W tej średniej wielkości klasie znajdującej się na pierwszym piętrze, od lat odbywają się zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Ze względu na średnie wymiary pomieszczenia, dwa rzędy ławek są stosunkowo blisko siebie ustawione. Nie jest to najlepiej oświetlona klasa. Jednak ściany zdobią różne lampy dające nieco jasności. W rogu pomieszczenia, nieopodal biurka nauczyciela, znajduje się gablota na której można znaleźć wiele nieco poniszczonych już książek dotyczących OPCM.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - OPCM
Wchodzisz do Klasy Obrony Przed Czarną Magią, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Obronę Przed Czarną Magią. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Aash Al Maleek. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak działa zaklęcie Riddikulus? Na czym się go używa? 2 – Jak bronić się przed dementorem? Opisz działanie odpowiedniego zaklęcia. 3 – Podaj trzy odmiany zaklęcia Protego i opisz każdą z nich. 4 – Podaj trzy sposoby na wykrycie trucizn. 5 – Jak postępować w przypadku natknięcia się na podejrzane, magiczne artefakty? 6 – Wymień trzy zaklęcia niewybaczalne i opisz je.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Obroń się przed zaklęciem Drętwota trzema różnymi zaklęciami defensywnymi. 2 – Znajdź i zneutralizuj trzy pułapki magiczne. 3 – Zastaw dwie pułapki - na człowieka i dowolne stworzenie. 4 – Ukryj się przed członkiem komisji, używając nie więcej niż trzech zaklęć. 5 – Pokonaj trzy boginy. 6 – Używając tylko zaklęć defensywnych, przez dwie minuty nie daj przeciwnikowi do siebie podejść.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - OPCM:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Prawdę mówiąc, Cherry niezbyt lubiła lekcje Obrony Przed Czarną Magią. Niesamowicie peszyło ją uczęszczanie na zajęcia prowadzone przez dyrektorkę - nie mogła się do tego przyzwyczaić. Ilekroć na Bennett wpadała, to zaraz się plątała i gubiła we własnych myślach, bo jednak trochę inaczej patrzyła na nauczyciela, a na dyrektora. Zdawało jej się, że to wywiera dodatkową presję, a Wiśnia wcale się na tych lekcjach nie popisywała. Nie była szczególnie zdolną czarownicą, nad czym jej matka zawsze bez skrupułów ubolewała; przynajmniej z miotłą sobie radziła, co ratowało ją w oczach ojca. I to na miotle jej zależało. Wiśnia nie potrafiła posiąść się z radości, która towarzyszyła jej od momentu podjęcia się pracy w Muzeum Quidditcha - nieistotne, że nie wzięto jej pod uwagę na stanowisko przewodnika, jej jak najbardziej pasowało rozpoczęcie od małych kroczków; mogła sprzedawać bilety! Samo to wydawało jej się fenomenalne. Zajarała się tak mocno, że nawet kiedy miała przerwę pomiędzy lekcjami, to siedziała z nosem w książce Jak spaść z miotły, traktującej o niebywale ryzykownych akrobacjach powietrznych. Nic dziwnego, że zjawiła się w sali tuż przed rozpoczęciem zajęć; wciągnęła się w lekturę i zapomniała o całym świecie. W końcu weszła do pomieszczenia, pomrukując "dzień dobry", chociaż dyrektorki jeszcze tu nie było. Znalazła wolne miejsce, usiadła i wyjęła różdżkę, doczytując o zmodyfikowanym Zwisie Leniwca.
Nie była zadowolona z wyniku swojej kartkówki. Na kogoś, kto mógł poszczycić się oceną Wybitną na świadectwie, Powyżej Oczekiwań to było mało. Westchnęła cicho, drapiąc się po głowie i rozglądając po sali, zagryzając dolną wargę w akcie rozczarowania. Musiała bardziej się przyłożyć, lepiej postarać. Jeśli chciała utrzymać oceny z pierwszego roku studiów i z ostatnich klas podstawowych klas Hogwartu, musiała poświęcić obronie przed czarną magią znacznie więcej czasu. Jeśli chodzi o Lanceleyównę, nie trzeba było jej powtarzać dwa razy, bo już myślała, jak zorganizować czas lepiej i znaleźć go więcej, aby gdzieś pomiędzy transmutacje i zielarstwo wcisnąć jeszcze zaklęcia czy opcm. Była jednak bardzo dumna z wyników swoich ślizgonów, którym poszło naprawdę dobrze — zwłaszcza Isabelle, której pokazała serduszko z palców, gdy nauczycielka nie patrzyła. Nowa przedstawicielka rodu Fairwynów również spisała się doskonale. Słysząc o części praktycznej, wsunęła do torby przedmioty i odstawiła ją na krzesło, wcześniej się z niego zsuwając. Poprawiła mundurek, trzymając w ręku różdżkę, a promienny uśmiech ozdobił drobną buzię dziewczyny, gdy okazało się, że będzie w parze z @Liam A. Rivai. Podbiegła więc do niego, wsuwając mu dłoń pod rękę i odciągając go na bok od kolegów, z którymi zazwyczaj się trzymał. Zlustrowała go wzrokiem, posyłając jeszcze przepraszające spojrzenie @Mefistofeles E. A. Nox, obiecując uśmiechem, że dobrze się puchonem zajmie. - Słoneczko! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę być w parze akurat z Tobą! Dawno nie mieliśmy okazji wspólnie się uczyć! Jak idą skrzypce? - zapytała szeptem, gdy dyrektorka zajęta była inną parą młodzieży. Zaraz jednak odchrząknęła dyplomatycznie, opierając jedną z dłoni na biodrze. Nie bardzo podobał się jej fakt, że najbardziej optymistyczną i najsłodszą osobę w całej szkole miała atakować, a Liam z łatwością mógł się tego domyślić po jej zakłopotanej i rozczarowanej minie.- Zacznę, jestem starsza, muszę dać Ci przykład. Tylko czym, żebym nie zrobiła Ci krzywdy... Bo tego, to bym chyba nie zniosła! Tylko Ty mnie też potem nie zabij, mistrzu! Dodała ciszej, przysuwając palec do ust w akcie zastanowienia. Przymknęła oczy, zakrywając brązowe ślepia przed światem i przypominając sobie zawartość księgi zaklęć. Zakłócenia magiczne nadal występowały. Nie chciała ryzykować, że poradzi się aż nazbyt dobrze i odrzucić go na ścianę z taką siłą, że się połamie! Chodziła chwilę w kółko, marudząc pod nosem i gadając do siebie, a gdy w końcu obmyślała, na jej twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. Stanęła przed puchonem, rozluźniając ciało i mocniej zaciskając palce na różdżce, którą podniosła i skierowała w jego stronę. - Szykuj się promyczku! Immobilus! - wypowiedziane wyraźnie zaklęcie wystrzeliło z drewnianego kija w stronę chłopaka, mając na celu spowolnienie go. Czuła, że moc użyta do jego wyprowadzenia była znacznie większa, niż powinna i dziękowała swojej intuicji, że nie potraktowała go czymś paskudnym. Obserwowała z zaciekawieniem, jak radził sobie z odbiciem zaklęcia, zastanawiając się, czy wybierze protego, czy może jednak postawi na znacznie trudniejsze excluditur.- Dalej Liam, pokaż ,co potrafisz! Gdy zamienili się rolami i to Nessa miała się bronić, rzuciła czar w ostatniej chwili przed tym, jak zaklęcie blondyna do niej dotarło. Od zawsze miała talent do zaklęć czy obrony przed czarną magią, więc obrona dzięki "excluditur" wyszła jej książkowo. Jasny promień skutecznie zniwelował czar chłopaka, a ją uderzył tylko delikatny podmuch wiatru, wprawiający w ruch kosmyki rudych włosów. Podbiegła do puchona, znów łapiąc go pod rękę. Jakoś tak, samą swoją obecnością Liam poprawiał jej humor. - Dobrze nam razem idzie, nie? Chcesz spróbować jeszcze raz?
