Dużo miejsca, spora odległość od lasu i wyjątkowo krótka trawa - to sprawia, że jest to świetnie miejsce nie tylko do spędzania czasu wolnego (na przykład na kocu), ale też do małych pojedynków na zaklęcia czy ćwiczenia latania na miotle.
Impreza księżycowa:
Księżycowe zakończenie
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
Całe szczęście, że Julka chodziła na spotkania lab medu, bo kolejną rozmowę ze ślizgonem odbywałaby na jego grobie. Zaraz po tym, jak by ją wypuścili z Azkabanu za umyślne spowodowanie śmierci. Z jednego przypadkowego tłuczka jeszcze by się wymigała, ale od czterech? Koniec końców ślizgon mógł kontynuować trening, ale efekt był, jaki był. Dała mu kilka sekund przewagi, aby nie musieć czekać za nim w kolejce na belce, jednak chłopak postanowił zwolnić jej miejsca i po prostu brawurowa zwalił się do wody. Cóż, może taka zimna kąpiel nieco go ocuci. Julia tymczasem przezornie otarła podeszwy butów z trawy i błota, poprawiła gogle i ruszyła przed siebie. Kolejne centymetry wąskiej drewnianej belgi znikały pod jej stopami. Pędząc tak przed siebie, nawet udawało jej się unikać tłuczków, które co prawda gwizdały jej nad uchem, ale ostatecznie mijały ciało dziewczyny. W końcu drewno pod jej nogami się skończyło i mogła przejść do kolejnego zadania. Podobnie jak Solberg, gdy już wygrzebie się z wody.
Spoiler:
PRZESZKODA NR. 5 – DRABINA SZNUROWA
Mechanika kostkowa jak zwykle. 1-2 na pierwszej kostce to spadanie z drabiny. Nic sobie nie skręcasz, ale obijasz się tak, że ojejebie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kostki: 2,4 (w tym momencie moja nadzieja umarła ostatecznie)
Czy ktoś z nich jeszcze łudził się, że Max wyjdzie z tego treningu z twarzą? Nie. Szczęśliwym zakończeniem byłoby gdyby w ogóle ten dzień przeżył. Na to też coraz mniej się zapowiadało bo o ile Julka była u szczytu formy o tyle Max właśnie z niego leciał na łeb na szyję. I to prosto to wody. Chwilę zajęło mu wygrzebanie się z wody, a gdy przyszło mu stanąć przed sznurową drabinką westchnął ciężko. - Raz Solbergowi śmierć, co nie? - Mruknął, po czym jakoś zaczął się wspinać. Jeden szczebelek, potem drugi, trzeci i.... JEBS na ziemię, gdzie widocznie było jego miejsce. Dupa go cała bolała, a nim zdążył się podnieść tłuczek jebnął ślizgona prosto w lewe udo. - KURWAAAAAAAAAA! - Wydarł się mimowolnie z bólu, po raz kolejny upadając. Czuł, że zbyt wiele z niego nie zostanie. Wyjął różdżkę i ponownie znieczulił się, bo nie widział opcji w przerwaniu treningu. Musiał. To. Skończyć... - Dobra dawaj co tam jeszcze masz. - Powiedział zaciskając zęby i wskakując na miotłę, na której czuł, że trzyma się drżącymi i słabymi rękoma.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Nowy rok w wydaniu quidditchowym nie zapowiadał się dla Solberga zbyt pomyślnie. Powiedzieć, że mu nie szło, to jak nie powiedzieć nic. Przeżycie wydawało się w tym momencie równie prawdopodobne, co śmierć i dziewczyna aż się przeraziła wyczynami przyjaciela. Trening w takim stanie był fatalnym pomysłem, a sam Solberg nie ułatwiał sprawy, bo z ochraniaczy miał tylko kask, przez każde uderzenie tłuczka odczuwał wyjątkowo boleśnie. Jak na pałkarza, który był za pan brat z tymi ciężkimi kulami, wykazał się wyjątkowo małą dozą inteligencji, ale czy mogło być inaczej, gdy w głowie miał tylko bladego puchona?
Brooks z kolei to zupełnie inna para kaloszy. Szło jej tak, jak należy i nawet omijały ją tłuczki, które z takim upodobanie obierały ją sobie za cel na początku treningu. Ponownie puściła ślizgona przodem. Ten jednak ledwo co zaczął wchodzić, a już przestał wchodzić. I zaczął spadać, na szczęście z niskiej wysokości. Ruszyła więc pewnie w kierunku drabinki. Kolejne szczeble pokonywała z wyjątkową sprawnością. Będąc w połowie drog,i usłyszała jeszcze krzyk Solberga, który oberwał tłuczkiem. To zdecydowanie nie był jego dzień. Będąc już na szczycie, poprawiła przekrzywiony karwasz, przywołała do siebie miotłę, wyczekała i skoczyła tak, że wylądowała idealnie na ukochanym „Boydenie”. Teraz mogła zacząć ostatni etap treningu.
Spoiler:
PRZESZKODA NR. 5 – PĘTELKI
Rzucasz K6 na prędkość lotu, a także k6 na tłuczek. Jeżeli wypadnie ci parzysta, czyli oberwanie tłuczkiem, robisz dorzut k6:
1-2 – auć, to zostawi ślad. Nie jesteś w stanie kontynuować lotu, bo po prostu spadasz z miotły. Masz szczęście, że na teren pod tobą pewna przezorna krukonka rzuciła zaklęcie poduszkujące. 3-4 – Ten ostateczny tłuczek złamał twojego ducha. Lądujesz na ziemi i kończysz trening bez przelecenia przez wszystkie pętle. 4-5 obrywasz tłuczkiem, ale zaciskasz zęby i kończyć tor przeszkód. Możesz sobie pogratulować uporu. Albo głupoty, granica jest bardzo cienka.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jednak Max dobrze wiedział co robi, gdy zrezygnował z latania, a dzisiejszy dzień coraz bardziej upewniał go, że powinien wycofać się z tego na stałe. Przynajmniej na ten moment nie nadawał się do tego absolutnie, co nie było tylko winą Amortencji, ale przede wszystkim zaniedbaniem samego siebie w wyniku wydarzeń tego roku szkolnego. Cios za ciosem przyjmował na siebie tłuczki, poniekąd zadowolony z takiego obrotu spraw. Czuł, że mu się należało. Cząstka jego umysłu pragnęła więcej, by choć trochę zbliżył się do bólu, jaki czuł Boyd choć wiedział, że nigdy nie poczuje tego samego. Ledwo trzymał się na miotle, więc nic dziwnego, że leciał z prędkością żółwia po walium. Jakoś udało mu się omijać tłuczki i trafiać w świetliste obręcze, ale z każdą sekundą czuł się coraz słabiej. Adrenalina opuszczała jego organizm sprowadzając ból. Wylądował słabo na ziemi zwracając zawartość żołądka, po czym widząc, jak Brooks rozmazuje mu się w oczach, osunął się w ciemność tracąc całkowicie kontakt z rzeczywistością.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
No i wykrakała. Tłuczki może i ją omijały przez większą część toru przeszkód, ale postanowiły dać o sobie znać akurat na ostatnim etapie. Krukonka, po wskoczeniu na miotłę ruszyła w kierunku zaczarowanych świetlistych pętelek. Te zmieniały cały czas swój rozmiar – niektóre szybciej, niektóre wolniej, co miało utrudnić całe zadanie. I tak się właśnie stało. Tak bardzo się skupiła na tym, żeby się zmieścić w niewielkim świetlistym otworze, że na ułamek sekundy zapomniała o wszystkim innym.
