Dużo miejsca, spora odległość od lasu i wyjątkowo krótka trawa - to sprawia, że jest to świetnie miejsce nie tylko do spędzania czasu wolnego (na przykład na kocu), ale też do małych pojedynków na zaklęcia czy ćwiczenia latania na miotle.
Impreza księżycowa:
Księżycowe zakończenie
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 26 + 2 (amulet z jemioły) = 28 Biegłość w zaklęciach: standardowy łamane na lama, bo kosteczki mnie nienawidzą :’) Stan fizyczny: Bardzo dobry Kondycja fizyczna: Bardzo dobra, gra zawodowo w quidditcha Zainteresowanie: 10 – lubi zaklęcia, choć nie jest to jej ulubiony przedmiot Nastrój: 7 - zawroty głowy po wchodzeniu na skałę
Stacja c:4 Stacja c:4 Efekt uboczny w następnym poście: spalone nogawki? Zdobyte przedmioty w poście: -
Pokonanie dwóch pierwszych przeszkód kosztowało ją nieco wysiłku, do tego przypłaciła je zawrotami głowy, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że to dopiero początek. Kruczy Ojciec przygotował dla nich wyjątkowo wymagający tor przeszkód i nie miała wątpliwości, że im dalej w las, tym drzew będzie przybywać. A jak już w temacie drzew jesteśmy, to szybko się okazało, że zadaniem Krukonki jest przebrnięcie przez osobliwy zagajnik. Kiedy tylko przekroczyła linię pierwszych drzew, spadła na nią przenikliwa ciemność. Do tego całe miejsce spowijała niepokojąca aura, mrożąca krew w żyłach i sprawiająca, że włosy na karku zaczynały się jeżyć.
- Lumos spahera – wymruczała, kręcąc nową różdżką Fairwynów. Świetlista kula uniosła się do góry i podążyła za nią, rozświetlając egipskie ciemności panujące w zagajniku.
Pokonanie trasy było niezwykle wyczerpujące i nieprzyjemne. Brooks starała się pozbywać roślin, zagradzających jej drogę za pomocą zaklęcia diffindo, jednak flora nie dawało łatwo za wygraną. Co jakiś czas, magiczna gałąź smagnęła ją w twarz, bark czy brzuch. Po kilku minutach była nie tylko obolała i podrapana, ale również wściekła. Dlatego postanowiła przestać bawić się w półśrodki.
- Bombarda Maxima! – krzyknęła z furią, a ciężkie konary wokół niej rozleciały się na setki małych drzazg. Co prawda wciąż obrywała jakimiś dziwnymi pnączami, ale dotarcie do wstążki poszło jej znacznie sprawniej, choć rozwaliła przy tym znaczną część zagajnika. – Bombarda Maxima! – powtórzyła, celując w wysoką gałąź, na której dostrzegła wstążkę. Ciężki konar upadł z trzaskiem kilka metrów dalej i teraz Krukonce pozostało jedynie zdjąć kolorowy strzępek materiału i opuścić ten kurwidołek, przechodząc do kolejnej przeszkody.
I jak się szybko okazało, Papcio Kruczek zaskoczył ponownie, jak zima drogowców. Orzechowym oczom dziewczyny ukazał się bowiem runiczny krąg, którego pośrodku znajdowała się wstążka. Dziewczyna zrobiła kilka kroków do przodu, a spokojne do tej pory runy, wybuchły płomieniami. Każdy kolejny krok sprawiał zaś, że płomienie stawały się coraz większe i parzyły coraz mocniej.
- Aquamenti. – Strużka wody wycelowała w płomienie, ale te nic sobie nie zrobiły, gdyż wciąż szalały. Najwyraźniej były odporne na wodę, tak więc Krukonka poprawiła harena missus, starając się ugasić je za pomocą piasku, ale to również nie dawało większych rezultatów. Ostatecznie przypomniała sobie o zaklęciu bullae, które zatrzymało ciepło wewnątrz magicznej bańki, dzięki czemu mogła bez większych problemów dotrzeć do wstążki. I wszystko wskazywało na to, że obędzie się bez dodatkowych komplikacji, jednak kiedy czar prysł, i to dosłownie, płomienie buchnęły ze zdwojoną mocą, nadpalając nogawki jej spodni.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 22pkt Biegłość w zaklęciach: biegły; raczej z Zaklęciami i OPCM radzi sobie nieźle, najlepiej w tych zwykłych i defensywnych Stan fizyczny: brak; wszelkie przeszłe urazy już wyleczone Kondycja fizyczna: przeciętna; raczej wątłej postury i bez zamiłowania do sportu, ale fabularnie czasem biega i dużo spaceruje Zainteresowanie: takie 10 Nastrój: takie 6
Stacja a: Stacja 3: 4 Stacja b: Stacja 4: 2 → omijam Efekt uboczny w następnym poście: --- Zdobyte przedmioty w poście: ---
Zadanie z głazem wyczerpało go nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Adrenalina zrobiła swoje i najpierw był bardzo pobudzony, waliło mu serce i wręcz czuł, że teraz z każdą kolejną przeszkodą poradzi sobie z różdżką w... kieszeni. Ale zjazd przyszedł bardzo szybko. Najpierw zakołowało mu się w głowie, potem przed oczami pojawiły się mroczki, a na koniec poczuł nagły brak sił i energii. Musiał choć chwilę odsapnąć. Nie podobała mu się wizja przerwy, tym bardziej, że mieli ograniczony czas na pokonanie tego toru przeszkód, ale... nie za bardzo miał wybór. Oparł się więc o pierwsze drzewo, które rosło na skraju terenu wyznaczonego pod kolejne, trzecie już, zadanie. Oddychał głęboko i wolno, zaciskając powieki i licząc nie tylko do dziesięciu, ale i na to, że szybko mu przejdzie. Nie przechodziło, więc musiał poradzić sobie inaczej... Zerwał z najniższej gałęzi spory liść i wycelował w niego różdżkę, by zmienić go w metalową miseczkę przy pomocy zaklęcia Morfio. Gdy miał już prowizoryczne, wątpliwej jakości naczynie - napełnił je wodą przy pomocy Aquamenti i pospiesznie wypił całość. Pomogło. Mógł iść dalej. Zagłębił się w las, zastanawiając się, co za chwilę na niego wyskoczy. Różdżkę trzymał w gotowości, choć na początku nie czuł żadnego lęku. Czuł się trochę jak w Zakazanym Lesie, po którym przecież zdarzało mu się już chodzić. Dopiero w miarę, jak pokonywał kolejne metry, to... las zaczynał go przytłaczać. Narastał w nim niepokój, a drzewa zaczynały się nad nim uginać złowrogo, brakowało światła i na nic zdawało się przedzieranie przez chaszcze na siłę. Zaczynał tracić orientację i miał wrażenie, że gałęzi nieustannie przybywa. - Lumos Sphaera! - wyczarował niewielką kulę światła tuż nad sobą, by mieć lepszy widok na ten drzewny labirynt i by szybciej odnaleźć ścieżkę do wstążki, która była przepustką do kolejnego etapu. Kula podążała za nim, rozświetlając najbliższe otoczenie. Naprawdę bardzo nie chciał niszczyć gałęzi, bo zawsze dbał o przyrodę i... byłoby to sprzeczne z jego moralnością. Wolał raz po raz obrywać z liścia w twarz i potykać się o kolejne wystające korzenie, niż złamać choć patyczek. I najwidoczniej roślinność ulitowała się nad Brunem, bo Gryfon w końcu dotarł do wstążki, którą z ulgą zerwał i czym prędzej poszedł w kierunku kolejnej przeszkody. A ta bardzo go zaintrygowała. Nie był najlepszy ze Starożytnych Run, znał jedynie podstawy, ale to wystarczyło, by rozbudzić w nim ciekawość. Podszedł do kręgu zbyt szybko, a jeszcze szybciej tego pożałował... Kamienie zaczęły iskrzyć się i buchać magicznymi płomieniami. Tarly zmarszczył czoło, był bowiem przekonany, że będzie to zagadka logiczna. - A więc zabawa w strażaka? - zamyślił się, automatycznie robiąc krok w tył, żeby bardziej nie prowokować ognia. Czy powinien tak po prostu rzucić Aquamenti? Innego pomysłu nie miał, bo czym jeszcze mógłby ugasić runiczne ognisko? Do głowy przychodził mu piasek, ale nie znał zaklęcia, które mogłoby zmienić krąg w magiczną piaskownicę. Ledwie jednak pierwsza kropla wyczarowanej wody zetknęła się z kamieniami, a ogień wzrósł na sile. Płomienie wyrosły na kilka metrów, a chłopakowi zrobiło się gorąco. Osłonił twarz i zakasłał, zły na siebie, że nie pomyślał nad czymś lepszym, tylko w ciemno polał wodą przeszkodę. Zanim jednak podjął kolejną próbę walki z żywiołem... ujrzał w ogniu niepokojące cienie. Cienie, które z sekundy na sekundę przybierały bardziej realistyczną formę. A ich kształt układał się w ten najpaskudniejszy, najobrzydliwszy i wywołujący najgorsze dreszcze. Ten, który powodował fobie lękowe i spazmy obrzydzenia. Wśród płomieni czaił się jego bogin. I żadne Riddikulus nie załatwiłoby tutaj sprawy. Pozostawało tylko... odpuścić i ominąć ten punkt kontrolny. Odpuszczanie jest najtrudniejsze, ale czasem nie ma innego wyjścia, czasem jest konieczne. I to był właśnie ten czas.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Stacja b:4 Stacja c:6 Efekt uboczny w następnym poście: Jeśli efektem ubocznym zaliczamy ból pyska? To tak, boli pysk. Zdobyte przedmioty w tym poście: -- Link do miejsca podkreślenia umiejętności**:
Po uprzednich zmaganiach wypadało pójść w krzyż kolejnych zmagań, które profesor przygotował przed studentami i uczniami Hogwartu. Oczywiście, że w pewnym momencie musiało też paść na świeżaka, który poradził sobie bardzo dobrze z poprzednimi zmaganiami i był bardzo wdzięczny też za wyrozumiałość nauczyciela względem ile czasu musiał nadrabiać w drugim etapie. Trzeci natomiast wyglądał na już bardziej obiecujący. Las? A może raczej ciemny zagajnik, gdzie chłopak miał niby zostać przestraszony. Ale czym? Przecież to był tylko zagajnik, gdzie dodatkowo nie było się czego bać. Ot, dość ciemny... jednak nie stało nic na drodze, aby go ukończyć. Dlatego też w pewnym momencie Zeph zapiął się w sobie i zaczął przebijać się, łamiąc co jakiś czas gałęzie. Które... oddawały mu. Z piękną pręgą na policzku, ciągnącą się aż do czoła. Może następnym razem powinien po prostu poprosić... ładniej, prawda? Ale.. zadanie zakończone... Teraz tylko wrócił jeszcze bardziej ostrożnie. I czas było ruszać dalej. Runiczny krąg? To chyba było coś bardziej dla tych gości, co zajmują się tymi całymi runicznymi sprawami. On? Coś tam wiedział, ale nie sądził, że profesor zamierzał ich w tym zamknąć. Jak bardzo się mylił Zefek, kiedy wchodząc do środka poczuł jak zaczyna mu być gorącej. Cholera, cholera. Trzeba było to jakoś ugasić... Tylko jak... Uch. No tak, najprostszym rozwiązaniem byłaby woda. Wyciągając swoją różdżkę, powiedział jedynie — Aquamenti. — Ale nic się nie stało wielkiego. Płomienie nadal istniały, a sam Zepheniah czuł tylko ulatniającą się w górę parę wody. Nie, nie... Czyli jeśli nie da się tego załatwić w ten sposób, to może trzeba to po prostu... schłodzić? Glacius? Nie... Tu nigdzie nie ma cieczy... Więc może po prostu... Użyć Protego? Jeśli to efekt magiczny to w sumie sprawi, że nic się nie stanie mu. Blokuje odpowiednie rzeczy.. I tyle... Nie, co innego. — Ludere — Rzucił zaklęciem, dopóki nie przebił się na drugą stronę. Ze wstążką. To chyba koniec, wszystko. Piana potrafiłaby ugasić płomień, więc... Powinno zadziałać chyba... Ostatecznie jeśli się udało to przejdzie dalej.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 4 Biegłość w zaklęciach: zwykłe, początkujący więc 5 rok to już może być prawie biegle lewą ręke ma mocniejszą. Stan fizyczny: spadł z miotły tylko Kondycja fizyczna: Często biega o poranku lub późny wieczór. dobra/bardzo dobra Zainteresowanie: 10->9 Nastrój: 7
Stacja a:stacja 3 1 -> 6 parzysta Stacja b:stacja 4 5 Efekt uboczny w następnym poście: Zdobyte przedmioty w poście:wstążka
W międzyczasie Puchon myślał jak by tu przejść między drzewami i sięgnąć sobie po wstążeczkę wisząca na jednym z konarów. Wiktor jednak postanowił naj prościej będzie zwykłe przejście drogą pomiędzy drzewami, jednak wielkość zagajnika trochę chłopaka zagubił. Mimo iż nie ma tu wielu drzew, to i tak bije od nich dziwna i niepokojąca aura, rudzielec przebijał się do kolejnego punktu zadania ale za to zastanawia się kilka minut czy go nie ominąć lub obejść. Po czym, światło z za drzew przestało do Wiktor docierać. Niby wstążka jest przed nim więc ją chwycił, ale nie bardzo wie jak wrócić. Chwilę to trwało zanim młody Krawczyk postanowił na dobre się wycofać i poszukać innej drogi powrotnej co zajęło mu sporo czasu ale za to sie udało. Puchon w końcu znalazł sposób na ugaszenie ognia zaklęciem co mu dość sprawnie i szybko poszło nie wiedział nawet jak to zrobił Puchon? -To musi być jedno celne, proste zaklęcie Aquamenti- wymruczał.
