W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Szła zamyślona brzegiem jeziora. Nie wiedziała co ma zrobić. Sowy już wysłała, teraz tylko czekać na odpowiedź. Miała nadzieję, ze ci ludzie przyślą jej to o co prosiła nie mówiąc niczego ojcu. Z zamyślenia wyrwał ją czyiś głos. Rozejrzała się i zobaczyła jedną dziewczynę z jej domu rozmawiającą z jakimś kolesiem z wymiany. Hyba !!! Amerykanin, ale glowy nie da. Wzruszyła ramionami i wróciła do swych rozmyślań. Miałam stać się dobra... czy dobrze mi idzie? od tej afery z tą laską w lesie i z tą sarną nikomu nic nie zrobiłam. A różdżkę już odzyskałąm... czy jestem już dobra? Usiadła na brzegu. Jej ciepły płaszcz posłużył jej za koc na osnieżonej ziemi. Zapatrzyła się na ciemną taflę jeziora.
Mimo, że bardzo się cieszę ze znacznie dłuższej długości Twoich postów, to ciągle powinnaś pilnować końcówek, ogonków i literek.
Kiedy wyszli z zamku, od razu założyła na głowę kaptur swojej bluzy. Śnieżek uparcie padał z nieba, raz na jakiś czas tylko zmieniając kierunek. Złapała na rękę jeden z płatków, przypominający małą gwiazdeczkę. Kiedy doszli do jeziora, spojrzała na zamarzniętą lekko taflę. Na łyżwach to by się tutaj raczej nie pojeździło. - A pomyśleć, że jeszcze niedawno się tutaj kąpałam z... - Przerwała. No tak, z Namidą. Ten to jej zajął dużą część życia. - Następnym razem zwiniemy też marchewkę i zrobimy bałwana - Spojrzała pod siebie, na Briana z nikłym, ale uroczym uśmiechem. Nadal zastanawiała się nad słowem "Idealna".
Po chwili miał Ją postawić na ziemi ale oboje upadli na śnieg. Po chwili Brian zaczął się śmiać, ale przypomniało mu się to co powiedziała. - Z Namidą, tak? - zapytał, ale wiedział jaka będzie odpowiedź. Położył się z powrotem i patrzył w niebo nie dając oznak życia, zupełnie jakby zapadł w sen zimowy. Imię "Namida" i wszystkie tego typu przyprawiały go o mdłości. Namida to, Namida tamto. Czuł się jak w filmie dokumentalnym nakręconym przez mugoli.
Wstała tak, jakby śnieg ją oparzył. -Zimno zimno zimno zimno zimno zimno - Powtórzyła to kilkanaście razy, otrzepując się prawie z taką gracją jak szczeniaczek. Spojrzała na Briana. - Właściwie tak - Nasiliła się na obojętny ton. Kucnęła przy nim. Złapała go delikatnie za dłoń z zamiarem pomocy mu we wstawaniu. - Przeziębisz się... - Martwienie było strasznie uciążliwe. Czy nie to uczucie nie mogło by na chwilę zniknąć? Albo na zawsze, bezpowrotnie.
Uśmiechnął się. Gdy wzięła jego dłoń pociągnął Ją na siebie i pocałował namiętnie. Jak on kochał to robić. Uwodzić, całować, żyć nie umierać, po prostu raj. - Powtarzamy historię z Pokoju Życzeń? Tylko bez tego zakończenia. - powiedział uśmiechając się i oddając Jej swoją kurtkę. Mu było wystarczająco ciepło. Założył Jej swoją kurtkę na plecy. - Teraz lepiej? - zapytał się zatroskanym tonem.
Odwzajemniła automatycznie pocałunek, oczywiście przymykając przy nim oczy. Otuliła się następnie mocniej jego kurtką. - Tak... dziękuję - Dyskretnie "niuchała" jego kurtkę. Ahh, feromony. Ona zawsze miała dziwny pociąg do nich. - Mówisz z pokoju życzeń? Pewnie- Uśmiechnęła się uwodząco - Możemy od razu się pobawić jak tamci na szczycie wieży - Nasiliła się na powagę, ale długo nie wytrzymała i wystawiła mu lekko język.
