Dużo miejsca, spora odległość od lasu i wyjątkowo krótka trawa - to sprawia, że jest to świetnie miejsce nie tylko do spędzania czasu wolnego (na przykład na kocu), ale też do małych pojedynków na zaklęcia czy ćwiczenia latania na miotle.
Impreza księżycowa:
Księżycowe zakończenie
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
W sumie to do teraz sam do końca nie był świadom ile właściwie punktów zdobył dla ich domu, ponieważ nie za bardzo zwracał uwagę na zliczanie tego. Zwłaszcza że na świecie działy się rzeczy ważniejsze takie jak znikający księżyc, albo wszechobecne w magicznej Wielkiej Brytanii klątwy zesłane przez upierdliwego blaszaka. Połowę? No może, ale wierzył że do tegorocznego pucharu przyczynił się każdy w mniejszym, bądź większym stopniu. Wzniósł toast razem z resztą i z dumą przyjął prezent w postaci kocyka, który prawdopodobnie przyda mu się w przyszłości. Oczywiście za prezent podziękował, bo jakże by inaczej. Póki co większość osób bawiła się świetnie, chociaż on do tańca nie dołączał ze względu na to jak kiepski był w tej dziedzinie sztuki. Zwłaszcza że po jakimś czasie w końcu zebrały się osoby na wyścig patronusów. Kiedy tylko dostali sygnał startu, z jego różdżki wystrzelił srebrny lew, który zaczął biec będąc sterowanym przez gryfona. Już na starcie został w tyle odsadzony przez Violkę i Vikę. Czy ptasie patronusy są jakieś przegięcie prędkie, czy tylko mu się tak wydaje? Jego przerośnięty kocur nie mógł się z nimi równać. Zwłaszcza że wypatrzenie obręczy również nie należało do jakiś szczególnie prostych zadań. Nawet jeśli nie wygrał nic, to i tak przyjemnie było poobserwować zmagania ich zaklęć. Kiedy tylko wyścig się skończył, podszedł do @Perpetua Whitehorn delikatnie się uśmiechając. -To był dobry wyścig. Chciałaby się może Pani wybrać na krótką przejażdżkę latającym dywanem? - Oczywiście ten wziął i wypożyczył z wypożyczalni. Bo w końcu swojego w zeszłe wakacje ostatecznie przecież nie kupił. No i pytanie w sumie było bardziej retoryczne. Delikatnie wziął Panią Perpetkę za rękę i do jej bransoletki doczepił kolejny breloczek. Taki w krztałcie uroczej, śpiącej papugi. Zaraz potem poprowadził pielęgniarkę do zaparkowanego nieopodal dywanu mając zamiar odlecieć z nią w kierunku w pewnego miejsca na tarasie, gdzie akurat nikogo nie było.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Co chwila zerkała na bransoletkę i podarowaną broszkę kątem oka, czekając aż reszta uczestników wyścigu patronusów dołączy do niej na starcie. Helga jej świadkiem, nie miała nawet pomysłu co to miało znaczyć - o ile widziała jeszcze sens w prezencie od Josha... tak od Ruby? Jasne, zdarzało się (dość często), że Gryfonka lądowała w Skrzydle Szpitalnym pod jej pieczę, ale nigdy nie była to kwestia czegoś poważniejszego. Ot, życie ucznia w Hogwarcie. Uśmiechnęła się ciepło do @Violetta Strauss i @Victoria Brandon, gdy Krukonki się z nią przywitały. Obracała różdżkę w dłoni, jakby zniecierpliwiona. — W jak najlepszym, złotko — odpowiedziała Violettcie, rzucając jeszcze wdzięczne spojrzenie Victorii, która życzyła wszystkim powodzenia - taka rywalizacja jak najbardziej jej odpowiadała. Bardziej jednak zajęta była rozglądaniem się za Huxleyem, który wyparował jak kamfora, niż skupianiem się na wypatrywaniu obręczy, gdzie miałaby posłać swojego patronusa. Na sygnał startu, z lekkim opóźnieniem wymruczała zaklęcie - a przed nią zmaterializowała się świetlista łania, brykająca energicznie w miejscu. Perfekcyjne odzwierciedlenie aktualnego humoru Whitehorn. Sarna zryła kopytkami kępkę trawy, puszczając świetliste iskry i pognała wzdłuż toru, z gracją przeskakując przez niemal wszystkie obręcze - i choć pozostawiła srebrnego lwa w tyle, tak nawet nie miała szans dogonić pustułki i sokoła. Być może dlatego, że rozglądała się na boki zupełnie jak jej mistrzyni - i ledwo przekroczywszy linię mety, rozwiała się w srebrzystą mgiełkę, kiedy Perpetua straciła resztki skupienia zaczepiona przez @Marla O'Donnell. Nawet nie chowała różdżki. — Co się stało, słońce? — szczerze się zaniepokoiła, od razu podążając za szczebioczącą Gryfonką i z pewnym roztkliwieniem wysłuchując jej słowotoku. Chyba nie powinna, ale uśmiechnęła się przy tym rozbawiona, obrzucając kupkę-gryfoniego-nieszczęścia @Murphy M. Murray badawczym spojrzeniem. — Skoro stoi na równych nogach, to raczej nie wstrząs mózgu, złotko — uspokoiła Marlę, mrużąc oczy, gdy ta szturchnęła Murphy'ego w żebra. — Nie wiem co kombinujecie, małe gryfy, ale mam nadzieję, że nie zrobiliście sobie krzywdy specjalnie. — Jej łagodny ton nabrał nieco ostrości, kiedy łypała spod ciemnozłotych rzęs to na jedno, to na drugie, ewidentnie wyczuwając w tym jakiś podstęp - szczególnie po perskim (krwawym!) oczku Murraya. Czy była zdziwiona, kiedy i ten uczeń coś jej przypiął do nadgarstka? Trochę tak - ale i trochę się tego spodziewała. Z wypisaną na twarzy podejrzliwą konsternacją przyjrzała się misternie odlanej w szlachetnym metalu harpii; serce zabiło jej nieco mocniej. — Profesor Williams w coś Was wciągnął, prawda? — wypowiedziała na głos swoje podejrzenia, które zaczęły kiełkować odkąd Hux zgrabnie uwolnił się od jej towarzystwa i poszedł w długą. Westchnęła ciężko, choć teatralnie - i pokręciła z rozbawieniem głową. Łypnęła jednak z pewnym upomnieniem na Murphy'ego, obejmującego Marlę. — Nic takiego, choć krwi dużo? — sparafrazowała go - mierząc w czoło chłopaka różdżką, z której wysnuł się biały promień zaklęcia leczniczego, naprawiając wszelkie taneczne szkody. — Zdecydowanie zasłużył na... gonga, za takie bagatelizowanie — zwróciła się jeszcze do O'Donnell z porozumiewawczym uśmiechem. — Tobie nic się nie stało, mam nadzieję? — Pytała raczej retorycznie - bo i w dziewczynę wycelowała swoją różdżkę, mrucząc pod nosem kolejne zaklęcia - przynajmniej dopóki nie podszedł do niej @Drake Lilac. Kobieta zadarła głowę w górę, czując, że chyba robi jej się słabo. — Ty też, Drake? — No załamała ręce z bezsilności - choć głupi uśmiech wyginał już jej czerwone usta. — Zapłacił wam chociaż za to? — rzuciła rozbawiona, przeciągając spojrzenie po uśmiechniętych gryfonich mordkach - kompletnie już nie zdziwiona KOLEJNYM breloczkiem, tym razem papuzim. Posłusznie dała się poprowadzić do... na Merlina, latającego dywanu, który czekał na nią niczym powóz. — Jaka księżniczka, taka karoca? — zaśmiała się perliście, z pomocą Lilaca zajmując miejsce na niecodziennym środku transportu. Nie pozostawało jej nic więcej, jak po prostu wejście w wyznaczoną jej rolę - nie będzie przecież stawać okoniem wobec tak skrzętnie zaplanowanego przedstawienia, w którym udział brało tylu aktorów.