Kostka na zakłócenia - Atak:5 - dwukrotnie mocniejsze Kostka na Obrone:6 Punkty w Kuferku: 30 (z tego 5 za różdżkę)
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Była pozytywnie zaskoczona, kiedy pani profesor powiedziała o wynikach kartkówki. Nie spodziewała się otrzymania aż takiej oceny. Zadowalający w pełni ją satysfakcjonował, w szczególności jeśli weźmie się pod uwagę, że zarówno zaklęcia jak i obrona przed czarną magią nie były jej mocnymi stronami. Delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach i miał towarzyszyć do końca zajęć. W założeniu tak miało być. Wyszło inaczej w momencie, kiedy pani dyrektor ogłosiła, że mają w parach ćwiczyć zaklęcia. Z czymś na kształt przerażenia czekała na to, kogo jej przydzielą. A tą nieszczęśliwą osobą stała się @Cherry A. R. Eastwood , pani kapitan jej drużyny quidditcha. Nie, to nie mogło być w żaden sposób dobre. To musiało skończyć się źle. Pewnie dlatego na twarzy puchonki zagościł wyraz, który z daleka zwiastował jej niepewność względem postawionego przed nią zadania. Oby tylko nie zrobiła jej krzywdy. -Witam pani kapitan? - Uśmiechnęła się miło w jej kierunku. Następnie wyjęła zza ucha swoją różdżkę i jak to miała w zwyczaju podwinęła rękawy, aby rzucić zaklęcie. -Gotowa? - miała nadzieję, że chociaż szatynka jest gotowa, bo ona w ogóle nie była. Ale chyba wypadało rozpocząć, skoro wokół nich zaczęły już rozgrywać się niewielkie pojedynki. - Clamor! - wymierzyła różdżkę w kierunku dziewczyny i rzuciła zaklęcie. O dziwo, zadziałało. I to mocno zadziałało. Miała tylko nadzieję, że Cherry nie będzie się równie mocno mścić za to, co właśnie się stało, bo Silvia wcale tego nie chciała.
Ech, źle skumałam… Niepotrzebnie rzucałam w pizdu razy -,- Nie ogarnęłam, że ja atakuję… -,- SORRECZKA
Wsłuchała się w słowa profesor, by zaraz potem uśmiechnąć się kącikowo. Obawa przez skrzywdzeniem Fairwyn była zbyt duża. Nie słynęła z takich praktyk, podobnie jak nie zamierzała zostać aurorem, ale lekcje najwidoczniej wymagały ofiary lub poświęceń. Ćwiczenia wydawały się koncentrować na tej dziedzinie magii, z którą Marceline nie radziła sobie za dobrze. Owszem, posiadała ogrom wiedzy, ale te cholerne zakłócenia sprawiały, że dziewczyna powątpiewała w samą siebie. Modliła się wiec do Merlina, by ten oszczędził Ariadne, z którą przyszło jej ćwiczyć. Mogłaby wybrać przeróżne, cudaczne inkantacje ofensywne, ale zaniechała tego, skupiając się niemal na samych podstawach. Miała głęboką nadzieję, że ślizgonka zdąży się obronić. - Gotowa? – zagaiła koleżankę, po czym wypowiedziała zaklęcie Levicorpus, by łuna światła wystrzeliła w stronę dziewczęcia, tym samym rozpoczęła się iluzoryczna walka na doświadczenie i zapewne czyste szczęście, prawda?
Kostka: 2
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Miałem nadzieję, że moja szybka ucieczka od rozmowy nie została źle odebrana przez Hemah. Jeśli tylko udało mi się złowić jej spojrzenie, zapewne uśmiechnąłem się przepraszająco. Naprawdę nie byłem dzisiaj w swoim żywiole. Nie miałem też ochoty na praktyczne treningi. Liczyłem na to, że dzisiejsza lekcja okaże się w pełni teoretyczna. Rety, chyba naprawdę nie byłem sobą, jeśli oczekiwałem jedynie nudnego wykładu. Uświadomiwszy sobie, że nie dam rady wymigać się od ćwiczeń, wyszedłem z ławki i stanąwszy naprzeciwko Gemmy uprzejmie się z nią przywitałem. Gdy oboje potwierdziliśmy gotowość, rzuciłem pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mi do głowy. - Anteoculatia - powiedziałem, nieszczególnie martwiąc się tym czy Puchonka w tym wszechogarniającym zamieszaniu w ogóle usłyszy czego użyłem. Liczyłem na to, że szybko rzuci swoje zaklęcie i będę mógł wrócić do własnych rozmyślań.
Atak: 3, efekt odwrotny Obrona: źle mi było z 4, więc mam 2
Byłam zadowolona z weryfikacji swych wiadomości - zapisywanie nagromadzonych skarbów szeroko pojętej wiedzy na medium pergaminowej membrany - przychodziło mojej osobie z zaskakującą łatwością. Miałam niezwykłe szczęście - spowodowane wcześniejszą lekturą książki w dość spokrewnionym temacie. W przeciwnym razie - prawdopodobnie rozlewałby się ponuro niezbyt przyjemny posmak - natychmiastowej porażki, zawartej w formie Nędznego bądź innej, niezbyt pocieszającej noty. To jeszcze nie koniec. Obecne we mnie przeczucie wymownie wskazuje - wprost na labirynt zwątpień. Dobra, chwilowa passa nigdy nie była wieczna, choć osobiście nie chciałam zawieść @Marceline Holmes. Podejrzewam - do jej duetu - pasowałby bardziej ktoś inny, odwiecznie odnoszący sukcesy. Niestety, wdzierające się zakłócenia magii przyczepiły się mojej różdżki jak rzep psidwakowego ogona. Miałam rację - nie byłam specjalnie dobrą partnerką dla starszej o rok Krukonki. Moje zaklęcie obronne wypowiedziane było ze skazą w swojej idealności - licha poświata pozostawiła jedynie zdawkowy płaszcz defensywy. Uniosłam się początkowo w powietrze, choć równie szybko opadłam - nieco boleśnie, chociaż nie zdradzał tego mój wyraz twarzy. Niemiły dźwięk, zwiastujący zaznaną klęskę był dostatecznym wstydem na oczach Bennett - nawet, jeśli zależało mi bardziej na analizie uroków. - Balvoes - odpowiadam w swym kontrataku. Cóż - wtedy nie mogłam wiedzieć - zachwianie magii nadało posyłanemu zaklęciu zupełnie odwrotny efekt.
