Dużo miejsca, spora odległość od lasu i wyjątkowo krótka trawa - to sprawia, że jest to świetnie miejsce nie tylko do spędzania czasu wolnego (na przykład na kocu), ale też do małych pojedynków na zaklęcia czy ćwiczenia latania na miotle.
Impreza księżycowa:
Księżycowe zakończenie
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
Pierwsze oznaki wiosny, fantastycznie. Uwielbiał dodatnią temperaturę, ale tę bliższą zeru, aniżeli trzydziestu stopniom i nie miał żadnych wątpliwości, że wkrótce będzie mógł wrócić do biegania na krótki rękaw, mimo że część osób będzie patrzeć na niego jak na wariata. Tak czy siak, całe miejsce konstruował już od rana, skrzętnie szukając odpowiednich miejsc na kolejne stacje i zabudowując je tak, żeby stworzyły wyjątkowe miejsce do pokonania. Ogrzał również odpowiednio teren, aby nie robić pielęgniarce i Whitehorn dodatkowej roboty. Najgorsze było ukrywanie wszystkiego tak, aby nikt na to nie wpadł, ale ostatecznie i temu podołał. Miał nadzieję, że nikt nie obije sobie nosa wpadając w którąś ze stacji przez tak zwany przypadek. Nie miał zamiaru czekać tu cały dzień, w przerwie wracając do zamku i przychodząc na polanę kilka godzin później, o wyznaczonym czasie, w którym zebrali się kolejni uczniowie. Pijąc kawę z kubka rozejrzał się uważnie po twarzach kolejnych osób i przywitał się z każdym, nawet tymi którzy nie wyburknęli nawet cichego dzień dobry, choć miał nadzieję takich nie zarejestrować. Jak to miał w zwyczaju nie owijał w bawełnę, praktycznie od razu przechodząc do rzeczy i wyjaśniając co będą dzisiaj robić. W trakcie sprawdził też ich stan, z przykrością musząc wyłączyć z zabawy pana Lowella, który zdaje się znowu został przetrącony przez stado abraksanów. Albo gorzej. Postanowił jednak tego z grzeczności nie komentować. A poźniej rozpoczął lekcję.
Lekcja: Tor przeszkód Do pokonania jest trasa o łącznej długości około 3,5 kilometra. Od Was zależy w jakim tempie go pokonacie, wpływa na to zarówno to, co wpisaliście w kod, jak i to co napiszecie w postach. Generalnie nie ma znaczenia kto pierwszy skończy postowo, więc też nie musicie się ścigać. Alex chce zobaczyć jak sobie radzicie w różnych sytuacjach i jak z waszym myśleniem w kontekście zaklęć. Zaczynacie po kolei (nie rzucacie, uwzględniamy, że ktoś ruszył, ktoś za nim itd.) Fabularnie następne osoby ruszają po zakończeniu etapu 1 przez poprzednią osobę itd. każdy ma czas liczony osobno, nie ma wpływu kolejność postów.
Zasady: 1. Do napisania na lekcji są trzy posty, dzielą się na trzy przedziały czasowe i dopiero w tych dniach możecie realizować poszczególne etapy. Generalnie lecimy ciągiem bez przerywania postami Alexandra. Nie są przewidziane przesuniecia, chyba że ktoś naprawdę będzie miał powód. 2. Musicie zrealizować każdy etap, chyba że w kostkach wyjdzie inaczej. Nie zmienia to faktu, że nawet ominięcie musicie uwzględnić w swoim poście. Jeżeli któraś postać postanowi zrezygnować w trakcie, proszę mnie pingnąć za pomocą @. 3. Każda realizowana stacja musi zawierać opis na co najmniej 1000 znaków (około 10-12 linijek w zależności od długości słów), jeżeli z powodów kostkowych stacja będzie pomijana wtedy może zawierać 500 znaków (6-7 linijek). 4. Zastrzegam sobie prawo do interwencji na priv i nakazu edycji, jeżeli subiektywnie uznam, że użyte zaklęcie będzie na tyle absurdalne, że po prostu nie będzie miało prawa zadziałać. Zaklęcia przywołujące na wstążki nie działają i tylko wasza ręka może po nie sięgnąć. Jeżeli Wasza postać NIE DA RADY rzucić żadnego odpowiedniego zaklęcia (kuferek), to Alex Wam pomoże. Będzie się kręcił po terenie wewnątrz i zwracał uwagę na poszczególne osoby. Można napisać więc w poście, że Alex pomaga rzucić zaklęcie, które uznacie za słuszne i które mu wskażecie, aczkolwiek nie chciałbym tego nadużywać stąd też dotyczy to osób, które mają naprawdę mało w zaklęciach. Przed napisaniem posta rzucacie kostką, po czym piszecie w tej sprawie do mnie na priv. Odpiszę Wam dalszy scenariusz, który musi zostać zawarty w poście. 5. Do ogólnej punktacji z zalicza się kod, który wypełniliście, a także wasze poczynania i użyte zaklęcia w trakcie każdego etapu. Jeśli wasza postać nie może rzucić danego zaklęcia, bo go nie potrafi, ale o nim pomyśli że powinno się nadać lub spróbuje je rzucić, to też zaliczę to punktowo, ponieważ tak będzie sprawiedliwie dla osób z mniejszą ilością punktów. 6. Czas i ranking będzie liczony na podstawie sumy wylosowanych kostek + punkty z kodu + użyte zaklęcia. Spokojnie, punkty kuferkowe nie liczą się w takich ilościach jakie posiadacie:
Spoiler:
Punkty kuferkowe: 0 = 1pkt, 1-10 = 2 pkt, 11-20 = 3 pkt, 21 - 40 = 4 pkt, 41+= 5pkt Zaawansowanie: 1-5 Stan fizyczny: wszyscy bdb, więc brak Kondycja: 0-5 Użyte zaklęcia: 0-3 Kostki zaklęć: 0-3 Stacje: 2-12 Dodatkowo: treść postów, będę się czepiał każdego, napisanego słówka odnośnie przebiegu biegu / nie więcej niż 10 pkt. Przewidziany brak punktów stricte ujemnych.
Mapa poglądowa
KOSTKI DO KOLEJNYCH ODPISÓW POJAWIĄ SIĘ BLIŻEJ TERMINÓW POSZCZEGÓLNYCH ETAPÓW. Dostępne przerzuty na każdej stacji (stacji jest 6): pow. 10 pkt - 1, pow. 30 pkt - 2. Dodatkowo osoby mające powyżej 50 pkt mogą na jednej, dowolnej stacji wybrać najwyższą kostkę bez rzutu.
Kostki do dopisków: parzysta - podejmie się, nieparzysta - nie podejmie się. Przerzuty do dopisków: 1 na stację, dostępny dla wszystkich.
Kod do etapów:
Kod:
<zg>Stacja b:</zg> tu wpisz kostkę* <zg>Stacja c:</zg> tu wpisz kostkę* <zg>Efekt uboczny w następnym poście:</zg> np. ból głowy <zg>Zdobyte przedmioty w tym poście:</zg> n/d
*jeśli przerzut: kostka > przerzut
Etap I 12-16.03. (zakończony 16.03. 23:59)
Spoiler:
1. Zalążki mokradeł Bardzo nierówny teren, w którym wilgoć w podłożu jest naprawdę wyczuwalna. Nogi zapadają się w bagnistej ziemi i zdaje się oczywiste, że ten kawałek terenu przy większych opadach może zmienić się w zbiornik. Dobrze widać stąd miejsce zbiórki. Jeżeli postać boi się wody to rzuca kostką na to, czy w ogóle podejmie się tej stacji.
Teren jest bardzo grząski i nieprzyjemny. Musisz coś z nim zrobić, aby dostać się do wstążki, być może znajdzie się inny sposób, aby się tam dostać? Kostki:
Spoiler:
1-2, użyte przez Ciebie zaklęcie nie zadziałało, a teren zdaje się reagować, tworząc jeszcze bardziej grząskie przejście, sięgające powoli do Twoich nóg. Zdaje się, że masz jeszcze więcej roboty niż przedtem i musisz się jeszcze bardziej wysilić. Rzucaj ponownie.
3-4, użyte przez Ciebie zaklęcie zadziałało, ale nie do końca tak jak sobie to wyobrażałeś, jesteś w połowie drogi, kiedy zaczynasz czuć, że teren znów zaczyna się zapadać. Jeżeli szybko nie wzmocnisz zaklęcia, zaczniesz grzęznąć. Dodatkowa kostka: parzysta - udało się ponowić zaklęcie, nieparzysta - nie udało się, rzucasz kolejny raz.
5-6, użyte zaklęcie zadziałało perfekcyjnie, teren przed Tobą - w użyty przez Ciebie sposób - zostaje pokonany i sięgasz po wstążeczkę. Możesz iść dalej.
2. Wystajaca skała Mało nadzwyczajny kawał kamienia, choć wyróżniający się tym, ze jest dość wysoki i przypomina punkt widokowy. Stojąc na szczycie można poczuć orzeźwiający wiatr we włosach, a rozglądając się uważniej można znaleźć tu ciekawe niespodzianki. Jeżeli postać ma lęk wysokości lub zaburzenia równowagi, to rzuca kostką na to, czy w ogóle podejmie się tej stacji lub utrzyma niezależnie od kostki.
Na pierwszy rzut oka skała wydaje się być całkowicie...zwyczajna. I niska. Wstążka znajduje się na jej szczycie. Kiedy jednak zaczynasz wchodzić, teren podnosi się coraz wyżej, igrając z Twoim poczuciem równowagi. Kostki:
Spoiler:
1-2, teren bardzo gwałtownie się podnosi i nie reagujesz tak szybko jak byś tego chciał. Rzucone zaklęcia się kompletnie nie słuchają. Powoli zaczynasz się zsuwać i choć ostatecznie udaje Ci się wylądować dość miękko. Plus jest taki, że znajdujesz kilka galeonów rozrzuconych w trawie. Wstążkę musisz jednak zdobyć, więc próbujesz ponownie. Jednorazowe +10 galeonów, zostanie rozliczone przeze mnie po lekcji.
3-4, nie jest łatwo, ale rzucone przez Ciebie zaklęcie pozwala Ci powoli wejść na górę, przy samym końcu jednak zaczyna się zapadać wracając do swojej formy czego kompletnie się nie spodziewałeś. Udaje Ci się chwycić wstążkę, ale w kolejnym etapie będziesz czuć zawroty głowy, być może będzie Ci też nieco niedobrze. Może warto rzucić na siebie zaklęcie poprawiające samopoczucie?
5-6, użyte zaklęcie zadziałało perfekcyjnie, dostajesz sie na górę mimo rodeo ze strony narwanego pagórka. Teren przed Tobą - w użyty przez Ciebie sposób - zostaje pokonany i sięgasz po wstążeczkę. Możesz iść dalej.
Etap II 17-22.03. (zakończony 22.03. godz. 23:59)
Spoiler:
3. Ciemny zagajnik Mimo iż nie ma tu wielu drzew, to jednak te które zbiły się w jednym miejscu mogą nastroszyć włosy na dłoniach. Bije od nich dziwna, niepokojąca aura i choć pomiędzy pniami widac przebijające się światło kolejnego punktu zadania, to zastanawiasz się czy go nie ominąć. Jeżeli postać boi się ciemności, to rzuca kostką na to, czy w ogóle podejmie się tej stacji.
Chyba Cię Merlin opuścił, jak myślałeś, że po prostu przejdziesz między drzewami i sięgniesz sobie po wstążeczkę wisząca na jednym z konarów. Im bardziej się zbliżasz, tym bardziej masz wrażenie, że drzewa odcinają Ci poszczególne drogi swoimi gałęziami i tworzą swego rodzaju labirynt.
Spoiler:
1-2, pomyślałeś, że wspaniałym pomysłem będzie po prostu przejście wskazaną drogą pomiędzy drzewami, ale wkrótce okazuje się, że mimo wielkości zagajnika jesteś zagubiony, a wszędobylskie światło przestało do Ciebie docierać. Wstążka jest przed tobą, ale nie bardzo wiesz jak wrócić. Dodatkowy rzut: parzysta - postanowiłeś się wycofać i odnaleźć drogę którą tu przyszedłeś i choć zajęlo to sporo czasu, to ostatecznie się udało, nieparzysta - wybrałeś bardziej niehumanitarną drogę w postaci wytorowania sobie przejścia, aby w ostateczności wyjść ze wstążką, ale też z bolącym tyłkiem kiedy drzewo ewidentnie podstawiło Ci korzeń pod nogi. Móże wystarczyło po prostu grzecznie poprosić o przepuszczenie?
3-4, próbujesz sobie torować drogę siłowo i bardzo szybko orientujesz się jaki błąd popełniłeś, próbując złamać kilka gałązek aby dostać się do wstążki. Obrywasz gałęzią w łeb, potykasz się o korzenie. Obolały, ale docierasz do celu, teraz pozostaje jeszcze wrócić bez pręgi na twarzy. Jeżeli postać na dzień 17.03. godz. 00:00 (kuferki sprawdzone) ma więcej niż 15 pkt z ONMS lub Zielarstwa lub łącznie 25 punktów z obu tych dziedzin lub ma gdzieś podkreślone w karcie/dzienniku że lubi rośliny (tematy sprawdzone), to można uznać, że drzewa z Tobą współpracowały i bez zbyt agresywnych zaklęć.
5-6, użyte zaklęcie pozwala Ci utorować sobie przejście do wstążki bez większych konsekwencji. Nie niszczysz żadnego drzewa, a mimo to gałęzie ustępują i swobodnie przechodzisz do wstążki. Czego użyłeś, że tak dobrze poszło?
4. Runiczny krąg Choć z tradycyjnymi runami nie mają nic wspólnego, to wiadomo, że zostały stworzone specjalnie na potrzeby tej lekcji. Znaki są jednak dość niewyraźne i zdaje się, że przy każdej próbie zbliżenia się w celu odczytania zaczynają iskrzyć i popadać w samozapłon. Jeżeli postać boi się ognia, to rzuca kostką na to, czy w ogóle podejmie się tej stacji.
Kiedy próbujesz podejść do wstążki, znajdującej się idealnie pośrodku runicznego kręgu, zalewa się on ścianą gorącego jak diabli ognia. Co śmieszniejsze woda na niego nie działa.
Spoiler:
1-2, pomyślałeś, że mimo iż za pierwszym razem woda nie ugasiła ognia, to druga próba na pewno tu pomoże. Oblałeś więc płomienie jeszcze większą ilością wody co w zasadzie je rozjuszyło. Zaczęły buchać jeszcze mocniej, a wśród nich zaczęły pojawiać się kształty przypominające Twojego bogina. I choć były to tylko Twoje przywidzenia, to przestraszyłeś się, omijasz ten etap. Przerzut dodatkowy: jeżeli postać na dzień 17.03. godz 00:00 (kuferki sprawdzone) ma więcej niż 10 punktów w Runach lub Astronomii lub ma gdzieś w karcie/dzienniku podkreślone że lubi zaklęcia żywiołów (tematy sprawdzone) to może przerzucić kostkę i rozegrać tylko przerzuconą.
3-4, co prawda udało Ci się przyćmić ogień, ale w momencie wejścia do kręgu zapalił się ponownie nie chcąc Cię wypuścić. Musisz ponowić próbę, choć tym razem ewidetnie płomienie zdają się z Tobą droczyć i nie dają się tak łatwo zgasić. Ostatecznie Cię przepuszczają, choć na odhodne podpalają Ci zaczepnie nogawkę.
