W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Autor
Wiadomość
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nie wiedział w jakim dokładnie celu Skyler zaproponował mu ten układ, dzięki któremu mieli oszukać praktycznie całą szkołę, włączając w to nawet ich najlepszego przyjaciela. Nie zdawał sobie więc również sprawy z tego, że w istocie Puchonowi zależy na zdobyciu serca jednego z obecnych tutaj uczniów, a ściślej mówiąc Finna. Po prostu odgrywał swoją rolę, aż nazbyt wiarygodnie i wcale nie zwrócił uwagi na to, jak chłopak odszedł nieco dalej. Nie znając tła sytuacji, nie był w stanie spostrzec takich szczegółów. Ot, koncentrował się wyłącznie na Schuesterze i z niecierpliwością oczekiwał na jego odpowiedź a propos wspólnego wypadu na łyżwy. Chciał spędzić z nim więcej czasu, może nawet pośmiać się wzajemnie ze swych upadków. Póki co żył w błogiej nieświadomości, nie mając pojęcia o tym, co zaplanował sobie jego partner na nadchodzące wielkimi krokami Halloween. - No co Ty… – Westchnął ciężko, kiedy do jego uszu dotarły wreszcie słowa Skylera. Nie ukrywał, że zupełnie nie tego oczekiwał, ale mimo to nie wyczuł w nich ani krzty kłamstwa. Przecież termin niekoniecznie musiał mu odpowiadać. Zresztą chłopak zacisnął mocniej palce na jego talii, jego twarz nadal przyozdabiał uśmiech, więc wszystko wydawało się takie jak wcześniej. - Tak na lekcji to chyba nie wypada. – Szepnął zaraz ciszej, przesuwając delikatnie ustami o płatku jego ucha. Kiedy tylko odsunął się od niego, uśmiechnął się nieco szerzej, ale na sam koniec przytulił go jeszcze raz do siebie, starając się oddać mu jak najwięcej ciepła. Nie chciał, żeby Schuester pomyślał sobie, że go olewa. A co do ich spotkania, to cóż… żałował, że nie dojdzie ono do skutku, ale jednocześnie stwierdził, że skoro widzą się jutro, to jakoś zdoła powściągnąć emocje. W końcu zawsze mógł zaprosić go do siebie po wspólnie spędzonej Nocy Duchów. Inna sprawa, że kiedy tak przesuwał dłonią po jego boku, sprawiał że czuł się jeszcze bardziej rozochocony. Niestety, musieli przerwać swoje miłe rozmówki, zważywszy na fakt, że nowa pani profesor właśnie rozpoczęła swoje zajęcia. Miał nadzieję, że będzie nieco bardziej przystępna od Craine’a i przymknie oko na jego zaległości z tego przedmiotu. Nie chcąc jednak zrobić słabego pierwszego wrażenia, uważnie przysłuchiwał się jej słowom, by wyciągnąć z nich jak najwięcej informacji. Miał przecież nadrobić wszelkie braki, a gdyby teraz zajął się czymś innym (chociażby przystojną facjatą Skylera), byłby gołosłowny. Nauczycielka nie przemawiała jednak zbyt długo. Właściwie przedstawiła się tylko i oczekiwała od nich tego samego, ale już teraz zleciła im zadanie, które sprawiło mu trochę trudności. Zaklęcie na G? Znał jedno, ale nie potrafił go poprawnie używać, więc nie był pewien czy się liczy. A może nie powinien się do tego przyznawać? Tak, tak chyba będzie najlepiej. Najwyżej, jeśli zajdzie taka potrzeba, wytłumaczy się później. - Matthew Gallagher. Przykładowym zaklęciem na literę G może być Geminio, które powiela obiekty. – Odpowiedział niezwykle krótko, bo nie chciał się na niczym wyłożyć. Nie oszukujmy się, z transmutacji orłem nie był, więc gdyby tylko się rozgadał, najpewniej rzuciłby jakąś wierutną bzdurą.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar nie zdążył dodać definicji zaklęcia, bo i polecenie nauczycielki nie wydało mu się dość jasne. Wnioskując jednak po słowach innych uczniów, uniósł rękę, żeby to sprecyzować. Normalnie by się tym nie kłopotał, ale nauczycielka wydała mu się młoda, a przez to czuł odpowiednią motywację, żeby dla odmiany czymś jej zaimponować. Kiedy udzieliła mu głosu wyjaśnił działanie inkantacji, jaką przedstawił: — Wymaga dużej znajomości zaklęć transmutacyjnych, bądź nieco mniejszej biegłości w magii defensywnej i ofensywnej, ale zdecydowanie podstaw w magii transformacyjnej. – używał co prawda słownictwa jakiego używało się w jego szkole. Transmutacji zamiennie z transformacją i transfiguracją, ale mimo wszystko efekt jego wywodu pozostawał bez zmian – Swoim działaniem wymusza transformację animagów w ich zwierzęcą formę. Charakteryzuje się jasnym światłem.
Dodaję wyjaśnienie zaklęcia
Ostatnio zmieniony przez Gunnar Ragnarsson dnia Nie Lis 17 2019, 19:35, w całości zmieniany 1 raz
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Doświadczenia z lekcji Craine'a nauczyły ją, że zamienianie uczniów w zwierzęta, nawet jakimiś pokrętnymi sposobami, nie były jakieś szczególnie rzadkie, jeżeli przyjrzelibyśmy się jakimś konkretnym jednostkom. Ale nie chciała ciągnąć tej dyskusji, skoro rozpoczęła się lekcja. Taka zabawa w wymienianie i opisywanie zaklęć była całkiem ciekawym pomysłem na rozgrzewkę przed właściwą lekcją. Co zatem przypadło dla niej? - Moe Davies. - przedstawiając się, trochę odruchowo wskazała na swoją prefekcką plakietkę, jakby to ona miała wyręczyć Gryfonkę w zleconym jej zadaniu. Albo jakby co najmniej była dumna z tego, że ją nosi i pochwalenie się nią było czymś nieodzownym. Kto wie, może dzisiaj była w nastroju na przechwałki. Na pewno była w nastroju na żucie liścia mandragory. Miesiąc się kończył, liść zdążył jej zbrzydnąć niezliczoną ilość razy, jednak wyplucie go wchodziło w grę dopiero po przygotowaniu eliksiru. A najpierw znalezieniu jelenia, który byłby zdolny go uwarzyć i nie widziałby ku temu żadnych przeciwwskazań. Eh. - Czar Disclore służy odczarowywaniu efektów transmutacyjnych zaklęć. Działa punktowo, na przedmiot, w który wymierzymy różdżkę. - podzieliła się ciekawostkami na temat jednego z zaklęć na literę zgodną ze swoim nazwiskiem, po czym postanowiła przysłuchiwać się reszcie grupy i dalszemu przebiegowi lekcji. Bycie gwiazdą nie było dla niej. Nie w trakcie niezbyt taktownego żucia liścia.
Vanja A. I. Northug
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 157cm
C. szczególne : Silny Szwedzki akcent, bardzo młody wygląd
Słuchała każdego kolejnego ucznia w skupieniu. Każdą poprawną odpowiedź nagradzała uśmiechem, czy skinieniem głowy, ewentualne braki pozwalała uzupełnić czy podpowiadała. W każdym razie, była zadowolona. Sądziła, że będzie miała gorszy start, uczniowie będą wymagać zdecydowanie więcej pomocy z jej strony czy pracy. A tymczasem mogli prawie że od razu zabrać się do głównego zadania, jakie na dzisiaj dla nich zaplanowała. - Bardzo dobrze. Bardzo się cieszę, myślałam, że będzie zdecydowanie gorzej. - pozwoliła sobie na szczere słowa w ich stronę i ponownie na uśmiech. Wiedziała, że młodzież nie lubiła, kiedy traktowano ich jak dzieci, dlatego uważała za zasadne mówić wprost co myśli, aby pokazać, że traktuje ich poważnie, jak dorosłych ludzi którymi już byli, bądź za chwilę mieli się stać. - Dobrze, teraz podzielę was na pięć par i to właśnie w ten sposób będziecie dzisiaj pracować. I jak wspominałam, najważniejsze dla was jest rzucanie zaklęć wspólne. Niekiedy zdarzają się w życiu sytuacje, że zaklęcie jest nazbyt zaawansowane, aby poradzić sobie w pojedynkę z nim. Uznajcie proszę, że to swojego rodzaju wprowadzenie do tego, co kiedyś może was spotkać. - oby nie spotkało... pomyślała tylko, ale tego nie zdecydowała się dodać już głośno. - Panno Lanceley, będzie pani współpracować z panem Fairwynem. Panno Davies, proszę naradzać się z panną Shercliffe. Panie Ragnarsson zapraszam do pracy z panem Gard... swoją drogą, panie Gard, nie ma pan jakichś Szwedzkich korzeni? Dosyć znanym jest tam to nazwisko. - dodała zupełnie od czapy, skupiając swoją uwagę na te kilka sekund na Finnie. Dopiero potem przeszła do dalszego rozdzielania partnerów do pracy. - Pan Schuester z panem Ó Cealláchain i na koniec pan Gallagher z panną Swansea. Zapraszam tutaj bliżej. - Rozdzieliła grupy a następnie podeszła w stronę przyniesionych przez nią przedmiotów. Rozdała po jednym przedmiocie każdej z par po czym postanowiła przejść do przedstawienia kolejnych instrukcji tego zadania. - Każdy z was ma dokładnie takie samo zadanie, ale utrudnione względem, jak mi się wydaje, ewentualnego poziomu wiedzy, coby było sprawiedliwie. Macie przetransmutować dany wam obiekt w jak największą dynię. Następnie będziemy je przyozdabiać i wycinać, o ile starczy nam na to czasu, ale sądzę, że tak. Ci z was, którym uda się to najlepiej, dostąpią zaszczytu wystawienia ich dyni w jutrzejszej nocy duchów, oraz wygrają nagrodę z Miodowego Królestwa. No i może jeszcze punkty wam podaruję. Jeśli macie jakieś pytania, proszę, zadawajcie je i pamiętajcie, zaklęcia mają być rzucane wspólnie. - to powiedziawszy zaczęła krążyć między grupkami i przyglądać się ich poczynaniom.
