C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Niewielka magiczna biblioteka zlokalizowana w bocznej uliczce Hogsmeade. Wchodząc do niej, pierwsze co można zauważyć to niesamowicie wysokie regały przy których szybują platformy pełniące funkcję windy. Lokal jest zdecydowanie wyższy aniżeli szerszy. Spokojnie jednak pomieścił kilka naprawdę wygodnych foteli, które okupują głodni wiedzy i świętego spokoju czarodzieje. Mimo niedużych rozmiarów, zawartość półek jest prawdziwie bogata. Panie bibliotekarki dbają o każdy świstek z największą dbałością, dlatego można tu znaleźć najstarsze zapiski w bardzo dobrym stanie.
Autor
Wiadomość
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kość na zwrot:2 - Nie mam złych zamiarów / Nie szukam zwady Literka: F Zapamiętanie: Parzysta Ławka z:@Nancy A. Williams, Aleksandra Krawczyk, Darren Shaw
Uśmiechnęła się jedynie na komentarz Nans odnośnie tego jak brzmiał język trytoński. Tak, szczekaj na mnie jeszcze. Znaczy co. Może i wypowiadane przez nie zbitki fonemów nie brzmiały jakoś naturalnie, ale... może to tylko dlatego, że nie przywykły do ich brzmienia? Choć musiała przyznać, że wszystko w trytońskim brzmiało dziko i zdecydowanie umlauty przy nim wymiękały. - Jeśli ktoś jeszcze będzie mi narzekał na brzmienie niemieckiego to przysięgam, że odpowiem mu po trytońsku - skomentowała jeszcze zanim skupiła się ponownie na przedstawionym im przez Swanna zadaniu. A raczej chciała, bo znowu usłyszała śmiech tego przebrzydłego świecznika, który najwidoczniej się na nie uwziął. - Hurensohn ma z pewnością niezły ubaw - mruknęła. Gdyby tylko nikt nie patrzył zapewne wyrzuciłaby tego cholernika przez okno. Albo potraktowała go jakimś destrukcyjnym zaklęciem. Jednak w towarzystwie raczej nie bardzo wypadało robić podobne rzeczy i mogła jedynie znosić drwiny ze strony martwego obiektu. Kolejne zadanie było w miarę proste. Akurat tłumaczenia nie były jej straszne i zaraz przystąpiła do wykonywania swojego. Ajax zapewnił im wcześniej wszystko, co tylko było im potrzebne do tego, by teraz zapisać i powtórzyć słowa nauczyciela. Nic trudnego, prawda? Tylko, że wciąż była w tym wszystkim nowa i niektóre dźwięki wydawały się do siebie cholernie podobne. Tak samo jak i alfabet przez co jej zamiast zapewnić po trytońsku o tym, że nie szuka zwady powiedziała, że... nie ma złych wymiarów (rzoszakh wiżawi burzoburbudźe burburwiszażaguhubur). Miało to jakiś sens? Ano zapewno tak. I pewnie było też w jakimś kontekście poprawne, ale z pewnością nie było to zdanie, o które chodziło Swannowi, który od razu ją poprawił. Powtórzyła za nim jeszcze kilkukrotnie całe wyrażenie, by móc je bez większego problemu zapamiętać. I to tym razem w pełni poprawnej formie. Trzeba było przyznać, że to naprawdę miłe, że ktoś pomyślał o załatwieniu dla nich strojów kąpielowych choć nie miałaby nawet nic przeciwko temu, by nurkować w swoich normalnych ubraniach. Niemniej spojrzała jeszcze na siedzącą obok Williams i dopiero wtedy ruszyła do swoistej przebieralni, żeby móc zmienić swój strój. No cóż... Z pewnością będzie ciekawie.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine miała wrażenie, że ilekroć spojrzy na lampę to ona się do niej śmieje niczym wariatka. Czyżby coś brała? To było poniekąd bardzo dziwne. -Świetnie wam idzie- powiedziała do Isabelle i do Aleksandra aczkolwiek miała wrażenie, że cała ta trójka radzi sobie dwojako. Profesor Cortez, która się do nich dosiadła też nie radziła sobie genialnie. Mimo iż była od nich starsza, to jednak ten język był też trudnym językiem. Cała trójka Cortezów w jednym miejscu plus ona, to było dziwne zjawisko. Zanim zaczęła ćwiczyć swój zwrot grzecznościowy, przełknęła dziwną gulę jaka jej się pojawiła w gardle na myśl o tym, że niedługo zejdą do wody i to dość głęboko, podczas gdy ona się jej panicznie boi. Sama nie wiedziała co sobie myślała zapisując się na te zajęcia, ale miała nadzieję, że eliksir uspokajający albo tabletki wyjątkowo jej pomogą przemóc swój lęk w obecnej sytuacji. Przebrała się w damski strój kąpielowy i wróciła na salę. -Zacne wdzianko- powiedziała do Cortezów, po czym zajęła się rozpisywaniem swojego zwrotu. Było to bowiem bardzo skomplikowane i nie wiedziała, czy uda się jej dobrze je zapamiętać. -nie ...rzoszakh , mam ... wiżawi złych ... burzoburbudźe zamiarów... burżawiszażaguhubur - trochę dukała i rozpisywanie dłużej jej zajęło ostatecznie na koniec zaczęła to mówić. Spojrzała na Aleksandra i zaczęła mówić. -burżawiszażaguhubur burzoburbudźe wiżawi rzoszakh - powiedziała nie zauważając, że w tym momencie brzmi jak Yoda z mugolskich filmów o Gwiezdnych Wojnach. Gdyby ona wiedziała że taka postać jak Yoda istnieje, może byłaby bardziej świadoma swoich błędów. Uśmiechnęła się mając wrażenie, że mówi wszystko dobrze jednakże tak naprawdę musiała to powtarzać po kilkanaście razy bo nie była w stanie spamiętać jednego prostego zdania.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Kość na zwrot:2 - Nie mam złych zamiarów / Nie szukam zwady Literka: A Zapamiętanie: Parzysta Ławka z: Mad
Trytoński z pewnością był wyjątkowym językiem i wymagał sporego nakładu pracy, by móc nim swobodnie operować. Mimo wszystko jednak Yuuko chyba dopisywało szczęście. Lub po prostu dobrze szło jej rozpoznawanie i powtarzanie określonych dźwięków. Jednak słuch muzyczny przydawał się w wielu sytuacjach i to była jedna z nich. Wypowiedziany przez Swanna zwrot, a właściwie nawet i dwa nie sprawił jej większych trudności w przyswojeniu. Starannie zapisała je na kawałku pergaminu, pilnując się, by nie postawić gdzieś czarnego ohydnego kleksa, który tylko splamiłby jej pracę i zniweczył wszelkie wysiłki. Przez chwilę przyglądała się jeszcze swojemu dziełu, by ocenić czy na pewno nie pomyliła żadnego znaku i każda litera odpowiada dokładnie tej głosce, której powinna. Dopiero wtedy postanowiła powoli i starannie zabrać się za powtarzanie ich. - Rzoszakh wiżawi burzoburbudźe burżawiszażaguhubur - powiedziała, gdy tylko w głowie odczytała już zapisane wyrażenie. Dopiero wtedy zabrała się za wymówienie kolejnego. - Rzoszakh aczburreqczżawi burburżagzibur. I choć kompletnie się tego nie spodziewała to Swann nie miał żadnych krytycznych uwag odnośnie jej wymowy. Wyglądało na to, że nie popełniła żadnego błędu, na który właściwie się nastawiała. Był to dla niej całkowicie nowy język i zrozumiałaby wszelkie potknięcia, które mogłaby w nim wykonać, ale chyba jednak miała jakiś lingwistyczny talent. Na słowa nauczyciela odnośnie przenoszenia się w miejsce, gdzie miałby się odbyć kolejny etap lekcji po prostu podeszła do miejsca, w którym znajdowały się stroje kąpielowe, które zapewniono każdemu z kursantów i udała się we wskazanym przez mężczyznę kierunku, aby móc przebrać się we w miarę względnej prywatności.
Zajmował się sprawdzaniem przetłumaczonych zwrotów grzecznościowych, niektóre osoby poprawiał, innym zwracał uwagę na popełnione błędy. Mówił wszystek tonem rzeczowym aczkolwiek nie wywierającym presji. Mieli jeszcze trochę czasu zanim przejdą do użycia swistoklików. Wtem kątem oka dostrzegł coś, co sprawiło, że zatrzymał się między ławkami i wyprostował swój długi kark. - Pan...Solberg? Tak, panie Solberg, czy ja dobrze widzę, że przyniósł pan alkohol, mimo że wspominałem drogą listowną o zakazie wnoszenia używek na teren tej biblioteki? - odezwał się głośno, donośnie i podszedł na swych długich nogach do młodzieńca. Wpatrywał się w niego świdrująco, biały olbrzym, albinos o czerwonawych tęczówkach.
Max - rzuć 1k6 aby dowiedzieć się czy piersiówka zostanie Ci skonfiskowana!
