Tutaj umieść opis lokacji. Zwykle kilka zdań, czy wyjaśnień.
Salon
Tutaj umieść opis lokacji. Zwykle kilka zdań, czy wyjaśnień.
Kuchnia
Tutaj umieść opis lokacji. Zwykle kilka zdań, czy wyjaśnień.
Łazienka
Tutaj umieść opis lokacji. Zwykle kilka zdań, czy wyjaśnień.
Pokój Lydii
Tutaj umieść opis lokacji. Zwykle kilka zdań, czy wyjaśnień.
Pokój Felinusa
Tutaj umieść opis lokacji. Zwykle kilka zdań, czy wyjaśnień.
Autor
Wiadomość
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Starał się, naprawdę się starał. Otworzyć umysł na ekscentryczność chłopaka, nie zważać na to, jak nielogiczne było jego zachowanie, a kierować się tym, że najwidoczniej tej pomocy potrzebował, tylko nie umiał odpowiednio o nią poprosić. Bo w końcu nieprzypadkowe zdawało się to nagłe zabieganie o uwagę czy prowokacyjne zachowania i nawet tym, że wręcz zachęcał go, by tę podejrzaną sytuację po prostu zgłosił, dawał mu dowód na to, że jego postawa to uzbrojone proszenie o pomoc. Czy źródłem jego problemów był brak ojca w domu? Zajęta obowiązkami matka? Wkraczanie w dorosłość, które potrafiło złamać niegotowe na nią osobniki? Tego Skyler nie wiedział i... chyba nie do końca czuł się na siłach, by się dowiadywać. Jednak zgodnie z sumieniem ich obu, postanowił zdjąć choć część tego ciężaru ze swoich barków i przenieść je na kolejne, rozsyłając kilka listów. Wychodząc, czuł żal ściskający puchonie serce. Żal, że nie potrafił rozegrać tego lepiej, ani nawet zrozumieć felinusowego toku myślenia; ale też żal mu było żegnać się ze spragnioną czułości kotką, a chyba najbardziej żal mu było przeuroczej Lydii, która zdawała się nawet wiedzieć, że z jej synem dzieje się coś złego. I może to właśnie ją powinien zaalarmować w pierwszej kolejności, a jednak... po prostu stchórzył, nie mając odwagi dorzucać zmartwień tak ciepłej istocie. I wyszedł, mając nadzieję, że jego stopa nie będzie już nigdy musiała przekroczyć progu tego domu.
| zt
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Spokój, opanowanie, ostrożność w kwestii wchodzenia do własnego domu, kiedy to wiedział o ostatnich przewinieniach partii politycznych, zdawały się przesiąkać poprzez jego smukłe, blade palce. Dom numer piętnaście nie jest niezwykłym domem - jest na pewno domem, który stanowi ostoję prywatności, wielu problemów, jak i praktycznych rozwiązań. Jest domem, który dla bliskich Lowella może stanowić azyl - jak chociażby dla matki, która postanowiła się go posłuchać i zrozumieć, a także dla Ślizgona, który wcześniej był w niezbyt ciekawym stanie. Pogryzienie przez pustniki również zostało naprawione; proste zaklęcia, przynajmniej dla samego właściciela i gospodarza domu, wydostały się z dzierżonej różdżki, a magia zasklepiła obrażenia. Dom ten stanowi ostoję bezpieczeństwa, którego nie sposób zaznać gdzie indziej - dom tajemnic, dom poniekąd czegoś, czego tak naprawdę nie można określić. Ciche westchnięcie, kiedy to przekręcił kluczyk w zamku, wydobyło się spomiędzy jego warg; znając życie, o tej porze nie było matki, w związku z czym mogli zasiedlić się w salonie, gdy przyprowadzał ze sobą Maximiliana, który zgodził się na wspólne spędzenie czasu przy partyjce w durnia. Po tym wszystkim każdemu z nich należało się trochę odstresowania, prawda? — Coś do picia, kawy, herbaty? — zapytał się, zaparzając wodę w elektrycznym czajniku, który to był zapewne znany przez Solberga w związku z ukradnięciem go do własnego pokoju. Zgodnie z prośbą (bądź też i jej brakiem), przygotował napój przyjacielowi, zalewając wodą o odpowiedniej temperaturze i kładąc go na stoliku. Oczywiście, czym byłby jego dom, gdyby nie czarna kotka, która to perfekcyjnie, niczym drapieżnik, poruszała się po kuchni, patrząc wprost na lodówkę, w której mogło znajdować się coś do przekąszenia. Niemniej jednak, zauważając Ślizgona, od razu zmusiła go do zajęcia miejsca na kanapie i notorycznego głaskania, patrząc złocistymi ślepiami oraz domagając się należytej atencji za pomocą miauczenia. — Ty, a wiesz, że ona odchodzi od lodówki zazwyczaj wtedy, gdy widzi tylko ciebie? — rzucił półżartem, podnosząc kąciki ust do góry i tym samym przynosząc samemu sobie herbatę pu-erh, by następnie usiąść wygodnie i wyciągnąć talię kart. — Jezu, ile lekcji jest teraz, to tego nie da się zliczyć. Zadań domowych też. Czuję się padnięty po tym tygodniu zapierdalania tam i z powrotem do jednej klasy bądź drugiej. — oznajmiwszy szczerze, pociągnął łyk własnego napoju. — A to z WDŻ to już w ogóle. Ale trzeba ci przyznać, dobrze ci poszło. — wyciągnął kartę, czując jednak jej słaby rzut i tym samym przekręcił oczami, klnąc na boga, bogów tudzież, dlaczego rozpoczyna od najgorszej możliwej opcji. Nim się obejrzał, a jego ubrania przemieniły się w pustelnicze szaty. — No i teraz mogę śmiało powiedzieć, iż mam prawo wyjechać w Bieszczady i odciąć się od tej szkoły na parę dni. — rzuciwszy półżartem, z kuchni przyniósł dobrą przekąskę w postaci paluszków solonych, którego to umieścił w swoich ustach tak, jakby palił papierosa.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Odpoczynek od całego zamieszania naprawdę był przydatny. Tak naprawdę pierwszy raz chyba przyszedł do tego domu w celu zwykłego relaksu. Bez żadnych widocznych ran, bez nowego dramatu, po prostu ot taka zwykła wizyta u przyjaciela. -A zadziwię Cię. Herbatki poproszę. - Wyjątkowo zmienił swój wybór. Przy zażywaniu eliksirów regenerujących i czuwania starał się ograniczać spożycie kofeiny, a wciąż musiał wspomagać się miksturami po spotkaniu z boginem. Z zewnątrz wszelkie oznaki tego stanu zaczynały znikać. Nie zmieniało to faktu, że Max wciąż miał niespokojne i w większości nieprzespane noce. Ledwo się rozsiadł, a Ivara już była na jego kolanach i zażywała codziennej dawki Solbergowej czułości. Nie potrafił jakoś jej odmówić pieszczot, chociaż nie wiedział dlaczego zwierzak akurat tak na niego reaguje. -Nie gadaj. - Zdziwił się, patrząc z zaciekawieniem w złote oczy Ivary. -Może po kryjomu chce mnie zeżreć i tylko próbuje uśpić moją czujność. - Zażartował drapiąc ją pod pyszczkiem, na co kotka odwdzięczyła się cichym mruknięciem. -Weź mi nic nie mów. Kiedy w końcu zainstalują w tym zamku windy. Chcą nas wykończyć już przed świętami mówię Ci. - Ponownie zatopił palce w czarnym futerku kotki i kilka razy pogłaskał ją dłonią. -Wszystkim nagle odjebało, czy tylko ja miałem takie wrażenie? - Zapytał, po czym na jego usta wpełzł uśmiech pełen dumy. -Dzięki! Nie spodziewałem się, że mi się uda za pierwszym razem. I to jeszcze niewerbalnie. - Faktycznie uznawał to za jeden ze swoich większych sukcesów tego miesiąca. Wykonał rzut kością i z ulgą stwierdził, że jego liczba oczek była wyższa niż ta, którą wylosował Felek. Bardzo dobrze wiedział, co oznaczała wyciągnięta przez niego karta cesarza i jakoś nie miał ochoty spotykać się z jej efektem. -Ani mi się waż. Umrę z nudów bez Ciebie. - Udał, że naprawdę się oburza, po czym sam wsadził sobie kilka paluszków do ust. -Ale powiem Ci, że ziemiste kolory Ci nie pasują. - Skomentował jeszcze nowe szaty kumpla i zabrał się za następny rzut.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Można było powiedzieć, że to są całkowicie odmienne warunki od tych, z którymi zazwyczaj mieli do czynienia. Zero obrażeń, zero nieszczęśliwych zdarzeń, a bardziej chęć pogadania o wydarzeniach minionych dni oraz po prostu chwili relaksu, która im się należy. Ciągła praca też nie jest dobra, w związku z czym Felinus czuł się bardziej w powinności, by zadbać o siebie w ostatnim czasie i tym samym zwrócić uwagę na jego jednostkę. Że jest i musi się o siebie postarać, by nie odprowadzić własnego ja do gorszego stanu. Nie bez powodu zatem starał się coś w tej kwestii zmienić, i to wcale nie z takiej prostej przyczyny, jaką bylby potencjalny opierdol od Maximiliana. Chociaż jest to czynnik wpływający na ogólne podejście do tego, to jednak matka również się o niego martwiła. Jak chodził blady i w ogóle jadł, to już w ogóle. Nie bez powodu zatem postanowił o sobie minimalnie bardziej zadbać, zapewniając przede wszystkim wsparcie w zakresie własnego zdrowia psychicznego. I tego u Solberga, bo też nie wyglądał najlepiej po historii z boginem. Jakby piętno przeszłości nadal go dręczyło. Felinus czuł żal, że nic nie może z tym zrobić. — Skąd taka nagła zmiana? — zapytawszy się, wsypał susz do zaparzacza i tym samym zalał go wrzątkiem, jako że postawił na herbatę czarną. Po paru minutach napar był gotowy i tym samym przelał go do prostego kubka, podsuwając następnie na stoliku gościowi. Jako gospodarz domu jakimiś umiejętnościami musiał się wykazywać, w związku z czym dość sprawnie przeszedł z opcji parzenia herbaty do wspólnej rozmowy oraz rozgrywki. Lowell spojrzał na kręcącą się wokół Maximiliana kostkę, która domagała się czułości w dość... nietypowy sposób. Nie reagowała na kogokolwiek innego z takim entuzjazmem. Może, jak to przystało na zwierzęta, kocie ślepia zauważały w Solbergu namiastkę dobra, jaką to zamierzała wydobyć Ivara? Albo była tak głodna, że zwyczajnie postanowiła poprosić kogoś innego o podanie jedzenia, choć mokra karma, jak i sucha, znajdowały się w misce. Felinus pokręcił głową, zastanawiając się tak naprawdę nad czarną istotką. — A to, jak chciała Ci usiąść na twarzy, było próbą usiłowania zabójstwa? — rzucił półżartem, samemu kierując własne, chude palce w stronę kotki, by następnie zatopić je w miękkim futrze i naprawdę zastanowić się, co może być przyczyną takiego zachowania zwierzęcia. — Wyrabiają kondycję przed spierdalaniem z powodu chochlików. — temat ten nie był całkowicie nowy, ale posiadał tak naprawdę namiastki tego, co nie powinno się stać w Hogwarcie. Niemniej jednak nie zamierzał drążyć i podążać za tym nudnym już działem w podręczniku do nauczania ONMS, w związku z czym przeszedł do dalszej części wypowiedzi, zaciskając dłonie na własnym kubku. Tyle razy już wałkował najróżniejsze teorie, spiski, a ciągle mielenie jednego tematu powodowało u niego odruchy wymiotne. Nie aż tak dosłownie, ale mózg w pewnym momencie zamieniał się w gąbkę. — Nie tylko ty. Kiedy widzę, ile tego jest, to naprawdę współczuję z tymi obowiązkowymi przedmiotami, bo tego jest od chuja. Kto to w ogóle nawymyślał? Nie dość, że po kątach bijemy się z chochlikami, to za spóźnienie na lekcje z ich powodu bądź z powodu wielkich schodów zwyczajnie otrzymujemy ujemne punkty. — pokręcił głową. Ewidentnie byli tanią siłą roboczą, bo każdego pracownika można zastąpić nieskończoną ilością studentów oraz praktykantów. Wkurzało go to niemiłosiernie, ale co mógł zrobić? — A widzisz, a jednak oszukałeś przeznaczenie. W ogóle, rozmawiałem z Huxem. W wolnych chwilach ma mi pomóc w załatwianiu protez. — napił się łyka herbaty, zastanawiając się nadal nad tym wszystkim,, kiedy to szaty przemieniły się w coś mniej ładnego i rzeczywiście; Felinus niezbyt ciekawie w nich wyglądał. — No to jedź ze mną, co ci szkodzi? — zaproponował w sposób czysto rozrywkowy, co nie zmienia faktu, że gdyby Ślizgon wykazał taką chęć, to zapewne by się kiedyś na jakieś wczasy wybrali. Miesiąc miodowy? Coś w tym stylu może. Lowell zjadł paluszka i chwycił po kolejnego. — Oho, karta diabła. W sumie, pasowałoby to do mnie. — wypowiedział dość prosto, kiedy wydobył jedną z kart i w sumie dość dobrze trafił, bo ostatecznie wygrał... kosztem Solberga. Puchon uważnie utkwił spojrzenie na pojawiających się napisach, starając się zrozumieć, za jaki efekt odpowiada właśnie to, a gdy przeczytał, już wszystko zrozumiał. Może nie wszystko, ale sekret, z jakim przyszło mu się skonfrontować, przyczynił się do chęci wydłubania sobie oczu. Gdyby wiedział, że coś takiego jest możliwe, na pewno nie patrzyłby w tę stronę. Palce mimowolnie drgnęły, a na twarzy pojawił się niepokój; to nie jest czas na wyciąganie rzeczy z przeszłości. — Spokojnie, nie mam zamiaru o to pytać i naciskać. — dodał jak najbardziej uspokajająco, wiedząc, że ostatnio stan przyjaciela, ten psychiczny, nie jest wcale taki najlepszy. A gdyby zaczął nalegać, nie skończyłoby się to za dobrze. Czuł, że musi chronić najbliższych, a jedną z tych osób był właśnie Maximilian. Postawił zatem jego zdrowie ponad własną ciekawość, czując się nieswojo z tym sekretem, który powinien zostać w jego duszy. Westchnął.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widział, kiedy Felinusowi się poprawiało, a kiedy znów zaprzestawał dbania o siebie. Narazie tego nie komentował, ale postanowił to mieć przyjaciela na oku i w razie potrzeby zainterweniować. Nie chciał, by puchon zaniedbywał siebie bez żadnego powodu. Max cieszył się nawet na wizyty kontrolne w domu Felka, bo przynajmniej miał wtedy pewność, że ten zje chociaż tosta. -A tak po prostu, czasem trzeba dać organizmowi odpocząć. - Wzruszył tylko ramionami, jakby to nie było nic naprawdę istotnego, bo faktycznie nie było. Jeżeli kotka była głodna to miała pecha, bo Max był zbyt wygodnie rozwalony, by teraz się po cokolwiek ruszać. Nawet jakby dom nagle zaczął się palić i walić, Solberg zapewne nie zmieniłby pozycji. Ivara chyba to zrozumiała, bo nie wyrywała się i spokojnie dawała się pieścić. -A nie? Definitywnie chciała mnie udusić. No, albo pochwalić się nowym smakiem futerka. - Odpowiedział w podobnym tonie. Naprawdę nie poznał wcześniej zwierzaka, który tak bardzo pragnąłby jego bliskości. Nawet pies, który mieszkał w domu jego przybranych rodziców, aż tak się nim nie interesował. -Błagam, tylko nie te chujki.- Jęknął przewracając oczami. To, co się działo w zamku z powodu chochlików, niuchaczy i innych szkodników zakrawało już naprawdę o wyjątkowo nieśmieszny żart. Max nie potrafił pomieścić w głowie tego, dlaczego to oni musieli zajmować się eksterminacją tego niebieskiego gówna podczas gdy kadra siedziała sobie w pokoju nauczycielskim przy kremowym i dzieliła się obawami, bo ktoś przeklął na korytarzu. -O! No proszę. Jednak będziesz je chciał? Co Cię przekonało? - Zainteresował się żywiej tematem protez. Był pewien, że Felek raczej nie jest najbardziej przekonany do tego pomysłu, ale skoro podjął taką decyzję, to musiał mieć swoje powody. Solberg naprawdę współczuł mu tej straty. Sam za nic w świecie nie chciałby być na miejscu Felka. -Teoretycznie bym mógł... - Zaczął zastanawiając się po raz kolejny, czy potrzebuje tej edukacji tak bardzo, jak mu się wydaje. Poza tym wyjechać w Bieszczady można na wakacje. Taki męski wypad na pewno byłby ciekawym doświadczeniem. -Na pewno wyglądałbyś przecudnie. - Zaśmiał się pamiętając, jak seksownie wyglądała Tori z nowym ogonkiem i lekkim futerkiem. Bardzo szybko jednak uśmiech zszedł z twarzy Maxa, gdy ślizgon zobaczył własną kartę. Najgorsza z możliwych. Przynajmniej dla niego. A w dodatku kostka pokazywał najmniejszą cyfrę. Przegrał. Nie chciał patrzeć na reakcję przyjaciela. Odwrócił wzrok, nieco mocniej przyciskając do siebie Ivarę. Bał się, co przyjaciel może o nim pomyśleć teraz, gdy największy sekret Maxa ujrzał światło dzienne. Milion obrazów z przeszłości przeleciało przed oczami Solberga, który nie śmiał ponownie spotkać czekoladowych tęczówek Felinusa. Skinął tylko głową w geście podziękowania i zabrał się za wyciągnięcie karty do kolejnej tury. Teraz, jak już Lowell wiedział, miał prawo zapytać w każdej chwili. Szczególnie, że wiadomość którą zobaczył mogła rodzić wiele pytań. W tej chwili jednak Max chciał skończyć rozgrywkę, bez przerywania jej dość nieciekawą historią sprzed czterech lat.