W tej średniej wielkości klasie znajdującej się na pierwszym piętrze, od lat odbywają się zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Ze względu na średnie wymiary pomieszczenia, dwa rzędy ławek są stosunkowo blisko siebie ustawione. Nie jest to najlepiej oświetlona klasa. Jednak ściany zdobią różne lampy dające nieco jasności. W rogu pomieszczenia, nieopodal biurka nauczyciela, znajduje się gablota na której można znaleźć wiele nieco poniszczonych już książek dotyczących OPCM.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - OPCM
Wchodzisz do Klasy Obrony Przed Czarną Magią, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Obronę Przed Czarną Magią. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Aash Al Maleek. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak działa zaklęcie Riddikulus? Na czym się go używa? 2 – Jak bronić się przed dementorem? Opisz działanie odpowiedniego zaklęcia. 3 – Podaj trzy odmiany zaklęcia Protego i opisz każdą z nich. 4 – Podaj trzy sposoby na wykrycie trucizn. 5 – Jak postępować w przypadku natknięcia się na podejrzane, magiczne artefakty? 6 – Wymień trzy zaklęcia niewybaczalne i opisz je.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Obroń się przed zaklęciem Drętwota trzema różnymi zaklęciami defensywnymi. 2 – Znajdź i zneutralizuj trzy pułapki magiczne. 3 – Zastaw dwie pułapki - na człowieka i dowolne stworzenie. 4 – Ukryj się przed członkiem komisji, używając nie więcej niż trzech zaklęć. 5 – Pokonaj trzy boginy. 6 – Używając tylko zaklęć defensywnych, przez dwie minuty nie daj przeciwnikowi do siebie podejść.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - OPCM:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Prawdę mówiąc, Cherry niezbyt lubiła lekcje Obrony Przed Czarną Magią. Niesamowicie peszyło ją uczęszczanie na zajęcia prowadzone przez dyrektorkę - nie mogła się do tego przyzwyczaić. Ilekroć na Bennett wpadała, to zaraz się plątała i gubiła we własnych myślach, bo jednak trochę inaczej patrzyła na nauczyciela, a na dyrektora. Zdawało jej się, że to wywiera dodatkową presję, a Wiśnia wcale się na tych lekcjach nie popisywała. Nie była szczególnie zdolną czarownicą, nad czym jej matka zawsze bez skrupułów ubolewała; przynajmniej z miotłą sobie radziła, co ratowało ją w oczach ojca. I to na miotle jej zależało. Wiśnia nie potrafiła posiąść się z radości, która towarzyszyła jej od momentu podjęcia się pracy w Muzeum Quidditcha - nieistotne, że nie wzięto jej pod uwagę na stanowisko przewodnika, jej jak najbardziej pasowało rozpoczęcie od małych kroczków; mogła sprzedawać bilety! Samo to wydawało jej się fenomenalne. Zajarała się tak mocno, że nawet kiedy miała przerwę pomiędzy lekcjami, to siedziała z nosem w książce Jak spaść z miotły, traktującej o niebywale ryzykownych akrobacjach powietrznych. Nic dziwnego, że zjawiła się w sali tuż przed rozpoczęciem zajęć; wciągnęła się w lekturę i zapomniała o całym świecie. W końcu weszła do pomieszczenia, pomrukując "dzień dobry", chociaż dyrektorki jeszcze tu nie było. Znalazła wolne miejsce, usiadła i wyjęła różdżkę, doczytując o zmodyfikowanym Zwisie Leniwca.
Autor
Wiadomość
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Grupa:Confringo Kostki:6 i 38 Efekt: Jestem antymagnesem?
Wieść o tym że przyszła pora za zaklęcie ofensywne jakim było Confringo, przyjął z bardzo, bardzo dużą aprobatą. Można powiedzieć że poprawiła mu ona humor i to konkretnie. To mocno wybuchowe zaklęcie chciał opanować już dłuższy czas temu, ale nie miał ku temu okazji. W końcu w bardzo niewielu miejscach można je bezpiecznie ćwiczyć. W końcu nie dość że wywoływało eksplozję, to jeszcze do tego tworzyło ogromną ilość płomieni służących do spopielenia przeciwnika. Rzucanie zaklęcia nie szło mu najlepiej na początku ze względu na dosyć ciężki do wykonania ruch. W pewnym momencie coś zrąbał i poczuł znajome uczucie towarzyszące aktywacji jego klątwy. Ale tym razem było coś inaczej. Nie tak. Zobaczył jak odznaka Hope od niej wystrzeliwuje w jego kierunku. Już był gotowy na zderzenie, ale ta skręciła i jebła w Mulan. No szczęście w nieszczęściu. Szczerze to wolał tę wersję klątwy. Lepiej jak coś się trzyma z daleka, niż się klei.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Grupa: Drętwota Kostki:2 Efekt: nic sie nie wydarzylo
Miła pogawędka z Harrym skończyła się szybciej niż się spodziewała. Okrutnie zostali rozdzieleni do innych par i w dodatku jeszcze musieli ćwiczyć jakieś spierdolone ataki. Powinna była się przyłożyć do takich praktyk, wszak ostatnio nie pokazała klasy i zaprezentowała umiejętności na poziomie pięciolatki, która pierwszy raz trzymała w ręce różdżkę, ale nieszczególnie się tym przejmowała. Nigdy nie miała po drodze z zaklęciami ofensywnymi czy defensywnymi i miała zamiar całe życie polegać na ukochanej transmutacji. Uśmiechnęła się uprzejmie do @Rylan A. Coulter, z którym sparował ją Reed. Kojarzyła go z imprezy Percy'ego - pamiętała swoje zdziwienie widząc go u boku Narcyza, ale nie mieli nigdy zbytniej okazji do dłuższej rozmowy. - Sorry, jestem chujowa w tego typu inkantacjach - zaznaczyła na wstępie, celując różdżkę w Krukona. - Drętwota! - krzyknęła dziarsko, ale co najwyżej mogła się tym magicznym patykiem podrapać w nosie, bo klasycznie jej nie wyszło. - Może jakbyś zaczął i mnie trafił to coś by mi się w mózgu przestawiło i wtedy dałabym radę jakąś iskrę z tego gówna wykrzesać - wskazała na różdżkę zrezygnowana, żartując ze swojej nieudolności.