Parzysta - wymyśl wiarygodny powód i nakarm nim Swanna. Będzie gapił się na Ciebie podejrzliwie, ale nie zabierze jej tylko poprosi byś więcej jej nie wyjmował. Najwyraźniej masz w sobie coś, co załagodziło jego zirytowanie albo użyłeś dobrych słów. Eliksir będziesz musiał pić bardzo, bardzo pokryjomu. Nieparzysta - cokolwiek nie powiedziałeś Swann był zirytowany wnoszeniem alkoholu na teren biblioteki, a wszak wyraźnie prosił w liście, aby uszanować tę zasadę. Prosi o odstawienie piersiówki na jego biurko, ale zapewnia, że zwróci po ukończeniu kursu. Zdajesz sobie sprawę, że potencjalna sprzeczka z prowadzącym może skończyć się dla Ciebie wyrzuceniem z kursu. W następnych etapach możesz próbować wypić tę dawkę eliksiru gdy Swann będzie się przebierać, ale to będzie uzasadnione dodatkowym rzutem kości :v
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Stukot palców przerywał ciszę, a raczej przebijał się przez gwar, jaki zaczął się tworzyć pod wpływem coraz to liczniejszych grupek, które również postanowiły wziąć udział w tym jakże intrygującym wydarzeniu. Trytoński wydawał mu się być czymś dziwnym, czymś niezrozumiałym, ale jego znajomość ostatecznie była konieczna, jeżeli zamierzał skończyć kurs i tym samym otrzymać jakiś papierek do późniejszych wniosków o pracę. Bo, o ile miał jedną na razie, w ciągu życia może ich się przewinąć jeszcze więcej. Ale czy to nie były pieniądze stracone? Niby edukacja pozwala na rozwinięcie skrzydeł i tym samym zdobycie dobrze płatnej pracy, ale czy był niezadowolony z tej, jaką obecnie posiadał? Pojęcie zadowolenia potrafi być iście złudne i pozbawione jakiegokolwiek racjonalnego wyjaśnienia; nie bez powodu zatem podchodził do tego tematu uważnie, z zachowaniem należytej ostrożności, jakoby próbował wcześniej oszukać samego siebie. — Kto słyszał, kto widział... — podniósł wargi w nikłym uśmiechu, który nie był zbyt intensywny, aczkolwiek wystąpił. Nawet jeżeli zbladł, a na twarzy znów pojawiła się ta charakterystyczna dla Felinusa obojętność. Niemniej jednak traktował Maximiliana jako kumpla - jako kogoś, kogo darzył po prostu większą sympatią niż innych. Co zresztą było widać. — Pod koniec roku szkolnego? Oby tylko Cię nie złapali i nie wlepili za to ujemnych punktów. — był świadom walki między Wężami a Krukami; była zaciekła i jedno ugrupowanie doganiało drugie. Przekręcił pióro we własnych palcach. Tworzenie i korzystanie ze słów w języku trytońskim było na tyle niewygodne, iż nie mógł uwierzyć, iż właśnie w taki sposób porozumiewają się te zwierzęta. No cóż. Każda nacja i każdy gatunek posiada własną historię, kulturę oraz sposoby porozumiewania się, a jeżeli trytony takie posiadały, to nie mógł z tym nic zrobić. — Albo papierki. — najlepiej takie wkurzające, szeleszczące po chodniku, których nikt nie chciał wyrzucić do prawidłowego miejsca - do kosza. Zmrużone oczy skierował w stronę ludzi, którzy znajdowali się w Magicznej Bibliotece, a po chwili powędrowały na oszukańczego dorosłego. — Bo ja wiem, czy aż tak blisko. — dorzucił na dogryzienie i prychnął delikatnie, aczkolwiek widocznie. Czuł się niczym przy normalnej, ludzkiej rozmowie; nie czuł potrzeby stosowania hamulców do dystansowania się społecznego. Jedna z niewielu osób, z którą to mógł pogadać bez skrępowania w umyśle łańcucha emocji. — Ewoluujesz w... czekaj, jak on się zwał? Garado? Gyarados? Nie pamiętam. Ale Magikarp był bezużyteczny w początkowym stadium gry, dopiero potem się rozkręcał. — co nie oznacza, że tak samo sądził o Maximilianie - że ten jest bezużyteczny. Kto wie, może osiągnął już dawno status niebieskiego, wodnego węża? — Neżagzibur juhunezohuebhuaczzożaburszahurzobur... — (bądź pobłogosławiony) nie był tego świadom, ale pokręcił słowa tak, że chyba nadał jakiegoś oczyszczenia duszy i rozgrzeszenia samemu Maximilianowi. — Chyba znowu coś pokręciłem... — mruknął, niezadowolony, spoglądając następnie w stronę Ajaxa Swanna, który najwidoczniej nie polubił się z piersiówką Solberga i tym samym próbował w jakiś sposób zwrócić uwagę Ślizgonowi na posiadanie takiego przedmiotu... no cóż. Mruknął jedynie w odpowiedzi na słowa o pływaniu (nawet jeżeli nie zapamiętał dokładnie alfabetu). — Najwyższa pora. Obserwował to, co się potem działo.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Przez chwilę się zastanawiała kiedy i w jakich okolicznościach mogłaby używać tego języka, lecz jedyne co przychodziło jej do głowy to herbatka w posiadłości jednego z trytonów. Czy oni mieli w ogóle posiadłości i mogli pić herbatę? Prędzej wodę z jeziora. Przecierając dłonią twarz rozejrzała się po bibliotece. Każdy brzmiał jakby ość utknęła mu w gardle, a w najgorszym przypadku jakby szczekał. Podobnie zresztą było z Isabelle. Jej wypowiedzi, chodź w miarę poprawne, brzmiały jakby uczyła się szczekać. I tak oto zaczął się kolejny etap nauki. Zwroty grzecznościowe. Nie uważała trytonów za zwierzęta mniej inteligentne od ludzi jednak inna wymowa do samicy niż do samca? Po co komplikować sobie aż tak życie? Nie wystarczyłby jeden zwrot? Przewracając oczami zaczęła uczyć się swojego zwrotu. Słysząc jednak jak Kath wymawia słowa przekonała się, że i ona ćwiczy ten sam co ona. Słuchając jej próbowała sama wypowiedzieć zdanie. - Rzoszakhwiszakhbu burzobur .... - na chwilę się zatrzymała. Czuła, że mówi coś źle jednak nie byłą w stanie wyłapać co to było. Poddając się dokończyła zdanie -... burżawiszażagu. - i dopiero po skończeniu zdania uświadomiła sobie, że cały ten czas mówiła w bezokoliczniku. Wdychając ciężko zabrała się za ćwiczenie i trenowanie. Gdy już w końcu zapamiętała, kiedy którego zwrotu używać, i jak zmieniać zwrot w zależności od płci rozmówcy skupiła uwagę na Profesorze. Naprawdę chciał ich zabrać na jakiś basen aby mogli ćwiczyć pod wodą? Miało to dość spory sens zważywszy na to jakiego języka się uczyli... Sięgnęła po jeden ze stroi i korzystając z pokoju który wskazał im Ajax przebrała się po czym wróciła do Kath i Aleksa. Słysząc słowa Kath spojrzała na nią delikatnie się uśmiechając. - Jeszcze nie miałam okazji w takim pływać. - zaśmiała się przy okazji związując swoje włosy w koński ogon. Nie chciała aby wchodziły jej do ust podczas pływania.
Zwrot grzecznościowy:2 - Nie mam złych zamiarów / Nie szukam zwady Błąd wypowiedzi:H - nieświadomie wypowiadasz słowa w bezokoliczniku (np. przyjąć ja dziękować, nie mieć zły zamiar). Zapamiętanie:6 parzysta ( pamiętasz kiedy którego zwrotu używać, jak zmieniać zwrot w zależności od płci rozmówcy, więc ten etap jest Twoim sukcesem.)
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Gryfonka związała włosy po czym spojrzała uważnie na swoją koleżankę. Zwyczajnie wzniosła lewy łuk brwiowy, po czym wykrzywił usta w asymetrycznym, nieznacznym uśmiechu. Przyszła pora na zwroty grzecznościowe Mad nie bardzo lubiła jakie kol wiek zwroty jeśli chodzi o formy grzecznościowe i całą resztę. To dla mnie zaszczyt Ciebie poznać- -nszhu gzizoża wirzoszakh burża acz - bur bu - bur burnsz buszakhneszakh juhuburrzożabu Miło poznać Twoją osobę- wiszazohu juhuburrzożabu nszburhuczuża huaczhunekh Mad rozpisała co i jak gdzie co w danym momencie powinno się znajdować tak było dziewczynie lepiej zapamiętać. Jak na pierwszy raz tak z trudnym językiem nie zrobiła Mad żadnego błędu, rodzina gdyby się o tym dowiedziała to byłaby z niej dumna. Ale za o wszystko pamięta co gdzie kiedy którego zwrotu używać, i jak je zmieniać zwrot w zależności od płci i rozmówcy. To jest to właśnie Mad zaliczyła z wielkim sukcesem -Ma to w sumie swoje dobre i złe strony. - spojrzała na Puchonkę z uśmiechem i poszła się przebrać.