Tłuczek tylko na to czekał, bezbożnik jeden. Trafił ją prosto w nos, a dziewczyna usłyszała ciche chrupnięcie świadczące o złamaniu. Momentalnie pociemniało jej pod oczami i zaniosła się kszalem, gdy krew napłynęła jej do ust i płuc. Jakimś sobie znanym sposobem zdążyła przelecieć przez dwie ostatnie pętle, ale kiedy już wylądowała, miała wrażenie, że zemdleje. Charcząc i świszcząc, szukała po omacku różdżki, a kiedy już ją znalazła, wycelowała w twarz i nastawiła nos zaklęciem episkey, a następnie oczyściła drogi oddechowe anapneo. Momentalnie poczuła ulgę, gdy znów mogła normalnie oddychać. Promieniujący ból to jednak inna para kaloszy. Bolał ją nie tylko nos, ale i głowa, a do tego nie czuła połowy twarzy. Nie był to jednak jej jedyny problem, bo kiedy ona naprawiała sobie gębę, Max zachował się jak wąsaty wujek – puścił pawia pod siebie i poszedł spać.
Szybko zaczęła go ogarniać kolejnymi zaklęciami, które co prawda były tylko doraźne, ale ostatecznie powinny ułatwić pracę kobiecinom w skrzydle szpitalnym. Za pomocą Surexposition prześwietliła ciało chłopaka. Krwiaków było mnóstwo, a do tego miał wybity bark. Nastawiła go zaklęciem locus i raz jeszcze prześwietliła, żeby sprawdzić, czy wszystko poszło dobrze. Na szczęście tak właśnie było, więc mogła go usztywnić bandażami. Następnie zajęła się pomniejszymi obrzękami, które potraktowała Frigere, a kiedy chłopak był jako tako ogarnięty, ponownie go wycuciła Rennervate. - Wieża kontrolna do Majora Toma – powiedziała, klepiąc go po twarzy. – Chodź Solberg, idziemy do skrzydła szpitalnego. - Tor przeszkód 2. Uczniowie 0.
/zt x2
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kolejny raz stwierdziła, że powinna wykorzystać wolny czas w Hogwarcie na to, by szlifować swoje umiejętności miotlarskie. Potrzebowała jedynie czasu i miejsca, aby móc przystąpić do swojej sesji treningowej. Musiała jednak wpierw się wystarczająco dobrze rozgrzać na ziemi, by uniknąć możliwych urazów w powietrzu. Matka zawsze powtarzała jej jak ważne jest zachowanie odpowiedniej kondycji i rozgrzanie mięśni przed wejściem na miotłę. I właśnie zgodnie z jej słowami postępowała za każdym razem, gdy wiedziała, że niedługo będzie latać na miotle. Po raz kolejny upewniła się, że jej Nimbus znajduje się w odpowiednim stanie do tego, by mogła go wykorzystać w czasie treningu. Przełożyła przez niego nogę i odepchnąwszy się mocno od ziemi wzniosła się w powietrze, stopniowo zwiększając swoją prędkość. Postanowiła tym razem przećwiczyć uniki przed tłuczkami, bo oczywistym było, że nie zawsze w pobliżu znajdzie się pałkarz, który będzie w stanie ją obronić przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Wpierw wykonała kilka manewrów na sucho. Przećwiczyła oczywiście takie rzeczy jak klasyczny Zwis Leniwca i inne techniki, które mogły pomóc w uniknięcia nieprzyjemnego zderzenia, a następnie sięgnęła po skrytą pod szatą różdżkę, by prostym zaklęciem uwolnić ukryty w skrzynce tłuczek, który miał jej pomóc w treningu. Piłka wystrzeliła w górę z niezwykła prędkością i z pewnością uderzyłaby w trzonek miotły Strauss, gdyby tylko ta nie zdążyła odciągnąć go na bok. Prawdziwa zabawa zaczynała się dokładnie w tym momencie. Musiała się skupić na tym, by unikać ataków niezwykle agresywnego tłuczka, który co chwila nawracał w jej kierunku i starał się zrzucić ją z miotły z braku innego celu. Strauss zmuszona była do wykonania kilku zmodyfikowanych na różne sposoby zwisów leniwców oraz nagłych zmian wysoskości lub kierunku lotu, aby uniknąć zderzenia z piłką. Czasami wystarczało jedynie odpowiednio się odchylić na miotle jeśli tylko tłuczek nie celował prosto w środek jej ciała. Niemniej jednak z pewnością się namęczyła w tym starciu. Czas mijał, tłuczek robił się coraz groźniejszy, a w Strauss wstępowało coraz większe zmęczenie. Ciągłe wykonywanie uników z pewnością było niezwykle wykańczające. Tym bardziej, że praktycznie nie miała większej przerwy na to, by odetchnąć. Ten rodzaj ćwiczeń zmuszał ją do ciągłego myślenia i modyfikowania swojego lotu, aby tylko nie dać się trafić. I szczerze mówiąc szło jej to całkiem nieźle. Przynajmniej póki miała siły na to, by unikać trafień. W końcu jednak szczęście jej się skończyło, a umiejętności nie starczyło do tego, by zrekompensować niezwykłe zmęczenie. Nie była już w stanie wykonać na czas uniku, a tłuczek uderzył ją z pełnej kurwy w żebra, co musiało zostawić później masywny siniak na prawym boku. Siła uderzenia była na tyle mocna, że zrzuciła ją z miotły. Tyle dobrego, że nie znajdowała się na aż tak sporej wysokości także poza poobijaniem nie stało jej się zbyt wielkiego. Ponownie sięgnęła po różdżkę, by spacyfikować znajdującą się w powietrzu piłkę i sprowadzić ją do kufra, który pospiesznie zamknęła. Prawy bok wciąż przeszywał jej mocny ból, ale starała się go zignorować i jakoś dojśc do zamku.
z|t
Morius Crow
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Pieprzyk po jednej i drugiej stronie nosa na tym samym poziomie, wory pod oczami które mocno podkreślają oczy. Duży pieprzyk na szyji.
Jak co rana udałem się na polanę. Nie widziałem sensu, aby tego nie robić. Niektórzy powiedzieliby, że wychodzenie przed świtem to głupota. Po co tyle zachodu i wysiłku, lepiej siedzieć w cieplutkim dormitorium pic herbatkę. Miałem dość tych, co myśleli tylko o spokojnym życiu w czasie i po ukończeniu szkoły. Ja miałem cel, do którego dążyłem przez cały czas. Doskonale się dla siebie nie z powodu rodziny a poza tym, duch, który za mną łazi, nie daje mi spokoju. Jeśli chociaż na chwilę przestaję coś robić, jęczy mi o tym, jaki wspaniały to on nie był. Żeby znaleźć sposób na niego, muszę nauczyć się jak najwięcej, dopóki tutaj jestem.
