To miejsce ma swój specyficzny urok głównie w wietrzne dni. Mury tej wieży nie są zbudowane zbyt dokładnie, przez szpary dostaje się tu wiatr, świszcząc cicho. Ma ku temu bardzo sprzyjające warunki - mnóstwo mniejszych i większych otworów w ścianach. Niekiedy da się tu usłyszeć jakieś nieznane melodyjki, wygrywane przez podmuchy, chłodne, lub niekoniecznie. Miejsce to jest raczej dla osób, którym nie przeszkadza wiatr. Przecież musi dostawać się do środka, skoro ma tworzyć przeróżne dźwięki!
Autor
Wiadomość
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
-A natury człowieka się nie zmienia - Uciął temat. Ani nie miał zamiaru przestać, ani zacząć. Ich spotkania były przypadkowe i pasowało mu to. Nigdy nie wiedział kiedy Adrian się pojawi, a kiedy nie. Było na prawdę świetnie dzięki temu. Zawsze coś go zaskakiwało, a jednocześnie był panem sytuacji i ja kontrolował. Idealna opcja. Ntanda natomiast uczęszczał na imprezy. Szkoda więc, że tam się nie zobaczą. Tak by było dla Adriana najłatwiej. Dużo ludzi, zero spiny, wszyscy piją. Każdy robi co chce, na drugi dzień nic nie pamięta. A tak? Łapiąc go prywatnie musiał liczyć się z tym, że co tu się oszukiwać - Ntanda jest bardzo trudny. Dziwne, że go to nie odstraszyło jeszcze. Słysząc o desperacji Adriana zaśmiał się jedynie obserwując jak ten podchodzi powolutku do niego. Wtedy ślizgon złapał rękę która go musnęła i uniósł do góry. Ucałował jej wnętrze wpatrując się intensywnie w blondyna, by potem po prostu go puścić, odwrócić się i rzucić bardzo charakterystyczne pożegnanie. -Pa Puszek - Identyczne jak wcześniej. Ruszył korytarzem zamierzając i tym razem po prostu zniknąć.
z/t
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Puchon naprawdę wcale go nie śledził. Tak to już jest, że jak się czegoś naprawdę pragnie to się to zdobywa. Adrian marzył o każdym spotkaniu ze ślizgonem i na razie tak jakby wiedział gdzie ma iść. Przecież wcale się tutaj nie umawiali, a jednak spotkali się. Ich spotkania były dość specyficzne, a wszystko przez tę cholerną czekoladę. Tan wtedy pozwolił na więcej i zabłądził w myślach Adriana na tyle, że nie potrafił go stamtąd wyrzucić. A może nawet tego nie chciał? Trudno było mu cokolwiek na ten temat powiedzieć. Ale musieli chyba trochę odpocząć. Może chwila przerwy im dobrze zrobi? Co prawda nic ich nie łączyło, ale Adrian czuł, że musieli mieć chwilę na przemyślenia. Imprezy. No cóż. To tak naprawdę zależało od Tori. To tylko ona praktycznie potrafiła go wyciągnąć gdziekolwiek indziej niż mury Hogwartu. Więc wcale nie wykluczone, że mogą się spotkać na jakieś imprezie. Chociaż jak na razie Tori nic nie wspominała, więc na razie został im tylko Hogwart i jego okolice. Zdziwiła go reakcja ślizgona, ale może i dobrze że to tylko tak się skończyło? Znowu by mu bardzo namącił w głowie, a zwyczajnie musiał ochłonąć. Spotkać się z Tori, napić się gorącej czekolady, bądź nawet piwo kremowe. Musiał z kimś o tym porozmawiać, obowiązkowo. Widząc jak chłopak teraz faktycznie opuścił pomieszczenie, Adrianowi nie pozostało nic innego jak wykonać tę samą czynność. /zt
Reginald von Berger
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : przenikliwe, świdrujące spojrzenie
Powrót do Hogwartu w charakterze nauczyciela otwierał przed nim zupełnie nowe możliwości. Ekscytujące było przebywanie w tych murach w zupełnie nowej roli i spojrzenie na wszystko, co zdążył tu poznać z zupełnie nowego punktu widzenia. Podobała mu się ta perspektywa. W końcu lubił mieć władzę nad innymi, a bycie nauczycielem zawsze dawało pewną formę władzy – chociażby poprzez nagradzanie czy karanie krnąbrnych uczniów, chociaż on osobiście wolał tę drugą opcję. W pewien wietrzny, i pochmurny, deszczowy dzień przechadzał się po Hogwarcie, odkrywając dawne miejsca w jakie lubił przychodzić jako uczeń. Był ciekaw, jak istotne zmiany zaszły w szkole odkąd opuścił jej mury jako świeżo upieczony absolwent przed parunastu laty. Prawie cała kadra nauczycielska została zastąpiona nowymi twarzami. Wśród nich była Valeria – piękna, tajemnicza kobieta, z którą jak dotąd nie miał okazji zamienić słowa, bowiem szybko wymykała się z Wielkiej Sali, gdy już raczyła ją odwiedzić, zawsze odprowadzana jego zaintrygowanymi spojrzeniami. Tego dnia natknął się na nią w jednej z rzadko odwiedzanych wież, z której rozciągał się widok na błonia. Enigmatyczna kobieta stała przy smaganym deszczem oknie, a z wyrazu jej twarzy i nieobecnego spojrzenia można było wywnioskować, że duchem jest daleko stąd. Przystanął nieopodal odchrząknąwszy, by zwrócić na siebie uwagę. - No witam. Cóż za miła dla oczu niespodzianka. Nie spodziewałem się zastać nikogo w tym miejscu - na jego twarzy pojawił się cyniczny, pewny siebie uśmiech, jakim zwykł obdarzać kobiety.
Valeria Albescu
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Lubiła wysokości. Nie bez powodu jej gabinet znajdował się w wieżach – i również nie bez powodu jej spacer po zamku dla otrzeźwienia myśli czasami prowadził ją właśnie tutaj. Rześkie powietrze pomagało w sprowadzeniu się na ziemię, przypomnieniu sobie o teraz, gdy jej głowa wybiegała daleko w dwa przeciwne kierunki. Instynkt powiadomił ją o nadejściu człowieka, zanim uświadomiła sobie, że pośród gwizdów wiatru pojawił się nowy dźwięk rozchodzący echem po wieży – rytmiczne kroki. Z jakiegoś powodu stała się niezwykle świadoma obecności różdżki w prawej kieszeni szaty (niemal czuła pulsowanie serca buchorożca). W pierwszej chwili wzrok odwrócony na von Bergera był zdezorientowany, wciąż odrobinę nieobecny, ale szybko otrzeźwił ją widok cynicznego uśmieszku i skierowany w jej stronę komentarz. Nie wykonała niemal żadnego ruchu, a jednak dystans miedzy nimi jakby się zwiększył, gdy jej oczy zasnuł chłód. Gdyby nie okoliczności, skinęłaby tylko głową i odeszła – ale jednak oboje byli nauczycielami w Hogwarcie, a Albescu nie miała w zwyczaju być nieuprzejma. – Dobry wieczór – przywitała czarodzieja oficjalnym tonem, stoicko taksując jego twarz wzrokiem. – Ja również nie spodziewałam się tutaj nikogo zastać – powiedziała, z kroplą aluzji w spokojnym tonie i bladym uśmiechu. Zacisnęła dłoń na parapecie i biorąc głęboki oddech, by móc w ramach tej uprzejmości zignorować instynkt namawiający do uniknięcia tej sytuacji. – Nie mieliśmy okazji się sobie przedstawić. Valeria Albescu, uczę wróżbiarstwa. – Lekko skinęła głową.
Reginald von Berger
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : przenikliwe, świdrujące spojrzenie
– Valeria, cóż za urocze imię – skomplementował ją, jednak cyniczny, wyrachowany uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Faktycznie, nie mieliśmy okazji. Cóż za niedopatrzenie z mojej strony – stwierdził taksując ją od stóp do głowy takim wzrokiem, jakby oglądał wystawiony na wystawie przedmiot. – Reginald von Berger, nowy asystent obrony przed czarną magią – przedstawił się świdrując ją swoim przenikliwym spojrzeniem. – Lubisz takie odludne miejsca, jak to? – spytał rozejrzawszy się wokół pobieżnie, by znów skupić na niej ten nieprzyjemny wzrok.
