Dom w którym się znalazłem po teleportacji, niezależnie w jakim był stanie, stanowił o wiele bezpieczniejsze i przyjemniejsze otoczenie niż cmentarz. Przenoszenie przy użyciu zaklęcia wywoływało u mnie śmieszne uczucie, które jednocześnie było przyjemne i mocno irytujące. Przecież dałbym radę przejść te kilka kroków...prawda? Byłem ciekawy jak bardzo jestem pokiereszowany dla osoby postronnej. Plecy oprócz bólu również mnie mocno piekły, obstawiałem, że tam było główne źródło moich dolegliwości. -Ahh, no tak. Aryan Caladan, student z Gryffindoru. - no pięknie, znalazł mnie nauczyciel. Sam już nie wiedziałem czy to dobrze czy źle. Na pewno nie uśmiechało mi się tłumaczenie na dywaniku u opiekuna, a coś czułem, że się to zapowiada. - Najgorsze są plecy, czuje jakby mnie ktoś tam skórę zdarł. Oprócz tego tułów i tył głowy, reszta wydaje się w porządku. - Mówiąc to spróbowałem usiąść, bo pozycja leżąca zwiększała dolegliwości. Stęknąłem przy tym z bólu, gdy materiał dotknął ran. Odczułem dodatkowo, że w niektórych miejscach moja koszula jakby była dziurawa. - Proszę robić co jest wymagane, i tak mam wrażenie, że z koszuli i marynarki dużo mi nie zostało. - Podzieliłem się obserwacją, słabym wzrokiem patrząc na Felinusa. Starałem się współpracować podczas opatrywania, jeśli moja reakcja była potrzebna. Wiązało się to ze zmniejszeniem bólu, co pozwalało mi przenieść część myśli z tego jak mnie wszystko boli na to w jaki sposób tu wylądowałem. Dwór i Noc Duchów... Spodziewałem się pytania o zaufanie do magomedyków, co nie oznacza, że byłem przygotowany na udzielenie odpowiedzi. Kłamanie nie było w mojej naturze, a nie chciałem też odsłaniać swoich kart przed w sumie obcą osobą. Po chwili milczenia powiedziałem krótko - Tak, nie przepadam. Mam do nich uraz. - chciałem jeszcze dodać coś w stylu "to sprawa prywatna", ale się rozmyśliłem. Moja mina już dostatecznie wyrażała niechęć do kontynuowania tego tematu.
Przynajmniej tutaj nie uderzał wiatr, a przede wszystkim było nieco cieplej. Nawet jeżeli budynek znajdował się w remoncie, co chłopak mógł zauważyć, było on zdecydowanie bardziej przyjazny od dość nieprzyjemnego otoczenia cmentarza o zdecydowanie negatywnej renomie wśród mieszkańców miasteczka. Położony zatem na łóżku chłopak mógł nieco odsapnąć od nieprzyjemnej na zewnątrz pogody, od rosy znajdującej się na trawie, jak również i od poczucia ciągłego bólu, gdy w ruch poszły zaklęcia znieczulające. - Coś jakoś tak czułem. - lekko się uśmiechnął, choć nie zamierzał donosić na każdy tego typu przypadek. Student był co prawda wychowankiem Williamsa, co nie oznaczało, że już biegł, by powiedzieć mu o tym, co miało miejsce. Obowiązywała go tajemnica lekarska, nawet jeżeli nie był