______________________
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Akurat jeśli chodziło o Lupus Palus to niestety się nie popisała. Chyba będzie musiała po prostu przysiąść na dłużej do ćwiczeń tego zaklęcia, aby nie dopuścić do podobnych sytuacje jak atakowanie pierwszorocznych gryzieniem w tyłek. Tyle dobrego, że młodemu raczej nic za bardzo się nie stało, bo wyczarowany wilk nie miał aż tak solidnej postaci. Teoretycznie z kolejnym zaklęciem nie powinna mieć aż takich problemów i nie było czego się obawiać. Może po części jej błąd leżał właśnie w zbyt dużej wierze w siebie? Było to całkiem możliwe u Krukonki, która zdecydowanie zbyt dobrze czuła się w dziedzinie zaklęć. Zwłaszcza, gdy nie należały one do kategorii defensywnych, z którymi radziła sobie zdecydowanie gorzej. Confringo postanowiło ją więc zaskoczyć. I chociaż owszem udało jej się rzucić zaklęcie bez większego problemu to to jednak zamiast skutecznie lecieć do wskazanego przez Strauss celu, pomknęło prosto w kierunku nauczyciela, który musiał je jakoś zablokować. - To za tę Drętwotę z zaskoczenia - powiedziała jeszcze, uśmiechając się do niego przepraszająco i starając się jakoś zażartować z tej sytuacji chociaż może właśnie kopała własny grób, starając się to bagatelizować i udawać, że owe zagranie było intencjonalne.
Mimo niewielkiej porażki postanowił się nie zrażać tylko zaparcie uczestniczyć w dalszej części lekcji. Mimo tego, że zgodnie z poleceniem mieli przejść do ofensywy to narastał w nim stres co by było, gdyby... Gdyby jednak nie udało mu się rzucić poprawnego zaklęcia również w tej części lekcji? Nie oczekiwał od siebie zbyt wiele, ale jakąkolwiek reakcję mogłaby jego różdżka okazać. Z drugiej strony... Wiedział, że to nie jest jej wina. Rylan uważał ja za niesamowicie oddaną i niezawodną. To on był tą częścią, która powodowała problemy. Obdarzył Marlę podobnym uśmiechem do tego, który ona skierowała w jego kierunku. Chłopak zdecydowanie miał pamięć do twarzy, dlatego też i ja kojarzył. Jednocześnie uśmiech na jego twarzy z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez nią jakby zdawał się promienieć jeszcze bardziej. - Wiem, że to zabrzmi źle, ale to... Dobrze. Ja też nie radze sobie kompletnie z takimi zaklęciami. - wydusił z siebie gmatwając się przy okazji w swoich myślach. Kiedy faktycznie z różdżki O’Donnel nie wystrzeliła nawet najmniejsza iskra wiedział, że to może być jeszcze trudniejsze niż mu się początkowo wydawało. Nie liczył na sukces, skoro już na wstępie dziewczyna zaliczyła się do tego grona mniej doświadczonych, ale... No cokolwiek. - Biorąc pod uwagę moje zamiłowanie do wybuchów w latach poprzednich myślę, że gdybym nie daj Merlie rzucił to zaklęcie poprawnie to jednego z nas mogłoby już nie być. - Sparował żart ponownie uśmiechając się szeroko. Faktycznie za Coulterem ciągnęło się pasmo niezapowiedzianych i nieplanowanych eksplozji, zwłaszcza w obrębie eliksirów, które przecież kochał. - Drętwota! - Wypowiedział słowa zaklęcia zamachując się odpowiednio różdżką z jakże pompatycznym wyrazem twarzy. Tym bardziej durnowato musiało to wyglądać biorąc pod uwagę to jak bardzo mu nie wyszło. Efekt był podobny do tego, który uzyskała Marla, czyli absolutne nic. - Różdżki jeden, my zero.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Grupa: Confringo Kostki:5 | 90 Efekt: zaklęcie tak łupnęło, że aż wywaliło dziurwę w ścianie
Przy ćwiczeniu zaklęcia defensywnego zdecydowanie się nie popisał; liczył na to, że uda mu się nieco odkuć przy czarach ofensywnych, do których przeszli w kolejnym etapie zajęć, bo te na ogół szły mu lepiej. Grupa zaawansowana miała zająć się ćwiczeniem Confringo na manekinach, zważając na dość wybuchowy efekt tej konkretnej inkantacji. Stanąwszy naprzeciw jednej z kukieł najpierw przećwiczył sobie wymowę, a potem odpowiedni ruch różdżką „na sucho” nim przystąpił do pierwszych prób faktycznego rzucania zaklęcia. Z początku kompletnie nic się nie działo, z końca różdżki nie wydobywał się nawet snop iskier – dopiero przy szóstym podejściu wreszcie coś się zadziało. I to w dodatku od razu z pierdolnięciem, dość dosłownym, bo rzucone przez niego Confringo okazało się na tyle silne, że po Merlinowi ducha winnym manekinie nie zostało właściwie nic, a w dodatku wyjebało jeszcze całkiem sporych rozmiarów wyrwę w ścianie za kukłą. — Okurwa — wymamrotał bezgłośnie pod nosem, kiedy już zdołał opanować kasłanie wywołane unoszącym się w powietrzu pyłem, zerkając przy tym odrobinę zdumionym spojrzeniem na różdżkę w swojej dłoni. Co jak co, ale aż takiej siły to się nie spodziewał, przeszła ona jego najśmielsze oczekiwania.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Grupa: Drętwota Kostki:1 Efekt: Z twojej różdżki wylatuje bardzo słaba drętwota, która ulatnia się, zanim jeszcze doleciała do celu.