-LUMOS MAXIMA- Powiedziałem w podniesionym tonie. Słysząc od razu zgryźliwy komentarz mojego kompana -No widzę, że mowy ci nie odebrało. Już myślałem, że zatkała cię historia o tym jak polowałem na smoki ahh to były czasy.- Nawet nie zwracałem na niego uwagi. Spojrzałem na miejsce, w którym co poranek, ćwiczyłem swoje umiejętności. Był to mały okrąg zrobiony na polanie, jego średnica wynosiła jakieś 3m. Brzeg w niektórych miejscach, był wypalony. Nie jednokrotnie uczniowie pewnie zastanawiali się, czy ktoś nie rozpala tu ognisk w nocy. Jednak komu chciałoby się wstawać przed świtem i oglądać moje ćwiczenia. Dzięki kuli światła nad kręgiem byłem w stanie dosyć dobrze widzieć otoczenie. Zacząłem od ćwiczeń sprawnościowych po małej rozgrzewce. Co jakiś czas rzucając ponownie Lumos Maxima, aby nie zatracić się w swoim rytmie. Nie chciałbym się skompromitować i wywalic gdy naglę, zabraknie mi światła. Po godzinnym treningu ciała przystąpiłem do następnego etapu.
Silnie złapałem swoją różdżkę w prawą dłoń. Zacząłem uspokajać oddech i myśli. Każdy trening był dla mnie ważny. Po odepchnięciu od siebie zbędnych trosk przystąpiłem do pierwszego zaklęcia. Zlokalizowałem mały kamyczek leżący nieopodal. -Wingardium Leviosa - Wypowiedziałem formułę i zacząłem powoli przemieszczać kamień wokół okręgu. Oczywiście jest to banalne, jednak podstawy są najważniejsze. Z tyłu usłyszałem głos -Naprawdę nie rozumiem cię dzieciaku. Dzień w dzień podnosisz jakiś głupi kamyczek i się z nim kręcisz jak głupi. Jesteś z rodu Crow, zacznij siebie szanować choć trochę.- Uśmiechnąłem się na te słowa. Nie da się ukrywać, że nawet ja traciłem, cierpliwość robiąc to codziennie. Jednak uważałem, że może mi się to opłacić w przyszłości. Nie od razu Hogwart zbudowano. Po kilku minutach przeszedłem do następnego ćwiczenia.
-Chciałeś coś poważniejszego to proszę bardzo Glacius opis.- Zacząłem mówić, z różdżką skierowaną w stronę, z której co jakiś czas słyszałem głos. Jak poparzone lodowe ptaszki wyfrunęły w kierunku ofiary. Jednak na nic nie natrafiły i skierowały się w ziemię. Wiedziałem, że nie nic się nie stanie, ale zawsze jest ta nadzieja. Wysłałem jeszcze dwa razy w tamtym kierunku lodowe ptaszki z tym samym rezultatem. Duch się odezwał rozbawiony. -Nie dość, że zachowujesz się jak królowa lodu, to jeszcze masz swoich poddanych.- Jednak jego głos zagłuszył mój, bo co chwilę rzucałem zaklęcia ofensywne. Każde z nich lądowało w kręgu, nie natrafiając na żadną ofiarę. Chciałem być pewny, że moje ciało zapamięta ruch nadgarstka, dłoni i w odpowiednim momencie bez zawahania się, użyję każdego z nich. Czułem, jak duch się na mnie patrzy. Mogłem sobie wyobrazić, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. Również na mojej twarzy on zagościł, euforia zaczęła wypełniać moje ciało. Myśl o tym jak ciało upada pod wpływem Drętwoty, jak się podpala po użyciu Relashio.
Przez to wszystko krzyknąłem. -EVERTE STATUM.-Naglę moje ciało, zostało odepchnięte, poleciałem 4 metry do tyłu, lekko się przy tym obijając. Po chwili szoku wstałem z ziemi, mój oddech był w chaosie. Spojrzałem na różdżkę, która wyleciała mi z ręki. Zacząłem mówić w jej kierunku.-Zbierałaś kurz, nikt cię nie chciał a mimo to, nadal się mi opierasz. Nie martw się, złamię cię, ugniesz się tak jak cały świat w przyszłości przede mną.- Podszedłem do niej i ją podniosłem. Wiedziałem, że nie ma co dalej jej nadwyrężać. Mimo wszystko była mi potrzebna, jeśli chciałem cokolwiek zrobić. Bo co to za czarodziej bez swojej różdżki. Zacząłem iść w stronę szkoły, niedługo miałem wybierać się do Norwegi więc trzeba było spakować swoje rzeczy. zt
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 31 + 2 (Krzyż Dilys) = 33 Biegłość w zaklęciach: na prawą rękę w miarę zaawansowany, na lewą to połowa z tego, czyli początkujący. Stan fizyczny: aktualnie po wizycie w szpitalu, nadal odczuwa ból i zmęczenie. Zasklepiona rana na lewej ręce po Sectumsempra, zaleczone rany po Toninentii na dolnej części ciała, prawej części klace piersiowej, paraliż prawej ręki, po rozjebaniu skroni i obitych żebrach. Część ran nadal występuje w niewielkim stopniu i jest ciągle pod obserwacją wpływem eliksirów wiggenowych. Kondycja fizyczna: zła. Wytłumaczenie powyżej. Zainteresowanie: 12 - spoko przedmiot, przydatny, uratował mu dupe. Nastrój: 1
Nie powinno go tutaj w ogóle być - tym bardziej, że stagnacja, wynikająca ze stanu, w jakim to się znajdował, leżąc na cholernym, Świętym Mungu, nie pozwalała mu normalnie funkcjonować. Leżenie w łóżku i gdybanie nad własnym losem nie było dla niego. Różnił się na tym polu znacząco od innych, co nie zmienia faktu, iż chodził powkruwiony, co przekładało się ogólnie na samopoczucie i dobry humor. Wystarczyło, że postanowił udać się przed aptekę na Nokturnie, by tym samym nabawić się nowych, fascynujących blizn. Zajebiście. Życie ostatnio rzeczywiście przestawało się nad nim znęcać, ale, jak się okazało, była to tylko i wyłącznie cisza przed burzą, kiedy to jednak dostał takiego kopa w dupę, że trudno było się pozbierać w ciągu paru dni. Nawet niespecjalnie chciało mu się iść do szkoły, w związku z czym nie witał w murach głównie przez to, że i tak czy siak musiał się zgłaszać na obserwacje - głównie z własnej winy, bo wypis na żądanie pomógł mu zapomnieć o tym, że jednak sterylne sale nie są dla niego. Nie potrafił się zbyt mocno pozbierać, ale