W tym miejscu studenci wydziału Magii Artystycznej wywołują zdjęcia. Ciemnia ta składa się z dwóch pomieszczeń. Śluza świetlna służy przejściu z części oświetlonej światłem dziennym do ciemni właściwej, gdzie mamy dostęp do wody oraz sztucznego światła. Znajdują się tu trzy lampy ciemniowe - czerwoną, oliwkową i pomarańczową. Umieszczono także specjalny, magiczny zegar ciemniowy, którego zadaniem jest precyzyjne odliczanie czasu działania odpowiednich urządzeń. Oczywiście studenci mają tu do dyspozycji mnóstwo papieru do zdjęć! Miejsce to ma swój specyficzny urok, dostrzegalny przy oczekiwaniu, nienaturalnym oświetleniu oraz idealnie równym tykaniu zegara.
Tak to już bywa, że jak coś jest potrzebne, to akurat nie sposób to znaleźć. To stwierdzenie idealnie pasuje do Wolfa. Bo kiedy jest on potrzebny to za cholerę nie można go odnaleźć. Oczywiście można próbować zasypać go sowami, ale istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że na nie wcale nie odpisze. Jeszcze istnieje możliwość wysłania patronusa z wiadomością… o ile oczywiście potrafi się go wyczarować. Spójrzmy prawdzie w oczy, Dex nigdy nie był mistrzem zaklęć, eliksirów, zielarstwa, magicznych zwierząt… można by tak wymieniać. Oczywiście Vanberg jest z paru rzeczy dobry, nawet bardzo, ale raczej nie mieszczą się one w programie nauczanym w Hogwarcie. Tak czy owak, jeśli chodzi o tego patronusa, to udało mu się go tylko raz wyczarować i przekonał się wtenczas, że ma kształt krokodyla. Nigdy więcej już go później nie zobaczył. Wysłanie wiadomości do Wolfa tym sposobem więc odpadało. Dex wymyślił więc, że po prostu go znajdzie, bo daleko nie mógł się oddalić. Takim też sposobem dotarł do ciemni! Zapewne miało znaczenie tu to, że znajdowała się ona na tym samym piętrze co Dexowa sypialnia. Właściwie jak otworzył drzwi, które tam prowadziły, to powinien chyba wyjść, bo przecież było tam zupełnie pusto… ale nie, Dexterowi wpadł do głowy pewien pomysł. Po prostu stwierdził, że przydałaby mu się mała przerwa. Takie miejsce średnio nadaje się, aby w nim palić… ale właściwie nie wiele go to obchodziło. Dlatego też Vanberg wszedł do środka i oparł się o jakiś stolik. Z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów, a z niej ładnie zwiniętego skręta. Nie śpiesząc się, odpalił go, zaraz wciągając do płuc owy charakterystyczny dym. Z ciekawości zaczął spoglądać na zdjęcia, które tam wisiały, szukając czegoś ciekawszego. Seria fascynujących zdjęć przedstawiających zamek tak go jednak znudziła, że wręcz stracił zupełnie nadzieję, na znalezienie tu czegokolwiek interesującego. Czy w tej szkole nikt nie robił fotografii na przykład nagim laskom? Je o wiele chętniej by oglądano. Tak czy owak, ostatecznie Dex znalazł mały stos jakichś zdjęć, które najwyraźniej ktoś postanowił tutaj zostawić. Co chwila zaciągając się skrętem, szybko przeglądał owe obrazy, starając się znaleźć tu cokolwiek ciekawszego. O tym, że szukał Wolfa zupełnie już zapomniał. Z resztą Vanberg tak szybko tracił zainteresowanie dana sprawą, że nie było to niczym zaskakującym. Skoro nie ma Schlossera z prochami... cóż pewnie trafi się po drodze ktoś inny, w końcu to duży zamek. Nigdy nie wiadomo na kogo się wpadnie.
Jeden dzień, drugi dzień, trzeci dzień... I tak w kółko. Oby tylko dotrwać do wieczora. A potem dowlec się na jakieś w miarę wygodne posłanie i znów zanurzyć w nocy pełnej halucynacji. A rano rozpocząć kolejną koszmarną dobę. Typowy żywot ćpunki, która nie brała od jakiegoś czasu. Aż dziwne, że Naleigh wytrzymała dwa tygodnie. Jednak nic nie trwa wiecznie, a zwłaszcza abstynencja NNN. Niecierpliwie czekała aż sowa przyniesie towar. Heroinaheroinaheroina. Niczego bardziej nie pragnęła niż jej - najlepszej przyjaciółki, kochanki na każdą porę. Toteż gdy zobaczyła Frytkę z dość dużą paczką otworzyła szeroko oczy i niemal się na nią rzuciła. Błyskawicznie przygotowała sobie strzykawkę, aby po chwili poczuć przeogromne szczęście. Sama dokładnie nie wiedziała w jaki sposób udało jej się wstać i ruszyć do Hogwartu, aby w samotności, w jakimś ciemnym miejscu rozkoszować się tym, co właśnie fundował jej narkotyk. Wszystko było takie inne, lepsze, PIĘKNIEJSZE niż zazwyczaj. Prawie z czcią gładziła mury szkoły, jakby to ona była odpowiedzialna za to zamieszanie w jej głowie. Już zapomniała, jak bardzo uwielbiała te pomieszczenia. I obrazy. I duchy. I schody, które doprowadziły ją do.. skrzydła studenckiego. Teraz śmiało mogła powiedzieć, że jest w domu, u siebie. Nie przewidziała jednak, iż trafi zupełnie gdzie indziej niż planowała. Zamiast sypialni Magii Naturalnej przywitała ją ciemnia. Cóż, w sumie też może być. Walnęła się w kącie, aby tam po raz kolejny władować sobie narkotyk. Wciąż nie mogła uwierzyć, iż nareszcie heroina krąży w jej żyłach. Była zbytnio ogłupiona, aby zdać sobie sprawę z tego, że tak właściwie to teraz będzie brała już do samego końca. Powoli ogarniała ją senność, jednakże dziwne dźwięki nie pozwalały do końca zatopić się w tęczy. Otwarła oczy i spojrzała prosto na znajomą twarz. - Vanberg - odparła cicho. - Nigdy bym nie pomyślała, że to ciebie ujrzę po zażyciu hery - stwierdziła, po czym popatrzyła podejrzliwie na towar. Zdecydowanie wyeliminowała myśl, że Dexter naprawdę mógłby się tu znajdować.
W końcu zatrzymał się przy jakiejś fotografii przedstawiającą dziewczynę, którą zdążył już tutaj poznać. Jedno z tych zdjęć na błoniach, w cieniu którego z wysokich drzew. Cóż za kreatywność. Wypalonego do połowy skręta przytknął do brzegu zdjęcia, patrząc jak zaczyna się zajmować ogniem. Kiedy płomienie ogarnęły większość fotografii, rzucił ją na ziemię, przygniatając. Dopiero wtenczas usłyszał, że ktoś zwraca się do niego po imieniu, więc podniósł spojrzenie i dostrzegł blondynkę siedzącą w koncie. Zaciągnął się swoim skrętem, przyglądając owej osóbce, gdy ta mówiła o heroinie. Szybko w pamięci odtworzył jakiś magiczny spis osób, które znał i które wielbiły ten narkotyk. Zrobił dwa kroki do przodu, przyglądając się jej i zastanawiając skąd on ją zna… Bo wyglądała znajomo, ale powiedzmy, że ten spis który pojawił mu się w myślach, był dość bogaty. Do tego, tu przecież było zupełnie ciemno! Na trasach koncertowych poznawał czasem osoby, które zapadały mu nieco bardziej w pamięć, zwłaszcza, jeśli znajomość z nimi trwała dłużej niż godzinę. I wbrew pozorom, NNN należała do grona tych, które to z głowy zupełnie mu nie wyleciały, jednak potrzebował chwili, aby przypomnieć sobie kim jest ta blondynka. Nie mógł jej brać zbytnio pod uwagę od razu, przecież nie byli gdzieś tam w Ameryce, gdzie to ją poznał. W końcu chłopak usiadł na ziemi, gdzieś tam w koncie, tuż obok niej. - Masz szczęście, postanowiłem Ci się dzisiaj ukazać – powiedział, a dla potwierdzenia tych słów, nawet poklepał ją lekko po udzie. Właściwie nie wiedział, czy ta dalej myśli o nim jako o dzikiej fantazji, która się jej zrodziła (co było dla niego jeszcze ciekawszą myślą), czy już uwierzyła w jego istnienie. Tak więc oparł się o ścianę, którą mieli za plecami i zaciągnął się ponownie tym swoim skrętem, czekając na jakąś odpowiedź z jej strony. Pamiętał, że mieli kiedyś krótki romans, ale nie miał pojęcia co ona teraz robi w tej szkole, bo przecież to na pewno była ona. Chyba. Trochę go dezorientowało jej pochodzenie, no ale nie ważne. Ona wiedziała kim on jest, więc właściwie wszystko jedno.
