C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Niewielka magiczna biblioteka zlokalizowana w bocznej uliczce Hogsmeade. Wchodząc do niej, pierwsze co można zauważyć to niesamowicie wysokie regały przy których szybują platformy pełniące funkcję windy. Lokal jest zdecydowanie wyższy aniżeli szerszy. Spokojnie jednak pomieścił kilka naprawdę wygodnych foteli, które okupują głodni wiedzy i świętego spokoju czarodzieje. Mimo niedużych rozmiarów, zawartość półek jest prawdziwie bogata. Panie bibliotekarki dbają o każdy świstek z największą dbałością, dlatego można tu znaleźć najstarsze zapiski w bardzo dobrym stanie.
Autor
Wiadomość
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Drake krzątał się po bibliotece szukając informacji na temat przedmiotu o którym zdarzyło mu się usłyszeć. Nie chodziło o żaden z mieczy na których Muzeum zależało chyba najbardziej, ale drobniejszy przedmiot który wydał mu się być interesujący. Nawet jeśli według plotek był czarnomagiczny i ociekający w wiedzę o tej właśnie dziedzinie. O przechowanie go w zamku się nie martwił, bo Drake miał dwa przedmioty którymi mógł się posłużyć do ukrycia i zabezpieczenia go. Chodziło oczywiście o woreczek ze skóry wsiąkiewki i cylinder zniknięć. Będzie mógł Codex Maleficarum skitrać bezpiecznie aż do studiów, gdzie będzie mógł sobie z niej studiować na spokojnie. Informacje posiadał na temat przedmiotu jedynie szczątkowe, dlatego starał się zebrać jak najwięcej ksiąg traktujących o Historii magii, legendach celtyckich i arturiańskich, a także o magigeografii terenów Wielkiej Brytanii. Zmierzał już do stolika wraz z lewitującą przy nim górą ksiąg, kiedy został zaczepiony przez byłego profesora. Szkoda że wyleciał po tym co się działo w pociągu. Chociaż dobrze dla niego że Pani Whitehorn go nie rozszarpała, bo wyglądała wtedy jakby miała to zrobić, a jego głowę powiesić ładnie oprawioną w skrzydle szpitalnym. -Tak, naturalnie. - Odpowiedział i sięgnął po księgę z półki. Bycie wysokim dawało tę zaletę że w takich sytuacjach nie trzeba było się za bardzo męczyć. Zerknął jeszcze na tytuł i ten wydawał się mu być bardzo zbieżny z informacjami jakich szukał. Podał książkę Ravowi. - Szuka Pan informacji o czymś konkretnym? - Jeśli Fairwyn zerknął na stosik, to chyba też mógł się przekonać czego szuka gryfon.
Z jakże uczynną młodzieżą przyszło Fairwynowi żyć w tych czasach. Fenomenalnie się zatem składało, iż było młokosów stać jeszcze na podobne gesty wręcz bez zająknięcia. Niemniej niejako należało to docenić, a starcze serce zmiękczone ostatnimi czasy ojcostwem chciało już wyrazić swoja uprzejmość w czymś więcej niżeli chłodnym dziękuję, odchodząc bezpardonowo w swoją stronę, aby zagłębić się w lekturę tekstu. Rozmyślanie stanęło jedynie na serdecznym i subtelnym skinieniu głowy, zamaszysty ruch nadwyrężył obolałe mięśnie, które wymagały odpoczynku ze spokojem w najbliższych dniach. - Zaiste - odpowiedział lakoniczne, aby raz jeszcze zerknąć na otrzymany tytuł i w gwoli ciekawości typowej śmiertelnikom. Ravinger spojrzał się na bibliografię zgromadzoną przez młodzieńca. Surowa kalkulacja wskazywała, iż najlepiej pracującym organem dawnego belfra był mózg. Ten zaś nakazywał złączyć wątki w gorzką refleksje, iż samodzielne badania jego jak i ów uczynnego chłopca mogą być bardzo zbieżne. Natomiast z racji, że trudno wyplewić z siebie stare zwyczaje, a i natura Krukona wychodziła z wiekiem w charakterze równie znacząco, co siwizna na czuprynie - Fairwyn nie mógł oprzeć się komentarzom i "pomocnym radom". Stąd też westchną ciężko, czując jak chęci na dalszą rozmowę uciekają z nim przy wydechu. Mimo, że nawet rozmawiać z młodym mężczyzną nie zaczął. - Gdyby pokusić się o stwierdzenie, iż interesuje nas podobna tematyka małych badań. Sugerowałbym opatrzyć się w komentarz magicznych historyków wobec Baśni Barda Beedle'a, atlas magiihistoryczny krain Walii i Szkocji w oddzielnych egzemplarzach, gdyż są dokładniejsze. - Po czym ściągnął laską ze stosu chłopaka jedną z ksiąg. Zachwiał się przy czynności, zapominając o nowych właściwościach laski i kulawym krokiem ruszył w stronę oddalonego od ciekawskich uszu stolika. - Zapraszam - dodał swoim wyrachowanym tonem, a w głowie skarcił się za pysznienie. Nie był już w szkole, powinien zaprzestać. Poza tym nie miał pewności czy nowo zdobyty towarzysz ruszy w ślad za nim.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Cóż, sięgnięcie komuś niższemu po książkę z wyższej półki nie było niczym wielce uczynnym. Jednak właśnie to takie drobnostki przywracają wiarę w ludzkość i to w jakim kierunku zmierza obecne pokolenie. W międzyczasie kiedy jeszcze panowała cisza szybko analizował książki na półkach szukając tytułów, które mogły okazać się w jego rozeznaniu szczególnie użyteczne. Kiedy jednak już nie profesor Fairwyn rzucił spostrzeżeniem na temat książek jakie gryfon powinien zabrać, skinął głową. Propozycja była rozsądna, dlatego zaklęciem przywołującym ściągnął po jednym egzemplarzu z półek i przelewitował na podązający za nim stosik. Ruszył zaraz za Ravem i kiedy doszli do stolika, Drake umieścił na nim książki w postaci kilku stosików. Lepiej tak niż uformować jeden niemożliwie wysoki, który mógłby się niebezpiecznie chybotać na boki i tracić równowagę. Otworzył jedną z ksiąg po uprzednim sprawdzeniu spisu treści, zaczął wertować. Codex Maleficarum musiał gdzieś już widnieć na kartach historii, więc rozsądnie byłoby się dowiedzieć o nim nieco więcej.
