Dużo miejsca, spora odległość od lasu i wyjątkowo krótka trawa - to sprawia, że jest to świetnie miejsce nie tylko do spędzania czasu wolnego (na przykład na kocu), ale też do małych pojedynków na zaklęcia czy ćwiczenia latania na miotle.
Impreza księżycowa:
Księżycowe zakończenie
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Atrakcja: żarcie Trwające efekty: A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. !!!!
Parskam krótko z rozbawieniem na to jak Julka plotła androny do niczym nieprzejętego Larkina, zanim nie kierujemy się dalej na imprezę. Obojętnie patrzę na @Ruby Maguire, która wyrosła znikąd jak tylko rzuciłem mój super tekst do Tomka. Zerkam na partnera Gryfonki przelotnie. Dziewczynę znałem głównie dlatego, że była siostrą Tommy'ego ale też przez jakiś czas jakimś cudem chodziłem z Marlą i wtedy też chcąc nie chcąc przewijała się Ruby gdzieś w okolicy. Jednak żadne mocniejszej więzi nie nawiązaliśmy. Wydaje mi się też, że opierała się ona jedynie na wspólnych docinkach. - Tak. Dlatego jestem z graczką qudditcha. Ty widzę poszłaś w wygląd - odpowiadam poważnie, wskazując na Rocco. Może i brat Maguire był ODROBINĘ mniej przystojny niż setny Swansea, który był jak wyciosany z kamienia (w mojej opinii był to okropnie idealny ród), to nie można było odmówić paru cech podobnych Rocco i Tomkowi. Czyli styl włosów, blada jak księżyc cera, czy sylwetka dorastającego nastolatka. Nie komentuję już wypowiedzi Tomasza o zaskakującym wyborze partnerki, bo odciągam Brooks od tej dwójki byśmy nie spędzili całego wieczora na słuchaniu moich utarczek słownych z innymi. W tej chwili też do ramienia przyjaciela podbiega @Zoe Brandon z którą nie poszedłem na taką imprezę chyba po raz pierwszy od lat, jako że częściej niż rzadziej mieliśmy jakichś romantycznych partnerów. W tym roku jednak uznałem (w sumie dzięki Yasmine i Larkinowi, jednak pomocni są Ci Swansea wzdychający do Krukonów), że jestem odrobinę żałosny w tym wiecznym szwendaniu się za Brandon i może lepiej mi zrobi wyjście z Brooks. Ostatnio spędzałem z nią w końcu mnóstwo czasu. Kiedy odchodzimy nie mam pojęcia że dwójka przyjaciół zaczyna mnie srogo obgadywać (tylko co to za przyjaciele, skoro tak szkalują za plecami). - Nie słuchaj ich - mruczę tylko mając nadzieję, że tylko mi się wydaje, że słyszę słowa randka, ciągnące się za mną. Ale trzeba przyznać, że nie można się im dziwić, bo jak tylko z Julką podeszliśmy do stołu, to zacząłem ją karmić, a potem zasypywać wieloma słowami i prezentami. Sam bym plotkował o którymś z nich, gdybym widział, że robią takie rzeczy. - Ach, kurwa - mówię elokwentnie gdy pierwsza próba karmienia idzie mi marnie i dopiero przy drugiej udaje mi się ogarnąć. - To zwykła kaczka. Ale z Ciebie kucharz - mówię i kręcę głową z dezaprobatą za jej kiepską znajomość potraw. Każdy z nas je swoje potrawy i o ile Julka czuje jakieś rozpierające ją szczęście, ja czuję jak rozwiązuje mi się język. Irytująca i kłopotliwa sprawa. Całe szczęście Brooks bardziej jest zaaferowana prezentem nie moim ględzeniem. Delikatnie zmniejszam się machinalnie gdy Julka wyciąga się do pocałowania mnie w policzek. Równocześnie skupiam się z całych sił, by nie płonąć czerwienią jak LJ z którego przed sekundą się śmiałem. - Transformowałem czarownicę, by wyglądała jak ty, więc za jakieś kilka lat może się z powrotem zamienić w to co było wcześniej - ględzę całkowicie niepotrzebnie w międzyczasie. Czy Zoe albo Viní również czują taki irytujący przymus? Biorę naszyjnik i delikatnie zapinam swój prezent na karku dziewczyny. - Gotowe - oznajmiam i łapię Julkę za ramiona, by odwrócić ją z powrotem przodem do siebie. - To co teraz? Powinniśmy iść na te tańce zanim przestanę być taki odważny. Masz jakiś alkohol? To niepoważne, że nie możemy tutaj pić, chociaż jesteśmy pełnoletni - paplam sobie dalej, łapię za rękę Brooks i chodzę sobie z nią po tej imprezce, rozglądając się po atrakcjach. Gdzieś po drodze widzę Tomka i Zoe, która w ciągu sekundy od zjedzenia plumki (!) zaczyna próbować macać Tomka po twarzy. - Patrz. Z daleka widać, że to znowu coś nie tak z potrawą. Zosia jest wege, w życiu nie zjadłaby ryby... Nadal nie wiem kto wymyśla by dodawać amortencję do uczniowskich potraw... To skrzaty? Dyrektorka? Irytek? Bo to pojawia się regularnie, tylko po to by zakłopotać uczniów - snuję sobie rozważania poważnym tonem z ciemniejącymi z irytacji brwiami i włosami. Kręcę głową, jakbym chciał odgonić od siebie metamorfogiczne zabiegi albo widok Tomka i Zośki. Postanawiam skupić się bardziej na Brooks nie na wszystkim wokół, szczególnie że tak miło założyła od razu mój prezencik, który oczywiście wyglądał spektakularnie. Przechodząc obok patronusów mrużę na chwilę oczy. - Czy ja wiem jaki jest Twój patronus w końcu podobno tyle mówi o człowieku... - próbuję przypomnieć sobie czy Julka rzucała kiedykolwiek przy mnie to zaklęcie, wystukując na splecionej z moją dłonią, dłoni Julki jakiś rytym. Zauważyłem też, że nawet jednego pytania nie mogę zadać bez zbędnego komentarza.
Atrakcja: jedzenie Trwające efekty: I - prawie super szczęście
Czy głupio mi było przez fakt, że nie miałam partnera na taką super imprezę? Możliwie. Jednak od wydarzeń na imprezie powtarzałam sobie regularnie, że jestem twardą dziewczyną, która radzić sobie może sama i twierdziłam po prostu, że to kolejny krok w stronę mojej (nowoodkrytej) niesamowicie feministyczne duszy. Całe szczęście, że Hope również nie miała specjalnie partnera, bo jej towarzysz zniknął w niebycie i mogłam sobie wraz z nią manifestować... kobiecość, niezależność, i inne same poważne rzeczy. Oczywiście to, że idę bez prawilnego partnera nie wpłynęło na mój idealny wygląd. Długo stroję się do księżycowego eventu. Zdecydowanie najdłużej zajął mi makijaż. Kryształki, które nakładałam magicznymi sposobami, pojawiały się i znikały wokół moich oczu. Iskrzyły się tylko kiedy padały na nie światło księżyca. Taką limitowaną edycję kosmetyków znalazłam w Magicbelline. Próbowałam namówić zarówno Marlę jak i Ruby do równie fancy makijażu, ale udało mi się tylko im odrobinę upiększyć buźki. Z Hopką poszło mi znacznie lepiej i wyglądałyśmy teraz jak prawdziwe gwiazdy (którymi oczywiście naprawdę byłyśmy). Jednak podczas gadki przy stole z naszym opiekunem coś nas rozłączyło i z przerażeniem stwierdziłam, że jestem sama. I na dodatek trudno mnie nie zauważyć w końcu świecę się jak latarnia. Moja sukienka migocze na przeróżne kolory, a długie, błyszczące rękawy zasłaniały mi czubki paznokci. Rozglądam się dookoła w poszukiwania kogoś do kogo mogę się radośnie podłączyć. Ale niestety Ruby przyszła z Rocco, a moja feministyczna duża nie była jeszcze gotowa by zmierzyć się z nim, więc jedynie pomachałam do przyjaciółki niemrawo. A na dodatek jej brat dopadł Zoe Brandon, z którą również miałam dobry kontakt. Mogłam jeszcze zgłosić się na koło u wozu Marli i Murphy'ego, ale wolałam udawać, że jestem niesamowicie głodna i poczekać aż znajdzie się Hopka. Dlatego zabieram się za jakąś kaczkę i z ogromnym zaangażowaniem zaczynam ją skubać. Podziwiam pary wokół w tym Darrena z totalną pięknością (nic dziwnego) czy nieprzyzwoicie atrakcyjnych ludzi z kadry. Oczywiście niechętnie przyłapuję się na tym, że zastanawiam się czy może James w końcu wykopał się ze swojej czarnomagicznej jamy, ale staram się zagryźć wspomnienia kaczką. Która swoją drogą wpływa na mnie jakoś dziwnie kojąco.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Maxa zupełnie nie obchodziło, jak wyglądali z boku. Nie obchodziło go również, co inni mogą sobie o nich pomyśleć, mówiąc najprościej, miał to po prostu w dupie i doskonale się z tym czuł, nie musząc koncentrować się na tym, co ludzie powiedzą. Niech sobie mówią, co, kurwa, chcą. Lubił Olę, lubił spędzać z nią czas, czuł się w jej obecności dobrze i po prostu widział w niej przyjaciółkę, z którą mógł spokojnie pozwolić sobie na takie odskoki od normy – czymkolwiek ta była – na jakie nie mógł pozwolić sobie z innymi osobami. Żarty, jakimi się raczyli, czy dogryzki, które z pewnością dla innych osób byłyby mało miłe, ale dla nich były po prostu zwyczajne. - Znam ich więcej, chcesz posłuchać? – zapytał od razu, nieznacznie się ku niej nachylając i chociaż uśmiechał się, chociaż sprawiał wrażenie tak samo wyluzowanego, jak zawsze, to jednak w jego ciemnych oczach panowała jakaś pustka, jakiś cień, którego nie dało się pominąć, aczkolwiek bardzo chciał się tego gówna pozbyć. To jednak nie było takie łatwe, skoro musiał na nowo załatać swoje życie, w którym było sporo niewiadomych i sporo problemów, które musiał jeszcze rozwiązać, jednak nie zamierzał nimi nikogo obarczać, a już na pewno nie w tę noc. Miał tylko nadzieję, że problemy, jakie miały miejsce w tym zasranym kraju, już się skończyły i za chwilę nie pierdolnie na ziemię z fasonem, pod wpływem jakiejś pieprzonej wizji, która pośle go na kolana i zmusi do tego, żeby znowu zachowywał się, jak jakaś jebana ryba wyjęta z wody. Zaraz zresztą zbył to mentalnym wzruszeniem ramion, zgadzając się z Olą, że dla sławy należało cierpieć, choć w ich wypadku cierpieniem zostaną zapewne obdarzeni wszyscy dookoła nich, ostatecznie ich wycie nie mogło raczej zaliczać się do prawdziwych kanonów piękna, czy czegoś tam. - Tss, a ja zawsze naiwnie sądziłem, że to wszystko za sprawą mojego nieodpartego uroku osobistego – stwierdził, robiąc przy okazji minę godną zbitego szczeniaka, po czym uśmiechnął się ponownie i wzruszył lekko ramionami. – Tym razem nie miałem jak przemycić ze sobą tego, co przywiozłem Ardeal, ale jak ładnie poprosisz, to możemy sobie znaleźć miejsce nad jakąś rzeczką i spić się do nieprzytomności – dodał zaraz, marszcząc lekko nos w rozbawieniu, które starał się zamaskować również zagryzając dolną wargę. Wiedział, że gdyby tylko teraz ktoś ich przyłapał na czymś mało legalnym, czekałby ich zapewne wpierdol i nowy rok zaczęliby od szlabanu, ale chociaż się tym za chuja nie przejmował, nie był pewien, czy faktycznie powinien coś ze sobą zabierać. Nie wiedział nawet, czy znalazłby kogoś, kto chciałby się z nim schlać do nieprzytomności, więc po prostu równie dobrze mógł odpieprzać inny szajs, przy okazji całkiem dobrze się bawiąc. Nie miał nic przeciwko wywracaniu swojego życia do góry nogami choćby na jeden wieczór, bo wszystko, co do tej pory się w nim działo, było i tak srogo pierdolnięte. Wolał zaś dobrze się po prostu bawić, a nie myśleć nieustannie o tym, jakie wszystko dookoła niego jest chujowe. - Możemy też najpierw skoczyć zjeść coś, co pewnie wypierdoli nam żołądki na drugą stronę albo spowoduje, że będziemy widzieć wszystko w kolorowe ciapki, a jak wolisz iść pływać w jeziorze, to też nie ma sprawy – dodał jeszcze, rozkładając przy okazji ręce, jakby w ten sposób chciał jej pokazać, jak wiele mieli możliwości, wręcz nieograniczonych i był pewien, że gdyby im się znudziło na imprezie, równie dobrze mogliby wybrać się gdzieś do zamku, żeby wyć do bladego świtu jakieś idiotyczne piosenki albo sprawdzać wszystkie groźne i niedozwolone miejsca.