Starał się słuchać profesor, skupiając całą swoją uwagę na jej słowach. Wiedział doskonale, że jest podatny na czynniki z zewnątrz, tzn. bardzo łatwo go rozproszyć, sprawić, żeby bujał w obłokach, a po lekcji nie potrafił powtórzyć chociażby tematu, który był przed chwilą omawiany. Na jego szczęście tym razem nie było osoby, która mogłaby zakłócić jego nikły spokój i zainteresowanie tematem. Tym bardziej, że chciał poprawić się w umiejętnościach. Różnych, wszelakich. Nie chciał odstawać od grupy, być dobrym tylko z tworzenia muzyki. Dostawszy ocenę, zaśmiał się pod nosem. Główną kwestią nie był brak wiedzy, a zbyt wolne działanie, bądź niedopracowane. Tak to już bywa, David – pomyślał i zaczął bawić się różdżką, kiedy dyrektorka zwróciła się bezpośrednio do niego. Czasami nie potrafił odróżnić już zaklęcia czarnomagicznego od najzwyklejszego ofensywnego. Dobrany już do pary, uśmiechnął się do Gryfonki, z którą spotkał się już wcześniej na treningu Quidditcha i pozwolił jej zacząć. W postawie, gotowy, gdy zaklęcie przeciwniczki poleciało w jego stronę, David wykrzyknął: -Exluditur! – Ale coś najwidoczniej nie pykło, promień Hemah jedynie się powiększył i uderzył go z podwojoną siłą. Wspaniale. Czując się dość nieciekawie, musiał się jednak jakoś ogarnąć, dlatego po dłuższej chwili wstał i wskazał różdżką na dziewczynę i wymówił zaklęcie: -Everte Statum!
Jeżeli Nessa przeżywała ocenę Powyżej Oczekiwań, to co mógł powiedzieć Liam z zaledwie dwoma punktami za całość? Słysząc, że przynajmniej nie był to Troll, aż położył się z ulgi na ławce, dziękując w duchu Profesor Bennett, że nie czytała jego żałosnych odpowiedzi przy całej klasie. Nie wiedziałby, jak wówczas wybroniłby się ze swojego nowo wynalezionego zaklęcia, inkantowanego za pośrednictwem słowa „proszę”. - Mocno opuszczam się w nauce… moi rodzice chyba nie będą zbytnio zadowoleni. Ughh… - pożalił się Neirinowi raz jeszcze, smętnie podpierając policzek ręką. Skończył mówić? Pfff. – Aż jestem ciekawy dlaczego ostatnio tak źle mi idzie… myślisz, że to problemy z pamięcią? Starzeję się?! Jestem za młody by nie pamiętać rzeczy… czy raczej zapominać… Em.. nie umieć zapamiętać? Nie, czekaj.. ja to jakoś ładnie określę, emm… - Liam był niesamowicie obrazowy. W ciągu jednej wypowiedzi zmieniał płynnie swoją ekspresję z głębokiego zastanowienia, na niemal teatralny smutek i żałość, kończąc na małym zagmatwaniu, tak dla niego typowym, gdy zaczynał mówić, samemu już nie wiedząc co. Z trajkotania wyrwała go dyrektorka, która zaraz zajęła się opisywaniem ich następnego zadania. Uśmiechnął się szeroko, gdy usłyszał do kogo przydzielono go w parze. Niemal natychmiast odwrócił się do dziewczyny, chcąc załapać z nią porozumiewawcze spojrzenie, ale ta, już zaczęła iść w jego kierunku. - Heeej! – przywitał się, w zasadzie drugi raz, ale czy kogoś to interesowało? Na pewno nie Puchona. - Prawda! Ale.. coś czuję, że ten rok szkolny da nam jeszcze sporo możliwości, żeby razem coś potrenować. W końcu.. świeżo zacząłem studia, więc bieżący materiał musi mi pokazać jak potwornie źle idzie mi ujarzmianie pierwszego roku akademickiego, prawda? – zażartował, śmiesznie wypinając chuderlawą pierś do przodu, by zaraz sympatycznie się roześmiać. – Skrzypce.. o rany.. to jest trudniejsze, niż mi się wydawało, a już na początku wydawało mi się trudne! – zaczął, niemal dramatycznie. – Ostatnio trochę to zaniedbałem, ale po naszej lekcji ćwiczyłem jeszcze kilka razy. Czasami udawało mi się nie brzmieć jak zdychająca wiewiórka! – pochwalił się z przeuroczym uśmiechem, uznając to za jeden ze swoich większych sukcesów. Gaduła. – Pewnie! Panie przodem…! – aż się jej elegancko pokłonił, by przyjąć pozycję gotową do obrony. Uznał, że raz kozie śmierć – użyje bardziej zaawansowanego zaklęcia. - Excluditur! – wypowiedział z dbałością o poprawne wyartykułowanie poszczególnych sylab i faktycznie, zaklęcie wyszło mu znakomicie. Biały promień uderzył w urok spowalniający rudowłosej i zmienił go w podmuch wiatru. Z racji jednak zakłóceń, chłopak wcale nie odczuł go jako lekkiego muśnięcia powietrza po nosie, a faktycznie aż rozwiało mu czuprynę. – Łoooł! I kogo nazywasz mistrzem, mistrzu? – zagadnął wesoło, uśmiechając się niemal z marszu. – To zaklęcie wyszło ci niesamowicie mocne! Aż strach by było, gdyby mnie dotknęło… chyba do wieczora nie wyszedłbym z sali po takim spowolnieniu, nie? – roześmiał się i poprawił rozwichrzone włosy: wszystko musiało być na swoim miejscu. Następnie zamienili się rolami. Chłopak nie myślał długo nad zaklęciem. -Anteoculatia! – powiedział, a z jego tęczowej różdżki, w istocie, wyleciało ciepłe światełko, ale było tak niesamowicie blade, że aż sam Liam skrzywił się na taką żenadę. Może zbytnio podekscytował się pięknym użyciem poprzedniego zaklęcia, że aż teraz zapomniał jak się czaruje? Za to Nessa jak zwykle poradziła sobie bezbłędnie. – No i nie udało mi się przyprawić ci rogów… - odparł, udając szczerze zawiedzionego, nim za chwilę znowu się nie roześmiał. – Piękna obrona! Za to nie wiem czy masz ochotę dalej oglądać moje nie najlepsze ataki.. coś nie mam szczęścia do zaklęć, którymi chcę kogoś zaatakować. Słyszałaś, jak się wygłupiłem przed Fire, rok temu, na pojedynkach? Chciałem zmienić jej krawat w motylki, tymczasem chwilę później sam odganiałem się od kolorowych skrzydełek… chyba jestem beznadziejnym przykładem pacyfisty…
Już dawno nie czekał w takim zestresowaniu na wyniki kartkówki, szczególnie z tego przedmiotu. Dodatkowo nie chodziło mu o siebie samego, a Holdena, którego przyciągnął tutaj na siłę tylko po to, żeby miał jeszcze bardziej znienawidzić tego przedmiotu. No bo jak inaczej można określi sytuację, w której znajomy zaciąga Cię na zajęcia, których od dawna unikasz i oprócz jego zapewnień, że będzie fajnie i ogólnie przyjemnie dostajesz na start okazję do zdobycia jakiejś oceny z okazji niezapowiedzianego sprawdzianu wiedzy? Cóż, pozostawało mu mieć nadzieję, że faktycznie udało mu się pomóc przyjacielowi w ściąganiu. Co prawda zauważył, że chłopak zaczął coś notować, gdy przesunął kartkę tak, aby mógł ją dostrzec, ale nie próbował ryzykować bardziej, próbując podpowiedzieć mu coś na głos. Nie chciał ryzykować, że przyłapie ich dyrektorka, przez co ich oceny byłby z góry przesądzone. Pozostawała mu więc wiara w to, że Hold zrobi użytek z okazji, którą ofiarował mu rudzielec. Gdy w końcu otrzymali wyniki niemal nie zwrócił uwagi na swoją, a przecież naprawdę dobrą, ocenę, skupiając się na tym, że naprawdę udało im się oszukać przeznaczenie, a dokładniej T na teście chłopaka! Nie mogąc ukryć radości posłał mu szeroki uśmiech. - Widzisz? Mówiłem, że nie będzie tak źle. Aczkolwiek następnym razem zdecydowanie musisz mieć już książkę. Jak będzie trzeba to Cię wyciągnę na zakupy, bylebyś