C. szczególne : piegi, brokat na powiekach (i wszystkim co posiada), zawsze umazana grafitem, węglem albo farbami, tatuaż ważki latającej po lewej nodze
— Wyobrażam sobie — mówię, kiwając głową, bo w końcu dla niego utrata słuchu byłaby czymś podobnym, co utrata wzroku u mnie, chociaż wciąż, nawet jak o tym myślę, to przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz, a żeby mu zapobiec, zaczynam rozważać sprawę od trochę innej strony. — Pewnie wtedy by ci się jeszcze wyostrzył twój słuch, słyszałam, że tak się dzieje, jak ten muzyk jazzowy, chyba był taki jeden, nie? — Nie mogę sobie przypomnieć nazwiska, ale Abel raz na jakiś czas puszczał jego płytę. — Nie żebyś tego potrzebował, ale wciąż! Aczkolwiek nie mógłbyś wtedy oglądać moich obrazów i rysunków, na przykład. Nie żeby były tak dobre jak jedzenie, mało co jest tak dobre jak jedzenie — stwierdzam. Raczej oceniałam swoje prace jako słabą alternatywę dla dobrego posiłku. Niby sztuka miała być pokarmem dla duszy, ale patrząc na swoje dzieła, ja czułam tylko wzmożony głód i średnio potrafiłam sobie wyobrazić, że ktoś inny mógłby odczuwać przy tym satysfakcję, chociaż wyobraźnię miałam aż nazbyt dobrą. Z tego też powodu moje obrazy były słabym argumentem, bo – chociaż dzisiaj na tę myśl nie czułam zwyczajowego wewnętrznego sprzeciwu – raczej bym mu nigdy nie pokazała tych stworzonych z potrzeby uwiecznienia czegoś, co mnie szczerze zachwyciło. Mimo tajemniczej magii tego wieczora, odczuwam pewną ulgę, że Grant zaśmiewa się z moich marnych żartów, więc szczerzę się do niego w odpowiedzi. Powoli przyzwyczajam się do tańca na wysokości, chociaż gdy Anthony przyciąga mnie bliżej siebie, mimochodem przesuwam dłoń z jego ramienia na kark, ot, dla bezpieczeństwa, nawet jeśli gdybyśmy mieli poszybować w stronę ziemi, niewiele by to zmieniło. — Mówisz, że jesteś jak chodzący Felix Felicis? — pytam, i natychmiast gubię rytm kroków, bo przestaję skupiać się nad tym, jak powinnam poruszyć swoimi stopami. Nie przejmuję się tym jednak zanadto, skoro Moose mnie zapewnił, że przeżyje jakoś niezdarność partnerki do tańca, chociaż uśmiecham się trochę przepraszająco, gdy natrafiam stopą na jego palce. Dobrze, że unosimy się nad ziemią i nie wyrządzę żadnych szkód! Na chwilę spoglądam w dół, żeby z powrotem złapać odpowiednie tempo i podążać za krokami Krukona. Mam przy tym okazję spojrzeć z góry na całą imprezę i aż czuję przypływ adrenaliny, bo unosimy się naprawdę wysoko, ale moje oczy błyszczą zachwytem, bo widok jest naprawdę niesamowity, i nawet wydaję z siebie ciche westchnienie podziwu – a zaraz potem zaśmiewam się cicho. — Ale z nas zajebista kula dyskotekowa — stwierdzam, bo teraz moja sukienka puszcza zajączki na całą okolicę, a migocące światełka w garniturze Moose’a potęgują ten efekt. Przechylam głowę na wspomnienie bajkowych postaci, starając się przypomnieć, czy je znam, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Wyjaśniają to jednak podrzucona przez Krukona informacja. Dorastałam w typowo magicznym domu i niewiele wiedziałam o mugolskim świecie. — O czym jest? — pytam więc.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Viola nie miała większego pomyślunku na to o co właściwie mogłyby się założyć, ale skoro Brandon polegała na niej w tej kwestii to skończyło się to na jakimś durnym i niezbyt poważnym zakładzie. Gdyby tylko wiedziała, że skończy to się jej zwycięstwem to pewnie podbiłaby w jakiś sposób stawkę. Nie tak, żeby od razu wykorzystywać koleżankę, ale mogłaby ugrać coś więcej, gdyby tylko odpowiednio się zastanowiła. Tylko, że na to nie było zbytnio czasu. Uśmiechnęła się również na zapewnienie Whitehorn, że wszystko w najlepszym porządku, a potem już skupiła się w pełni na wyścigu patronusów. I z pewnością miała powody do dumy, gdy jej pustułka mknęła w powietrzu, wykonując płynne skręty i zwroty, aby przelecieć przez pojawiające się na trasie wyścigu okręgi. - Mówiłam, że wygram - odezwała się jeszcze do stojącej obok niej dziewczyny, uśmiechając się szeroko, gdy przyszedł czas na odebranie fantów. Cóż nie zaliczyłaby tego do sukcesów życia, ale zdecydowanie miło było zawsze coś wygrać. Tym bardziej, że miała kolejny powód do drażnienia się z Victorią w przyszłości. Ciekawe czy przy pomocy patronusa też będzie chciała jej spuścić wpierdol. - Dobra, bierz lunaballę i możemy spadać. Wpadniemy gdzieś jeszcze po drodze? - zagadnęła jeszcze Brandonównę, razem z nią opuszczając teren szkolnej imprezy.
z|t x2
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
- Czyli twierdzisz, że brakuje mi wyglądu? – spytała poważnie Augustu, kiedy ten zaczął docinać Ruby. Nie, żeby zobiło jej się przykro. Nie była przecież żadną wyciosaną w marmurza Swansea, tylko zwykłą chudą angielką z Southampton. A poza tym czuła się w swoim ciele na tyle dobre, że nie portrzebowała maślanych oczu skupionych na niej, jak drapieżnik na zwierzynie. Miała do zaoferowania znacznie coś więcej i jej piękno tkwiło w jej głowie, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. I zarazem, wierzyła w to. – Spokojnie, Edgcumbe, żartuję sobie. – Uspokoiła jeszcze chłopaka, nie chcąc wprowadzać go w niepotrzebne zakłopotanie. A to akurat nie było szczególnie trudne, bo Szkot peszył się z gracją nieśmiałka.
Jeżeli już miało jej się zrobić przykro, to na widok Augusta, który co chwilę zerkał za parą krukońskich przyjaciół w postaci Zośki i Tomka. I nie wiedzieć czemu, poczuła lekkie ukłucie zazrości, którego nie była w stanie w żaden sposób racjonalnie wytłumaczyć. Może koniec końców nie była tylko i wyłącznie gwiazdą quidditcha, ale również, od kilku dni, ex-nastolatką?
- Zoe czy Thomas? – zapytała, uśmiechając się przy tym sztucznie, starając się nieco zakryć tym niewybrednym żarcikiem zakłopotanie, które ją opanowało. – A co z Yas i waszymi ślicznymi dziećmi?
Próba karmienia Brooks oczywiście z miejsca skazana była na porażkę, bo jadła jak świnks, gdyby tylko takie coś istniało. A nie istniało. Tego akurat była pewna jak tego, że Boyd Callahan skończy kiedyś w Azkabanie.