Atrakcja: żarcie Trwające efekty:j - będę gryzł @zoe brandon i dojadam plumpki po niej, więc też amortencja
– To dobrze, że nie natrafiłaś na jakiegoś frajera tylko na mnie – szczerzę się, udając niesamowicie pewnego siebie chłopaka, choć serce kołacze mi na samą myśl, że Zoe uznaje mnie za nie byle kogo. Nie przywykłem do jakiegokolwiek zainteresowania i zazwyczaj jestem traktowany jako kolejny Maguire, mniej zdolny niż starsi bracia lub mniej rozrywkowy niż młodsza siostra. Prężę te swoje nieistniejące mięśnie i pozwalam Zosi na sprawdzenie jakie są niepokonane. Muszę przyznać, że przy niej wraca mi pewność siebie, bo choć jestem pewny, że Krukonka sobie żartuje to i tak daje się ponieść tej fali głupich śmieszków, nagle czując się niezwyciężony i fajny. Wyginam usta w szerokim i szczerym uśmiechu, bo w końcu ktoś docenia moje niezwykle mężne przedramiona i siłę. – Tak właśnie będzie – kwituję zadowolony z siebie i z udawaną powagą rozglądam się za tymi adoratorami Brandon, jakbym się szykował do bitki o jej względy. I wtedy przypominam sobie o tym, że mnie przecież uratowała od sterczenia tu niczym kołek. – Ej, dzięki, że tak interweniowałaś, ja już naprawdę myślałem, że będę musiał prosić do tańca Marcy Fran, a potem do końca życia znosić komentarze całej rodziny, że tylko na jej towarzystwo mnie stać – mówię z wdzięcznością. Cieszę się, że w końcu trafiłem na osobę, z którą mogę bezkarnie plotkować, bo to nie lada wyzwanie znaleźć kogoś takiego. Bezpardonowo obgaduję więc Augusta, a na wieść, że świeczki to jej pomysł, aż otwieram oczy ze zdumienia. – To dlatego tak się wkurwił, że wszyscy je wyśmiali – przykładam dłoń do twarzy, aby zdusić chichot, ale zaraz przytakuję jej gorliwie, bo totalnie się z nią zgadzam. – CO NIE? Idealnie do siebie pasują, to prawilne ziomeczki i Julka go pewnie ustawi i może nawet sprawi, że kiedyś będzie miał takie imponujące bicepsy jak ja! – stwierdzam i od razu proponuję nam tę przednią zabawę z jedzeniem. Przygryzam paluszka, którego mi wpycha do buzi, modląc się w duchu, żebym nie miał teraz całej mordy w okruszkach. Otwieram oczy i z zatrwożeniem widzę oburzenie Zoe. – O matko, przepraszam, nie wiedziałem – reflektuję się, bo kompletnie nie przemyślałem faktu, że Zosia może nie lubić plumpek albo mięsa albo takich niespodzianek i aż zawieszam zawstydzone spojrzenie na swoich pięknie wypastowanych lakierkach i czekam na jej wywód, że jestem draniem, w efekcie czego ucieknie do jakiegoś swojego amanta. Zamiast tego słyszę wyznanie, że dla mnie gotowa jest zeżreć tego gbura Edgcumbe’a, na co znów wyginam usta w uśmiechu i z powrotem spoglądam w jej jasne tęczówki. Ani się obejrzę, a już czuję jej dłoń na policzku, co jest bardzo przyjemne i widzę przed nosem widelec z resztką tych przeklętych plumpków, które wesoło zagryzam, żeby nic się nie zmarnowało! Naprawdę byłem pewny, że całą imprezę spędzę w samotności, słuchając tylko nieprzychylnych komentarzy, że jestem nieudolnym gamoniem bez znajomych, A TU PROSZĘ, taka Zoe Brandon jest mną zainteresowana. I przysięgam, że jest najpiękniejszą kobietą na całej ziemi, ba, nawet na całym globie. Moja blada skóra przybiera barwy pomidora malinowego, kiedy na nią spoglądam rozanielony. O słodka Roweno, myślę sobie, kiedy tak jesteśmy blisko siebie i dzieli nas jedynie kilka centymetrów. W przypływie odwagi przytwierdzam jej dłoń do ust, które muskam delikatnie. – Wezmę cię – obiecuję z wielką pewnością siebie – na parkiet pełny lunaballi, które ci nie dorównują urodą – dodaję i kiwam głową tak zapamiętale, że czarne loki rozsypują się po moich kościstych ramionach. – Obwieściłbym to całemu światu, ale samolubnie wolę, żebyś była skupiona tylko na mnie, bo nie mam szans z tymi wszystkimi wysokimi i… – męskimi przede wszystkim, ale tego już nie mówię na głos – …wymuskanymi chłopcami – kończę i pod wpływem niewytłumaczalnego impulsu gryzę ją delikatnie w palec. Dlatego żeby to zatuszować, biorę ją pod ramię i zmierzam (a raczej frunę!!) w stronę parkietu.
______________________
i read the rules
before i break them
James Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : mała blizna na czole, heterochromia centralna, zarysowane kości policzkowe, dziwne stroje i jeszcze dziwniejsza biżuteria
Niby księżyc wrócił i w końcu mogę normalnie zasnąć, bez tego irytującego przewracania się z boku na bok i nie czuję się jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł, a i tak mam wrażenie, że ledwo się trzymam w pionie. Pewnie normalnie spędziłbym mnóstwo czasu na skrupulatne wybranie stroju i to takiego, żeby nikt mnie czasem nie przeoczył, ale zamiast tego ubieram się w nudny do granic możliwości i bardzo skromny (jak na moje możliwości) garnitur, chociaż najchętniej przyszedłbym w szlafroku albo owinięty w pościel. Nie zastanawiam się też nad brakiem partnerki, bo wiem, że nie mam co liczyć na jakiekolwiek towarzystwo. Nic dziwnego, skoro od tygodni się izolowałem i tylko leżałem na tej przeklętej poduszce z kogutem, użalając się nad swoim losem. Gdy dostrzegam w tłumie Mer, co nie jest trudne ze względu na jej połyskującą sukienkę, na kilka sekund zamieram – trochę przez przerażenie związane z ewentualną konfrontacją, a częściowo przez zachwyt, bo wygląda dzisiaj niczym milion galeonów, co nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. W popłochu zastanawiam się czy w ogóle wypada mi podejść, bo jestem świadomy, że ostatnio zachowywałem się jak skończony frajer, skupiony tylko i wyłącznie na sobie. Jakaś część podpowiada mi, że prędko zażegnamy ten konflikt, oboje machniemy na to lekceważąco ręką i będziemy się wkrótce zaśmiewać z najgłupszych rzeczy, beztrosko plotkować i bezkarnie komentować zachowanie innych, ale przecież nie jestem naiwny. A najgorsze jest to, że nie wiem co zrobić, żeby było lepiej albo co powiedzieć, żeby wyjaśnić to, że nagle postanowiłem zostać jebanym pustelnikiem. Zanim jednak skończyłem w głowie debatę czy iść czy nie, moje nogi podejmują decyzję same i już kroczę pozornie wyluzowany do Gryfonki. Poprawiam marynarkę, strzepuję z ramion niewidzialny pyłek, biorę głęboki wdech i po chwili stoję obok, mając nadzieję, że mój czarujący uśmiech maskuje wszystkie sprzeczne emocje, które we mnie szaleją. – Zatańczymy? – pytam. Taki ze mnie chojrak, który próbuje pląsami na parkiecie odwlec w czasie rozmowę, na którą kompletnie nie jestem gotowy i nie wiem czy w ogóle nadejdzie moment, w którym czułbym się na nią przygotowany. Dlatego więc tak sterczę tuż obok Mererid, cały spięty, bo chyba pierwszy raz odkąd się przyjaźnimy nie mam pojęcia czego się po niej spodziewać.
Helena D. Swansea
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : piegi, brokat na powiekach (i wszystkim co posiada), zawsze umazana grafitem, węglem albo farbami, tatuaż ważki latającej po lewej nodze
Atrakcja: jedzonko Trwające efekty:g - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc.