Bawimy się w przyozdabianie dyń. Ale żeby nie było tak łatwo, najpierw dynie musicie sobie stworzyć z przedmiotu, który dostajecie od nauczycielki (but, kamień, jabłko, garnek i czaszka). Wiem, że nie ma w spisie wystarczających zaklęć, aby na przykład buta zmienić w dynię, ale liczę na waszą inwencję twórczą. Wszyscy rzucacie dwoma kościami. Pierwsza kość odpowiada za przekształcenie obiektu w pożądany, druga powiększenie go zaklęciem Engorgio do jak największych rozmiarów. Każda para sumuje rzuty pierwszych kości osobno i drugich osobno, w nawiązaniu do tego, że wspólnie używacie jednego zaklęcia dla jednego efektu. (przykład: Ania wyrzuciła 1 i 4, Krzysiu wyrzucił 5 i 4. Suma ich pierwszych kości to 6, suma ich drugich kości to . Aby przekształcić przedmiot w inny, należy mieć minimum 5 punktów z sumy pierwszych kości. W innym wypadku Vanja będzie pomagać poszczególnym parom, które nie podołają.
Poniżej lista zaklęć, które moim zdaniem mogą się przydać w tym etapie transmutacji.
Alveo - zmienia jedno naczynie w drugie (5pkt) Chronico - postarza itp. (10pkt) Duro - przekształca kamień w dowolny obiekt (0pkt) Engorgio - powiększa małe obiekty (0pkt) Exemplar - dodaje wzorki (5pkt) Priopriari - powoduje drobne zmiany (10pkt) Quartatio - zmniejsza wagę do 1/4 (5pkt)
Czas na odpis macie do 22 listopada, ponownie godziny wieczorne.
W razie jakichś wątpliwości bądź pytań, zapraszam na PW :)
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Zerknął kątem oka na Rileya. - Gapię się, bo skądś ją znam. - mruknął półgębkiem, wyjaśniając krótko swoje dziwne zainteresowanie młodą nauczycielką. Gdy przemówiła, cicho westchnął do jej szwedzkiego akcentu. To melodia dla jego duszy. Wsunął ręce do kieszeni i pochłaniał każde wypowiedziane przez nią słowo. Przekształcanie dyń brzmiało całkiem ciekawie o ile pogoda nie postanowi się zepsuć. Wolałby pracować w pojedynkę, jednak wolą nauczycielki było łączenie ich w pary. Liczył, że da im dowolność, co niestety okazało się jedynie pobożnym życzeniem bowiem dobrała ich, zapewne na podstawie ostatnich ocen z transmutacji. Zerknął na siedzącego Gunnara, rejestrując jego dokładną lokalizację lecz nim ruszył, nauczycielka zwróciła się w jego kierunku, rozwiewając jego wszelakie przypuszczenia. Podrapał się po potylicy. - Taak... pani nazwisko też... - odpowiedział powoli, ostrożnie, zerkając po okolicznych uczniach jakby sprawdzając czy ktokolwiek zwrócił na to uwagę. Szturchnął Rileya w łokieć. - Cholera, jeśli to ta konkretna rodzina to niech mnie avada trzaśnie, zna moich rodziców. - mruknął szeptem, wyrażając tym swoje zakłopotanie. Wiedział już, że zostanie po lekcji dłużej, aby z nią porozmawiać. Dopytać, dowiedzieć się, zebrać informacje. Skinął głową Rileyowi na nieme powodzenia, odebrał od nauczycielki wysuszoną czaszkę i podszedł z nią do Gunnara. - Siema. - rzucił do Ślizgona i zaklęciem lewitującym zawiesił czaszkę w powietrzu między nimi. - To zamiast Bombardy Alveo na rozgrzewkę? - zagaił, uśmiechając się kącikiem ust i nawiązując tym samym do ich ostatniego spotkania. Przetrał dłonią całą długość fairwynowskiej różdżki i skierował ją na czaszkę. - Raz... dwa... teraz. - zastosował zaklęcie niewerbalne, co było błędem zważywszy, że zaklęcia wypowiedzieli z sekundową różnicą, która niestety wpłynęła nieco na efekt magiczny.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
// posiłkuję się tym zaklęciem, bo nigdzie w sieci nie potrafię znaleźć czegokolwiek, co zmieniałoby przedmioty w warzywa/pożywienie, a robienie z garnka np. ceramicznej dyni zamiast żywej brzmi oryginalnie, ale jednak mało przekonująco //
Po wysłuchaniu polecenia zbliżyła się do swojej partnerki w ramach zadania i przymrużyła brwi. Nie tyle potrzebowała namysłu przed czarowaniem, co przełamania się, jeżeli chodziło o użycie różdżki. W końcu miały wykonać dwa zaklęcia jedno po drugim, a świerk rzadko pozwalał na takie cudowności. - Zanim zaczniemy... Wiedz, że z moją różdżką coś jest nie tak. Mogę potrzebować kilku prób przy każdym z zaklęć. Kiedy zobaczysz, że w końcu coś zaczyna działać, sama też rzuć zaklęcie. - zapowiedziała, wpatrując się w Ślizgonkę i doszukując czegoś innego niż kpiącego uśmiechu w odpowiedzi na, chcąc nie chcąc, dosyć wstydliwe wyznanie. Czarodziejka bez sprawnego oręża? A komu to potrzebne? - Proponuję niewerbalne zaklęcie przemieniające. Już nim zamieniałam płatki śniegu w popcorn, więc i z dynią powinno się udać. Co Ty na to? Wyciągnęła uzbrojoną dłoń ku garnkowi, z zamkniętymi oczami skupiła się na finalnym efekcie zaklęcia, po czym podniosła głowę i wykonała odpowiedni dla pożądanego czaru ruch ręką. Garnek stwierdził, że jego ucho na moment zamieni się w dyniowy ogonek, po czym wróci do normy. Potem było już tylko gorzej. Przy kolejnych próbach, z różdżki Davies najpierw wypaliła raca (Perriculum), następnie dziewczyna nieświadomie dorobiła sobie koci ogon (taki), a potem jeszcze, co już skądś znała, zaczęła sypać z różdżki jesiennymi liśćmi. I dopiero po tym wszystkim właściwe zaklęcie jej się udało.
