Skąd ona niby miała wziąć liść mandragory? Nie wiedziała, czy takie rzeczy się gdzieś kupuje, czy coś, ale nie robiło to większej różnicy, bo nawet jeśli, to szkoda by jej było galeonów na jakiś szajs do szkoły. Nie po to spieniężyła w pociągu podręcznik z astronomii, żeby to teraz na jakieś zielsko wydawać. Hogwart miał swoje cieplarnie i składziki na składniki, a uczniowie liście musieli se gdzieś narwać? Pomerliniło. Ewentualnie mogłaby podpirzyć z cieplarni i chociaż właściwie mogłaby to zrobić, to jej się niespecjalnie chciało. Pryskać z pierwszej lekcji w semestrze jakoś tak nie wypadało, więc zaryzykowała i poszła nieprzygotowana. Nie ma co się od razu spisywać na straty - może ktoś będzie miał dwa? A jeśli nie, to była mentalnie przygotowana na jakiś ochrzan. Od rana czuła, że dziś straci jakieś punkty. Takie już brzemię jasnowidza - znała przyszłość, ale nie mogła nic na nią zaradzić. Z niechlujnie podwiniętymi rękawami i byle jak zawiązanym krawatem weszła do klasy eliksirów, z zaskoczeniem stwierdzając, że jest pierwsza. W pierwszym odruchu chciała się cofnąć, ale jej wzrok padł na gabloty składników stojące pod ścianami. - No i kierwa, po problemie - rzuciła sama do siebie. Ostatni raz wyjrzała przez drzwi, sprawdzając czy na pewno nie zbliża się nauczyciel, albo jakaś menda, która mogłaby ją podkablować, pizła torbę pod nogi jakiegoś krzesła i podbiegła do półek. Byłoby łatwiej jakby wiedziała jak wygląda liść mandragory, ale tragedii nie było, bo pudełeczka i buteleczki były podpisane. Szybko ściągała kolejne, oglądając etykietki, po czym byle jak odkładała z powrotem, co jakiś czas zerkając na drzwi do klasy.
Kostki k6:6, 2, 6 przerzucam tą drugą k6 na 2 przerzucam znowu na 3 przerzucam znowu na 2 przerzucam ostatni raz na 5 -> ostatecznie 6,5,6; suma 17 Kość k100:46 Przerzuty: 1/6 Dodatkowo: +15pkt (za szóstkę przy drugiej k6 i mundurek) z I etapu + 10pkt z II etapu + szkiele-wzro dla Lucka
Po tym jak przećwiczył zaklęcie, które w sumie opanował już jakiś czas temu, przyszedł czas na uwarzenie eliksiru leczniczego i każda grupa otrzymała inny wywar do stworzenia. Jemu przypadły skłądniki i przepis na Szkiele-Wzro, co bardzo go ucieszyło, bo tylko raz miał okazję próbować zmierzyć sie z tą miksturą, niestety wtedy nie działał sam i nie wiedział czy popełniał jakieś błędy, a partner o poprawiał. Tym razem mógł sam popisać się swoimi umiejętnościami eliksirowarskimi. Zabrał sie wiec do roboty i poszczególne składniki, po wcześniejszym przygotowaniu lądowały w kociołku, a wywar po kilkunastu minutach bulgotał i pozostał ściągnięty z palnika na jakiś czas, aby przestygł. Okazało się, że poszło mu bardzo dobrze i mikstura okazała się praktycznie doskonała, za co profesor Whitehorn pozwoliła mu zabrać fiolkę tego leku w nagrodę.
Bardzo cieszy mnie wiadomość, że w kolejnej części lekcji mamy zająć się tymi upragnionymi przeze mnie eliksirami i nawet nie marudzę, że na przestrzeni kilku dni ćwiczę naukę tego samego wywaru. Ostatnio na lab medzie warzyłam już szkiele-wzro i w moim mniemaniu całkiem dobrze go opanowałam, ale to nic nie szkodzi. Nauki eliksirów nigdy nie za dużo, a ja nie jestem (aż tak) zapatrzona w siebie, żeby twierdzić, że skoro raz mi wyszło bez zarzutów, to kolejny pójdzie tak samo dobrze. To w końcu całkiem trudny przepis i muszę uważnie go wykonywać i co i raz przypominać sobie jakie są kolejne kroki. Ostatecznie okazuje się, że mój szkiele-wzro jest całkiem-całkiem. Chyba nie można mu zarzucić nic konkretnego, ale podsłuchując co nauczycielka mówi Lucasowi (pozwala mu zabrać zrobiony eliksir!) jestem pewna, że mogło być lepiej. Nie przejmuję się jednak za bardzo, w końcu nie miałam jakiejś wielkiej potrzeby posiadania tego wywaru w swojej kolekcji. Po skończeniu warzenia czyszczę kociołek, sprzątam po sobie i kiedy już wszystko jest, opuszczam klasę, żeby udać się do mieszkania.
zt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiele czasu minęło od jego rozmowy z Hunterem. Przez wszystkie te dni ( a przynajmniej ich większość) próbował przetworzyć to wszystko i na tyle zmienić recepturę, tak ją ulepszyć, by tym razem wszystko zadziałało tak, jak powinno. Wciąż wiedziony wydarzeniami z Zakazanego Lasu nie chciał narażać ponownie Lucasa, dobrze pamiętając, jak ostatnim razem ten runął nieprzytomny na ziemię. Solberg zresztą sam pozostawał raczej w sferze teorii, jako że podczas ferii niezbyt miał okazję w spokoju usiąść i poeksperymentować nad kociołkiem. Zbyt wiele się działo i to naprawdę pojebanych rzeczy. Teraz jednak, gdy wrócił do zamku miał warunki i sprzęt, by ponownie zabrać się do pracy. Z samego rana zabrał swój kociołek i resztę potrzebnych rzeczy i udał się do sali eliksirów. W torbie leżał również jeden uśpiony szczur, który miał być testerem tego, co Maxowi uda się dzisiaj upichcić. Ślizgon bez większego zwlekania wyjął swoje notatki, które były już uzupełnione o to, co powiedział mu Dear i zaczął przygotowywać stanowisko pracy. Początek zapowiadał się dobrze i bez większych problemów Max powtórzył kroki, które wykonali z Lucasem w kąciku eliksirów w bibliotece. Składniki po kolei lądowały w kociołku, zmieniając kolor i gęstość wywaru. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, a przynajmniej nic jeszcze nie jebło mu w twarz. W końcu dotarł jeszcze do momentu, który ostatnio zaważył na ich porażce. Odłożył na bok ślaz i dokładnie zaczął czyścić i siekać pędy wnykopieńków. Miał nadzieję, że Hunter się nie mylił i nie wyląduje zaraz w skrzydle szpitalnym. Pracował sam, więc oczywiście nie wszystkie zasady BHP musiał zachować. Wstrzymał na chwilę oddech, gdy pędy lądowały w leniwie gotującym się eliksirze i wypuścił głośno powietrze z płuc, gdy po kilku sekundach wszystko wciąż wydawało się być stabilne. Z nadzieją rosnącą w sercu i nowym zapałem wziął się do dalszej pracy. Łuski syreny namoczone w olejku z dzikiej róży zmieniły barwę eliksiru na srebrzystą, co sprawiało iluzję, że w kociołku znajduje się rozpuszczona rtęć. Następnie zamieszał wszystko zgodnie z obliczeniami, trzynaście razy w prawo i osiem w lewo. Wciąż oddychał i to przy zachowaniu pełnej świadomości, co było naprawdę dobrym znakiem. Chwila nieuwagi kosztowała go niestety drobną ranę na dłoni, ale tym się przejmować nie zamierzał. Zmniejszył płomień pod kociołkiem, skrupulatnie odliczając w myślach siedem sekund, po czym odstawił eliksir z palnika i zajął się ostatnim, najważniejszym składnikiem - skrzelozielem. Uważnie, przy pomocy swojego sztyletu, oddzielał wypustki od reszty tego oślizgłego zielska, by ostatecznie wrzucić je do kociołka i po raz ostatni wszystko przemieszać. Gdy wszystko wydawało się być już gotowe, wziął strzykawkę i napełnił ją do pełna zawartością kociołka. To był moment, którego obawiał się najbardziej. Lekko drżącą ręką wsunął koniec strzykawki do pyszczka szczura, a następnie nacisnął na tłok wprowadzając eliksir do organizmu niewinnego zwierzaka. Max nie wiedział dokładnie, jakiej transformacji powinien się spodziewać. Miał nadzieję, że nie będzie ona jakoś wyjątkowo bolesna i długa. Uważnie obserwował zwierzę, chcąc