tylko jakąś zdobył - rzucił jeszcze, a następnie skupił się na dalszych wytycznych w kwestii aktualnej lekcji. Jak się okazało dalszą część miał zabrać trening zaklęcia obronnego z partnerem, którym w jego przypadku okazał się nie kto inny jak właśnie Holden. Rzucił mu lekko rozbawione spojrzenie, zastanawiając się, jak to się może skończyć. Nie to, żeby nie wierzył w jego umiejętności, ale jego niechęć do tego przedmiotu zdecydowanie nie działała na jego korzyść. Przynajmniej w teorii Pro powinien być tutaj na górze, ale nauczony ostatnimi niepowodzeniami, jak chociażby przegranie w Durniu z @Charlie C. Chapman, a więc zdecydowanie nie miał zamiaru bawić się w "lepszego". Szczególnie przy przyjacielu, którego przecież chciał zmotywować do tego, aby powrócił do uczęszczania na te zajęcia. Dlatego też, gdy tylko się odpowiednio ustawili zaczął przygotowania do mini-pojedynku. Plan był prosty. Szybkie Expelliarmus, żeby wytrącić mu z ręki różdżkę. Cóż, plan był dobry, ale wykonanie już nieco gorsze. W końcu jak inaczej można określić fakt, że coś mu w tym wszystkim nie wyszło i niczym pierwszoroczniak patrzył, jak jego własne zaklęcie wybija mu z dłoni różdżkę. Momentalnie poczerwieniał mu lekko policzki z zakłopotania, ale nie czekając długo ruszył po swoją zgubę, licząc w duchu, że nie wzbudzi zbyt dużo uwagi u innych ludzi. - No dobra, to mi nie wyszło, przyznaję. No ale nic, teraz Twoja kolej - rzucił krótko, próbując uniknąć śmiechu ze strony kumpla. Wątpił, żeby faktycznie mu się udało, ale spróbować zawsze można. Kto wie, może akurat tym razem Thatcher będzie zbyt skupiony na innych czynnościach. Znajdowali się przecież na lekcji Obrony przed czarną magią, a więc być może faktycznie nie będzie aż tak mocno skory do śmiechu, przynajmniej nie przesadnie głośnego i publicznego. Rudzielec mimo wszystko wolał uniknąć tego, żeby dosłownie każdy zauważył, jak doskonale mu to wyszło. Chociaż szczerze, jakim cudem ktoś miałby to przeoczyć?
Marceline patrzyła na Ariadne, raz po raz zachodząc w głowę - dlaczego. Nie lubiła takich zajęć, toteż szukała sposobu, by jak najszybciej dokończyć zadanie i móc wrócić do codziennych zajęć. Miała cichą nadzieję, że ćwiczenie z pannicą Fairwyn przyniesie coś więcej, aniżeli złe wspomnienia. - Nic się nie stało? - jęknęła, gdy dostrzegła jak Ari obrywa rykoszetem. Wierzyła, że muśnięcie nie jest zbyt gwałtowne, ale i tak powinna rzucić inkantacje, dzięki której udowodni Bennett, że jest wprawną czarownicą o niebywałym talencie. - Excluditur - wydukała tuż po ofensywnym zaklęciu wypowiedzianym przez Fairwyn, by patrzeć jak jej czar pochłania urok rzucony z różdżki ślizgonki. Całe szczęście, że żadna z nich nie ucierpiała.
Excluditur: 6
Wpycham się, bo chciałam odpowiedzieć na post Ari.
Wiedziała, że musi być czujna; dawanie wolnej ręki uczniom w doborze zaklęć mogło zwyczajnie nieść za sobą konsekwencje związane z cechą bardzo cenną, acz momentami kłopotliwą - kreatywnością. Liczyła jednak, że młodzieńcza energia nie przyćmi całkowicie zdrowego rozsądku, w którego posiadaniu - jak wierzyła Bennett - był każdy uczeń przebywający w jej klasie. Nie mniej dyrektor cały czas trzymała rękę na różdżce, w razie gdyby interwencja była konieczna. Starała się tego nie okazywać, ale była pod wrażeniem tego, jak większość radziła sobie z tym wszak trudnym zaklęciem - mogła wyróżnić tu Liama i Nessę, którzy byli wręcz bezbłędni. Z pozostałych jednak także była dumna, chociaż żałowała, że nie wszyscy zdecydowali się w ogóle podejść do próby. Miała jednak dobry humor i wyjątkowo przymknęła na to oko. - Świetnie sobie poradziliście - pochwaliła ich, kiedy czas zbliżał się już ku końcowi. Nie chciała ich przemęczać na pierwszych zajęciach. Jeszcze mówiąc, zaczęła zbierać papiery, a myślami była już nawet poza klasą, przy innych obowiązkach. - Nie zapominajcie, żeby ćwiczyć zaklęcia przy każdej okazji. I mam nadzieję, że będziecie się tak dobrze przygotowywać do każdej lekcji... Do widzenia. - Otworzyła drzwi, puszczając przodem uczniów i każdego z osobna obdarzając małym uśmiechem.
zt dla wszystkich BARDZO przepraszam za taką obsuwę z terminem. Zaraz rozdam wszystkim punkty <3
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Po ostatnich ekscesach na zaklęciach coś czuła, że w szkole przydałaby się poważna lekcja OPCMu, a nie tylko lanie się po gębach wplecione w zajęcia miotlarskie. Nie, nie chciała Walshowi niczego ujmować, w końcu sama bitwa nad kamiennym kręgiem wypadła super i przyniosła wiele radości, a dodatkowo powinna sprawić, że część umysłów odreagowało choć na chwilę swoje egzaminowe stresy. Podobnie późniejsze przepychanki w zaklęciach, choć akurat te pod koniec robiły się nieco frustrujące, gdy okazywało się, że w wielu przypadkach kolejne próby przeciągania kuli do niczego nie prowadziły. - Dzień dobry! - przywitała się z entuzjazmem, wchodząc do klasy, po czym zaskoczył jej widok pustki, jaka panowała na zapowiedzianych zajęciach. Grzecznie zajęła więc póki co ławkę i położyła świerkową różdżkę oraz notes z długopisem na blacie, sygnalizując przygotowanie do zajęć. Czy frekwencja przedstawiała się w ten sposób ze względu na niejasną zapowiedź tego, co miało się na nich dziać? Bez przesady, uczniowie częściej przychodzili przecież w ciemno, niż z jakąkolwiek wiedzą na temat tego, co ich czekało. W końcu nauczyciele bardzo różnie traktowali wytyczne odnośnie materiału i kolejności rozdziałów w książkach, choćby nawet sami byli ich autorami.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max nie spieszył się jakoś bardzo na zajęcia, więc całkiem nieźle się zdziwił, kiedy okazało się, że jest jedną z pierwszych osób. Zamrugał nieco zdziwiony, rzucił jakieś powitanie w przestrzeń, którego nie dało się uznać za niekulturalne, a później po prostu skierował się do @Morgan A. Davies, bo mimo wszystko chujowo byłoby sterczeć samemu na środku sali. Przywitał się z dziewczyną, chociaż nie nazbyt wylewnie, po czym po prostu uznał, że pozostaje mu tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Sam nie wiedział, na co liczył. Że zostaną tutaj we dwójkę, czy co? To byłoby w gruncie zabawne, a jednocześnie świadczyłoby nieco o swoistej porażce edukacyjnej ze strony kadry nauczycielskiej, ale nie zamierzał się na razie mądrzyć na głos, bo i po co. Zastanawiał się, czym mają się dzisiaj zajmować, bo z obroną to jakoś nie było mu nazbyt po drodze, zresztą, jak z większością zajęć, tak po prawdzie, ale z samego wróżbiarstwa żyć się mimo wszystko nie dało. To znaczy, jasne, były takie tuzy, które sobie z tym radziły, ale on to raczej był z podobnych spraw chujowy, więc pewnie ugrzązłby w jakiejś próżni i nic by z tego nie było. Poza tym wciąż pamiętał o wymaganiach Rose i jak widać, zamierzał je mimo wszystko spełnić.