Tak bardzo jestem podekscytowana końcem swojej (podstawowej) edukacji, że zapominam załatwić sobie parę na imprezę z okazji zakończenia roku. Serio, sama po sobie bym się tego nie spodziewała, ale miałam głowę w innych sprawach, dopóki nie nadszedł ten wieczór i koleżanki nie zaczęły mówić mi, gdzie umówiły się ze swoimi partnerami. Skoro przypomniałam sobie dopiero na ostatnią chwilę, nie ma za bardzo dla mnie ratunku – przytakuję więc tylko sparowanym dziewczynom i skupiam się na przygotowaniach, ukrywając skierowaną do wewnątrz dezaprobatę za swobodnym uśmiechem i kilkoma szczyptami brokatu – tego wieczora używam go nawet trochę więcej niż zwykle, skoro mamy lśnić! Mam też idealną na ten wieczór sukienkę, która czekała w moim kufrze na odpowiednią okazję odkąd znalazłam ją dawno temu na Pokątnej – gdy tylko padnie na nią chociaż odrobina światła, puszcza dookoła iskrzące zajączki układające się w konstelacje. Jak znalazł. Tylko szkoda, że partner się nie znalazł i nie ma kto mnie skomplementować czy coś. Kiedy już kończy się oficjalna część, stoję sobie przez chwilę jak trusia. Dostrzegam niedaleko @Jessica Smith z moim kuzynem i macham do nich na powitanie, ale zanim zdążam przyczepić się do tego towarzystwa, oni wzbijają się w powietrze, a ja zmieniam trajektorię swoich kroków, by nie trafić na @Thomas Maguire, chociaż macham po drodze do @Zoe Brandon. Docieram tym sposobem do stołu z przekąskami, z którego zgarniam pierwsze lepsze danie, chyba głównie po to, żeby nie bujać się niezręcznie, wypatrując znajomych twarzy, do których mogłabym doczepić się jako piąte koło u wozu na ich randkach. A kiedy już odrobinę napełniam żołądek, jakoś się rozluźniam. Odstawiam talerz, bujam się lekko do muzyki, podziwiając, jak światełka z mojej sukienki rozpraszają się po okolicy. Mój solowy taniec musi wyglądać dość dziwacznie, bo wszystkie ruchy są podyktowane tym, żeby puszczać zajączki w konkretne miejsca. W końcu za niezwykle rozrywkowe uznaję puszczanie ich bezpośrednio na twarze ludzi, i takim sposobem koncertujący wciąż @Anthony 'Moose' Grant gra z piegami ze światełek ułożonymi w wielką niedźwiedzicę, a ja staram się nie ruszać za mocno kolanem, żeby go przez przypadek chwilowo nie oślepić swoją głupawą zabawą.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Z pewnością obchody roku szkolnego miały dla Yuuko słodko-gorzki charakter. Z jednej story faktycznie można było się cieszyć uzyskanymi wynikami egzaminów oraz czerpać radość z przywrócenia na niebo księżyca, którego nieobecność miała naprawdę kiepski wpływ zarówno na zwierzęta jak i niektórych czarodziejów, odczuwających skutki tego zdarzenia w różnym stopniu. Całe szczęście ona nie czuła nic poza zwyczajowym zmęczeniem, które towarzyszyło jej jak co roku w związku z nawałem pracy i obowiązków wszelakich. Jednak jakby nie patrzeć był to jej ostatni rok w Hogwarcie. Musiała zatem jakoś pożegnać się zarówno z uczniami jak i z kadrą nauczycielską. Chociaż niejako obiecała Chrisowi, że przed powrotem do Japonii pomoże mu jeszcze w pracach w przydomowym ogródku Walshów. Przynajmniej z nimi będzie miała jeszcze odrobinę czasu do spędzenia. Inni zapewne będą za bardzo zajęci powrotem do szkół lub końcówkami wakacji, by mogła się z nimi zobaczyć pomiędzy ostatnimi pracami ogrodniczymi i promowaniem najnowszego albumu. Wysłuchała wystąpienia Josha, który życzył im udanego wypoczynku. Miała nadzieję, że on również odpocznie na wakacjach, a uczniowie nie będą zbytnio rozrabiać, dokładając mu dodatkowych zmartwień. Chociaż tego nigdy nie można było być pewnym. Uśmiechnęła się w jego kierunku, a następnie pokręciła się jeszcze w pobliżu, rozmawiając z różnymi uczniami, którzy czasami podchodzili do niej po to, aby podpytać się o jej dalsze plany i pożegnać się. Najgorsze jednak było to, że sama do końca nie wiedziała, co dokładnie ją czeka poza zaplanowanym powrotem do Japonii. Pierwsze chciała poświęcić się rodzinie, spędzić z nią nieco czasu, odnowić też stare znajomości. Zapewne w trakcie okaże się, co będzie z jej karierą i innymi aspektami życia. W końcu jednak, gdy już rozmówiła się z puchońskimi pierwszakami, które serdecznie ją uściskały, mogła ruszyć na poszukiwanie dwójki mężczyzn, z którymi chciała jeszcze zamienić słowo albo dwa jeśli będzie miała ku temu okazję. I naprawdę nie zdziwiło ją to, że akurat przebywali oni razem. Uśmiechnęła się jedynie na ich widok, starają się podejść bliżej bez wpadania na innych imprezujących. - Profesorowie Walsh - zwróciła się do nich, chociaż wciąż nie bardzo przywykła do tego, że zwracała się do obu z takim samym tytułem i nazwiskiem. Co nie znaczy, że nie cieszył jej ten fakt pomimo rozterek językowych. - Chciałam naprawdę panom podziękować za te ostatnie miesiące. Bardzo miło się z panami pracowało. Mam nadzieję, że przyszły rok szkolny będzie dla państwa przyjemny i odpoczniecie w czasie wakacji... Przynajmniej na razie jedynie tyle przychodziło jej do głowy. Naprawdę nie wiedziała, co jeszcze mogłaby dodać w tej chwili. Cóż, Josha nie znała zbyt dobrze głównie dlatego, że Quidditch nie był jej pasją, ale wiedziała, że z obecnej kadry był chyba najlepszą osobą do zajmowania się całym puchońskim towarzystwem. Przynajmniej zostawi ich w dobrych rękach.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Atrakcja: taniec z lunaballami Trwające efekty: możemy przygarnąć Viksową lunaballę, a moja daje nam lulka za śpiewy Wyścigi patronusów: trzeci
Trzeba było przyznać, że po pokonaniu Mordreda i wraz z powrotem księżyca na niebo skończyły się jej problemy. Teraz potrzebowała jedynie solidnego odpoczynku, aby nareszcie dojść do siebie. Co prawda na początku wciąż czuła się nieco słabo, ale zdecydowanie lepiej niż wcześniej, a jej organizm męczony był nie tyle przez efekty czarnomagicznych zabiegów, co raczej wciąż zmagał się z efektami wcześniejszego przemęczenia i chronicznego braku snu. Tyle dobrego, że teraz mogła wrócić do normalności. Oczywiście nie mogła odmówić Brandon, gdy tylko ta zaproponowała jej wyjście na imprezę z okazji zakończenia roku szkolnego. Nie miała żadnych innych planów i stwierdziła, że raczej nie jest w pozycji, aby odmawiać Victorii podobnych próśb. Zresztą przyjaciółka również nie omieszkała jej przypomnieć o efektach ostatniego pojedynku, w którym wzięły udział. Ile razy ma ją jeszcze przepraszać za tę rękę? - Wiesz, że mogłabym po prostu dać ci złamać rękę, żebyśmy były kwita? - rzuciła jeszcze w komentarzu, drocząc się z Brandonówną i pozwalając się ująć pod ramię, aby Victoria mogła ją zaciągnąć gdzie tam tylko chciała. Sama miała na sobie może niezbyt rzucającą się kreację. Zdecydowała się na klasyczną małą czarną o dosyć prostym kroju. Nie lubiła zakładać na siebie zbytecznych świecidełek. Nie były po prostu w jej typie. Mogła to być również kwestia tego, że naoglądała się w swoim życiu zbyt wielu czystokrwistych czarownic odstrajających się na wszelkiego rodzaju bale i dlatego chciała jak najbardziej odejść od ich stylu. Może i na nich wyglądał dobrze w pewnych przypadkach, ale ona nie czuła się dobrze w zbytnio wyszukanych kreacjach. - Dobra, niech ci będzie - zgodziła się, obserwując znajdujące się w pobliżu lunaballe. Nie była w pełni przekonana do tego pomysłu, ale mimo wszystko postanowiła spróbować swoich sił w czymś innym, co nie było pogo ani czymś na kształt tańców towarzyskich. Bo na tym pierwszym znała się z pasji do koncertów rockowych, a na drugim z obowiązków jakie miała jako córka czystokrwistego rodu. Niemniej jakoś udało im się opracować choreografię, która oczarowała niezmiernie jednego zwierzaka, który postanowił się do nich przyczepić. Przynajmniej będą miały jakieś ciekawe towarzystwo. Druga natomiast wyglądała tak jakby była zainteresowana jeszcze czymś jeszcze. Najwyraźniej chciała tego, żeby Strauss jeszcze coś jej zaśpiewała. Problem polegał jedynie na tym, że w tym momencie do głowy nie przychodziło jej nic ponad teksty piosenek Abraxana. Dlatego, żeby spełnić prośbę lunaballi odchrząknęła znacząco i dopiero wtedy odśpiewała jej fragment piosenki swojej ulubionej kapeli, co zarówno przez tekst jak i nieco zachrypnięty głos Krukonki mogło dać dosyć upiorny efekt:
Show me the skeletons in your closet Don't wanna play pretend or ignore All of the skeletons, they will haunt us Let me in, let me in, I want more
Ostatnie o czym marzyła na końcoworocznej, hucznej imprezie - to świecenie tyłkiem przed całą szkołą i profesurą. Chociaż lewitacja była naprawdę wspaniała, tak wolała ten podniebny taniec przeżyć bez zbędnych perturbacji - szczęśliwie za partnera miała wprawionego transmutatora, dzięki Merlinowi... — Też mnie nie puszczaj — odmruknęła, niemal kurczowo uwieszając się na karku mężczyzny - choć z reguły stroniła od nadprogramowego fizycznego kontaktu, tak z ulgą przyjęła krukońskie ramię na swojej talii. A z jeszcze większą - swoje nowe, imprezowe szarawary przetransmutowane z sukienki. Z wdzięcznością odwzajemniła uśmiech LJa, gdy wrócili do bujania w obłokach. — Oh mami... Dzięki LJ — podziękowała jeszcze grzecznie, unosząc brew na zaczepny ton Swansea. — Jestem chyba mało kreatywna, bo nigdy nie wyobrażałam sobie tańca z lunaballami — parsknęła krótkim śmiechem, spoglądając w dół, na pląsające stworzonka. Rzeczywiście, wgapiała się w nie jak dziecko, nie było sensu zaprzeczać... Sama jednak zaraz przybrała zawadiacki ton, pozerkując na chłopaka spod rzęs. — Pozwolę sobie zauważyć, że nie tylko ja wpatruję się w coś... albo raczej kogoś jak w lizaka. — Uniosła zaczepnie podbródek, szare oczy błyskały jej jednak rozbawieniem, a nie wyzwaniem. — Wiesz, zawsze możemy przelewitować akurat do pewnego gwiazdozbioru — podsunęła delikatnie swoją propozycję, uśmiechając się do Larkina z pewnym zrozumieniem. — Nie wiem co między wami zaszło, ale właśnie kończysz szkołę. Szkoda zostawiać takie nieporozumienia za sobą. Wiem coś o tym — mruknęła, z lekkim, nieokreślonym uśmiechem - akurat kiedy dostrzegła gdzieś między innymi Darrena. Jej uwagę szybko jednak odwrócił @Thomas Maguire, do którego uśmiechnęła się szeroko i odmachała niemniej energicznie, potakując przy tym głową na jego migi, jakby rozumiała jego sygnały dymne. Nie, nie rozumiała - ale August zdążył ją uprzedzić o oglądaniu mieszkania, więc mogła zgrywać błyskotliwą. Mignęła jej jeszcze gdzieś piękna mordka @Helena D. Swansea, której też próbowała odmachać - ale ostatecznie w końcu wróciła spojrzeniem do Larkina. — Dawaj LJ, męska decyzja — ponagliła go, pacając go po przyjacielsku w kark, żeby na pewno skupił się teraz na niej. — Bawimy się dalej, idziemy coś zjeść i wskakujemy do bali, albo robimy z Ciebie spadającą gwiazdę i spełnisz życzenie Viks, a ja się kulturalnie ulotnię — zaproponowała, wykazując się kreatywnością, którą podobnież jej brakowało.