wyłapać wszelkie nieprawidłowości podczas przemiany. Widział, jak w okolicach szyi pojawiają się skrzela, a między palcami wyrastają błony. Obserwował jak tylne kończyny szczura łączą się ze sobą, scalając w jedną, pokrytą łuskami płetwę. Max ponownie wstrzymał oddech, by po chwili wziąć obiekt swojego eksperymentu na dłonie i uważnie obejrzeć z każdej strony. Wydawało się, że wszystko było tak, jak powinno, choć ślizgon już widział kilka detali, które mogli jeszcze ulepszyć nim sprawdzą eliksir na sobie. Był świadom, że na organizmach ludzkich może to zadziałać inaczej, ale pierwszy sukces miał już za sobą. -Nie martw się ziomuś, niedługo wrócisz do własnego kształtu. - Powiedział cicho do szczura, mając nadzieję, że się nie myli. Został w klasie, cały czas obserwując zwierzę. Musiał mieć pewność, jak długo eliksir działa i czy powrót do oryginalnej postaci przebiegał w podobny sposób. Wykorzystał ten czas oczekiwania na uprzątnięcie swojego stanowiska, a następnie uzupełnił notatki o szczegóły, które wyszły podczas dzisiejszego eksperymentu. Nie mógł się doczekać aż wróci do dormitorium i przekaże Lucasowi dobre wieści. Po upływie równej godziny szczur zaczął ponownie przybierać szczurze kształty. Solberg zauważył drobne ranki w okolicach jego kolan i zanotował, by sprawdzić ten aspekt i naprawić go, jak tylko będzie miał okazję. Poza tym wszystko wydawało się być w normie, więc spakował swoje graty wraz z rabbym zwierzakiem, samemu udając się w stronę sypialni. Potrzebował odpoczynku.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Wto Mar 02 2021, 08:39, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wrócił. Choć pod kopułą jego czaszki panował większy chaos niż przed feriami, znów był pełnoprawnym uczniem Hogwartu, a co za tym szło ponownie ciążyły na nim obowiązki. Nie miał pojęcia, czy jest w stanie im podołać, ale był pewien jednego - spotkanie Lab Medu musi się odbyć. Robił to z wielu egoistycznych pobudek, lecz ostatecznie miał przecież wsparcie profesor Dear, na czym ogromnie mu zależało w tej kwestii. Nawet jeżeli zajęcia miały nie dać mu szukanych odpowiedzi, na pewno pomogą mu zrozumieć nieco więcej. Trudno było zaprzeczyć, że był zdenerwowany. Wstał już około trzeciej nad ranem i nie mógł zmrużyć oka. Bez zastanowienia więc zabrał cały swój sprzęt i ruszył do klasy eliksirów, by powoli zacząć przygotowania. Zamek był cichy, a echo jego kroków niosło się korytarzami. Po krótkiej wędrówce otworzył drzwi do swojej ukochane sali i zaczął rozkładać potrzebne mu przyrządy. Za drzwiami schowka słyszał ciche piski szczurów, które wcześniej z pomocą zebrał i zamknął w klatkach. Nie wiedziały jeszcze, jaki los czeka je, gdy tylko klasa zapełni się członkami koła. Pracę rozpoczął od własnego kociołka, w którym to musiał uwarzyć pełnoprawny eliksir. Skończył go wraz ze wschodem słońca i już charakterystyczne spiralki unosiły się w powietrzu, wypełniając nozdrza ślizgona aromatem Bourbonu i kakao. Przykrył kociołek, by nie rozpraszać się tą wonią i skierował do bliźniaczego, w którym warzył inny, lecz również niebezpieczny eliksir. Ukończenie go przyszło mu dużo szybciej, a na końcu ciężka pokrywa również przykryła ten kociołek. W końcu mógł zabrać się za resztę. Ogromne ilości składników poszły w ruch, przygotowując na każdej ławce odpowiedni zestaw. Dwa kociołki, dwie identycznie wyglądające mikstury i dwie odmienne w skutkach przepisy. Koło dziesiątej w sali pojawił się skrzat, który został przydzielony mu do pomocy. Max od razu poprosił go o kilka zabiegów, które miały usprawnić mu całe przygotowania. Był naprawdę wdzięczny Beatrice, że załatwiła mu takie wsparcie. Gdy pierwsi członkowie Lab Medu zaczęli się schodzić, wszystko było już idealnie przygotowane, a Max zajmował miejsce za głównym biurkiem. Wypił uprzednio odpowiednią dawkę eliksiru spokoju, do którego zdecydował się z wielu względów wrócić i czekał, aż sala zapełni się wszystkimi chętnymi. Z każdą kolejną osobą denerwował się coraz bardziej, ale wypita wcześniej mikstura pomagała mu zachować pozory. -No siema. Wiem, że Walentynki już za nami, ale chciałem dzisiaj popracować z wami nad czymś, co być może fascynuje nie jedną osobę w tym pokoju. - Zaczął bez zbędnego wstępu, a w myślach wciąż zastanawiał się, czy podjął słuszną decyzję. -Jak widzicie, każdy z was ma przed sobą przygotowane stanowisko z dwoma kociołkami. W jednym z nich znajduje się baza pod Amortencję, a w drugim identyczna baza pod Afrodisię. Obydwie wyglądają tak samo, ale składniki, które wylądowały w kociołkach zostały przyrządzone innymi metodami - zgodnie z oryginalnymi przepisami. Waszym pierwszym zadaniem będzie prawidłowo rozpoznać, która baza należy do którego eliksiru, a następnie ukończyć je i podać znajdującym się na stanowisku szczurom. - Wytłumaczył zwięźle dzisiejsze zadanie, uważnie spoglądając na każdego z przybyłych. -Zachowajcie wyjątkową ostrożność. Wystarczy jeden zły ruch.. - Odchylił wieka swoich gotowych już eliksirów i dodał do nich po jednej gałązce jaśminu, a następnie otworzył klatkę ze swoimi szczurami i przy pomocy małej pipety podał każdemu z nich po jednej kropli z każdego wywaru. Gryzonie natychmiast padły martwe, gnijąc w natychmiastowym tempie. -Nie muszę chyba więcej tłumaczyć. Proszę was o dokładne zapisywanie każdego waszego ruchu i poinformowanie mnie, przed podaniem wywarów szczurom. Chciałbym być obecny przy tym, jak gryzonie reagują na mikstury. W razie potrzeby ja oraz mój dzisiejszy pomocnik... - Tu wskazał na stojącego nieopodal skrzata. -... służymy wam pomocą. - Zakończył, po czym bez pardonu przeszedł na swoje stanowisko, by przywrócić zepsute przed chwilą wywary do stanu użyteczności.
Mechanika
Na każdym stole przygotowane są dwa kociołki z płynem są w nich odpowiednio: baza pod Amortencję oraz baza pod Afrodisię. Właściwie eliksiry są już praktycznie gotowe. Obydwa zostały przerwane w momencie, gdy ich skład jest praktycznie identyczny. Zarówno jaśmin jak i jaja popiełka wylądowały już w kociołkach. Mimo identycznego składu, sposób przyrządzenia różni się i wpływa na efekt. Waszym zadaniem jest odpowiednio dobranie lubczyku (do Amortencji) oraz zarodników paproci (do Afrodisii).
Etap I:
Rozpoznanie eliksiru. Macie dostępne księgi, zaklęcia i to, co zostało dotąd z eliksirami zrobione. Na ich podstawie próbujecie zgadnąć, który eliksir jest który.
Kostki:
Osoby, które mają nie więcej niż 15pkt z eliksirów:
Niestety nie udaje Ci się poprawnie rozpoznać eliksiru.
Osoby o powyżej 15pkt z eliksirów:
Przewracasz strony, używasz Liquidus Revelio, a może po prostu bardzo dobrze wiesz, jak wygląda cały proces? Rzuć k6 by poznać wynik swojej pracy.
Parzysta: Niestety pomyliłeś eliksiry
Nieparzysta: Brawo! Udaje Ci się poprawnie zidentyfikować płyny
Osoby o odpowiednim progu punktowym zachęcane są przez Maxa do użycia Liquidus Revelio. Proszę jednak o rzucenie k100 na powodzenie. Sukces zaczyna się od 75. (Kostki k6 wtedy nie obowiązują)
Osoby o 30 lub więcej pkt z eliksirów:
Automatyczny sukces
Etap II:
Tu zaczyna się cała zabawa. Sztylety i mieszadełka w dłoń, ogień pod kociołek i zaczynamy!