To, co właśnie się zadziało było ciężko do opisania. Jednak, aby użyć jakiegoś słowa to może przyzwyczajanie? Zapewne uczeń miał w nawyku słuchać się kogoś, kto winien roztaczać aurę autorytetu jak i Ravinger miał swoje wyrobione schematy. Znalezienie się przy jednym stoliku zdało się czarodziejowi nieco niezręczne. Takie ciche. Rozumiał, iż niektórzy potrzebują ciszy, aby się skupić. Każdy miał inny system pracy, a przez lata własnej praktyki Fairwyn chciał wydobywać z podopiecznych jak najskuteczniejsze metody działania. Czy mu się to udawało? Niezbyt. Starał się to osiągnąć gorzkie zmuszanie młodzieży do samodzielnej refleksji wobec tego, co na nich działa dobrze - co nie. - Mhm - mruknął jedynie, podejmując lektury tekstu. Bardzo przeszkadzało mu milczenie tudzież brak omówienia różnych kwestii. Chociażby czy fakt, iż znajdują się jednocześnie nad studium tego samego przedmiotu tworzy z nich zespół. Bądź to że bez wcześniejszego uzgodnienia systemu pracy wyniki osiągnie się w tempie sporo poniżej optymalnego. Kłaniała się umiejętność organizacji pracy. Stąd Ravinger zadowolił się dwiema pozycjami jak i zasobem wiedzy własnej, a ów młokos posiłkował się. Cóż, wszystkim czym mógł. Przede wszystkim robił to niepotrzebnie. Ot, czarodziej nie ujmował mu z ambicji. Ewentualnie z rozsądku. Wszak połowa świata magicznego stanowiła obecnie młodzieńcowi konkurencje. Winien się pośpieszyć. Albo wyrazić chęć czegokolwiek. Po to był tu Fairwyn. Czy raczej: tak można było to określić, gdy ten jeszcze zajmował się nauczaniem. Właściwie teraz, gdy etos nauczycielski nie wzbraniał mu niczego, można było sobie pozwolić na więcej. Dużo więcej. To niesie za sobą pytanie: po co skoro teraz to jest już bezwartościowe? Przynajmniej książka zdawała się mieć wartościową treść, a słowa i notatki z marginesów zdawały się efektywnie wzmagać rozwój studium przypadku.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Wertował, wertował i znalazł coś. Nie było to jednak nic ponad to czego zdołał dowiedzieć się już wcześniej. Księga oprawiona w niedźwiedzią skórę która skrywa mroczne sekrety druidów. Nic jednak o miejscu położenia czy też chociażby legend które wskazywałyby na konkretne obszary w których ta mogła przepaść. W sumie... Skoro ponoć tematy jakie bada nakładają się z tymi o jakich aktualnie czyta były profesor? Zwłaszcza że Drake nie byłby w stanie opuścić Hogwartu i Hogsmeade żeby zdobyć księgę i musiałby się kimś wyręczyć. No nic. Zapytać nie zaszkodzi. - Przepraszam, ma Pan może jakieś informację na temat Codexu Maleficarum? - Rzucił cicho żeby nie przeszkadzać innym osobom w bibliotece. No i żeby nie zwrócić niepotrzebnej uwagi osób które również mogły chcieć zagarnąć dla siebie przedmiot.
Zapytany czy oczekiwał tego pytania... Skłamałby, zaprzeczając. Miał ochotę wymęczyć chłopaka dłuższą ciszą, budując napięć bądź zrobić cokolwiek, co jest opiewane przez autorów powieści akcji. Po czym Ravinger przypomniał sobie, iż brzydzi się podobną zwyczajowością. Od niechcenia podniósł wzrok na młodego czarodzieja. Nie odmówi mu pomocy, skoro ten podał mu książkę. Ot, głupota, ale świadcząca o jestestwie siwiejącej ofiary trolli rzecznych. Naznaczył palec śliną, obracając wymownie stronice w książce. - Możliwe - odpowiedział miej konspiracyjnie. Pytanie młodzieńca zdawało się nader kruche i Fairwyn rozumiał ewentualną ostrożność czy chęć, aby mniej przychylna część magicznego społeczeństwa poświęciła im niechcianą uwagę. Mimo to przez dłuższy moment już-nie-profesor studiował namiętnie jedno, konkretną stronę. Zaś podejrzewając już niejakie zniecierpliwienie u towarzysza. Raczył mu pomóc. Przede wszystkim podał mu książkę, która czytał. - Wersy od 18. do 31. - fragment akapitu wiódł o domniemanym autorstwie, które było najbliższe historycznej prawdzie. Co wynikało z przywileju zaznajomienie się z rzetelnością twórcy pozycji tekstu, którym rosły chłopak aktualnie się zaczytywał. Sam Ravinger zaś wstał, udając się bez słowa w stronę księgozbioru. Posądzał, iż młody wiek, nieważne u jak zdolnej jednostki, ograniczał predyspozycje do rozumienia nieskładanej staro-angielszczyzny, czytanej z rozpadającego się papieru, którego strach konserwować. Z tym należało się obyć i to kolejna rzecz, jaką zyskuje się z wiekiem. - Proszę - rzucił mu na kolana spis mieszkańców Hogsmeade z lat, do których odnosił się historyk z książki chłopaka. - Porównasz nazwiska, które się pokrywają. Miej na uwadze archaiczne formy imion. Jeśli ci się poszczęści to znajdziesz kogoś żywego z informacjami. Jeśli nie to zapoznasz się bliżej z historyczną mapą Hogsmeade, która doprowadzi cie w jedno z zabytkowych miejsce bądź jedno z ważniejszych dla starszych mieszkańców. - Przegrzebał stosy książek znajdując dziennik. Zmęczony usiadł w fotelu i począł cieszyć się spokojniejszym oddechem.