Przez to całe zafascynowanie nauczycielem Jenna miała problemy z rzucaniem nawet najprostszych zaklęć. Nie mogła się skupić i szło jej coraz gorzej. W obliczu absolutnej tragedii, którą w oczach Krukonki była niemożność poprawnego wykonania zadania, wdzięki profesora jakoś straciły na znaczeniu. Dziewuszka wciąż zerkała w jego stronę, ale brak zainteresowania z jego strony i niepowodzenie naukowe zadziałały na nią bardzi demotywująco. Dobrze, że chociaż obrona jej się udała, bo już w ogóle byłaby klapa. Ostatecznie jednak dziewczynka zaczęła czuć zmęczenie i przytłoczenie tym wszystkim. Może za dużo na siebie wzięła? Poranne ćwiczenia, koła zainteresowań, samodzielna nauka, nadprogramowe zadania... Może jednak nie była aż tak zdolna, jak jej się wydawało? Strasznie ją zdołowała ta myśl. Westchnęła i podjęła dalszy trening, myśląc o jednym. Że już bardzo chciała, żeby lekcja dobiegła końca i żeby zaszyć się w jakimś ustronnym, cichym miejscu z Christianem, tak, żeby mogli sobie w spokoju porozmawiać.
Grupa: Drętwota Kostki:k6: 4 Efekt: Z różdżki wylatują małe fajerwerki, które oprócz tego, że fajnie wyglądają, nie robią niczego innego.
Christian w końcu zauważył, że Jena dziwnie się zachowuje. Patrzyła w nauczyciela jak w obrazek przez jakiś czas. Chłopak poczuł ukłucie zazdrości. Nie był pewny czemu, w końcu nauczyciel był fajny, więc nic dziwnego, że Jennie się spodobał, ale jakoś za bardzo się spodobał. By la jego kuzynką i w ogóle, ale czasami czuł coś takiego, kiedy Jego kuzynka okazywała więcej zainteresowania komuś innemu, zwłaszcza jeśli to był chłopak albo mężczyzna. Dziwne uczucie, Starał się je odpędzić, bo było nielogiczne i przeszkadzało w zadaniu. Ale Nie bardzo mu to szło, bo zaklęcie wywoływało iskierki i tyle. Problemem pewnie jeszcze było to, że podświadomie nie chciał skrzywdzić dziewczyny. Jenn chyba miała podobnie, bo jej zaklęcie działało jeszcze gorzej. Ale mimo wszystko się starał. - Może mamy zły dzień. Spróbujmy jeszcze parę razy, w końcu zadziała tak, jak powinno. Starał się dopingować Krukonkę jak potrafił. W końcu oboje należeli do domu, który nie poddaje się łątwo jeśli chodzi o naukę.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Może i on nie jest jej typem, ale patrząc po asystentce, to Hope zdecydowanie jest w jego typie, pozwoliłem sobie tego nie mówić na głos, a jedynie uśmiechnąć się nieco tajemniczo. Przytulenie mnie było niesamowicie słodką niespodzianką i sam również wtuliłem się w gryfońskie objęcia mojej przyjaciółki. - Dobrze – wyszeptałem w odpowiedzi, uśmiechnięty i szczęśliwy takim zbliżeniem (oczywiście przyjacielskim). Nieraz było nam dane się przytulać, ale tak jakoś ten raz dał mi więcej satysfakcji niż zwykle. - Hm, stopa ma swoje plusy i minusy. Ale ogólnie podsumowując jest cholernie niepraktyczna, więc chyba faktycznie wolę palce u dłoni. – Przyznałem jej rację, wcześniej nawet się nad tym nie zastanawiając. Złapałem z nią kontakt wzrokowy, kiedy ta tylko uniosła głowę z mojego ramienia. Przywitawszy ją również uśmiechem, wzruszyłbym ramionami (gdyby właśnie nie była przytulona do jednego), zamiast tego pokręciłem przecząco głową. - Rozumiem cię absolutnie dobrze, chilleriada. Ruby nigdy nie oceniłaby cię źle, przecież ją znasz joł. Po prostu jej powiedz, ona cię zrozumie, lepiej niż ktokolwiek inny. – Odpowiedziałem jej, najchętniej pstrykając ją w czoło za mówienie takich głupot, nie miałem ku temu jednak możliwości. Zresztą, skończyły się chwile wytchnienia, lekcja się oficjalnie rozpoczęła i trzeba było kminić zaklęcia. Następnym tematem magicznym, jaki mieliśmy ruszyć na tej lekcji było confringo. Mi udało się je rzucić dopiero po czterech próbach, piąte było udane i w pełni odpowiadało opisowi. W międzyczasie klątwa Irvette zdążyła mnie zaatakować, choć wcale nie wierzyłem, żeby stało się to totalnym przypadkiem, że akurat ja oberwałem. Trochę pobolało, ale zdołałem wrócić do lekcji, a nie do skrzydła szpitalnego, a z moim kruchym ciałem nigdy nie wiadomo. Wcześniej jednak zdarzył się taki kwiatek, że z różdżki nie wyleciała nawet upośledzona wersja tego zaklęcia, zamiast tego… paznokcie zaczęły mi gwałtownie rosnąć, że aż musiałem je sobie magicznie przycinać na bieżąco. Strasznie dziwne, ale przynajmniej wyglądały bardzo zadbanie (nie żebym normalnie je zaniedbywał!).