- Niee, za zimno, ale kto wie, może w lato. - powiedział śmiejąc się. Po czym pocałował Ją delikatnie i spojrzał Jej w oczy. Widział w nich tak silną głębię, jakie nigdy nie widział u nikogo. - Wiesz, masz piękne oczy, ale wolę usta. - powiedział śmiejąc się, po czym pocałował Ją ponownie, tym razem romantyczniej.
- W lato? No chyba żartujesz. Trzymam pierwszy raz do setki - Zaśmiała się cicho. Pogładziła go lekko po policzku, odwracając spojrzenie w bok. - Ja... wiesz, nie potrafię strzelać tylu komplementów, czy chociażby pozytywnie cię wspierać. Na prawdę będziesz miał ze mną ciężko, wiesz? - Była tego w 100% pewna. Przyjaźń, a coś więcej to jednak diametralna różnica. Wzięła na rękę trochę śniegu i poczęła lepić kulkę.
- Wiem że będę miał ciężko, ale taki już Twój urok i jakoś nie chce mi się zmieniać Twojego charakteru. Podobasz mi się taka jaka jesteś. - powiedział i pocałował Jej dłoń którą gładziła go po policzku. Gdy zaczęła lepić kulkę delikatnie sypnął Jej śniegiem, po czym zaczął się śmiać. Czuł że zaraz oberwie kulką w głowę, ale nie ma przyjemności bez radości.
Podejrzliwość, to jedna z najgorszych ludzkich cech. Nie miała pojęcia ile prawdy jest w tym co mówi. Ktoś już kiedyś jej mówił, że to wytrzyma. A skończyło się wrogimi stosunkami aż do dzisiaj. Podkładanie sobie nóg, wyśmiewanie. Ale na razie postanowiła się tym nie przejmować bardzo. Musnęła delikatnie jego usta. - No wiesz, to ja tu planuje bałwana ulepić, a ty mnie śniegiem sypiesz - Z burmuszyła się na chwilę, po czym rozpłaszczyła mu śnieżkę na głowie. Wstała szybko i zaczęła się wycofywać.
- To taka dobra jesteś? - zaśmiał się i zaczął Ją gonić, na tyle wolno żeby mogła uciekać. - Wiesz co Ci zrobię jak Cię złapię? - zapytał retorycznie. Wiadomo, buziak niewyjęty. - Cóż, w każdym razie, cokolwiek Ci zrobię będzie to baaardzo przyjemne. - przeciągnął i wziął śnieżkę do rąk. Rzucił nią w Connie, ale nie trafił. No tak, do zaklęć to on cela ma, ale do normalnego rzucania to już nie.
- Bo się myślisz przestraszę? - Powiedziała biegnąc w sumie nie tak szybko, żeby się zmęczyć, ale i tak to po chwili nastąpiło. Schowała się na jakieś drzewo, jednak po chwili uznała, że mądrzejsze będzie na nie wejść. Tak też uczyniła. Przez chwilę oddychała trochę ciężej. Zebrała śnieżkę z gałęzi i rzuciła, trafiając chłopakowi prosto w czoło. Ledwo wstrzymała się od śmiechu.
- Toż Ty taka? Czekaj, zaraz dostanę Cię w swoje ręce. Albo nie, sama przyjdziesz. - powiedział i popatrzył na Nią. - Nie, jednak przyjdę po Ciebie. - zadecydował i zaczął wspinać się na drzewo. gdy już był na górze Connie trafiła go śniegiem, przez co zleciał na dół i... stracił przytomność.
Zatrzęsły jej się oczy, kiedy chłopak spadł. Może udaje? Zeskoczyła mimo to od razu z drzewa i poczęła go szturchać delikatnie. - Brian... nie żartuj- Szepnęła lekko wystraszona. Nie miała wyboru. Zawołała kogoś, żeby pomogli jej go zabrać do skrzydła szpitalnego.
Skostniały jej palce. Czekała na Steva już jakieś pół godziny. Może nie znajdzie dziś dla mnie czasu. W sumie to zrozumiałe. Pogrążona w rozmyślaniach wpatrywała się w horyzont. Od wczorajszego wieczoru chodziła rozradowana i podekscytowana. Tak, to dzięki niemu.
