Klasa jest bardzo dobrze oświetlona. Z tyłu obok regałów znajduje się zaplecze, w którym magazynowane są zaczarowane manekiny - idealne do ćwiczeń uzdrawiających. Są bardzo cennym nabytkiem profesor Blanc oraz innych nauczycieli magii leczniczej. Są zamknięte na żelazny klucz.
Paige czekała w swojej klasie na uczniów. Spoglądała na tablice wiszące na ścianach oraz na zestaw małych buteleczek, które stały na jej biurku. Każda miała inny kolor i każda zawierała w sobie coś innego. Na głównej tablicy napisała różne nazwy takie jak: Asinta mulaf, Anapneo oraz Vulnus alere. Stanęła przy oknie by spojrzeć co się dzieje na zewnątrz.
Lekcje, lekcje, lekcje. Ava tęskniła za amerykańskim systemem nauczania. Chodziła na to, co chciała i kiedy chciała. Poszła najpierw do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, witając się ludźmi oraz pytając, co u nich słychać. Tam usłyszała o kolejnej lekcji, o której oczywiście nie pamiętała. Nie czekając już na nic, zaczęła zbiegać Wielkimi Schodami prosto do Klasy Magii Leczniczej. Na szczęście nie spóźniła się. Otworzyła pewnie drzwi, przywitała się z nauczycielką głośnym: - Dzień dobry, pani Profesor! - kto by pomyślał, że Ava kiedykolwiek będzie tak się szerzyć do nauczyciela. Znalazła miejsce, oczywiście w jednej z ostatnich ławek, a następnie wyjęła pergamin, pióro oraz atrament. Niespecjalnie chciało się jej notować, ale warto było chociaż sprawiać jakieś pozory.
Utopia przybiegła na zajęcia z magii leczniczej z nieukrywaną radością. Lubiła profesor Henderson i jej opowieści na najróżniejsze tematy. Zawsze słuchała nauczycielkę z nieukrywanym zainteresowaniem i już nie mogła się doczekać, co przedstawi im dzisiaj na zajęciach. Panna Blythe musiała przecież nadrobić nieco zaległości, a patrząc na korepetycje z Zachariaszem - chyba powinna się nieco podszkolić z zaklęć pierwszej pomocy. Niby przyjaciel jej brata nie pozwoli, by dziewczynie stała się krzywda, ale jednak sama satysfakcja z takich umiejętności była nieziemska. - Dzień dobry - przywitała się z profesorką i ruszyła do przodu, mijając przy tym Avę, której powiedziała "cześć". Raczej nikogo nie zdziwi fakt, że Gryfonka zajęła miejsce w drugiej ławce przy oknie. Lubiła tam siadać, choć wydarzenia z zewnątrz niekiedy rozpraszały jej uwagę.
Nickodem pojawił się w klasie jako jeden z pierwszych, co ostatnimi czasy było do niego niepodobne. Był tak pochłonięty zajęciami pobocznymi, że na lekcjach pojawiał się niekiedy spóźniony. Bycie prefektem to nie przelewki, a na dodatek obiecał jeszcze grupie teatralnej, że przeprowadzi w końcu zajęcia, miał spotkać się z Echo, by razem opracowali scenariusz do spektaklu i na dodatek Shenae męczyła go o pojawienie się na boisku quidditcha, co ciągle uciekało mu z głowy. - Dzień dobry, pani profesor - odparł, gdy tylko przekroczył próg klasy i usiadł niedaleko wyjścia, na wypadek gdyby musiał nagle opuścić zajęcia. Nie chciał tego robić, ale jeśli sytuacja będzie tego wymagać, oczywiście nie będzie miał innej możliwości. Takie to ciężkie życie. Rozejrzał się, jakby z nadzieją, że zauważy tu kogoś, kogo bardzo chciał zobaczyć, a potem z rezygnacją spuścił wzrok na ławkę. Ktoś wyrył na niej niezrozumiałe napisy, zapewne powstałe dziesiątki lat temu jako pamiątka jego obecności w szkole. Może do końca zajęć uda mu się to odszyfrować?
