W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Autor
Wiadomość
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Wychodząc z cieplarni miała ochotę na zrobienie czegoś spontanicznego, a skoro @Saga Demantur też akurat nie miała nic do roboty, to dlaczego nie mogłyby się gdzieś wspólnie wybrać? Nie samymi lekcjami człowiek żyje. - Mocno dzisiaj wieje. - Naeris uniosła brodę i zmrużyła oczy, wpatrując się w niebo pokryte pojedynczymi chmurami. - Może polatamy? Wiedziała z fesitwalu, że Saga także lubi Quidditcha. Poszła do zamku po dwie zapasowe miotły, bo przewidywała, że Ślizgonka byłaby na to zbyt leniwa. Wróciła z modelami identycznymi w budowie i wykonaniu, Jeden rzuciła Sadze, drugi obejrzała uważnie. Nie był najnowszy, ale nadal dało się na nim latać. Naeris zastanowiła się, czy to aby dobry pomysł. Szczerze mówiąc to była beznadziejna w Quidditcha i możliwe, że tylko się ośmieszy, obijając sobie tyłek o ziemię. Ale uwielbiała latać i ciężko jej było się powstrzymać, gdy miała okazję. Ruszyły z Sagą przez błonia, nad jezioro. Jego połyskliwa tafla przykuła na dłuższą chwilę myśli Krukonki, która oparła się o miotłę i wpatrywała w wodę. - Och, no tak! - rzuciła nagle, jakby się wyrwała z rozmyślań i wsiadła na miotłę. - To co, która pierwsza do brzegu? - uśmiechnęła się łobuzersko do Sagi. Nie czekała nawet na odpowiedź, po prostu oderwała się od ziemi. Lekko się zakołysała, ale po chwili ustabilizowała tor lotu. Miała nadzieję, że nie przegra z kompletnym kretesem, bo dostarczyłaby tylko Sadze materiału na nabijanie się z niej. Wiatr uderzył ją w twarz, unosząc jasne włosy i rozrzucając na wszystkie strony. Pochyliła się jak najniżej mogła ku trzonowi miotły, zmniejszając opór powietrza. Jej koniec wycelowała w szybko zbliżające się jezioro. Poczuła rozpierającą ją radość, jaka zawsze towarzyszyła jej w powietrzu. Aż się zaśmiała, przez co o mało co nie spadła z miotły. Zdołała się jednak utrzymać i rzuciła wesołe spojrzenie Ślizgonce. - Szybciej! - zawołała do niej, ogłuszona niemal zupełnie przez pęd wiatru. Zimno cięło po policzkach, ale adrenalina ją rozgrzewała. Przycisnęła starą miotłę mocniej.
kulaj kostką c: parzysta - wygrałaś nieparzysta - wygrałam ja
Propozycja @Naeris Sourwolf nie wydawała się najgorsza. Saga powinna oswajać się z miotłą, ostatnio średnio się dogadywały. - Grywasz w Quidditcha? - zapytała od niechcenia. Ciekawe czy Nana wiedziała, że Saga jest w drużynie. Co prawda od niedawna, ale już w pierwszym meczu odniosła spory sukces. Dlaczego miałaby się tym nie pochwalić? Entuzjazm Nany był irytujący. Szybko wróciła z miotłami i rzuciła jedną do Sagi. Skrzywiła się, bo nie lubiła szkolnych mioteł. W dodatku egzemplarz, który trzymała różnił się od tego, który miała na meczu. Na prawdę powinna załatwić sobie swój własny model, bo przy tak częstych zmianach sprzętu nie można mówić o farcie ani innych siłach nadprzyrodzonych, które miałyby nadrobić braki w jej umiejętnościach. A tego typu doping by jej się przydał. Powoli ruszyły przez błonia, kiedy nagle krukonka zatrzymała się. Saga przystanęła i spojrzała na nią. Miała zabawną minę kiedy odpływała. Islandka zaśmiała się pod nosem. Jej kolejne słowa zaskoczyły ją. Chce się ścigać? Serio? Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wiatr rozwiał jej włosy po starcie Nany. Wskoczyła szybko na miotłę i odbiła się od ziemi. To uczucie wciąż ją zaskakiwało, jakby łaskotanie w brzuchu połączone z ogromną ochotą roześmiania się - latanie było bezsprzecznie fantastyczne. Do brzegu jeziora leciały pod wiatr, więc pochyliła się chwytając mocno trzon miotły. Zmrużyła oczy, jeszcze tylko kilka metrów. Nie usłyszała słów Nany, które porwał wiatr. Już zaraz miała się z nią zrównać... Kiedy trasa się skończyła. Saga zdziwiona spojrzała na Nanę - kruknonka wygrała? Z rozpędu wleciała nad jezioro i zakręciła niemal w jego połowie. W końcu wylądowała obok Nany. - Ładnie - uśmiechnęła się z przekąsem. - Następnym razem ja dam znak do startu - dodała, bo przecież nie mogła po prostu jej pochwalić. Położyła miotłę na trawie i przeciągnęła się patrząc na jezioro. Ten lot to był dobry pomysł na ożywienie się po nudnym zielarstwie. Pobyt w Anglii od dłuższego czasu ją nudził. Ostatnio niewiele się działo w jej życiu; no oprócz meczu i festiwalu. A właśnie, festiwal! Odwróciła głowę w stronę Nany i uśmiechnęła się niewinnie. - Słyszałam dziwne rzeczy o ostatnim festiwalu... Wiesz coś o tym? - Jasne, że musiała wiedzieć, w końcu chodziło o nią samą. Saga zdążyła usłyszeć o jej szalonym zachowaniu. Ale Nana to zabawny przypadek, więc Saga z przyjemnością ją trochę pomęczy.
Kostka: 3, masz ciesz się xD
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Usłyszawszy jej pytanie pokręciła tylko głową trochę przybita. - Chyba tylko na lekcjach. - sprostowała. - Bo do drużyny to mnie chyba nigdy nie przyjmą. Dlatego ci zazdroszczę. - uśmiechnęła się do niej półgębkiem. Tak mocno fascynowała się szkolnymi drużynami, że nie było szansy, by nie śledziła każdego meczu. Na ostatnim Sadze naprawdę nieźle poszło, czego Naeris nie omieszkała jej krótko pogratulować. Sama marzyła o tym, by kiedyś być na jej miejscu, no może niekoniecznie jako ścigająca, bo jednak pozycja szukającej znacznie bardziej ją kusiła. Przez całą naukę Quidditch pozostawał jedynie w sferze jej marzeń, dopiero na ostatnim roku zebrała się w sobie i zaczęła ćwiczyć. I chyba widać było efekty, skoro prześcignęła Sagę. To zaskoczyło nawet samą Krukonkę, w końcu spodziewała się, że lada chwila zostanie daleko w tyle. A tu tak wspaniałe zwycięstwo. Wylądowała na ziemi, czując wypełniający ją zachwyt i dumę. Poczekała na Sagę, a zdziwienie na jej twarzy tylko poprawiło jej humor. - Jak wolisz. - odparła, ciesząc się, że będzie ten "następny raz". Poprawiła włosy, które potargał jej wiatr i uspokoiła oddech. Pogładziła lekko miotłę po witkach, jakby chciała jej powiedzieć dobrze się spisałaś. Następne słowa Sagi kompletnie wybiły ją z rytmu. Natychmiast poczerwieniała, z zażenowaniem przypominając sobie, co też wyprawiała na festiwalu. - Wiem o tym, że na jednym stoisku sprzedawano mordoklejki, po których niektóre osoby miały problemy z mówieniem. Dość sporawe problemy. - spróbowała się uśmiechnąć do Sagi, usiłując złośliwością zamaskować swój wstyd. - Poza tym był tam dom strachów pełen zombie i wampirów, smoki, trumny, które wciągały ludzi do środka... - wzdrygnęła się na tamte wspomnienia. - Aha i jakaś dziwna kobieta ukradła mi jeden portret. - przypomniała sobie. Starannie unikała mówienia o tym, że eliksiry namąciły jej w głowie, przez co pozwoliła, by Edmund ją całował, co przecież było niewiarygodne... Ona nigdy tego nie robiła, a już na pewno nie chciała mieć swojego pierwszego razu z tym Gryfonem... To nie miało tak zabrzmieć, ale ciężko było jej wytłumaczyć swoje uczucia w tym przypadku. Co mogła poradzić, że kompletnie nie wiedziała, co wyprawia? - I wygrałam konkurs taneczny... - dodała niepewnie. Na tym festiwalu zdarzyło się bardzo wiele, ale nie wiedziała, czy więcej było rzeczy przyjemnych czy tych... ekhem, mniej. - A jak tam Joshua? Widziałaś się z nim? - zmieniła błyskawicznie temat, mówiąc o tym, co pierwsze przyszło jej na myśl. Przeczesała dłonią włosy, mając nadzieję, że Saga nie będzie jej męczyć. Ale szczerze w to wątpiła.
