W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Oddała się temu długiemu i namiętnemu pocałunkowi bez reszty. Strasznie tego potrzebowała i miała nadzieję, że to nigdy się nie skończy. Cała drżała ze szczęścia i podniecenia całą tą sytuacją. Zresztą z zimna pewnie też. Chociaż dla Marg grało to w tym momencie najmniejszą rolę. Kiedy usłyszała jego głos myślała, że oszaleje. To zabawne co tęsknota może zrobić z człowiekiem. Kiedy Yavan szedł już w kierunku brzegu Gryfonka wtuliła się w niego mocno, czując jak pracują jego mięśnie. Uśmiechnęła się sama do siebie. - Wiem. - Odpowiedziała w jego bluzkę na uwagę dotyczącą jej nieodpowiedzialności. Wiedziała, że na teraz tyle wystarczy. No, dopóki znów się nie rozchoruje. - Kocham cię. - Słowa wyszły z jej ust bez żadnej kontroli. Podniosła głowę i spojrzała głęboko w jego oczy. - Naprawdę. - Dodała cichutko i delikatnym uśmiechem i wróciła do wtulania się w niego. Tak było jej przyjemniej i cieplej.
Jedno krótkie słowo, całkowicie zamknęło temat przynajmniej na jakiś czas. Byłem w takim humorze że nie zamierzałem drążyć tego, choć zapewne jeśli cały ten wybryk odbije się na Jej zdrowiu będę wypominał tą sytuację. Następne słowa były wyjątkowe, tak, słyszałem je wcześniej, ale za każdym razem przechodzi mnie przyjemny dreszcz kiedy je słyszę, a moje serce przyspiesza swoje bicie. W dodatku zawsze kiedy tak mówi szuka mojego wzroku i oboje toniemy w swoich zwierciadłach, uwielbiam te chwile. Kiedy ponownie się wtuliła we mnie odpowiedziałem. - Ja Ciebie też Płomyczku... jestem szczęśliwy. - posadziłem Ukochaną na mojej kurtce i kucnąłem przed Nią. Zacząłem ściągać przemoczone buty i skarpetki Marg, nie mogłem pozwolić by tak siedziała w mokrych rzeczach. Okryłem Jej nogi częścią kurtki i zacząłem rozpinać koszulę by okryć czymś Płomyczka. - I jak? Lepiej? - zapytałem z troską podając manierkę.
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy Yavan jej odpowiedział. Nie była zbyt zadowolona z tego, że zdejmuje jej buty i skarpetki i że stara się ją ogrzać. Jakby to było teraz najważniejsze! Postanowiła jednak nie protestować. Może gdyby to nie było pierwsze spotkanie po kilku miesiącach to zaczęłaby krzyczeć i uciekać przed jego opiekuńczością. Ruszała palcami od stóp, bo w sumie wcale ich nie czuła. - Dziękuję. - Mruknęła i podniosła się lekko, żeby dać mu krótkiego buziaka. - Jest mi cieplej, naprawdę. - Zaczęła bawić się swoimi włosami. Nie miała pojęcia co teraz powinna zrobić, powiedzieć... Nie miała pojęcia czy lepiej zapytać jak poszła mu jego 'misja' czy może lepiej rozmawiać jak gdyby nigdy nic.
Usiadłem koło Płomyczka i przyglądałem się jak bawi się włosami, to taki spokojny widok kojący serce i wspomnienia. Zaskakujące było to że nie byłem pewny o co zapytać lub jak rozpocząć rozmowę. Nie wiedziałem czy pytanie o rodzinę nie wprowadzi Ukochanej w ponury nastrój, a i moja historia nie była w całości szczęśliwą opowieścią na dobranoc, co ważniejsze nie chciałem niczego ukrywać. Więc zdecydowanie nie mogłem wybrać tego jako pierwszego tematu na rozmowę. Kiedy tak podziwiałem Płomyczka i jednocześnie zastanawiałem się przyszedł mi do głowy pewien temat. - Tak się zastanawiałem...zamierzasz wybrać się na studia? - może to nie najodpowiedniejszy temat, ale interesowało mnie to. Miałem mgliste pojęcie co to w ogóle są studia, ale przecież podobnie było z tą szkołą. W dodatku nie mogłem wyobrazić sobie dłuższej rozłąki z Marg, więc to całkiem ważne pytanie.