Legenda na czarowanie: 2 - zupełnie inne zaklęcie, 5 - działa minimalnie i krótko, 3 - udane, reszta kostek nie padła
// Engorgio, na powyższych kościach, będę rzucać w następnym poście w ramach tego etapu, bo już teraz sporo się działo. @Keyira Shercliffe śmiało pisz o rzucaniu obu swoich, a ja się jakoś dogram jeszcze do Engorgio //
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Pierwsze zadanie nie było najtrudniejsze, ale nie był pewien jak pójdzie mu w następnych. Na szczęście nauczycielka wydawała się raczej sympatyczna i pomocna. Ba, stwierdziła nawet, że obawiała się, że pójdzie im zdecydowanie gorzej, a to oznaczało, że nie miała jakichś wygórowanych oczekiwań. Rad był z tego i już teraz przewidywał, że zajęcia z Northug przypadną mu do gustu o wiele bardziej niżeli te prowadzone przez Craine’a. Miał przy tym nadzieję, że pod skrzydłami nowej pani profesor szybciej i skuteczniej nadrobi wszelkie zaległości z zakresu zaklęć transmutacyjnych. Nauczycielka zdecydowała się podzielić ich na pary i wyglądało na to, że dzisiaj będzie współpracował z Chloe. Cieszył się, że trafił akurat na Ślizgonkę, chociaż zastanawiał się nad tym czy dziewczyna ogarnia z tego przedmiotu coś więcej niż on. Coś mu bowiem podpowiadało, że nie będzie dla niej zbyt wielką pomocą. Z drugiej strony… po wskazówkach od Nessy coraz lepiej mu z tą transmutacją szło, więc może nie będzie wcale najgorzej? Zamierzał oczywiście dać z siebie wszystko i nie zawieść swojej partnerki. Inna sprawa, że niekiedy ukradkiem zerkał w stronę Skylera. Nie ukrywał, że trudno było mu oderwać wzrok od tak przystojnej facjaty i zgrabnego tyłka. Każda z par dostała inny przedmiot, który miała transmutować w dynię. Trzeba było ją jeszcze dodatkowo powiększyć, a potem powycinać i przyozdobić. Ciekawa forma zajęć, która łączyła przyjemne z pożytecznym. Tym bardziej chciał pokazać, że nie jest skończonym idiotą i że najprostsze czary nie prawią mu większego problemu. Razem z panną Swansea mieli o tyle łatwiej, że przydzielonym im przedmiotem był kamień. Wystarczyło więc proste Duro, by osiągnąć zamierzony efekt. - Chyba nie mamy zbyt dużego pola do manewru. Duro i Engorgio? – Chciał tylko, żeby dziewczyna potwierdziła, że dobrze myśli. Te zaklęcia jednak kojarzył i szczerze wątpił w to, by inne wchodziły w ich przypadku w grę. – To co? Na trzy-cztery? – Dodał zaraz, po czym poczekał aż Chloe wskaże mu, że jest gotowa. Wtedy zaczął odliczanie i próbował zsynchronizować się ze swoją partnerką, najpierw podczas rzucenia czaru Duro, później zaś podobnie przy Engorgio. Zdecydował się na werbalne użycie tych zaklęć, żeby nie stracić koncentracji.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Po wysłuchaniu kolejnych instrukcji, odszukała wzrokiem swoją partnerkę i uniosła dłoń na powitanie. Dobrze, że nauczycielka rozpoczęła zajęcia od oficjalnego przedstawienia się, bo Keyira nie była pewna czy bez tego udałoby jej się samodzielnie dopasować twarz do imienia czy nazwiska młodszej koleżanki. Zanim zdążyła się nad tym poważniej zastanowić, ta już była przy niej i jedynym wyjściem było skupić się na poprawnym wykonaniu polecenia. No, przynajmniej na próbie poprawnego wykonania, bo z kolejnych słów panny Davies wynikało, że mogło im wcale nie pójść tak gładko. Co jej jednak bynajmniej nie zniechęciło. Zamiast tego Shercliffe posłała dziewczynie pokrzepiający uśmiech. — Okej, jakoś sobie poradzimy — mruknęła po chwili krótkiego namysłu i westchnęła cicho. — Dzięki, że wspomniałaś o tym od razu — dodała ze szczerą wdzięcznością, bo ostatnim czego potrzebowała było oberwanie rykoszetem niespodziewanego zaklęcia. Keyira nie zamierzała się też spierać, jeśli chodziło o wstępną taktykę, bo skoro Morgan miała jakiś konkretny pomysł, mogły od tego zacząć. Tym bardziej, że idąc na lekcję, Keyira mijała ogródek gajowego, gdzie ze względu na zbliżające się święto aż roiło się od dyń. Ich właściciel chyba nie miałby nic przeciwko małej podmiance, prawda? A nawet gdyby, Key zamierzała wybrać się tam po zakończeniu zajęć żeby przeprosić. Problemem mogła być tutaj odległość, ale dziewczyny miały to szczęście, że rzucały zaklęcia wspólnie, co owocowało większą mocą. Shercliffe wyciągnęła różdżkę, przymknęła oczy i skupiła się na dyni z ogródka, która szczególnie wpadła jej w oko. Była przygotowana na efekty specjalne w wykonaniu Gryfonki, a więc nie unosiła powiek, póki nie było po wszystkim, nie chcąc się rozproszyć, co było jednak w tej sytuacji cholernie trudne. W końcu jednak im się powiodło... Dopiero wtedy Keyira obrzuciła towarzyszkę uważnym spojrzeniem i zaraz parsknęła niekontrolowanie, zakrywając usta wolną dłonią. — Przepraszam, to było silniejsze ode mnie, ale ty... Masz ogon — oznajmiła, wskazując na tyłek Davies. Potem odszukała spojrzenie dziewczyny i pokręciła głową, wciąż nieco rozbawiona. — To nawet urocze — podsumowała bez cienia złośliwości i obróciła się do dyni. Zostało im jeszcze Engorgio, co teoretycznie powinno być łatwiejsze. Z drugiej strony, niczego nie można było być pewnym. — Może najpierw dokończmy, a potem skupimy się na twoim małym problemie — zaproponowała i z pomocą koleżanki rzuciła drugie zaklęcie, tym razem posiłkując się już jednak odpowiednią inkantacją.
kostki:rzut I - 2, rzut II - 2
podsumowanie: pierwsze zaklęcie: 8 [6+2] - sukces drugie zaklęcie: 5 [3+2]
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dawno nie widziałem Finna tak podekscytowanego. Prawdę mówiąc, nie jestem pewien czy kiedykolwiek go takim widziałem. Wpatrywał się w profesor Northug tak intensywnie (jak na niego, oczywiście), że mnie aż głupio było stać obok i wtórować mu w tym nieeleganckim zachowaniu. Nawet, jeżeli jego zaintrygowanie tylko podkręciło moje własne. Wobec tego wyłowiłem z tłumu niewysoką postać Nessy, przyglądając się przez moment jak słońce igra w jej rudych włosach. Ten widok budził we mnie wspomnienia, o których wolałbym nie pamiętać. Od razu przed oczami miałem jej szczupłą kuzynkę, której rodzice wzgardzili mną, gdy spędziłem kilka miesięcy w szpitalu walcząc o własne zdrowie. To nie była jej wina, Merlinie broń, ale i tak od tamtej pory podchodziłem do Lanceleyów z o wiele większym dystansem, niż kiedyś. Zerknąłem na Finna, gdy podzielił się ze mną tą informacją o rodzinach. Uniosłem brew, bo chociaż spodziewałem się, że tematy pokrewieństwa, gdy pochodziło się z innego państwa zawsze były trochę emocjonujące, ale nie wiedziałem do tej pory, że dla Finna również aż tak ważne. Przyjrzałem mu się dłużej, rejestrując jego zakłopotanie i nie potrafiąc powstrzymać się od uniesienia brwi. Mimo wszystko, nie skomentowałem żadnego z jego słów, bo po prostu nie wiedziałem jak. Tak mało o nim wiedziałem, a jakiś czas temu zdążyłem mu już nawet pogrozić różdżką. Warto byłoby to kiedyś nadrobić i kto wie, może to właśnie była okazja, na którą czekałem? Nie spodziewając się innego przydziału, już gdy tylko zorientowałem się, iż mamy pracować w parach zacząłem kierować się w kierunku Nessy. Byliśmy nieodłącznym transmutacyjnym duetem i trochę szkoda, że powoli zaczynałem już od niej odstawać umiejętnościami. Szkoda wyłącznie z uwagi na jej własny rozwój, który niejako mogłem przypadkiem stopować. - Gotowa? - Zapytałem ją, kiedy już otrzymaliśmy naszą przyszłą dynię. Nie wątpiłem ani sekundę w naszą koordynację, więc po prostu uśmiechnąłem się i wycelowałem różdżkę w buta, czekając aż rudzielec pójdzie w moje ślady. Kiwnąłem głową, synchronizując się z nią idealnie i bez najmniejszego problemu zmieniając kształt nawet grubej, gumowej podeszwy. Potem przyszło do powiększania i też nie spodziewałem się, aby którekolwiek z nas miało zawieść drugie na tym etapie. Tym razem pozwoliłem Nessie na zainicjowanie engorgio. Obserwowałem uważnie jej nadgarstek, aby dopasować się swoim tempem do jej własnego.