Valeria Albescu
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
– Urocze? – powtórzyła za nim, unosząc brwi z dezaprobatą. Gdyby nie ten jego uśmiech, może nawet by się zaśmiała – tak absurdalnie brzmiał ten przymiotnik zestawiony ze znaczeniem, które stało za jej imieniem. Jeszcze to spojrzenie, którym ją zmierzył, jakby lepkie. Śliskie. – Próbuje pan mnie skomplementować? – spytała chłodno, dodatkowo zarysowując granicę, używając formalnego zwrotu, na który położyła nacisk tonem. Bynajmniej, nie była to zachęta, co dawała po sobie poznać nie tylko tonem i spojrzeniem, ale całą postawą. Prawie się wzdrygnęła – ale stała wyprostowana jak struna, napięta. Zaalarmowane ciało było gotowe do ucieczki. Skinęła głową, gdy się przedstawił. – Lubię spokój – powiedziała krótko. Którego to miejsce właśnie zostało pozbawione, dodała w myślach. A sekundę później zakręciło jej się w głowie, lewa gałka oczna zadrżała lekko, zapowiadając nadejście wizji. Złapała się mocniej parapetu; musiała wesprzeć się drugą dłonią. – Dracu – przeklęła pod nosem po rumuńsku. Klasyka gatunku – dar odzywający się w najgorszych momentach z możliwych.
Reginald von Berger
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : przenikliwe, świdrujące spojrzenie
– Być może – cyniczny uśmiech pogłębił się. Chciał dodać coś jeszcze, gdy wtem kobieta zachwiała się, opierając się ciężko o parapet, a jej lewe oko dziwnie zadrgało. – A Tobie co? Czyżby zrobiło Ci się słabo z wrażenia? Nie krępuj się, to normalne. Każda tak ma, gdy ma ze mną do czynienia pierwszy raz – mrugnął do niej porozumiewawczo, sądząc że to jego widok podziałał na nią tak porażająco, bo w końcu był przekonany, że żadna kobieta nie jest w stanie mu się oprzeć.
Valeria Albescu
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
– Raczej niczemu się to nie przysłuży – powiedziała chłodno, nie chcąc pozostawiać mu pola do posiadania złudzeń – bo najwyraźniej albo nie zauważał odpowiednich przesłanek, albo po prostu wybierał, co chciał zobaczyć. Miała ochotę pożegnać się i odejść, wrócić najkrótszą drogą do swojego gabinetu, wymówić się ważnymi sprawami, układaniem testu uczniom albo sprawdzaniem pracy domowej, której jeszcze nie zadała – ale nie zdążyła. Trzymała się przy świadomości wszystkimi siłami, jakie miała. Nadchodząca wizja była silna, już to czuła w sposobie, w jaki uginały się pod nią nogi. Lewa gałka oczna zamiast drżeć, zaczęła szaleć, odwracając się to w stronę okna, to drzwi, to podłogi, nie zatrzymując się długo w żadnej pozycji. Powstrzymywanie wizji było niemądre, ale nie chciała tracić świadomości przy tym człowieku. Nie miała pojęcia, do czego był zdolny, a zatopiona w obrazach, nie sięgnie po różdżkę, nie obroni się. – I sądzisz, że to dobry znak, że osłabiasz kobiety? – zapytała, i chociaż pytanie było ironiczne, to w tonie nie było na tę ironię miejsca obok wysiłku, który wkładała w utrzymywanie się na nogach. Nie wytrzymałą długo; jej oczy wywróciły się do tyłu, a ona osunęła z łupnięciem na kolana.
Wszystko wokół wiruje, rozmywa się w barwne smugi. Pośrodku tego chaosu stoi Vlada. Cyniczny uśmiech rozciąga jej usta. Świat się zatrzymuje. Valeria widzi swój rodzinny dom w Tulsie, swoje zabawki porozrzucane na podłodze salonu. Przez otwarte drzwi widać Vasylię siedzącą przy stole w jadalni. Vlada podchodzi do niego, wyciąga coś z kieszeni i ze świstem rzuca na blat. Brzmi jak karta. Valeria idzie za babcią, ale odległość wcale się nie skraca.
Prawa ręka wciąż zaciskała się na parapecie, w czasie gdy lewa bezwiednie bezwiednie opadła. Albescu nie była świadoma niczego, co dzieje się dookoła, gdzieś indziej przemierzając niekończącą się trasę.
Reginald von Berger
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : przenikliwe, świdrujące spojrzenie
Zaskoczył go widok jej szalejącego na wszystkie strony oka. W tej chwili znacznie straciła na swej atrakcyjności wyglądając jak niespełna rozumu wariatka. No tak, była wróżbitką, więc czegoż innego mógł się po niej spodziewać? – Niech zgadnę, masz jakąś wizję, która na pewno się spełni? – zapytał ironiczno-szyderczym tonem oparłszy się o ścianę w pewnej odległości od niej. W końcu z takimi nigdy nic nie wiadomo. Jeszcze straci nad sobą panowanie albo co, dlatego też wolał być w pogotowiu, by odeprzeć ewentualny atak na swą osobę.
Dragos Fawley
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185
C. szczególne : agresywne rysy twarzy, poparzone prawe ramię, blizna na lewej łopatce, czasami dziwny akcent
Ten wieczór zapowiadał się nadzwyczaj spokojnie. Został mu tak naprawdę tylko obchód po wieżach i mógł wrócić do domu. Przetarł zmęczone powieki i ruszył na górę, a kiedy do jego uszu dobiegł odgłos rozmów, skierował swe kroki w ich stronę. Od razu poznał głos Valerii, ale paradoksalnie zamiast się cieszyć, spiął się cały, próbując rozszyfrować ten drugi, należący do jakiegoś starszego mężczyzny. Nie umiał go dopasować do żadnego nauczyciela i pracownika ani starszego ucznia Hogwartu. Słysząc jego bezczelną uwagę o wrażeniu, zacisnął dłonie w pięści i przyspieszył. On już sprawi, że mu się zrobi, kurwa, słabo z wrażenia. Gdy wychylił się zza rogu, zastał obraz doprowadzający go niemal na skraj furii. Nieco osłabiona Valeria, resztkami sił przytrzymująca się parapetu, a tuż obok niej jakiś szczurzy typ, który nonszalancko opierał się o ścianę i nawet nie kwapił się, aby jej pomóc. Niewiele myśląc, zaklął pod nosem, zaznaczając w ten sposób swoją obecność. Kilkoma susami pokonał dzielącą ich odległość, jednocześnie wyciągając z kieszeni różdżkę, aby mieć ją w pogotowiu. Nie zamierzał jej używać – chociaż najchętniej pokazałby owemu jegomościowi gdzie jego miejsce – a na pewno nie była nim szkoła, skoro nie potrafił dostosować się do panujących tutaj zasad jakiejkolwiek kultury czy szacunku do drugiego człowieka. Zwłaszcza do kobiety. Ale gdy w grę wchodziło bezpieczeństwo Albescu, wszystko inne przestawało mieć dla Dragosa znaczenie. Pozwolił więc sobie chwilowo zignorować mężczyznę i nachylił się ku Val, spoglądając na nią z troską. – Wszystko w porządku? – spytał, zaciskając swoją dłoń na jej palcach. Znał ją na tyle, że doskonale wiedział co doprowadziło ją do takiego stanu. Musiała być to wizja na tyle intensywna i silna, że nie dała rady jej powstrzymać, tracąc panowanie w obecności obcego człowieka. Nie przyjmował do wiadomości innej opcji – wszak inaczej coś by o nim napomknęła. Pomógł Valerii wstać i wciąż podtrzymując ją ramieniem, zmierzył chłodno intruza. Wziął głęboki wdech, resztkami sił zachowując względny spokój. Jeszcze. – Nie wiem z kim mam wątpliwą przyjemność w tej chwili rozmawiać, ale czuję się w obowiązku pana poinformować i zmartwić, odpowiadając jednocześnie na zadane przed momentem przez Valerię pytanie – osłabianie kobiet to nie jest dobra metoda ani powód do szczycenia się. I proszę wybaczyć bezpośredniość, ale do kurwy, tak ciężko było jej pomóc? – cedził każde słowo, obserwując uważnie Reginalda. Na końcu języka miał zdanie, że jeszcze jeden akt bezczelności z jego strony i Fawley będzie miał dla niego wizję, która na pewno się spełni: darmowy lot z wieży obserwacyjnej bez asekuracji.