Margaret zmarszczyła brwi, usłyszawszy pytanie z usta Yavana. Musiała przez chwilę zastanowić się nad odpowiedzią. Podniosła rękę do jego policzka i delikatnie je dotykała. Uśmiechnęła się delikatnie i opuściła rękę. - Wszystko zależy od tego co postanowimy zrobić w najbliższej przyszłości. - Urwała na chwilę, zaglądając głęboko w oczy narzeczonego. - Jeśli zamierzamy czekać z założeniem rodziny i innymi 'dorosłymi' rzeczami to wolałabym jednak móc skończyć studia. - Znów pauza. Patrzyła na niego z ciekawością, czekając na jakąś reakcję. - A jeśli zrobimy to wszystko wcześniej i będę musiała poświęcić się czemuś innemu to mogę zrezygnować ze studiów. - Uśmiechnęła się, chociaż w jej oczach można było dostrzec lekki smutek. Oczywiście mówiła o tym, gdyby Yavan jednak musiał zostać głową rodu... Przecież by go nie zostawiła samego w rodzinnych stronach! Studiując codziennie umierałaby z niepokoju o niego.
Uwielbiałem Jej dotyk, taki delikatny i łagodny zawsze sprawiał że byłem spokojny. Kiedy odpowiadała na moje pytanie uważnie się przysłuchiwałem i jednocześnie obserwowałem by nic mi nie umknęło. Dzięki temu wiedziałem dokładnie jakie sprawy trapiły Ukochaną. Choć najczęściej nie byłem w stanie przewidzieć co takiego chodzi po główce Płomyczkowi, między innymi za to Ją tak kochałem. Zanim zacząłem splotłem nasze dłonie jak często to robiliśmy. - Zadałem to pytanie dlatego że nie wiem czym dokładnie są studia, to pewien rodzaj szkoły, ale nic poza tym, dlatego mnie to tak interesuje. - zrobiłem lekką pauzę i kontynuowałem mocniej ściskając dłoń Ukochanej. - Jeśli o mnie chodzi wolałbym poczekać z zakładaniem rodziny, to wielka odpowiedzialność a także obowiązki, jesteśmy młodzi, a przed nami całe wspólne życie dlatego nie musimy się śpieszyć. Poza tym tu jest praktycznie całe Twoje życie, masz tu znajomych, to co znasz i zapewne lubisz. Tak naprawdę i ja się związałem z tym miejscem. A jeśli chodzi o moje powinności względem rodziny to będę je spełniał, ale tylko jeśli będzie to konieczne i jedynie przez krótki czas. Tym się nie musimy martwić. - moja druga dłoń powędrowała do płomienistych włosów Marg i zacząłem się nimi bawić. - Chcę byś była szczęśliwa i jeśli Cię coś trapi chciałbym byś mi o tym powiedziała, także jeśli to się tyczy mnie lub mojej rodziny. - po tych słowach spoglądałem z zaciekawieniem na Ukochaną.
Patrzyła na niego szerokimi, załzawionymi od długiego niemrugania, oczami. Widziała, że on nie rozumie o co jej chodzi i nie była przekonana czy dobrym pomysłem byłoby tłumaczenie mu tego akurat teraz. Już miała mu odpowiedzieć, kiedy wplótł swoje palce w jej włosy. Przymknęła oczy, zapominając o wszystkim, co przed momentem znajdowało się w jej rozczochranej główce. Nie słuchała już też za bardzo jego kolejnych słów, a na jej ustach pojawił się uśmiech. Po chwili zmusiła się do wyjścia z tego błogiego stanu, otworzyła oczy i spojrzała na swojego narzeczonego. - Masz rację. - Wyszczerzyła się i pocałowała go krótko, ale niezwykle intensywnie. - Właśnie tu - wskazała na niego - jest całe moje życie. - Przymknęła oczy i wtuliła się w niego bardzobardzo mocno. - Idziemy coś zjeść? - Spytała po chwili i podniosłą głowę, żeby móc zajrzeć w jego twarz.