Pojawienie się na zajęciach z magii leczniczej, praktycznie rzecz biorąc, było przypadkiem. Lavern po prostu krążył po zamku i roztaczał tę swoją dziwną aurę, jakby nie miał nic lepszego do roboty. Prawdę mówiąc, taki stan go dopadł i cóż poradzić na to? Iść na zajęcia! Do klasy wpadł zaraz za jakąś dziewczyną, którą nieszczególnie kojarzył z zajęć, ale za to dostrzegł Utopię gdzieś w ławce pod oknem oraz panią profesor ogarniętą podobnym stanem. Czyżby wszystkich dopadła jesienna chandra? Co tu się działo? - Dzień dobry, pani profesor - powiedział, idąc na przód klasy ze swoją torbą wypełnioną bibelotami, po czym usiadł obok swojej towarzyszki z biblioteki i szturchnął ją w żebra dwoma palcami, by oznajmić swoją obecność. - Cześć, jak twoje rozmowy z duchami? - zapytał z szerokim uśmiechem, wszak każda pora była dobra, by dzielić się własnym szczęściem. Rzecz jasna, nie mógł się powstrzymać przed obdarowaniem właśnie tym uczuciem kogoś, kto rozumiał jego popęd ku wiedzy sprzed wieków. Oczywiście miał świadomość, że przybył tu w innym celu, lecz - póki co - nie dostrzegał żadnej aktywności, która zwiastowałaby zajęcia. Tak więc pozostało mu czekać i rozmawiać z Utopią, zanim zacznie tworzyć swoje śliczne notatki.
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Jak zwykle, snuł się którymś korytarzem zamku, aż dotarł do klasy magii leczniczej. Po drodze pełnił swoje obowiązki, a raczej dla zwykłego zabicia czasu chodził po każdym piętrze i sprawdzał czy nikt czegoś nie zbroił. Taki z niego pilny prefekt, proszę państwa. Szkoda tylko, że robił to kosztem własne zdrowia i po balu jeszcze nie zdążył dojść do siebie. Chyba odrobinę przesadził i w ogóle nie powinien pić tego alkoholu. Oczywiście to nie oznacza, że się upił. Nic z tych rzeczy. Po prostu wszystko działo się w złym czasie i odbiło na zdrowiu Emmeta, toteż faktem dokonanym było zajęcie miejsca z tyłu klasy. Lepiej, by nauczycielka nie odesłała go do skrzydła szpitalnego, bo miał podkrążone oczy, które non stop mrużył. W pewnej chwili nawet zaczęły mu łzawić, ale szybko otarł kropelki rękawem szaty, odruchowo poprawiając swoją odznakę, aż wreszcie wyprostował się, wyciągnął wszystkie swoje rzeczy i utkwił wzrok w jednej z plansz przedstawiającej ludzkie ciało. Coś, na czym się znał, z racji swojej przypadłości. Sam nie wiedział, jak ta wiedza do niego przyszła, ale w końcu miał możliwość, by z niej skorzystać, toteż z wielkim zniecierpliwieniem czekał, aż zajęcia zostaną rozpoczęte.
Sol nie był ani orłem w nauce ani też specjalnie nie zależało mu na przykładaniu się to lekcji, ale uznał, że w tym roku trzeba się postarać. Planował opuszczać jak najmniej zająć to może rodzice oddadzą mu motor. A jak nie oddadzą to chociaż pozwolą kupić nowy... Westchnął, zaglądając do klasy. Dobrze, że przynajmniej nie był pierwszy i uniknie czekania na innych uczniów w towarzystwie samej nauczycielki. Nie, że miał coś przeciwko niej, ale po prostu nie był osobą, której by się coś takiego podobało. Wślizgnął się do klasy, mrucząc przywitanie w kierunku profesor Henderson. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu wolnej ławki, najlepiej z tyłu, żeby uniknąć ewentualnego odpytywania. Szczęśliwie, za dużo osób jeszcze nie przyszło, więc mógł zająć miejsce, które najlepiej mu pasowało. Oparł brodę na dłoniach i tak czekał na rozpoczęcie lekcji.