Valeria Albescu
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
O kilka momentów zbyt długo odpychała nadchodzącą wizję. Przez chwilę była jak szmaciana lalka w rękach Dragosa, zanim jej palce nie zacisnęły się gwałtownie na jego dłoni, a usta nie wykrzywiły w szyderczym uśmiechu. – Mam wizję – wydobył się z niej obcy głos. Nie brzmiała ani trochę jak Albescu, chociaż barwa pozostawała ta sama. Wykrzywiało ją jednak coś ciemnego. – Widzę, jak spierdalasz przede mną w podskokach – wycharczała w stronę Reginalda, zupełnie ignorując obecność Fawleya. Zęby błysnęły w szaleńczym wykrzywieniu ust. – Chcesz... – nie zdążyła dokończyć, zanim jakiekolwiek emocje na jej twarzy nie zgasły całkowicie. A potem mrugnęła oczami, które wróciły na swoje miejsce. Przez chwilę jednak nic nie widziała, a ciepło obejmującego ją ramienia w pierwszej chwili ją przeraziło, odsuwając myśli o wizji na bok. Szarpnęła się, sięgając automatycznie po różdżkę, nie mając pojęcia o pojawieniu się trzeciej osoby na wieży. Dopiero po kilku mrugnięciach dostrzegła zarys dwóch sylwetek, nie jednej. Oddech ugrzęzł jej w płucach, gdy zamarła, powoli odzyskując czucie w stopach i orientację w przestrzeni. Dragos. Rozpoznała zapach, zanim wrócił wzrok. Zalała ją fala ulgi, a przekonanie, że nie znajduje się w bezpośrednim niebezpieczeństwie sprawiło, że jej umysł znów zalały obrazy widziane przed chwilą. Głos ugrzązł jej w gardle; przez moment nie była w stanie wykonać żadnego ruchu.
Reginald von Berger
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : przenikliwe, świdrujące spojrzenie
Stał i przyglądał się kobiecie z szyderczym wyrazem twarzy, gdy po schodach wbiegł zdyszany woźny, który zaraz to do niej podbiegł i chwycił w objęcia, powstrzymując przed niechybnym upadkiem. – A kim ty jesteś, by mówić mi co mam robić? – zmarszczył brwi obdarzając Fawleya lodowatym spojrzeniem, pełnym wyniosłości. – No tak, tutejsza zamiataczka. Pierwszorzędna osobistość – zakpił wykrzywiając usta w drwiącym uśmiechu na słowa wypowiedziane przez kobietę. – No faktycznie, już się boję. Uważaj, żebym nóg nie połamał, jak będę przed tobą spierdalał – dodał złośliwie, obdarzając ich oboje spojrzeniem przesyconym bezmierną pogardą i drwiącym rozbawieniem.
Dragos Fawley
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185
C. szczególne : agresywne rysy twarzy, poparzone prawe ramię, blizna na lewej łopatce, czasami dziwny akcent
Zadrżał, gdy Valeria przemówiła. Znał ten głos. Dopiero po chwili wydobył z odmętów pamięci moment, w którym usłyszał go po raz pierwszy – te kilka miesięcy temu, w jej gabinecie, kiedy sprawy między nimi potoczyły się dość niefortunnie. Przełknął nerwowo ślinę, ale nie odsunął się ani na milimetr, wciąż dając jej maksymalne wsparcie, a w drugiej dłoni maniakalnie ściskając różdżkę. Cierpliwie czekał aż to wszystko minie, z niepokojem wymalowanym na twarzy. Gdy się wyrwała z jego objęć, przyjął to z zaskakującym spokojem. Już kilka ostatnich spotkań nauczyło go, że wizje Albescu stawały się niebezpieczne, a jej reakcje w pierwszej chwili mogły być gwałtowne i narwane, ale całkowicie adekwatne do tego, co działo się w jej głowie, przepełnionej zakrzywionym obrazem rzeczywistości. Słowa Reginalda sprawiły, iż przewrócił oczami. Był przyzwyczajony do sarkastycznych uwag i nic sobie z nich nie robił, zdając sobie sprawę z własnej wartości i umiejętności. Zalały go prześmiewcze myśli, iż mężczyzna stojący przed nim jest również jasnowidzem, bo widział go po raz pierwszy, a ten od razu go rozpoznał. Jak widać – Dragos był w szkole o wiele bardziej znany niż mu się do tej pory wydawało. – To skoro moją pozycję w tej szkole mamy już wyjaśnioną – oznajmił kpiąco, podkreślając, że chuja go obchodzi co ten obcy złamas sobie o nim myśli – to byłym niezmiernie wdzięczny, żebyś ty, niezależnie od roli pełnionej przez siebie, zrobił jedną rzecz. Naucz się podstawowych zasad panujących w Hogwarcie. I przede wszystkim wyjaśnij jedną ważną kwestię – kim ty kurwa jesteś. Bo może mnie sława wyprzedza, ale ciebie niekoniecznie. Złość, która jeszcze przed momentem buzowała w jego żyłach, była teraz zastąpiona przez troskę o kobietę, przypominającą ofiarę Petrificus Totalus. Nie zamierzał Reginaldowi odpuszczać, bo sposób, w jaki manifestował – jak gdybał – zakompleksienie lub wyimaginowaną wyższość i elementarny brak szacunku, należało stłumić w zarodku. Ewentualnie posłać go na lekcje organizowane dla pierwszorocznych „Jak prawidłowo zachowywać się w szkole?”. Zerknął na Valerię, uważnie kontrolując jej stan. Czekał aż się ocknie, tym razem unikając bezpośredniego kontaktu; wciąż był jednak na tyle blisko, aby w razie potrzeby jej pomóc.
Reginald von Berger
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : przenikliwe, świdrujące spojrzenie
- A co ciebie to właściwie obchodzi, co? Czy ja wyglądam na kogoś, kto zniża się do twojego poziomu? No chyba nie - pokręcił wymownie głową posyłając mu spojrzenie pełne lodowatej wzgardy. - Zajmij się lepiej ratowaniem swojej dziewoi, rycerzyku z mopem zamiast miecza - dodał złośliwie i opuścił wieżę z cynicznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
z/t
Valeria Albescu
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Obcy głos pozostawił gorycz w gardle i drżenie w dłoniach. I nie wiedziała, i wiedziała, co się przed chwilą stało, co zamykało ją w bezruchu jeszcze na chwilę po tym, jak nowy nauczyciel opuścił wieżę, a ona została sam na sam z Dragosem. Nie była w stanie na niego spojrzeć. Jej wzrok biegał po pomieszczeniu, kiedy powidoki wizji mieszały się z wrzaskiem w jej myślach. Był świadkiem klątwy przejmującej nad nią kontrolę. Drżącymi palcami dotknęła swojej krtani, wbijając intensywne spojrzenie w kamienną podłogę. Czy udawanie, że nic się nie stało, miało jakikolwiek sens? Pytanie, co powiedziała tym razem? Odpowiedzi na to bała się chyba bardziej, niż odszukania wzrokiem szaroniebieskich tęczówek i skrytych za nimi emocji. Wizja, chociaż nie należała do przyjemnych, była łatwiejszym tematem do podjęcia. – Widziałam Vladę. I moją matkę – powiedziała w końcu zachrypniętym głosem, odkładając różdżkę do kieszeni i znów łapiąc się framugi okna. Druga dłoń przesunęła się z gardła na skroń, gdy Albescu zacisnęła powieki. Usta wciąż były otwarte, czekając, aż kobieta znajdzie odpowiednie słowa. – Coś, co zaczęło się między nimi... urosło. I musi się dokonać. – Coś zacisnęło się na jej żołądku, kiedy ostatnia nuta wizji rozbłysła na chwilę pod jej powiekami. Była wobec tego czegoś bezsilna, a jej działania nie przybliżały jej do rozwiązania. Może dlatego, że nie potrafiła w żaden sposób tego uchwycić i zbadać – tego, co rozegrało się między członkami jej rodziny. To już nie chciało przejść jej przez usta. Nie miała na to słów. Kiedy o tym myślała, jakieś nieznane wrażenie pętało jej mięśnie ramion. Dłoń oderwała się od twarzy i opadła wzdłuż tułowia. – Przepraszam. – Cichy szept wyrwał się z niej, zanim zdążyła pomyśleć. Nie wiedziała, za co przeprasza. Za to, że nie powiedziała mu wcześniej o tym, co wisi nad nią od urodzenia? Że nawet teraz, kiedy Fawley był świadkiem konsekwencji bycia Negrescu, nie była w stanie z nim o tym rozmawiać? Czy za to, że tchórzliwie uciekała wzrokiem?