Zupełnie nie spodziewałem się takiej propozycji od strony dyrektorki szkoły, ale kiedy tylko zapytała mnie czy nie zechcę zagrać na zakończeniu – ochoczo się zgodziłem i radośnie klepnąłem w ramię @Archie N. Darling, bowiem znowu mieliśmy razem występować, nareszcie. Cały dzień, tydzień właściwie, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć, spędziłem na przygotowaniu z Archibaldem setlisty na ten wieczór, dobierając utwory tak, by wszyscy byli zadowoleni i rzecz jasna mieliśmy za sobą milion prób, kiedy to z bardzo ważnego powodu opuszczaliśmy jakieś ostatnie szkolne zajęcia, które i tak już przecież były bez sensu, bo już dawno było po egzaminach, które poszły mi fatalnie, chociaż i tak lepiej niż się spodziewałem. Lekka trema ściskała mnie za serce, ale była moją najlepszą przyjaciółką, której obecność sprawiała, że moje wargi rozciągał szeroki uśmiech. Miałem idealny garnitur na tę okazję, po którym latały małe światełka, nigdy nie zatrzymując się na dłużej w jednym miejscu. Nie mogłem tez odmówić przesadnej wręcz ilości srebrnego brokatu na moich powiekach, nosie i policzkach, będąc przekonanym, że idealnie w takim wydaniu się prezentuję jak na księżycowe zakończenie roku. Posłałem ostatni uśmiech przyjacielowi i wyskoczyłem – dosłownie – na scenę, energicznie machając do uczniów i swoich przyjaciół, których zdążyłem poznać w tym roku. Mój wzrok szybko odnalazł machającego @Thomas Maguire i @Larkin J. Swansea, ale ja już grałem pierwsze akordy na mojej różdżkowej gitarze, dając Ślizgonowi idealny podkład do piosenki, którą zaraz będzie śpiewał. Czułem się fenomenalnie, jak kelpie w wodzie, jakby moje miejsce było właśnie tam – na scenie i nigdzie indziej. Czas mijał szybko, zbyt szybko jak dla mnie i zanim się obejrzałem przechodziliśmy z Archiem do ostatniej zaplanowanej piosenki, bo przecież nie mogliśmy grać całą noc, a szkoda. Nagle coś jakby zaczęło razić mnie w oczy, choć byłem całkowicie nieświadomy wielkiej niedźwiedzicy na swojej twarzy, ułożonej ze światełek od Heleny. Mój wzrok jednak w końcu padł i na nią, więc bardzo zawadiacko puściłem do niej oczko, zerkając tylko na taniec moich palców po gitarowych strunach, chociaż wcale nie potrzebowałem upewniać się, że nie mylę akordów. W końcu schodziłem ze sceny – zmęczony, ale najszczęśliwszy na świecie, dziękując najlepszemu przyjacielowi za wspaniałe show, które jak zawsze zrobiliśmy i zostawiając na scenie samogrające instrumenty, by muzyka wciąż rozbrzmiewała, a my mogliśmy skorzystać z atrakcji tego zakończenia roku. Rzuciłem tylko kilka słów do Archiego, że znajdziemy się później i niczym w prawdziwym fanfiction ruszyłem w stronę @Helena D. Swansea. — Dlaczego taka piękna dama siedzi samotnie i próbowała mnie oślepić? — rzuciłem, kiedy znalazłem się odpowiednio blisko Puchonki, posyłając jej cwany uśmiech, chwytając za pierwszy lepszy napój, czując jak bardzo zaschnięte po koncercie gardło miałem. Zacząłem rozglądać się dookoła, nie mając pojęcia czego spróbować najpierw, ale wiedziałem jedno – nie zamierzałem pozwolić, by Hela nie miała z kim się bawić.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Na tak zadane pytanie istniała tylko jedna właściwa odpowiedź, po którą zresztą sięgnęła. - No jeszcze pytasz, pewnie, że chcę. Zawsze marzyłam o wysłuchaniu tandetnych podrywów - odparła prawie poważnie, choć ten ślad uśmiechu nadal błądził na jej ustach. Czuła, że to było im obojgu potrzebne tego wieczora - te wygłupy, głupie tekściki, które dla osób trzecich mogłyby brzmieć dziwnie. Jakoś specjalnie się tym nie przejmowała, bo już dawno dotarło do niej, że gdyby chciała liczyć się z opinią wszystkich otaczających ją ludzi, to chyba by zwariowała. - Twojego czego? Przesłyszałam się, prawda? - powiedziała z udawanym, zdecydowanie przerysowanym zaskoczeniem, słysząc jego wzmiankę o uroku osobistym. - Oho, patrzcie państwo, nie dość że ma zbyt wysokie mniemanie o sobie, to jeszcze każe damie o coś prosić! - Tym razem szczerze się roześmiała i tylko sam Merlin wiedział, jak dobrze w tej chwili się poczuła, nie wymuszając na sobie tej pozytywnej reakcji. - Ale już dobra, ustąpię, bo nie ukrywam, że twój pomysł bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że oferta nie ma daty ważności? - dodała w celu upewnienia się, choć tak naprawdę spodziewała się tylko jednej odpowiedzi. Plan był kuszący, nawet bardzo, a przecież nie musiało chodzić o utopienie smutków w alkoholu czy też ucieczkę przed własnymi problemami. To miało być po prostu spotkanie dwóch przyjaciół po długiej rozłące, ot co. - O, pomysł z jedzeniem jest świetny, ty to jednak myślisz, Brewer - pochwaliła go, puszczając mimo uszu uwagi o ewentualnych wielce prawdopodobnych skutkach ubocznych zjedzonych potraw. Bo to, że jakieś musiały być było bardziej niż pewne, w końcu na takich imprezach mało co okazywało się normalne i bez dodatku magii. - A z tym pływaniem możemy na razie się wstrzymać, najpierw wolałabym potańczyć z lunaballami. Oczywiście jak tylko napchamy brzuchy i te małe istotki będą się mogły od nich odbijać jak od balonów - dorzuciła, parsknąwszy przy tym śmiechem. Ale w zasadzie nie mogli tego wykluczyć - może po jednym z dań brzuch spożywającego miał zwiększyć swoje rozmiary i ładnie się zaokrąglić? - Czy wyliczanka będzie tutaj dobrym pomysłem, czy może jednak lepiej zdać się na siebie przy wyborze? - zadała pytanie, ale nie zważając na ewentualną odpowiedź, postanowiła sama sobie jej udzielić. - Dobra, raz się żyje, a kto nie ryzykuje, ten pije szampana czy coś - stwierdziła, marszcząc przy tym w rozbawieniu nos i pozostawiła sprawy w rękach losu, rozpoczynając jakąś bardziej skomplikowaną wyliczankę, bo wybór był ogromny. Po dłuższej chwili przeskakiwania wzrokiem po jedzeniu sięgnęła w końcu po to wylosowane. - Jak wyrosną mi świńskie uszy i ogon, to błagam, powiedz od razu, bo nie chciałabym niespodzianki przy mówieniu w postaci chrumkania - poprosiła jeszcze Maxa i spróbowała reema w kwiatkach, którego przeznaczenie wybrało specjalnie dla niej. Musiała przyznać, że było to serio dobre i chyba nawet nie spodziewałaby się, że może jej aż tak posmakować. Nie poczuła też, żeby coś wyrastało z jej głowy, ale zamiast tego zauważyła inną rzecz. - Hej, czy ty farbowałeś włosy? - spytała, marszcząc brwi i nieco przybliżając się do Maxa, żeby dokładniej się mu przyjrzeć. No ewidentnie były niebieskawo-zielone! W tym miejscu przy stołach z jedzeniem musiało być zdecydowanie lepsze światło, skoro wcześniej tego nie dostrzegła. - Odważnie, nie powiem.
Każde zakończenie roku uznawałem za udane, wystarczyło mi, że dostawałem dyplom. Na oceny zerkałem przelotnie, wiedząc, że nikogo i tak nie będą specjalnie obchodzić, nawet w domu. Poświęciłem na naukę tyle czasu ile uznałem za sensowne i przyniosło to wystarczająco dobre efekty. Zresztą, nie miałem jeszcze dokładnego pomysłu na czym chce skupić się na studiach. Moja towarzyszka byłą ubrana zdecydowanie... bardziej, niż ja. Postawiłem na zwykła biała koszulę i czarne spodnie, ciesząc się, że mogłem odłożyć szatę na bok w te upalne dni. - Co, czujesz się staro? - pokręciłem głową, starając się za dużo nie myśleć o tym, że to faktycznie koniec jakiegoś etapu i zbliżali się do podejmowania dorosłych decyzji. Okazało się, że miałem rację z ubiorem, skoro zamierzaliśmy spędzić zakończenie na powietrzu. - Stać ją na więcej - zgodziłem się, obserwując jak atrakcyjna dyrektorka idzie pod rękę z absolutnie nie atrakcyjnym nauczycielem. Nie byłem tylko pewien o jakich przystojnych nauczycielach mówi jego przyjaciółka. Dałem się pociagnąć dziewczynie w kierunku opiekuna naszego domu, naprawdę ciesząc się tegoroczną wygraną. Może nie odpowiadałem za ogromną część tych punktów, ale i tak byłem dumny, że w tym roku udało nam się więcej wygrać, niż stracić. To nie było proste wyzwanie dla gryfona. - Naderwiesz moje ramie - powiedziałem rozbawiony, kiedy dziewczyna ciągała mnie od człowieka, do jedzenia, do człowieka i chyba sama już nie wiedziała, gdzie jej jeszcze brakuje. Jak to było, że wszyscy moi znajomi byli pod tym względem identyczni? Kiedy znaleźliśmy się przy jej bracie, obserwowałem w milczeniu te rodzinną scenę i aż trochę zatęskniłem za Rafem, który był teraz nie wiadomo gdzie. - Przyciągnęła mnie, żeby wywołać w nim zazdrość - wtrąciłem się w ich dyskusję po komentarzu @Thomas Maguire i zmarszczyłem nos na wymiane zdanie o kocie. - Co? Zgubiłaś własnego kota? Merlinie... Dobra, idę ci przynieść coś do jedzenia, bo mi tu padniesz. Tylko nie pozwól nikomu cię ukraść, skoro już przyszłaś ze mną, jesteś na mnie skazana. I będę miał twoje jedzenie, więc wiesz, uważaj - ostrzegłem, zostawiając ją na chwilę po to, żeby zgarnąć im coś dobrego do jedzenia. Dla siebie zgarnąłem wściekłe kałamarnice a dla Ruby, uznając że to jest to, na co ma ochotę, zabrałem soczystego steka. Skoro tak bardzo padała z głodu. - Okej, zadecydowałem za ciebie, ale możemy się zamienić - poinformowałem ją łaskawie.
