Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Mógł być z siebie naprawdę dumny. Zamiast wylegiwać się w swoim dormitorium o kilka godzin dłużej, nie robiąc absolutnie niczego poza głaskaniem kota i gapieniem się na stronice komiksów, zmotywował się do wstania z łóżka i zawędrowania do biblioteki. Wiedział doskonale, że zbliżały się owutemy, więc chciał podjąć wszelkich starań, aby przygotować się do nich jak najlepiej, toteż sięgnął pierwszą lepszą książkę do transmutacji, zaczynając powtarzać materiał. I… tutaj kończy się ta kolorowa część, bo chłopak, choć w istocie siedział nad podręcznikiem, to myśli uciekały mu w zupełnie innym kierunku. Szczególnie, gdy doszedł do zaklęcia przemieniającego kamienne przedmioty w smoki… Zbliżała się godzina rozpoczęcia zajęć z uzdrawiania, więc szybko odłożył książki na miejsce i wyszedł na zewnątrz. Przeczuwał, że za późno zorientował się, iż wypada mu już iść, toteż nie chcąc być mocno spóźnionym, wymusił na sobie bieg. - Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie. – wydyszał, zwalniając tempa dopiero tuż przy zebranej grupce osób. Uczniów było już całkiem sporo, toteż z miejsca założył, że jednak przybył po czasie. Nim zdążył lepiej rozejrzeć się po rozłożonym na polanie pobojowisku smutnych manekinów, jego oczy przywitały po kolei każdą znaną mu osobą. Przeczesał włosy, próbując uspokoić oddech, uśmiechając się przy tym niesamowicie sympatycznie do @Cherry A. R. Eastwood oraz @Ezra T. Clarke. Na ten moment niewiele więcej słów był w stanie wyrwać sobie z zadyszanej piersi, ale oboje nie musieli mieć żadnych wątpliwości, iż Liam cieszy się właśnie na ich widok. A później zwrócił uwagę na stojącego nieopodal @Mefistofeles E. A. Nox, na którego wyszczerzył się jeszcze szerzej. – Hi, handsome. – powiedział trochę ciszej, próbując nie roześmiać się na wspomnienie wysłanego listem zdjęcia we fraku. Niesamowicie poprawił mu tym humor, ale teraz wolał nie zwracać na siebie uwagi wszystkich zgromadzonych na polanie osób. Puścił mu tylko oko i podszedł szybko do @Neirin Vaughn, bo to do niego miał największy interes. - Nei. – klepnął go ostrożnie w ramię w ramach radosnego, niemego „dzień dobry!” – Słuchaj! Po zajęciach musimy coś przetestować. Znasz Draconifors? Czytałem o nim właśnie w bibliotece i wpadłem na niesamowity pomysł. Możemy pograć w szach… o Merlinie… - nim zdążył roztrajkotać się na dobre, nareszcie zauważył pokrwawione manekiny. Zamrugał zaskoczony, przez jakiś czas nie mówiąc nic, aż w końcu uniósł spojrzenie na uzdrowicielkę i patrząc na nią zdecydowanie grzeczniej, niż jakby miał zwracać się do kolegów, pozwolił sobie zażartować: - To dzieje się z uczniami, którzy lekceważą zajęcia z uzdrawiania~?
Autor
Wiadomość
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Trafienia:★ ★ Cel ataku: podanie do @Ike Skylight Atak:7 Obrona:10 Punkty kuferkowe: 16 Przerzuty: 1/2
No i klasa. Jedna z przeciwniczek wyeliminowana pozostała jeszcze druga, póki co nietknieta. Należało to zmienić jak najszybciej, najlepiej zanim sama Aoife zostanie wykopana z boiska. Póki co jednak to ona stała się celem ataku, a to bardzo jej się nie podobało. Na szczęście nabrała wiatru w żagle i odbiła jak prawdziwy pałkarz, a nie jak ścigajka, którą była. Grunt, że nie dała się trafić. Ale no, samo odbicie nie było najwygodniejszą opcją, jeśli chciało się dobrze wycelować. Posłała więc tłuczek w stronę Skylighta, zakładając, że po podaniu łatwiej mu będzie przypuścić zamierzony atak. Podawanie szło im przecież całkiem nieźle i Aoife nawet pomyślała, że to dobrze wróży na boisku, kiedy będą zdobywać punkt za punktem, aż wygrają puchar Quidditcha.
Ike z kolei widział nie osobę, która nie ma szans na wygraną, a zwinną graczkę, która nie oberwała w ciągu tego meczu jeszcze ani razu, czyli całkiem sprytnie poruszała się na miotle. Nie tracił więc czujności nawet wtedy, kiedy ta została na polu bitwy sama. Odbijanie tłuczków nie było też jego specjalnością, więc nic nie było dla nikogo przesądzone, Aoife też trzymała się na boisku ostatnim dechem. Trzeba było też przyznać, że chociaż Ike wyprowadził teraz w tej chwili atak na puchonkę, fakt, żeby ją doścignąć i skierować tłuczek w jej stronę wydawał się już dużym wysiłkiem, który skwitował lekkim drgnieniem kącika ust.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Trafienia:★ Cel ataku:@Aoife Dear-Aasveig Atak:4 Obrona:7 (wykorzystałam ostatni przerzut) Punkty kuferkowe: 10 Przerzuty: 0/2
Gdyby tylko Val wiedziała, że ktoś tak poruszający się na miotle jak Ike określił ją mianem zwinnej, pewnie poczułaby niezłą satysfakcję. Póki co starała się jednak zawalczyć o jak najdłuższe przetrwanie na boisku, kto wie?, może nawet wygraną. Tak myślała do chwili, gdy nie spostrzegła, że Ślizgonka umknęła jej atakowi i wyprowadza kontrę. Valeria spodziewała się natychmiastowego kontrataku w myśl zasady “ząb za ząb”. Nieźle się więc zdziwiła, gdy zrozumiała, że piłka nie pomknęła od razu w jej stronę. O nie, tamta laska dobrze wiedziała co robić, bo też chciała za wszelką cenę nie schodzić z miotły. Podała do Skylighta, a ten w końcu trafił Val i farba rozprysła się na jej ciele. Na szczęście póki co nie trafiła do jej oczu, więc miała wciąż małą szansę. Widać było jednak, że trochę się już zmęczyła, bo kolejne podanie na pewno nie doleci do tamtej Ślizgonki, a jej przeciwnicy przejmą przecież piłkę z niewielkim trudem. No cóż, tak bywa. Musiała jednak bronić puchońskiego honoru, toteż postanowiła nie oddawać walki walkowerem.