Dragos Fawley
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185
C. szczególne : agresywne rysy twarzy, poparzone prawe ramię, blizna na lewej łopatce, czasami dziwny akcent
Odejście mężczyzny, poprzedzone wnioskami wyssanymi z palca, w ogóle go nie obeszło; miał teraz na głowie ważniejsze sprawy. Valeria z sekundy na sekundę wyglądała coraz gorzej. Wydawało mu się, że gdy wszystko się uspokoi, a ona poczuje komfort powiązany z tym, że będą mogli porozmawiać bez obecności świadków, spokojnie, z lekkim uśmiechem posłanym w swoją stronę, oboje odetchną. Że zaistniałą sytuację będą wspominać ze śmiechem, lekceważąco machając ręką na to, co się przed chwilą wydarzyło. Jak zwykle się mylił. Pierwsze przebłyski, że nic nie będzie w porządku, poczuł, gdy Valeria w nienaturalny sposób unikała jego spojrzenia, błądząc wzrokiem po kamiennej posadzce. Tak więc stał, wpatrując się w nią oczekująco, wciskając zaciśnięte w pięści dłonie do kieszeni, uprzednio chowając różdżkę. Miał niejasne wrażenie, że jedyne zagrożenie, które go dzisiaj spotka, to słowa kobiety. Zmarszczył czoło, analizując to, co powiedziała. Nauczony doświadczeniem wiedział, że mieszanka wspomnień Vlady i drżącego głosu nigdy nie wróży nic dobrego. I chociaż bardzo się starał – niewiele z tego rozumiał. Ciężko mu było poukładać brakujące elementy układanki w głowie, złożyć wszystko w jedną całość i uzmysłowić sobie o czym tak naprawdę mówiła Valeria – a przede wszystkim, czemu jest tym tak przejęta. Ostrożnie zrobił krok do przodu, zbliżając się do Albescu, wciąż pozostawiając jej ewentualną przestrzeń na pozbieranie rozbieganych myśli i dojście do siebie. Historia rodzinna kobiety – w jego mniemaniu – była zlepkiem przypadkowych faktów, o których dowiadywał się w złej kolejności, nie mając możliwości ich chronologicznego ułożenia. Co się musiało dokonać? Co takiego urosło? Co, lub k t o, w niej siedzi i zmusza ją do mówienia tego wszystkiego? - Jak ci mogę pomóc? – zapytał z troską, poniekąd dając jej subtelnie do zrozumienia, iż czuje niemoc i nie wie do jakich rzeczy nawiązuje kobieta. Przełknął nerwowo ślinę, powoli czując gorzkawy smak zdania, cisnącego mu się na usta. – Nie oczekuję, że od razu powiesz mi o co chodzi. Ale nie będę też ukrywał, że cokolwiek z tego rozumiem – wzruszył bezradnie ramionami, a wściekłość na ograniczenia, mocno zakorzenione w głowie, ba – złość na samego siebie, powoli osiadała na jego ramionach, boleśnie ściskając i tak spięte już mięśnie. – A chciałbym – dodał, próbując wyłapać jej spojrzenie i z trudem powstrzymując swoje ciało, tak bardzo do niej lgnące, chcące ją objąć w opiekuńczym geście.
Valeria Albescu
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Jego pierwsze pytanie zaginęło w panice, która rozpętała się w jej umyśle. Niewiele zewnętrznych bodźców do niej docierało, w czasie kiedy w jej wnętrzu gotowały się gwałtowne emocje, przebłyski wspomnienia wizji i świadomość, że najskrzętniej skrywana i w jej oczach najpaskudniejsza jej odsłona przed chwilą ujrzała światło dzienne w obecności jedynej osoby, której zdaniem przejmowała się w jakimkolwiek stopniu. Była otumaniona tym chaosem. Ledwo przyjmowała do świadomości kolejne wypowiedziane przez Fawleya słowa. Na samą myśl o tym, że powinna wyjaśnić mu, co dokładnie się dzieje i o co chodzi, jej mięśnie zacisnęły się boleśnie w panice. Przez chwilę szukała odpowiednich słów i czuła się pokonana myślą, że nawet gdyby panika nie utrudniała jej zadania, nie byłaby w stanie ich znaleźć. Jak to opisać? Jak opowiedzieć coś takiego? – Ja też bym chciała – powiedziała. Naprawdę chciałaby cokolwiek z tego rozumieć, ale wizja akurat tę kwestę przedstawiała jasno: nie rozumiała i na razie nie miała zrozumieć. To coś było poza jej zasięgiem, nieważne, jak bardzo się starała. Tak samo podsumowałaby zresztą kwestię rodzinnej klątwy, którą zaakceptowała jako nierozerwalną część swojego życia i z którą musiała na codzień funkcjonować – ale to nie znaczyło, że rozumiała, co dokładnie się z nią wtedy działo. Bezradnie przejechała wzrokiem po jego twarzy, wciąż skrzętnie unikając bezpośredniego spojrzenia mu w oczy. Była zmęczona. To nie był wieczór na takie rozmowy – i to zdecydowanie nie było też odpowiednie ku temu miejsce. Wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa, które choć w drobnym stopniu przybliżyłoby jej stan i przemyślenia, wiązały się z ryzykiem naderwania tam, które wznosiła latami. Tak jak obecność Dragosa nie byłaby w tym przeszkodą, tak fakt, że znajdowali się w Hogwarcie, był. To nie była rozmowa, którą umiałaby przeprowadzić z myślą, że w każdej chwili właściwie ktokolwiek może im przeszkodzić. Chciała odpowiedzieć na jego wątpliwości. Ale nie teraz. Nie tutaj. – Porozmawiamy o tym jeszcze. Kiedy indziej. Gdzieś indziej – powiedziała cicho. – Muszę iść – dodała. Samo przebywanie w obecności Dragosa groziło rozpadnięciem się na kawałki. Nie miałaby nic przeciwko, żeby to on był tego świadkiem, ale nie mogła ryzykować, że stanie się nim ktoś jeszcze, ktoś niepowołany. Dlatego gdy tylko to powiedziała, minęła go szybkim krokiem i zbiegła z wieży. Musiała teraz zostać sama.
Lato bywa niezmiernie kapryśne i burze przychodzą niespodziewanie. Egzamin zaczął się już pod jej koniec, więc niewiele było możliwości obserwowania przepięknych piorunów. Jednak Chmury nie odeszły, zasłaniając niebo. Profesor mimo to uśmiechał się lekko, będąc pewnym, że sobie poradzicie.
Część teoretyczna
Profesor z typowym dla siebie rozmarzeniem rozdaje wszystkim pergaminy, po czym jednym machnięciem różdżki przydziela każdemu błyszczącą innym kolorem gwiazdę tak, aby osoby siedzące obok siebie nie miały tego samego koloru. Na tablicy pojawiają się pytania, po dwa dla każdego koloru.
Rzuć k6, aby dowiedzieć się jaką gwiazdę dostałeś Pytania dla złotych (parzysta): 1. Omów rodzaje pozostałości po gwiazdach i podaj ich charakterystyczne cechy. 2. Jakie są zaćmienia Słońca - podaj ich rodzaje i warunki występowania.
