W tej średniej wielkości klasie znajdującej się na pierwszym piętrze, od lat odbywają się zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Ze względu na średnie wymiary pomieszczenia, dwa rzędy ławek są stosunkowo blisko siebie ustawione. Nie jest to najlepiej oświetlona klasa. Jednak ściany zdobią różne lampy dające nieco jasności. W rogu pomieszczenia, nieopodal biurka nauczyciela, znajduje się gablota na której można znaleźć wiele nieco poniszczonych już książek dotyczących OPCM.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - OPCM
Wchodzisz do Klasy Obrony Przed Czarną Magią, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Obronę Przed Czarną Magią. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Aash Al Maleek. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak działa zaklęcie Riddikulus? Na czym się go używa? 2 – Jak bronić się przed dementorem? Opisz działanie odpowiedniego zaklęcia. 3 – Podaj trzy odmiany zaklęcia Protego i opisz każdą z nich. 4 – Podaj trzy sposoby na wykrycie trucizn. 5 – Jak postępować w przypadku natknięcia się na podejrzane, magiczne artefakty? 6 – Wymień trzy zaklęcia niewybaczalne i opisz je.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Obroń się przed zaklęciem Drętwota trzema różnymi zaklęciami defensywnymi. 2 – Znajdź i zneutralizuj trzy pułapki magiczne. 3 – Zastaw dwie pułapki - na człowieka i dowolne stworzenie. 4 – Ukryj się przed członkiem komisji, używając nie więcej niż trzech zaklęć. 5 – Pokonaj trzy boginy. 6 – Używając tylko zaklęć defensywnych, przez dwie minuty nie daj przeciwnikowi do siebie podejść.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - OPCM:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Prawdę mówiąc, Cherry niezbyt lubiła lekcje Obrony Przed Czarną Magią. Niesamowicie peszyło ją uczęszczanie na zajęcia prowadzone przez dyrektorkę - nie mogła się do tego przyzwyczaić. Ilekroć na Bennett wpadała, to zaraz się plątała i gubiła we własnych myślach, bo jednak trochę inaczej patrzyła na nauczyciela, a na dyrektora. Zdawało jej się, że to wywiera dodatkową presję, a Wiśnia wcale się na tych lekcjach nie popisywała. Nie była szczególnie zdolną czarownicą, nad czym jej matka zawsze bez skrupułów ubolewała; przynajmniej z miotłą sobie radziła, co ratowało ją w oczach ojca. I to na miotle jej zależało. Wiśnia nie potrafiła posiąść się z radości, która towarzyszyła jej od momentu podjęcia się pracy w Muzeum Quidditcha - nieistotne, że nie wzięto jej pod uwagę na stanowisko przewodnika, jej jak najbardziej pasowało rozpoczęcie od małych kroczków; mogła sprzedawać bilety! Samo to wydawało jej się fenomenalne. Zajarała się tak mocno, że nawet kiedy miała przerwę pomiędzy lekcjami, to siedziała z nosem w książce Jak spaść z miotły, traktującej o niebywale ryzykownych akrobacjach powietrznych. Nic dziwnego, że zjawiła się w sali tuż przed rozpoczęciem zajęć; wciągnęła się w lekturę i zapomniała o całym świecie. W końcu weszła do pomieszczenia, pomrukując "dzień dobry", chociaż dyrektorki jeszcze tu nie było. Znalazła wolne miejsce, usiadła i wyjęła różdżkę, doczytując o zmodyfikowanym Zwisie Leniwca.
Autor
Wiadomość
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Pozostawał pod ogromnym wrażeniem ponownego ujrzenia potwora z jego koszmarów i nawet słowa pochwały profesor Cortez mu w tym nie pomagały. Właściwie ledwo do niego docierały; popatrzył na kobietę trochę nieprzytomnym wzrokiem i delikatnie, prawie że niezauważalnie skinął głową, jakby przyjmując do siebie tę pochwałę. Zaklęciarz był z niego marny, więc można było pomyśleć, że po prostu nie do końca wierzy w to, że mu się udało. Co właściwie też nie było bardzo dalekie od prawdy. Przystanąwszy przy boku Morgan, wbił wzrok w przestrzeń, niby zainteresowany tym jak radziła sobie reszta uczniów; w rzeczywistości nawet nie skupiał się na tym jakie formy przybierał przy nich bogin. Zapytany, sięgnął odruchowo do rękawa koszuli i pociągnął za mankiet, choć ten przez cały czas idealnie obejmował jego rękę i nie odsłaniał nadprogramowej skóry. A przecież nawet gdyby się podwinął, blizna i tak starannie zakryta była metamorfomagicznym kamuflażem. — Z lutego — potwierdził nieco zduszonym za sprawą stresu głosem i wziął głębszy wdech, poruszając barkami żeby jakoś się rozluźnić. Przetarł kark, w którym przed rokiem zatopiły się wężowe kły; tam blizny były mniejsze, mniej oczywiste, choć sama rana nie była ani trochę mniej niebezpieczna. Odważył się, by spojrzeć na nią przelotnie, nie zatrzymując na dłużej wzroku i odchrząknął. — To jormungand. — Nie miał pojęcia czy obeznanie w temacie magicznych zwierząt pozwalało jej na zidentyfikowanie gada, ale skoro już go zobaczyła to może warto by wiedziała co napawało go aż takim strachem. Z jakiegoś powodu naprawdę chciał żeby wiedziała. Był zaskoczony, że pamiętała, właściwie z trudem przypomniał sobie kiedy jej o tym powiedział, a spotkanie na Saharze dotarło do niego z opóźnieniem. Uśmiechnął się, trochę rozczulony; czy wspominała je (paradoksalnie) równie dobrze co i on? Słysząc słowa skierowane do Emily, zmarszczył brwi. Nie podobało mu się podejście Cortez do uczniów, zwłaszcza na zajęciach takich jak te. Nie czuł żeby pochwała skierowana dla niego była jakkolwiek uzasadniona wobec takiego traktowania dziewczyny, która nie chciała wykonać zadania. Był przekonany, że miała ku temu swoje powody. — Pochwaliła mnie chyba tylko dlatego, że nie widziała mojego aquamenti — powiedział cicho, nachylając się w jej stronę tak, by tylko ona mogła go dosłyszeć. Zdołał się już zupełnie rozluźnić. Wyprostował się i dodał głośno: — też nie uważam żeby to był błąd, pani profesor. Jestem zdania, że nawet najwprawniejszy czarodziej może polec w starciu z boginem, wystarczy mieć gorszy dzień.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Oczywiście nie omieszkał spojrzeć na @Beatrix Cortez z uniesioną brwią, zaciskając dłonie na koszuli. Objął siostrę, zaciskając zaraz dłoń na jej ramieniu i pocierając z czułością. Zawsze musiał ją chronić. Nienawidził, gdy ktokolwiek próbował zmuszać do czegoś @Emily Rowle. Uśmiechając się do kobiety, zaczął mówić. - Moja siostra ma straszne lęki, musi jej Pani wybaczyć. Bardzo źle psychicznie znosi strach, mogłaby zemdleć albo zwymiotować. Niepotrzebnie przychodziła na lekcje. Wytłumaczył ją z westchnięciem, patrząc na bladą twarz blondynki z zaniepokojeniem. Zaraz jednak dostrzegł, jak w kłopoty wpada inna, dobrze znana mu niewiasta. Charlie i @Gabrielle Levasseur mieli zwyczaj wpadania na siebie, nawet gdy próbowała go unikać. Na jej spojrzenie tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się krótko i ratując ją przed karaluchem. Pokonał swój strach z łatwością, upewniając się potem, że z dziewczynami wszystko było w porządku. Gdy pokonał Bogina, ponownie spojrzał na Cortezową, kiwając jej głową w podziękowaniu za komplement i uśmiechając się, wrócił do dwóch panikujących galaretek. Nie chciał zostawiać ich samych. Obserwował innych — jedne lęki były zabawne, drugie faktycznie, wzbudzały dreszcz. Reakcje uczniów były bardzo różne. Gdy siostrze wspomniano i szlabanie, drgnął znów. - Pani Profesor czy to naprawdę konieczne? Obiecuję, że poćwiczę z nią zaklęcia. Gabrielle również mogę pouczyć. - zrobił nawet słodkie oczy, bo przecież instynkt braterski wpojony mu przez ojca wykluczał u niego zdrowy rozsądek. Bo kto próbował negocjować z nauczycielem? - Rozumiem Pani troskę o ich edukację i bezpieczeństwo, godne podziwu. Uśmiechnął się jeszcze, znów podchodząc do bogina i rozprawiając się z nim równie szybko, co poprzednio. Do gotowania i zaklęć miał największą smykałkę.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Pomimo starań i różnego podejścia motywacyjnego i druga próba walki z boginem nie odniosła zamierzonych skutków. Biały niedźwiedź i tym razem był tak samo, przeraźliwie ogromny, rozdziawiał na Gunnara pysk, a jego ryk wywoływał gęsią skórkę. Zamiast rzucić w niego zaklęcie Riddiculusa, Gunnar cisnął w niego ścianą ognia, razem z boginem stawiając w ogniu również skrzynię, z której ten wyszedł. Co się dziwić? Ragnarsson zmagał się już po raz drugi ze swoim własnym lękiem. Reagował instynktem. Bez kontroli, klnąc pod nosem, na szczęście w swoim rodowitym języku, niemożliwym do odczytania prawdopodobnie każdemu z obecnych uczniów. Zaraz za Incendio, padło Aquamenti przygaszające płomienie, a chwilę potem Protego. Daj. Mi. Żyć. W. Spokoju, pomyślał jeszcze zanim profesorka wkroczyła, żeby i tym razem pomóc mu ze zmaganiami z boginem, co przypieczetowała konsultacjami po lekcji... Właśnie tego mu brakowało. Skinął jednak niechętnie głową, mając nadzieję, że przynajmniej nie będzie kazała mu robić dokładnie tego samego od nowa, a skończy się na zwykłej pogadance.