5-6, udaje ci się znaleźć sposób, aby ugasić sprawnie i szybko ogień bez użycia jakiegokolwiek płynu. Tylko w sumie jak to zrobiłeś i jakiego zaklęcia użyłeś?
Etap III 23-28.03.
5. Głębokie pagórki Z daleka przypominają zwyczajne wzgórza, niczym niewyróżniające się wśród innych. Jednakże kiedy zbliżysz się bardziej, dostrzegasz, że pomiędzy nimi jest kilka większych zagłębień, które mogą przyprawiać o poczucie, że za chwilę się do nich wpadnie. Jeżeli Twoja postać ma klaustrofobię, to rzuca kostką na to, czy w ogóle podejmie się tej stacji.
Chodząc po pagórkach co rusz kończyny wpadają Ci w mniejsze lub większe zagłębienia i czujesz, że naprawdę musisz uważać, aby nie wpaść do głębszego dołu, z którego ciężko się będzie wydostać. Niewielka wstązeczka wisi gdzieś pośrodku tego wszystkiego, na pagórku otoczonym rowem.
Spoiler:
1-2, idziesz powoli po nierównych pagórkach i od nierówności nieco kręci Ci się w głowie. Nieco to chyba za mało powiedziane, bo masz wrażenie, że wręcz falują, przez co wywracasz się i zjeżdżasz w dół. Jest tu ciasno, ale da się wyjść. Wydostań się za pomocą jakiegoś zaklęcia unoszącego lub pomagającego chwycić pionową ścianę wzgórków. Nadal kręci Ci się w głowie, ale dalszą część pokonujesz całkiem bezproblemowo, szczególnie jeśli chodzi o skok nad zagłębiem tuż przy wstażce. Dodatkowo: na dnie znajdujesz 10 galeonów. Nie rozliczaj ich, rozliczę je po lekcji.
3-4, wszystko szło świetnie, a przynajmniej do momentu, w którym nie postanowiłeś zatrzymać się tuż przed końcem i nie zerknąć w dół. Rów zdawał się pochłaniać Cię swoimi ścianami, ale ogarnąłeś swój umysł (lub zrobiłeś coś z faktem zagłębienia przed tobą) i udało Ci się dojść do wstążki.
5-6, dobra, gdzie jest haczyk? Idziesz i absolutnie nic się nie dzieje. Nawet podchodząc do wstążki miałeś wrażenie, że poszło jak z płatka. Wstążka jednak zerwała się ze swojego miejsca i zaczęła uciekać, a zaklęcie przywołujące nie działa. Nie połam tylko nogi w tej gonitwie.
6. Samotny maszt Na pierwszy rzut oka przypomina całkowicie zwyczajny, choć dziwnie usadowiony po płaskiej części łąki maszt, kiedy podchodzisz bliżej, zaczyna dziać się coś dziwnego.
Obok masztu ustawiona jest skrzynka, w której ewidentnie można coś umieścić. Kiedy podchodzisz blizej maszt zaczyna wibrować, a z niego wyłonił się... duch? Poltergeist? Coś jeszcze innego? Wygląda na półmaterialne, ale tak naprawdę nie wiesz. Tak naprawdę cięzko było powiedzieć, ale z pewnością był upierdliwy. I zdecydowanie nie da Ci podejść do wstążki obwiązanej wokół dolnej części masztu. Trzeba to zamknąć w cholerę.
Spoiler:
1-2, obleciał Cię strach, nie wiesz co wokół Ciebie lata i co zechce Ci zrobić. Rzucasz w nie zaklęciami, ale absolutnie nic się nie dzieje. Nie trafiasz. Strach przeszywa Cię jakbyś stał bezradny wobec bogina, ale bogin na pewno to nie jest. Robi dziwne miny i wygląda strasznie. Rezygnujesz z tego etapu, trudno. Obrywasz szyszką w głowę i słyszysz za sobą tylko szyderczy śmiech.
3-4, dobra. Trzeba zamknąć go w skrzynce. Ale jak, skoro lata u góry i należałoby zdjąć go do niej w dół? Był półmaterialny, zaklęcia na niego działają. Prosta fizyka, otworzyć klapę i sprawić, żeby wpadł do skrzynki jak kamień w wodę. A i jeszcze trzeba go zwabić nad nią. Zwabienie poszło bez problemu, gorzej z rzuconym zaklęciem, które miało ściągnąć go w dół. Rzuć kostką Parzysta - wyszło, Nieparzysta - nie wyszło, trzeba powtórzyć próbę rzucenia drugiego zaklęcia. Rzuć jeszcze raz tę kostkę, aż do skutku.
5-6, poczułeś nagły przypływ odwagi. Naprawdę nie wiesz co się stało, ale idziesz jak burza i postanawiasz absolutnie nie zwracać uwagi na latające wokół stworzenie, które coraz bardziej irytuje się Twoim olewczym tonem. Rzuca w Ciebie szyszkami, ale wciąż masz to gdzieś. Ostentacyjnie ściągasz wstążkę, ale przecież nie możesz tak tego zostawić, bo nie da Ci żyć. W Twojej głowie zrodził się plan wzięcia go z zaskoczenia i zamknięcia w skrzynce i uda się w 100%, pytanie tylko jak owy plan przebiegał? Jeśli nie masz planu na to, jak zwabić stworka do skrzynki z zaskoczenia, możesz wykonać dodatkowy przerzut kostki.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 63 (już 64 btw) Biegłość w zaklęciach: defensywne: biegły, pozostałe: zaawansowany; Stan fizyczny: bezurazowy Kondycja fizyczna: bardzo dobra - quidditchowa forma w tendencji wzrostowej. Zainteresowanie: 15 Nastrój: 10 -> 9 po bagnie i zawrotach głowy
Stacja 1:2 -> 5 Stacja b:4 Efekt uboczny w następnym poście: zawroty głowy (zminimalizowane?) Zdobyte przedmioty w poście: -
Kolejny tor przeszkód - na szczęście nie Antoshowo-Avgustowy. Krukon kiwnął profesorowi głową na przywitanie, mrużąc lekko oczy kiedy Lowell został odesłany do zamku. Może to i lepiej, choć nie wątpił, że Felek był gotów upierać się, że nic mu nie będzie. Zasady przypominały Shawowi nieco grę terenową z ostatniego semestru - choć tym razem trasę znali z góry i nie musieli rozwiązywać zagadek... ani nie pracowali w parach. Kiedy mogli więc ruszyć do pierwszej lokacji, Darren ruszył tam z Jess - w końcu istotą lekcji, z tego co zrozumiał, nie był ani wyścig, ani wzajemna rywalizacja, więc miał zamiar samemu poobserwować postępy dziewczyny w zaklęciarstwie, choć pomocy jej nie miał w planach. Pierwszym etapem - jeśli tak można to było nazwać - był bardziej podmokły teren błoni Hogwartu. Krukon nie wiedział - i niezbyt go to, szczerze mówiąc, interesowało - czy to przez ukształtowanie gruntu, czy może rodzaj gleby, ale przy silniejszych deszczach grząska i tak ziemia zamieniała się w prawdziwe bagnisko. A początek marca był całkiem ciepły - spodziewał się więc, że roztopy dostarczyły wystarczającej ilości wilgoci. Wstążka - jakżeby inaczej - znajdowała się gdzieś tam pośrodku całych mokradeł. Shaw nie próbował nawet rzucać Accio - znając opiekuna Ravenclawu i tak by to nie zadziałało, poza tym miał wobec siebie nieco wyższe wymagania. Wysuszenie terenu też raczej nie wchodziło w rachubę - prostsze zaklęcia zajęłyby zbyt długo, a tymi silniejszymi ryzykował spalenie wstążki. Ostatecznie Darren zdecydował się więc nawet nie wchodzić na bagnisko. Shaw podniósł różdżkę, rzucając niewerbalne Aviatores. Srebrna wrona wyleciała z Mizerykordii, podczas kiedy Krukon zamknął oczy, przyzwyczajając się do obserwowania terenu z lotu ptaka. Celem tego zaklęcia było jedynie wypatrzenie wstążeczki - hologram i tak nie mógł mu jej przynieść. Kiedy taki naprędce wykonany zwiad się udał a Shaw "wrócił" do swojego ciała, kolejnym krokiem było znalezienie jakiegoś większego kamienia - lub transmutowanie weń po prostu pierwszej lepszej kupy mchu - i rzucenie na niego Draconifors. Transmutacja może nie była tematem lekcji per se, Darren miał jednak szczerą nadzieję, że Voralberg nie będzie miał nic przeciwko korzystania z innych, posiadanych przez studentów umiejętności. Następnie miniaturkę walijskiego zielonego prefekt posłał po prostu po wstążkę, dokładnie wiedząc teraz gdzie jego cel się znajduje. Kolejną stacją na drodze Shawa była formacja skalna, która wyglądała tak, jakby dało się na nią wspiąć. Oczywiście, na szczycie głazu powiewały wstążki - w tym ta, która była celem Krukona. Darren zmarszczył lekko czoło, oglądając się na wszystkie strony. Coś mu tu śmierdziało - nie tak wysoki kamień, cel etapu praktycznie na wyciągnięcie ręki... było to aż za proste. Choć równie dobrze Voralberg mógł chcieć w taki sposób z uczniów sobie "zażartować" i przekazać im jakąś życiową lekcję, że nie wszystko trzeba rozwiązywać zaklęciami... ...jakkolwiek głupia ta porada by nie była. Po postawieniu stopy na jakimś mniejszym, acz wciąż sporym narzutowym głazie, Shaw zorientował się całkiem szybko, jaka była zagwozdka tej części. Ziemia pod kamienną formacją zadrżała i zaczęła podnosić się, wprawiając w ruch nie tylko skały, ale też tracącego równowagę studenta, który od razu jednym susem przytulił się do centralnego narzutowca. Stuknął weń różdżką, rzucając Arresto Momentum które najpierw zahamowało, a w końcu zatrzymało ruch całej formacji - nie na długo jednak. Ledwo Krukon wszedł na samą górę, wszystko zaczęło opadać na swoje miejsce w sposób za bardzo chaotyczny jak na upodobanie Shawa. Kiedy Darren dotarł już na twardą ziemię, czuł się jak marynarz, który zszedł z okrętu po długiej, morskiej podróży, albo jakby dosiadał przed chwilą wyjątkowo nieposłusznej miotły. Zawrotom głowy ostatecznie spróbował zaradzić, rzucając Rennervate oraz Kinetosis, mając nadzieję że za około godzinę będzie mógł po prostu się położyć.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 10 Biegłość w zaklęciach: We wszystkich poza zwykłymi - biegle. W zaklęciach zwykłych - lama Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: Dobra. Ruda po prostu dba o siebie. Zainteresowanie: 10 Nastrój: 7
Stacja a:2 -->1 -->3 + parzysta Stacja b:6 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w poście: -
W końcu profesor Vorlaberg pojawił się na polanie i zaczął tłumaczyć zasady dzisiejszej lekcji. Irvette nieco zdziwiła forma zajęć i w duchu jęknęła na myśl, że zapewne będzie musiała teraz dać przed wszystkimi popis swoich zerowych umiejętności w zakresie zwykłych zaklęć, ale bez mrugnięcia okiem podeszła do wyzwania. Pierwsza przeszkoda w postaci bagien od razu sprawiła jej wiele problemu. Oczywiście Accio na wstążkę nie zadziałało. Był to pierwszy i najbardziej oczywisty pomysł, na jaki wpadła, ale też ani trochę nie zdziwił ją brak reakcji ze strony skrawka materiału. Ruda próbowała więc przy pomocy Silverto nieco osuszyć teren ale i tutaj odniosła sromotną porażkę. Bagno było tak samo nieprzyjemne i zagrażające zatopieniu się w nim, jak jeszcze chwilę temu. W końcu postanowiła podejść do tematu nieco inaczej i ryzykując wylądowanie na własnych pośladkach podczas biegu po lodzie, postanowiła zamrozić bagienko. Glisseo wydawało się zadziałać, choć Ruda miała wrażenie, ze tylko na moment. Ostrożnie stawiała przed siebie kroki, a gdy zostało jej jeszcze trochę metrów do przejścia, poczuła, jak jej zaklęcie po prostu przestaje działać. Nie widziało jej się lądowanie w błocie. Ponowiła więc czar, a gdy poczuła, że lód nieco stwardniał nieco szybciej ruszyła w stronę wstążki, która ostatecznie wpadła w jej jasne dłonie. Przyszedł więc i czas, by zmierzyć się z kolejną przeszkodą. Tym razem musiała wykazać się we wspinaczce. Kondycyjnie Irvette nie była najgorsza, więc nie spodziewała się tutaj większych problemów. Zadanie nie wydawało się być specjalnie trudne, ale były to tylko pozory. Jak się okazało, jak tylko Irvette rozpoczęła wędrówkę na szczyt, ten zaczął się od niej oddalać. Dziewczyna przeklęła w myślach. Zwykła wspinaczka była kompletnie bezcelowa i nie było co tracić na nią siły, więc ślizgonka musiała wytężyć się i pomyśleć, jak poradzić sobie z tą przeszkodą w inny, magiczny sposób. Ostatecznie uznała, że wykorzysta Carpe Retractum jako linę, by przyciągnąć się ku szczytowi, a następnie dorwać znajdującą się tam wstążkę. Świetlista lina wystrzeliła z jej różdżki, a Ruda poczuła, jak powoli przyciąga się w górę, wbrew przeciwnościom, jakie sprawiała skała. Nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie w jej życiu i dziewczyna modliła się, by tylko czar nie postanowił się nagle przerwać. Na szczęście udało jej się bezpiecznie dotrzeć do celu i już po chwili wstążka dołączyła do poprzedniego skrawka materiału w jej kieszeni.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 26 + 2 (amulet z jemioły) = 28 Biegłość w zaklęciach: standardowy łamane na lama, bo kosteczki mnie nienawidzą :’) Stan fizyczny: Bardzo dobry Kondycja fizyczna: Bardzo dobra, gra zawodowo w quidditcha Zainteresowanie: 10 – lubi zaklęcia, choć nie jest to jej ulubiony przedmiot Nastrój: 7 - zawroty głowy po wchodzeniu na skałę
Stacja a:3 + parzysta Stacja b:1 -> 3 Efekt uboczny w następnym poście: zawroty głowy Zdobyte przedmioty w poście: -
Widząc w oddali charakterystyczną, wysoką sylwetką nauczyciela zaklęć, Julka schowała sudoku i termos do plecaka, podniosła swój kruczy kuper z pieńka i ruszyła w kierunku miejsca zbiórki. Widząc Kruczego Ojca w pełnej okazałości, skinęła lekko głową w geście przywitania, założyła ręce na piersi i bez słowa zaczęła słuchać wyjaśnień, co do czekającego ich zadania. Z każdym wypowiedzianym przez nauczyciela słowem, uśmiech na twarzy Angielki poszerzał się coraz bardziej. Bardzo podobało jej się podejście nauczyciela, który postanowił zrobić coś innego. Zamiast kręcenia różdżkami w kółko i w kółko, mieli okazję sprawdzić teorię w praktyce, a przy tym nieco się zmęczyć, co urozmaicało zadanie. Kiedy nadeszła jej pora, ruszyła sprintem przed siebie. Nie były to żadne zawody, ale zamiłowanie Krukonki do rywalizacji było silniejsze od niej. Pędziła więc przed siebie jak jednorożec na dopingu, nie bacząc na to, że z boku może wyglądać co najmniej głupio, aż tak poważnie podchodząc do całej sprawy. Kiedy dostrzegła błotniste mokradła i postawiła krok, od razu dostrzegła, że stopy zapadają jej się w miękkiej glebie. Po chwili namysłu dziewczyna postanowiła zmrozić glebę za pomocą zaklęcia glacius. Miejsca, gdzie wody było więcej, potraktowała harena missus, aby przypadkiem się nie pośliznąć i nie zrobić sobie krzywdy. Nie było to może idealne rozwiązanie, ale na pewno jakieś. No i przynajmniej mogła normalnie przejść, bez ryzyka zapadnięcia się w błocie po kolana. Tak też i było, chociaż do czasu. Kiedy w połowie drogi zaklęcie zaczęło słabnąć, musiała wycelować w glebę raz jeszcze. Na szczęście udało jej się to, dzięki czemu mogła względnie suchą stopą dotrzeć do wstążki.