Biegł co sił w nogach, aż dostał zadyszki. Miał nadzieję, że Marg nie jest zła na niego i że nie czekała zbyt długo. Na dworze było chłodno. Śnieg prószył spontanicznie. - Heeeeeej - Krzyknął zauważając dziewczynę - Przepraszam za spóźnienie - dodał z westchnieniem. Lecz zobaczył tylko promieniujący uśmiech na jej buzi i oczywiście zmarznięty czerwony nochal.
Odwróciła się i zobaczyła jakiegoś chłopaka biegnącego w jej kierunku. Dopiero po jakimś czasie mogła rozpoznać w nim Steva. Jej obawy przestały istnieć. Już był przy niej. Była szczęśliwa. - Och, Steve, myślałam, że nie przyjdziesz. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Ciesze się, że znalazłeś dla mnie czas.
- Dla Ciebie przecież zawsze - wypaplał zadowolony - mam nadzieję, że nie jesteś zła. W sercu Stevea zapanowało podniecenie. Znów widział się z dziewczyną, która wprowadzała go w osłupienie. Większość nocy myślał nad tym co powiedziała mu wczoraj Margaret, nad " byciu razem ". Cholernie bał się tego. - To co chcesz robić? - zapytał chłopak.
- Uważam, że wieczorny spacer jest bardzo zdrowy i przynosi twardy sen. Nie mam ochoty być teraz sama. Nie wiem czemu. Chciałam, żebyś mi towarzyszył - wyszczerzyła wszystkie zęby - Trochę dzisiaj zimno, a ty dwa dni temu kiepsko się czułeś - przypomniała sobie Marg - W dodatku jesteś tak cienko ubrany! - Miała wyrzuty sumienia, że to przez nią teraz marznie.
- Heh, to ogrzej mnie - zalotnie podniósł jedna brew. Lubił patrzeć na jej zęby, były jak takie perły w oceanie. Marg miała racje, mróz był niesamowity, czuł, że uszy mu odmarzają. Jego artystyczny nieład na głowie pokryła cienka warstwa śniegu. Z ich ust leciała para.
Pomysł z ogrzewaniem spodobał się Marg i podeszła do towarzysza, wyciągnęła ramiona i zarzuciła je na jego szyję. Uśmiechnęła się łobuzersko i potarła nosem o jego brodę. - Cieplej? - spytała, trzepocząc rzęsami.
- Dziewczyno! Topię się! - zażartował. Zniewalały go Jej rzęsy. Mógłby patrzeć w jej oczy godzinami. Odwzajemnił uściskiem. Ścisnął ją dość mocno i podniósł w górę. Zaczął robić tak zwaną karuzelę. Nagle zakręciło mu się w głowie i oboje upadli w głęboką zaspę śniegu. Gdy z niej wyszli wyglądali jak dwa wielkie płatki śniegu. - Ojej przepraszam bardzo, to nie miało się tak skończyć - tłumaczył się przejęcie.
- No coś ty! Śnieg jest wspaniały! - prawie wykrzyczała, popatrzyła w niebo i szybko schyliła się po to, aby ulepić kulkę ze śniegu, która zaraz znalazła się na włosach Steva. Po jego spojrzeniu wywnioskowała, że musi uciekać. Tak właśnie zrobiła krzycząc i śmiejąc się.
- Ty Mała Jędzo! - krzyknął przez śmiech i zaczął gonić Rudą Piękność. Nie musiał się męczyć by ja dogonić, być może wcale nie chciała uciekać. Złapał ją i razem z nią przewrócili się na śnieg. Zaczął ją obsypywać białym puchem z każdej strony. Nie czuł rąk, ale to mu nie przeszkadzało, świetnie się bawił.
Margaret leząc w śniegu z chłopakiem, który nieświadomie działał na nią tak, jak jeszcze żaden inny nie myślała o niczym. Napawała się tą chwila jak długo tylko się dało. Już dawno nie bawiła się w śniegu. Uważała, że jest za stara, ale teraz przekonała się, że wcale tak nie jest. - A masz! - krzyknęła i rzuciła w niego śniegiem i wykorzystała moment nieuwagi Steva i uciekła w inne miejsce, lepiąc kolejna kulkę. Czekała, aby zadać ostateczny cios.