Lanceley nie miała problemu z zaklęciami. Była to jedna z jej mocniejszych stron, bo ojciec zawsze powtarzał, że umiejętność poprawnego korzystania z różdżki i biegłość w czarach powinna być podstawą dla każdego ambitnego czarodzieja. Zacisnęła palce na opuszczonym już kiju z czarnego orzecha, przenosząc spojrzenie na swoją niedoszłą teściową. Zawsze bała się, że pojawi się niezręczność przez sytuacje z Aleksandrem, który przepadł, jak kamień w wodę. Chciała zapytać, ale przecież nie mogła przy wszystkich uczniach. Kiwnęła więc głową w stronę @Beatrix Cortez, uśmiechając się krótko i odsunęła się na bok, aby pozwolić innym dojść do bogina. Zaklęcie trzeba było powtórzyć, więc gdy tylko nadeszła jej kolej, znów stanęła przed stworzeniem i poprawnie, niewerbalnie rzuciła czar. Znów wyglądał, jak klaun i wywołał delikatny uśmiech na jej twarzy. Cofnęła się, chowając różdżkę i krzyżując ręce na piersiach.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Wysłuchawszy pochwałę profesor Cortez, skinąłem głową w podziękowaniu i stanąłem z boku, gotów wysłuchać jej kolejnych poleceń. Nie obserwowałem dokładnie każdego bogina w grupie, niektóre projekcje były dość przerażające również i dla mnie, więc nie bardzo mogłem się wypowiedzieć w kwestii błędów popełnionych przez innych uczniów. Zresztą, na Merlina, kto o zdrowych zmysłach wyskoczyłby teraz na środek i zaczął wykrzykiwać kto jaki błąd zrobił, w którym momencie. W moim mniemaniu był to jeden z wyższych poziomów nietaktowności, jakimi można było się wykazać podczas lekcji. Już całkowicie wyparłem z pamięci obraz bogina, choć gdy o nim myślałem, poczułem nagle masochistyczną żądzę ponownej konfrontacji. I już miałem się w sumie zbierać, gdy tak nagle profesor Cortez rzuciła propozycją ponownego wypróbowania zaklęcia, z czego nie zamierzałem rezygnować. Odrobinę pewniej niż poprzednio ustawiłem się w kolejce, czekając na swoją kolej. Tak się złożyło, że znów natrafiłem na rudowłosą prefekt, na widok której skinąłem głową w geście ponownego przywitania. Westchnąłem cicho, nie chcąc teraz z kimkolwiek rozmawiać, a szczególnie z nią, czując, że już wystarczający cyrk niezręczności odstawiłem. Tak jak pewnie każdy się spodziewał, Nessie zaklęcie się udało i przyszła moja kolej. Niemal natychmiastowo zobaczyłem własną osobę, która była martwa w środku. Zanim zdążyła poderżnąć sobie gardło i obryzgać mnie krwią, wycelowałem w nią różdżkę i niewerbalnie rzuciłem Riddikulus. Znów tak jak poprzednio, moje drugie ja ubrało się w różowy kostium, który wyglądał niezwykle komicznie. Odszedłem na bok, dając kolejnej osobie wypróbować własnych sił.
Gdy nastąpiła kolejna tura zaklęć, skupiła się na obserwowaniu uczniów, którzy rzucali zaklęcie ponownie. Tym razem pierwszy zaczynał Maximilian Solberg, tym razem zaklęcie się udało, a bogin chłopaka został totalnie ośmieszony. -Brawo Panie Solberg, cieszę się, że wziąłeś moje rady do serca, gratuluję- powiedziała po czym zaprosiła kolejną osobę do rzucania zaklęcia. Tym razem Gryfonka Moreau po ostrych słowach Cortez w końcu rzuciła zaklęcie poprawnie. -Świetnie, jak chcesz to możesz osiągnąć wszystko - pochwaliła uczennicę i przeszła do kolejnych osób. Beatrix mimo iż odrobinę nakrzyczała na uczniów to była wręcz święcie przekonana, że przy odrobinie motywacji każdy idealnie poradzi sobie z tym zaklęciem. Obserwowała jak Ford i Levasseur nie radzą sobie z boginem, dlatego była łaskawa i tym razem tylko zacmokała z niezadowoleniem po czym dodała. -Moje drogie, zbyt intensywnie machacie różdżką, za bardzo drży wam ręka, wiec zaklęcie nie wychodzi prawidłowo- oznajmiła po czym poprosiła kolejnego ucznia do zabawy z boginem. Chłopak o nazwisku Ragnarsson zbyt się szamotał i rzucał czym popadnie, tylko nie tym zaklęciem co trzeba. -Miotasz się niczym akromantula w ciasnej klatce- powiedziała kręcąc głową i odchodząc od niego w kierunku biurka. Kolejni uczniowie poprawnie poradzili sobie z zaklęciem więc na koniec profesor wkroczyła jeszcze do akcji. Standardowo drewniana trumna zamieniła się w pompowaną i gdy spuszczono z niej powietrze, poleciała w kierunku skrzyni. Gdy balonik znalazł się w kufrze Beatrix zatrzasnęła skrzynię, która znów zaczęła podskakiwać. -Odnieście skrzynię do mojego gabinetu! - rzuciła rozkazująco do skrzatów po czym ponownie odwróciła się przodem do uczniów, gdy skrzaty wynosiły skrzynię z klasy. Teraz mogli jeszcze przez chwilę poprowadzić sobie zajęcia teoretyczne. Beatrix uwielbiała rozmawiać, jednakże uczniowie nie bardzo byli skorzy do rozmowy i chyba się obawiali odezwać. -Riddikulus to wbrew pozorom proste zaklęcie jednakże może być przydatne na egzaminach końcowych z Obrony przed Czarną Magią, dlatego wymagam, aby każdy potrafił to zaklęcie poprawnie rzucić- powiedziała w miarę spokojnym tonem. -Strach kreowany przez mózg to rzecz pierwotna – ma na celu ochronę przed cierpieniem, bólem i ma zapewnić przeżycie. Nawet Lord Voldemort się bał. Mimo że tego typu myśli są bardzo nieprzyjemne i mogą nas wprawiać w przygnębienie, mają też swój pozytywny wymiar. ‒ Dzięki takim obawom możemy się bardziej starać, motywować, rozwijać i troszczyć o to, co istotne. Tak jak w przypadku pokonania Bogina, osoba, która jest w stanie swój własny strach ośmieszyć i sprawić, że zmaleje, staje się silniejsza zarówno w środku jak i na zewnątrz. Jeżeli strach kogoś paraliżuje, nie jest to odpowiednie i zdrowe dla tej osoby. Dlatego uważam, że takie zajęcie i taka forma walki jest wygodniejsza ponieważ bogin nie zrobi wam krzywdy, ale prawdziwa postać, która was przeraża w obliczu waszego paraliżu może was zabić- wyjaśniła, mając nadzieję, że to co oznajmiła dotrze do wszystkich obecnych na tych zajęciach. Starała się mówić swój monolog wyraźnie i powoli, by każdy mógł ewentualnie zanotować ważne kwestie przekazane przez nią na zajęciach. -Panno Davies oraz Panie Swansea, bardzo dziękuję za wyrażenie własnego zdania, po 5 punktów za odwagę- odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Miała wrażenie, że reszta uczniów nie odezwała się ze strachu. -Śmiało wyrażajcie swoje zdanie, jeżeli jest ono kulturalne, to nie grozi szlabanem, tym samym zapraszam do mojego gabinetu osoby, które teraz wymienię: Ford, Levasseur, Rauch, Fairchild, Brandon i Brewer. Wyślę wam kruka z dokładną datą i godziną spotkania. Za niestawienie się w gabinecie grozi wam szlaban i punkty ujemne dla domu. Przykro mi, że nie wszyscy podeszli do zajęć poważnie i nie spróbowali drugi raz rzucić zaklęcia z góry zakładając, że są do niczego- oznajmiła po czym podziękowała wszystkim za lekcje i podeszła do rodzeństwa Rowle. -Dobrze Charlie, ale robię to tylko dlatego, że jesteś bardzo dobrym uczniem i będziesz w stanie nauczyć siostrę zaklęcia. Mimo wszystko chciałabym i tak zobaczyć efekty, więc wyślę sowę z datą o której zjawicie się u mnie w gabinecie. Skończyłam, miłego dnia życzę Panu - oznajmiła dobitnym tonem po czym ruszyła w stronę biurka i wyciągnęła z szuflady blok czekolady. Podała go uczennicy. -Proszę, to dobrze ci zrobi- oznajmiła po czym odeszła od uczniów. Tym samym lekcja dobiegła końca. ____________________________________________________________ Dla uczniów, którzy wzięli udział w 2etapach lekcji: 2pkt Dla uczniów, którzy wzięli udział tylko w 1 etapie: 1pkt Punkty dla domów: 10pkt- 2posty 5pkt - 1 post Slytherin: 50 pkt Charlie O.Rowle - 10 pkt + 5 pkt(umiejętnosci na lekcji) Emily Rowle - 5 pkt Gunnar Ragnarsson - 5pkt Nessa M. Lanceley - 10pkt + 5pkt(umiejętności) Maximilian F. Solberg - 10 pkt Ravenclaw: 40 pkt Aslan Colton - 5pkt Ruben R. Skuja - 5pkt Victoria Brandon - 5pkt Violetta Strauss - 5pkt + 5pkt(umiejętności) Julius Rauch - 5pkt Shawn A. McKellen - 10 pkt Elijah J. Swansea - 5pkt Gryffindor: 45 pkt Maximilian Brewer - 5pkt Forsythia Fairchild - 5pkt Boyd Callahan - 5pkt Morgan A.Davies- 10pkt Loulou Moreau - 10pkt Madeleine Ford - 10pkt Hufflepuff: 15pkt Yuuko Kanoe - 5pkt Gabrielle Levasseur - 10 pkt
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Do sali stawiła się Mad zgodnie z listem.Mając nadzieję, że to będzie ciekawe i lepsze. Wpadła do klasy zła. Na siebie, na... na... ostatnią lekcję OPCM.Rzuciła torbę w kąt, wyjmując z niej wcześniej różdżkę. -Riddiculus - chciała po ćwiczyć na sucho czar.Wykonała ruch kłucia chcąc zamienic bogina w to coś zabawnego, o czym się pomyśli. Mruknęła wchodząc i patrząc po sali. Na twarzy dziewczyny wymalował się delikatny uśmiech, który miał być podziękowaniem za to, że chociaż starała jej się pomóc, gdy Mad męczyła się z boginem.
Beatrix pamiętała o tym, że miała odbyć z dwiema uczennicami zajęcia korekcyjne z ostatnich zaklęć, obrony przed Boginem. Wszystko czego tak naprawdę ich uczyła, miało ich przygotować zarówno do możliwości obrony w przyszłości, gdy opuszczą szkolne mury, a także miało im pomóc w zdaniu szkolnych egzaminów, by potem mogli znaleźć bardzo dobrą pracę. Tym razem sama przyszła ze sławną skrzynią z boginem. Szła z nią od samych podziemi ze swojego gabinetu, aż tutaj do sali na pierwszym piętrze. Na szczęście zaklęcie idealnie się sprawdziło i skrzynia lewitowała w powietrzu, by na końcu wylądować przy jej biurku. Beatrix specjalnie poprosiła Dyrektora by było z czarnego drewna, ponieważ nie lubiła tych jasnych, obskurnych ławek, które nazywano biurkami. O dziwo się zgodził na jej wymysły. Zobaczyła, że jedna z uczennic już się zjawiła, więc podeszła do niej. -Dzień dobry Madeleine, dobrze że już jesteś. Cieszy mnie, że mimo niepowodzeń chcesz osiągnąć sukces i poprawić wyniki- oznajmiła po czym usiadła przy swoim biurku zapisując coś w swoim notesie z którym nigdy się nie rozstawała. -Ćwiczyłaś ruch nadgarstkiem i intonację dźwiękową? - zapytała pewnym siebie tonem, jednakże słychać było w jej głosie delikatne wibrato, które mówiło, że ma dzisiaj wyjątkowo dobry nastrój. -Czekamy na twoją koleżankę @Gabrielle Levasseur czy chcesz już zacząć? - zadała jej kolejne pytanie. Kruk, który praktycznie rzadko się z profesorką rozstawał sfrunął na blat biurka i obserwował Gryfonkę uważnie.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Usłyszała kroki i odwróciła od razu głowę. Ujrzała psorkę,Mad z zainteresowaniem przyglądała się skrzyni którą przytachała. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się, i snuć podejrzenia, cóż to może znajdować się w jej wnętrzu. Było kilka możliwości, z czego każda równie błaha, i nie warta uwagi. Westchnęła głęboko, po czym dodała chyba koleżanka zaspała albo zapomniała.Możemy zaczynać chce mieć to już za sobą.Uśmiechnęła się lekko do niej. -Tak tylko ćwiczyłam, sposób trzymania i manipulacją różdżki wiem jaki jest potrzebny ruch do danego czaru,ale nie wychodzi mi inkacja czy jakoś tak- powiedziała w stronę profesorki.