Katniss jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałaby, że w jej głowie może zrodzić się jakaś myśl o ratowaniu i leczeniu magią, jednak wakacyjny kurs pierwszej pomocy dużo zmienił w jej poglądach. Gryfonka dostrzegła zagrożenia, czyhające na każdym kroku i postanowiła, że będzie potrafiła się przed nimi bronić. Całkiem mądrze, zważywszy na fakt, że jej marzenia o byciu aurorką były nadal aktualne. Dlatego to, kiedy tylko usłyszała o zajęciach z magii leczniczej, postanowiła tam pójść i zobaczyć, co będzie się działo. Bądź co bądź to jednak coś nowego i pożytecznego, przydatnego w życiu, a takie przedmioty były dla Johnson ważne. Przyszedłszy do klasy, usiadła na jednym z wielu wolnych miejsc. Skinęła głową obecnym już uczniom, bezwiednie zwracając uwagę na fakt, że większość stanowili Gryfoni, po czym pogrążyła się w rozmyślaniach, czekając na rozpoczęcie zajęć.
Magia lecznicza. Sama nazwa zapowiadała się ciekawie, więc Alan zupełnie nie rozumiał czemu wcześniej nie zwrócił na nią uwagę. A przecież zaklęcia z przedziału tych leczniczych były całkiem przydatne przy jego ''hobby" jakim było warzenie eliksirów różnego rodzaju, co wbrew pozorom bywa dość niebezpiecznym zajęciem, bo zawszę coś może wybuchnąć, a i zbieranie potrzebnych składników czasem odbywa się w dość... dziwnych miejscach. -Dobry... Odparł zaraz po wejściu do klasy, żeby zająć pierwsze lepsze wolne miejsce. Wyjął przybory do pisania i... oddał się swoim myślą, patrząc gdzieś na ścianę w oczekiwaniu na początek lekcji.
Magia Lecznicza! Tak dawno już nie odbywały się te zajęcia, a wcześnej jeszcze były wakacje, że kiedy tylko Laura usłyszała, że takie mają się odbyć, już wiedziała, że na pewno się na nie wybierze. Na salę przyszła punktualnie, parę minut przed rozpoczęciem zajęć. Kilka osób już było, ale chyba żadnej nie rozpoznała. Żadnego ślizgona. Gryfoni, krukoni, nawet jeden puchon... Usiadła gdzieś w okolicach początku, chociaż zapewne i tak się nie będzie odzywać, nawet jeśli posiadała całkiem dużą wiedzę. W końcu już z chyba ponad pół roku pomagała u uzdrowiciela i można powiedzieć, że trochę zobaczyła. Wyjęła brązowy notatnik i ciemno-zielone pióro, czekając na rozpoczęcie.
Kiedy uczniowie zaczęli się zbierać w klasie odeszła od okna i stanęła przy katedrze by lepiej ich widzieć. Jej zajęcia nie były obowiązkowe toteż nie spodziewała się wielkiej frekwencji. Jakiej jej było zdziwienie kiedy uczniowie zaczęli się schodzić. Z każdym się przywitała krótkim: "Dzień dobry" i patrzyła gdzie siadają. Duży rozstrzał. Jakby każdy każdego chciał uniknąć i udawać, że się nie znają. Ślizgoni, Krukni, Gryfoni i Puchoni. Pełen przekrój. Spojrzała na klepsydrę, która odliczała czas, a gdy uznała, że kwadrans akademicki minął zwróciła się do klasy. -Witajcie na pierwszych zajęciach z Magii Leczniczej. - Mówiąc te słowa uśmiechnęła się delikatnie i postąpiła parę kroków do przodu. - Nazywam się Paige Henderson i od dzisiaj będę waszym nauczycielem z tej dziedziny magii. Potoczyła jeszcze wzrokiem po klasie starając się na każdym uczniu zawiesić wzrok, a potem kontynuowała. - Przejdźmy zatem od razu do tematu naszych zajęć. Gdy boli was głowa, ręka czy inna część ciała co wtedy robicie? - Zapytała od razu - Nie zastanawiajcie się na odpowiedzią. Co robicie wtedy? Mówcie pierwszą myśl jaka przyjdzie wam do głowy.
Laura spojrzała na tablicę i na zapisane na niej zaklęcia - tylko tego ostatniego nie znała, a jeśli chodzi o pierwsze, to pomyślała, że pewnie pani profesor chodzi o nie, bo było stosowane na wszelkie rodzaje bólu. Zapisała w notatniku ból głowy - Levatur Dolor, to zaklęcie wydawało się być delikatniejsze i bardziej odpowiednie na takie niewielkie rzeczy. Eliksir Migrenowy dopisała jeszcze niżej, myśląc sobie, że ten akurat zadziała jedynie na ból głowy, a na resztę tych dolegliwości już nie. Podparła brodę na dłoniach i wpatrywała się w nauczycielkę, słuchając przy tym czy ktoś rzuci jakieś propozycje.