Musiało robić się coraz chłodniej, a może to ja w końcu zacząłem odczuwać temperaturę która panowała na dworze. Zastanawiałem się nad odpowiednim miejscem gdzie moglibyśmy pójść i się ogrzać, przecież Płomyczek wskoczyła do wody bez żadnego zastanowienia i zapewne było Jej zimno. Głos Ukochanej wybił mnie z rozważań, kiedy dotarło do mnie to co powiedziała zamurowało mnie! Moje odsłonięte oko było rozszerzone i ledwie byłem w stanie płytko oddychać, nie mogłem nic zrobić tylko spoglądać na Marg, nawet moja dłoń przestała bawić się kosmykami Płomyczka choć ich nie wypuściłem. Nigdy nikt nie ujął tego w taki sposób, czytałem i słyszałem o wielu wyznaniach, ale to...zabrakło mi słów. Wspomniała jeszcze o czymś do zjedzenia i spojrzała na mnie, musiałem wyglądać dziwnie, mokry, zszokowany. Po chwili się uspokoiłem no przynajmniej na zewnątrz, na mojej twarzy pojawił się łagodny, szczęśliwy uśmiech. Delikatnie chwyciłem bródkę Ukochanej i ledwo dotykając Jej ust złożyłem na nich gorący pocałunek, zaraz potem przytuliłem Płomyczka tak by mogła usłyszeć moje szalejące serce i powiedziałem. - Nie sądziłem że kiedykolwiek dla kogoś stanę się tak ważny. Dziękuję. - pocałowałem Ją w czubek główki i zostałem tak przez chwilę. - Może stołówka? Tam powinno być zdecydowanie cieplej.
Oczywiście, że widziała jak był zaszokowany jej słowami, chociaż nie za bardzo rozumiała dlaczego. Miała tylko nadzieję, że to, co powiedziała było dla niego miłe. Uwielbiała jak ją całował. Starała oddać się zawsze w całości jego jakimkolwiek pieszczotom, chłonęła go całego po tak długiej rozłące. Dopiero kiedy Yavan się odezwał Margaret wiedziała już, że na pewno nie powiedziała nic, co mógł odebrać... źle. Przymknęła oczy, żeby nie uronić z tej chwili ani kropli. Jednak jej narzeczony miał kiepskie wyczucie chwili i niepotrzebie te kilka słów. Margaret westchnęła z rozbawieniem i popatrzyła na niego. Mogłeś poczekać jeszcze odrobinę! - Zagrzmiało w jej myślach. - Dobrze, może być. - Powiedziała, a w jej głosie można było odczuć małą pretensję. - Żyć samą miłością się nie da. - Mrugnęła do niego i wstała. Złym pomysłem byłoby teraz zakładać mokre skarpetki i buty, a różdżki ze sobą Marg nie miała, więc chwyciła najbardziej mokrą cześć jej garderoby w ręce. - Idziemy? - Wyszczerzyła się. Była tak niezmiernie szczęśliwa, że może patrzeć na swojego Ślizgona, rozmawiać z nim, że ma go na wyciągnięcie ręki.
Uwielbiałem kiedy Płomyczek oddawała się mojemu dotykowi, pocałunkom, pieszczotom, to były magiczne chwile, które czasami przerywałem. Nic na to nie mogłem poradzić, praktycznie zawsze myślałem trzeźwo, szczególnie jeśli chodziło o zdrowie i bezpieczeństwo Marg. Ukochana dała mi do zrozumienia że to co zrobiłem było wielce niestosowne, ale nawet to nie mogło popsuć Jej szczęścia, co mnie bardzo cieszyło. Przytuliłem Ją do siebie i wypowiedziałem z siłą słowa. - Masz rację Płomyczku, samą miłością nie da się żyć...przynajmniej wiecznie. Ale bez niej też nie da się żyć...ja bym nie mógł, nie po tym jak jej zakosztowałem. Zakazanego owocu który niszczy cały świat oferując inny w zamian. - dopiero po pewnej chwili wyciągnąłem różdżkę i użyłem zaklęcia „Accio” by przywołać dwie rzeczy, pierwszą był czarny płaszcz z lekkim czerwonawym wzorem płonącego krzaku dzikich róż którym okryłem Ukochaną. Drugą aksamitne trzewiki, choć przystosowane do poruszania się po pustyni to i tak zapewniały jakąkolwiek ochronę. Schyliłem się i zapytałem. - Pozwolisz?
Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa. To, że nie miał wyczucia chwili wcale nie przeszkadzało w tym, że był naprawdę romantyczny. Jeśli tylko chciał, rzecz jasna. W tym momencie na prawdę mu się udało. Pytanie, które wyszło po chwili z jego ust i to, że się przed nią pochylił wywołało u niej lekkie zaskoczenie. Uśmiechnęła się do niego. - Z wielką chęcią pozwolę, Yavanie. - Powiedziała dostojnym głosem i oderwała jedna stopę od ziemi. Przez myśl przemknęło jej to, że będzie wyglądała w jego butach jak w płetwach. Mimowolnie zachichotała.