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Trudno tak naprawdę nie zauważyć jego zmiany stanu zdrowia. Jakiekolwiek kroki podjęte w celu dobra, podjęte w celu zadbania o samego siebie, przyczyniały się do widocznych zmian. Niestety, tak samo było także w momencie, gdy nie znajdował czasu dla samego siebie i po prostu się zaniedbywał, bo blada skóra dawała o tym znać, a do tego kościste, chude palce, kończyny oraz samo ciało także. Nie bez powodu byłby idealnym obiektem testowym na jakiekolwiek zaklęcia. Niewielka, mała ilość tkanki tłuszczowej, jak również mniejsze mięśnie, przyczyniały się do tego, że naprawdę mało ważył. Tak o dwadzieścia kilogramów co najmniej, gdyby spojrzeć na to od szerszej perspektywy. Nie bez powodu jednak ciche westchnięcie opuściło jego płuca, kiedy to przygotował wszystko - począwszy od naparu, a kończywszy na drobnej przekąsce, jakoby szukając w tym wszystkim należytej dozy odpoczynku. — Zawsze możesz spróbować yerba mate. Podobno jest zdrowsza, a i gdzieś pewnie ją mam, to mogę trochę odstąpić. — mruknął na informację o tymczasowym rzuceniu kawy przez przyjaciela, jakoby zastanawiając się nad tym, czy to nie jest powiązane z jego stanem po spotkaniu bogina, aczkolwiek nie pytał. Nie narażał na zbędne wystawianie trudów życia codziennego na światło dzienne, kiedy to wiedział, że temat ten może nie być wcale taki komfortowy. I o ile w przypadku innych jednostek wystosowałby odpowiednie kroki, o tyle, w przypadku Maximiliana, nie zamierzał tak postąpić. Zależało mu na nim, na przyjaźni z nim, a czuł konieczność ochrony, w związku z czym unikał, gdy nie było takiej potrzeby, niewygodnych tematów i tym samym odsuwał je gdzieś na bok, w odmętach własnego umysłu. — Podejrzewam, że bardziej to drugie. Ewentualnie chciała zaznaczyć dominację, kto rządzi w tym domu. — pozwolił na to, by kąciki ust przyczyniły się do powstania delikatnego uśmiechu, utrzymanego w żartobliwym podejściu do całego tego zajścia. O ile, pomijając oczywiście fakt wspólnej kąpieli, o tyle jednak Ivara, w przypadku obrażeń u gościa, nie robiła sobie z tego nic, domagając się, jak zawsze, atencji. Nie przeszkadzało to Lowellowi. Podejrzewał, że brakuje jej tak naprawdę kontaktu z innymi. Ile razy stworzenie może mieć do czynienia tylko z jednym człowiekiem? — Wyścig szczurów w łapaniu niuchaczy czas zacząć. — wypowiedział, przypominając sobie występ Swanna. Łapcie, otrzymacie nagrody, do zobaczenia potem. Reakcja nauczycieli? Żadna. Kto się czuje w obowiązku utrzymania w porządku tego wszystkiego? Nikt. Kto na tym najbardziej cierpi? Uczniowie, którzy myśleli, że rozpoczną rok szkolny w normalny sposób, a jednak nie. To jest jak soczyste uderzenie z liścia wymierzone prosto w twarz. Felinus mimowolnie mocniej zacisnął opuszki palców na kubku i napił się łyka herbaty, która przybrała charakterystyczny kolor. Niebezpieczeństwo tego naparu polega głównie na tym, że zawiera spore dawki fosforu i nie można go pić zbyt często. No cóż. — Byłem ostatnio na badaniu u Williamsa właśnie. — może nie chciał tak naprawdę udawać, że ma jądra, ale... jakoś nie potrafił odmówić profesorowi, tym bardziej, że jeżeli bóle istniały ze względu na złe działające nerwy, to magiczna proteza mogła je zniwelować. — I wyszło na to, że bóle wynikają z nieprawidłowo działających nerwów, które nie mają ujścia. — kolejny łyk herbaty o pięknym zabarwieniu przerwał dialog, kiedy to był ubrany w pustelnicze szaty. — Huxley będzie starał się coś załatwić, ale powiedziałem, żeby się nie spieszył. — mimo, iż w większości przypadków nie myślał o innych, o tyle wiedział, że to właśnie Strauss musi uzyskać pierwsza pomoc. Bóle poczekają, bóle może nie przeminą, ale przejdą do codzienności. Był na to gotów, bo tak naprawdę nie był gotów na to, by przyjąć protezę. Sprawdzanie tego, doglądanie, a do tego operacja wsuwania implantów nie należała do najlepszych rzeczy, które mógł sobie wyobrazić. I o ile nie wątpił w umiejętności nauczyciela, o tyle wątpił w ponowną próbę nauki życia po staremu. Bał się powrotu do tego wszystkiego, skoro już zdołał się przyzwyczaić. Bał się oszukiwania samego siebie w tejże kwestii. — No to zawsze w wakacje można coś pomyśleć albo w ferie, jak uznamy, że to, co wymyśli szkoła, będzie wystarczająco nudne. — napomknął, jednak zbyt dużej dozy czasu nie miał, kiedy to Ślizgon przegrał turę, ale wcześniej dodał jeszcze komentarz na temat rogów i ogona. — Nie byłbym tego taki pewien. Z tymi ubraniami na pewno. — uśmiech i spokojne spojrzenie czekoladowych oczu zawitało na Ślizgonie, jednak nie naprędce. Cisza, jaka zawładnęła pomieszczenie, była niekomfortowa. Sam Felinus wiedział, jak wiele siły kosztuje czasami wypowiedzenie z siebie parę słów na temat jednej, konkretnej informacji, a co dopiero ta pojawiającą się bez zgody jej właściciela. I naprawdę, zakryłby sobie oczy, ale nie wiedział. Nie był świadom działania tej karty, a postawiony przed faktem dokonanym czuł się po prostu źle. Nie zamierzał w pełni obarczać współczuciem Maximiliana za zaistniałą sytuację, ale też, znał go już na tyle, że trudno było mu się przy nim odciąć od własnych uczuć. Udawać nieskazitelną maskę, którą to ubierał przy innych, mniej znaczących dla niego osobach. Martwił się. Jak zawsze, zresztą. Starał się teraz nie kłaść Solberga ponad siebie, ale nie potrafił w pełni. Nie bez powodu zatem zdecydował się kontynuować rozgrywkę zgodnie ze wskazówkami gościa, zamykając na krótki moment oczy, dopóki oczywiście okazało się, że tym razem znowu wygrał, jakimś cudem. Na stoliku, przed Maximilianem pojawił się dziwny, nieznanego pochodzenia eliksir. — Co to? — nie wiedział. Nic nie wiedział.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Sro 14 Paź 2020 - 13:01, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak na rodowitego puszka przystało, Felek wiedział jak ugościć przyjaciela we własnym domu. Max wiedział, że zawsze może tutaj liczyć na gościnę i opiekę, a przede wszystkim zawsze mógł liczyć na Felka. -Dzięki, dzisiaj zostanę przy zwykłej. Może następnym razem. - Powiedział na propozycję spróbowania Yerby. Był fanem próbowania nowych rzeczy, ale jakoś wizja zwykłej, mocnej herbaty bardzo go dzisiaj kusiła. A testowanie nieznanego mu napoju przecież nie ucieknie. Kwestia urazu na psychice była czymś zupełnie innym niż rany fizyczne. Blizn na ciele nie dało się tak dobrze ukryć, a przy odpowiednim samozaparciu i talencie do przekonywania innych, skazy na umyśle pozostawały niewidoczne. Z Maxem nie było jeszcze aż tak źle, by stracił nad sobą całkowitą kontrolę. Poza tym jednym momentem, kiedy to bez pamięci zaczął okładać Callahana pięściami. Na całe szczęście drugi taki incydent się nie zdarzył. Przynajmniej na ten moment. -Myślałem, że akurat dominację wyznacza Equinox. - Trudno było zaprzeczyć, że kruk swoją obecnością przyćmiewał wszystkie inne istoty w tym domostwie. Był w nim coś intrygującego, a jednocześnie przerażającego. Solberg nie był w stanie za długo patrzeć zwierzęciu w oczy, bo od razu czuł się bardzo niekomfortowo. Nie to, co w towarzystwie Ivary. -Nie powiem, trochę zależy mi na forsie, ale bardziej wolę po prostu rozkurwiać te szkodniki, kiedy wchodzą mi w drogę. Naprawdę można zwariować. - To, że Max potrzebował teraz gotówki było związane z jedną, oczywistą dla niego rzeczą. Zbliżały się urodziny Felka, a Solberg miał już bardzo konkretny pomysł na prezent dla niego, który niestety miał nieco nadszarpnąć finanse ślizgona. Czego jednak nie robi się dla przyjaciela. Słuchał uważnie wyjaśnień Lowella, próbując zrozumieć wszystkie medyczne zawiłości związane z przypadłością puchona. Sam nigdy nie stracił nic więcej poza godnością i dobrym imieniem, więc nie miał pojęcia, jak naprawdę czuje się ktoś po stracie części ciała. Jedyna wiedza jaką posiadał wynikała z jego rozmów z Felinusem. -Brzmi jak dobre rozwiązanie. W takim razie, cieszę się że będziesz miał to załatwione. - Jeżeli bóle miały ustąpić, Max nie widział powodu, dla którego puchon powinien odmówić. Domyślał się, że z zabiegiem wszczepienia protezy mogą wiązać się jakieś komplikacje, ale pod okiem wprawionego magimedyka, wszystko powinno przebiec bezproblemowo. -Najpierw dożyjmy do ferii, a potem planujmy. - Rzucił jeszcze żartobliwie, po czym skupił się na wyobrażaniu sobie Felka jako diabła. Wychylające się nieśmiało spod puchońskiej czupryny różki musiały by wyglądać na nim naprawdę uroczo. Ślizgon nie był tylko pewien kwestii futra. Sam nie wiedział, czy chciał, by Lowell poruszał teraz tę sprawę, czy też nie. Nie obwiniał go za poznanie informacji w taki sposób. Max wiedział, jakie ryzyko wiąże się z rozgrywką i świadomie je podjął. Nie podobała mu się jedynie myśl, że temat ten pozostanie w powietrzu między nimi przez bliżej nieokreślony czas. I tak już Felek wystarczająco interesował się jego blizną. Kolejna karta i kolejna przegrana. Na stole przed Maxem pojawiła się fiolka z eliksirem, który rozpoznał od razu. Miał dzisiaj wyjątkowego pecha, nie ma co. Powoli podniósł flakonik i zaczął obracać go w dłoni, jakby odwlekając moment zetknięcia warg ze szkłem. -Eliksir euforii. Poprawia humor.... ale może też uzależniać. - Utkwił spojrzenie w oczach przyjaciela. Zielone tęczówki ślizgona błyszczały czymś, co zdecydowanie nie było w tej chwili szczęściem. Nie miał jednak wyboru. Bał się. Tak starannie utrzymywał swój organizm czysty od podobnych rzeczy, przez ostatnie dni, że nie wiedział, jak zareaguje na wywar. Co prawda nie powinien wywołać on ponownej ochoty do sięgnięcia po mocniejsze specyfiki, ale mimo to obawa pozostawała. Max westchnął krótko i prędko opróżnił flakonik. Poczuł rozlewające się po jego ciele ciepło, a na jego twarzy momentalnie pojawił się lekki uśmiech. Ciężkość, którą odczuwał w głowie chwilowo zniknęła, zastąpiona przypływem energii.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Tura II Max: Mag, 3 Felinus: Kochankowie, 5 Życie Maxa: 4 Życie Felinusa: 5
Nie zamierzał psuć własnego domu - nie zamierzał dowalać do niego toksyczności, przynajmniej nie w przypadku gościa, jakim był Maximilian. Nie bał się w nim zjechać po całości prefekta, ale nigdy nie wykorzystałby swojej pozycji gospodarza, by zrobić na złość samemu Ślizgonowi. Nie bez powodu zatem znajdował się na równej pozycji, nie bez powodu zatem traktował go jak równego sobie, bo przecież byli równi sobie. Gdyby Lowell mu nie ufał, zapewne nie dawałby mu nawet kluczyków do mieszkania, które perfekcyjnie wprowadzają się w zamek od strony wyjściowej. Ciche westchnięcie nie bez powodu zatem opuściło jego usta, gdy zastanawiał się nad wieloma aspektami miejsca, w którym żyje. Chciał, by było jak najlepiej postrzegane, a przynajmniej przez najbliższych. Nawet jeżeli czasami jego serce jest skażone nadmiernym odcinaniem się od własnej duszy i segregowania myśli na te przepełnione uczuciami oraz logiczne, racjonalne w danej sytuacji. Kiwnął głową na decyzję Maximiliana w kwestii wybranego napoju, której to nie zamierzał kwestionować. Wiedział, że wiele zależy tak naprawdę od dnia, dlatego nie bez powodu czasami pozwalał swoim kubkom smakowym poczuć wyczuwalną nutę zielonych herbat albo właśnie chińskiej, sfermentowanej mieszanki. Człowiek jest istotą zmienną i doskonale o tym wiedział; a jeżeli z jakiegoś powodu Solberg zdecydował, że tym razem skupi się na herbatach, to w sumie lepiej dla jego zdrowia, prawda? — Czasami się zdarza, ale kiedy go akurat nie ma, to właśnie Ivara przejmuje jego stanowisko. — czasami dobrze, że go nie było, ale ptaszysko stawało się z kolejnymi miesiącami na tyle inteligentne, iż naprawdę zastanawiał się, czy aby nie adoptował jakiegoś demona. Łagodne spojrzenie brązowych tęczówek regulujących dostęp światła do źrenicy przystało na chwilę na kotce, jakoby szukając w niej jakichś odpowiedzi na dręczące go pytania. Różnica między bliznami jest widoczna, nie bez powodu poniekąd bardziej bolesna. Blizny na ciele można zakrywać, ale nie zawsze trzeba, jeżeli sytuacja nie sprawia bólu na sercu; blizny na umyśle, mimo że są niewidoczne dla innych, powodują nieustanną zmianę charakteru, nad którą trudno jest zapanować. Osobiście Felinus wolał, aby to właśnie jego ciało okryło się licznymi śladami po walkach, bójkach oraz innych tego typu; nie zamierzał narażać teraz, w najlepszym okresie swojego życia, własnej psychiki na dodatkowe rzeczy. Choć, zważywszy uwagę na to, co wydarzyło się podczas walki z magiczną istotą przybierającą kształt tego, czego człowiek się boi najbardziej... no cóż. Poniekąd zawiódł samego siebie, ale dopóki nie odczuwał skutków tego działania, było dobrze. Albo udawał, oszukiwał samego siebie, że to na niego nie wpłynęło? — Dostałeś ten list wystosowany przez Mościckiego? — zapytawszy się łagodnie, wiedział doskonale, że niedawno prefekt wystosował pismo o użyteczności tych stworzeń i badaniach przeprowadzonych na nich. — To jest jakiś jawny żart, że pozwalają mnożyć się tym chochlikom jak jakieś króliki. — pokręciwszy głową, nie mógł znaleźć słów. Najchętniej to by się zapytał Ignacego, co tak naprawdę ciekawego wprowadzają te chochliki w zamku oprócz zamieszania oraz ciągłych problemów powiązanych bezpośrednio ze szkodami na rzecz uczniów. Medyczne zawiłości może nie były zbyt dobre, przynajmniej dla samego ślizgońskiego bluszczu, który to posiadał znacznie mniejszą wiedzę uzdrowicielską, ale podejrzewał, że jego przyjaciel to po prostu rozumie. Może utrata jąder nie jest naturalną kolejnością rzeczy, ale przynajmniej wiedział, że ten go nie wyśmieje i podejmowanie rozmowy na ten temat w jego obecności nie było obarczone żadnym ryzykiem bycia wytykanym za pomocą palców. — Jeszcze załatwił mi wizyty u magipsychologa. Powiedział, że to z powodu tej utraty, ale podejrzewam osobiście, że miał ku temu trochę inne przesłanki. — wzruszywszy ramionami, jakoś niespecjalnie chciał podejmować współpracę ze specjalistą, który naprowadziłby go pod tym względem, jak i wieloma innymi, na prostą. Musiał oszukiwać, musiał grać, a ostatnio z tego rytmu wypadł, lecz wystarczyło ponownie podnieść maskę i tym samym perfekcyjnie odegrać swoją rolę. Uciec z morderstwem własnego ja, zabijając zarodek od środka; nie zamierzał komukolwiek innemu dzielić się własnymi problemami. Podejrzewał jednak, że część informacji może wyjść na światło dzienne, mimo obietnicy zachowania dyskrecji; jak to było przy Skylerze. — Dożyjemy...! To znaczy się, raczej dożyjemy. Z naszym stylem życia to trochę mniej prawdopodobne niż u innych. — wiedział o tym doskonale, dlatego nie bez powodu zaśmiał się, kiedy to zauważył dziwną zależność tego, że razem przysparzają sobie jeszcze więcej problemów oraz sytuacji, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Nie bez powodu skończyli z obrażeniami, czyż nie? — W ogóle, jak ręka? Lepiej? — zapytawszy się, kiwnął głową w stronę lewej kończyny górnej, jakoby zastanawiając się nad tym, czy objawy bólowe minęły do końca, czy jednak... upominają się o odpowiednią dozę uwagi. Zamartwiało go to, a nawet jeżeli tego nie pokazywał, to po prostu... okazywał należytą opiekę. Karta, która ich spotkała, może nie była najlepsza, ale sam Felinus wiedział, że to nie jest czas, by o tym rozmawiać. Nie bez powodu starał się jakoś rozwiać atmosferę ciążącą między nimi, jakoby utrudniającą komunikację. Może nie tyle z nerwów, a bardziej z braku zajęcia w dłoniach, chwycił za kolejne paluszki, obracając nimi we własnych placach, by następnie zauważyć eliksir. Eliksir euforii. Faolán mimowolnie pokręcił głową, jakoby pokazując niezadowolenie z takiego zrządzenia losu. — Nie da się tego jakoś ominąć? — zmarszczywszy brwi, wiedział jednak, jakie są zasady tej rozgrywki i zwyczajnie obserwował, jak zawartość flakonika zwyczajnie znika w gardle Ślizgona. Palce mimowolnie mu drgnęły, ale nic poza tym; nie zamierzał ponownie widzieć go w takim stanie. — Miejmy nadzieję, że ci nie zaszkodzi. — mruknąwszy, zbyt długo efektami Max nie mógł się jednak pocieszyć, gdyż pętla automatycznie owinęła się wokół szyi Puchona i poczęła go dusić do utraty tchu. Nie było to przyjemne, co nie zmienia faktu, iż ostatecznie wiedział, że coś takiego istnieje i nie oddawał się instynktom adrenaliny i przetrwania. Po tym wszystkim rozgrywka się zakończyła, a efekt eliksiru momentalnie zniknął. — To co, jeszcze raz? — zaproponował, przygotowując nową talię i tym samym, po uzyskaniu potwierdzenia, wyrzucił kostkę i wyjął kartę kochanków. — Oho, czyli w sumie nikogo los czyraków nie spotka. — o to przynajmniej nie musiał się zamartwiać, kiedy to karta przyjaciela automatycznie przegrała, a na jego ciele pojawiły się boleśnie wyglądające poparzenia. Puchon mimowolnie zmrużył oczy i spojrzał tym samym na obrażenia, jakoby powstrzymując mimowolny odruch różdżką. — Pod koniec gry znikną te poparzenia?