Pytania dla srebrnych (nieparzysta): 1. Przypomnij, z jakimi trudnościami mierzył się polski czarodziej Mikołaj Kopernik, wprowadzając teorię heliocentryczną pośród mugoli. 2. Jakie są zaćmienia Księżyca - podaj ich rodzaje i warunki występowania
Rzut kością k100: na to jak dobrze idzie ci odpowiadanie 1-25 czy to uroda profesora, czy ostatni piorun, a może przepiękne burzowe niebo rozproszyło twoją uwagę, że zapomniałeś odpowiedzieć na to pytanie? (Nędzny) 26-60 Zdecydowanie nie jest to twój dobry dzień, ale chociaż jedno zdanie napisałeś. Czy jednak to wystarczy na zaliczenie pytania? Jeśli odpowiednio je rozciągnąć… (Zadowalający) 61-85 Przyzwoita i poprawna odpowiedź, jakiej profesor oczekuje od wszystkich, brawo. (Powyżej Oczekiwań) 86-100 Twoja odpowiedź jest wręcz idealna, czym wprawiasz profesora w zdumienie i niemal wzruszenie. Oby praktyczna część poszła równie dobrze! (Wybitny)
Każda k100 odpowiada za jedno pytanie, więc musicie rzucić dwoma. Wynik można zgodnie z umiejętnościami postaci zaniżyć (jeśli przykładowo wypadnie wam 100, ale wasza postać na astronomii zna się równie mocno co mugol na metamorfomagii, możecie obniżyć wynik, co należy zaznaczyć przy podlinkowanej kostce). Wyniku k100 nie można jednak samodzielnie podwyższyć. Od tego są modyfikatory: postać jest nowa (powstała najpóźniej 3 miesiące temu) +10 za każde 15 pkt z wróżbiarstwa i astronomii +10 najmocniejszy przedmiot w kuferku +20 własny teleskop (zakupiony przed opublikowaniem egzaminu) +10
Oceny podane w nawiasach obowiązują, jeśli nie próbujecie ściągać. W sytuacji ściągania obowiązują oceny ze ściągania.
Rzut na ściągę:
Najpierw należy rzucić kością k100, by dowiedzieć się, jak obszerna była Wasza ściąga. UWAGA: nie można tego punktu pominąć natomiast za napisanie posta o wcześniejszym przygotowaniu ściągi na 1 tys. znaków – możecie dodać do kości +10, posta na 2 tys. znaków – możecie dodać do kości +20.
1-10 – Jesteś pewien, że to ściąga z dobrego przedmiotu? Może jednak się pomyliłeś? Kompletnie nic Ci nie daje i jeszcze próba zrozumienia, o co tutaj chodzi, zabiera Ci czas. Skonsultuj z nauczycielem prowadzącym egzamin, jakie są tego konsekwencje – przykładowo -1 od k6 itp. zależnie od mechaniki egzaminu. 11-50 – Ta ściąga chyba była pisana na kolanie, pięć minut przed egzaminem – połowy nie możesz doczytać, druga połowa wydaje się nieco bez sensu, ale zawsze mogło być gorzej. Niemniej – ta ściąga absolutnie nic Ci nie daje. 51-70 – Nie jest najgorzej, problem jednak tkwi w tym, że chyba nie do końca rozumiesz ten przedmiot i na skrawku pergaminu nie masz wszystkiego, czego potrzebujesz. Nie można jednak powiedzieć, że ściąga jest kompletnie zbędna. W zależności od mechaniki egzaminu możesz dodać sobie do k6 +1 – w przypadku innych kości należy skonsultować to z nauczycielem prowadzącym. 71-90 – Jest dobrze! Nic jednak nie trwa wiecznie i mimo że Twoja ściąga jest ładna i rzeczowa, to zegarek tyka! Możesz wykonać dodatkowy przerzut na egzaminie. 91-100 – Masz tam dosłownie wszystko. Może powinieneś dawać korki z tego jak zmieścić tak wiele ważnych informacji na tak małym kawałku pergaminu? Przysługuje Ci dodatkowy przerzut i dodanie bonusu do kostki – należy dogadać z nauczycielem do której np. +1 do k6.
Rzut na stres:
Warto zaznaczyć, że to żadna nieważna wejściówka, a egzamin. Z tego względu nawet największego śmiałka dotyka stres z tym związany. By przekonać się, jak bardzo Wam przeszkadza, rzućcie kością k6. UWAGA: cecha eventowa silna psycha (opanowanie) upoważnia do wykonania jednego przerzutu tej kostki – liczy się jednak ostatni rzut LUB dodania do kostki +1 1 – Tragedia, widać po Tobie absolutnie wszystko, dodatkowo chyba jesteś nawet zielony na twarzy. Dałeś się pożreć stresowi – w kolejnym rzucie Twój wynik musisz obniżyć o 20 – przykład: wylosowałeś 78 → teraz masz 58 2 – No stresujesz się i to widać. Niemniej, nie widać, że to przez ściągane, ale postaraj się coś z tym zrobić. W kolejnej kostce musisz obniżyć wynik o 10 w dół, tak jak podano w przykładzie wyżej. 4, 3 – Okej, stresik jest, ale czym jest życie bez odrobiny ryzyka? Mogło być zdecydowanie gorzej, skup się lepiej, żeby nauczyciel nie zobaczył tej całej Twojej egzaminowej ściągi, jakakolwiek by ona nie była. 5, 6 – Luzik, prawda? Co Ty się będziesz stresować jakimś egzaminem, skoro masz ściągę i w sumie to wszystko jedno, przecież jakoś to będzie. W kolejnej kostce przysługuje Ci literka wyżej (przykład jak to zrobić napisany powyżej).
Rzut na powodzenie:
Przygotowanie, stres – to nie wszystko, nic nie oznacza jeszcze, że Ci się powiodło. Rzuć literką i sprawdź, co przygotował dla Ciebie los. UWAGA: cecha eventowa bez czepka urodzony ZMUSZA do ponownego rzucenia kostką, by przekonać się, czy na pewno szczęście Ci dopisuje. B, J – Co Ci w ogóle strzeliło do łba, żeby ściągać na egzaminie. Chyba nie mija nawet jedna minuta, kiedy zostajesz przyłapany. Lepiej módl się, żeby żaden nauczyciel nie wziął sobie do serca tych wszystkich metod karania, o których czasem mówi Craine w pokoju nauczycielskim. F, D – Nie potrafisz ściągać, albo masz zły dzień i nauczyciel jak na złość stanął akurat przy Tobie na długi, zdecydowanie zbyt długi, czas – nie jesteś w stanie ściągnąć na wyższą ocenę niż Nędzny. G, C – No jakoś to idzie, niby nauczyciel patrzy, ale nie do końca, w efekcie udaje Ci się ściągnąć na Zadowalający. H, A – Mogło być gorzej, co prawda na sam koniec nauczyciel stanął przy Tobie i myślałeś, że wyzioniesz ducha, ale ostatecznie ładnie ściągnąłeś na Powyżej Oczekiwań. I, E – Lepiej być nie mogło, nikt na Ciebie nie patrzy, nikt przy Tobie nie staje przez cały egzamin, a Ty na totalnym luzie ściągasz na Wybitny!
Jeśli zamierzacie ściągać - ściągacie każde pytanie z osobna.
Ocena z teorii Sumujecie oceny z obu pytań, aby otrzymać ocenę z części teoretycznej. Ale uwaga! N+N = Okropny N+Z = Nędzny N+PO/W = Zadowalający Z+Z = Zadowalający Z+PO/W = Powyżej Oczekiwań PO+PO = Wybitny
Część praktyczna
Machnięciem różdżki wszystkie pergaminy zostały zebrane, a profesor prosi was o podejście do teleskopów, albo rozstawienie własnego, jeśli ktoś taki posiada. Gwiazdy, jakie zostały wam przydzielone wciąż świecą jasno, sugerując, iż ich podział wciąż obowiązuje.
Zadanie Grupa złota Waszym zadaniem jest odnaleźć galaktykę eliptyczną i opisać ją szczegółowo na pergaminie.
Grupa srebrna Waszym zadaniem jest odnaleźć galaktykę spiralną i opisać ją szczegółowo na pergaminie.