Na Merlina, projekcja jej chorego mózgu pali w dodatku skręta. Ach, ależ ona dobrze trafiła! Uśmiechnęła się delikatnie, gdy postać nieco się do niej zbliżyła, jednocześnie zastanawiając się co też Dexter Vanberg - wokalista Veritaserum by tu robił. Dla niej samej jego obecność była tak bardzo nierealna, że w sumie z niechęcią ją usunęła. Ale stwierdziła, że dlaczego by nie porozmawiać chociażby z wymysłem wyobraźni? Zawsze to lepsze od samotności! Tym bardziej, że Dexio sam nie stronił od używek i nie prawiłby jej kazań co ona też wyprawia biorąc heroinę po krótkim czasie abstynencji. - Cóż za łaskawość od losu, jestem pod wrażeniem - powiedziała z lekką ironią. No ale narzekać na towarzysza nie mogła. Ba, była nawet z niego zadowolona! Dopiero gdy ją dotknął stwierdziła, że ducha NIE POWINNA poczuć. Przekręciła lekko głowę i wlepiła w niego zwężone źrenice. - Nie powinieneś czasem teraz dawać jakiegoś koncertu albo pocieszać fizycznie fanki przed swoim odjazdem? - spytała zaciekawiona. NIGDY nie myślała o tym, że znowu go spotka. Na koncercie pojawiła się przypadkiem. Czyżby prześladował ich.. zbieg okoliczności? Cóż, to trochę dziwne miejsce na spotkanie, według mnie. Zważając na to, że Dexter raczej wolał miejsca zaludnione, w przeciwieństwie do Naleigh. Ale mniejsza o to. Oni tu sobie wesoło gawędzą, a hera czeka. Zdecydowanie tak nie powinno być. NNN czym prędzej sięgnęła do kieszeni po ecstasy. Ot, taki miły początek - na rozluźnienie. Podała Vanbergowi kilka tabletek i pokiwała głową zachęcająco. Nic tak bardzo nie pobudza do roboty rozmowy, jak one. - A więc co tu robisz, wielka gwiazdo? - zapytała, śmiejąc się cicho. Przy okazji podgrzewała heroinę, aby za chwilę ponownie władować ją sobie w żyłę. Tym razem już nie sama, ale Z TAKĄ SŁAWĄ, JAK DEXTER. No po prostu zaszczyt, mhm.
Dexter Vanberg prawiący kazania… właściwie to byłby bardzo ciekawy widok! Niestety raczej się go nigdy nie doczekamy by ujrzeć, bo Dex przeważnie miał gdzieś, kto co robił ze swoim życiem. Tak wiec rad, upomnień, przestróg, idiotycznie byłoby się z jego strony spodziewać. Całe szczęście w tej szkole jest cała plaga Cioć Dobra Rada, więc w razie chęci posłuchania moralnych rad, zawsze znajdzie się ktoś do tego idealnie nadający! Chłopak ostatni raz zaciągnął się swoim skrętem, po czym rzucił go gdzieś przed siebie. Przez chwilę obserwował jak ten wypala się leżąc na brudnej posadzce. - To twoja iluzja, więc zamiast na koncercie jestem teraz tutaj – odparł tylko na jej pytanie. – Wiesz, muszę dbać o swoje fanki w każdym zakątku świata, więc teraz pocieszam je w Hogwarcie – dodał jeszcze. Okej, chyba nie mógł się mylić, to raczej była tamta dziewczyna poznana na trasie. Właściwie spędził z nią nienajgorzej tamten czas. Taki zbieg okoliczności, że na drugiej stronie półkuli znów na siebie wpadli? Nie no, fajnie, fajnie. Bo to ona, nie? No tak, definitywnie wolał być w centrum, siedzenie na uboczu było trochę nudne. No chyba, że zapewnione było interesujące towarzystwo. Właściwie wszystko się do tego sprowadzało, on raczej po prostu nie lubił siedzieć sam. A że w ciemni był samiutki… no przecież nie będzie w Wielkiej Sali skrętów palić. Chociaż nie chodziło o jakieś przyłapanie, to akurat miał gdzieś. Po prostu przecież zaraz zjawiłaby się jakaś chmara pieprzonych sępów i chcieliby żeby się podzielić. Co za świat. Wziął od dziewczyny kilka tabletek. Pierw uniósł między palcami jedną z nich, przyglądając się jej w tym czerwonym świetle, by następnie ją połknąć. A później tą drugą. Opierając się o ścianę, przechylił nieco głowę, by obserwować, jak NNN podgrzewa swój towar. Ile raz widział ten scenariusz ogrywany przez Wolfa? Swoją drogą to milutko z jej strony, że miała i dla niego jakieś tabletki. W końcu ich właśnie chciał. A w podzięce za te miłe proszki objął, dziewczynę ramieniem, o, w takim przyjacielskim geście. Postanawiając sobie tak grzecznie poczekać, aż zaczną działać. A i to jej pytanie, co on tu robił. - Właściwie to co wszędzie indziej. Biorę różne prochy z różnymi dziewczynami, włóczę się po dziwnych miejscach, palę skręty i od czasu do czasu przypominam sobie o tym, że jestem muzykiem – no może nie o to jej chodziło w pytaniu, które zadała, to akurat wiedział. Jednakże Dexter przecież odpowiadał sobie po swojemu.
No w zasadzie to masz rację - nie wyobrażam sobie pana Vanberga jak stoi nad kimś i kiwa mu palcem, że to co robi jest absurdalne i złe. Muszę przyznać, że Naleigh gdyby go tak ujrzała to miałaby na to dwa wytłumaczenia - albo wziął zbyt dużą dawkę krukoiny, albo zwariował. No ale na szczęście, nie będzie musiała sobie nic tłumaczyć, bo Dex jest jak najbardziej normalny i obojętny na czyjeś uzależnienia, o. Tęsknie spojrzała za skrętem. No ale pocieszyła się myślą, że w pokoju czeka na nią cały zestaw zaawansowanego narkomana - nowiutkie strzykawki, paczuszki heroiny, kokaina, amfetamina, morfina. Do wyboru, do koloru! - Całkiem przyjemna ta iluzja - przyznała. Jednak była już coraz bardziej pewna, iż z jej mózgiem jest w miarę w porządku. No po heroinie byłoby źle? A pff. Niemożliwe. Czyli to jednak był Dexter! Och, no rzeczywiście miło spotkać się po latach. Tym bardziej, iż tamte chwile, które z nim spędziła wcale nie były takie złe. O, mogę nawet dodać, że samej Naleigh się podobało. No tak, NNN doskonale to rozumiała. Sama wolała ćpać na uboczu, bo jak tylko ktoś dojrzy ją z heroinką to od razu mina skopanego psa i łzawa historyjka jak to diler pozbawił go towaru. Czy coś w tym stylu. No i jak tu się nie podzielić? Zwłaszcza, jeśli narkotyku ma się wystarczająco dużo. Dopiero wieczorem przychodzi atak kurwicy, gdy hery brak. Ciężki jest los ćpuna, mhm. Odpowiedź ją usatysfakcjonowała. Nie oczekiwała nie wiadomo jakiej historii o tym w jaki sposób się tu znalazł. Wystarczyło jej to. Po chwili strzykawkę miała już gotową i nie czekała na nic, tylko od razu wstrzyknęła sobie narkotyk. To znaczy, nie tak szybko, bo musiała najpierw znaleźć odpowiednie miejsce. Zaraz jednak przypomniała sobie o obecności Dexa i spojrzała na niego pytająco. Skoro już tu siedzi to niech skorzysta z dobrego humoru NNN. Ona sama odczuwała kolejną dawkę złudnego szczęścia. I tak jej było dobrze, że aż oparła głowę o ramię chłopaka. - Na zdrowie, Vanberg - przymknęła oczy i podała mu strzykawkę.