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Wpatrywałem się w pracę podopiecznych z należytą uwagą, tym bardziej, że pracowali dzisiaj nad naprawdę zaawansowanymi i niebezpiecznymi już zaklęciami, które mogły spowodować naprawdę dużą szkodę dla zdrowia potencjalnej ofiary. Pilnowałem ich więc, by nie wpadli przypadkiem na pomysł, by wymierzyć różdżki przeciwko sobie, takie zachowanie najpewniej skończyłoby się wyrzuceniem z klasy. Jedna z pierwszych osób rzucających confringo już zwróciła na siebie uwagę, kiedy zdecydowanie przesadziła z mocą zaklęcia i nie tylko dokonała totalnej dekapitacji na manekinie, ale i wyburzyła ścianę w sali. - Jeśli chciała pani podziwiać widoki, wystarczyło podejść do okna. – Odpowiedziałem na jej przeprosiny, machając jednak na to ręką i naprawiając ścianę, dając ją pod skrzydła Nessy, która sama się do tego zgłosiła. Kolejni uczniowie robili większe lub mniejsze postępy, najważniejsze jednak było to, że nie stali w miejscu i wyglądali na naprawdę zaangażowanych. Do tego stopnia, że Violettcie pomylił się chyba obiekt do zaatakowania, gdyż zaklęcie poszybowało w moim kierunku. Zareagowałem błyskawicznie, wyciągając różdżkę i mówiąc cichym, acz spokojnym głosem: - Exluditur. – Do mych policzków doszedł jedynie zimny powiew wiatru, zwróciłem się jednak twarzą do krukonki. Tyle dobrego, że zaklęcie poszybowało we mnie, a nie nikogo innego. - Z zaskoczenia stracisz więc dziesięć punktów. Oprócz tego, że zaklęcie chciało mnie zabić, to było całkiem poprawne, oby tak dalej. Tylko tym razem patrz dokładniej. – Rzuciłem jej ostatnie spojrzenie i poszedłem dalej, przyglądać się innym uczniom. Gdy zbliżał się powoli koniec zajęć, klasnąłem w dłonie (co wydało dość nienaturalny dźwięk, zważywszy na moją protezę) i modulując sobie głos zaklęciem, zacząłem mówić (na tyle głośno, by każdy mnie dobrze słyszał, lecz bez przesady). - Dziękuje wam wszystkim za uczestnictwo w dzisiejszej lekcji. Mam nadzieje, że na poważnie weźmiecie sobie do serca moje słowa o tym, że bez rozwoju i progresu nie ma szans, by ktokolwiek z was przeszedł do kolejnej klasy i zdał mój egzamin. Każdy z was musi być lepszy niż jest w chwili obecnej. Zadania póki co nie zadaje, jeśli takowe się pojawi, z pewnością się o tym dowiecie. Jeśli ktoś ma jakieś do mnie pytania, proszę zostać w klasie, reszta może już wychodzić. – Usiadłem na biurku, dłonie trzymając na udach, w wyczekiwaniu aż każdy wyjdzie, albo może znajdzie się ktoś z pytaniem, wątpliwościami.
z/t dla wszystkich, chyba że ktoś chce się mnie jeszcze o coś zapytać, to może pisać, proszę tylko o oznaczenie mnie w poście
Może Irytek w końcu się nią znudził? Już od paru dni dawał jej spokój. A może po prostu nastąpił jakiś progres w tych klątwach, tak jak wspominał Ezra. W sumie wolała nie zastanawiać się za długo nad przyczyną, wolała rozkoszować się spokojem i może ewentualnie przygotować na kolejny atak. Co prawda na Irytka nie mogła wiele poradzić, ale mogła chociaż rozejrzeć się za potencjalnymi zaklęciami. Zresztą, chciała opanować chociaż w teorii parę zaklęć ofensywnych, skoro planowała zaproponować Emrysowi pojedynek. Skoro już miała wyjśc z inicjatywą, absolutnie nie mogła go przegrać. Póki co na zaklęciach nie nauczycieli się jeszcze zbyt wielu przydatnych zaklęć, wiedziała, że istnieje klub pojedynków, ale konkretów o nim też jeszcze nie słyszała. Temat wydawał jej się na tyle interesujące, że uznała, że warto spróbować na własną rękę. Nawet jeśli nie było to w pełni zgodnę z zasadami, musiała tylko przemyśleć, jak dokładnie się za to zabrać. Zaklęcie levicorpus wydawało jej się szczególnie trudne, ale też całkiem przydatne i nie dało się ukryć - chętnie użyłaby go na przeciwniku. Nie była tylko pewna, jak przećwiczyć je na sucho, ale kiedy dostrzegła, że klasa do obrony akurat stała pusta, a w rogu zostały jakieś manekiny (pewnie po starszych uczniach), uznała, że to dobre miejsce, żeby to przećwiczyć. Nie zabrała się odrazu za rzucanie zaklęcia, najpierw znalazła je w podręczniku i dokładnie wczytała się w jego opis. Zaczęła powtarzać wymowę zgodnie z instrukcjami, skupiając się na intonowaniu odpowiednich sylab. Ćwiczyła to do znudzenia, ciesząc się, że nikogo nie ma wokół i nie widzi jak gada sama do siebie. W końcu przeszla do ćwiczenia ruchów różdżką. Najpierw próbowała bardziej kolistymi, ale potem udało jej się osiągnąć coś zgodnego z opisem. Trudno było załapać, kiedy nie widziałeś nauczyciela pokazującego ci to na żywo, opis opisem, ale to nie było do końca oczywiste. Uznała, że musi po prostu popróbować na manekinie, w końcu nic złego nie miało się stać przy nieudanej próbie. Oczywiście, za pierwszym razem nic się nie wydarzyło. Zmarszczyła nos, bo manekin ani drgnął, a była pewna, że zrobiła wszystko zgodnie z instrukcją. Kolejna próba również była niepowodzeniem, tym razem widziała drobny ruch, ale nic więcej. Uznała, że czas spróbować trochę innego ruchu różdżką. Zaokrągliła go i skupiła się bardziej na obiekcie, mając nadzieje, że to wystarczy i faktycznie - manekin ruszył odrobię w górę, ale wciąż, to nie było to. Nie zdołała go nawet obrócić. Wróciła do kilku prób na sucho i jeszcze raz przeczytała opis, żeby upewnić się, że niczego nie pominęła. W końcu uznała, że musi trochę mocniej zaakcentować ostatnią literę i pewniej machnąć na koniec koła. Faktycznie, kiedy tylko do tego się zastosowała, manekin powędrował w górę i obrócił się, tak jak powinien. Uśmiechnęła się, widząc ten rezultat i po przerwaniu zaklęcia, wykonała je ponownie. Wiedziała, że nie może odpuscić po jednym, bo to mogło być szczęście. Kolejna próba znowu była nieudana, bo mimowolnie znowu zmieniła akcent, ale zaraz przypomniała sobie poprawną wymowę i kolejne kilka prób z rzędu wyszło w porządku. Dopiero kiedy czuła, że rzucanie przychodzi jej automatycznie i nie musi zbyt długo się zastanawiąć, przepisała formułkę i wszystkie wskazówki do swojego notatnika, na wypadek gdyby zapomniała go w przyszłości. Doczytała rozdział do końca, uznając, że może znaleźć jeszcze jakaś istotną informacje. W końcu odłożyła wszystko na miejsce i wróciła do pokoju wspólnego.