6 i 4
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kiedy tylko zamiana garnka w dynię powiodła się, Davies usłyszała niekontrolowany wybuch śmiechu, na który nerwowo odwróciła się i zaczęła niepewnie przyglądać jego źródłu. Ogon dziewczyny przeciął kilkukrotnie powietrze, szybko przemieszczając się z boku na bok, ewidentnie, przynajmniej biorąc pod uwagę typowo kocie zachowania, sygnalizując rozdrażenienie. Kiedy jednak Gryfonka usłyszała, że chodziło o ogon, a nie o pogardę skierowaną w jej magiczne zdolności, natychmiast jej przeszło. W ciągu ostatniego czasu nabrała sporo urazu do reakcji na jej starania. Usiłowała jednak mimo wszystko nie być zbyt przewrażliwioną. - Ogon. - powtórzyła po Shercliffe i obejrzała się za siebie, po czym przewróciła oczami. Co za głupawe psikusy, różdżko. Póki co nawet nie miała czasu ani tym bardziej odwagi na usuwanie go sobie dzięki kolejnym zaklęciom. Kto wie, jakie efekty przyniosłyby tego typu starania, a przecież nie mogła się rozkojarzać, kiedy miała inne rzeczy na głowie. - No to teraz powiększamy. Nie licząc ogona, poszło nam świetnie. - zarządziła, dodając do wypowiedzi względnie pocieszającą uwagę. Dobrze było wykonać coś tak, jak trzeba, nawet pomimo początkowych komplikacji. - Engorgio. - tym razem bez problemu dostrzegła, co w jej czarowaniu poszło nie tak. Zobaczyć mogli to również wszyscy inni. Jej ubiór, a zatem zimowa kurtka, pod którą znajdował się zwyczajowy mundurek, zamienił się w trzyczęściową piżamę. Jeżeli zaklęcie Sumptuariae Leges wymagało skupienia na docelowym ubraniu, to Moe najwyraźniej miała w głowie wyłącznie ciepłe łóżko zamiast aktualnego marznięcia i wydurniania się za pomocą świerka. Dziewczyna, na moment, bezradnie rozłożyła ręce, po czym pospiesznie znów wzięła się do pracy. Następna próba przyniosła mierne efekty, ale za trzecim razem już wyszło, jak trzeba. I to właśnie przy trzecim wydaniu magiczności liczyła na pomoc panny Shercliffe. Niedługo potem powinno już być po wszystkim. Wielkość dyni raczej nie powalała. Ale wykonały wszystko zgodnie z instrukcjami, czyż nie? Na koniec, Davies spojrzała niepewnie na nauczycielkę. Czy czekała ją jakaś kara za 'wygłupy' związane z różdżkowaniem? W końcu dawno nie szło jej podczas żadnej lekcji aż tak źle. A może, zamiast transmutować Gryfonkę w żabę, Northug odeślę ją do jakiegoś egzorcysty?
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Pierwsze zadanie wszyscy jako tako wykonali i nowa pani profesor mogła przejść do dalszej części lekcji. Chloé nie mogła się przyzwyczaić do faktu, że ich nauczycielka jest taka młoda albo przynajmniej na taką wygląda. Rozdzieliła ich na pary i dziewczyna wygięła usta w podkówkę w kierunku Fillina i Nessy, wyrażając ubolewanie, że nie jest w parze z żadnym z nich. Przydzielony został jej jednak Matthew, też ślizgon. Ruszyła więc w jego kierunku, witając się kiedy stanęła tuż obok niego. Wygląda na to, że trafili idealnie, bo Chloé prawdopodobnie umiała jeszcze mniej niż Matt. Jedyne lekcji jakich nie opuszczała to te z działalności artystycznej. Z innymi była nieco na bakier, choć nie oznacza to, że nic nie umiała. Jasne, że nie, ale miała nadzieję, że zadanie nie będzie na tyle trudne, żeby nie mogli sobie z nim poradzić. I rzeczywiście polecenie nie brzmiało na zbyt skomplikowane, zwłaszcza, że ich para dostała do zmiany kamień. A na kamień było konkretne zaklęcie, banał! - Dokładnie tak - potwierdziła, kiedy Matthew zaproponował własnie Duro i Engorgio, do późniejszego powiększenia dyni. - Szczęście, że na początek mamy proste zadanie to może w końcu pierwszy raz w mojej uczniowskiej karierze zdobędę jakieś punkty dla domu - zaśmiała się cicho do ślizgona. Oczywiście trochę wyolbrzymiała, czasem udało jej się zdobyć to i owo i zasilić konto Slyhterinu, choć zapewne równie często pozbawiała swój dom punktów. Wyjęła różdżkę i dała znać, że jest gotowa. Rzuciła zaklęcie Duro, kiedy Matt skończył odliczanie. Wiedza, wiedzą, zaklęcie znali, ale fakt czy wyjdzie był niewiadomoą. Ku jej zdziwieniu i radości kamień nagle zmienił kolor na pomarańczowy, rozrósł się i przybrał kształ dyni. - Jeeej, udało się! - wyraziła swoją radość, obdarzając swoją parę krótkim uściskiem. - Teraz powiększamy! - powiedziała, zachęcona pierwszym sukcesem. Razem spróbowali zaklęcia Engorgio i ponownie im wyszło, dynia powiększyła znacznie swój rozmiar. - Ha, zostaliśmy dobrze dobrani! - powiedziała, podziwiając ich wspólne dzieło.
Bawię się przednio. Trochę zaczepiam sobie Chloé, trochę denerwuję Nessę swoim zachowaniem niegodnym Ślizgona, czy co tam ona sobie myśli. Trochę też udaję, że śpię na ramieniu to jednej to drugiej koleżanki, kiedy inni się przedstawiają. Kiedy to nagle nasza nowa nauczycielka dobiera nas w grupy i to w zaiste TRAGICZNY dla mnie sposób. Czyż nie widzi, że ja tutaj świetnie się bawię z moimi pięknymi towarzyszkami? Jak może mnie tak rozdzielać. Panowie z kółka wzajemnych romansów też na pewno woleliby pozostać razem w grupie. - Dlaczego tak? - pytam na głos z niezadowoleniem, ale niestety już wszyscy posłusznie drepczą na swoje miejsca. Chciałem coś jeszcze pomarudzić, ale krzywię się tylko do obydwu moich towarzyszek i odrobinę nieszczęśliwy drepczę do mojego nowego partnera. Nie ma co, @Skyler Schuester ma wyjątkowe szczęście, że trafił na kogoś tak rozgarniętego i skupionego na zadaniu jak ja. - Siemka - witam się uprzejmie z Puchonem, którego to na pewno dobrze znam, w końcu sto lat jesteśmy w jednym roczniku. Podaję Ci swoją chudą rękę na przywitanie i po chwili znowu zanurzam dłoń w grubej kurtce, a raczej jej kieszeni. Tak samo z resztą jak siebie. Tylko długi nos mi wystaje znad suwaka. No i oczy gdzieś pod czapką trochę widać. Może dlatego, że chowam buzię pod kołnierzem zbyt grubej kurtki. Może przez to, że zamiast skupić się na swoim jabłku, zerkam podejrzliwie na @Chloé Swansea, coby to nic złego jej się nie działo przy moim ziomku ze Slytherinu. W każdym razie niestety moc moich zaklęć z pewnością nie jest kompatybilna z moją znajomością transmutacji.
Kostki: 3 na przekształcenie, 1 xd na powiększenie, przepraszam Skyler, ale wszystko w Twoich gładkich rączkach <3
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Ragnarsson wydawał się względnie zadowolony, że przydzielono go do pracy z kimś mu znanym. Co prawda poczuł lekkie ukłucie ZAZDROŚCI, że nazwisko Garda zostało zidentyfikowane jako nazwisko szwedzkie, chociaż nie było to nic oczywistego, a nazwisko Ragnarsson zostało zlekceważone, mimo, że wyraźniej wyróżniało się wśród uczniów, obok nazwiska np. Levasseur. Islandczyk lubił dzielić się swoimi korzeniami i opiewać własne pochodzenie, dlatego posłał @”Vanja A. I. Northug” wymowne spojrzenie, ale ostatecznie wzruszył ramionami, przenosząc wzrok na swojego partnera do zajęć. — No, Incendio chyba nie zadziała. Tak samo zaczepnie odniósł się do zaklęcia używanego wcześniej przez szweda, a teraz leniwie wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni spodni, przecierając ją o udo spodni, bo osiadł na niej jakiś pyłek. Kiedy wracał uwagą do Fina, ten już podnosił różdżkę w gotowości do rzucenia inkantacji. — Czekaj… Chciał go zatrzymać, ale mieli to zrobić razem. Nie zdążył się skoncentrować, nie będąc pewien na jakie zaklęcie się zdecydowali, dlatego rzucił je również niewerbalnie w myślach. Może właśnie to było ratunkiem, że jednak przetransmutowanie tej czaszki im się udało, a przed nimi stała na razie malutkich rozmiarów, skromna dynia hokkaido, zupełnie nie nadajaca się do dynii ozdobnej na Noc Duchów. — Pięknie, Gard. Chcemy zrobić zupę? — mruknął z dąsem.