(bogin Mad to jest to po prostu zakapturzona postać w czarnej, poszarpanej pelerynie, z kapturem na głowie. W kościstej, rozkładającej się dłoni dzierży długą i ostrą kosę. )
Jako iż Puchonka jeszcze się nie pojawiła, nauczycielka postanowiła dać jej odrobinę więcej czasu na dotarcie. Miała dziś bowiem wyjątkowo dobry nastrój, więc teoretycznie dzisiejsze zajęcia na pewno będą należeć do tych przyjemniejszych, a już lepiej było trafić do niej na korepetycje aniżeli na zwykłych zajęciach pokazywać same braki. Krew Gryfonki w porównaniu z krwią Cortezów była praktycznie brudna i wręcz przerzedzona mugolskimi genami, ale w tym przypadku profesor musiała w szkole być bardziej obiektywną i skupić się głównie na nauczeniu wiedzy każdego ucznia, a nie tylko tych, którzy według niej na to zasługują. Wszak, podobno efekty uczniów są brane przez pryzmat tego jak naucza ich mentor. - inkantacja. Słowo to etymologicznie wywodzi się języka łacińskiego incantatio czyli czarowanie- wyjaśniła cierpliwie uczennicy, by ta mogła sobie w głowie zakodować dokładnie myśli. Dostrzegła zainteresowanie w oczach dziewczyny, albo też lekki strach, ale od razu zareagowała, by przepłoszyć z jej głowy złe myśli. -W skrzyni znajduje się twój największy strach. Powiedz co jest twoim największym strachem i w co chciałabyś go zamienić, żeby wywołał u ciebie rozbawienie, bądź salwę śmiechu. Bogin słysząc śmiech nie wie co ma zrobić. To go powstrzymuje. Boginy są niczym poltergeisty albo dementorzy, aczkolwiek mniej groźni, ale żywią się twoim strachem, uczuciami, zabierają od ciebie całe szczęście- powiedziała cały czas utrzymując z uczennicą kontakt wzrokowy. Chciała, by jak najwięcej wyniosła z tych zajęć. Niektórzy uważali boginy za coś wyjątkowo głupiego, a ona uważała, że są one bardzo ważne, ponieważ spotkanie takiego w życiu codziennym mogłoby spowodować katastrofę jeśli czarodziej nie potrafiłby sobie z nim poradzić. -W świecie poza murami zamku boginy nie są częstym zjawiskiem spotykanym w naturze, aczkolwiek znaleźć je można w miejscach, które nie są uczęszczane. W przypadku pojedynczej walki nie każdy czarodziej da sobie radę walczyć, ale gdy jesteś z kimś to wtedy bogin nie wiedząc w czyj strach się przemienić popada w obłęd. Wtedy pokonany zamienia się w dym i znika na zawsze. Tego bogina mam już dobrych kilka lat, tylko na potrzeby zajęć trzymam go w zamknięciu- wyjaśniła, ostatnio bardzo dużo mówiła do uczniów, zwłaszcza na zajęciach dodatkowych. -Ważne jest, abyś zaklęcie mówiła głośno i wyraźnie, po czym wyobraziła sobie w co ma się zamienić. Czasem pomaga zamknięcie oczu, bogin odczytuje to co siedzi w tobie- powiedziała po czym wskazała na nią ręką, dając jej mówić i pokazując, że teraz jej kolej by mogła się wykazać, a także dopytać o ewentualne niejasności. Pogłaskała kruka po skrzydle.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Zaklęcie Riddiculus było zmorą Gabrielle, z tego też powodu nie zapomniała o korepetycjach u Beatrix. Wciąż nie rozumiała swojego strachu, co też najbardziej ją przerażało - wcześniej myślała, że jest to coś namacalnego, tak oczywistego dla płci pięknej jak obleśny karaluch. Niemniej jednak teraz miała co do tego wątpliwości, podczas rozmowy z Charlim, patrząc w swoje przerażające odbicie będące twarzą ukrytą pod piękną maską uświadomiła sobie, że najbardziej przeraża umiejętność, jaką posiadła wraz z płynącą w jej żyłach krwią, która była dziedzictwem dziewczyny. Trzymając w dłoniach otrzymany od nauczycielki list, biegiem pędziła w stronę klasy, zdając sobie sprawę, że w pewnym momencie dnia straciła rachubę czasu. Ciężko oddychając przekroczyła próg sali, zaledwie kilka sekund przed wyznaczonym terminem spotkania. - Ja…. Ja…. Dzień dobry, pani profesor - przywitała się widząc, że ta wraz ze znaną jej z koła Fanów Fauny Gryfonką rozpoczęły już ćwiczenia. Chwyciła się za brzuch próbując unormować swój oddech, wyprostowała się podchodząc bliżej biurka.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Mad po prostu stała prosto wlepiając swój wzrok w kufer skupiając się jedynie na słowach profesorki i na wchodzącą kolezanke. -Jasne że wszysko zrozumiała odpowiednia i wyraźna inkantacja oraz coś śmiesznego-dodła to chyba nie bedzie trudne Prawda.Na twarzy Gryfonki wymalował się delikatny uśmieszek,w stronę profesorki to wcale nie jest i nie będzie proste dla dziewczyny zwłaszcza że jej Bogin to po prostu zakapturzona postać w czarnej, poszarpanej pelerynie, z kapturem na głowie. W kościstej, rozkładającej się dłoni dzierży długą i ostrą kosę.No mogło by się zmienić w klauna z cyrku po prostu. -Można już poćwiczyc zaklęcie chciała bym to juz mieć za sobą? Skoro bogin nie wie w co zmienc sie to uzyjemy wspolnie zaklęcia jednocześnie z koleżanką.
Beatrix aż podskoczyła w miejscu, gdy Puchonka wbiegła do sali,wiedziała jednak, że ta może się minimalnie spóźnić, więc uznała, że po prostu nie będzie tego spóźnienia brać pod uwagę w swoim kajeciku. -Dzień dobry Panno Levasseur- przywitała również uczennicę, aczkolwiek jej głos był bardzo pewny siebie i stonowany. Zawsze opanowana i pewna siebie lubiła czuć tą niepewność u uczniów, którzy nie wiedzieli czasem jak zachować się w jej obecności. Nie chciała się zbytnio powtarzać i tracić czasu, który na pewno dla panny Ford był cenny, jednakże Cortez miała go aż w nadmiarze ostatnimi czasy. -Panno Levasseur, wykonasz zaklęcie po Pannie Ford. Pamiętaj poprawna wymowa, odpowiedni ruch nadgarstka i stanowczy głos. Wyobraź sobie, że twój największy strach jest czymś zabawnym, zanim rzucić zaklęcie, tak jest o wiele prościej. Wyobrażasz sobie coś co cię bawi. Uznaj, że to coś siedzi tylko w twojej głowie. Możesz nawet zamknąć oczy przy atakowaniu Bogina- powiedziała stanowczo. Po czym ruszyła w stronę skrzyni by ją otworzyć i by dziewczyny mogły się wykazać. -Po kolei, na początek pojedynczo, potem będziecie mogły pokonać bogina w duecie- wyjaśniła. Później już rzuciła zaklęcie na skrzynię otwierając ją, a największy strach właśnie sunął teraz w kierunku Gryfonki. Zakapturzona wysoka postać w czarnej, poszarpanej pelerynie, z kapturem nasuniętym na głowie. W kościstej, rozkładającej się dłoni dzierżyła długą i ostrą kosę i zamachnęła ją w kierunku dziewczyny. -Teraz! - rzuciła Cortez stojąc daleko z boku przy biurku, teraz dziewczyna powinna szybko zareagować.
_________________________________________________________________________ Kostki na poprawność zaklęcia będą proste: 1,3,6 - udało się 2,4 - nie udało się
po twoich rzucie od razu do walki z lękiem staje Gabrielle, a ty się odsuwasz na bok.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Gryfonka ponownie skupiła się wizualizacji tego zaklęcia i skupiła całą swoją moc. Po chwili ponownie w myślach powtarzała inkantacje tego zaklęcia. Może tym razem się uda. Mad zamknęła oczy po czym wyobraziła sobie w co ma się zamienić czyli zwykły klaun z cyrku -Riddiculus!-zaklęcie wymówiła głośno i wyraźnie,machnęła różdżką w strone bogina. Chyba nadal nic z tego nie bedzie Pani Profesor,nadal coś jest wemnie ze sie boje go. Ale to już było coś, dla profesorki to pewnie było nic. Dla niej to pewnie łatwe.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Było jej trochę głupio, że wystraszyła nauczycielkę, bo w gruncie rzeczy nie taki miała zamiar; opuściła nieco głowę zawstydzona. To nie było tak, że Gabrielle bała się Cortez, kobieta wydawała się jej po prostu czasem zbyt okrutna w swoich osądach. Poniekąd zapewne robiła to dla dobra swoich uczniów, chcąc pokazać im, że życie nie jest takie słodkie, jakby im się wydawało. Niemniej wielu z nich o tym wiedziało, może nigdy nie zderzyło się z tak okrutną rzeczywistością o której mówiły książki historii magii, niemniej jednak nawet dzisiaj istniały demony z którymi musieli się mierzyć. Uważnie wysłuchała słów nauczycieli, która po raz kolejny wytłumaczyła jej, co powinna robić. I Levasseur doskonale zdawała sobie z tego sprawę, tyle, że to nie wymowa czy ruch nadgarstka był dla niej problemem. Chodziło o coś zupełnie innego. Kiedy Mad nie udało zmierzyć się z jej strachem, Puchonka obdarzyła ją pocieszającym spojrzeniem. A sekundę później sama stanęła oko w oko z boginem, którego forma prawie natychmiast zaczęła się zmieniać. Tym razem jednak zamiast karalucha, którego spodziewała się zobaczyć pojawiło się coś innego. Bezkształtna postać, nagle zaczęła przybierać kobiece kształty, choć to co przestawiała nie było tak do końca kobietą. Magiczna istota przyciągała wzrok i zanim zdążyła całkowicie się uformować Gabrielle wyciągnęła przed siebie różdżkę i krzyknęła - Riddiculus! - głośno, wyraźnie i z odpowiednim ruchem nadgarstka, jednak nic się nie stało. Bogin przybrał pełną formę wili której głównym celem życia było mamienie mężczyzn. Gab stanęła jak sparaliżowana nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Po raz kolejny poddała się swojemu strachowi.