A - ża B- ne C - bu D - gzi E - kh F - wu G - eb H - dźe I - sza J - czu K- qcz L - zo M - wi N - rzo O - hu U - re P - ju R - gu S - acz T - nsz X - chau WVZY - bur
Zwrot4[Bądź pozdrowiony / Witaj, życzę Ci spokojnych fal] WymowaD Pamięć2
-Ja nie wiem Leoś co ty masz do tego języka. Jest piękny. Tak się cudownie można drzeć - Odpowiedziała mu ze śmiechem zaskoczona jego ciągłym zerkaniem na roślinę. Przechyliła pytająco głowę, ale po krótkim zastanowieniu - nie zapytała. Imię i nazwisko Leo ją praktycznie zbiło z nóg. Myślała, że umrze ze śmiechu. Jego brzmiało jeszcze gorzej! Na prawdę sporo trzeba jej było energii na to, by nie wybuchnąć przeszkadzając wszystkim innym i... - Co ty tak tam zerkasz? - spytała widząc po raz kolejny jego spojrzenie i to, że najwyraźniej coś co widzi wzbudza w nim jeszcze lepszy humor. Naćpał się czegoś i widzi tęczowe jednorożce? Gdy dostała zwrot grzecznościowy dość sprawnie go przetłumaczyła. "neżagzibur juhuburgziguhuburszahurzobur / burszanszżaczu, burburneburkh busza aczjuhugczhuczurzoburbudźe wużazo" - Juhuburgziguhuburszahurzobur neżagzibur... Nie, czekaj. Odwrotnie. Burszanszżaczu wużazo... Nie, moment... - Niestety dziewczyna miała problem ze składnią. Choć przetłumaczenie było idealne i wcale nie takie trudne - choć sformułowanie było długie, tak zapamiętała prawie cały alfabet, więc mogła tłumaczyć niemal tylko z pamięci. Niestety - mieszały jej się słowa, przez ich podobieństwo zatem ostatecznie mówiła z fatalną składnią, prawdopodobnie gdyby miała pogadać z rodowitym trytonem, to by ją wyśmiał. Walczyła jednak czytając frazę, a potem jeszcze raz powtarzając ją w pamięci i dopiero na głos. Jeszcze kilka razy pomieszała składnie, nie mogła przez to przebrnąć. Zabawne było więc, że w którymś momencie złapał się na tym, że udało jej się zapamiętać jak używać danego zwrotu i jak go modyfikować, a wypowiedzenie go nadal stanowiło problem. No nic, to i tak był całkiem spory sukces. Wszystko powolutku. Nauczy się. - Jak idzie? - Spytała Leo wysyłając mu uśmiech, a potem rozglądając się po sali zaciekawiona pracą innych uczniów i... nauczycieli. Ale dziwna sytuacja być z nimi na tym samym poziomie.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
zwrot:4 - Bądź pozdrowiony / Witaj, życzę Ci spokojnych fal wymowa:H pamięć:parzysta, czyli jest dobrze siedzę w ławce z:@Darren Shaw, Violetta Strauss, Nancy A. Williams
Z całych sił starała się ignorować śmiejącą się klamkę okienną, która - taką miała nadzieję - w końcu da sobie spokój i zamilknie na wieki. Na pewno też swoje robiło to, że wciąż zwracała uwagę na dochodzący z prawej strony dźwięk, bo gdyby puściła go mimo uszu, nie irytowałby jej tak bardzo. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić - im bardziej się starała, tym gorzej jej to wychodziło. Zgodnie z zaleceniami Swanna, nie wzięła ze sobą różdżki, więc pozostawało skupienie się na czymkolwiek innym. - Może być i w środku nocy, czemu nie? Tyle że będziemy musieli być jeszcze bardziej ostrożni, bo w razie czego nikt nas nie zauważy w ciemnościach, a jak już się skapną, że nas nigdzie nie ma, to od dawna będziemy w królestwie trytonów - odpowiedziała na jego pytanie i przybrała poważny wyraz twarzy, bo to wcale nie było aż tak niemożliwe, jak by się mogło wydawać. Te morskie stwory były niebezpieczne i nie jeden czarodziej miał się okazję o tym przekonać, więc jeśli rzeczywiście zdecydowaliby się na pogawędkę z nimi, to musieli być niezwykle ostrożni. A i to mogło nie wystarczyć. - Możesz się napić herbaty gdybyś potrzebował - zaproponowała, potrząsając kubkiem z ciepłym napojem. Od mówienia w tym specyficznym języku każdemu mogło zaschnąć w gardle i teraz była wręcz wdzięczna, że w bibliotece w ogóle znalazły się jakieś napoje. Poza tym po nawet łyczku było jej jakoś ciupkę łatwiej wycharczeć czy też może wyszczekać swoje imię i nazwisko, choć nie dało się ukryć, że nadal sprawiało to spore problemy. Ale nie od razu Hogwart wybudowano, więc dzielnie brnęła dalej, a i Darrenowi też szło dobrze. Oboje jednak zrobili identyczne błędy i źle przeczytali to, co wcześniej sobie zapisali. Jak na pierwszy raz i tak dobrze, że cokolwiek wyszło z ich ust i dało się to zrozumieć. - Nie mam pojęcia. A co, chciałbyś? - odparła pytaniem na pytanie o skrzelach i uniosła brwi. Byłaby to ciekawa opcja, ale zawsze mogli skorzystać ze skrzeloziela lub zaklęcia Bąblogłowy, więc chyba ten narząd oddechowy nie był im aż tak potrzebny. Kolejny etap to był już wyższy poziom, bo mieli się nauczyć kilku podstawowych zwrotów. Tak jak wcześniej wzięła w dłoń długopis i zaczęła dziubdziać, literka po literce, starając się robić to jak najdokładniej, żeby się nie pomylić i nie mieć problemów z późniejszym rozczytaniem notatek. Burszanszżaczu, burburbuburkh Busza aczjuhuqczhuczurzoburbudźe wużazo. Chwilkę jej to zajęło, nie ma się co oszukiwać, ale w końcu mogła przejść do wymowy, która znowu pozostawiała trochę do życzenia. Okazało się, że mówiła bezokolicznikami, przez co zdania brzmiały śmiesznie, ale nie były tak całkiem niezrozumiałe. Po prostu trzeba było przetrawić to, co się usłyszało. I tak była zadowolona, że nie zrobiła większych błędów. - Mój język nie przetrwa do końca tego kursu, czuję się, jakby zaraz miał się zaplątać albo połamać, a nawet nie wiem, czy to możliwe - westchnęła po ponownym podjęciu próby, która była bardziej udana, niż poprzednie. Literki zaczynały mienić jej się w oczach, a z ust wydostawał się momentami niezrozumiały bełkot, podczas którego naprawdę miała wrażenie, że zaraz zadławi się własnym językiem. Po zakończeniu zadania udała się razem z pozostałymi dziewczętami do przebieralni, aby zamienić swój dotychczasowy strój w kostium kąpielowy. Nie mogła doczekać się zanurzenia w wodzie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
A - ża B- ne C - bu D - gzi E - kh F - wu G - eb H - dźe I - sza J - czu K- qcz L - zo M - wi N - rzo O - hu U - re P - ju R - gu S - acz T - nsz X - chau WVZY - bur
Właśnie Felinus ostrzegał go, by nie dał się złapać na samym końcu roku szkolnego, gdy podszedł do niego Ajax. Rzucił swojemu puchońskiemu kumplowi szybkie spojrzenie i zwrócił się do profesora. -Przepraszam Pana najmocniej. Nie jest o jednak alkohol, a eliksir zdrowotny, mam okropne problemy z migrenami i muszę nosić zawsze przy sobie porcję. - Wypalił bez zastanowienia. Zdawał sobie sprawę, że jeżeli Ajax mu w coś uwierzy, to w problemy zdrowotne. Swann nie do końca wyglądał na przekonanego, ale poprosił tylko Maxa, by więcej piersiówki nie wyciągał i poszedł dalej. Solberg delikatnie odetchnął i ponownie spojrzał na @Felinus Faolán Lowell. -Ty się już może nie odzywaj lepiej. - Zaśmiał się i wrócił do trytońskich wypocin. -No patrz, idealnie! Bezużyteczny i śliski jak ślizgoński bluszcz. - Zażartował słysząc teorie na temat jednego z najbardziej bezużytecznych pokemonów, jakie istniały. Alfabet zapamiętał dość dobrze, ale wciąż powtarzał sobie wymowę poszczególnych liter, by nie zapomnieć tego równie szybko. -Dzięki za błogosławieństwo, rybko. Dzisiaj na pewno mi się przyda. - Zaśmiał się na przejęzyczenie kumpla. Gdy już przebrał się w swój strój pływaka, cierpliwie czekał na następny etap kursu.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Na chwilę wyłączył się z rozmowy towarzystwa z kilku powodów. Zobaczył dziewczynę w charakterystycznym, mniej niż zawsze, turbanem (@Melusine O. Pennifold). Spoglądał w jej kierunku przez chwilę, zanim oderwał je raptownie, wracając nim do Finana. Słowa, które wypowiadał zdawały się wypluwane bardzo losowo. Aż parsknął. Próbował sobie wyobrazić Finna rozmawiającego po islandzku. Prawdopodobnie wyglądałby przy tym podobnie. Gunnar, choć sam daleki był do perfekcji, pewnie dobierał słowa. Doszedł do prostego wniosku. Jeśli sam nie ma bladego pojęcia co mówi, prawdopodobnie nikt prócz Swanna w tym pomieszczeniu nie wie. Mógł więc pozwolić sobie na niedociągnięcia i błędy. Dobierać słowa na pamięć, nawet jeśli źle. Kiedy robił to odpowiednio pewnie siebie, partnerzy z ławki mogli odnieść wrażenie, że wiedział co robi, chociaż nie miał bladego pojęcia, nawet pomimo lingwistycznych zdolności i podstaw trytońskiego poznanych przy ojcu. — Gard. Stary. Nie próbuj nigdy rozmawiać po islandzku. Okaleczysz mi mój język na zawsze. Rozwinąłby się nad tym szerzej, gdyby @Maximilian Felix Solberg w tym samym czasie nie skupił uwagi profesora. Zerknął w tamtym kierunku, niespecjalnie podsłuchując przebieg ich rozmowy. Podniósł się na łokciach, prostując się w bardziej czujnej niż swobodnej pozie, zwieszając lekko głowę na bok, kiedy losowość tego podsłuchiwania przeszła w tryb celowości. — Serio? — spytał w eter, nie mogąc uwierzyć, że Max przyniósł ze sobą alkohol, albo przynajmniej padło takie podejrzenie. Trochę z zazdrości, a trochę przez echo prefektorskiej obowiązkowości, zgarnął z ławki jakąś kartkę, zwijając ją zręcznie w kulkę. Chwilę później tak prowizorycznie przygotowana amunicja poleciała w kierunku Solberga, zderzając się z jego karkiem, choć celował w głowę. Nieszczęściem, za moment okazało się, że posłużyły mu do tego notatki @Jessica Smith, o czym miał się przekonać jak tylko pochylił się w jej kierunku, żeby za namową Ajaxa je od niej przepisać. Skoro kazał im przygotować własne kopie. — Jess? Spoglądał na nią oczekująco przez chwilę myśląc, że schowała swoje skrupulatne zapiski, żeby nie ściągał. Uniósł nawet agresywnie ręce ku górze wymownie dając do zrozumienia niewerbalnie przekazane pytanie: "Co do cholery?". Tym bardziej śmiesznie, że już w chwilę później zdanie, które wylosował do przetłumaczenia stanowiło dokładne przeciwieństwo jego pozy: "Nie mam złych zamiarów / Nie szukam zwady". Pożyczając od @Loulou Moreau pergamin, zapisał jednak na nim te słowa. Korzystając z alfabetu zapisanego przez profesora Swanna. Zaraz potem dopisując go też na marginesie tego samego skrawka papieru. Co mogło nieco utrudniać zapamiętywanie.