Puriel Whitelight
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.76 m
C. szczególne : jasne włosy, cienie pod oczami, uboga mimika twarzy, błyszczyk na ustach niewidoczny dopiero po spróbowaniu można wyczuć lekki malinowy posmak
Stacja b:5 Stacja c:4 Efekt uboczny w następnym poście: nogawka się zapaliła, chyba nic mi w nogę nie jest (?) Zdobyte przedmioty w tym poście: n/d Link do miejsca podkreślenia umiejętności**:
Nie mogła powiedzieć, że jest zmęczona, ani przestraszona. Co prawda nie należała do odważnych z domu Godryka Gryffindora, ale miała swoją siłę, a także nie czuła lęku wobec ciemności, ani wcześniejszych przeszkód, jakie zafundował im profesor Voralberg. Nadal wydawało jej się, że cierpi na lekkie zawroty głowy po wspinaniu się na górę, ale zaklęcie Kinetosis pomogło zachować równowagę. Zatrzymała się przed zagajnikiem, za czym do niego wbiegła. Widać na pierwszy rzut oka, że nie było tu wiele drzew, jednak coś w tym miejscu sprawiało, że czuło się niepokój, nawet jeśli tak jak Puriel nie bało się ciemności. Zdecydowanie coś z tym miejscem było nie tak. Chciała mieć wszystkie wstążki i nawet na moment nie pomyślała o pominięciu żadnego punktu do mety — niektórzy pomijali, widocznie walcząc ze swoimi demonami. Drzewa wpuszczały światło, dzięki temu mroczna aura nie wydawała się taka straszna. Gałęzie dziwnie poruszały się, im dalej ślizgonka wchodziła w las. Chciały utrudnić zdobycie wstążki. Na pewno nie mogło być łatwo, w końcu mieli się wykazać — użyć zaklęć. Pierwsza myśl, jaka przyszła do głowy Whitelight to po prostu światło. Uniosła różdżkę i sprawnie rzuciła Lumos, które dawało więcej światła niż prześwity między drzewami. Labirynt z gałęzi wydawał się mniej straszny i jakoś dziwnie spokojny. Może światło działało na zagajnik w łagodny sposób? Najważniejsze, że poradziła sobie z tą niepokojącą ciemnością i zdobyła wstążkę. Kolejny przystanek wydawał się niebezpieczny, zwłaszcza że zaklęcie Aqamenti nie działało. Runiczny Krąg iskrzył, aż w końcu postanowił zająć się pomarańczowymi płomieniami na dobre. Oczywiście sądziła, że profesor Voralberg mógł uciec się do takiego rozwiązania, stawiając bardziej na kreatywność uczniów. Zaczynało ją to przerażać. Nie, nie bała się ognia. Nie miała żadnej traumy, ale ogień to ogień, czyli parzy. Nie ważne czy jest straszny, czy nie, wyrządza krzywdę przy dotknięciu — każdy dzieciak to wiedział. Improwizowała. Rzuciła na siebie zaklęcie odpychające. Impervius i liczyła, że żywcem się nie spali. Jakimś cudem przekroczyła krąg, z niewyraźnych run, ale wydostanie się z tego piekielnego koła, nie było łatwe. Duchy ognia chyba zamierzały się podrażnić z Puriel. Ostatecznie udało jej się wyjść ze wstążką, ale zapaliła się jej nogawka. Upadła na ziemie starając się ugasić swoje spodnie piachem i ziemią. Chyba w nogę nic się nie stało. Mogła ruszać dalej.
Stacja b:3 Stacja c:6 Efekt uboczny w następnym poście: Obolała głowa Zdobyte przedmioty w tym poście: brak
Kolejną przeszkodą, która go dzieliła go od pozyskania wstążki był niewielki zagajnik, który z zewnątrz wyglądał niepozornie. Im bliżej się jednak do nich zbliżał, tym większy niepokój odczuwał, a powietrze z coraz większym trudem napływało do jego klatki piersiowej, na której jakby ktoś położył duży ciężar. Wchodząc głębiej pomiędzy drzewa, docierało do niego coraz mniej światła. W końcu gdy gałęzie zaczęły zbyt gęsto na siebie nachodzić i uniemożliwiały mu dotarcie do celu, Julius, nie marnując czasu użył Diffindo by łatwiej połamać co cieńsze gałązki, by mógł z trudem, bo trudem, ale brnąć przed siebie. Nie spodziewał się jednak, że chwilę później pożałuje tej decyzji. Gdy znalazł się poza przestrzenią z największym zagęszczeniem i w końcu miał chwycić wstążkę, konar z impetem walnął go w tył głowy, powodując, że boleśnie upadł na ziemię. Zajęło mu chwilę, żeby zorientować się co dokładnie się stało, lecz gdy odzyskał już równowagę, upewnił się, że ma to po co przyszedł i zaczął wychodzić z małego lasu tą samą drogą, którą tutaj przyszedł, tym razem upewniając się, że złamie ani jednej gałęzi, żeby uniknąć kolejnego bliższego spotkania z drzewami. Podążając wyznaczonym szlakiem, z obolałą głową i lekko ubłoconymi spodniami, które postanowił wyczyścić już po zajęciach, żeby nie marnować za dużo czasu, dotarł do kręgu, po środku którego znajdowała się wstążka na wyciągnięcie ręki. Niestety okazało się, że taka łatwa zdobycz jest zbyt piękna żeby była możliwa , więc gdy tylko zbliżył się, runy, umieszczone na ziemi, utworzyły ścianę z ognia, która odgrodziła go od celu. Używając Cento onis, ugasił obszar o niewielkiej wielkości, jednak na tyle duży, by przecisnąć się bez stawania w ogniu. Podbiegł do środka okręgu, po czym chwycił wstążkę i jeszcze szybciej stamtąd wybiegł, zostawiając to małe piekiełko samo sobie.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Stacja a:6 Stacja b: 2 przerzucone na 4 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w poście: -
Szła dalej przed siebie zgodnie ze wskazówkami uzyskanymi przez Voralberga. Wkrótce też dotarła do niewielkiego przynajmniej na pierwszy rzut oka zagajnika, w którym miała się skrywać kolejna wstążka. Było w nim o wiele ciemniej niż się tego spodziewała. Szybko się również zorientowała, że chyba drzewa nie zamierzają pozwolić jej na to, żeby ot tak przeszła sobie przez ich teren do fantu. Musiała wymyślić coś, aby przedostać się do niego bez większego uszczerbku. Rzuciła dosyć szybko i sprawnie Lumos Sphera, aby wyczarować tym samym dosyć mocne światło, które podążałoby za nią. Przy okazji miała również wolną różdżkę, aby rzucić w razie potrzeby jakieś inne czary, gdyby tylko te okazały się potrzebne. Całe szczęście nie musiała tego zrobić, bo wyczarowana i jaśniejące kula podążająca za nią krok w krok pozwoliła jej przegnać otaczające ją ciemności oraz w jakiś sposób sprawiła, że zagajnik stał się mniej klaustrofobiczny, a drzewa nie wchodziły jej już w drogę, a ona mogła swobodnie sięgnąć po znajdującą się niedaleko wstążkę i zabrać ją za sobą w dalszą drogę. Nie musiała wędrować szczególnie daleko, by w końcu dotrzeć do czegoś, co przypominało jej krąg runiczny. I to nie byle jaki, bo gdy tylko znalazła się wystarczająco blisko wstążki ten nagle stanął w ogniu, który bronił jej dostępu do celu. Pierwszym zaklęciem, które przyszło jej na myśl było Partis Temporus, które użyła na pierścieniu ognia, by wytworzyć w nim swego rodzaju wyrwę, przez którą mogłaby przejść. To jednak zdecydowanie nie zadziałało w stu procentach jak by tego chciała. Głównie przez to, że płomienie wystrzeliły w górę ze zdwojoną siłą, podpalając przy okazji także jej nogawkę, którą musiała przydeptać. Chwyciła szybko wstążkę, która znajdowała się tuż obok i postanowiła tym razem rzucić Cento onis, aby ostatecznie ugasić płomienie, choć te postanowiły stawiać opór i nie pozwalały się ugasić z taką łatwością z jaką by tego chciała. Niemniej po dwóch czy trzech próbach ponowienia zaklęcia i walczenia z żywiołem w końcu jej się to udało i mogła ruszyć dalej, aby zobaczyć co jeszcze na nią czekało.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Stacja b:4 Stacja c: 5 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: - Link do miejsca podkreślenia umiejętności:kuferek z zielarstwa
Szła dalej przed siebie po pokonaniu poprzedniej przeszkody. Wkrótce też dotarła do grupki drzew, które tworzyły swego rodzaju niewielki zagajnik. Nie spodziewała się jedynie tego, że po wejściu do niego ogarną ją tak spore ciemności. Gdzieś jednak pomiędzy gałęziami dostrzegła przebijające się promienie światła, które zapewne wyznaczały miejsce, w którym znajdowała się wstązka. Musiała tylko tam się dostać. Uniosła nieco wyżej różdżkę, rzucając Lumos Maxima, aby dobrze oświetlić swoje otoczenie. Drzewa zdawały się zastępować jej drogę i blokować jej dostęp do wstążki. Postanowiła jednak jakoś przecisnąć się między nimi ku celowi swojej wędrówki i choć mogło to się okazać nieco zaskakujące to nie natrafiła na większy opór z jej strony. Zupełnie jakby pomagały jej przejść przez tę ścieżkę i pozwalały na to, by odgarniała sprzed siebie gałęzie, które stanęły jej na drodze. I choć nie był to najprostszy w jej życiu spacer to jednak dotarła bez problemów na miejsce i chwyciła wstążkę, z która mogła udać się na miejsce kolejnej próby. Nie musiała wcale iść jakoś szczególnie daleko, gdy zauważyła majaczące przed nią runy tworzące krąg złożony z nordyckich znaków. Pośrodku niego znajdowała się kolejna wypatrywana przez nią wstążka. Wydawało jej się to być banalnie prostym zadaniem, ale kiedy tylko zbliżyła się do kręgu ten rozjaśniał nagle i utworzył pierścień ognia. W pierwszym odruchu pomyślała o tym, aby użyć Aquamenti do ugaszenia płomieni, ale jednak zrezygnowała z tego zamiaru czując ogromny żar bijący od ognia oraz myśląc, że takie rozwiązanie byłoby raczej zbyt proste w momencie, gdy Voralberg zdecydowanie chciał, aby ruszyli głową i użyli innych, mniej oczywistych zaklęć. Dlatego też zdecydowała się na użycie Centro Onis, które zwykle służyło do gaszenia nieco mniejszych płomieni przez co musiała włożyć w zaklęcie więcej mocy niż zwykle. To zaklęcie jednak okazało się strzałem w dziesiątkę i sprawiło, że Kanoe była w stanie niemal natychmiast ugasić ogniste runy i przekroczyć ich linię, aby pochwycić wstążkę. Mogła również bezpiecznie opuścić krąg i udać się w dalszą drogę, aby zobaczyć co na nią czekało na kolejnych stacjach.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 63 (już 69 btw) Biegłość w zaklęciach: defensywne: biegły, pozostałe: zaawansowany; Stan fizyczny: bezurazowy Kondycja fizyczna: bardzo dobra - quidditchowa forma w tendencji wzrostowej. Zainteresowanie: 15 Nastrój: 9 -> 8 po drzewkach