Beatrix obserwowała poczynania dziewcząt, ale widziała, że niestety nie wychodzi im to tak jak powinno, albo po prostu były na tyle beznadziejne, że żadna forma magii im nie wychodziła. Była ciekawa czy na innych jej zajęciach będą tak samo słabe, czy po prostu to tylko bogin tak na nie działał. Starała się jednak nie pokazywać tego po sobie. Wolała tępić ludzi przy większej publice. Gdyby teraz powiedziała coś nieuprzejmego to nie byłoby takie dla niej przyjemne, a dziewczyny niepotrzebnie by się zestresowały. Pojawiła się przed nimi i bogin zamienił się w trumnę, która potem zaczęła wypuszczać swoje powietrze niczym balonik, na końcu lądując w skrzyni. -Dobrze dziewczyny, spróbujemy jeszcze raz- oznajmiła po czym złożyła ręce na swoim brzuchu na moment. Uznała, że skoro nie radzą sobie w pojedynkę to może uda im się zadziałać coś wspólnie. -Nie dam wam spokoju dopóki poprawnie nie opanujecie zaklęcia, choćbym miała być złośliwą profesor Cortez- wyjawiła, po czym mimowolnie kąciki ust jej drgnęły, albo może to było tylko złudzenie? -Próbujemy jeszcze raz , tym razem zróbcie to w tym samym czasie, by zdekoncentrować bogina- wyjaśniła po czym ponownie otworzyła zaklęciem skrzynię. Kolejne podejście dla dziewcząt. ____________________________________________________________ rzut 1 kostką k100 każda z was i sumujecie wasze kostki:
powyżej 40 : udaje wam się zdekoncentrować bogina poniżej 40 : nie udaje wam się i ponownie do akcji wkracza profesor Cortez.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle zdecydowanie nie była beznadziejna, inne zaklęcia zawsze wychodziły jej bez najmniejszego problemu, choć słabością pozostały eliksiry, to nie miały one nic wspólnego z machaniem różdżką, a to zdecydowanie wychodziło jej naprawdę dobrze. Problem Puchonki był zupełnie inny, jej strach zmienił się, dlatego teraz trudniej jej było sobie z nim poradzić. Kiedy obu dziewczynom zaklęcie ponownie nie wyszło @Beatrix Cortez oznajmiła, że mają spróbować pracy w parze. Gab spojrzała porozumiewawczo na @Madeleine Ford, po czym obie przyjęły pozycje obronna, a nauczycielka wypuściła bogina. Blondynka wykrzyknęła zaklęcie wyobrażając sobie zamiast swojego strachu coś zabawnego, wykonała odpowiedni ruch ręką i wtedy bogin jakby zgłupiał. Zaczął przybierać różne kształty, ale żadnej konkretnej formy. Czy można było uznać to za sukces? W przypadku obu dziewczyn na pewno tak. Tylko w takim razie, która tym razem poradziła sobie ze swoim strachem lepiej?
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Podeszła do przodu czekając aż koleżanka zrobi to samo. Gdy ta to uczyniła, Mad uniosła różdżkę i wycelowała nią w bogina.Skupciła całą swoją moc w myśli i dłoni, która trzyma różdżkę... Zapomniała o słowach, wyobrażajcie sobie zaklęcie, jego skutek. Mocno.Gryfonka zamknęła oczy przy atakowaniu nie myśląć o tym, co się stanie jak je rzuci, nie myśląć o tym, co jeżeli nie... Po prostu je rzucić. -Riddiculus! Pomyślała tylko,w co zamienć bogina był to klaun z cyrku,wypowiedziała głośno i wyraźne,stanowczym głosem ,koncentrując się by moc z ciała płynęła do różdżki.
Beatrix wiedziała, że wpadła na genialny pomysł, gdy kazała dziewczynom połączyć swoje siły. Niestety w pracy w pojedynkę były beznadziejne i ich próby walki z boginem zakrawały ją o silną migrenę. Niestety musiała być cierpliwa, nieważne czy pracowała z czystokrwistym uczniem, czy takim, który z magią ma tak naprawdę niewiele wspólnego. Dziewczyny działały jako drużyna, a bogin nie wiedział w jaki lęk powinien się zmienić, więc manewrował między jednym a drugim, ostatecznie tworząc coś dziwacznego. Beatrix poprosiła dziewczyny o odejście i podeszła sama do bogina, by odesłać go niewerbalnie do swojej skrzyni. Nie ryzykowała nigdy pracy w większej grupie, bo gdyby bogin został całkowicie unicestwiony, ona musiałaby szukać nowego obiektu zajęć. To nie było dla niej zbyt ciekawe, albo po prostu nie miała na takie coś zwyczajnie czasu. -Dobrze dziewczyny, na dzisiaj wystarczy. Dziękuję wam za udział w zajęciach. Cieszę się, że chociaż w zespole potraficie pracować. Jeśli miałybyście jakieś pytania, albo potrzebowały pomocy z jakimś zaklęciem śmiało w kwestii ofensywy i defensywy śmiało możecie napisać, albo umówić się na spotkanie. Przeważnie przebywam w swoim gabinecie- powiedziała siląc się na lekki uśmiech. Potem machnęła różdżką w kierunku skrzyni i w raz z nią wyszła z sali na odchodnym tylko na moment zatrzymała się przy drzwiach do sali. -Do widzenia dziewczęta- powiedziała i tyle ją było widać. Ruszyła wraz ze skrzynią w kierunku swojego gabinetu, by odstawić bogina na swoje miejsce.
Nadszedł czerwiec. Profesor Beatrix Cortez wyjątkowo postarała się, by pogrążyć wielu uczniów oraz udowodnić im, że przez ten rok nie przykładali się zbytnio do nauki. Jednakże Ci co rzetelnie skupiali się na jej zajęciach i chłonęli wiedzę niczym gąbka, nie musieli obawiać się tego co dla nich przygotowała. Zarówno egzamin teoretyczny, jak i praktyczny jest odzwierciedleniem tego o czym uczyliście się na zajęciach przez cały rok szkolny. Tego dnia zarówno na teorii jak i na praktyce pomagają jej: profesor @Alexander D. Voralberg (na specjalną prośbę profesor Cortez), oraz @Desmond Emerson (bo taki jego obowiązek).
• W razie pytań piszcie do mnie na Discord: Drakestar#9217 (tam zawsze jestem dostępna w każdej chwili), albo ewentualnie na Priv na forum(tu mogę odpisać z opóźnieniem).
• W kwestiach miejsca umieszczania odpowiedzi proszę kierować się według poniższych wskazówek.
Część teoretyczna
Wasze Arkusze Egzaminacyjne zostały zaczarowane najsilniejszymi zaklęciami przeciw wszelkim oszustwom. Zakazane są samoodpowiadające pióra, podobnie jak przypominajki, odczzepiane mankiety ze ściągami i samopoprawiający atrament. Wszelkie próby ściągania na moim egzaminie będą surowo karane szlabanem oraz oceną obniżoną o jeden stopień.
LOS - CZY UDAŁO CI SIĘ ŚCIĄGAĆ NA TEORII:
Przekazuję losową kostkę dla osób, które jednak uwielbiają ryzyko i chcą je podjąć. Rzut kością k6: parzysta - udało się oszukiwać. Jeżeli nie odpowiesz poprawnie na jakieś pytanie, możesz bez skrupułów dodać sobie od 1 pkt dodatkowy. nieparzysta - Cortez nakrywa cię na ściąganiu(sam wymyśl jaki sposób ściągania wybrałeś. Orzymujesz szlaban i obniżoną ocenę końcową o jeden stopień z Teorii.
Zasady:
1. Wszelkie odpowiedzi z części teoretycznej proszę o wysłanie na pw do @Beatrix Cortez. W temacie proszę podać "Egzamin Teoretyczny- OPCM(imię i nazwisko)" . Odpowiedzi są liczone do oceny końcowej. 2. Maksymalna suma punktów do zdobycia z części teoretycznej to 20pkt. 3. Maksymalny czas na napisanie egzaminu jest do 27.06.2020(sobota) roku do godziny 23:00 4. Ocena z części teoretycznej zostanie wystawiona 28.06.2020 roku(niedziela) 5. Link do testu: Egzamin Teoretyczny z OPCM 6.Rzuć kością k6 na liczbę odpowiedzi na które udzieliłeś poprawnie odpowiedź. Proszę o dostosowanie się i podanie w odpowiedziach na pw również linku do rzutu. Ty wybierasz na które pytania odpowiedziałeś prawidłowo. Za każde +10 punktów w kuferku możesz odjąć lub dodać sobie 1 oczko do wyrzuconej kostki. 1,2 - odpowiedziałeś na wszystkie 9 pytań prawidłowo. 3 - odpowiedziałeś poprawnie na 8 pytań. 4 - odpowiedziałeś poprawnie na 7 pytań. 5,6 - odpowiedziałeś poprawnie na 5 pytań.
Część praktyczna
Po wejściu do sali od Obrony Przed Czarną Magią masz wrażenie, że źle trafiłeś. Nie ma tutaj ławek ani klasy, ale za to znajdujesz się na świeżym powietrzu. Sala została magicznie powiększona. Uczniowie muszą przejść kilkuetapowy egzamin praktyczny, aby zdać przedmiot. Na początek muszą przebrnąć przez sadzawkę, w której ukrywa się druzgotek, potem pokonać kilka wykrotów pełnych czerwonych kapturków, przejść krętą ścieżką przez bagno, ignorując mylącego drogę zwodnika, minąć studnię, gdzie mieszkają chochliki kornwalijskie a na samym końcu wejść do dziupli w starym pniu by stoczyć walkę z boginem, który ujawni wasz największy lęk.
Zasady: 1. Z każdego etapu można zdobyć maksymalnie 3 punkty. 2. u osób powyżej 10 pkt w kuferku z OPCM przysługuje 1 dowolny przerzut za każde 10pkt(zeruje się przy każdym etapie) 3. U osób do 10 pkt w kuferku z OPCM przysługuje 1 dowolny przerzut za każde 5 pkt(zeruje się przy każdym etapie) 4. Każda osoba, która brała udział w lekcji u Beatrix Cortez, albo napisała pracę domową u niej, zyskuje +1pkt do dowolnie wyrzuconej kostki w dowolnym wybranym etapie. Jeżeli napisałeś 2 PD, to zyskujesz +2pkt 5. Ocena za egzamin praktyczny jest wystawiana od razu po przejściu toru przeszkód. 6. Maksymalny czas na przejście etapu praktycznego jest do 27.06.2020 do godziny 23:00.
ETAP I:
Zaczyna się pierwszy etap. Musisz przejść przed sadzawkę, by dotrzeć do kolejnego etapu. Możesz ominąć sadzawkę, ale wtedy tracisz 3pkt na start. Uczeń rzuca zaklęcie, by pozbyć się druzgotka. rzucasz raz kostką k6 na efekt jaki uzyskałeś po rzuceniu zaklęcia relashio.