— zapytał się, tak dla pewności.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Sro 14 Paź 2020 - 23:31, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Prawda była taka, że Max sam zaczynał się czuć u Felka jak w domu. Co prawda nie panoszył się i nie grzebał po rzeczach puchona, ale też nie miał problemu z obsłużeniem się, gdy Lowell akurat przebywał w pracy, a ślizgon potrzebował popracować trochę nad jakimś eliksirem. No tak, hierarchia wśród zwierząt musiała być zachowana, a chłopak zdecydowanie wolał, gdy w domu rządziła kotka niż kruk. Max osobiście nie uważał pomysł posiadania tego ptaka za zły. W końcu były równie użyteczne co sowy. Bardziej chodziło o tego konkretnego osobnika, który jak nikt inny potrafił wzbudzić w każdym dziwne uczucie. -Czy dostałem? - Usta Maxa opuścił krótki, aczkolwiek szczery śmiech. -Mordo, ja byłem powodem tego listu. Igancy widział, jak rozwalam chochliki i uznał, że lepiej mam się tym nie chwalić w murach szkoły. - Pokrótce streścił przyjacielowi całą sytuację. Gdy zobaczył wysłany przez prefekta list, wiedział co pchnęło go do takiej akcji. Max jednak nie miał zamiaru popuszczać chochlikom tylko przez jedno zalecenie. Po prostu pilnował, by nikt niepożądany nie widział tego. Nie potrafił powstrzymać lekkiego uśmiechu na twarzy, gdy usłyszał o skierowaniu do magipsychologa. Prawda była taka, że połowie zamku by się taka terapia przydała, a utrata jąder faktycznie mogła się kwalifikować jako dobry powód. -I co zamierzasz z tym zrobić? - Zapytał spokojnie bez wyjawiania swojej opinii. Sam wiedział z autopsji, że nawet przy potrzebie terapii nie można nikogo do niej zmusić. W tym wypadku byłoby to po prostu bezsensowne. Był ciekaw, jakie jest podejście puchona do całej tej sprawy. -Może sobie to wywróżymy, co? - Zażartował, bo przecież wszyscy wiedzieli, jakie piękne dary jasnowidzenia posiadali. Na szczęście żartobliwe wróżby, które jako pierwsze zostały wypowiedziane chyba nie zostały potraktowane na poważnie przez ich trzecie oko. Uniósł lekko brew, gdy Felek spytał o rękę. Zdążył się już przyzwyczaić do jej nowego wyglądu i nie zwracał aż tak uwagi na uraz, jakiego doznał przez książkę. -Raczej ok. Czasem coś tam zaboli, ale wszystko do wytrzymania. - Przyznał szczerze, po czym przyjrzał się uważnie Felkowi. Od pewnego czasu już chodził mu po głowie pewien pomysł, ale nie wiedział, czy to wszystko ma sens. -A Ty, jak się czujesz? Wiesz, z biodrem i resztą. - Lowell odniósł dużo poważniejsze rany niż Max i ślizgon miał nadzieję, że przyjacielowi nie babrze się to gówno do dnia dzisiejszego. Może kąpiele w wiggenowym faktycznie miały więcej sensu niż mu się wydawało. Sam nie był najszczęśliwszy, że akurat taki eliksir przyszło mu wypić. Z jednej strony wciąż nie pozbył się całkowicie ciągot do tego typu używek, ale z drugiej naprawdę zależało mu żeby się z tego wszystkiego wydostać. A tu nagle spotyka go coś takiego. -Niestety... - Powiedział tylko, nim wlał zawartość fiolki do gardła. Przymknął na chwilę oczy czując, jak mikstura zaczyna działać. Lowell wyraził na głos obawy, które ślizgon również posiadał. Nie było to jednak takie proste. Czasem wystarczyła jedna taka sytuacja, by zaprzepaścić nawet i lata walki z nałogiem. Chwilę później jednak z powietrza pojawiła się pętla, która skutecznie zaczęła zaciskać się na gardle puchona. -Wszystko ok? - Zapytał, gdy rozgrywka się skończyła, a talia kart eksplodowała. Ostatnio, gdy grali to Max został podduszony i doskonale pamiętał, jak niekomfortowe było to uczucie. -Pewnie, rozdawaj. - Chętnie przyjął propozycję kolejnej rozgrywki szczególnie, że efekt eliksiru zniknął tak szybko jak się pojawił, co spowodowało gwałtowne pogorszenie humoru Maxa. Przynajmniej nie musiał przechodzić przez cały proces zjazdu. Pech jednak nie opuszczał Maxa, który przegrał pierwszą rundę. W wyniku tego, jego karta gwałtownie wybuchła, a Max zyskał nowe poparzenia. W dodatku cały uwalony był sadzą. -No świetnie. To chyba nie jest mój dzień. - Uśmiechnął się ironicznie, po czym przeszedł do następnej rundy. Jak miał zginąć to niech to nastąpi szybko. -Powinny. - Dodał jeszcze, nie do końca pewien, czy efekt będzie się utrzymywał tylko do czasu gry.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Tura II Runda II Max: 4, cesarzowa Felinus: 1, koło fortuny Eliksir: postarzający
Życie Maxa: 4 Życie Felka: 4
W sumie, nawet Felinus się cieszył, że Max nie czuł się zatłoczony tym wszystkim i zaczynał przebywać w miarę swobodnie w jego domu. Wolał, aby Ślizgon się do tego przyzwyczaił, aniżeli pytał za każdym razem, czy może zajrzeć do lodówki lub zwyczajnie gdzie można zapalić światło. Lub gdzie jest papier toaletowy. Początkowo myślał, że młodszy od niego przyjaciel będzie miał z tym problemy, aczkolwiek... potrafił się sam obsłużyć. I to go w tym wszystkim cieszyło, bo otrzymywanie ciągle telefonów z tym, gdzie co jest i do czego służy, na pewno w pracy powodowałoby mniejsze skupienie na drodze. Sam czasami nawet nie pamięta przecież, gdzie położył daną rzecz, a co dopiero ma to powiedzieć. Wytłumaczyć, pokazać, przez słuchawkę - i to jeszcze za kierownicą. Czasami miał ważniejsze rzeczy do roboty, ale nawet gdyby Ślizgon rozwalił część domu, Faolán nie byłby na niego jakoś specjalnie zły. Ot, nie bez powodu posiada klucze, prawda? Jakąś dozę zaufania wyrobił sobie u gospodarza, nawet sporą. Największą. — O, cześć, panie winowajco! — machnął dłonią do niego, bo akurat nie był świadom tego, że list, wystosowany przez jednego z prefektów, wynikał z czystego zachowania Maximiliana przy nim. Odwzajemniwszy uśmiech, podniósł kąciki ust pod nosem, spoglądając na talię kart, którą to dzierżył. — Ach, no tak. Powinienem się tego domyślić, bo chyba jesteśmy jedynymi, którzy stosują takie metody zwalczania złego wpływu chochlików na Hogwart. — przypomniał sobie zaręczyny, które były czystym zbiegiem przypadków, a przyczyniły się do spełnienia wróżb wydobytych na lekcji wróżbiarstwa. Nadal nie mógł uwierzyć, niemniej jednak, rozluźniwszy się na kanapie, podciągnął jedną nogę do siebie, opierając się podbródkiem o kolano. Czasami myślenie mu nie pomagało, dlatego informacje te zachował dla siebie. — Hux wspomniał, że nie dopuści, bym uniknął wizyt, także, aby nie zwracać na siebie zbędnej, dodatkowej uwagi, po prostu będę chodził. — wzruszywszy ramionami, co tak naprawdę innego miał do zrobienia? Unikanie rozmów z psychologiem mogłoby zapalić czerwoną lampkę w głowie nauczyciela, a tego żaden z nich nie chciał. Już wystarczająco mieli na sobie wzroków prefektów, nauczycieli i opiekunów. Nie potrzebowali dodatkowego, jednego, tym razem bardziej zdeterminowanego. Lowell zauważał w Williamsie osobowość gotową do przyciśnięcia, gdyby zaszła taka potrzeba, niezależnie od tego, jak to brzmi. Wie, że nie odpuści. — Niespecjalnie mi się chce, ale no co mogę zrobić. — wypowiedział proste zdanie i tym samym zwrócił uwagę na wróżenie. — Będzie tak samo, jak przy tym pomniku lwa? Dawaj, bardzo chętnie. Co się stanie w najbliższej przyszłości? O przenajmędrszy Maximilianie, powiedz mi! — podniósł ręce, jakoby udając kult, niemniej jednak z uśmiechem oraz widocznym zgrywaniem się. Poznanie własnej przyszłości z Solbergiem bywało dziwnym, aczkolwiek ostatecznie doświadczeniem, które... ma okazję się spełnić. Ślizgon wywróżył, że oświadczy się jakiejś kobiecie, a oświadczył się właśnie jemu; Felinus wywróżył, że przyjaciel nie straci pieniędzy przy niuchaczach, a i tak je ostatecznie stracił. Ale, zyskał za to prezent zaręczynowy w postaci puchatej kulki. — Dasz sprawdzić? Pamiętaj, że zawsze mogę skołować jakiś wiggenowy albo regenerujący. — zapytał się go, by następnie, gdy uzyskał zgodę, podwinąć ostrożnie rękaw Ślizgona i tym samym, siedząc na własnych kolanach, rzucić zaklęcie wykrywające skupisko jakichś chorób bądź zakażeń. Imago Morbus, które wyszło mu za pierwszym razem na lekcji, także teraz wyszło, nie ukazując jednak niczego szczególnego. — Czasami coś poboli, ale wyjątkowo rzadko. Bardziej mnie wkurwiają te bóle podbrzusza. — napomknął, chowając drewniany patyczek do kieszeni i rozsiadając się wygodnie, przypominając sobie o tym, że od czasu do czasu będzie musiał dolewać trochę wiggenowego do kąpieli. Blizny nie otwierały się po takim zabiegu, a sam Lowell miał jakoś więcej siły i energii, nawet jeżeli zanurzanie się w całości własnym ciałem potrafi czasem wyssać resztkę posiadanego zapału. Obserwowanie wlewania eliksiru do gardła nie było najprzyjemniejsze, ale sam nie wiedział tak naprawdę, z czym on miałby do czynienia, kiedy by to wylosował właśnie taki eliksir. Wolał nie wiedzieć, przynajmniej na razie, kiwając głową w stronę Solberga, by potem poczuć pętlę zaciskającą się wokół jego szyi, która, na całe szczęście, nie pozostawiła żadnego śladu. Niezbyt przyjemne doświadczenie, ale do zniesienia, kiedy człowiek jest świadom, iż nie ma prawa nic złego się stać. O ile ktoś nie zaczarował talii do tego stopnia, że sznur nie zniknie, dusząc swoją ofiarę do końca. — Na spokojnie, dam rady. — musnął palcami po własnej szyi i tętnicach, chcąc sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, by następnie przejść do następnej rozgrywki. Obserwowanie Maximiliana w sadzy nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, tak samo poparzenia... które Felinus zamierzał od czasu do czasu monitorować. — To nie jest chyba dzień dla żadnego z nas. — dodawszy jakoś pozytywniej, nacechowując pozytywnym aspektem tego, iż każdy z nich teraz jakoś obrywa, sięgnął po kolejną kartę. — Miejmy nadzieję. — Koło Fortuny przegrało z Cesarzową, której efekt trochę pamiętał, ale nie był co do niego taki pewien; tuż przed nim pojawiła się fiolka. Z eliksirem. Postarzający - taka była nazwa widniejąca na butelce, z której musiał wypić całą zawartość. Felinus przekręcił oczami, by następnie wlać do gardła zawartość dość ostrożnie, aczkolwiek ostatecznie bez jakichś większych oporów. — No to co, przerywamy rozgrywkę i idziemy do Działu Ksiąg Zakazanych? Albo na Noktrun? — podrapał się po twarzy, wyczuwając brodę; eliksir dodał mu trochę lat i mimo że nie mógł tego zobaczyć, to Ślizgon widział w całej okazałości starszego o kilkanaście lat Lowella. Mniej wychudzonego, a bardziej zadbanego, posiadającego już te charakterystyczne rysy, rysy dojrzałości.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Sro 14 Paź 2020 - 23:31, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Bezustanne trucie Felkowe dupska byłoby problematyczne zarówno dla jednej jak i dla drugiej strony. Dlatego też Max nie wyciągał co pięć minut telefonu. Jeżeli coś nie leżało na miejscu, przywoływał to prostym Accio. Lepsze to niż grzebanie po cudzych rzeczach w poszukiwaniu butelki wody. Wolał uniknąć kolejnej sytuacji podobnej do tej, gdy zawartość jednej z szuflad została przed nim ujawniona ku widocznemu niezadowoleniu gospodarza. -Nie do końca jedynymi. Ale większość uczniów ma jakieś opory przed zabijaniem tych skurwieli. - Tak, obydwoje zdecydowanie przyczyniali się do szybkiej eksterminacji populacji chochlików. Tylko, że to Max był na tym przyłapany przez prefekta, co popchnęło go do wystosowania listu. Jakoś nie specjalnie się tym przejmował. -Czyli nie chcesz, ale musisz? - Upewnił się jeszcze, w miarę rozumiejąc sytuację. Sam pewnie próbowałby się jakoś z tego wymigać, ale podejście Felka do terapii było dość chłodno rozsądkowe. A nuż mu się spodoba i na samej kwestii utraty jąder się nie skończy. Wszystko było tak naprawdę możliwe. Widząc zapał puchona do "wróżenia", Max uśmiechnął się i wczuł w rolę wielkiego jasnowidza. Splótł palce obydwu dłoni, odchylił się do tyłu i przymknął powieki. -Widzę..... - Zaczął niskim, tajemniczym głosem. -Widzę śnieg. A na tym śniegu coś się błyszczy. Tajemnicza kraina, leżąca na wschód od Hogwartu... Oho! Z mroku wychodzi testral i porywa nas ku krainie śmierci. - Powrócił spojrzeniem na Felka. -No cóż, to sobie pożyliśmy. - Wyszczerzył się do przyjaciela. Jakoś nie sądził, żeby mieli tak szybko zniknąć z tego świata. Może przyciągali nieszczęścia, ale też dawali sobie nawzajem szczęście. Przybliżył się do puchona, by ten mógł sprawdzić jego bliznę. Powoli przyzwyczajał się już do tej opieki, chociaż nadal nie czuł się z nią do końca komfortowo. Był przyzwyczajony do tego, że to on musiał doglądać innych. -Miejmy nadzieję, że niedługo znikną. Te protezy powinny pomóc, tak? - Upewnił się jeszcze. Bóle fantomowe naprawdę brzmiały jak koszmar. Sam też nie czuł się komfortowo robiąc do przy Felku. Nawet w momentach brania, nie robił tego przy innych jeżeli tamci się nie zajmowali podobną rozrywką. Teraz, gdy wiedział, że Lowell tym bardziej nie powinien na to patrzeć, czuł dziwny ucisk w żołądku i nutkę wstydu. -Zdecydowanie. Ta gra chce nas wykończyć. - Uniósł lekko kąciki ust, ostatni raz spoglądając na szyję Felka, która nie nosiła nawet śladu po wydarzeniu sprzed chwili, by przenieść wzrok na eliksir, który właśnie pojawił się na stole. Mikstura postarzająca zdecydowanie była bezpieczniejszą opcją. Obserwował przemianę swojego przyjaciela o dobre dziesięć lat. -Kurde stary, jak serio będziesz tak wyglądać, to zazdro. - Skomentował nową twarz Lowella. Wiek nie odjął mu niczego, a wręcz dodał męskości i charakteru. -Wiesz, że jak przerwiemy, efekt zniknie? - Rzucił, chociaż propozycja była kusząca. Zamiast tego Max westchnął lekko i postanowił zaryzykować. -Jak już o Nokturnie mowa.... - Zaczął powoli, ciągnąc kolejną kartę. -Chciałbym zacząć zgłębiać trochę Czarnej Magii. A po tym, co mówiłeś, myślałem, że możesz mi w tym pomóc. - Przeniósł spojrzenie zielonych tęczówek na te czekoladowe, które uważnie go obserwowały. Nie wiedział, jaka będzie reakcja Felka, ale był przygotowany na odmowę z jego strony.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