Milczała, słuchając tego, co działo się dookoła. Wciąż była rozbawiona Filinem i Chloé, obydwoje skutecznie poprawiali jej humor, chociaż ciężko, aby miała zły przy transmutacji. Nauczycielka wydawała się konkretna, ton głosu świadczył o tym, że wiedziała, czego chce od tych zajęć i nie lubiła się memłać. Przedstawienie zaklęć i siebie jednocześnie było dobrym pomysłem, nawiązanie do święta duchów też wiało nowoczesnością i odmianą, uwalniając ich od zapachu stęchlizny w starej, zakurzonej klasie. Odetchnęła głębiej, a chłodne powietrze w płucach wzbudziło w niej dreszcz. Przesunęła dłonią po włosach, zahaczając je za ucho. - Powodzenia. -rzuciła do swoich przyjaciół z uśmiechem, kierując się w stronę Rileya. Chciała być chyba sprawiedliwa, dopasowała ich do siebie umiejętnościami. Młody Fairwyn był cholernie zdolny, a do tego bardzo bystry. Miał szybką reakcję, znał podręczniki. Lubiła z nim pracować, zawsze spełniał oczekiwania. Cieszyła się, że mogła z nim pracować, nawet jeśli ich kontakty ograniczały się tylko do tego i obowiązków prefektów, które również dzielili. Bo Riley był po prostu kroplą normalności w morzu leniwych lub dziwnych ludzi. - Zawsze. - odparła z uśmiechem, kiwając mu głową na przywitanie. Wyjęła różdżkę, zaciskając dłonie na magicznym patyku. Spojrzała na buta, którego dostali i również skierowała w jego stronę koniec drewnianego kija. Niczym maszyna o doskonałych trybach, zgrali się równocześnie i zaklęcie szybko zmieniło trzewika w piękną, pomarańczową dynię. To były proste, ale niezwykle praktyczne i ważne w tej dziedzinie zaklęcia, więc powrót do nich zawsze wzbudzał w niej ciepłą, przyjemną nostalgię. Dojrzałą, idealną do ozdabiania. Była tylko jeszcze zbyt mała, aby sprostać szkolnym wymaganiom. Zainicjowała zaklęcie powiększające, które również udało im się bez żadnych przeszkód i pomarańczowa roślina była już prawie jej rozmiaru. Na upartego, mogłaby się w nią schować! Podeszła do Rileya, stając obok niego i patrząc na niego z uznaniem. - Ty nigdy w transmutacji nie zawodzisz. Masz jakiś pomysł na ozdobienie jej? Lepiej mi idzie z muzyką niż z malowaniem, szczerze mówiąc. A moglibyśmy zrobić coś oryginalnego!- rzuciła cicho w jego stronę, krzyżując ręce pod biustem. Wciąż zaciskała dłoń na różdżce. Myślała nad tym, aby użyć godła domów lub herbu całego zamku.
Kostki: 3 i 3.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
I czaszka → sukces wynik rzutu:C (30%) bonus: 30% (25 punktów w kuferku) suma: 60%
Keyira obserwowała dodatkową, ekhm, kończynę Morgan kątem oka, chociaż starała się jednocześnie nie gapić w sposób zbyt nachalny. Przemknęło jej przez myśl jak sama mogłaby komicznie wyglądać z wilczą kitą, wyrastająca znad ludzkiego tyłka; oby nigdy nie musiała się o tym przekonać. W porę powstrzymała w sobie odruch, by wyciągnąć dłoń i przesunąć palcami po puszystym futrze. To by było niegrzeczne. Czy aby na pewno? Zamiast o tym myśleć, skupiła się na drugim zaklęciu, przy czym - dzięki ci Morgano! - obyło się bez większych konsekwencji. No, prawie... — Cholera — mruknęła, dostrzegając przemianę stroju Gryfonki. Skoro jednak jej towarzyszka wolała najpierw dokończyć zadanie, Shercliffe nie zamierzała się z nią sprzeczać. Ponownie uniosła różdżkę i wróciła do czarowania, które w końcu zakończyło się sukcesem. Wtedy już bez skrępowania utkwiła w koleżance sceptyczne spojrzenie i westchnęła ciężko, gdy dotarło do niej, że Davies ma zamiar pozostać w tym stroju do końca zajęć. To było nawet zrozumiałe, biorąc pod uwagę kaprysy jej różdżki, ale dość ryzykowne ze względu na złośliwą pogodę. Nie potrafiła i właściwie nie chciała tego zignorować. — Jak do tego doszło? — zapytała bez owijania w bawełnę i wsunęła własną różdżkę do specjalnego, skórzanego mocowania na udzie. Miała oczywiście na myśli jej dziwną przypadłość magiczną, a nie proces zmiany stroju. Nie czekając na reakcję towarzyszki, zdjęła z karku ciepły, długi szalik w odcieniu (no cóż) głębokiej zieleni i kilkukrotnie owinęła nim szyję Morgan zanim przyszło jej do głowy zaprotestować. Nawet jeśli ten polar wyglądał na dość ciepły, dodatkowa ochrona nie zaszkodzi. Tym bardziej, że Keyirze pozostała jeszcze porządna kurtka i sweter, a materiał, z którego została wykonana piżama sprawiał wrażenie przewiewnego. — Shh — mruknęła na wypadek, gdyby dziewczyna zamierzała się teraz odezwać, bo coś w trawie kilka metrów dalej przykuło jej uwagę. — Zaraz wracam — oznajmiła i poprawiając pasek torby na ramieniu zbliżyła się do połyskującego przedmiotu. Ślizgonka przykucnęła z uśmiechem na ustach i wyciągnęła dłonie w kierunku czaszki, ale ta odskoczyła z cichym, kpiącym rechotem. Młoda Shercliffe zmarszczyła brwi i spróbowała raz jeszcze, ale zaczarowana, kryształowa głową chapnęła zębami o cal od jej palców i przeturlała się na bok. Coraz mocniej zirytowana, czarownica wzięła uspokajający wdech i tym razem wysunęła dłoń tak szybko, jak tylko potrafiła. Przedmiot najwyraźniej to przewidział, bo w ostatniej chwili podskoczył, a potem boleśnie przygniótł jej palce do ziemi. — Ty mały sku... — zamknęła przekleństwo za zaciśniętymi wargami i pomachała ręką w powietrzu. Zamiast się jednak wycofać, sekundę później zacisnęła dłoń w pięść i grzmotnęła nią w kryształowe czoło. Zabolało, ale było warto, bo tego ten mały złośliwiec na pewno nie przewidział. Czaszka zamarła z dziwnym grymasem na kościstej twarzy, a Key wykorzystała to, by ją schwytać i schować do torby. I kto się teraz śmieje? Potem jak gdyby nigdy nic, zadowolona, choć rozmasowując lekko obolałe knykcie o udo, wróciła do partnerki.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Kostki:1 i 4Moje (mało)gładkie rączki zawaliły /Jejku, przepraszam za gównoposta i nieogar, ale już muszę na szybko tu odpisać ;-;
Odnalazł wzrokiem Ślizgona, z którym zostali na siebie skazani przez nauczycielkę. Mogło być gorzej. Mogli zostać przydzieleni do grup trójkami i stworzyć trójkąt z Mattem i Finnem, albo co gorsza, oni sami mogli trafić na siebie i zacząć... rozmawiać. Albo Finn mógłby trafić do Nessy. Więc tak, zdecydowanie mogło być gorzej, niż to się skończyło. Westchnął i odsunął się od jeszcze-swojego-Ślizgona, mrucząc w stronę jego ucha ciche "powodzenia", od razu wzdrygając się mimowolnie od zimna, które brutalnie wdarło się pod sweter. Skrzyżował ręce na piersi, unosząc barki nieco do góry, chcąc zagrzać się tym chociaż odrobinę i rozplótł je dopiero gdy stanął koło @Fillin Ó Cealláchain, aby uścisnąć mu dłoń na powitanie, dzieląc się z nim nawet jednym z tych swoich wyuczonych uśmiechów. Mimowolnie przesunął po nim wzrokiem, zastanawiając się jak to się stało, że nigdy go nie podrywał. Przystojny, niższy od niego Ślizgon. Brzmi jak jego typ. Może próbował, ale nic z tego nie wyszło i już o tym zapomniał? - Fajna kurtka - skomentował, nie bez nuty zazdrości, ale ani mu się śniło słuchać teraz o tym jak głupim można być, aby wyjść pod sam koniec października bez cieplejszego ubrania, więc od razu sięgnął po swoją różdżkę, dając znak swojej gotowości do wykonania zadania. Odliczyli do trzech i rzucili pierwsze zaklęcie, ale jabłko zadrgało tylko nieznacznie, nie chcąc zamienić się w pożądany obiekt. Skrzywił się przez chwilę, ale zaraz spojrzał przepraszająco na swojego partnera, zakładając, że nie udało im się przez jego własne umiejętności transmutacyjne. - Sorry, jestem słaby z zaklęć - mruknął, drapiąc się z lekkim zakłopotaniem po szyi i mimowolnie zerknął na Finna, bo przez myśl przeszło mu, że on dałby radę nadrobić jego braki, więc gdyby byli razem w parze, to z pewnością miałby już przed sobą dorodną dynię. - Może najpierw je powiększmy, to będzie łatwiej? - zaproponował, zakładając, że gdy jabłko będzie bliżej wielkości pożądanego przez nich efektu, to zaklęciu łatwiej będzie zadziałać. Znów odliczyli do trzech, rzucając Engorgio i tym razem z ulgą przyjął widok powiększającego się owocu. Zaproponował ponowną próbę transmutowanie przedmiotu, jednak i tym razem nic się nie stało, więc zrezygnowany opuścił rękę z różdżką w dół, pochylając się nad gigantycznym jabłkiem, aby lepiej mu się przyjrzeć. - Nie wydaje Ci się, że jest jakieś bardziej pomarańczowe? - spytał, chwytając się jakiejkolwiek nadziei i unosząc wzrok na chłopaka.