nadal, czuł, że za niedługo zgnije w łóżku, jeżeli nie postanowi wziąć się chociaż za najprostsze rzeczy. Dlatego początkowo pisał sporo w notatniku, starając się przystosować do lewej ręki, co wcale, po tak długiej przerwie, proste nie było. Sam nie wiedział, kiedy to zaprzepaścił ten dar - może wraz z tym, że po prostu wysyłał coraz mniej anonimów, podpisując się pełnym imieniem i nazwiskiem? Niemniej jednak... mimo wszelkich przeciwwskazań, pojawił się na polanie. I o ile każdy ruch przyczyniał się do odświeżania wydarzeń, jakie to miały miejsce, był w stanie przetrwać naprawdę wiele. I tak czy siak było lepiej. Wreszcie nie czuł bólu w klatce piersiowej, w wyniku zażywania odpowiednich eliksirów, ale mimo wszystko i wbrew wszystkiemu postanowił podreperować się wiggenowym. Próba poruszenia prawą ręką przynosiła tylko nikłe, bezużyteczne skutki, w związku z czym Felinus mógł tylko zmarszczyć własne brwi. Jeżeli miał rzucać jakiekolwiek zaklęcia, musiał skupić się na lewej ręce; nie bez powodu zatem, stojąc gdzieś najdalej od całego zbiorowiska, z zakrytym prawym ramieniem, podpiętym poprzez guzik własnej kurtki, po prostu sprawdzał jakieś najprostsze inkantacje. I starał się co jakiś czas poruszyć prawą ręką. O ile zaklęcia wychodziły mu w miarę porządku, o tyle jednak nie były one perfekcyjne - obarczone marginesem błędu, zmniejszyły jego własne zdolności o co najmniej połowę. Stety niestety. Nawet jeżeli resztkami sił i logiki był w stanie wystosować parę zakazanych zaklęć, podczas pobytu na Nokturnie, o tyle jednak po dłuższej chwili, nawet jeżeli mógł poruszać ramieniem, ten sprawiał ból. Buntował się, w wyniku przepływu wiązki elektryczności, spod ciemnej gwiazdy. Niemniej jednak Puchon nie mógł z tym niczego szczególnego zrobić; czekał zatem, mając nadzieję, iż charakter wielce utajnionej lekcji nie będzie stricte polegał na odpowiedniej reakcji, bieganiu, tudzież wykonywaniu większych, gwałtownych ruchów. Ewentualnie dołączy do zabawy jako wierny kibic lub obserwator; coś z tego można zawsze sobie wyciągnąć.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Percival usłyszawszy o pierwszych zajęciach po feriach nie mógł się ich faktycznego przebiegu. Zajęcia były jednymi z jedynych rzeczy, które coś wprowadzały nowego do jego życia i sprawiały, że nie było ono jednym wielkim spazmem porażek życiowych. Średnio dwa razy dziennie czuł się jak NPC w grze dla reszty uczniów i to te zajęcia dawały mu chwilowe poczucie jakby tak właśnie nie było. Lekcja miała odbyć się na polanie, ale także mieli ubrać się w coś innego niż szaty czy mundurki szkolne, co było Percivalowi bardzo na rękę – nie znosił on typowo szkolnego ubioru, którego unikał jak tylko często mógł. Z tej właśnie okazji założył na siebie dość ekstrawagancki kombinezon, którego barwy może nie oddawały domu, który miał w sercu, jednak był odpowiedni na te zajęcia. Skoro z Alexandra opiekun Ravenclawu to może i mu się spodoba taka kreacja? Na to jeszcze narzucił długi bawełniany płaszcz, który chronić go miał przed chłodem, jaki panował poza zamkiem. Wciął też torbę z wszystkimi potrzebnymi mu rzeczami i ruszył ku przygodzie, która miała czaić się tuż za rogiem zamku, na błoniach. Trochę to trwało, bowiem droga z siódmego piętra zamku na błonia nie była krótka, lecz w końcu dotarł na miejsce, które było otoczone przyjemną barierą, która nie dopuszczała zimna do środka. Na polanie czekała już jedna osoba i jak się okazało, był to niezbyt znany mu puszek, Felinus. Mimo wszystko, Percy uśmiechnął się do niego serdecznie i podszedł do niego ochoczo, po drodze zdejmując z siebie płaszcz i rzucając go gdzieś na trawę. - Siema. - Przywitał się i skierował spojrzenie w stronę szkoły, wypatrując czy nie idą już kolejni uczniowie.
Spoiler:
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 11; Biegłość w zaklęciach: początkujący; Stan fizyczny: jest po prostu cholernie chudy, urazów brak; Kondycja fizyczna: przeciętna, czasem sobie coś poćwiczy, ale nie wyróżnia się pod tym kątem w żaden sposób; Zainteresowanie: 11; Nastrój:6;
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Zaklęcia były szczególnie ważne w moim grafiku, ponieważ profesorem je uczącym był sam opiekun mojego domu w Hogwarcie, tak więc nie wypadałoby opuszczać tych właśnie zajęć. Może i w porównaniu do mojego brata nie byłem jakimś wyśmienitym czarodziejem w tym zakresie, jednak zawsze starałem się z całych sił swoje braki wypełnić motywacją i determinacją do osiągnięcia celu - dorównaniu bratu, by go ostatecznie przegonić. To było moim celem od dzieciństwa i wcale się to nie zmieniło. W każdym razie, ubrałem się w wełniany płaszcz, pod którymi założyłem proste dresy i bluzę z kapturem. Miało być swobodnie, wziąłem sobie to do serca, nie wiedząc czego się spodziewając po swoim "przełożonym". Cel tych zajęć był jasny - zdobywać wiedzę i punkty dla domu, by też profesor Alex choć raz w swoim długim życiu się uśmiechnął. Trafiłem na polanę w obrębie której bariera zatrzymała całe zimno, tak też ściągnąłem z siebie płaszcz i szybko zauważyłem dwójkę innych uczniów, którzy również zjawili się tak jak ja przed czasem. Zauważalnie zachowywałem dystans dając do zrozumienia, że nie chciałem się spoufalać i rozmawiać, a wolałem pozostać z boku, milczący. Zacząłem patrzeć w oddal, na drzewa i śnieg, czekając cierpliwie na reszte uczniów i profesora.