1,4 – w momencie kiedy coś chwyciło cię za kostkę długimi palcami i nie chciało puścić, spanikowałeś i nie wiedząc co robić zacząłeś szarpać nogą. To jednak nie pomagało. Dorzut: parzysta- zbyt panikujesz i nie potrafisz poradzić sobie z zadaniem, wycofujesz się, a Profesor Cortez pomaga ci uwolnić kostkę. Mocno utykasz(sam zdecyduj na którą nogę). (0pkt) Nieparzysta – rzucasz zaklęcie poprawnie, druzgotek ucieka, a tym możesz przejść do kolejnego etapu egzaminu. (1pkt) 3,6 – Rzuciłeś zaklęcie relashio jednakże było ono słabe i za pierwszym razem nie trafiło idealnie w druzgotka, dopiero za drugim razem udało się i druzgotek puścił twoją kostkę i uciekł. (2pkt) 2,5 – Od razu wiedziałeś jakiego zaklęcia powinieneś użyć, gdy tylko poczułeś chude palce zaciskające się coraz mocniej na twojej kostce. Relashio zostało rzucone idealnie, a druzgotek odpłynął oburzony w innym kierunku.(3pkt)
ETAP 2:
Po opuszczeniu sadzawki Uczeń zatrzymuje się przed trzema wywróconymi drzewami. Aby przejść dalej musi pokonać strzegące ich Czerwone Kapturki. Wystarczy rzucić proste zaklęcie ofensywne na ich pozbycie się. Tutaj sam wybierasz jakie zaklęcie rzucisz. 3 razy rzucasz kostką k6. Za każde poprawne trafienie zyskujesz 1pkt, łącznie możesz tutaj zyskać 3 pkt: parzysta – udaje ci się usunąć stworzenie ze swojej drogi(1pkt) nieparzysta – nie udaje ci się rzucić zaklęcia prawidłowo, ale przechodzisz dalej tylko z niewielkimi obrażeniami. (0pkt) Zakręć ruletką , aby ustalić gdzie trafiła Pałka Czerwonego Kapturka. Jeżeli trzy razy nie trafiłeś. Zyskujesz trzy uderzenia Pałką.
ETAP 3:
Mniej lub bardziej poobijanym udało ci się ominąć wykroty i docierasz w pobliże bagien. Nagle otacza cię zewsząd tajemnicza mgła. Jedyne co widzisz to zarys studni przed tobą, albo po swojej prawej stronie światełko w oddali. Musisz zadecydować, gdzie się udasz. Zadanie polega na tym, by uczeń ominął bagna nie kierując się w stronę światełka, którym kusi go Zwodnik. Tutaj rzucacie literką, by ocenić, czy udało wam się pokonać zwodzący głos stworzenia i jego światło i ominąć bagna bez szwanku.
Samogłoska – udało Ci się bez problemu ominąć bagna i dotrzeć do kolejnego etapu egzaminu (3pkt) Spółgłoska – niestety ciekawość zwyciężyła, usłyszałeś tajemniczy głos naśladujący bliską ci osobę(sam wybierz jaką) i ruszyłeś w kierunku światełka
Jeżeli wylosowałeś spółgłoskę dorzuć raz k100, by ocenić w jakim stopniu udało ci się przezwyciężyć ciekawość i zawrócić.
Do 30% - niestety ciekawość zwycięża i ruszasz za głosem, profesor Cortez cię ratuje w ostatniej chwili. Ten etap możesz uznać za niezakończony (0pkt) 31% - 50% - pokonanie ciekawości zajmuje ci aż 5 minut ale w końcu zawracasz i idziesz już w dobrym kierunku (1pkt) 51% - 100% - szybko pojawia ci się w głowie myśl, że coś jest nie tak, ogarnia cię dziwne uczucie niepokoju i zawracasz po 2 minutach na dobrą ścieżkę(2pkt)
ETAP 4:
Ogromne brawa dla Ciebie. Udało Ci się minąć bagna i zwodnika. Teraz przed tobą stoi stara studnia, dostrzegasz, że jest otwarta. Aby przejść dalej drogę blokuje ci drewniane wieko od studni. Podchodzisz by podnieść drewniane wrota, ale nagle z wnętrza studni wylatują chochliki kornwalijskie. Bez pokonania tych stworzeń jest to niemożliwe. Rzucasz raz kostką k6 na trafienie: Parzysta – trafiłeś Nieparzysta – nie trafiłeś, chochliki rzucają się w twoim kierunku. Omijasz ten etap egzaminu. Profesor Cortez pomaga pozbyć się chochlików. (0 pkt)
Dodatkowo rzucasz drugi raz kostką k6 na zaklęcie jakiego użyłeś do pokonania chochlików. Według użytego pomysłu otrzymujesz określoną punktację.
1,6 – rzucasz Immobilus co spowalnia chochliki na tyle, że bezproblemowo wrzucasz je do studni i zamykasz jej wieko, tak by nie uciekły. (3pkt) 2,4 – rzucasz zaklęcie glacius na chochliki, zaklęcie je zamraża. (2pkt) 3,5 – rzucasz pierwsze zaklęcie jakie ci przyszło do głowy czyli drętwota, chochliki unieruchamia i upadają na ziemię. Wrzucasz je do studni i przechodzisz dalej. (1pkt)
ETAP 5:
Jesteś mistrzem, mniej lub bardziej poobijany trafiłeś do Ostatniego etapu. Wkraczasz do ogromnej dziupli w starym pniu drzewa. Wejście jest ogromne i wysokie niczym drzwi do tajemniczej krainy. Nagle atakuje cię twój największy strach.
Rzucasz raz kostką k100 na siłę zaklęcia i śmiechu na transformację twojego lęku. Na podstawie wyniku kostki dostosowujesz siłę zaklęcia i przemianę bogina:
1- 30% – bogin się nie przemienił tak jak tego chciałeś, nadal cię przeraża, a zaklęcie praktycznie nie zadziałało tak jak powinno. Jest zbyt słabe. Wyjątkowo szybko opuszczasz dziuplę. (1pkt)
31-50% – zaklęcie rzucone poprawnie, ale przeobrażenie bogina nie do końca w stu procentach powoduje u ciebie śmiech. Bogin nadal jest groźny i nie panujesz nad nim, wychodzisz z dziupli odrobinę zrezygnowany.(2pkt)
51-100% - zaklęcie jest wyjątkowo silne. Bogin w pełni się przeobraża, a twój śmiech jest tak donośny, że z przerażeniem bogin wraca do swojego cienia. Wychodzisz z dziupli uśmiechnięty tym samym kończąc egzamin. (3pkt)
Rzucasz raz kostką k6 na efekt zaklęcia Ridikulus: parzysta – udało się nieparzysta – nie udało się (wyskakujesz z dziupli jak oparzony- 0pkt).
ETAP 6:
Na samym końcu sali czeka na ciebie Profesor Cortez by wystawić ci ocenę końcową na podstawie zdobytych przez ciebie punktów w każdym etapie egzaminu praktycznego. Jako zadanie bonusowe możesz rzucić zaklęcie Expecto Patronum przy profesor Cortez.
Jeżeli potrafisz je rzucać i masz to uwzględnione w kuferku robisz to bez kostek i zyskujesz dodatkowe 3punkty do oceny. Jeżeli nie ma tego uwzględnionego w kuferku to rzucasz kostką k100:
1% -70 % - niestety próbowałeś, ale nie udało ci się rzucić zaklęcia prawidłowo. 71% - 100% - zaklęcie zostało rzucone poprawnie, a ty zyskałeś dodatkowy punkt do oceny końcowej.
1 punkt za poprawne rzucenie zaklęcia 1 punkt za wskazanie w jakie zwierzę zmienił się patronus 1punkt za opisanie szczęśliwego momentu przy rzucaniu patronusa.
SKALA OCEN DLA UCZNIÓW ZA EGZAMIN PRAKTYCZNY: 12-15pkt - Wybitny 9-11pkt - Powyżej Oczekiwań 6-8pkt - Zadowalający 4-5pyk - Nędzny 2-3pkt - Okropny 0-1pkt - Troll
E1-DRUZGOTEK:5 E2-CZERWONY KAPTUREK:wszystkie nieparzyste + Jeden, ale ten najgorszy, ja nie oszukuję xD E3-ZWODNIK:C + 11 E4-CHOCHLIKI KORNWALIJSKIE:1, 1 E5-BOGIN:2 + 5 E6-PATRONUS:34 SUMA PUNKTÓW: 3 + 0 + 0 + 0 + 0 + 0 + 2 (bonus z PD ) = 5
Egzamin z OPCM... Ludzi było sporo. Całkiem sporo. Nawet bardzo sporo. Jeden z obowiązkowych przedmiotów, uczący obrony przed czarną magią, zdawał się być pożytecznym, a przynajmniej w stosunku do wiedzy, jaką ostatnio zyskiwał. Lowell mógł pochwalić się muśnięciem wiedzy czarnomagicznej w ostatnich tygodniach, dlatego czuł się trochę pewniej, co nie zmienia faktu, iż miał ochotę poniekąd poprosić w tym przypadku Cortez; tak, panią profesor Cortez, by ta udostępniła mu niektóre materiały z Działu Ksiąg Zakazanych. Legilimencja zdawała się znajdować coraz to większe uznanie u studenta, mimo że nie można było legalnie się jej nauczyć. Ale, jeżeli nie nauczy się tego w przeciągu kilku następnych miesięcy, to najwyżej, kiedy opuści szkołę, zdoła skorzystać z odpowiednich nauk na Śmiertelnym Noktrunie. Za dużo nauczycieli. Znowu. O ile ONMS było przyjemne, o tyle wiedział, że nie każdy prowadzi mniej luźne egzaminy. No cóż, bywa. Trzymał zatem ze sobą jedynie różdżkę, wiedząc, że musi stawić czoła wyzwaniom; niemniej jednak, na początku przystąpił do egzaminu za pomocą pióra i pergaminu, a nie za pomocą drewnianego patyczka z rdzeniem z łuski chimery; całe szczęście, że znał odpowiedzi na wszystkie pytania. No ba, nawet pokusił się o delikatny, nieprzeszkadzający stukot palcami o ławkę, kiedy to postanowił pomyśleć o czymś innym. O czymś bardziej przyjemnym. Dopiero potem rozpoczął się etap praktyczny. Obserwowany przez nauczycieli, nie lubił być traktowany jak zwierzę w klatce. Ostatecznie to jego ciało było pewnego rodzaju klatką, z której to musiał wydobyć resztki sił na jakąkolwiek walkę. Zero jakichkolwiek ławek. Tylko on i odpowiednie zadania, z którymi powinien dać sobie radę. Powinien, ale nie musi. Pierwszy etap - sadzawka z druzgotkiem. Cholernie denerwujące stworzenie, przy którym się na zastanawiał i kiedy poczuł chude palce zaciskające się na kostce, użył zaklęcia Relashio, odganiając tym samym wodnego demona. Czy one się na coś przydają? Drugi etap dotyczył pozbycia się Czerwonych Kapturków. Szkoda tylko, że różdżka albo odmawiała posłuszeństwa, albo nieodpowiednio trafiał; chyba naprawdę zaczęła go kusić wizja kupienia sobie okularów. Sam otrzymał natomiast trzy uderzenia pałką - jedno w lewy łokieć, drugie w lewe kolano, a trzecie... no cóż. W miejsce intymne, co na pewno nie było przyjemne. Całe szczęście, że poratował się Levatur Dolor szybkim ruchem nadgarstka, niewerbalnie, zanim podszedł do następnego zadania. Wstyd. Hańba. Pogarda. Przechodząc do etapu trzeciego, skutecznie zaleczył swoje wcześniejsze obrażenia. Nikt mu nie zakazał z korzystania z zaklęć uzdrowicielskich, dlatego się nimi ratował; przynajmniej z nich szło mu zwyczajnie dobrze. Niemniej jednak mgła i światełko skutecznie go zwiodły, tym samym zmuszając Beatrix do interwencji. Jego psychika najwidoczniej nie była gotowa do tego, by przeciwstawić się Zwodnikowi; mógł jedynie liczyć na złud szczęścia, który najwidoczniej mu nie przysługiwał. Kolejna fala wstydu. Gratulacje, Felinusie. Otworzywszy drewniane wieko w następnym etapie części praktycznej nie wiedział, co tak naprawdę się za nim kryje; dopiero po odchyleniu go zdołał zauważyć chochliki kornwalijskie, które najwidoczniej służyły jako kolejna przynęta, kolejny wróg, kolejny przeciwnik. Niemniej jednak ten dzień nie był jego; mógł się modlić do Najwyższego, a i tak spotykał go pech. Chciał rzucić Immobulus, ale ostatecznie nie trafił, w związku z czym chronił się jedynie zaklęciem tarczy, zanim Cortez znowu zainterweniowała. Mistrzem na pewno nie był, co nie zmienia faktu, iż kolejny etap również zawalił. Wszedł do miejsca, w którym znajdował się Bogin; stworzenie, z którym zawsze unikał styczności w obecności innych. Całe szczęście, że ten etap posiadał elementy prywatności, inaczej by do niego zwyczajnie nie podszedł. To twoja okazja Felinusie; nie pozwól na to, by strach przejął nad tobą kontrolę. Przybrawszy formę dla niego najstraszniejszą, zaczął czuć dotyk. Słyszeć szepty, które zdawały się nie posiadać żadnego sensu, ale w mrokach zyskiwały na wewnętrznym niebezpieczeństwie. Nie widzieć nic, ulegając całkowitej ślepocie, Faolán początkowo próbował rzucić zaklęcie, niemniej jednak bez skutku. Czuł, jak serce mu niemiłosiernie bije, natomiast skóra staje się blada, pokryta potem. Czuł dotyk, czuł, jak dłonie osuwają się po jego ramionach, jak go przygwożdżają do ściany, jak różdżka osuwa się z jego własnych palców i upada z cichym odgłosem na ziemię. Czuł zimno, czuł, jak zaczyna się hiperwentylować, czuł, że musi zareagować; niemniej jednak kończyny zostały doszczętnie sparaliżowane. Nic nie widział; słyszał, czuł, doświadczał nieznanego, niebezpiecznego, pozbawionego światła codziennego monstrum. Paraliżujący gorąc rozprzestrzeniał się po klatce piersiowej, dopóki nie zainterweniował jeden z nauczycieli, odpędzając bogina przy pomocy zaklęcia. Czarne myśli zaczęły przedzierać się przez umysł Felinusa, a sam potrzebował chwili spokoju i zastanowienia, tudzież opanowania się, otrząśnięcia z szoku. Chciał zostać sam. Naprawdę myślałeś, że stałeś się silniejszy? Etap z rzuceniem Patronusa mu nie wyszedł w ogóle. Trudno było mu się otrząsnąć po spotkaniu ze strachem, a coraz to bladsza skóra zdawała się wykazywać stan zdrowotny chłopaka. Potrzebował ewidentnie spokoju; próbował myśleć o najszczęśliwszych momentach z matką, ale wspomnienia te zostały pożarte przez poprzednią sytuację. Nie mógł się skupić; zaklęcie mu w ogóle nie wyszło. Po tym wszystkim wyszedł z sali. Niezadowolony. Przemęczony. Wyczerpany psychicznie i fizycznie.