Vanja A. I. Northug
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 157cm
C. szczególne : Silny Szwedzki akcent, bardzo młody wygląd
Obserwowała ich zmagania raz z większym, raz z mniejszym zainteresowaniem, zastanawiając się, czy w ogóle łączenie ich w pary było dobrym pomysłem. Jednak na zmianę było za późno, bo o dziwo studenci w większości chętnie przystąpili do pracy. Może jej pierwsza lekcja nie miała być jednak tak wielką katastrofą, jak się spodziewała? Dosłownie zdążyła to pomyśleć, a zaobserwowała jak @Morgan A. Davies walczy z zaklęciami. Podążyła w miejsce, gdzie ustawiły się obie panie i zaczęła z zainteresowaniem przyglądać się poczynaniom gryfonki. - W zasadzie jest bardzo dobrze. - powiedziała, kiedy udało im się przemienić powierzony im przedmiot w dynię i potem go powiększyć. Tylko skutki uboczne tego wszystkiego mocno pokazały się na jednej z dziewczyn. - Panno Morgan, sądzę, że coś jest nie w porządku z pani różdżką. Nie myślała pani nad jej zmianą? - zwróciła się bezpośrednio w jej stronę. Wyjęła swoją różdżkę i machnęła nią krótko, celując w gryfonkę. Jej piżama zniknęła i ogon również. Dobrze, przynajmniej nie będzie konieczna wizyta w skrzydle szpitalnym. - Jest pani pewna, że chce się podjąć kolejnej części zadania? - zapytała po chwili. Nie wątpiła w zdolności dziewczyny, co to to nie! Po prostu pytała z czystej troski. Nieciekawie by było, gdyby dziewczyna pozabijała się za chwilę tylko dlatego, że próbowała wyciąć jakiś kształt w dyni. Następnie ruszyła w stronę @Fillin Ó Cealláchain i @Skyler Schuester którym to zadanie bardzo mocno nie szło. O ile inne pary poradziły sobie z nim bez większych problemów, tak tym dwojdu mężczyzn współpraca ewidentnie nie szła. Jabłko owszem, było większe, ale wciąż pozostawało jabłkiem. - Panowie, może potrzebna wam pomoc? - zapytała, po czym podwinęła delikatnie rękawy i znów mocniej chwyciła różdżkę w prawą dłoń. - Na trzy. Raz, dwa, trzy. - zakomendowała, po czym z przyjemnością obserwowała jak ogromne jabłko zaczęło zmieniać kształt i kolor, po chwili stając się naprawdę ładną dynią. - Potrzebne było więcej skupienia i bez problemu by wam się udało. - dodała, uśmiechając się do nich bardzo delikatnie. Kiedy zorientowała się, że wszyscy poradzili już sobie z zadaniem, ponownie klasnęła w dłonie, aby zwrócić uwagę uczniów na swoją osobę. - Bardzo dobrze, gratuluję wszystkim! - spojrzała na zegarek. Mieli jeszcze chwilę czasu na ostatni, jej zdaniem najciekawszy element dzisiejszej lekcji. - Teraz pobawimy się w przyozdabianie dyń. Każdy z was może zrobić z nią, co tylko zechce. Możecie zmieniać im kolory, kształty, czarować na nich przeróżne wzory, jakie tylko pojawią się w waszych głowach. Najciekawsza dynia oczywiście wygrywa i jutro będzie miała honorowe miejsce przy stole nauczycielskim na kolacji z okazji nocy duchów. - tak, rozmawiała już na ten temat z dyrektorem, który wyraził zgodę na jej pomysł. Nawet stwierdził, że to w końcu coś nowego a może i zaangażowanie uczniów dzięki temu wzrośnie. - Macie na to piętnaście minut, więc do dzieła! - dodała, po czym znów zaczęła przyglądać się ich poczynaniom.
Pierwsza uwaga, bardzo proszę o podlinkowanie wszystkich kostek w kolejnym etapie, znacznie ułatwia mi to pracę
W tym etapie każdy z was ma za zadanie wymyślić, jak upiększyć swoją dynię. Ponownie liczę na waszą kreatywność, jeśli chodzi o zaklęcia, jak równie dobrze możecie korzystać też z tych, które wymieniłam we wcześniejszym etapie. Możecie w nich wycinać, zmieniać im kolor, robić wszystko, co wam się tylko podoba! Wciąż pracujecie w tych samych parach, wciąż każde zaklęcie rzucacie wspólnie. Każda kostka wylosowana ma odpowiednią wartość procentową, która stanowi o tym, w ilu procentach powiodło wam się zadanie: A - 10% B - 50% C - 60% D - 80% E - 30% F - 90% G - 100% H - 70% I - 40% J - 20%
Każda z osób z pary, rzuca jedną kostką (literki). Wyniki wartości procentowych dodajecie do siebie i dzielicie przez dwa (przykład: Kasia ma literkę A - 10%, Zosia ma literkę H - 70%, czyli łącznie mają 80%/2 = 40%) i jest to suma skuteczności waszych zaklęć. Ale! Każda udana przemiana w grupie: +10% skuteczności Każde powiększenie powyżej 5: +10% skuteczności Każda nieudana przemiana w grupie: -5% skuteczności Każde powiększenie równe bądź mniejsze od 5: -5% skuteczności
Czas na odpis: 29 listopada, godziny wieczorne ponownie. Potem pojawi się tylko podsumowanie ze strony Vanji i to koniec tej lekcji. Ponownie, jakiekolwiek pytania, proszę kierować na PW
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Dobre pytanie dlaczego wciąż mnie nie byłem podrywany przez Ciebie, @Skyler Schuester, może powinienem czuć się urażony! W czym byłem gorszy od jakiegoś Matthew. Znaczy najwyraźniej byłem gorszy w zaklęciach, ale na to nie zwracajmy już szczególnej uwagi, chodzi tu o inne walory. Na przykład mój gigantyczny nos, którym mógłbym Cie z łatwością znokautować. - Dzięki - mówię o tej kurtce, jeszcze bardziej się w niej zagłębiając. - Fajny sweter, wygląda na ciepły - mówię trochę ironicznie, komentując jego strój. Po chwili jednak staję obok mojego partnera lekcyjnego i wspólnymi siłami próbujemy transmutować nasze jabłko. I jakkolwiek prosto to nie brzmiało, tak naprawdę wychodzi nam znacznie gorzej niż powinno dwóm, starym chłopom. A tu proszę, wyjmujemy dzielnie nasze różdżki, machamy nimi dziko i nic się nie dzieje. Dramat. - Dobrze, że masz usprawiedliwienie, ja jestem całkiem niezły z transmutacji, podobno - mówię kwaśno i kiwam głową na propozycję powiększenia naszego przedmiotu. Nie wychodzi nam to jakoś świetnie, ale przynajmniej JAKOŚ. Staję nad naszą dynio-jabłkiem razem z moim puchońskim partnerem i wzdycham ciężko. - No nie wiem - mruczę na optymistyczne pytanie chłopaka i kręcę głową na naszą nieudolność. Nauczycielka musi podchodzić pomóc nam z zadaniem, cóż za żenada. - Niepotrzebna, świetnie nam idzie - odpowiadam na oczywiste stwierdzenie o potrzeby pomocy nauczycielki, nie radząc sobie szczególnie dobrze z naszą porażką. Krzywię się jeszcze bardziej, kiedy nauczycielka poucza nas co powinniśmy zrobić dobrze i nie patrzę na nią, tylko grzebię sobie nogą w ziemi niczym bardzo zirytowana kura. Kręcę się jak bąk wokół Puchona i na wieść o dalszym ciągu zadania z niezadowoleniem opieram na chwilę czoło o ramię mojego partnera po raz kolejny wzdychając bardzo ciężko. - No dobra - jęczę, prostuję się i dzielnie wyciągam różdżkę. - Chronico - mruczę, mając w planach zrobić jakąś super dynię w starym stylu, ale widać było jak ostatnio świetnie szły zaklęcia w naszym teamie.
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Uśmiechnąłem się do Nessy z wdzięcznością, gdy tak łaskawie oceniła moje transmutacyjne umiejętności. - Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - Odpowiedziałem, spodziewając się, że jak zawsze, gdy ktoś wyrazi uznanie do moich umiejętności to gdzieś omsknie mi się noga. Póki co nie podejrzewałem, że nastąpi to aż tak szybko i po prostu po cichu zastanawiałem się nad odpowiedzią na jej pytanie. - Szczerze mówiąc, mam pomysł tylko na wnętrze. Chcesz zająć się skórką? - Zapytałem, chcąc aby ta praca była wynikiem wspólnego popuszczenia wodzy kreatywności. Zwykle nie byłem w parze jedną z tych osób, które wyrywałyby się do tworzenia czegokolwiek co miało być ładne, ponieważ akurat do zajęć artystycznych do miałem dwie lewe ręce. Zdecydowałem się na coś absolutnie bezpiecznego i drążąc w dyni (trochę krzywo), zrobiłem w niej „okno na świat”. Zaklęciem wyczarowywałem niewielkie rośliny, głównie zielone mające służyć za tło dla niewielkiej ławeczki, którą stworzyłem z zabłąkanego patyka. Dłubiąc przy niej dłuższą chwilę, poprosiłem Nessę, aby transmutowała drobne kawałki dyniowych resztek w dwie maleńkie dyńki i potem ustawiłem je wewnątrz. - Oj, coś nie wyszło - oznajmiłem, jakby tego nie zauważyła, kiedy moja ławka bardzo nie chciała zachować swojego kształtu. Zaczynała zamieniać się w niewielkie pnącza rozrastające się po całym wnętrzu naszego tworu. - Nessa? - Zapytałem, upewniając się, że widzi dokładnie to samo co ja. - Pomożesz? - Bez jej wsparcia nasze dzieło za moment miało zamienić się w gąszcz i dać się pożreć bluszczowi.