Dokładnie o taką zabawną reakcję jej chodziło. Nana zaczerwieniła się. Jednak Saga nie podejrzewała, że tak szybko odpowie. Na uwagę o mordoklejkach, trochę się zmieszała. Nie spodziewała się tego po Nanie. Ale nie dała tego po sobie poznać, mając wciąż tę samą niewinna minę. Co było trudne, bo słuchając jak krukonka próbuje się wykręcić, miała ochotę się roześmiać. - I jeszcze stoisko z eliksirami! Cieszyło się dużym powodzeniem. Mnóstwo ludzi, eliksiry... Różne rzeczy się działy - powiedziała jakby od niechcenia, dobrze wiedząc, że godzi w czuły punkt. Założyła ręce na piersi słuchając dalszych atrakcji festiwalowych koleżanki jednym uchem. Aż wyłapała to czego szukała! Nie zdążyła jednak o to zapytać. Nana zdecydowanie za szybko i za dużo mówi. - Joshua? Ach tak... Nie, od festiwalu się nie widzieliśmy - zatrzymała się zastanawiając się czy powinna powiedzieć coś jeszcze. No cóż, taka zdawkowa odpowiedź musiała wystarczyć, w końcu to Saga chciała się teraz czegoś dowiedzieć... albo raczej coś potwierdzić. - Wracając, konkurs taneczny? Daj spokój, wzięłaś w tym udział? - tym razem nie mogła powstrzymać się od uśmiechu - Kto w takim razie jest takim świetnym tancerzem? Uniosła pytająco brew. Tak naprawdę wiedziała tylko, że to uczeń Hogwardu... Prawdopodobnie Gryfon albo Puchon. Wzdrygnęła się; dwa domy za którymi nie przepadała. Nie wróżyło to zbyt dobrze dla chłopaka.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Widziała w błękitnoszarych oczach Sagi wyraźne rozbawienie, co zdecydowanie jej nie pomagało, a tylko wprowadzało w coraz większe zmieszanie. Miała wrażenie, że policzki jej płoną, jakby ktoś ją potraktował zaklęciem rozgrzewającym. Przełknęła ślinę i zacisnęła palce na trzonie miotły, jakby to miało jej w jakiś sposób pomóc się uspokoić. I tak nie miała szans się wykręcić. Saga bezlitośnie postawiła ją pod ścianą. - Tak... Eliksiry... - wydukała, wciągając powietrze. Zamknij tę jadaczkę, Sourwolf. - nakazała sobie. Jak już się denerwowała to paplała bez sensu, często żałując później swoich słów. - To prawda, że było tam dużo ludzi... Cały czas szukała sposobu, by przestać o tym mówić, ale z całego tego zażenowania straciła zdolność szybkiego i logicznego myślenia. Pozostało jej po prostu wypuścić powietrze z płuc i odpowiedzieć szczerze. I modlić się, by Saga nie zaczęła śmiać się wniebogłosy. - Wzięłam, ale to nie było tak, że tego chciałam. - wypaliła. - Znaczy się... Niby chciałam... Ale to było wszystko efektem eliksiru. - wytłumaczyła się, ale tak beznadziejnie to wszystko brzmiało, że po prostu miała ochotę walnąć się w twarz. Spojrzała błagalnie na Ślizgonkę, ale ta musiała zadać następne pytanie. Naeris czuła się, jakby połknęła sporą dawkę veritaserum. Po prostu musiała powiedzieć. - Cormac. - wydusiła, po czym uciekła wzrokiem w stronę jeziora. Miała miotłę. Mogła na nią wsiąść i uciec jak najdalej. I choć miała na to ogromną ochotę jednak została. - @Edmund Cormac. - dodała, zupełnie jakby Saga nie kojarzyła Gryfona, który był w jej drużynie. Naeris wyglądała w tej chwili na tak zmieszaną, że w Islandce musiało się wreszcie obudzić jakieś poczucie winy, no błagam!
Jasne, że cała sytuacja ją bawiła. Szczególnie kiedy Nana zaczęła w to brnąć. Prawdomówność w połączeniu z naiwnością sprawiało, że dręczenie jej było tak zabawne. Uniosła brwi słysząc jej pokrętne tłumaczenie. Udała zdziwienie, bo przecież oficjalnie nic o całym zajściu nie wie. Swoją drogą, reakcje Nany jakkolwiek zabawne, były prawdziwym powodem do zdziwienia. Saga śmiałaby nawet podejrzewać, że coś musi być na rzeczy. Tymczasem wciąż bezlitośnie przesłuchiwała Nanę. Nie umiała odczytać błagalnych spojrzeń, albo po prostu nie potrafiła na nie odpowiednio zareagować. W pierwszej chwili nazwisko chłopaka nic jej nie mówiło. Dodanie imienia też niewiele pomogło. Dopiero po chwili przypomniała sobie o jakimś Gryfonie ze swojej drużyny. Tak. Saga niezbyt się w tym orientowała, kojarzyła tylko tych, z którymi ostatnio grała. Nie było to powodem do dumy, więc nie dopytywała o niego. W końcu wzruszyła ramionami, liczyła na coś bardziej... "soczystego". Dotarło też do niej, że sytuacja zrobiła się niekomfortowa, a Nana rozważa ucieczkę. - Szkoda, że przegapiłam wasz taniec - odwróciła się w stronę jeziora i usiadła na trawie. Normalnie by tego nie zrobiła, ale Nana wyglądała jakby zaraz miała paść. Poklepała miejsce obok i podparła się z tyłu rękami. Ciepły wiatr rozwiewał jej włosy, jak jeszcze chwilę tu posiedzą może nawet zostanie opalenizna. - Koszmarnie mi się tu nudzi, wiesz? - powiedziała zamykając oczy. W sumie nie do końca wiedziała dlaczego to powiedziała. Nie chciała się zwierzać ani marudzić. Po prostu poszło. Głośno wypuściła powietrze. - Byłaś kiedyś gdzieś poza Anglią?
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Spodziewała się, że Saga będzie w kontaktach towarzyskich... bardziej subtelna? Ale cóż, przeliczyła się i płaciła za swoją naiwność. Bo w sumie sama się wplątała w cały ten temat. - Uwierz mi, nie był warty oglądania. - rzuciła jej kwaśny uśmiech. Te dzikie wygibasy przy muzyce Jacksona na pewno zapadły w pamięci każdemu, kto był wtedy w pobliżu. Do teraz słysząc Billie Jean sztywniała. Usiadła z wahaniem obok Sagi i odłożyła obok miotłę. Objęła swoje kolana, przez co wyglądała teraz trochę jak mała dziewczynka. Nie potrafiła zachowywać się tak swobodnie jak Ślizgonka. Przed sobą widziała jezioro i starała się skupić na jego pięknie. Przeniosła wzrok na Sagę dopiero, gdy ta się odezwała. - W Islandii jest pewnie ciekawiej? - spytała z powątpiewaniem, bo kochała Anglię i wszystko co z nią związane. W końcu była jej ojczyzną. Mogła się chwalić w ilu to miastach nie była i ile zamków nie zwiedziła. Jej rodzina porozrzucana była niemal po całym kraju. - Jedynie we Francji w Abbeville. - nie pokusiła się o wyjaśnienie, dlaczego tam pojechała. W sumie nie było to nic skomplikowanego, zwykła wymiana międzyszkolna. Pewnie czystokrwista Saga nie miała pojęcia na temat funkcjonowania szkół mugolskich, do których chodziła Naeris przed Hogwartem. Miała poznać kawałek Francji i spędzić w tym miasteczku parę tygodni. Było miło, ale francuskiego nie poduczyła się ani trochę. - Głównie to pamiętam z tego wyjazdu morze. - dodała z wahaniem, przyglądając się falującej tafli jeziora. Kochała wodę, ale to wyznanie wydało jej się teraz głupie. W końcu czemu Sagę miałoby to obchodzić? Jej głębokie wywody nie były na tę chwilę odpowiednie. Jako artystka postrzegała świat inaczej niż normalny człowiek, ale nie chciała takim marzycielstwem wypaść na jakąś roztargnioną. - I to, że było zimno. Październik. - odchrząknęła i urwała źdźbło trawy. Tej wiosny wszystko tak pięknie pozieleniało. Po chwili wypuściła je z palców, które znów splotła na kolanach. - A ty? Gdzieś poza Islandią i Anglią? - podniosła na Ślizgonkę zaciekawiony wzrok.