uzdrowicielem, a dopóki Aryan uzyskiwał odpowiednią opiekę, mogąc mieć uleczone obrażenia w wyniku pobicia, nie musieli zdawać relacji z tego, co miało obecnie miejsce. Też, znajdowali się poza szkołą. - Jasne, już zaraz na to spojrzę... - powiedział, a gdy koszula zniknęła, zajął się tymi nieprzyjemnymi ranami, które nie wyglądały na te pochodzenia zaklęciowego lub poprzez uderzenia pięści. Bardziej przypominały okładanie jakimś wyjątkowo twardym kijem, na co nieco się skrzywił, gdy znieczulił kolejne rozcięcia, rzeczywiście wyglądające co najmniej źle, by następnie je odkazić. Robił te czynności precyzyjnie, bez ociągania się, jednocześnie dbając o własne bezpieczeństwo, by przypadkiem nie dotknąć krwi. Wolał mimo wszystko zachować nieco bardziej rozsądne podejście, choć przecież podczas wakacji biegł z Doireann na plecach, nie dość, że mając własną ranę, to jeszcze pozwalając na to, by posoka uległa wymieszaniu. - Rozumiem, sam też nie przepadam. - choć nie posiadał urazu. Po prostu wolał leczyć się na własną rękę, ale wiadomo, nie zawsze wszystko jest tak łatwe i przyjemne. Obrażeń na prawej dłoni by tak nie uleczył szybko, na plecach także, więc to normalne, iż czasami zostawał uzależniony od pomocy innych. Też, początkowa cisza utwierdziła go w przekonaniu, że tematu ciągnąć nie powinien. Gdy zakończył leczenie pleców i tułowia, lekko obitego, które mogły nieco boleć, przeszedł tym samym do głowy, podejmując się początkowo badania palpacyjnego, oczywiście ze stosownym znieczuleniem Duritio. - Masz prawdopodobnie lekki wstrząs mózgu. Dlatego straciłeś przytomność i pamiętasz tylko część faktów. - wytłumaczywszy, podjął się kolejnego odkażania i leczenia. - W ciągu następnych dni ciało może cię jeszcze boleć, reszta jest odkażona i uleczona. W sumie to masz ten dzień i następny na regenerację i odpoczynek, jeżeli nie chcesz nabawić się przy okazji lebetiusa. - wstał, gdy uleczył ostatni uraz, przeglądając tym samym szafkę w znalezieniu czegokolwiek, co mogłoby przypasować Caladanowi. - Za małe, za małe, nie wejdziesz, za małe... - przebierał w tym wszystkim, starając się znaleźć cokolwiek większego, by biedak nie musiał łazić w takim wydaniu po domu i ewentualnie na zewnątrz. Spodnie jakieś udało mu się wytargać, jeżeli ten chciał z nich skorzystać. - Dobra, coś mam! - wyciągnął całkiem przydużą bluzę, przyglądnął się, położył gdzieś nieopodal siedzącego na łóżku Gryfona. - Jeżeli chcesz się ogarnąć, to łazienka jest, jak wyjdziesz, po drugiej stronie korytarza. Może trochę rozwalona, no ale... - zastanowiwszy się, spojrzał na niego uważniej. - Przynieść ci coś do jedzenia? - zapytał się jeszcze, bo podejrzewał, że raczej bez śniadania to tak szybko do zdrowia nie wróci.