Osoby, które osiągnęły porażkę w pierwszym etapie:
Wrzucasz lubczyk do Afrodisii i paproć do Amortencji, a następnie kontynuujesz pracę zgodnie z instrukcjami. Już wiesz, że nie skończy się to dobrze, ale co dokładnie stanie się Twojemu delikwentowi?
0-15pkt z eliksirów:
Jeden z wywarów przybiera nienaturalnie neonowy odcień, a drugi jak smoła zastyga w kociołku. Jeżeli zdecydujesz się podać je szczurom, nastąpi natychmiastowy zgon
15+ pkt z eliksirów:
- No kochanie, kręć kołem spierdolenia i zobacz, jak Twój szczurek zatraca się w nowych doznaniach.
Koło spierdolenia:
Koło porażki numero Uno
Osoby, które osiągnęły sukces w pierwszym etapie:
Najpierw rzucacie kostunią k6 na to, jaki udało wam się uwarzyć eliksir:
K6:
1,3 – Tylko Amortencja 2,5 – Tylko Afrodisia 4,6 – Obydwa się udają
Następnie zgodnie z wynikiem k6 losujecie odpowiednim kołem zagłady:
Dla tych co uwarzyli poprawnie TYLKO Amortencję:
Amortencja działa, jak Merlin przykazał, ale gdy drugi szczur dostaje dawkę Afrodisi.... Koło zagłady dla was
Dla tych co uwarzyli poprawnie TYLKO Afrodisię:
Afrodisia działa na szczura poprawnie, natomiast ten napojony Amortencją.... Koło zagłady dla waszego szczurka
Ci co uwarzyli poprawnie obydwa eliksiry:
Brawo! Możecie patrzeć na miłosne igraszki obydwu szczurów. Miłej zabawy!
Dodatkowo: Max prosi was o notatki i zawołanie go, gdy będziecie podawać eliksiry szcurom. Do tego uczestnicy zajęć nie mają o tym pojęcia, ale na salę zostało rzucone zaklęcie przeciwko kradzieży. Każda ewentualna próba musi zostać zaznaczona i czekać na moją interwencję!
Czas na odpisy macie do 15 marca. Przypominam o dwóch postach od osoby jeżeli pragniecie punkcik do kuferka i życzę miłej zabawy
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Etap I Eliksiry: 18 czy tam 19 pkt Sposób: identyfikacja zaklęciem - sukces (97)
Tak, wreszcie, po tylu latach, po tylu miesiącach, nie musiał robić kółka - no ba, wreszcie mógł się czegoś ciekawego nauczyć! Nie bez powodu, kiedy to wstał w mieszkaniu, dosłownie wyjebał wszystko inne w kąt, nie chcąc tym samym w żaden szczególny sposób się spóźnić. Niemniej jednak, czując rozpierdzielenie po kościach, w związku ze zdobywaniem krwi salamandry, nie bez powodu momentalnie się skrzywił, chcąc tym samym rzucić parę niemiłych, siarczystych wręcz przekleństw pod własnym nosem. Co jak co, ale nawet jeżeli nie interesował się jakoś specjalnie zwykłymi eliksirami, o tyle jednak myślał nad Aceso, w związku z czym, kiedy to już jakieś notatki posiadał, a w gębie widniał tost, postanowił tym samym, założywszy nogę na nogę, spędzić odpowiednio czas na dopiciu własnej kawy. Machnąwszy dłonią w stronę Lydii, która to wychodziła do pracy, ostatnio mało sypiał, co nie zmienia faktu, iż jednak robił to w komfortowy sposób. Przestał miewać już te ataki bóli w nocy, co rzeczywiście wpłynęło na poprawę jego samopoczucie i wreszcie jakoś zaznawał odpoczynku, aniżeli wiercił się jak porąbany, nie mogąc znaleźć należytego spokoju. Z dnia na dzień było z nim coraz lepiej, co można było, zresztą, zauważyć. Nie wiedział jednak, co konkretnie przygotował Maximilian, wszak nie monitorował dokładnie tego, z czym ten miał do czynienia. Zakładał jednak, iż będzie to na start coś prostego i przyjemnego, kiedy to podjechał Ogniomiotem do szkoły. Co jak co, ale na myśl o konieczności teleportowania po prostu go skręcało w żołądku. W szczególności po takiej przerwie; nie bez powodu nie chciał stracić nowej pary jąder, w związku z czym ciche westchnięcie, gdy zaparkował odpowiednio w wyznaczonym miejscu, wydobyło się spomiędzy jego ust. W torbie posiadał sporo notatek, które to jednak musiał zachować dla siebie, bo jakoś niespecjalnie widziało mu się wplątywać w swoje niecne eksperymenty kogokolwiek. Zresztą, magiczny dziennik miał to do siebie, że nikt nie mógł z niego odczytać czegoś bez zgody właściciela, więc w sumie machał na to rękoma, skutecznie idąc w stronę Klasy Eliksirów, znajdującej się w lochach. Charakterystyczne powietrze dotarło do jego nosa; jego zajęcia odbywały się głównie w Klasie Magii Leczniczej. - Siemaneczko. - uśmiechnął się. I tak oto wszedł do sali, machając dłonią w stronę Maximiliana, zostawiając jakiś prosty długopis na ławce (ha tfu na kałamarze i inne ścierwa), no i po prostu wsłuchując się w to, co ten miał do powiedzenia. Ziewnąwszy, na dłoniach nadal znajdowały się liczne, małe poparzenia, na które to nie zwracał żadnej uwagi. W większości zdołał je zaleczyć, choć samemu trudno było powstrzymać się od jednorazowego kichnięcia, kiedy to przybliżył ramiona do siebie, czując nadal chłód przeszywający jego kości - mimo zażycia eliksiru pieprzowego. Przyglądał się zatem temu, co miał do zaoferowania Solberg, ale najwidoczniej nie było to coś, co go interesowało. Od zawsze z eliksirami standardowymi nie było mu po drodze, na co się momentalnie skrzywił pod kopułą własnej czaszki. I nawet jeżeli trochę więcej rozumiał, to niechętnie, wręcz z podejściem do Quidditcha, spojrzał w stronę kociołków. Afrodisia i amortencja. Nie, nie, jak się naćpa ich oparami, to nie będzie fajnie, a z jego szczęściem to już w ogóle dupa i może spierdalać na inną planetę. Przyjrzał się temu, jak szczurki reagują na eliksir. Przypominało to poniekąd jedno z czarnomagicznych zaklęć, niemniej jednak w żaden sposób tego nie skomentował. Mimo iż wiedział, że w jego przypadku eliksir raczej nie będzie tak niebezpieczny, o tyle jednak nie widziało mu się wprowadzać go do krwioobiegu i patrzyć, jak tkanki zaczynają gnić. Już wystarczająco miał atrakcji w ciągu ostatnich paru dni. W ciszy zatem wyciągnął własny dzienniczek, by tym samym zacząć pracę nad identyfikacją eliksirów, aczkolwiek początkowo szło mu to tak chujowo, że jego własny ojczym by się w niebie powstydził, nawet jak go serdecznie nienawidził. Na tę myśl humor mu się spierdolił, bo o ile był w stanie zyskać ładny odłamek pięknego kamienia, o tyle jednak musiał go od razu wykorzystać, w związku z czym gburowata mina na krótki moment nastąpiła na jego twarz. Początkowo nie potrafił odróżnić w ogóle wywarów, ale potem pstryknął palcami, by tym samym wyciągnąć różdżkę. - Liquidus Revelio. - czuł się już znacznie pewniej pod względem rzucania zaklęć, w związku z czym nie bez powodu od razu przed nim ujawniły się poszczególne składniki eliksirów. W międzyczasie prowadził notatki na zajebiście sporym polu, pisząc zarówno te na własną rękę do dziennika, jak również te, których wymagał od nich Max. Mimo to chciał się skupić, kiedy to czuł jakiś dziwny flow przemierzający swobodnie pod kopułą jego czaszki. Co było wręcz nienaturalne w jego przypadku.