Kiedy usłyszałem Jej odpowiedź uśmiechnąłem się figlarnie, gra Płomyczka jak zawsze była rewelacyjna, no oczywiście o ile to była gra. Tego typu sytuacje podobały mi się i to bardzo, mogłem w nich być sobą i pokazywać praktycznie każdy aspekt swojej osobowości. - Dziękuję za pozwolenie – po tych słowach delikatnie nasunąłem trzewiki na Jej stopy, idealnie pasowały. No przecież tak jak i płaszcz specjalnie wybrałem je dla Marg. Wstałem błyskawicznie, zapewne zbyt szybko, ale tak chciałem zobaczyć Ukochaną w tych dwóch rzeczach, chwyciłem Ją za dłoń i poprowadziłem ku szkole nie odwracając się by móc podziwiać kobietę mojego życia. - Piękna. - wyszeptałem, to była całkowita prawda. Nigdy na nikogo nie spojrzałem w taki sposób jak na Marg, nikt nigdy mi nie wydał się tak atrakcyjny pod każdym względem. Wiedziałem że nie lubi kiedy Ją komplementowałem, ale jakoś nie mogłem tak po prostu nic nie powiedzieć. Była taka naturalna i prawdziwa.
Od kilku dni An przebywała na dworze prawie codziennie. Za każdym razem jej kroki kierowały się do Drzewa Zapomnienia. To niesamowite... Niezwykłe jak można było w tak posty sposób ulec komuś takiemu w tak ogromnym stopniu. A przecież to było tylko jedno spotkanie. I dziewczyna ledwo wiedziała, jak ma na imię. Draco... Samo to słowo przyprawiało ją o ciarki na ciele i sprawiało, że miała ochotę zemdleć. Ostatnio prawie stale o nim myślała. Nie była w stanie skupić się na czymkolwiek. Jeśli zawali ten rok, nie nauczy się Historii Magii to to będzie jego wina. I obiecuję, że wtedy pójdzie do niego, popatrzy w te wredne, granatowe, głębokie, piękne, zaskakujące, interesujące oczy, w których za ogromem nieodgadnionego zimna skrywa się jakiś niewielki odsetek czułości, która dzięki odpowiedniej kobiecie mogłaby wyjść z niego na światło dzienne, a on przybliżyłby się, ale tylko odrobinkę czekając, aż dziewczyna na której mu zależy sama popełni straszny błąd dotykając swoimi wargami jego warg i łącząc się z nim w tańcu namiętnoś... STOP! E... O czym to myślała? A TAK! Pójdzie do niego i wytknie mu, że to jego wina, że śmiał w taki sposób ją potraktować i sprawić, że marzyła o kolejnym równie agresywnym pocałunku. I choć miała świadomość, że na pewno nie jest jedyną kobieta, która została tak potraktowana to i tak czuła się doskonale. Jakby przychyliło się jej troszkę nieba. I tym razem nie było go pod drzewem. Szkoda, ale przecież na pewno go jeszcze nie raz spotka. Ne? Ne?! Przecież uczy się w tej szkole i... i w ogóle! W każdym razie postanowiła skorzystać z ładnej pogody i przespacerować się troszkę. W końcu postanowiła, że pójdzie nad jezioro. Nie kojarzyło jej się najlepiej to miejsce, ale tak czy siak wiał od wody lekki chłód miło muskając skórę. Mając więc na sobie krótkie spodenki dżinsowe oraz zieloną bluzkę na ramiączkach szła wolno bawiąc się włosami. W końcu przystanęła na chwilę przy samym jeziorze, by usiąść i zamoczyć w nim dłoń, tworzyć rozchodzące się na wodzie kręgi. I gdy tak myślała, to dochodziło do niej wiele wiadomości. Między innymi taka, że by stworzyć piękno najpierw trzeba zacząć to robić, potem wszystko pójdzie swoim rytmem. Ale nie skojarzyła tego z żadną konkretną sytuacją ze swojego życia,
Chłopak omijał szerokim łukiem drzewo zapomnienia. Dlaczego? Ostatnim razem jak chciał tam iść ujrzał znajomą mu Gryffonkę, która stała i czaiła się na niego jak wygłodniała lwica. Jeżeli ktoś pomyślał, że zaczął się bać to jest w wielkim błędzie, bo on… on… wolał eee… o wiem! Objąć taktykę unikania dziewczyny, on nie uciekał przed nią on… stosował technikę dyskretnego wycofywania się. No cóż, chyba każdy chłopak dostałby schizy, jakby jakaś laska tak szukała go wiecznie i bez przerwy zwłaszcza dlatego, że on zrobił jej krzywdę… różni ludzie chodzą po tej planecie. Ale kontynuując. Chłopak ruszył właśnie nad jezioro kiedy to ujrzał kogo? Tak moi mili ujrzał panienkę An. Westchnął pod nosem i postanowił podejść. Nie… tym razem nie zastosuje techniki wycofać się dyskretnie i tak by go nie zauważyła i nie rzuciła na niego z piskiem jak każda fanka (o ile jakąś posiadał!). Cicho podszedł do dziewczyny i użył tylko nogi, by ta straciła równowagę i wylądowała w wodzie. A on zrobił krok do tyłu, jak gdyby nigdy nic spoglądając na dziewczynę wzrokiem: „Co za niezdara”.