Uwolnienie od bólu było wspaniałe. Do tej pory nie traktowałem magii leczniczej zbyt poważnie. Bycie w potrzebie i odczucie na własnej skórze działania zaklęć znacząco podniosło mój poziom uznania. Co do samej magii, bo magomedyków wciąż nie lubiłem. -Nauczyciel uzdrawiania który nie lubi medyków? Brzmi to nieco ironicznie. - parsknąłem cicho rozbawiony, chociaż moje obite żebra szybko przypomniały, bym tego nie robił. Przyglądałem się miejscom które zostały już potraktowane zaklęciami i w głowie zrodziło mi się dość ważne pytanie. -Będę miał po tym blizny? - zapytałem z dosłownie wylewającą się ciekawością, myśląc głównie o plecach. Ślady na ciele mogły oznaczać dla mnie kłopoty i niewygodne pytania. Trudno zrzucić to na pogryzienie przez psa. -Lebetiusa? - tym razem mój ton nie odznaczał dużej chęci by udzielono mi odpowiedź na pytanie. Musiała to być jedna z chorób...zrobiłem głupią minę, ściskając mocno usta i ukazując mową ciała, ze zbytnio to słowo mi nie podpasowało. -A, no i oczywiście dziękuje za zajęcie się mną. Jak się mogę odwdzięczyć? - miałem tylko nadzieję, że nie zażyczy sobie stosu galeonów, bo byłem ostatnimi czasy spłukany. Przysługa z drugiej strony, to byłem w stanie zrobić. Spojrzałem na zaoferowaną mi koszulę i skinąłem głową. -Dziękuje. Chętnie skorzystam, muszę wyglądać okropnie. I tak, byłbym wdzięczny za coś do przegryzienia, chociaż mam wrażenie, że zaczynam nadwyrężać gościnę. - Wstałem powoli, nie ufając w pełni swoim nogom i powlokłem się do wspomnianego pomieszczenia. Obmyłem sobie głowę, ręce i przyjrzałem swoim plecom. Po kilku minutach spędzonych w łazience wróciłem do pokoju z ubraną Felkową bluzą. Usiadłem na wcześniejszym miejscu i oparłem głowę o rękę, czekając na powrót gospodarza.
Nie bez powodu uczył się magii leczniczej. Pozwalała ona przede wszystkim na samodzielność pod względem możliwości pomocy samemu sobie i wyleczenia obrażeń bez konieczności bycia obładowywanym niepotrzebnymi pytaniami, co niezwykle sobie cenił w tej dziedzinie. Też, pozwalało mu to nieco świeżej spojrzeć na otoczenie, gdy mógł nieco bardziej skupić się na wykorzystywaniu magii do robienia czegoś dobrego, a nie po to, by wykrzesać z niej potencjał bojowy. Poniekąd działało to uspokajająco na i tak zaplątane w ferworze zdarzeń myśli, kiedy raz po raz leczył biedaka, jaki to dzisiaj nie miał szczęścia. Ani wczoraj. - Jeszcze nie nauczyciel uzdrawiania, asystent... no ale tak, to nieco brzmi ironicznie. - pozwolił sobie na lekki uśmiech, biorąc głębszy wdech, gdy koniec końców udało się uleczyć obrażenia, jakie to były może nieprzyjemne, ale miał na koncie znacznie poważniejsze urazy, z jakimi to musiał się wcześniej zmierzyć. Zadane przez chłopaka pytanie nieco go zastanowiło, aczkolwiek odpowiedział niemal natychmiastowo. - Nie, nie będzie. To nie są czarnomagiczne obrażenia, więc o to nie musisz się martwić. - odpowiedział nieco pozytywniej, bo sam raczej na jego miejscu nie chciałby się tłumaczyć, gdyby ktoś miał okazję zobaczyć tak zabliźnione plecy. Zresztą, rok temu i tak łaził z bliznami na lewo i prawo, co