Uśmiechnęła się wesoło na widok Oli i Darrena. Im więcej, tym weselej, nie? Chociaż dla niektórych elementów wystroju i dwie osoby przy stoliku to był niesamowity powód do śmiechu. - Zajęte, czekało specjalnie na was! - Odpowiedziała, puszczając oczko swojej Puchońskiej koleżance. Przedstawienie się po trytońsku nie należało do najłatwiejszych, a pokraczne słowa zniekształcały się jeszcze bardziej w jej ustach, nieprzyzwyczajonych to takich twardych dźwięków. Na nauczeniu się swojego imienia i nazwiska, jak można się było spodziewać, kurs się jednak nie zakończył. Chociaż Williams miała coraz większą ochotę wstać i wyjść, bo nic z tego wszystkiego nie ogarniała, ale dzielnie starała się wymawiać kolejne słowa. - Kto ma ubaw? - Zapytała, słysząc nieznane słowo, które nie brzmiało po trytońsku. Zaraz jednak podążyła za spojrzeniem Violi i znowu rozproszył ją ten cholerny świecznik. Miała już go serdecznie dość, więc rozejrzała się dookoła i upewniwszy się, że Swann akurat stoi tyłem do nich, złapała za rozchichotany przedmiot i odstawiła go na pusty stół obok, żeby chociaż trochę się uspokoił, albo żeby go przynajmniej nie widzieć. Dopiero teraz mogła zabrać się za kolejne zadanie i spróbować przetłumaczyć pewne zwroty grzecznościowe. Najpierw przeliterowała sobie wszystko na kartce i spojrzała na powstały ciąg liter z przerażeniem. Nszhu gzizoża wirzoszakh burżaaczburbuburburnsz buszakhneszakh juhuburrzożabu?. Łatwizna... - Eeee... Czuża bur... Burża... Burżaaczbur-bu-bur-bur-nsz busza juhu... Juhuburrzożabu. - Mało sobie języka nie połamała na tych wszystkich burach, ale wystękała wszystko od początku do końca. Niestety okazało się, że to nie do końca było to, co chciała powiedzieć. Swann szybko ją uświadomił, że zamiast 'To dla mnie zaszczyt Ciebie poznać' z jej ust wyszło coś w stylu 'ja zaszczyt ci poznać'. Próbowała więc dalej, aż w końcu mniej lub bardziej pokracznie powiedziała to, co miała przekazać. Szkoda tylko, że nic z tych zwrotów nie chciało zostać jej w głowie i bez zerkania na notatki nie była w stanie za dużo zapamiętać. Kiedy upłynął czas na wykonanie zadania, wciąż nie czuła się pewnie z tym wszystkim. Nie pamiętała wszystkich zwrotów, ale miała nadzieję, że będzie jeszcze mogła posiłkować się swoimi notatkami, które wrzuciła do torby. Informacja o tym, że przenoszą się nad wodę, niesamowicie ją ucieszyła, dlatego uśmiechnęła się wesoło do Strauss, by razem z nią i z Olą udać się do szatni i przebrać w stroje do nurkowania. - Nie mogę się doczekać! Będziemy rozmawiać z trytonem? Nigdy nie widziałam trytona! - Była naprawdę podekscytowana, zupełnie zapominając o tym, że jednak są to niebezpieczne stworzenia, które łatwo urazić, a ona nie za dobrze zapamiętała te wszystkie zwroty grzecznościowe...
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Zwrot grzecznościowy 1 - Miło poznać Twoją osobę / To dla mnie zaszczyt Ciebie poznać Na wymowę C (link wyżej) - mówię jak Yoda Na pamięć 2-parzysta (link wyżej) - zapamiętuję kiedy używać jakiego zwrotu, sukces Ławka z@Finn Gard, @Jessica Smith, @Gunnar Ragnarsson
Wymawianie imienia w języku trytońskim nie było proste, ale przecież się starali. Na całe szczęście siedzieli w ławce z kimś, kto znał się na rzeczy. - Dzięki Jess, poprawiaj mnie śmiało, gdy usłyszysz błąd - rzuciła miło do Krukonki, nie uznając jej poprawy jako coś złego. Lepiej tak, niż żeby słyszeć ciągiem śmiech klamek i innych pozornie martwych przedmiotów. Chciała powiedzieć coś więcej, ale podszedł do nich nieznany jej chłopak, który szybko przedstawił się jako Gunnar. - Loulou. Błąd w tlumaczeniu - poprawiła go, wymawiając swoje właściwie imię. Cóż, nie od razu jest się lingwistą. Chciała skupić się na dalszej części kursu, ale nie było jej to dane. Spojrzała uważnie na Finna, gdy znów dogadał jej nawiązując do jej umiłowania trytonów, mrużąc przy tym nieznacznie oczy. Nie była pewna, czy dobrym pomysłem było siadanie obok niego, ale jeszcze trochę, a spróbuje zmienić ławkę. - Jeszcze jakieś ciekawe spostrzeżenia, bo zaczynam myśleć, że przemawia przez ciebie zazdrość - odparła z cieniem złośliwości w głosie. Nie miało znaczenia, że nie miał żadnych powodów do tego, żeby rzeczywiście być zazdrosnym, bo też dlaczego, skoro zupełnie się nie znali, ale nie mogła powstrzymać się przed skomentowaniem w ten sposób jego zaczepek. Wciągnęła powietrze, próbując uspokoić myśli, żeby skupić się na poprawnej wymowie. Szczęśliwie Jess pomogła jej znaleźć błąd, zanim zupełnie się wygłupiła. Korzystając z okazji, że Swann zajęty był Solbergiem, sama sięgnęła do torby, aby wyjąć termos i napić się z niego drugą porcję eliksiru, jakby piła herbatę. Liczyła na to, że nie będzie mieć za chwilę niewygodnych pytań, albo ktoś nie postanowi skosztować. Później skupiła się na własnym zwrocie, marszcząc nieco brwi. - Huaczhunekh nszburża wiszazohu juhuburrzożabu wisza - wydukała z siebie, nie w pełni zdając sobie sprawę z przestawionego szyku zdania. Osobę twą miło poznać mi… Ciekawe, czy obraziłaby tym trytona? Zmarszczyła brwi, próbując druga formę zwrotu wypowiedzieć, wpierw składając po cichu sylaby, aby zacząć wolno wymawiać na głos drugi zwrot. - Juhuburrzożabu buszakhneszakh gzizoża wirzoszakh burżaaczburbuburburnsz nszhu - wybulgotała z siebie, po czym sapnęła cicho z wysiłku, jaki ją to kosztowało. - Zaczynam podejrzewać, że język trytoński ma drugą nazwę - język topielca.. Burżaaczburbuburburnsz? - rzuciła cicho, z nieznacznym śmiechem do pozostałych z jej ławki. Mimowolnie spojrzała na resztę, nie próbując udawać, że nie przesuwa spojrzeniem po tatuażach Gunnara. Nie była pasjonatką run, ale tatuaże zawsze robiły wrażenie.