Trafienia: Cel ataku:@Valerie Lloyd Atak:7 Obrona: n/d Punkty kuferkowe: 25 Przerzuty: 0/5
Na chwilę po udanym podaniu Aoife, rozgrywka na boisku toczyła się pomiędzy Ike, a Valerie, przynajmniej dopóki dziewczyna nie przeprowadziła próby ataku tłuczkiem ślizgonki. Ike widział w tym być może jakąś damską batalię, co do której aż rozważał czy powinien się mieszać. Ostatecznie jednak wystarczająco długo był bierny na boisku, więc dla odmiany postanowił dać o sobie znać. Nie zyskał uwagi Val jeśli chodzi o bycie celem jej ataku, więc postanowił zaatakować ją pierwszy, czekając być może na jakiś odwet. Wiedział jednak, że najbardziej rozsądnym dla Val było celowanie do Aoife, które to podnosiło jej szansę na wygraną.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Trafienia:★ ★ Cel ataku:@Aoife Dear-Aasveig Atak:8 Obrona:5 Punkty kuferkowe: 10 Przerzuty: 0/2
Wiedziała, że jest na świeczniku, bo w pratyce została sama. Co gorsza, mogła się spodziewać ataku z obu stron, bo przecież było teraz nierówno - dwóch na jednego. Ale takie były zasady tej gry, Val zgodziła się na nie i jeśli miała mieć pretensje do kogoś, to w tym momencie tylko do siebie. Z tym, że nie miała. To przecież tylko zabawa! Uśmiechnęła się, gdy farba trafiła ją po raz kolejny. Na usta cisnęło jej się wiele głupich uwag, jedne były bardziej przyzwoite inne głupkowato bezpruderyjne. Powstrzymała się od każdej z nich, myśląc sobie, że choć Ike jest niczego sobie, to może nie czas i miejsce na jej żałosne próby podrywu. A zresztą, romanse pomiędzy Puchonkami a Ślizgonami są takie oklepane. Potarła miejsce, w które otrzymała ostatnie uderzenie i chcąc nie chcąc, przejęła piłkę. Wycelowała, a jak, w Aoife. Licząc na cud.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Trafienia:★ ★ ★ Obrona:6 Punkty kuferkowe: 16 Przerzuty: 0/2
Mimo iż była uwalona farbą, Aoife czuła ogrom satysfakcji z tej rozgrywki. Może jedynie fakt czystości stroju Skylighta nieco ją uwierał w ego, w końcu jak to tak, lepszym miotlarzem od niej być? No ale grunt, że jedna drużyna, i że dało się współpracować. Można było ściągnąć branie na siebie ognia jako środek do celu, czyli doprowadzenia do ostatecznego zwycięstwa ich duetu. Tylko że to oznaczało, że dwa trafienia już za nią i tylko ostatnie dzieliło ją od zejścia z boiska. I to ostatnie wkrótce nadeszło, posłane przez Valerie, która dzielnie trzymała się na boisku mimo nieprzychylności losu. Niech to szlag. Aoife zamknęła oczy odruchowo, kiedy farba prysnęła na wszystkie strony, zdobiąc jej twarz i ubrania krukoniastym błękitem. I to by było na tyle. Pozostawało mieć nadzieję, że teraz Ike stanie na wysokości zadania i ściągnie puchonke przy najbliższym ciosie.
Trafienia: Cel ataku:@Valerie Lloyd Atak:7 Obrona: n/d Punkty kuferkowe: 25 Przerzuty: 0/5
Aoife zeszła z pola i zostali tylko Ike i Valerie, sam na sam. W normalnych okolicznościach uznałby to może nawet za przeznaczenie, ale byli w trakcie brutalnej gry, przynajmniej w zamiarze brutalnej, nieco odmienionej na rzecz poprowadzenia rozgrywki w Hogwarcie. Obserwował jak jego ślizgońska partnerka opuszcza kawałek łąki i odchodzi na bok umorusana cała w farbie, a chwilę potem przeniósł spojrzenie na puchonkę. — Jak romantycznie – skomentował mimo wszystko, bo nie mógł nic na to poradzić, że słowa same cisnęły mu się na usta. Wzruszył ledwie dostrzegalnie ramionami i tylko cwany uśmieszek na moment przed atakiem był jedynym ostrzeżeniem, że Skylight podejmuje się dalszego wyzwania rywalizacji.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Trafienia:★ ★ ★ Cel ataku: - Atak: - Obrona:5 Punkty kuferkowe: 10 Przerzuty: 0/2
To z całą pewnością nie działo się w samo południe, nie było tu miejsca na rewolwery i jakieś równe szanse. Nie, gdy Valeria miała na koncie już dwie skuchy, podczas gdy Ślizgon nie miał żadnej. Z wielką satysfakcją zauważyła kątem oka, jak tamta dziewczyna ląduje na ziemi obok Imogen. Nie sądziła, że będzie w stanie obronić się przed kolejnym atakiem, ale jedno można było powiedzieć o niej z całą pewnością. Pomimo beznadziejnych szans wcale się nie poddała. Starała się umknąć atakowi wprowadzonemu przez Ślizgona, ale może z równowagi wyprowadziło ją to, co powiedział? Pomimo okoliczności posłała mu wiele mówiący uśmiech i skierowała trzonek miotły w lewo, chcąc uniknąć kolejnego trafienia. Niestety, nie była w połowie tak szybka, jak powinna i farba rozprysnęła się na jej kombinezonie.