- A czy ja wiem, czy taka zwykła – skomentowała bez najmniejszych wątpliwości to, co akurat jadła. – Pewnie ktoś ją karmił chlebkiem i dostała kwasicy żołądka. Nie dodała nic więcej, tylko skupiła się na własnej potrawie, a potem na prezencie od Augusta, który był równie miły, jak nieoczekiwany. Kiedy naszyjnik znalazł się w końcu na jej szyi, raz jeszcze spojrzała na niego z satysfakcją, dostrzegając na podobiznie dobrze jej znaną ciemną grzywkę.
- Nie mam alkoholu, ale chyba zapomniałeś o czymś niezwykle istotnym, August. Znasz transmutację. – Mówiąc to, chwyciła dwa wolne kubki i napełniła je wodą, po czym ruchem głowy wskazała na nie. – Czyń swoją powinność, maestro. Poproszę piwo. Nie sądziła, że jest to najlepszy pomysł pod słońcem, ale w tym roku podjęła już tak wiele złych decyzji, że jeszcze jedna nie powinna zrobić różnicy.
Edgcumbe zdecydowanie nie był dziś sobą, bo paplał w kółko jak Armstrong albo Zośka, do której jeszcze chwilę temu wzdychał. Gdyby to jeszcze było coś mądrego, ale nie, padło na diete Zośki. Korciło ją, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie ugryzła się w język. Jeżeli jedzenie ryby faktycznie było końcem świata, to w dziwnym świecie przyszło im żyć.
Słysząc pytanie o patronusa, uśmiechnęła się nieznacznie. I ponownie, nie raczyła odpowiedzieć. Chyba pod względem gadarliwości, pasowali do siebie jak stopa do skarpety, czyli idealnie. Nic nie powiedziała, ale za to sięgnęła po różdżkę, skupiła się na swoim patronusowym wspomnieniu i rzuciła zaklęcie. Przed Edgcumbem pojawił się srebszystobiebieski dzik, który zarył racicami w trawie, po czym puścił się wściekłym biegiem przed siebie. – Teraz Ty. – Zawyrokowała, chowając patyczek do torebki.
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
- Nie, chodzi o to że nie wyglądasz jak Tadek - tłumaczę się pośpiesznie z mojej wcześniejszej docinki, by nie myślała, że powiedziałam taką niemiła rzecz. I ma rację - już zaczynam się peszyć i panikować, więc dobrze że prędko uświadamia mnie, że to jedynie żart. Na który cmokam z niezadowoleniem i kręcę głową na jej głupotę. Chociaż już prędzej domyśliłbym się, że żartuje niż faktu uczucia zazdrości kiedy zaczynam mówić o parze przyjaciół jak idiota albo gapić się na nich spod byka. - Hm? - mruczę na jej zaczepkę marszcząc brwi. Coraz bardziej kiedy wspomina o Yas i naszych nieistniejących dzieciach. - Co? Z Tobą to w coś grać. Jak powiesz mi jeszcze raz o Swansea i takich bzdurach przestanę się z Tobą bujać - oznajmiam z żachnięciem, zanim nie podchodzimy do stołów. Prycham tylko na jej stwierdzenie, póki jeszcze nie zachłysnąłem się gadaniem. A potem już nie mogę przestać tłumacząc każdy detal prezentu i komentując takie nieistotne rzeczy jak dieta Zochy. Za to rozglądam się na boki i przemieniam wodę w piwo niczym bardzo nowoczesny Jezus. Faktycznie, paplałem trzy po trzy a Brooks musiała znosić tą nową wersję mnie. Nie mam pojęcia jak to robiła, skoro sam już powoli zaczynałem się nienawidzić. - Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co oznacza dzik, bo jestem kiepski z ONMS... Bo jesteś dzika? Bo ryjesz dużo w ziemi? - gadam sobie same mądre rzeczy, nie mogąc się zwyczajnie powstrzymać. - Ty wiesz jakie dziki mają... hmm... charakter? Można tak powiedzieć o zwierzęciu? - dopytuję i równocześnie wyjmuję sam różdżkę, by wysłać w powietrze swojego patronusa. Uroczy konik morski wyłania się z moje różdżki i pływa wokół nas przez chwilę, dopóki nie pogoni prędko za dzikiem. - Uznałem, że to chyba przez fakt metamorfomagii... Bo zmieniają kolory? I szybko się płoszą, to też trochę jak ja - zaczynam ględzić już o prywatych rzeczach więc z wielkim trudem zamykam buzię, wzdychając z irytacją na potrawę którą zjadłem. Rzucam rozzłoszczone spojrzenie Julce. - Błagam potraktuj mnie jakimś zaklęciem, żebym przestał pierdolić. - Nawet zwykłej prośby nie mogę powiedzieć w dwóch słowach, co za życie. Popijam naszą przemienioną wodę i by zastąpić słowotok, próbuję skupić się na jej poruszającym się naszyjniku.
- Co, kurwa? – Cisnęło jej się na usta, ale ostatecznie zachowała swoje przemyślenia dla siebie, kiedy to August wybąkał, że nie przypomina jego rosłego kuzyna. Ostatecznie stwierdziła jednak, że żartowała, żeby nieco ulżyć przyjacielowi, który wyglądał na zmieszanego. – Swansea, Swansea, Swansea – dodała wymownie, sprawdzając przy tym, czy chłopak tylko blefował, czy też może faktycznie zamierzał wrócić do bujania się z Tomkiem, Jess czy Swansea.
Ostatecznie stanęło chyba na blefie, bo August Chrystus zamienił wodę w piwo, które to stuknęła jeszcze różdżką, żeby nieco je schłodzić. Świętowanie końca roku z takim trunkiem było znacznie przyjemniejsze od raczenia się herbaty. Albo jakąś amortencją, pod wpływem której najwyraźniej była Zoe. Biedna duszyczka. Doskonale rozumiała, jak to jest nie być świadomym swoich poczynań, sama to przeżywała wielokrotnie pod wpływem tego dziadostwa. Tego, że Brandon sięgnie po mięso, się jednak nie spodziewała.
- Dzik ma wiele znaczeń. – Zaczęła swój nerdowski wywód, bo rzecz jasna nie byłaby sobą, gdyby nie dowiedziała się absolutnie wszystkiego na temat własnego patronusa. – Dla Celtów dzik był symbolem ponadnaturalnej siły, no i agresji. Dla Chińczyków z kolei to odwaga, uczciwość, ale też namiętność. Myślę, że prawda leży gdzieś pośrodku. No i do tego dużo ryję w ziemi – Dodała, puszczając mu niewybrednie oczko.
Kiedy przyszła pora na Augusta, uśmiechnęła się szeroko. Najpierw na widok patronusa, a potem na jego tłumaczenia. – Samce koników morskich to jedyne męskie stworzenia na świecie, które rodzą. Więc to może faktycznie efekt metamorfomagii. Albo tego, że masz wyjątkowo mocno rozwinięty pierwiastek kobiecy. – Podzieliła się swoimi przemyśleniami, upijając rozgazowanego piwka i przeczącym ruchem głowy odmawiając mu skrócenia trosk. Niech się męczy i niech męczy ją, póki było to zabawne. I tak inne od typowego Augusta. - Masz ochotę zobaczyć wyścigi? - Zaproponowała, wskazując na patronusy, które pędziły przed siebie, ku chwali ich właścicieli. A gdy chłopak skinął w milczeniu głową, chwyciła go za wielką dłoń i zaciągnęła w kierunku, gdzie działa się magia. Dosłownie.