Beatrix uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie do @Aleksander Cortez oraz @Isabelle L. Cortez , a na samym końcu najżyczliwszym spojrzeniem obdarzyła @Katherine Russeau . Uważnie notowała to co mówił im Ajax Swann. Zwłaszcza fragment " Do samicy trytona używamy zupełnie innego zwrotu niż do samca. Są to całkiem inteligentne stworzenia i nie używają pisma, a jedynie mowy. To my, ludzie, ustanowiliśmy ich język poprzez pismo" . Wszystko odnotowane piórem na papierze. Najpierw zanotowała całe pojęcie, by potem móc je przeczytać na głos i zapamiętać. Dostała do przedstawienia słowa " Nie mam złych zamiarów" i to te słowa miała przedstawić w języku trytońskim. rzoszakh wiżawi burzoburbudźe burżawiszażaguhubur odnotowała na papierze, a potem na głos jeszcze raz postanowiła powtórzyć i to kilka razy. -rzoszakh wiżawi burzoburbudźe burżawiszażaguhubur - powiedziała jednakże odrobinę zbyt głośno, aczkolwiek akcent był jednak genialny i usłyszała pochwałę od Swanna. Stara Cortez jeszcze potrafiła się czegoś nauczyć, a i pamięć jeszcze była na miejscu i nie szwankowała. Wszystko idealnie bowiem zapamiętała bezproblemowo.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Kość na etap:3. Twoja aparycja robi wrażenie / Jestem pod wrażeniem Twojego wyglądu Kość na pamięć: 1 Literka: C - mówię jak Yoda! Siedzę w ławce z: Jahleel, Caine, Akaiah
Z nieukrywaną radością przyjęła powitanie Jahleela, który momentalnie ze swojego typowego dystansu - przeszedł na ich zwykłą, przyjacielską stopę. Sæite był jednym z - nie ukrywajmy - licznych przyjaciół Whitehorn jeszcze ze Szpitala św. Munga. Połączył ich czysty przypadek - i kurtuazyjna rozmowa, która zmieniła się w przyjacielski świergot i wizyty z doskoku Perpetuy u rodziny Sæite. — Koniec z dyżurami, więc mam więcej czasu dla siebie — odparła krótko, uśmiechając się promiennie i skwapliwym skinięciem głowy przyjmując komplement przyjaciela - wysłuchując powodów jego podejścia do kursu. Cóż, mężczyzna miał przynajmniej konkretne powody - bo ją ciągnęła tutaj czysta ciekawość. I zwyczajnie zbyt wiele czasu. Na propozycję pokursowego spotkania - aż obruszyła się na krześle, zerkając spod złotych loków na bruneta. Błysnęła w jego stronę bielą swoich zębów - aż uśmiech dotarł do roziskrzonych, jasnych oczu. — Skarbie, nigdy nie odmówię twojej tarty! — odpowiedziała natychmiast - i chyba zbyt szybko, bo zaraz z rozmachem tuż obok niej odsunęła się krzesło - i znalazła się tak dobrze znana jej aktówka. Nie zraziło jej to jednak w żaden sposób - w końcu to na niego tutaj czekała. — Caine, jeste... — przerwała swoje radosne powitanie, kiedy mężczyzna nachylił się tuż obok w kierunku Jahleela. Ją kompletnie ignorując. Dosłownie zalewając swoim chłodem. Aż musiała zamrugać kilkukrotnie oczami, próbując otrząsnąć się z tego, co właśnie miało tutaj miejsce. — Caine? — zapytała jeszcze, próbując pochwycić spojrzenie historyka. Na próżno - została skwitowana jedynie chrząknięciem. Aż opadła na oparcie krzesła, spoglądając z ukosa - pytająco - na Sæite. Czyżby zrobiła coś nie tak? Szczęśliwie, że zaraz zjawił się młodszy Sæite, pochłaniając jej teraz nieco rozproszoną uwagę. Tylko odrobinę nerwowym gestem zagarnęła swoje złote pukle za jedno ucho, próbując wyłapać to nieśmiałe spojrzenie przyłączającego się do nich studenta. — Akaiah, miło Cię widzieć, złotko — przywitała go łagodnym uśmiechem, wiedząc, że Krukon był bardzo... podatny na stres. Właściwie to czując ten chłód bijący od Shercliffe'a - miała ochotę przesiąść się między braci Sæite. Choć tylko przez krótką chwilę. Bo potem znów spojrzała na swojego ewidentnie nadąsanego towarzysza - i pochłonął ją trytoński. Przynajmniej dopóki historyk nie zwrócił jej uwagi i nie kazał się skoncentrować? Ponownie rzuciła zaskoczonym spojrzeniem - to na niego, to na braci Sæite, jakoś nie bardzo orientując się na swoim miejscu w tym wszystkim. Ale kiedy Jah zwrócił uwagę Shercliffe'owi - momentalnie odnalazła dłoń Łamacza, klepiąc go uspokajająco po wierzchu — On tak codziennie... — wyjaśniła, po raz kolejny rzucając przy tym pytające spojrzenie na swojego niemal-rówieśnika. Wysłuchała wszystkich, samej próbując jeszcze kilkukrotnie swojego imienia i nazwiska w tym dziwnym, skrzekliwym języku - nie szczędząc pochwał na Aka (który mimo wszystko zdawał dobrze się bawić! Co radowało serce złotowłosej). Zaśmiała się jednak perliście - kiedy okazało się... — Żeby nazywać mnie flądrą, Caine... — prychnęła, rozbawiona, zaraz odwracając się do Jahleela, który również... Nazwał ją rybką. Wzniosła teatralnie oczy ku niebu, próbując zachować choćby odrobinę powagi. Jeśli tak dalej pójdzie będzie tutaj najgłośniej śmiejącą się osobą. Na szczęście Swann wyratował ich kolejnym etapem kursu - nad którym ponownie musieli się skupić. Perpetua w istocie w tym momencie cieszyła się z samonotującego pióra - jedynie odczytując wypisane przez nie, równe, doskonale czytelne litery. — Twoja aparycja robi wrażenie... — przeczytała swój zwrot - odnajdując w nim jakiś przewrotny żart lub złośliwość losu. Zostawiając braci S samych sobie, odwróciła się do Shercliffe'a, chcąc zażegnać jakoś ten chłód między nimi. Musiała jednak posiłkować się notatkami, żeby jej zdanie nabrało jakiegokolwiek sensu. — Burgużaburkhrzoszakh żajużaguburbuczuża Nszburhuczuża guhunesza — a i tak wszystko przeinaczyła - choć skwitowała to po prostu pełnym śmiechem i błyszczącymi z rozbawienia oczami. — To jest naprawdę zabawne. Każda zabawa jednak się kończy - w tym wypadku zakończona przez samego Swanna, który rozesłał ich do osobnych izb, żeby mogli się przebrać. Perpetua w sumie nie oczekiwała, że od razu wskoczą w stroje z pianki, ale nie miała też ostatecznie nic przeciwko. Lepsze to niż gadanie z trytonami w bieliźnie. Wychodząc do głównego pomieszczenia, gdzie się zbierali, odnalazła wzrokiem swoją grupkę, żeby to właśnie do nich dołączyć. Przebierając się, zaplotła jeszcze złote włosy w szybki warkocz - zwinięty w węzeł na karku.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
ZWROT GRZECZNOŚCIOWY: 4(Bądź pozdrowiony / Witaj, życzę Ci spokojnych fal) BŁĄD: A (nie zrobiłeś żadnego błędu, możesz być z siebie dumny) ZAPAMIĘTYWANIE: 4 (pamiętasz kiedy którego zwrotu używać, jak zmieniać zwrot w zależności od płci rozmówcy, więc ten etap jest Twoim sukcesem) W ŁAWCE Z:@Freja Nielsen
Na jej wszystkie uwagi i nieprzychylne komentarze reagował tylko przewracaniem oczami. Wzajemne kpienie z siebie było tak mocno wpisane w ich relację, że zdążył już do tego przywyknąć. Poza tym, był Krukonem nie bez powodu – ostatecznie i tak opanuje ten cholerny trytoński, choćby miał dalej robić z siebie idiotę w jej obecności. Poświęcił na kurs prawie miesięczną wypłatę (o zgrozo), a dodatkowo wstał o tak niebotycznie wczesnej porze. A poświęcenia te skutecznie motywowały go do skupienia się na wskazówkach i radach Ajaxa Swanna. W międzyczasie zmierzył Gunnara wzrokiem, bo ten śmiał nazwać Nielsen uroczą. Jakkolwiek ironicznie to nie zabrzmiało – Coltonowi się to nie spodobało, ale z drugiej też strony nie miał żadnego prawa robić jej wyrzutów o Ślizgona. Przecież byli tylko znajomymi, prawda? - …aczkhrzo – dokończył za nią, gdy spytała o końcową część swojego nazwiska. Oczywiście musiał przy tym zerknąć na jej kartkę, bo ledwo pamiętał swoje dane, a co dopiero te frelowe. – No tym bardziej, że takie imię Aslan to zajęłoby im 5 sekund nauki. Poza tym, ja zawsze mam rację – wyszczerzył się usatysfakcjonowany. Och jak on uwielbiał, gdy jego słowa się sprawdzały, a ona to zauważała. Szybko jednak zmrużył oczy i ściągnął brwi, gdy palce Nielsen wylądowały z prędkością światła pod jego żebrami. – Merlin cię opuścił – zdążył tylko mruknąć, bo Żaczużachau Aczburżarzo rozpoczął dalsze instrukcje. Skrzętnie notował wszystkie informacje, bo co jak co, ale trytona obrazić nie chciał. Był doskonale świadomy, że są to stworzenia groźne i że jeszcze dzisiaj będzie miał z nimi do czynienia. Czy chciał dostać wpierdol pod wodą? No ani, kurwa, trochę. Gdy rozpisał odpowiedni zwrot grzecznościowy, omal nie zemdlał. Podsunął Freli kartkę pod nos i jęknął: - Spójrz na to, przecież za chuja tego nie zapamiętam – mruknął cicho, wpatrując się ze zrezygnowaniem w pergamin. Neżagzibur juhuburgziguhuburszahurzobur | Burszanszżaczu, burburneburkh Busza aczjuhugczhuczurzoburbudźe wużazo. Sprawdził dwukrotnie czy nie pomylił się w tłumaczeniu i zaczął cichutko powtarzać pod nosem kolejne sylaby, próbując sklecić całe wyrażenie. Jaki był zdziwiony, gdy Swann poinformował go, że doskonale sobie poradził i nie zrobił ani jednego błędu. Posłał Nielsen triumfujące spojrzenie a nie mówiłem, dalej uparcie wymawiając kolejne wyrazy. – To już ja z Morrisem mówimy bardziej zrozumiale po kilku drinkach – parsknął śmiechem, jednocześnie zerkając na dziewczynę, która męczyła się niemiłosiernie. On, o dziwo, bardzo szybko przyswoił wszystkie informacje, wobec czego mógł wrócić do rozpraszania jej i wytykania każdego błędu. Następnie, tak jak Ajax przykazał, wskoczył w niezwykle modny strój kąpielowy i czekał na dalszy etap, popijając kawę i modląc się w duchu, żeby kofeina w końcu zaczęła działać.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Analiza pytania Jahleela nie zajęła mu wcale długo. Uśmiechnąłby się enigmatycznie, ponieważ jego odpowiedź była mieszanką obu sugestii. Nikogo tu jednak nie znał prócz Perpetui. Teren był zbyt niepewny i obcy by prezentować tak szeroką gamę emocji, dlatego stłumił w sobie rozbawienie wyrzucając z siebie tylko dynamiczne: — Presja rodziny. Tak by to dosłownie nazwał. Będąc jednak w trakcie psychologicznej wojny z Perpetuą, nie dodał nic więcej, nawet żadnego doszczętnie głęboko rzuconego żartu. Zamiast tego brew mu drgnęła na kolejne pytanie Jahleela. A co on, pies obronny panny Whitehorn? — Agresja? — powtórzył zapytanie, ale bardziej retorycznie, bo nie wyrażał w żaden sposób żadnej agresji, a jedynie zimne opanowanie, chociaż skierowane bardzo konkretnie w kierunku jednej tylko w towarzystwie osoby. Od rozwijania odpowiedzi w tym temacie uratowało go przybycie kolejnej osoby. Skinął głową Akaiahowi i dalej skoncentrował się już na ich zadaniach. Nawet jeśli wcześniej poszło mu łatwo, prawda była taka, że ze swojego imienia i nazwiska się przygotował, a kiedy przyszło mu tłumaczyć imię Perpetuy na trytoński, nic dziwnego, że nazwał ją rybą. Tłumaczoną na flądrę... W dalszej części kursu skupił się na nieskupianiu się zbyt mocno na swojej partnerce ćwiczeniowej, skoro najwyraźniej robił się przez to agresywny. Przez to, nieco rozproszył się w temacie zajęć, więc kiedy przyszło mu tłumaczyć swoją sentencję... powtórzył ją po Perpetui, od końca, więc nieco pomieszał składnię. — Rozmowa z tobą po trytońsku odbiera mi przyjemność korzystania z argumentacji. Trudno było przodować w dyskusji w obcym języku... Z niewypowiedzianą i niepokazaną w żaden sposób ulgą przyjął zmianę ich lokalizacji, a w efekcie, parę, z tych dobranych w ławkach, na mieszkańców podwodnego świata. Caine miał nadzieję trafić na kogoś mniej cieszącego oko, mniej złotowłosego, mniej rozweselonego i mniej... ogólnie-perpetuowego.