Jedzenie - F
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Oczywiście że zasłużyłem - przewrócił oczami Krukon, przypominając sobie dokładnie tamtą sytuację - Przede wszystkim nie zauważyłem stada langustników obok stopy - powiedział. Jeszcze nigdy tak szybko nie podniósł kolan do brody jak wtedy, nawet na którymś z wyczerpujących treningów Brooks. - Wiele rzeczy - odpowiedział Shaw, stawiając pierwsze kroki do jakiejś melodii, która brzmiała podobnie do poprzedniej i zapewne brzmieć będzie identycznie do kolejnej. - Ach, więc to brat - stwierdził Darren, także odwracając na chwilę głowę w kierunku Larkina - Tak stawiałem, ale nie wykluczałem też jakiegoś wujka albo innego pradziadka - powiedział śmiertelnie poważnym tonem. Koligacje rodzinne wielkich rodów zawsze przyprawiały go o ból głowy. U Shawów albo było się członkiem najbliższej rodziny, albo "kuzynem" - Darren nie miał więc porównania z osobami, które w swoich pokojach w dzieciństwie na ścianach wymalowane mieli ogromne drzewa genealogiczne z portretami pociotków, stryjen, świekrów, naciotów i szwagrów. Na rozpaczliwe próby lunaballi, która próbowała nauczyć ich jakichś swoich podrygów Shaw nie zwracał zbytnio uwagi, rezygnując z wszelkich prób naśladownictwa zaraz po tym, jak zwierzątko wykonało dziwne stepowanie tylnymi łapkami, kończąc podskokiem i piruetem w powietrzu. Lunaballi wystarczyć musiały próby Leighton, której szło... no, na pewno się starała. Do tego zwierzę postanowiło najwyraźniej skorzystać z okazji zmiany melodii na nieco wolniejszą i zaczęło tańczyć razem z nimi, okrążając ich łydki i stopy tak ciasno, że po pierwsze zamiast tańczyć mogli jedynie powoli dreptać prawie w miejscu, a po drugie byli ściśnięci jak fasolki w paczce. Gdyby Darrena dopuścili na zasięg ręki do wszystkich lunaballi w Brytanii, to by je bardzo ładnie pogłaskał. - Huh, tego tańca nie znałem - mruknął, zerkając pod nogi i wyginając się na tyle, by nie objeść się przypadkiem włosami Swansea.
Helena D. Swansea
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : piegi, brokat na powiekach (i wszystkim co posiada), zawsze umazana grafitem, węglem albo farbami, tatuaż ważki latającej po lewej nodze
Uśmiecham się głupawo, gdy widzę, że Moose puszcza mi oczko – tak sądzę, chyba że jednak udało mi się go oślepić i to stąd to mrugnięcie, a ciężko mi stwierdzić, bo ten zaraz wraca spojrzeniem do swojej gitary. Podryguję lekko do granej muzyki, a potem dołączam do aplauzu, gdy koncert dobiega końca. Nawet wiwatuję przez chwilę głośno, ot, tak po koleżeńsku. A tak naprawdę może trochę przez to podejrzenie o mrugnięcie w moją stronę, chociaż nie spodziewam się ani trochę, że zaraz po koncercie Grant przywędruje prosto do mnie. Odwracam głowę przez ramię, gdy słyszę obok siebie jego głos i natychmiast odpowiadam mu uśmiechem w podobnym tonie do tego, który mi posyła. — Czekam na ciebie — wypalam niewiadomo skąd, wzruszając lekko ramionami, jakby to było oczywiste. Zadziwiająco swobodnie czuję się w jego towarzystwie. Zazwyczaj brak mi refleksu do flirtu, przez co praktykuję raczej jego trochę niezręczną i oby uroczą odsłonę, ale najwyraźniej nie dzisiaj! — Robiłam wam tylko dodatkowe efekty specjalne. Gracie świetnie, ale przydała by się do tego dobra scenografia, żeby skomplementować wasze brzmienie i energię. Jakbyście kiedyś potrzebowali z tym pomocy, to… — wskazuję na siebie dłonią. Nigdy w życiu nie zajmowałam się scenografią, więc nie wiem skąd taka propozycja, ale nawet się nad tym nie zastanawiam ani nie analizuję tysiąc razy, czy aby na pewno podołam takiemu zadaniu i nie sknocę tego po drodze. — Następnym razem nawet cię nie oślepię, przysięgam — stwierdzam, uśmiechając się prawie-że-niewinnie. — A tak w ogóle, to przez to tak mrugałeś, czy ćwiczysz na próbach podobne manewry? — to wypowiadam już absolutnie niewinnym tonem, chociaż moje spojrzenie sugeruje, że moje podejrzenia są całkiem inne. Widzę, że Moose rozgląda się po okolicy i idę za jego przykładem – wcześniej tak średnio ogarnęłam, co w zasadzie oferuje wieczór, zbyt skupiona na swoich bezpośrednich okolicznościach. Uśmiecham się na widok tańczących na parkiecie lunaballi i przekrzywiam z ciekawością głowę na widok balii, w której kąpie się kilka osób, po czym z pewną realizacją odwracam się znowu w stronę Granta. - A ty sam przyszedłeś, czy rozglądasz się za kimś konkretnym? — pytam, nonszalancko sięgając po poncz, bo dopiero teraz sobie uświadamiam, że to może być dla niego tylko tymczasowy przystanek.
Szybko przestałem się rozglądać na boki, wracając spojrzeniem do Heleny, kiedy tylko usłyszałem jej odpowiedź. Brew mi nieco drgnęła ku górze, a usta wykrzywił uśmiech, bo chyba niespecjalnie spodziewałem się takich słów. Nie narzekam jednak, skoro to ja rzuciłem rękawicę, więc całkiem nonszalancko oparłem się o krzesło obok i skrzyżowałem ramiona. — W takim razie całe szczęście już jestem — rzuciłem i rozłożyłem ręce na boki, pokazując całą swoją osobę. Chwilę potem jednak już skupiałem się na jej słowach, lekko mrużąc oczy, jakby intensywnie o czymś myśląc. Bo może faktycznie miała trochę racji? Zawsze dobrze mi się grało z Archiem, ale chyba zawsze też byłem tak skupiony na samej grze, dźwiękach, które tworzyłem, że już niespecjalnie myślałem o wizualnej części koncertu, no za wyjątkiem mojego wspaniałego stroju. Kiwnąłem więc z uwagą głową, właściwie przystając na jej propozycję, chociaż wiedziałem, że jeszcze będę musiał o tym porozmawiać z Darlingiem, ale nie sądzę, żeby ten miał coś przeciwko. — Powiedzmy, że ci wierzę, ale jak już chcesz mnie pozbawiać jakiegoś zmysłu, to wzrok jest chyba najlepszą opcją — powiedziałem, oczywiście sobie żartując, bo i mrugając do niej całkiem zaczepnie, ale nawet w te żarty wkradło się ziarno prawdy. Nie wyobrażałem sobie stracić słuchu, byłaby to kompletna katastrofa, która znaczyłaby chyba mój koniec. Z dwojga złego, jednak bez wzroku poradziłbym sobie lepiej. — Na próbach mam tylko Archiego, więc marne są moje szanse, mam nadzieję, że tu chodziaż mi to jakoś wyszło — zaśmiałem się, będąc zadowolonym, że zauważyła i moja pewność siebie – choć zazwyczaj była całkiem wysoko, nagle jakby wzrosła, bo to znaczyło, że przez cały ten czas skupiała na mnie swoją uwagę, co miło połechtało moje ego. Zawiesiłem na chwilę swoje spojrzenie na Puchonce, by podążyć za nią wzrokiem i wpaść na wspaniały pomysł zaproszenia ją do tańca, choć tancerzem byłem raczej średnim. Chyba, że skakanie po scenie się liczyło, jeśli tak, to byłem prawdziwym profesjonalistą, ale widząc po innych ludziach na parkiecie, chyba nie do końca o to chodziło. Nie przeszkadzało mi to jednak, bo gdzieś tam babcia uparła się, że podstawowych kroków mnie nauczy. Właśnie na wypadek jakbym spotkał jakąś damę. — Mhm, z tobą przyszedłem, Swansea — odparłem, skoro tak pewnie wcześniej powiedziała, że to właśnie na mnie czekała, to już widziałem sprawę bardzo jasno i klarownie — Mam więc nadzieję, że mogę cię prosić do tańca? — zapytałem, szczerząc się jak mysz do sera i wyciągając do niej po dżentelmeńsku rękę, niecierpliwie czekając aż się zgodzi, bo innej opcji w ogóle nie przyjmowałem.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- A ja właśnie chciałem zapytać, czy twój ojciec nie był przypadkiem złodziejem albo, czy bardzo bolało – powiedział na to, spoglądając na nią zupełnie jak zbity szczeniak, mając wrażenie, że zaczyna na nowo żyć, że wraca do tego, co było dawniej, przed dobrymi dwoma laty. To było szalone, gdy o tym myślał, o czasie, jaki minął, o tym, jak wiele zmieniło się w jego życiu, ale tak naprawdę nie chciał do tego wracać, nie tej nocy, kiedy mógł po prostu dobrze się bawić, nie zwracając na nic uwagi. Nie mógł mieć absolutnej pewności, ale wydawało mu się, że Ola również na swoje problemy, sprawy, o których nie chce mówić na głos, którymi nie chce się dzielić, coś, o czym mogli porozmawiać, ale zdecydowanie nie tutaj, nie wśród innych ludzi, którzy nie powinni słuchać ich pierdolenia, którzy nie powinni słuchać zawodzenia dwóch spieprzonych przez życie ludzi. Pewne rzeczy były zarezerwowane tylko dla nich, a przynajmniej tak właśnie chciał o tym myśleć, uznając, że wolałby, żeby inni jednak nie mieli pojęcia, co dokładnie dzieje się w jego zjebanym, popierdolonym łbie, który czasami zdawał się nie nadążać za tym, co się dookoła niego działo. Teraz było inaczej i właśnie tego się trzymał, zaraz też posyłając Oli zaczepny uśmiech, a następnie skinął lekko głową. - Nie ma, ale nie trzymaj mnie zbyt długo w niepewności, bo jeszcze jestem skłonny wypić wszystko sam – powiedział jeszcze, znacząco unosząc brwi, a potem wywrócił oczami, jakby chciał jej powiedzieć, żeby nie pierdoliła, bo aż tak zjebany nie był, żeby nie wiedzieć, co należy robić na imprezie, jeśli człowiek nie chce paść przed jej końcem. Mimo wszystko żarcie było również w cenie, nawet jeśli z jakiegoś powodu w większości przypadków było w nim coś dziwnego i człowiek mógł skończyć z jakimiś jebanymi rogami albo w jakiś inny sposób popierdolony do kwadratu. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Chociaż jestem pewien, że lunaballe i tak będą tak oczarowane tym, jak tańczymy, że staną dookoła nas i będą przyglądać się z podziwem – stwierdził, nim skierowali się do stołu, by z zaczepnym uśmiechem wspomnieć, że takie wybieranie na chybił trafił jedzenia może stać się powodem jakiegoś kolejnego szaleństwa z jej strony, po czym sam zamknął oczy, uznając, że to jest najlepsze, co może zrobić. Kolejne zjebane zachowanie, które przynosiło mu w chuj dużo przyjemności i radości, które powodowało, że czuł się dziwnie wolny, a spędzany z Olą czas pozwalał mu się śmiać jak dawniej, kiedy naprawdę przebywał w obecności przyjaciół i nie musiał obawiać się własnego cienia, kiedy nie musiał tak naprawdę zbyt głęboko pochylać się nad tym, co się dookoła niego działo. - Dlaczego? Myślę, że byłabyś niesamowicie uroczą i zdecydowanie ładniejszą wersją Świnki Pepy – rzucił z rozbrajającym uśmiechem, po czym sam zjadł to, co wybrał, dodając, że on zamierza całkowicie poddać się efektowi potrawy, nawet gdyby miał zamienić się w kamień albo coś o wiele gorszego, bo, kurwa, teraz przynajmniej czuł, że żyje, czuł, że coś się z nim dzieje, że nie stoi w miejscu, nie cierpi, nie kręci się w kółko, jakby z jakiegoś powodu był pierdolnięty. Był. Z wielu innych względów, o których nie mówił, ale to spokojnie mógł zachować dla siebie. - Hm? – mruknął na jej pytanie, robiąc zeza w stronę własnych włosów, jednocześnie mając wrażenie, że nie może ustać dalej w miejscu, a potem zaśmiał się cicho, zaczynając się domyślać, że z Olą działo się, a jakże, coś złego. – Podobają ci się? – zapytał jeszcze, nim bezceremonialnie porwał przyjaciółkę na parkiet, spełniając tym samym jej życzenie i nie przejmując się zupełnie pozostałymi osobami, które kręciły się w okolicy.