Rzuć k100 na to jak dobrze ci idzie Rzut kością k100: na to jak dobrze idzie ci odpowiadanie 1-25 jak chcesz odnaleźć galaktykę przy pomocy lunaskopu? Na przygotowanie odpowiedniego sprzętu tracisz za dużo czasu i w efekcie nie zdążyłeś wykonać zadania (Nędzny) 26-60 Masz problem z teleskopem, ale ostatecznie udaje ci się odnaleźć galaktykę… Szkoda, że nie tę, którą miała twoja grupa. (Zadowalający) 61-85 Znalazłeś wymaganą galaktykę i nawet ją opisałeś, choć nie zagłębiałeś się w szczegóły (Powyżej Oczekiwań) 86-100 Wow! Tak szybko jeszcze nigdy nie odnalazłeś żadnej galaktyki, czy planety! Chwila, czy to nie kometa przelatuje w pobliżu tej galaktyki? Jesteś tak podekscytowany, że nie tylko opisujesz odpowiednią galaktykę, ale też wybrane ciało niebieskie, zjawisko, jakie zaobserwowałeś, zyskując uznanie profesora, z którym wdajesz się w krótką dyskusję (Wybitny)
Modyfikatory i inne
Przerzuty: jeśli posiadasz własny teleskop, a wyrzuciłeś mniej niż 26, masz prawo przerzutu jeśli z części teoretycznej masz Wybitny - masz jeden przerzut
Modyfikatory: postać jest nowa (powstała najpóźniej 3 miesiące temu) +10 za każde 15 pkt z wróżbiarstwa i astronomii +10 najmocniejszy przedmiot w kuferku +20 własny teleskop (zakupiony przed opublikowaniem egzaminu) +10
Ocena ostateczna z egzaminu: sumujemy ocenę ostateczną z części teoretycznej i ocenę z części praktycznej w sposób:
Oba etapy wystarczy opisać, co postać robi, nie musicie sami podawać odpowiedzi. Ocenę zdobywacie dzięki kostkom. Oczywiście, jak ktoś chce podać troszkę wiedzy z astronomii w swoim poście - zachęcam.
Wymagany limit znaków - 1k. Mniej więcej wychodzi to na długość avka.
Kod
W poście należy umieścić odpowiednio wypełniony poniższy kod: [/b]
Kod:
<zg>Czesc teoretyczna - grupa</zg> tu wpisz złota czy srebrna <zg>pytanie 1</zg> [b]jak mi idzie:[/b] [url=link]kostka[/url] + modyfikatory [b]stres przy ściąganiu[/b] [url=link]kostka[/url] [b]powodzenie świąfania[/b] [url=link]kostka[/url] [b]ocena za pytanie[/b] tu wpisz ocenę </zg>pytanie 2</zg> [b]jak mi idzie:[/b] [url=link]kostka[/url] [b]stres przy ściąganiu[/b] [url=link]kostka[/url] [b]powodzenie świąfania[/b] [url=link]kostka[/url] [b]ocena za pytanie[/b] tu wpisz ocenę <zg>ocena z czesci teoretycznej</zg> tu wpisz ocenę
<zg>Czesc praktyczna</zg> [b]jak mi idzie:[/b] [url=link]kostka[/url]
<zg>ocena ostateczna z egzaminu</zg> tu wpisz ocenę
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Czesc teoretyczna - grupa złota pytanie 1 jak mi idzie:83 + 10 = 93 ocena za pytanie Wybitny pytanie 2 jak mi idzie: 57 + 10 = 67 ocena za pytanie Powyżej Oczekiwań ocena z części teoretycznej Wybitny
Kolejnym egzaminem, który ją czekał był ten z astronomii i musiała przyznać, że do niego postanowiła się przygotować w tym roku nad wyraz solidnie. Nie zamierzała pozwolić na to, aby ktoś zagiął ją z jakiegokolwiek zagadnienia. Dlatego też poprzednią noc spędziła nad podręcznikami, gotowa na każdą ewentualność. Usiadła w jednej z ławek, dając sobie przypisać odpowiedni zestaw pytań, na który się jedynie uśmiechnęła. Pierwsze z nich było naprawdę proste. Mogłaby długo rozwodzić się nad tym ile to już czytała o gwiazdach, o supernowych i innym tym podobnych rzeczach. Dlatego też wymienienie pozostałości po gwiazdach wydawało jej się być naprawdę prostym zadaniem. Raz dwa wymieniła ich rodzaje, opisując je na tyle skrupulatnie na ile była oczywiście w stanie nim przeszła do kolejnego zagadnienia. Tutaj już było nieco gorzej. Musiała nieco pomyśleć nad odpowiedzią jakiej chciała udzielić nim zapisała ją na pergaminie. Całe szczęście miała nadzieję, że to wystarczy, aby uzyskać dobrą ocenę przynajmniej z części teoretycznej. Następne było zadanie praktyczne. Podeszła do jednego ze szkolnych teleskopów i pochyliła się nad nim, starając się odnaleźć przy jego pomocy galaktykę eliptyczną, która musiała być gdzieś niedaleko. Chwilę jej to zajęło, ale w końcu jej wzrok skierował się w odpowiednim kierunku przy krótkich machinacjach przy teleskopie. Przyglądając jej się uważnie, co jakiś czas odrywała wzrok od astronomicznego krajobrazu, aby na przygotowanym papierze móc szczegółowo opisać dokładnie to, co widziała i udowodnić nauczycielowi, że jej wiedza w tej dziedzinie nie była aż taka znowu zła. Dopiero po tym mogła opuścić salę, trzymając kciuki za swoje wyniki.
z|t
Narumi O. Carmichael
Rok Nauki : III
Wiek : 17
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.64 m
C. szczególne : Urocza buźka, przyozdobiona lekkimi piegami widocznymi tylko dla wprawnego oka.
Czesc teoretyczna - grupa Złota pytanie 1 jak mi idzie:42 + postać jest nowa +10 ocena za pytanie Zadowalający pytanie 2 jak mi idzie:75 + postać jest nowa +10 ocena za pytanie Powyżej Oczekiwań
ocena z czesci teoretycznej Powyżej Oczekiwań
Czesc praktyczna jak mi idzie:55 + postać jest nowa +10 (Powyżej Oczekiwań)
ocena ostateczna z egzaminu Wybitny
Trzask, który rozbrzmiewa w mojej głowie, jest równoczesny z ostatnim piorunem, który naznaczył niebo. Zawsze przyglądałam się burzowym chmurą z pewnym dystansem i obawą, jednak nie zamykam oczu. Zastanawiam się, czy jeśli blask rozświetliłby niebo tuż przed moim oknem to, czy bym oślepła — pewnie tak. Więc od dzisiaj obserwując kaskadę piorunów w bezpiecznym zamku, muszę się liczyć z tym, że narażam się na wieczne ciemności. Patrząc na profesora Kersey'a zawsze mam ochotę się lekko uśmiechać, tak jak on robi to dzisiaj w dniu egzaminów. Nie jestem tu nowa, ale też i nie mam swojego kilkuletniego stażu w hogwarckich murach. Nie czuje się już dziwnie obco, ale egzaminy zawsze były dla mnie czymś stresującym, niszczącym wszelkie przejawy rozmarzenia, którego mi tak brakuje — kiedy przyglądam się uważnie twarzy Darryl'a. Dostaje od profesora gwiazdę, a ona ładnie prezentuje się na moim mundurku. Staram się skoncentrować i niemalże zdyscyplinować samą siebie do szczególnej uwagi. Nie wychodzi mi to najlepiej, ciągle rozpraszam się jakimiś błahostkami, jak nowe pióro siedzącej dziewczyny niedaleko mnie. Wzdycham sfrustrowana, z nadzieją, że zastosowanie techniki buddyjskiego oddechu, której uczył mnie mistrz Wu, coś pomogą. Robie głęboki, oddech i mam wrażenie, jak wszyscy słyszą go w sali, mimo że nikt się nie rozgląda — sama się rozglądam. Przenoszę spojrzenie swoich szarych oczu na pergamin, aby następnie poczuć, jak nieprzyjemny dreszcz przebiega po moim ciele. Pierwsze pytanie dotyczy omówienia rodzai pozostałości po gwiazdach, a także podania ich charakterystycznych cech. Trudne. Gdzieś w moim umyśle toczy się wojna o wydobycie szczątkowej wiedzy tego zagadnienia. Piszę, rozwlekam kreatywnie, jak tylko najbardziej potrafię, a następnie zagryzam nieświadomie wargę, mając nadzieje, że to wystarczy na zaliczenie mojej odpowiedzi. Zaćmienie słońca, drugie pytanie wydaje mi się łatwiejsze, chociaż już wiem, że nie udzielę dobrej odpowiedzi, to jednak jestem zadowolona, wymieniając zaćmienia słońca, podając ich rodzaje, a także warunki ich występowania. Zegar wybija kolejne minuty, sugerując, że czas zakończyć teorie, a profesor wykonuje delikatny zamach różdżką — wszystkie pergaminy zostały zebrane. Podchodzę do teleskopu. Nie mam swojego. Pamiętam, jak w Japonii w Osace korzystałam ze sprzętu cioci. Mówiła, że w gwiazdach jest zapisana cała nasza przeszłość, teraźniejszość i przyszłość — myślę, że to prawda, ale trudny jest język gwiazd. Jestem mniej podenerwowana niż na początku. Moja złota gwiazda jasno lśni. Przychodzi mi się zmierzyć z zadaniem, które polega na odnalezieniu galaktyki eliptycznej, a także jej szczegółowe opisanie. Staram się operować teleskopem prawidłowo, ale coś mi się nie zgadza. Zaczynam się gorączkować. Może źle coś skorygowałam, w końcu udaje mi się znaleźć, to czego szukam. Opisuje galaktykę. Nie zagłębiam się w szczegóły, zostało mi niewiele czasu. W końcu egzamin dobiega ku końcowi, a ja wychodząc z sali, łapie się na tym, że gwałtownie wypuszczam powietrze, ciesząc się, że mam już go za sobą.