/zt x2
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Skłamałbym, mówiąc, że jej reakcja jest dla mnie spodziewana, wręcz przeciwnie, jestem przekonany, że przez moment mam zupełnie głupią minę, kiedy próbuję dodać dwa do dwóch i wywnioskować, za co takiego oberwałem po łapach. W końcu jednak mi się to udaje, zwłaszcza kiedy widzę, jak się ode mnie odsuwa. Zerkam jeszcze na swoją dłoń, bo może po prostu była czymś ubrudzona, ale kiedy niczego nie dostrzegam, kieruję na nią brąz tęczówek w pełnym skruchy spojrzeniu. — Ups, sorrki, nie chciałem — mówię tylko. Sam ani trochę nie jestem obrażony – nie mogę też powiedzieć, że jest mi głupio czy wstyd, jedynie trochę przykro, że „udało” mi się wywołać u niej dyskomfort. Dla mnie dotyk jest zupełnie naturalny, w moim małym kawałku Włoch na obrzeżach Londynu wszyscy raczej beztrosko traktujemy pojęcie przestrzeni osobistej, czasem aż do przesady. No i oczywiście z byle okazji machamy rękami, jakbyśmy nagrywali teledysk z Eminemem. Taki już nasz urok. — Ach, odpowiedź na to pytanie jest akurat bajecznie prosta, ja po prostu wypieram z pamięci każdą lekcję eliksirów, w której miałem swój udział. Tak jest dla mnie lepiej, profesor Dear powinna zastosować podobną metodę — bo w innym wypadku kobiecie niewątpliwie grozi trauma, a tego bez względu na moją niechęć do nauczanego przez nią przedmiotu ani trochę jej nie życzę. Elficzka podnosi się z mojego ramienia i nie bez trudu unosi w powietrzu, dumnie dźwigając ten swój pierścionek, i ostatecznie siada na głowie Aurelii, widać odnajdując tam wygodne miejsce. Ja z kolei nie widząc niczego bezmięsnego, od niechcenia zgarniam jeden z kwiatków z półmiska tylko po to, żeby przekonać się, że wcale nie jest smaczny. Wzdycham cichutko, bo przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek i Hogwart ani trochę za tym nie nadąża – na pewno nie pod względem kulinarnym. — A Ty z czego jesteś najgorsza, Aurelio? Tak koszmarna, że wolałabyś o tym zapomnieć? — zerkam na nią przez ramię i odkrywam, że świat w pewnym momencie zaczął falować. Zawieszam się z niewątpliwie zszokowaną miną i szeroko otwartymi oczyma, przez moment kompletnie nie mrugam, jedynie podziwiam barwy, które nagle odkrył przede mną świat.
Uniosłam brew, słuchając jego tłumaczenia, a w kątach ust pojawił się cień uśmiechu. Metoda byłaby doprawdy owocna dla prawie każdego nauczyciela, chcącego zachować kolorowe włosy do lat swojej starości. Rzeczy wyprawiające się na lekcjach bywały chaotyczne. Co mogło przecież pójść nie tak, jeśli zagonisz do sali grupkę młodych czarodziejów, mając w głowie różne, najczęściej głupie pomysły. Obserwowałam elficzkę i pomimo jej uroku, wcale nie spodobał mi się fakt wylądowania na mojej głowie. Powstrzymałam odruch ręki, nie chcąc zrobić zwierzęciu krzywdy. Spięłam barki, cofnęłam głowę i zrobiłam dość niepewną minę. Powinnam jej pozwolić tam siedzieć czy kazać ją ściągnąć? - Emm... - Popatrzyłam się na boki, myśląc na odpowiedzią. Prawdziwa odpowiedź mogła zrobić ze mnie wariatkę, więc zdecydowałam się na tą drugą koszmarną rzecz. - Pewno z transmutacji. Profesor Whitelight dosłownie załamuje nade mną ręce. - tak jak byłam dobra z uzdrawiania i opcm, a zaklęcia szły mi całkiem nieźle, tak ostatnia dziedzina magii...no, jakoś nie znajdywała miejsca w mojej głowie. - Czasami myślę, że dostaje zaliczenie tylko z litości. - Pokręciłam głową, zapewne naruszając konstrukcję obecnie całego elfiego świata. Zdoławszy się pogrążyć, potrzebowałam czegoś na poprawę humoru. Kątem oka dostrzegła lubanalle skaczące po parkiecie i tańczące z innymi uczniami. Wyglądało to doprawdy pociesznie, równocześnie będąc pewno jedyną taką okazją. Bez ceregieli złapałam Viniego za rękę, okazując swoją dotykową hipokryzję. - Idziemy tańczyć. - Oznajmiłam towarzyszowi, nie czekając na jego odpowiedź. Pociągnęłam go za rękę, mając nadzieję, że puchon ruszy za mną, a elfka nie spadnie mi po drodze z głowy.
Po Avalonie (prócz odkryciu swoich nowych traum), Smith doszła do wniosku, że zdecydowanie się zaniedbała, jeśli chodzi o kondycję - z wyprawy po zamkach wróciła z zakwasami zakrawającymi na paraliż. Powrót na ostatni rok do Hogwartu przyniósł więc za sobą pomysł, który wcześniej w przypadku jej fizycznej sprawności zwyczajnie się... sprawdził. Wróciła do drużyny Krukonów. Bynajmniej nie ze strachu, a z lojalności! Ubrana więc w szary dres i porządne buty pojawiła się na polanie na hogwarckich błoniach, niosąc ze sobą tylko różdżkę wetkniętą w kieszeń spodni - i butelkę wody. Okulary odstawiła na rzecz soczewek - choć wzrok i tak się jej już poprawił. Podchodząc żwawo do @Julia Brooks, uśmiechnęła się do dziewczyny. — Hej Julia! Jak weekend? — zagaiła dość swobodnie, nie tracąc jednak czasu i zaczynając się rozciągać. Potoczyła przy tym spojrzeniem po przygotowanym torze przeszkód, przeczuwając swą nadchodzącą śmierć - choć miała zamiar z odwagą spojrzeć jej w oczy. — Słyszałam, że przeszłaś do Os z Wimbourne. Wyprowadź mnie z błędu jak się mylę, ale myślałam, że jesteś przywiązana do Harpii — ciągnęła dalej - zarówno small-talk jak i swoją kostkę, układając się w płotkarskim siadzie na trawie. Była, jak zawsze, dość zorientowana w quidditchowym półświatku - choć szczerze żałowała, że przez ostatni rok odpuściła sobie regularne kibicowanie na stadionach.