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Każda informacja była na wagę złota. Zwłaszcza że prawdopodobnie nie był jedyną osobą, która postanowiła zwrócić uwagę na ten akurat przedmiot. Pośpiech był więc zatem dosyć wskazany, a opierdzielanie się już nie zbyt. Mimo wszystko znał troszkę byłego profesora i jego humorki. Dlatego też wytrzymał i czekał cierpliwie jak piesek na kostkę albo jedzonko spadające ze stołu. Na szczęście się mu to opłaciło, bo Fairwyn przekazał mu książkę którą czytał i nawet wskazał na sensowne informacje. Kiedy Rav odszedł od stolika Drake jeszcze krótki moment prześledził go wzrokiem, a następnie szybko zabrał się do czytania wskazanego przez ex-nauczyciela tekstu. Składnia tekstu była okropna, przez co ciężko mu się to czytało. Chociaż może być to właśnie wina ogromnej różnicy pokoleń między datą wydania książki, a gryfonem. Z wczytywania się i dokładnego analizowania każdej slaby, a nawet pierwszych literek zdań i słów, wyrwało go pismo które rzucono mu na kolana. Wziął je więc dziękując skinieniem głowy i zaczął przeglądać. Wychodziło na to że wiele osób które mogło coś wiedzieć dawno wąchało już kwiatki od spodu, a on niestety kamieniem wskrzeszenia z Baśni Barda nie dysponował żeby ich przesłuchać. Ale pojawiło się światełko nadziei...-Jest tu coś wspomniane o grobie za wioską gdzieś w lesie. Warto będzie się tam przejść i może poszukać jakiś wskazówek. - Jeśli księga której szukali rzeczywiście była pod nosem w hogsmeade, to oznaczało to że chyba wyczerpał całe szczęście życiowe przeznaczone na najbliższy kwartał. Z drugiej strony znał życie i wiedział że tak łatwo nie było. Zwłaszcza że ksiega była obiektem czarnomagicznym, a to znaczyło że raczej ukrytym w dobrym miejscu.
Czarodziej poczuł jak mięśnie zaciskają mu się na żuchwie a wszelkie żyłki w okolicy i czoła wychodzą na znak pewnego poddenerwowania. Przełknął głośno ślinę i jedynie głucho przytaknął na wiadomość o grobie w lesie. Ciężko było domniemać potencjalnych zagrożeń, które tam czekały. Jakiś leśni strażnik, klątwy lub możliwość opętania różdżki chociażby. Ravingera przerażało to do cna. Szpik w kościach zdawał się wydzielać nieprzyjemnych chłód i gdyby nie skóra ukryta pod materiałem garnituru zapewne gęsia skóra jawiłaby się widocznie pobliskim użytkownikom biblioteki. Gorszym zaś było, iż chłopak miał racje i rzeczywiście poszlaka związana z nagrobkiem zdawała się sensowną. Fairwyn znalazł podobny fragment w dzienniku z rocznika, którego nawet on nie mógł pamiętać z opowieści swoich dziadków. Przeszło dwa pokolenia wstecz. Przegryzł dolną wargę w niepokoju, rozważając czy powinien decydować się na ewentualną przygodę. Zdrowie zdawało mu się odmawiać. Rozsądek sugerował pozostanie w bibliotece. Zaś życiowy marazm chciał się przełamać i od razu wejść w leśną gęstwinę. - Czy to może być ten grób? - Pokazał w końcu chłopakowi dziennik. A sam powinien pójść po kolejną książkę z nagrobnym rocznikiem minionych wieków. Bądź powinni udać się do katedry, aby przyjrzeć się postaciom pochowanym poza Hogsmeadem, czemu ci nie zostali pogrzebani na cmentarzu z innymi mieszkańcami oraz czy wiążą się z tym ewentualne nieprzyjemności. - Równie dobrze może być ich kilka - dziennik posiadał kilka projektów nagrobków z tej okolicy. Zaś skoro młody czarodziej podjął się poszukiwań - Ravinger nie zamierzał przeszkadzać mu w dochodzeniu do faktów.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Cóż... Zagrożenie mogło jakieś być nawet jeśli się go nie spodziewało. Na przykład dziewczyna którą pogryzł na pewno się nie spodziewała że tak blisko wioski podczas zbierania kwiatków coś się na nią rzuci i dotkliwie pogryzie. Z drugiej strony strażników dało się pokonać, klątwę zdjąć albo powstrzymać, a różdżkę w razie potrzeby wymienić gdyby została uszkodzona. W końcu prędzej czy później każdy magiczny kijaszek z jakiegoś powodu spotka koniec. No i nie należało zapominać o tym że był gryfonem, co również wiązało się z byciem istnym magnesem na problemy. Dlatego też się do nich przyzwyczaił. Po zasłyszeniu pytania od byłego profesora przejął od niego dziennik i zaczął analizować. - Wygląda na to że to chyba ten... - Porównał informacje dla pewności jeszcze kilka razy, po czym wyjął notatnik i zaczął przepisywać najważniejsze informacje, które najlepiej będzie mieć pod ręką kiedy będą już przy grobie. W końcu nawet jego pamięć nie jest nieograniczona. - Możemy tam ruszyć natychmiast po opuszczeniu biblioteki jeśli nie stanowi to dla pana kłopotu.