nie alarmowało specjalnie profesorów w murach zamku. - Sup. Przeziębienie. - odpowiedział krótko, prosto, bez wytłumaczenia procesu przebiegu choroby. Świat magiczny powiązany pozostawał nieco z mugolskim, więc liczył na to, że raczej uda się to wytłumaczyć bez "wytłumaczenia" procesów dziejących się w organizmie podczas jego osłabienia. Zresztą, mina Aryana świadczyła o tym, że ten raczej nie był zadowolony wizją jakiejkolwiek infekcji. Wychłodzone ciało ewidentnie nie było tym, co wiązało się z czymś zdrowym, więc nie zdziwiłby się, gdyby jednak los postanowił się zaśmiać z Gryfona i udowodnić, że wcale tak prosto to nie pójdzie. - Nie ma problemu, serio. - lekko się uśmiechnął, mając wewnątrz "czuje dobrze człowiek", choć smutna żaba czasami też próbowała się przedostać. - Odwdzięczać się nie musisz, nie ma takiej możliwości. Co najwyżej możesz w następnych dniach na siebie uważać, tyle mi wystarczy. - kto znał Lowella, ten wiedział, że cenił sobie bardziej od pieniędzy i innych tego typu rzeczy świadomość tego, iż ktoś poczuje się lepiej. Nawet jeżeli się przeciążył wcześniej, by nie być ciężarem na plecach rodziców partnera, to nie złote monety chodziły mu po głowie, a zwyczajna, ludzka troska, którą często przejawiał. - Spokojnie, nie nadwyrężasz. Dla mnie to nie jest problem, naprawdę, z tego domu nie korzystam od dawna, a jak posłuży na chwilę, parę godzin lub dzień, by ktoś odpoczął, to naprawdę mi to nie robi różnicy. - przyznał szczerze, bo tutaj już nie mieszkał. Mimo to uratowało go to poniekąd od ciągnięcia studenta po Inverness, co pozostawało w pewnym stopniu znacznym ułatwieniem. Obowiązki mogły poczekać. - Ogarniesz się nieco i będziesz zdrów jak ryba. No, prawie, przez jakiś czas jeszcze miejsca tamtych ran mogą cię boleć, ale... Będzie dobrze. - starał się myśleć pozytywnie, bo wiedział, że jeżeli samemu zacznie wpadać w koło błędnych myśli, to nigdy się z nich nie wydostanie. A tak? Mógł nieco przystopować konie. Pozwolił chłopakowi się ogarnąć, a samemu wyszedł do pobliskiego sklepu, by kupić cokolwiek, co ten mógłby zjeść. Nie znał jego preferencji żywieniowych, więc nic dziwnego, że do bezdennej torby wylądowało parę oczywistych wyborów, jak kanapki, bułki i dżemy, a także gorąca herbata, którą niósł dość pewnym krokiem we własnych dłoniach. Zawitał z powrotem do remontowanego domu, wchodząc następnie poprzez framugę drzwi do pokoju, gdzie chłopak nosił jego bluzę. - Dobra, coś tam udało mi się kupić. Od razu mówię, że nie wiem, co dokładnie jesz, ale w okolicy można kupić tylko mugolskie żarcie, więc... - wyciągnął na pobliskie biurko odpowiednią ilość rzeczy, kładąc także nieopodal siedziska herbatę, by następnie usiąść na krześle obrotowym, przyglądając się z widocznym zaintrygowaniem. - Zamierzasz tutaj zostać przez jakiś czas czy mam cię gdzieś teleportować? Masz jakichś bliskich, znajomych, którzy by się o ciebie martwili? - zapytawszy się, podniósł brwi, bo nie chciał, by doszło do sytuacji, że tego szuka cały Hogwart, a tu jednak wystarczyło dopełnić paru prostych kroków, by tego uniknąć.