Pierwsze słowa pani Hederson położyły kres jego roztargnieniu, jednocześnie zmuszając do słuchania ich. Nauczycielka przedstawiła się, powiedziała czego będzie uczyć... czyli to co każdy nauczyciel powinien powiedzieć na pierwszej lekcji. Trudno było oczekiwać jakichkolwiek rewelacji. -Eliksir Migrenowy jest całkiem skuteczny. Odparł na pytanie nauczycielki. Bo w końcu miała to być pierwsza lepsza myśl, jaka przyjdzie mu do głowy, a akurat tą myślą była migrena, która jakimś dziwnym trafem lubiła Alana. Nie jakoś szczególnie, ale od czasu do czasu zdarzało mu się miewać jej ataki.
Przez chwilę czekała, aż ktoś zbierze się na odwagę. Cierpliwość się opłaciła. -Bardzo dobrze - Wskazała na na Alana, po czym sama wzięła jedną z fiolek z biurka. - Eliksir Migrenowy. Bardzo przydatna rzecz. Jednak... Mówiąc te słowa odstawiła buteleczkę na poprzednie miejsce. -Nie mamy Mikstury. Za to mamy różdżkę, które jest świetnym narzędziem lekarskim jeśli wie jak się ją używa. Znacie może przykład Gilderoya Lockharta? Próba złożenia kości przedramienia skończyła się totalnym jej brakiem i wtedy kuracja taka nie należy do przyjemnych. Odrastanie kości to nie podlewanie kwiatków. Podeszła do jednej makiety, która przedstawiała ludzką głowę. -Bardzo ważna rzecz - głowa. I niesamowicie delikatna. Źle wypowiedziane zaklęcie może spowodować większy ból, co jest drobnostką przy jej braku. Szczerze nie polecam używać zaklęcia, które stosuje się na inne kończyny, na samą głowę. L e v a t u r D o l o r. Podeszła teraz do normalnej tablicy i zapisała ów zaklęcie pod trzema innymi, które znalazły się na tablicy. -Radzę wymawiać je dość dokładnie i przyłożyć końcówkę różdżki do miejsca gdzie najbardziej odczuwacie ból. Wymachiwanie może się skończyć, że potraktujecie kogoś innego tym zaklęciem. Nie umrze ta osoba, ale sama może odczuwać lekki ból. Wystąpiła ponownie na środek klasy. -Kto jest na tyle odważny, żeby przyjąć środek, który spowoduje ból, a potem ten ból sobie odjąć? Może jest jakaś chętna para do takiej próby. Mówiąc te słowa uśmiechnęła się delikatnie, jakby zachęcająco.
Ktoś wreszcie się odezwał i całe szczęście nie musiała to być ona. Chłopak z Ravenclawu powiedział mniej więcej to, co ona sama myślała, a potem nauczycielka powtórzyła zaklęcie, które przed chwilą zapisała w notatniku. Przez chwilę nieco nie zrozumiała co właściwie miała na myśli - Levantur Dolor jest dobre na głowę czy nie? Jednak zamiast pytać, uznała, że na pewno chodzi o to, że to najlepsze zaklęcie jakiego można użyć. W końcu jako jedno z niewielu, poza ogólnymi bólami, było przeznaczone również konkretnie na głowę. Kiedy profesor spytała kto jest odważny, Laura wiedziała, że dałaby sobie radę, nawet jeśli odważna akurat nie była. Po prostu miała jakieś tam doświadczenie. - Ymm, ja mogę spróbować - powiedziała jakby się bała, chociaż niepewnie czuła się tylko dlatego, że odzywała się przed wszystkim, co było o wiele bardziej stresujące dla niej niż samo rzucanie zaklęcia.
Przerwał na chwilę notowanie, gdy nauczycielka powiedziała o kolejnym zaklęciu, żeby zerknąć na nią... tak na krótką chwilkę. Levatur dolor, no tak! Mógł o tym od razu pomyśleć, zamiast wyskakiwać od razu ze swoimi eliksirami. W końcu to dość uniwersalne zaklęcie, a nie jak Eliksir Migrenowy, który działał wyłącznie na ból głowy. -Ja mogę go wypić. Odparł zaraz po Laurze, słysząc jej niepewny ton. Jego głos był raczej obojętny. Ból głowy nie był dla niego czymś niezwykłym, ani szczególnie nieprzyjemnym... i tak zapewne ten eliksir nie był w stanie wywołać takiego bólu, jaki była w stanie zafundować mu jego koleżanka... migrena, a nie Laura.