Najpewniej gdyby Fairwyn łączył młodszego towarzysza z przynależnością do Gryffindoru to nie zgodziłby się tak chętnie na podróż do niezbadanego grobu, aby poszukiwać przedmiotu powiązanego z czarną magią. Natomiast przypomniał sobie ból towarzyszący przy niektórych krokach jak i niewygodę podróży na nierównych powierzchniach. Zatem z myślą, iż w lesie nie czego go nic przyjaznego - postanowił przystać na propozycję. - Nie lubię marnotrawić czasu - przyznał, wstając od stolika. Oparł się na lasce i spojrzał wymownie na nastolatka. To legalne być tak wysokim w tym wieku? W końcu ile on mógł mieć: 13? 15 lat? Zapewne coś koło tego. - Sprzątnij - wskazał brodą na stolik, powątpiewając aby chłopak chciał zabierać ze sobą rosłe księgi przepełnione niepotrzebną wiedzą. Chociaż z przyzwoitości mógłby pomyśleć o wypożyczeniu wspominanej mapy. O ile Ravinger mu to wyartykułował, a nie jedynie zachował w myśli dla siebie. - Zaczekam przy wyjściu - poinformował jedynie, idąc jeszcze wypożyczyć sobie książkę z tematem nie związaną. W końcu wyjście z biblioteki bez niczego zdawało się gorsze niż grzech pierwotnych ludzi. - I pomyśl o łopacie - może nieco enigmatycznie, ale było to narzędzie wielofunkcyjne. Kto wie czy nie przyjdzie mu kopać grobu, bo ot, ziemia będzie miała działanie antymagiczne bądź napadnie ich inna bestia na magie odporna? +
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Chyba jednak dobrze że Rav słabo Drake'a kojarzył. Wiek i bardzo długi czas uczenia wielu roczników robi swoje. No i oby jego nadzieje były realne że w lesie nie czai się coś żadnego ludzkiej krwi. Zakazany las w końcu nie był aż tak daleko i kto wie... Coś mogło z niego sobie jakoś wyleźć. Wstał zaraz za już nie nauczycielem i na polecenie ogarnięcia książek skinął głową. Naturalne w sumie było że jeśli nazbierał ksiąg z półek, to należało je zwrócić na miejsce. A raczej oddać bibliotekarkom żeby to zrobiły. W końcu inaczej mógłby nieumyślnie zrobić bajzel i tytuły nie stałyby na swoich miejscach. Słów odnośnie łopaty nie skomentował, bo nie widział sensu żeby ją brać. W końcu mieli zaklęcia służące do rozgrzebywania ziemi, a nawet jeśli nie to transmutację opanował na tyle żeby łopatę sobie z czegoś stworzyć. Zaś o antymagii nie pomyślał w ogóle. Prawdopodobnie dlatego że rzadko się na nią natykał. Po odniesieniu książek wyszedł z biblioteki gdzie czekał na niego Fairwyn +
/zt x2
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Ktoś mógłby zapytać dlaczego zrezygnował z odwiedzin Muzeum Historii Czarodziejskiej na rzecz magicznej biblioteki w Hogsmeade, a jednak Morales dobrze wiedział co robi. Poprzedniego popołudnia wdał się wszak w pogawędkę z jednym z pracowników wystawy „Artvrvs Rex”, a po krótkiej wymianie zdań okazało się, że Camelot nie dysponuje jednak wszystkimi potrzebnymi mu materiałami. Nic dziwnego, wszak tym razem nie poszukiwał wcale kolejnego dzieła przepełnionego peanami na cześć Króla Artura i jego świty. Potrzebował na gwałt kronik i dzienników mnichów z opactwa Gannes, którzy opatrywali rany godzonego podczas turnieju rycerskiego Lucana. Miał nadzieję, że takowe w ogóle były prowadzone, a jeżeli tak to że zachowały się do obecnych czasów… No tak… dopiero kiedy znalazł się przy jednym z uginających się pod ciężarem ksiąg regałów, zdał sobie sprawę z tego, że to dosyć marny trop, ale o dziwo los postanowił się do niego uśmiechnąć. Oczom rzuciło mu się stare, zakurzone tomiszcze przedstawiające barwną historię klasztorów, która zawierała również rejestry władającymi nimi opatów oraz współpracujących z nimi braci wraz z datownikiem. Po przejrzeniu całej sterty dzieł z czasów arturiańskich mniej więcej orientował się w jakich latach mógł mieć miejsce nieszczęśliwy dla Lucana turniej, toteż spisał na zwitku pergaminu nazwiska osób, które opiekowały się wówczas opactwem, a następnie popędził do surowo wyglądającej kobieciny za biurkiem, wypytując ją czy istnieje jakakolwiek szansa na to, że biblioteka dysponuje zapiskami tych ludzi. Przygotowany był na odmowę, nawet miał już w głowie alternatywny plan, ale po raz kolejny dzisiejszego dnia okazało się, że trafił w dziesiątkę. Zakonnik imieniem Lucius, człowiek bardzo religijny i asceta, pozostawił bowiem po sobie obszerny dziennik, w którym dokładnie opisywał swój pobyt w zakonie. Niektóre kartki zostały wyrwane, inne były nieczytelne, ale Paco nie zamierzał się poddać. Powieki powoli opadały ze zmęczenia, kiedy nagle – pośród opowieści o otaczających opactwo winnicach – znalazł właśnie to, czego szukał. Do opactwa przybył jeden z rycerzy Króla Artura Yvain, który wlókł za sobą na plecach rannego kamrata. Mnisi oczyścili głęboką szramę przechodzącą przez jego klatkę piersiową… Morales przesunął kilka kartek zawierających informacje o tajemnych mieszankach ziół i leczniczych eliksirach (Felix by tego nie pochwalił), a wreszcie wyczytał fragment, dzięki któremu mógł opuścić bibliotekę i ruszyć dalej. Zawierzając bowiem Luciusowi, po kilku dobach Lucan doszedł do siebie, postanawiając odwiedzić przyjaciela – Gerarda, dalekiego kuzyna Gawaina - na obrzeżach Edynburgu, na zachód od West End. Podobno rycerz poprzysiągł kiedyś zostawić mu swój SYGNET w zamian za pomoc w przygotowaniach do bitwy z Caradociem.
zt.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Tak. Tego dnia Drake ponownie przesiadywał w miejskiej bibliotece gromadząc istny stos książek historycznych, geograficznych, spisów chorób oraz wielu jeszcze innych tytułów. Oczywiście i tym razem chodziło o poszukiwania jednego ze skarbów z listy ogłoszonej przez Muzeum. Lilac chciał co nieco sobie dorobić więc pomysł nie wydawał się mu być aż taki okropny. Tak więc z całą górą ksiąg ruszył ku najbliższemu prawie wolnemu stolikowi. Prawie, bo siedziała przy nim @Violetta Strauss. - Cześć Viola. - Opadł ciężko na krzesło i mógłby przysiąc że słyszał że coś trzasnęło jak to zrobił. Oby mu się teraz pod dupą nie rozleciało, bo szczerze ostatnio od czasu ferii przybrał jeszcze więcej ciałka. No i wzrostu troszkę też. Niepokoiło go to nieco... Jako że nie da się przeprowadzić zwłokom testu na ojcostwo, będzie chyba musiał w wakacje pomówić z matką... - Też szukasz informacji o tych mieczach które szuka Muzeum? - Miał cichą nadzieję że tak. Wtedy nie będzie musiał ich szukać samemu i zleci się troszkę szybciej.