| zt
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Był to jeden z nielicznych egzaminów na którym spodziewała się wszystkich uczniów Hogwartu. W końcu kto nie chciałby zdawać Obrony? Tym bardziej, że do siódmego roku nauki była obowiązkowa, a studenci... No cóż, praktycznie każdy uważał ten przedmiot za ważny. Isabelle w szczególności. W końcu uczyła go matka Aleksandra, a jej ciocia. Wolała nie myśleć nawet co by się działo, gdyby tylko do niego nie przystąpiła. Ojciec z pewnością by się o tym dowiedział i dzięki temu miałby kolejny powód do wydziedziczenia jej z rodziny. Prychając pod nosem doszła do sali. Nie pomyliła się, ludzi było naprawdę sporo. Zajmując ostatnie miejsce w kolejce czekała ze zniecierpliwieni na swoją kolej. Czy denerwowała się? Nie powiedziałabym. Bardziej byłą podekscytowana. W poprzednim roku, mimo iż uczyła ich jej ciotka, to egzamin przeprowadził kto inny. W nudniejszym nigdy nie brała udziału. Nawet część praktyczna zajmowała pięć minut i tyle. Tutaj miała większe nadzieje. I nie pomyliła sie. Zaraz po wejściu przeżyła szok. Zamiast w sali z zakurzonymi regałami, krzesłami i ławkami w których można było w miarę wygodnie usiąść była otwarta przestrzeń. Świeże powietrze. Mogła nawet przysiądź, że słyszała śpiew ptaków... Zszokowana spojrzała na ciotkę jednak nic się nie odezwała odnośnie niecodziennego wystroju sali. Zamiast tego przywitała się grzecznie z nią jak i pozostałą dwójka nauczycieli uczestniczących w egzaminie. A dokładniej mówiąc pomagających ciotce. Zapoznawszy się z zadaniem przystąpiła od razu do jego realizacji. NIe było sensu czekać na cuda wianki. Wolała mieć to jaK najszybciej za sobą. Pierwszą przeszkodą okazała się niepozorna sadzawka. Niby nic takiego, ale w sadzawce czaiły się druzgotek. Ostrożnie podeszła do niej oceniając sytuację. Uśmiechając się wyjęła szybko różdżkę i bez większego zastanawiania sie rzuciła zaklęcie. Relashio od razu zadziałało trafiając druzgotka dzięki czemu mogła ruszyć dalej. NIe chowała jednak różdżki. Kto wie, co wymyśliła jeszcze ciotka i jakie przeszkody ją czekały. Ostrożnie zatrzymała się przy przewróconych drzewach. Z tego co zdążyła zaobserwować było ich trzy. Pewna swoich umiejętności i napuchnięta z dumy po pierwszej pokonanej przeszkodzie nie zauważyła nawet kiedy podkradł się do niej czerwony kapturek i z całej siły uderzył ją w lewe kolano pałką. Klnąc głośno z bulu spiorunowała go spojrzeniem, jednak mogła to sobie zdecydowanie darować. Chwilę po nim zaszedł ją drugi kapturek tym razem waląc prosto w klatkę piersiową. Łapiąc łapczywie powietrze skierowała różdżkę w trzeciego podkradającego się do niej stwora. Proste zaklęcie obronne wystarczyło aby uratować resztę ciało przed bólem. Jak mogła nie zauważyć tych stworzeń? Teraz zdecydowanie musiała być bardziej ostrożna bo jeszcze chwila i obleje ten egzamin, a na to nie mogła sobie pozwolić. Poobijana ruszyła dalej chcąc jak najszybciej, ale w miarę ostrożnie, zakończyć ten egzamin. Ciotka jednak się postarała i musiała zapamiętać aby pochwalić ją za pomysł na egzamin. Z takim nawet w Calpiatto się nie spotkała. Mając przed sobą różdżkę stawiała ostrożnie kroki.W końcu w każdej chwili mogło jej coś wyskoczyć lub zaatakować niespodziewanie jak kapturki przed chwilą. Do tej pory odczuwała kujący ból w klatce piersiowej i doskonale wiedziała, że na jej kolanie będzie siniak. Już ona rozprawi się z nimi później. Znajdzie jakieś samotne osobniki w lesie i poćwiczy na nich nowe zaklęcia. W końcu na coś się przydadzą te stwory. Pogrążona w myślach nie zauważyła nawet kiedy wokół niej powstała mgła ograniczająca, dość mocno, widoczność. Zła sama na siebie, że znów zajęła się czymś innym niż egzamin zagryzła wargę. Stawiając ostrożnie kroki brnęła na przód, póki nie zauważyła małego światełka przed sobą. Czyżby był to koniec egzaminu? Czyżby była to "meta"? Nie zastawiając się ruszyła w jego stronę. Tym bardziej, że słyszała głos swojego brata. On, tutaj? Niby jak to możliwe? Po zrobieniu kilku kroków wreszcie do niej dotarło. Zwodnik. O nie, tak łatwo się nie da. Nie zastanawiając się długo wycofała się. Nie miała zamiaru sprawdzać czym było owe światełko. Prężcież jej brata nie mogło tutaj być, nie w Hogwarcie. Lekko zirytowana odgarnęła swoje długie włosy z twarzy. Czemu nie pomyślała aby zabrać ze sobą gumkę do włosów czy coś w tym stylu? Jak zawsze o niej zapomniała. A przecież nie było to nic trudnego do zapamiętania... Wróćmy jednak do egzaminu. Po odgarnięciu włosów, wolnym krokiem, ruszyła przed siebie. Isabelle, na chwilę obecną, spodziewała się już wszystkiego. Nawet demetorów w najczystszej postaci, a wiedziała doskonale, że ciotka była do tego zdolna. Jednak żadnego nie spotkała jak do tej pory, a zamiast niego pojawiła się przed nią studnia. Na sam jej widok uśmiechnęła się chodź nie wiedziała do końca czemu. Po cichu podeszła do wieka od studniu mając nadzieję, że szybk ije przesunie i ruszy dalej, jednak los miał inne plany. Ze studni wyleciały chochliki. Przewracając oczami rzuciła pierwsze zaklęcie jakie przyszło jej do głowy - glacius. Chochliki zmarły zamrożone. Przez chwilę się im przyglądała lecz nie miałą zamiaru zostawać tutaj dłużej niż było to konieczne. Przesuwając szybko wieko ruszyła dalej. Wielkie drzewo. Z wielką dziurą po środku. Czy ona miała tam wejść? Niepwenie spojrzała nie mając nadzieję, że wcale nie będzie musiała tam wchodzić i może wystarczyłoby je obejść. Coś jednak podpowiadało jej, że właśnie w tej dziurze czekać będzie na nią kolejne zadanie. Zbierajac się w sobie i zaciskając palce mocniej na różdżce weszła do środka. Walka z boginem. Przełknęła głośno ślinę czekając na najgorsze. I pojawił się. Ociekający śliną i szczerzący kły w jej stronę. Wysoki, z długimi pazurami zdolnymi przeciąć skórę w jednej sekundzie. Wiedziała, że to bogin, a mimo to bała się jak nigdy. Wilkołak, bo to on stał przed nią, zaczął po woli zbliżać sie w jej stronę. Trzęsąca się dłonią uniosła do góry różdżkę. Wypowiedziała zaklęcie. Zadziałało, jednak nie chciała czekać aż w pełni odgoni to stworzenie. Wyskoczyła z drzewa jak oparzona zmierzając prosto do profesor. Nigdy więcej nie zamierzała mieć styczności z boginem, a tym bardziej już na pewno nie z wilkołakami. Okropne bestie. Powinno się je wytępić jak najszybciej. Bezpiecznie odtarła do ciotki. Pozostało jej, jak się okazło już tylko jedno zadanie, rzucić patronusa. Nabierając trzy głębokie wdechy rzuciła zaklęcie. Przed nimi pojawił się Demimoz. Dziewczyna z uśmiechem spojrzała na wyczarowane stworzenie, chwilę później znikło.