II tura runda III Max: moc, 4 Felinus: cesarzowa, 6 (zaburzenie kart)
Życie Maxa: 4 Życie Felinusa: 3
Czasami nie można jednak wiedzieć, czego dokładnie się chce. Nie bez powodu zaklęcie Accio jest obarczone ryzykiem dostania innej rzeczy, niż tej, o której się teoretycznie pomyślało. Teoretycznie, bo w praktyce mogła mieć ona inny wygląd, a także kompletnie odmienną strukturę. Grzebanie po cudzych rzeczach natomiast mu nie przeszkadzało aż tak, w związku z czym, gdyby mógł, gdyby wiedział - machnąłby na to dłonią, mówiąc, żeby traktował ten dom jak swój. Sytuacja ze szufladą nie była zbyt przyjemna, w związku z czym trochę Felinus czuł obawy, aczkolwiek ostatecznie był w stanie wytłumaczyć się z wielu rzeczy. Gdyby nie potrafił, już dawno by go tutaj nie było; umiejętność kłamania wymagana jest w życiu codziennym, ale szczerość rezerwował sobie tylko i wyłącznie dla wybranych osób. Nie bez powodu zatem mogło to wyglądać dziwnie dla innych, kiedy normalnie był cichy i pozbawiony emocji, ale przy Maximilianie pozwalał, by te właśnie wydostały się z spod kopuły jego czaszki i zwyczajnie przeszyły otoczenie. — Nie bez powodu. Te chochliki mają kształt miniaturowych ludzi, więc uczniowie patrzą na nie z empatią. Gdyby miały kształt komara, to bez problemu by je zabijali. — wzruszywszy ramionami, wiedział doskonale, jak to z tym wszystkim jest. Widzenie własnego gatunku powodowało wstrzymanie się od rzeczy, które ktoś normalnie by zrobił, ale... no właśnie. Zobaczenie odbicia samego siebie, kiedy tak naprawdę jedyne, co ich łączy z chochlikami, to antropomorficzna budowa ciała, bywało nie do końca logiczne. Stanowiąc naturalny odruch, powodowało w końcowym rozrachunku niechęć do krzywdzenia czegoś, czym mogliby być. Nieprawidłowo. — Bingo. — prosta odpowiedź, prosta kalkulacja, proste wszystko; nie bez powodu Felinus odczuwał skutki tego wszystkiego, ale nie zamierzał tak łatwo się poddawać. Jeżeli profesor Williams chce go do tego zmusić, to proszę bardzo. Nie obiecał, że się postara, po prostu powiedział, że się postara. Nie bez powodu nie zamierzał nawiązywać zbyt głębokiej współpracy, bo dzielenie się własnymi problemami nie należało do codziennych obowiązków. Jednego obarczył problemami i był to Max, któremu po prostu ufał. Obserwowanie przyjaciela w domniemanym transie było czymś zabawnym, aczkolwiek obarczonym ryzykiem błędu; wiedział, że wróżba może być niedokładna, a trzecie oko - poczuć się urażone. Nie bez powodu obserwował zatem jego poczynania oraz wsłuchiwał się w słowa wydostające się z jego ust, chłonąc tę wiedzę niczym gąbka. — Ach, do mitycznego Tartaru? Może nie byłoby tam wcale tak źle. — rzucił prostym, aczkolwiek miłym uśmiechem w jego stronę, zastanawiając się nad tym, czy rzeczywiście by mu taka wizja odpowiadała. — Potem wrócimy, zmartwychwstaniemy i powiemy "e tam, nudno było, nie polecamy". — nigdy w sumie nie widział osoby, która przywrócona zostałaby do życia i oznajmiła, że w sumie życie pozagrobowe jest nudne i lepiej po prostu męczyć się na tym świecie. Nie zmienia to faktu, iż reakcja ludzi mogłaby być różna i po prostu Felinus chciałby ją zobaczyć, kiedy to wypił resztki własnej herbaty i powrócił do rozgrywki. Sprawdzanie blizny poszło szybko i bezboleśnie, kiedy to student rzucił zaklęcie niewerbalnie, które to nie pokazało żadnych zmian infekcyjnych oraz chorobowych. Wiedział, że może ona sprawiać przykrość, aczkolwiek ostatecznie... co mogli zrobić? Czarnomagiczne blizny nie znikają. Są piętnem na duszy, niemożliwym do usunięcia. Nie bez powodu jego praca dyplomowa jest właśnie na temat leczenia jej i możliwych konsekwencjach. Mało kto łączyć uzdrawianie z czarną magią, a wiedza, którą wyniósł z Działu Ksiąg Zakazanych, mogła być naprawdę istotna w tej kwestii. — Oby zniknęły. Protezy powinny, ale w sumie to zobaczymy. Będę chyba takim królikiem doświadczalnym. — nie przeszkadzało mu to, ale też, nie cieszył się z tego powodu. Wolał sam się leczyć, ale przecież, będąc pod narkozą, sam sobie protez nie założy, tworząc odpowiednie dowiązania. Nie bez powodu musiał zaufać nauczycielowi, z czego nie był zadowolony, ale innego wyjścia nie miał. Chyba że chce się z tym męczyć całe życie. Spoglądał z ostrożnością na pochłaniany przez przyjaciela eliksir, którego efekty na szczęście szybko przeminęły. Nie był zawiedziony, chociaż... czy gra powinna coś takiego dopuszczać? Miał ochotę pokręcić głową, ale koniec końców tego nie zrobił, by przypadkiem nie wyszło na to, że robi to w stosunku do Maximiliana. — I gdzie jest tutaj ta chwila relaksu? — zapytawszy się żartobliwie, przeszedł do połknięcia eliksiru, przyjmując dość starsze rysy twarzy. Nie przejmował się tym zbytnio, w związku z czym uśmiechnął się na słowa przyjaciela. — A co, aż tak zajebiście jest? — proste pytanie, skierowane w jego stronę, kiedy to wyciągnął kolejną kartę, na której to widniała Cesarzowa. Słowa, które wypowiedział Ślizgon, spowodowały zastanowienie się nad tym, czy aby na pewno powinien dzielić się tą wiedzą. Zmarszczywszy brwi, pamiętał jego reakcję na Boyda. Czy powinien? Nie dość, że dowiedział się o możliwości zabójstwa przez Solberga, to jeszcze nie zdawał się panować nad swoimi emocjami. — Czarna magia jest spaczona. Udowodnij mi, że będziesz w stanie nad sobą zapanować, a wtedy udzielę ci większej ilości wiedzy. Zaczniemy od podstaw podstawy. — rzuciwszy kostką, wynik, jaki uzyskał, spowodował, że przekrzywił usta w grymasie zadowolenia, ale... Talia kart najwidoczniej była uszkodzona, bo zamiast zadziałać na Maximiliana, zadziałała wyjątkowo na niego, powodując otrzymanie zastrzyku Amortencji, której starał się unikać jak ognia. Umysł przepełniły od razu nienaganne myśli, a samo spojrzenie na przyjaciela złagodniało. Może nie aż tak diametralnie, w związku z czym nie można było tego od razu zauważyć, ale dziwne uczucie, przepełniające jego serce i duszę, jakoby to właśnie jemu ufał bardziej, niż sądził, przejęło władzę. Nie bez powodu Felinus zmniejszył dystans między nimi, ostrożnie, delikatnie, z należytą dozą uwagi, jakoby poszukując jakiegokolwiek cielesnego kontaktu. Następnie oparł się głową o obojczyk przyjaciela i tym samym oddał się beztroskim przemyśleniom i zaufaniu, czując się wyjątkowo komfortowo w towarzystwie Ślizgona. Nie przeszkadzało mu to, no ba, łaknął poniekąd kontaktu, wypuszczając powietrze tuż nieopodal jego szyi. — Ładny zapach. — niezależnie od tego, jak absurdalnie by to brzmiało, uśmiechnął się pod nosem i tym samym oparł się bardziej, będąc przygotowanym powoli do wyciągnięcia kolejnej karty. Siedzenie obok niego w trochę widocznym nieładzie oraz nowszej, to znaczy się, starszej twarzy, bywało relaksujące. Miłe. Obecnie jego obiektem zainteresowań, na niekorzyść wszystkich zebranych, był właśnie przyjaciel, co niespecjalnie mu przeszkadzało.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Sro 14 Paź 2020 - 23:31, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Chwilę myślał o tym, co powiedział Felek na temat chochlików. Sam nigdy nie postrzegał ich jako miniaturowych ludzi. Może i anatomia była podobna, ale mimo wszystko ich natura bardzo mocno odbiegała od tej ludzkiej. -Coś w tym może być, że łatwiej zdeptać pająka niż ustrzelić szympansa. - Oczywiście nie chodziło mu o kwestię trudności, ale właśnie o podobieństwo do ludzi. Czy zatem z tą dwójką było coś nie tak dlatego, że nie mieli problemów z eksterminacją błękitnej fali? Temat zdrowia Felka się wyczerpał. Max cieszył się, że przyjaciel zaczął dzielić się z nim takimi rzeczami, chociaż wiedział, że mogło to nie być dla niego łatwe. -Ja tam celuję w Valhallę. Mam na to jakieś tam szanse. - Tartar nie brzmiał jeszcze najgorzej, ale Max zdecydowanie wolał Nordyckie zaświaty, a gdyby nagle nawrócił się na religię matki może jeszcze coś udałoby mu się ugrać u wielkiego Odyna. -A co, znasz jakiegoś nekromantę? Czy zakładasz, że po prostu nas z tych zaświatów wypierdolą, bo będą mieli nas dosyć? - Obydwie opcje były według Maxa tak samo prawdopodobne, dlatego wolał upewnić się, co Felek miał w planie. Żeby później nie było jakiś niedomówień. Nie wiedział, czym Lowell zajmuje się w ramach pracy dyplomowej, bo nigdy nie pytał. Nie przeszło mu przez myśl, że puchon przecież już kończy naukę i od czerwca będzie pełnoprawnym dorosłym. W końcu wolnym od murów Hogwartu. Fakt, że mieli testować na Felinusie nowe metody nie do końca uspokajał Solberga. Mimo wszystko przecież się o puchona również martwił i nie wyobrażał sobie, aby coś mu się stało przez jakiś głupi, medyczny błąd. A bardzo dobrze wiedział, że magia nie jest w stanie wszystkiego naprawić. Mógł tylko mieć nadzieję, że jednak wszystko pójdzie dobrze. Był wdzięczny za brak komentarzy ze strony Lowella zarówno na temat jego sekretu jak i eliksiru, który mimo wszystko musiał przecież wypić. Mieli dzisiaj spędzić miły dzień, bez tych wszystkich problemów i dramatów. -Spokojnie mógłbyś podbijać serca samotnych matek na wywiadówkach. - Uśmiechnął się szeroko, zapewniając Felka, że przyszłość naprawdę wygląda dla niego dobrze. Przynajmniej fizycznie. Wystarczyło teraz tylko trzymać kciuki, żeby eliksir miał podobną wizję, co upływający czas. Wystosowana właśnie prośba mogła wzbudzić naprawdę wiele podejrzeń. W tej chwili Max mógł nie wyglądać najlepiej w oczach przyjaciela, a do tego wciąż pamiętał jak nadszarpnął jego zaufanie. Nie dziwiło go więc, że Felek miał obiekcje. -Udowodnię. Nie potrzebuję praktyki. Interesuje mnie wiedza i zrozumienie tematu. - Zaznaczył od razu, by odsunąć od siebie podejrzenia co do chęci morderstwa kogoś za rogiem. Chwilowo nie interesowało go łamanie ludziom kręgosłupów i doprowadzanie do magicznego obłędu. Chciał być przygotowany. Móc ewentualnie zareagować lub zapobiec, a bez zrozumienia tej dziedziny nie był w stanie zrobić nic. Zdziwił się, gdy nie odczuł efektów przegranej. Spojrzał na Felka i już miał zapytać, co się odpierdala, gdy zobaczył zmianę w jego twarzy. Subtelną, ale widoczną w oczach postarzonego o kilka lat puchona. Patrzył, jak zmniejsza dzielący ich dystans zastanawiając się, co powinien zrobić. Amortencja to zdradzieckie cholerstwo, które naprawdę potrafiło namieszać. Poprawił się lekko, gdy puchon postanowił oprzeć się o jego obojczyk i uśmiechnął delikatnie na komentarz, który opuścił jego usta. Nie przypuszczał, żeby normalnie Felek był wielkim fanem zapachu kosmetyków wymieszanych z wonią spalonego tytoniu. -Dzięki mordko. - Z wyszczerzonymi zębami dał mu przyjacielskiego buziaka w czubek głowy. -Wygodnie? - Zapytał jeszcze, bo czym sięgnął po kolejną kartę. Amortencja czy nie, gra się przecież sama nie skończy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Zawsze zastanawiał się nad tematem chochlików, ale ostatecznie... nie był on jakoś stricte złożony. To prawda, nic nie wiedzieli na temat tego, dlaczego te magiczne stworzenia pojawiły się w Hogwarcie wraz z niuchaczami, ale co mogli w tej kwestii zrobić? Magiczne śledztwo? Może byłoby ciekawe, co nie zmienia faktu, iż koniec końców nie dałoby to im żadnego, skutecznego rozwiązania problemu inwazji w zamku. Każdy mógł gdybać, ale tak naprawdę liczy się pokonanie tego wszystkiego i przywrócenie do murów starej budowli po prostu porządku. By nic nie rzucało talerzami, by nic nie powodowało jakichkolwiek uszkodzeń, by uczniowie nie wybiegali z klas, a do tego nie musieli zadzierać z boginem. Przytaknął na jego słowa w zakresie zdeptania pająka oraz zastrzelenia szympansa. Może sam nie uważał, żeby chochliki kornwalijskie były bliskie jego sercu, w związku z czym nie czuł żalu i empatii, co nie zmienia faktu, że inni mogli. Nie miał prawa im zabronić, nawet jeżeli nie była to czynność godna podziwu; empatia ludzka jest niesamowita, ale czasami przyczynia się tak naprawdę do bycia niepotrzebnym hamulcem w obliczu narastającego powoli zagrożenia. — Z tym trudno się nie zgodzić. — nordycka mitologia potrafiła zamrozić krew w żyłach i przyczynić się do posłuchania wielu naprawdę ciekawych historii. Wiedział o tym, kiedy to był z Fenrirem w jednym pokoju na wakacjach; może za nim nie przepadał, za tym nacechowaniem wszystkiego w zakresie danego kultu, ale to nie była główna przyczyna. Główną przyczyną było proste splunięcia na jego twarz, gdy coś do niego mówił. Ignorancja jest jednym z tych czynników, które stanowią dla Lowella płachtę na byka; wystarczy drobne jej ziarno, jawne ziarno, pokazujące się w zasięgu wzroku, próbujące wykiełkować, by ten ze skutecznością plony zdeptał. Ostatecznie jednak się tym dzieciakiem nie przejmował. — Nie, osobiście nie znam. Myślę, że nas prędzej wypierdolą, bo im to wszystko raczej rozwalimy. — rzuciwszy półżartem, wyszczerzył się do przyjaciela, by tym samym zwrócić uwagę na to, że mają wiele za uszami. Hogwart nie potrafił ich przytrzymać, Noktrun także, nawet jeżeli odnieśli obrażenia. Jakby coś nie mogło ich do końca powstrzymać; chyba jedynymi łańcuchami na szyi były tak naprawdę ogólnie przyjęte zasady oraz prawo. Dorosłość go zamartwiała, ale w sumie nie była niczym złym. Skoro zarabiał, pracował, a do tego jeszcze chodził do szkoły, to mogło być tylko łatwiej, gdy opuści już mury starodawnego zamku i tym stanie się w pełni zależnym od samego siebie. Ostatni rok jednak przyniósł mu wiele niespodzianek. Wizja mniejszej częstotliwości spotkań ze Ślizgonem nie bywała zadowalająca, ale... czy musiał się tym zamartwiać? Nie zamierzał psuć sobie humoru. Tak samo w przypadku protez; tyle razy testował na sobie zaklęcia, że proteza nie wydawała się być niczym szkodliwym. — Musiałbym pierwsze na te wywiadówki chodzić. — pstryknął palcami i wskazał w jego stronę, bo przecież ten doskonale wiedział, że prawdopodobieństwo posiadania syna przez Lowella jest równe zeru, co czyni to wydarzenie ostatecznie niemożliwym. Nie zamartwiał się tym na razie. Może później będzie miał ku temu powody, ale teraz, w obliczu poprzednich sytuacji, widział w tym same plusy. — Poza tym, ja i podbijanie serc? Nie wiem, może jakbyśmy się zamienili