Ostatnio zmieniony przez Drake Lilac dnia Pon 30 Maj 2022 - 21:36, w całości zmieniany 2 razy
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jedno było pewne. Jeśli nie mogła rzucić się w wir jakiś fizycznych zajęć to zostało jej w zasadzie jedynie robienie czegoś, co nie było aż tak wymagające, a mogło jej sprawiać przyjemność. Dlatego też postanowiła zamknąć się na cały dzień w bibliotece i zagłębić się w research na temat różnego rodzaju artefaktów, o których ostatnimi czasy zrobiło się bardziej głośno. W końcu ogłoszenie poszukiwań skarbów przez magiczne muzeum zdecydowanie podziałało na jej wyobraźnię i sprawiło, że stwierdziła, że chyba dokształci się nieco w tym zakresie. Siedząc w otoczeniu kilku niezbyt wysokich stosów książek nawet nie zauważyła kiedy w pobliżu pojawił się Drake. Szczerze powiedziawszy nie spodziewała się tego, że akurat w takim miejscu spotka Gryfona. Cóż wyglądało na to, że jego jakoś szczególnie nie dręczyło złe samopoczucie, bo chociaż on wyglądał lepiej niż chodzący i funkcjonujący inferius. - Hej Drake - przywitała się z nim i naprawdę nie podobało jej się jak słabo zabrzmiał jej głos. - Tak, stwierdziłam, że zawsze mogę nieco o tym poczytać. Zgaduję, że ciebie też to interesuje? Przynajmniej tak zakładała skoro to była jego pierwsza myśl. W sumie chyba naprawdę dużo osób było zainteresowanych tematem i próbowało swoich sił w poszukiwaniach. Z różnym skutkiem rzecz jasna.
Same książki za pomocą jego zaklęcia wylądowały na stoliku w postaci paru ładnych stosików. Można powiedzieć że jego odczucia odnośnie poszukiwań miecza były dosyć wysokie. W końcu udało się mu i już nie profesorowi Fairwynowi zdobyć zaginioną czarnomagiczną księgę. Z mieczem też powinien dać radę. Zwłaszcza że Violka chyba będzie mogła mu z tym pomóc, a wiadomo że we dwoje jest łatwiej. Jednak przyjrzał się jej trochę i wyglądała nienajlepiej. - Na treningach was bombardowali tłuczkami czy co? Nie wyglądasz najlepiej. - Tak zmartwił się troszkę. Zwłaszcza że sam się czuł delikatnie osłabiony. Było to następstwem znikniętego księżyca jak się można było spodziewać. Cały czas czuł się tak jakby jego głowa była lekko ociężała. - Tak, postanowiłem troszkę poszperać w sprawie miecza Caradoca. - Z resztą widać to po jego książkowym stosiku. - Znalazłaś coś ciekawego może na jego temat? - Nawet jeśli szukała czegoś innego, to na ten temat też mogła się natknąć. W końcu jak był tu ostatnio i szukał informacji o kodeksie, znalazł też coś na temat jakiegoś sygnetu.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Może i nie była jakąś wielką ekspertką w dziedzinie poszukiwań, ekspedycji i tak dalej, ale biorąc pod uwagę to, że ze swoim krukońskim zacięciem i intelektem radziła sobie całkiem nieźle z solidnym researchem, który pomagał w podobnych rzeczach. Dlatego też była jedną z nielicznych, którym udało się odnaleźć dom Marie Laveau. O wejściu już nie mówiąc. Wystarczyło jedynie przetrząsnąć odpowiednią ilość książek, aby dotrzeć do istotnych informacji i połączyć kropki. - Nie. Chyba dopadła mnie jakaś klątwa albo po prostu magia w powietrzu się ze mną nie zgadza - westchnęła i przymknęła na chwilę oczy, czując jak po raz kolejny kręci jej się w głowie. Oby tylko to wszystko skończyło się jak najszybciej. - Miecz Caradoca, powiadasz? Chyba miałam tu coś o nim. Daj mi tylko chwilkę - zasłyszana nazwa obiła jej się wcześniej o uszy, ale nie skupiała się jakoś szczególnie na szukaniu jednego, konkretnego miecza. Przez chwilę szperała przy książkach, klnąc cicho pod nosem i wertując kartki w niektórych z nich, aż w końcu odnalazła interesujący ją fragment w jednej z nich. Szybko też podsunęła tomiszcze Gryfonowi i stuknęła palcem w odpowiednim miejscu. - Tutaj. Co prawda informacje nieco ogólne, ale dające punkt zaczepienia, od którego można zacząć - powiedziała, przesuwając przy okazji swoje krzesło, aby znaleźć się bliżej Drake'a.
Miał pecha jeśli chodziło o szukanie informacji o mieczu. O ironio odnalezienie Codexu Maleficarum było dużo prostsze. Chociaż nie ukrywa że Fairwynn mocno mu wtedy z tym pomógł i to prawdopodobnie dlatego poszło to tak łatwo. Poniekąd rozumiał o czym mówiła Viola. Od kiedy księżyc zniknął to czuł się nieco ociężały jakby w powietrzu wisiało coś wyjątkowo nieprzyjemnego. Przyjrzał się temu co pokazała mu Violka . - Część z tego już wyczytałem... - Przez przypadek trącił inną książkę która upadając otworzyła się. Podniósł ją i... chyba miał farta bo było tam coś napisane o jakimś mieczu. - Mam tu też coś o mieczu Ectora. Do tego nieco prościej napisane. A za ten w sumie muzeum też zapłaci, nie? - W końcu tych mieczy było całkiem sporo i za wszystkie Muzeum płaciło całkiem pokaźną ilość galeonów. - Władca na Sauvage, opiekun króli, Straż trzyma lord Ector roztropny, Dla Artura jak ojciec rodzony, Ku jego chwale kufel wyżłopmy. - Przeczytał po cichu fragment ze książki którą wcześniej potrącił. - Wiesz coś więcej może o tym Ectorze?