-Zapraszam do mnie - Najpierw spojrzała na Laurę a potem na Alana. Gestem dłoni zachęciła ich aby wystąpili na środek. Wtedy też podała chłopakowi jedną z buteleczek. - Jeden łyk wystarczy aby spowodować ból głowy. Potem zaś spojrzała na Laurę i ujęła swoją różdżkę. -Należy ją przyłożyć do miejsca, które wskaże ci kolega. Tam będzie go najbardziej bolało, a następnie dokładnie wypowiedz słowa zaklęcia. L e v a t u r d o l o r. Odsunęła się następnie aby dać uczniom możliwość działania. Sama również była gotowa zaingerować w każdej chwili gdyby była taka potrzeba.
Spoiler:
Osoby, które w swoim kuferku mają 8 punktów mogą powtórzyć rzut. Osoby które mają w kuferku 10 punktów mogą powtórzyć dwa razy rzut, a osoby które mają w kuferku 12 punktów mogą powtórzyć trzy razy rzut.(Wszystkie punkty z w/w rzutów muszą być z Uzdrawiania). Studenci mają możliwość 4 krotnego rzutu kostką!
1,2 – Niestety usilne próby zlikwidowania bólu głowy zakończyły się klapą. Jesteś wyraźnie zły na siebie, że takie na pozór proste zaklęcie Cię przerosło, a jedyne co się nasiliło, to ból głowy u kolegi. 3,4 – Udało się! Zaklęcie wystrzeliło z Twojej różdżki! Ale zaraz, zaraz. No nie! Twoje zaklęcie było na tyle słabe i niepoprawne, że usunęło ból tylko na chwilę. Jednak możesz być z siebie dumny, gdyż udało się osiągnąć chwilowe złagodzenie bólu. 5 – Kolejny raz zaklęcie się nie udało. W złości próbujesz cicho przeklnąć niestety przechodząc obok Ciebie nauczyciel to usłyszał. Dowiedziałem się od niego, że zadanie masz niezaliczone i musisz przyjść na kółko, aby je poprawić. Na domiar złego siła zaklęcia była tak duża, że poraziło ono kolegę i sprawiło, że na chwilę stracił przytomność. 6 – Wyśmienite zaklęcie! Perfekcyjność wykonania tego zaklęcia wzbudziła podziw nawet samego nauczyciela, który spoglądając na Ciebie pokiwał głową z aprobatą i uśmiechnął się przyjaźnie. Możesz być z siebie dumny, zaklęcie nie stanowi dla Ciebie problemu, ale nie spocznij na laurach! Pamiętaj, że tylko wytrwałe ćwiczenia, pomogą Ci dojść do perfekcji.
Emmet niezbyt szczególnie uważał na tej lekcji. Zdaje się, że przez kilka minut wędrował myślami poza obrębem klasy czy - jak to mówią mugole - bujał w obłokach. Albo myślał o niebieskich migdałach. Co za różnica. Po prostu nie miał najmniejszej ochoty na udział w zajęciach, chociaż od zawsze w uzdrawianiu szło mu całkiem nieźle, tak dzisiaj ledwie kontaktował. Być może przysypiał. Oczywiście nie mógł się do tego przyznać, toteż z głową podpartą na ręce spoglądał wyraźnie sennym wzrokiem na nieco większy ruch, kiedy nauczycielka ogłosiła ćwiczenia z zaklęcia na ból głowy. Widząc entuzjazm pośród pozostałych, ziewnął, w ostatniej chwili zatykając usta dłonią, po czym wstał, szurając krzesłem w dość ostentacyjnych sposób. Nie żeby zrobił to celowo. Zwyczajnie nie zwracał większej uwagi na otoczenie, toteż niemal doczłapał się z różdżką w dłoni do jakiejś dziewczyny, po czym wycelował koniec patyka w miejsce, które zostało prefektowi wskazane. Zamrugał jeszcze parę razy, próbując skupić się na poprawnym rzuceniu zaklęcia i wreszcie wypowiedział formułę. - Levatur Dolor - dwa razy wyszeptał słowa, odnosząc dość mizerny skutek, aż wreszcie odchrząknął znacząco i powtórzył czar głośniej. Nawet nie oczekiwał jakichś cudów, bowiem magia lecznica była mu dość dobrze znana, toteż i otrzymany efekt nie był żadnym zaskoczeniem. Względny paradoks można by rzec, jednak Emmet Thorn zdawał sobie sprawę, że chociaż w tej jednej dziedzinie umiał coś więcej i do ławki wrócił z lekkim, nieco obłąkanym, uśmiechem na twarzy.