- Dobra gra - Gdy wszystko było już wiadome, podleciała do Ike i zbiła z nim grabę. A potem dotarła na ziemię, aby zerknąć, czy u Imogen ucierpiała przede wszystkim duma czy coś jeszcze.
Nie mogły spocząć na laurach - nie teraz, kiedy wyszły zwycięsko z kolejnej potyczki w szkolnych rozgrywkach Bludgera! Kate nie spodziewała się, że wyjdą ponad mecz kwalifikacyjny, ale na szczęście Adela miała większe ambicje, dzięki którym przepchnęła je do półfinału, w którym to z kolei Milburn miała okazję odwdzięczyć się jej, widowiskowo rozbrajając Ike'a w pojedynku jeden na jeden. Mimo że obie były w drużynach stosunkowo nowe, bo ona grała zaledwie od roku w szkolnej reprezentacji, a Adela dopiero od września podjęła chęć wyjścia z ławki rezerwowej, to jako duet były nie do zdarcia. Może wpływała na to ich silna, wieloletnia więź, dzięki której rozumiały się i znały jak dwa łyse konie, przez co prościej było im współpracować nawet na polu, na którym nie były szczególnie doświadczone. Finał zbliżał się wielkimi krokami, a jasne było, że miały stanąć w szranki z niezbicie najlepszą parą pałkarzy w zamku, bo choć Slytherin niekoniecznie chwalił się sukcesami na polu rankingowym, grze tej dwójki nie można było zarzucić niczego złego. Kate trochę drżała na myśl, że miała naparzać się tłuczkami z tą dwójką wielkich jak dąb chłopów, szczególnie że z obojgiem łączyły ją zgoła... Dziwne i niecodzienne stosunki. I niestety nie napawały ją one optymizmem w kwestii bycia pod ostrzałem ich ataków. W głębi duszy wierzyła, że Adela dostanie od nich fory, głównie przez wzgląd na to, że udawało jej się jakimś cudem utrzymywać przyjaźń ze Swansea. Ona sama spodziewała się szybko odpaść, może nawet z nokautem na koncie, bo nie sądziła, żeby Lockie jej odpuścił. Szły gdzieś dalej na błonia, bo małe boisko wiecznie było zajęte przez chcących ćwiczyć graczy, a one też zamierzały porobić to i owo, niekoniecznie chętnie zdradzając swoje taktyki. Wypożyczyły dwa tłuczki, wcześniej zaczarowane, by nie odlatywały na większe odległości (bo łapanie tłuczków na wolności po całych błoniach nie zgrywało się z jej fantazją), które teraz transportowały zamknięte w kufrze lewitującym pomiędzy nimi. - Kiepsko to widzę - stwierdziła, wymachując w powietrzu pałką, z którą zaczynała się pomału zaprzyjaźniać. - Ike dał nam wycisk, ale to i tak będzie pikuś w porównaniu z nimi - dodała, pijąc oczywiście do ślizgońskich dryblasów. - Czujesz się okej po tamtym meczu? - zapytała jeszcze, bo koleżanka zarwała więcej tłuczków niż ona sama, więc mogła być bardziej poobijana. - Skylight ewidentnie do Ciebie podbijał - mruknęła jeszcze, szturchając ją pałką w ramię, bo co jak co, ale ślepa nie była i widziała, gdzie iskrzyło.