To nie tak, że łaziła za nim jak jakaś psychiczna fanka. Ona po prostu... Sama nie wiedziała. Pragnęła go. Chciała chociaż na niego popatrzeć. Chyba jednak zachowuje się tragicznie, ale nie potrafiła się powstrzymać. Jak wspomniałam wychowała się w zamknięciu i nigdy w życiu nie przeżyła czegoś takiego jak pierwsze zauroczenie, pierwsza miłość, a tym bardziej pierwszy pocałunek. Tak moi mili. Dla niej to było ogromnie ważne. Wychowała się na czytaniu romansów i zawsze miała nadzieję, że te pierwsze zetknięcie ust odbędzie się z kimś, na kim będzie jej zależało Z WZAJEMNOŚCIĄ! Właściwie, czemu ja o tym piszę? Szczerze, to ona w ogóle nie żałowała, że stało się to właśnie w ten sposób, w takim momencie, z taką osobą. To nie mogło wyglądać lepiej szczególnie, że od tego momentu patrzy się w niego niemal jak na boga. Znaczy... W wyobrażeniu tak na niego patrzy, bo w końcu go nie widywała, co było udręką. W każdym razie nie widziała za bardzo jak się może zachować, gdzie postawić granice. Nikt jej tego nie nauczył. Ale obiecuję, że nie rzuci się nigdy na niego z piskiem jak jakaś różowa, zakochana na amen lalunia. Cóż poradzić, noga zadziałała bezbłędnie i już po chwili dziewczyna wylądowała w wodzie. Wyjęła momentalnie twarz spod powierzchni cicho kaszląc i wyraźnie... Topiąc się? Nie umiała pływać. I tak machała ramionami przez chwilę starając się wyjść na brzeg dopóki nie zauważyła, że tu jest słownie półtorej metra głębokości i swobodnie stoi na ziemi. Kiedy już postawiła obie stópki i przeklęła pod nosem swoją głupotę uniosła głowę by sprawdzić któż to był sprawcą tego zamieszania. Z wzroku mordu przeszła na... Łagodny wzrok mordu. Draco... Patrzący na nią w ten niekorzystny sposób. Uniosła jedną brew po czym najzwyczajniej w świecie zaczęła ściągać z siebie przemokniętą bluzkę, by jeszcze bardziej ją pomoczyć i rzucić mu w twarz perfekcyjnie trafiając. - Głupek – Powiedziała pod nosem obserwując go z wyższością. No dobra... Nie znam drugiej fanki numer jeden stosującą metodę „rozdrażnić bestię”. E... Szczerze, to ona nie planowała tego. Samo jakoś tak wyszło. Thi... Głupol.
Draco chciał wybuchnąć śmiechem, ale… nie śmiał się. Postanowił ukryć swoje uczucie i pokazywać jaki to jest mega twardziel i tak dalej. No cóż, po tym jak zerwał z Abigail wszystko się zmieniło… on… on się zmienił. Był bardziej… sobą. Kontynuując. Z bluzki oberwał prosto w twarz. Owy ciuch spadł na ziemie, a on spojrzał na dziewczynę widocznie podirytowany. Nie zostawi tego tak ma plan, który na pewno wykona. Westchnął pod nosem i podał jej dłoń, by mogła wyjść z wody. Jego wzrok nie schodził z jej ‘oczu’. Nie powiedział ani słowa, jeżeli dziewczyna chciała go wciągnąć do wody to jej za bardzo nie wyszło, ponieważ stał stabilnie. Jedynie co mogła zrobił z jego rękę to złapać i dzięki jej pomocy wyjść z wody. Gdy już była na powierzchni Draco usiadł przyglądając się tafli wody.