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Lekcje jeszcze się nie rozpoczęły, Hogwart jeszcze stał w stagnacji przez kilka chwil, kiedy Percival przeczytał ogłoszenie o spotkaniu kółka labolatorium medycznego. Jego przewodniczącym był Max, Ślizgon o rok starszy od niego, którego znał, choć nie jakoś bardzo. Można powiedzieć, że się lubili, ale łatwo tutaj o stwierdzenia nad wyraz. Percy postanowił więc, że zacznie ten rok ambitnie, początki zawsze szły mu najłatwiej. Najgorzej zaś było miesiąc później, kiedy wszystko ostygnie i nie będzie chciało mu się żyć i robić czegokolwiek. Do tego czasu chciał korzystać z swoich nadmiarów motywacji. Gdy przyszła pora, wyszedł z dormitorium i zaczął schodzić po stopniach, cały czas zwracając uwagę na figle, które czasem schody lubiły porobić. Oprócz tego, Percival wcale nie chciał być niespodziewanie zaatakowany jakimś garnkiem rzuconym przez Irytka, a miał jakieś dziwne przeczucie, że ten był w pobliżu, więc starał się schodzić jak najszybciej. Skończyło się na tym, że w lochach pojawił się nietknięty, lecz nieco zdyszany. W klasie było już kilka osób, zaś w centrum stał właśnie Max, którego Percy przywitał ciepłym spojrzeniem. Maximilian był jedną z nielicznych osób, na które nie musiał patrzyć z góry, byli bowiem chyba tego samego wzrostu. Percy przywitał się z paroma swoimi znajomymi, którzy również zawitali na pierwsze „zajęcia” i stanął na uboczu, przyglądając się z zaciekawieniem innym ludziom. Gdy też Solberg zaczął wyjaśniać dzisiejszy temat, d’Este poczuł pewną kulę w gardle – nigdy nie był nawet blisko umiejętnościami do warzenia amortensji i tego drugiego, tym bardziej nie będzie w stanie je rozpoznać. Westchnął z zrezygnowaniem i popatrzył na dwie fiolki przed sobą, nie widząc w nich jakiś szczególnych różnic. Przewertował jeszcze stronnice książek o eliksirach, ale szybko się poddał i zrezygnował, ostatecznie decydując się na ślepy strzał tego, która jest którą.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
eliksiry: 19 pkt kostka:59 – czyli dupa Marzec oznaczał dwie rzeczy: powrót rozgrywek brytyjskiej ligi quidditcha oraz powrót Solberga w zastępy pełnoprawny uczniów. Po długiej banicji, będącej pokłosiem wydarzeń w Zakazanym Lesie, Ślizgon zorganizował pierwsze kółko labmedu od kilku miesięcy. W innym wypadku i tak by się zapewne na nim pojawiła, ale wiedząc, że w końcu spotka tego gałgana w swoim naturalnym środowisku, cieszyła się jakoś bardziej. Na miejscu pojawiła się punktualnie, jak to miała w zwyczaju, w swojej odbarwionej starej szacie do eliksirów. Widząc Solberga, uśmiechnęła się do niego szeroko i zajęła jedno z wolnych miejsc, gdzieś na tyłach sali. Czas do rozpoczęcia zajęć zabijała, czytając nową książkę, kupioną ostatnio w „Scopie”. „Z tłuczkiem za pan brat” nie była lekturą odkrywczą, widać było, że osoba, którą ją napisała, znała tę pozycję jedynie z teorii. Mimo to czytanie i poszerzanie wiedzy było takim samym elementem rozwoju, jak latanie na miotle, dlatego jak na Kruczka przystało, pochłaniała kolejne strony, choć bez szczególnego entuzjazmu. Gdy zajęcia się rozpoczęły, a Max zaczął tłumaczyć, na czym polega zadanie, nie od razu zrozumiała, co miał na myśli. Właściwie, to duża część jej uleciała, co było pokłosiem cholernego wieloryba na norweskim rytuale. Od tamtej pory szumiało jej w uszach, a oberwanie kilkukrotnie tłuczkiem podczas treningu z Shawem, nie poprawiało jej stanu. Większość rzeczy wydedukowała z kontekstu. A więc mieli coś robić z jakimiś walentynkowymi eliksirami. Zajebiście, do dziś miała moralniaka po drinku z afrodisią, przez którego kleiła się do Strauss na morsotece. Kiedy przyszło do rozpoznania składników, znajdujących się w kociołkach, postanowiła posłużyć się zaklęciem. Czy był to dobry pomysł? W żadnym wypadku, bo zaklęciara była z niej taka, jak z Solberga abstynent i ostatecznie pomyliła się przeokrutnie, co z pewnością odbije się później na szczurku.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pią Mar 05 2021, 11:00, w całości zmieniany 1 raz
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Kuferek: Poniżej 15 Etap I i II: Fail. Szczurek umiera
Zdziwiła się wchodząc do klasy i zauważając, że dzisiejsze spotkanie miał prowadzić ktoś inny. Irv przyzwyczajona była, że to Lowell zajmował miejsce prowadzącego i nagła zamiana miejsc wydawała jej się nienaturalna. Nie miała jednak czasu na pytania, bo oto chłopak zaczął im tłumaczyć cel dzisiejszych zajęć, a ten sprawił, że Ruda uniosła ku górze jedną brew w geście zdziwienia. Nie przeszkadzało jej maltretowanie biednych szczurów, a bardziej zastanawiała się, czy on faktycznie sądził, że ludzie dobrze poradzą sobie z tym, czego od nich wymagał. Jako, że należała jednak do rodu de Guise, bez zająknięcia przystąpiła do działania. Gorączkowo przeglądała strony uszykowanej na stanowisku księgi traktującej o tych eliksirach, szukając czegoś, co pomoże jej poprawnie zidentyfikować wywary. Niestety jej starania spełzły na niczym, więc w końcu Ruda postanowiła pójść za intuicją i po prostu dodać do jednego kociołka lubczyk, a do drugiego paproć. Skrzętnie zanotowała swoje poczynania, a następnie patrzyła na zachodzącą w kociołku reakcję. Nie miała pojęcia, czy tak to wszystko miało właśnie wyglądać, bo pierwszy raz miała do czynienia z eliksirem miłosnym gdzie indziej niż na sklepowych półkach. Tak samo zresztą sprawa miała się z nią i z Afrodisią. Postanowiła więc dać się ponieść swoim przeczuciom i kontynuowała pracę.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Etap I Niepowodzenie - Eliksiry - 8+1 pkt z eliksirów
Rudzielec w końcu przybył do klasy eliksirów wcale tak daleko nie miał tylko tyle co przejść na drugi koniec korytarza chyba. - Cześć wszystkim - uśmiechnął się do zgromadzonych, zadowolony ,aż tyle uczniów przyszło na kółko po czym, zajął pierwsze lepsze miejsce. Wyjął podręcznik do eliksirów szukając ich miał takiego pecha, że Wiktorowi nic ostatnio nie wychodziło. Mimo to starał się jak mógł i panował nad sobą, aby za bardzo się nie rozpraszać. Niestety często się rozpraszał, więc omijał jakieś podpunkty. Puchon po dość długim czasie wertowania książki nie udało się poprawnie rozpoznać żadnego eliksiru. No cóż może na kolejnym kółku pójdzie lepiej.
Odkąd pomagał Felinusowi w przygotowaniu ostatniego spotkania lab-medu minęło sporo czasu, podczas którego Max wreszcie został przywrócony w prawach ucznia, na co Sinclair niezmiernie się cieszył i z radością udał się na kółko, które organizował jego przyjaciel. Wszedł do sali, zadowolony, witając się z nim, a także z Lowellem. - Stary, miło Cię widzieć na posterunku - rzucił do Solberga, klepiąc go przyjacielsko po plecach, po czym skierował się do wolnego stolika, przy którym były przygotowane dwa kociołki. - Uuu, afrodisia i mój ulubiony miłosny - mruknął cicho, śmiejąc się, ni to do siebie, ni do Felka, siedzącego niedaleko, a nawet pozwolił sobie do niego mrugnąć zaczepnie, bo był w wyjątkowo dobrym humorze. A po krótkim wstępie Maxa, trzeba było zabrać się do roboty, dlatego Lucas wyciągnął różdżkę i zerkając do podręcznika, wodził wzrokiem po charakterystyce wybranych eliksirów, które tak dobrze przecież znał, jeszcze za czasów jego pracy w sklepie u Dearów. Nie miał więc problemów w rozpoznaniu, która baza wywarowa należy do którego eliksiru i bez wahania, zabrał się za przygotowywanie potrzebnych składników, którymi miał dokończyć obydwie mikstury.