Wygrany pojedynek z Ike i Aoife powinien dodać Adeli odwagi, jednak świadomość starcia z najpotężniejszymi pałami, wróć: pałkarzami w zamku, sprawiała, że Honeycottówna trochę traciła siłę i wiarę. Nie pomagał fakt, że większość osób śledzących rozgrywki spisała ją i Kate na straty - szczupłe dziewczyny, z czego jedna to ścigająca, a druga to obrończyni, raczej nie miały zbyt wielkich szans z POTĘŻNYMI PAŁKARZAMI. Nie mogły się jednak poddać - w końcu nie bez powodu osiem lat wcześniej tiara przedziału dwukrotnie wykrzyczała słowa "Gryffindor". Mogły być złej myśli, mogły się niepokoić pojedynkiem, ale musiały zrobić wszystko, by wygrać, a jeśli nie wygrać to, chociaż przegrać z godnością, a nie z kretesem. Tym sposobem, Adela wyszorowała swojego Nimbusa (ale nadal był mocno poplamiony po rozgrywkach), ubrała się w ciuchy do ćwiczeń i ruszyła z Kate na eksplorację ich nowo odkrytych zdolności pałkarskich. - Ja też - mruknęła, lekko zrezygnowana - Ale nie chce być pośmiewiskiem, więc nie możemy dać się tak łatwo im rozjechać. Wciąż jeszcze była lekko zniechęcona po wpierdolu otrzymanym od Ike. Na całe szczęście, Kate stanęła na wysokości zadania. Można było powiedzieć, że były kwita, ale nadchodzący pojedynek wymagał od obu dziewcząt najwyższej gotowości. - Nie jest źle - odparła, nie chcąc się szczególnie żalić - Ale chłop najwyraźniej pomylił słowa "podbijać" z "obijać". Adela, choć była typem łobuza, nie przepadała za końskimi zalotami, zaś brat bliźniak Imogen ewidentnie kierował wszystkie tłuczki na nią. Zresztą, niezależnie od wszystkich czynników, był to BRAT IMOGEN. Dawne kręcenie z przybranym bratem Kate, czyli Colem, przekonało Adelę, że to gra nie warta świeczki. W końcu dotarłu na miejsce, gdzie na całe szczęśce było dość pusto, pewnie ze względu na warunki pogodowe. - Rozgrzejmy się, bo zaliczenie kontuzji przed tym meczem będzie totalną porażką - odparła Adela dość rezolutnie jak na jej zdolności intelektualne, po czym zaczęła się rozciągać, używając przy tym miotły jako podparcia.
Rzucamy kostką k6 na rogrzewkę. 1-2 - traktujesz rozgrzewkę zbyt powierzchownie, więc finalnie Twoja rozciągliwość nie jest na najlepszym poziomie. W kolejnym rzucie treningowym odejmij -1 (jeśli będzie to k6) lub -10 (jeśli będzie to k100) 3-4 - normalna, dobrze wykonana rozgrzewka. Brak konsekwencji. 5-6 - Danny Baxter pewnie dałby Ci z 10 punktów, widząc jak porządnie podchodzisz do rozgrzewki. Tak dobrze wykonane rozciąganie ma pozytywny wpływ na Twoją grę. Będzie Ci przysługiwał 1 dodatkowy przerzut w dalszej mechanice.
To w gruncie rzeczy było naprawdę przerażające. Kate miała to szczęście, że podczas meczów pałkarze jej własnej drużyny zaciekle bronili jej przed obrywaniem posyłanych w jej stronę pocisków - ilekroć przypominała sobie podobne sytuacje zagrażające jej życiu (bo w takich kategoriach należało to rozpatrywać), to właśnie od ślizgonów dostawała największe bomby. Ciężko się dziwić, skoro oboje mieli praktycznie dwa metry wzrostu i zbudowani byli jak jak dwa rosłe byki, dla których Kate była powiewającą w powietrzu czerwoną płachtą - w sumie dosłownie, bo szaty Gryffindoru dawały dokładnie ten efekt. - Nie damy się łatwo rozjechać - stwierdziła z lekkim przekąsem, spoglądając na Adelę nieco karcąco, bo kto jak kto, ale Honeycott nie powinna obniżać ich morali swoim czarnowidzeniem. Z tej dwójki to Kasia pesymistyczniej podchodziła do życia i widok zmartwienia w oczach przyjaciółki wyłącznie spotęgował stres, który odczuwała w związku z tą potyczką. Wiedziała, że akurat w tej kwestii pewnie nie miały wielu fanów - choć może los jeszcze odwróci się na ich korzyść i szkolni koledzy zaczną kibicować im, bo jak zabawne byłoby, gdyby dwa chude dziewczątka pokonały skały Slytherinu? Zaśmiała się na jej uwagę, bo może faktycznie Ike trochę przesadził z częstotliwością posyłania w Adelę tłuczków, ale najwyraźniej zamierzał kuć żelazo póki gorące - a żeby leciały iskry, należało przywalić! W swoim komentarzu w ogóle nie wzięła pod uwagę faktu, że Ike przecież był bratem bliźniakiem Imogen i teoretycznie powinien być off limits. - Tak jest, szefowo! - zasalutowała grzecznie, ale kiedy przyszło co do czego, nie rozgrzewała się tak, jak miała w planach. Jej umysł odleciał w siną dal, pozwalając sobie na szalone fantazje ich dwójki na podium ponad Maxem i Lockiem. Pochyliła się do jednej nogi i jakoś tak zastygła w pół ruchu, nie wykonując pełnego rozciągnięcia. To samo zrobiła z drugą i z boku pewnie wyglądało to żałośnie, co przeczyło prawdzie, bo Kate wbrew temu, co właśnie prezentowała, należała do całkiem gibkich osób. Zabrała się za rozciąganie barków, ale jeden z nich zabolał ją nieco, przez co syknęła cicho. - Powiem Ci, że te pały to dają niezły wycisk - dodała, masując przez moment mięśnie ramienia. - Jeszcze kilka takich meczyków i będziemy koksami - rzekła, ale ta perspektywa jej się nie uśmiechała. Mogła być wysportowana, owszem, ale wciąż wolała zostać smukłą łanią, a nie, no, bykiem...