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Trzeba było po prostu wiedzieć gdzie zacząć poszukiwania, a te wkrótce wiodły do kolejnych źródeł. Choć może była to po prostu jakaś krukońska specjalność. Tego nie była pewna. Mógł to być też skutek tego, że sporo czasu w dzieciństwie spędziła w otoczeniu książek i po prostu wiedziała jak się z nimi obchodzić i czego w nich szukać. - Zdaje mi się, że też go poszukiwali - przytaknęła, gdy tylko ich rozmowa zeszła na temat zupełnie innego miecza, który przykuł uwagę Drake'a. W sumie jeśli komuś zależało jedynie na dreszczyku poszukiwawczym oraz garści galeonów to wszystko jedno było jaki miecz trafi w jego ręce. - W sumie jedynie tyle, że to pod jego opieką znajdował się młody Artur. Miał też biologicznego syna, Kaya. O ile pamięć mnie nie myli Ector pochodził z Dzikiego Lasu - odpowiedziała, zerkając również ponad ramieniem Gryfona (co wcale łatwe nie było!) na fragment książki, którą ten właśnie trzymał. - W sumie głupim pomysłem nie byłoby poszukanie czegoś o Dzikim Lesie. Lub tekstów o wczesnym życiu Artura. Może one będą zawierały choćby jakiś ślad odnośnie tego, gdzie znajdować się może miecz? Zawsze to jakiś punkt wyjścia. Przynajmniej chwilowo nie miała lepszego pomysłu.
Nie minęło nawet kilka minut i już wiedział ze z Violą pracuje mu się lepiej niż z byłym nauczycielem, który nie potrafi usiedzieć pięciu minut bez narzekania. Był jednak mały problem o którym musiał ją natychmiast poinformować. - To dobry pomysł, ale będziesz musiała to sama ogarnąć jakoś w takim razie. Ja nie mogę jeszcze opuszczać terenów Hogwartu i Hogsmeade. - Przynajmniej jeszcze przez te dwa miesiące. Jak już zacznie studia... To będzie mógł łazić tam gdzie mu się spodoba. No prawie... Na taki nokturn nawet będąc studentem nawet sobie bezkarnie nie wejdzie. Z resztą i tak nie miałby za bardzo czego tam szukać. - Ostatnio z już nie Profesorem Fairwynem szukaliśmy księgi. Skończyło się na tym że posłałem go do smoczej jaskini. - Rzucił dużo ciszej, argumentując się w razie czego tym że nie chciał nikomu w bibliotece przeszkadzać.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jakby nie patrzeć to nie od tak krótkiego czasu wiadomo było, że ta dwójka była ze sobą kompatybilna. W końcu wcześniej może i nie prowadzili ścisłych prac badawczych nad książkami, ale jednak zajmowali się nauką zaklęć i tym podobnych, a szło im to całkiem nieźle. Dlatego i nic dziwnego, że i tym razem się dogadywali. - No tak... Zaproponowałabym ci, żebyś się wymsknął, ale dobrze wiemy jak to się skończyło dla ostatnich śmiałków - powiedziała, opierając się swobodnie plecami o krzesło. Będąc już na drugim roku studiów, i będąc nie do końca poprawną Krukonką, często zapominała o tym, że jednak osoby przed ukończeniem podstawowej nauki nie mogły opuszczać swobodnie zamku, a już szczególnie przekraczać granicy Hogsmeade. No i patrząc na Drake'a ciężko było mieć w głowie, że ten olbrzym jednak jeszcze nie studiował. - Nie mam problemu. Najwyżej naszprycuję się eliksirami. Jakoś damy radę - stwierdziła finalnie, przecierając jeszcze zmęczone oczy dłońmi. Kiedy w ogóle ostatni raz normalnie spała? Chwilowo jednak nie mogła się rozpraszać i musiała skupić się na jednej dosyć istotnej kwestii związanej z poszukiwaniami legendarnego przedmiotu. - Jestem pewna, że widziałam ostatnio jakąś publikację o magicznych miejscach. Z pewnością jest tam wzmianka o Dzikim Lesie - powiedziała, wstając od stołu i natychmiast musiała się go chwycić, czując jak robi jej się słabo. Mało brakowało, by upadła. Przeklęte niech będzie zniknięcie księżyca. Dopiero opanowawszy zawroty głowy, skierowała się powolnym krokiem, słaniając się nieco, do jednego z regałów. Z namysłem przejechała palcami po grzbietach książek w jednym z rzędów, przesuwając się po tytułach nim w końcu znalazła ten, który ją interesował i zdjęła go z dumą z półki, by zaprezentować go Lilacowi. - Ta pozycja opisuje szczegółowo brytyjskie miejsca magiczne. Wszelkiego rodzaju jary, kręgi magiczne czy też właśnie lasy i gaje. Na pewno znajdziemy tam jakiś ustęp o tym, co nas interesuje - oświadczyła, otwierając finalnie tomiszcze.