Spoiler:
Punkty kuferkowe (zaklęcia): tu wpisz Biegłość w zaklęciach: początkujący Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: przeciętna, ćwiczy regularnie, lecz nie na tyle, by wpisać "dobrą". Zainteresowanie: 7 Nastrój: 5
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 10 Biegłość w zaklęciach: We wszystkich poza zwykłymi - biegle. W zaklęciach zwykłych - lama Stan fizyczny: brak Kondycja fizyczna: Dobra. Ruda po prostu dba o siebie. Zainteresowanie: 10 Nastrój: 7
Zajęcia z zakresu zaklęć były tymi, na które czekała dość mocno. Nie wiedziała czego się może po nich spodziewać, jednak zawsze brnęła do tego, by polepszać się w sztuce magicznej, a lekcje u Vorlaberga widocznie miały jej to umożliwić. Udała się więc na łąkę znajdującą się na szkolnych błoniach, by wraz z innymi niecierpliwie oczekiwać rozpoczęcia zajęć. Na miejscu zastała już mały tłumek, choć znała z niego tylko Felinusa. Uśmiechnęła się do niego ciepło na powitanie, po czym zajęła miejsce gdzieś z boku tego wszystkiego. Wciąż zastanawiała się, czy decyzja jaką podjęła była słuszna, ale było już za późno. Starała się więc odrzucić od siebie wszelkie wątpliwości i skupić całkowicie na przedmiocie dzisiejszej lekcji.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Ostatnio zmieniony przez Irvette de Guise dnia Pią 12 Mar 2021 - 11:33, w całości zmieniany 1 raz
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 26 + 2 (amulet z jemioły) = 28 Biegłość w zaklęciach: standardowy łamane na lama, bo kosteczki mnie nienawidzą :’) Stan fizyczny: Bardzo dobry Kondycja fizyczna: Bardzo dobra, gra zawodowo w quidditcha Zainteresowanie: 10 – lubi zaklęcia, choć nie jest to jej ulubiony przedmiot Nastrój: 8 – zadowolona, że znów zobaczy Papcia Kruczka w akcji \o/
Kiedy Kruczy Ojciec ogłosił kolejną lekcję zaklęć, nie mogła się na nich nie pojawić. Nie miała pojęcia, co przygotował dla nich opiekun domu, ale pewnym było to, że nie będą się nudzić. Z dużą ulgą przyjęła fakt, że mogą się ubrać normalnie, nawet wygodnie, zapominając na chwilę o szkolnych mundurkach. I nawet chłód za oknem jej nie przeszkadzał, zwłaszcza że przy Norwegii, klimat panujący w Szkocji, można było nazwać iście wakacyjnym. Gdy przyszła na miejsce, zobaczyła kilka znajomych twarzy, z Felkiem na czele. Ten wyglądał jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Nie miała jednak ochoty na żaden small talk i dociekanie, co tym razem odjebał Puchon, że wyglądał jak kupka nieszczęścia. Pomachała mu jedynie na powitanie, rzuciła krótkie „Dzień dobry” do wszystkich zgromadzonych i ruszyła w kierunku wystającego z gleby pieńka, nad którym to rzuciła zaklęcie aexteriorem. Ochronna bańka chroniła ją przed wiatrem i niepogodą, tak więc mogła w spokoju zająć się popijaniem kawy z nieodłącznego termosu i rozwiązywaniem sudoku.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 8 pkt Biegłość w zaklęciach: zaawansowany - raczej we wszystkich, trochę gorzej idzie jej z ofensywnymi, ale nie na tyle źle żeby nazwać to jako standard Stan fizyczny: brak urazów Kondycja fizyczna: dobra, a może bardzo dobra - codziennie biega, wysportowana, zaczęła grać w szkolnej drużynie quidditcha Zainteresowanie: 9 Nastrój: 4 - zmęczona psychicznie, zajęta rozmyślaniem nad ostatnimi wydarzeniami (prywatnymi)
Zaklęcia. Nie był to jej ulubiony przedmiot, którym było uzdrawianie, ale mimo wszystko nic do niego nie miała. Uwielbiała poznawać nowe formuły i obserwować jak z jej różdżki uwalnia się magia w czystej postaci. Dlatego też kiedy usłyszała o lekcji, pomimo zmęczenia po feriach i niezbyt dobrego nastroju spowodowanego nawracającymi wątpliwościami dotyczącymi brata i listu, ruszyła na błonia. Z rozmów innych uczniów, w których ponownie nie uczestniczyła tylko się im przysłuchiwała, dowiedziała się, że na lekcji preferowany jest wygodny ubiór. Zrezygnowała więc ze zwyczajowych szat szkolnych, czy mundurka, a zamiast tego przyodziała zwykłe dresy i koszulkę z nazwą jednego z mugolskich zespołów, na którego koncercie była podczas jednych z wakacji - jeszcze tych spędzonych we Francji. Dopełnieniem ubioru był sweter - nieodłączna część ubioru dziewczyny. Kiedy zbliżyła się do wyznaczonego miejsca spotkania zauważyła czekających tam uczniów i studentów. Nie dostrzegła jednak nauczyciela zaklęć. Każdy stał niewiedząc co czeka go podczas zajęć, gdyż ich temat pozostawał nadal w tajemnicy, co w Hogwarcie niemal się nie zdarzało. Podeszła do grupy bliżej jednak nadal zachowując odpowiedni dla puchonki dystans. Poczuła ciepło przyjemnie rozchodzące się po jej ciele - najwidoczniej teren, na którym zostaną przeprowadzone zajęcia został otoczony barierą cieplną. Zdjęła kurtkę nadal pozostając jednak w swetrze i cierpliwie czekała na przyjście nauczyciela.
Ostatnio zmieniony przez Marie R. Moreau dnia Czw 4 Mar 2021 - 20:46, w całości zmieniany 1 raz
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 15 (+5 za różdżkę) = 20pkt Biegłość w zaklęciach: Standardowy wykiełkowany z początkującego, dużo ostatnio ćwiczyła - niewerbalne to jej słaby punkt; Stan fizyczny: Bardzo dobry, bez żadnych urazów; Kondycja fizyczna: Przeciętna z zakusami na dobrą, aktywny pobyt w Norwegii i opieka nad zwierzakami robi swoje; Zainteresowanie: 12 z tendencją zwyżkową; Nastrój: Oj, 10
Wyjątkowo (a może i nie?) to nie ona została wyciągnięta na lekcję, a była osobą, która wyciągała. Chociaż to też za dużo powiedziane, gdyż Shawa na zajęcia u Big V namawiać wcale nie musiała - wystarczyło właściwie tylko poinformować o takowych. Od razu się zebrali, wychodząc na polanę przy zamku, a Smith przy okazji dumała cóż takiego profesor od Zaklęć i Uroków wymyślił, że organizował zajęcia na świeżym powietrzu. — Może kolejna gra terenowa? W zeszłym roku te zajęcia rozeszły się echem po szkole — przyznała, wracając myślami do jednych z poprzednich zajęć Voralberga - w których akurat udziału nie brała, acz obiło jej się nieco o uszy. Ogółem spodziewała się raczej czegoś kreatywnego - i na pewno nie sztampowego. Co wyjątkowo jej nie przerażało, a raczej intrygowało. — W każdym razie, mam nadzieję, że nic dotyczącego zaklęć przemieszczających... — Dalej siedziała w niej ta zadra z lekcji z poprzedniego roku - choć wtedy w zaklęciach była akurat skończoną lamą. Nie, żeby jakoś wiele się zmieniło... Zachodząc na polanę - i przekraczając barierę Aexteriorem - rozpięła swój płaszcz, jeszcze się go nie pozbywając. Rozejrzała się po zgromadzonych, unosząc dłoń w ramach powitania do Shawna i Brooks - choć nie sądziła, żeby ktokolwiek z tej dwójki ją zauważył - i zahaczyła spojrzeniem o Lowella, do którego uśmiechnęła się lekko i... zmarszczyła brwi. — Felinus nie wygląda... kwitnąco — mruknęła, choć było to raczej uprzejme niedopowiedzenie. Niemniej w Hogwarcie były osoby za którymi nieszczęścia chodziły parami, a starszy Puchon często bywał zapraszany wciągany do nieszczęsnego trójkąta.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 63 Biegłość w zaklęciach: defensywne: biegły, pozostałe: zaawansowany; Stan fizyczny: bezurazowy Kondycja fizyczna: bardzo dobra - quidditchowa forma w tendencji wzrostowej. Zainteresowanie: 15 Nastrój: 10