Musiał wykorzystać każdą sytuację, kiedy tylko była okazja do warzenia eliksirów, dlatego jak tylko zobaczył wywieszkę, która pojawiła sie na szkolnej tablicy ogłoszeń, od razu wiedział, że pojawi się na spotkaniu członków laboratorium medycznego. Co prawda rzadko kiedy uczęszczał na kółka, ale tego nie mógł odpuścić. Pojawił się w sali i witając się krótkim salutem z Maxem, z którym niedawno się poznał, przy okazji konsultacji dotyczących jego osobistego eliksiru, a także pomachał do Irvette, którą zobaczył w jednej z ławek, znajdujących się nieopodal. Omiótł spojrzeniem stolik, na którym znajdowały się dwa kociołki i uważnie wsłuchał się w słowa przewodniczącego kółka, który miał dla nich zadanie. Ciekawe, że jego przedmiotem był między innymi najbardziej znienawidzony ostatnio przez Huntera eliksir... W każdym razie, mieli rozpoznać wywary, które na tym etapie wyglądały identycznie. Cóż, nie było to proste dla niego zadanie, ale po kilku minutach zabrał się za przeglądanie starej księgi z opisem wszystkich magicznych wywarów i znajazł tam zaklęcie, którego mógł użyć, aby dowiedzieć się który eliksir jest który. Postanowił zaryzykować, mimo, że nie był dobry w zaklęcia (co zresztą pokazał kompromitującym go pojedynkiem z Robin). Pech chciał, że i ten dzień, nie był jego dniem do rzucania czarów i oczywiście pomylił eliksiry, próbując stosować resztę składników do Afrodisii do kociołka z bazą na Amortencje. No, powodzenia Dear...
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
ETAP: 1 KUFEREK: 12 EFEKT: nie udaje się rozpoznać eliksiru
Kiedy dowiedziała się o kolejnym spotkaniu Laboratorium Medycznego w pierwszej chwili chciała od razu biec o sali. Później jednak, po uprzednim przeanalizowaniu sytuacji miała mętlik w głowie. Nie chciała tam spotkać Lowella, którego po ostatniej rozmowie unikała jak ognia. Zranił ją i sprawił, że na powrót stała się tą zamkniętą, odizolowaną dziewczyną, którą była zaraz po przyjeździe do Hogwartu. Potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić wspomnienia z głowy. Teraz zmierzała do sali od eliksirów wiedząc, że nie ma już odwrotu. W końcowym rozrachunku doszła do wniosku, że nie może stchórzyć i zrezygnować z rozwijania pasji i dążenia do celów tylko przez strach przed ponownym spotkaniem z puchonem. Z resztą i tak musi się przestać go bać. Weszła do sali, w której zastała już kilkoro uczniów i starannie przygotowane stanowiska pracy. Podeszła do jednego przy końcu sali, niekoniecznie chcąc rzucać się w oczy. Nie zdziwiła się zbytnio słysząc, że na dzisiejszych zajęciach zajmą się przygotowywaniem eliksirów miłości. Chociaż Marie to nie interesowało, bez narzekania na nic (w tym także na obecność jakże czarującego szczura) zabrała się do pracy. Pierwszą częścią zadania było rozpoznanie eliksirów. Mimo, że do dyspozycji były przeróżne księgi, zaklęcia i inne metody ułatwiające to zadanie, dla Marie okazało się ono niewykonalne. Nie miała dużej wiedzy z zakresu eliksirów, ani nie darzyła ich zbytnią sympatią, dlatego też nie powinno to jej dziwić jednak mimo wszystko niesamowicie zirytowało. Używając zbyt dużo siły, wrzuciła brakujące składniki do obojętnych kociołków, rozchlapując część ich zawartości. Całość okrasiła francuskim przekleństwem.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kuferek: Cmoknij mnie w nos, całe 4! Efekt:Spektakularna porażka spowodowana zbyt małą ilością punktów w kuferku, bo autor tego zadania to mała, wredna menda, której przesyłam dużo miłości!
Pierwszy raz zdecydowała się iść na te zajęcia, a w sumie tylko dlatego, że słyszała iż prowadzący je chłopak, był po prostu zajebistym w tym, co robił. Jej wiedza z zakresu eliksirów i zielarstwa zakrawała o pomstę do nieba, ale nie zamierzała się tym faktem przejmować. Robin wychodziła z założenia, że skoro miała możliwość się dokształcić, to dlaczego miałaby z tego nie korzystać? Więc z tym oto pozytywnym nastawieniem ruszyła na zajęcia, nucąc sobie pod nosem bliżej nieokreśloną piosenkę, która tego dnia utkwiła jej w głowie. Miała naprawdę dobry nastrój i była przekonana, że cokolwiek tam nie wymyślili, to na pewno sobie poradzi! Więc z takim to optymistycznym nastawieniem wkroczyła do pracowni eliksirów. Widząc @Hunter O. L. Dear od razu uśmiechnęła się szerzej i ruszyła w jego stronę. Kiedy znalazła się w odpowiedniej odległości, wspięła się na palce i szturchnęła jego biodro, swoim własnym biodrem, tym samym lekko wytrącając go z równowagi. Oczywiście od razu posłała mu szeroki uśmiech i zaczęła wyciągać jakieś zabrane ze sobą składniki, które miały to być tymi odpowiednimi do eliksirów (a przynajmniej tak mówił podręcznik). - Dobra, Dear, pokaż co potrafisz, bo ja nie potrafię nic - rzuciła wesołym tonem i pociągnęła go za ramię w dół. Kiedy jego ucho znalazło się na wysokości jej ust (więc musiał całkiem nieźle się pochylić, zważywszy na to, jaki był wysoki, a jaka ona była niska) - Może po coś ci się ten eliksir przyda - szepnęła mu na ucho a potem, upewniwszy się, że nikt tego nie widział, po prostu perfidnie polizała go po tym uchu, w sposób kompletnie nie romantyczny, bardziej obleśny i taki i jednocześnie pokazujący wyraźnie, że robiła sobie z niego jaja. A potem przystąpiła do dzisiejszego zadania. Pochylała się nad kociołkami i skrupulatnie notowała na pergaminie jakieś swoje spostrzeżenia. Podpierała się mocno książką i dostępnymi notatkami. Próbowała wyłapać zapachy, które jednoznacznie wskazywałyby na to, czy dany eliksir jest afrodisiną, czy raczej amortencją. Tylko... no właśnie. Jej wiedza była naprawdę słaba, więc nic dziwnego, że kiedy przyszło co do czego, to okazało się, że zaznaczyła je źle. Widziała konsternację prowadzącego zajęcia, widząc jej pożal się Merlinie starania, ale uparcie to ignorowała. Nie przywykła do tego, aby jakikolwiek wielkolud, mógł sobie z niej kpić i przejmować się tym nie zamierzała. Bez względu na to, czy był to Hunter, czy może Max.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
- Dzieńdoberek - przywitał się z @Jessica Smith w pokoju wspólnym, samemu będąc w szoku, że już od samego rana ma tak dobry humor. - Wiesz, że nie tylko nasi prefekci mają swoje obowiązki typu pilnowanie gówniaków, ale i my, pierwsze damy Ravenclaw! - zagaił, wyczuwając świetną okazję, aby po raz kolejny zatargać Jess na spotkanie Labmedu. Nie miał problemu, żeby iść tam samemu, ale w tak doborowym towarzystwie byłoby znacznie weselej. - Punkt trzeci regulaminu takich dam mówi jasno, że muszą co jakiś czas pojawiać się na zebraniach szkolnych kółek naukowych, najlepiej laboratorium medycznego. No i zgadnij co - zrobił krótką, dramatyczną przerwę, dając jej czas na ogarnięcie tych wszystkich bzdur, które teraz wygadywał - zaraz się takowe zaczyna, także no trzeba się poświęcić, nikt nie powiedział, że tak prestiżowa rola będzie łatwa! - zakończył ten płomienny monolog, szczerząc się do Smith (nie potrafił określić czy jej mina mówiła "weź spierdalaj, Colton" czy to po prostu mieszkanka skonfundowania i niedowierzania, że tiara przydzieliła go do kruków). Na całe szczęście, dziewczyna nie miała nic przeciwko - a jeśli miała to udawał, że tego nie słyszy - więc chwilę później już radośnie szpagatowali do klasy eliksirów, gotowi na spełnienie swoich obowiązków. - Solberg, zmartwychwstałeś! - przywitał się dziarsko z @Maximilian Felix Solberg, gdy wyhaczył go na przedzie sali, posyłając mu debilny uśmiech. Szybko zajęli miejsce, a następnie wysłuchali co tym razem będą odkurwiali. - No proszę, amortencja, Frela i Darek już na