KOŚĆ:5 LITERKA: D ZAPAMIĘTANIE: 1 (nie) W ŁAWCE Z: @Ezra T. Clarke
Trytoński okazał się dla Éléonore czarną magią, a może i nawet czymś trudniejszym. Nie przejmowała się jednak swoimi potknięciami i porażkami, bo cała ta składnia, wymowa i artykulacja brzmiały wyjątkowo zabawnie i nie mogła czasami powstrzymać śmiechu. Czy Swann pochlebiał takie zachowanie? Cóż... wątpliwe. Ale tak ciężko było pohamować dobry humor i tę głupawkę, gdy znów siedziała w ławce ze swoim przyjacielem i znów mogła pogadać z nim o błahych rzeczach, po prostu obok niego pobyć. - Przydomki artystyczne? Ciekawy pomysł. Krytycy by nas znienawidzili. - zachichotała, wyobrażając sobie nagłówki gazet, które w dziewięćdziesięciu procentach składałyby się z owych przydomków. Tak długich słów nie widziała nawet w języku niemieckim, choć... nie miała z nim za wiele do czynienia. Druga część zadania okazała się jeszcze trudniejsza, bo oto zaczynali zabawę ze zwrotami grzecznościowymi. Bardzo praktyczne, ale cholernie pogmatwane. O ile starała się skupić i skrupulatnie przepisać wszelkie porady, to jednak sama składnia okazała się czymś nie do przejścia... przynajmniej tak od razu. - Dobra, więc teraz spróbuję Cię po trytońsku przeprosić. Jak coś przekręcę, to nie bierz tego do siebie. - zmarszczyła czoło i po raz enty spojrzała na zdanie, które zamierzała wypowiedzieć. Proszę o przebaczenie wydawało jej się czymś, czego będzie nadużywać w porozumiewaniu się z trytonami. Tak, będzie przepraszać za kaleczenie ich mowy. I właśnie także tym razem coś poszło nie tak, a z powyższego zwrotu wyszło coś w rodzaju Przebaczenie proszę o. - Juguburkhneżabuburkhyżoszakhy... juguhuaczburkh hu... - wymamrotała - Em, chyba coś pomyliłam. - postukała stalówką pióra o blat, próbując przypomnieć sobie raz jeszcze alfabet. Nic nie pomogło. Nie, to nie był jej dzień. - Jeśli pójdziemy nad wodę i usłyszy mnie jakiś tryton, to już po mnie... - zaśmiała się nad swym marnym losem. Bo i... co innego jej pozostało?
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
KOŚĆ:3 LITERKA: J ZAPAMIĘTANIE: 1 (nie) ŁAWKA: 13, Moe i Nei
Wchodzili na wyższy level, zaczynały się prawdziwe filologiczne schody, a on podczas całej tej praktyki i pod wpływem słuchania zewsząd szumów trytońskiej mowy czuł, jakby wyrastały mu już skrzela. Ale to dobrze, bo mieli iść zaraz na zajęcia w terenie. Tak naprawdę to chciałby przyspieszyć ten moment, bo siedzenie w nudnej bibliotece nie sprawiało mu większej przyjemności, no ale... Przyjrzał się swoim notatkom i skryptowi, a potem po raz setny spojrzał na zdanie, które miał zamiar wypowiedzieć. Ku jego rozpaczy było długie, a po przetłumaczeniu na trytoński zapewne przybędzie mu na objętości tak po trzykroć. - Słyszeliście kiedyś rozmowę trytonów na żywo? - zapytał swoich ziomeczków z ławki. On nie miał okazji, choć parokrotnie widział mieszkańców głębin. Zawsze jednak był to jakiś samotny tryton lub niewielka grupka w oddali, więc nie miał nawet szans przekonać się, czy o czymś gawędzili. Twoja aparycja robi wrażenie, twoja aparycja robi wrażenie, twoja aparycja robi wrażenie... Powtarzał w myślach, starając sobie jeszcze w głowie przetłumaczyć ten zwrot grzecznościowy. Podobał mu się, oczami wyobraźni już widział, jak podbija do pięknej syreny i zagaduje ją tym tekstem. Oczywiście w swoich fantazjach posiadał nienaganny akcent, piękną dykcję i jeszcze opalony tors. - Nszburhuczuża... żaju-ju-żaguburbuczuża GUHUNESZA... burgużaburkhrzoszakhy! - choć akcent miał dobry i nawet zdobył pochwałę od Swanna, to jednak intonacja zawiodła. Gdzieś tam się zająknął, a niektóre głoski wręcz wykrzyczał. Czy w takim stylu poderwałby syrenę? Well...
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
ZWROT GRZECZNOŚCIOWY: 5(Proszę o wybaczenie / Uniżenie przepraszam za mój błąd) BŁĄD: H (nieświadomie wypowiadasz słowa w bezokoliczniku (np. przyjąć ja dziękować, nie mieć zły zamiar) ZAPAMIĘTYWANIE: 3 (oj, musisz poczytać i powtórzyć na szybko wszystkie zwroty bo ciężko wchodzą do głowy/czegoś w ich wymowie zapominasz) W ŁAWCE Z:@Aslan Colton
Sympatyczną konwersację przerwał im na krótką chwilę osobnik, który zdecydowanie nie zapisał się jakimkolwiek przyjemniejszym wspomnieniem w jej umyśle. W gruncie rzeczy nie bardzo była zainteresowana dzieleniem przestrzeni z @Gunnar Ragnarsson, dlatego starała się unikać sytuacji wystawiających jej cierpliwość na próbę. Naprawdę na co dzień ceniła sobie komfort psychiczny i święty spokój. - Ktoś jak zwykle musi zwrócić na siebie uwagę - rzuciła ciekawostką w stronę Aslana, zanim zdecydowała się zaszczycić spojrzeniem ślizgońskiego koleżkę. - Jaka szkoda, że nikogo nie obchodzi twoje wielkie wejście, Ragnarsson. - westchnęła jakże niepocieszona, nie decydując się na odważniejsze stąpanie po niepewnym gruncie z kilku prostych powodów. Pierwszym był fakt przebywania na kursie, który miał włożyć jej do głowy coś zupełnie nowego, więc nie warto było tracić swój czas na dyskusje z amebą (od tego zresztą już miała cymbała Coltona). Druga sprawa - po co przed końcem roku szarżować przed rozbuchanym agresją prefektem, który uwielbiał wykorzystywać swoją uprzywilejowaną pozycję? Z ulgą więc zareagowała na jego sprawne oddalenie się i mogła na powrót zaangażować ciało i umysł w realizację zadania. Bez zbędnych nerwów. Jasne. - Tak właśnie! - podchwyciła podpowiedź Aslana, aby ostatecznie móc przedstawić się w pełni poprawnie, z zachowaniem zasad prawidłowej intonacji, akcentu i wszystkich tych innych pierdołek, których od nich wymagano. Już miała startować po trytońskie obywatelstwo, ale niestety sprawy zaczęły się nieco komplikować. Nie dość, że zwroty grzecznościowe obejmowały w swym podstawowym wydźwięku ogromny szacunek, do którego należało przywiązywać wagę odpowiednim doborem słownictwa, to jeszcze ich brzmienie w języku charakterystycznym dla tych trytonów było istnym łamańcem językowym, przy którym śmieszki Polaka o Szczebrzeszynie zdecydowanie nie miały podjazdu. No z czym do ludzi, chrząszczu?! To, co miało za chwilę się zadziać, było istną katastrofą. - Merlinie, nie opuszczaj mnie jeszcze - jęknęła rozpaczliwie, bo na widok rozpisanego Juguhuaczburkh hu burburneżabuburkhrzoszakh/Rerzoszaburkhrzoszakh juguburkhjugużaaczburżawi burża wihuczu nezożagzi robiło jej się ciemno przed oczami. Kompletnie nie słuchała szeptów Aslana. Za bardzo była zajęta powtarzaniem tej dziwnej mieszanki liter w głowie, w której po czterdziestym czwartym przeczytaniu coś ruszyło. Odważyła się spróbować przeczytać to na głos, co było cholernie trudnym zadaniem. Jej bajdurzenie szybko przyciągnęło uwagę profesora Aczburżarzoża, który poinstruował ją, że trochę pomerdała czasowniki, których nie potrafiła odmienić. - Bezokolicznik srolicznik... - mruknęła niepocieszona pod nosem, kiedy profesor się w końcu oddalił by nieść pomoc innym potrzebującym. Weryfikowała swe notatki, broniąc się zawzięcie przed niepotrzebnym rozglądaniem na boki. Nie chciała przydzwonić w cymbał podśmiewającemu się bezczelnie Aslanowi... Co było zajebiście trudne, bo co rusz robił jej przytyki. - Zamilcz, człowieku, bo nie wiesz co czynisz - zagroziła, będąc na skraju wyczerpania nerwowego. Ta runda zdecydowanie należała do Coltona, który zasuwał w trytońskich pozdrowieniach jak mały samochodzik. Papież się kurwa znalazł. Nie było jednak tego złego - na słowa o praktyce zaświeciły jej się oczy i jeszcze mocniej zacisnęła palce na wypełnionym literami arkuszu. Teraz była bardzo zmotywowana do dalszej drogi, dlatego po 843753573 przećwiczeniu wszystkich powitań, pożegnań, próśb, przeprosin i życzeń urodzinowych, wskoczyła w przygotowany przez profesora strój i oczekiwała na dalsze instrukcje.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