Swoją drogą to ciekawe, że narkomani w Hogwarcie byli całkiem nieźle zaopatrzeni. Ktoś tu w lochach chyba musiał mieć małą fabrykę dragów, skąd wszyscy czerpali towar. Ta teoria nie jest nawet taka głupia biorąc pod uwagę, że przecież jesteśmy w Erotycznym Hogwarcie, szkole pełnej biseksualnych ćpunów. O matko, uwielbiam te określenia, wspaniale pasują zwłaszcza do studentów. Naleigh Nefretete Neglect w Hogwarcie. No tak, spodziewał się, że spotka tu kilku znajomych, ale o dziewczynie gdzieś tam z Meksyku jakoś nie pomyślał! Aczkolwiek właściwie mu się podobał ten przebieg, przecież nawet ją wtedy polubił. A uroczych koleżanek nigdy za wiele! Otóż to, zaraz znajdzie się ktoś łasy na ewentualne zapasy narkotyku. A tak przy okazji, można przypadkiem odkryć jakieś nietypowe pomieszczenie i wpaść na kogoś ciekawego. To czerwone światło w tym wnętrzu dawało dziwną atmosferę. Właściwie kojarzyła mu się z Amsterdamskimi burdelami, no ale nie ważne! Tak czy owak, teraz sobie wbił spojrzenie w jakieś wiszące na sznurkach fotografie. W tym czasie blondynka wpuściła w swój krwiobieg nieco toksycznej substancji. Podała mu strzykawkę na którą spojrzał z zastanowieniem. Właściwie nie lubił tego gówna. Ecstasy, LSD, koka jasne, jednak hera… Spojrzał kątem oka na dziewczynę, która już była pod wpływem owego narkotyku, zastanawiając się co uczynić. Mało razy to brał, raczej nie kusiła go wersja ugrzęźnięcia w takim nałogu i włóczenia się po odwykach razem z Wolfem. Jednakże teraz Dexter właściwie miał ochotę poczuć się na chwilę, trochę lepiej. No i co więc w końcu uczynił? A wziął tylko trochę podgrzanego towaru do tej strzykawki. Dobrze, że miał na rękach takie wyraźne żyły. Wbił się w jedną z nich, pozwalając specyfikowi trafić do jego organizmu. O kurwa, Merlinie. Tak to było dobre, nawet bardzo. Teraz ani nie myślał, jak po skończeniu jego działania, będzie się gówniano czuć. Przymknął na moment oczy, kiedy jeszcze NNN oparła się o jego ramię. Dłonią, którą to obejmował dziewczynę, leniwie i tak zupełnie spokojnie gładził jej ramię. Miała taką gładką skórę, taką ciepłą… aha, chyba ecstasy działało. - Teraz jest jeszcze przyjemniejsza – dodał na temat iluzji NNN w której Dex miał główną rolę. – Powinienem częściej tak żywo bywać w urojeniach. - Rzucił strzykawką przed siebie. Z dźwięku jaki usłyszał, wywnioskował, że wycelował nią wprost w pojemnik z płynem do wywoływania zdjęć.
Hm, no też mnie to ostatnio zaciekawiło! Ale wiesz.. Wystarczy iść do Hogsmeade, Trzech Mioteł i tam spotkać się z dilerem, który oczywiście będzie wyglądał jak normalny człowiek. Krótka miła pogawędka, a na koniec w prezencie paczuszka zapakowana w taki sposób, że wygląda jak podarek bożonarodzeniowy od cioci Bogusi. I nikt nie wie o co cho. Ba, nawet się nie domyśla, że wewnątrz znajduje się cudowna heroinka! No i musisz sama przyznać, że wszyscy tutejsi ćpuni, a jest ich sporo, są biseksualni! A jak zdarzy się wyjątek to i tak nie na długo, bo od razu wchodzi się w pole profil i tam ładnie zaznacza opcję bi. Ach, ten Erotyczny Hogwart brzmi tak zachęcająco. Dziwię się, że jeszcze nie ma w związku z tym zrobionej jakiejś fajnej reklamy czarodziejów! Byłoby tyyyle chętnych. Tak, tak, popieram. Im więcej fajnych znajomych tym lepsze życie i łatwiej przebimbać rok szkolny. No bo owszem, samotność jest spoko, ale ileż można siedzieć samemu? Czasem trzeba wyjść do ludzi, tym bardziej, że niektórzy z nich mają naprawdę genialne pomysły odnośnie tego, jak wykorzystać swój wolny czas. Oj tak, klimacik mieli tutaj niezły. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... No nawet Mickiewicz idealnie wpasował się w nastrój! Aż się dziwię, że studentka wcześniej nie znalazła tego pomieszczenia. Dawanie sobie w kanał w tak uroczym miejscu jest całkiem miłe. Pewnie, że dobre. Naleigh Nefretete Neglect nigdy nie proponuje fatalnego towaru. Sama potrzebuje już czegoś mocniejszego, a więc nic dziwnego, iż Dexterowi było.. bardzo dobrze. Poza tym, po co przejmować się tym, co będzie za moment? Wiadomo, iż po jakimś czasie euforia minie. A zły nastrój to nic strasznego. Zawsze można wstrzyknąć sobie jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze.. A potem codziennie. NNN twierdziła, że miło jest wplątywać kogoś w nałóg. Tzn. niezupełnie. Przecież tylko oferowała chwilowe szczęście, prawda? Nigdy nie obiecywała wiecznej radości i optymizmu. - Taa.. Po herze zawsze wszystko jest lepsze - mruknęła cicho. Słysząc przyjemny dla ucha plusk, westchnęła: - Jakiś studencik będzie miał miłą niespodziankę podczas wywoływania zdjęć. Leniwie ujęła dłoń Dextera i zaczęła bawić się jego palcami. Cholera, już zapomniała jak to miło jest leżeć po narkotyku w kącie i nie myśleć o niczym.
W takim razie, ten diler z Hogsmeade musiał być już jakimś milionerem. Przynajmniej biorąc pod uwagę liczbę klientów, których miał w Hogwarcie, ich stopnień uzależnienia i ilość zażywanych proszków. Jakiś niewiarygodny interes. Dyrektor powinien dokładnie przyjrzeć się najbogatszym domom w okolicy i sprawdzić ich właścicieli. No chyba, że nie przeszkadza mu ta mała Hogwarcka rozpusta. Zdecydowanie ciężko znaleźć tu ćpuna, który byłby hetero. Ciekawa zależność. Chociaż mimo to, jakoś ciężko znaleźć romans homo wśród uzależnionych. Dotychczas jednak widuje się ich w samych hetero parkach, mimo tych teoretycznych preferencji. A co do Erotycznego Hogwartu, to pewnym jest, że wyróżniałby się na tle konkurencji. No otóż to, samotne siedzenie było zbyt nudne. Oczywiście nie żeby Dex się kiedykolwiek nudził, po prostu bycie w towarzystwie stanowiło nieco bardziej interesującą rozrywkę. I to chyba raczej nic wielce odkrywczego. E tam, wolał już pozdychać kolejnego dnia, niż pakować się w to co dzień. No może inaczej, dla zabicia gównianego samopoczucia, mógł wziąć coś innego, co sprawiłoby, że byłoby bardziej znośnie, a jednocześnie nie byłoby tak drastyczne. Cóż za cudowne rozwiązanie. Chyba. To bardzo miło się składało, że nie poczęstowała go jakimś ostatnim dziadostwem, bo jak łatwo się domyślić tego by nie chciał. Niewygodnie mu się tak siedziało, po za tym po tym narkotyku miał ochotę tak leżeć gdzieś w jakimś kącie i gapić się w sufit, albo robić cos innego, równie przejmującego. Dlatego też się przekręcił tak, by położyć głowę na kolanach NNN i móc patrzyć gdzieś w sufit. Oczywiście szybko zmienił punkt zainteresowania, przenosząc go na dziewczynę. - Pewnie zacznie żałować, że nie wpadł tu trochę wcześniej – uznał jakoś lekko się uśmiechając pod nosem. Nie znał ludzi z tej szkoły, ale istniało pewne prawdopodobieństwo, że jego teoria, choć średnio poważna, mogła być całkiem słuszna. Ponownie odnalazł rękę dziewczyny, którą to puścił w czasie jak się obracał, by znów spleść ich palce. Przyjemnie mu się tak teraz z nią leżało. Zupełnie leniwie, nieśpiesznie z uczuciem euforii krążącej gdzieś w żyłach. - I tak wszystko jest takie samo, tyle, że o wiele lepiej się to przyjmuje – odpowiedział po chwili na jej stwierdzenie, że po herze wszystko jest lepsze, dłonią jednocześnie przeczesując włosy. Kurde, były teraz takie niewiarygodnie miękkie, aż zrobił to jeszcze raz.