Stacja 3:4 Stacja 4:5 Efekt uboczny w następnym poście: zawroty głowy, obolały Zdobyte przedmioty w tym poście: - Link do miejsca podkreślenia umiejętności**: -
Kolejnym etapem był gęstszy od Zakazanego Lasu zagajnik, który nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Z poprzednimi zadaniami jednak dwójka Krukonów sobie poradziła - choć Jess poszło o wiele bardziej śpiewająco od Shawa, który musiał potraktować się banalnymi (bo innych nie potrafił) zaklęciami uzdrawiającymi, by utrzymać się w dobrej formie - więc Darren uznał że i to nie powinno stanowić dla nich problemu... przynajmniej do czasu kiedy wszedł między drzewa. Co prawda Krukon otoczył się zaklęciem ochronnym - konkretnie Metusque - jednak i tak czuł non stop obijające go korzenie i witki, kiedy starał się przeciskać po prostu między konarami. Największym błędem było jednak użycie Aerudio, które co prawda dało mu kilka chwil spokoju, ale też wyraźnie zdenerwowało drzewa, atakujące teraz ze zdwojoną agresją. Piaskowa tarcza pozwoliła Darrenowi dotrzeć do wstążki - większym wyzwaniem teraz był powrót, który Shaw postanowił przetrwać (acz i tak nie obyło się paru dźgnięć w żebra czy chlaśnięć po łydkach) za pomocą utrzymywania dookoła siebie Protego Maxima. Po wyjściu z paroma zadrapaniami i siniakami z gęstwiny i chwili marszu, następną przeszkodą okazał się być runiczny krąg. Do tego nie jakieś zwykłe, quasi magiczne koło z soli i czarodziejskich znaków, mające chronić przed pechem czy złymi mocami, ale prawdziwe, obronne runy, strzelające płomieniami w intruzów. Shaw przykucnął parę kroków przed nimi, zastanawiając się jak profesor Voralberg w ogóle je skombinował - nigdy wcześniej, na dobrą sprawę, takich znaków nie widział, choć musiał też przyznać że jego znajomość run była co najwyżej przyzwoita. Wstążka była jednak na widoku - we wnętrzu okręgu - odporna oczywiście na zaklęcia przywołujące. Z jednej strony, Krukon mógłby po prostu ponownie posłać tam jakieś stworzonko w celu przyniesienia wstążki OD GÓRY - choć po chwili zastanowienia zrezygnował z tej opcji. Ostatecznie uważał, że rozsądnym założeniem będzie to, że przed takimi sztuczkami profesor też się zabezpieczył. Z drugiej zaś strony, Shaw znał zaklęcie które aż prosiło się o jego użycie... - Partis Temporus - powiedział w końcu Darren, machając różdżką i przechodząc przez ściany płomieni, które rozstąpiły się na dwie strony na wystarczający czas, by Krukon mógł wejść do środka, złapać za wstążkę i wyjść z runicznej pułapki.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 8 pkt Biegłość w zaklęciach: zaawansowany - raczej we wszystkich, trochę gorzej idzie jej z ofensywnymi, ale nie na tyle źle żeby nazwać to jako standard Stan fizyczny: brak urazów Kondycja fizyczna: dobra, a może bardzo dobra - codziennie biega, wysportowana, zaczęła grać w szkolnej drużynie quidditcha Zainteresowanie: 9 Nastrój: 4 - zmęczona psychicznie, zajęta rozmyślaniem nad ostatnimi wydarzeniami (prywatnymi)
Stacja 3:6 Stacja 4:6 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: wstążki Link do miejsca podkreślenia umiejętności**: -
Kiedy doszła do kolejnej przeszkody stanęła jak wryta. Po pierwsze był to zagajnik, po drugie tylko zagajnik, a tak przynajmniej wydawało się jej na początku. Po chwili, gdy otrząsnęła się ze zdziwienia puchonka podeszła bliżej drzew. Teraz nie było jej już tak do śmiechu. Mimo, że drzew nie było dużo, nie były nie wiadomo jak wysokie, to jednak przy nich czuła się mała, zagubiona i zupełnie nie na miejscu. Wzięła jednak głęboki oddech i ruszyła przed siebie. Początkowo nie było konieczne korzystanie z dodatkowego światła, gdyż przez kilka pierwszych metrów pokonanych między drzewami, widoczne było światło spoza zagajnika. Później jednak była tylko ciemność. Marie nie bała się ciemności, aczkolwiek za nią nie przepadała. Czuła się jakby znowu trafiła do tamtego mieszkania w tamtą noc. Sama z małą siostrą. Wtedy czuła, że błądzi w ciemności, w otchłani pytań bez odpowiedzi. Czemu brat je zostawił? Czemu to właśnie jej rodzinę dotknęło tyle nieszczęść? Co teraz poczną z Nathalie? Kto się nimi zaopiekuje? Czy trafią do mugolskiego sierocińca? Potrząsnęła głową wracając do rzeczywistości, a dokładniej do środku zagajnika. Nie mogąc dłużej znieść przytłaczającego braku światła. W tym samym momencie poczuła, że jedna z gałęzi niebezpiecznie blisko przysnęła się do jej kostki, jakby chciała ją opleść. Może jednak pokonanie tej przeszkody będzie jeszcze trudniejsze niż sądziła. Jednak mimo wszystko da radę. Rzuciła Lumos - może nie zabłysnęła znajomością zaklęć, ale niezbyt się tym faktem przejmowała. Ważne było żeby jak najszybciej pokonać przeszkodę. Tymczasem gałęzie drzew zaczęły sunąć w jej kierunku z jeszcze szybszą prędkością. Wzmocniła zaklęcie i torując sobie drogę różdżką ze swoim jednym źródłem światła całkiem sprawnie poruszała się naprzód. Doszła do wstążki, chwyciła ją i bez większych uszczerbków na zdrowiu wyszła ponownie na światło dzienne. Kolejną przeszkodą był runiczny krąg. Jako, że Marie niezbyt interesowała się tą dziedziną magii nie skupiła się zbytnio na treści kolejnych kamiennych tablic. Szybko, aczkolwiek jednocześnie ostrożnie mając już doświadczenie z poprzednich przeszkód, ruszyła do wstążki znajdującej się na samym środku kręgu. Dzięki Merinowi za jej przezorność, gdyż tuż przed dotarciem do ostatniego kręgu w samym centrum przed jej twarzą pojawia się ściana ognia. Pierwsze co przyszło jej do głowy to zaklęcie Aquamenti. Zaklęcie to jednak nie zadziałało. Mimo, że z różdżki puchonki poleciał strumień wody, ogień pozostał niezmiennie. Do głowy wpadło jej jeszcze jedno zaklęcie. Było to mocno ryzykowne, aczkolwiek musiała mieć nadzieję, że zadziała. - Impervius - powiedziała dosyć głośno, kierując różdżkę na siebie. Nie poczuła dużej różnicy, jednak kiedy podeszła bliżej do płomieni nie poczuła ich ciepła, a ona była zamknięta w czymś w rodzaju bańki, która miała właściwości odpychające także na płomienie jak widać. Bez większych przeszkód pokonała kilka metrów do upragnionej wstążki, po czym opuściła krąg tym samym sposobem. Ponownie wyszła z opresji obronną ręką. Dumna z siebie ruszyła do kolejnych przeszkód czekających na nią na torze.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 33 Biegłość w zaklęciach: biegły/zaawansowany w przypadku bardziej skomplikowanych inkantacji; generalnie radzi sobie z czarymarowaniem całkiem nieźle Stan fizyczny: zdrów i w jednym kawałku Kondycja fizyczna: bardzo dobra; gra zawodowo w Quidditcha i generalnie dużo ćwiczy Zainteresowanie: takie mocne 13 - przedmiot lubi, uważa za przydatny i od zawsze chętnie uczęszczał na zajęcia z niego, a poza tym odpowiada mu sposób w jaki są prowadzone przez Alexandra Nastrój: 8 → 7, bo zagajnik
Stacja c:1 → 4 → 2 + parzysta Stacja d:6 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: n/d
Kolejną przeszkodą na jego drodze okazał się być stosunkowo niewielki zagajnik, choć akurat tutaj to nie rozmiar zdawał się mieć znaczenie – drzewa były zbite gęściej niż w Zakazanym i biła od nich niemal równie niepokojąca, złowieszcza aura, która średnio zachęcała do eksploracji tego miejsca. Paradoksalnie z granicy zagajnika był w stanie bez trudu dostrzec majaczące między pniami światło, emanujące najpewniej od kolejnej ze wstążek. Odrobinę się zawahał, ale z miejsca stłamsił napływające nieprzyjemne wspomnienia związane z Zakazanym Lasem, z którym ten zagajnik mu się skojarzył i ruszył między drzewa, decydując się jak najszybciej przejść wyznaczoną ścieżką, po prostu. Wydało mu się to całkiem dobrym pomysłem, ale szybko przekonał się o tym jak bardzo był w błędzie – do wstążki owszem dotarł, ale kiedy tylko rozejrzał się za jakąś drogą umożliwiającą mu wyjście… żadnej nie był w stanie dostrzec, miał wręcz wrażenie, że się zwyczajnie zgubił, choć wydawało się to niemożliwie na tak niewielkim obszarze. Mało tego – źródło światła zniknęło i wewnątrz zagajnika zapadły egipskie ciemności. Po krótkim namyśle uznał, że się po prostu wycofa i spróbuje wrócić po własnych śladach, skoro nie potrafił odnaleźć żadnej innej drogi, to wydało mu się najrozsądniejszym posunięciem w tej sytuacji. Rzucił niewerbalnie lumos sphaera, żeby zapewnić sobie choć odrobinę światła i nie potknąć się o jakiś korzeń czy nie zaliczyć bliskiego spotkania trzeciego stopnia z pniem, po czym zaczął kluczyć między drzewami w poszukiwaniu ścieżki, którą tu dotarł. Nie miał pojęcia, ile mu to ostatecznie zajęło, nawet zaczęła go ogarniać delikatna frustracja, więc mógł założyć, że raczej długo nim w końcu dał radę się wydostać z tego nieszczęsnego zagajnika. Niemal z westchnieniem ulgi ugasił swoje światełko, gdy tylko znalazł się znów w świetle dnia i skierował się ku kolejnej stacji. Tam czekał na niego runiczny krąg, choć znaki jakim był wyrysowany nie miały właściwie nic wspólnego z tymi faktycznymi runami. Wystarczyło zbliżyć się do symboli, by te zaczęły skrzyć, a niektóre wręcz płonąć – samo to mu podpowiedziało, że zdobycie kolejnej wstążki wcale nie będzie tak proste jak na to wyglądało, choć zdawać by się mogło, że miał ją niemal jak na dłoni. Ostrożnie spróbował się zbliżyć do fantu, ale momentalnie odskoczył w tył, gdy tylko ‘runy’ buchnęły diabelnie gorącym ogniem, skutecznie blokując mu dostęp do wstążki. Nawet stojąc w pewnej odległości czuł palące ciepło na twarzy. Wiedział, że istnieją zaklęcia, które pomogłyby mu się w mig uporać się z tą ognistą ścianą, ale były z dziedziny transmutacji i pozostawały zdecydowanie poza jego zasięgiem, więc musiał się uciec do innych rozwiązań, niemal z miejsca jednak odrzucając używanie wodnych czarów pokroju aquamenti, bo to byłoby zwyczajnie zbyt łatwe i oczywiste. Rudzielec ostatecznie postawił na proste cento onis. Zaklęcie służyło do wygaszania raczej niedużych źródeł ognia, więc zdecydował się zastosować je jedynie na fragmencie ognistego okręgu; takim, żeby móc swobodnie przejść i zabrać fant, nie ryzykując przy tym spłonięcia. Rozwiązanie okazało się strzałem w dziesiątkę i już kilka chwil później mógł dołączyć czwartą wstążeczkę do swojej małej kolekcji.