- Jak uważasz. - mruknęła. Sama uważała, że ten widok musiał być ciekawy. Chciała poznać Nanę, a jej reakcja powiedziała jej aż nadto. Nawet w ich postawach widać było dzielące je różnice. Saga korzystała ze słońca, a Nana wgapiona była w jezioro. Mimo wszystko sobie tu razem rozmawiały i hej! Nawet zdradzały sobie tajemnice! Co z tego, że było to jednostronne i w sumie bez woli samej zainteresowanej... Prawie jak przyjaciółki. Saga uśmiechnęła się półgębkiem. - Islandia... - mimowolnie uśmiechnęła się szeroko na wspomnienie o swojej kochanej wyspie - Tam jest inaczej, czas płynie inaczej. I jest... pięknie! Wiesz, może kiedyś cię tam nawet zabiorę, sama zobaczysz. - powiedziała wzruszając ramionami. Była jakaś dziwnie wylewna, ale zrzuciła to na ogólne zmęczenie. Poza tym, gdyby naprawdę przyprowadziła Nanę do domu, rodzice by ją zabili, albo gorzej... wydziedziczyli. Więc czemu to powiedziała? Zerknęła na krukonkę zaskoczona. Abbeville było koszmarnie blisko Anglii. Biedna Nana. - Wiesz, to właściwie to samo morze co w Anglii, nic ciekawego. - Owszem, chciała dodać Po co tam pojechałaś?, ale zadała dziś tyle pytań. Odgarnęła włosy za plecy. Lubiła takie chwile w których można było się zupełnie odprężyć i cieszyć niczym. Szkoda, że Nana w tej chwili nie czuła tego samego. Prychnęła słysząc pytanie krukonki. - Właściwe pytanie brzmi, gdzie mnie nie było! Uwielbiam podróżować, mój tata... - urwała zerkając na Nanę z ukosa. Dlaczego musiała przyłapywać się na tym, że za dużo mówiła? Ona?! Opanowana Saga. - Mój tata często zabierał nas ze sobą. Byłam już w tylu miejscach i uwierz, że istnieją ciekawsze miejsca, piękniejsze morza... - dokończyła, nie chcąc drążyć tematu. Niezbyt lubiła mówić o rodzinie. Na Islandii i w Skandynawii nie musiała tłumaczyć kim jest, ale tutaj bywało różnie.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Jej się wydawało, czy Saga rozgadała się teraz bardziej niż Naeris? To było ciekawe, w końcu wyglądała na taką, która odpowiada na pytania tylko wtedy kiedy ona tego chce. Może po prostu tak działała panna Sourwolf - jej pełne niewinności i dobrych intencji spojrzenie tylko namawiało do zwierzeń i mówienia, co tam komu leży na wątrobie. - Chciałabym kiedyś ją zobaczyć. - przytaknęła, zagryzając wargę, bo trochę się zdziwiła, gdy Saga zaproponowała, że ją tam kiedyś zabierze. To przecież było tak daleko, dla Naeris wydawało się, że dosłownie na drugim końcu świata. - Tak, z teoretycznego punktu widzenia to to samo morze. - westchnęła cicho, zastanawiając się, czy Ślizgonka zaczęłaby tłumaczyć jej, że dla niej wyglądało zupełnie inaczej. Ale co mogła rzecz, skoro była osobą, która potrafiła się zachwycić każdym drzewem, obłokiem na niebie, kwiatem? I wszystko ją ciekawiło, wszystkiego chciała dotknąć i spróbować. - Ale było w nim coś wyjątkowego. - dodała jeszcze. - Twój tata ma pracę związaną z podróżami, czy po prostu to lubi? - spytała zaciekawiona, nie zastanawiając się nad tym, czy Saga chciała na ten temat mówić. Jej rodzice preferowali siedzenie w jednym miejscu, Naeris wyjeżdżała głównie z ciotką, która chciała pokazać jej kawałek Anglii. - Zdaję sobie sprawę, że na świecie jest mnóstwo piękniejszych, wspanialszych i cudowniejszych miejsc. - powiedziała z uśmiechem. - Ale czy to znaczy, że nie powinniśmy doceniać tych mniej urokliwych? Tych prostych i zwyczajnych? Miała ochotę znów wsiąść na miotłę i przelecieć się nad jeziorem, musnąć palcami wodę w locie, stanąć na miotle i wyciągnąć w górę ręce... Pewnie by spadła, ale i tak byłoby warto. Ale Saga wyglądała na tak zadowoloną z siedzenia na słońcu i odpoczywania, że Naeris nie chciała jej tego odbierać. Poza tym miała ochotę dłużej z nią porozmawiać. Ciekawiło ją osoba Ślizgonki i chciała ją bliżej poznać, choć jeszcze trochę się bała, że się sparzy. W końcu wszyscy mówili jej tyle razy, że nie powinna tak szybko ufać innym, ale co mogła poradzić? Nie wierzyła, by Saga chciała ją wykorzystać.
Demantur nie zorientowała się nawet, że coś jest nie tak. W końcu Nana to Nana, nie jest zdolna do tego by Sadze zaszkodzić. A przynajmniej na taką wyglądała. W każdym razie Saga uśpiła swą czujność i rozkoszowała się pogodą. Niedługo będzie się ściemniać. Powinny powoli się zbierać. - Możliwe - wzruszyła ramionami. Chciała dodać, że morze to morze, ale sama dobrze wiedziała, że tak nie jest. Każde morze pamiętała nieco inaczej. Wyprostowała się, kiedy Nana zapytała o jej tatę. Zwlekała z odpowiedzią, bo przecież wcale nie musiała jej nic mówić. Mogła wytknąć jej wścibskość, mogła dać jej prztyczka w nos albo zwyczajnie uniknąć odpowiedzi. Mogła. Ale odpowiedziała. - Jest jednym z tych szczęściarzy, których praca łączy się z pasją - powiedziała patrząc przed siebie. - Jest dyplomatą - dodała przenosząc wzrok na Nanę. Nie pokusiła się o głębsze wyjaśnienia. Teraz bardziej był, niż jest. Choroba mamy zatrzymała go w domu na prawie rok. Cały rok siedział w jednym miejscu. To musiało być dla niego straszne. Ale to nie temat na takie leniwe popołudnie. - A twoi rodzice? - Po prostu musiała zapytać. Wiedziała, że Nana jest mugolaczką i wiedziała, że pewnie wykonują jakiś mugolski zawód. I to kusiło ją jeszcze bardziej. - Proste i zwyczajne nigdy nie będą wyjątkowe - powiedziała jak wyuczoną formułkę. Tak często nad tym myślała, tak bardzo chciała być oryginalna. - I nikt nigdy ich nie doceni. Czarna rozpacz przemówiła przez Sagę ale natychmiast zniwelowała to krótkim śmiechem. Chcąc zapomnieć o tego typu tekstach, rzuciła wesoło: - To co? Lecimy stąd? Mam dość tego słońca i nie chcę się spalić. - Saga jako Islandka miała bardzo jasną karnację. Wstała i od razu wskoczyła na miotłę. Rzuciła Nanie rozbawione spojrzenie i wzbiła się w powietrze. Wleciała nad jezioro, latanie tu jest ryzykowne, ale jakże zabawne!
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Patrząc na Naeris widziało się głównie nieśmiałą, odrobinę przewrażliwioną dziewczynę, która trochę nie pasowała do otaczającego ją świata. Ale nie można było zapomnieć o tym, że czasami były to jedynie pozory. Bo potrafiła być odważna, potrafiła być twarda i potrafiła być wredna. Co prawda, nie miała okazji jeszcze tego dowieść Sadze, ale... kiedyś się pewnie o tym przekona. Może nawet niedługo. Naeris wydało się, że na jej pytanie Ślizgonka się spięła i już włączył się mały alarm w jej głowie, mówiący o tym, że weszła na niebezpieczny teren i powinna się szybko wycofać. Ale Saga jej odpowiedziała. W sumie to mogła się spodziewać, że jej ojciec mógłby być kimś takim... Jakimś wysoko postawionym czarodziejem, cenionym w Ministerstwie albo jeszcze gdzie indziej. Ale to, że Saga zainteresowała się także rodzicami Naeris zbiło ją z pantałyku... Dotychczas wystarczyło słowo "mugole", by wszyscy tracili całe swoje zainteresowanie. - Moja mama jest aktorką. - odparła i uśmiechnęła się do siebie. - Zawsze chciała bym poszła w jej ślady. Wyobrażasz sobie mnie jako aktorkę? No tak, widok Naeris grającej czarny charakter mógł rozbawić do łez. Przynajmniej byłaby dobrym komikiem. - Ale tata ma ciekawszą pracę. Organizuje wycieczki po Anglii. - pomyślała o tym, jak często dzięki temu ona sama załapywała się na wyjazdy do Londynu, Cambridge albo Oxfordu. - I czasami próbuje być dziennikarzem. Tak zawsze to określał, gdy pisał felietony. "Próbuję być dziennikarzem". Szło mu przecież bardzo dobrze, miał dryg do pisania, którego część przejęła Naeris. A mimo to nigdy nie uznał siebie za prawdziwego dziennikarza. Dziewczyna zastanowiła się nad tym, czy nie rozgadała się za bardzo i nie zanudziła tym Sagi. Nie zgadzała się z jej opinią, ale łatwo spostrzegła, że najwidoczniej Ślizgonka miała na myśli coś zupełnie innego. Na ten moment ciężko jej było zrozumieć, czy odnosi się do samej siebie czy do czegoś jeszcze innego. Nie miała zamiaru pytać, w każdym razie. - Są na tym świecie ludzie, którzy potrafią odnaleźć wyjątkowość we wszystkim i docenić nawet najlichszą z rzeczy. - powiedziała tylko pokrzepiająco, choć miała wrażenie, że Saga skomentuje to jedynie pełnym cynizmu prychnięciem. Wstała i wsiadła na miotłę z ochotę. - Pod tym względem się zgadzamy, bo ja też wolałabym chłodniejszą pogodę. - uśmiechnęła się i poleciała za Ślizgonką. Orzeźwiający wiatr jak zwykle powitała z przyjemnością. Już po chwili zanurkowała pod Sagą, by zbliżyć się jak najbardziej do powierzchni jeziora. Ujrzała swoje rozmazane oblicze na tafli muskanej powiewami wiatru. Nie mogła się powstrzymać, by nie zejść jeszcze niżej... Chwyciła mocno trzonek, wyciągnęła dłoń. I tak, jej palce dotknęły zimnej wody! Uśmiechnęła się i z trudem uniosła wyżej, podlatując do Ślizgonki. - Też tak potrafisz? - spytała zaczepnie, dumna z tego, że jej się ta sztuczka udała. Zawirowała na miotle blisko jeziora, trochę nie zdając sobie sprawy z tego, że przez jeden błąd może do niego wpaść.