Ja bym się raczej nie zdziwiła, gdyby rzeczywiście nim był! Skoro zarabiał sporo na samej Naleigh, a ona z pewnością nie jest jedyna to.. uhu, bycie dilerem to zapewne strasznie ciekawa fucha. Rozprowadzasz towar głodnym narkomanom, podbijasz cenę, gdy widzisz, że zrobią wszystko dla dragów, a potem jak gdyby nigdy nic wracasz do domu z kieszenią pełną galeonów. No po prostu raj, a nie życie. A dyrektor raczej o heroinie wie tylko tyle, że ta istnieje. Z pewnością nie śnił nawet o tym, że pod jego dachem krąży tylu ćpunów. Hm, no jakby nie patrzeć to tak właśnie jest - ogółem mamy tu dwie homo parki i żadna z tych osób nie bierze. CZAS COŚ Z TYM ZROBIĆ! Dosypać im proszku do herbatki.. W każdym bądź razie, tak nie powinno być, o nie. Ewentualnie namówić dwóch narkomanów na związek homo. I problem z głowy. Wtedy nazwa Erotyczny Hogwart pasowałaby i d e a l n i e. To Dexter jest chyba jednym z nielicznych, którzy nie ulegli urokowi twardego narkotyku. Większość o wiele bardziej wolała minimalnie zwiększyć dawkę i powtórzyć tak fajny odlot! W końcu.. komu by się nie spodobał świat, na początku zupełnie bezproblemowy? Heroina zamienia koszmary w piękne sny.. I jak można z tego dobrowolnie zrezygnować? Dla NNN to zdecydowanie coś niezrozumiałego. Nawet nie poczuła kiedy Dexter się wygodnie ułożył na jej kolanach. Cóż, za wygodnie i miękko to on nie miał, ale że nie protestował.. No nic! Również wlepiła w niego ślepka, no bo przecież jak to to tak nie poznać na nowo twarzy towarzysza? Pff, nie ma takiej zabawy, trzeba się trochę pogapić jak można. Wszak taka okazja nie trafia się zbyt często. - No tak, naćpany Dex to doprawdy rzadki widok - stwierdziła, delikatnie się z niego naśmiewając. Ogółem, to nie miała nic do ludzi, którzy biorą tylko te z tzw. miękkich narkotyków. Ale w sumie tak dawno z nikim nie rozmawiała, a co dopiero przekomarzała się! Noms, brakowało jej tego. - Nie, nie, nie - zaprotestowała. - Gdyby nie heroina wszyscy ludzie byliby smutni. A tak jest dużo tych, którzy są pozytywnie nastawieni do życia. Bo wstrzykują sobie szczęście - przedstawiła mu swoją teorię, która była równie chora, jak i ona, ale cóż... Skoro te jego włosy były takie fajne to Naleigh koniecznie musiała to sprawdzić! Zanurzyła więc tam swoje blade palce. Mhm, rzeczywiście miękkie!
Dobra, dobra. Nie ekscytujmy sie tak wszyscy, bo nie ma czym. Był bal, teraz jest po balu, wszystko ładnie, pięknie, idealnie, dyrektora prawie wykopano ze szkoły, nie ma narkotyków, ćpuny usychają, jest płacz, rozpacz, zgrzytanie zębami, błaganie o litość... Ale Szarlotka sie nie poddaje, no skąd! Damy rade, co nie? Jak w Bobie Budowniczym. Wszystko się ułoży, jeszcze będzie pięknie, kolorowo i takie tam! A jeśli o to chodzi, to właśnie przez te wszystkie rozmyślenia, optymizm, jaki nagle wpadł w studentkę był tak wielki, że aż jej samej się niedobrze zrobiło. I dlatego udała się do ciemni. Bo tam było wygodnie, fajnie i... ciemno. Więc nic dziwnego, że właśnie takie miejsce wybrała. Z resztą na miejscu od razu zrobiło jej się tak jakoś.. normalniej. Wrócił jej zwykły nastrój, dziwna nostalgia z bliżej nieokreślonego powodu i inne sprawy. Ale, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze humorki, to z tym nie było jeszcze tak źle. Nie będziemy się tu zbytnio rozpisywać, bo nie ma po co, co nie? No więc po dłuższej chwili gdzieś się tam w tej ciemni umiejscowiła, wsłuchując się w tykanie zegara.
No tak. Bal, bal i po balu. Oczywiście Gilbert spodziewał się większych fajerwerków. Nigdy nie był w stanie zrozumieć dlaczego dyrektor nie podziela jego opinii i ni zrobi balu na którym niewiasty muszą sieubrać jak najbardziej skąpo, leje się alkohol, on jest królem na balu, a wszystko kończy się jakąś fajną orgią. Niestety, nie było aż tak fascynująco. Przynajmniej miał wspaniały kostium i zachwycił swoją partnerkę w mniej wspaniałym kostiumie niż on, ale właściwie nie ma się czemu dziwić! No cóż, nieważne. A teraz zmierzał na spotkanie ze swa wielką miłością. I to w ciemni. Jakie to romantyczne, o matko kochana. Dobrze, że sobie w ogóle o niej przypomniał. Dużo czasu minęło od ich ostatniego spotkania, z dnia na dzień myślał coraz mniej, aż w koncu całkowicie zapomniał o jej istnieniu. W sumie to dla niego nie nowość, on nie pamięta połowy imion swoich znajomych. Nieważne! Przypomniał soibe o niej przez nowy zakaz nałożony przez szanownego dyrektora. Domyślał się, że świeżo upieczona Krukona ledwo żyje, więc może się znarkotyzować jego osobą. Jaki on był wspaniałomyślny, aaaww.. - Siemanko paskudo. Wyplułaś już żołądek i płuca na tym odwyku czy jeszcze można cie bezpiecznie dotknąć, a ty się nie rozpadniesz? - Nie ma to jak miłe przywitanie tuż po wejściu do środka i odnalezieniu jej w ciemnościach. Oczywiście kierował się głosem serca, bo to ładnie brzmi! I to doprowadziło go do niej, siedzącej w kącie, z chorobą sierocą. No trudno się mówi.
No cóż, może dyrektor po prostu nie był tak wspaniałomyślny jak on i najnormalniej w świecie na coś takiego nie wpadł? Poza tym, niech ci będzie. Powiedzmy, że jakimś cudem taka impreza zaistniała w szkole, i co by było dalej? Wszyscy by sie dobrze bawili, takie tam, bo przecież nie udawajmy, od jakiegoś czasu Hogwart słynie już tylko z szalonych imprez studentów, którzy pieprzą się po kątach i pustych salach. Po co w takim razie byłaby im taka 'legalna' impreza, skoro tak czy siak mogą sobie taką samą urządzić? No, może trochę mniej byłaby wtedy oficjalna, ale pff, też mi różnica. A bal przecież nie był aż tak zły. Bywały gorsze, ot co. Jasne, szczerość w związku to ważna rzecz. Trzeba się przyznać, że o takich rzeczach i ludziach się zapomina, no oczywiście. Kto normalny w ogóle nie zapomniałby o osobie, którą prawdopodobnie kocha i jest dla niego ważna? No jasne, że nikt. Bo o takich się najbardziej zapomina, no nie? Albo to ja żyję w jakimś... niewiadomoczym z innymi zasadami. No mniejsza. Studentka była właśnie na dobrej drodze do strzelenia artystycznego foszka, kopnięcia dopiero co przybyłego towarzysza w dupę i opuszczenie ciemni, ale oczywiście po chwili stwierdziła, że jednak podoła temu zadaniu i zostanie. Bo twardym trzeba być, nie zważając później na konsekwencje swoich czynów. Tak więc zaczęła robić te tak zwane ćwiczenie przeciw stresowaniu się, polegające na wdechu-i-wydechu, i dopiero potem troszeczkę mniej zzieleniała i doprowadziła swoje struny głosowe do normalności. - Niee, postanowiłam się na razie spokojnie rozkładać na kawałki, a potem dopiero wypluwać z siebie wszystkie ważne mi organy - Zakpiła obserwując w ciemności sylwetkę Gilberta zbliżającego się do niej. Głosem serca, mówisz? Ładnie to brzmi, trzeba przyznać. Czyli jednak będziemy się kierować jakimś romantyzmem, filozofią i poezją? No no no.