Trening, to było coś, czego nie zamierzała opuścić, nawet jeśli nie czuła się nadal do końca dobrze. Była już co prawda w skrzydle szpitalnym, gdzie zajęto się nią z odpowiednią troską, gdzie upewniono się, że nie stało jej się nic więcej, poza zachorowaniem na Glacialsistusa, czy jak na Merlina właściwie wypowiadało się nazwę tego bardzo upartego przeziębienia. Miała szczęście, że nie zwlekała mimo wszystko zbyt długo, czując, że choroba, jaką ją trzymała, była coraz to bardziej uparta i złośliwa, bo zdążyli uchwycić ją we właściwym momencie. Dzięki temu zaczęła zażywać eliksiry pieprzowe i robić wszystko, by utrzymać właściwą temperaturę ciała, a to powodowało, że tego dnia stawiła się na miejscu treningu, będąc co prawda wciąż nieco zmarzniętą i bledszą, niż zazwyczaj, ale uznała, że w czasie treningu po prostu się rozgrzeje. - Zaczynamy od jakiejś przyśpiewki o Ślizgonach idących do piachu, czy najpierw wyciśniesz z nas siódme poty, a dopiero potem możemy pośpiewać? – zapytała Julii, kiedy już przywitała się z zebranymi, zastanawiając się, czy w stanie, w jakim się znajdowała, była zdolna do zrobienia czegoś więcej, niż latania z miejsca w miejsce. Uważała jednak, że choroba nie była czymś, co mogło ją pokonać, nie zamierzała się zatem poddawać i po prostu planowała spokojnie przeć naprzód, bez oglądania się za siebie.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Może już wcześniej powinienem być w drużynie oficjalnie, a nie tylko jako rezerwowy. Nie miałem najgorszej kondycji jako że lubiłem sobie biegać, a ponieważ urodziłem się w drużynie czarodziejów od najmłodszych lat pogrywałem w qudditcha. Jednak nigdy nie była to rzecz, która mnie szczególnie interesowała. Jakaś tam rozrywka, nieszczególnie zajmująca. Wystarczyła mi jedna propozycja Brooks, a pomyślałem chwilę i zanim zdążyła mnie więcej namówić ja już odpowiedziałem elokwentne ok. I oto przybywam na trening w zwykłym, czarnym dresiku, z miotłą od Julki w ręku. Na trening czekały już Viki oraz Jess. Kiwam im na przywitanie głową ukrytą w kapturze ciemnego bluziwka i słucham jak zasypują kapitankę gradem pytań. Sam przyglądam się torowi przeszkód, co tam wymyśliła Brooks i przypominam sobie patrząc na to dlaczego nigdy nie chciałem być w drużynie na stałe. Kiedy przerywają ploteczki mierzę wzrokiem Julkę. - Jak się czujesz? - pytam, opierając się o miotłę, bo ostatnio była nieustannie przeziębiona. Nie podchodzę robić jakichś czułych gestów, bo po pierwsze - nie byłbym sobą robiąc takie rzeczy, po drugie - pewnie wyglądałoby to super nieprofesjonalnie na naszym pierwszym treningu. I jeszcze krępowała mnie Jess, która też przyszła na trening.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Na treningu nie mogło zabraknąć i mnie. Aby podkreślić fakt, że od tego roku jestem sportowym świrem, zakładam bardzo modny biały komplet dresowy, nowiutkie adidaski i zapieprzam czym prędzej na polanę. Najpilniejsi sportowcy są już na miejscu. Uśmiecham się szeroko do wszystkich i siadam na ziemi, bo nie jestem taki szalony jak @Jessica Smith, żeby się rozciągać. - SIEMA - witam się dziarsko z krukońską ekipą. Widzę, że August już coś tam zagaduje Julkę, więc zerkam na Jess i @Victoria Brandon. - Myślicie, że nas tu chce zabić? - pytam dziewczyn i wskazuję głową na tor, który wygląda jak ścieżka tortur przygotowana przez sadystę. Nie żebym nie był przyzwyczajony, bo Brooks zawsze na treningu uświadamia mi istnienie mięśni, o których wcześniej nie słyszałem. - Powiem wam, że w tym roku to mamy dream team w głównym składzie. Piękni, młodzi i zdolni, no sukces gwarantowany - pierdolę jakieś głupoty do Dżes i Viks, w międzyczasie poprawiając loki, które rozwaliły mi się, gdy tu popierdalałem szpagatami na złamanie karku (co chyba mogę uznać za rozgrzewkę? Bieg, nie układanie włosów).
______________________
i read the rules
before i break them
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jeśli Violetty zabrakłoby na jakimkolwiek treningu Quidditcha to byłby sygnał, że coś się dzieje. Tak jak w czasie księżycowego kryzysu, gdy nie była w stanie utrzymać się na miotle przez ogromne osłabienie organizmu. Teraz jednak szczęśliwie nic jej nie dolegało nawet po wzięciu udziału w krwawym rytuale. Jak zwykle przed treningiem przygotowała skrzętnie swój sprzęt, który musiał przejść surową inspekcję i zwyczajową konserwację nim wsiadła na miotłę. Z tak ogromną kolekcją sportowego ekwipunku musiała o nią dbać naprawdę sumiennie. Na polanie pojawiła się pewnie jako jedna z ostatnich, ale póki wyrobiła się na czas to nie było w tym nic złego. Wrzesień wiązał się z o wiele chłodniejszą pogodą niż w czasie wakacji dlatego też była zmuszona do tego, aby ubrać jeden z grubszych dresików. Wszystko, żeby tylko nie zmarznąć.
Z jakiegoś powodu bawiło go, że mógł wziąć udział w treningu Krukonów. Był pewien, że w żadnym stopniu nie będzie to ćwiczenie nowych strategii, skoro pani kapitan wiedziała, że będzie brał w tym treningu udział. Jednak dla niego nie miało znaczenia, z jaką drużyną miał brać udział w ćwiczeniach. Ważne było samo latanie oraz oczywiście pokaz, jak trudne potrafią być treningi Brooks. Z tego powodu z drużynową miotłą w ręce, udał się na wyznaczone przez Julię miejsce, nie próbując silić się na uśmiech. Wręcz przeciwnie, jego brwi były lekko zmarszczone, jakby coś go przed momentem zdenerwowało i właściwie nie byłoby to kłamstwem. Kolejny dzień miał problemy z widzeniem, przez co nie był pewien, jak sobie poradzi na miotle, ale nie zamierzał rezygnować. - Przyśpiewka o Ślizgonach? Chętnie posłucham - odezwał się prosto, twardym tonem, spoglądając w stronę dziewczyny, która wypowiedziała te słowa, nie do końca wiedząc kim ona była. Swój o wiele gorszy wzrok przeniósł na kapitan Krukonów. - Liczę na muzykę w tle, jak było zapowiadane - powiedział do Brooks, uśmiechając się lekko, samym kącikiem ust. Wsparł się lekko na miotle, czekając na rozpoczęcie treningu, nie przejmując się, że jako jedyny miał na sobie zielone, nie niebieskie barwy. W końcu zorientował się, że w treningu brać udział będzie jeszcze chłopak, co odzyskał jaja oraz mądrala znad jeziora. Przywitał się z nimi lekkim skinieniem głowy, o wiele więcej uwagi poświęcając Jess niż Augustowi, ale przynajmniej nikt nie mógłby powiedzieć, że nie jest kulturalny, czy coś podobnego. - Dream team… Przynajmniej ktoś taki ma - prychnął lekko, bardziej do siebie, niż do innych, nie mając ochoty rozmyślać na temat drużyny Ślizgonów. Poza dobrym kapitanem… Nie był pewien czy mieli świetnych graczy, ale może po prostu on za mało ich doceniał.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Choć jeszcze późną wiosną zastrzegała się, że przyszła na trening raz, że Quidditch to nie jej bajka i wcale nie zamierza dołączać do drużyny... a na meczu, w którym przyszło jej wziąć udział, miała być jednorazowo i w roli zastępstwa... to grzecznie stawiła się dziś na boisku ubrana na sportowo, w podkreślające nogi leginsy i krukońską bluzę. Minę miała niewyraźną, choć tylko Swansea wiedziała, ile było w niej prawdy, a ile gry aktorskiej, by choć stwarzać jakieś pozory... taak. — Mmm, wspaniale — skomentowała bez zachwytu, zatrzymując się przy @Julia Brooks i towarzyszących jej Krukonach, właściwie to u boku @Thomas Maguire, z którym połączył ją najnowszy wpis obserwatora. Powinna chyba przywyknąć do tego typu plotek... i chyba naprawdę tak się powoli działo. Zresztą ta jedna akurat bardzo ją rozbawiła. Podniosła wzrok na tor przeszkód i westchnęła bezgłośnie — o nie nie, nie zginiemy, jestem tego pewna. Będziemy błagać o śmierć i jej nie dostaniemy — skomentowała optymistycznie, poprawiając ten tomkowy loczek, który on sam najwyraźniej pominął i w końcu uśmiechnęła się, łagodząc tym samym całą wypowiedź. Po tym niefrasobliwym geście odsunęła się na tyle, by móc się porozciągać bez obaw, że trafi kogoś którąś częścią ciała i rzeczywiście się do tego przyłożyła, chcąc jak najlepiej zapobiec ewentualnej kontuzji.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Z zadowoleniem przyglądała się kolejnym twarzom, które pojawiały się na krukońkim treningu. W zeszłym roku z frekwencją było naprawdę cieniutko, ale teraz? Teraz miała dużo mniejsze wątpliwości, niż jeszcze dwanaście miesięcy wstecz. Pierwsza pojawiła się Jess, co ją nieco zdziwiło, bo nigdy nie wyrażała szczególnego zainteresowania quidditchem, a teraz miała być jej partnerką na pozycji pałkarza.