zawsze będą skazani na takie prawilne mordy jak my - zaśmiał się cicho do Jess, kompletnie nie przejmując się, że każde kolejne wypowiadane przez niego zdanie jest coraz bardziej prostackie i głupie. Zaraz potem skrzywił się nieznacznie, kiedy Max zaprezentował skutki uboczne nieudanego uwarzenia eliksiru. - No nie wiem czy to zabijanie szczurów na pokaz było koniecznie - szepnął konspiracyjnie, bo nie zamierzał na głos kwestionować metod Maxiofelka, ale wiedział, że akurat Smith zrozumie jego podejście do tej sprawy. Zakasał rękawy bluzy, rozprostował palce, po których leniwie sunęły tatuaże i chrząknął, zerkając na Krukonkę. - Ja pierdolę, nie wiem od czego zacząć, jedyne mikstury jakie umiem przyrządzić to drinki. Koniecznie spróbuj mugolskiego cuba libre, czyste złoto - podrapał się po głowie. - Na szczęście to problem Aslana z przyszłości, szczura trochę też, bo teraz trzeba ogarnąć co Solberg wpierdolił do tych kociołków - podszedł do swojego i zajrzał do środka. - Swoją drogą, jak ci się podobało w Norwegii? Freja była wniebowzięta, szkalowała mnie przy każdym tubylcu, a ja stałem tylko obok i się uśmiechałem, bo niewiele rozumiałem z tego norweskiego bełkotu. Co się wszyscy ubawili to ich - paplał wesoło w stronę dziewczyny, w międzyczasie przeglądając podręcznik i próbując jakkolwiek połączyć fakty. O dziwo, poszło mu to całkiem sprawnie, ostatecznie dochodząc do tego co się w którym kociołku znajduje.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Etap I Kuferek: 5pkt Efekt: Niespodziewany - nic nie rozpoznaję
Omal się nie zakrztusiła swoją kawą wyniesioną z kuchni, kiedy @Aslan Colton zaskoczył ją w pokoju wspólnym - poczynając swój monolog od utytułowania ich 'pierwszymi damami Ravenclaw'. Napój właściwie prawie poszedł jej nosem, gdy jednocześnie parsknęła śmiechem i próbowała się nie udusić. — Aslan, wiesz, wystarczyło powiedzieć, że jest dzisiaj labmed, poszłabym i bez... no, tego wszystkiego. — Kiedy już odzyskała głos - i przynajmniej częściową powagę - nie omieszkała sprostować kilku rzeczy. — Acz doceniam twe, eeee... starania, by uświadomić mnie w tej, khm, zaszczytnej funkcji — przyznała jeszcze, uśmiechając się równie głupio szeroko co Colton. Cóż mogła poradzić, lubiła studenta i jego swobodne pierdolenie podejście i dystans do... wszystkiego. Wchodząc do klasy, w której odbywał się dzisiejszy labmed, rozejrzała się po znajomych twarzach i pomachała wszystkim w ramach powitania. Tuptając dziarsko - acz nieco mniej niż sam Colton - zajęła z drugim Krukiem jakieś wolne miejsca, uważnie wysłuchując przy tym co @Maximilian Felix Solberg miał dziś dla nich przygotowane. — Amortencja brzmi jak coś, czego nigdy nie uwarzę — bynajmniej nie chodziło jej wcale o kwestie moralne - a raczej jej własne umiejętności eliksirowarskie, które ostatnio po prostu próbowała oderwać od dna. Spojrzenie jej jednak nieco stężało, kiedy Solberg - dosłownie na pokaz - zabił szczury. Westchnęła lekko, zerkając na Aslana, który widocznie podzielał jej zdanie. — Rozumiem wykorzystywanie królików doświadczalnych... jeśli są w istocie królikami doświadczalnymi — mruknęła, również szeptem, nie mając zamiaru podnosić rabanu, a jedynie podzielić się swoimi myślami z Coltonem. — Natomiast jeśli znamy efekt... sam to nazwij. — Wzruszyła ramionami, przygryzając wnętrze policzka. Na szczęście była tutaj z drugą pierwszą damą (damem?) Ravenclaw - którego specjalnością było rozpraszanie myśli ponurych za pomocą radosnego trajkotania. I jak mogłaby nie docenić takiego towarzysza? — Ty nie wiesz od czego zacząć? — Zaśmiała się krótko, rozkładając przed sobą podręcznik. — To JA nie wiem od czego zacząć! A jeśli... chodzi o drinki... Cuba libre to poezja — przyznała, kręcąc się wokół swoich kociołków i zaglądając raz do jednego, raz do drugiego. Jakby stwierdzenie tego, że wyglądają identycznie i pachną identycznie miało jej w czymś pomóc. — Bardzo. W sensie, bardzo mi się podobało. To były moje pierwsze ferie za granicą — wyjaśniła - jakby w ogóle nie chodziło o to, że spędziła je z Shawem, a przecież doskonale było wiadomo, że on był jej główną norweską atrakcją. — Kolega z BT przygotował mi fiszki z norweskiego, bo akurat tego języka kompletnie nie znałam. Ale i tak najbardziej pomogły mi tłumaczki od Ciebie — uśmiechnęła się do Krukona wdzięcznie - jednocześnie wrzucając 'na czuja' lubczyk i paprotkę do kociołków. Oczywiście, że zjebała - nie musiała nawet podawać tego szczurom dla pewności. — Po takim napitku każdy by poszedł do Valhalli... — zdychając podczas walki z własną głupotą. — Mam złe doświadczenia z Afrodisią. Na morsotece w Torsvårg jeden drink był chyba na jej bazie...
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
ETAP: 2 KUFEREK: 12 EFEKT: nie udało się rozpoznać eliksiru
Zaraz po dodaniu składników, jak się okazało do złych eliksirów, przybrały one nieodpowiednie barwy. Mimo wszystko jednak niezbyt się tym przyjmując Marie dalej mieszała wywary. Kiedy były już gotowe wystarczyło zawołać tylko Maxa i podać je biednym szczurom. Już teraz wiedziała, że zrobiła je nieodpowiednio, więc szczury prawdopodobnie czeka śmierć, tak jak to ślizgon wszystkim już zademonstrował. Chociaż nie żywiła gryzoni jakimś głębszym uczuciem zrobiło jej się trochę smutno z tego powodu, jednak zignorowała to uczucie tłumacząc je obowiązkiem wykonania zadania i obiecując sobie zarazem, że podszkoli się także z eliksirów. Zanim jednak sprowadzi do swojego stanowiska przewodniczącego lab medu, sporządziła szybką notatkę. Zanotowała, co dodała do, którego wywaru, jako, że wiedziała już, który to który, oraz jaką reakcję eliksirów otrzymała. - @Maximilian Felix Solberg ! - zawołała chłopaka, jednocześnie czując, że jej wnętrzności skręcają się z nerwów. Nie lubiła niepowodzeń, o nie, a zaraz miała doświadczyć kolejnego. Przełknęła ślinę widząc zmierzającego w jej stronę chłopaka. - Eliksiry są już gotowe - oznajmiła, uważnie obserwując wyraz twarz Solberga. Po chwili zawahania wzięła do ręki pipetę, nabrała trochę płynu i podała gryzoniowi, uprzednio wyjmuąc go z klatki. "Żegnaj szczurku" powiedziała w myślach smutna, czego jednak nie dała po sobie poznać. Mimo, że to żyjące stworzenie, nie mogła się nad nim rozczulać jeżeli chciała zostać magomedykiem. W swojej karierze czeka ją jeszcze mnóstwo niepowodzeń, a może także zgonów. Zmusiła się, aby wlać zwierzęciu wywar do gardła, a później obserwowała jak bezwładne ciałko opada na stolik. - No to chyba jasne, że coś zrąbałam - podsumowała. - Tutaj masz jeszcze notatkę - powiedziała podając m pogięty fragment pergaminu. Nie było to w jej stylu. Zawsze wszystko miała poukładane, a prace oddawała w nienagannym stanie. Jak widać istnieją jednak wyjątki.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
eliksiry: 19 pkt kostka:59 – czyli dupa – szczurek wymiotuje Jak się powiedziało „A”, to potem należało powiedzieć „B”. Tak więc pomimo niepowodzenia w pierwszym etapie, Brooks nie poddała się, tylko postanowiła pracować nad eliksirem, zgodnie z poleceniem Solberga. Ze wszystkich dostępnych składników wybrała dwa, paproć oraz lubczyk. Wrzuciła je do kociołków, po jednym składniku do każdego z nich, a następnie dokładnie wymieszała i nabrała nieco cieczy do pipety. Teraz nadszedł następny, ostatni etap labmedu. Miała przetestować eliksir na szczurku. Przyłożyła szklaną rurkę do klatki i napoiła nim spragnionego zwierzaka. Czy było to mądre? Nie, w żadnym wypadku. Zwierzak najpierw zaczął krążyć po klatce jak pijany, a potem zaczął wymiotować na prawo i lewo.