No właśnie. Nielegalnie mogą sobie zrobić, oczywiście. Wtedy jednak sami muszą zadbać o alkohol, muzykę, używki, zasady, rozesłać i rozpowiedzieć zaproszenia, potem to posprzątać, brak dnia wolnego po na odchorowanie i takie tam. No i dyrektor też mógłby się na takiej imprezie pobawić, rozerwałby się facet. A skoro robią to bez jego wiedzy to wszystko na ich głowie i jeszcze pan zacny raczej nie ma większego prawa pojawić się na zabawie. Oczywiście organizacja tego to nie jest pracochłonna praca. Studenci mają już niezłą wprawę i dają radę szybciutko się uwinąć. Nie zawsze sie jednak chce, a jak jeszcze trzeba za to wybulić! Dajcie spokój. Przypominam, że Gilbert nie jest normalny w żadnym wypadku. Brak myślenia nałogowo o ćpunce można uznać za zapomnienie, prawda? No w jego wypadku, owszem. Nie zmieniło to jego wielkiej miłości! Możemy uznać, że starał się tego wyzbyć, dla jej dobra. Przecież zdaje sobie sprawę, że nie jest dla niej ideałem ani żadnym moralizatorem ani w ogóle nic. Zasługuje na kogoś lepszego, bla bla bla. Może jakiegoś dilera, którym on nie był? No. A ty mi tu już jakieś sugestie, że to wszystko jakaś ściema, a on jest zły i niedobry. A tu proszę, okazuje sie że serduszko gilbertowskie jest wielkie, gorące i otwarte na Francuzkę. Przykucnął sobie przed nią wsłuchując się w swoje strzelające kości w kolanach. Czyżby jeszcze rósł? A może za mało mleka? Co oczywiście jest dziwne, bo przecież on się odzywa bardzo zdrowo i w ogóle cały jest taki ekologiczny, że matko kochana, lepszego człowieka na tym świecie nie znajdziecie. - Zamawiam kości, dolną wargę i oczy. Przydadzą mi się - Żeby nie było, że jego przywitanie jest tak paskudnie niekulturalne i nie pasuje do ich wyimaginowanego (udało mi się poprawnie napisać za drugim razem, ha!) związku to oczywiście dostała jakże milutkiego całusa w czubek swojego jakże zacnego noska. Czy on nie jest słodki? No każdy powie, że jest. W sensie Gilbert, nie jej nos. - Mam nadzieje, że jednak się nie poddajesz i nie wychodzisz z nałogu? Bez narkomani staniesz sie dość nudna i zwyczajna. No i przytyjesz - Palce chłopaka prześlizgnęły sie parę razy po wychudzonych nogach krukonki najwyraźniej chcąc podkreślić, że jemu się podoba tylko obecny stan rzeczy.
Oj tam, bo ty sie akurat takimi drobiazgami przejmujesz, jakby to wszystko od ciebie zależało. Lepiej, żeby wszyscy prócz ciebie robotę odwalili, załatwili alkohol, używki i te sprawy, a ty tylko przyjdziesz tak z grzeczności, bo dostałeś zaproszenie. A pod koniec imprezki kulturalnie sobie pójdziesz bez pożegnania, ewentualnie zapytasz grzecznie sprzątających po imprezie, czy im nie pomóc, na co oni pewnie odpowiedzą 'och och nie zawracaj sobie głowy, masz pewnie inne rzeczy do roboty'. No a skoro oni tak mówią, to po co się kłócić? Są mądrzejsi, rację pewnie mają, więc wystarczy pokiwać głową, wzruszyć ramionami, wyjść i po problemie. Wielka mi filozofia, phi! No tak, zapomniałam, że Gilbert to przecież taki troskliwy facet jest. Dla dobra Szarlotki można zrobić wiele rzeczy: dać jej spokój, hajs, narkotyki, ewentualnie wysłać na odwyk, ale z pewnością nie olać. Bo jej się nie olewa, moi kochani. Się dziewczyna tylko wtedy dodatkowo złości, stresuje, a to przecież źle wpływa na jej urodę (mhm) i wiele wiele innych rzeczy. I oczywiście, że zasługuje ona na coś o niebo lepsze. Niby to taki szał, się kręci z panem Slone, okrzyki zazdrości, dziki płacz innych, a tu takie... nic. Z drugiej strony zawsze lepsze to, niż jakieś inne, o wiele gorsze i większe N I C, co nie? Tak więc możemy z pewnością stwierdzić i podsumować, że on nie zasługuje na nią, a ona na niego. Ale co tam, i tak wiadomo, że przeciwieństwa się przyciągają i za cholerę nikt tego nie zmieni. - Dopsz, a resztę możemy wypierdolić? - chciała się tylko upewnić, czy na pewno tak jest, czy czegoś jeszcze potrzebować nie będzie. A pewnie będzie. O, i już nawet na dzień dobry nos się mu przydał, a wcześniej go nie wymienił. No proszę, jak ja sie znam na ludziach. - Nie wydaje mi się - oczywiście, że nie. No skąd. W ogóle! Ale podroczyć ewentualnie się można, że co to by nie było, jakby jednak słynna narkomanka Szarlotka ćpać przestała. Poza tym, teraz w szkole jest już od groma ćpunów i takich tam, więc jakoś zbytnio niezwyczajna to ona i tak nie jest.
Dokładnie tak. Chociaż... pytanie o pomoc w sprzątaniu? No chyba cie pojebało dziewczynko. Nie ma szans, niech sobie sami sprzątają. Dyrygowanie nimi podczas tej roboty? Mówienie im co mają robić, karcenie ich za złe wykonywanie swojej roboty i wyśmiewanie się prosto w twarz? Walenie batem po plecach i popędzanie w tych czynach? Krytyczna ocena końcowa, ponowne zrobienie burdelu i rozkaz sprzątania tego wszystkiego po raz kolejny? Tak. To wszystko jest w stylu typowo gilbertowskim. Nie żadne próbowanie bycia miłym, oj nie nie. To on tu jest mądry, wspaniały i zdolny. A reszta niech się uczy pod jego czujnym okiem i dziękuje mu na kolanach, że był łaskaw im tych nauk udzielić. Miał w końcu mnóstwo ciekawszych zajęć, a jednak zrobił właśnie to. No oczywiście. On jest dla niej za dobry, ona psuje mu idealną reputacje. Zdecydowanie nie są siebie warci, a jednak Gilbert bardzo się troszczy o anorektyczkę. Ona mu okazuje zdecydowanie za mało wdzięczności, ale co tam. Fakt, że śmie narzekać jest oczywiście okropny i bezczelny. Nie ma takiego prawa, nawet w skrajnych sytuacjach. O, zauważyłem właśnie, że masz pięćset pięćdziesiąt pięć postów na Szarlotce. Fajna liczba! Ja nie wiem ile mam, bo jeszcze nie mam na tej stronie postu, no trudno. Nieważne. O czym to ja mówiłem? Nie wiem, nie pamiętam, a nie chce mi się czytać własnych słów. Nieważne. Podsumowując, nie pasują do siebie wcale i dlatego są dla siebie idealni. - Rzuci się na pożarcie jakimś zwierzaczkom albo powkłada młodym adeptom magii do łóżek. Skoro przeraża ich widok ciebie na żywo, to co dopiero jak będziesz martwa. Brawo, masz jakiś talent. - Usiadł sobie wygodniej uśmiechając się do niej zachwycony tym faktem. A jednak nie jest taka głupia na jaką wygląda! Nawet chodzący kościotrup i narkoman moze się do czegoś przydać, jak widać. Jaki z niego jest dobry pocieszyciel, kurcze! - Tak będzie. Stracisz swoją wyjątkowość i już cie nie będę chciał. Co ty biedna wtedy zrobisz? - Oparł podbródek na jej kościstych kolanach, bo jakbys nie wiedziała siedziała z podkurczonymi nogami w sposób idealny, by ślizgon wygodnie mógł się oprzeć. Spojrzał nawet w jej słabo widoczne, marne oczęta żeby poczuła się bardziej wyjątkowa. Zaczął rozumieć dlaczego wybrała takie ciemne pomieszczenie.