ciałami, to wtedy istniałaby taka większa szansa. — umiejętności uwodzenia kobiet nie posiadał. Nie utrzymywał z nimi jakiegoś bliższego kontaktu, a co dopiero inne, zahaczające o intymne tematy, rzeczy. Nie przeszkadzało mu to; mógł kontrolować w pełni własnego ja, co w sumie było koniec końców na korzyść. — To bez problemu. — może nie był mistrzem, ale doświadczenie kilkumiesięczne posiadał, w związku z czym zgodził się na taką prośbę. Wiedział, że ten temat może interesować Solberga, ale... on sam uczył się na własną rękę. W dobrych celach, bez żadnej chęci wystosowania komukolwiek krzywdy, nawet jeżeli czasami demony przeszłości odzywały się i zachęcały do zabicia ojczyma. Chciał wiedzieć, jak się bronić przed klątwami, jak bronić najbliższych. Wbrew pozorom każda dziedzina wiedzy jest wysoce przydatna. — Jakby cię to interesowało... to na czarną magię natknąłem się przypadkiem. — uśmiechnął się, spoglądając na Ivarę, która to wędrowała między lodówką a kanapą. — Włamałem się do Działu Ksiąg Zakazanych wraz ze znajomą w tamtym roku. Parę sekund i by nas ktoś przyłapał. Głównie to było z jej inicjatywy, ale ja porwałem książkę i po prostu zacząłem się z niej uczyć. — proste wyznanie wydobyło się z jego ust, bo nie uważał, by ta historia już miała jakiekolwiek podwaliny do wlepienia punktów, a i tak Solbergowi po prostu ufał. Początki uczenia się o sztukach zakazanych były dla niego najgorsze i powodowały nieustanne bóle głowy, ale potem, gdy już w większości porzucił moralność, przyswajanie tego stało się znacznie łatwiejsze. Sam nie spodziewał się, że zastrzyk amortencji tak na niego zadziała. Wymagał kontaktu, był niemalże niczym czarna kotka, która co chwilę domagała się atencji; nie bez powodu dość znacznie skrócił dystans, być może trochę łamiąc zasadę prywatnej przestrzeni. Nie przeszkadzało mu to; Maximilian nie dość, że stał się dla niego atrakcyjniejszy fizycznie, to jeszcze przy okazji pod względem posiadanych cech charakteru. Nie bez powodu zatem usiadł blisko niego i oparł się głową o obojczyk, znajdując w tym wszystkim wymarzoną w dość szybkim tempie bliskość. Każde muśnięcie jego skóry, jak również słowa wypowiadane poprzez wyjątkowo miło wyglądające wargi, powodowały mimowolne, przyjemne dreszcze na skórze. Aż sam chciałby je musnąć, nawet jeżeli w normalnym stanie irracjonalnie by o tym pomyślał; wszystko było idealnie wyidealizowane przez amortencję. — Najwygodniej. — uśmiechnąwszy się, ułożył wygodnie własne cztery litery, by następnie poczuć buziaka i tym samym się rozpłynąć na krótki moment, mrucząc pod nosem. Było to naprawdę przyjemne, relaksujące, dlatego nie bez powodu na chwilę odwrócił się w stronę jego twarzy i ją dotknął delikatnie, ostrożnie dłonią. Zamknąwszy oczy na krótki moment, wyciągnął do przodu kartę, która była Kapłanem. Ale, jak się okazało, efektu pokazania największego sekretu nie było, gdy wylosował gorszy wynik; zamiast tego zadziałała karta cesarza - bogin płomieni stanął przed nimi otwarcie, przypominając o sytuacji w sali. Nie bez powodu Lowell chwycił mimowolnie za różdżkę, spoglądając pytającym, aczkolwiek zmartwionym wzrokiem w stronę przyjaciela.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam zapewne gdyby nie nordyckie korzenie, nie wiedziałby tyle o kulturze północy. Nie był nawet pewien, czy by się nią aż tak zainteresował. Teraz jednak nie wyobrażał sobie porzucić tematu. Nie tylko historia, ale też nordycka kultura niesamowicie go interesowały, a rozwijający się tam magiczny świat był diametralnie różny od tego, do czego przyzwyczajeni byli tutaj, w Wielkiej Brytanii. -Też tak uważam. Będziemy pierwszymi, którzy dostaną Order Merlina za rozjebanie przypadkiem piekła. - Już oczyma wyobraźni widział ceremonię wręczenia odznaczeń. Felek w jego czarnym outficie i Max w tradycyjnej dla siebie skórzanej kurtce i trampkach. Gala, że hej! Sam ślizgon nie do końca jeszcze musiał myśleć o samodzielnym życiu, co nie zmieniało faktu, że ta myśl siedziała w jego głowie tak naprawdę od dawna. Wierzył, że poradzi sobie w życiu na własną rękę, ale nie był pewien, jak wiele tej wolności obecnie chce i potrzebuje. Nie narzekał na to, co miał teraz. Skromne mieszkanko poza zamkiem tak naprawdę rozwiązałoby większość jego problemów i dało wystarczająco swobody, by mógł oddawać się swoim pasjom. -Nie trzeba mieć dzieciaka, żeby wbijać na wywiadówki. Zawsze możesz poudawać rodzica....albo nauczyciela. - To był pomysł, który Max bez niepotrzebnej namowy by na pewno zorganizował. Do tego wspomniane wcześniej starsze, wolne duszyczki brzmiały dość zachęcająco dla młodego ślizgona. -Coś Ty. Nie mów, że nigdy, żadna nie uległa Twojemu urokowi. - Ciężko mu było w to uwierzyć, chociaż faktycznie nigdy nie poruszali tematów podbojów sercowych, czy nie tylko sercowych. Jakoś temat się nie nasuwał aż do tego momentu. -Dzięki. Naprawdę, jestem Twoim dłużnikiem. - Powiedział, gdy Felek zgodził się wtajemniczyć go w podstawy Zakazanej Magii. Co prawda był dłużnikiem przyjaciela z miliona innych powodów, ale ten dodał do całej tej długiej listy, jako najświeższy z nich. -Włam do Zakazanych? Czemu mnie to nawet nie dziwi. - Zaśmiał się słuchając tej historii. Jakoś nie interesował go powód zainteresowania Felka Czarną Magią. Zainteresowanie tematem mogło być naturalne, a jako uzdrowiciel na pewno też potrzebował chociaż trochę wiedzy z tego zakresu. Takie przypadki zdarzały się naprawdę często. Wystarczyło rzucić okiem na temat, który w mig przyciągnął uwagę i już człowiek chciał mocniej zagłębiać się w temat. Ivara uciekła w poszukiwaniu jedzenia, a na jej miejscu pojawił się Felek. Ślizgon musiał przyznać, że pod wpływem Amortencji, Lowell miał sobie coś uroczego. Wątpił też, by często bywał tak złakniony jakiegokolwiek kontaktu, na "trzeźwo". Maxowi nie przeszkadzało wejście przyjaciela w jego przestrzeń osobistą, bo zazwyczaj takowej nie posiadał. Solberg był raczej otwarty na bliskość fizyczną i to w każdej postaci. Mało sytuacji sprawiało, że czuł się niekomfortowo, gdy ktoś znalazł się zbyt blisko niego.
Patrzył, jak Felek losuje kartę i rzuca kością. Niestety, trefna talia opacznie interpretowała wyniki. Max widząc swoją kartę, westchnął i lekko zadrżał. Bogin. Zacisnął mocno palce na różdżce z całej siły koncentrując się nie na szalejących przed nimi płomieniach, a na siedzącym obok Felku. Potrzebował kontaktu z rzeczywistością. Próbował pozbyć się zjawy niewerbalnie, lecz mu się nie udało. Powoli, na jego umysł zaczęły nachodzić nieprzyjemne wspomnienia. Czas na reakcję się kończył. Ponownie uniósł różdżkę, skupiając całą siłę swojej woli. -Riddikulus! - Wypowiedział i z ulgą zobaczył, jak płomienie zamieniają się we wstążki i odlatują, zostawiając ich w spokoju. Dzisiaj wiedział, że to co widzi nie jest prawdziwe, a tym bardziej nie jest jego winą. Mimo to w głębi duszy obawiał się, że sobie nie poradzi i naprawdę ulżyło mu, gdy okazało się, że tyle jeszcze potrafi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Karta Felinusa: Kapłanka, 2 Karta Maximiliana: Sąd ostateczny, 1
Życie Maxa: 3 Zycie Felinusa: 2
Nie posiadał nordyckich korzeni, ale poprzez swoją dociekliwość w kwestii sprawdzania wielu rzeczy, poniekąd zapoznał się z mitologią skandynawską. Wiedział o wielu rzeczach, wiedział o historii, o wierzeniach, a jako agnostyk w najczystszej postaci, poniekąd umysł nakazywał mu to robić. Żeby wiedzieć, jak inne kultury wykształciły własną wiarę, musiał doczytywać poszczególne informacje, a żeby to robić - musiał mieć dostęp albo do biblioteki, albo do Internetu. Dostęp do konkretnych tekstów umożliwiała mu najwygodniej sieć, w związku z czym nie bez powodu czasami ślęczał nad komputerem do późnej nocy, byleby zaczytywać się w kolejne, nietypowe rzeczy. Potem natrafiał na własne zdziwienie, dlaczego jest już tak późno, w jaki sposób zostały mu dwie godziny snu i dlaczego tak naprawdę czyta jakąś niszową stronę o niszowym gatunku, który posiada jakieś niezwykłe właściwości. — Przyznasz jednak, że jest to dość spore osiągnięcie. — rozjebanie bram piekielnych, kiedy to Lucyfer myśli, że jest jedyną osobą, która może sprawować władzę w poszczególnym okręgu, wydawało się być idealną opcją dla ich obojga. Tak charakterystyczną tylko dla nich. Poniekąd cieszącą, jakby nie było; czy ktoś w historii rozjebał zaświaty, by potem wrócić do życia i powiedzieć, że go stamtąd wypierdolili? No właśnie. Dwóch jeźdźców apokalipsy zawitało; dwóch, co zwą się Śmierć, nosząc ze sobą gorsze rzeczy, aniżeli gdyby mieli do czynienia z czterema wszystkimi jednocześnie. Kto wie, czy przypadkiem ich wejście w dorosłość nie będzie właśnie w tym stylu; chociaż już sam znajdował się jedną nogą w zatruwającej umyśle rzeczywistości, to jednak jeszcze trochę czasu minie, zanim stanie się pełnoprawnym dorosłym. — Wymyślę sobie syna lub córkę, który nie chodzi? Brzmi jak zajebisty plan. — zaśmiał się, by następnie westchnąć i tym samym zastanowić się nad myślą bycia nauczycielem. To go poniekąd kusiło, ale nie podejrzewał, by Hampson miał ochotę go przyjąć z taką nieciekawą kartoteką. I o ile są inni, bardziej sprawiający kłopoty uczniowie oraz studenci, to jednak przeczuwał, że nie zostałby przyjęty na żadne ze stanowisk. Zamartwianie nie miało mimo wszystko i wbrew wszystkiemu dzisiaj uprawnień, by przedostać się przez membrany umysłu, w związku z czym, pod kopułą własnej czaszki, rozwiał wszelkie wątpliwości. — Czy wyglądam na kogoś, kto bawi się w związki lub romanse? — wzruszył ramionami, bo w sumie nigdy nie miał żadnej dziewczyny, co go ostatecznie jakoś nie zamartwiało, kiedy to siedział na kanapie, dzieląc się informacjami na własny temat. Nigdy go to jakoś szczególnie nie interesowało; czasami zastanawiał się, ale ostatecznie odpuszczał, nie widząc u siebie żadnych tego typu potrzeb. Może nie jest prostym człowiekiem, co nie zmienia faktu, iż przynajmniej rzadziej myśli tym, co ma między nogami. — A widzisz, kiedyś mniej rzucałem się w oczy, więc mnie to dziwiło. — powodu nie miał, co nie zmienia faktu, iż po prostu zaczął czytać ukradzioną wcześniej książkę. I jakoś to szło, kiedy poświęcał jakieś popołudnie na studiowanie informacji z dziennika, byleby cokolwiek z tego zrozumieć. Bez nauczyciela szło mu to tragicznie, aczkolwiek koniec końców zaczął wiele rzeczy pojmować. I to bez pomocy nikogo z zewnątrz. Sam nie był świadom tego, że jego zachowanie jest tragiczne, tak samo jak wszelkie próby utrzymania kontaktu z Maximilianem. Przysuwanie się, by następnie znajdować się blisko osoby, na której mu teraz najbardziej zależało (a kiedy nie?), by móc napawać się jej zapachem; nie przeszkadzało mu to, kiedy od czasu do czasu wciskał swój nos na nagie fragmenty skóry, by napawać się zapachem, który go interesował. Który przyczyniał się do tego, że czuł się spokojniej, jakby pod wpływem jakiejś substancji; tak naprawdę była to pierwsza w jego życiu taka sytuacja. Przeskoczył wszelkie własne granice wstrzemięźliwości, kiedy to wymagał, pod wpływem zdradzieckiego eliksiru, odrobiny uwagi i atencji. A każdy dotyk, każde słowa przyjmował z należytą dozą miłości, nawet nie będąc tego świadomym. Eliksir namieszał mu w głowie porządnie, w związku z czym Solberg był na ten moment jego partnerem, którego darzył najcieplejszymi uczuciami. Żywioł ognia, gotowy do tego, by strawić; by nakarmić samego siebie i rozrosnąć, przyczyniając się do nieodwracalnych szkód, pojawił się przed ich oczami. Nie bez powodu zatem wyjął własną różdżkę, ale najwidoczniej ma darmo, kiedy to jego przyjaciel sobie z tym poradził, aczkolwiek z widocznym błędem w postaci źle rzuconego nie werbalnie Riddikulus. Nie bez powodu zatem skierował własną, wolną dłoń w stronę palców Solberga, jakoby chcąc dodać mu otuchy. Nie zamierzał pozwolić na to, by Max przechodził przez to samodzielnie; zamierzał go w tym wesprzeć, kiedy to własne wsadził między te należące do przyjaciela i tym samym ostrożnie, poprzez subtelność działań, zacisnął je. Miał nadzieję, że pomoże chociaż w taki sposób. — W porządku? — zapytał się z widoczną, aczkolwiek trochę ukrytą troską, kiedy to poprawił jeden lub dwa kosmyki włosów, zastanawiając się nad tym, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Dopiero po odpowiedzi wyciągnął kolejną kartę, która przegrała pojedynek; nie bez powodu Lowell pacnął własną głową ramię ślizgońskiego bluszczu, nie będąc z takiego obrotu spraw zadowolonym. Najwidoczniej patrzenie na niego odebrało mu mowę, co w sumie nie stanowiło żadnego problemu, kiedy to podsunął materiał podkoszulki Maximiliana i począł zapoznawać się z należytą ostrożnością z bliznami, które ostatnio otrzymał. Opuszki palców badały każdy możliwy zakamarek, być może naruszając prywatność, ale czuł, że musi to zrobić. Tym bardziej, że skóra w tym miejscu była inna, różniąca się.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Solberg oddałby naprawdę wiele za dostęp do urządzeń elektronicznych podczas roku szkolnego. Czasami udawało mu się wymknąć, szczególnie teraz, gdy potrafił już się teleportować, do jakiejś mugloskiej kafejki internetowej i spędzić kilka godzin w odmętach internetu, ale niestety przez większość czasu był skazany na marnowanie czasu w bibliotece, w poszukiwaniu odpowiednich książek, które mogły dostarczyć mu potrzebnych informacji. -Oczywiście, że tak. Myślę, że mało kto byłby do tego zdolny. - Max był gotów pójść nawet o krok dalej i założył się, że mało kto byłby zdziwiony słysząc o takim osiągnięciu tego zgranego duetu. Możliwość bójki z samym diabłem była dużo bardziej ekscytująca niż jakaś tam potyczka z Callahanem. Chociaż Max musiał przyznać, że nawet lubił się z nim napierdalać. Boyd zdecydowanie był równym przeciwnikiem. -To, albo wbijasz i przytakujesz, jak nauczyciel mówi, że John był ostatnio wyjątkowo niegrzeczny. W każdej klasie jest chociaż jeden John. - Również wątpił, czy dyrekcja tak chętnie przyjęłaby Felka. Nie ze względu na brak wiedzy, czy talentu dydaktycznego. Ślizgon bardziej obawiał się, że kontrowersyjne metody Lowella mogą nie przypaść zarządowi szkoły do gustu. Wciąż pamiętał wspólne nauki magii leczniczej i liczne szkody, które mieli szansę ponieść. -A przypadkiem każdy nie wygląda? - Nie miał do końca pojęcia, jak poznać, czy ktoś bawi się w związki. Dla Maxa było to po prostu naturalne i znał bardzo mało osób, które świadomie unikały tematu. Jeżeli już tak się działo to był to zazwyczaj efekt jakiś przeszłych, złych doświadczeń. -No tak, zdjąłem Twoją pelerynę niewidkę, wybacz. - Posłał mu porozumiewawczy uśmiech. Lowell wiedział, że wystarczyło jedno słowo, by Max zaczął mu trochę odpuszczać. Wiedział ile nieszczęścia przyciągają i sam był czasem tym zmęczony, ale nie potrafił żyć bez tego. Puchon z kolei mógł mieć zupełnie inne patrzenie na całą sytuację. Ślizgon nie myślał o tym, że Felek zachowuje się tragicznie. Młodszy kolega był po prostu świadom działania eliksiru i wręcz dziwił się, że puchon tak delikatnie to znosi. Widać strzał Amortencji był wyjątkowo słaby.