L był niezmiernie podekscytowany czymś takim, jak uzdrawianie. Wszak w Mahoutokoro nie uczęszczał na takie zajęcia i, prawdę mówiąc, była to jego pierwsza lekcja. Oczywiście ogarniał wszystko w tak wspaniały sposób, iż nie zdążył zgłosić się do bycia manekinem ćwiczeniowym i ostatecznie należał do grupy, która miała rzucać zaklęcia. W sumie to też nie najgorsza opcja, jeśli chciał wrócić do rodzinnego kraju z nowymi umiejętnościami. Jeśli w ogóle będzie wracał. Coraz bardziej podobało mu się w Hogwarcie, mimo złamania starej, wysłużonej różdżki, i nie mógł odpuścić właśnie tych zajęć. Dlaczego? Nie wiedział. I nie martwił się tak błahymi sprawami, kiedy rozważał teoretyczne niesienie pomocy innymi. W końcu zrobi coś więcej, niż użyczy własnego rękawa na wypłakanie się komuś w potrzebie, a takich przypadków jeszcze nie doświadczył. A wracając do właściwej części zajęć, próba Laverna poszła tak fantastycznie, że aż koszmarnie. W głębi siebie był zły, iż odniósł klęskę, ale całość szybko zastąpił jeden z tych uśmiechów, które miałyby wytłumaczyć porażkę. No cóż, dzisiaj nie szło mu najlepiej. Spóźniony: Nie Kostki - Levatur dolor: 1
Dziewczyna spodziewała się, że już na pierwszej lekcji będzie dużo praktyki... ale żeby tak od razu na kolegach z zajęć? Nie można było skołować jakiegoś fantoma albo umierającego pacjenta? Pewnie to miało ich zahartować, ale Gryfonka nie czuła się jakoś bardzo pewnie. Nie żeby była jakaś strachliwa, co to to nie, bardziej chodziło o to, że ona tych ludzi będzie mijać na korytarzach później. Jeśli więc okazałoby się, że sprawiłaby im jeszcze większy ból, mogliby mieć z nią niezbyt przyjemne wspomnienia, a tego przecież nie chciała. Jednak nie mogła przywiązywać się do emocji, skoro chciała zostać aurorką. Odseparowanie od wszystkiego, co przeszkadza w wykonywaniu zadania. Tak jej ktoś kiedyś powiedział, dlatego teraz Katniss wzięła głębszy oddech, spojrzała na osobę, którą miała uzdrowić i wymówiła formułę zaklęcia. O dziwo, chyba jej wysiłek nie poszedł całkowicie na marne, bowiem na twarzy "pacjenta" na chwilę pojawił się wyraz ulgi, zastąpiony jednak szybko skrzywieniem pełnym bólu. Gryfonka nie miała szczególnych powodów do dumy, ale fakt, że zaklęcie podziałało choć chwilowo już za pierwszym razem był obiecujący. Spojrzała na innych, by zobaczyć, jak oni sobie radzą.
No tak, zgłosił się, to teraz trzeba było cierpieć. Alan zdążył tylko westchnąć, gdy dotarło do niego do czego naprawdę się głosił, po czym wstał i pokornie wstał, żeby odebrać fiolkę z eliksirem i... napić się jej zawartości. Faktycznie, już po pierwszym łyku na jego twarzy pojawił się grymas bólu, zwiastujący że jednak będzie co leczyć, a może po prostu panikował. Trochę go zdziwiła ilość chętnych do testowania na nim zaklęcia, ale pozostawało tylko zacisnąć mocniej zęby i wskazać prawą skroń, która wydawała się pulsować od coraz to nowych fal bólu. Pozwolił raz spróbować. Pozwolił drugi raz spróbować, a później trzeci, czwarty i jeszcze parę razy, aż w końcu sam przystawił różdżkę do głowy i wymówił zaklęcie. Z jakim efektem? Nieciekawym.