Pff, ciebie chyba pojebało. Jak ty się do mnie w ogóle zwracasz? Zaraz dostaniesz i sie skończy, no. ALE WIĘCEJ O TYM POTEM, bo ja właśnie próbuje być tutaj miła i kulturalna? Pomoc w takich sprawach jest ważna, no przecież. Kij z tym, że sama tak bym sie nie zachowała i pewnie niezauważalnie spieprzyła z imprezki gdzie pieprz rośnie, ale za to Szarlotka nigdy w życiu, a tu przecież o nią właśnie chodzi! Przecież to takie pomocne dziecię jest, rodzicielskie, kochane, no normalnie żyć nie umierać. A jeśli o to chodzi... coś mi się nie zgadza z tymi przymiotnikami, których użyłeś opisując swoją postać. NO CÓŻ. I w ogóle to widzę, że tu nie tylko Gilbercik ma jakieś popędy sado-maso. Ciekawe, czy by tobie było miło, gdyby ci ktoś skopał dupe przy sprzątaniu. Jeszcze bić po plecach batem... No kto cie wychował? Dżungla jakaś. Ale to już przecież wszyscy wiemy, co nie? Kto powiedział, że ona narzeka? Ona jest niewinna tutaj przecież. Bidulka siedzi sobie tak sama, nikomu nie wadząc, swoje myśli zostawia tylko i wyłącznie dla siebie samej, z nikim nie rozmawia o tym, co JEST między nią a Ślizgonem, a on ją tu jeszcze oskarża o to, że ona marudzi. Ja wiem, że on by chciał, żeby tak było. Żeby wszyscy gadali o tej ich dziwnej i toksycznej relacji, ale żeby wyżywać się bez żadnego powodu na Francuzce? Tak nie można! Tak, jestem od ciebie lepsza. Z tym to będzie pięćset pięćdziesiąt sześć, jeszcze sto dziesięć następnych (chyba, nie chce mi sie liczyć, a dla mnie to przecież wyższa matematyka jest) i będę miała diabelską liczbę sześć sześć sześć. A ty masz dopiero czterysta sześćdziesiąt trzy, no jaka z ciebie wiśnia. - Gdybyś był chociaż troszeczkę zainteresowany wiedziałbyś, że jest szansa na odkrycie we mnie jeszcze innych różnych talentów. - Prychnęła, przekręcając łepek na bok i obserwując, co też student postanowił wyprawiać z jej biednymi nóżkami. A to, że były zgięte i podkurczone to nie miałam pojęcia, dziękuję za uświadomienie mnie. - Och, pewnie znowu wpadnę w jakąś depresję, popełniając nieudane próby samobójcze, tnąc się kablami i innymi przedmiotami w zasięgu moich kościstych łap. Urocze, prawda? - W sumie pomysł ten wpadł jej tak nagle do głowy, ale trzeba przyznać, zły to on nie był. I pewnie nikt by się nie zdziwił, gdyby Szarlotce naprawdę coś odwaliło i zaczęła coś takiego robić. No cóż, o gustach się nie dyskutuje, to już też z resztą wiadomo.
No tak. Szarlotka jest w ogóle taka słodka, że aż się rzygać chce. I w ogóle, co ty dziecko gadasz? matka wie, że ćpiesz ?! Nieważne. Wracając do Szarlotki, to ty jej tu lepiej tak nie wychwalaj, bo dajesz narodowi polskiemu kolejne dowody na to, że za jasną cholere do siebie nie pasują. A przecież z nich byłaby taka piekna para! A może jest? Cholera wie. Hm. Podobno przynależność związkową poznaje się po zazdrości. A żadne chyba nie miało okazji do wywołania zazdrości w tym drugim, więc troszeczke lipa. Jak dzieci we mgle, za cholere nie wiedzą co z nimi i jak. Zgrabnie przechodząc do sadystycznych popędów Gilberta, nigdy tego nie ukrywał. Tak samo tego, że był z buszu. A mimo to nalezy mu sie tytuł króla, księcia, pana i władcy. Widzisz jak zacnie? Nie każdy tarzan tak potrafi. No i wiem, że wiesz, że wychowywałem się w dżungli. W końcu wychowywaliśmy się razem. Pjona! No mam mniej postów, tego nie można ukryć. Zważ jednak na to, że ja tu jestem od pięciu miesiecy, a ty... no i chciałem napisać, że od roku, tak jak mi mówiłaś kłamco! ale zobaczyłem datę rejestracji, która jest oczywiście bardzo słodziutka i właśnie dostałaś to na gadu, no i dupa blada. Nie wyszedł mi efekt poczucia się i tak niezłym, teraz czuje się o wiele gorszy, jest mi przykro i w ogóle marnie. Aż mi się wena ulatnia... - No masz jeszcze jeden. Rozkochałaś mnie, znów przytocze to dziwne i niezrozumiałe słowo, w sobie. To twój największy sukces ostatnich miesięcy - Chciał być miły! Zabrzmiało to oczywiście dość średnio, ale jak na niego było bardzo słodkie. Sam fakt, że się postarał i chciał to dodać jest godny pochwały i doceniania, o czym Szarlotka doskonale wie. Spuścił na moment wzrok rozważając jej słowa dotyczące rychłej śmierci. Tak się w myślach zagłębił w ten temat, że aż postanowił usiąść obok niej wyciągając nogi przed siebie i opierając łepek, tym razem na jej kościstym ramieniu. Musiał dokładnie rozważyć czy aby odpowiednio to zrozumiał i czy byłaby do tego zdolna. W sumie, czytał że faktycznie, była. Tylko ktoś tam ją powstrzymał, no pamięci do nazwisk nie miał nigdy. Nieważne! Aż mu się tak jakoś dziwnie zrobiło. - Nie zabijaj się znowu. Pożyj jeszcze troche, umrzemy sobie razem, dobra? Cięcie się jest lamerskie. Tam samo jak skakanie z wieży czy innego okna, nie pamiętam. A w ogóle, czemu? - Spojrzał na jej wychudzoną twarzyczkę dopiero kiedy skończył mówić. Oczywiście na koniec zapytał dlaczego wtedy miała ochotę się zabić. Może była po prostu naćpana i Gilbert nie ma powodów do obaw? Kto wie.
No ale przecież mówiłeś, że to, że do siebie nie pasują świadczy o tym, że JEDNAK do siebie pasują, czy jakoś tak to było. W każdym razie, takie to pojebane i skomplikowane, że nawet ja sie już w tym pogubiłam i nie ogarniam, musisz mi wytłumaczyć w końcu jak to działa, bo ja już nie wiem. Ale faktycznie, para niczego sobie. Mogliby się tak artystycznie dopełniać i takie tam, już ustaliliśmy przecież że to zwyczajne przeznaczenie jest i nie ma bata, Szarlotka i Gilbert razem muszą być. A to, czy jedno byłoby zazdrosne o drugiego to się przecież wie. Normalnie Ślizgon zazdrosny jest kiedy Krukonka dłużej będzie zainteresowana woreczkiem z prochem niż nim, o czym już się przecież przekonaliśmy tego pamiętnego dnia pod mostem na wakacjach. Ale rzeczywiście, biedni studenci nie mają pojęcia, co ze sobą zrobić, bo tu niby się kochają, miłość, nieznane im do tej pory chore uczucie, a z drugiej strony jak dzieci z przedszkola, nie wiedzą co i jak, o niektórych rzeczach pojęcia nie mają. To też trzeba dopisać do listy ogarnięć relacji tej dwójki. Cicho siedź! O tym, że znamy się JESZCZE z buszu to była nasza słodka tajemnica, nie pamiętasz? I co zrobiłeś? Teraz wszyscy będą wiedzieć co z nas za... dzikusy? No bo jestem tu od roku, tumoku (o cholera, nawet sie zrymowało!). I cię nie okłamuję, w żadnym wypadku, bo przecież jakbym śmiała! Szybciej ty mnie, chlip chlip. A jeśli chodzi o tą nieszczęsną datę, to już się chyba wypowiadać nie muszę? No wiadomo, że mi się podoba. Jestem nią wręcz wzruszona! - Przydałby się słownik - Tak, on jej tutaj czułe słówka mówi, a ona tutaj mu ze słownikiem wyjeżdża. No bo co... przydałby się przecież! Oboje używają niezrozumiałych słów, w nawet dość ważnej sytuacji. A tak się nie robi, dlatego następnym razem trzeba ich zaopatrzyć w wielgachną książkę wyrazów obcych i uświadomić ich, jak to z tym ich zakochaniem i miłością jest. - Jasne. Będziemy mieli stadko dzieci, zestarzejemy się razem, potem umrzemy, ród Slone będzie miał następców i takie tam, nie będzie żadnego zabijania się ani nic, no idealnie. - Wzruszyła ramionami, rozmyślając nad obecną lokalizacją chłopaka, zachowaniem i nagłym poruszeniem na temat tej jej nieszczęsnej próby samobójczej. - A to już nie ważne. Było, minęło, głupi pomysł i w ogóle. - Stwierdziła fakt, odwracając głowę w jego stronę, przy okazji niechcący muskając nosem o czoło chłopaka, bo przecież jego głowa dalej spoczywała na jej ramieniu. No proszę, temu to wygodnie!