Drugie zadanie polegało na wspięciu się na niewielką skałę, przypominającą nieco jakiś dziwny punkt widokowy. Czuła, że coś jest nie do końca w porządku z tym kamulcem, w końcu wydawało się zbyt łatwe, a jak wiadomo, Alex nie przepadał za najłatwiejszymi wyjściami. Krukonka wycelowała różdżką w szczyt skały, rzuciła carpe retractum, tak jak zrobiła to podczas górskiej przeprawy podczas rytuału zorzy i zaczęła się wspinać. Szło jej całkiem przyzwoicie do momentu, gdy nagle zaczęły się odwalać jakieś dziwne rzeczy. Skała zdawała się podnosić z każdym pokonanym przez nią metrem. Całe szczęście, że wielokrotnie ćwiczyła latanie pod wpływem fallo, bo dzięki temu zdołała chwycić wstążkę, choć zawroty głowy i nudności, były wysoką ceną za sukces. Brooks walczyła chwilę ze zbierającą się w ustach śliną, a gdy się upewniła, że pawia jednak nie będzie, potraktowała się kinetosis i rennervate.
Puriel Whitelight
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.76 m
C. szczególne : jasne włosy, cienie pod oczami, uboga mimika twarzy, błyszczyk na ustach niewidoczny dopiero po spróbowaniu można wyczuć lekki malinowy posmak
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 3 pkt Biegłość w zaklęciach: standardowy Stan fizyczny: - Kondycja fizyczna: dobra - pływa często Zainteresowanie: 11 Nastrój: 8
Stacja a:6 Stacja b:3 Efekt uboczny w następnym poście: zawroty głowy (?) Zdobyte przedmioty w poście: -
Obserwowała innych, ale nie oceniała. Już dawno zauważyła, że to nie ma sensu. Dla kogoś postronnego ilustrowanie wzrokiem przez Puriel mogło wydawać się aroganckie, snobistyczne czy nawet nieprzyjemne, ale Marie nie wydawała się tego tak odbierać. Obie to robiły — przyglądały się sobie nawzajem, jakby był to ich mały rytuał, być może sprawdzian. Cokolwiek właśnie się odbywało, przeminęło z kolejnymi słowami puchonki. Whitelight nie rozumiała tego — pytań, co u ciebie, czy Marie oczekiwała konkretnych odpowiedzi? Nie, nie sądziła. - To, co widać, piękno i gracja. - Uśmiechnęła się, chociaż nie wydawała się szczególnie skora do żartów. Nie zastanawiała się nad tym, co Volberg mógł dla nich przygotować. - Zapewne coś angażującego. - Odpowiedziała @Marie R. Moreau ani trochę się nie myląc, kiedy profesor zjawił się i oznajmił, co dzisiaj ich czeka. Tor przeszkód brzmiało niczym wyzwanie. Ponad trzy kilometry trasy, nie dla słabiaków i chuderlawych — podobało się jej to. Na moment w purielowych oczach pojawiła się iskra zaciekawienia, palącej rywalizacji i chęci sprawdzenia się; co prawda nie była świetna z zaklęć. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale przecież nie o to chodziło, żeby było łatwo. W końcu inni ruszyli, a ona sama również to uczyniła. Miała dobrą kondycję. Często pływała i wiedziała, że dzięki temu powinna lepiej poradzić sobie z trudnościami niż przeciętniacy. Wstążka czekała gdzieś na tym zalążku mokradeł. Mogła kombinować, ale nie bała się zanurzenia czy nierówności. Nie straszna była jej wilgoć niemal wyczuwalna w samym powietrzu. Nie próbowała nawet używać Accio, ponieważ nie miałoby to dla niej żadnego sensu, nawet jeśli profesor Volberg chciałby zakpić z nich wszystkich — z myślą, że nikt nie wpadnie na pomysł z zaklęciem przyzywającym. Czasami najprostszy wynik okazywał się rozwiązaniem, z pozoru nierozwiązywalnego działania. Nie w tym przypadku. Uniosła różdżkę i rzuciła zaklęcie Silverto, czując, jak cała wilgoć powoli ulatnia się z części ziemi, gdzie Puriel zamierzała postawić nogę. Tak też zrobiła. Wydawało się to czasochłonne. Nie mogła przecież za jednym zamachem osuszyć sobie całej drogi, ale nie był to dla niej jakiś szczególny problem. Stawiała nogę za nogą, a w prawej dłoni trzymała różdżkę, która co chwila wydobywała z siebie magiczny strumień, powodujący wysuszanie. Teren dzięki temu wydawał się nadal nierówny, ale nie powodował zapadania się i dzięki temu śmiało mogła iść, a nawet truchtać naprzód. Wydawało się to niemal świetną zabawą, chociaż cały czas patrzyła pod nogi, starając się nie wyrżnąć. Byłoby to całkowicie zabawne i nie na miejscu, skoro tak dobrze szło jej z zaklęciem, które nie pozwoliło jej ani na chwilę zanurzyć swoich butów w mokradłach. Dotarła do wstążki i sięgnęła po nią, ruszając dalej. Nie miała lęku wysokości, a wystający kawał kamienia nie robił na niej żadnego wrażenia. Od małego latała na miotle, jak więc mogła bać się wysokości? Było mało rzeczy, które tak naprawdę ją przerażały oprócz oczywiście jej rodzinnych zawirowań. Przyglądała się niskiej skale, całkowicie zwyczajnej. To tam znajdował się jej cel, który zamierzała zdobyć tak jak poprzedni. Zaczęła wspinać się na górę, zauważając, że poczucie jej równowagi zdecydowanie odchyla się od normalności. Machnęła różdżką. Rzucając Carpe Retractum, a z jej różdżki wystrzeliła lina, która na spokojnie pozwalała ustabilizować to, co właśnie miało miejsce. Niemal wspinała się bez żadnych problemów do czasu dziwnego rodeo pagórka, który wydawał się niemal na moment ożyć, albo takie odniosła wrażenie. Udało się jej jednak zdobyć wstążkę, co nie było łatwym zadaniem, a będąc znowu na ziemi, poczuła, jak cały świat dziwnie faluje. Miała nadzieje, że nie ta dziwna kolejka górska nie spowoduje, że puści pawia. Odetchnęła kilka razy, rzucając na siebie Kinetosis. Nigdy nie potrzebowała tego zaklęcia, ale może pomogłoby jej trochę odzyskać równowagę, która została zaburzona ze stycznością Puriel z wystającą skałą.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 8 pkt Biegłość w zaklęciach: zaawansowany - raczej we wszystkich, trochę gorzej idzie jej z ofensywnymi, ale nie na tyle źle żeby nazwać to jako standard Stan fizyczny: brak urazów Kondycja fizyczna: dobra, a może bardzo dobra - codziennie biega, wysportowana, zaczęła grać w szkolnej drużynie quidditcha Zainteresowanie: 9 Nastrój: 4 - zmęczona psychicznie, zajęta rozmyślaniem nad ostatnimi wydarzeniami (prywatnymi)
Uśmiechnęła się na odpowiedź @Puriel Whitelight . Nie było to to czego się spodziewała, ale po niej nie powinna była oczekiwać niczego innego. Nie odebrała tego źle. Cieszyła się wręcz, że ma osobę, która ją rozumie i chociaż nie były bliskie sobie i spowiadały się sobie nawzajem z każdego problemu i tajemnicy, łączyła je wyjątkowa więź. Kiedy usłyszała z czym przyjdzie się im zmierzyć na dzisiejszej lekcji zamurowało ją. Obawiała się ewentualnego niebezpieczeństwa i z całą pewnością nie chciała trafić do skrzydła szpitalnego. Po chwili jedna pierwsze wrażenie minęło, puchonka wiedziała, że jest w stanie podołać wszystkim przeszkodom. Fizycznie była przygotowana na wysiłek zawsze i w każdej sytuacji. Miała tylko nadzieję, że psychika jej nie będzie powstrzymywać. Przyszła w końcu i jej kolej do wyruszenia na tor. Nie widziała już części uczniów i studentów, którzy wystartowali w pierwszej kolejności, ale się tym nie przejmowała. Ruszyła zdecydowana przed siebie nie oglądając się na czekających jeszcze na swoją kolej uczniów. W kilka minut dotruchtała do pierwszej przeszkody - zalążków mokradeł. Skrzywiła się jednak nie na myśl ewentualnego kontaktu z brudną mazią lecz z powodów czysto estetycznych. Nie przepadała za wszystkim co brzydkie, a mokradła z całą pewnością się do tego zaliczały. Skończyła jednak te rozważania i zabrała się za wyszukiwanie w głowie odpowiedniego zaklęcia. Silverto wydawało się tutaj idealne. Rozważała jeszcze zamrożenie bagna jednak nie uśmiechało się jej chodzenie po zamarzniętych cieczach z dwóch powodów: po pierwsze bardzo prosto mogła się poślizgnąć i wylądować w brudnej wodzie, a po drugie nie miała dobrych wspomnień z zamrożoną wodą - to właśnie w takiej Boonie niemal się nie utopiła na feriach w Norwegii. Skierowała więc różdżkę na pierwszy kawałek mokradeł, osuszyła je i ostrożnie postawiła na nim stopę. Nie spadła, nie podtopiła się, nie ubrudziła, czyli teoretycznie zaklęcie działało odpowiednio jednak mimo wszystko postanowiła nie tracić koncentracji, skupić się na tym gdzie stawia kroki i stawać je ostrożnie, najpierw upewniwszy się, że miejsce jest suche i się pod nią nie zapadnie. W ten prosty sposób przedostała się przez pierwszą połowę bagna. Wtedy też sprawy zaczęły się wymykać spod kontroli - teren dookoła, razem z miejscem, w którym stała ponownie zaczął się zapadać. Na szczęście refleks Marie był wystarczający żeby szybko ponownie rzucić zaklęcie i nie wpaść o bagna. Ostrożniej przeszła drugą połowę mokradeł, sięgnęła po wstążkę i razem z nią, nie oglądając się za siebie ruszyła w kierunku kolejnej przeszkody. Puchonka dobiega do skały. Kiedy tylko ją zauważyła miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Zwykła skała nie stanowiła dla żadnego czarodzieja czy czarownicy żadnego problemu. Rzuciła więc Carpe Retractum, które miała już wyćwiczone po bliskim spotkaniem z lodowatą wodą Boonie. Nie zważając na ostrzeżenia podświadomości, że tak prostej przeszkody Voralberg nigdy by nie dał, zaczęła się wspinać. Kiedy pokonała pierwsze półtora metra zaczęła czuć, że coś złego się dzieje. Skała zaczęła rosnąć coraz bardziej i gwałtowniej, a zaklęcie przestało działać tak jak powinno. Marie czuła jak powoli zsuwa się z kamiennej ściany, a później spada. Szczęśliwie wylądowała na większej kupce trawy, więc udało się jej nie potłuc zbytnio. Podnosząc się natrafiła dłonią na chłodny metalowy krążek, który po podniesieniu okazał się być monetą 10 galeonów. Schowała ją do kieszeni spodni, po czym uznając znalezione pieniądze za szczęśliwy znak podjęła kolejną próbę. Ponownie rzuciła Carpe Retractum, lecz tym razem była już przygotowana na gwałtowny wzrost skały, więc postępowała ostrożniej. W momentach najbardziej krytycznych, w których kamień zapewniał jej niezłą karuzelę zaprzestawała wspinaczki i przeczekiwała najgorsze momenty. Nie ufała jedynie niewidoczniej linie, po której dostawała się coraz wyżej - szukała też oparcia dla nóg. Wszystkie te zabiegi spowodowały, że drugie podejście do wspięcia się na skałę zakończyło się sukcesem. Dumnym ruchem chwyciła wstążkę i ruszyła do kolejnej przeszkody.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 4 Biegłość w zaklęciach: zwykłe, początkujący więc 5 rok to już może być prawie biegle lewą ręke ma mocniejszą. Stan fizyczny: spadł z miotły tylko Kondycja fizyczna: Często biega o poranku lub późny wieczór. dobra/bardzo dobra Zainteresowanie: 10->9 Nastrój: 7
Stacja a: 1-> 5 Stacja b: 6 lęk wysokości-> 3 nieparzyszta Efekt uboczny w następnym poście: Zdobyte przedmioty w poście:
Puchon uśmiechnął się, nieprzekonany czy rzeczywiście może być aż tak źle. Oby dobrze Wiktorowi poszło... no i w dodatku miał robić tego w pojedynkę. Jednak już na samym początku Wiktor użył zaklęcia - Glisseo które wcale nie zadziałało może coś w tym jest że cały teren prawie raguje w dodatku tworzy bardziej grząskie przejście, sięgające powoli nóg chłopaka cóż tak bywa. Za to rudzielec ma więcej roboty niż przedtem i Puchon musi się jeszcze bardziej wysilić i postarać. -Glisseo Okazało się jednak, że dopiero za drugim razem zaklęcie zadziałało wręcz idealnie. Niestety młody Krawczyk lęku nie zdołał przezwyciężyć ale co z tego jak wstążka była na szczycie no cóż może w kolejne zadanie do końca da się zrobić.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Stał, czekał w samotności, rzucając jakieś najprostsze zaklęcia, byleby potrenować lewą rękę. Nadal nie było dobrze, ale też, nie mógł narzekać; zawsze los mógł pozbawić go obu dłoni, w związku z czym w oczach znajdowała się jakaś cząstka determinacji wobec poprawienia samego siebie pod względem użytkowania czarów. Nie widział siedzieć i udawać, że wszystko jest w porządku, w związku z czym (nie)zdrowy rozsądek nakazywał mu podejmować się jakiejkolwiek aktywności. Nawet jeżeli nie był w stanie racjonalnie nadawać się do czegokolwiek, nie chciał spędzić większości czasu w łóżku, w związku z czym pojawił się na polanie. Jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło; najchętniej to jeszcze szluga by odpalił, ale resztki kręgosłupa moralnego i inteligencji posiadał, choć były to jednorazowe przebłyski, kiedy to znajdował się na uboczu, skupiając na siebie uwagę Gryfona. Odkiwnął mu, rzucił naprędce "siema" i jak gdyby nigdy nic... powrócił do wcześniejszych czynności. Trochę nie zdziwiła go decyzja nauczyciela, ale też, nie zamierzał się nadwyrężać i udawać, że wszystko pod tym względem jest w porządku. Samo szybsze poruszanie się mogło być dla niego wyzwaniem, w związku z czym nie chciał sprowadzać na siebie jeszcze większego omenu, z jakim to miał obecnie do czynienia. I tak wiele rzeczy nie zdołał sobie poukładać, dlatego postanowił podjąć się roli obserwatora, spoglądając na poczynania pozostałych uczestników zabawy. Jednym szło lepiej, innym gorzej - standardowo - kiedy to poruszali się po tym dość ciekawym i intrygującym torze. Samemu żałował, że nie mógł wziąć w nim udziału, wszak na Laboratorium Medycznym samemu zorganizował bieganie po lesie i poszukiwanie manekinów, co osobiście lubił. Na Nowy Rok - no cóż, wypierdolił z domu, by spędzić dwie noce bez jakiejkolwiek magii. Zapierdalanie bez celu, z nożem w dłoni (albo różdżką) sprawiało mu zawsze sporą przyjemność. Tym bardziej, iż był wychowywany na wsi i zawsze, gdy miał okazję - uciekał do pobliskiego lasu, by stoczyć bitwę z okolicznymi pokrzywami. Mokradła? Panie, zapierniczałby! Wystająca skała? Cóż to za problem. No właśnie - upośledzenie wiodącej ręki wiązało się z nieprzyjemnymi konsekwencjami, z którymi obecnie musiał się zmagać. Mimo to - gdyby mógł - wypierniczyłby na sam przód, o ile nie zostałby oczywiście w tyle. Przyglądał się zatem, rozmyślając nad tym wszystkim - normalność przelewała się poprzez te zajęcia, a on do niej... no cóż, obecnie nie mógł powrócić. Wszystko szło w prawidłowym rytmie, jakby wydarzenia z Nokturnu nie miały w ogóle miejsca; tylko on, stojący w miejscu, przesuwający się z czasem, byleby zapamiętać sobie z tej lekcji więcej, nie przerywając odpowiedniej ciszy. Spoglądał na to, jak inni dają sobie z tym rady, używając odpowiednich zaklęć - nie zdziwiła go postawa Darrena, który postanowił użyć Aviatores. Julia Brooks także podeszła do tego w ciekawy sposób; samemu, kiedy to był na rytuale zorzy, zdecydował się korzystać z Glaciusa do zwiększenia grubości pokrywy lodowej, by ta znowu się nie załamała. Inni korzystali z równie ciekawych metod, w szczególności podczas pokonywania skały. Lowell po prostu to sobie notował, choć myślami był gdzieś indziej, gdzie mógłby odnaleźć należyty wewnątrz siebie spokój. Byleby tylko się zregenerować i powrócić do względnej sprawności.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 8 Biegłość w zaklęciach: początkujący Stan fizyczny: brak; Kondycja fizyczna: dobra, (gra w Q ale miał dłuższą przerwę) Zainteresowanie: 7 Nastrój: 6