Najlepiej smakuje zakazany owoc. A w przypadku Sagi, zakazanym owocem byli mugole. Interesowała się nimi, owszem. I tyle. Nie mieli u niej specjalnych "forów" ani nic z tych rzeczy. Po prostu czysta ciekawość. Aktorka? Sadze niezbyt dobrze kojarzył się ten zawód. Dlatego zmierzyła Nanę wzrokiem i rzuciła krótkie "Nie" jako odpowiedź na pytanie. Przede wszystkim nie wyobrażała sobie by Nana mogła udawać kogoś innego, bo udawanie jest niemal oszukiwaniem. A to już kompletnie do krukonki nie pasuje. Kiedy usłyszała o wycieczkach po Angli powstrzymała się od komentarza na temat atrakcyjności tego kraju. Dla niej nie mógł równać się z Islandią. Ale przecież nie będzie na każdym kroku o tym wspominać. - Próbuje? To znaczy, że mu nie wychodzi? - w sumie stwierdziła bardziej niż zapytała. Według niej mugole są trochę dziwni. Robią rzeczy do których nie są stworzeni i których nie lubią. Oczywiście wśród czarodziei też zdarzają się takie przypadki, ostatnio nawet często. Saga wyrabiała sobie opinię o mugolach ze strzępków informacji, więc nic dziwnego, że przypisywała mugolom wiele różnych cech, często generalizując. Faktycznie miała ochotę prychnąć, ale zawahała się na chwilę. Miała wielką chęć by uwierzyć, że tacy ludzie istnieją. Ale nawet jeśli by istnieli to ona i tak by ich nie zauważyła, zajęta większymi celami. Wzruszyła więc ramionami na znak, że jest jej absolutnie wszystko jedno. W końcu odleciały. Saga przymknęła na chwilę oczy rozkoszując się powietrzem smagającym jej policzki. Kiedy znowu je otworzyła, zobaczyła, że Nana robi coś tuż nad wodą. Zleciała trochę niżej by zobaczyć, co takiego wyprawia. Pokiwała głową wpatrując się w koleżankę. Najpierw spostrzegła wodę rozcinaną przez palce Nany, potem uśmiechnięte oblicze krukonki, a na koniec swoje odbicie. Odległe i rozmazane. Otrząsnęła się, przenosząc wzrok na swoje dłonie zaciśnięte na miotle. Dziś jest wyjątkowo gorąco... Kiedy krukonka wróciła, uśmiechnęła się niewinnie. - Hm... Nie wiem... A jak woda? - Podleciała trochę bliżej, niby po to by Nana mogła ją usłyszeć. Były tak nisko, dosłownie kilka metrów nad wodą. Znowu widziała swoje odbicie, ale zignorowała je. Wszystko zrobiła szybko, pilnując by Nana nie zorientowała się przed czasem. Lewą rękę zacisnęła na trzonie, a prawą złapała ogon miotły Nany. Szarpnęła mocno do góry, podrywając również swoją miotłę. Zachwiała się, ale osiągnęła zamierzony cel. Krukonka ześlizgnęła się z miotły i zmierzała ku chłodnej wodzie. W końcu dziś jest tak gorąco, a Nana narzekała na pogodę. Nie przejmowała się, że były niemal na środku jeziora, ot taki żarcik! Zwieńczeniem jej "dzieła" był łobuzerski, krótki śmiech.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris zaśmiała się lekko na to krótkie "Nie" Sagi. Nie spodziewała się po niej owijania w bawełnę albo głupich uprzejmości, takie zachowanie nie pasowało do niej kompletnie. Właściwie nie przeszkadzało jej to wcale, że Ślizgonka nie udaje uprzejmej. Czasem dobrze było pobyć w towarzystwie kogoś o tak chłodnych myślach i trzeźwych spojrzeniu na świat. Naeris zbyt często go idealizowała. - Wychodzi mu i to nawet bardzo dobrze. - odparła. - Ale on sam tego nie docenia. Dla niego nawet najbardziej zachwalana praca nie będzie idealna. - zerknęła na dziewczynę kątem oka, chcąc sprawdzić czy wywołało tu u niej jakąś reakcję. No tak, mugole byli dziwni, ale czarodzieje też. Wcale nie dzieliło ich tak wiele. W powietrzu zawsze czuła się swobodniej, jakby zrzucała z ramion jakiś ciężar. Na miotle mogła być sobą, może dlatego tak kochała latanie. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że Saga do niej podleciała, skupiła się na odczuwaniu przyjemności z lotu. Pożałowała tego dopiero, gdy straciła kontrolę nad miotłą. Nie udało jej się opanować krzyku, gdy wpadła do wody. Przez chwilę nic nie widziała, tylko otaczające ją bąbelki i ciemną toń. Pierwszym jej odczuciem był strach, od razu poczuła się tak jak podczas snu na lekcji wróżbiarstwa. Dzięki temu wspomnieniu wiedziała co robić. Sięgnęła po różdżkę i wycelowała ją w górę. Z ulgą wynurzyła się na powierzchnię i zaczerpnęła powietrza. Włosy przykleiły się Naeris do czoła, szata ciągnęła ją w dół. Umiała jednak pływać, więc z łatwościa utrzymała się na górze. - Ty... ty małpo! - krzyknęła, nie znajdując lepszego określenia. Może dlatego, że trochę brakowało jej tchu, a może dlatego, że po prostu nie umiała obrażać innych ludzi. - Ty wiesz, jak tu jest zimno?! Z oburzeniem spojrzała na Sagę i niewiele myśląc wycelowała w nią różdżkę. Zaraz sama się przekonasz. Krótkie zaklęcie sprawiło, że miotła w jednej sekundzie obróciła dziewczynę do góry nogami, a ta nie mogła tej nagłej beczki przewidzieć. Ostatecznie musiała wpaść do wody, podobnie jak Naeris. Krukonka zaśmiała się swobodnie, bo jednak nie była wściekła, bardziej rozbawiona. Trzęsła się co prawda z zimna, ale po chwili podpłynęła do swojej miotły, którą spadając upuściła Saga. - A co jakbym nie umiała pływać?! - zwróciła się do niej z wyrzutem, kiedy już wgramoliła się na miotłę i uniosła parę metrów w górę. Ściekały z niej strumienie wody. - Powinnam to zgłosić do prefektów... Minus dziesięć punktów dla Slytherinu, co najmniej. Jako, że miotła Sagi unosiła się tuż obok, chwyciła ją i rzuciła dziewczynie. Chciała się znaleźć szybko na brzegu, by się wysuszyć. Za dużo wrażeń jak na dzisiaj. Poza tym był jeszcze maj, kto normalny w tym miesiącu zaliczał kąpiel w jeziorze? Że też Sadze zechciało się w takie rzeczy bawić. Gdyby Naeris była trochę bardziej rygorystyczna wobec panujących w szkole zasad i praw, pewnie obraziłaby się śmiertelnie albo przeraziła, że łamią któryś punkt regulaminu. Czasem jednak budziło się w niej to, co inni nazywali... potrzebą swobody? Chęcią bycia wolnym i nieograniczonym? Tak, chyba właśnie teraz tego doznawała.