Ja już się we wszystkim kompletnie pogubiłem i nie ogarniam tego o czym myślałem wczoraj, więc dajmy temu spokój. Zostańmy przy wersji, że przeciwieństwa się przyciągają i dlatego są dla siebie idealni, choć pozornie w ogóle do siebie nie pasują. Nadążasz pingwinku? Zazdrość przyjdzie sama, z czasem, jak wiele różnych rzeczy wyjdzie na jaw. Gilbert zazdrosny o biały proszek, bo jak Szarlotka śmie poświęcać mu więcej uwagi niż ślizgonowi? Czasami nawet wydaje się, że bardziej lubi tajemniczą substancje niż panicza Slone. Z kolei Szarlotka musi znosić wszystkie napalone na Gilberta fanki, a trochę tego jest! I jak widać, przede wszystkim rozchodzi się o panienkę Toxic, która już ostrzy pazurki pragnąc przywłaszczyć sobie owy chodzący ideał. Biedna Szarlotka, ma naprawdę liczna i wcale niekościstą konkurencje. Niech wiedzą i zazdroszczą, o. Dzikusy z buszu z takim umysłem to nie jest przeciętna codzienność, jest co wysławiać. Szczególnie jeśli w gre wchodzą matematyczne zdolności. - Niespecjalnie. Sprawdzałem nawet co i jak, ale to nadal dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Ty tym bardziej tego nie pojmiesz - Wzruszył ramionami niezbyt się tym przejmując. Słówko sprawdzał z czystej ciekawości i dla zasady. Domyślał się, że nawet definicja tego dziwnego uczucia im nie pomoże. To co między nimi jest to nie jest do końca normalna miłość, mam racje? Dla nich powinni stworzyć kompletnie nową encyklopedię. Niestety, nie wiedzieć czemu, nikt nie ma ochoty wchodzić im do głów aż tak głęboko. - Pojebało cie? Nie chce mieć z tobą dzieci ani się zestarzeć. Ty też nie chcesz. Ciebie wykończą narkotyki, a ja wykończę sam siebie. A do tego czasu będziemy żyli w toksycznym związku każdego dnia mając go coraz bardziej dość, a przy tym, coraz bardziej go chcieć. Ale nie wywołujmy niczego na siłę, bo to poniżej naszego poziomu - No, pierdolnął jej niezły wykład, nie da się ukryć. Miał nadzieje, że tym samym dziewczyna wszystko zrozumie i nie będzie już miała głupich pomysłów typu długiego i szczęśliwego życia bądź też kończenia owej egzystencji w przeciągu najbliższego tygodnia. No przecież, by ze sobą nie wytrzymali, to raz. A dwa, jakby któreś się nagle zabiło, to drugie biedactwo z pewnością, by się zatęskniło. Nie czuje, że rymuje? Ah, czy to wszystko nie jest słodkie?
Yyyy... nooo... Chyba nadążam. Tak mi się przynajmniej wydaje. Łohohoho, czyli jednak jakieś tajemnice są! To ja teraz jestem ciekawa J A K I E. I w ogóle duuużo rzeczy trzeba jeszcze ogarnąć. Już to mówiłam, ale mogę powiedzieć jeszcze raz, tak dla wydłużenia tego posta. No a z tym, że Szarlotka poświęca więcej czasu narkotykom niż Gilbertowi to się chyba rozumie samo przez się, co nie? No logiczne, że są one dla niej troszeczkę ważniejsze od studenta. Ale dopsz dopsz, uznajmy, że ona to wszystko traktuje na równi i wszystko jest dla niej równie ważne, tak więc Ślizgon nie musi o nic być zazdrosny ani strzelać na nią foszków o niewiadomoco. No i właśnie! Ona równie dobrze mogłaby być zazdrosna o te stadko napalonych na niego fanek. Oczywiście jakby wiedziała, że w ogóle aż tyle tego się wokół niego kręci. A z Brooklyn to ona konkurować nie ma zamiaru, o nie, to już jest tylko i wyłącznie osobisty wybór Gilbercika. Niech sobie on tam robi, co chce, dopóki Szarlotka nic nie wie, bo kiedy się dowie, to już tak miło się będzie. Zrymowało się? Chyba nie za bardzo. Jaka szkoda. A czy o tych jego fankach i pannie Toxic kiedykolwiek się dowie? Może zakabluje jej coś Dżoel De Łiner Of Turniej, kto tam wie... Jasne, głównie chodzi tutaj o te nasze matematyczne zdolności! Jak ma sie takie muski, to reszta może nam co najwyżej buty czyścić. Oczywiście, gdybyśmy takowe posiadali, bo przecież skąd dzieci z buszu nagle wytrzasną dla siebie obuwie... - Nie pojmę? A może jednak? W końcu TO JA należę tutaj do Ravenclawu. - Powiedziała to od tak, żeby podkreślić swoją niezależność, a przy okazji przypomnieć studentowi, że to ona jest ta niebieska, a co za tym idzie, nieco mądrzejsza. No nie ma chłopak teraz wyboru niż tylko to potwierdzić, bo przecież gdyby Szarlotka mądrą nie była, to nikt na siłę nie wpychałby jej do Krukolandu. I w sumie to jej to też zbytniej różnicy nie robiło, bo i po co, ale swoje dorzucić musiała. Tym bardziej, że chłopak ją tak bezczelnie znieważył, no jak tak można. - No dobra. - Trzeba przyznać, że owy wykład nieźle Szarlotkę zaskoczył, aż wybałuszyła na niego oczy. I nic dziwnego, że biedna tylko tyle z siebie zdążyła wykrztusić. Ale oczywiście, ona wszystko rozumiała, jak najbardziej! Ta dwójka miała wieść po prostu krótkie, toksyczne życie razem (albo i osobno), ciągle się od siebie odsuwając, to znowu wracając. Rzeczywiście, to przecież takie słodkie!
Co ty wiesz o zabijaniu dziewczynko? Co ty wiesz o wydłużaniu posta? Ja ci powiem co wiesz, bo pewnie nawet nie wiesz co wiesz. Nic nie wiesz. Ja cie tu wszystkiego ładnie naucze. I widzisz, tym wstępem już post jest wyraźnie bardziej obszerny, a nic mądrego jeszcze nie powiedziałem. To samo tyczy się tego tłumaczenia. Przejdźmy jednak do sedna wydłużania. Mogę podłapać inteligentny temat naszej dyskusji o tej cudownej parze, dlaczego nie? Z drugiej strony, po co. Bo się teraz po prostu obraziłem skoro Szarlotka nie chciałaby nawet tak odrobinkę o Gilberta zawalczyć. On się stara cały czas i pokazuje jej, że ją chce i w ogóle... zawalczyłby jakby musiał? A ona się ot tak poddaje, że jak tak to tak i koniec kropka. Nie kontynuujemy, więc tych bzdur i zapełnimy posta innymi. A przy okazji naucze cie wiele przydatnych rzeczy, o wiele ciekawszych niż matematyka. Dajmy na to, wiedziałaś że skrzypłocze mają niebieską krew? Cokolwiek to są skrzypłocze. Kameleony zmieniają ubarwienie w celach obronnych i porozumiewawczych z innym i osobnikam. Niektórzy ludzie potrafią kichnąć z otwartymi oczami. Naskórek człowiek wymienia się całkowicie raz w miesiącu. i tyle wydłużania w tej części postu wystarczy - Przyjęli cie tam, bo nigdzie indziej nie było już miejsc, co? Miłość - podstawową definicją jest pragnienie szczęści dla drugiej osoby ewentualnie siebie bądź innego ważniejszego bytu. Miłość często jest rozumiana jako dowolna ilość emocji i doświadczeń zachodzących z powodu silnej więzi. I co ty na to? Rozumiesz i zauważasz to w naszej realcji? - Spojrzał na nią z politowaniem, bo przecież doskonale znał odpowiedź. Niestety, nie będzie miała okazji wykazać się swym wrodzonym i dotąd skrywanym intelektem jaki wykryła w niej Tiara Przydziału. Tym samym, Gilbert nie pojmie i nie uwierzy w słuszność decyzji tej zniszczonej i starej, gadającej czapki. - To samo czeka cie beze mnie. To chyba wolisz mnie niż cierpienie w samotności? - No tak. W kupie siła, kupy nikt nie ruszy. Nie ma się co dziwić, on jej prawdę powiedział. I dostała nawet kolejnego całusa, tym razem w swoją jakże wspaniałą szyje. Ah, zapomniałbym wydłużyć post i na koniec. Ależ on będzie miał w sobie treści, no jak żaden inny. Nigdzie w Biblii piekło nie pojawia się jako królestwo, w którym panuje szatan. Ludzie są bardziej podatni na sugestie osób dobrze ubranych. Wykazali to w badaniach, psycholodzy: Freed, Chandler, Mouton i Blake.