Z ostatniej, terenowej lekcji zaklęć profesora Voralberga Darren miał raczej dobre wspomnienia - i nie dostał w mordę od wierzby bijącej, a i przygarnął łapacz snów, który przydał się w Norwegii podczas odganiania cichych demonów. To znaczy, Krukon nie wiedział czy indiański artefakcik zrobił cokolwiek, faktem było jednak to, że nie dręczyły go żadne koszmary. - A może będzie coś o Lumos - zaproponował Shaw. W zaklęciach tego typu - wszystkich, od zwykłego po Solar - Jess ostatnio w końcu mocno się podciągnęła. Po wejściu na polanę okrytą termochronną barierą Krukon rozpiął płaszcz, ukazując założone pod spodem dresy, które były zaledwie poziom czy dwa "mniej używane" od tych, które Shaw zdecydowałby się wziąć na zajęcia treningowe Avgusta. Na uwagę Jess, Darren zerknął na Lowella, od razu mu machając. Odwrócił się do Smith z kwaśną miną i pokręcił lekko głową. - Napiszę do niego po zajęciach - westchnął Krukon. Rzeczywiście, Puchon wyglądał jakby przeszedł przez siedem piekieł - dostając przy okazji jeszcze więcej oklepu niż zwykle.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 22pkt Biegłość w zaklęciach: biegły; raczej z Zaklęciami i OPCM radzi sobie nieźle, najlepiej w tych zwykłych i defensywnych Stan fizyczny: brak; wszelkie przeszłe urazy już wyleczone Kondycja fizyczna: przeciętna; raczej wątłej postury i bez zamiłowania do sportu, ale fabularnie czasem biega i dużo spaceruje Zainteresowanie: takie 10 Nastrój: takie 6
Zima wciąż trzymała wartę na brytyjskich wyspach i wizja lekcji na świeżym powietrzu nie była czymś najprzyjemniejszym. Ani myślał nieustannie ogrzewać się zaklęciami, był na to zbyt leniwy. Ale coś go jednak przekonało, żeby wybrać się na kolejne zajęcia z Voralbergiem. Może czysta chęć nauczenia się czegoś nowego, przydatnego? Niemożliwe? A jednak. Ubrał się w ciepłą bluzę z polaru, a na nią zarzucił jakąś starą kurtkę, która pamiętała jeszcze lekcje Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami sprzed dobrych pięciu lat. Pomimo wielu warstw - było mu cholernie zimno. Aż do momentu wkroczenia na polanę, gdzie stali już zebrani studenci i uczniowie. Magiczna bariera? Cwane. Pasowało mu to rozwiązanie, bo przynajmniej opanował gęsią skórkę i dreszcze. Mógł dzięki temu przywitać się z zebranymi bardziej entuzjastycznie i z szerszym uśmiechem wymalowanym na twarzy. A potem, ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, przystanął gdzieś pomiędzy młodymi czarodziejami i... czekał sobie na lekcję.
_______ Można zagadywać, zapraszam!
Puriel Whitelight
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.76 m
C. szczególne : jasne włosy, cienie pod oczami, uboga mimika twarzy, błyszczyk na ustach niewidoczny dopiero po spróbowaniu można wyczuć lekki malinowy posmak
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 3 pkt Biegłość w zaklęciach: standardowy Stan fizyczny: - Kondycja fizyczna: dobra - pływa często Zainteresowanie: 11 Nastrój: 8
Pogoda nie rozpieszczała, jednak nie można było powiedzieć, że jest zimno. Zazwyczaj na zajęcia ubierała swój mundurek, jeśli tego wymagały. Niektórzy nauczyciele nie za bardzo przejmowali się stosownym ubiorem, a bardziej tym, co uczniowie mieli w głowach. Sam profesor Voralberg nie nalegał na szkolny strój — miało być wygodnie. Tak też założyła zwykłą zieloną bluzkę w żadnych jaskrawych kolorach, a na nią elegancki płaszcz w ciemnych odcieniach bardziej pasujących do jesieni niż do wiosny. Jej jasne włosy swobodnie leżały na ramionach lekko gnane do tańca w rytm marcowego, ale jeszcze nieciepłego wiatru. Przybyła na polane później niż inni, ale na pewno o czasie. Przekroczyła próg bariery i ściągnęła płaszcz, kładąc go w bezpieczne miejsce. To tylko ubranie, nie przejmowała się swoim płaszczem tak bardzo, w końcu mogła mieć wtedy pretekst na zakupy i wyciągnięcie pieniędzy od rodziców. Zaczęła rozglądać się po twarzach, nie znajdując nikogo interesującego. Niemal miała czytnik magicznego pochodzenia, kto pochodził z czystokrwistego rodu. Musiała uważać z kim się zadaje. Po prostu nie chciała robić nadziei plebsowi. W końcu jej oczy zatrzymały się na @Marie R. Moreau. Gdy ta młoda Francuska przekroczyła progi Hogwartu w piątej klasie, ich znajomość powoli rozkwitła. Może niezbyt szybko, może nadal mają wobec siebie dystans, ale Puriel tolerowała ją, a nawet polubiła. Dobrze było mieć kogoś — porozmawiać, pouczyć się, wymienić obiekcje i najważniejsze Marie pochodziła z rodu czystej krwi. Whitelight mogła śmiało oznaczyć ją na swojej liście "dobrzy znajomi". Oczywiście nie miała takiej listy, ale podchodziła z pewnym szacunkiem do puchonki. Ich charaktery nie były też w jakiś skomplikowany sposób sprzeczne, dlatego też nie miały ochotę wydrapać sobie oczu — jeszcze. Przygryzła lekko różową wargę i poczuła malinowy smak. Niemal zapomniała, że rano dała usta pod opiekę błyszczyka — wyprawiając ten rytuał poranny raz za razem. Lubiła zaklęcia, jednak ojciec zawsze jej powtarzał, że powinna skupić się na historii magii, runach i innych prawniczych bzdetach. Widział ją w Ministerstwie Magii. Ona do końca siebie tam nie widziała, chociaż usilnie pragnęła stworzyć w swojej głowie tę wizję. Jednak Wizengamot — tak bardzo ją to nie interesowało. Wolała coś bardziej niebezpiecznego, szalonego... Ale głównie zależało jej na aprobacie rodziców, za cenę nawet własnego szczęścia. Podeszła do @Marie R. Moreau i stanęła obok niej. - Cześć. - Przywitała się dość mało wylewnie, taksując koleżankę spojrzeniem, które właściwie nie mówiło nic.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 8 pkt Biegłość w zaklęciach: zaawansowany - raczej we wszystkich, trochę gorzej idzie jej z ofensywnymi, ale nie na tyle źle żeby nazwać to jako standard Stan fizyczny: brak urazów Kondycja fizyczna: dobra, a może bardzo dobra - codziennie biega, wysportowana, zaczęła grać w szkolnej drużynie quidditcha Zainteresowanie: 9 Nastrój: 4 - zmęczona psychicznie, zajęta rozmyślaniem nad ostatnimi wydarzeniami (prywatnymi)