Czesc teoretyczna - grupa złota pytanie 1 jak mi idzie:66 ocena za pytanie PO pytanie 2 jak mi idzie:53 ocena za pytanie Z ocena z czesci teoretycznej PO
Do samego dnia egzaminu nie wiem co to za pomysł, żeby zdawać go z astronomii. W zeszłym roku nie poszło mi najlepiej, pewnie głównie przez to, że moja wiedza opierała się głównie na umiejętności rozpoznawania gwiazdozbiorów i znajomości kilku różnych ciekawostek na temat kosmosu... więc teraz może być tylko lepiej. Po tym jak na święta dostaję w prezencie lunaskop, zdarza mi się obserwować niebo dla własnej przyjemności (oj tam, że to urządzenie służy głównie do patrzenia na księżyc - kto by się tym przejmował), dosyć uważnie studiuję też mapę nieba, no i ogólnie - wiem jakby nieco więcej. Nocne niebo nieustannie mnie fascynuje, więc odczuwam jakąś potrzebę dowiedzenia się o nim nieco więcej. Przyjmuję od profesora złotą gwiazdkę (czy to jakiś dobry znak?) i patrzę na pytania, które mam odpowiedzieć. Na widok tego pierwszego w głowie mam początkowo tylko pustkę, ale próbuję sobie przypomnieć cokolwiek i w końcu coś tam mi się rodzi, jakieś mgławice i wybuchy... opisuję to co jestem w stanie, całkowicie świadoma, że to wcale nie wyczerpuje odpowiedzi, ale przynajmniej nie można mi zarzucić, że nic nie wiem. Coś tam udało mi się wymyślić. Drugie pytanie wydaje mi się dużo łatwiejsze - opisuję od razu jaki musi być układ słońca, ziemi i księżyca względem siebie, próbuję nawet coś narysować ale średnio mi to wychodzi. W każdym razie - jest i być może nawet wiadomo o co chodzi. Z największą obawą podchodzę do zadania praktycznego - chociaż niby nie wydaje się być jakieś trudne. To tylko znalezienie jakiejś tam galaktyki. Przeszukuję niebo dosyć długo, aż w końcu udaje mi się ustawić teleskop na tyle dobrze, że coś dostrzegam. Potem okazuje się, że to nie do końca to co miałam znaleźć, ale galaktyka jak galaktyka - jest. Opisuję więc tą spiralną - jak wygląda, czym się charakteryzuje, jak dużo ich jest, podaję nawet jakieś przykłady. Czuję się bardzo zadowolona z wyniku egzaminu, szczególnie, że początkowo nawet nie wiedziałam czy powinnam go pisać.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Czesc teoretyczna - grupa złota pytanie 1 jak mi idzie:22 + 10 + 20 (kuferek najwyzsza wartosc i jedna dziesiatka)=52 ocena za pytanie Zadowalający pytanie 2 jak mi idzie:67 ocena za pytanie Powyżej Oczekiwań ocena z czesci teoretycznej Powyżej Oczekiwań
Czesc praktyczna jak mi idzie:68+ 30 (kufer i statystyki) = 98 - Wybitny
ocena ostateczna z egzaminu Wybitny
Astronomia była kolejnym przedmiotem, który lubiłam, bo zwyczajnie przypominał mi wróżbiarstwo, szczególnie kiedy musieliśmy wyczytywać coś ciekawego z gwiazd. Lubiłam pod nimi leżeć i sprawdzać czy może one dadzą mi jakieś natchnienie jasnowidza. Niestety nigdy tak się nie wydarzyło, ale warto było próbować. Oczywiście zaczynamy od teorii, w której byłam okropna ostatnie egzaminy. Zaczyna się od jakichś pozostałości gwiazd, o czym czytałam jakiś czas temu, więc całe szczęście potrafiłam coś tam powiedzieć, a jeszcze więcej zmyślić. Oczywiście widać, że część z tego jest kompletną bujdą, więc nie mam maksymalnej ilości punktów, ale zadowalający nie jest zły! Potem przechodzę do zaćmienia słońca. Była to jedna z rzeczy o których nie mam kompletnie pojęcia, dlatego właśnie tuż przed egzaminem przeczytałam co nieco o tym wszystkim. Okazuje się, że miałam straszne szczęście i oto nagle na mój pergamin spływa niebywała mądrość. Wszystko co udało mi się zapamiętać w tak krótkim okresie czasu. Kiedy egzamin dobiega końca po raz pierwszy od czasu wróżbiarstwa dość pewna siebie jeśli chodzi o teorię. Potem siadam do praktyki i okazuje się, że muszę rozrysować całą galaktykę. Mam dość pewną rękę do takich bzdur, więc wydaje mi się, że sobie poradzę. Szczególnie, że nie raz się na nie patrzyłam i próbowałam rozczytać co nieco z tych spirali. Rozczytuję ją bardzo szybko i bezbłędnie, na dodatek widząc jeszcze po drodze przelatującą kometę. Rozmawiam krótko z profesorem o tym szczęściu podczas egzaminu, całkiem nawet jarając się tym tematem astronomii. W końcu wychodzę z Wybitnym sama nie wierząc w swoje własne szczęście dzisiejszego dnia.