Stacja a:5 Stacja b:4 Efekt uboczny w następnym poście:Zawroty głowy Zdobyte przedmioty w poście:-
Po lekcji, podczas której musiał wraz z Darrenem szukać wstążek rozsianych po terenach otaczających Hogwart myślał, że nic go nie zaskoczy, ale jak się okazało, nie po raz pierwszy pomylił się. Okazało się, że podczas dzisiejszych zajęć będzie musiał połączyć swoje (nie)umiejętności posługiwania się zaklęciami, jak i zdolności w biegu długodystansowym, w czym też nie górował, nawet biorąc pod uwagę samych Krukonów. Pierwszym wyzwaniem było zdobycie flagi umieszczonej na mokradłach. Nie chciał na starcie ubrudzić swojego ubrania ani tym bardziej zmoczyć się, kiedy nie było zbyt dużej dodatniej temperatury, więc musiał wymyślić sposób, w jaki mógłby dostać się do celu, nie brudząc się przy tym za bardzo. Dość szybko wpadł na pomysł wykorzystania zaklęcia Frigus, którym mógłby krok po kroku, powoli schładzać błocko, po którym miałby chodzić do stopnia, w którym to nie zapadałby się w nim za głęboko. W końcu dotarł do wstążki, którą schował do kieszeni i wrócił na suchy ląd, następnie zmierzając do kolejnej stacji, którą musiał zaliczyć. Następna flaga umieszczona była na szczycie skalnego wzniesienia. Nie chcąc ryzykować wywrotki z wyższej wysokości, Julius postanowił rzucić na siebie zaklęcie Mobilicorpus, żeby unieść się na odpowiednią wysokość i zabrać to po co tu przyszedł. Niestety, gdy schował flagę do kieszeni, zaczął opadać znacznie szybciej, niż by mógł się spodziewać, a gdy znalazł się na samym dole, miał lekkie zawroty głowy. Ruszył jednak dalej, by dotrzeć do kolejnego etapu wyścigu.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 15 (+5 za różdżkę) = 20pkt Biegłość w zaklęciach: Standardowy wykiełkowany z początkującego, dużo ostatnio ćwiczyła - niewerbalne to jej słaby punkt; Stan fizyczny: Bardzo dobry, bez żadnych urazów; Kondycja fizyczna: Przeciętna z zakusami na dobrą, aktywny pobyt w Norwegii i opieka nad zwierzakami robi swoje; Zainteresowanie: 12 z tendencją zwyżkową; Nastrój: Oj, 10
Stacja a:5 Stacja b:5 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w poście: -
Czyli jednak nie myliła się - czekał na nich tor przeszkód, choć warunkiem przejścia wcale nie był czas czy kolejność przy mecie, a zdobycie wstążek. Cóż mogła zrobić jak po prostu westchnąć z ulgą - niespecjalnie dobrze czuła się podczas jakiejkolwiek rywalizacji, gdzie musiałaby na szali postawić własne umiejętności. Zwłaszcza z zaklęć - nawet jeśli sporo nad nimi ostatnio pracowała. — A więc... Komu w drogę temu czas? — podjęła, zwracając się do Shawa z lekkim uśmiechem - kiedy mogli ruszyć w teren, ramię w ramię. Nie oczekiwała od chłopaka - ani od kogokolwiek - pomocy, ale wolała jednak przemierzyć ten tor przeszkód na spokojnie. Poobserwować innych - a nuż nauczy się czegoś nowego... Albo zanotuje w pamięci coś, czego chciałaby się nauczyć. Dlatego też pozwoliła sobie poczekać chwilę przed mokradłami, z zaciekawieniem obserwując jak z bagnistą wstążką poradzi sobie Darren. Nie zdziwiło jej zastosowanie przez niego transmutacji - a bardziej podejście do tego, że... nie podchodził. Ona sama nie była tak zaawansowana z jakiejkolwiek 'szkoły' magii, więc musiała korzystać z nieco prostszych zaklęć. Wykorzystać je wystarczająco kreatywnie - odpowiednio do sytuacji. W końcu, jeśli nie mogła pochwalić się poziomem swoich umiejętności, to zawsze szło wykorzystać odpowiednio elementy otoczenia. Zdecydowała się więc na coś prostego - by ustabilizować przemoczoną glebę pod stopami. — Glacius Opis — zainkantowała pewnie - posyłając lodowe kanarki wprost na spotkanie trzeciego stopnia z błotem. Upewniwszy się, że ziemia jest wystarczająco zmrożona i nie zapadnie się razem z jej butami - zrobiła sobie taką mroźną ścieżkę aż do wstążki, którą szybko zwinęła i kontynuując zabawę w Królową Lodu - dołączyła do Shawa, by podejść do następnej przeszkody. Którą okazał się... Kamień. — Hmm, ambitnie — mruknęła rozbawiona, mierząc wzrokiem skałkę. Oczywiście, nie mógł być to zwykły głaz - tylko wyjątkowo rozbrykany, gdy już ktoś się na niego wspinał. Smith nie miała w swoim repertuarze - no, przynajmniej działających - zaklęć spowalniających. Obrzucając więc swoje następne wyzwanie szarym spojrzeniem - postanowiła zrobić sobie schody tam, gdzie ich nie było. I przy okazji ujarzmić skałkę. — Icalius — mruknęła pewnie, wykręcając miękki młynek swoim Glamdrigiem i czekając aż pnącza owiną skałę odpowiednio wysoko - po czym skorzystała z nich niczym ze schodów. Choć słysząc jak roślina zaczyna trzeszczeć i pękać pod siłą magicznego głazu i tak musiała się pospieszyć, żeby szybko wstążkę z jej szczytu zgarnąć - i nie połamać się po drodze w dół. Ostatecznie wyszło jej... zadziwiająco sprawnie. Póki co.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 12 Biegłość w zaklęciach: w zaklęciach zwykłych jest bardziej standardowa, ofensywne/defensywne początkujący Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: bardzo dobra - gra w Qui + biega Zainteresowanie: 11/15 - jeden z jej trzech ulubionych Nastrój: 9
Stacja a:6 Stacja b:6 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w poście: Dwie wstążki (?)
Zaniedbała ostatnio wszystko, poza pracą i magicznymi stworzeniami. Może jeszcze wysłużonym podręcznikiem do smokologii. Na widok powiadomienia o zajęciach Profesora Voralberg trudno więc było ukryć jej podekscytowanie. Zaklęcia zawsze były jednym z jej ulubionych przedmiotów i żałowała, że tak mało czasu im poświęcała. W wyznaczonym dniu i zgodnie z zaleceniami wybrała wygodniejsze ubranie i buty, skoro zajęcia odbywały się na zewnątrz. Do ciemnych, miękkich jeansów z wysokim stanem, dobrała sweter w kolorze domu i z naszytym emblematem, na który narzuciła kurtkę. Jasne włosy związała w wysokiego kucyka. Na miejsce dotarła chwilę przed czasem, zastanawiając się nad tym, czego będą się tym razem uczyć. Wysłuchała poleceń z widocznym zaskoczeniem na twarzy. Takiej formy edukacji brakowało w tej szkole! Rozpoczęcie toru miało miejsce na podmokłych, nieco bagiennych terenach, które mieściły się w tylnej części błoni. Z uwagą rozejrzała się dookoła, trzymając różdżkę w dłoni. Ścieżka tylko pozornie wyglądała na bezpieczną, świadczyły o tym częściowo zatopione elementy runa leśnego, większe kamienie czy patyki. Przesunęła nawet podeszwą buta po zwodniczej powierzchni, aby przekonać się o tym, że ta tylko zatapiała się w grząskiej ziemi. Wydała z siebie ciche mruknięcie zamyślenia, zdając sobie sprawę z tego, że zarówno Accio nie zadziała, jak i faktu, że nauczyciel schował wstążkę w miejscu, do którego trudno będzie im się dostać bezpośrednio. Nie była pesymistką z natury, a zagadki i próba wykorzystania ich kreatywności w terenie tylko ją nakręcała, sprawiając, że błękitne ślepia z uwagą przeczesywały każdą gałąź drzewa, każdy większy kamień. I o to była ona, kołysząca się leniwie na wietrze, wisząca w trudnodostępnym miejscu. Nie była mocna z zaklęć atakujących, a obronne, które wychodziły jej odrobinę lepiej, były tu bezużyteczne. Musiała więc skupić się na praktycznych, codziennych i wierząc w prostotę, kopiąc jeden z kamyków pod butem, wpadła na pomysł. To, co było nawet niedorzeczne, ale działało — nie mogło być głupie. Takim sposobem wzięła się za szukanie kamyków lub gałęzi, chociaż te pierwsze były stabilniejsze. Unosząc je za pomocą Wingardium Leviosa, zgromadziła osiem sztuk w dwóch grupach po cztery, tworząc płytkę i zlepiając ją z pomocą klasycznego, dobrego Zlepa. Następnie korzystając z Locomotor, umieszczała przed sobą płytki i przechodziła z jednej na drugą, tworząc sobie bezpieczna i stabilną ścieżkę — zajęło to trochę czasu, ale Alise cierpliwie czarowała, odnosząc sukces po sięgnięciu po wstążkę i zawiązaniu jej na nadgarstku. Zdecydowała się ruszyć dalej, ciekawa tego, co dalej wymyślił Profesor. Skała? Zatrzymała się kilka metrów przed formacją pnącą się ku górze, przypominającą nieco miejsce popularne wśród turystów, gdzie ze szczytów mogli podziwiać widoki. Kucnęła, wiążąc buty i zastanawiając się, co takiego się za nią kryło. Niemożliwe, że chodziło o zwykłą wspinaczkę, byłoby zbyt prosto. Musiała jednak przyznać, że ulżył jej brak typowych zbiorników wodnych z wyspą na środku, gdzie musieliby w jakiś sposób dopłynąć. Wyprostowała się, opierając dłonie na biodrach, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu inspiracji oraz wskazówek. Miała wrażenie, że ten etap toru przeszkód był znacznie trudniejszy, niż poprzedni. Tam mieli więcej możliwości. Musiała najpierw przekonać się, o co chodziło, więc po prostu zaczęła się wspinać, mocno trzymając palcami krawędzie. I wtedy jej oczom ukazała się sztuczka, którą zastosował na skale tak, by dosięgnięcie celu było, jak najbardziej uciążliwe. Chciał sprawdzić ich kondycję fizyczną przy okazji testowania wiedzy zaklęć? Zaskoczyła z niewielkiej wysokości, znów patrząc ku szczytowi, gdzie tkwiła upragniona wstążka, szukając rozwiązania. Góra była dość stroma, dało się wspinać, jednak znając zamiłowanie Alexandra do sprawdzania ich, wiedziała, że prędzej opadłaby z sił, niż dotarła tam bez pomocy magii. - Czy to znaczy, że jest ożywiona? - mruknęła pod nosem, przesuwając palcami po policzku i drapiąc go, a następnie zgarniając luźny kosmyk za ucho, postanowiła zaryzykować. Rzuciła najpierw kilka razy Subitopelo w skałę, chcąc, by nabrała owłosienia godnego księżniczki z mugolskich bajek, aby ostatecznie zapleść z pomocą różdżki warkocz prowadzący na szczyt. Następnie przyszła kolej na zaklęcie spowalniające, Immobilus. Miało to zaoszczędzić jej siłę, pomóc dostać się na górę. Na wszelki wypadek popularnym Carpe Retractum stworzyła linę — zabezpieczanie, gdyby coś poszło nie po jej myśli. Podbiegła do podnóża formacji skalnej, łapiąc za zaplecione włosy i wspinając się na górę, starała się zrobić to najszybciej, jak mogła. Zanim zaklęcie osłabnie i znów punkt jej ucieknie, a ona będzie traciła zbyt dużo sił na wspinaczkę. Wystarczy, że dłonie trochę bolały. Ostatecznie udało się jej sięgnąć kawałek materiału i przewiązać go obok drugiego na nadgarstku, a potem bezpiecznie zejść na dół, aby z wypiekami na twarzy, normując oddech, ruszyć w dalszą drogę. Miała wrażenie, że trasa będzie pełna niespodzianek.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 11 (tak się złożyło, że do tego czasu wbiłem 20, ale no to się nie liczy 8 D) Biegłość w zaklęciach: początkujący; Stan fizyczny: jest po prostu cholernie chudy, urazów brak; Kondycja fizyczna: przeciętna, czasem sobie coś poćwiczy, ale nie wyróżnia się pod tym kątem w żaden sposób; Zainteresowanie: 11; Nastrój:6;
Nauczyciel wreszcie pojawił się na horyzoncie, tak też mogli powoli zaczynać lekcje. Odkąd ćwiczył po godzinach z Felinusem, nastawienie Percivala do tych lekcji zmieniła się na bardziej poważną, zaczął widzieć w tym coś, co mogło mu znaleźć siebie, wartość w swoich dokonaniach. Perspektywa biegu przez tor przeszkód, który nie dość, że na pewno nie będzie łatwy do pokonania, to jeszcze mierzył trzy i pół kilometra przeraziła Percy’ego. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek w życiu tyle przebiegł. Jak się jeszcze zaraz okazało, oczywiście nie mogło być za łatwo. Wciąż Percy nie był oswojony z codziennym użytkiem zaklęć na zawołanie, choć zobaczywszy „mokradła dla początkujących”, nie zastanawiał się jakoś bardzo i zaczął od lokalizacji wstążki. Wycelował różdżkę ku niebie pod kątem lekko przed siebie i wystrzelił perriculum chcąc oświecić sobie lepiej przestrzeń wokół. Miał świadomość, że tym samym pomagał innym, acz jemu nie zależało tak bardzo na wygranej. Zwycięstwem będzie dobrnięcie mety, taki dystans wydawał się kosmiczny w jego głowie. Acz póki jeszcze miał siły to się nie demotywował i zrobił kolejny ruch różdżką, rzucając dodatkowo lumos sphaera, żeby mieć lepszy widok na grunt, po którym miał stąpać, mając też wolną różdżkę co dawało mu możliwości na dodatkowe czarowanie, którego oczywiście się podjął. Żeby nie ugrząźć w błocie, Percival szeptał to co chwile glacius i szedł przyspieszonym krokiem w kierunku wstążki, którą ujrzał wcześniej przy zaklęciu-racy. Nie chciał się poślizgnąć, więc też nie biegł na pizde do przodu, byle tylko być najszybciej. Nie zależało mu na tym jakoś konkretnie, dlatego wolał być ostrożny, jednocześnie idąc przyzwoitym tempem, takim nie za szybkim, nie za wolnym. Zgarnąwszy jedną wstążkę, teraz pora była na kolejną i w tym celu stanął przed dość pokaźną skałą, którą najwidoczniej trzeba było pokonać. Percy nie potrzebował potwierdzenia, żeby mieć niemalże pewność, że druga wstążeczka będzie właśnie na jej szczycie, tak więc zaczął gorączkowo myśleć nad opcjami wespnienia się na nią. Kula światła dalej się utrzymywała, lecz jeszcze przed wspinaczką „zresetował” zaklęcie, by przypadkiem nie znikło w momencie, w którym nie mógłby wyczarować jego ponownie. Zobaczył nad sobą malutką półkę skalną, idealne miejsce do złapania się, choć wciąż było za wysoko, by mógł samodzielnie po nie sięgnąć palcami. Przez chwilę zastanawiał się nad everte statum, lecz ostatecznie zrezygnował z tego zaklęcia, było zbyt nieprzewidywalne i ciężkie do kontroli, żeby mógł bez wahania je użyć. Nie chciał skończyć nieprzytomny, po tym jak głową uderza w skałę. Percival wplótł swoje pierwsze pomysły w życie i użył carpe retractum celując w sam szczyt, modląc się w myślach, żeby wystrzelona lina się o coś owinęła i była na tyle stabilna, żeby mógł się po niej wspinać. Po kilku próbach udało mu się i pociągnął jeszcze gwałtownie linę w dół, sprawdzając czy na pewno jest bezpiecznie utwierdzona. Następnie użył mobilicorpus na samego siebie, żeby nieco unieść się w powietrzu i chwycić za dziurę w skalę, którą wcześniej sobie upatrzył i podciągnął się, stawiając stopy na wypustkach skalnych, wyszukując sobie odpowiedniej pozycji do wspinaczki. Na jego szczęście, nigdy nie przejawiał fobii przez wysokością, dlatego też wspinając się wyżej, czasami używając zlepu, tam gdzie nie miał miejsca do chwycenia, nie musiał martwić się o to, że popatrzy w dół i go wyjebie z butów ze strachu. Szybciej czy wolniej udało mu się wejść na szczyt i zgarnąć wstążkę. Tak więc dwie stację miał za sobą, mógł teraz lecieć dalej, nie był jeszcze tak zmęczony jak myślał, że będzie. Nie był świadomy tego, że był to dopiero początek i tacy jak on najczęściej wszystkie swoje siły wykorzystują na początku i gdy zbliżał się koniec takie chuchła jak on zwykle rezygnowały z braku powietrza i wycieńczenia. Ale póki co, jeszcze było okej.