Mimo różnych poglądów,bo tak to chyba można nazwać, ze ślizgonką Marie znalazła wspólny język. Chociaż dla niej nie liczyła się czystość krwi i nie miała nad sobą rodziców, którzy chcieli dyrygować jej życiem, miały ze sobą wiele wspólnego. Nie było to widoczne na pierwszy rzut oka, ale jeżeli poznało się je obie można było zrozumieć czemu, chociaż na pozór różne, dziewczyny jednak się zakolegowały. - Hej - odpowiedziała. - Emmm... Co u ciebie? - Marie nie była mistrzynią rozmowy, dlatego też nie można było od niej oczekiwać nie wiadomo czego. Z resztą i tak nie rozmawiała wiele. Odwzajemniła również spojrzenie. Powoli jej wzrok prześlizgiwał się po postaci Puriel, a puchonka analizowała każdy jej element i ruch. Działo się tak niemal za każdym razem kiedy się spotykały. To był ich znak. W ten sposób... w sumie nie wiedziała dlaczego to się działo. Może to po prostu ona tak to odebrała, a w rzeczywistości wyglądało to zupełnie inaczej. Chcąc odwrócić swoją uwagę od tych rozmyślań, ponownie skierowała wzrok na twarz dziewczyny po czym zapytała: - Jak myślisz, co przygotował Voralberg? Nie ciekawiło jej to jakoś bardzo. Lekcja, jak każda inna: powinna się na niej zjawić, aby zdobyć nową wiedzę, jeżeli będzie nieobecna to jej strata. Coś jednak mówiło jej, że może to być coś nietypowego i interesującego, dlatego też była ciekawa zdania ślizgonki.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 0 pkt Biegłość w zaklęciach: początkujący w zwykłych, ofensywne i defensywne lama Stan fizyczny: brak urazów; Kondycja fizyczna: przeciętna; gra w quidditcha od tego roku, zimą jeździ na łyżwach, ćwiczy jogę, raczej woli sporty o niskiej intensywności Zainteresowanie: takie 8 - bez szału ale wypada się nauczyć podstawowych rzeczy, poza tym ceni samą w sobie naukę Nastrój: takie 6, trochę rozbity i - jak zwykle - zestresowany
Po mroźnych feriach pogoda w Anglii wydaje mi się prawie rozpieszczająca - choć obiektywnie dalej wcale nie jest ciepło ani przyjemnie. W ciągu najbliższych dni prawdopodobnie to wrażenie zniknie, a granica pomiędzy przemarzaniem a zamarzaniem zupełnie się rozmyje. Niemniej, tylko ona sprawiła, że decyduję się pójść na zajęcia na świeżym powietrzu. Profesora Voralberga znam głównie z opowieści - trudno nie znać, gdy nawet Obserwator tak obficie się o zaklęciarzu rozpisuje. Ja sam o nauczycielu jeszcze nie wyrobiłem sobie opinii, słysząc zarówno wiele nieprzychylnych opinii, jak i niesamowicie pochlebnych. To co wiem na pewno, to że jego zajęcia mogę nazwać przemyślanie interesującymi, a przez to chyba też dosyć wymagającymi. Średnio jestem w nastroju na zbłaźnienie się - prawdopodobnie dlatego, że dalej nie skończyłem przeżywać tego jak głupio czuję się po feriach spędzonych w jednym igloo z asystentem podszywającym się pod ucznia, a osoba tego konkretnego Profesora dotkliwie mi o tym przypomina. Przystaję więc gdzieś z boku, trochę myśląc o tematyce zajęć, trochę wyrzucając sobie własną naiwność, a ostatecznie dając się odrobinę uspokoić roztoczoną barierą ciepła. Nie zmienia to faktu, że nie mam wobec tego dnia zbyt wielkich oczekiwań...
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 4 Biegłość w zaklęciach: zwykłe, początkujący więc 5 rok to już może być prawie biegle lewą ręke ma mocniejszą. Stan fizyczny: spadł z miotły tylko Kondycja fizyczna: Często biega o poranku lub późny wieczór. dobra/bardzo dobra Zainteresowanie: 10 Nastrój: 7
Puchon udał się zaraz po posiłku na polane gdzie były zaklęcia ubrany w czarną bluzę i jensy oraz trampki. Deszcz zdawał się chyba wszystkich omijać.(jesli pada) Zapewne za sprawą wcześniej rzuconego zaklęcia. Jednak dzisiaj, chłopak miał inne rzeczy na głowie. Musiał być cierpliwy. Kałuże zdążyły się przekształcić w pasma wolno płynących strumyków które, z wolna zmieniały cały teren z błotniste 'bagno'. Nie był wcale głupi należał do bandy średnio uzdolnionych, którym targała niezrozumiana dla nikogo mania wielkości. Uśmiechnął się pod nosem.-Cześć wszystkim.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 28pkt Biegłość w zaklęciach: raczej standardowa. Przy ofensywnych może być początkująca. Stan fizyczny: brak urazów Kondycja fizyczna: przeciętna - sportowcem nie jest, ale jakoś sobie fizycznie radzi Zainteresowanie: 12 Nastrój: 8 -
Zajęcia z zaklęć na świeżym powietrzu zdecydowanie były czymś czego potrzebowała. Poza tym lekcje Voralberga zawsze były interesujące i pozwalały jej się rozwijać w zakresie magii użytkowej i nie tylko. Z pewnością je sobie ceniła i chętnie uczęszczała na nie, wiedząc, że zawsze może się nauczyć czegoś nowego i zapewne przydatnego. Zgodnie z sugestią pojawiła się na polanie w wygodnym dresie, który często wykorzystywała do prac w ogrodzie zamiast w swoim zwyczajowym mundurku. Wdzięczna była za rozciągającą się sferę powstrzymującą opady dzięki której mogła w końcu zdjąć kaptur z głowy i spokojnie odetchnąć. Teraz wystarczyło jedynie poczekać na przybycie profesora, który miałby rozpocząć lekcję.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 68pkt Biegłość w zaklęciach: biegły/zaawansowany w przypadku trudniejszych zaklęć Stan fizyczny: trochę się jakiś czas temu poobijała, ale ogólnie to jest dobrze Kondycja fizyczna: bardzo dobra (zawodowo gra w quidditcha) Zainteresowanie: 15,bo lekcja kruczego ojca Nastrój: 6
Nie mogła z pewnością przegapić lekcji u Kruczego Ojca. Dlatego też ubrana w swój odświętny krukoński dresik, który miał ją chronić przed zimnem i siekącym deszczem. Co prawda wciąż była nieco obolała, ale zdecydowanie powodziło jej się już o wiele lepiej i była w stanie w miarę normalnie funkcjonować. Nie miała pojęcia, co też takiego Voralberg dla nich szykował, ale zdecydowanie będzie warto się pofatygować. Tym bardziej jeśli znowu będzie to coś w stylu rywalizacji jak ich gra w podchody czy inne takie. Była na to w pełni gotowa.