-To nie byłoby takie zabawne – stwierdziła prosto Victoria, uśmiechając się nieco zawadiacko do przyjaciółki. Cieszyła się, że zdołała wyciągnąć ją z domu, że zdołała namówić ją na to, żeby przyszyły na zakończenie roku, że mogły po prostu się bawić. Zapewne zdecydowanie lepiej, niż wtedy kiedy była jeszcze tak bardzo pospinana, kiedy była tak potwornie nieznośna. Nie była pewna, czy Viola również tak patrzyła na niektóre jej zachowania, ale podejrzewała, że mogła się z wielu powodów czuć ograniczana, że mogła czuć, iż lepiej nie mówić o pewnych sprawach, które Victoria i tak była w stanie w dużej mierze wyśledzić. Miała jednak nadzieję, że teraz będzie nieco inaczej, że będą mogły do pewnych spraw podchodzić nieco normalniej, bez jakichś idiotycznych tajemnic, do których z całą pewnością prowadziła jej postawa. Skoro zaś Viola zdecydowała się przyjść tutaj dzisiejszego wieczoru, miały od czego zacząć. - Kolejną atrakcję wybierasz ty – postanowiła, nim ostatecznie skierowały się na parkiet i zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się, czy właściwie wiedziała, co robi. Nie wiedziała. Ostatnimi czasy miała wrażenie, że nieco błądzi jak dziecko we mgle, ale znajdowała w tym sporo przyjemności, odkrywając rzeczy, o jakich nigdy wcześniej nie miała pojęcia. Bawiła ją nawet nieco własna odwaga w kwestii stroju, tak samo jak to, że mogła ze swoimi kryształowymi szpilkami przypominać nieco Kopciuszka, czy inną szalą dziewczynę z którejś z bajek, jakie nieustannie opowiadano dzieciom. Skoro zaś przełamała pewne opory, postanowiła przełamywać je dalej i tak oto znalazła się z Violą na parkiecie, wśród lunaballi, które bardzo chętnie tańczyły wraz z nimi. Śmiejąc się, kiedy jedna z nich zaczęła najwyraźniej zachęcać je do śpiewania, ale była w stanie jedynie mamrotać za Violą słowa piosenki, zastanawiając się, czy ta była pewna tego, że śpiewanie o szkieletach jest właściwe na tę okazję. - Ciekawe, ile ty masz ich pochowanych w szafie – stwierdziła, gdy jedna z lunaballi niemalże otarła się o jej nogę i spojrzała na nią, by po chwili zmarszczyć nieco brwi, gdy zdała sobie sprawę z tego, że magiczne stworzenie najwyraźniej za nią podąża. – Myślisz, że uważa mnie za tego kościotrupa z szafy? – zapytała Violi, oddalając się od niej nieznacznie w tanecznym kroku, by stwierdzić, że faktycznie lunaballa podążała za nią, jak wierny pies, co było niewątpliwie szalone, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Zbliżając się ponownie do Strauss, wyciągnęła do niej ręce, rozbawiona tym, że znalazły się wspólnie na parkiecie, a później rozejrzała się, próbując zorientować się, kto jeszcze postanowił do nich dołączyć. Wydawało jej się, że dostrzegła @Zoe Brandon, ale obróciła się, nim była w stanie upewnić się, że to faktycznie jej kuzynka. Później zaś spostrzegła kadrę profesorską, która zachowywała się, jakby zamierzali tańczyć w poziomie, omiotła wejrzeniem pozostałe pary, by zaraz pomachać do @Leighton J. Swansea, zachęcając ją do tego, by się do nich zbliżyła, aż w końcu spojrzała w niebo, by zorientować się, że to nie było aż takie puste.
Atrakcja: tańczymy labada - B i od razu korzystam z przerzutu na A Trwające efekty: mam halucynacje
Uśmiechnęła się zaczepnie, nie siląc się już na żadną odpowiedź. Jeśli nawet bardzo bolało, to na szczęście nic nie pamiętała z tego nieprzyjemnego momentu, a i też nie kojarzyła, żeby jej ojciec kiedykolwiek parał się złodziejstwem, ale kto tam wie. Wiedziała za to, że szło im chyba całkiem nieźle, bo jak na razie oboje zdawali się dobrze bawić i odsunąć swoje problemy jak najdalej. Fakt, przez te dwa lata ogrom rzeczy uległ zmianom, a czy na lepsze, to się dopiero miało okazać. Wszystko bowiem trwało, to był złożony proces, ale trzymała się myśli, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Może nawet teraz gdzieś tam przebłyskiwały jego promyki. Szybko jeszcze zapewniła go, że absolutnie nie musi się tak poświęcać i wypijać całego asortymentu samodzielnie, bo ona nie ma zamiaru trzymać go w niepewności i potrzebny będzie jej jedynie cynk, gdzie, kiedy i o której. Pięć minut i będzie na miejscu!, jak obiecała chłopakowi. Gdzieś tam przeminęła jej się też myśl, czy to będzie ten moment, w którym pewne sprawy wyjdą na wierzch, choć oczywiście wiedziała, że nie wszystko. Nawet się nie łudziła, bo sama nie chciała nikomu zdradzać niektórych rzeczy dziejących się w jej głowie i w pełni rozumiała że inni również mogą mieć tak samo. Mieli do tego prawo i szanowała to, nie zamierzała się komuś wpieprzać buciorami w życie nieproszona. - Mówisz, że skradniemy show? - zapytała, po chwili uśmiechając się pod nosem na wiadome wspomnienie, które przewijało się nieustannie. Niewykluczone, że wśród potraw mogła być jakaś, która zapewniłaby im dodatkową rozrywkę, a znając szczęście to właśnie ona by na nią trafiła, ale czy to by było coś złego? Zdarzyło się raz, mogło zdarzyć się i drugi i chyba zbyt wiele by to nie zmieniło. - Ha-ha-ha, aleś ty zabawny. Ty za to mógłbyś być tatą świnką, jeśli tylko przybrałbyś kilka kilogramów na wadze - stwierdziła ironicznie, przewracając przy tym oczami. Nawet gdyby miała być bardziej uroczą wersją świnki Peppy, wolała jednak tego uniknąć, tak samo jak przemiany w kamień. No tu to już totalnie zero zabawy! Nie była tak jak Max gotowa w pełni poddać się efektom jedzenia, ale czy musiała? Czy w ogóle miała wybór? - Nooo są takie... Ale czemu się ze mnie śmiejesz? - spytała, nie kończąc, jakie dokładnie są jego włosy, a następnie jakby nagle ją olśniło, dodała: - Wiem, że późno zauważyłam, ale tam musiało być beznadziejne światło, sorry. Teraz wszystko widać i woah. - Z miną wyrażającą uznanie pokiwała głową. Osobiście nie była tak odważna, żeby walnąć się na jakiś zwariowany kolor, w sumie w ogóle nie była odważna, żeby zrobić coś ze swoim włosami. Zbyt je uwielbiała, chociaż wiedziała, że to tylko włosy i odrosną. Kiedyś. - Hm, tak, są całkiem niezłe i totalnie do ciebie pasują - odparła szczerze, a już chwilę później pędziła prawie na łeb na szyję w stronę parkietu. Okej, mieli iść tańczyć, ale nie sądziła, że to będzie tak o, błyskawicznie! Zresztą, w stosunku do Maxa chyba nic nie powinno jej zaskakiwać. - A ty, maluchu, co? - zachichotała do lunaballi, dostrzegając ją uczepioną do jednego z rękawów swojej błyszczącej sukienki i uparcie ciągnącej ją w stronę parkietu, jakby i ona również postawiła sobie za zadanie wyciągnięcie dziewczyny do tańca. - No już, przecież idę! Merlinowi dzięki, że postanowiłam założyć trampki, bo przecież bym z wami nie przeżyła - mruknęła, bo rzeczywiście, wyczucie jak nigdy. Nie dość, że impreza w plenerze, to jeszcze gnała teraz jak szalona z tymi dwoma wariatami po dwóch stronach i na obcasach nie miałaby najmniejszych szans. - Nie gwarantuję, że cię nie podeptam - zastrzegła od razu, kiedy już znaleźli się na parkiecie i stanęła twarzą w twarz z chłopakiem. - Niby umiem tańczyć, ale żaden ze mnie zawodowiec, więc żeby nie było, że nie ostrzegałam. - Tym bardziej, że podłoga jakoś dziwnie zaczyna falować, dodała w myślach, lekko marszcząc brwi. Nie połączyła kropek, że mogło to być wywołane przez jedzenie, a zamiast tego pomyślała, że może to kolejna atrakcja mająca na celu przedstawienie parkietu jako odbicia księżyca w falującej tafli wody. Doprawdy pomysłowe. - Ale mam nadzieję, że jak na faceta przystało umiesz prowadzić - posłała mu rozbawione spojrzenie nim jeszcze zaczęli tę całą farsę.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Atrakcja: jedzonko reem w kwiatkach Trwające efekty: halucynki? Wyścigi patronusów: wciąż trzecia
Przewróciła jedynie oczami na komentarz Victorii, ależ oczywiście, że łamanie ręki nie było dla niej takie zabawne i musiała preferować oddawanie przysług. A niech ją licho porwie. Choć nie mogła zaprzeczyć, że akurat tym razem szkolna impreza wydawała się być ciekawa i miała tym razem wiele powodów do świętowania. I wyglądało też na to, że sama Brandon była ostatnio bardziej imprezowa. Albo robiła to ze względu na nią lub po prostu pobyt poza Hogwartem naprawdę ją zmienił. - Możemy w sumie coś zjeść, bo nic nie przekąsiłam przed wyjściem - zaproponowała. Nie miała na to najzwyczajniej w świecie czasu i wolała raczej przygotować się do imprezy niż kręcić się po kuchni i zajmować gotowaniem, bo oczywiście chłopaków jak zawsze nie było w zasięgu wzroku, a resztek na półkach chłodzących nie można było uraczyć. Nie spodziewała się tego, że da się tak łatwo namówić do tańca z lunaballami, ani tego, że w zasadzie te będą tak ochoczo się z nimi bawiły, wesoło podskakując razem z Krukonkami, które nie wiedziały kompletnie, co powinny robić i po prostu szły na żywioł. Jednak jak można było zauważyć była to całkiem dobra technika, bo oto oczarowały zwierzaki, które postanowiły się do nich przyczepić. Co do piosenki to naprawdę nie miała pojęcia, co innego mogłaby zaśpiewać. Dlatego też zdecydowała się na utwór swojej ulubionej kapeli, nie przejmując się całkowicie tym jak mogłoby to brzmieć dla postronnych słuchaczy. Odwróciła się jeszcze tylko w stronę Vic, gdy tylko ta spytała ją o kwestię kościotrupów. - Jest na to zbyt słodka. Po prostu cię lubi - stwierdziła krótko i przyjmując podarunek od swojej lunaballi, ruszyła w kierunku Brandon. - To co? Jedzenie? Brzmiało jak mądra propozycja, przynajmniej w jej mniemaniu dlatego też chwyciła koleżankę za rękę i pociągnęła w kierunku jednego z pobliskich stołów, gdzie rozciągał się całkiem pokaźny wybór dań. Sama zdecydowała się na nieco florystycznie przedstawiony kawałek zapiekanego mięsa. Wyglądał naprawdę apetycznie i miała nadzieję, że zjedzenie go nie pociągnie za sobą jakiś nieprzyjemnych efektów typu Sraczka Maxima.