Stacja a:5 Stacja b:6 Efekt uboczny w następnym poście: Zdobyte przedmioty w poście:
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Czy powinna się spodziewać po Kruczym Ojcu czegoś mniej wymagającego niż ten jakże cudowny tor przeszkód, który wymagał od nich wielkiej sprawności fizycznej oraz sprytu i umiejętności magicznych? Ano chyba nie. Jak zwykle Voralberg jej nie zawiódł i mogła jak rasowa wiedźminka czy też czarownica, ruszyć na podbój toru ze swymi dwiema różdżkami przy boku. Trasa, którą mieli do pokonania nie należała do najkrótszych, ale była pewna, że z pewnością ją pokona. Musiała jedynie ustalić sobie stałe tempo, którego miała się trzymać w czasie marszu i z pewnością dotrze do celu. Nie musiała zresztą iść aż tak daleko ze względu na to, że stacje ich drogi krzyżowej były porozstawiane w nie aż tak wielkiej odległości. A pierwszą z nich miało być jakieś bagnisko, teren tak podmokły, że tylko wyczekiwać na nim pojawienia się zielonego na mordzie ogra, który zaryczałby i obwieścił, że to jego bagno. Strauss zapadała się w tym terenie. Żałowała swojej decyzji odnośnie ubrania adidasów, obawiając się, że jeden z nich zostanie na kleistym błotnistym dnie i nie będzie mogła go wyrwać. Pierwszym, co przyszło jej do głowy było zaklęcie osuszające. Jednak wydało jej się ono po chwili być może zbyt banalne. Dlatego zamiast tego postawiła na Glacius, aby zamrozić znajdujący się przed nią teren. Może i stał się on przez to śliski, ale nie było to coś z czym nie mogłaby sobie poradzić. Wystarczyło jedynie się po nim przejść do znajdującej się wstążki i ruszyć dalej po uprzednim zebraniu jej. Ruszyła dalej w wyznaczonym przez Voralberga kierunku. Całe szczęście ukształtowanie terenu nie sprawiało jej większych trudności. Zostawiła bagno za sobą i mogła skupić się na tym, co po jakimś czasie pojawiło się przed nią. Już z daleka mogła dostrzec znajdującą się na błoniach skałę. Jednak dopiero zbliżywszy się do niej na pewną odległość mogła stwierdzić, że wstążka zostawiona przez nauczyciela znajdowała się na samym szczycie. Nie zostawało jej nic innego jak wspiąć się po niej i spróbować jej dosięgnąć. Z początku nie wydawało jej się to być niczym skomplikowanym. Nie był to jakiś ogromny głaz, ale chyba ktoś majstrował przy nim magicznie, bo kiedy tylko na niego weszła ten zaczął zwiększać swoje rozmiary, oddalając ją znacząco od niej wstążkę. Po raz kolejny sięgnęła po różdżkę, kierując ją w stronę kilku kamyków widocznych w pobliżu. Wystarczył jej w sumie jeden. Rzuciła niewerbalne Avifors, aby przemienić go w ptaka. Wystarczyła jedynie chwila, by obiekt zaczął przeobrażać się w pokrytego czarnymi piórami kruka, który skrzecząc wzniósł się zgodnie z jej wolą ku szczytowi skały, by zdjąć z niej znajdującą się tam wstążkę i przynieść ją swojej pani. Tyle wystarczyło, by mogła wrócić już na stabilny grunt i kontynuować wędrówkę do kolejnej stacji.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Stacja a:6 Stacja b:5 przerzucone z 1 Efekt uboczny w następnym poście: zadziwiająco nic Zdobyte przedmioty w poście: wstążki i wiara w siebie
Jakoś niespecjalnie zaskoczył ją fakt, że tak ambitny i poważnie podchodzący do swojego zawodu jak Voralberg postanowił przed nimi postawić tor przeszkód, przez który mieli się przedrzeć. Co prawda może i sport nie był jej mocną stroną, ale jeśli chodziło o stały marsz przed siebie to chyba nie powinno jej to sprawić jakiś większych trudności. Pomijając oczywiście stacje, które miały dla nich stanowić wyzwanie. Po kilku minutach marszu stałym tempem dotarła w końcu do pierwszej przeszkody, którą stanowił zaczątek bagna. Całe szczęście nie było to bagnisko w całej okazałości, ale i tak buty przemokły jej do cna, a chodzenie w błocie, w którym się zapadała było niezwykle trudne i wymagało od niej niesamowitego wysiłku. Nic dziwnego, że dosyć szybko zdecydowała się na rzucenie niewerbalnego Silverto, aby osuszyć teren i pozbyć się nadmiaru wody, który zamieniał znajdującą się przed nią ścieżkę w prawdziwą drogę męczeńską. I choć nie była tego w pełni pewna to jednak zaklęcie zadziałało bez większego zarzutu, a ona mogła podejść do pozostawionej przez Voralberga na polu. Wyglądało, że pierwszą stację miała już za sobą i mogła ruszyć dalej, by natrafić na kolejną przeszkodę po kolejnym dosyć spokojnym spacerze, w czasie którego mogła nacieszyć się wysuszonymi dzięki uprzednio rzuconemu zaklęciu butami. Dopiero po chwili zauważyła przed sobą skałę, która nie wydawała się być jakoś szczególnie groźna czy trudna do pokonania. Wystarczyło jedynie wejść na nią i sięgnąć po fant, który znajdował się na samej górze. Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić. Dosyć szybko przekonała się o tym, że kamień żyje własnym życiem i nagle stał się o wiele wyższy niż pierwotnie, a ta nagła zmiana z pewnością sprawiła, że musiała chwycić się jej nieco pewniej, aby nie zachwiać się i nie spaść. Chyba jednak nie dostanie jej tak łatwo jak się tego spodziewała. Zeszła na sam dół, aby nie ryzykować czarowania na tak niepewnej powierzchni i ustawiwszy się niedaleko skały rzuciła Avis. Może i wyczarowane przez nią ptaszki nie były zbyt mądre i łatwo było o to, by zniknęły po zderzeniu się z jakąś przeszkodą, ale przy odpowiednim poprowadzeniu ich z pewnością dałaby sobie radę. Musiała jedynie nad nimi zapanować i sprawić, że chociaż jeden doleci na miejsce i wróci z porwaną wstążeczką. Całe szczęście jakimś cudem udało jej się tego dokonać i takim oto szczęśliwym zrządzeniem losu mogła kontynuować swoją wędrówkę ku kolejnej czekającej na nią przeszkodzie.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Stacja a:5 - Zaklęcie Avis Stacja b:5 - zaklęcie Wingardium Leviosa Efekt uboczny w następnym poście: -- Zdobyte przedmioty w poście: --
Wow, nie spodziewał się, że Voralberg postanowi zrobić im prawdziwy tor przeszkód. Czyli jednak jedna z plotek się potwierdziła - gość naprawdę potrafił zachęcić innych do działania, a patrząc na miny innych - może nawet trochę przestraszyć swoimi "szalonymi" pomysłami. W każdym razie, kiedy tylko miała nadejść jego kolej, nauczyciel mógł zauważyć jak na twarzy studenta wymalował się ten energiczny, "szalony" uśmiech. — Jestem gotowy, profesorze. Miejmy to za sobą. Czekam co będzie dalej. — Zefek jeszcze rozgrzał swoje ciało podskakując z jednej nogi na drugą i nastawiając kark. Co, już? Do startu? Dobra, lecimy. Czym prędzej złapał się więc w pęd. Widać było, że ciągłe treningi i dość ryzykowne sporty ekstremalne jakie wykonywał ten dopiero co przybyły człek do Hogwartu, opłacały się. Chłopak niczym błyskawica tak naprawdę przebiegał odpowiednie dystanse aż do momentu, gdy nie spotkał na swojej drodze przeszkody w postaci bagnisk. Dobra, myśl, Zeph. Nie możemy tylko używać zaklęcia przywołującego. Co może ci pomóc? A, dobra. Skoro natura woła to i naturą to pokonamy. Użył niewerbalności do rzucenia przed siebie bandę trzech ptaszków, gołębic, zaklęciem Avis - które zaraz pomknęły szybkim lotem po wstążkę. Zaraz trzymał ją w dłoni i postarał się na spokojnie przejść do bardziej bezpiecznej części bagien, może nawet szybciej okrążyć. I tak, udało mu się znaleźć odpowiednio dobrą drogę, aby jeszcze nie stracić czasu. Następną rzeczą na jego drodze będącą przeszkodą była wspinaczka po skale. Hah, coś co robił całe życie. Już zamierzał się do tego zabrać, już wspinać, kiedy nie zorientował się jak został odbity i niestety... wylądował na swoich pośladkach. Cholera, czyli nawet tutaj Voralberg postanowił pogmatwać i nie pozwolić mu wykazać się swobodnie w pokazaniu kontroli nad ciałem. No, ale skoro taka była jego rola, aby posługiwać się tutaj magią... to raczej trzeba zacząć kombinować. Myśl, Zeph, Myśl. Co może Ci pomóc wspiąć się lub sięgnąć po to. Może jakaś... Dobra. Chyba trzeba zrobić to po starej szkole, czyli użyć jakiegoś wczesnoszkolnego zaklęcia. — Wingardium LevioSAAAA... — Powiedział z odpowiednim akcentem, tak jak ich uczono w Drakensbergu. Nawet mu ta końcówka ładnie wyszła, bo zaraz dzierżył w swojej dłoni wstążkę, która zaraz miała znaleźć się w jego kieszeni. A więc był to czas do przejścia do kolejnego miejsca zbiórki, aby przejść kolejny etap. Let's do it!