/zt
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kolejna lekcja Obrony Przed Czarną Magią. Przedmiot ten lubił praktycznie w takim samym stopniu co zaklęcia i mimo wszystko czuł się dosyć pewnie w tej dziedzinie. Czego by dla nich dziś Reed nie przygotował, to Drake prawdopodobnie był na to w jakimś stopniu przygotowany. No chyba że były to boginy. Na to dosyć ciężko się przygotować. Zdecydowanie sprawa wyglądała z Doireann, którą Drake musiał dosłownie wynieść z kuchni żeby ta poszła na dosyć nielubiane przez siebie zajęcia. I nie był pewny czego dziewczyna obawiała się bardziej. Czarowania czy samego profesora. Oby na tej lekcji nie było nic co sprawiłoby że padłaby nieprzytomna. Wtedy nieco źle się by z tym czół.- Będzie dobrze. Zobaczysz. - Rzucił jeszcze do dziewczyny i ruszył do pierwszej wolnej ławki żeby sobie w niej usiąść. Rozejrzał się też po reszcie klasy wypatrując innych gryfonów. Zaraz po tym zaczął sobie powtarzać notatki jakie porobił. Nie wiedział w końcu czego lekcja będzie dotyczyć, więc powtarzał po prostu wszystko.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Sheenani rozumiała, czemu czarodzieje uczeni byli Obrony Przed Czarną Magią. Teoretycznie wiedziała, że była to wiedza ważna i potrzebna. Przecież człowiek powinien umieć się obronić przed wszelkimi niebezpieczeństwami tego świata. Jednocześnie... wciąż chciała wierzyć, że wyczerpała już swój limit nieszczęść i nic poza sectumsemprą się jej nie przydarzy. Po prostu... nie będzie więcej jeździła na szkolne wakacje. Lato spędzone w domu było przecież nienajgorszą opcją. Mogłaby siedzieć całe dnie w pokoju, czytać książki, piec ciasta... I właśnie stojąc nad świeżo upieczonym ciastem zarejestrowała obecność Drake'a. Bogowie świadkiem, że Doireann walczyła dzielnie, by na zajęcia nie pójść; bardzo ładnie prosiła Lilac'a o wyrozumiałość, obiecywała, że pójdzie kiedy indziej i nawet, w ramach największego protestu, usiadła na stołku i uznała, że z niego się nie ruszy. Została jednak zdradzona przez niedostateczną wagę i Gryfońską umiejętność przenoszenia przerzuconych przez ramię niewiast. Z jednej strony wiedziała, że chłopak chciał dobrze - z drugiej jednak była absolutnie oburzona. Nie umiała tego jednak okazać. - Ja naprawdę nie chcę widzieć żadnych boginów. Ani innych okropieństw. - jęknęła, kiedy już stała na własnych nogach. Tęskno jej było do szarlotki, skrzatów i ciepłej kuchni. Mimo to szła dalej, nie chcąc narażać się na kolejne siłowe rozwiązania. Usiadła obok Drake'a, całkowicie nieprzygotowana do lekcji. Szczęściem w nieszczęściu było to, że podczas gotowania rzucała te drobne zaklęcia - inaczej pewnie nie miałaby przy sobie różdżki.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kuferek: 4 Po wizycie w Camelocie Kryśka nadal jest niemową.
Choć głos nadal jej nie wrócił, postanowiła wybrać się na zajęcia z OPCM. W końcu nie chciała mieć jeszcze większych zaległości niż miała obecnie. I chociaż najpewniej niewiele będzie mogła zdziałać na praktycznych częściach tej lekcji, to i tak uznała, że dobrze zrobi jeśli pojawi się wyłącznie jako słuchacz i obserwator. Zawsze czegoś tam się nauczy, choćby teoretycznie. W sali pojawiła się trochę wcześniej. Ze zdziwieniem zauważyła, że póki co w środku było niewielu uczniów. Na początku ruszyła do biurka nauczyciela, aby pokazać kwitek zaświadczający o tym, że z niewiadomych powodów jest obecnie niemową. Żeby nie było, że celowo miga się od pewnych poleceń i zadań. Potem ruszyła na tył sali, by tam zająć miejsce. Po drodze przywitała się skinieniem głowy ze znajomym, młodszym Gryfonem. Jednym z tych, którzy to na pewno w przodkach mieli olbrzymów. Gdy zajęła miejsce gdzieś w kącie sali, wyjęła z torby podręczniki i pergaminy, a także notes z wyrywanymi kartkami, który był teraz dla niej sposobem na komunikację. Do rozpoczęcia zajęć było jeszcze trochę czasu, więc zaczęła przeglądać podręcznik i zaznaczać co ciekawsze fragmenty.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Wchodząc do klasy Obrony Przed Czarną Magią, Darren nie spodziewał się zobaczyć w środku nic związanego z boginami. W końcu po wejściu z wysokiego 'A' profesora Reeda podczas jego pamiętnej lekcji związanej z inferiusami, boginy byłyby co najmniej rozczarowujące. Ale być może Shaw po prostu robił sobie za duże nadzieje - w końcu po latach męczenia tych biednych, siedzących w szafach i komodach boginów Krukon bardzo chętnie dałby im jakąś przerwę. Najlepiej do końca roku. Darren przywitał się z profesorem i usiadł w którejś z wolnych ławek, wracając do lektury Księgi przypadłości i niemiłych zdarzeń, czytając tym razem dopisek o Francois de Pontificu, francuskim czarodzieju który podczas prób stworzenia zaklęcia trzepiącego dywany w całej rezydencji jednocześnie przypadkiem zginął uduszony przez najgęstszy kłąb kurzu w historii Europy. Posprzątać - zapisał na szczycie pustego zwoju pergaminu, przeznaczonego na robienie notatek podczas nadchodzącej lekcji.