No ja przepraszam bardzo dlaczego chciał się śmiać?! Przecież nic się takiego nie stało. Nic kompletnie... POZA WEPCHNIĘCIEM JE DO WODY! Miała ochotę wręcz warczeć na niego, zrobić mu krzywdę, ale w przypływie nagłej genialności po prostu zdjęła bluzkę i bach. Nie moi drodzy. Nawet się nie zorientowała, że w tym momencie jest w samym staniu i spodenkach. Czasem była naprawdę ciężko kapująca. Ale nie była na tyle głupia, by zdenerwować się jeszcze bardziej i rzucić stanikiem. Nie przesadzajmy. W każdym razie wystawiła ku niemu dłoń... Oczywiście chcąc momentalnie zrzucić go z brzegu. Kurcze, dlatego on musi być taki rosły, dobrze zbudowany... Silny... Kyaaa... Nie STOP! Wyzywała się od idiotek w myślach. - Nie gap się – Powiedziała widząc, że jej „oczy” cieszą się jakże ogromnym zainteresowaniem. Potem wyszła wraz z jego pomocą i klapnęła obok niego czując nagły przypływ zimna. Wzięła z ziemi swój ukochany ciuch i ubrała na siebie. Mokry, ale zawsze lepiej być ubraną niż świecić czarnym materiałem, który powinien być rzadko komu pokazywany. - Pff a żebyś wyłysiał olśniewająca kreaturo – Nie ma to jak niezwykle przemyślane i ogromnie obraźliwe przezwisko wydobywające się z ust An.
Chłopak westchnął pod nosem, ale nie odwrócił wzroku, do czasu, kiedy usiadła obok niego i jego widoki zostały trochę poprzysłaniane. Nie zareagował, nie jest jakimś zboczeńcem… eee a może jest? Ale nie aż w takim stopniu. Jego wzrok zatonął w jeziorze. Już nie spoglądał w ogóle na dziewczynę, rozmyślał. Kiedy z dziewczyny wydały się bardzo dziwne przezwiska miał szczerą ochotę coś zrobić, ale… ale zrezygnował. Przeklinał na siebie w myślach, że pomyślał o tym, aby dziewczynie poprawić humor w ten sposób. Pokręcił głową, jakby chciał wyrzucić z głowy wszystkie myśli. Ponownie spojrzał na dziewczynę. Powinna być już gotowa. Może ubrania nadal ma suche, ale ciało pewnie się już ogrzało. Wstał i nie czekając na pytające spojrzenia wziął ją na ręce jak księżniczkę. Nagle książę z bajki zaczął się kierować prosto do jeziora. Nie wrzucił jej. Widział jej wcześniejszą reakcje na wodę. Postanowił ponownie zamoczyć dziewczynę wraz z sobą. Teraz siedzieli w wodzie po pas. Zanim dziewczyna się spostrzegła, upuścił ją do wody – jednak nie puścił całkowicie, nadal podtrzymywał ją w razie jakby się jej noga obsunęła. - Nauczę Cię pływać – nasz genialny Dracon Uchiha nie zważając na to, że on i ona są ubrani i że nie przyszli w tym celu i tak stanie na swoim. On nie robi tego dla niej, robi to dla siebie. Bo jak ponownie się spotkają, będzie mógł do woli wrzucać ją do wody… Tak oczywiście Draco, tak sobie myśl.
Siedziała tak sobie po cichutku za wszelką cenę starając się na niego nie patrzeć. Chciała koniecznie trzymać język za zębami i nie wypytywać go o każdy szczegół życia mimo iż bardzo chętnie by to zrobiła. Jak wspominałam wcześniej nie chciała wyjść na jakąś psychiczną fankę, która ma tylko chłopaka w głowie i nic więcej. Ale tak czy siak nie mogła przestać raz na jakiś czas zerkać w jego stronę kątem oka, jak na boga. Zamrugała zaskoczona, kiedy nagle wziął ją na ręce. Wtedy to spojrzała w jego zagadkowe oczy nie rozumiejąc co tak właściwie robi. Objęła palcami jego szyję nie chcąc spaść. Nawet się nie spostrzegła kiedy znów podeszli bardzo blisko jeziora. I to był ogromny błąd. Co się dzieje zrozumiała dopiero w momencie, kiedy chłopak nagle wszedł do wody. Z jej ust wydało się „Nie, nie nie nie nie nie nie nie nie!” i PLUSK! Znowu się wykąpała. Momentalnie pisnęła, by potem podskoczyć jak oparzona. Nogami obtuliła jego pas, a rękami szyję i mocno do niego przywarła spoglądając niepewnie w stronę wody. - Zi.. ZIMNE NO! - Krzyknęła nieświadomie mocniej się do niego przytulając i jeszcze odrobinkę wyżej wspinając. Ponownie się zdziwiła, kiedy to powiedział do niej te trzy dziwne słowa, których ani odrobinę się nie spodziewała – Co? Chcesz mnie nauczyć pływać? Um... Nie wiem, czy dasz radę – Odpowiedziała. Czy to zwątpienie? A może wyzwanie nie do odrzucenia/ Hm. An lubi konkurować...