- Niektórzy zmieniają kolor włosów, a inni drużyny – odpowiedziała lekko, puszczając jej oczko. – A tak na poważnie… jak masz okazję zagrać w klubie, któremu kibicujesz, i któremu kibicuje Twoja rodzina, to z tej okazji korzystasz. – Wyjaśniła pokrótce swoje powody, dla których zmieniła klub i również zaczęła się powoli rozgrzewać tak jak Smith.
Mimowolnie uśmiechnęła się radośnie, widząc Augusta. Wiedziała poniekąd, że dla niego quidditch jest czymś takim, jak dla niej transmutacja, ale zjawił się tu, nie zawiódł jej, ani drużyny, z tym pięknym czerwonym dziełem sztuki w dłoni. „Boyden” był w dobrych rękach. – Czuję się… dobrze. – odpowiedziała po dłużej chwili. – Byłam w Skrzydle Szpitalnym, jak mi doradzałeś. Wygrzałam się pod pierzyną, napoili mnie hektolitrami pieprzowego i jakoś żyję.
Im bliżej było zajęć, tym więcej osób się pojawiało, łącznie z Vicks, Violką, Tomkiem czy Jimmym, rodzynkiem w krukońskiej ferajnie.
- Przyśpiewki będą po sezonie i nawet mam kilka pomysłów, ale o tym porozmawiamy kiedy indziej. – Zaczęła, kiedy już wszyscy byli na miejscu. – Kochani, do rzeczy. Dla wielu z nas będzie to ostatni rok w tej szkole i chcę, żeby nas zapamiętali jako zwycięzców. No i nie będę ukrywała, że chcę zmazać ryżemu ten zarozumiały uśmieszek z gęby. Jimmy, możesz mu to przekazać. – Zwróciła się do Ślizgona, patrząc na niego z pewnym zainteresowaniem. – Nikt jednak nie wygrał tylko dlatego, że gadał. A więc do rzeczy. Jest pewne powiedzenie w quidditchu: „zawsze znajdzie się ktoś, kto pracuje dłużej, ciężej i mądrzej od ciebie”. Tym kimś będziemy my. A TERAZ DO PRACY! – Krzyknęła zachęcająco i nie pozostawała gołosłowna, bo była pierwsza do tego, żeby ćwiczyć z nimi, a nie tylko się przyglądać.
Mechanika:
Na rozgrzewkę – zbijak. Pracujecie w parach i obrzucacie się magicznymi, żądlącymi kaflami. Mechanika jest prosta: każda osoba z pary rzuca 3x na atak i 3 razy na obronę kością K100, trochę jak w pojedynkach. Jeżeli chcesz się obronić, musisz wyrzucić wyższy wynik, niż Twój atakujący przeciwnik. Macie do dyspozycji przerzuty. 1 przerzut za 10 pkt z mioteł (wliczając sprzęt). UWAGA: piszecie po JEDNYM poście, uwzględniając po prostu wszystkie rzuty kośćmi
Pary:
Jako pierwsza atakuje dowolna osoba z pary. Dogadajcie się :) Julka/Violka August/Jimmy Vicks/Lei Thom/Jess
I atak: 37 I obrona: 5 II atak: 70 II obrona: 29 III atak: 7 III obrona: 33 Wynik: 3:1 dla @jessica smith Przerzuty: -
Unoszę brwi, gdy na nasz trening wbija jakiś Ślizgon (całkiem przystojny, muszę przyznać). - A to nie jest trening drużyny? - patrzę pytająco na Julkę, starając się brzmieć bardzo uprzejmie, a nie jak ktoś dający aluzję, że typ ma wypierdalać. Zaraz potem staje tuż obok mnie @Leighton J. Swansea, do której uśmiecham się zawadiacko i wbijam jej delikatnie łokieć w żebra. - Nie boisz się, że znów złamię ci serce? - majtam brwiami, bo dalej śmieszy mnie artykuł w obserwatorze. Niesamowite, że ktoś pomyślał, że to właśnie ja jestem takim dżolero w całej szkole, na którego spojrzy taka modelka jak Leia. Dziękuję jej za odgarnięcie mi loczka i chichoczę, gdy przedstawia swoją hipotezę. - No i weź tu uprawiaj sport - kręcę głową, ale nasze doskonałe plotkowanie przerywa Brooks. Ja też jestem zmotywowany do działania i ciężkiej pracy, bo jak słusznie zauważyła nasza kapitanka - to ostatni rok w tej szkole. Dziarsko podchodzę do Jess, mojej dzisiejszej przeciwniczki. - Tylko mnie nie zabij, ale też się nie krępuj, żebyś potem na boisku pałowała innych - oznajmiam na wstępie, po czym zaczynamy festiwal żenady (z mojej strony, oczywiście). Dżesika nakurwia kaflem raz po raz i trafia mnie za każdy razem, natomiast ja chyba walczę o tytuł łamagi roku, bo idzie mi chujowo.