Wyczuwając ten lekki przekąs w głosie Kate, Adela starała się podchodzić do sprawy pozytywniej - nie dlatego, że wierzyła w spektakularną wygraną, ale dlatego, że miała świadomość, że jeśli ona, wiecznie uśmiechnięty promyczek szczęścia, będzie okazywała obawy czy pesymizm, to odbije się to także na przyjaciółce. Podobno z dobrym nastawieniem można było poradzić sobie nawet najbardziej tragicznych okolicznościach, a nie dało się ukryć, że potyczka z Maxem i Lockiem mimo bycia wielkim i niebezpiecznym wyzwaniem, niezależnie od wyniku - była tylko i wyłącznie zabawą. To chyba był główny problem Honeycottówny - choć na co dzień bardzo pozytywna, to jednak rywalizacja potrafiła jej namieszać w głowie. Adeli może i nie można było odmówić zaangażowania i pasji, gdy wsiadała na miotłę, ale nie dało się ukryć, że dbałość w wykonywaniu rozgrzewki była czymś, co raczej nie należało do jej mocnych stron. Owszem, może i sama to zaproponowała i na początku bardzo się starała, ale później trochę się rozproszyła, więc poszło jak poszło. Lekkie strzyknięcie w kolanach, które było objawem jej niedbałości, uznała za przejaw zmęczenia po poprzednim pojedynku. - To co, zabieramy się? - zapytała przyjaciółki, opierając się o miotłę - Chcesz od razu na głęboką wodę z tłuczkami, czy najpierw poćwiczymy celność z mugolską piłką? Czekając na decyzję drugiej Gryfonki, powoli siadała na miotłę, tak by wygodnie i bezpiecznie unieść się nad ziemię.
Zabawa kończyła się wtedy, gdy w grę chodziła walka o godność, a jako że Kate miała wrażenie od blisko roku, jakby się ze wszystkim i wszystkimi musiała szarpać, żeby zawalczyć chociaż o jej resztki, zbliżający się mecz zdawał się być jej "być lub nie być". I prawdopodobnie srogo przesadzała, przynajmniej w tej chwili, gdy zapętlała się w myślach o tym, jak przesrane będą miały ścierając się z nimi na boisku. To trochę jakby dopuszczali do meczu między juniorami podwiejskiej drużyny, a zawodowcami z pierwszej ligi. Kiwnęła głową z zadowoleniem, gdy Adela zmieniła strategię, wracając do bycia jej jasno świecącym promyczkiem, bo kto jak kto, ale Honeycott musiała zachować dobre nastawienie. Po dziś dzień pamiętała, jak przyjaciółka walczyła z biesem, który próbował ją udusić, by po kilku minutach beztrosko znów śmiać się i dokazywać, jak to miała w zwyczaju. Jeśli ktokolwiek miał te morale podnosić, była to ona! Najwyraźniej obie myślały o niebieskich migdałach podczas tej rozgrzewki, starając się sprawiać nawzajem wrażenie, jakoby były niezwykle skupione na całym tym rozgrzaniu stawów i rozciąganiu mięśni. Akurat rozciąganie Kasi najlepiej wchodziło po treningu, gdy się już zmęczyła, bo na sucho i zimno czuła się jak rozklekotany gruchot o poluzowanych śrubkach, chętnych wypaść przy najmniejszym nieostrożnym ruchu. Usłyszawszy strzyknięcie w kolanie koleżanki zaśmiała się krótko, ale odpuściła sobie żarty z tego, jakie były stare i zardzewiałe, bo jej samej przeskoczyło w barku i mogła w końcu poważniej pomyśleć o machaniu pałką. - A mamy mugolską piłkę? - zapytała zdezorientowana, bo myślała, że do kufra wsadziły jedynie dwa zapięte w pasy tłuczki. Podeszła jednak do niego, by sprawdzić i rzeczywiście miały jeszcze jedną piłkę! Taką, która nie latała i nie zamierzała zabić przy najbliższej okazji. Jeszcze - bo zaraz miały ją tak zaczarować. - Dobra, to w sumie niegłupie - stwierdziła, zgadzając się na propozycję Adeli. - Możemy je lewitować i posyłać do siebie nawzajem, żeby poćwiczyć - dodała, przekładając piłkę w ręku i oceniając, czy była bliska rozmiarowi tłuczka. I w sumie była, więc mogły działać!
Spróbujmy może na razie tak (mechanika robocza, jak się nie sprawdzi to zmienimy): Rzuciłam 3x k100 - 65, 38, 74, zakładam, że jest to siła, z jaką piłka leci w stronę Adeli Rzuć też 3x k100 - +/- 20 w wyniku oznacza, że celnie odbijasz, a Kasia przejmuje; cokolwiek powyżej 20: "w dół" oznacza, że obrywasz piłką lub robisz unik, zamiast ją odbić; "w górę" odbijasz tak mocno, że przestrzelasz piłką hen daleko lub Kate obrywa Potem możemy zrobić zmianę!
