi uszami. Nie miał się jednak czym przejmować, nie miał się również czego wstydzić, bo ostatecznie miał prawo robić, co tylko mu się podobało. Dlatego też nawet gdyby usłyszał niepochlebne komentarze, pewnie jedynie wzruszyłby ramionami.
Gdy wszyscy, którzy chcieli, pojawili się już na miejscu, a Christopher przywitał się z nimi wszystkimi, wstał z pnia, na którym siedział, przeczesał włosy palcami, a później skinął w stronę przyszykowanych pudełek, które wyglądały zupełnie niepozornie. Chciał, żeby na początku spotkania miłośnicy przyrody sprawdzili swoją wiedzę, później czekały ich zdecydowanie umiejętności praktyczne! Nie wiedział, ile osób będzie chciało brać udział w dalszej części spotkania, ale właściwie wcale mu to nie przeszkadzało, równie dobrze mógł puścić ich do zamku albo porozmawiać z nimi, o czym tylko by chcieli. - Każdy z was bierze po jednym pudełku. Świetnie by było, gdybyście sobie nie podpowiadali, ale jeśli uznacie, że tworzenie odpowiednich tablic informacyjnych będzie dla was zabawniejsze w parach albo grupach, to nie mam nic przeciwko temu. Za chwilę mamy wiosnę, więc skoncentrujemy się na istotach, które w swej ogólnej masie są w tym czasie dość istotne dla rozwoju przyrody - powiedział po prostu, może nie do końca jasno, może nieco tajemniczo, ale uznał, że równie dobrze mogą sami przekonać się, co zawierają tajemnicze pudełka. Nie byli głupi, na pewno będą wiedzieli, co powinni z tym wszystkim zrobić. A gdyby chcieli go o coś zapytać, zawsze służył radą.
//Jeśli chcecie o coś zapytać albo zwracacie się do Chrisa, to bardzo pięknie proszę was o tagowanie, żebym widziała i nie przegapiła
Etap I
Na kilku pieńkach rozłożone są drewniane, podłużne pudełka. Każde z nich zawiera cztery kolorowe szkice, dwanaście małych pergaminów - starannie zwiniętych i przewiązanych czerwoną wstążką oraz cztery większe tablice, które wyglądają, jakby można było na nich pisać, rysować i tworzyć wszystko, czego dusza zapragnie.
Rysunki
I.II.
III.IV.
Teksty
1. gnieżdżą się w ciemnych i zacisznych miejscach 2. ma dwa długie wąsy i dwie pary zielonkawych, pożyłkowanych skrzydeł 3. uzębiona zmutowana osa 4. charakteryzują się małymi, wystającymi z boków skrzydełkami w kształcie listków 5. szare, włochate owady latające 6. składnik eliksiru wielosokowego 7. zazwyczaj czerwone są bardziej agresywne od fioletowych 8. mają od jednego do dwóch centymetrów długości 9. bardzo przyciąga je zapach niektórych kwiatów 10. wydaje przykry zapach 11. bardzo często miejscem lęgowym tych stworzeń jest cała struktura drzewa 12. żywią się głównie pokrzywami
Kod:
<og>Etap I:</og> <zg>Rysunek I:</zg> podaj nazwę owada oraz pasujące do niego numery tekstów <zg>Rysunek II:</zg> podaj nazwę owada oraz pasujące do niego numery tekstów <zg>Rysunek III:</zg> podaj nazwę owada oraz pasujące do niego numery tekstów <zg>Rysunek IV:</zg> podaj nazwę owada oraz pasujące do niego numery tekstów
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Szła na spotkanie koła z dość zmieszaną miną. Była przecież przede wszystkim podekscytowana powrotem do szkolnych zajęć, ujrzeniem Opiekuna i reszty ekipy, zadaniami, jakie O'Connor dla nich wszystkich przygotował. Nie wiedziała jednak, jak powinna się zachować, skoro nagle z niczego pojawiała się wszędzie gdzie mogła i nie chciała się z niczego tłumaczyć. No, ale co, przecież nikt nie przekazał jej, by od marca zapowiadała każdą swoją obecność w szkolnych aktywnościach z dwutygodniowym wyprzedzeniem. A początkowe wątpliwości co do Koła szybko umilkły, kiedy już na miejscu spotkała Chrisa. Gajowego. Gejowego. Gryfona i uczestnika jej treningów. Sylwetkę, do której czuła duże przywiązanie i sympatię. I to jeszcze w takiej bluzie... - To w ramach dogadywania się z Wrzoską? - w ramach zaczepki skinęła głową na górną część ubioru profesora (no i co, że nim nie był), a potem posłała mu ciepły uśmiech, który jasno sugerował, że najzwyczajniej się stęskniła. Nie chcąc przedłużać swojego przywitania, choć wciąż będąc otwartą na dyskusję, wyciągnęła ze skrzyneczki notki, usiadła na rzuconym wcześniej na ziemię plecaku i zaczęła wypełniać tabelki. Wiosenna lekcja o pszczółkach? Brała to w ciemno. Zwłaszcza, gdy przypomniała sobie, że to magiczne pszczółki. Trochę się poczuła wywiana z magicznego świata.