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): tu wpisz Biegłość w zaklęciach: początkujący Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: przeciętna, ćwiczy regularnie, lecz nie na tyle, by wpisać "dobrą". Zainteresowanie: 7 Nastrój: 5
Zajęcia Voralberga zawsze wzbudzały zainteresowanie i tym razem też było podobnie. Przyszło całkiem sporo ludzi, w tym oczywiście ja, a wcale zaklęcia nie były mi po drodze. Od lat potrzebowałem dużej ilości samozaparcia i ćwiczeń różnych zaklęć, które innym wychodziły „ot tak”, w tym właśnie mojemu bratu, który zawsze szczycił się lepszą umiejętnością czarowania ode mnie, co nie powiem, piekło mnie w dupę. Stąd też moje postanowienie poferiowe, że będę chodzić na wszystkie zajęcia związane z jakimkolwiek czarowaniem, które wcześniej unikałem – zaklęcia, obrona przed czarną magią, transmutacja. Trzy rzeczy, z których byłem tragiczny, a teraz zamierzałem to zmienić, żeby chociaż wejść w próg przeciętności. Gdy lekcja się rozpoczęła i dowiedziałem się, że to jest trochę wyścig, nie miałem złudzeń, że będę jednym z ostatnich. Nieraz widziałem resztę w akcji i to są nie dość, że jacyś napaleńcy na Quidditcha i ich sylwetki wyglądają jak z magazynu modowego, tak jeszcze niestraszne im były najróżniejsze zaklęcia, które wielu uznałoby za ekstrawaganckie – w dwóch słowach, byli pojebani. Ja co najwyżej mogłem patrzeć na ich plecy i w razie czego podglądać ich wspaniałe pomysły. Na tym też skupiłem swoją strategię. Pierwszy etap zacząłem od rzucenia Baubillious dla oświetlenia sobie nieba i spojrzenia dalej, w poszukiwaniu wstążki. Po kilku próbach finalnie ujrzałem tą małą pierdołę, którą miałem zagarnąć dla siebie i ruszyłem przed siebie, wcześniej też uważając pod nogi, żeby raczej stawać w miejscach, gdzie nie było błota, aż do momentu, gdy takich nie było. Nie bardzo wiedziałem co z tym faktem zrobić, przetestowałem Tergeo, pomyślałem sobie, że hej, skoro to jest zaklęcie czyszczące to może wyczyści błoto z ziemi. Logiczne, prawda? No nie, nie było to nic faktycznie inteligentnego. Szybko też doświadczyłem tego na własnej skórze, kiedy ugrzęzłem w błocie i musiałem spróbować raz jeszcze pokonać ten element toru przeszkód. Kącikiem oka zobaczyłem jak parę osób korzysta z Glacius i o dziwo szli dalej. Skorzystałem z tej samej strategii i tak jak reszcie, udało mi się. Czas na stację numer dwa. No kurwa, serio Voralberg? Teraz jeszcze miałem się wspinać? Nie widziałem wokół siebie wstążki, założyłem więc, że albo jest na górze, albo po prostu skorzystam z tego miejsca jako punktu obserwacyjnego, tym bardziej, że reszta chyba pomyślała podobnie co ja, tyle że tak z zdecydowanie większym wyprzedzeniem. Nie byłem ignorantem, wiedziałem, że raczej będę pilnować pleców całej grupy w tym „wyścigu”. Wyczarowawszy światło z końca swojej różdżki, zacząłem się po prostu wspinać, do głowy nie przychodziło mi żadne zaklęcie, które mogłoby mi pomóc w tym zadaniu. Prosić o pomoc swojego opiekuna domu nie chciałem, raczej oboje wiedzieliśmy, że może i zaklęcia nie były moją specjalnością, ale jak już czegoś się brałem to wolałem samemu dojść do rozwiązania. Do rozwiązania doszedłem tak, że kamień, którego się chwyciłem, a myślałem, że jest częścią skały, osunął się, a ja razem z nim, lądując na dupie. Syknąłem, tłumiąc jakiśtam krzyk, bowiem może i nie był to jakiś niebezpieczny wypadek, aczkolwiek bolał. Masowałem kość ogonową tak przez jeszcze z dziesięć sekund, gdy powoli wstałem, wiedząc, że trzeba było lecieć dalej i się nie poddawać, nie na lekcji „Kruczego Ojca”. Druga próba, tym razem z zaklęciem Zlep skończyła się prawie tak samo fatalnie co pierwsza, tym razem jednak już w końcu użyłem jakiegoś zaklęcia. Do trzeciego podejścia podszedłem z tym samym zaklęciem, po prostu już bardziej w myślach korygując całą metodę wspinania się. Jak to się mówi, za trzecim jebaniem w myślach Hampsona zawsze się udaje i tak też było w moim przypadku. W połowie z fartem, a w połowie PLANUJĄC KAŻDY SWÓJ RUCH, dotarłem na szczyt, ciągle wyklinając w myślach magiczne sztuczki Alexa, kiedy skała z każdą chwila stawała się większa w jego głowie. Zgarnąłem drugą wstążkę no i trzeba było ruszać dalej, choć najchętniej to ja bym już tu i teraz sobie usiadł, odpoczął, szlugasa zapalił i dopiero ruszał dalej z jakimkolwiek kminieniem wyścigu.
Stacja a:3 + nieparzysta przerzucona na nieparzystą, druga próba: 6 Stacja b:1, 1, 6 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w poście: 10g *jeśli przerzut: 1 > 5
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 54 (+1 stale - tatuaż) Biegłość w zaklęciach: zwykłe - biegła; defensywne i ofensywne - zaawansowana Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: bardzo dobra (gra w qudditcha) Zainteresowanie: 14 Nastrój: 1, bo ktoś stracił 350 punktów i nie umie zachowywać się poprawnie
Stacja a:1 kość na podjęcie się zadania, Vicka nie jest w stanie go wykonać Stacja b:3 Efekt uboczny w następnym poście: zawroty głowy, lekko niedobrze Zdobyte przedmioty w poście: n/d *jeśli przerzut: kostka > n/d
Nastrój miała tak podły, że widać było to raczej z daleka. Starała się nie zachowywać, jak niesamowicie obrażona panna, ale jej irytacja sięgała momentami zenitu, nic zatem dziwnego, że nie mogła się powstrzymać i kiedy tylko przyłapała uczniów drugiego roku, kiedy próbowali rzucać w siebie jakimiś zaklęciami na korytarzu, zaciągnęła ich właściwie za uszy do pokoju nauczycielskiego. Pogrywanie z Brandon, kiedy była chodzącą furią, nie było najlepszym wyjściem z sytuacji i wszyscy powinni zdawać sobie z tego sprawę. Niemniej jednak właśnie z tego powodu spóźniła się na zajęcia opiekuna własnego domu i przeprosiła żarliwie profesora, tłumacząc z miejsca powód swojej niesubordynacji, gdyż inaczej do tej sprawy podejść nie mogła. Nie zmieniało to jednak faktu, że aż się w niej gotowało i była właściwie gotowa na wszystko, co miało ich czekać. Prawie. Gdy nadeszła jej pora, a ona odprowadziła Shawna spojrzeniem, złapała głęboki oddech i po prostu ruszyła przed siebie, jak zawsze pewna swego i niesamowicie dumna, ale tym razem trafiła kosa na kamień. Mówiąc dokładniej, to Victoria trafiła na bagna. Dosłownie. Ziemia była grząska i wodnista, a jej w momencie zrobiło się niedobrze, poczuła, jak wszystko się w niej podnosi, jak zaczną aż wewnętrznie drżeć, a wszystkie wspomnienia z dzieciństwa napłynęły do niej z taką siłą, że zrobiła krok do tyłu. Wyraźnie pobladła, o ile to w ogóle było jeszcze możliwe, po czym zamknęła oczy i spróbowała zrobić kolejny krok, jednakże jej ciało nie zamierzało jej najwyraźniej słuchać. Serce tłukło się jak oszalałe i musiała spojrzeć w końcu w stronę profesora @Alexander D. Voralberg i pokręciła głową. Nie, nie była w stanie tego pokonać, po prostu jej nerwy i ciało nie były w stanie jej przez to przeprowadzić, więc zmuszona została do tego, by udać się w stronę kolejnej przeszkody, kolejnego zadania, które wydawało się banalnie proste. Musiał być tutaj jakiś haczyk. Spojrzała podejrzliwie na skałę, starając się ocenić swoje możliwości i zastanawiając się, czego powinna się spodziewać, a następnie ruszyła przed siebie, zaciskając mocno palce na różdżce, jednocześnie przymykając powieki i starając się zrozumieć, w czym tkwił problem. Potem go poczuła. Skała zaczęła się gwałtownie poruszać, a ona była wdzięczna za to, że intensywnie trenowała, by móc dalej dobrze grać w qudditcha. To właśnie to powodowało, że potrafiła całkiem dobrze łapać równowagę i nie bała się ani wysokości, ani turbulencji innego rodzaju, tak więc jedynie uśmiechnęła się pod nosem, w miarę, jak zmierzała w górę. Musiała teraz prędko podjąć decyzję o tym, co zrobić. Spojrzała w stronę, w którą musiała się udać, by dotrzeć do wstążki i zlokalizowała wystający kawałek skały, który mógł posłużyć jej pomocą, a przynajmniej tak uznała. - Carpe retractum - wypowiedziała spokojnie, kierując przed siebie różdżkę, jednocześnie starając się utrzymać na poruszających się kawałkach skały, a potem posłużyła się własnym zaklęciem niby liną i zaczęła się przyciągać do występu skalnego, który był chwilowo na tyle stabilny, iż pozwolił jej wykonać tę ewolucję. Zaklęcie nieoczekiwanie puściło, gdy znajdowała się niemalże u samego celu. Zmarszczyła brwi, ale chwyciła wstążkę, jednocześnie starając się złapać równowagę, bo skakanie po poruszających się skałach, wcale takie łatwe nie było. Musiała przyznać, że kręciło jej się nieznacznie w głowie, a żołądek uznał, że chyba dość na dzisiaj tego podskakiwania, ale to nie było coś, na co zamierzała zwracać jakąś szczególną uwagę, mimo wszystko miała w garści to, po co przyszła. I może nawet miała nieco lepszy nastrój? Rywalizacja, konieczność myślenia i działania w trudnych warunkach mimo wszystko sprawiały jej przyjemność.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): zabójcze 0 Biegłość w zaklęciach: lama Stan fizyczny: bardzo dobry, brak urazów Kondycja fizyczna: dobra - rzeźbienie nie należy do prostych Zainteresowanie: 10 Nastrój: 8
Zajęcia z zaklęć a on był spóźniony! Podejrzewał, że nie będzie sensu tłumaczyć się przed Voralbergiem, ale i tak nie chciał czuć na sobie jego lodowatego spojrzenia. Już dość, że spotykał się z jego kuzynką, przez co był na cenzurowanym i miał na pieńku z Elio. Nie ważne Swansea, skup się na zajęciach. Dotarł na polanę akurat na moment, w którym profesor tłumaczył przebieg zajęć. Taka wycieczka polanoznawcza była całkiem ciekawa, zwłaszcza że nie było na niej początkowo nic widać. Nic. Przez chwilę LJ żałował, że pędził na zajęcia na złamanie karku, jednak nie zamierzał się wycofywać. Stacja pierwsza wydawała się łatwa, choć gdy tylko podszedł bliżej, zmienił zdanie. Przyglądał się wstążce, zastanawiając się, jakiego zaklęcia powinien użyć, skoro był w tym tak beznadziejny, jak tylko było to możliwe. Spróbował wpierw z accio, ale dość szybko przekonał się, że nie tędy droga. Powinien spróbować osuszyć teren, albo stworzyć sobie ścieżkę do wstążki. - Silverto - rzucił, celując różdżką w teren przed sobą, próbując go krok po kroku odrobinę osuszyć. Powoli kierował się przed siebie, aż dotarł do połowy drogi po wstążkę, jednocześnie dochodząc do wniosku, że chyba nie jest tak źle. W tym samym momencie ziemia pod nim zaczęła się na nowo osuwać, a on zaczął grzęznąć. Przeklął pod nosem, próbując wzmocnić zaklęcie, ale choć powtarzał inkantację raz po raz, nic się nie zmieniło. Potrzebował się uspokoić, co także nie było łatwe. W końcu niemal krzyknął zaklęcie, które łaskawie osuszyło ostatnią część terenu, pozwalając mu w miarę bezpiecznie postawić ostatnie kroki i dotrzeć do wstążki. Spojrzał na swoje buty, teraz całe w błocie i westchnął. Pora na drugą stację. Zawiązał pierwszą wstążkę na nadgarstku, podchodząc do skały, na której szczycie powiewał kolejny skrawek materiału. W tej chwili cieszył się, że nie tylko nie bał się wody, ale także wysokości. Nie wiedział jeszcze, jak powinien dostać się do wstążki, bo gdy tylko zaczął stawać na skale, ta uznała, że będzie się wznosić wyżej. Voralberg i jego śmieszki w postaci udziwnień. Stanął na moment, spoglądając w stronę wstążki, próbując ocenić stabilność kamieni wokół niej. Może gdyby udało mu się stworzyć jakąś linę, dałby radę przy jej pomocy przyciągnąć się bliżej? Wycelował różdżką w kamień obok wstążki. - Carpe retractum - rzucił i miał wrażenie, że zaklęcie było wypowiedziane prawidłowo, ale najwyraźniej się przeliczył. Kolejne próby nie były tak szybkie jak powinny i po chwili spadł prosto na trawę. Podnosząc się, dostrzegł rozrzucone w trawie galeony, co przyjął z niekłamaną ulgą. Każdy knut się przyda, gdy jesteś biednym artystą, prawda? Podniósł się, spoglądając znów na zdradziecką skałę, zastanawiając się, co poszło nie tak. W końcu spróbował ponownie, rzucając to samo zaklęcie, uznając, że przecież musi się udać. Kolejny raz stanął na skale i gdy tylko ta zaczęła się wznosić, prędko wypowiedział carpe retractum celując w miejsce obok wstążki. Choć skała robiła wszystko, by strącić go z siebie, Larkin trzymał mocno różdżkę, docierając w końcu na szczyt i zawiązując drugą wstążkę na swoim nadgarstku.