Chłopak spojrzał na dziewczynę z chytrym uśmiechem. Połknęła przynętę. Naiwna dziewczynka. To było zbyt łatwe! Wszystko było zbyt oczywiste. Dlaczego nie może znaleźć kogoś, kto okaże się być dla niej wyzwaniem, tak wielkim, że nie będzie mógł, a raczej nie będzie umiał zrezygnować z dążenia do zwycięstwa, aż w końcu… tak to są marzenia autorki, że ten chłopak, w końcu ukaże swoją prawdziwą twarz, że nie będzie się krył. Jednak jak na razie nie zachodzi się na to. Dracon przybliżył się do ucha dziewczyny. - Nie bój się, dam radę, przecież jestem cudowny… - wyszeptał oblizując się jakby widział przed sobą nie dziewczynę, a taki śliczny torcik, który mógłby bez problemu schrupać. Położył dziewczynę na tafli wody i spojrzał z góry na dziewczynę – machaj rękoma i nogami zobaczymy jak sobie radzisz – powiedział z kamienną twarzą, chociaż w głowie pojawiły się słowa będzie śmiesznie.
Nie jest wcale naiwna!... No dobra, jest strasznie naiwna. I do tego dziecinna. I taka delikatna. Ale dzięki temu jest przecież niesamowicie słodka, prawda? A na to wiele chłopaków przecież leci! Każdy chce mieć małą dziewczynkę, o którą się będzie można troszczyć, którą się będzie można zaopiekować. Dlatego dziwię się, że ta dziewczyna jeszcze nikogo nie ma. No, ale skoro teraz uznała, że koniecznie musi mieć Dracona, to przecież będzie go miała, nie? Marzenia się spełniają, kiedy włoży się w to wysiłek, a ona miała już wszystko zaplanowane, a jeśli nie, to chociaż posiadała szkic swojego działania. Właśnie! Słyszała, że chłopak rysuje. Będzie musiała go koniecznie o to zapytać! Może kiedyś i ją naniesie na papier? W samym naszyjniku jak w tym mugolskim filmie Titanic! To by było takie piękne i romantyczne! - Yh... Hai – Odpowiedziała po Japońsku jak to miała w zwyczaju nadal mając problemy z angielskim, ale po tonie głosu łatwo można było wywnioskować, że to oznacza zgodę. Zresztą, Draco był przecież kiedyś w Japonii z Corin, więc powinien znać ten język troszkę. Skąd ona to wszystko wie? Od Ikuto. Nie trudno było wyciagnąć te informację od bliskiego przyjaciela. Pozwoliła mu położyć się na wodzie i grzecznie wykonywała jego polecenia. Szczerze, to wyglądała strasznie kalecznie. Naprawdę nigdy jej to nie szło i bała się, że i tym razem w końcu wpadnie pod wodę i może się utopi!? Zadrżała, co chłopak mógł poczuć. Naprawdę nie lubi wody. Ale przynajmniej może być blisko cudownego ślizgona.
Draco spoglądał na dziewczynę niepewnie. Nie sądził, że jest… aż tak beznadziejna! Wygląda jak rozjechana żaba jak pływa! Ech… czemu on się na to pisał? Idiota. Co do słodkich dziewczynek – nienawidził ich. Są irytujące, denerwujące jak Lilly, takie małe i głupie. Ech… No cóż, skoro postanowił przyjąć jej wyzwanie to musi zwyciężyć. Odwrócił ją dość brutalnie na plecy tak by dryfowała na jego rękach. - Rozluźnij się – wydukał znudzony – podryfujesz sobie trochę – powiedział oblizując się. Może pobawimy się w rekina hmmm, ciekawe jakby dziewczyna zareagowała, gdyby chłopak nagle tak pochwycił ją od dołu przewalając. Byłoby śmiesznie – zamknij oczy i rozluźnij się – powtórzył polecenie rozbudowując je.