Nana dziwnie na Sagę działała. Może obie nie zdawały sobie z tego sprawy, ale tak było. Skoro zarzuciła nawet uprzejmości, których starała się używać na co dzień. Po części może dlatego, że Nana była mugolaczką, zupełnie odległą od świata znanego Sadze, zbyt naiwną i niegroźną. Ciekawe jak bardzo Saga się pomyli... Faktycznie, czarodzieje i mugole mieli wiele wspólnego. Ale Saga nie chciała tego do siebie przyjąć. - Jest ambitny, to chyba dobrze - zastanowiła się. W sumie nie sądziła, że powie tak kiedyś o mugolu. Ale jak inaczej nazwać człowieka, który wciąż niezadowolony ze swej pracy chce osiągnąć więcej. Potrząsnęła delikatnie głową. Patrzyła jak Nana z krzykiem wpada do wody. Łobuzerski śmiech zamienił się na złowieszczy chichot. Wytarła sobie niewidzialną łzę z policzka. Cała Saga, śmieszyły ją właśnie takie psikusy, dziecinne i nie na miejscu. Ktoś kto znałby ją tylko z widzenia, albo z jednej lakonicznej rozmowy, nie podejrzewałby tej poważnej panny o takie rzeczy. A jednak! Nieco się zaniepokoiła, kiedy Nana dłuższy czas się nie pokazywała. Podleciała nieco niżej i w tej samej chwili krukonka się wynurzyła. Nowe przezwisko bardzo ją rozbawiło, liczyła na trochę więcej kreatywności! Ale zdawała sobie sprawę, że Nana może nie mieć w tym doświadczenia. Z resztą nie więcej niż Saga. - Przed chwilą błagałaś o chłodniejszą pogodę! - Doskonale zdawała sobie sprawę, że to nie było do końca tak. Ale lubiła trochę naginać rzeczywistość do swoich celów. Mogła spodziewać się reakcji, w końcu większość ludzi reaguje gdy wrzuca się ich znienacka do wody. Więc kiedy już sama zanurzyła się w jeziorze miała ochotę roześmiać się z samej siebie. Woda była koszmarnie zimna. Wcześniej nagrzały się na słońcu. Takie gwałtowne zmiany temperatur wpędzą ich jeszcze w jakiś Lebetius, albo coś jeszcze gorszego... Ale kto by się tym teraz przejmował? Saga wynurzyła się gwałtownie odrzucając włosy do tyłu. Świetnie pływała, więc bez problemu przewróciła się na plecy i spoglądała na Nanę gramolącą się na miotłę. - Ale umiesz! Teraz już to wiem! - uśmiechnęła się. Takie ekstremalne poznawanie się było ciekawsze niż normalne rozmowa. - Poza tym to samo mogłabym powiedzieć o tobie. Ty też wrzuciłaś mnie do jeziora bez pytania! - Ale Saga nie wyglądała jakby jej to przeszkadzało. Pływała sobie w najlepsze po powierzchni jeziora. Na pewno miała większą tolerancję na zimno od trzęsącej się Nany. Złapała miotłę i wgramoliła się na nią, patrząc z udawanym smutkiem na wodę. - Co najmniej! - powtórzyła niemal tym samym tonem co Nana. - Nie krępuj się, zgłaszaj co chcesz. Tylko pamiętaj! Nikt nie lubi skarżypyt... - gdyby nie jej krótki beztroski śmiech, brzmiałoby to jak groźba. A może groźbą było? Byłaby do tego zdolna? Do zemsty o głupie dziesięć punktów? Nie, to zbyt mało by zaprzątać sobie głowę. Chciała by krukonka poczuła się zagrożona. W końcu ona może robić co chce, a Nana nie może nic z tym zrobić. Przyspieszyła by ciepły wiatr zebrał z niej nadmiar wody. W końcu znalazła się na brzegu. Odwróciła się i wyżymając włosy uśmiechnęła się do Nany. Teraz była zupełnie przyjazna.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naprawdę się nie spodziewała, że ze zwykłego, spokojnego latania wyjdzie cała przemoczona. Saga wydawała się tym wyjątkowo rozbawiona. Widząc taką wesołość Ślizgonki Naeris samej ciężko było powstrzymać uśmiech. W końcu po co ma się złościć? Nie jest z cukru, nie rozpuściła się. - Jakoś sobie tego nie przypominam. - odparła, bo doskonale wiedziała, co powiedziała. - Może popływaj jeszcze trochę, umyjesz przy okazji uszy. Żebyśmy na przyszłość unikały takich nieporozumień. Mrugnęła do niej, żeby przypadkiem nie brała jej słów na poważnie. Bo "takie nieporozumienia" były rzeczywiście lepszym sposobem na zapoznawanie się niż nudne rozmowy o niczym. W końcu, gdyby Saga jej nie wrzuciła, prawdopodobnie nigdy nie dowiedziałaby się o tym, że Krukonka umie pływać. Naeris miała dobry powód by unikać wszelkich zbiorników wodnych od kiedy zafundowała sobie tatuaż w postaci anielskich skrzydeł na całych plecach. Teraz sama nie wiedziała dlaczego, ale wolała by ludzie o nim nie wiedzieli - co wiązało się z unikaniem pływania. Bo na pewno ktoś mógłby się zdziwić, że ta przykładna, nieśmiała Krukonka walnęła sobie taki tatuaż. A wzbudzać zainteresowania nie lubiła. Naeris patrzyła, jak dobrze Saga radzi sobie w wodzie i zdaje się w ogóle nie zwracać uwagi na to, że jeszcze nie nadawała się na kąpiele. - To miało mnie przestraszyć? - spytała, wydymając policzki i udając oburzenie, co było trudne, bo miała ochotę się śmiać. Odgarnęła kosmyk mokrych włosów z czoła i wyprostowała się sztywno na miotle. - Panno Demantur, jako przyszła prefekt, odejmuję Slytherinowi pięćdziesiąt - podkreśliła to słowo - punktów za takie dziecinne i nieodpowiednie zachowanie. I co mi teraz zrobisz? Przemknęło jej co prawda przez chwilę, że Saga naprawdę mogłaby spróbować ją zakłopotać tą groźbą, ale teraz była w takim stanie, że nie traktowała takich słów poważnie. Zachowywała się dużo swobodniej. W końcu pozwoliła sobie nazwać kogoś "małpą", a to jej się zdarzało bardzo, bardzo rzadko. I nawet wspomniała o swoim ambitnym planie, by zostać prefektem, który zapewne nigdy się nie spełni. Wylądowała obok Sagi i spojrzała na swoje mokre ubrania. - Masz przy sobie różdżkę? - zwróciła się do dziewczyny, bo chyba nie zamierzały wracać przemoczone do Hogwartu. Miała nadzieję, że jeśli Saga ma przy sobie różdżkę to jej ją da, a nie zacznie znowu bawić się w kotka i myszkę. Ale podejrzewała, że wyżebranie zwykłego Silverto, by się osuszyć, nie będzie takie proste. Takie życie ze Ślizgonami.
Kiedy Nana wyprostowała się i zaczęła mówić poważnym tonem, Saga nie mogła się powstrzymać. Po prostu wybuchła śmiechem. Pomimo tego uważała, że Nana pasowałaby na prefekta, a przynajmniej takie było jej pierwsze wrażenie. Bo w końcu kto nadawałby się bardziej do tej, poniekąd nudnej, roli? Może i brakowało jej niektórych cech, między innymi pewności siebie, ale jeśli tego chciała... - Pytasz co zrobię? W sumie nie wiem, zastanowię się jak już zostaniesz prefektem - wzruszyła ramionami wciąż się uśmiechając. Dlaczego by nie mieć koleżanki prefekta? Szczególnie takiej, którą można było z łatwością manipulować. Nie żeby planowała coś konkretnego. Ostatnio nie miewała planów, wszystko było tak przeraźliwie automatyczne. I nudne. Cieszyła się, że koniec roku się zbliża. Nareszcie stąd wyjedzie i odetchnie. Odrzuciła mokre włosy na plecy i skrzywiła się patrząc na Nanę. - Daj spokój, jest tak rozkosznie chłodno! - Wyciągnęła się do słońca. Chętnie wybrałaby się na jakąś plażę, nawet mugolską. Naprawdę potrzebowała wakacji. - Poza tym nie masz swojej różdżki? - Poważny ton i zaniepokojony wzrok mówił jakby była to sprawa życia i śmierci. Typowe. Mugolaki są zupełnie nieostrożne, podchodzi to nawet pod głupotę. Prychnęła znacząco, wyciągając swoją różdżkę. Zanim jednak rzuciła zaklęcie pobawiła się nią chwilę, wpatrując się w zamek. A może dobrze, że tu trafiła. Może tak miało być? W końcu to całe przeznaczenie chyba wie co robi. Jeśli w ogóle istnieje. Westchnęła głośno przenosząc wzrok na Nanę. I co? Będzie się tak po prostu kumplować z mugolaczką? Wycelowała w krukonkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie wyraz jej twarzy. Zmarszczone brwi i usta rozciągnięte w dziwnym grymasie. Wzięła głęboki wdech jakby rozważała coś niezwykle istotnego i... rzuciła Silverto. Swój krótki występ skwitowała równie krótkim uśmiechem i sama się osuszyła. - Nie powinnaś rozstawać się z różdżką. - Powiedziała rozczesując palcami włosy. Nie chciała zabrzmieć tak jakby się o nią martwiła. Bo i nie o to jej chodziło, raczej o przeciwdziałanie zwykłej głupocie. - W końcu jesteś mugolem czy czarodziejką? - Przekrzywiła głowę i trąciła Nanę miotłą. Robiło się późno, słońce sięgało już czubków drzew w Zakazanym Lesie. Powietrze też już nie było tak ciepłe jak wcześniej. Ścisnęła mocniej miotłę i zaczęła powoli iść w stronę zamku. - Nie wiem jak ty, ale ja już wracam - powiedziała nie odwracając się.
[z/t]?