Nim Laura zebrała się na przejście na sam środek sali, zrobiło się bardzo ruchliwe i przez chwilę nie wiedziała co się dzieje. Jeszcze przed chwilą wydawało jej się, że to tylko ona ma leczyć kolegę z bólu głowy wywołanego eliksirem, a teraz? Wszystko działo się na raz. Stała przez chwilę zdezorientowana, dając pierwszeństwo innym. Dopiero kiedy trochę się uspokoiło, podeszła do Alana. - To... gdzie dokładnie cię boli? - spytała, trochę zadowolona, że to nie ona musiała pić eliksir i zdawać się na łaskę, często niestety nikłych, umiejętności innych. Przez ten cały stres chyba, że wszyscy na nią patrzą, za pierwszym razem jej się nie udało, a za drugim nie zadziałało dostatecznie dobrze. Dopiero kiedy wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić i wypowiedziała zaklęcie jeszcze raz - zadziałało. O wiele lepiej jej się pracowało, kiedy w pomieszczeniu był jedynie pacjent, a nie tyle ludzi...
Spóźniony: nie Kostki - Levatur dolor:1, 4, 6 pogubiłam się trochę kto kogo leczy xd
Patrzyła jak uczniowie sobie radzą. Jednym szło lepiej, drugim gorzej, ale jak na razie nikt nie wyleciał w powietrze, ani nie wylądował w skrzydle szpitalnym. Okazało się, że więcej było chętnych do przećwiczenia zaklęcia, więc musiała uczniów podzielić na grupki, tak aby każdy mógł skorzystać i spróbować. Gdy upewniła się, że każdy uczeń jest już wolny od bólu głowy poleciła by ponownie zajęli swoje miejsca. Nim zdążyła uleczyć Alana, uprzedziła ją Laura. Kiedy dobrze wykonała zadanie Paige kiwnęła z aprobatą głową i wskazała tej dwójce by również zaczęli swoje miejsca. -Bardzo dobrze - Pochwaliła wszystkich i wróciła pod tablicę, na której znajdowały się trzy nazwy. - Teraz przed wami V u l n u s a l e r e. Zaklęcie bardzo pożyteczne i pomocne przy niedużych ranach oraz otarciach. Również je przećwiczycie, ale już nie na kolegach z klasy. Podeszła do jednej z półek, gdzie stały różne makiety. -Każdy z was weźmie teraz jedną makietę, która przedstawia ranę lub otarcie i spróbuje ją uleczyć. Temu komu udał się ta sztuka za pierwszym razem, przyznam pięć punktów jego domowi. Może się okazać, że będziecie potrzebowali je wielokrotnie. Warto je opanować. Sama wzięła jedną makietę i postawiła w widocznym dla wszystkich miejscu. Makieta przedstawiała ludzkie ramie, które wyglądało jak prawdziwe, wydawało się nawet, że krew jaka wypływa z rany również jest prawdziwa. Kobieta przystawiła różdżkę do niedużej rany na łokciu i wypowiedziała słowa zaklęcia. -Vulnus alere - Nie minęła chwila i rany już nie było. Łokieć wyglądał jakby nigdy nic się nie stało. - Zaklęcia lecznicze nie są jak inne, gdzie widać snop światła, działa raczej dyskretnie acz skutecznie. Gdy skończyła mówić stuknęła różdżką w makietę i rana ponownie się otworzyła. -Teraz czas dla was. Zapraszam. - Wskazała półkę z makietami i zachęciła ruchem dłoni aby uczniowie podeszli i wybrali jedną dla siebie. Nie było tam wielkich uszkodzeń, ot zwykłe otarcia, rozcięcia. Rany, które można było sobie zadać nożem w czasie krojenia chleba lub też otarcia, które mogły zostać spowodowane upadkiem.
Spoiler:
Osoby, które w swoim kuferku mają 8 punktów mogą powtórzyć rzut. Osoby które mają w kuferku 10 punktów mogą powtórzyć dwa razy rzut, a osoby które mają w kuferku 12 punktów mogą powtórzyć trzy razy rzut.(Wszystkie punkty z w/w rzutów muszą być z Uzdrawiania). Studenci mają możliwość 4 krotnego rzutu kostką!