- Nazwę go Arla – mruknęła do siebie, choć nie było jej do śmiechu. Cieszyła się jednak, że zwierzak ma jedynie torsje, bo z tego, co widziała, niektórzy z jego szczurzych ziomków wyzionęli ducha.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Jak się okazało, Lowell w porządku i poprawnie zidentyfikował eliksiry, w związku z czym mógł przystąpić do dalszych działań. W ruch poszły standardowe procedury dla tychże substancji; niemniej jednak sam fakt tego, co są w stanie spowodować, niezbyt napawał go optymizmem. Głównie ze względu na to, iż po prostu... obydwa nie do końca leżały w jego sercu jako te, z którymi chciałby mieć na dłuższą metę do czynienia. Oszukańcze, zwodnicze wręcz, wpajały w ludzki umysł (i nie tylko ludzki) uczucia, które to znajdowały się blisko granicy posiadanego gniewu. Nie bez powodu Felinus zatem postanowił, że dopełni wszystkich procedur poszczególnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy, by tym samym rozpocząć spokojnie zapisywać notatki oraz móc stworzyć eliksiry. Chłopak nie do końca wiedział, do czego te będą mu potrzebne, ale miał koniec końców na to wywalone, bo i tak część własnych przemyśleń przenosił do własnego dziennika, który to otrzymał w ramach Świąt od Brooks. I najwidoczniej przydawał się całkiem nieźle, wbrew powszechnej opinii, że taki przedmiot służy tylko i wyłącznie do pisania rozterek na temat życia codziennego bądź miłosnego. Bo mógł pełnić równie inną funkcję, czego to on był doskonałym przykładem, gdy długopis szedł gładko i prawidłowo zapisywał kolejne rzeczy, udowadniając jednak, iż przez ostatnie dni nauki zdołał wiele informacji po prostu przyswoić. Amortencja szła całkiem gładko. Łatwiejszy eliksir, poprzez znajomość dziedziny zielarstwa w jakimś mniejszym lub większym stopniu, udowodniła, że przyswojona receptura wcale nie poszła na marne. Znał doskonale różnice między nimi, dlatego, o ile jaśmin i jaja popiełka występowały w obu, o tyle jednak pozostały, główny składnik... ulegał zmianie. Tak zatem w eliksirze miłosnym działał efekt przygotowanego odpowiednio lubczyku, nad którym to się pochylił, sprawdzając, czy zioło jest mimo wszystko i wbrew wszystkiemu dobrej jakości. Szkoda byłoby wepchnąć coś, co jednak się kompletnie nie nadaje. W przypadku Afrodisii - prawidłową funkcję przejęły zarodniki paproci, które to, w odpowiednim procesie, pozwalały eliksirowi osiągnąć zamierzony efekt polegający na zwiększeniu popędu seksualnego. - Max, chodź no popatrzeć na szczurki. - machnął dłonią, zachęcając tymże prostym gestem do zaobserwowania tego, co się miało potem stać. Podanie eliksiru szczurkom pozwoliło zaobserwować efekty. Felinus uważnie przeanalizował pewne działania, a także różnice, w związku z czym jego notatki pod tym względem były kompletne, a efekt - idealny wręcz. Szczurki zadowolone, chociaż... rozejrzawszy się po sali, dorobienie kolejnych mogło wydawać się czymś koniecznym. Lowell przynajmniej zadba o dobrą demografię tychże istot, hej! - Easy peasy, przewodniczący. - zaśmiał się, wpychając mu piękne notateczki, niemniej jednak swoje własne posiadał w dzienniczku. Tych nie zamierzał przekazywać, w związku z czym magiczny przedmiot zwyczajnym ruchem schował do własnej torby. Interesowało go to, czy będzie w stanie podpierdolić eliksiry, w związku z czym pozostał trochę dłużej na własnym stanowisku, czekając na odpowiednią okazję. Co jak co, ale zaoszczędzenie paru galeonów zawsze wchodziło w grę. A tak to mógł podziwiać efekty własnej pracy - dlatego czekał, aż będzie największe poruszenie. I gdy Max się odwrócił, i gdy nikt nie patrzył, nie oglądając się jak debil, by nie zwrócić na siebie uwagi, i robiąc prosty ruch magicznym patyczkiem, zwyczajnie zapierniczył do różdżki, za pomocą Ex Iniecto, Afrodisię. Ot, miał kompletnie wyjebane, skoro i tak czy siak to przeszło ostatniego razu na lekcji u Leonardo.
Oparł dłonie na biodrach i zerknął rozbawiony na @Jessica Smith. – No ale gdzie byłaby cała zabawa, gdybym po prostu zadał nudne pytanie o wyjście na kółko? – pokiwał głową, jakby potwierdzając, że w istocie – nigdzie. – Poza tym uważam, że zbyt mało osób nas tak tytułuje, nie sądzisz? Plus muszę dodać, że ha tfu na wpis obserwatora, który zrobił ranking która z par jest lepsza, bo przecież siódmy punkt regulaminu pierwszych dam mówi, że każda dama jest równa – dodał jeszcze parę głupot, a następnie wyszli z pokoju wspólnego, dreptając wesoło na labmed. I tam zaczęła się karuzela spierdolenia. Po poprawnym zidentyfikowaniu zawartości kociołków, przyszedł czas na dokończenie roboty i dobicie reszty szczurów uwarzenie eliksirów. – O! Cieszę się, że tłumaczki ci się przydały – szczerze się ucieszył, iż trafił z tym drobnym prezentem. – A ten kolega, albo w sumie ty, bo jesteś pewnie już specjalistką od norweskiego, nauczyłabyś mnie jakichś zwrotów? Frelę z butów wypierdoli jak jej coś powiem w jej ojczystym języku. Na feriach błędnie przetłumaczyłem jedno słowo i myślałem, że ją zabieram na przygodę życia, a okazało się, że to było jakieś w kurwę niebezpieczne jezioro. Także jakbyś chciała kiedyś zafundować Darkowi randkę pełną atrakcji to masz przed sobą mistrza, chętnie pomogę – szczebiotał do Jess, ale na tyle cicho, żeby nie przeszkadzać pozostałym. Nie miał najmniejszych problemów z tym small-talkiem, zresztą, dzięki temu czas im szybciej płynął, a przynajmniej Smith mogła zapomnieć o tym bestialskim linczu na zwierzętach, jakie miało miejsce na początku spotkania. Uniósł brwi, kiedy Jessica napomknęła coś o Valhalli i wtedy bardzo powiązał fakty. – Och, rozumiem już czemu Freja obiecuje mi zawsze tam wycieczkę, kiedy coś widowiskowo spierdolę – parsknął śmiechem, w międzyczasie mieszając zawartość kociołków i dodając kolejne składniki, które wydawały mu się najlepszą opcją. – Ta morsoteka obrosła legendą. To chyba dobrze, że tam nie poszliśmy. Poza tym, czy to w ogóle jest legalne, żeby na takich potańcówkach podawać uczniom drinki na bazie amo albo afro? Wystarczyłaby dodatkowa dawka rumu i każdy bawiłby się równie wspaniale. Po jakimś czasie, gdy oba eliksiry miał gotowe, nerwowo podrapał się po skroni. – Nie wiem, yolo, niech im ziemia lekką będzie – mruknął pod nosem i zapodał miksturę szczurom, czego efektem były… Harce, o jakich większość hogwarckich chłopców mogła jedynie pomarzyć. Cóż, przynajmniej aslanowe szczury miały jakąś przyjemność z dzisiejszego spotkania. Mina mu zrzedła, kiedy zerknął na efekty pracy Jess. – Well, przynajmniej moja para zaczęła już nadrabiać braki w populacji – delikatnie szturchnął Krukonkę w ramię, próbując chociaż trochę ją rozbawić.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Etap:II Kuferek: 8+1 pkt z eliksirów Efekt: NIEPOWODZENIE
Przyszła pora na rozpoczęcie warzenia eliksiru. Rudzielec gdzieś czytał jak się robi jeden z eliksirów, tak wiec odszukał dane eliksiry. Na wstępie (a może na zakończenie eliksiru )dodałem po kolei składniki: lubczyk do Afrodisii i paproć do Amortencji. Po czym Wiktor kontynuuje pracę zgodnie z wytycznymi chociaż doskonale wie że to nie najlepszy pomysł. Zrobił notatki i je przeczytał na wszelki wypadek półgłosem, wiedząc, że jego pismo do najczytelniejszych nie należy. Następnie sam zabrał się za robotę. Ale Puchon doskonale wiedział, że nie skończy się to dobrze dla szczura. Aha coś nie tak bo jeden ma barwe nienaturalnie neonowy a drugi jak smoła zastyga w kociołku. Po co wołac kogoś skoro i tak z góry nastąpi zgon i to natychmiastowy na szczurze. -No ale zeby nie bylo podał po jednej kropli szczurom a drugą kropelkę wziął sam na spróbowanie i zawołał @Maximilian Felix Solberg .Lubić lubi młody Krawczyk eliksiry zwłaszcza jak sam na sobie testuje co i tym razem zrobił.