C. szczególne : piegi, brokat na powiekach (i wszystkim co posiada), zawsze umazana grafitem, węglem albo farbami, tatuaż ważki latającej po lewej nodze
Atrakcja: tańce Trwające efekty: Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią (5 metrów), ciągle ryzykuję
Mimo że dzisiaj brawurowe postępowanie nie sprawia mi problemu, i tak czuję lekką ulgę, gdy widzę niegasnący uśmiech Granta w odpowiedzi na moje słowa. Daleko mi jednak do zwyczajowych palpitacji, dlatego mogę niefrasobliwie kontynuować ten wątek. Jakakolwiek magia mnie dzisiaj nie dopadła, jestem jej wdzięczna, bo mam wrażenie, że to tylko dzięki niej mam okazję nie spędzać tego wieczora jako czyjaś niechciana przyzwoitka. Posyłam chłopakowi szeroki uśmiech. — Masz świetny timing, już myślałam, że będę musiała odbić Craine’a dyrektorce. Dzisiaj jest jakiś wyjątkowo promienny, zauważyłeś? — pytam, bo mnie ciężko było przeoczyć, że jego twarz wykrzywiało coś całkiem bliskiego zadowoleniu. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek uświadczę takiego widoku, chociaż i tak pewnie nie odważyłabym się podejść na choćby trzy metry do nauczyciela… chociażdzisiaj nagle jestem niesamowitą ryzykantką, kto wie, co by mi w desperacji przyszło do głowy. — Co ty, naprawdę?! — wykrzykuję w autentycznym szoku. Sama zupełnie nie wyobrażam sobie życia bez światła, barw, tekstury, kształtów – sztuki!!! – i wszystkiego, co mogę doświadczać poprzez zmysł wzroku. — Najlepszą? Ja bym wolała… nie wiem, chyba węch stracić. Byle nie wzrok! — stwierdzam, zastanawiając się nad tym głęboko, chociaż tak naprawdę wizja utraty któregokolwiek ze zmysłów wydaje się absolutnie tragiczna, no bo świat jest przecież taki niesamowicie piękny! Nie móc doświadczyć którejkolwiek warstwy tej misternej struktury musi być okropne. — Było całkiem nieźle — oceniam, kiwając z uznaniem głową. Próbuję zachować przy tym względna powagę, ale na koniec i tak szczerzę się do Moose’a. — Jeśli byś kiedyś chciał popracować nad swoją techniką, to mogę ci pomóc. To znaczy jako statystka, bo ja w ogóle nie umiem tak mrugnąć, zawsze mi się zamyka ta druga powieka — bredzę, chociaż to prawda, nigdy nie opanowałam techniki puszczania oczka. Nie przejmuję się jednak faktem, że być może plotę straszne kocopoły (najwyraźniej większa odwaga jednak nie całkiem chroni mnie przed niezręcznym i oby uroczym stylem konwersowania z płcią przeciwną), zwłaszcza że Grant szybko odwraca od tego moją uwagę zapewnieniem, że to ja jestem jego parą na ten wieczór. Na początku uśmiecham się sama do siebie z ulgą, zanim nie posyłam mu promiennego uśmiechu. — Ależ, oczywiście — mówię, nie spuszczając z niego wzroku i z lekkim dygnięciem chwytam jego dłoń. — Tylko uprzedzam, że musisz uważać na swoje stopy — ostrzegam go, bo chociaż przez chwilę chodziłam na lekcje tańca i niby wiem, jak to ma wyglądać, to i tak zawsze czymś się rozkojarzałam i mój partner kończył podeptany. A, trzeba przyznać, Moose był na tyle interesujący, że pewnie prędzej czy później zapomnę, że muszę kontrolować, gdzie stawiam swoje stopy. Dość szybko się okazuje, że akurat dzisiaj konsekwencje tego będą raczej niegroźne — bo gdy już znajdujemy się na parkiecie, ja eleganckim gestem kładę dłoń na ramieniu Granta i zaczynamy poruszać się do taktu, zaczynamy unosić się nad ziemią. Z cichym okrzykiem ni to zaskoczenia, ni ekscytacji patrzę pod siebie na coraz bardziej oddalający się parkiet. Nie mam lęku wysokości, ale na początku trochę nieswojo mi się dryfuje bez miotły, której kija mogłabym się złapać, dlatego trochę mocniej chwytam się Anthony’ego. — Nie sądziłam, że tak szybko stracę z tobą grunt pod nogami, Grant — chichoczę, wracając spojrzeniem do jego twarzy.
Atrakcja: Stół z przekąskami Trwające efekty:Płonącę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy
Nadszedł kolejny koniec roku. Przyznam, że czasami nie nadążałam za upływem czasu. Wydawało się, że ledwo co witaliśmy wiosnę, a już było po egzaminach i czekały mnie dwa miesiące błogiego lenistwa. Oczywiście tylko w teorii, robota zawsze się znajdzie, a ja nie należałam do osób siedzących i marzących o niebieskich migdałach. Założyłam niebieską sukienkę poniżej kolan, udekorowaną licznymi kwiatami. Prawdziwy, fioletowa lilia, wystawał mi zza lewego ucha, a kwiatowa bransoletka znajdowała się na prawym nadgarstku. Dopasowane kolorem buty na płaskim obcasie wydawały charakterystyczne stukanie, gdy przechodziłam korytarzem w lochach, kierując się do wypełnionej wrzawą Wielkiej Sali. Jak się niedługo później okazało, uroczystość zostało przeniesiona na błonia. Byłam głodna, więc bez zaczepiania swoich znajomych, podeszłam do stołu z przekąskami. Widok przeróżnych potraw jeszcze bardziej zwiększył burczenie w brzuchu. Złapałam za kilka pierożków i wpakowałam je do ust, nie spodziewając się towarzyszącego im piekła. Kolejną czynnością było wypicie szklanki wody, a następnie kolejnej. Kaszlnęłam, wydobywając z siebie chmurkę ognia, godną prawdziwego smoka. Złapałam się za usta, rozglądając się czy niczego nie podpaliłam. Zapowiadał się istnie ognisty wieczór, a gardło mnie tak swędziało, że co raz trudniej było mi powstrzymać kaszel.
//Zapraszam do zaczepiania
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Atrakcja: Taniec z lunaballą: H, śpiewamy i dostajemy lulka Trwające efekty:D Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów.
Wygłupiali się w najlepsze, zachowując się, jakby jednak mieli co najmniej małe zjebanie mózgowe, ale tak naprawdę Maxowi ani trochę to nie przeszkadzało. Czuł się w obecności Oli niesamowicie wręcz swobodnie, był w stanie robić z nią najbardziej zjebane rzeczy pod słońcem i to w pełni mu odpowiadało. Musiał przyznać, że w minionym roku potwornie wręcz mu tego brakowało, tej zwyczajności, tego szaleństwa, jakiego nie dało się tak naprawdę dobrze opisać. Brakowało mu po prostu tej jebanej swobody, jaką mógł czuć w jej obecności, a to powodowało, że teraz autentycznie się cieszył, nawet jeśli w jego ciemnych oczach nadal pozostawał jeszcze cień niepewności, cień świadczący o tym, że kryje się w nim coś ze smutku, czy powątpiewania. Mrugnął, gdy zapewniła go, że zjawi się od razu na degustacji i obiecał jej, że jeśli spóźni się choćby o minutę, to zacznie pić bez niej. Łyk na każdą minutę straty, zupełnie jakby w ten popierdolony sposób chciał ją zmotywować do tego, żeby jeszcze szybciej przebierała nogami, gdy znajdą już chwilę na zalewanie smutków i sukcesów. Mieli zapewne wiele do obgadania, więc alkohol był mile widziany przy takiej, a nie innej, konwersacji. - Oczywiście, spodziewałaś się czegoś innego? Show jest już teraz nasze - zapewnił ją, uśmiechając się szeroko i jakby tego było mało, zsunął na chwilę ciemne okulary na nos, jakby próbował zrobić z siebie jakąś pojebaną gwiazdę estrady, przez co wyglądał na jeszcze większego świra. Zaraz też wywrócił oczami, nadymając policzki, próbując w ten sposób upodobnić się do wspomnianego bohatera, ale musiał wzruszyć ramionami, bo choćby nie wiadomo, jak się starał, nie umiał upodobnić się do ojca Pepy. Zresztą już po chwili coś innego zwróciło jego uwagę, a zachowanie Oli serdecznie go bawiło, powodując, że marszczył aż nos. Nie mógł jednak usiedzieć w miejscu, tak więc pociągnął ją w stronę parkietu, bo zdecydowanie powinni tańczyć, a nie sterczeć z boku jak kołki, przy okazji odstawiając jakiś taniec połamaniec słowny. Nie przeszkadzały mu nawet lunaballe, które wydawały mu się w tej chwili niesamowicie wręcz zabawne, nie przeszkadzało mu właściwie nic i cieszył się z tego, co miał w tej chwili. Zerknął kątem oka na jedną z lunaballi, która się do nich zbliżyła, a potem parsknął rozbawiony na słowa dziewczyny. - No na pewno. Chyba czołg - rzucił, sięgając po niesamowicie elokwentny żart, ale w chwilę później faktycznie porwał Olę do tańca, nie przejmując się zupełnie tym, że nie byli na parkiecie sami. Daleko było mu do elegancji, to prawda, ale w tym wszystkim chodziło przede wszystkim o dobrą zabawę, a nie jakąś pojebaną klasę, więc po prostu próbował się dobrze bawić, nie wiedząc nawet kiedy lunaballe się do nich zbliżyły, zmuszając ich tym samym, żeby tańczyli coraz bliżej siebie, a jedna z nich najwyraźniej usiłowała im coś przekazać. - Jeśli znasz się trochę na ich języku, to najwyższa pora, żebyś to zdradziła! Nie mam pojęcia, czego ona chce - stwierdził, przyglądając się zwierzątku zza ciemnych szkieł, przez które miał zdecydowanie ograniczone pole widzenia.