Nie jest beznadziejna! A nawet jeśli, to nie aż tak bardzo! A rozjechana żaba tak czy siak powinna perfekcyjnie pływać! A jeśli nie, to unosić się na wodzie, bo przecież nie ma flaków i nie jest ciężka! Uh. Aż ciarki mnie przeszły kiedy myślę, że mogłam podsunąć pomysł wyprucia An flaków jakiemuś jej wrogowi. A wracając do słodkich dziewczynek – Wystarczyłoby, że zamiast być skrytym powiedziałby jej jaki jest jego typ, a momentalnie zmieniłaby się właśnie na taką, żeby mu się przypodobać. W końcu to ideał! Miłość wymaga poświęceń i jeśli jest za bardzo Lilowata – choć kompletnie nie zna tej dziewczyny nie licząc słodkich i romantycznych opowieści Ikuto – to się zmieni na bardziej... Właśnie, jest ktoś na kim powinna się wzorować? Słysząc jego głos znów postarała się wykonać rozkaz. Postarała się rozluźnić każdą część ciała. Boże, jakie to głupie z jej strony, ale to nie jej wina, że nie zna myśli chłopaka i jest tak naiwna, że ufa mu mimo iż całym sobą pokazuje, że nie powinno się tego robić. W końcu Draco to gorzej niż morderca, bo zabija najczęściej psychikę. Jak można się w kimś takim zakochać Agavaen? Dziewczyno, oprzytomniej!
Dracoś, mój słodki pysio misio spoglądał na dziewczynę z wielkim… rozczarowaniem. Jezu jak można być takim kalecznym? Jednak postanowił postarać się jeszcze trochę. Pomęczyć się jeszcze trochę, tak by dziewczyna była w nim zadurzona do końca życia. Żeby wszystko co robił było dla niej niesamowite. W końcu wyciągnął ją z wody i otrzepał się. No cóż, cały mokry jest, woda z niego ocieka ale no cóż. Spojrzał na Van perfidnym spojrzeniem i oblizał usta. To miało być pożegnanie. Schylił się i brutalnie złapał ją za podbródek wpijając się w jej usta. Szybko się odsunął i zaczął odchodzić. Uniósł rękę do góry, na znak, że w ten oto sposób żegna się z Gryffonką.
Nick był wykończony. Ten dzień go wykończył. Na lekcji transmutacji podpalił nawet to czego nie powinien, zgarnął minusowe punkty. W sumie nie ubolewał nad tym, ale bardziej nad reakcją kolegów, którzy go po prostu wyśmiali! W sumie mieli powód. Musiał odpocząć i się odprężyć. Pewnym krokiem podszedł na brzeg jeziora nad którym się pochylił i obmył twarz chłodną wodą, po czym zdjął koszulkę i położył się na trawie. Cieszył się promieniami słońca spadającymi na jego muskularne ciało. Wyrzucił z siebie wszystkie złe myśli i poczuł królem świata. Spojrzał w chmury i leżał... Pomyślał, że jest graczem quidditcha... W sumie zgłosił się wczoraj na ścigającego Gryfonów, czwarty rok z rzędu. Nie wierzył tak naprawdę, że zostanie przyjęty, ale tylko poruszył nieznacznie kącikami ust, po czym zamknął oczy. Zaczął odpływać.
Lubiłam się uczyć, nie powiem, że nie, jednakże nauka zaczęła mnie przytłaczać. Wybrałam sobie chyba za dużo kierunków szczerze mówiąc, ale taka byłam. Ambitna, aż nadto! W dormitorium domu Hufflepuff nie miałam wystarczającego spokoju o jakim marzyłam, toteż postanowiłam wyjść z murów Hogwartu. Ukojenie znalazłam nad jeziorem, gdzie nie było nikogo. To znaczy nikogo nie zauważyłam. Do czasu... Gdy zaczęłam się bardziej zbliżać do wody, która mieniła się w pięknym słońcu, zauważyłam czyjąś koszulkę. Nieopodal zauważyłam młodego chłopaka. To pewnie była jego własność. Zarumieniłam się delikatnie, widzą go bez koszulki, toteż od razu ją podniosłam i podeszłam do niego, by zacząć konwersację. - To chyba Twoja własność, hm? - Zapytałam w sumie retorycznie stojąc tuż nad nim, wpatrując się w jego postać swoimi dużymi, brązowymi oczami. - Uważaj, żeby żaden nauczyciel cię takiego nie zobaczył. Na terenie szkoły chyba nie można pozbawiać siebie odzienia. Nieprawdaż? - Zapytałam ponownie, uśmiechając się do niego dość szeroko.