Ostatnio zmieniony przez Wiktor Krawczyk dnia Sob Mar 13 2021, 19:09, w całości zmieniany 1 raz
Kostka:1 tylko Amo Koło zagrłady dla Afrodisii: natychmiastowe wyłysienie
Rozpoznać, który wywar to który nie było dla niego tak wielkim problemem, ale kiedy przyszło do samodzielnego dokończenia eliksirów, tu zaczynały się schody. Niby miał przepis, niby miał składniki, umiał je przygotować, ale jednak nie był takim specem jak Solberg. Kumpel naprawdę miał smykałkę do tego i Lucas powinien się od niego uczyć. Starał się robić wszystko zgodnie z receptą, którą miał przed sobą, sporządzał sobie też notatki, o które prosił przyjaciel, by w efekcie po kilkunastu minutach pracy zawołać Maxa, by tak jak chciał był obecny w momencie podawania mikstury szczurowi. Na pierwszy rzut poszła amortencja. I o dziwo zadziałała prawidłowo, ale kiedy podał swój drugi eliksir drugiemu szczurkowi... Cóż, nie trzeba było długo czekać na to, aby stwierdzić czy afrodisia była sporządzona poprawnie. Ogoniasty przyjaciel w kilka sekund całkowicie wyłysiał, na co Lucas zareagował cichym śmiechem. - Przynajmniej żyje - skomentował krótko, starając się znaleźć jakieś pozytywy. Fakt faktem nigdy wcześniej nie warzył tego eliksiru, więc miało prawo nie wyjść.
Koło zagłady obwieściło: szczur po eliksirze ślepnie
Nigdy nie uważał się za jakoś szczególnie wybitnego w eliksirach, ale mimo wszystko od lat obracał się wokół tej dziedziny, wieloma aspektami chcąc nie chcąc się interesował i co nieco potrafił. Poza tym lubił pochylić się nad kociołkiem od czasu do czasu, co nie oznaczało, że wywary mu wychodziły. I dlatego właśnie uczęszczał na dodatkowe zajęcia, jakimi było laboratorium medyczne. Tu przynajmniej nikt go nie ocenia. No, do momentu aż nie przybędzie na spotkanie @Robin Doppler... Zauważył ją już w progu klasy, kiedy do niej wmaszerowała, a po chwili już witała się z nim na swój specyficzny sposób trącając go biodrem, przez co zakołysał się i chochla wypadła mu z rąk i opadła na dnie kociołka. Zerknął na nią z udawaną pretensją. - Bazyliszka na Ciebie normalnie... - mruknął, kręcąc głową i biorąc się za ogarnianie przepisu. Zastygł z pierwszym składnikiem w ręce, kiedy usłyszał jej słowa i został zniżony do jej poziomu pociągnięty w dół, by nawet nie zdążyć odwrócić głowy, w momencie, kiedy dotarł do niego jej szept - na który od razu kącik jego ust powędrował do góry - a potem poczuł wilgotny i ciepły język na płatku ucha. W pierwszej chwili wzdrygnął się na taki dziki gest z jej strony, a kiedy się odsunęła spojrzał na nią ostentacyjnie krzywiąc się i udając zniesmaczenie. - Ty oblechu, czy ja jestem jakimś cukrowym piórem czy lukrecjową pałeczką? - jęknął, zaraz jednak nachylając się nad nią, by soczyście cmoknąć ją W NOS. Poniekąd, aby się odegrać. Zaśmiał się, kiedy zdał sobie sprawę, że zostawił na nim lekko mokry ślad, co na pewno zirytuje dziewczynę. Ale sama zaczęła! Mijały kolejne minuty a w kociołku lądowały kolejne składniki. Coś tam sobie skrobał na pergaminie i kiedy przyszedł czas zawołał do siebie Maxa, pokazując mu swojej zapiski, po czym nabrał uwarzonego przez siebie wywaru do pipety i podał go szczurowi w obecności Solberga. Jednak zamiast konkretnych efektów, które miała dawać magiczna mikstura, gryzoń wykazywał oznaki zaburzenia wzroku, co było bardzo kiepskim znakiem... Czyli coś ewidentnie spartolił.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Z pewnością miło było znów zobaczyć Solberga jako kierownika kółka, który miał im przewodzić w czasie zajęć i pokazać na czym w ogóle polegają eliksiry. Cóż ciekawa była tego, co właściwie ten nagle wymyślił. Nie spodziewała się tego, że pozostaną w temacie eliksirów walentynkowych jeśli tak można je nazwać. Westchnęła ciężko i podeszła do stanowiska, by przyjrzeć się obu kociołkom. Różdżka niemal automatycznie powędrowała do ręki, aby w razie czego być w stanie rzucić odpowiednie zaklęcie. Chwilowo jednak skupiła się na wyczuciu jakiegoś charakterystycznego zapachu albo zobaczeniu czegoś w mieszanej bazie, co mogłoby ją naprowadzić na odpowiedni trop. Przez pewien czas zajmowała się jeszcze badaniem roztworów nim w końcu z całą pewnością mogła stwierdzić co dokładnie znajduje się w którym kociołku i przejść dalej.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Wyglądało na to, że wraz z powrotem Maxa w roli przewodniczącego kółka na nowo zaczną coraz bardziej skupiać się na eliksirach. W sumie obie dziedziny jej odpowiadały także nie miała na co narzekać. Najważniejsze, żeby w końcu się nauczyła czegoś nowego i przydatnego. Nie spodziewała się jedynie tego, że będą się bawili z eliksirami, które... cóż raczej nie należały do jej ulubionych. W zasadzie najlepiej trzymałaby się od nich z daleka, ale najwyraźniej nie miała za bardzo wyjścia. Uważnie przyglądała się obu bazom, ale dla niej nie różniły się one od siebie praktycznie niczym. Zachęcona przez Maxa spróbowała rzucenia na nie zaklęcia, które pomogłoby jej określić, co gdzie się znajdowało, ale i tu poległa. Najwyraźniej to nie był jej dzień i nie pisane jej były wielkie sukcesy przy robieniu afrodisii i amortencji.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wiedziała już co się znajduje w kociołkach i mogła przystąpić do kolejnego etapu. Wydawało jej się to być prościzną. Wystarczyło jedynie odpowiednio przygotować składniki, aby eliksiry nabrały odpowiednich właściwości, a następnie podać je szczurom. Jedną ręką wykonywała notatki, drugą odmierzając może nieco niedbale proporcje odpowiednich ingrediencji. W końcu jednak zabrała się za ich obróbkę, aby przybrały właściwą formę. Lubczyk z pewnością wyglądał i pachniał jak trzeba, gdy wrzucała go do kociołka z amortencją, a przynajmniej tak jej się zdawało. Najwidoczniej jednak zrobiła coś nie tak, bo zapach wcale nie przypominał jej tego, co zwykle przy niej czuła. Z kolei afrodisia zdawała się być naprawdę w porządku. Teraz wystarczyło jedynie podać je szczurkom pod okiem Maxa. I tak jak mogła się spodziewać o ile ten napojony eliksirem numer dwa zyskał libido zbliżone do Solberga tak ten od amortencji po prostu zdechł. Na miejscu. Cóż raczej to nie był jej najlepszy występ z eliksirami, ale tak to już bywało.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Zdecydowanie nie szło jej to jakoś szczególnie dobrze. Co prawda zdawało jej się, że postępuje zgodnie z instrukcjami Solberga, ale wątpiła w to czy przyniesie to jakiś pozytywny i oczekiwany efekt. Zarodniki paproci, lubczyk... Wydawało się, że nie może tego spieprzyć. W końcu ich obróbka nie była taka trudna. A jednak oczywiście coś musiało pójść nie tak, gdy sporządziwszy swoje notatki zawołała do siebie Ślizgona, aby przy nim zacząć podawać eliksir swojemu najdroższemu szczurkowi. Wydawało się z początku, że nie posiada on żadnych efektów ubocznych. Dopiero po chwili zorientowała się, że coś jest nie tak i gryzoń chodzi niezbyt pewnie, włażąc przy okazji w przeszkody na jego drodze. Wyglądało na to, że oślepł. Chyba zatem warto byłoby przygotować jakąś odtrutkę.