E1-DRUZGOTEK:2 E2-CZERWONY KAPTUREK:1, 5, 4 + pierwsze uderzenie, drugie uderzenie, dodatkowo przerzut pierwszej i drugiej kostki - 1, 3 E3-ZWODNIK:G - spółgłoska, 62 E4-CHOCHLIKI KORNWALIJSKIE:2, 2 E5-BOGIN:1, 6 E6-PATRONUS:Kuferek SUMA PUNKTÓW: 3 + 1 + 2 + 2 + 1 + 3 + 1 (bonus PD) = 13
/zt
Ostatnio zmieniony przez Isabelle L. Cortez dnia Wto 23 Cze - 8:25, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dziś pierwszym egzaminem była Obrona przed czarną magią. Tutaj spodziewać się mógł dosłownie wszystkiego. Sam nie wiedział, czy czuje się przygotowany na ten egzamin, bo materiału było naprawdę sporo. Egzamin teoretyczny był jak zawsze pierwszy w kolejce. Gdy zauważył dodatkowych nauczycieli, mających pilnować, aby nie ściągali, delikatnie uniósł brew w geście zdziwienia. Wiedział, że nie jeden będzie próbował oszukać Cortez, ale akurat Max nie miał zamiaru. Wychodził z założenia, że ściąganie nie ma sensu i albo mu na czymś zależy i się tego nauczy, albo ma wyjebane i nie będzie się starał wcale. OPCM należało do tej pierwszej kategorii. Spojrzał na pytania znajdujące się na leżącym przed nim pergaminie i od razu przystąpił do pisania. Pamiętał więcej, niż się spodziewał i nie miał problemu z odpowiedzią na żadne z nich. Był prawie pewien, że udało mu się odpowiedzieć na wszystko poprawnie. Oddał egzamin i po otrzymaniu wiadomości zwrotnej, o zaliczeniu teorii, zaproszono go do następnej sali na część praktyczną. Skłamałby mówiąc, że to co tam zastał go nie zaskoczyło. Był jednak na tyle skupiony na zdaniu egzaminu, że nie miał czasu zachwycać się transmutacją klasy. Pierwszym etapem było przejście przez sadzawkę. Max wiedział, że istot wodnych jest od groma i powinien spodziewać się wszystkiego. Szybko jednak poprawnie zidentyfikował, że to co właśnie uczepiło się jego nogi było druzgotkiem. Początkowo odruchowo chciał strząsnąć istotę z siebie, ale gdy to nie pomagało natychmiast podniósł różdżkę i sprawnym zaklęciem odpychającym uwolnił się od stworzenia. Resztę sadzawki pokonał już bez problemu. Gdy wyszedł z wody, sprawnie się osuszył, by nie musieć zdawać egzaminu w mokrych ubraniach i spojrzał na leżące przed nim przewrócone drzewa, z których wyłaniały się Kapturki. Przygotował się do walki. Potraktował jednego z nich Everte Statum, a na drugiego rzucił Drętwotę. Niestety zajmując się drugim z Kapturków nie zauważył, że trzeci właśnie na niego szarżuje i oberwał w prawy łokieć. Całe szczęście nie byłą to ręka, którą trzymał różdżkę, więc zaklęcie zadziałało. Omijając te nieszczęsne, wredne Kapturki dotarł w końcu do bagien. Musiał jakoś je ominąć. Po jednej stronie widniała studnia, a po drugiej tajemnicze światełko, które jakby go wołało. Solberg bez zastanowienia ruszył w tamtą stronę. Po krótkiej chwili jednak, w jego głowie pojawił się cichy głosik mówiący, że coś jest nie tak. Po chwili przypomniał sobie o Zwodniku i zawrócił. Stracił chwilę czasu, ale przynajmniej nie wpadł w pułapkę stworzenia. Kilka minut później stał już przy studni. Była ona otwarta, co dla Maxa zwiastować mogło tylko kolejne kłopoty. Nie pomylił się. Zobaczył, jak w jego stronę lecą chochliki kornwalijskie. Nie mając wiele czasu na zastanowienie się potraktował je Drętwotą. Zaklęcie może nie było najbardziej wymyślnym, ale zadziałało. Chochliki znieruchomiały, a ślizgon w ramach obrony własnej, powrzucał je do studni i ruszył dalej. Zobaczył przed sobą ogromną dziuplę i zrozumiał, że musi do niej wejść. Nie było to przyjemne, ze względu na śmieszny wzrost Solberga, ale gdy tylko znalazł się w środku, zrozumiał, czemu akurat tutaj musiał się wgramolić. W ciągu sekundy pień wypełnił się dzikim ogniem. Dzięki doświadczeniu z lekcji i rozgrywki Durnia, Max nie spanikował. Zamiast tego pewnie podniósł różdżkę i rzucił Riddikulus, zamieniając ogień w tańczące wstążki. Jego śmiech i zaklęcie były tak potężne, że bogin wyglądał, jakby to on zobaczył swojego stracha. Po prostu zniknął w cieniu i tyle go Max widział. Ślizgon wyszedł z dziupli z uśmiechem, zadowolony, jak dobrze poradził sobie z egzaminem, a szczególnie jego ostatnią częścią. Podszedł do czekającej już na niego Cortez i czekał na to, co powie. Ku jego zaskoczeniu usłyszał, że istnieje zadanie bonusowe, które polegało na wyczarowaniu patronusa. Max nigdy wcześniej tego nie robił, ale uznał, że nie zaszkodzi mu spróbować. Uniósł różdżkę, skupił się i wypowiedział zaklęcie. Niestety z jego różdżki nie wyleciał nawet wątły snop światła. No cóż, geniuszem z zaklęć nie był nigdy. Z zadowoleniem przyjął jednak ocenę "Powyżej Oczekiwań" i opuścił salę.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
E1-DRUZGOTEK:2 E2-CZERWONY KAPTUREK:2, 4, 6 E3-ZWODNIK:D i 60 E4-CHOCHLIKI KORNWALIJSKIE:3 przerzucone na 1 i 4 E5-BOGIN:43 i 3 E6-PATRONUS:73 SUMA PUNKTÓW: 3 + 3 + 2 + 2 + 2 + 1 + 1(bonus za PD) = 14
Na egzaminie z teorii OPCM byli pilnowani lepiej niż sam Minister Magii (chociaż, przez wzgląd na ostatnie wydarzenia, można powiedzieć, że nawet woźny w Hogwarcie był bardziej bezpieczny niżeli osoba stojąca na czele Ministerstwa Magii). Trzech nauczycieli, którzy krążyli po klasie, Cortez, która dołożyła wszelkich starań, żeby tylko komuś nie przyszło do głowy pokusić się o ściąganie czy jakiekolwiek inne oszustwo. A Lucas, jak tylko dostał arkusz z pytaniami, od razu pobladł. Zaklęcia i OPCM nigdy nie należały u niego do dziedzin, które mu łatwo wchodziły do głowy, zwłaszcza przez ostatnie tygodnie. Wiedza z tego zakresu była bardzo, bardzo przydatna, ale co poradzić, jak Sinclairowi zwyczajnie takie rzeczy umykały czasami. Podobnie było podczas tego egzaminu. Odpowiedzenie na kilka pytań, owszem bardzo łatwo mu przyszło, ale nad pozostałymi jakoś nie mógł się skupić. Może to przez ten nadzór, może przez stres, a może przez to, że za dużo od siebie wymagał albo po prostu był głąbem jeśli chodziło o obronę przed czarną magią. Cóż, bywa. Kiedy Lucas wszedł następnego dnia do sali, w której miał rozpoczynać się etap praktyczny egzaminu z profesor Cortez, zamurowało go. Słysząc od nauczycielki o trasie, którą musi pokonać, naprawdę był pod wrażeniem. Pierwszym przystankiem była sadzawka, w której niestety Ślizgon nie obyło się bez niechcianego gościa, który mieszkał w oczku wodnym. Chwycił go za przedramię i chciał wciągnąć do wody. Chłopak zareagował szybko, bez dłuższego zastanowienia rzucając relashio. Poskutkowało. Następnie szło się przez ścieżkę, kawałek, dopóki Lucas nie napotkał zwalonych drzew, a w nich - Czerwone Kapturki. Na szczęście, dzięki prostemu zaklęciu udało mu się pozbyć tych trzech wyjątkowo złośliwych osobników, aby przejść dalej. Nagle zauważył mgłę i zorientował się, że otaczają go bagna. W zasłonie, którą tworzyła mgła można było dostrzec kształt czegoś co przypominało jakąś studnię oraz niedaleko jakieś światełko. W pewnym momencie usłyszał jakiś głos. Sophie? Przerażony, uświadamiając sobie, że jego siostra mogła ugrzęznąć gdzieś w bagnie, od razu ruszył w kierunku światełka, skąd dobiegał głos Sinclairówny. Jednak w pewnym momencie przestał słyszeć tajemniczy głos i zdał sobie sprawę, że to może być jakaś pułapka, dlatego po krótkim zastanowieniu zawrócił, powracając na odpowiednią ścieżkę. Po przejściu niewielkiego lasu, oczom Lucasa ukazała się otwarta studnia. Jej wieko było położone na przejściu, tak aby nie można było go ominąć. Chłopak chcąc podnieść pokrywę, nachylił się i w tym momencie ze studni wyleciały chochliki kornwalijskie. Próbował się ich pozbyć, jednak zaklęcie chybiło kilka razy, a uparte stworzenia nie chciały popuścić. Dopiero interwencja profesor Cortez, uwolniła go od chochlików i mógł iść dalej. Kilka minut wolnego spaceru, po czym na drodze stanął mu wielki pień. Nie miał wyjścia, musiał do niego wejść. W środku jest cicho, ciemno i słychać tylko pojedyncze stukanie. Im dłużej szedł, tym bardziej to stukanie staje się głośniejsze. Szedł powoli, jednak w pewnym momencie poczuł, że coś leży przejściu. Kucnął i po całym ciele przeszły mu ciarki, kiedy zobaczył twarz przyrodniej siostry. Leżała w bezruchu, blada, pozbawiona życia. W pierwszej chwili zachciał ją cucić, wołać, sprawdzać czy żyje. To był naprawdę najgorszy widok, jaki kiedykolwiek mógł zobaczyć nawet w najgorszych koszmarach. Jednak po chwili zorientował się, że tutaj nie mogło być jego siostry, to było niemożliwe. Zdał sobie sprawę, że to był bogin. Sięgnął po różdżkę i wypowiedział dobrze mu znane zaklęcie, wyobrażając sobie siostrę w przebraniu kolorowej papugi. Jednak to nie sprawiło do końca, że było Ci do śmiechu, bo bogin w postaci Soph, dalej leżał bez jakichkolwiek oznak życia. Zaklęcie nie podziałało do końca. Po wyjściu z dziupli, zauważył Beatrix. Ostatnim poleceniem było wyczarowanie patronusa. Przywołał więc jedyne wspomnienie, które posiadał, związane z rodzinnym domem, kiedy to wszyscy wspólnie spędzili razem czas, nawet jego ojciec znalazł chwilę, bo zazwyczaj każdy żyje swoim życiem, tylko oni z Sophie trzymają się razem. Wrócił do tamtego dnia, kiedy nawet starszy Sinclair zdołał pochwalić syna za wspaniałe wyniki w Owutemów... Był wtedy naprawdę szczęśliwy. I to wspomnienie było wystarczające, aby z jego różdżki mógł wydobyć się świetlisty kłębek światła, który przyjął postać czarnej klaczy. Udało się ukończyć tę część egzaminu, jednak przysporzyło mu to sporo wysiłku, zwłaszcza etap z boginem, który zawsze jest dla niego bardzo, ale to bardzo męczący psychicznie. Ostatecznie wyszedł z sali zadowolony, bo uważał, że poradził sobie bardzo dobrze. Przynajmniej lepiej niż z tą nieszczęsną teorią...