- Powinna gdzieś się zaplątać, a jeśli nie to coś się przetransmutuje – odparła Adela. Taka propozycja, biorąc pod uwagę, że ledwo zdała z transmutacji była co najmniej odważnym posunięciem z jej strony. Na całe szczęście (i dobro całej okolicy), okazało się, że dziewczyna nie musi sięgać po różdżkę, bo w kufrze faktycznie znalazły tego typu piłkę. Może i nie była prawdziwym tłuczkiem, ale w gruncie rzeczy dziewczęta, które na co dzień zajmowały się raczej unikaniem tłuczków, musiały najpierw zdobyć więcej wprawy. - Dobry pomysł – powiedziała, unosząc się lekko nad ziemię – W takim razie zacznij… Kate lewitowała piłkę w stronę Adeli, a ta zabrała się do pracy. Przy pierwszej próbie od razu wyszły jej przyzwyczajenia związane z pozycją ścigającej, bo zamiast odbić tłuczek, uniknęła go sprytnym zwodem. Dopiero po chwili dotarło do niej, co zrobiła nie tak. - Przeeeepraaaszam – rzuciła, po czym podleciała w stronę piłki, która leżała na ziemi i odrzuciła ją Kate. Niestety kolejna próba nie była wcale lepsza – odbita przez dziewczynę piłka zahaczyła o miotłę jej przyjaciółki. Honeycottównie zaczęło być głupio, że nie radzi sobie ze zwykłą piłką, która była o wiele łatwiejszym „przeciwnikiem” niż tłuczek, więc tym razem zdecydowała skupić swoją blond łepetynę na zadaniu jeszcze bardziej niż dotąd. To zaangażowanie przyniosło odpowiedni skutek, bo trzecia piłka została przez Adelę odbita wzorowo. - Możemy uznać, że jest jakiś postęp – powiedziała, nie do końca zadowolona z siebie. Nie zamierzała jednak dołować Kate, więc zaproponowała wymianę stron, by przyjaciółka również poćwiczyła – To co, twoja kolej? Gdy już ustaliły dalszy bieg wydarzeń, Adela zaczęła lewitować piłkę w stronę Milburnówny, trzymając mentalne kciuki, aby przyjaciółka lepiej się odnalazła w tym ćwiczeniu.
Kate spojrzała na Adelę z realnym zmartwieniem na twarzy, gdy ta zaproponowała jej transmutowanie innego obiektu w piłkę, bo jakkolwiek ją kochała i bezgranicznie w nią wierzyła, na transmutacji jechały na tym samym wózku dla prawdziwych niedojd i nieudaczników. Myśl o tym, że miałyby źle transmutować kamień w piłkę, który zmieniłby się w locie z powrotem w głaz i wybił którejś z nich oko albo chociaż nabił guza, napawała ją przerażeniem pomieszanym z rozbawieniem, bo wiedziała, że obie były do tego zdolne. Na szczęście nie musiały się tym przejmować, bo piłka znalazła się, a one zaraz wsiadły na miotłę. Kate nie była przyzwyczajona do jednoczesnego latania i czarowania, więc jej pierwsze podrygi w lewitowaniu piłki pozostawiały wiele do życzenia. Opanowała jednak dogodną pozycję, pochylając się lekko ku trzonkowi miotły i pozostawiając jedną rękę wolną na różdżkowe manewry, którymi wpierw lewitowała piłkę ku górze, a następnie prostym depulso posyłała ją w kierunku Adeli. Koleżanka w pierwszej chwili uległa swoim wyuczonym instynktom i zamiast zamierzyć się pałką na lecący w nią obiekt, uniknęła go. - Skup się! - odkrzyknęła z uśmiechem na ustach, rozbawiona jej przeciągłym kajaniem się. Nie mogła jej winić, aczkolwiek ona miała trochę inaczej z tymi instynktami, bo jako obrończyni musiała lecieć w kierunku nadlatujących piłek, a nie w przeciwną stronę. Przynajmniej jeśli o kafle chodziło, bo tłuczków nie łowiła i łowić nie zamierzała. Posłała piłkę jeszcze dwukrotnie w kierunku Adeli i za pierwszym razem zamachnęła się tak daleko, że piłka wystrzeliła wysoko w powietrze. Trzecia próba była najlepsza, bo nie tylko odbiła ją celnie, ale także podała ją do Kate, dzięki czemu mogła ją przechwycić. - Cóż za come back! - pochwaliła ją, po czym oddała jej piłkę, by teraz samej zabrać się za ćwiczenia. Przy pierwszej próbie poradziła sobie znakomicie, od razu celnie machając pałką i posyłając piłkę z powrotem do Adeli. Druga już nie była tak udana, bo Kate źle wymierzyła i zaplątała się w swoich zamiarach, przez co zamiast odbić ją, oberwała nią w udo. Przy trzeciej z kolei przyłożyła się tak bardzo, że wywaliła ją daleko na błonia. Zawisła na chwilę w powietrzu, spoglądając za toczącą się po trawie hen daleko piłką, po czym uśmiechnęła się do gryfonki przepraszająco. - Znajdziemy ją później. To co, otwieramy tłuczki? - zapytała, uznając, że ich rozgrzewka była wystarczająca, by sprostać wyzwaniu faktycznie atakujących je piłek.
78, 10, 82 pierwszy odbity, drugim obrywam, a trzeci za mocno, po uwzględnieniu -10
Honeycott powiodła spojrzenie za piłką, ale poleciała ona tak daleko, że trudno było ją odnaleźć. - Masz krzepę, dziewczyno – powiedziała, dziękując losowi, że jest czarownicą, bo nie miała wątpliwości, że bez użycia „Accio” nie znajdą tej piłki. Tak jak Adela z każdym kolejnym odbiciem radziła sobie lepiej, tak Kate szczyt formy osiągnęła na początku. Niemniej, mimo kilku porażek nie poszło im aż tak źle. W gruncie rzeczy obie Gryfonki poradziły sobie z zadaniem bardzo podobnie, osiągając zaledwie jeden sukces. Nie warto było się jednak zniechęcać – w końcu dopiero ćwiczyły, a do finału zostało spokojnie tyle dni, że mogły jeszcze poćwiczyć. Pytanie, czy faktycznie chciały poświęcić kilka dni na zapieprzanie, żeby podjąć próbę pokonania Ślizgonów. Adela była jak najbardziej chętna, ale szczerze powiedziawszy – nie było to szczególnie racjonalne. - Chyba tak – odparła początkowo niepewnie, bo jako ścigająca czuła się dość nieswojo w towarzystwie tłuczków, ale po chwili postanowiła przyjąć otwartą postawę, która miała ją zmotywować. Przełożyła pałkę przez ramię, uśmiechnęła się łobuzersko – Go girl, musimy dać im popalić! Przyszykowała pałkę i zaproponowała zasady, dając przyjaciółce pierwszeństwo w ataku. Robiła to głównie ze względu na siebie – beznadziejnie się broniła, a całkiem nieźle atakowała, więc zależało jej, żeby w pierwszej kolejności podciągnąć właśnie defensywę.