Nie było łatwo ponownie spojrzeć w oczy temu, co tak mocno odcisnęło piętno na jego umyśle. W dodatku siedzący obok puchon działał na granicy poprawy i pogorszenia całej sytuacji. Max z pewną dozą wdzięczności przyjął dłoń przyjaciela, tym gestem mocniej zakotwiczając się w rzeczywistości. Nie patrzył na niego. Cały czas wzrok skupiony był na tańczących płomieniach. Gdyby ktoś na niego spojrzał, mógł odnieść wrażenie, że jego świadomość kompletnie opuściła ciało ślizgona, wycofała się gdzieś głęboko. Jednak Max tam był. Wewnętrznie walczył i ostatecznie tę walkę wygrał. -W jak największym. - Spojrzał w głębokie tęczówki Felka, lekko się uśmiechając. Może nie do końca było to szczere wyznanie, ale przecież nie było też tragicznie. Ostatecznie nic się nie stało. -Widzę aż zaniemówiłeś z wrażenia. - Zażartował, gdy puchonowi nagle odebrało możliwość werbalnej komunikacji. Pocieszał się, że stało się to teraz, a nie podczas pierwszej rundy. Nudno byłoby tak grać w milczeniu.
Sięgnął po kolejną kartę, by spróbować skierować grę na właściwe tory. Gdy tylko jednak kostka Maxa pokazała niższą liczbę oczek niż te, które uzyskał Felek, talia eksplodowała tym samym kończąc całą rozgrywkę.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Czarodzieje nadal jednak słyną z tego, że poszukiwanie informacji w księgach jest znacznie utrudnionym zadaniem niż wpisanie frazy w wyszukiwarkę w przeglądarce. Wiedział o tej różnicy doskonale; i chociaż nie mógł znaleźć zbyt wielu informacji na temat świata magicznego, o tyle jednak było tam sporo intrygujących rzeczy. Mógł znajdować ciekawostki, korzystać z różnych grafik, dokształcać się nawet z poziomu ekranu monitora, aczkolwiek kosztem własnej prywatności. Książki i gazety nie śledzą, Internet już bardziej natomiast macza palce w życiu prywatnym ludzi. Nie bez powodu musiał się po nim poruszać ostrożnie, by przypadkiem nie przyczynić się do ujawnienia tej innej części świata, którego mugole po prostu nie znają. Dostęp do elektroniki jest dla Lowella czymś naturalnym, no ba, czymś nawet koniecznym do tego, by funkcjonować; po co ma pisać listy do mugolskich przyjaciół, skoro może do nich wysłać krótką wiadomość lub zwyczajnie emaila? Felinus, na słowa o rozwaleniu piekła, zaśmiał się mimowolnie. Chciałby chociaż zobaczyć twarz samego Lucyfera, by następnie po prostu oddać się słodkiemu zwycięstwu, jakie poniósłby wraz z Maximilianem. Innym zwycięstwem byłoby właśnie wejście na wywiadówkę i wypowiedzenie jakiegoś imienia, by dowiedzieć się coś o swoim "synu". A tak naprawdę to poderwać samotne matki, które, interesując się nie tylko ocenami swoich pociech, być może, w przypadku starszego wyglądu, zwróciłyby na niego uwagę. Niemniej jednak nie zamierzał kwestionować kwestii tego, czy aby na pewno w każdej klasie jest jakiś John, bo mogłoby się okazać, że akurat w tej jednej konkretnej nie ma, zważywszy uwagę na jego wyjątkowe szczęście. Unikalne wręcz. — Po niektórych czasami nie widać. — napomknął, bo czasami nosa do tego miał, ale stosunkowo rzadko. Sam nie wiedział zbyt wiele o samym sobie w tej kwestii, w związku z czym, nawet jeżeli był dobrym obserwatorem, to zawsze mógł się mylić ; co prawda nie są to informacje wypisane stricte na czole. Każdy kryje się, jeżeli tylko ma taką ochotę, a on... czy to w szkole, czy to poza szkołą, nieważne. Nie podbił żadnego serca, nie oddał się żadnym chwilom w celach poznania własnego ciała, własnej duszy. Ciche westchnięcie opuściło jego usta, kiedy to wiedział doskonale o tym, że Ślizgon jest w stanie przystopować za pomocą jego jednego słowa, ale czy chciał? Czy chciał przerywać ich przygody tylko ze względu na to, że ktoś się może po prostu chamsko doczepić? Pokręcił głową na słowa o pelerynce niewidce, jakoby nie zamierzając korzystać z tej błogosławionej opcji, wszak tak naprawdę tchórzem nie był. Myślał logicznie, zamierzał zmniejszyć częstotliwość ich niebezpiecznych zdarzeń, ale ostatecznie... czy był w stanie się przed tym uchronić? Możliwe, iż każdy znosi inaczej amortencję i na każdego wpływa w dość specyficzny sposób. Felinus zawsze zwracał uwagę pierwsze na wybudowanie odpowiednich podstaw, a tak naprawdę zależało mu nie ma seksie, a na zwyczajnej czułości, chociaż zawsze można te dwie rzeczy połączyć. Dlatego mogło wydawać się, że eliksir miłosny zadziałał wyjątkowo słabo, jednak różnica w zachowaniu i myślach samego studenta była wyjątkowo diametralna. Dopóki Max nie mógł czytać w myślach, Felinus pozostawał pod tym względem zaskakująco bezpieczny; sam, jak to na niego przystało, nie inicjował zbędnych rzeczy. Nie bał się jednak kłaść głowy na obojczyku czy to przyjąć jakiekolwiek formy czułości od Solberga.
Bogin, mimo że stanowił pewnego rodzaju piętno przeszłości, był nadal traumą. Przeżyciem, które to łączyło się w jedną, wspólną całość; Puchon jednak, zaplatając własne palce wokół tych należących do przyjaciela, nie zamierzał wypytywać. I tak czy siak, gdyby chciał, to potem by nie mógł. Forma jego strachu wpływała na umysł znacznie mocniej, dlatego Felinus cieszył się poniekąd, że nie ma z nim do czynienia, ale zamierzał wesprzeć osobę, na której mu naprawdę zależy. Przyczynić się do tego, że łatwiej przezwycięży swój strach, nawet kosztem własnego ja. Poświęcenie w nim było spore, tylko należało na nie zasłużyć; Solbergowi ewidentnie się udało.
Przegrana karta u Solberga spowodowała automatyczną wygraną Felinusa i... nagły przypływ kontroli. Umysł uwolnił się od wpływu amortencji i tym samym odzyskał jasność widzenia, co musiało się wiązać z konsekwencjami; przynajmniej tymi moralnymi. Lowell niemalże zastygł jakby był obserwowany przez co najmniej parę karabinów snajperskich, by tym samym spojrzeć na Ślizgona, a raczej na cokolwiek innego niż oczy. Stał tak, a następnie niemalże odskoczył oparzony, zawstydzony tym wszystkim, a przede wszystkim winny; czuł się tak, jakby nadużył zaufania przyjaciela i tym samym został pozbawiony własnych ubrań w sposób gwałtowny i niespodziewany. Jakby został narażonym na widok wielu ludzi, na widok nagiej skóry, na widok wszystkiego. Moralność, o ile istniała, wydostała się w pełnej krasie. — Jezu... ja... ja przepraszam, nie chciałem się tak przymilać...— wypowiedział zszokowany, przypominając sobie wszelkie myśli na jego temat, które płynęły w głowie i powodowały wcześniej napływ bliżej nieokreślonej euforii.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kontakt z mugolskimi przyjaciółmi był dla Maxa czymś praktycznie niemożliwym przez większość roku. Nie miał wielu naprawdę bliskich osób w świecie bez magii. Większość znajomości była okazjonalna i powierzchowna. Ci jednak, którzy jakimś cudem nawiązali z nim bliższą relację wiedzieli, że Solberg studiuje w jakiejś prestiżowej szkole z internatem, z której można wysyłać jedynie listy. Wiadomości oczywiście nie docierały do nich tradycyjnie, przez sowy. Max najpierw wysyłał je do swojej rodziny, by następnie oni przekazali list mugolskiej poczcie. Mimo wielu historii, które mogłyby wzbudzić wątpliwości, Kolbergowie ufali swojemu przybranemu synowi i nie czytali jego korespondencji, co nie zawsze było mądrym wyborem. W ten sposób Max mógł załatwić praktycznie wszystko. -W sumie, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - Przyznał szczerze. Zazwyczaj poznając kogoś, Max nie dywagował na temat orientacji czy upodobań danej osoby. Też niespecjalnie wypytywał od razu o to, czy poznany człowiek randkuje lub w ogóle ma lub chce mieć jakiekolwiek romantyczne doświadczenia. Gdy przychodziła potrzeba, takie rzeczy po prostu same wychodziły na jaw. Sam nie należał do osób heteronormatywnych. Nie dość, że Maxa osobiście pociągały obydwie płcie, to miał też wielu znajomych, którzy po prostu nie wpisywali się w "tradycyjne normy" rządzące światem i umysłem większości społeczeństwa. Nie uważał, żeby ocenianie innych przez wzgląd na ich preferencje co do partnerów było właściwe. Jako samozwańczy książę eliksirów ślizgon nie raz miał okazję widzieć i testować efekty Amortencji. Z tego, co widział, działanie mikstury nieznacznie różniło się w zależności od charakteru osoby, która go przyjmowała. Jedni stawali się przerażająco natarczywi, a inni, tak jak Felek, po prostu pragnęli bliskości. Dawka i organizm naprawdę robiły tutaj znaczenie. Czynnikiem wspólnym praktycznie zawsze był jednak brak kontroli i pewnego rodzaju otępienie.
Nie wiedział, jak bogin Felka wpłynąłby na niego gdyby nie był połączony z pożarem, który był cieniem jego największej porażki. Wiele godzin spędził, nad rozmyślaniem na ten temat, ale nie potrafił znaleźć dobrej odpowiedzi. Jeżeli głosy wydobywały z ofiary to, co najgorsze, zapewne nie bardzo efekt różniłby się od tego, który Max miał nieprzyjemność poznać. Współczuł puchonowi takiej formy strachu. Wiedział, że jego własny bogin może wydawać się przy tym śmieszny. Czym w końcu jest trochę ognia przy czymś tak bardzo mrożącym krew w żyłach? Gdyby nie powiązane z żywiołem wspomnienia, Solberg był przekonany, że bogin przybierałby zupełnie inną postać. Solberg nadal nie był do końca świadomy, czym zasłużył sobie na opiekę i zaufanie starszego kolegi. Ciągłe pakowanie się w kłopoty i narażanie zdrowia czy życia zdecydowanie nie brzmiało jak coś, po czym można nagle zacząć się sobie zwierzać, a jednak u nich tak to właśnie zadziałało. Krok po kroku burzyli w swojej obecności mury, które twardo stały podczas konfrontacji z innymi ludźmi. Max nie powiedział jeszcze Lowellowi o tym, co zaszło w gabinecie opiekunki Slytherinu. Nie potrafił sobie wybaczyć, że tak łatwo dał się złamać. Że po prostu pękł i wywalił z siebie to, co siedziało w jego duszy od tak długiego czasu.