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Z jednej strony czuła do Sagi sympatię, z drugiej nie wiedziała, do końca jakie Ślizgonka ma wobec niej intencje. Trzeba było przyznać, że Naeris miała pewne uprzedzenia do uczniów domu węża i to nie bezpodstawne. Jako mugolaczka miała dawniej wiele nieprzyjemności z zielonymi i może dlatego musiało minąć więcej czasu, by jakiemuś Ślizgonowi zaufała. Saga wydawała się nie zważać na jej krew i to podbudowywało Naeris. Może naprawdę zostaną koleżankami, Krukonka nie miałaby nic przeciwko nawet przyjaźni. Ktoś, kto wie jak nią zmanipulować, mógłby z łatwością wkupić się w jej łaski i sprawić, że będzie gotowa na naprawdę wiele poświęceń. Ciekawe, czy Saga chciałaby tak pobawić się kosztem Sourwolf. Ale później konsekwencje mogłyby być... nieprzyjemne. Dla Ślizgonki oczywiście. - Jak już zostanę... - powtórzyła cicho, odgarniając swoje włosy i wyciskając z nich strugę wody. Jak, a nie jeśli. Naeris odebrała to jako naprawdę ciepłe słowa. Dość ciężko było jej odgadywać myśli Sagi, ale ufała, że po prostu życzy jej tej kariery. - Liczę, że na wyjazd szkolny pojedziemy do jakiegoś ciepłego kraju. Hiszpanii albo gdzieś w tamte strony. - uśmiechnęła się do Sagi. Miała świadomość, że dziewczyna pochodząc ze Skandynawii wolałaby zimniejsze klimaty. Spróbowała wyobrazić sobie opaloną Demantur i uznała, że bladość o wiele bardziej jej pasuje. - Dobrze, że już niedługo koniec roku. - musiało to zabrzmieć odrobinę dziwnie w ustach Krukonki. Ale co poradzić, Naeris też była człowiekiem i też męczyła ją ciągła nauka. Musiała czasami odpoczywać od Hogwartu, podręczników i egzaminów. Wobec niej stawiano także wyższe wymagania, więc starała się często bardziej niż inni. - Nie zawsze noszę ją ze sobą. - skrzywiła się lekko. Nie lubiła jak ktoś wypominał jej mugolskie przyzwyczajenia. Bardzo starała się ukrywać swoje pochodzenie i możliwie jak najbardziej ograniczała, na przykład, wplatanie mugolskich słówek do rozmowy. Nie chciała wyjść na jakąś dziwaczkę, a zwykle tak było, gdy próbowała tłumaczyć istotę komputera czy telefonu czarodziejowi. Zdarzało jej się zapominać o istnieniu magii. Sadze może wydawało się to czymś nienormalnym, ale Naeris sprzątała, malowała, pisała i robiła wiele rzeczy bez użycia czarów. I jakoś jej to nie przeszkadzało. Ale przynajmniej Ślizgonka pomogła Naeris, a mogła przecież tego nie robić. Sourwolf na pewno to zapamięta i nie zapomni o tym, gdy to Saga ją poprosi o jakąś przysługę. Przewróciła oczami na pytanie zielonej. - Bycie czarodziejem nie sprowadza się chyba jedynie do machania różdżką, ale co ja tam wiem. - uśmiechnęła się kącikiem ust. - Wracajmy. Ja się muszę pouczyć, a ty... no nie wiem, pewnie też masz coś do roboty. Tylko zgaduję, że ciekawszego.
Rok szkolny rozpoczął się już na dobre. Masa zadań domowych i przeróżnych rzeczy do nauki, począwszy od zaklęć, kończąc na roślinach. Sophie odczuła właśnie, jak bardzo brakowało jej wakacji, tego wolnego czasu oraz leniuchowania. Tego wieczoru postanowiła więc, że odpuści sobie naukę, poszła przejść się nad jezioro, potrzebowała wytchnienia. Bywała w tym miejscu dość często, spokój, który niesie jezioro był dla niej magiczny. Tak było i teraz, niebo było wyjątkowo przejrzyste, co tylko jeszcze bardziej poprawiło dziewczynie humor. Jakże ona w końcu kochała gwiazdy! Siadła przy brzegu, ściągnęła buty i zamoczyła nogi w wodzie. Położyła się na ziemi i ujrzała nad sobą miliardy świecących punkcików. Czując się w tym miejscu całkiem bezpiecznie puchonka zamknęła powieki. Nie spała, lekko drzemała, dlatego od razu usłyszała zbliżające się czyjeś kroki (@Ruth Wittenberg). Postanowiła jednak nie zaglądać kto to i udać, że śpi.
Ruth nie zwykła sama z siebie przechadzać się o tak późnej porze tylko po to, żeby odetchnąć świeżym, wrześniowym powietrzem. Oczywiście gdyby tylko mogła, przesiadywałaby nad jeziorem całymi popołudniami z dobrą książką albo dobrym towarzyszem rozmów, ale ostatnimi czasy dziewczyna miała tak okrutnie mało czasu, że odpoczynek nad wodą wpisała do księgi praktyk zakazanych. Dziś także, rozliczając się już niemal z praktyki w ministerstwie powoli zaczynała kalkulacje dotyczące kontynuacji przygody z departamentem katastrof w postaci stażu, ale szkoła i ta czasochłonna praca w szpitalu skutecznie krzyżowały jej plany. Idąc wzdłuż brzegu jeziora trochę skracała sobie drogę do domu. Chciała ogarnąć trochę poprzeprowadzkowy rozgardiasz i może w końcu zacząć poznawać sąsiadów, ale sprint ze zmiany w Mungu do kamienicy w Hogsmeade zakończył się gorzką, gorącą kawą w kawiarni i spacerem wyrzutów sumienia przez błonie. Tak swoją drogą Ruth powoli zaczynała zapominać, po co ona dziś była w Hogwarcie... Skarciła się w myślach i postanowiła definitywnie uporządkować kwestię zarządzania czasem. Kiedy zmęczona, głodna i w zdecydowanie zbyt lekkich ubraniach jak na Brytyjkę maszerowała przy brzegu zauważyła młodą dziewczynę, która moczyła nogi z przymkniętymi oczami. Ładna zabawa o tej porze i w taka pogodę. Ruth uznała, że właściwie odpoczywanie na błoniach o każdej porze nie niesie za sobą negatywnych konsekwencji, w końcu Hogwart to bardzo bezpieczna lokalizacja, więc doszła do słusznego wniosku, że raczej nie przestraszy dziewczyny relaksującej się przy brzegu. Podeszła bliżej, aby na sto procent stwierdzić, że te przymknięte oczy to na pewno nie sen. -Piękne niebo - powiedziała łagodnie, przystając kilka kroków od dziewczyny sugerując przyjaznym głosem swoją obecność w pobliżu. -Wiedziałaś, że materia we wszechświecie wygląda jak piana? Gromady galaktyk otaczają prawie puste bańki o średnicy milionów lat świetlnych jak ściany - dodała zupełnie spokojnie, patrząc w rozgwieżdżone niebo. Tak naprawdę tę bezużyteczną wstawkę o strukturze kosmicznej materii dodała tylko dlatego, że chciała wygrać sobie trochę czasu na zastanowienie, jak w delikatny sposób powiedzieć młodszej koleżance, że posiadówy nad jeziorem o tej porze to chyba nie najlepszy pomysł, jakkolwiek bezpiecznie by nie było w Hogwarcie. Ostatecznie - oczywiście - nie wymyśliła nic sensownego. -Jest zimno, przeziębisz się - stwierdziła rzeczowo, pokazując na zanurzone w wodzie stopy dziewczyny. No tak, a miała być wcześniej w domu zapoznawać sąsiadów. Jak widać świetnie jej idzie.
Sophie słyszała, że ktoś przechodził, ale myślała, że ta osoba po prostu przejdzie obok, a ona pozostanie niezauważona. Myliła się, dźwięk kroków był coraz bardziej wyraźniejszy. Bez trudu dało się odgadnąć, że jest to dziewczyna, szła delikatnie i gdyby nie cisza, która panowała nad jeziorem zapewne nie dałoby się jej usłyszeć. Soph ucieszyła się, że to prawdopodobnie żaden z nauczycieli, w końcu przyszła tutaj po to, żeby odpocząć od nauki i nie miała za bardzo ochoty rozmawiać z którymkolwiek z nich. Co do innych osób, sama nie wiedziała czy chciała wymienić z kimś kilka zdań. Usłyszała miły, przyjazny głos. Otworzyła więc oczy i ujrzała ładną, zapewne kilka lat starszą od niej dziewczynę. Miała kasztanowe włosy, ale uwagę puchonki przykuły oczy. Niebieskie oczy zawsze sprawiały jej wrażenie głębokich, przeszywających. Nie wiedzieć czemu, osoby o takim kolorze oczu były według niej nieco straszne, może dlatego, że wydawały się być zazwyczaj pewne siebie. - Tak, to prawda, bez żadnej chmury. - odpowiedziała krótko, nie do końca wiedząc czego ma się spodziewać po koleżance. Zaciekawiło ją to, co potem powiedziała kasztanowłosa. Może wcale nie jest taka straszna. - Piana? Ja zawsze wyobrażałam sobie to jak jakiś magiczny pyłek. - zaśmiała się lekko. - Wszystkie galaktyki i mgławice, podobno są kolorowe. Musi tam być naprawdę pięknie, nie uważasz? - spytała, sama nie wiedziała dlaczego. Może chciała po prostu poznać jej opinię. Zastanawiała się co tutaj przyniosło dziewczynę. Może przyszłą odpocząć, podobnie jak i ona, a może się gdzieś wybierała. Ciekawiło ją też dlaczego podeszła do niej i dopiero po uwadze starszej koleżanki uświadomiła sobie, że nadal ma nogi w wodzie. - Woda jest ciepła, naprawdę. - zaczęła się tłumaczyć, chyba chciała przekonać do tego samą sobie. Po chwili zastanowienia postanowiła, że jednak przyzna rację niebieskookiej. - No, może teraz już trochę mniej. - wyciągnęła nogi z jeziora. - Może chcesz się przysiąść? Chyba, że gdzieś idziesz.