Literka:E, czyli 30% + 5 % (udana przemiana - słabe powiększenie) + 10% (za pkt w kuferku) = 45% i reszta Gunnara
Nie wyszło im to najlepiej, ale też nie wyglądało to tragicznie. Mieli przed sobą dynię, jednak zdecydowanie zbyt małą jak na jego puchońską ambicję. Nie skomentował nijak wspominaniu o "Incendio", bo znowuż to nie miejsce na wspominanie ich ostatniego, nieco burzliwego spotkania. - Zupę? Jak już to miazgę. - sprostował, zauważając, że pospieszył się zbytnio z wywoływaniem zaklęć transmutacyjnych i po prostu się nie zgrali. No tak, zamiast skoncentrować się na słowach nauczycielki to po prostu poprzednią część lekcji poświęcił na zachwycanie się jej obcym akcentem. Zawiesił na niej wzrok, gdy przemawiała i słuchał z uwagą następnych poleceń. Ozdabianie dyń... miał już nawet na to pomysł, co zdradziło go uniesienie się kącika ust. - Mam pomysł co można jej zrobić. Dyni, nie nauczycielce. - przykucnął przy ich dziełu i popatrzył w jego oczy o dziwnej barwie, ni to niebieskiej ni to zielonej. - Proponuję porządne Chronico jako pierwszą opcję. Druga to Densauego dla zabawy albo skuteczne Exemplar. Wyobrażam sobie przemalować ją na albo na czarno i doszkicować na niej pajęczynę, a na górze dotransmutować ogromnego pająka lub inna opcja - przemalować ją na biało i namalować na niej soczyste i gęste plamy krwi. Co o tym sądzisz? - zagaił, przekręcając dynię przodem do siebie i dosyć sprawnie zaczął drążyć w niej otwór gębowy, zębaty i ziejące wilgocią dyniowe oczy. Nie miał z tym większego problemu, a używał do tego rzecz jasna różdżki. Nie zamierzał wszak brudzić sobie rąk, a tak jakoś zapragnął pokazać się nauczycielce od dobrej strony. W odpowiednim dla Gunnara momencie rozpoczął narzucanie zaklęcia "Exemplar", aby nałożyć na dynię odpowiednie wzory, w zależności którą wersję Gunnar poparł albo zaproponował. Zajął się całkowicie zadaniem, dzięki czemu nie musiał rozpraszać swojej uwagi poszczególnymi osobami. Musiał przyznać, że Gunnar był całkiem dobrym współpracownikiem, bo nie wymagał od niego nie wiadomo jak treściwej pogawędki w trakcie. Rzetelnie, szybko, bez ociągania się.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Zajęty pracą nawet nie obserwował innych duetów, dlatego był nieźle zaskoczony, kiedy okazało się, że on i Chloé tak doskonale sobie poradzili. A chociaż dopatrywał się w tym większego wkładu ze strony swojej ślizgońskiej koleżanki, tak starał się nie być również przesadnie skromnym, bo wyglądało na to, że i jego czary były dość skuteczne. Czy rzeczywiście Nessa miała rację, mówiąc że powinien jedynie uwierzyć w siebie? Doceniał jej wskazówki, ale miał wrażenie, że tego dnia miał po prostu trochę szczęścia. Mimo to miał jednak nadzieję, że pani prefekt będzie dumna z jego progresu. - Mam pewien pomysł. – Wyszeptał pannie Swansea na ucho zaraz po tym jak nauczycielka wyjaśniła im kolejne zadanie. Mieli udekorować swoją dynię, więc lepiej było dogadać się wcześniej, żeby ich zaklęcia jakkolwiek ze sobą współgrały. Nie chciał jednak, by inne duety próbowały ich naśladować, dlatego zdecydował się na przekazanie partnerce swojej propozycji ściszonym tonem. Dopiero kiedy otrzymał od niej jakiś znak, choćby skinienie głową, że odpowiada jej taki plan działania, sięgnął ponownie po swoją różdżkę i skierował ją na powiększoną przez nich wcześniej dynię. - Glacium. – Zdecydował się na werbalne użycie transmutacyjnego zaklęcia, skupiając całą swoją uwagę na oczekiwanym efekcie. Czar obladzający nigdy wcześniej mu nie wyszedł, ale skoro miał dzisiaj dobrą pasję, stwierdził że być może ryzyko mu się opłaci. Wierzył również, że w ten sposób stworzą wspólnie dzieło oryginalne, które widocznie odznaczy się na tle innych halloweenowych ozdób. - I co? Jakoś to wygląda? Damy z tym radę? – Zapytał chwilę później Chloé, licząc na to, że dziewczyna doprawi ich okaz jakimś spektakularnym wzorem… albo czymkolwiek innym. Wszak pozostawiał jej pełną swobodę co do dalszych działań i raczej nie miał wątpliwości co do tego, że Ślizgonka dołoży swoje wartościowe pięć sykli.
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Lekcja przypominała mu ostatnią wizytę w Hogsmeade, gdzie przyozdabiał magicznie lewitujące dynie. Z tą różnicą, że tam za wiele nie dało się zniszczyć. Materiał mieli przygotowany i gotowy do oprawy. Na zajęciach przypatrywał się ich miniaturowej dyni, stwierdzając, że królowa wszystkich dyń – Dina, nie byłaby zachwycona z tego, jak mało poddańczo podchodził do tego zadania. Nie przykładając się do niego na tyle, żeby mogła być z opiewającej jej imię dyni dumna. Skrzywił się znacząco, unosząc jedną brew na słowa Fina. Miazga, tak. Dokładnie tyle im tu wyszlo. Ze swoją wiedzą z transmutacji powinien był postarać się bardziej. Nie wiedział, czy większa w tym wina była jego własna czy Fina, ale podejrzewał, ze ich znajomość transmutacji jest na podobnym poziomie, skoro improwizując i tak w jakiś sposób udało im się zamienić czaszkę w dynię w dość dynamicznym tempie i jakoś zrównać wzajemnie swój potencjał magiczny. — Rób jak uważasz, Gard — skwitował, bo prawdę mówiąć nie miał pomysłu jak to wykończyć. Mało miał w sobie inwencji twórczej i kreatywności, jeśli chodziło o podobne rzeczy. Więcej własnej energii przekładał na ćwiczenia i inne zainteresowania. — tylko weź pod uwagę, że tego wszystkiego na tej mini-dynii nie zmieścisz — dodał, bo o ile widział jeszcze oczami wyobraźni tą czerń i pajeńczynę, może nawet pająka, o tyle krew czy inne bajery, jak Finan to sobie wyobrażał? Wspomógł go jednak w jego pomyśle, wspierając go w użyciu Exemplara dla nadania odpowiedniej faktury i wzoru dyni. W związku z faktem, że zdolności Gunnara w ozdabianiu bliskie były okrągłemu zeru, przez swój brak precyzji ich dynia przybrała naprawdę straszliwy charakter… czyli dokładnie taki, jaki powinna przybrać halloweenowa ozdoba. Zastraszający efekt. — Nienajgorzej, co? Resztę pozostawił Finowi, ponieważ nie chciał mu popsuć konceptu. Improwizowanego i chaotycznego, ale jednak spójnego. W przeciwieństwie do tego, co Ragnarsson sam miał teraz w głowie w temacie ozdobnictwa.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Kostki:C = 60% + 50% =110% + 5 - 5 - 5 = 105% /2 = 52,5% xD Mam więcej od Ciebie, więc musisz mi w nagrodę wybaczyć gównoposta