Obrona przed czarną magią? To było coś, co w jakimś stopniu ją ciekawiło, ale na pewno nie była jednym z tych Brandonów, który chciał wybrać karierę aurora, to zupełnie do niej nie przemawiało, ale ostatecznie, kto zabroni jej rozwijać się także w tym kierunku? Z jej punktu widzenia - wszystko było ważne, potrzebne i pewnego dnia miało się przydać, może poza gotowaniem, ale to była zupełnie inna bajka i nie było sensu się w tym jakoś mocno zagłębiać. Tak czy inaczej, pojawiła się w klasie całkiem zadowolona, bo liczyła na to, że temat zajęć jej się spodoba. - Dzień dobry - rzuciła, kiedy tylko weszła do środka i zdała sobie sprawę z tego, że znowu jest jedną z pierwszych osób. Widać ambicja tak nią kierowała, że nie mogła się spóźniać ani robić żadnych innych rzeczy tego typu. Zresztą, z jakiegoś powodu nosiła teraz odznakę prefekta, prawda? One z nieba nie spadały i za coś się je otrzymywało. Pomachała do @Morgan A. Davies, ale skierowała się w nieco inny zakątek sali, bo nie zamierzała się narzucać. Zastanawiała się również, kto jeszcze postanowi zjawić się dzisiaj na zajęciach, a kto uzna, że jest na to zbyt leniwy.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Lekcje Obrony Przed Czarną Magią zdecydowanie należały do jednych z jej ulubionych. Zawsze działo się na nich coś ciekawego i mogła się w jakiś sposób wykazać zaklęciowo. Poza tym była to dziedzina, która ją dosyć mocno interesowała... podobnie zresztą jak sama czarna magia, ale do tego z przyczyn oczywistych nie mogła się na głos przyznać. Ostatnimi czasy jednak o wiele bardziej chciała poznać jak najlepiej obie te dziedziny i relacje między nimi: które zaklęcia były silniejsze od innych i mogły być użyte do przełamywania się nawzajem lub blokowania. Niejednokrotnie zresztą sięgała ostatnio po podręcznik do OPCM dla bardziej zaawansowanych, równocześnie co jakiś czas zerkając po raz kolejny w swoje notatki wykonane w Dziale Ksiąg Zakazanych i zastanawiając się nad złożeniem tam kolejnej wizyty. W sali znajdowało się już dosyć wielu innych uczniów, którzy byli w podobnym do niej wieków. Czuła, że decyzja o tym, by na lekcji mogły się zjawić jedynie starsze roczniki była podyktowana przez jej tematyką, a to jedynie świadczyło o tym, że może być nieco mniej bezpiecznie i bardziej straszno, a co za tym idzie także interesująco. Chociaż wątpiła, by poziom adrenaliny odczuwany w czasie zajęć przekroczył ten ze spotkania z wiwernem. Przywitała się pokrótce ze wszystkimi znajomymi, którzy znajdowali się już na miejscu, a następnie znalazła dla siebie jakiś kąt, w którym mogłaby wygodnie oczekiwać na pojawienie się profesor Cortez i rozpoczęcie tym samym zajęć. Oby było naprawdę ciekawie.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Gryfonka kroczyła radosnym krokiem przez korytarz, wyśpiewując w głowie jedną z ulubionych piosenek. Jej dzisiejszym celem była sala do OPCM gdzie miały odbyć się zajęcia. Przed drzwiami sprawdziła czy ma wszystkie potrzebne rzeczy i upewniając się, że tak jest pociągnęła za klamkę. - Dzień dobry - Przywitała nauczycielke i stwierdziła, że już pojawiło się kilku uczniów,nawet dojrzała dwóch ze swojego domu. Zajęła miejsce w przedostatniej ławce pod oknem,rozpakowała się i pustym wzrokiem obserwowała widok rozciągający się za oknem.
Weszła do klasy sporo przed czasem, zajmując wygodnie miejsce gdzieś w rogu i leniwie przesuwając spojrzeniem po pergaminie, wróciła do szkicu zaczętego poprzedniego wieczora. Miała w głowie wzór pierścionka, którego rysunek kiedyś dostrzegła w jednym z podręczników do zaawansowanej transmutacji, a także w książce o historii Hogwartu, gdzie widniał na palcu jednej z najsławniejszych dyrektorek — Minerwy McGonagall. Rudzielec nie mógł wyrzucić go z głowy. Pióro leniwie sunęło po pergaminie, próbując stworzyć podobny wzór — chociaż z nutą współczesności. Nie był to jednak proces łatwy, więc co chwilę różdżką pozbywała się nadmiaru atramentu, zaczynając od nowa. Dodatkowo wypisywała w rogu metale oraz kamienie szlachetne, których mogłaby użyć. Nie często tworzyła coś, co wzmacniałoby efekty magiczne w konkretnej dziedzinie, potraktowane odpowiednimi zaklęciami i obróbką jubilerską. Zacisnęła usta, krytycznie przyglądając się swojej pracy. Prefekt w regulaminowym mundurku tkwiła wygodnie na krześle, pochylona nad blatem biurka, gdzie do zajęć przygotowany był już podręcznik oraz pergamin, bo z pomocy kawałka czarnego orzecha ciągle korzystała. Oczywiście karmelowe ślepia nie omieszkiwały od czasu do czasu przesunąć się po wnętrzu klasy, aby zorientować się w obecnościach — głównie ślizgonów, których frekwencja była dość marna. Przez myśl jej przeszło, że w najgorszym wypadku do kolejnych listów, które przygotowywała w związku ze zmianami w ich domu, znów doda coś na ten temat. Zerknęła na tarczę zegarka, który nosiła na nadgarstku, obserwując, jak leniwie poruszały się wskazówki. Uwaga jednak ciągle wracała do sygnetu, który zajmował ostatnio dużo miejsca w jej głowie.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Obrona przed Czarną Magią była szkolnym faworytem popularności i nie było to dla mnie trudne do zrozumienia. Gdy się pomyśli o tym, jakim czarodziejem chce się zostać, najczęściej jest to obraz potężnego, przystojnego mężczyzny władającego światem dzięki swojej potędze magicznej. Dlatego też tak dużo uczniów swoje ambicje kierowały w stronę biura aurorów, by tam poznać bolesną rzeczywistość, że nie są oni jakoś wybitnie uzdolnieni, ani też, że samą potęgą świata się nie podbije. Osobiście, te lekcje nie były dla mnie jakimś największym priorytetem, ale były ciekawe, dlatego też korytarzem szedłem raczej z pozytywnym nastawieniem, aniżeli jak na ścięcie, co mogłoby mieć miejsce, gdybym musiał iść na przykład na starożytne runy. Jak zwykle towarzyszył mi Proxima, owinięty wokół mojej szyi, sycząc czasami, co ja rozumiałem jako narzekanie na pierwszoroczniaków, którzy na jego widok wydawali ciche piski i omijali nas szerszym łukiem. Dla mnie lepiej, nie lubiłem tych dzieciaków, choć starałem się swoją aparycją bardziej pokazać neutralność, niż wrogość. Otworzyłem drzwi do sali i szybko zorientowałem się, że musiałem przyjść długo przed czasem, gdyż było dość mało osób i nauczycielki też nie widziałem. Mimo wielu wolnych miejsc, zajęty swoimi myślami, usiadłem w