Z bólem serca patrzył na puchona, który uwalniał się spod działania wszelkich, narzuconych mu przez grę efektów. Wróciły jego młode rysy twarzy, a działanie eliksiru kompletnie wyparowało. Do tego wszystkiego wróciła jeszcze mowa. Nie miał pojęcia, co dokładnie działo się w głowie Felka podczas rozgrywki i nie zamierzał wypytywać. Widział wstyd malujący się na jego twarzy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie wiedział nic. Czuł się jak dziecko wepchnięte w nietypową dla niego sytuację; czuł się bezradny, czuł się bezsilny. Nie wiedział nic - nie wiedział o tym, że jego przyjaciel, pod naporem działań opiekunki, zwyczajnie pękł i wyżalił się ze wszystkiego, ale nie zamierzał go o to posądzać. Nie był sędzią, by móc wymierzać odpowiednie kary, tym bardziej że naprawdę zależało mu na znajomości z przyjacielem. Fakt złamania się mógł być okazaniem własnej słabości, braku asertywności oraz stanowczości w działaniu, ale kim on jest, by to oceniać? To przecież jego życie. Nawet jeżeli nici przeznaczenia nieustannie się między sobą przeplatały, to nadal, dopóki nie dotyczy to ważniejszych spraw z przeszłości Puchona, jest po prostu dobrze. Sam gospodarz domu raczej nie byłby zadowolony takim obrotem spraw, lecz ostatecznie nic o tym nie wiedział; nie wiedział o rozmowie profesor Dear ze Solbergiem, w związku z czym nie miał prawa czegokolwiek się domagać. Ani wyjaśnień, ani powodów, ani czego. Dopóki nie poczuje skutków takiego działania, będzie dobrze. Możliwe nawet, że ucieszyłby się, iż postanowił poprosić o pomoc akurat własną opiekunkę, niezależnie od tego, czy sam by to zrobił, czy też i nie. O ile Felinus nie zamierza tak łatwo dzielić się własnymi problemami, o tyle jednak obserwowanie najbliższych, jak starają się przezwyciężyć piętno przeszłości i spojrzeć lepiej na zbliżającą się przyszłość, napawała go optymizmem. Mógł wierzyć - a to wystarczało, by zagrzać ludzkie serce i dodać mu otuchy, by zgodnie z rytmem i myślami działało, a nie było ukrywane. O tym jednak nie mógł rozmyślać spokojnie, nawet jeżeli nie był tego świadom; inne myśli cisnęły się pod jego kopułą czaszki, chcąc eksplodować. Słowa Solberga wcale na początku nie pomagały i nie działały tak, jak powinny; nadal w jego głowie znajdował się mętlik, którego nie mógł pozbierać po ludzku. Dopiero, gdy minęła jakąś chwila, postarał się odciąć od własnego serca, które biło szybko i nieciekawie, by począć myśleć racjonalnie. To też było utrudnione; powoli, aczkolwiek do celu się zbliżając, starał się odpowiednio uporządkować zdania pędzące niczym pegazy. Usunięcie eliksiru z ciała nie bez powodu przyczyniło się do takiej, a nie innej reakcji; nie był przyzwyczajony. Ani do bliższego kontaktu cielesnego, ani do takich myśli. Nie bez powodu zatem chciał je usunąć, poniekąd mając zamiar je wsadzić do jakiejś niszczarki papieru. To wszystko go przytłaczało. — Jeżeli chcesz się bronić przed wrogiem, to musisz go poznać? Chyba... jakoś tak to było. — i obowiązywało w sumie wszędzie. Taktyka polegającą na obserwacji przeciwnika i zapoznania się z efektami jego działań bywała najkorzystniejszą. Nie bez powodu uczył się nawet sztuk zakazanych, byleby wiedzieć, jak mógłby się obronić. Niestety - przed działaniem amortencji zwyczajnie nie mógł. Bezsilność w tej kwestii dopadła go automatycznie, a Lowell zaprzysięgał sobie, że nigdy nie weźmie do ust napoju od nieznanego człowieka. Nie bez powodu siedział sobie skulony, mając nadzieję na to, że wstyd zwyczajnie minie z czasem i stanie się reliktem przeszłości. Powoli się do tego przyczyniał. — Wiem, nie posądzałym cię przecież o takie rzeczy... — wizja wykorzystania nie była dla niego najkorzystniejsza; nie bez powodu Lowell oparł się jakoś bardziej o kanapę, zdejmując jedną dłoń z twarzy, by ta następnie powędrowała ku Ivarze, którą począł trochę nerwowo głaskać. Na szczęście mruczenie kotki zdawało się być uspokajające, tak samo palce muskające jej czarne futerko. Chciało mu się cholernie pić, dlatego nie bez powodu wstał i nalał sobie trochę chłodnej wody, opierając się tyłem o blat stołu w kuchni, by po kilkusekundowej chwili namysłu powrócić na własne miejsce. Jego czyny nadal były chaotyczne, pozbawione składu oraz ładu, choć wydawało się, że powoli przyswaja tą informację. — Prawie zapomniałem, że... używamy magii. — prychnął z powodu własnej głupoty, nie patrząc jednak nadal w oczy Solberga ani na miejsce, gdzie zostawił ślad, by skupić się na razie na swoim umyśle i powrocie do tego wszystkiego. Dlatego niefortunnie chciał rozpocząć jakiś inny temat, pozwalający mu odwrócić uwagę od tego wszystkiego. — Co do tej czarnej magii... udostępnię ci jeden z prostszych podręczników... — połknął kolejny łyk chłodnej wody i pozwolił na to, by kotka zawitała na jego kolanach, jeszcze raz oddając się nawykowi zdenerwowanego głaskania. Temat, który rozpoczął był wzięty kompletnie znikąd, być może nawet nie pasował do tego wszystkiego, ale był idealny, by mógł się skupić na czymś innym.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wbrew pozorom Felinus wiedział wiele. Był jedną z nielicznych osób, których pytań Max nie unikał. Zostawiał dla siebie w większości tylko te tematy, z którymi sam nie do końca sobie jeszcze radził. Jak właśnie wizyta w gabinecie Beatrice, kiedy to krucha psychika Maxa postanowiła po prostu pęknąć przytłoczona emocjami, które go wtedy zalewały. W bardziej sprzyjających warunkach zapewne nigdy nie otworzyłby się przed kobietą. Dopóki miał wybór, siedzenie w szczelnie zbudowanych murach własnego umysłu było dużo wygodniejsze niż wpuszczanie tam kogokolwiek innego. Uważnie lecz łagodnie obserwował każdy kolejny ruch puchona. Na pewno nie było mu łatwo pogodzić się z działaniami, jakich podjął się pod wpływem eliksiru, ale też musiał zrozumieć, że nie miał nad tym kontroli. Ślizgon rozumiał brak zaufania do posiłków obcego pochodzenia. Sam nie ufał, gdy ktoś obcy częstował go piciem, czy jedzeniem właśnie ze względu na świadomość zagrożenia. O ile żadnych narkotykopodobnych mikstur się nie bał, tak jego umysł z pewną dozą strachu podchodził do kwestii Veritaserum. Niewykrywalny wywar prawdy można było dodać praktycznie do wszystkiego i wyciągnąć z danej osoby wszystko. Na to Solberg nie mógł sobie pozwolić. Bardzo protekcyjnie podchodził do swoich sekretów i dopuszczał do nich ludzi tylko wtedy, gdy nie miał innego wyjścia. -Boisz się armii panienek, które będą chciały Cię poczęstować Amortencją? - Pozwolił sobie na lekki żarcik. Z jednej strony takie podejście było naprawdę logiczne, z drugiej... Nie wszystkie próby poznania wroga dawały szansę na ponowienie tego eksperymentu. Trzeba było być naprawdę ostrożnym. Dochodziła jeszcze kwestia tego, że zwykłą Amortencję naprawdę łatwo można było wykryć. Charakterystyczna woń, odczuwalna dla wszystkich inaczej, raczej nie pozostawiała wątpliwości. Może i Lowell nie miał zamiaru go o nic posądzać, ale zdecydowanie lepiej było ustalić pewne rzeczy niż pozostawić sferę niepewności. Czasem takie niedopowiedzenia mogły skończyć się dość poważnie dla jednej ze stron, a tego żaden z nich nie chciał. Max przysiadł na kanapie, dając przyjacielowi trochę przestrzeni, gdy ten zajął się Ivarą, której najwyraźniej spodobało się, że w końcu zwrócono na nią uwagę. Ruchy puchona były chaotyczne i ciężko było doszukiwać się w nich ładu czy składu. Nie powiedział więc nic na pierwszą wzmiankę i bez mrugnięcia powieką przyjął zmianę tematu. Nie chciał męczyć Felka, jeżeli ten miał czuć się niekomfortowo. I to w dodatku we własnym domu. -Dzięki. Nie chciałbym teraz narażać się na przyłapanie w Dziale Zakazanych. - Uśmiechnął się z wdzięcznością. Wszyscy już chyba wiedzieli, że ślizgoni mieliby dobrą połowę punktów więcej, gdyby Max nagle postanowił przestać istnieć. -Jest coś od czego szczególnie polecasz zacząć? - Podjął temat, by móc się chociaż trochę przygotować na całe to studiowanie Zakazanej Magii.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Jedną z istotniejszych rzeczy, o jakiej nie wiedział Ślizgon w zakresie działania i wykonywania czynów przez Lowella, było to, że kiedyś, będąc przytłoczonym tym wszystkim, również chciał pozostawić własną matkę. Być może ja zabić, byleby uwolnić się od obowiązku nazywanego "martwieniem się". Pomimo że wydaje się, iż jego stan psychiczny jest po prostu jednym, wielkim rozpierdolem, to tak naprawdę kiedyś było z nim gorzej. Był bardziej cyniczny, bardziej wykorzystujący, bardziej fałszywy. Teraz, gdy miał przy sobie Maximiliana, u którego zwierzył się naprawdę z wielu rzeczy, nie zamartwiał się aż tak, jak również złagodniał w relacjach; jego czyny, o ile nie były już na tyle pewne oraz dziwne, były po prostu... spokojniejsze? Pozbawione szykanowania, przepełnione za to poniekąd zrozumieniem? Uwolnienie się od pracy na szpitalu, kiedy to z dnia na dzień zamęczał samego siebie na mopie, jak również kupienie domu oraz przyprowadzenie matki do niej... powodowały, że zaczął bardziej doceniać to, co ma. I nie zamierzał, z powodu swojej wcześniejszej głupoty w postaci podejścia do innych, tak łatwo z tego rezygnować; nawet jeżeli czasami się samookalecza, a wszystko wydaje się być przeciwko niemu, to są jednak rzeczy, o które zawsze warto walczyć. Działania studenta w jego własnym domu nadal były chaotyczne, lecz z każdą kolejną minutą - powracające do normalności. Możliwe, iż nie miałby nic przeciwko opieraniu się głową o obojczyk, ale zrobił coś, co ostatecznie zareagowało na jego samoocenę, tudzież podejście do samego siebie. I nawet jeżeli był to eliksir, to wstyd istniał; jakby nie było, to on postanowił się zbliżyć oraz nawiązać bardziej czuły kontakt. Najśmieszniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że gdyby była to przypadkowa losowa, odczułby po prostu gniew wobec osoby podającej eliksir, jak również samego siebie. Tutaj panowały inne emocje; znał Maximiliana, spotykając się z nim codziennie na lekcjach, a jako że był osobą bliską, to fala była znacznie bardziej orzeźwiająca i tym samym wymagała czasu, by zwyczajnie człowiek przeschnął. I jak coś w tym musi być, że obcej osobie jest łatwiej powiedzieć o swoich problemach, będąc świadomym tego, iż po prostu to nigdzie nie zostanie wykorzystane, to tak samo byłoby w przypadku działań, których się podjął. Moralność może by wzięła w górę, ale ostatecznie w mniejszym wydaniu. A teraz przypominał bardziej kogoś, komu naprawdę trudno jest przełknąć to wszystko i poddać się rzeczywistości. — Teraz, gdy efekt postarzającego minął, nie mam raczej niczego się obawiać. — rzuciwszy drobnym półżartem godzącym w jego męską dumę, z odpowiednim dystansem do samego siebie, pomimo że starał poprzez chaotyczność kroków doprowadzić własne ja do porządku, wziął głęboki wdech. Powoli akceptował sytuację, ale za każdym razem, jak przypominał sobie, o czym momentami myślał i czego czasami żądał, było mu nadal głupio. Nie miałoby to znaczenia, gdyby zapewne był w tej kwestii bardziej otwarty; przekroczenie strefy seksualności pierwszy raz w jego życiu było czymś trudnym do przewidzenia. Nie bez powodu wstyd był większy, trudniejszy do opanowania; będąc teraz trochę kłębkiem nerwów, wymagał odpowiedniego podejścia. Nie bez powodu podsunął zmianę tematu, zaproponował ją. Gdyby miał nieustannie myśleć o skutkach własnych działań, jak również o tym, że Veritaserum nie da się w ogóle wykryć, naprawdę by się zaczął nad tym wszystkim zastanawiać. Ciche westchnięcie, gdy upił zimnej wody ze szklanki i nagle poczuł, jak jest trochę zmęczony, spowodowały, że jego ciało zadrżało z powodu chłodu przeszywającego żołądek. — Tego to byśmy raczej nie chcieli. — jak również nie chciałby być przyłapany przez Cortez na tym, że, korzystając z jej zaufania, podpierdolił parę książek na temat oklumencji, zaklęć i eliksirów, w związku z czym posiadał naprawdę spory bagaż informacji ze sobą. Nigdy jakoś jednak nie sięgał do tej ostatniej; to nie jest jego liga. — Podział magii wedle trzech schematów, potem rozgałęzienia sztuk zakazanych... Jest ich łącznie sześć. Ewokacja, legilimencja, oklumencja, wampirologia, demonologia i nekromancja. Najprzydatniejsze rzeczy znajdziesz w sumie w zakresie podstaw, gdzie jest wytłumaczone, skąd tak naprawdę się ona bierze, z czego wynika i jakie są sposoby na obronę przed nią. — zerknął na chwilę na kanapę, jakoby zastanawiając się, czy prefekt nie zostawił przypadkiem jakiegoś podsłuchu. Na szczęście dwukierunkowe ucho byłoby widoczne, magnetofon także, a nie podejrzewał, by Skyler znał się na elektronicznych urządzeniach, dlatego, po przeniesieniu wzroku w obrębie kanapy, westchnął ciężko, oparłszy własny podbródek o kolano. Jego podejście do tego było inne niż u Violi; zamartwiał się, że nawet kontrolowany przepływ wiedzy u przyjaciela może przyczynić się do jego upadku. Na szczęście powoli odganiał samego siebie od myśli w temacie tego, co się wydarzyło, w związku z czym powoli czuł się swobodniej. — Nauka tego w szkole jest zakazana, ale poza nią... już mniej. — na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. — Podręcznika nie dam na wyniesienie z domu ze względu na inwazję tych niebieskich gówien. Jeżeli będziesz chciał się pouczyć, to musisz niestety przyjść po wszystko do mnie. Gdyby prefekci robili ci najazd na rzeczy, musiałbyś się z tego dość grubo tłumaczyć. — poradził, bo co innego miał do zrobienia? Nauka tego w Wielkiej Brytanii nie jest zakazana, a jedynie kontrolowane są tak naprawdę przypadki użycia zaklęć niewybaczalnych. Reszta pozostaje poza kontrolą Ministerstwa Magii. — I to nie dlatego, bo ci nie ufam, bo ci ufam, naprawdę, ale... szkoda byłoby stracić przez wygodę te dość cenne książki. — przytaknął głową, bo być może Ślizgon przypominał sobie, jaka kwota widniała na tej zaklętej książce. Całkiem spora.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Był świadom, że puchon trzyma jeszcze nie jeden sekret, ale nie zamierzał robić wszystkiego, by je poznać Zaufanie, które wzajemnie budowali przyczyniało się do tego, że naturalnie sami się sobie zwierzali z pewnych rzeczy. Żadna ze stron nie naciskała. Szanowali swoją prywatność, chociaż czasem los sprawiał, że musieli ją nieco nadszarpnąć tak jak wtedy, gdy Max poznał prawdę na temat wypadku puchona podczas wakacji. Ciężko było stwierdzić, jak Solberg zareagowałby na wyznanie Felka, gdyby ten powiedział mu że chciał porzucić swoją matkę. W pewnym sensie ślizgon na pewno zrozumiałby ten temat. Pamiętał puchona, który był zimny i niedostępny. Gdyby ktoś teraz zaczął opisywać mu Felka, którego poznał pół roku temu zapewne miałby wrażenie, że mówi o zupełnie innym człowieku. Bardzo dobrze Max pamiętał ich pierwszą rozgrywkę w Durnia, gdy to on został potraktowany wywarem miłości, a Lowell bardzo stanowczo zareagował na próbę dotyku. Dzisiaj, to starszy z nich sam nie raz inicjował przyjacielskie patanie po głowie, czy uspokajające objęcie, gdy zachodziła taka potrzeba. Kwestia ich relacji w kontekście tego, co tu zaszło faktycznie mogła być bardziej kłopotliwa, niż gdyby byli sobie zupełnie obcy. Na całe szczęście, Max nie wyczytywał z tej sytuacji więcej, niż naprawdę się działo i nie miał zamiaru tworzyć dystansu między sobą a przyjacielem z takiego powodu. W oczach ślizgona naprawdę nic wielkiego się nie wydarzyło i ich relacja w żaden sposób nie powinna ulec przez to zmianie. -Nie byłbym tego taki pewien. - Żartobliwie puścił puchonowi oczko, wracając do ich tradycyjnych komentarzy jednocześnie dając mu też czas na ochłonięcie. Temat Czarnej Magii mógł wydawać się wzięty z powietrza, ale Solberg cieszył się, że Lowell do niego wrócił. Chciał być świadomy, w co się pakuje, a jednocześnie upewnić się, że podejmuje słuszną decyzję. Obawy o to, że posiadając wiedzę będzie chciał sprawdzić ją kiedyś w praktyce leżały gdzieś bardzo głęboko na dnie nastoletniego serca chłopaka. Był jednak pewien, że dopóki ograniczy się tylko do tekstów i książek, nic złego nie ma prawa się wydarzyć. Wiedząc, jak radzi sobie ze zwykłymi zaklęciami, był pewien, że i tak nie poradziłby sobie z tymi zakazanymi bez porządnego treningu. -Legilimencję i oklumencję kojarzę. I oczywiście nekromancję. Reszta za wiele mi nie mówi. - Przyznał słuchając o podziale Czarnej Magii. Słowa wydawały się znajome, ale co w praktyce oznaczała wiedza z zakresu tych dziedzin, nie miał pojęcia. Oklumencja wydawała się najbardziej kusząca i przydatna. Możliwość zamknięcia umysłu przed atakiem legilimencji, obrony własnych myśli i uczuć brzmiała naprawdę dobrze dla Maxa. Na ten moment nie potrafił jednak potrzebował podstaw bez skupiania się na konkretnych dziedzinach. -Jasna sprawa. Problemu nie ma, w końcu wiem gdzie mieszkasz. - Wyszczerzył ząbki w kolejnym żarcie. Rozumiał, że nauką tej dziedziny magii raczej nie należy się chwalić i domyślał się, że takie księgi potrafią być naprawdę cenne, a że nie były jego własnością, tym bardziej miał zamiar je szanować.