I atak:29 I obrona:96 II atak:10 II obrona:8 III atak:5 III obrona:60 Wynik: 0:2 (@Leighton J. Swansea wygrywa) Przerzuty: 6/6
Victoria była nieco zdziwiona obecnością członka innej szkolnej drużyny, ale nie zamierzała o tym w żaden sposób dyskutować. Ostatecznie to Julia była tutaj szefem, nie ona, więc uznała, że skoro jej to pasuje, to nie ma sensu się z tego powodu oburzać, obrażać, czy robić czegoś podobnego. Byłoby to zresztą niesamowicie dziecinne, więc Victoria jedynie pokręciła lekko głową, a potem skupiła się na tym, co Brooks miała do powiedzenia, unosząc lekko brew i uśmiechając się kącikiem ust na uwagę dotyczącą przyśpiewek. Brzmiało to ostatecznie całkiem dobrze, więc mogła to, a jakże, wykorzystać. Pozostawało jej już tylko zagrać w zbijaka, chociaż była pewna, że nie pójdzie jej to zbyt dobrze. Miała problemy z różnego rodzaju tłuczkami, a teraz na dokładkę odzyskiwała dopiero formę po chorobie, na dokładkę odnosiła wrażenie, że dalej towarzyszy jej jakiś pech, nad którym nie była w stanie do końca zapanować. Nie podobało jej się to, ale trudno się mówiło. Życzyła powodzenia Lei, uśmiechając się do niej ciepło, ciesząc się z tego, że miały okazję razem zagrać, by już wkrótce westchnąć z rezygnacją, gdy okazało się, że faktycznie miała rację i to jej przyjaciółka była lepsza od niej. Trudno, oznaczało to jedynie, że trzeba było więcej pracować, a jej obrona musiała ulec zdecydowanie poprawie, jeśli nie chciała skończyć na najbliższym meczu z rozkwaszonym nosem.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
I atak:81 I obrona:81 II atak: 60 II obrona: 67 III atak: 70 III obrona: 68 Wynik: 3:2 dla mnie Przerzuty: wykorzystano 7 z 20
Jakoś szczególnym zaskoczeniem w sumie nie był fakt, że została przygarnięta akurat przez Brooks jako jej para. Trenowały razem już wielokrotnie i zdawała sobie sprawę z tego, że ich umiejętności znajdowały się na podobnym poziomie. - Powodzenia. I nie płacz jak spadniesz z miotły - rzuciła jeszcze, aby nieco podrażnić się z dziewczyną nim przeszły do rzeczy. Uniknięcie pierwszego rzutu Julii udało jej się bez większego problemu. Sama też niemal od razu wyprowadziła swój atak, który uderzył w panią kapitan, dając jej tym samym prowadzenie w tym małym starciu. I chyba od tego momentu zaczęło się wyraźnie robić poważniej i bardziej zacięcie. Unikanie miotanych kafli stało się wręcz niemożliwe przy sile z jaką były miotane. W zasadzie gdyby nie to, że obroniła się za pierwszym razem to pewnie stoczyłyby bój na śmierć i życie, w którym zatłukłyby się kaflami na śmierć przed wyłonieniem zwycięzcy. Ale teraz wynik był oczywisty.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
I atak:4 I obrona: 89 II atak: 50 II obrona: 12 III atak: 77 III obrona: 92 Wynik: 2:0 Przerzuty: —
Jako jedna z niewielu nie zwróciła uwagi na Ślizgona i prawdopodobnie nie zauważyłaby niczego dziwnego, gdyby nie nieme poruszenie, które wywołała jego obecność. Oczywiście nie zauważyłaby faktu pochodzenia z innego domu, nie oszałamiającej urody, której miała ochotę poświęcić o wiele więcej uwagi, niż jakiemuś tam treningowi. Nie zdziwiłaby się, gdyby Julia zaprosiła go tu specjalnie, by działał jak żywy rozpraszacz. W każdym razie po czasie spędzonym we Francji nieco słabiej ogarniała, kto jest z jakiego domu, a i jego nie za bardzo kojarzyła ze szkoły. W każdym razie jeszcze mniej chętniej wsiadła na miotłę, kiedy naprawdę nie było już innego wyboru... no i cóż, śmignęła przed siebie, postanawiając zrobić to szybko i sprawnie. Cieszyła się, że skoro trafiła do pary z Victorią, to na treningu Quidditcha, a nie na zaklęciach albo transmutacji, gdzie dzieliła je ogromna przepaść. Tutaj przynajmniej ich szanse były wyrównane... a dziś szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Leighton, kiedy to dwukrotnie udało jej się trafić ją tłuczkiem, a samej uniknąć wszystkich rzuconych w jej stronę piłek.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
I atak: 59 I obrona 30 II atak: 39 II obrona: 87 III atak: 52 III obrona: 30 Wynik: 3:1 dla mnie!!! Przerzuty: 1/1
Ostatnio nie wyrażała zainteresowania quidditchem - ale każdy, kto choć trochę bliżej znał Smith, wiedział, że pod łóżkiem trzyma całą masę sportowych magazynów. Nie wspominając już o plakatach drużyn quidditcha, które zbierała swego czasu niczym filatelista znaczki. — W takim razie ekstra, że Cię przyjęli! Nie żeby mieli powody, żeby nie przyjąć — odwdzięczyła się równie zawadiackim oczkiem @Julia Brooks, uśmiechając się przy tym szeroko. Ledwo zaczęła rozgrzewkę - pozostali Krukoni (i jeden blondwłosy Ślizgon) dołączyli do nich na polance. Pomachała żywo Victorii na przywitanie - i równie oszczędnie jak August, skinęła chłopakowi głową. Miała dziwne, kłujące wrażenie, że oboje chcąc nie chcąc się unikają. A paradoksalnie właśnie tego chcieli uniknąć. Westchnęła krótko, szybko przenosząc jednak uwagę na @Thomas Maguire, którego pyrgnęła stopą, kiedy ten rozwalił się obok niej na trawie. — Jak będziesz tak jojczył to pierwszy pójdziesz do odstrzału — zaśmiała się krótko - musiała jednak przyznać Tomkowi rację, że team zebrał im się całkiem niezły. Chociaż do siebie na pozycji pałkarki miała jednak pewne wątpliwości... które sprawnie zagłuszył dziarski okrzyk Julki wzywającej ich do pracy. Stanęła więc śmiało w szranki z Tomeczkiem, do serca biorąc sobie nie tylko słowa Brooks, ale samego jej sparing partnera. Nie zabić, ale nie oszczędzać. That's order. Nie wiedzieć czy to jej naturalny talent, zwyczajny łut szczęścia czy może fatalna forma Thomasa - przywaliła mu trzema kaflami, samej obrywając tylko (a może i aż?) jednym. — Dobra próba! — pochwaliła - może tylko odrobinę kpiarsko, ale jak najbardziej po przyjacielsku! - kumpla, czochrając mu te piękne loki.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Nie mieli powodów, by jej nie przyjąć, bo sami ją chcieli i sami złożyli propozycję. Nie powiedziała jednak tego Jess, tylko skinęła głową i grzecznie podziękowała. A następnie rozpoczęła pierwszy etap treningu, czyli zbijaka. Bacznie obserwowała poczynania graczy, pokrzykując, opierdalając ich, zachęcając i chwaląc, kiedy komuś szło nieźle. Kiedy skończyli, mogli przejść do trudniejszego z zadań, czyli toru przeszkód. Nieco go uprościła, zmniejszając liczbę przeszkód o połowę, żeby ich nie zamęczyć już na pierwszym treningu, ale jednocześnie, dorzuciła więcej tłuczków, żeby sprawdzić, jak im idzie jednoczesne mierzenie się z nieprzyjemnościami i uważanie na własną głowę. Zaczęła od demonstracji. Najpierw sama przemierzyła wszystkie przeszkody, a następnie pozostawiła im miejsce do popisu.
I przeszkoda:
Latająca małpa – Z pozoru zwykła drabinka, ale odległości między drążkami są tak duże, że musisz się porządnie napocić, żeby dotrzeć na sam koniec! Rzuć 1xK6: 1-2 – rozbujałeś się niewystarczająco i lądujesz zadkiem na ziemi. 3-4 – idzie ci powolnie, ale udaje ci się skończyć tę przeszkodę. 5-6 – latająca małpa to ty. Pędzisz jak cygan po zasiłek. Gratulacje!
A teraz dorzuć 1xk6 na atak tłuczka. Parzysta? Robisz unik. Nieparzysta? Peszek! Zakręć kołem tłuczkowej zagłady!
II przeszkoda:
Most Tybetański – Buja się, jest śliski od wody i grozi wydupceniem siędo błota poniżej. Bawcie się dobrze! 1-2 – To nie jest Twój dzień. Najpierw się potykasz, potem obijasz o kłodę, a na końcu lądujesz w błocie 3-4 – Dajesz radę! 5-6 – Idzie ci tak dobrze, że zyskujesz wiarę w swoje umiejętności. Brawo, zyskujesz dodatkowy przerzut!
A teraz dorzuć 1xk6 na atak tłuczka. Parzysta? Robisz unik. Nieparzysta? Peszek! Zakręć kołem tłuczkowej zagłady!