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 12 Biegłość w zaklęciach: w zaklęciach zwykłych jest bardziej standardowa, ofensywne/defensywne początkujący Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: bardzo dobra - gra w Qui + biega Zainteresowanie: 11/15 - jeden z jej trzech ulubionych Nastrój: 9
Stacja C: 2 i dodatkowy rzut parzysty Stacja D:2 ---->4 Efekt uboczny w następnym poście: Podniszczona podpaleniem nogawka Zdobyte przedmioty w tym poście: - Link do miejsca podkreślenia umiejętności**:
Trasa była długa i Argent nie była pewna, co Profesor mógł wymyślić. Wierzyła w jego doświadczenie oraz wiedzę, ale czy każdy z uczniów był w stanie poradzić sobie z magią w praktyce? W końcu źle dobrane zaklęcie mogło być niebezpieczne dla rzucającego oraz pozostałych, dlatego z ulgą odetchnęła, gdy znajomy głos dobiegł ją gdzieś od prawej strony, widocznie instruował jakiemuś uczniowi. Zgarnęła kosmyk włosów za ucho, rozglądając się po zagajniku, do którego dotarła. Drzewa były na swój sposób upiorne, co potęgował brak normalnego światła i im dłużej im się przyglądała, tym mocniejszą miała ochotę się wycofać. Nie bała się ciemności, po prostu rozbudzały wyobraźnie w kierunku, który skupienia na lekcji nie ułatwiał. Może przez to podjęła decyzję o pójściu po prostu dalej, pomiędzy nimi, widocznie chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce. Oczywiście wpierw uniosła swój magiczny patyk, wykonując odpowiedni ruch dłonią i rzucając Lumos Sphaera, aby sobie pomóc i nie potknąć się o wystające korzenie. Wolała mieć też różdżkę w pogotowiu. Złamanie nogi przed następnym meczem oraz treningiem nie byłoby pomocne. Szła dość żwawo, przyzwyczajona do tempa, bo po pracy w klinice musiała przemieszać się szybko, zwłaszcza w sytuacjach awaryjnych. Im dalej szła, tym było ciemniej i trudniej było jej dostrzec wyjście, nie mówiąc już o tkwiącej gdzieś tu wstążce. Zacisnęła usta, rozglądając się dookoła dzięki światłu z podążającej za nią kuli, zastanawiając się, czy warto mknąć do przodu. Trudno. Czas nie był wart zgubienia się lub wplątania w niebezpieczeństwo, więc Alise postanowiła zawrócić i skorzystać z innej drogi, nawet jeśli zostałaby przez to z tyłu. Czasem najlepsze wybory dla nas, nie były tymi najkorzystniejszymi dla sytuacji. Ostatecznie jednak zdobyła wstążkę i pokonała zagajnik, ruszając w dalszą drogę, uprzednio gasząc kulkę. Sceneria się zmieniła. Krąg widoczny był z daleka, jak tylko opuściła upiorne drzewa, a promienie słońca leniwie wynurzające się zza chmur stanowiły główne źródło światła. Wyglądały niepozornie, ale wiedziała, że z takimi miejscami zawsze wiązała się potężna magia, opierająca się głównie na żywiołach, o czym również wspomniał kiedyś druid podczas obchodów Celtyckiej Nocy. Wstążka znajdowała się w centralnym punkcie placu i chociaż wątpliwe, że dotarcie do niej było proste — lub wyjście z nią z kręgu -musiała podjąć ryzyko, aby wiedzieć, z czym miała do czynienia. Dużo pewniej czuła się tutaj niż na poprzedniej stacji. Przeskoczyła pierwszą falę w ostatniej chwili. Wyciągała już rękę, gdy płomienie objęły przestrzeń kolejny raz, odgradzając ją od celu. Poczuła zapach przypalonej skóry, chociaż oparzenie nie było widoczne. Ciepło rozeszło się po ciele, zostawiając nieprzyjemny dreszcz. Pierwszym odruchem było rzucenie Aquamenti, chociaż woda jedynie wyparowała, udowadniając, że zaczarował ogień tak, aby jego główny żywioł kontratakujący nie działał. Uwielbiał utrudniać im życie, rzucać wyzwania. Oparła dłoń na biodrze, wciąż trzymając różdżkę w dłoni i zastanawiając się, jak mogła poradzić sobie z przeszkodą. Wtedy uderzyła butem o ziemię, unosząc do góry ziarna piasku... Jeśli nie woda, to może ziemia umożliwi jej przejście? Rzuciła Harena Missus, a z różdżki wystrzeliły drobinki piachu, wycelowane prosto na płomienie w celu przygaszenia ich, a następnie ubrania potraktowała zaklęciem Frigus, rzuconym kilkukrotnie, decydując się jeszcze na Impervius dla zabezpieczenia. Nie była pewna, czy to zadziała, ale na przygaszone trochę płomienie, raz jeszcze rzuciła Harena Missus, próbując się przedostać szybkim skokiem do tkwiącej na środku wstążki. Ogień był figlarny, potraktował na pożegnanie jej nogawkę swoim oddechem, przypalając schłodzony materiał. Odetchnęła, sprawdzając, czy z nogą w porządku i ze zdobytym przedmiotem, ruszyła dalej.
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 0 pkt Biegłość w zaklęciach: początkujący w zwykłych, ofensywne i defensywne lama Stan fizyczny: brak urazów Kondycja fizyczna: przeciętna; gra w quidditcha od tego roku, zimą jeździ na łyżwach, ćwiczy jogę, raczej woli sporty o niskiej intensywności Zainteresowanie: takie 8 - bez szału ale wypada się nauczyć podstawowych rzeczy, poza tym ceni samą w sobie naukę Nastrój: takie 6, trochę rozbity i - jak zwykle - zestresowany
Stacja c:5 Stacja d:3 Efekt uboczny w następnym poście: zawroty głowy, podpalona nogawka Zdobyte przedmioty w tym poście: n/d
Czuję się trochę nieswojo, kiedy samotnie zagłębiam się w może nie jakiś ogromny, ale za to dosyć gęsty zagajnik. Wydaje mi się, że to instynktowny, a przez to trudy do opanowania strach, dający o sobie znać nerwowym uciskiem gdzieś w okolicach mojego żołądka. Nie sądzę, że chodzi o samą ciemność - przecież nie boję się, gdy mrok otula korytarze w szkole, a i w Norwegii zdołałem oswoić się nieco z nocnym krajobrazem. Przez chwilę waham się, czy lepiej wkroczyć pomiędzy drzewa z nałożonym Protego, w razie gdyby spomiędzy traw wyskoczyły chochliki lub inne leśne cudaki, czy jednak spróbować oświetlić sobie nieco drogę przed sobą. Ostatecznie jednak uznaję, że jest większe prawdopodobieństwo, że sam zrobię sobie krzywdę przez nieuwagę i utrzymujące się wciąż lekkie kręcenie w głowie niż cokolwiek faktycznie mnie zaatakuje - w końcu przebiegam tędy jako jedna z ostatnich osób, jeżeli cokolwiek kryło się w zaroślach, prawdopodobnie już dawno się spłoszyło. Rzucam więc zaklęcie Lumos; na nic więcej mnie nie stać, a i tak światełko pojawia się dopiero przy drugim podejściu. To chyba moja wyobraźnia już nieco płata mi figle, bo odnoszę wrażenie, jakby gałęzie mi ustępowały, jakby uznały, że jestem wystarczająco w porządku, żeby bez walk pozwolić mi przejść do poszukiwanego kawałku materiały. Być może moje imię jakoś mnie z nimi wiąże - bo wierzę, że imiona mogą być znaczące, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wyglądają na przypadkowe. Kładę jeszcze z wdzięcznością rękę na korze drzewa, dzieląc się z nim tą optymistyczną energią, która zaczyna mnie wypełniać z każdą przebytą stacją. Następnie? Runiczny krąg. Nie jest chyba niczym zaskakującym, że te tajemnicze znaczki nieszczególnie przypadają mi do gustu, skoro nawet jeszcze nie do końca udało mi się opanować tradycyjny język angielski Wobec tego nawet nie łudzę się, że będę potrafił odczytać napisy - przez to, że nie próbuję ich odczytać, zostaję zaskoczony nagłym buchnięciem płomieni tak gorących, że prawdopodobnie pochodzących prosto z piekła. I oczywiście moje wątłe Aquamenti nie ma szans w tym starciu. Wiem, że istnieje zaklęcie, które mogłoby sprawić, że płomienie zamiast patrzyć, będą jedynie łaskotać - już w średniowieczu używała go Wendelina Dziwaczna, tak czytałem. Nie jestem jednak na takim poziomie zaawansowania, by potrafić go rzucić. Ostatecznie zatem decyduję się na próbę z czarem Barrera, w końcu jeśli nie woda, to ziemia najlepiej gasi pożary. Udaje mi się ogień przygasić na tyle, by szybko wskoczyć do kręgu. I dokładnie w tym momencie on ponownie się rozpala, chyba nawet jeszcze intensywniej i mimo usilnych prób, tym razem nie reaguje na moje próby przyduszenia go piachem. Trochę się na to złoszczę, a trochę panikuję, nie chcąc zostać w ognistym kręgu do końca zajęć. Najwyraźniej jednak nawet płomienie mają litość, bo w końcu mnie przepuszczają, zostawiając jednak po sobie pamiątkę na mojej nogawce. Z pewnością w najbliższym czasie nie zamierzam stawać blisko kominków...