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie zamierzał się zmieniać dla ludźmi, na których mu w ogóle nie zależało. Setki bzdur, z jakimi miałby do czynienia, byłyby niezdatne do użytku; nie zamierzał w żaden sposób udawać, że jest innym człowiekiem, niż już bardziej odmienny tak naprawdę jest. Ciche westchnięcie, kiedy to wiedział, że może ufać Solbergowi, zapomnieć czasami o wszystkim i spojrzeć na siebie z pewnego rodzaju dumą, że coś osiągnął, a także z nadzieją, że będzie lepiej. Nie bez powodu otworzył się tak naprawdę przed Maximilianem; gdyby nie posiadał w sobie pierwiastka zaufania, który to dostrzegł, na pewno ich relacja wyglądałaby inaczej. Polegałaby na oddychaniu chemicznym, przesiąkniętym toksynami powietrzem oraz wzajemnej, znacznie większej złośliwości, sięgającej do dna serca, które w jego przypadku nie było do końca czyste. Ale nikogo tak naprawdę nie jest. Nie ma istot doskonale białych bądź doskonale czarnych; człowiek, jako gatunek, stanowi tak naprawdę mieszankę tego wszystkiego. Dopiero dorośnięcie i spoglądanie na to ze zdobytą już wiedzą pozwala na stwierdzenie, która stronę należy w głównej mierze obrać. Czasami porzucając własne zasady i tym samym korzystając z praktyk charakterystycznych dla drugiej strony; wiedział o tym doskonale. Wobec Solberga nie miał żadnych złych intencji - nie zamierzał mu za nic oddawać, nawet jeżeli otrzymał prosto w twarz. Nie zamierzał także oczekiwać od niego jakiejkolwiek zapłaty; jako że był dla niego bardzo bliską osobą, nie domagał się tak naprawdę niczego. Zimność i niedostępność przerodziły się tak naprawdę w coś innego, być może pokrewnego, aczkolwiek koniec końców... odmiennego. Wcześniej był skrajnie zamknięty w sobie i o dziwo wtedy nikt nie zwracał na niego uwagi. Gdy pod kopułą czaszki zaczęła pojawiać się nie tylko wiedza o czarnej magii, ale także świadomość o konieczności nauki oklumencji, zmienił swoje zachowanie. Do umysłu wstąpiła pewnego rodzaju równowaga, aczkolwiek z pewnymi dysfunkcjami, nad którymi nie mógł zapanować. Jedną z nich było właśnie celowe okaleczanie się oraz czerpanie przyjemności z bólu, którym sam siebie obarczał. Pozostanie katem własnego losu i tak naprawdę fizycznej osoby dawały mu pewnego rodzaju kontrolę nad tym wszystkim. Czuł, że może tym samym oszukać los, odzyskać władzę w zakresie chociaż tego, ile obrażeń może sobie zadać. I niezależnie od tego, jak niepoprawne mogłoby być to rozumowanie, te po prostu mu wystarczało do podejmowania się jakichkolwiek akcji. Nadal nie był zbyt silny, by się od tego uwolnić, w związku z czym czuł się w pewien sposób uwięziony, ale za to... wolny. Zamykał się w klatce zwanej kontrolą własnej duszy, gdy tak naprawdę ograniczał swoje pole widzenia do naprawdę niskich wartości. Ostatecznie nie odpowiedział, a jedynie się uśmiechnął pod nosem, bardzo powoli powracając do normalności ze stanu, że zwyczajnie przekroczył bariery, których przekraczać nie powinien. Nie bez powodu było mu z tego powodu wstyd. — Ewokacja to dział przywoływania duchów i demonów, a także określonych myśli, wspomnień. Demonologia zajmuje się nauką o demonach, w czym ważna jest także angelologia i klucze henochiańskie. Do tego masz określone znaki, symbolizm, pentagramy i heksagramy. Wampirologia o wampirach i ich podziale na poszczególne sekty. Ogólnie każdy z tych działów rozgałęzia się na poszczególne mniejsze. Tego jest sporo. — przyznawszy szczerze, wiedział, jak ludzki umysł potrafi spaczyć magia zakazana, niemniej jednak nie zamierzał odbierać Maximilianowi szansy na jej zapoznanie. Bieganie po Dziale Ksiąg Zakazanych i zwracanie na siebie uwagi wcale nie było najlepszym pomysłem; wolał, aby przyjaciel uczył się pod jego skrzydłami, aniżeli na własną rękę. — Ale z czasem zaczniesz rozumieć. Pamiętaj jednak, że używanie zaklęć niewybaczalnych, gdybyś kiedykolwiek postanowił z nich skorzystać, powoduje rozszczepienie duszy. I z czasem skrzywienia. — tworzenie inferniusa także, ale nie zamierzał o tym wspominać. Wystarczało mu to, iż wiedział, jak z nimi walczyć. Legendy, które okalały Hogwart, powodowały, iż tak naprawdę nie wiadomo, co ich spotka w niedalekiej przyszłości. Do tego obecna sytuacja w kraju nie prezentowała się najlepiej, w związku z czym czuł się jeszcze bardziej zobowiązany do zrozumienia tego wszystkiego. — Ta nowa różdżka, którą kupiłem u Fairwynów, wspiera właśnie rzucanie czarnomagicznych zaklęć. — pokazał i podał mu jednocześnie drewniany patyk, z którego może na pierwszy rzut oka nie było widać, aby płynęły negatywne aspekty, co nie zmienia faktu, iż tak właśnie jest. — Rzadko kiedy jednak mogę tak naprawdę wykorzystać jej pełny potencjał. — i o ile powodowała stabilniejszy przepływ magii, w związku z czym nie miał już problemów z rzucaniem innych zaklęć, o tyle jednak informację o rdzeniu zawsze wolał zatrzymać dla siebie. By nawilżyć wysuszone gardło, napił się zimnej wody, którą sobie wcześniej przyniósł. — W ogóle, nie pytałem wcześniej. — nigdy w sumie nie pytał, bo nie znajdował potrzeby. Była to obietnica, która pozwalała mu na chwilę zapomnieć; położyć do snu i stać się strażnikiem. Niemniej jednak, nie zawsze te marzenia senne są miłym doświadczeniem życiowym - czasami zaciskają chude palce na szyi i wbijają ostre pazury w cienką skórę. Czerwona posoka mogła zwyczajnie zdobić podłogę. — Jak się czujesz po tej sytuacji z boginem? Lepiej już? — jako że jest troskliwym czlowiekiem, a jako że mogli rozmawiać normalnie, bez jakichkolwiek podejrzliwych spojrzeń, duch po jego stronie był wyraźny oraz łatwy do dostrzeżenia. A ta zjawa nie posiadała żadnych złych intencji; była po prostu zainteresowana, poniekąd zaciekawiona, ale także momentami zaniepokojona. Istna mieszanka.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Niektórzy ludzie mieli tę zdolność, którą Max nazywał "kameleonem". Zmieniali się w zależności od tego, z kim obecnie przebywali i tak naprawdę zatracali w tym wszystkim siebie. Solberg nigdy nie próbował na siłę wtopić się w otoczenie. Nie przeszkadzała mu jego różnie pojmowana oryginalność. Jeżeli miał się zmienić, sam musiał widzieć w tym sens. Z zaciekawieniem łapał każde słowo Felinusa na temat tej strony magii, której tak naprawdę nie znał. Nigdy nie interesował się krzywdzeniem innych przy pomocy czarów, ale ostatnie przeżycia sprawiły, że naturalnie zaciekawił się tematem. Jeżeli istniało cokolwiek, co mogło im kiedyś pomóc, Max chciał o tym wiedzieć. Posiadanie wiedzy nie oznaczało, że musi z niej przecież korzystać w praktyce, ale jeśli zaszłaby taka potrzeba.... Duchy, demony, wampiry... Wszystkie te istoty niby znał, ale to, o czym opowiadał puchon było dla Maxa całkowicie nowe. W pewnym sensie nawet ekscytujące, chociaż tego nie okazywał. -No tak, mało co da się zamknąć w jednej gałęzi. - Próbował jakoś to sobie poukładać. Nie spodziewał się, że zgłębianie tematu będzie łatwe i słowa puchona to potwierdzały. W pewien sposób nawet to Maxa bawiło, że borsuk uczy węża o zakazanej magii. Wbrew wszystkim stereotypom i oczekiwaniom. -Warto wiedzieć, chociaż nie planuję. Domyślasz się, że po opanowaniu podstaw raczej zainteresuję się eliksirami. - Sam na siebie postanowił założyć pewnego ograniczenia. Brak zaufania co do własnych reakcji wymagał od Maxa naprawdę dobrego przemyślenia sprawy. Zabezpieczenie w postaci nie wchodzenia w zakazane zaklęcia wydawało się sensowne. W końcu nie uwarzy eliksiru w ciągu sekundy, gdy ktoś akurat go zdenerwuje. -Czy chcę pytać o te sytuacje, kiedy jednak różdżka pokazuje co potrafi? - Zapytał przenosząc wzrok na magicznym patyczek puchona. Kilka razy obrócił go w ręku, zastanawiając się nad tym wszystkim. Tyle kart pozostało jeszcze przed nim nieodkrytych. Dzisiaj przyszedł czas, by poznał kolejną prawdę o swoim przyjacielu. Znieruchomiał słysząc kolejne słowa Felinusa. Szczerze powiedziawszy nie do końca chciał wiedzieć, o co przyjaciel postanowił właśnie zapytać. Zbyt wiele tego było. Za dużo niewiadomych krążyło między tą dwójką i każda z nich mogła zostać w tej chwili poruszona. -Oh, to... - Westchnął lekko, nie wyrażając ani ulgi, ani niezadowolenia. Wyglądało to jakby po prostu przypomniał sobie o jakimś dawnym wydarzeniu. -Jak było przed chwilą widać, daję radę. - Wzrok ponownie utkwił w różdżce, którą oddał Lowellowi. Pytanie, które zadał puchon było na tyle otwarte, że Max mógł sobie pozwolić na dowolność interpretacji. Czuł się na pewno lepiej niż podczas samego starcia z boginem i zdecydowanie lepiej niż w czasie wizyty u Dear. Był jednak momenty, kiedy to wszystko powracało z naprawdę ogromną siłą i ślizgon czuł się wtedy, jakby ponownie tam był. Na szczęście zaczął troszkę sypiać i nie wyglądał już jak chodzące nieszczęście, więc fizyczna poprawa była naprawdę zauważalna. -Spokojnie, nie wpierdoliłem nikomu ostatnio. - Dodał jeszcze z uśmiechem. Nie był najbardziej dumny ze swojego ataku na Boyda, ale nie mógł już tego zmienić. Ważne, że od tamtego czasu bardziej się kontrolował.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Wiedział o istnieniu takiej zdolności; nie bez powodu z niej również korzystał momentami, ale ostatnio podejmował się bardziej asertywnych kroków, aniżeli próby oszukania samego siebie. Zakładanie za każdym razem maski, poszczególnej i zarezerwowanej dla określonej grupy osób, powodowało, że koniec końców człowiek zapomina o samym sobie, przyczyniając się do własnego upadku. Gdy serce pada na kolana i błaga o wybaczenie, zazwyczaj jest już za późno; czasami udaje się, ale wyjątkowo rzadko. Był tego świadom, a samodzielne podniesienie się z własnej porażki mogłoby być dla niego już za ciężkie. Podniesienie z powrotem do normalnego funkcjonowania; ale z każdą sekundą, kiedy po jego stronie był Solberg, wszystko zdawało się przywracać do normalności. Nawet jeżeli w parze z nim zakłócał ją na lekcjach i przyczyniał się jednocześnie do naprawdę wielu nieprzychylnych spojrzeń, to... tak naprawdę był w stanie wznieść popiół do góry i tym samym pościelić nim całą klasę. Będąc kontrolowanym wybuchem, nie powodował żadnych fizycznych obrażeń u innych. Tylko u siebie. I niespecjalnie mu to przeszkadzało. Fala wstydu zdążyła przeminąć na dobre i nawet jeżeli umysł specjalnie starał się go zmusić do jej ponownego pojawienia, to były to tylko drobne ukłucia igłą, praktycznie niezauważalne. Było, minęło, zdarza się, a o resztę ostatecznie nie wypytywał, wiedząc, iż osobiście nie powinien tego robić. Przyzwyczajenie nastąpiło wyjątkowo szybko, co było dla niego dość zaskakujące, aczkolwiek w końcowym rozrachunku, gdy siedział, oparty o wygodną kanapę - korzystne. Sam po części zepsuł wszystko, oddając się słodkiemu wpływowi amortencji, ale tak naprawdę nie miał jak się przed nią obronić; całe szczęście, że obydwoje nie trafili na tę kartę. — Niestety, ale może to nawet i dobrze? Przynajmniej wiadomo, na czym należy się głównie skupić, by udoskonalić wiedzę z zakresu danego przedmiotu. — niektóre rozgałęzienia były stricte powiązane z zaklęciami, inne natomiast - z zielarstwem, część nawet z opieki nad magicznymi stworzeniami, ale to właśnie eliksiry z tego wszystkiego były niebezpieczne. Zazwyczaj trudne do wykrycia, tragiczne w skutkach, przyczyniały się do nieświadomej śmierci wielu osób, na których ktoś postanowi się za coś zemścić. Nie bez powodu gospodarz domu nigdy nie jadł w szkole, jak również nigdy nie korzystał z jakichkolwiek oferowanych przez nią napojów, o ile przypadkiem nie zostanie przymuszony do ich skonsumowania. Nadal przed oczami miał obraz tego, że podczas kilkudniowego pobytu w szpitalu musiał jeść, by odtrącić od siebie wszelkie podejrzenia od strony profesora Williamsa. Choć i tak podejrzewał, że z pobranej próbki nauczyciel jest w stanie odczytać więcej, niż tylko i wyłącznie poziom testosteronu. — Taka wiedza jest idealna do tego, by tworzyć antidotum na różne trucizny... bądź samemu je warzyć. — przyznał szczerze, bo czytał o nich i wiedział, co mają od siebie do zaoferowania. Wolałby nie zginąć w sposób spożycia chociażby krwinkowego, który powoduje utrudniony przepływ krwi w organizmie. Albo zamartwiać się z powodu eliksiru rozpaczy, przywołującego wszystko, co najgorsze. Niektóre z wywarów bywały wyjątkowo perfidne w skutkach; nie bez powodu były zakazane. — Były w sumie tylko trzy. — ta jedna była mu już znajoma, a ta druga... wynikała z działania karmazynowych szeptników na jego umysł, w związku z czym czuł powinność skrzywdzenia czegokolwiek bądź kogokolwiek innego. Na nieszczęście psowatego, trafiło właśnie na kojota, który zwyczajnie oddawał się własnym czynnościom rutyny życia codziennego. Pamiętał jego spojrzenie, błagające o litość, przestraszone, przepełnione, charakterystyczne. Torturowanie szło mu z łatwością wówczas; teraz jednak, gdy miał w pełni kontrolę nad własnym sobą, było mu poniekąd wstyd. Jeżeli ma zabić zwierzę, to najlepiej od razu, bez zbędnego zadawania jej dodatkowego cierpienia. Trzecia to stricte trening z Violą i miażdżenie jej kości. Pytanie zadane w stronę Maximiliana mogło być, ale nie musiało być niekomfortowe. Nie pytał bezpośrednio, prędzej ogólnie, w nawiązaniu nie tylko do bogina napotkanego w sali do nauki OPCM, lecz także tutaj, w tymże salonie, podczas gry, gdy została mu odebrana kompletnie zdolność wymowy. Każda taka sytuacja ma na celu pozostawić pewne piętno na umyśle, dlatego właśnie się martwił. Wiedział, że ukrywanie tego bywa męczące, nawet jeżeli sam tak działał, by chronić własną tożsamość oraz duszę. Na słowa, które wypowiedział Ślizgon, jedynie kiwnął głową, nie ciągnąc tego tematu zbyt długo. Wystarczyło proste zdanie, by zaspokoić ciekawość, jak i dozę zmartwienia. — Raczej bym przy tym był, zważywszy na to, jak szczęście do wpadania w kłopoty potęguje się, gdy mamy ze sobą do czynienia. — uśmiechnął się pod nosem, kierując spojrzenie charakterystycznych, czekoladowych oczu, które posiadały pewnego rodzaju błysk. Ufał mu w tej kwestii, jak również chciał trochę zażartować, gdy chude palce trzymały kubek w pełnej tego krasie, a Ivara zdawała się ponownie szukać kontaktu, w związku z czym skierowała się w stronę Solberga. Ona naprawdę go lubiła. Być może wyczuwała od niego tę dobrą aurę, a być może lgnęła tam, gdzie było ciepło, no i najwygodniej. Kościste nogi Lowella nie wydawały się być najlepszą opcją przy znacznie wyższym i znacznie cięższym przyjacielu. kotka miauknęła cicho, spoglądając złocistymi ślepiami w Maximiliana i dając mu ostatecznie szorstkiego liza w nos. — Nadal mnie martwi ta kwestia, że Skyler jest gotów się wpierdolić. O ile reszta prefektów odpuściła, on... no cóż. Nie dość, że nie chodzi na lekcje, to jest w stanie mówić swoje farmazony. — wziął głębszy wdech, przyglądając się mimowolnie własnemu odbiciu w kubku, gdzie powoli kończyła się woda, a po chwili wepchnął jeden ze słonych paluszków do ust, powoli zjadając go tak, jakby wypalał papierosa.