Stacja a:3 + 1 + 5 + 4 Stacja b:1, 6 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w poście: +10 galeonów *jeśli przerzut: kostka > przerzut
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 33 Biegłość w zaklęciach: biegły/zaawansowany w przypadku bardziej skomplikowanych inkantacji; generalnie radzi sobie z czarymarowaniem całkiem nieźle Stan fizyczny: zdrów i w jednym kawałku Kondycja fizyczna: bardzo dobra; gra zawodowo w Quidditcha i generalnie dużo ćwiczy Zainteresowanie: takie mocne 13 - przedmiot lubi, uważa za przydatny i od zawsze chętnie uczęszczał na zajęcia z niego, a poza tym odpowiada mu sposób w jaki są prowadzone przez Alexandra Nastrój: 8
Stacja a:5 Stacja b:3 → 2 → 6 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w poście: -
Od razu zwrócił uwagę w kierunku nauczyciela, gdy ten tylko pojawił się na polanie, witając się z nim krótkim i uprzejmym skinieniem głowy. Voralberg jak zwykle nie owijał w bawełnę i od razu przeszedł do sedna dzisiejszej lekcji, czyli przedstawienia… toru przeszkód. I właśnie za taką nietuzinkowość tak uwielbiał jego zajęcia, bo czy w końcu taka praktyka nie była znacznie bardziej atrakcyjna od żmudnego powtarzania ich w czterech ścianach klasy? Odczekał na swoją kolej i ruszył ku pierwszej z przeszkód – okazało się nią być coś w rodzaju trzęsawiska. Już na pierwszy rzut oka widać było, że ziemia jest tam bardzo grząska i przesiąknięta wilgocią, brnięcie przez to byłoby z pewnością nieziemską mordęgą, a cel w postaci wstążeczki znajdował się pewnie na samym środku tego zaczątku mokradła. Zaklęcie przywołujące z góry skreślił, uznając, że nie będzie ono działało na kawałek materiału – byłoby to zdecydowanie zbyt proste i totalnie nie w stylu nauczyciela zaklęć. Osuszające też po krótkim namyśle odrzucił, bo wydawało mu się, że nawet przy stosowaniu punktowym przy takiej ilości wilgoci trwałoby to zdecydowanie za długo. Zdecydował się więc postawić na glacius – rzucanym niewerbalnie raz po raz czarem zamrażał sobie nieduże skrawki bagniska, tworząc sobie tym samym coś w rodzaju ścieżki, którą był w stanie pokonać suchą stopą. Powstały lód z kolei traktował dodatkowo harena missus, żeby na nim zwyczajnie nie wyrżnąć, o co byłoby łatwo przy tempie, które starał się sobie nadać. Użyta kombinacja zdała egzamin bez najmniejszego problemu i wkrótce pierwsza ze wstążeczek należała do niego. Z pewną ulgą pozostawił za sobą bagno, ruszając w kierunku kolejnego wyzwania – skały. Wydawała się bardzo… zwyczajna i w sumie taka niezbyt wysoka? Ślizgon nie miał jednak wątpliwości, że gdzieś tutaj tkwił jakiś haczyk i to po prostu nie mogło być tak proste, jak na to wyglądało. Był nawet w stanie dostrzec wstążkę ulokowaną na jej szczycie. Przeczucie go nie zmyliło – wystarczyło, żeby rozpoczął wspinaczkę, a skała nagle zaczęła rosnąć w zastraszającym tempie, jak jakaś chrzaniona magiczna fasolka. Szybko chwycił na ułamek sekundy utraconą równowagę – dzięki grze w Quidditchta miał ją doskonale wyrobioną – i w akompaniamencie odpowiedniego ruchu magicznego badyla potraktował skałę werbalnym aresto momentum, żeby pohamować jej dziki wzrost i kupić sobie czas na bezproblemowe wspięcie się oraz zgarnięcie fantu. Zaklęcie zadziałało bezbłędnie, dając mu go wystarczająco dużo, żeby sprawnie oraz bezpiecznie wejść na szczyt, a potem również zejść, bez obaw o to, że skała wywinie mu jakiś numer i zacznie znów rosnąć dosłownie pod stopami. Wysokość rzecz nie stanowiła dlań żadnej przeszkody, latał w końcu na miotle. I tak oto druga ze wstążek znalazła się w jego posiadaniu.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 22pkt Biegłość w zaklęciach: biegły; raczej z Zaklęciami i OPCM radzi sobie nieźle, najlepiej w tych zwykłych i defensywnych Stan fizyczny: brak; wszelkie przeszłe urazy już wyleczone Kondycja fizyczna: przeciętna; raczej wątłej postury i bez zamiłowania do sportu, ale fabularnie czasem biega i dużo spaceruje Zainteresowanie: takie 10 Nastrój: takie 6
Stacja a: Stacja 1: 1 → 6 Stacja b: Stacja 2: 1 → 4 Efekt uboczny w następnym poście: zawroty głowy Zdobyte przedmioty w poście: wstążki XD
Trochę musieli zaczekać na Kruczego Króla, ale kiedy w końcu czarna sylwetka godna ćwierćolbrzyma pojawiła się na Polanie - szybko przeszli do konkretów. Nie było czasu ani miejsca na teorię, musieli działać, w dodatku bez specjalnego przygotowania. Czekał ich tor przeszkód z prawdziwego zdarzenia, bo utrudnienia mogły spowodować prawdziwe, bolesne urazy. Oczywiście nauczyciel patrolował teren niczym koala w żółtym samolocie, co było jakimś zabezpieczeniem, ale... wiadomo, jak to wygląda w Hogwarcie. Skrzydło Szpitalne nie raz pękało w szwach po byle lekcji. Bruno czuł się całkiem pewnie w grach terenowych, bo sam sporo się szwendał i włóczył po różnych, niekoniecznie urokliwych, zakątkach. Miał się jednak na baczności i uruchomił wszystkie trybiki w mózgu, by być przygotowanym na każde licho wyskakujące zza krzaka. Znał kilka przydatnych zaklęć i stworzył sobie w głowie pewien plan, który... Miał okazać się niewypałem. Już pierwsze zadanie nie było najłatwiejsze, bo nauczyciel wpakował ich w niezłe bagno. Dosłownie. Nie dało się obejść grząskiego terenu z żadnej strony, a wstążka wisiała w takim miejscu, że po prostu musieli przejść przez mokradła. Trochę kminił, jakie zaklęcie w ogóle mu się przyda. W pierwszej chwili wpadł na pomysł, żeby przywołać do siebie jakiś kawał drewna i wykorzystać go jako tratwę, ale wszystkie badyle, które próbował przyciągnąć czarami... tonęły w błocie. Poddał się w końcu i porzucił ten słaby pomysł, by spróbować nieco inaczej. I chyba nie był jedynym, który postanowił w ten sposób ułatwić sobie ścieżkę po wstążkę. - Silverto! - machnął różdżką pod swoje stopy i na kilka cali dalej, by osuszyć grząskie podłoże. Postawił niepewny krok i z ulgą odczuł, że buty się mu już nie zapadają. Zaklęcie rzucił jeszcze parokrotnie, osuszając kolejne skrawki ziemi, by dotrzeć do pierwszego punktu kontrolnego. Udało się i poszło mu całkiem sprawnie! Ale... czekało go gorsze wyzwanie. Wysokości. Na sam widok żołądek podszedł mu do gardła, choć skała nie była jakaś ogromna. Czuł jednak przed nią pewien... respekt, a przy tym lęk i presję, żeby sobie poradzić z tym wyzwaniem. A było ono dla niego naprawdę... spore. Musiał jednak się przemóc, poddanie się nie wchodziło w grę. Nigdy. Wziął więc kilka głębokich wdechów i zbliżył się do wzniesienia. Najpierw wyczarował wokół siebie niewielką barierę przy pomocy Aexteriorem, by choć trochę odseparować się od wiatru, który na pewno nie ułatwiał mu zadania. I... zaczął się wspinać. Szło mu opornie, był zbyt wolny i kilkukrotnie zjechał po chropowatej ścianie. Dopiero po chwili postanowił rzucić jeszcze jedno zaklęcie. - Carpe Retractum! - w ostatniej minucie udało mu się wyczarować magiczną linę, która pozwoliła mu przyciągnąć się do wystającego fragmentu skały i złapać wstążki. Swojego powrotu na ziemię nie zarejestrował, ale najważniejsze było to, że miał w dłoni te dwie, cholerne wstążki. Udało mu się. Pytanie tylko, co czeka go w kolejnych stacjach?
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 0 pkt Biegłość w zaklęciach: początkujący w zwykłych, ofensywne i defensywne lama Stan fizyczny: brak urazów Kondycja fizyczna: przeciętna; gra w quidditcha od tego roku, zimą jeździ na łyżwach, ćwiczy jogę, raczej woli sporty o niskiej intensywności Zainteresowanie: takie 8 - bez szału ale wypada się nauczyć podstawowych rzeczy, poza tym ceni samą w sobie naukę Nastrój: takie 6, trochę rozbity i - jak zwykle - zestresowany
Stacja a:6 Stacja b:4 Efekt uboczny w następnym poście: zawroty głowy Zdobyte przedmioty w poście: -
Nie spieszy mi się do rozpoczęcia tego biegu, choć może czekanie aż do ostatniej osoby nie jest również najlepszą strategią. Nawet chcę podjąć się toru przeszkód wcześniej, wcisnąć się gdzieś w środek, zawsze jednak ktoś wyprzedza mnie z decyzją. To z jednej strony nic złego; gdy tak czekam, przypominam sobie wszystkie zaklęcia, które do tej pory opanowałem i które mogą okazać się przydatne wobec przeszkód. I ogólnie wychodzi na to, że nie jest ich dużo, co też nie pomaga z moimi nerwami. Naprawdę nie przepadam za ośmieszaniem się... Pierwszą przeszkodą - a przynajmniej mam nadzieję, że to faktycznie już cała zamierzona przeszkoda, a nie tylko ostrzeżenie, że warto się skupić, bo zaraz coś na mnie wyskoczy - jest bagnisty teren. Wykrzywiam usta, oczami wyobraźni widząc już siebie wieczorem, domywającego błoto z wnętrza butów, więc oczywiście muszę wypróbować taką oczywistość jak Accio. Nie dlatego, że nie wierzę w inteligencję profesora Volarberga, ale dlatego, że jest to zaledwie pierwsza przeszkoda, a pierwsza przeszkoda powinna być łatwa, żeby faktycznie każdy mógł ją pokonać i nie czuć się jak totalne beztalencie. Myślę, że najlepiej byłoby spróbować wysuszyć teren - nie znam jednak aż tak zaawansowanych czarów, które wyciągnęłyby wilgoć z ziemi. Zresztą, być może nawet ona jest moim sprzymierzeńcem? Przypominam sobie chłodne dni w rodzinnej miejscowości i pomoc mamie w ogrodzie - wbijanie łopaty w zmrożoną ziemię wymaga nadludzkiej wytrzymałości. Tym wspomnieniem kieruję się, rzucając zaklęcie Glacius. Ciecz w glebie natychmiast zaczyna zamarzać, przestając grozić mi zapadnięciem się w muł po kolana. I tak jestem ostrożny, najpierw sprawdzając, czy rzeczywiście lodowa pokrywa wytrzyma mój ciężar. Kiedy jednak nie pojawia się nawet jedno pęknięcie, ruszam. Być może powierzchnia staje się trochę niebezpieczniejsza pod względem upadków, ale przynajmniej pozwala dotrzeć mi do wstążki o suchych butach. Z odrobinę większą pewnością siebie, a może nawet ciekawością kieruję się zatem do drugiej stacji. Wciąż jednak nie można mnie posądzać o stracenie rozwagi - choć kolejna flaga znajduje się na szczycie wcale nie wysokiej skały, a ja nie mam lęku wysokości (testowane na miotłach, więc wyjątkowo nie mam podstaw, by w siebie wątpić!), to i tak pozostaję nieufny i tylko czekam na jakąś sztuczkę. Kojarzę, że uczyłem się zaklęcia, które wyczarowuje linę, za nic nie potrafię jednak przypomnieć sobie jego inkantacji. Nie widzę sensu w staniu i zastanawianiu się na zapas, więc zaczynam się wspinać. Już po kilku pierwszych krokach skała zaczyna obnażać przede mną swoją magiczną właściwość. Krzyczę krótko w zaskoczeniu, zsuwając się. Lub to szczyt zaczyna oddalać się ode mnie? Pierwsze, co przychodzi mi do głowy to Zlep. Przyklejam własną rękę i stopy do skały, potrzebując dłuższej chwili, aby się namyślić. Choć pozycja z pewnością nie jest ku temu najbardziej sprzyjająca! I szczerze mówiąc, nic innego za bardzo nie przychodzi mi do głowy, więc czując się nieco jak Peter Parker, mozolnie uwalniam i przyklejam swoje kończyny do powierzchni, by posuwać się ku górze. W pewnym momencie zaczynam pomagać sobie zaklęciem Separi Petris - odłupuje on część skały, przemieniając ją w mniejsze odłamki i tworząc dla mnie pewniejszą platformę. To jednak magia transmutacyjna, a ja nie wiem, czy jest ona dozwolona w tym wypadku, w końcu na nie jest osobny przedmiot... Bardzo chcę jednak dostać już tę flagę. Tak bardzo, że staję się nieostrożny i nie spodziewam się gwałtownego powrotu skały do pierwotnych rozmiarów. Udaje mi się pochwycić wstążkę i uciec na pewniejszy grunt, nim pojawią się jeszcze jakieś niespodzianki. Ale nogi to ja mam jak po jakimś Locomotor Wibbly i ogólnie też nie czuję się najlepiej. Potrzebuję na chwilę przykucnąć i opanować kręcenie w głowie na tyle, by w ogóle móc ruszyć dalej.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 10 Biegłość w zaklęciach: We wszystkich poza zwykłymi - biegle. W zaklęciach zwykłych - lama Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: Dobra. Ruda po prostu dba o siebie. Zainteresowanie: 10 Nastrój: 7
Stacja b:1 , dodatkowo 4 Stacja c:3 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: - Link do miejsca podkreślenia umiejętności**: -
Pierwsze dwie przeszkody zostały pokonane, więc przyszedł czas na kolejne. Ruda ruszyła ku ciemnym drzewom, powoli zagłębiając się między nie. Z każdym krokiem czuła jednak, jak przestrzeń wokół ciemnieje i robi się bardziej ograniczona, jakby właśnie weszła w sam środek jakiegoś labiryntu. Nie była to dobra oznaka i choć ślizgonka nie była kimś bojaźliwym, zdecydowanie nie podobał jej się taki obrót spraw. Próbowała jednak z uporem brnąć przed siebie i zdobyć tę cholerną wstążkę. Przynajmniej do czasu. W pewnym momencie musiała sama przyznać, że się po prostu zgubiła. Żaden Lumos jej nie pomagał, więc zmuszona była po prostu zawrócić. Niestety ten pomysł także nie był najlepszy. Labirynt drzewnych korytarzy wił się przed nią, a Irvette poruszała się praktycznie na ślepo, nie wiedząc, którędy weszła w ten cały bajzel. W końcu jednak zaczęła dostrzegać coraz więcej światła i choć wiedziała, że zmarnowała zbyt dużo czasu, odetchnęła z ulgą, że w ogóle udało jej się dotrzeć na zewnątrz. Przeszła niepocieszona do kolejnej przeszkody. Runiczny krąg wyglądał niepozornie, ale raczej nie zapowiadało się, by dał sobie tak łatwo odebrać kawałek materiału. Irvette spojrzała na leżący obok pergamin i zaczęła go uważnie analizować. Była w tym dość dobra, choć i tak skrzący się ogień i ściana płomieni, która nagle zagrodziła jej drogę, niezbyt pomagały. Woda jednak nie przynosiła jakiegokolwiek skutku, więc Ruda zrobiła jedyną rzecz, jaka przychodziła jej do głowy. Uniosła swój magiczny patyczek i wyprowadziła z niego Cento Onis. Płomienie lekko się przyćmiły, co uznała za lepszy znak niż brak jakiejkolwiek reakcji, lecz już po chwili na nowo uwięziły dziewczynę między swoimi gorącymi językami. Irvette nie miała zamiaru czekać, aż stanie się rudą wędzonką i ponownie rzuciła zaklęcie. Co prawda inkantacja nie dała rady i tym razem w pełni ugasić ognia, ale dało jej to czas na wydostanie się z pułapki, choć kawałek jej spodni został nadpalony. Zdecydowanie nie był to jej najlepszy dzień.