pierwszej lepszej mi ławce, która jak się okazało, zajęta już była przez jedną osobę. Była to płomiennowłosa dziewczyna, którą nie sposób nie znać - była prefektem naczelnym, czyli robiła wszystkie te obowiązki, których nie chciało się kadrze nauczycielskiej, w zamian za honorowy zaszczyt oznaki. Spojrzałem na nią i chwilę tkwiłem w milczeniu, zapominając o czymś takim jak umiejętności komunikacyjne, co zdarzało mi się niezwykle często, jeśli mowa o poznawaniu kogoś nowego. Przełknąłem ślinę i stałbym tak dalej jak kompletny debil, gdyby Proxima nie zacisnął się mocniej wokół mojej szyi, próbując interweniować na skutek mojej antyspołecznej postawy. - A, hej. Mogę się dosiąść? - Zapytałem i gdy ta udzieliła mu pozwolenia, odsunąłem drętwo krzesło, zaraz na nim siadając. Dałem Proximie ześlizgnąć się na ławkę, ten zaś zaraz podniósł łeb i zasyczał w stronę Nessy, mówiąc: - Niezłe towarzystwo sobie znalazłeś chłopie. Nie najgorsze, choć te włosy, śmieszne takie. Przedstaw nas, a nie będziesz siedział jak kołek mordo. No, dalej! - Syczał w moim kierunku, cały czas przyglądając się Ślizgonce, jakby miał zaraz ochotę na nią wyskoczyć. Zaciskałem pięści pod stołem ze wściekłości, nie czując się dobrze w takiej sytuacji. Odetchnąłem głęboko, dając sobie chwile twardy reset i już z całkowicie bezemocjonalną miną, zacząłem mówić: - Mówi, że ma na imię Proxima. Ja jestem Shawn McKellen. Po prostu Shawn. - Powiedziałem, nie patrząc jej w oczy, a na okna, udając jakbym patrzył jaka jest dzisiaj pogoda. Nie miałem pojęcia co dalej mówić, dlatego też popatrzyłem na Proximę i syknąłem cicho: - Stary, kurwa, ja nie wiem co mam powiedzieć, weź mi jakoś pomóż. - Jak ja mam ci pomóc? Ona za nic w świecie mnie nie zrozumie, to ty jesteś jebanym człowiekiem, nie ja. Miałem ochotę ukatrupić tego bezużytecznego węża. Po co ja cię w ogóle mam - pomyślałem po wężowemu, po czym znowu podniosłem wzrok na dziewczynę i znów bez cienia emocji zacząłem wątek: - Ty jesteś prefektem naczelnym, tak? - Zapytałem o coś, co doskonale wiedziałem, mając nadzieje, że nie wyjdę na debila, a jednocześnie przerwę jakoś tą chujową ciszę.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Siedział w fotelu zrelaksowany nad najnowszym numerem MagicBoya i po wysłaniu pracy domowej z gotowania, gdzie to nawet pochwalił swoją siostrę i jej bułeczki. Skończył z obowiązkami na dziś, uśmiechając się pod nosem do zdjęć ładnej brunetki, która machała mu z plakatu o tematyce wiosennej, gdy poczuł pacnięcie w głowę. Jak to Charles, prychnął coś pod nosem i odwrócił łeb w stronę delikwenta, gotów mu wywalić w nos za naruszenie jego spokoju, kiedy to okazało się, że prowodyrem zamieszania była Emily. Uniósł brew, przesuwając po niej ciemnozielonymi tęczówkami z niezadowoloną miną.. I tak o to został uprowadzony dość brutalnie w stronę klasy, gdzie miały odbyć się zajęcia z obrony przed czarną magią. Oczywiście miała setki mądrych argumentów, dlaczego musiał na to iść i jeszcze bezczelnie sugerowała, jakby nie spędzali razem czasu. No bo po co mieli? Miała swoje życie i jego mroczne sekrety, dawno zaprzestając zdradzania szczegółów swoim braciom, a więc i Charlie nie czuł się w żaden sposób zobligowany do opowiadania o swoim życiu, które pełne było emocjonalnych sępów, papierosów, żarcia i Cassiusa. Westchnął, otwierając drzwi i przepuszczając ją przodem, po czym jak na skazanie powlókł się za nią i zajął miejsce obok niej w ławce, wyjmując różdżkę i obracając nią w dłoniach. Obrócił głowę w jej stronę, unosząc brew. - Zadowolona? Uśmiechnął się cynicznie, prychając, po czym położył się na ławce, kładąc głowę na rękach i napotykając spojrzenie jakieś dziewczyny, posłała jej słodki uśmiech, obserwując z rozbawieniem, jak się peszy. Przynajmniej była zbyt nieśmiała na oczekiwanie zaangażowania. - Naprawdę muszę? Mamo? Jęknął, chowając twarz w swoim bordowym plecaku.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Może i nigdy za bardzo nie przykładała się do takich przedmiotów jak Obrona Przed Czarną Magią. Może dlatego, że w niektórych momentach uczone tam zaklęcia jakoś zdawały się do niej nie pasować i być zbyt agresywne w swojej naturze, ale po tym jak wzięła udział w warsztatach samoobrony w Ministerstwie Magii poczuła się nieco bardziej ośmielona do tego, by rozpocząć nieco intensywniejszą naukę zaklęć. W końcu w czasie warsztatów szło jej całkiem nieźle. Choć czuła się nieco winna, że w czasie pojedynku tak bardzo obiła biednego Boyda. Chyba będzie mu musiała kiedyś to jakoś wynagrodzić. Może jakimiś ciastkami, na które przepis dostała od Skylera? To jeszcze się zobaczy. Po tym jak weszła do sali, omiotła jeszcze wzrokiem jej wnętrze i przyjrzała się wszystkim, którzy zdążyli się w niej zgromadzić, wyszukując dla siebie jakiegoś spokojnego miejsca, w którym mogłaby się zaszyć. Szczęśliwie znalazła dla siebie kąt, w którym mogłaby usiąść nikomu zbytnio nie wadząc.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Obrony przed czarną magią w żadnym razie nie miał zamiaru sobie odpuszczać. Razem z zaklęciami i oczywiście miotlarstwem ten przedmiot zdecydowanie wpisywał się w czołówkę zajęć, na które zawsze uczęszczał z własnej i całkowicie nieprzymuszonej woli, choć w żaden sposób nie wiązał z nim swojej przyszłości. Chciał się jednak rozwijać w tym kierunku dla własnej satysfakcji, tak po prostu, szczególnie że były to umiejętności w sumie warte posiadania, a i nie dało się ukryć, że tematyka zajęć zwykle potrafiła zaciekawić. Nigdy nie można było narzekać na nich na nudę, dodatkowo niewątpliwym plusem – przynajmniej w jego oczach – było też to, że na ogół przeważała na nich praktyka nad teorią. Dziś też zapowiadało się na coś interesującego, biorąc pod uwagę chociażby to, że lekcja miała być najwyraźniej przeznaczona jedynie dla starszych roczników, na to przynajmniej wskazywała średnia wieku osób zgromadzonych w klasie. William, poprawiwszy pasek swojej torby na ramieniu, omiótł spojrzeniem wszystkich obecnych, a następnie ruszył wzdłuż klasy, żeby znaleźć sobie jakieś miejsce. Po drodze przywitał się ze swoimi znajomi, by finalnie zabunkrować się przy Viol (@Violetta Strauss). Ostatnio jakoś często mu się to zdarzało, ale cóż rzec – towarzystwo brunetki zawsze było gwarancją na brak nudy, jeśli same zajęcia miałyby okazać się jednak rozczarowaniem. Oby tak oczywiście nie było. — Jak myślisz, co nam dziś Cortez zafunduje? — rzucił po krótkiej chwili w stronę dziewczyny, unosząc lekko kącik ust, bo takie siedzenie w zupełnej ciszy nie było w jego stylu, a do rozpoczęcia została jeszcze przynajmniej ładna chwila.