Krukonka pomimo cierpienia na kompletny deficyt czasu nie miała serca opuszczać tak szybko tego jakże urokliwego miejsca, w którym niebo zdawało się zalewać okolicę granatową, piegowatą od gwiazd poświatą. Ruth spojrzała raz jeszcze na niezmąconą taflę jeziora, w której odbijało się wrześniowe niebo. Było pięknie, rzec by można sentymentalnie, któż nie chciałby usiąść choć na chwilę i rozkoszować się widokiem? Dziewczyna przyłapała się na tej myśli i nieznacznie potrząsnęła głową. Ona nie była marzycielką bujającą w obłokach, nigdy nie była. Szła przez życie zdecydowania, nie zbaczając na przeciwności i z chłodnym opanowaniem podchodziła do wszystkich zadań. Rozklejali ją tylko mężczyźni i to tylko dwaj szczególni, dlatego siłą rzeczy uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tym, że przed sekundą chciała t zmarnować bezcelowo kolejne godziny. Niestety, drwiący uśmiech pojawił się tuż po komentarzu Puchonki dotyczącym magicznego pyłku, więc na nieszczęście mogła pomyśleć, że Ruth wyszydza jej opinię. Rzecz jasna, nic bardziej mylnego. Choć Szwedka nie przepadała za takimi dywagacjami zawsze była otwarta na opinie innych osób, świat był kolorowy - jak przyznała sama Sophie - warto więc go słuchać. -Uważam - Ruth uniosła lekko brwi, spoglądając czujnie na towarzyszkę - W Hogwarcie są naprawdę sensownie skonstruowane teleskopy, da się przez nie zobaczyć o wiele więcej, niż przez mugolskie. Jeśli nie miałaś jeszcze okazji z nich korzystać warto spróbować. Obalają wiele powszechnie przyjętych teorii na temat kosmosu - uśmiechnęła się do dziewczyny niemalże puszczając doń oczko, co miało sugerować, że naturalnie trochę przesadza z tymi teoriami, aczkolwiek Ruth naprawdę była zdania, że szkolne obserwatoria są prowadzone na bardzo wysokim poziomie i właściwie zaspokajały w pełni jej żądzę wiedzy o kosmosie. Na komentarz o cieple wody Ruth spojrzała sceptycznie na lekko zmarznięte od niekorzystnej temperatury stopy Puchonki i uniosła wymownie jedną brew. -Zdecydowanie mniej, jest wrzesień - dodała już łagodniej, jednak wciąż z uwagą przyglądając się bladym od słodkiej wody stopom towarzyszki. -Fovere - wyjąwszy różdżkę Ruth skierowała ją na buty koleżanki i tym samym nagrzała do temperatury, która powodowała przyjemny, termoforowy relaks po nałożeniu ich na stopy. -Nałóż buty. Jeśli się przeziębisz, a nauczyciele dowiedzą, że byłam tu dziś z tobą mogą mi zarzucić skrajne niedbalstwo i odjąć punkty - uśmiechnęła się z żartu i dość niedbale pogroziła dziewczynie różdźką, jak starsza siostra. To nie był Londyn, tu nie było narkomanów koczujących w kartonach, ale wychodzenie samemu w środku nocy nawet w Hogwarcie było dość lekkomyślnym pomysłem. Była trochę zatroskana, i owszem, ale była też maksymalnie spóźniona a ostatecznie dziewczyna nie wydała się być nieporadną istotką, więc też Ruth nie chciała się naprzykrzać. -Niestety muszę już wracać. Miłego oglądania nieba - uśmiechnęła się życzliwie i pomachała puchonce na pożegnanie. Szybko oddaliła się też, z uporem wierząc, że jeszcze zdąży zrobić cokolwiek, zanim zastanie ją kolejny dzień. Akurat.
Minus dwanaście? A tam, kogo obchodziłaby temperatura, co więcej - to nawet i lepiej, w końcu zimno odstrasza, przynajmniej będzie miał możliwość spędzenia kilku chwil w odizolowaniu, z daleka od niewygodnych spojrzeń czy też ewentualnych dialogów, w które to dziś nie bardzo miał ochotę się włączać. Choć Puchonowi ostatnimi czasy samotność z lekka doskwierała, to starał się tym nie przejmować, wszak i to zawsze można przekuć w coś pozytywnego. Zdecydowanie nie jest, i nigdy nie był, zwolennikiem planowania czegokolwiek, zwłaszcza spacerów, wszak te powinny być czymś spontanicznym i nie wymuszonym, nie mającym określonego konkretnego punktu, w innym wypadku chyba nie możemy uznawać tego za spacer, stąd też zwykle wlókł się tam, gdzie poniósł go krok i fantazja. Tak również było i tego wieczora. Ospale przemierzał brzeg jeziora, swe oderwane od rzeczywistości spojrzenie wlepiając w otulone delikatną połacią śniegu zbocza gór, wieńczące granicę horyzontalną. W gruncie rzeczy wszystko byłoby idealnie, gdyby nie - no właśnie - drobny szkopuł. Przechadzka trwała w najlepsze i można by pomyśleć, że nic nie jest w stanie zakłócić tej rozkosznej atmosfery, a jako, iż te mądre myślenie w zasadzie nigdy nie było mocną stroną Jake'a, to długo nie trzeba było czekać, aby dojrzeć go całego mokrego, opuszczającego zbiornik wodny. Jak się tam znalazł? Cóż, to bardzo dobre pytanie, prawdopodobnie potknął się o nierówność w afekcie wpadając do akwenu. Nieopisana żałość zagościła na jego mokrej, a zarazem silnie czerwonej od mrozu buzi, szczególnie, iż w oddali dostrzegł postać o kobiecej sylwetce, a żeby tego było mało, ku niemu zmierzającą. Z jednej strony miał chęć posikać się ze śmiechu, co raczej nie zmieniłoby zbyt wiele w tej sytuacji, z drugiej zaś prosić los o politowanie się nad własną egzystencją, to natomiast doprowadziło do tego, że chłopak, jak gdyby nigdy nic, wygodnie rozsiadł się na śniegowej warstwie, ciesząc się przy tym niewyobrażalnie. Głupi jaki?
Rzecz działa się po feriach. Bridget po spędzeniu długiego czasu na Grenlandii miała wrażenie, że w Hogwarcie panuje lato. No, może przesadzam - przedwiośnie. Cieszyła się z powrotu, chociaż ferie wspominała bardzo miło i przeżyła na nich sporo przygód. Chociażby wyścig psich zaprzęgów, który pozostawił jej nie tylko ekscytującą historię do opowiadania znajomym, ale także mnóstwo siniaków i otarć na ciele. I jeśli Jake dostrzegł w oddali kobiecą sylwetkę, to prawdopodobnie ocenił to wyłącznie po jej zarysie (Bridget z ulgą zrzuciła z siebie kilka swetrów i puchową kurtkę, by móc przebrać się w czarny płaszcz przewiązany paskiem, dzięki któremu mogła zaakcentować swoją wąską talię), bo sposób, w który poruszała się Puchonka na pewno miał pewne braki jeśli chodzi o płynność i grację. Już z daleka obserwowała okolice jeziora, krajobraz był ładny i napawała oczy jego widokiem. Oczywiście do czasu, gdy przechadzająca się przy brzegu postać zniknęła w wodzie. Bridget prawie złapała się za serce, po czym pognała ile sił w nogach na pomoc. - NA brodę.... Merlina... Nic Ci nie jest? - wydyszała, dobiegając bliżej. - Jake! - dodała entuzjastycznie, rozpoznając twarz kolegi z domu. - Jake, wariacie, natychmiast wstawaj z tego śniegu! Będziesz chory - pogroziła mu palcem i zajęła się szukaniem różdżki. - Nie wiedziałam, że twoją pasją są kąpiele w lodowatej wodzie. Podobno mugole się tym pasjonują i jakoś śmiesznie się nazywają w związku z tym - powiedziała jeszcze, uśmiechając się do chłopaka. Bardzo mozolnie szło jej to szukanie różdżki w torbie. Chciała potraktować go zaklęciem rozgrzewającym - po feriach na Grenlandii chyba była mistrzynią w ich rzucaniu.