Odetchnąłem z widoczną ulgą. Brak widoczny śladów po wydarzeniu dawało mi nieco bardziej pozytywne perspektywy. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję w czystość moich intencji i tego, że nie wziąłem udziału w brutalnej burdzie. Skoro mój zanik pamięci był powiązany ze wstrząśnieniem mózgu to powinienem za kilka dni dowiedzieć się co zaszło. Na Merlina, niech się tak stanie. -Powiedziałbym, że wezmę sobie gripex, gdyby nie jego mugolskość. - Uśmiechnąłem się ukazując zęby i przy okazji zapewne zdradzając w jakim otoczeniu żyje. Ukrywać się z tym nie musiałem, co nie zmieniało podejścia wielu czarodziejów. -Mimo wszystko wolałbym wrócić do Hogwartu. Wątpię by wysłano za mną list gończy lub ktoś zdążył się stęsknić...wole uciąć ewentualne plotki. Który mamy w ogóle dzień? Ile czasu od Nocy Duchów minęło? - Zapytałem, bo w sumie nie wiedziałem czy minął dzień czy tydzień. Brzuch z głodu burczał na tyle głośno, że byłem skłonny uznać tą drugą opcję. -Ból to tylko kwestia siły woli. Dam sobię radę. - Niemalże wyrecytowałem formułkę, której mnie uczono. Ból był powiązany ze strachem, a strach...to zabójca umysłu. Widok typowego mugolskiego jedzenia nieco mnie zaskoczył. Dopadłem się do niego i począłem wsuwać rzeczy jedną po drugiej, aż mnie nie zmuliło. Zbyt dużo pokarmu na raz, opanuj się chłopie. Przestałem też przez wzgląd na próbę zachowania godności. -To zdecydowanie moje jedzenie. Czarodziejskie przysmaki zbytnio do mnie nie przemawiają. Jest w nich zbyt dużo, em, kombinowania. Widziałem, jak po ostrej zupie jednemu z uczniów zaczęła wydobywać się para z uszu. Jeszcze gwizdał jak czajnik. - moja awersja do świata magicznego była większa niż na pierwszy rzut oka się wydawało. Mogłem zabrzmieć jak osoba, która została zmuszona do bycia czarodziejem. Po części tak było, za dzieciaka moje zdolności ukazywały się przy najgorszych momentach, a nie mogłem sobie pozwolić na niekontrolowanie własnych emocji. Mój tata nie mógł sobie na to pozwolić. -Do głowy przychodzą tylko moi rodzice i rodzeństwo. Pozostaje przy powrocie do zamku.
Felinus nie wiedział, co dokładnie się wydarzyło, że chłopak był okryty najróżniejszymi siniakami i obrażeniami, aczkolwiek nie pytał i nie domagał odpowiedzi, gdy ten sam tego nie wiedział. Też, miał poniekąd nadzieję, że zaraz im Magimilicja nie zapuka do drzwi, zgarniając studenta Gryffindoru z podejrzeniem popełnienia przestępstwa, bo naprawdę by się wtedy zdziwił i nieco załamał ręce. - Gripex jest akurat niezły w tym przypadku, choć prędzej zregenerowałbyś się pieprzowym. - lekko się uśmiechnął, ciesząc się, że w sumie ma do czynienia z kimś, kto ogarnia mugolski świat i całą technologię, a przynajmniej część. Momentami miał wrażenie, że był jedną z nielicznych osób, jakie to w kadrze wychowały się w ten tradycyjny, pozbawiony magii sposób, w związku z czym każdy przejaw tego, że mógł się z kimś solidaryzować, nieco podnosił go na duchu. - Jasne, nie ma problemu, rozumiem decyzję. Gdybyś jednak potrzebował czegoś, to zawsze możesz napisać do mnie list bądź podejść do Skrzydła Szpitalnego, często tam urzęduję. - podzielił się tą informacją, bo wiedział, że czasami lepiej jest coś sprawdzić, aniżeli się potem męczyć. - Jest pierwszy listopada, dzień po Nocy Duchów. - wytłumaczył na spokojnie; dużo czasu nie minęło, więc w sumie chłopak nie musiał narzekać na nadrobienie materiału lub cokolwiek innego. Było rano, było zimno, a samemu poświęcał nieco bardziej czas, skoro i tak miał pierwsze lekcje na popołudnie. - Nie tylko siły woli, ale w