Podobnie, jak Shawn, była w klasie wcześniej, wszystko przygotowując na przybycie uczniów. Zdążyła się już przyzwyczaić do roboty asystenta i dziwnie będzie ukończyć staż, zdać egzamin, aby otrzymać tytuł Profesorski. Chociaż była mądra, nie była wiele starsza od tych, którym wiedzę przekazywali, a z kilkoma z nich siedziała nawet w ławce. Poprawiła z westchnięciem czerwoną marynarkę, którą założyła do eleganckich, czarnych spodni i czarnej bluzki, nachylając się nad papierami. Siedziała grzecznie na jednym z krzeseł w sali, przeglądając swoje notatki i przygotowując nową tabelkę na dzisiejsze zajęcia. Zawsze sobie zapisywała drobiazgi o umiejętnościach uczniów, zwłaszcza tych, z którymi miała korepetycje. Burza rudych włosów związana była w wysokiego kucyka, ciągnącego się leniwie w dół — dawna nie była u fryzjera. Znad notatek zerknęła w stronę Reeda, który siedząc za biurkiem, zajęty był swoimi sprawami. Zerknęła na zegarek w momencie, w którym uczniowie zaczęli schodzić się do klasy. Czerwone paznokcie uderzyły w skórzany kajecik, gdy przywitała się z kolejnym podopiecznymi krótkim kiwnięciem głowy lub nawet uśmiechem. Widok Shawa i Lilac'a wywołał u niej odrobinę więcej entuzjazmu — jej studenci zawsze przychodzili na zajęcia. Wstała z krzesła, wygładzając dłońmi czerwony materiał, kierując się w stronę biurka, aby odłożył na bok leżącą wcześniej przy krześle torebkę. Czas na kolejne zajęcia. Wyprostowała się, gdy na blacie drewnianego mebla zostawiła też notes i pióro, krzyżując ręce na piersiach, wcześniej poprawiając tkwiący na szyi łańcuszek, znikając gdzieś pod ubraniem.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Przybywając na lekcję profesora Reeda miała szczerą nadzieję, że nie będzie jej dane spotkać się z klasycznymi boginami. Wyjawienie swojego największego strachu czy lęku przed całą watahą uczniów byłoby dla Smith dość... druzgoczące. Także jeśli miałaby już wybierać, zdecydowanie bardziej wolałaby powtórkę z inferiusów. Spodziewała się jednak po młodym nauczycielu OPCM równie... ekstremalnej lekcji. Mimo wszystko u Reeda zawsze uczyli się czegoś nowego - dlatego też Jess nie pozwoliłaby sobie kolejnych zajęć przegapić. Weszła do klasy jako jedna z pierwszych, skinięciem głowy witając się z prowadzącym - oraz oczywiście Lanceley, której posłała nawet delikatny uśmiech. Musiała przyznać, że pomoc Nessy w czasie zajęć bywała nieoceniona - w końcu sama Smith nie raz i nie dwa z niej skorzystała. Pomachała jeszcze na przywitanie reszcie uczniów, dostrzegając w klasie również - oczywiście, a jakżeby inaczej - Darrena, choć pogrążonego w lekturze. Nie miała zamiaru mu jej przerywać, toteż sama dobyła własnego tomu "Obszerne Podstawy Różdżkarstwa" Jaspera Leepera, który polecił jej listownie profesor Fairwyn. Co prawda było to już jej trzecie maglowanie ów książki, ale zawsze mogłaby z niej jeszcze coś wyłuskać...
May Jupiter Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krótka fryzura, zachrypnięty głos z trudnym do zidentyfikowania akcentem, papieros w ustach, ekscentryczne stroje, dziwaczny manieryzm i wieczny poker face
Czuję się dziwnie, bo po miesiącu nauki wciąż nie zdążyłam w znacznym stopniu zmodyfikować szkolnego mundurka - poza pomalowanym rzędem guzików, i tak przez większość czasu schowanym za krawatem. Dziś nie mam jednak czasu na wybrzydzanie z wyborem biżuterii, bo poranna przebieżka przedłużyła się w niewyjaśnionych okolicznościach i ledwo zdążam wziąć prysznic. Wyglądam przez to dosyć normalnie i zupełnie jak nie ja. Nie chcę się jednak spóźnić na obronę przed czarną magią, zwłaszcza jeśli młody nauczyciel był tak szalony, jak słyszałam. Inferiusy w szkole? Kozacko. Aż żal, że nie pojawiłam się na tamtej lekcji. - dzień dobry - mówię do nauczyciela i młodej asystentki (chyba niewiele starszej ode mnie), skinąwszy głową na przywitanie i siadam w ławce, wyciągając się w niej wygodnie i krzyżując nogi w kostkach. Wyciągam swój notes i pióro, żeby wypełniać wolną kartkę brzydkimi rysuneczkami w oczekiwaniu na start zajęć.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Raczej nie było zaskoczeniem, że po raz kolejny znajdowała się w sali Obrony Przed Czarną Magią, gotowa na kolejną lekcję z Shawnem. Tym bardziej, że teraz miała naprawdę mocne postanowienie, by po tym jak się skończy, zagadnąć mężczyznę w sprawie indywidualnych zajęć. Tym bardziej, że zdawała sobie sprawę z jego zainteresowania czarną magią, która odpowiadała jej własnym. Dlatego też zjawiła się w sali dosyć wcześnie, rozglądając się przy okazji za Reedem, który już znajdował się w pomieszczeniu. Na razie jednak spoczęła na jednym z wolnych miejsc, czując coś, że w najbliższym czasie może ich czekać lekkie przemeblowanie.