zt
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Nie powinno mnie tu być. Ta myśl towarzyszyła jej od chwili, w której przekroczyła bramę prowadzącą na błonia Hogwartu. W tym momencie miała już mieć wymarzoną pracę, powoli wić własne gniazdko, a wieczory spędzać ze swoją drugą połówką u boku. Tak przynajmniej to sobie wyobrażała, kiedy kilka lat temu rozpoczynała studia w Hogwarcie. Nigdy nie była pilną uczennicą, to fakt. Czasami chodziła na wagary, nieraz oblewała pierwsze terminy, nie przykładała większej wagi do ocen, ale mimo to nawet przez myśl jej nie przeszło, że będzie musiała powtarzać rok. Cóż... Niespodzianka! To nawet nie była specjalnie jej wina, po prostu nie mogła podejść do egzaminów i obrony w terminie. Rodzina zawsze stała u niej na pierwszym miejscu i w momencie, w którym jej mama trafiła do Munga, Nancy spakowała walizki i wróciła do domu, by zająć się najmłodszym rodzeństwem. Kariera naukowa zeszła wówczas na dalszy plan, ale teraz kiedy leczenie zaczęło przynosić fakty, a ojciec wrócił z rocznego rejsu, Williams miała dokończyć edukację. Nie była co do tego przekonana, ale pod naciskiem rodziny zdecydowała się wrócić, chociażby po to, żeby jeszcze przez jakiś czas mieć oko na Noah i Orle. Tego dnia miała już udać się na lekcje, ale kiedy zobaczyła znajome twarze czekające pod salą, spanikowała, ominęła klasę zaklęć i poszła dalej, by bez celu powłóczyć się po korytarzach przez kolejne godziny. Bezmyślnie mijała zagadujące ją obrazy, schodziła schodami w dół, odbijała się od ślepych zaułków, potem przez chwilę wspinała się w górę, aż w końcu dotarła na szczyt wieży obserwacyjnej. Podeszła do okna oddychając ciężko ze zmęczenia. Zdecydowanie nie była w najlepszej formie i wspinaczka kosztowała ją sporo energii. Przez ostatnie miesiąc kompletnie olała treningi i po życiowej formie nie pozostał nawet ślad. Mimo wszystko warto było pokonać te ciągnące się w nieskończoność schody, chociażby dla widoku, który rozpościerał się za oknem. Nagły podmuch oblepił jej policzki i włosy malutkimi kropelkami deszczu, kiedy oparła się o parapet, by wyjrzeć na zewnątrz. Na ramionach i karku momentalnie pojawiła się gęsia skórka, ale wyjątkowo jej to nie przeszkadzało. Merlinie, jak ona się stęskniła za tym widokiem! Od dłuższego czasu towarzyszył jej smutek, stres, zmartwienie, a przede wszystkim poczucie porażki spowodowane powtarzaniem roku. Jednak w tej jednej chwili to wszystko zniknęło, i kompletnie niespodziewanie poczuła jakiś dziwny spokój. Tak jakby właśnie teraz wróciła do domu.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nic nie było w porządku. Tak mogła podsumować to, co działo się ostatnio w jej życiu. Naprawdę nie była w stanie stwierdzić czy nie wolałaby stracić wzroku na stałe tylko po to, by wciąż nie zastanawiać się kiedy uderzy klątwa i postanowi odebrać jej zdolność widzenia. To mogło się zdarzyć w każdym momencie. W czasie lekcji, na meczu, podczas spaceru na Pokątnej. Tyle dobrego, że nie był to proces nagły, a bardziej powolny. Mogła w ten sposób przygotować się na nadchodzące ciemności, które ją pochłaniały. A w tym momencie było to znalezienie odosobnionego miejsca. Nie chciała, by ktokolwiek widział to jak po omacku porusza się po zamku, ociemniała i zdezorientowana. Wolała znaleźć miejsce, w którym mogłaby być sama i tam przeczekać działanie klątwy choć nie mogła mieć pewności jak długo będzie to trwało. Oby jak najkrócej. Miała iść do dormitorium, ale czuła, że może nie trafić tam o wszystkich działających zmysłach. Poza tym istniało ryzyko, że natknie się tam na kogoś, a wolała swoje problemy zachować dla siebie i jak zwykle odizolować się od świata dopóki nie miną. Dlatego też zdecydowała się, że zamiast tego skieruje swoje kroki na wieżę obserwacyjną. Tam zwykle nikt się nie kręcił. Musiała się pospieszyć. Wzrok miała coraz bardziej mętny, obraz powoli tracił na ostrości, aby zacząć się wkrótce rozmazywać i gasnąć nim nie pochłonie jej ciemność. Jednak miała jeszcze nieco czasu nim w końcu bielmo w pełni pokryje jej oczy. I w tym czasie zdążyła dopaść do komnaty położonej na szczycie wieży. Tylko, że oczywiście ktoś już tam musiał się znajdować. Przez dobre kilka sekund wpatrywała się w postać, starając się dojść do tego czy przypadkiem wzrok wciąż ma na tyle dobry, by móc rozpoznać stojącą przed nią dziewczynę, której nie widziała od naprawdę dawna. - Nancy...? - naprawdę nie potrafiła uwierzyć w to, że tak nagle na nią wpadła. I to jeszcze w takiej sytuacji. Musiała mieć prawdziwe szczęście. Nareszcie spotkała ją po tylu miesiącach i to akurat w momencie, gdy cholerna klątwa powoli odbierała jej wzrok. Wyczucie czasu po prostu idealne. Niech ktoś po prostu ją zabije i skróci te męki oraz oszczędzi jej kompromitacji.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Stojąc i wpatrując się w ten znajomy widok, Nancy ogarnęła dziwna nostalgia. Na boisku odbywała się właśnie lekcja guidditcha, boleśnie przypominając jej, jak dawno nie siedziała na miotle. Ktoś krzątał się przy chatce gajowego, doglądając dojrzewających dyń, tak jak ona nieraz to robiła, by odciążyć Chrisa z nadmiaru obowiązków. Przy pomoście kołysała się łódka, na której przeżywała dramat zmiany płci wraz z Brewerem. Drzewa w zakazanym lesie kołysały się leniwie, zupełnie tak samo, kiedy z Ofelią wybrały się na poszukiwania składników do czarnomagicznego kadzidła. Jak dziwnie było jej z myślą, że wcale nie powinna tu być, że zamiast wpatrywać się w błonia, powinna pracować, jak na odpowiedzialnego dorosłego przystało. Tylko że wcale nie czuła się taka dorosła, i mimo smutku związanego z zawaleniem roku, czuła chyba też pewną ulgę, że te wszystkie straszne rzeczy jeszcze odwlekły się w czasie. Tak się nad tym wszystkim zamyśliła, że kompletnie nie słyszała kroków, świadczących o tym, że ktoś się zbliża. Dopiero znajomy głos wyrwał ją z letargu, powodując przyspieszenie bicia serca i dreszcz na karku, który tym razem nie był spowodowany podmuchem wiatru. Znała ten głos aż za dobrze. Natychmiast się odwróciła, gwałtownie łapiąc powietrze. - V-viol? - Zająknęła się i wcale nie była pewna czy to kwestia stresu, czy prześladującej ją od jakiegoś czasu klątwy. Spojrzała na Strauss i momentalnie uderzyła w nią kolejna fala intensywnych wspomnień. Noc celtycka, wspólne treningi, zeszłoroczne wakacje, latarnia morska. Nie była na to gotowa. To miał być zwykły spacer po zamku, miała się oswoić z myślą, że wraca do Hogwartu, miała poinformować znajomych, najlepiej przez wizzengera, a nie wpadać na Violę na szczycie wieży, do której nikt zazwyczaj nie zagląda. - Co t-tu robysz? - Nie byłaby sobą, gdyby bezmyślnie nie zadała jakiegoś głupiego pytania. Do tego ta parszywa klątwa, powodująca zająknięcia i gryzienie się w język akurat teraz postanowiła o sobie przypomnieć. - Psepraszm, to ta głupia klątwa... - Dodała, zasłaniając ręką usta. Oczywiście, że to spotkanie nie mogło przebiec w normalny sposób. Problemy z komunikacją miały nawet kiedy język nie wciskał się nieproszony między zęby, nie był to więc idealny czas na to spotkanie po tak długiej przerwie.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jeśli to tylko miało w jakiś sposób pocieszyć Nancy to naprawdę nie pojawiła się tutaj po to, żeby ją prześladować czy odnaleźć w murach zamku w jakimś innym celu. Po prostu chciała znaleźć jakieś ciche miejsce, w którym mogłaby się zaszyć na pewien czas i przeczekać działanie klątwy, co mogło zająć naprawdę sporo czasu. Kompletnie nie wiedziała, co powinna czuć w momencie, gdy usłyszała jakim tonem Nancy wypowiedziała jej imię. Nie widziała jej od tak dawna. W zasadzie nie miała pojęcia, co działo się z nią przez ten czas i kompletnie nie potrafiła się teraz zachować w jej towarzystwie. Nie była w stanie zmusić się do innej reakcji niż zdecydowanie wymuszony nerwowy uśmiech. - Ukrywam się przed światem - odpowiedziała, starając się brzmieć w miarę rezolutnie i ignorować to, że jej wzrok coraz bardziej cierpiał ze względu na wstępujące na oczy bielmo. Cholerna klątwa. - A ty? Machnęła jedynie ręką w momencie, gdy Williams zaczęła ją przepraszać za jakieś zająknięcie. Naprawdę były o wiele większe problemy niż podobne niedogodności. Sama sięgnęła po swoją różdżkę, która zawsze znajdowała się w dogodnym miejscu. - Naprawdę nie masz za co przepraszać... A teraz wybacz na chwilkę - szybki ruch różdżką wystarczył, żeby rzucić na siebie samą niewerbalne Obscuro. W momentach, gdy odzywała się jej własna klątwa czuła się o wiele lepiej, gdy miała na sobie ciemną opaskę. Trudno stwierdzić czy chodziło tutaj o złudne wrażenie kontroli czy może kryło się za tym coś więcej.