1,2 – Niestety usilne próby zakończyły się klapą. Jesteś wyraźnie zły na siebie, że takie na pozór proste zaklęcie Cię przerosło, a jedyne co się nasiliło, to upływ krwi w ranie.
3,4 – Udało się! Zaklęcie wystrzeliło z Twojej różdżki! Ale zaraz, zaraz. No nie! Twoje zaklęcie było na tyle słabe i niepoprawne, że wyleczyło ranę jedynie na chwilę. Zaraz ponownie się otworzyła i wyglądała nawet gorzej niż wcześnie. Czyżby krew zaczęła mocniej płynąć? Pomoc była tylko chwilowa.
5 – Kolejny raz zaklęcie się nie udało. W złości próbujesz cicho przeklnąć niestety przechodząc obok Ciebie nauczyciel to usłyszał. Dowiedziałem się od niego, że zadanie masz niezaliczone i musisz przyjść do gabinetu, aby je poprawić. Na domiar złego siła zaklęcia była tak duża, że powiększyła ranę doprowadzając do potrzebne było do jej załagodzenia mocniejsze zaklęcie niż to, które teraz testowałeś.
6 – Wyśmienite zaklęcie! Perfekcyjność wykonania tego zaklęcia wzbudziła podziw nawet samego nauczyciela, który spoglądając na Ciebie pokiwał głową z aprobatą i uśmiechnął się przyjaźnie. Możesz być z siebie dumny, zaklęcie nie stanowi dla Ciebie problemu, ale nie spocznij na laurach! Pamiętaj, że tylko wytrwałe ćwiczenia, pomogą Ci dojść do perfekcji.
Nora pojawiła się w klasie kilkanaście minut za wcześnie. Nie przeszkadzało jej to jednak. Rozsiadła się wygodnie w fotelu, który stał przed biurkiem. Po chwili przeczesała długie blond włosy pslcami i wyjęła z torby stojącej obok biurka kilka pergaminów. -No dobrze, co my tu mamy.. -powiedziała sama do siebie przeglądając papiery. Po przejrzeniu wszystkich wyjętych papierów odłożyła je na biurko i westchnęła bezgłośnie. Dziś chciała omówić z uczniami, którzy się zjawią proste zaklęcie. Na poczatek chciała ich trochę rozruszać może wtedy na kolejnej lekcji będą bardziej skupieni. Oparła się plecami o oparcie fotela i wbiła wzrok w drzwi, w ktorych miała nadzieję, że pojawią się uczniowie. Nie 4 czy5 osób. Liczyła na wiecej, o wiele więcej. Jak narazie drzwi nie drgnęły więc żaden chętny jeszcze nie dotarł do klasy. Nora była bardzo cierpliwa, więc mogła czekać i czekać. Była pielęgniarką już bardzo długo a uczyła się pod okiem mistrzów więc znała się na tym co robi. Mogła spokojnie podszkolić osoby, które interesują się Magią Leczniczą. To nic takiego, Nora to lubiła więc jeśli ktoś chciał pomocy w sprawie jakiegoś urazy czy zaklęcia, ktore nie do końca rozumiał pielęgniarka chętnie pomoże. Oczywiście były przypadki gdzie musiała użyć hipnozy i to nie raz, ale pacjenci byli zadowoleni. Tak więc to jest cała Nora.
Uśmiechnięta jak zawsze wyszła ze swojego dormitorium, ubrana dumnie w szaty niebieskich. Raz po raz, pokonywała schody w dól. W ręku niosła potrzebny jej podręcznik i powtarzała w biegu. Na ramieniu miała przerzuconą swoją torebkę na pasek. Dzisiejsza lekcja, wydawała jej się naprawdę interesująca. Z tą panią profesor, nie mogło być przecież nudno. Miała tylko nadzieje że nie będzie to lekcja, podobna do Mugoloznastwa. Z którego musiała wyjść po pięciu minutach, aby pójść do pielęgniarki. Na szczęście nie było już nic widać, po nieszczęsnym wypadku. Weszła do klasy, o dziwo nie jako pierwsza. Bo pani Blanc już tam była. Uśmiechnęła się do niej serdecznie. -Dzień dobry- skinęła głową i zasiadła przy stole, gdzieś z przodu.