MINI MECHANIKA
Staramy się wykonać ćwiczenie, tak by wyglądało podobnie do gry w bludgera, ale w uproszczonej wersji.
Gramy w systemie: najpierw Kasia atakuje, a Adela broni, potem Adela atakuje, a Kasia broni. Rzucamy od razu na 3 ataki – 3 razy k6, potem na 3 obrony.
Atak:
1 – nie trafiasz w piłkę, więc nie wyprowadzasz podania. 2 – trafiasz w piłkę, ale uderzasz w nią w taki sposób, że nie leci w stronę Twojej przeciwniczki. 3,4,5 – skuteczne uderzenie. 6 – mocne uderzenie. Przeciwniczka nie jest w stanie tego obronić, niezależnie od wyniku kostki.
Obrona:
1 – obrona nieskuteczna. Spadasz z miotły, na szczęście jesteś na tyle nisko, że możesz otrzepać sięi kontynuować rywalizację. 2-4 – obrona nieskuteczna 5-6 – obrona skuteczna
Rzucam od razu moją obronę, żebyś wiedziała, jak to rozpisać w swoim poście: 6,4,2
- Dzięki - odparła, przez moment udając, że napina biceps, ale tak naprawdę nie miała się czym pochwalić przez Adelą. Może po prostu celnym zamachem? Szkoda tylko, że cel tego zamachu nie był aż tak określony, w związku z czym piłka zniknęła w wysokich trawach. Faktycznie dobrze, że mogły ją później po prostu przywołać zaklęciem, bo gdyby miały brodzić w krzakach w jej poszukiwaniu, utkwiłaby tam na wieki, póki nie znajdzie ich jakiś bardziej dociekliwy odkrywca. Kate zamierzała poświęcić czas na doskonalenie umiejętności, bo jak już zostało powiedziane, nie zamierzała dać się pokonać łatwo. Na pewno chciała podjąć walkę o to, by w tej grze pozostać jak najdłużej. Wiedziała też, że nie do końca dobrym posunięciem będzie dla nich zasuwać cały czas przed zbliżającym się meczem, musiały wygospodarować również chwilę na regenerację, bo nie było chyba gorszego scenariusza niż podjęcie się pojedynku na pały i tłuczki w stanie permanentnych zakwasów. Niby istniały eliksiry regenerujące, ale jeszcze by je ktoś oskarżył o doping i przegrałyby walkowerem, a nie zamierzała nikomu oddać możliwości posłania tłuczka w którąś ślizgońską głowę. Przystała na jej propozycję i gdy ustaliły kolejność, uwolniły tłuczki i zaczęła się faktyczna zabawa. Milburn musiała skupić się na tym, co się działo, bo teraz nie miały sterowanej zaklęciem piłki, tylko dwa pędzące w powietrzu tłuczki. W pierwszy zamachnęła się tak nieudolnie, że w ogóle go nie trafiła, a jeszcze siłą zamachu prawie zrzuciła samą siebie z miotły. Drugi też niestety sprawił jej trudność. Uderzyła w niego pałką, ale na tyle niecelnie, że poszybował obok Adeli, zamiast ku niej. Zacisnęła zęby, bo niby tylko trenowały i ostatecznie nie chciały sobie wzajemnie robić krzywdy, lecz to pasmo niepowodzeń spieło jej poślady. W związku z tym kolejny nadlatujący tłuczek posłała z zawrotną prędkością w kierunku Honeycott, która nie miała zbyt wielu szans na ucieczkę przed nim. - Nic Ci nie jest?! - zapytała lekko spanikowana, podlatując do przyjaciółki.