Co ty mi tu pieprzysz o zabijaniu? Mówiliśmy w ogóle o czymś takim? W każdym razie, nie chce mi się czytać naszych poprzednich postów, więc no... może i na to będziesz miał ochotę i mi to przypomnisz, chociaż pewnie sam już nie pamiętasz, co nie? Weź, namieszałeś mi tym wszystkim w głowie... Może i sie nie znam, ale co tam. Widzisz, ty mnie wszystkiego nauczysz! W ogóle doszłam do wniosku, że powinieneś być nauczycielem, bo taki pomocny i w ogóle jesteś, no serio. Albo przynajmniej moim osobistym korepetytorem, a to tak kozacko brzmi, że och. Dobrze już, nie płacz, Gilbercik też niech nie płacze, Szarlotka się postara, zawalczy i takie tam. No bo skoro mają być małżeństwem (mhm) no to nie ma inaczej. Musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie. Francuzka o niego zawalczy, a on będzie się starać ją do siebie przekonać, czy tam z całego serduszka rozkochać. Jednak jakieś lof story nam z tego wyjdzie... Skrzypłocz - nazywany również mieczogonem, rodzaj obejmujący kilka reliktownych gatunków staroraków. Polską nazwą mieczogony lub skrzypłocze nazywa się często także cały rząd ostrogonów, istniejący od środkowej części syluru, to znaczy około czterysta dwadzieścia pięć milinów lat, jednak współcześnie rodzaje skrzypłoczy są taksonami młodymi geologicznie. Mówi ci to coś? Taa, mi właśnie też nic. - Boli cię to, że nie jesteśmy w jednym domu, mam rację? Po prawdzie, chcesz dla mnie szczęścia? Jeśli zaliczamy do tego jednorazowy podarunek w postaci woreczka z prochem, to i owszem. Trzeba jednak zauważyć, że dla ciebie wygodniejszym sposobem byłoby, gdybym była narkomanką, ale nie brała prochów, a część dnia którą zazwyczaj im poświęcam, poświęciła tobie i tylko tobie. A silna więź między nami? Nie wiem, nie znam się na tym. - No i pudło, bo jednak cośtam z jego odpowiedzi zrozumiała. I nawet chciała mu to pięknie udowodnić, ale podczas tego troszkę się w sobie pogubiła, tak samo jak ja z resztą. Tak czy siak, intelektu to ona w sobie ma całkiem sporo, a Tiara Przydziału po prostu potrafiła do dostrzec, z porównaniem do Ślizgona, który tylko by marudził. - Oczywiście, właśnie o to mi chodzi. - No przecież, że tak. Już mówiłam, że przecież bez niego to uschłaby, umarła zapomniana i inne takie sprawy. A tak? Przynajmniej ma sie taką jedną osobę która (do czasu) o niej nie zapomina. No proszę, jak ładnie.
Tak się tylko mówi, ty młotku. Zero wiedzy o klasyce polskiego kina. I gdzie tutaj patriotyzm? Pewnie nawet nie wiesz w którym roku była bitwa pod Grunwaldem, bo cyfry podchodzą pod matematykę i nie warto tego wiedzieć, po co sobie tym zaprzątać głowę, mam racje? Na pewno mam, jak zwykle zresztą. Oj dziecko, trzeba będzie cie w końcu wychować. Wydłużenie akapitu. W Indonezji masturbacja jest karana ścięciem głowy. Ich zaręczyny będą przecież przepiękne, doskonale o tym wiesz. Tylko nie mów Szarlotce, bo musi być niewiasta mocno zaskoczona i wzruszona. Gilbert w głębi serduszka liczy na to, że dziewczyna go tak po prostu nie zrani, mimo toksyczności ich związku. Oczywiście nei był też głupi i wiedział, że to nie jest możliwe, szczególnie do chwili w której wciąż jest narkomanką, więc niezła lipa. Ah, on był gotowy do tylu poświeceń dla niej i w ogóle takich tam różnych rzeczy, aż dziwne. Ale jeśli Szarlotka łaskawie zdecyduje się o niego zawalczyć, choć troszeczkę, to mu zrobi bardzo dobrze! Oczywiście potem będzie musiała mu znowu zrobić dobrze i wreszcie pójśc z nim do łóżka, ale na to jest przygotowana od dawna. - Ciekawe skąd ja ci nagle w szkole wezmę proszki co? Mogę się co najwyżej podzielić eliksirami na czarną godzinę. Piersiówkę trzeba zawsze mieć przy sobie, jako rasowa narkomanka powinnaś wiedzieć takie rzeczy. No i wiesz, żaden facet poza mną się za tobą nie ogląda, a podobno w miłości trzeba być zazdrosnym, to musze być zazdrosnym o dragi. Proste - No tak. Jakieś wymagania podręcznikowe trzeba wypełnić, nie dajmy się zwariować. Są głupi, nienormalni i oryginalni, nie trzymają się żadnych zasad i mają wyjebane, ale tu chodzi o ich szczęście! A, że oboje mają w sobie bardzo dużo z egoizmu to muszą zadbać o własne radości właśnie podczas próby znormalnienia. Powiedzmy. Zgubiłem się. Zarzuce czymś takim, dla efektu. W jeziorach kuli ziemskiej jest cztery razy więcej wody niż we wszystkich rzekach. - Za dużo z tobą rozmawiam, a za mało sie pieprze. Robisz sie ironiczna. A do tego potrzebna jest inteligencja. Dziwnie u ciebie wygląda sarkazm - Westchnął zawiedziony jej pozerską postawą i własnymi umiejętnościami czynienia z dziewczyny potwora. A niegdyś była tylko głupią blondyneczką zauroczoną wspaniałością Gilberta. No i co z niej wyrosło? Ludzie, dajcie spokój. Teraz to tylko spalić na stosie, ale ognia i drewna szkoda. Dlatego takie COŚ dostało się Gilbertowi. I ostatnia ciekawostka żeby ci nie było smutno W krajach śródziemnomorskich spóźnienie jest czymś normalnym.
Mnie to nie obchodzi, czy sie tak mówi czy nie, nie irytuj mnie takimi głupstwami. A bitwa pod Grunwaldem była w tysiąc czterysta dziesiątym roku. Może to i liczby, ale akurat że tak się składa, że i także daty. Nie waż się mnie zagiąć z historii. No oczywiście, że wiem. Jak Gilbert tak dla niej zatańczy, i w ogóle jakieś przedstawienie odwali, jeszcze do TAKIEJ romantycznej piosenki, to ja nie wiem. Szarlotka będzie cała emanować szczęściem, wzruszeniem i takie tam. No i przecież, że jej nie powiem. Biedna sama też się niczego nie domyśli, no bo jak przecież, skoro student nic takiego jej nie obiecywał, a sam powiedział że żadnego ślubu nie będzie. Poza tym, ty się jeszcze nad tym zastanów. Zaręczyny, potem ślub, to do czegoś zobowiązuje. No i ta cudowna przysięga małżeńska, gdzie się mówi o nierozłączności tej dwójki osób do końca życia, nie wspominając już o zdradzie, bo to już nie wchodzi w grę w ogóle. Tak więc się zastanów, czy Gilbercik będzie w stanie zadowolić się Francuzką i tylko nią, i czy w ogóle warto to wszystko robić. Ale nie, żebym ja narzekała albo coś. Mi tam związek tej dwójki bardzo odpowiada - Mówie tylko, że raz już tak było. Poza tym, nie żądam od ciebie żebyś mi cokolwiek dał, czy sie podzielił, bo sama pewnie bym tego nie zrobiła. Wolę ćpać, niż pić. I nikt ci nie każe być o mnie zazdrosnym przecież. - Pierdolimy już od rzeczy jakieś farmazony, nikt sie nie połapie w tym o co tutaj chodzi, może i to nawet dobrze, ale cóż. Ja i tak nie ogarniam tego od dobrych... czterech postów? Ja wiem, nie zauważyłeś, bo tak świetnie się z tym maskuję. Och. - Zaczynasz już marudzić. Skoro tak bardzo dużo rzeczy ci się we mnie nie podoba, to co tu jeszcze robisz? - Tym razem to ona westchnęła, strzepując ze swojego ramienia łepek studenta, który nadal na nim spoczywał. A przy okazji usadowiła się w wygodnej pozycji, pozwalając swoim oczętom odnaleźć jego i utkwić w nich zbulwersowane spojrzenie. Tak dla jasności, przecież ona nie była w nim nigdy zauroczona! Okej, szybciej zainteresowana, oczarowana, ale nie należała do tych nierozgarniętych fanek jego osoby, rzucających się na niego przy pierwszej lepszej okazji i błagające o to, żeby ten ich przeleciał. No bez przesady ej. Poza tym, z tego co wiem, to Gilbert pierwszy okazał zainteresowanie temu CZEMUŚ.