//zt
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Zajęcia się już skończyły i zresztą bardzo dobrze. Powoli zaczynał mieć dosyć tej rywalizacji z domem Kruka. Każdy z nich lepiej wychodził w jakiejś dziedzinie zajęć przez co to przybliżali się, to oddalali od swojego konkurenta o puchar. I powoli zaczynał tracić cierpliwość. A to zdecydowanie przeszkadzało w skupieniu się nad egzaminami. A profesorowie jak na złość narzucili im mordercze powtórki materiałów. Doprawdy poszaleli wszyscy, chociaż i tak każdy wiedział z jakiego to było powodu. Uśmiechnął się więc kąśliwie do swoich myśli i stanął przed drzwiami do sali. Już był po egzaminie pisemnym, swoją drogą bardzo łatwym i w pewnym sensie w stylu jego matki. W zasadzie to można było uznać, że miał odpowiedzi na każde z pytań. Zbyt dobrze znał bowiem kobietę i wiedział jakie odpowiedzi chciała zobaczyć. Może dlatego tak na spokojnie podszedł do praktyki? Bowiem skoro on zdał nawet teorię to z praktyką nie powinien mieć jeszcze bardziej problemów. - Dzień dobry - Powiedział stając za drzwiami i na chwilę zaniemówił. Tego się nie spodziewał. Nie byli w klasie, a na jakimś poligonie. Na bazyliszka Salazara! Dlaczego to tylko egzaminy muszą tak wyglądać?! - pomyślał wyciągając różdżkę z kieszeni i poczekał na prowadzącego egzamin - w tym przypadku na swoją mamę. Uśmiechnął się lekko do niej, lecz nie otrzymał niczego w odpowiedzi. A więc podchodziła do tego bardzo poważnie. Wysłuchał poleceń i ruszył przed siebie wchodząc do sadzawki, w pewnym momencie poczuł jak coś go chwyta i ciągnie pod wodę. - Relashio - rzucił zaklęcie, lecz to przeleciało obok celu. No tak światło załamywało obraz. Ponownie rzucił zaklęcie tym razem niewerbalnie by druzgotek nie miał możliwości usłyszeć nadchodzącego ataku. Dostał! I wypuścił go, przez co Aleksnader ruszył dalej. Zgarniając za ten etap połowę punktów. Dotarł w końcu do trzech wywróconych drzew za których wyskoczyły mu czerwone kapturki. Spodziewały się gościa, bo otoczyły go. Niby takie głupie stworzenia, a jakąś naukę potrafiły wynieść od jego poprzedników. - Drętwota - Ponawiał zaklęcie, lecz tylko jeden raz trafił. Pozostałe dwa były za szybkie, przez co oberwał w lewe kolano i prawy nadgarstek. O mały włos nie gubiąc przy tym różdżki. Bez niej jego egzamin byłby skończony tu i teraz. Bolała go ręka, i lekko kulał. Odganiając się w końcu od stworzeń kopniakami. Chociaż wiedział, że to mu raczej nie zaliczą. Cholerny Hogwart... Kazali im się tutaj bawić zamiast pozwolić działać. - Pomyślał zły, bo jeśli tylko mógłby to zrobić po swojemu, to musieliby ogłosić przerwę między dalszymi egzaminami na sprowadzenie nowych czerwonych kapturków. Dotarł do bagna i momentalnie ogarnęła go mgła. Kulał więc nawet nie miał ochoty się rozglądać i brnąć dalej w moczary. Pomimo, że coś tam go wołało. - Pierdol się... - mruknął pod nosem do zwodnika i ruszył dalej do studni. Jak widać niekiedy złość i obraza na cały świat popłaca i zapobiega skręcaniu z obranej trasy wyłącznie tylko z ciekawości. Przez co otrzymał trzy punkty. Studnia, oby tylko nie wyszedł z niej jakiś czarnowłosy topielec... (:D) Kiedy to się do niej zbliżył drewniana klapa odskoczyła, a z środka wyleciały chochliki. Jeszcze tych tutaj brakowało - pomyślał i znów rzucił swoje zaklęcie dnia - Drętwotę. Po tym butem strącił stworzenia do studni i sam tam zszedł. Kontynuując podróż zatrzymał się przy wielkiej dziupli. Której nieprzenikniona czerń skrywała ostatni cel jego zadania. Nim zdążył się zbliżyć do niej dobrze usłyszał gardłowy warkot i błysk zębów. Wiedział co to za stwór, ale ten był za szybki. Rzucił się na Corteza, który pod naporem jego cielska przekoziołkował się z nim parę metrów, szarpiąc się z nim nieporadnie. Nie był w stanie rzucić zaklęcia, bo siłował się z wilkołakiem nie dając mu się pogryźć. Poszarpał mu trochę ubrania, lecz podciągając pod brzuch nogi odepchnął nimi wilkołaka znów w mrok. Samemu turlając się po ziemi i szybko podnosząc. Wiedział, że go obserwowali i ten etap miał niezaliczony. Najwidoczniej docenili jego umiejętność walki w parterze, z przeciwnikiem jakim był nawet sam wilkołak. Punk pocieszenia może jakiś... Merlin jeden wie... Jak się okazało była jeszcze jedna część. Coś bonusowego. Co nawet go ucieszyło. Patronus, przynajmniej tego nie zawali. Taką miał przynajmniej nadzieję. Wyciągnął przed siebie różdżkę. Zamknął na chwilę oczy by przywołać obraz wspomnienia. Były to krótkie zdjęcia scen z różnych miejsc. Ale wszystkie łączyło jedno - pierwsza różdżka, pierwsze szkolne zakupy, pierwszy dzień w szkole i wybór domu Salazara. Był to bowiem też pierwszy dzień wolności od rodziny Cortez, bez treningów, bez narzucanych zasad i obowiązków. Otworzył oczy i wypowiedział zaklęcie. - Expecto Patronum - wypowiedział głośno i wyraźnie pozwalając by przepełniła go moc i radość z tamtej chwili. Światło się wzmocniło, raziło i oślepiało, a chwilę po nim ryk stworzenia. A w zasadzie to trzy zmieszane dźwięki. Bowiem ryk lwa, syk węża i beczenie barana. Świetlista chimera zatańcowała wokoło Cortezów po czym znów wydając potrójny ryk ruszyła w miejsce gdzie były czerwone kapturki. A niech narobią jeszcze w gacie ze strachu. - Przepraszam mamo. Powinienem przejść przez to bez najmniejszego zadrapania - powiedział jedynie do kobiety po czym wysłuchując swojej oceny, a po tym żegnając się z trójką egzaminatorów opuścił salę z/t
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
E1-DRUZGOTEK:1 → 2 (źle zrobiłam rzut, więc uznaję tylko dwie pierwsze kości jako właściwą i przerzut) E2-CZERWONY KAPTUREK:2, 3 (+1 za PD, więc 4), 4 (kolejne trzy kości z poprzedniego rzutu) E3-ZWODNIK:F, 58% E4-CHOCHLIKI KORNWALIJSKIE:5 (wykorzystuję ostatnią kość, jaka została z rzutu-pomyłki) → przerzucona na 4, 1 E5-BOGIN:1, 93% → 6 E6-PATRONUS: — SUMA PUNKTÓW: 3 + 3 + 2 + 3 + 3 + 2 = 16 (W)
Martwił się tym egzaminem tylko przez świadomość jak niewiele uczył się i ćwiczył przez ostanie miesiące. W Rosji nie miał wiele czasu na siedzenie w książkach, zresztą ogromną jego część pochłonęło mu pisanie pracy dyplomowej, która była priorytetem. Priorytetem, którym obrona przed czarną magią zdecydowanie nie była. Zmówił paciorek do Josha, założył na siebie czarną koszulę i kilka ulubionych wisiorków, żeby wspomóc słabowite szczęście, i z różdżką w ręku stawił się przed salą. Z początku była mu jednak niepotrzebna, bo i tak zamienił ją na pióro. Część teoretyczna nie była bardzo trudna, choć przy kilku pytaniach ewidentnie zabrakło mu wiedzy. Udało mu się popatrzyć kilka odpowiedzi u osoby siedzącej przed nim kiedy Emerson nie patrzył w jego stronę i ostatecznie nie wyglądało to chyba źle. Część praktyczna miała być trudniejsza, chociażby ze względu na ilość przeszkód, jakie przygotowała dla nich profesor Cortez. Nie zamierzał mdleć ze strachu, blednąć ze stresu i w jakikolwiek inny sposób okazywać niepokój – wręcz przeciwnie, do sali wszedł do sali z uśmiechem, który jak na kłamstwo wyglądał bardzo naturalnie. Już na samym początku miał zniszczyć swój nienaganny strój wejściem do sadzawki. Lazar nie był jedną z tych osób, które by się tym przejęły, ale z drugiej strony rzadko zdarzało mu się stroić, dlatego zrobiło mu się trochę szkoda. Z druzgotkiem poradził sobie błyskawicznie – relashio było dla niego właściwie odruchem. Niezbyt przejęty, ruszył dalej, by napotkać na swojej drodze czerwonego kapturka. Z nim również dość szybko sobie poradził – po trzech drętwotach mógł iść dalej i to bez żadnych fizycznych strat, bo zakapturzone gnojki ani razu nie sięgnęły go swoimi pałkami. Najbardziej zwodniczy okazał się być... zwodnik. Nie od razu zrozumiał co się dzieje, choć bagnisty teren, na który wkroczył, powinien był od razu zasugerować mu z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Otoczyła go mgła, a w oddali usłyszał głos matki wołający o pomoc. Musiał go posłuchać, to było silniejsze od niego – w każdym razie w pierwszej chwili. Szybko uświadomił sobie, że to niemożliwe, bo zaledwie przed kilkoma dniami zostawił ją w Peteresburgu po tym jak właśnie z jej powodu musiał wyjechać ze Szkocji. Zmarszczył brwi, rozejrzał się i odnalazł właściwą ścieżkę, którą podążył dalej, aż do momentu kiedy napotkał przeszkodę. Z chochlikami, które wyleciały ze studni poradził sobie błyskawicznie, rzucając głośne immobilus, które je ogłuszyło. Nie zwlekał ani chwili dłużej, nie chciał dać im czasu na ocknięcie się – poszedł prosto w łapy bogina. Znów matka, tym razem niema, bo... martwa. Ze strzykawką leżącą w trawie, z nieobecnym uśmiechem rozlanym na zastygłych ustach. Jak niewiele brakło, by wiosną ten obrazek stał się prawdą? Pełne goryczy Riddikulus rozcięło gęstą ciszę, strzykawka zmieniła się w dużego komara, a mama, klnąc wymyślnie, zaczęła marudzić jak mocno ją ukłuł. Mało śmieszny obrazek? Jak dla kogo. Wyszedł uśmiechnięty, ale chyba bardziej z ulgi, że ma to już za sobą. Przywitał się z profesor Cortez i bez wahania rzucił patronusa – srebrzysty soból zawisnął w powietrzu, bystro obserwując otoczenie. Udało mu się zaliczyć egzamin i to w pięknym stylu; widać nie warto było się tak denerwować. A może to ten paciorek zdziałał cuda?