1, 2, 6, nie trafiam, trafiam ale pudłuję, a ostatni silny atak na obronę mam: 6, 4, 4
W gruncie rzeczy Adeli nie udało się wykazać w obronie – dwie pierwsze piłki w ogóle nie poszybowały w jej stronę, a trzecia była tak silna, że niezależnie od starań, Honeycottówna musiała pogodzić się z silnym ciosem. - Nic mi nie jest – odparła Adela, lekko się otrzepując, bo mimo wszystko uderzenie tłuczka, nawet złagodzone było mocno bolesne. Mimo to, nie zamierzała robić z tego większego problemu, bo cieszyła się, że Kate tak super sobie poradziła – Oby tak dalej. Jak pociśniesz tak podczas finału, to nawet Lockie i Max zwiną się w kłębek. Po chwili parsknęła śmiechem, bo wizja jej i Kate, przeganiających z pałkami barczystych Ślizgonów wyglądała niezwykle nierealnie, ale za to jakże pięknie. Nie było jednak zbyt wiele czasu na pławienie się w fantazjach, bo nadeszła kolej na atak Adeli. I jak się okazało – tu szło jej znacznie lepiej niż w przypadku obrony, którą zdecydowanie musiała jeszcze dopracować. Pierwszy atak był w porządku – wprawdzie Kate bardzo szybko się z niego wybroniła, ale fakt, że nie doszedł on do skutku, nie był winą Adeli, a zasługą jej przyjaciółki, która najwyraźniej była świetna nie tylko w bronieniu pętli, ale również własnego zdrowia i życia. - Czytałam ostatnio w Proroku o samobroniących się pętlach – krzyknęła w jej stronę – Jak to wprowadzą, to z powodzeniem możesz się przekwalifikować na pałkarkę! Zdając sobie sprawę, jak świetnie przyjaciółka radzi sobie z obroną, Honeycottówna musiała dać z siebie 200%. Tak też zrobiła, więc jej drugie odbicie pomknęło w stronę Kate tak szybko i dynamicznie, że nie miała nawet czasu na obronę. - Sory! – rzuciła do szatynki, a gdy okazało się, że ta w miarę się trzyma, Adela przystąpiła do kolejnego ataku. Trudno powiedzieć czy była to wina utraty skupienia przez Kate po poprzednim ataku, czy może faktycznego przygotowania Adeli, ale ten strzał był równie mocny i nie udało się go obronić. Widząc, że po raz kolejny uderzyła za mocno (na Kate, bo na Ślizgonów chyba wciąż byłoby to słabo), natychmiast podleciała do przyjaciółki, chcąc się upewnić, że wszystko gra.
Kate nie była z siebie specjalnie zadowolona, ale na co dzień trenowała zgoła inne rzeczy i nie skupiała się tak bardzo na celności, szczególnie mając za przedłużenie ręki drewnianą, ciężką pałkę, od trzymania której już nabawiła się sporych zakwasów w przedramionach. Wymachiwanie takim kijem nie należało do najprostszych, a gdy w grę wchodziło uderzanie rozpędzonych piłek, które niespecjalnie chciały się dobrze wystawić do strzału, a raczej zamierzały się nawet i na pałkarza, by go uderzyć, to już w ogóle nie było proste. Starała się jak mogła, ale ewidentnie poległa, bo jedno silne trafienie to maksimum, jakie mogła dziś osiągnąć. Adela za to nie próżnowała i postanowiła przetestować Kasię w stu procentach, nie dając jej ani odrobiny taryfy ulgowej! Kate jeszcze nieprzygotowana na to, co miało nastąpić, uniknęła widowiskowo pierwszego z tłuczków, wykonując jeden z niedawno ćwiczonych manewrów, ale kolejny nadlatujący w jej stronę nie dał się zwieść i uderzył ją silnie, przez co jęknęła głośno. Nabił jej na pewno solidnego siniaka, a przy okazji na moment utrudnił oddech, bo uderzył ją w żebra, przez co rozlał się po nich piekący, ostry ból. - No nie wiem, chyba Ty - odkrzyknęła jej, bo przecież to Honeycott dawała teraz popis prawdziwej gry pałkarskiej. Wystosowała do niej trzy celne ataki, z czego dwa tak silne, że Milburn nie miała szans się obronić. Trzeci tłuczek uderzył ją w bark, wiecznie ten sam, już chyba trzeci raz uderzony od początku tego roku szkolnego. Jeśli nie nabawi się w nim kontuzji, to będzie prawdziwe święto. - Dobra, złapmy te szuje i zmywajmy się - zaproponowała, czując gorzki posmak porażki, a przy okazji rozmasowując sobie bark, na który chyba będzie musiała zrobić sobie jakiś okład. Dobrze chociaż, że to prawa ręka, bo gdyby uszkodziła lewą, byłaby w czarnej dupie. - Kiedy tak przypakowałaś? - zapytała Adelki, puszczając jej oczko, bo nie miała za złe jej, że została trafiona. Miała za złe wyłącznie sobie, że zaspała z unikiem.
Adela, mimo dotychczasowej niechęci do pałki (hehehehe), wzięła sobie za punkt honoru, żeby wygrać ze Ślizgonami. To głównie ta motywacja i wielka miłość do rywalizacji generowały jej zaangażowanie w trening. Nagle, dziwnym trafem była w stanie pokonywać fizyczne bariery, które podczas treningów sprawiały, że absolutnie na pałkarkę się nie nadawała. Mimo to, że bardzo zależało jej na wygranej i przez cały trening robiła wszystko, by osiągnąć możliwie najlepszy wynik na finale, to czuła wyrzuty sumienia w związku z tym, że dość mocno trafiła Kate, za co jeszcze wielokrotnie i bardzo gorąco ją przeprosiła. W końcu niezależnie od chęci wygranej i zamiarów dotyczących poturbowania pewnych ślizgońskich dryblasów, w życiu Honeycottówny najważniejsze były trzy rzeczy: rodzina, jedzenie i przyjaźń, a na świecie nie było przecież lepszej przyjaciółki niż @Kate Milburn. - No, chyba wystarczy na dzisiaj – powiedziała, tuż po upewnieniu się, że Milburnówna jakoś się trzyma. Najchętniej by jeszcze poćwiczyła, ale nie chciała nadwyrężać zdrowia drugiej Gryfonki, dlatego posłusznie popędziła, by połapać tłuczki, co wbrew pozorom nie było takie łatwe. Gdy w końcu się udało, mogły zejść z mioteł i powoli podążyć w stronę zamku. - Nie przypakowałam, to tylko mój antyślizgoński zew… W tym bojowym nastroju, ale i z pojawiającą się iskrą nadziei, dziewczęta zakończyły ćwiczenia, spokojnie wracając do zamku.