większości - owszem. - przyznawszy, sam wiedział w swoim przypadku, do czego ból może doprowadzić. Starając się unikać sytuacji, gdzie miał z nim do czynienia, nieco mógł się zastanowić nad jego istnieniem. To sygnały wydawane przez organizm, że coś jednak nie działa tak, jak powinno i liczył, że w razie problemów Aryan się do niego zgłosi... albo do Skrzydła Szpitalnego. Spoglądał zatem spokojnie na to, jak ten zajadał się mugolskim jedzeniem, niespecjalnie zastanawiając się nad tym, w jaki sposób powinno zostać skonsumowane. Znajdowali się w londyńskiej dzielnicy pozbawionej magicznych elementów, a sam uważał mugolskie potrawy za lepsze. Być może przez sentyment, a może przez to, że po prostu smakowały mu o wiele bardziej. - Czasami czarodzieje posiadają potrzebę odróżnienia się od mugoli. Dlatego te nietypowe efekty przy jedzeniu, eliksiry bądź inne tego typu rzeczy. Sam jednak przepadam bardziej za przyziemnym jedzeniem, przynajmniej nie muszę się bać o to, czy ktoś nie postanowi sobie ze mnie zażartować. - przyznał szczerze, kiwając tym samym głową może nie niczym pies na desce rozdzielczej, ale ewidentnie się z nim zgadzając. - I przez ile mu się to utrzymywało? - podpytał się jeszcze, oparłszy łokciem o blat biurka, gdzie znajdowało się trochę za dużo kurzu, ale nie zwracał na to uwagi. - Też, w Hogwarcie co chwilę masz do czynienia z magią. Człowiek czasami potrzebuje odpoczynku od tego, czy przypadkiem ktoś mu dolał do zupy amortencji czy czegoś innego, co wpłynie na zachowanie. - doskonale pamiętał piernik, który wiele napsocił, gdy te chodziły po korytarzach i wpadały do kubków z ciepłymi napojami bądź nieco zmieniały światopogląd. Wolał tego ewidentnie unikać. - Dobrze w takim razie. - przytaknąwszy, wstał z krzesła, spoglądając na zewnątrz, gdzie mgła była nadal dość gęsta, trudna do rozrzedzenia, o ile to w ogóle pozostawało możliwe do wykonania. - Powiedz, gdy będziesz gotowy, to ci pomogę z resztą. Kiedy masz pierwsze lekcje? - zapytał się, czekając tym samym na decyzję. Był gotów wystosować teleportację łączoną, jako że posiadał tę umiejętność już od całkiem dawna i chociaż wiązała się z pewną nieprzyjemnością, tak starał się na to nie zwracać uwagi.
Kiwnąłem głową, zapamiętując w głowie nazwę eliksiru. Ślęczenie nad kociołkiem było jedną z niewielu rzeczy, za które dziękowałem, że jestem czarodziejem. Kociołek nastawiony na małym ogniu, z którego leniwie wydobywa się para...już sobie zaplanowałem jeden z najbliższych wieczorów, musiałem tylko zdobyć składniki. -Jasne, będę o tym pamiętał, dziękuje. Czyli uciekła mi tylko jedna noc, w sumie to dobrze. - Przynajmniej już wiedziałem, że na pewno nikt mnie nie będzie szukał. Koledzy z dormitorium wymyślą swoją wersję zdarzeń, pełną alkoholu, kobiet i smoków, a ja będę mógł w spokoju się zdrzemnąć. -Tak, jakbyśmy już samym swoim istnieniem nie odbiegali od normy. Szczerze powiem, że nie pamiętam, z godzinę. Podobno ktoś mu coś dosypał, ale jakoś w to nie wierze. Dolewanie amortencji do zupy? Całe szczęście, że mnie to nie grozi. - Raz, że nie zostawiałem jedzenia "bez opieki" a dwa, zazwyczaj jadłem to, co sam sobie wziąłem/zrobiłem. Zasady bezpieczeństwa muszą być zachowane...nie żebym też był na podobne zachowania narażony. Mocno w to powątpiewałem. - Jakoś pod wieczór z tego co kojarzę. - Przymknąłem lewe oko, próbując sobie przypomnieć rozkład zajęć, co by się upewnić, że nie powinien być obecnie na zajęciach. Następnie nieco uprzątnąłem po sobie miejsce i poinformowałem Felinusa, że jestem gotowy na powrót do Hogwartu.