A - ża B- ne C - bu D - gzi E - kh F - wu G - eb H - dźe I - sza J - czu K- qcz L - zo M - wi N - rzo O - hu U - re P - ju R - gu S - acz T - nsz X - chau WVZY - bur
- Mm... Na eliksirach. - mruknęła potwierdzająco, bo trytońskie bulgotanie i dość wrogo brzmiący język (prawie, jak niemiecki) budziły w niej równie duży niepokój, co polecenia otrzymywane nad kociołkiem. Na szczęście martwienie się o ostateczną ocenę z tego przedmiotu od jakiegoś czasu już jej nie obchodziło. - Wiszazohu juhuburrzożabu nszburhuczu hugziburzohuqcz. - miło poznać Twój odwłok, hm? No, bardzo ładnie, Davies. Zaprzyjaźnianie się z obcą kulturą zaczęłoby się w ten sposób znakomicie. Trójzębem w płucu. Swann zareagował, pomagając jej odnaleźć odpowiednie sylaby, jednak w drugiej formie zdało jej się to na bardzo niewiele. 'To dla mnie zaszczyt Ciebie poznać' brzmiało bardzo pandorowo, ale oczywiście Morgan nie była zdolna tego przenieść w swoją wypowiedź bez zabójczej literówki. Oby pod wodą nie skończyło się to jakąś rzezią, kiedy uda jej się śmiertelnie obrazić trytona. Czy stworzenia te były wcześniej ostrzegane, że nowicjusz mógłby im zupełnie przez przypadek obrazić matkę? - Nszhu gzizoża wirzoszakh burżaaczburbuburburnsz buszakhneszakh aczqczhujużabu. - skopać rzeczywiście jej się udało pod koniec całą wypowiedź wręcz śpiewająco. Po otrzymaniu od Swanna instrukcji, na co musiała uważać i jak bardzo igrała z losem mogła już udać się do przebieralni, przemyśleć swoje błędy i wskoczyć w wodne wdzianko. Jej przeczucia nie należały do najbardziej pozytywnych na świecie, ale bez praktyki cały ten kurs nie miałby sensu, prawda?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
zwrot: 2 - Nie mam złych zamiarów / Nie szukam zwady wymowa:G pamięć:3 :c siedzę w ławce z:@Aleksandra Krawczyk, Violetta Strauss, Nancy A. Williams
- Uh, wielkie dzięki - powiedział Darren chrząkając lekko. Od trytońskiego rzeczywiście drapało go nieco w gardle - herbata Oli spadała wręcz jak deszcz z nieba. Szczególnie, że po przedstawieniu się - które i tak wyszło tak sobie - czekał ich, o zgrozo, temat dotyczący powiedzenia krótkiego zdania na początek konwersacji. Shaw wszystko skrzętnie notował - a przynajmniej próbował, bo trytoński w angielskim zapisie wyglądał przynajmniej komicznie - co bardzo przydało się mu w kolejnym etapie, gdyż do swoich zapisków musiał zaglądać naprawdę często. - Przydatna rzecz - wychrypiał w odpowiedzi na pytanie, czy skrzela są jego skrytym marzeniem. Cóż, nie były, ale pod wodą lepiej je mieć niż nie mieć. Krukon wypisał sobie swoją kwestię i zaczął ją koślawo powtarzać, co chwila robiąc kolejne poprawki i zmieniając notkę. - Bur-ża-wisza-żaguhubur - zaczął od ostatniego słowa, orientując się wcześniej że "mam" mówił w bezokoliczniku, co sprawiało że brzmiał dokładnie tak, jak miał brzmieć - jak osoba dopiero ucząca się obcego języka - No dobra, jeszcze raz, od początku - dodał z westchnięciem - Rzoszakh wiżawi burzoburbudźe burżawiszażaguhubur - wyjęczał w końcu, czując że było to mniej więcej poprawne. Po wszystkim skierował się do przygotowanej szatni, skąd wyszedł przebrany w strój kąpielowy - pozostało tylko czekać na odkrycie świstoklika.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
ZWROT GRZECZNOŚCIOWY: 4(Bądź pozdrowiony / Witaj, życzę Ci spokojnych fal) BŁĄD: J (Twoim błędem jest głośność wymowy. [...] Akcent jest genialny, Swann Cię chwali.) ZAPAMIĘTYWANIE: 6 (Pamiętasz kiedy którego zwrotu używać, jak zmieniać zwrot w zależności od płci rozmówcy, więc ten etap jest Twoim sukcesem.) W ŁAWCE Z:@Finn Gard@Gunnar Ragnarsson@Loulou Moreau
Na Merlina, no nie rozumiała. Zupełnie nie rozumiała jak to się działo, że będąc najbardziej niewidzialną osobą - a przynajmniej chcąc taką być - na sali, mimo wszystko i tak przyciągała uwagę. I to jeszcze tak barwnych osób, jak na ironię. Ledwo co wysunęła się spod ławki, pod którą powoli się zapadała - pocieszona słowami Lou i tym, że jednak nie wzięła jej poprawek za coś złośliwego - a do ich ławki dosiadł się ktoś jeszcze. Student nawet nie musiał się przedstawiać - Jess doskonale zdawała sobie sprawę kim był: Gunnar Ragnarsson, prefekt Slytherinu. Nie znała go osobiście - jak większość ludzi w zamku z resztą - i jak do tej pory, chłopak przewijał jej się jedynie na krawędzi widzenia. Aż do teraz. Jeśli do tej pory Smith zachowywała jeszcze w dobrym stanie swoją osobistą przestrzeń, tak teraz została ona konkretnie sponiewierana - w nozdrza uderzył ją zapach ziół, co było jednak niczym w porównaniu do niewiernych tęczówek, które wręcz wgryzły się w tatuaże na ramionach Ślizgona. Zrobiło się jakby duszniej i goręcej - jednak krukoński duch Jess wygrał w tym wypadku z onieśmieleniem i dziewczyna nie odwróciła wzroku. Właściwie to ledwo powstrzymała się od dotknięcia jednej z run na bicepsie studenta. — Czy to surtarbrand? — rzuciła pytanie w eter, nie kierując go do nikogo konkretnego. Z trudnością oderwała się od studiowania symboli wypisanych na skórze, przytakując nieco flegmatycznie i próbując wrócić do swoich notatek. — Jess — przytaknęła, nawet zapominając się skrzywić przy pełnej wersji swojego imienia. Wysunęła swoje notatki nieco do Gunnara, widząc, że zamierza się nimi posiłkować - nie zamierzała ich przecież zasłaniać... Trytoński kojarzyła już całkiem dobrze. Przy kolejnym poleceniu Swanna, dalej starała się wszystko zanotować, w kółko pod nosem powtarzając swoją kwestię. Przynajmniej dopóki notatki, którymi tak skwapliwie się dzieliła nie zostały uprowadzone - i na jej oczach zwinięte w pocisk przeznaczony dla Solberga. W lekkim szoku obejrzała się na Ragnarssona, wlepiając w niego niedowierzające szare spojrzenie. — Serio?! — wykrztusiła tylko, kiedy ten jeszcze obruszył się na ich brak - wymownie wskazując dłonią miejsce, gdzie teraz jej notatki leżały. Na podłodze. Była opanowana - ale mała, pulsująca żyłka pełna irytacji wykwitła na jej skroni - ostatecznie jednak przegrała bitwę na spojrzenia ze studentem, z niejakim speszeniem wracając do swojej kwestii. — Burszanszżaczu burburbuburkh... — BYŁA OPANOWANA, ale nawet ona miała już łzy w oczach od tego ostatniego słowa - połączonego jeszcze z kpiną rzuconą przez Loulou. Starała się jednak w miarę poprawnie dokończyć zdanie, chrząkaniem zduszając chichot. — ...burburbuburkh... — No po prostu nie mogła. — ...busza aczjuhqczhuczurzoburbudźe wużazo! — Dokończyła to zdecydowanie za głośno, na co nawet Swann zwrócił jej uwagę - choć było to powitanie, to nie powinna go tak wykrzykiwać. I choć spłonęła rumieńcem - to przynajmniej akcent miała doskonały. — Brzmisz — na pewno lepiej ode mnie — trochę za cicho, Finn. Ale chyba lepiej, żeby tryton nie dosłyszał i musiałbyś powtórzyć, niż żebyś dostał trójzębem pod żebra... Widocznie pochwała od Lou i Swanna nieco ośmieliła blondynkę, bo zaczynała się rozgadywać. Przynajmniej do czasu aż nie byli zmuszeni przebrać się w te - na Merlina, dlaczego - stroje kąpielowe. Smith o wiele bardziej wolałaby jednak wskoczyć do jeziora w swojej za dużej bluzie i jeansach, niż w tym obcisłym wdzianku. Komfort, który już powoli sobie wypracowywała w ławce - teraz kompletnie wyparował, kiedy wracając z przebieralni do głównego pomieszczenia - czuła się niemalże naga.