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Miała wrażenie, że zaraz się spóźni. Czemu jednak tak nie było? Chyba po prostu źle nastawiła magiczny budzik lub coś w tym guście. Może została mu stara godzina z weekendu, kiedy musiała się skoro świt stawić w rezerwacie? Albo po prostu pomyliły jej się godziny. W każdym razie przybyła na czas, choć nieco zmylił ją widok Reeda w klasie. Już chciała przepraszać za spóźnienie, ale chyba raczej nic się jeszcze nie zaczęło. Podejrzliwie zerkała na ławki, które stały dosyć normalnie w sali. Czyżby czekała ich kartkówka, że tak je zostawiono? Co chwila, zerkając niepewnie w stronę nauczyciela, zajęła jedno z wolnych miejsc, mając nadzieję, że za chwilę na blaty nie wjadą arkusze z pytaniami teoretycznymi. Tylko nie to. Była okropna z teorii. Reed, oszczędź.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Wchodząc do klasy, przywitała się z nauczycielem i Nessą klasycznym doberkiem i rozejrzała się po sali w poszukiwaniu osoby, do której mogłaby się przysiąść. Jej wzrok na dłużej zatrzymał się na wysokiej, krótko ściętej dziewczynie, która całkiem niedawno przeniosła się do Hogwartu. - MJ! - krzyknęła z końca pomieszczenia, odrywając ją od beznamiętnego bazgrania po pergaminie. Niczym huragan pomknęła w jej stronę, stając tuż obok. - Mogę? - I nie czekając na odpowiedź, usiadła na krześle. - O ale sobie guziki odjebałaś elegancko - uśmiechnęła się szeroko, ze szczerym podziwem patrząc na nieco podrasowany mundurek May. - Żałuję, że musimy nosić to - wskazała na swoją szatę. - Wolałabym wolność w tej kwestii. I gratuluję pierwszego udanego meczu! - poklepała ją po ramieniu. - Nie licz na taryfę ulgową, gdy będziecie grać z nami - wyszczerzyła się, po czym jej rozbiegane spojrzenie natrafiło na kartkę z rysunkami Ślizgonki. - Co tam skrobiesz? Na lekcji z Reedem raczej ci się pióro nie przyda, zawsze jest praktyka - paplała bez opamiętania, w międzyczasie jeszcze wspominając o wczorajszym obiedzie, nieudanej próbie przechytrzenia Irytka i nowym miejscu, który odkryła na błoniach.
W pewnym momencie swego życia uznał, że kiedyś pasowałoby podciągnąć się z zaklęć i dzisiaj nadszedł ten dzień, kiedy nadarzyła się okazja. Spakował manatki i wybrał się do klasy, gdzie już czekał na nich nauczyciel. Po chwili lustrowania klasy wypatrzył znajomy łeb. Nie tak łatwo było poznać, jego siostra co chwilę zmieniała długość włosów. Jeszcze niedawno miała dość bujne, a teraz sięgały do ramion. - Na pewno lżej ci z taką ilością kudłów - powiedział na przywitanie, dosiadając się do niej i wyjmując graty z plecaka. Na pewno przyda się magiczny patyk. W końcu pasowałoby zrobić z niego użytek i nauczyć się jakichś zaklęć, bo póki co bywało różnie. Raz się udawały a innym razem nie. Lepiej byłoby jednak nauczyć się nad tym panować. Niespecjalnie zauważył, że siostra nie odpowiedziała mu na przywitanie. Nie wiedział, że ma jakieś problemy z mową. @Christina Grim
Wolf T. Fairwyn
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : wiecznie blady, jakby mu coś dolegało, blizny na plecach po czarnomagicznych zaklęciach
Trochę niepewnie, ostrożnie i jakby był tu pierwszy raz, wszedł do klasy. Dziwnie się czuł. Może faktycznie wyprali mu mózg w tym ośrodku dla "pojebanych czarodziejów". Pierwsze dwa miesiące uczył się właśnie tam. Nie to, że strasznie mu zależało, żeby nie mieć zaległości, ale po prostu matka go pilnowała. Teraz ponownie wrócił na stare śmieci. Właściwie nikomu nie powiedział o swoim wyjeździe nawet najlepszej przyjaciółce. Miał przesrane w tej kwestii. Od razu jakoś mu się na sercu lepiej zrobiło, gdy zobaczył znane twarze. Machnął do @Drake Lilac na powitanie. Zobaczył, że siedzi z @Doireann Sheenani, uroczą puchonką, którą poznał na wakacyjnej wycieczce w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Dobrze, że nic jej się nie stało. Właściwie wyglądała całkiem dobrze. Wolf spojrzeniem błądził jeszcze po kilku osobach, które zwróciły jego uwagę, jednakże nie chciał za bardzo rzucać się w oczy. Tak tylko rozglądając się przez chwile, przywitał się cichym dzień dobry z profesorem Reedem, a następnie przeniósł wzrok na @Nessa M. Lanceley, którą obdarzył uśmiechem swoich białych zębów. - Dzień dobry, ślicznie Pani wygląda, zresztą jak zawsze. - Jakoś już mniej niepewny skierował się w stronę @Mulan Huang. - Siemka, czekasz na jakiegoś przystojniaka czy mogę się przysiąść? - Zapytał, mając zamiar bezczelnie zając miejsce obok Huang.