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Stacja b:1 i parzysta Stacja c:3 Efekt uboczny w następnym poście: podpalona nogawka Zdobyte przedmioty w tym poście: Link do miejsca podkreślenia umiejętności**:
Już pierwsze stacje mnie zmęczyły na tyle, że widząc jakiś fikuśny zagajniczek jak z filmów Burtona, które ostatnio sobie oglądałem w mugolskich kafejkach. Powoli poznawałem ich świat i niektóre technologiczne rozwiązania były niczym obca, lepiej rozwinięta cywilizacja w porównaniu do tego co sobą reprezentowali czarodzieje. Ale nie o tym dzisiaj, ponieważ najpierw musiałem się zmierzyć z cholernymi drzewami. Nie zastanawiałem się nad żadnymi wyimaginowanymi próbami przetrzepania całego lasu od jednego końca do drugiego, po prostu wszedłem do środka, licząc, że będę mieć równie duże szczęście co przy strumieniu w dolinie Godryka, gdzie zarobiłem więcej galeonów niż w mojej wcześniejszej pracy przez cały jej okres. Podróż w głąb lasu był moim najgłupszym pomysłem. No spoko, znalazłem po całkiem długim czasie wstążkę, ale nie wiedziałem gdzie jestem i droga tutaj była na tyle wyboista i pozbawiona prostej i jasnej drogi, że nie wiedziałem do końca skąd przyszedłem i jak się wrócić. Zgarnąłem wstążkę i świecąc sobie różdżką zacząłem iść całkiem powoli, myśląc gorączkowo i zastanawiając się czy to na pewno jest ta droga, którą przyszedłem. Minęło od pierona czasu, kilka razy musiałem się wracać, acz w końcu znalazłem wyjście i mogłem podążyć dalej, gdzie wcale fajniej nie było, choć przynajmniej bardziej otwarcie, nie byłem otoczony gałęziami. Teraz przyszło mi walczyć z runicznym kręgiem, który płonął jasnym ogniem za każdym razem, gdy tylko się zbliżyłem. Próbowałem zgasić ogień aquamenti, lecz nic to nie dawało, dlatego powtórzyłem swoją próbę tym razem z zaklęciem Cento Onis, które za pierwszym razem wręcz podżegało ogień jeszcze bardziej, ale za którymś razem płomienie jakby znudzone zabawą rozwarły się, dając mi przejść, oczywiście jeszcze podpalając nogawkę, bo czemu by nie. Ugasiłem ją również Cento Onis i zgarnąłem wstążkę, ciesząc się, że byłem już bliżej niż dalej końca wyścigu. Nie liczyłem na pierwsze miejsce, chyba że mowa o końcu rankingu, acz nie chciałem widzieć rozczarowanej miny kruczego ojczulka.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 15 (+5 za różdżkę) = 20pkt Biegłość w zaklęciach: Standardowy wykiełkowany z początkującego, dużo ostatnio ćwiczyła - niewerbalne to jej słaby punkt; Stan fizyczny: Bardzo dobry, bez żadnych urazów; Kondycja fizyczna: Przeciętna z zakusami na dobrą, aktywny pobyt w Norwegii i opieka nad zwierzakami robi swoje; Zainteresowanie: 12 z tendencją zwyżkową; Nastrój: Oj, 10
Stacja a:5 Stacja b:3 Efekt uboczny w następnym poście: podpalona nogawka ¯\_(ツ)_/¯ Zdobyte przedmioty w poście: -
Ostatecznie pierwsze dwie stacje nie poszły jej wcale tak tragicznie - zdobyła wstążki bez większych problemów. Z lekkim niepokojem zerknęła jeszcze na Shawa, który musiał rzucić na siebie kilka niewerbalnych po szalonej 'przejażdżce' na skałce - niemniej, zarówno ona jak i Krukon poradzili sobie. Skłamałaby sądząc, że jeśli już ktoś z ich dwójki miał sobie nie poradzić - to byłaby właśnie ona. Uśmiechając się do Darrena pokrzepiająco - po prostu ruszyli dalej. Naprawdę nie wiedziała skąd profesor Voralberg brał te wszystkie stacyjki - czyżby nawet ona była tak ślepa przez te wszystkie lata i mogła nie zauważyć tegoż zagajniczka do którego się zbliżali? Mało tego, kiedy już weszła za linię drzew, te stawały się jakby nieco gęstsze i wręcz zachodzące jej drogę. Ogarnął ją półmrok - co również nie pomagało w przedzieraniu się przez chaszcze. Czuła uciskający jej mostek niepokój - podobny towarzyszył jej zawsze kiedy znajdowała się w okolicach bijącej wierzby. Czyżby te drzewa miały z nią coś wspólnego? Wolała tego nie sprawdzać. —Lumos Solar — wpuściła między gałęzie więcej światła słonecznego - przy okazji sprawdzając, czy aby na pewno w tej plątaninie korzeni nie czają się jakieś diabelskie sidła. Pnącza zdawały się cofnąć odrobinę - albo tylko jej się tak wydawało. Ponawiając zaklęcie dostrzegła przed sobą zawieszoną na konarze wstążkę - a nie chcąc siłą przedzierać się przez zagradzające jej drogę chaszcze, rzuciła subtelne Expulso sparowane z Immobilusem. Wierząc, że skoro gałęzie były na tyle elastyczne, żeby zajść jej drogę - tak odepchnięte i spowolnione na moment zadziałają jak samodomykające się drzwi. Takim sposobem zdobyła kolejną wstążkę. Do kolejnej przeszkody podeszła z... cóż, zapałem. Nie spodziewała się runicznego kręgu na lekcji zaklęć - ba, już zacierała ręce, by wszystko odczytać. Zwłaszcza, że w środku kręgu radośnie czekała na nią następna wstążka. Kiedy tylko jednak zbliżyła się, by odczytać runy... Przed nią rozpalił się krąg ognia. Westchnęła cicho, z widocznym zawodem. Nawet nie próbowała na magicznym ogniu Aquamenti - jasnym było, że nic tym nie zdziała. Nie był to też żaden filar ognia, który sięgałby jej do pasa. Postanowiła więc przysypać fragment okręgu Harena Missus, dodatkowo zabezpieczając przejście Cento Onis. Weszła do środka po wstążkę - jednak jej dobór zaklęć nie był długotrwały i znalazła się w ognistej pułapce. Próbowała powtórzyć sekwencję zaklęć na wejście - bezskutecznie tym razem, ogień nawet zdawał się trzaskać nieco radośniej na jej bezowocne próby. Ponownie westchnęła, tupiąc stopą w podłoże kilka razy. — Icalius — skorzystała z zaklęcia, które pomogło jej przy drugiej stacji - ostatecznie stwierdzając, że świeże, grube pnącza nie zapłoną od razu. Udało jej się przyćmić kawałek ognia, przeskakując szybko przez skwierczące rośliny. One nie podpaliły się od razu - jej nogawka jednak już tak. Klnąc pod nosem po czesku, obrzuciła swoją kostkę porcją piachu, jednak ucierpiał na szczęście jedynie materiał. Dzierżąc już cztery wstążki - dołączyła do Shawa, by ruszyć dalej. Przy okazji zaczęła zastanawiać się, czy przyłożenie do transmutacji nie byłoby takim złym pomysłem...
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Stacja b:parzysta - Ruda idzie , 6 Stacja c:2 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: n/d
Miała już za sobą bagno i leśny labirynt a także skały i atakujący ją ogniem krąg. Co więc czekało na dziewczynę dalej? Z pozoru niewinne wzgórza. Gdy jednak się do nich zbliżyła zauważyła kilka większych wgłębień, w które łatwo było wpaść. Do tego cała ta otoczka przyprawiała Rudą o klaustrofobię. Uczucie niepokoju i braku tlenu powoli wdzierało się do jej organizmu, lecz Irvette nie miała zamiaru tak łatwo się poddać. Wiedziała, że już niewiele dzieli ją od ukończenia lekcji. Przystanęła więc na chwilę próbując się wyciszyć i uspokoić, po czym ostrożnie ruszyła przed siebie. Wędrówka wydawała się być nad wyraz spokojna i nienaznaczona żadnymi pułapkami. Jedynie od czasu do czasu noga ślizgonki lądowała w jednej ze szczelin. Z determinacją jednak wciąż brnęła do przodu nie tylko chcąc zdobyć tę wstążkę ale i przede wszystkim przezwyciężyć lęk, jaki się w niej gromadził. W końcu dotarła do upragnionego kawałka materiału, który zamiast ładnie wylądować w jej dłoni zerwał się i zaczął uciekać. Irv westchnęła cicho, zastanawiając się, jak dopaść niesforny przedmiot. Przyspieszyła kroku, lecz nie była w stanie dogonić wstążki. Uniosła więc swoją różdżkę i pełna skupienia wypowiedziała Avis. Przed ślizgonką pojawiło się stado ptaszków, które niedawno nauczyła się w pełni kontrolować i posłała je w pogoni za materiałem. W końcu jeden z kanarków dopadł wstążkę w swój dziobek i dziewczyna mogła schować ją wraz z tymi, które zdobyła poprzednio. Tym sposobem dotarła do ostatniej przeszkody. Samotny maszt ustawiony na polanie już sam w sobie przykuwał uwagę, jednak zainteresowanie Irvette wzbudzała leżąca nieopodal skrzynka. Gdy tylko dziewczyna zbliżyła się nieco bardziej, pojemnik zaczął wibrować, po czym wyłonił się z niego jakiś stwór. Nie do końca materialny i na pewno niezbyt przyjazny. Ruda nie wiedziała z czym ma do czynienia to też nie miała pojęcia jak sobie z tym bytem poradzić. Czuła, jak ogarnia ją coraz większy strach. Próbowała zaatakować to coś paroma zaklęciami, ale wszystkie okazywały się być nieskuteczne. Choć czuła się jakby stała przed boginem, zdecydowanie to coś nim nie było. Bardziej przypominało złośliwego duszka, który chciał zabawić się jej kosztem. Bezradna wobec tej sytuacji musiała zrezygnować ze złapania ostatniej wstążki, co niemiłosiernie ją zirytowało. Nie miała w zwyczaju odpuszczać, ale ostatecznie musiała przyznać, że jest po prostu bezradna. Tym samym wróciła więc na miejsce zbiórki ze stoickim spokojem na twarzy i złością kłębiącą się w jej organizmie ze względu na fakt, że w jej kieszeniach znajdował się o jeden materiał mniej niż było to przewidziane.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 26 + 2 (amulet z jemioły) + 5 (różdżka) = 33 Biegłość w zaklęciach: standardowy łamane na lama, bo kosteczki mnie nienawidzą :’) Stan fizyczny: Bardzo dobry Kondycja fizyczna: Bardzo dobra, gra zawodowo w quidditcha Zainteresowanie: 10 – lubi zaklęcia, choć nie jest to jej ulubiony przedmiot Nastrój: 6 – bo oberwała po twarzy gałęziami i nadpaliła spodnie
Stacja e:5 Stacja f:6 Efekt uboczny w następnym poście: Zdobyte przedmioty w poście: -
Trzeba było uczciwie przyznać, że Kruczy Ojciec dołożył wszelkich starań, aby jego podopieczni nie nudzili się na dzisiejszych zajęciach. Każda kolejna stacja stanowiła niemałe wyzwanie, zarówno psychiczne, jaki fizyczne. A do tego wszystkiego mieli okazję sprawdzić swoje zaklęciarskie umiejętności w praktyce i w warunkach polowych, a nie miotając zaklęciami w jakieś statyczne manekiny. Nie licząc faktu, że była umorusana, podrapana i nadpalona, to bawiła się przednio, a rozwalanie okolicy bombardą zadziałało na Krukonkę jak najlepsza terapia. Z lekkim sercem i uśmiechem na twarzy, chowała kolejne wstążki do kieszeni kurtki i parła przed siebie, ciekawa co też jeszcze Voralberg im przygotował. Przeklęte pagórki, okazały się nie takie przeklęte, jak podejrzewała. Właściwie, to nie działo się nic szczególnego. Oczywiście, podłoże wymagało dużej kondycji oraz poczucia równowagi, ale ktoś, kto większość dnia spędzał na miotle, nie powinien mieć z takim wyzwaniem większego problemu i tak też właśnie było. Krukonka bez szczególnego wysiłku pokonywała kolejne metry trasy, zmierzając pewnie w kierunku wstążki. Kiedy jednak do niej dotarła, ta zaczęła po prostu uciekać. Brooks ruszyła za nią zgrabnie jak sarenka czy inny pustnik, przeskakując nad zapadliskami, lawirując między niewielkimi dziurami i przeskakując nad kamieniami. W końcu, po kilkudziesięciu sekundach biegu, udało jej się pochwycić wstążkę. Akurat w momencie, gdy zbliżyła się do ostatniej z przeszkód.