Akaiah Sæite
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm.
C. szczególne : Podkulona, przygarbiona sylwetka. Wzrok wbity w ziemię. Jąkanie.
Choć początkowo czuł się jak maskotka ławki, będąc tak oddalonym wiekowo od reszty towarzyszy, nie miał żadnych powodów, by czuć się źle. Co prawda wciąż lekko podgryzał go stres, że dobre relacje jego czy Jahleela z nauczycielką staną się powodem do podśmiewania ze strony rówieśników, jednak z czasem ta ponura obawa przestała go męczyć. Skupił się na pozytywach. Miał w ręku herbatkę, za którą z uśmiechem podziękował bratu. Idealna… i to aż z trzech powodów! Raz, uwielbiał smak herbaty. Dwa, zawsze cieplej. Trzy… jak wpadnie w panikę, zawsze może zrobić sobie taktyczną pauzę na upicie łyczka. Poza tym Perpetua oraz Jahleel bardzo dbali o to, by czuł się doceniany. Aż nieco urósł i wyprostował się z lekką dumą, słysząc tyle pochwał i samemu będąc z siebie całkiem zadowolonym. Może nie będzie tak źle? Teraz jest dobrze! Wylosował ten sam zwrot, który trafił się Perp, co w tak dobrym humorze było dla niego wręcz wartością dodaną. Niestety dość szybko przestał się tak znakomicie bawić. Większa ilość słów sprawiła mu nie lada trudność i choć starał się skrupulatnie zapisywać każde słówko, w głowie mieszało mu się wszystko. Burża.. bu… Nszbur… huczu..ża żajużagu… nie! Znowu zapomniałem litery, ughhh!!! Umilkł na czas zapisywania, wyglądając na niesamowicie skupionego. Naprawdę chciał sobie poradzić, ale było widać, że chłopak miał z tym pewne problemy, które powoli zaczynały go frustrować. Czemu trytoński był taki skomplikowany? Jeszcze te różne zwroty w zależności od płci! Gdy udało mu się zapisać tekst, spojrzał ostrożnie w kierunku Jahleela, chcąc zaraz poprosić o zweryfikowanie. Bał się iść od razu do nauczyciela. Przeczytał mu opracowanie swoim kulawym, jąkliwym językiem… jednak w tym wypadku, to nie wymowa stanowiła problem, a słowa. Właśnie powiedział Jahowi, że jest pod wrażeniem jego mięśni. - … o-oh. - uszy od razu zapaliły mu się na czerwono, a Ak zwiesił zawstydzony głowę. Było mu okropnie głupio, ale fakt, że powiedział to do Jaha, a nie Swanna, trochę odbierał w jego oczach dramatyzmowi tej sytuacji. Co mu pozostało? Upił łyczek tej nieszczęsnej herbaty, by dać sobie pauzę, a następnie uśmiechnął się nerwowo, ale z wyraźną, zaczepną nutą. Choć wzrok typowo dla siebie miał ulokowany gdzieś w bok, pokusił się złapać Jahleela za bicka i… – E-Ewiden-tnie g-głupi b-bł-błąd z m-mmoj-mojej strony… - bang. Nieważne jak elegancko wyglądał Łamacz Klątw, jakiego respektu nie wzbudzał wśród ludzi… dla Aka był przede wszystkim starszym bratem, więc oczywiste, że będzie mu dogryzał. Nawet jeśli sam wyglądał teraz jak pomidorek. Na całe szczęście mówił tak cicho, że dosłyszeć mógł go jedynie drugi Sæite lub Perpetua, jeśli akurat nachyliła się w ich kierunku. Akai nie wstydził się kobiety. Skoro pamiętała go z czasów, gdy pokazywał jej kolekcję pluszowych misiów i rozwodził się nad tym, jak je ponazywał, to chyba nie będzie dla niej wielkim szokiem, że czasem zdarzało mu się pobyć nieznośnym młodszym bratem. Poprawił jednak błąd i dopiero wtedy oddał kartkę do weryfikacji prowadzącemu. Spiął się jednak, słysząc, że czeka ich kolejny etap i przebranie się w kostium kąpielowy. Wpierw spanikował, że nie wziął żadnego stroju… a później spanikował jeszcze bardziej, że będzie musiał przebierać się w szatni razem z tabunem obcych facetów, których mijał codziennie na korytarzu, a w tym nauczycieli. Nie, nie chciał widzieć tyłka swojego historyka… miał zdecydowanie lepsze pomysły na spędzenie swojego czasu. Kolejny łyk herbaty, Ak. Kolejny łyk, będzie dobrze. Nie był tak pewny swojego ciała, bojąc się o głupie komentarze ze strony innych, więc trzymał się blisko Jahleela i nic nie mówił, jeśli nie został o cokolwiek zapytany. Przynajmniej te piankowe stroje zakrywały w całości jego chuderlawą klatę… oczywiście znów okazało się, że Akai przeżywał zupełnie bez sensu, bo jakoś po chwili stał cały i zdrowy obok poprzedniej paczki z ławki.
Zwrot: Twoja aparycja robi wrażenie / Jestem pod wrażeniem Twojego wyglądu Błąd: F, pomieszały mi się sylaby. Zapamiętanie: 5, nope. Linkeł:Wszystko tutaj!
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
A - ża | B- ne | C - bu | D - gzi | E - kh | F - wu | G - eb | H - dźe | I - sza | J - czu | K- qcz L - zo | M - wi | N - rzo | O - hu | U - re | P - ju | R - gu | S - acz | T - nsz | X - chau WVZY - bur
Zwrot:4. Bądź pozdrowiony / Witaj, życzę Ci spokojnych fal Błąd: B – brak Zapamiętanie: nieparzysta
Przewrócił oczyma, nie chcąc przyznać, że Swann ma rację, ale co tu dużo mówić – miał ją, dlatego też sięgnął po notatnik i zapisał w nim swoje imię i nazwisko, by nie motać się z tym w przyszłości. Brzmiało ono: Rzożanszdźeżarzoszakhzo Nezohugziburhugunszdźe, czyli całkiem pokręcenie i w opinii Nathaniela – totalnie nie do wymówienia. Gdyby przyszło mu porozumiewać się po trytońsku, z pewnością przedstawiałby się skróconą wersją imienia – Nate (Rzożanszkh), która i tak była dość skomplikowana. Trytoński na pierwszy rzut oka go bawił, ale z drugiej strony stanowił dość dużo wyzwanie, co z kolei bardzo mu odpowiadało. Lubił poznawać nowe języki, nawet jeśli z początku bywało dziwnie. Skoro uporał się z zapisem swojego imienia i nazwiska, postanowił zmierzyć się, zgodnie z instrukcjami nauczyciela, z przetłumaczeniem i transkrypcją całego zwrotu. Wybrał to ze spokojnymi falami, bo wydało mu się to na swój sposób urocze. Mógł skupiać się na czubku własnego nosa, ale w kwestii obcych kultur zdecydowanie nie pozostawał ignorantem. Neżagzibur juhuburgziguhuburszahurzobur / Burszanszżaczu, burburneburkh Busza aczjuhugczhuczurzoburbudźe wużazo. No nieźle. Coraz lepszy ten trytoński. Okazało się jednak, że choć brzmiało to dziwacznie, nie popełnił żadnego błędu w zapisie i nawet akcent w końcu wyszedł mu tak, jak sobie tego życzył. Wystarczyło przestać zalatywać francuskim. Głównym jego problemem pozostało zapamiętanie tego, co tu stworzył; alfabet był skomplikowany, a dużo głosek brzmiało w bardzo podobny sposób, więc trochę mu się myliły. Dla uzyskania perfekcji musiałby porządnie nad tym przysiąść... dobrze byłoby też nie być na kacu. Kiedy zakończyli wstęp, wziął jeden z kombinezonów i założył go na siebie w szatni. Całkiem nieźle podkreślał jego sylwetkę, więc ani myślał narzekać. Miał tylko pewne obawy przed pozostawieniem w bibliotece marynarki, w której schowana była jego papierośnica. Gdyby zginęła w czasie jego nieobecności, zdecydowanie padłyby trupy.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Kolejnym zadaniem, z którym musiał się zmierzyć podczas nauki trytońskiego było sformułowanie zwrotu grzecznościowego. Pewnie podwodnym mieszkańcom w przyszłości byłoby miło usłyszeć chociaż jeden zwrot w ich języku bez robienia pomyłek co chwilę, więc musiał się przyłożyć. -Juguburburczużabu wihuczukh juhugziburszakhaczhuburżarzoszaża- myślał, że powiedział do Chrisa dobrze przetłumaczoną treść, lecz jak poinformował go prowadzący, trochę bardzo kaleczył podczas mówienia.