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kolejna stacja, kolejne obserwacje - przesuwając się gładko, ażeby się nie męczyć, nie rezygnował wcale tak łatwo z lekcji, jak mogłoby się pierwsze wydawać. Darren Shaw może nie miał racji z tym, że by się wykłócał w obecnym stanie, ale nie po to załatwił sobie teleportację i ogólnie transport do Hogwartu, żeby odejść z pustymi rękoma. Dlatego baczne obserwowanie, niczym pies przystosowany do stróżowania, nie sprawiało mu żadnego problemu; był do tego całkowicie przyzwyczajony. Dlatego ciemne tęczówki uważnie spoglądały w stronę uczestników, którzy w mniej lub bardziej logiczny sposób zdecydowali się przejść przez stację A, gdzie to dawali sobie całkiem nieźle rady. Nie było co się dziwić - wysuszenie całych mokradeł zajęłoby całkiem sporą ilość czasu, w związku z czym użycie zaklęcia zamrażającego było najlepszą opcją. Nie sprzeciwiał się, nie odzywał się, kiedy to starał się nakierować swoje myśli w kompletnie innym kierunku, niż pierwotnie zmierzały; trudno było, to prawda, ale nie miał prawa się załamywać. Dlatego, kiedy kolejna stacja stała się dla niego bardziej zrozumiała, do świadomości przeniknęła jedna iskra - ciemność nie była już tak naprawdę jego strachem. Może wcześniej się jej bał, ale, kiedy to był z prefektem w Dolinie Godryka, bogin nabrał na sile i zaczął czerpać z traumatycznych przeżyć. Doskonale pamiętał, jak magiczna istota przeistoczyła się w legilimentę z Nokturnu. Brak światła był przy tym naprawdę czymś najmniejszej wagi, w związku z czym, gdyby chciał, to dałby rady (jakiekolwiek zaklęcie, którego by po prostu użył, by oświetlić sobie drogę - o ile by zadziałało), tylko... no właśnie. Stan zdrowia mu na to nie pozwalał, w związku z czym spoglądał na to, jak inni dają sobie rady, w ramach oczywiście posiadanych możliwości. Ciemny zagajnik figurował jako coś, z czym wcześniej nie miał do czynienia; uczestnicy musieli zadawać się z niezbyt radosnym miejscem, byleby zdobyć wstążkę za wszelką cenę. Lowellowi trochę się stęskniło za grą terenową; nieźle się przy tym bawił z Loulou, ale nie mógł obecnie nic na to poradzić. Mógł jedynie zacisnąć zęby i sobie popatrzeć, mimo że go pod kopułą czaszki delikatnie rwało do tego, by wziąć udział. Kolejna lokacja - Runiczny okrąg - zdawała się być wyjątkowo zachęcająca, aczkolwiek Felinus stał dzielnie, spoglądając na to, jak inni sobie dają z nią rady. Wyglądało na to, iż jest to zadanie typowo z deszyfracji, gdyż za każdym razem, gdy ktoś bez zapoznania się z kartką, próbował dostać się do wstążki, pojawiała się tak naprawdę ściana ognia. Języki płomieni były głodne, czekały niczym drapieżniki, żądne ofiary, która zaspokoiłaby ich potrzeby. I, co najśmieszniejsze, gdy tak się przyglądał, a czekoladowe tęczówki analizowały miejsce z odpowiedniej odległości, Aquamenti zwyczajnie nie działało. Puchona zaczynało ciekawić to, czy są to prawdziwe płomienie, bo całkiem możliwe, że odważyłby się tam wepchnąć własną łapę. Ale to, co myślał, było tylko i wyłącznie pod kopułą jego czaszki, na jego własne żądanie; zapamiętując sobie grzecznie większość informacji, czekał na to, aż wszyscy uczestnicy przejdą do następnego etapu.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Stacja b:2 z nieparzystą Stacja c:3 Efekt uboczny w następnym poście: Zdobyte przedmioty w tym poście: Link do miejsca podkreślenia umiejętności:
Przedarłszy się dalej, oczom chłopaka ukazały się gęsto posadzone drzewa, od których emanowała jakaś dziwna energia, która wcale nie nastawiała go entuzjastycznie do dalszego biegu. Westchnąwszy głośno, Percy udał się pomiędzy konary drzew i uderzyła go niemal natychmiastowa ciemność, którą starał się przegonić przywracając co jakiś czas kulę światła, która za nim podążała na skutek Lumos Sphaery. Zewnętrzne światło ledwo przebijało się spomiędzy drzew, acz d’Este w końcu, po długim „spacerku” zlokalizował wstążkę i sobie ją zawłaszczył. Problem pojawił się dopiero teraz, kiedy chłopak uświadomił sobie, że nie bardzo wie jak stąd wyjść. Jeśli miał jeszcze w ogóle uczestniczyć w tym torze, to musiał szybko stąd wyjść i ruszyć do kolejnej stacji, dlatego nie zastanawiając się za dużo, zaczął magicznie ciąć otaczające go gałęzie, torując sobie własną ścieżkę. No i duchy entów lasu Fangorn się wkurwiły i jeśli go przeklęły to na pewno w tym momencie. Percival potknął się o jakiś wystający korzeń, którego na pewno jeszcze chwile temu tam nie było i stracił równowagę, upadając boleśnie na dupsko. Wróciwszy już do pozycji stojącej, wyszedł spomiędzy drzew i na odchodne krzyknął w stronę drzew: - Chuj ci w dupe lesie, tak jak tym z Koalicji! – Wykrzyczawszy żarcik nawiązujący do tego, że czarodzieje z koalicji mają homoseksualne tendencje, pobiegł dalej, zatrzymując się przy kręgu runicznym. Percival szybko dojrzał wstążkę w samym jego środku. Zbliżywszy się, szybko sobie uświadomił czemu nie będzie to tak proste. Przy bliższym kontakcie runy zaczynają płonąć żywym ogniem i średnio da się przejść. Spróbował coś z Aquaqumulusem, lecz zaklęcie nie zadziałało, czego szczerze się spodziewał, wtedy cała ta stacja byłaby najprostszą. Obok leżała kartka, którą zaczął czytać i szybko doszedł do wniosku, że należało ją rozszyfrować, acz języki ognia skutecznie mu w tym utrudniały. Próbował jeszcze Glaciusem zadziałać, acz bezskutecznie. Przeszukując własną głowę w celu odnalezienia odpowiedniego zaklęcia, rzucił w międzyczasie Iris Ignis ciesząc oczy tęczowymi kosmykami ognia. Jako jeden z pomysłów zaczął rzucać Harena Missus mając nadzieje, że albo przykryję źródło ognia piaskiem i to zadziała, albo w jakimś stopniu odetnie tlen od ognia, choć on jakby nic sobie z tego nie robił. Na dokładkę dorzucił Cento Onis początkowo nie wierząc w to, żeby zaklęcie się udało, choć finalnie płomienie straciły na mocy i Percy mógł przejść i to zrobił, choć nie bez szkody – ogień musnął nogawkę jego spodni, co mogłoby skończyć się dla niego fatalnie, gdyby szybko nie zareagował i nie rzucił Cento Onis ponownie. Zgarnął wstążkę i miał już dość na dzisiaj ognia, pieprzonych korzeni, które ożywały i wspinaczki, a jeszcze z dwie stacje przed nim.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 54 (+1 stale - tatuaż) Biegłość w zaklęciach: zwykłe - biegła; defensywne i ofensywne - zaawansowana Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: bardzo dobra (gra w qudditcha) Zainteresowanie: 14 Nastrój: 3; bo zaczynają wciągać ją zadania
Stacja 3:2 > przerzut: 4 > przerzut: 5 Stacja 4:6 Efekt uboczny w następnym poście: n/d Zdobyte przedmioty w tym poście: n/d Link do miejsca podkreślenia umiejętności**:
Im dłużej koncentrowała się na zadaniu, jakie zostało przed nią postawione, tym była spokojniejsza, a może jej gniew przenosił się na coś zupełnie innego, kumulował się w sile i koncentracji, jaką musiała włożyć w to, żeby faktycznie przebrnąć przez tor przeszkód, tak doskonale pomyślany przez profesora. To poprawiało jej nastrój i nawet te lekkie zawroty głowy, czy nudności, jakie odczuwała po skakaniu po skałach niczym rącza kozica, nie powodowały zmian w tym zakresie. Była przygotowana na wszystko i zamierzała zrobić dosłownie wszystko, by dotrzeć do samego końca, starając się jednocześnie ignorować fakt, że nie była w stanie przejść przez pierwsze zadanie. Wychodziła jednak z założenie, że jeśli tylko zacznie się topić na oczach innych, naje się nie tylko wstydu, ale straci zupełnie zapał do kolejnych przeszkód, a nie o to chodziło, miała się pokazać z jak najlepszej strony! Zbliżyła się zatem do zagajnika, gdy już mogła i na moment przystanęła, chcąc złapać głębszy oddech i pozwolić, by przestało jej się kręcić w głowie. Powoli. Domyślała się, że czeka ją kolejne, niemałe wyzwanie, ale musiała jakoś mu podołać, prawda? Nie obawiała się ciemności, tak więc bez najmniejszego nawet lęku, czy zawahania, wkroczyła pośród gąszcz, starając się iść jak najostrożniej, żeby nie potknąć się o korzenie albo nie wplątać w gałęzie, bo wolałaby nie oberwać żadną z nich prosto w twarz. Widziała wstążkę, ale im bliżej niej była, tym bardziej docierało do niej, że drzewa najwyraźniej nie zamierzają jej do niej dopuścić, co nieco ją zirytowało. Z zielarstwem nie była za pan brat, chodziła na zajęcia, bo wypadało, ale na tym wszystko się kończyło, nic zatem dziwnego, że nie do końca wiedziała, jak sobie poradzić. Parła zatem naprzód, rozważając przeróżne możliwości, zastanawiając się nawet, czy zadziałałoby tutaj może embracio, co było myślą koszmarną, aż w końcu zatrzymała się, wiedząc, że dalej nie przejdzie. Zmarszczyła nos, bo w końcu musiała coś zrobić, aż w końcu przyszło jej coś do głowy. Coś może szalonego, ale na Merlina, co innego miała zrobić? To prawda, że odczuwała jeszcze małe zawroty głowy, ale kondycję miała dobrą, doszła więc do wniosku, że jeśli rzuci się biegiem, powinna zdążyć do wstążki. O ile, oczywiście, wybrane zaklęcie zadziała. Odetchnęła głęboko, po czym zaciskając palce na różdżce, gotowa do biegu, rzuciła z wielką pewnością siebie lumos solar, wkładając w to całe swoje serce, a gdy dostrzegła przesmyk, kiedy gałęzie cofnęły się, jakby oszołomione chwilowo słonecznym blaskiem, rzuciła się w wąskie przejście, by chwycić wstążkę i niemalże wypaść na ziemię poza zagajnikiem, dochodząc do wniosku, że to było bardzo, ale to bardzo mało eleganckie i powinna jednak pomyśleć o czymś lepszym. Kolejne zadanie nie przedstawiało się dla niej najlepiej, ostatecznie bowiem z runami nie miała zbyt wielkiego doświadczenia, czy mówiąc inaczej, potrafiła wykuć je na pamięć, ale to nie powodowało, że najlepiej się z nimi rozumiała. Wkrótce jednak przekonała się, że nie do końca o to chodziło w tym zadaniu, zresztą, powinna się tego spodziewać, skoro znajdowali się na zajęciach z zaklęć. Nie podobało jej się jednak to, co działo się, gdy zaczynała zbliżać się do celu, trzymając instrukcje. Zlewały się, stawały się niewyraźne, aż w końcu zaczęły popadać w samozapłon. W tym momencie Brandon była już właściwie pewna, co za chwilę ją czeka, nic zatem dziwnego, że kiedy tylko dostrzegła wstążkę, przykazała sobie bycie ostrożną. Rozwaga zaś opłaciła się naprawdę szybko, bo oto pojawiły się płomienie, a ona pokiwała do siebie głową ze zrozumieniem, dochodząc do wniosku, że te wszystkie próby, choć szalone, miały ich wiele nauczyć. Przystanęła, czując, ze znowu kręci jej się w głowie i przez moment oddychała głęboko, analizując, jakich powinna użyć zaklęć. Frigus nie wydawało jej się w tej chwili właściwe, było raczej zbyt delikatne, poza tym nie była przekonana, czy schłodzi ogień, a wolała jednak nie wychodzić stąd z poparzeniami. Nic zatem dziwnego, że ostatecznie zdecydowała się na coś innego. Cento onis rzucone w stronę ognia z najwyższą koncentracją, pozwoliło jej w końcu zapanować nad płomieniami. Robiła wszystko, by te zgasły i nie czekając na żadne brawa, sięgnęła po wstążkę, kiedy tylko było to możliwe, po czym ruszyła dalej przed siebie. Czekało ją jeszcze zapewne wiele wyzwań, jakim musiała podołać, a jej bojowy duch zdawał się coraz bardziej wzrastać w piersi.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): zabójcze 0 Biegłość w zaklęciach: lama Stan fizyczny: dobry, bo rana na policzku Kondycja fizyczna: dobra - rzeźbienie nie należy do prostych Zainteresowanie: 10 Nastrój: 7, bo zaczyna chcieć się przebrać
Spodziewał się, że bagno oraz wznosząca się skała były jedynie początkiem, ale zdecydowanie nie spodziewał się walczącego zagajnika. Wejść pomiędzy drzewa było dość łatwo, choć bardzo szybko okazało się, że światło słoneczne nie miało tu dostępu. Kolejny raz Larkin przeklinał swoją niechęć do nauki zaklęć. Jedyne co mógł teraz zrobić to rzucić lumos i iść przed siebie w kierunku wstążki. Znalazł ją bez większych problemów, co zaczęło być niepokojące. W końcu czy naprawdę Voralberg chciałby sprawdzać, czy potrafią oświetlić sobie drogę? Zawiązał wstążkę na przedramieniu, odwrócił się w stronę, z której przyszedł i znieruchomiał. Czy na pewno to była odpowiednia droga? Miał wrażenie, że drzewa robią wszystko, byle tylko zagrodzić mu wyjście. Powoli zaczynał tracić pewność, w jakim kierunku powinien iść, błąkając się między drzewami, co raz obrywając gałęzią w twarz, albo zahaczając koszulą o nie. Słyszał wielokrotnie pękanie materiału, a na policzku ból i ciepło spływającej krwi. W końcu student zatrzymał się, przesuwając dłonią po policzku, aby po chwili rzucić zaklęcie czterech stron świata. Ułożył różdżkę na otwartej dłoni, pozwalając jej kręcić się chwilę, aż w końcu wskazała północ. Przynajmniej teraz wiedział, w jakim kierunku powinien się kierować. W końcu wyszedł z zagajnika, oceniając spojrzeniem stan swojego ubrania. Poszarpana koszula w wielu miejscach, rozcięty policzek, potargane przy łydkach spodnie i wciąż ubłocone buty. Nie prezentował się schludnie, ale nie przejmował się tym zbytnio, choć trzeba przyznać, ze powoli zaczynał marzyć o gorącym prysznicu. Kolejna stacja była kręgiem runicznym, co zdecydowanie obniżyło jakąkolwiek radość z zajęć, jednocześnie sprawiając, że zagajnik wydawał się przyjemnym spacerem. Ilekroć próbował zbliżyć się do kartki, ta zaczynała się iskrzyć, co doprowadzało LJ do wściekłości. Rysy jego twarzy wielokrotnie się wyostrzały, zmieniając jego wygląd, gdy próbował się opanować. Nie było wcale lepiej, gdy już udało mu się wejść do kręgu. Domyślał się, że Voralberg nie pozwoli, aby komukolwiek stała się prawdziwa krzywda, ale nie zamierzał sprawdzać tej teorii, po prostu przechodząc przez płomienie. - Aquamenti - rzucił, próbując ugasić ogień. Wydawało się, że zaklęcie podziałało, ale kiedy tylko wykonał krok w stronę wyjścia z kręgu, zawiązując czwartą wstążkę na przedramieniu, płomienie znów się wzniosły. Próbował jeszcze raz ugasić je wodą, dostrzegając, że ogień zwyczajnie się z nim bawił, jakby był żywą istotą. - Cento onis - rzucił w końcu, od razu wychodząc w miejscu, w którym udało mu się zgasić ogień, kończąc jednak z przypaloną nogawką. Siarczyste przekleństwo wydobyło się spomiędzy jego ust, gdy gasił ubranie, zastanawiając się mimowolnie, co będzie na kolejnej stacji.
Stacja 3:3 Stacja 4:3 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w poście: *jeśli przerzut: kostka > przerzut