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Będąc studentem – w dodatku pracującym – miał znaczną swobodę, jeśli chodzi o wybór zajęć, na które uczęszczał. Niemniej trzy zyskały w jego oczach status w zasadzie obowiązkowych, na których starał się stawiać każdorazowo i bez wyjątku – miotlarstwo, co akurat było dość oczywiste w jego przypadku, a także zaklęcia i obrona przed czarną magią, przy czym tutaj głównie chodziło o kwestie samorozwoju w tych kierunkach, bo przyszłości z nimi nie wiązał; ta już właściwie była przypieczętowana. W klasie obrony pojawił się nieco na styk, witając się najpierw z obecnymi już w środku nauczycielem oraz asystentką nim zajął jedno z wolnych miejsc, rozsiadając się przy tym dość nonszalancko, a jeszcze zanim to nastąpiło krótkim salutem pozdrowił co bardziej znajome twarze, bo kilka wśród obecnych dostrzegł, gdy rozglądał się za jakimś dogodnym miejscem dla siebie. Nie wyciągał ze swojej torby żadnych przyborów piśmienniczych, zgadując, że – jak to na zajęciach u profesora Reeda – będzie ich czekała głównie praktyka, choć po obecnym układzie sali trudno było mu stwierdzić co nauczyciel dziś dla nich przyszykował, bo nic nie wskazywało na jakiś konkretny temat. Będzie musiał poczekać do samego rozpoczęcia lekcji, żeby zaspokoić swoją ciekawość, którą odczuwał, ale na szczęście długo już nie będzie musiał, bo ta miała się w sumie lada moment rozpocząć.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Wchodząc do klasy rozejrzałem się po jej wnętrzu. Niby wszystko wyglądało normalnie, a mimo to w powietrzu wisiało coś niedobrego. Biorąc pod uwagę prowadzącego nie liczyłem na siedzenie w ławce i notowanie głupich formułek. Przystanąłem, patrząc na obecnego nauczyciela, próbując wyczytać z jego mimiki jakiekolwiek intencje. Zupełnie się na tym nie znałem i wyglądałem bardziej na zwieszonego przygłupa, ale co tam. Tacy też jakoś sobie radzą. -Dzień dobry, pani profesor, panie profesorze. - Odezwałem się w końcu, najpierw witając się z Nessą, którą dostrzegłem kątem oka. Ciekawy byłem jak zniesie to ego Shawna(o ile w ogóle musiało to znosić), ale podarowałem sobie robienie z siebie widowiska i podszedłem do najbliższego krzesła. Spocząłem na nim póki jeszcze mogłem. Coś czułem, że ta chwila odpoczynku jeszcze się bardzo przyda.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Cieszyła się z dużej ilości zaklęć w szkole. Oprócz lekcji z Fairwynem i Voralbergiem, a także tych z Shawnem, starała się poprawiać swoje umiejętności również po godzinach. Pomagała jej w tym Nessa i choć miała wrażenie, że niepotrzebnie spędza tyle czasu nad tą dziedziną magii i powinna się skupić na lataniu, to nie potrafiła ot tak odpuścić. Zwłaszcza gdy napadła ją kolejna mikroobsesja i teraz Krukonka chciała osiągnąć poziom, którego nie powstydziliby się przyszli aurorzy. Ot tak, z powodu nadmiaru ambicji, której nie miała już gdzie ulokować. Prezentowała się zgoła inaczej niż na boisku. Szkolna szata była nowa i bez najmniejszego zagięcia, kołnierz koszuli sztywny i śnieżnobiały, krawat porządnie zawiązany, a włosy idealnie ułożone. Wyglądała jak wzór Krukona i jedyną skazą na tym portrecie był siniak pod okiem, po tym oberwała barkiem podczas porannego treningu. Nawet zaklęcia i wiggenowy nie zdołały w pełni zaleczyć urazu i teraz jej skóra nabrała brzydkiego żółtego koloru. Wchodząc do klasy, skinęła głową nauczycielowi w geście przywitania, minęła wszystkich bez słowa i usadowiła się w jednej z ostatnich ławek, nieco w cieniu i na uboczu. Wkrótce w pełni skupiła się na wyjętym z plecaka sudoku, czekając na początek lekcji.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Wto Lis 09 2021, 00:07, w całości zmieniany 1 raz
W duchu westchnął przekraczając próg sali. Jak już wielokrotnie powtarzał - praktykiem był raczej miernym, o czym zawsze uświadamiały go właśnie zajęcia czy to z Zaklęć czy z Obrony przed Czarną Magią. Niemniej jednak nie pozwalał sobie opuszczać ich licząc w duchu chyba na cud, bo tylko ten był w stanie go ocalić. Z drugiej strony naprawdę się starał. A to korepetycje, a to ćwiczenia samemu i na dobrą sprawę postępów można było ze świecą szukać. Wodząc wzrokiem po sali w poszukiwaniach wolnego miejsca witał się z wszystkimi, których znał przynajmniej jako tako. Skinął głową również w kierunku Lanceley i Reeda. Uniósł brwi wysoko, kiedy poznał jedna z bardziej znajomych sylwetek. - Merlinie, świetnie się składa. - Powiedział wpakowując się na wolne obok @Darren Shaw miejsce. - Kolejne Obrona przed Czarną Magią, a mnie na samą myśl skręca w żołądku. - Rylanowi wcale nie chodziło o teorię, bo ze spożywaniem wiedzy z jej opasłych tomów nie miał najmniejszego problemu. Niemniej jednak skomplikowane inkantacje, dokładne ruchy różdżką, wśród tego czuł się jak słoń w składzie porcelany. W międzyczasie pozwolił sobie na zapuszczenie delikatnego żurawia, który umożliwił mu ocenienie, czy Darren zdążył już zmienić lekturę, czy nadal zaczytuje się w wybitnych osiągnieciach czarowników w dziedzinie idiotycznych śmierci. - To to samo? - Zagaił wskazując ruchem głowy księgę leżącą przed drugim krukonem. - W sensie to samo co przy naszych korkach? Czy może następna część? - Puścił mu delikatny uśmieszek wypakowując podręcznik i zwoje pergaminów wraz z inkaustem. Nie był przekonany do swojej obecności dziś tutaj w żadnym wypadku, ale jednak zdrowy, krukoński rozsądek i poczucie obowiązku wskazywały na coś innego.