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Od czasu do czasu umysł Gabrielle zaprzątała myśl, po co im zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią, skoro ci którzy ją praktykowali oraz sieli przy jej pomocy w świecie czarodziei i mugoli zamęt już dawno przeszli do historii? Niemniej jednak rodzice Puchonki, że niezależnie od obecnej sytuacji uważali ten przedmiot za niezwykle ważny, dlatego wręcz wymusili na niej uczestniczenie w nich. Z mieszanymi uczuciami, ubrana w szkolną szatę oraz włosy przewiązane wstążką w barwach domu przekroczyła próg klasy, zagarniając pojedynczy kosmyk włosów za ucho. W ławkach od razu ujrzała znajome twarze, niepewnie uśmiechnęła się do @Charlie O. Rowle oraz @William S. Fitzgerald, pomachała na powitanie do @Victoria Brandon i @Shawn A. McKellen II, by ostatecznie minąć wszystkich i usiąść w jednej z ostatnich ławek. Z torby, którą wzięła ze sobą, wyjęła odpowiedni podręcznik, kartę pergaminu oraz mugolski długopis, znacznie wygodniejszy w użytku niż pióro. Z prawej strony położyła różdżkę, by mieć ją w gotowości, gdyby zmuszona została nagle jej użyć. Rozsiadła się wygodnie poprawiając czarny materiał, w napięciu czekając na rozpoczęcie lekcji.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Obrona przed czarną magią... Jeden z ulubionych przedmiotów, którego nie zamierzała opuszczać nawet po przeniesieniu. Zastanawiała się, co będą robić na zajęciach, czy będą uczyć się zaklęć defensywnych, czy może będą przerabiać jakieś stworzenie z serii niebezpiecznych. Przepełniona ciekawością, ale także nieco zniecierpliwiona, dotarła do klasy. Rozejrzała się pobieżnie, starając się znaleźć dobre miejsce i ze zdumieniem zauważając, jak niewiele osób przyszło. Pomachała lekko do @Victoria Brandon, uśmiechając się przy tym szerzej, ale swoje kroki skierowała ku Gryfonom. Siadając w ich pobliżu, uśmiechnęła się do @Morgan A. Davies. Nie kryła się ze swoją radością z powodu wejścia do głównego składu drużyny. Mało ją obchodziło, dlaczego Wykeham wyjechała, zrezygnowała. Ważne, że sama mogła grać i miała to zapewnione. Spojrzała również na @Maximilian Brewer uśmiechając się jedynie kącikiem ust i szybko tracąc nim zainteresowanie. Im mniej, tym lepiej. Czekała a rozpoczęcie zajęć, czując rosnące napięcie.
Nowonarodzony, pilny uczeń Boyd zjawił się na lekcji obrony przed czarną magią chwilę przed czasem, ściskając w dłoni różdżkę w pełnej gotowości do ROZKURWIENIA tych zajęć, poznania pierdyliona nowych zaklęć i wspaniałej zabawy godnej ostatnich warsztatów w ministerstwie; taka była optymistyczna wersja, na której się skupiał, ta pesymistyczna zaś obejmowała wynudzenie się i frustrację, ale starał nastawiać pozytywnie. Wszedłszy do środka, przywitał się z nauczycielką i omiotł wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu znajomych i lubianych twarzy (Brewer, Fitzgerald, Levasseur, istna śmietanka towarzyska). Na szczęście zaraz wpadła mu w oko @Yuuko Kanoe , która zmiażdżyła go w pojedynku na warsztatach - nie znali się, ale stwierdził, że będzie ona doskonałym towarzystwem na te zajęcia, więc ruszył w jej stronę, po dworze mijając i szturchając zaczepnie Nessę siedzącą z jakimś typkiem, po czym bezceremonialnie opadł na krzesło obok Puchonki, dopiero po fakcie pytając: - Nie zmieciesz mnie zaklęciem z powierzchni ziemi jak się dosiądę, nie? - w jego głosie brzmiała udawana niepewność, ale szeroki uśmiech świadczył o tym, że to tylko żarty; zaczął układać na blacie podręcznik, różdżkę i inne potrzebne do lekcji pierdoły i już był gotowy do rozpoczęcia zajeć.
Zaspał. Jakim cudem zaspał? Zmęczony czytaniem do późna w nocy nieroztropnie uciął sobie krótką drzemkę. Pościel była ciepła i pachnąca, ciało tonęło w objęciach materaca – spało mu się wręcz bajecznie. Na tyle, że na chwilę po obudzeniu nie był pewien, który jest rok, nie mówiąc już o dniu tygodnia. A podniósł rozleniwiony wzrok na zegarek i ciśnienie natychmiast skoczyło mu drastycznie w górę, bo uświadomił sobie, że zostały mu niecałe piętnaście minut do lekcji obrony przed czarną magią. Wyskoczył spod kołdry jak poparzony, w pośpiechu szukając skarpetek do pary i wpychając do torby potrzebne materiały. W całym tym pośpiechu prawie zapomniał wziąć ze sobą różdżkę, ale ostatecznie udało mu się wybiec z dormitorium odpowiednio wcześnie, żeby w najgorszym przypadku wpaść do klasy równo z nauczycielką. Tak sprintował korytarzami, że dotarł do klasy jeszcze zanim pojawiła się pani profesor. Z ulgą przyjął to do wiadomości, zaglądając przez drzwi i dopadł do wolnej ławki, powoli uspokajając oddech. Dopiero w swoim odbiciu w oknie ogarnął, że wyglądał, jakby przejechał po nim kombajn – włosy sterczały na wszystkie strony, kołnierzyk się wywinął, a krawat wyglądał, jakby wiązał go pięciolatek. Zaklął w myślach, doprowadzając się powoli do porządku.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Czy ten tydzień mógł zacząć się gorzej? Lekcje obrony przed czarną magią, ze względu na odgórny rodzinny przymus, nigdy nie należały do jego ulubionych. Hogwart był jedynym miejscem, w którym nie musiał udawać, że chce zostać aurorem. I tej myśli kurczowo się trzymał. Nie w jego naturze leżało jednak opuszczanie zajęć, czegokolwiek by one nie dotyczyły. Wszedł do klasy jak na skazanie, rozglądając się po zebranych osobach. Był w tak wisielczym nastroju, że nie miał ochoty do nikogo podchodzić i zaczynać rozmowy. Podszedł do ławki na obrzeżach sali i z cichym sapnięciem usiadł obok nieznajomego chłopaka, który wyglądał jakby dopiero co wstał. Kątem oka na niego spojrzał i omal nie spierdolił się z krzesła, gdy zauważył, że to dojrzalsza wersja przyjaciela. Byłego przyjaciela, który postanowił wyjechać i już nigdy się nie odezwać. Zmierzył go obojętnym wzrokiem, chcąc się upewnić czy to na pewno Ruben. Nie miał żadnych wątpliwości. – Pierdol się, Skuja – szepnął w jego stronę. To było jedyne powitanie, na jakie było stać Coltona po tych wszystkich latach. Położył różdżkę na blacie i oparł dłoń o policzek, czekając na Cortez.