-Zwłaszcza że jako prefekt zgarnałbym pewnie jeszcze większy ochrzan - Bycie prefektem naczelnym miało swoje zalety. Największą z nich była chyba łazienka prefektów w której kąpiele były naprawdę przyjemne. Wadą zaś było to że nie powinno się odwalać żadnych pojebanych akcji, bo w końcu powinno dawać się przykład. Obserwował ją chwilkę kiedy sięgała po księgę będącą zbiorem lasów, jaskiń i innych magicznych miejsc. No... Przynajmniej tych odkrytych. Książka nie była najnowsza, więc najnowszych odkryć raczej nie będzie zawierała. A kiedy ją otworzyła zaczął szybko czytać to co było zapisane na stronicach tego opasłego tomiszcza. -Dziki Las powinien być gdzieś... tu. - Powiedział przekartkowując książkę. Na szczęście lokacje były ułożone alfabetycznie, wiec nie było większych problemów ze znalezieniem konkretnej nazwy. -No i trzeba będzie mieć nadzieję że nie zaleją Cię dementorzy, jeśli się tam udasz. - Spodziewał się że wiedziała doskonale jak patronusa rzucić, ale miał delikatne obawy że mogłaby mieć problemy jeśli zleci się ich cała lawina. Zwłaszcza że nie wydawała się być w idealnej kondycji.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
No tak, bycie prefektem zdecydowanie było w tej sytuacji kłopotliwe. Drake raczej powinien świecić dla innych przykładem, a nie uczyć młodsze roczniki tego jak uciec z Hogwartu. Nic dziwnego, że to właśnie z tego powodu chłopak zdecydował się polegać na niej. Zresztą nie widziała w tym aż takiego wielkiego problemu. Może i owszem nie znajdowała się w najlepszej formie, ale jakoś to będzie. Jeśli tylko zadba o to, by przed wyprawą zażyć odpowiednie eliksiry to wpływy braku księżyca nie powinny aż tak dawać jej się we znaki. Przy pomocy Drake'a raz dwa odnaleźli odpowiednią pozycję w spisie treści, a następnie mogli otworzyć tomiszcze na odpowiedniej stronie, która traktowała o Dzikim Lesie. Liczyła na to, że przynajmniej dzięki temu zdobędą chociaż przybliżoną lokalizację miejsca i znajdą może jakiś bardziej szczegółowy opis tego, co mogło Strauss czekać na miejscu. Oczywiście poza wspomnianymi dementorami, którzy ostatnio kręcili się dosłownie wszędzie. - Z tym nie powinno być większego problemu. Znam Patronusa - odpowiedziała niejako ignorując zagrożenie ze strony strażników Azkabanu, a raczej poszukując informacji na temat innych zwierząt, które mogły żyć w tamtejszej okolicy. - Raczej przejmowałabym się tym, co jeszcze tam może mnie spotkać. Zwierzęta, rośliny. Zwłaszcza te drugie, bo na nich słabo się znam. Mam tylko nadzieję, że nie natknę się na coś, co mnie od razu zeżre. Przelotnie zerknęła jeszcze na lewą dłoń, która wciąż pokryta była bliznami po tym jak nieostrożnie dotknęła śmiercioplagi w Zakazanym Lesie. Doskonale pamiętała ból, który towarzyszył jej, gdy mięso na palcach zaczęło gnić, a proces ten powoli zaczął się rozprzestrzeniać dalej. Miała tylko nadzieję, że w Dzikim Lesie nie spotka czegoś o wiele gorszego, co nie da jej nawet szansy na dodatkowe kilka dni życia i uzyskanie pomocy uzdrowiciela. Wszystko było w końcu możliwe.
O ironio wiedział o sekretnych wyjściach z zamku całkiem sporo. Głównie dlatego żeby sobie przed pełnią wychodzić w miejsca gdzie bezpiecznie mógł przeczekać noc. Zwłaszcza że patrolowanie korytarzy albo czyste szczęście czasem pozwolą mu odkryć jakieś nowe. W końcu zamek sekretnymi przejściami był nafaszerowany. Wspomnieniem o tym że znała zaklęcie patronusa nieco go uspokoiła, ale naprawdę nie wyglądała najlepiej więc nie pozostanie mu nic innego jak tylko mieć nadzieję na to że nie wpadnie na jakiegoś konkretnie bezlitosnego potwora. - Dobra... Mam nadzieję że wrócisz w całości. Ja już będę się zbierać. W razie czego to wyślę sowę. - Mógł jeszcze poszperać w Hogwarckiej bibliotece. Tam też może by coś znaleźli. Następnie zabrał książki, odniósł bibliotekarce i ruszył do wyjścia.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż może ta sekretna wiedza Drake'a kiedyś jej się przyda o ile oczywiście postanowi się nią z Krukonką podzielić. Z chęcią dowiedziałaby się czegoś o tajnych przejściach, które sama mogła jakoś przegapić w zamku. Tyle lat w nim spędziła, a dalej nie była w stanie poznać wszystkich jego sekretów. Czasami wątpiła nawet w to czy duchy, które spędziły w nim stulecia były w stanie to zrobić. To jednak był temat na inne, zupełnie oddzielne rozważania. Patronus zawsze stanowił dobre zabezpieczenie, choć faktycznie Lilac nie mylił się w tym, że wpierw trzeba był w stanie go wyczarować. I nie chodziło tu o samą znajomość zaklęcia, ale o to czy w danej sytuacji rzucający zdoła przywołać wystarczająco szczęśliwe wspomnienie i skupić się na nim oraz czy fizycznie da radę wykrzesać z siebie odpowiednią ilość energii, aby je rzucić. Tym jednak by się nie przejmowała. Magia rzadko ją zawodziła i miała nadzieję, że tym razem będzie podobnie. - Jasne. Trzymaj się - rzuciła jeszcze do Gryfona, który zaczął zbierać się do wyjścia z biblioteki. Sama postanowiła jeszcze trochę pokręcić się w środku i poszukać jeszcze większej ilości informacji na temat zarówno miecza Ectora jak i Dzikiego Lasu. Dopiero, gdy wyraźnie zaczęło się ściemniać, sama wróciła do swojego mieszkania.