Na sam koniec, Papcio Kruk przygotował dla nich maszt, samotnie stojący na łące. O dziwo, okazało się, że ich zadaniem nie będzie wdrapanie się na szczyt niczym Mulan, gdyż wstążka była przywiązana do jego dolnej części. Krukonka wiedziała jednak, że zadanie nie mogło być aż tak łatwe, mowa w końcu o Voralbergu. I tak też właśnie było. Wystarczyło, że zbliżyła się do wstążki na kilka kroków, a wokół niej zaczęła krążyć jakaś dziwna, półmaterialna zjawa. Brooks starała się ją odgonić za pomocą bombardy, ale stworek nic sobie z tego nie zrobił, zgrabnie unikając zaklęcia i rewanżując się salwą z szyszek.
- Na węża Salazara. – Dziewczyna przewróciła oczami, wyjmując z włosów zaplątaną szyszkę i starając się wycelować w upierdliwego poltergeista. – Drętwota – inkantowała pod nosem, a kiedy się okazało, że trafiła, uniosła niesfornego łobuza zaklęciem lewitującym i bezceremonialnie wtrąciła go do skrzynki obok masztu, którą następnie zamknęła. Teraz, nieniepokojona przez nikogo, mogła wziąć ostatnią wstążkę i ruszyć sprintem w kierunku mety.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Teoretycznie mógł iść do zamku, praktycznie jednak wolał się przyglądać - wolał, by czekoladowe tęczówki dokładnie zwracały uwagę na potencjalne rozwiązania poszczególnych sytuacji. Być może nie kibicował, być może nie trzymał kciuków w górze (i tak mógłby tylko jednego), niemniej jednak starał się coś z tej lekcji wyciągnąć. O ile pierwszy etap był dla niego całkiem rozumiały, o tyle jednak kolejne zdawały się być bardziej zaawansowane pod tym względem, jakoby sięgające do bardziej przestrzennej wyobraźni. No cóż. Trochę żałował, że nie może wziąć w tym wszystkim udziału, ale z czasem, kiedy to uspokoił własne, wewnętrzne rozjuszenie, gdzie jeden z wilczurów kręcił się niespokojnie i najeżał sierść w dość powolnym tego słowa znaczeniu, nie przeszkadzało mu to. Owszem, mogło, ale co zrobi? Nie przywróci sobie od razu sprawności w prawej ręce, w związku z czym mógł jedynie wyciągać odpowiednie wnioski. Nie tylko z własnego zachowania, ale także z tego, co czujne spojrzenie zauważało. Poszczególne odpowiedzi na pytania, ściany ognia, wzniesienia i liczne, ciemne miejsca. Magia przynosiła człowiekowi tak wiele rozwiązań, a ten, który się w niej urodził, nie potrafił nadal odnaleźć prawidłowego aspektu. Nie doceniał tego. Najchętniej to by wyciągnął fajkę z paczki papierosów, ale świadomość tego, że z radością ktoś mógłby zastosować na niego Aquamenti, nie należała do najprzyjemniejszych, w związku z czym stał i przyglądał się znajomym, którzy szli odpowiednią trasą. Nie miał innego wyjścia, kiedy to mógł operować tylko lewą ręką, w związku z czym od czasu do czasu zakręcił własnym drewnianym patyczkiem w palcach sprawnej dłoni. Nie trenował już żadnych zaklęć; nie widział sensu. Irvette, jak żeby inaczej, wysunęła do przodu, kiedy to uczniowie i studenci zdołali przejść przez bagno i leśny labirynt. Jak się okazało, kolejną stacją były głębokie pagórki, gdzie znajdowało się kilka głębszych zagłębień. Wstążeczka się tam znajdowała, niemniej jednak wymagała odpowiedniego podejścia. Przyglądając się poczynaniom uczestników lekcji, niemniej jednak fakt tego, że średnio, by cokolwiek mógł tam widzieć, nie pomagał mu w przyswojeniu potencjalnych rozwiązań problemu. Mimo to samemu rozmyślał nad tym, jak by do tego podszedł - bo przecież możliwości było naprawdę wiele. Okazało się, że wymagało to jednak głównie sprawności fizycznej (hehe, na pewno dałby sobie rady). Ostatnia stacja wydawała się być zbyt... prosta, ale może to właśnie w tej prostocie znajdował się główny problem i mankament ostatniej prostej. Ustawiona skrzynka jednak nie była czymś, z czego by się ucieszyli ci, którzy mają jednak problem z własnymi traumami. Samemu zrezygnowałby z tej stacji, nie mając pewności, czy z tego wszystkiego nie wyskoczyłby ewentualnie bogin. Przyglądanie się twarzy z Nokturnu, gdzie to doszło do pogwałcenia jego własnej prywatności, nie należałoby do najprzyjemniejszych czynności. Było to jednak coś prędzej upierdliwego, na co Lowell, gdzieś w głębi własnej duszy, nawet jeżeli nie brał w tym udziału, westchnął z ulgą. Jednak byt półmaterialny, który przecież, a jak żeby inaczej, przejmował trochę funkcję typowego poltergeista, nie odpuszczał aż tak łatwo. Jednym się udawało, innym nie. No cóż. Czekał zatem na zakończenie zajęć.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 4 Biegłość w zaklęciach: zwykłe, początkujący więc 5 rok to już może być prawie biegle lewą ręke ma mocniejszą. Stan fizyczny: spadł z miotły tylko Kondycja fizyczna: Często biega o poranku lub późny wieczór. dobra/bardzo dobra Zainteresowanie: 10->9 Nastrój: 7
Stacja a: stacja 5 2 Stacja b: stacja 6 4 nieparzysta 5 ->5->1 parzysta->4 Efekt uboczny w następnym poście:kręci się w głowie Zdobyte przedmioty w poście:10g 2 wstązki
Rudzielec szedł między pagórki szukając miejsca w którym można przejść,jednak idąc po nierównych pagórkach i od tej całej nierówności na drodze nieco zakręciło się Wikorowi w głowie. Po dłuższej chwili Puchon dziwne wrażenie, że pagórki wręcz falują, przez co przewrócił się i zjechał na sam dół. Szybka droga w dół. Wiktor rozgląda się wokół by sprawdzić czy ale da się wyjść. Jednak tak tylko jakie zaklęcie mogło by się przydać tutaj. -CARPE RETRACTUM rzucił Puchon tak by po linie wdrapac się i wydostać. Nie zmiena to faktu że młodemu Krawczykowi nadl kręciło się w głowie za to dalej powino pojść bez większych problemów zwlaszcza ze,chłopaka skok nad zagłębiem tuż przy wstażce. Westchnął cicho po czym prędko dojrzał maszt no to co tu zrobić aby zamknąc w skrzyni,a no tak otworzył skrzynię i wrzucił kilka słodkości w tym jedeb pirożek własnej roboty aby go zwabić. -CARPE RETRACTUM było gorzej z rzuconym zaklęciem, które miało ściągnąć go w dół. nie udawało się co rusz nie wychodziło Wiktorowi. Długo czekał jednak zwabienie poszło bez problemu, jednak po tak długim oczekiwaniu wszystko wyszło jak powinno i wrócił z powrotem w miejsce zbiórki
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 12 Biegłość w zaklęciach: w zaklęciach zwykłych jest bardziej standardowa, ofensywne/defensywne początkujący Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: bardzo dobra - gra w Qui + biega Zainteresowanie: 11/15 - jeden z jej trzech ulubionych Nastrój: 9
Stacja E:5 Stacja F:6 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: ostatnie dwie wstążki
Odetchnęła głębiej, rozglądając się dookoła. Miejsce, do którego dotarła, znów różniło się od pozostałych i czekały tu niespodziewane wyzwania. Poprawiła włosy, ścieśniając gumkę trzymającą dość wysoko kucyka, a kilka luźnych kosmyków zgarnęła za ucho, zerkając jeszcze w stronę przypalonej nogawki. Upewniła się, że różdżka jest na miejscu i przyśpieszyła kroku, wchodząc na teren głębokich pagórków. Niepozorne, przypominające parkowe górki — były tylko złudzeniem, bo gdy znalazła się na krawędzi i spojrzała w dół, miała wrażenie przesadnie dużej wysokości. Doły były klaustrofobiczne, niezbyt łatwe do opuszczenia, gdyby komuś podwinęła się noga. Wzrokiem przesunęła po okolicy, dostrzegając tkwiącą na środkowym pagórku wstążkę, otoczoną dodatkowo rowem. Teraz tylko musiała wymyślić plan, jak się dostać. Dostrzegła ścieżkę, dzięki której szczeliny wydawały się łatwe do przeskoczenia i Krukonka właśnie ją postanowiła wykorzystać. Szła ze spokojem, uważając pod nogi i uważając na ewentualne niebezpieczeństwa. Było jednak zbyt łatwo. Owszem skoki były męczące, odpoczywała po kolejnych, na środkowym pagórku przystając na dłużej i utkwiwszy spojrzenie we wstążce, uśmiechnęła się pod nosem. Chyba nie wybuchnie, co? Dziewczyna odetchnęła głębiej, ruszając w jej stronę i wyciągając ręce, już czuła na skórze delikatny materiał, kiedy ta nagle zdecydowała się zerwać i odlecieć, na nadmiar złego nie reagując na rzucone pośpiesznie Accio. Przedmiot był lekki, dlatego uciekał szybko, niesiony podmuchami wiatru. Alise uniosła różdżkę, celując i rzucając Aquamenti, aby zwiększyć jego wagę, spowolnić oraz zmusić do opadania. Następnym zaklęciem, które wybrała, było Avis. Tym samym kierując stadem małych, niezbyt bystrych ptaszków, nakierowała je w stronę przedmiotu tak, aby przyniosły jej w dziobie prosto do ręki, a następnie pozwoliła się im rozpłynąć w powietrzu. Kolejną wstążkę przewiązała na nadgarstku, ruszając w dalszą drogę — uważając oczywiście, aby nie spaść przy opuszczaniu pagórkowatego terenu. Z daleka widziała samotny, biały żagiel. Maszt tkwiący na środku aż nazbyt zwykłej łąki, pnący się ku niebu. Chyba nie mieli się na niego wspinać? Niepewnie ruszyła do przodu, zbliżając się do niego, czując, że dookoła działo się coś dziwnego. Zmieniała się aura, pojawiło jakieś przeczucie, że tym razem może nie pójść tak łatwo. Stała tam również niepozorna skrzynka, która od razu przykuła jej uwagę. Im bliżej masztu znajdowała się blondynka, tym bardziej ten wibrował. Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy wyszedł z niego najprawdziwszy duch! Przyglądała mu się z konsternacją na twarzy, nie czując specjalnie strachu. Była dość odważna z natury, a wszystkie duchy, które spotkała do tej pory, były sympatyczne, czego więc się bać? Profesor musiał zostawić go na straży wiszącej wstążki. Odetchnęła, zaciskając palce na różdżce i ruszyła w jej stronę, ignorując stworzenie, które jej obecność widocznie irytowała. Rzucało nawet szyszkami, nieudolnie próbując ją powstrzymać przed zawiązaniem ostatniej ze wstążek na ręku. I chciała odjeść, zostawić ten tor za sobą i nietuzinkowe pomysły nauczyciela zaklęć, jednak nie mogła ducha tak zostawić. Druga sprawa, że wcale nie chciał jej dać spokoju, pałętając się gdzieś po prawej stronie, szukając być może kolejnych szyszek. A więc po to była skrzynka! Korzystając z tego, że była otwarta — rzuciła Falsis, wyczarowując realistyczny hologram szyszek, których duch szukał, a dodatkowo skorzystała z czaru Minima Chorus, który swoim działaniem tworzył kryształowego ludzika, który tańczył obok sztucznych szyszek. Widocznie zainteresowało to opiekuna masztu, po podleciał i nachylił się tak, że Ali prędko zatrzasnęła wieko, zamykając go w środku. Nie było to honorowe zagranie, ale przynajmniej skuteczne i bezbolesne. Policzyła jeszcze raz wstążki na ręku, uśmiechając się pod nosem i ruszając biegiem w stronę miejsca zbiórki, gdzie kończył się ich tor przeszkód. Czuła zmęczenie, chociaż bawiła się naprawdę wybornie. Podobało się jej znajdowanie kreatywnych rozwiązań i używanie czarów, o których istnieniu większość zapominała.
Stacja 5:3 Stacja 6:2 Efekt uboczny w następnym poście: delikatny ból głowy Zdobyte przedmioty w tym poście: n/d
Ruszył dziarsko w stronę ostatnich stacji, pomimo dość dokuczliwego bólu głowy, z nadzieją, że tym razem uda mu się uniknąć co poważniejszych obrażeń. Mogło być o to trudno, zważając na pierwszą z przeszkód, którą napotkał już na samym początku. Przemierzając wzgórza, przez które miał przejść jeżeli myślał o zdobyciu flagi z piątej stacji, sprawnie lawirował pomiędzy różnymi szczelinami i dołkami, ale pod sam już koniec, nieuważnie spojrzał w dół przez co przez chwilę stał jak sparaliżowany. Udało mu się jednak zamknąć oczy i uspokoić oddech, przypominając sobie o początkach z lataniem na miotle, podczas którego towarzyszyło mu podobne uczucie. Zrobił krok wstecz i ruszył po wstążkę, która dołączyła do reszty. Potem niestety przyszła część lekcji, z której był najmniej dumny. Po dotarciu do masztu, zaczęła nawiedzać go jakaś zjawa, odporna na wszelkie zaklęcia, jakie przyszły mu do głowy. Widząc, że na nic się zdadzą w tym przypadku jego umiejętności, postanowił odejść w pośpiechu, by uniknąć dalszej kompromitacji, a w zamian za to, na odchodne, dostał szyszką w głowę, jakby mało mu już było uderzeń w potylicę na ten dzień.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 54 (+1 stale - tatuaż) Biegłość w zaklęciach: zwykłe - biegła; defensywne i ofensywne - zaawansowana Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: bardzo dobra (gra w qudditcha) Zainteresowanie: 14 Nastrój: 4; bo zaczynają wciągać ją zadania
Stacja 5:3 Stacja 6:1 > przerzut 5 Efekt uboczny w następnym poście: n/d Zdobyte przedmioty w tym poście: n/d Link do miejsca podkreślenia umiejętności**:
Victoria musiała przyznać, że z każdym kolejnym krokiem, każdym kolejnym zaklęciem, każdym następnym wyzwaniem czuła się coraz lepiej, czuła, że może dotrzeć do samego końca i przemilczeć fakt, że nie była w stanie przebrnąć przez pierwsze zadanie. Bała się jednak za mocno, jej serce biło, jak oszalałe, gdy myślała o wodzie, toteż starała się robić dobrą minę do złej gry i dzielnie zdobywać kolejne przeszkody, walcząc o zwycięstwo, jakiego w tej chwili zdecydowanie potrzebowała. Dla samej siebie, dla satysfakcji, szczęścia, trudno powiedzieć czego dokładnie. W każdym razie w takim właśnie nastroju zbliżyła się do wzgórz, pagórków, czymkolwiek to było i na moment przystanęła, by znaleźć właściwą drogę, bo nie chciała znowu musieć biegać jak pomylona, kiedy tylko coś miałoby zacząć się dziać. Wystarczyło jej już przygód z drzewami, była o tym święcie przekonana. Ruszyła zatem ostrożnie, choć chwiała się i co chwila trafiała gdzieś w jakąś dziurę, której się nie spodziewała, parła raźno na przód, nie czując w tej sytuacji najmniejszego nawet lęku. To nie było przerażające doświadczenie, ani przerażająca podróż, tak więc po prostu niemalże spacerem zmierzała w stronę, gdzie znajdowała się wstążka. Spostrzegła ją, gdy podeszła do rowu i przez chwilę zastanawiała się, co mogłaby zrobić, by przedostać się na drugą stronę, gdy spojrzała w dół i na chwilę aż zakręciło jej się w głowie. Odetchnęła jednak głęboko, koncentrując się na zadaniu. Pokręciła lekko nosem, po czym postanowiła rzucić depulso na wstążkę, które przesunęło ją gwałtownie, a ona skoczyła niczym rącza sarna z zamiarem jej pochwycenia, co łatwe nie było, a przy lądowaniu niemalże obiła sobie kolana, jednak miała wstążkę w dłoni, co uznała za prawdziwy sukces, okupiony może kurzem i błotem, ale nie zamierzała się tym szczególnie mocno przejmować. Tym bardziej że już widziała maszt, do którego miała podejść. Skierowała się zatem w tamtą stronę, zastanawiając się, jakie czeka ją niebezpieczeństwo i już wkrótce musiała mierzyć się z jakimś upierdliwym duchem, czy czymkolwiek to było, który nagle zaczął rzucać w nią szyszkami. Parsknęła pod nosem, jakby chciała powiedzieć, że tak się bawić nie będą, miała już podobne przygody z Irytkiem i wyszła z nich obronną ręką, nic zatem dziwnego, że ignorując ducha, po prostu ruszyła w stronę masztu, dumna jak nigdy i sięgnęła po wstążkę, przy okazji robiąc taką minę, jakby chciała zapytać stworzenie, co niby jej teraz zrobi. Wiedziała doskonale, że się z nim drażni, że robi coś, czego robić pewnie nie powinna, ale nawet Brandon potrafiła znaleźć w sobie czasami pokłady złośliwości, o jaką by się jej nie podejrzewało. Nic zatem dziwnego, że ostatecznie stanęła za skrzynką, przekrzywiając głowę i unikając kolejnej szyszki, by kiedy oberwała następną, pokazać ją duchowi i postawić na skrzynce, ot, rzucając mu wyraźnie wyzwanie. Szyszka należała do ducha, dokładnie to właśnie mu pokazywała, kiedy nieoczekiwanie użyła na stworzeniu confundus, koncentrując się w pełni na tym, by jej przeciwnik nie trafił w szyszkę, a w samą skrzynkę. Ot, starała się rozbić zupełnie jego koncentrację i sprowadzić w miejsce, w które powinien trafić, licząc na to, że jej się to uda. Po wszystkim otrzepała ręce, spojrzała na wstążki i skierowała się na miejsce, na które miała powrócić, mając nadzieję, że mimo wszystko profesor wybaczy jej to ominięcie pierwszej przeszkody, która okazała się dla niej jednak nie do przejścia, gdy tylko obudziły się wszystkie jej koszmary.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Stacja 5:6 Stacja 6: mocą daną mi przez zamek posępnego czerepu 50+ w Zaklęciach, wybieram kość 6! Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: -
Wzgórza i pagórki? Szczerze mówiąc, Darren spodziewał się nieco więcej po przedostatnim etapie lekcji... acz oczywiście nie miał pojęcia, że innych spotykały o wiele większe trudności podczas marszu przez poznaczone bliznami rozpadlin, szramami wąwozików i guzami wzniesień połacie terenu. Shawa zastanawiało najbardziej to, jak profesorowi Voralbergowi udało się zmienić teren tak, że płaska i przyjemna na co dzień polana wyglądała jak najskuteczniejsze, ruchome do tego, wilcze doły na świecie. Wrzucić takich trzech kruczych skurczybyków do dziewiętnastego wieku i co najmniej jedna rebelia goblinów byłaby z głowy. Darren - po zostawieniu Jess przed terenem zadania i pójściu na pierwszy ogień, ponownie zresztą - wspiął się bez większych problemów na jeden z pagórków i zebrał stamtąd wstążkę, a przynajmniej zebrałby, gdyby ta dosłownie nie odskoczyła od jego ręki i nie pomknęła gdzieś w dół wzgórza, gnana jakby niewyczuwalnym wichrem... albo złośliwym urokiem nałożonym przez nauczyciela zaklęć. Ostatecznie jednak zdecydował się rzucić na wstążkę Immobilus - urok o wiele łatwiejszy niż Arresto Momentum, dzięki czemu Shaw mógł skupić się bardziej na celowaniu do uciekającego, drobnego celu niż pilnowaniu się przy rzucaniu skomplikowanej inkantacji. Ostatniej przeszkody Darren jednak nigdy by się nie spodziewał. Półżywe (a raczej "żywe bardziej") drzewa, surfowanie na kamieniach czy nawet zaprojektowanie specjalnego, runicznego kręgu - gdyby ktoś powiedział mu wcześniej, że profesor Voralberg wymyśli coś takiego, Shaw skwitowałby to zapewne jedynie kiwnięciem głową. Nic zaskakującego - w przeciwieństwie do wejścia w konszachty z poltergeistem i ściągnięcia na teren szkoły jakiegoś kuzyna Irytka. W drodze do skrzynki i obwiązanej wokół masztu wstążki - choć Krukon spodziewał się na początku, że jego cel będzie właśnie w pudełeczku - z pionowej, wielkiej tyki wyłonił się wspomniany wyżej złośliwy duch, rozpoczynając od samego początku nalot dywanowy szyszkowy na Shawa, wzbijając mu także