III przeszkoda:
Kołkosznikov – Zadanie proste, przynajmniej w teorii. Wbijacie kołki i wdrapujecie się na górę. Jednak pamiętajcie, jeżeli pozostaniecie w jednym miejscu zbyt długo, kołek zaczyna was parzyć w dłoń! 1-2 – Kołkosznikov cię nie oszczędził. Lądujesz na dupie! Jeżeli wykulałeś ten przedział, dorzuć jeszcze k100. Wynik poniżej 100 oznacza, że kołek poparzył ci łapkę. 3-4 – Good job, choć mogło być lepiej! 5-6 – Ktoś tu jest mistrzem we wkładaniu kołka do dziury. Noice.
A teraz dorzuć 1xk6 na atak tłuczka. Parzysta? Robisz unik. Nieparzysta? Peszek! Zakręć kołem tłuczkowej zagłady!
IV przeszkoda:
Lot nad kukułczym gniazdem – No, może nie tak dosłownie, ale macie przelecieć przez szereg pętli, które wpływają na was jak LSD :) Rzuć 5xk6. Każda parzysta to jedna pętla, przez którą udaje wam się przelecieć. Następnie dorzuć K100 na prędkość. Im wyższy wynik, tym wyższa prędkość. A teraz dorzuć 1xk6 na atak tłuczka. Parzysta? Robisz unik. Nieparzysta? Peszek! Zakręć kołem tłuczkowej zagłady!
przerzuty niewykorzystane I przeszkoda4; tłuczek 3 ukończona, trafiona tłuczkiem II przeszkoda3; tłuczek 1 daję radę, trafiona tłuczkiem III przeszkoda4; tłuczek 2 udało się, nietrafiona tłuczkiem IV przeszkoda1, 6, 5, 1, 2; tłuczek 3 2 pętle, trafiona tłuczkiem; prędkość: 50
Biorąc pod uwagę, że to nie był jej pierwszy trening, była przygotowana na wszystko. Przynajmniej tak sądziła, bo mimo wszystko tor przeszkód, jaki postawiła przed nimi Julia, wcale nie wyglądał tak miło, jak mogło jej się wydawać. Nie zamierzała jednak zbijać bąków, chować się po kątach albo robić czegoś podobnego. Mówiąc inaczej, wzięła byki za rogi i pierwszą przeszkodę pokonała, chociaż wiedziała, że mogłaby poradzić sobie lepiej, tym bardziej, że dostała tłuczkiem w prawy łokieć. To zaś z całą pewnością nie pomogło jej przy pokonywaniu kolejnej przeszkody, z którą dała sobie radę, ale za to dostała tłuczkiem w lewe udo. Przystępując do kolejnego wyzwania, Victoria czuła się zatem już dość mocno poobijana i zastanawiała się, czy istniała szansa, że nie pokona kolejnej trudności, ale tutaj również jakoś sobie poradziła, chociaż bolące miejsca jej nie pomagały. Jakby tego było mało, tutaj również została trafiona tłuczkiem, tym razem w prawe ramię. To było już za wiele, więc obręczy zdołała pokonać jedynie dwie z pięciu, lecąc zdecydowanie za wolno. Nie podobało jej się to, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Na sam koniec została uraczona tłuczkiem, który wleciał prosto w jej brzuch, powodując, że zrobiło jej się niedobrze. Jakby wcześniej nie czuła się już dość kiepsko, jakby naprawdę nie była zmęczona. Najwyraźniej życie zamierzało jej pokazać, że powinna jeszcze bardziej o siebie dbać i uważać na to, co robiła.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
przerzuty - I przeszkoda1, tłuczek 6 II przeszkoda3, tłuczek 5 III przeszkoda2, tłuczek 3 IV przeszkoda2, 6, 3, 1, 4, tłuczek 4, prędkość 73
Po niezwykle wyczerpującym zbijaku w parach, nadchodzi czas na wisienkę na torcie, czyli jakiś tor przeszkód. Jedno spojrzenie na atrakcje Brooks upewnia mnie, że niebawem będę walczył o życie, zważając na moją fenomenalną kondycję fizyczną. Mimo wszystko obserwuję co też wyczynia Julka, potem czekam cierpliwie na swoją kolej, a kiedy ta przychodzi, klasycznie poprawiam loki i biorę głęboki wdech. No najwyżej umrę, wielkie mi halo. Oczywiście pokonuje mnie już pierwsza drabinka i z impetem spadam na ziemię, obijając sobie kościsty tyłek. Plus jest taki, że tym samym omijam złośliwego tłuczka. Przy dziwnym moście ślizgam się niemiłosiernie, ale jakoś daję radę i dochodzę do samego końca, gdzie czeka na mnie uderzenie w lewy bark, bo zapomniałem o latających piłkach. Zaciskam zęby i cisnę dalej. Cały spocony próbuję się wdrapać na samą górę, ale ten zasrany kołek parzy mnie w dłonie, kolejny tłuczek obija mi plecy, w efekcie czego znów upadam. I pewnie bym zrezygnował, gdyby nie fakt, że nie umiem znieść myśli, że reszta drużyny weźmie mnie za słabiaka. Czuję w ustach metaliczny posmak krwi, mam wrażenie, że zaraz wypluję płuca i chce mi się płakać. Właśnie dlatego wsiadam na tę durną miotłę i rozpędzam się, próbując przelecieć przez migotające pętle. Wychodzi mi całkiem nieźle, bo trzy na pięć to znośny wynik, a w dodatku unikam tłuczka. Ledwo żywy schodzę z miotły i kładę się na ziemi, ignorując chłód. Chyba wolałem tam umrzeć niż skończyć w takim stanie.
______________________
i read the rules
before i break them
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
przerzuty - I przeszkoda4,4 II przeszkoda 5, 5 III przeszkoda 5, 5 IV przeszkoda 2, 3 4, 4, 3, 4 i 84
Początek treningu był całkiem przyjemny, ale jeśli chodzi o to co działo się później to miała wrażenie, że ta cholera Brooks specjalnie zaczarowała tłuczki tak, żeby w nią uderzały. W końcu nie miała innego wytłumaczenia na to czemu te latające pierdolniki tak się na nią uwzięły. Drabinki nie szły jej może jakoś szczególnie porywająco, ale radziła sobie. Nawet jeśli na jednym z drążków musiała się postarać, aby zbłąkany tłuczek nie jebnął jej w żebra. Było blisko, ale rozbujała się na tyle, że piłka przeleciała tuż za jej plecami. Następny był mostek po którym można by rzec, że pobiegła niczym rącza łania, ale i tutaj nie uwolniła się od żelaznych kul, bo oto jedna z nich w zasadzie musnęła jej lewą łydkę. Nie na tyle, by wytrącić ją z rytmu, ale na tyle, by to odczuła. Kołkowanie równi pochyłej? Zapierdalała jakby całe życie łaziła po lodowcach i musiała się w nie wbijać. Ale i tutaj nie mogła uchronić się przed klątwą tłuczków, bo jeden z nich postanowił przypierdolić jej w lewy bark. Mogła jedynie zacisnąć mocniej zęby i mocniej chwycić kołek. Zawzięła się i nie mogła pozwolić sobie na to, aby się wypierdolić i ten głupi ryj rozwalić. W końcu po pokonaniu tych wszystkich przeszkód mogła wskoczyć na miotłę. Może i nie udało jej się przelecieć przez wszystkie pętle, bo Brooks wyczarowywała je tak jakby się naćpała jakimś nieznanym zielskiem czy łyknęła nie taki eliksir, ale nie było źle. Część pewnie wynikała też z tego, że przez prędkość miała problemy z nagłymi zwrotami i nie wyrabiała na zakrętach. Najważniejsze jednak było, że tym razem udało jej się uniknąć tłuczka, a to chyba był największy sukces.