Gdyby było tak łatwo, to po prostu odbębniłyby pewne rzeczy i byłoby po sprawie. Brandon jednak wolała nieco skomplikować sobie życia, choć może w tym wypadku nawet bardziej skomplikować je Violi, i wykorzystać swój wcześniejszy wypadek do tego, co się teraz działo. To zaś wyraźnie pokazywało, jak bardzo się zmieniła i jak bardzo tego nie żałowała, po prostu czując się świetnie w nowych rolach, jakie przybierała, w nowych zadaniach, jakie na siebie brała, nawet jeśli te nie zaliczały się do zbyt poważnych działań. Być może nawet tak było lepiej, bo odkrywała w sobie coraz to nowe rzeczy, nowe przemyślenia i nowe pomysły. - Dobrze, napchamy się po sam czubek głów, jestem pewna, że wtedy zwycięstwo w wyścigu patronusów będzie nasze - stwierdziła, uśmiechając się lekko, nieco wyzywająco, jakby z góry zakładała, że Viola zdecyduje się brać udział w tych zawodach. Victoria z góry założyła, że przystąpi do tego wyścigu, ot tak, żeby przekonać się co się za tym kryje, czerpiąc z tego przyjemność podobną do tej, jakiej doświadczyła w czasie obchodów Dnia Qudditcha. Mówiąc najprościej, Brandon po prostu zamierzała się dobrze bawić, zamierzała po prostu robić to, na co w danej chwili miała ochotę, a teraz było tym szaleństwo na każdym możliwym polu. - Lubi? - zapytała rozbawiona, dostrzegając, że faktycznie lunaballa podążała za nią niemalże krok w krok, powodując, że Victoria zaśmiała się ciepło, po czym kucnęła przy skraju parkietu, wyciągając rękę w stronę stworzenia, pozwalając na to, by to się do niej zbliżyło i uważniej jej przyjrzał, obwąchało, czy co tam właściwie chciało zrobić. - Myślę, że w takim razie powinnam dać mu jakiś smakołyk, jak sądzisz? Jaką kość, czy może coś, po czym za chwilę zacznie puszczać bańki nosem? - zwróciła się jeszcze do przyjaciółki, a potem wstała, by stąpając właściwe na samych palcach - by nie zapaść się obcasami w ziemię - podejść do stołu, orientując się, że lunaballa nadal im towarzyszyła. - Chyba to znaczy, że bardzo mnie lubi - stwierdziła, ostatecznie sięgając po kurczaka z tindą, obserwując to, co działo się dookoła nich, dostrzegając coraz więcej par na parkiecie oraz ponad nim, choć nie wszystkich rozpoznawała i nie na wszystkich się skupiała. Była jednakże niemalże pewna, że mignęła jej Jess razem z Larkinem, na co jedynie uśmiechnęła się nieco mdło. Pokręciła lekko głową, przestępując z nogi na nogę, by w chwilę później odstawić talerz i ponownie zerknąć na parkiet. - Wiesz co? Zatańczmy jeszcze - zaproponowała, czując niesamowitą chęć do tego, by wrócić na parkiet i wyciągnęła rękę w stronę Violi, jednocześnie zachęcając kręcącą się dookoła niej lunaballę, by do niej dołączyła, uśmiechając się lekko, odnosząc wrażenie, że zwierzątko faktycznie nie miało najmniejszej ochoty dawać im spokoju.
Atrakcja: w dalszym ciągu potańcuszki Trwające efekty: mam halucynacje
Po takiej obietnicy - i to z dwóch stron! - wiedziała, że nie mogła dopuścić do spóźnienia się na umówione gdzieś w niedalekiej przyszłości spotkanie, toż to by się nie godziło. Naprawdę cieszyła się z powrotu Maxa, bo co jak co, ale tworzyli zgrany duet i śmiało podbijali świat. Do kompletu brakowało tylko Nancy. Do tej pory Ola często wspominała pamiętne wakacje w Luizjanie, podczas których wydarzyło się tyle, że głowa mała. Wątpiła, że taki wyjazd kiedykolwiek się powtórzy, a i samo miejsce było jedyne w swoim rodzaju. Zwróciła uwagę na przeciwsłoneczne okulary dopiero w momencie, w którym zsunął je na nos i nie mogła powstrzymać się od prychnięcia. O nie, zdecydowanie nie wątpiła w to, że show jest ich, ale ktoś zamiast wskoczyć w jakieś błyszczące wdzianko uznał chyba że sam jest gwiazdą i dla podkreślenia swojej zajebistości zabrał ciemne okulary. Czy to była już ta chwila, w której psychofanki powinny zlatywać się po autografy? - A umiesz? - spytała tylko, unosząc prowokująco jedną brew, zupełnie jakby chciała powiedzieć, że dopóki nie zobaczy tego na własne oczy, to nie ma bata, że uwierzy mu na słowo. Dobre sobie. - Taki zabawkowy się nie liczy! - dodała od razu, bo znając chłopaka, mogła liczyć na właśnie taką odpowiedź. Z takim to sama by sobie poradziła, ale prawdziwy to co innego. Nie myślała nawet o tym, jak abstrakcyjna była cała ich rozmowa, w której przewinęły się czołgi, świnki, marne podrywy i mnóstwo innych rzeczy, a miało być tego jeszcze więcej, bo przecież zabawa niedawno się zaczęła. Nie było na to czasu, bo właśnie wirowała na parkiecie, starając się dotrzymać kroku zarówno chłopakowi, jak i lunaballi, która co prawda puściła już jej rękaw, ale zaczęła miziać się do ich nóg, powoli ich do siebie zbliżając. - Tak się składa, że nawet nie trzeba znać ich języka, żeby wiedzieć, o co jej chodzi. Jesteś strasznie niedomyślny - skomentowała, jeszcze przez chwilę trzymając go w niepewności. Zrobiła niewielki krok w tył, na co od razu jedna z lunaballi zareagowała i zaczęła przeraźliwie smutno zawodzić, unosząc się na wysokość twarzy dziewczyny, żeby to doskonale ją widziała. - Co, na psidwaka... - rzuciła szczerze zaskoczona, bo przecież nie zrobiła nic, co byłoby niewłaściwe albo szkodliwe dla tej małej istotki. - Chyba jej nie nadepnęłam ani nic? - spytała, odsuwając się jeszcze krok do tyłu, bo parkiet coraz wyraźniej zaczynał falować jej przed oczami, a ten płacz dodatkowo mieszał jej w głowie. Tym sposobem jednak tylko pogorszyła sprawę, bo skowyt przybrał na sile. Spojrzała zrozpaczona na Maxa. Teraz to ona była niedomyślna i zupełnie nie wiedziała, co ja zrobić. - Tamta chce, żebyś zaśpiewał - powiedziała, w końcu udzielając mu odpowiedzi. - Ale jeśli chodzi o tą, to nie mam zielonego pojęcia, pomocy. Proszę, nie płacz! - ostatnią część desperacko skierowała do małej damy, choć nie łudziła się, że w ten sposób coś zdziała. Jak na to, że posiadała sporą wiedzę o magicznych stworzeniach, jej ręce były wyjątkowo mocno związane, a głowa świeciła pustkami. Pięknie.
jedzenieH - kurczak z tindą - chce mi się tańczyć Czując jak kurczowo Jess go chwyciła miał, cóż, mieszane uczucia. Nie chciał, żeby spadła, ale miał świadomość, że wszyscy ich widzą i gdyby tylko pewne błękitne oczy zwróciły się ku nim, mogły to znów źle odczytać to, co się działo. Jednak nie odsunął od siebie Smith, skupiając się na zmianie jej sukni w szarawary, dzięki czemu mogli swobodnie tańczyć, będąc w powietrzu. Zaraz jednak pożałował tego, nie mając jak uciec od tematu rozmowy, który nagle wyciągnęła dziewczyna. Przymknął oczy, przygryzając wargę z wyrazem zrezygnowania na twarzy. Nie było sensu wtajemniczać we wszystko Jess, a przynajmniej tak uważał LJ, jednocześnie zastanawiając się jak wybrnąć z tego tematu. Szczęśliwie Krukonka sama wysunęła kilka propozycji, których mógł się chwycić, częściowo unikając tematu. - Męska decyzja? Idziemy jeść - powiedział od razu, uśmiechając się szeroko, czując, jak powoli zaczynają opadać. W przeciwieństwie do @Zoe Brandon i @Thomas Maguire, których dostrzegł wznoszących się w górę. Od razu uśmiechnął się do nich, kiwając lekko ręką. - Thomas! Was też porwało do góry? Tylko nie puszczaj Zoe, szkoda, żeby taki skarb się zranił, co nie? - zawołał do Krukona, uśmiechając się szeroko. Jak tylko wylądowali na ziemi, pociągnął Jess w stronę stołów, rozglądając się za czymś ciekawym, jednocześnie zastanawiając się nieustannie nad tym co powiedziała. Nie pomagał fakt, że widział, jak Victoria kierowała się na nowo na parkiet. - To nie jest tak, że doszło między nami do nieporozumienia. Już prędzej nie możemy się zrozumieć w podstawowych sprawach… I raczej będzie lepiej, jeśli nie będę jej przeszkadzał w zabawie, gdy jest z przyjaciółką. Przynajmniej z nikim się nie pokłóci - powiedział w końcu cicho, spoglądając w stronę tej, o której rozmawiali, sięgając jednocześnie po kurczaka z tindą. Dopiero po chwili poczuł, że to był błąd, gdy nogi same zaczęły mu się rwać do tańca. Nie czekając więc na nic, złapał Jess za rękę, ciągnąc na nowo na parkiet. - Mam nadzieję, że się najadłaś, bo wracamy tańczyć!
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Atrakcja: dalej tańczymy Trwające efekty: dalej mam za dużo energii
- Nie wiem, możemy jakiś ukraść i się przekonamy - stwierdził bardzo prosto, jakby zupełnie nie widział żadnego problemu w ukradnięciu czołgu. Rodziło to naprawdę wiele problemów, nie tylko z prawem, ale dla Maxa coś podobnego brzmiało, jak całkiem niezła zabawa. Podobnie byłoby z zakradnięciem się w jakieś nielegalne miejsce, czy kupowaniem czegoś na Nokturnie. Wszystko to jawiło mu się, jako iście dobre zajęcia, jako coś, na czym mógł się skupić, jako coś, co mógł po prostu odpierdalać, żeby poprawić sobie humor. Na razie jednak w tym celu po prostu szalał na parkiecie, nie przejmując się absolutnie niczym. Nadał jedynie policzki, niczym obrażony chomik, kiedy Ola zarzuciła mu niedomyślność, jakby chciał jej pokazać, że jest teraz w chuj obrażony, po czym parsknął rozbawiony, kiedy dziewczyna oddaliła się od niego, a jedna z lunaballi zaczęła wyć wniebogłosy, jakby spotkała ją jakaś straszna krzywda. Z jego perspektywy wyglądało to naprawdę zabawnie, choć domyślał się, że dla Oli już takie śmieszne nie było, ostatecznie bowiem zawsze miała dobre serce, a dla zwierząt była chyba nawet ciut za miękka, co było doskonale widać na załączonym obrazku. - I to ja jestem niedomyślny? - parsknął, kiedy lunaballa zaczęła jeszcze głośniej płakać, po czym wyciągnął przed siebie rękę, by chwycić dziewczynę za rękę, a potem pociągnął ją ku sobie, co spowodowało, że magiczne stworzenie natychmiast przestało wyć i zaczęło ponownie tańczyć tuż przy nich, ocierając się o ich nogi, zachęcając ich do tego, by nigdzie nie odchodzili. Max zacisnął zęby na dolnej wardze, uśmiechając się naprawdę szeroko, mając wrażenie, że cała ta impreza zmierza w bardzo szaloną stronę, ale ani trochę mu to nie przeszkadzało. Czuł się po prostu wolny. Czuł się dobrze, z dala od problemów, jakie się za nim wlokły, z dala od rozterek, jakie się za nim ciągnęły, powodując, że nadal nie wiedział, co powinien w pewnych kwestiach zrobić. Było tu i teraz i nic więcej się nie liczyło, nic zatem dziwnego, że rozbawiony stwierdził, iż starego zdziadziałego druida zamienili najwyraźniej na roztańczone lunaballe, co samo w sobie było w chuj zabawne. Przynajmniej jednak tym razem żadne z nich nie zjadło amortencji, bo chuj raczy wiedzieć, co by się wtedy z nimi działo i dokąd tak naprawdę by ich to zaprowadziło. - Myślę, że mam dla nich świetną piosenkę. Zaczyna się mniej więcej tak - stwierdził, a potem odchrząknął, żeby po chwili zacząć faktycznie śpiewać - I think I did it again, I made you believe we're more than just friends.