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 8 Biegłość w zaklęciach: początkujący Stan fizyczny: brak; Kondycja fizyczna: dobra, (gra w Q ale miał dłuższą przerwę) Zainteresowanie: 7 Nastrój: 6
Był początek marca, więc na zewnątrz była dość solidna piździawicha, ubrany w ciepły, wełniany płaszcz, z twarzą wtopioną w cienki szalik, Julius zmierzał na lekcje zajęć, która odbyć się miała na otwartym terenie przed szkołą. Przeklinał ten pomysł widząc jaka jest pogoda, a nie chciał w końcu się rozchorować, jak dopiero co skończył się wypoczynek od szkoły w postaci ferii zimowych. Gdy jednak doszedł na miejsce, gdzie czekało już trochę osób, okazało się, że chociaż teren zbiórki okrążony jest zaklęciem, które sprawiało, że w jego granicach było ciepło na tyle, że mógł zrzucić część garderoby w oczekiwaniu na nauczyciela.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 33 Biegłość w zaklęciach: biegły/zaawansowany w przypadku bardziej skomplikowanych inkantacji; generalnie radzi sobie z czarymarowaniem całkiem nieźle Stan fizyczny: zdrów i w jednym kawałku Kondycja fizyczna: bardzo dobra; gra zawodowo w Quidditcha i generalnie dużo ćwiczy Zainteresowanie: takie mocne 13 - przedmiot lubi, uważa za przydatny i od zawsze chętnie uczęszczał na zajęcia z niego, a poza tym odpowiada mu sposób w jaki są prowadzone przez Alexandra Nastrój: 8
Pogoda może i niespecjalnie zachęcała do wyściubiania nosa z ciepłych murów zamku, ale dla niego nie stanowiło to żadnej przeszkody, a już z pewnością nie było powodem do rezygnacji z udziału w zajęciach. Zwłaszcza, że w tym przypadku chodziło o zaklęcia, czyli jeden z przedmiotów, na którym się pokazywał bez jakiegokolwiek nacisku czy przymusu, chcąc się doskonalić ze sztuki ciskania zaklęciami dla siebie samego. Latanie i Quidditch zawsze u niego przodowały, ale te zajęcia też plasowały się wysoko; szczególnie odkąd Voralberg piastował stanowisko nauczyciela tego przedmiotu – jego metody nauczania od samego początku bardzo przypadły mu do gustu. Zgodnie z sugestią, żeby ubrać się wygodnie zdecydował się przywdziać dres w ślizgońskich barwach i ze swoim nazwiskiem na plecach uzupełniony o trampki, a jakżeby inaczej, całkiem zadowolony zresztą, że mógł w pełni legalnie zrezygnować ze szkolnego mundurka. Na miejscu pojawił się ani zbyt wcześnie, ani zbyt późno – tak w sam raz, żeby nie musieć zbyt długo wystawać na tym chłodzie, choć okazało się, że miejsce zbiórki zostało otoczone barierą, wewnątrz której było przyjemnie ciepło. Na tyle, że zdecydował się zdjąć swoją bluzę typu hoodie i przewiesić sobie ją chwilowo przez ramię. Tradycyjnym salutem przywitał się z wyłowionymi w tłumie znajomymi twarzami, by następnie przystanąć gdzieś obok Strauss, żeby poczekać na pojawienie się nauczyciela, całkiem ciekaw co tym razem dla nich przygotował.
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 17 Biegłość w zaklęciach: standardowy w zwykłych, zaawansowany w ofensywnych/defensywnych, początkujący w niewerbalnych Stan fizyczny: brak jakichkolwiek kontuzji, niedawno przeszedł ostre przeziębienie, więc jest nieco osłabiony Kondycja fizyczna: w miarę sprawny, choć nie trenuje niczego Zainteresowanie: 9 Nastrój: 6
Zajęcia z Voralbergiem zawsze były ciekawe, dlatego Noah ucieszył się na to, że pierwszymi zajęciami po powrocie z ferii będą właśnie te. Zdziwił się nieco, że profesor kazał im przyjść na jedną z polan obok Zakazanego Lasu, choć w sumie mieli już lekcję nawet w upalnym słońcu na podmokłych ziemiach Luizjany, więc... Nic go dziwić nie powinno. Ubrał się dość ciepło, być może za ciepło, uznał jednak, że woli ewentualnie zrzucić z siebie niepotrzebne elementy garderoby, niż potem musieć kolejny tydzień spędzić w skrzydle szpitalnym wlewając w siebie hektolitry eliksiru pieprzowego, co do najprzyjemniejszych przeżyć nie należało... Dotarłszy na polanę, rozejrzał się dookoła, wypatrując znajomych twarzy. Nie znalazł ich zbyt wielu, więc przycupnął na jakimś kamieniu, wyciągnął różdżkę i zaczął wyczarowywać kolorowe bańki mydlane, które rozbijał dźgnięciem różdżki, żeby zająć się czymś w oczekiwaniu na profesora.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Punkty kuferkowe (zaklęcia): 0 Biegłość w zaklęciach: Lepiej czuje się w zaklęciach użytkowych niż ofensywnych/defensywnych, gdyż te często powiązane są w jakiś sposób z magią leczniczą, więc dajmy tutaj naciągany standard. Stan fizyczny: Zdrów jak ryba! Kondycja fizyczna: Bardzo dobra; aktywnie uprawia wspinaczkę, pływanie i te inne + uczy gry w quidditcha inne dzieciaki i doroślejszych ludzi. Zainteresowanie: 13? Wie o co chodzi, kto to jest Voralberg, wie, że robi ciekawe lekcje. Nastrój: 10; Pierwsza lekcja w nowym semestrze + widać, że mu się pali do zrobienia do czegoś fizycznego.
Po zakończeniu ferii tak naprawdę przybyły nowe zmagania, a sam Zefek zaczął faktycznie zauważać, że na samym leczeniu zaklęcia się nie kończą i wypadałoby poćwiczyć trochę więcej niż się sam spodziewał. Profesor Voralberg według uczniów był dość... trudnym w obyciu nauczycielem, jednak nie przeszkadzało to im na przychodzenie na zajęcia, gdzie mężczyzna prezentował naprawdę niekonwencjonalne i ciekawe rozwiązania prowadzenia lekcji. A przeczytanie wskazówek na temat tego, gdzie należy się spotkać i JAK się ubrać sprawiło, że podekscytowanie świeżego studenta sięgało wręcz zenitu. Musiał wziąć w tym udział. Wygodny t-shirt, spodnie dresowe i buty do biegania? Wręcz zakładał je tak, jakby zaraz miał odjeżdżać pociąg do czegoś naprawdę zabawnego. Ale już po pewnym czasie znalazł się w umówionym miejscu, tyle, że... mało kogo kojarzył. Więc... kwestia tego jak to się wszystko potoczy, prawda?