Ściągnięte w niezadowoleniu brwi nie chciały opaść w dół, przez co wyglądał jakby ciągle go coś bolało, co właściwie nie było dalekie od prawdy, bo o ile własną dumę mógłby schować z łatwością do kieszeni, to ściąganie kogoś "podobno dobrego" z transmutacji w dół do tego stopnia, że jako jedyni nie wykonali ćwiczenia... zdecydowanie bolało go to niemal fizycznie. Odchrząknął, próbując przypomnieć sobie, że to przecież tylko lekcja, a nie konkurs, do którego Fillin przygotowywał się od czasu wyjścia z matczynego łona. - Nie przejmuj się tym brakiem skupienia - zaczął w komentarzu do słów nauczycielki, gdy tylko od nich odeszła. - To też moja wina. Często tak działam na ludzi - dodał, kiwając z powagą głową, jakby tłumaczył mu jakąś ciążącą nad nim klątwę, jednocześnie klepiąc go pocieszająco po plecach, gdy ten oparł czoło o jego ramię. Ale cóż, przynajmniej nadrobił chociaż trochę podryw na Ślizgonie. Sky dba o wszystkich, nikt nie może zostać pominięty! Każdemu należy się trochę miłości od Puchonów, a on przecież ich reprezentuje. Przyjrzał się ich dyni, która oklapła trochę, tracąc swój koloryt po zaklęciu Ślizgona i wycelował swoją różdżkę, próbując przypomnieć sobie chociaż jakąś inkantację, bo przecież żadnych transmutacyjnych zaklęć prawie nie znał. - Exemplar - rzucił w końcu, podsłuchując jakąś inną parę, próbując powtórzyć ruch różdżki i mając nadzieję, że dobrze domyślił się co ów zaklęcie ma robić. Na dyni zaczęły powoli pojawiać się koślawe wzroki układające się w zapętlony i powtórzony wielokrotnie napis "jestem piękna". Wyprostował się i spojrzał na Fillina z miną, która miała udawać, że dokładnie o to mu chodziło.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Czuła sporą presję ze strony nauczycielki, gdy ta uważnie obserwowała ich poczynania. Wcale jej się nie dziwiła - zawsze dobrze było mieć na oku najbardziej wątpliwe i narażające się jednostki, zwłaszcza, kiedy brało się za nie odpowiedzialność. - O, dziękuję. Proszę się nie martwić. Rzucamy wyłącznie bezpieczne zaklęcia. - zapewniła nauczycielkę, nie chcąc jej przy okazji za bardzo zrazić do siebie. Dzięki uporowi i determinacji, zaklęcie, koniec końców, powiodło się. Tak jedno, jak drugie. Kiedy nadszedł czas na trzecie, miała nieco więcej pewności siebie. I była dobrej myśli. - Jesteś kochana. - podsumowała po chwili zachowanie Key, kiedy ta już wróciła po czaszkowych łowach. A przez to, że Moe miała już na sobie swój pierwotny ubiór, postanowiła nieco poudawać wariatkę nieco większą niż dotychczas. Spojrzała na szalik od Ślizgonki i, jakby w reakcji na jego kolor, panicznie zaczęła ciągnąć za niego z każdej strony, byle tylko pozbyć się go z własnej szyi. Po chwili było po wszystkim, a ona, z wyszczerzonymi w uśmiechu zębami, wręczała szalik jego pierwotnej właścicielce. - Jeszcze powiedzą, że pasuje mi do oczu, że oczy to zwierciadło duszy, a na koniec uczynią Ślizgonką. Nie chcemy tego. - wyjaśniła, chcąc przekuć cały ten cyrk w żart i miała nadzieję, że Shercliffe nie będzie na nią zła, albo nie uzna jej za kompletną kretynkę. - Rzućmy Priopriari i zróbmy z niego punko-gangstero-zabijakę. Przystrój go we wszystko, co Ci przyjdzie do głowy. - zaproponowała, tym razem już odnosząc się do powierzonego im zadania. Miały rzucać w jednym momencie, więc dała Ślizgonce chwilę na namyślenie się, po czym wycelowała w swój obiekt tortur. Różdżka, dla odmiany, zadziałała, jak powinna. Zaklęcie... No cóż. Z jej strony, dynia miała otrzymać fioletowy kolor, pomarańczowo-rudego irokeza w miejsce dyniowego ogonka i groźny, złowieszczo i psychopatycznie uśmiechający się wyraz twarzy. Wyszło, jak wyszło - fioletowe były co najwyżej przebawienia na pomarańczowej skórze, przez co wyglądał, jak ciężko chory na coś wkrótce-śmiertelnego. Uśmiech sprowadził się raczej do kilku, nieco komiksowych kresek. Chyba tylko irokez siadł, jak trzeba. Keyira zajęła się innymi upiększeniami. I finalny twór wyglądał... Akceptowalnie, jeżeli obniżyłyby nieco oczekiwania wobec swoich umiejętności?
Kości: Moe - I, 40 %, klątwa pozwoliła czarować +10% za udaną przemianę, -5% za powiększenie równe 5. Key też ma I, więc nie poszalałymy.
Był zbyt skromny. Riley był znany ze swojej małomówności, bystrości i dokładności. Powinien być bardziej dumny z siebie, świadomy własnych umiejętności. Nie było chyba kogoś, kto mógłby równać się ich wiedzy i umiejętnością z transmutacji. Magia bywała jednak kapryśna. Wiele czynników miało wpływ na jej skuteczność w praktyce, dlatego zrażanie się i poddawanie było naprawdę głupie. - Nie przesadzaj, jesteś w tym dobry. - odparła ze wzruszeniem ramion, wywracając teatralnie oczyma. Aż tak źle znosił komplementy, które w rzeczywistości były faktami? Nie chciała jednak dalej brnąć w ten temat, skoro czuł się niezręcznie. Zamiast tego, Nessa skupiła się na ich następnym zadaniu. Przyozdobienie dyni? W ciągu sekund przez jej głowę przebiegły poszczególne zaklęcia transmutacyjne, które mogłyby znaleźć zastosowanie, a także te zwykłe — użytkowe. Przyglądała się chwilę pomarańczowemu owocowi jesieni, po czym podniosła wzrok na Rileya, kiwając głową. - Mhm, pewnie. Nie miała problemu ze swoją rolą w tym zadaniu, zakasując przysłowiowe rękawy i zabierając się do pracy. Nie mogła do końca się skupić przez ostatnie wydarzenia na mugoloznawstwie oraz historii magii, przez co zdawała sobie sprawę, że fajerwerków nie ma sensu od niej oczekiwać. Magia była niezwykle kapryśna, wiele czynników wpływało na jej sukces. Bardzo podobał się jej pomysł czarodzieja. Resztki wnętrza faktycznie zostały przez nią przemienione w mniejsze, fikuśne dynie. Przynajmniej było oryginalnie. - Chyba wcale nie chciała być ławka..- rzuciła z rozbawieniem, przyglądając się, jak oparcie zmienia się w pnącza. Pochłaniała cały środek, co było dość wciągającym zjawiskiem, z którego wyciągnął ją dopiero głos prefekta. Zamrugała kilkakrotnie wyrwana z transu, posyłając mu przepraszający uśmiech.- Wybacz, już. Nie chcemy dyniowego bluszczu! Wyprostowała się, celując różdżką w ich arcydzieło, aby powstrzymać rozrost bluszczu. Pojawiła się urocza ławeczka, jednak z jej rogów wciąż wychodziły liście. Westchnęła cicho, zgarniając kosmyk marchewkowych włosów za ucho i zastanawiając się, czy mogą uznać to za część wizji artystycznej. Nie było tak źle, nawet jeśli wizja krukona nie do końca im wyszła. - To chyba nie nasz dzień na czary, Riley. Wciąż jednak wygląda ładnie. -zapewniła go, opuszczając magiczny patyk i trzymając rękę luźno wzdłuż ciała. Drugą poprawiła kurtkę, zapinając jeden z wyższych guzików. Od jeziora robiło się coraz chłodniej.
Literka E 30%+15%+10%+10%=65+10 =75/2=37,5%pozdrawia duet ponad 150 z transmutacji xD[/b]
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Jak do tej pory zaklęcia udawały im się znakomicie i Chloé liczyła, że dobra passa ich nie opuści. Kiedy wszyscy skończyli zmienianie i powiększanie swoich przedmiotów, z lepszym lub gorszym skutkiem, pani profesor pomogła tym, którym się nie udało i przedstawiła kolejną część zadania. Mieli teraz ozdobić swoje dynie. Gdyby miało chodzić o używanie pędzli dziewczyna byłaby zachwycona, ale z zaklęciami, nawet artystycznymi, szło jej nieco gorzej. Wysłuchała pomysłu Matta i z entuzjazmem pokiwała głową. Miał bardzo ciekawy pomysł! Próbowała pomóc w zaklęciu, ale nie do końca im wyszło tak, jak w założeniu, ale i tak nie było źle. Postanowiła również wymalować różdżką różnorakie wzorki, jakieś esy-floresy, śnieżynki... Taka dynia, niby na Noc Duchów, ale zapowiadająca już nadchodzącą zimę. Niestety, w kolejnym etapie skuteczność ich zaklęć chyba nieco osłabła i pojawiło się tylko parę lini i kilka płatków śniegu. Zmarszczyła brwi i zirytowała się. Nieszczególnie zależało jej na lekcjach, ale nie lubiła, gdy coś jej nie wychodziło. Sięgnęła do torby i szukała czegoś intensywnie. W końcu znalazła to, czego szukała. Chwyciła w dłoń pędzel i zanurzyła w farbie. Takie zdobienie bardziej jej się podobało. Z zaanagażowaniem domalowała resztę wzorów na dyni. - Zaklęcia jak wychodzą, tak wychodzą, ale nasza dynia i tak będzie piękna! - oświadczyła Mattowi z szerokim uśmiechem.
Kostki: B - 50% + 30% + 10% +10% + 5% = 105%/2 = 52,5% liczę, jak wszyscy wyżej