Zatem przypuszczalnie nawet sam sposób poruszania się dziewczyny wprawił Jake'a w serdeczny nastrój, odsuwając przy tym na bok wszystkie złe emocje związane z nieszczęsnym zajściem sprzed kilku minut. Podczas swojej nietypowej posiadówki, ochoczo snuł opuszkiem palca wskazującego po w miarę niewydeptanym kawałku śniegu, gdzie to kreślił najróżniejszej maści wymysły, towarzyszące mu w obecnej sytuacji. Głównie patyczaki z mieczami, na wiele więcej nie pozwalały niestety zdolności artystyczne, a raczej ich całkowity brak, co dla tego Puchona nie było akurat absolutnie żadną przeszkodą. Zaabsorbowany twórczą rozrywką zupełnie zapomniał o postaci, która to podążała w jego kierunku, a żeby tego było mało, początkowo kompletnie zignorował pytanie dziewczyny, oczywiście nie z premedytacją, był zwyczajnie nazbyt intensywnie skupiony. Dopiero w momencie, kiedy względnie znajomy ton głosu wyrzekł jego imię, odwrócił się w kierunku mówczyni, a następnie powitał ją przyjaznym uśmiechem, trochę tak jakby przed chwilą zupełnie nic się nie wydarzyło. - W sensie... Mi, tak? - odparł, wodząc wzrokiem wokół, jednocześnie szukając potencjalnych osób, do których pytanie mogło być skierowane. - No... Właściwie to poza tym, że właśnie wpadłem do wody przy przynajmniej poniżej dziesięciu stopniach, to nie, nic się nie stało. - odparł z zadowoleniem, uśmiechając się przy tym jeszcze szerzej, aniżeli przed chwilą. - Miło Cię widzieć w tak dobrej formie, Bridget. - zaśmiał się, po czym wprost ekspresowo powstał z mroźnej ziemi, nawet nie chcąc testować cierpliwości swej rozmówczyni. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kobiet lepiej nie irytować, zwłaszcza jeżeli nie ma się dokładnej wiedzy na temat ich cyklu miesiączkowego. - Tak się przypadkiem składa, że również nie miałem pojęcia o tej swojej pasji. - zaśmiał się. - Serio? Nigdy o tym nie słyszałem, a wydaje się być ciekawe. - wyrzekł z niemałym zainteresowaniem. Chyba jednak błędnie uważał mugoli za inteligentnych, skoro Ci z własnej woli robili takie głupoty. - Skąd się tutaj wzięłaś? Zwykle nie ratują mnie tak piękne... No. - zapytał, bowiem nie do końca mógł przyswoić sobie fakt, iż ktokolwiek mógł wpaść równie durny pomysł, jak on sam, ażeby w środku zimy odwiedzać takie właśnie miejsca, toż to się nie mieści w głowie.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget rzuciła okiem na uzbrojone patyczaki wyryte w śniegu i uśmiechnęła się pod nosem. Miała świadomość, że Jake miał zdolności artystyczne na poziomie niemowlaka, bo przy okazji tworzenia swoich słynnych plakatów odnośnie sprzedaży pufków poprosiła go w pokoju wspólnym o pomoc i próbkę twórczości - cóż, sama nie była wybitnie utalentowana plastycznie, ale jej pufki przynajmniej wyglądały, jakby kiedyś stały obok jakiegoś. - Widzę, że się rozwijasz - powiedziała ze śmiechem, wskazując palcem na śnieżne bohomazy. Na samą myśl zwijała się w środeczku w ciasną kulkę i przechodził ją potężny dreszcz. Przy takiej pogodzie nie mogła się pogodzić z wizją zrobienia śnieżki, bo wiązało się to z dotykaniem śniegu, co dopiero o kąpieli w zamarzniętym jeziorze... Musi jak najszybciej rzucić to zaklęcie rozgrzewające, bo inaczej Jake się pochoruje. - Ha-ha, już się tak nie nabijaj - odparła na jego uwagę o dobrej formie. Wciąż jeszcze miała lekką zadyszkę, a gdyby nosiła czapkę, prawdopodobnie po czole spływałaby jej strużka potu. Zamiast jej podziękować, że się tak przejęła, że przybiegła po lodzie i śniegu, by wyratować go z opresji, to wolał się z niej ponaśmiewać. Typowy Prescott! - Serio! Ktoś mi kiedyś o tym mówił - powiedziała, ale szybko zamilkła i miała nadzieję, że nie będą drążyć tematu. Powyższe informacje miała najpewniej od Ezry, on był mugolakiem i często opowiadał jej o różnych ciekawych rzeczach z mugolskiego świata. Wolała nie myśleć o Ezrze w tej chwili... - Wreszcie! - zakrzyknęła entuzjastycznie, gdy udało jej się w końcu dotrzeć do różdżki, która znalazła się w najgłębszym miejscu jej torebki. Wyciągnęła ją, przetarła szybko szalikiem, by pozbyć się osiadłych na niej okruszków (wstyd) i rzuciła na chłopaka zaklęcie rozgrzewające. Nie należało do najmocniejszych i prawdopodobnie nie było w stanie wysuszyć jego ubrań, ale na pewno sprawiło, że Jake poczuł się lepiej i trochę się rozgrzał. Słysząc jego pytanie musiała się poważnie zastanowić i prawdopodobnie nie zdziwię Cię, jeśli napiszę, że Bridget sama nie wiedziała, dlaczego przechadzała się przy jeziorze. Prawdopodobnie chciała zaczerpnąć świeżego powietrza i oczyścić umysł, popatrzeć na piękny, ośnieżony Hogwart i zamarznięte jezioro... Pomarzyć... Otrząsnęła się szybko. - Wewnętrzny głosik mi powiedział, że ktoś dziś będzie potrzebował mojej pomocy - zażartowała i puściła mu oczko. - Tak poważnie to wyszłam na spacer. A Ty co tu robisz poza udawaniem Wielkiej Kałamarnicy?
Jake zdecydowanie należał do tej grupy społeczeństwa, której członkom posiadania osobowości twórczej zarzucić nie sposób. Nie tylko mazał tak okropnie, że gdyby za to karali, to załapałby się na wyrok dożywotniego pozbawienia wolności, ale również charakater pisma miał tak dziadowski, że tylko siąść i płakać nad nieprzeczytanym tekstem. Sam nie znał przyczyny, dla której został tak okrutnie potraktowany przez przeznaczenie, choć niewątpliwie część swych roszczeń mógł skierować w stronę średnio rozgarniętej rodziny, to i tak nie miał zamiaru tego robić, wszak miał na tyle oleju w głowie, aby zdawać sobie sprawę z rzeczy absolutnie podstawowych, jak na przykład właśnie to, że to nie rodzice dobierają nam cechy osobowości. - Regularnie od czwartego roku życia. - odparł z wyczuwalną satysfakcją, osobiście także zerkając na swoje malarskie dzieło, które to wymagało poświęcenia wszystkich szarych komórek, odpowiedzialnych za kreatywność, tym samym osiągając szczyt własnych możliwości. Rzeczą oczywistą jest, iż Jake'owi mocno dokuczało zimno wywołane przemoczoną odzieżą, ale i ogólnie panującą (nie)pogodą, starał się on jednak tego nie okazywać, bowiem nieszczególnie lubował się w lamentowaniu nad swoim ciężkim losem. - Zwyczajnie ciesze się Twoją wzorcową wręcz kondycją. - uśmiech wciąż nie znikał z twarzy Puchona, śmiało można stwierdzić, że z minuty na minutę stawał się coraz to szerszy, nawet powoli zaczynał pokazywać ząbki. W żadnym wypadku nabijanie się z Bridget nie było intencją Jake'a, miał on takie swoje, nieszablonowe poczucie humoru, a dodatkowo nieczęsto zdarzało mu się ważyć słowa, z tego człowieka wszystko wychodziło po prostu spontanicznie. - Naprawdę jestem Ci wdzięczny za okazane zainteresowanie, w końcu zawsze mogłaś przejść obojętnie. - wyrzekł, równocześnie kciukiem lewej dłoni ocierając o zewnętrzną część lewego nozdrza, naturalnie w geście podziękowania. Niezwykle cenił sobie takie zachowania, przede wszystkim skierowane w stosunku do siebie samego, toć mogła najzwyczajniej w świecie odwrócić się od niego i ruszyć w innym kierunku, a mimo to postanowiła okazać zainteresowanie. Bez większego trudu zorientował się, iż Bridget chciała czym prędzej zakończyć temat mugoli, toteż nie chcąc ciągnąć go na siłę, skwitował to tylko lekkim kiwnięciem głowy. Swoista obawa przepełniła ciało Puchona, kiedy to jego rozmówczyni, wysoce uradowana, wyciągnęła ze swej torebki różdżkę, nie miał pewności co do jej zamiarów, stąd też ta konsternacja, choć nie mógł być pewien, że nie będzie chciała rzucić w niego avadą czy czymś podobnym, aczkolwiek wystarczył ułamek sekundy, aby odrzucić swe bezpodstawne zarzuty w dal, gdyż dziewczyna chciała jedynie pomóc biednej niezdarze doprowadzić się do porządku. Może i nie wysuszyła mu ubrań, ale za to zapobiegła ewentualnemu zapaleniu płuc, za co był jej ogromnie wdzięczny. - Chętnie przytuliłbym Cię w podzięce, ale... Jakby aktualnie nie bardzo jestem w stanie. - zachichotał, a następnie delikatnie poklepał się obiema dłońmi w okolicach ud. Właściwie nie oczekiwał jakiejś jednoznacznej odpowiedzi na zadane pytanie, w pełni wystarczała mu obecność sympatycznej Bridget, a to skąd przyszła? Cóż, nie miało większego znaczenia. - Ja w przerwach od bycia Wielką Kałamarnicą uzewnętrzniam swą twórczą tożsamość, zakamuflowaną tak idealnie, że sam nie mogę jej odnaleźć. - odparł żartobliwie, w obecnej sytuacji, prócz żartów z własnej osoby, chyba nic więcej mu nie pozostało.