Wybiła już ta godzina, gdy zajęcia już powinny się zacząć. Miała nadzieję, że ci co chcieli uczestniczyć w zajęciach już dotarli, a ci co zapomnieli po prostu zostaną w swoich dormitoriach, by nie zakłócać pracy innym uczniom. Wkroczyła do sali, zwracając tym samym na siebie uwagę. Nigdy nie rozstawała się ze swoją ulubioną czernią. Każda jej szata w szafie była tej barwy. Skrzaty domowe niosły za nią ogromną skrzynię, która trochę podskakiwała, zupełnie tak jakby coś zaraz miało z niej wyskoczyć. Przestraszone skrzaty ledwo dawały radę ze skrzynią, która sama wyglądała jakby znała zamierzchłe stare czasy Starożytne. Na jej ramieniu siedział i uważnie obserwował otoczenie biały kruk o przenikliwym spojrzeniu. -Witam was, drodzy uczniowie. Widzę znajome twarze, jednakże przedstawię się dla tych, których widzę pierwszy raz. Nazywam się profesor Beatrix Cortez, niezmiernie mi miło, że znów mogę prowadzić dla was zajęcia z Obrony Przed Ciemnymi Mocami. Mam nadzieję, że coś z siebie wykrzeszecie i nie będę musiała pracować z marionetkami. Te zajęcia przede wszystkim mają was nauczyć jak poradzić sobie w życiu, aby nie zostać ofiarą losu- powiedziała pewnym siebie głosem, oczywiście musiała też wtrącić swoje słynne powiedzonka. Na zajęciach starała się nie pokazywać, że kogokolwiek faworyzuje, jednakże każdy kto znał profesor to wiedział, że Slizgoni są jej pupilkami. Nie ważne co by zrobili zawsze była w stanie wyciągnąć ich z każdych tarapatów, wystarczy, że się u niej zjawili albo napisali, że mają problem. -Podnosimy cztery litery z krzeseł. Dziś nie będziecie odpoczywać. Potrzebujemy więcej miejsca- powiedziała po czym poczekała aż każdy wstanie i skinęła ręką do skrzatów, które postawiły skrzynię na samym początku sali, przy biurku, a potem zaczęły rozsuwać stoły i krzesła pod ściany. Skrzynia drżała niebezpiecznie i momentami podskakiwała jakby miała za moment się otworzyć, ale to nie nastąpiło ponieważ przed otwarciem wieka powstrzymywała, je ogromna kłódka. -Widzę zainteresowanie skrzynią. Otóż na moim strychu jakiś czas temu zamieszkał bogin. Ostatnio szukałam pomocnych książek i doszłam do wniosku, że tutaj w szkole przyda się nam bardziej, więc postanowiłam przynieść go dla was w ramach ćwiczenia zaklęcia Riddikulus. Mam nadzieję, że większości to zaklęcie jest już znane - oznajmiła po czym zaczęła się przechadzać po sali co chwila zatrzymując się przy biurku. Kruk siedzący wcześniej na jej ramieniu, odfrunął z niego i wylądował na żerdzi, która tutaj stała przygotowana specjalnie dla niego. To było specjalne życzenie Cortez zanim jeszcze zaczęła nauczać w tej sali. -bogin siedzący sobie gdzieś w ciemności nie ma żadnej widzialnej postaci. Jeszcze nie wie, co najbardziej przestraszy osobę znajdującą się na zewnątrz. Nikt nie wie, jak bogin wygląda, kiedy jest sam, ale kiedy wychodzi, natychmiast staje się czymś, czego najbardziej się boimy. Każdy ma jakieś lęki. Grunt to rzucić poprawnie zaklęcie i zmienić lęk w coś zabawnego, by zdezorientować bogina. Mugole mogą go zobaczyć, ale rzadko widzą go na tyle wyraźnie by uznać za coś prawdziwego. Gdy spotkanie na swojej drodze bogina poza murami szkoły, lepiej nie stawać do walki z nim w pojedynkę. Gdy stoją przed boginem dwie osoby, jest on rozkojarzony. Nie wie w co się zmienić, może stać się w połowie pająkiem, a w połowie człowiekiem. Nie jest to słodkie niczym jednorożec na zajęciach opieki nad magicznymi stworzeniami- oznajmiła po czym zamilkła na moment by odetchnąć i zlecić uczniom zadanie. -Teraz po kolei każdy z was będzie podchodzić do bogina i rzucać na niego zaklęcie Riddikulus, gdy jedna osoba skończy dopiero podchodzi kolejna. Osoba, której dwa razy nie uda się rzucić poprawnie zaklęcia, odchodzi i przyjdzie do mnie na korepetycje w weekend. Teraz oddalcie się. Stańcie bliżej końca sali, a jedną osobę zapraszam na środek. Każdy dostanie swoją szansę, przypilnuję by nikogo nie pominięto. Zapraszam pierwszego szczęśliwego wybrańca. Kto pokaże reszcie jak to się robi? - powiedziała po czym otworzyła skrzynię. Bezkształtny twór w postaci mgły ruszył w stronę ucznia, stojącego na środku sali, kwestia w co się zamieni zależała tylko od niego samego. Bea stanęła przy biurku opierając się o nie lekko, by móc w pełni kontrolować całą sytuację na sali. _________________________________________________________________ Rzucacie jedną kostką. Osoby mające powyżej 20 pkt z OPCM nie muszą rzucać, zaklęcie z miejsca będzie udane. Osoby mające poniżej 20 pkt mają jedną możliwość przerzutu kostki.
Kostki: 1,3,5 - niestety zaklęcie się nie udało i bogin nadal przedstawia postać lęku, który cię przeraża i wręcz paraliżuje. Rzucasz ponownie zaklęcie: kostka parzysta- rzucasz je poprawnie i postać zmienia się w coś śmiesznego , kostka nieparzysta - niestety nic z tego, twój strach tak cię paraliżuje, że profesor Cortez każe ci się odsunąć i do bogina podchodzi kolejna osoba.
2,4,6 - Rzucasz zaklęcie bezbłędnie, zupełnie tak jakbyś robił to od zawsze. Postać twojego lęku zmienia się w coś śmiesznego, a cała sala wybucha śmiechem. Zdezorientowany bogin nie wie co ma zrobić.
Proszę by zajęcia przebiegały w miarę sprawnie, a osoba pisząca posta po poprzedniej ustosunkowała się do postaci jaką przybrał bogin tej osoby.