przed samą twarzą kupy mokrych liści oraz starając się bezustannie rozwiązać sznurówki. Darren parł jednak do przodu, nie zwracając więcej uwagi na mniej lub bardziej denerwujące zabiegi poltergeista. Kiedy wstążka obwiązana była już wokół jego nadgarstka - na wszelki wypadek - wzrok Krukona padł na półotwartą, pustą w środku skrzynkę. Ignorując sosnowe szyszki stukające go między łopatki, Shaw zajrzał do pudła, jednocześnie gorączkowo myśląc. Zdecydował się w końcu na niewielką zemstę na poltergeiście - które z reguły choć złośliwe, nie były najbystrzejsze. Darren rozejrzał się za jakąś większą kępką trawy, krzakiem czy głazem, tak by Darren mógł się dosłownie za nim schować czy choćby ukryć ruchy swoich dłoni, które miały zmienić tam za pomocą Abcivio albo Invento garść trawy czy kamyk w kopię - niedziałającą oczywiście - łajnobomby albo innego ustrojstwa prosto od Zonka. Kolejnym krokiem było zapieczętowanie w nim za pomocą Arcanum Adscribo zaklęcia Carpe Retractum, które - po umieszczeniu wichajstra w skrzynce i spodziewanemu dotknięciu go przez poltergeista, który zapewne nie będzie mógł się oprzeć żeby nie użyć go przeciw niezwracającego na niego uwagi Krukonowi - złapie za wieko i je zatrzaśnie, na zewnątrz zaś czekać tylko na to będzie Darren z przygotowanym Colloportusem. Minutę później prefekt Ravenclawu kierował się już do miejsca zbiórki, na uszach mając balsam z wściekłych pisków uwięzionego ducha.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Stacja b:3 Stacja c:3 przerzucone z 1 i 4 na dorzucie Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: -
Miała świadomość tego, że wiele nie brakowało do tego, by w końcu dotarła do punktu stanowiącego koniec jej podróży. Jeszcze tylko trochę i z pewnością uda jej się dotrzeć do ostatnich wstążek. Spojrzała jeszcze na rozciągające się przed nią pagórki. Nie były one niczym szczególnie ciekawym i w zasadzie nawet nie spodziewała się tego, że gdy tylko wejdzie między nie to napotka spore nierówności terenu, które groziły poważnym zwichnięciem nogi lub po prostu wpadnięciem w sporą dziurę. Starała się stąpać ostrożnie, choć nie chciała też tracić tempa. Nie zwalniała dopóki w pewnym momencie nie napotkała na wyrwę w ziemi stanowiącą ogromny rów, który oddzielał ją od pagórka. Przez chwilę przyłapała się na tym, że przyglądała się ziejącej przed nią wyrwie w ziemi. Dopiero po chwili otrząsnęła się i wzięła w garść. Okay może i przed chwilą prawie w to wpadła, ale nie zamierzała zbytnio ryzykować skoku przez przepaść. Wykonała szybki ruch różdżką, aby wyczarować postać wilka przy pomocy Lupus Palus, który za nią wykonałby skok ponad rowem, a następnie zerwał zawieszoną wstążkę, by prznieść ją do niej swoim pysku. Szczęśliwie zaklęcie to zadziałało bez większych problemów i mogła ruszyć dalej. W końcu dotarła do ostatniego punktu. Miała przed sobą dziwny maszt raz kufer, który z pewnych powodów kojarzył jej się z pojemnikiem na boginy. Z pewnością jednak jej boginem nie był Poltergeist, który pojawił się, gdy tylko podeszła bliżej masztu. Co prawda raczej nie przepadała za tymi duszkami, ale nie bała się ich. Przy pomocy Falsīs wykonała dosyć przekonujący hologram przedstawiający kieszonkowe bagno. Coś, co zdecydowanie mogłoby zainteresować Irytka. Ten oczywiście podfrunął nieco bliżej, ale wciąż nie był on ustawiony nad zaczarowanym kufrem, który miałby go uwięzić. Musiała pomyśleć, co powinna zrobić. Nie była pewna czy to zadziała, ale zdecydowała się na rzucenie Carpe Retractum i ściągnięcie go w punkt, w którym został wciągnięty przez działające na skrzynce zaklęcie do środka. Wieko zamknęło się i chyba zadanie zostało tym samym wykonane, wstążki zebrane i jedyne, co jej pozostało to przejść na miejsce zbiórki.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Stacja b:3 Stacja c: 2 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: -
Szła dalej aż dotarła do pagórków i musiała nieco zwolnić, aby stawiać uważnie stopy i nie wpaść w żadną z nierówności terenu. Wolała uważać na to, co działo się wokół niż nierozważnie przeć naprzód i dotrzeć do miejsca, w którym znajdowała się jedna z ostatnich wstążek. Nie podobało jej się to wszystko, ale nie zamierzała zrezygnować. Przynajmniej nie teraz. Zatrzymała się dopiero w momencie, gdy dotarła do rowu otaczającego pagórek, na którym dostrzegła znajdujący się fant do zebrania. Przez moment wpatrywała się w widoczną przed nią otchłań, wiedząc, że na pewno nie będzie ryzykowała przeskoczenia jej. Zamiast tego zaczęła wypatrywać jakiegoś kamienia lub innego odłamku skały, który mogłaby przemienić w smoka przy użyciu Draconifors i wysłać w kierunku wstążki. Tyle dobrego, że wcześniej przećwiczyła to zaklęcie z Darrenem. Dzięki temu mogła bez większego problemu wykorzystać zaklęcie i posłać swojego kamiennego towarzysza po przedmiot. Smoczek wykonał jej rozkazy i uzyskawszy wstążkę, mogła ruszyć dalej. W końcu dotarła do kolejnej stacji. Już z daleka widziała samotny maszt, który bez wątpienia był miejscem, do którego miała się kierować. Już zbliżając się do niego wiedziała jednak, że coś jest nie tak. Z pewnymi obawami obserwowała to jak cała konstrukcja zaczyna wibrować, gdy tylko zbliżyła się do niej na pewną odległość tylko po to, by po jakimś czasie pojawił się irytujący Poltergeist. Naprawdę nie przepadała za tymi duszkami, które sprawiały jej tylko więcej pracy swoimi żartami, bo w końcu ktoś musiał się zajmować tym całym bałaganem. W dodatku została jeszcze obiektem ataku półmaterialnego żartownisia, który zaczął w nią rzucać szyszkami. Zdecydowanie nie było to zadanie dla niej. Nie miała pojęcia jak miałaby się zająć tym Poltergeistem. Zdecydowanie to zadanie ją przerosło. Pokonana, z obolałą od ciosu szyszką głową mogła jedynie zawrócić i udać się na miejsce zbiórki, by zaprezentować pięć zdobytych wcześniej wstążek. Miała nadzieję, że tyle zdecydowanie wystarczy, by uzyskać satysfakcjonującą ocenę.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Stacja e:5 Stacja f:4 + 5 → 6 Efekt uboczny w następnym poście: - Zdobyte przedmioty w tym poście: -
Zostawiwszy za sobą ten nieszczęsny zagajnik i ‘runiczny’ krąg skierował się ku kolejnej z przeszkód – pagórków, choć po podejściu bliżej szybko się przekonał, że to wcale nie one same w sobie miały stanowić kolejne wyzwanie. Pomiędzy wzgórzami wyraźnie majaczyły doły o różnej głębokości; możliwe nawet, że były wśród nich na tyle głębokie, że byłby w stanie w nie wpaść cały, gdyby nie wykazał się należytą uwagą. Jakoś nie miał ochoty przekonywać się o tym na własnej skórze, więc z zachowaniem maksymalnego skupienia i ostrożności ruszył między pagórki. Po pokonaniu kawałka zaczął się autentycznie zastanawiać, gdzie właściwie jest tu ten haczyk, bo jak na razie przejście przez to nie nastręczało mu żadnych większych trudności – część dołów przeskakiwał, inne wymijał, jeśli skok wydawał mu się zbyt ryzykowny, ale poza tym, że raz czy dwa mu się stopa w jakimś pomniejszym dołku zapadła nie wydarzyło się kompletnie nic. Dotarcie do wstążeczki okazało się pestką, ale kiedy już miał po nią sięgnąć i palcami prawie musnął materiał ta… zerwała się ze swojego miejsca i zaczęła przed nim uciekać. No tak, nie mogło jednak być aż tak prosto. Parsknął ciut rozbawiony, rzucając na nią Carpe Retractum, żeby ją do siebie przyciągnąć magiczną liną. Wprawdzie nie miałby problemu, żeby za nią po prostu pobiec, hasając po tych pagórkach niczym jakiś rączy jeleń, ale halo, to była przecież lekcja zaklęć, więc tego miał zamiar się trzymać. Po dołączeniu jej do reszty swoich zdobyczy mógł ruszyć ku ostatniemu wyzwaniu – samotnemu masztowi na łące, co stanowiło ciut… osobliwy widok. Poza samym umiejscowieniem wyglądał jednak dość zwyczajnie, przynajmniej do momentu, póki nie znalazł się w jego pobliżu. Z drewnianego słupa wyłoniła się jakaś zjawa, duch czy inny poltergeist, jak zwał tak zwał; faktem pozostawało jednak, że było to nadzwyczaj upierdliwe, usiłując za wszelką cenę uniemożliwić mu zgarnięcie finalnej wstążki. Czyżby jakiś kuzyn Irytka? Przy maszcie postawiona była skrzynka, więc logicznym rozwiązaniem wydało mu się zamknięcie tego, jak mu się wydawało, półmaterialnego bytu w ów pudle. Nawet nie łudził się, że prośbą skłoni duszka Kacperka do dobrowolnego wejścia do środka; musiał go tam wpakować, stosując inne… argumenty. Samo zwabienie poltergeista w odpowiednie miejsce nie okazało się zbyt dużym wyzwaniem – widać wszystkie takie byty są łase na przedmioty do płatania psikusów, bo ten dał się skusić na utworzony przy pomocy czaru Falsīs hologram przedmiotu rodem z asortymentu Zonka czy Weasley’ów. Pół planu wykonane, teraz zostało jeszcze sprawić, żeby wpadł do skrzynki. Pierwszy rzucony Petrificus Totalus rozminął się z celem, ale drugi trafił już idealnie w punkt, sprawiając, że unieruchomiona istota wleciała prosto do otwartej skrzynki z gracją kamienia. Zostało jedynie skrzynkę zamknąć, zgarnąć spokojnie ostatnią ze wstążek owiniętą wokół masztu i udać się na miejsce zbiórki.