Jonas nie udzielał korepetycji, bo martwił się o edukację swoich podopiecznych lub dlatego, że brakowało mu pieniędzy. Wbrew pozorom, jego barmańska pensja, okazywała się całkiem wystarczająca. Poza tym, gdyby chciał, to dorobiłby sobie w inny sposób; ganianie za studentami, by zarobić parę groszy, wydawało mu się dość żałosne, szczególnie w jego wieku. Robił to z jednego, dość prostego powodu; by bez względu na swoją awersję do obcych ludzi, nadal mieć styczność z całą tą społecznością. Dlatego, pomimo chęci pozostania w cieniu, zaczął pracę w barze, gdzie mimowolnie musiał rozmawiać z innymi, ukrywając swoją niechęć do bezcelowych pogaduszek. I właśnie dlatego też, zdecydował się to robić; poza tym miał doświadczenie, gdy pomagał w szkole i uczniów, którzy nadal chętnie się z nim spotykali, pewnie widząc w nim materiał na dobrego i luźnego korepetytora. Mężczyzna przyjmował więc większość zleceń; uczył Eliksirów lub Zielarstwa, czasami pisząc dodatkowe prace na zaliczenie, jak ktoś chciał sypnąć groszem. Nie wybrzydzał. Dla Jonasa najważniejsze było to, że znowu miał dobry okres; minęło sporo czasu od momentu, w którym kompletnie zamknął się w sobie, ograniczając kontakt z drugim człowiekiem na dobre. I nie miał tych napadów, gdy wychodził do ludzie, łaknąc uwagi, rozmowy, towarzystwa na cały dzień, wieczór i może noc, jeśli tylko była taka potrzeba. Lubił, gdy jego życie, płynnie układało się w spójną całość i nie musiał zachowywać się, jak najprawdziwszy wariat. Dlatego też doceniał fakt, że jego praca, zapewniała mu pewną stabilność. Harrison nie dość, że nie przykładał zbyt dużej uwagi do tego, z kim umawiał się na zajęcia, to jeszcze starał się z góry nie nastawiać. Nie oceniał więc po pierwszym spotkaniu, czy po zasłyszanych plotkach, o wszystkim chętniej dowiadując się z pierwszej ręki. Byłby ogromnym hipokrytą, gdyby wierzył osobom trzecim, skoro o nim mówiono równie głośno. A przecież ostatnią rzeczą, jaką chciał, było to, by kariera jego rodziców, rzucała na niego jakikolwiek cień. Nie chciał być do nich porównywany i nie chciał, by ktokolwiek myślał, że ma coś z tym wspólnego. A po odejściu jego ukochanej, słyszał naprawdę wiele rzeczy na swój temat; to, że dla nich pracuje, to, że jest zły tak samo jak oni. W pewnym momencie, sam zaczął się zastanawiać, czy naprawdę nie jest do nich zabójczo podobny. A to zaczynało go martwić, dlatego też zaczął się od nich odcinać i działać na własną rękę. Tak więc, nie pamiętał, z kim się umówił. Mężczyzna pojawił się w wyznaczonym miejscu, licząc na to, że student odpowiednio się przygotował i przyniósł swoje podręczniki. Barman zjawił się w wyznaczonym miejscu, parę minut po czasie. Zawsze był święcie przekonany, że ludzie, skoro się umawiają, to mają wystarczająco dużo czasu, żeby na niego poczekać. Wszedł do biblioteki, uśmiechając się do siebie, gdy tylko wyczuł ten specyficzny dla bibliotek i księgarni zapach. Główny powód, dla którego to właśnie w takich miejscach, lubił spotykać się najbardziej. Na wszelki wypadek, wyjął z kieszeni swojej czarnej koszuli kartkę, by upewnić się, z którym uczniem miał się dzisiaj spotkać. I dopiero po chwili, ściągnął markotnie brwi, bo liścik nie był podpisany. Dlatego wszedł w głąb, próbując doszukać się znajomej twarzy. Dopiero po chwili jego wzrok zatrzymał się na pewnej posturze; zaciskając nerwowo usta, Jonas zajął miejsce naprzeciwko Kazuhy. Najpierw zmierzył nieco sfrustrowanym spojrzeniem jego buzię, a potem na książkę, leżącą na samym środku stolika. — To ty mnie tutaj ściągnąłeś — stwierdził, pozbywając się jakichkolwiek manier, by zwyczajnie się z nim przywitać. — Nie potrzebujesz korepetycji. Masz dobre oceny — przypomniał mu, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Dlaczego klepiesz godziny, które chciałby użyć inny uczeń, który miałby prawdziwe problemy z nauką? — zapytał retorycznie, zanim odetchnął ciężko, przyciągając do siebie podręcznik z Zielarstwa. — Trochę to niesprawiedliwe, nie uważasz? — mruknął pod nosem, przewertowując strony.
Wyjątkowy stało się słowem, którego Kazuha z pewnością nadużywał. Każda osoba, która stanęła mu na drodze, wpatrując się w niego nieco dłużej, niż powinna, stawała się obiektem jego zainteresowań; bo tym razem musiało mu się udać, tym razem chodziło o prawdziwą miłość, której wszyscy mogliby mu pozazdrościć. Wyjątkowy był więc dla niego ostatni Krukon, z którym spotykał się przez dwa tygodnie, a później jego starsza siostra, z którą za to wszystko skończyło się szybciej, niż właściwie się zaczęło. Później wyjątkowy był dla niego przypadkowy chłopak, którego spotkał w bibliotece, podając mu książki, które wypadły z jego rąk. Ale czy tak naprawdę wszystkie te osoby były jakkolwiek wyjątkowe? Wystarczyła mu odrobina zainteresowania, by Kazuha pogrążał się w coraz to nowszych relacjach, nigdy jednak nie odnajdując w nich tego, czego szukał. Bo dla wszystkich tych osób był jedynie jakimś przelotnym elementem, który nie mógł zadomowić się w ich codzienności. Nie był osobą, na której warto było się skupić, wyobrażając sobie z nim wspólną przyszłość; a mimo to Nishiyama stale dążył do tego, by poznać kogoś odpowiedniego. Jonas był więc nie tylko wyjątkowy, ale też odpowiedni. Bo zgodnie z wszystkimi zapewnieniami, czuł się przy nim inaczej niż przy innych osobach, które na moment wpuszczały go do swojego życia. A to sprawiło, że zapragnął czegoś więcej niż jedynie krótkich spotkań, a później też niezrozumiałego odrzucenia; jakby ich znajomość wcale nie była istotna. Kazuha wiedział jednak, że tym razem było inaczej. Nie musiał całym dniami zastanawiać się, czy Harrison był dobrym wyborem, jeśli zwyczajnie nie potrafił o nim zapomnieć; choć do tej pory nie miał z tym żadnych problemów, stale przenosząc swoją uwagę na kogoś nowego. I nie były to wyłącznie jego zachcianki i wybujałe ego, które mówiło mu, że mógł zdobyć każdego; bo była to jedynie realna potrzeba bliskości i posiadania przy sobie kogoś, na kim mógłby polegać. A przecież z każdym listem, który otrzymał od Jonasa, z każdym spotkaniem i narastającą fascynacją, chłopiec coraz bardziej pogrążał się w ich relacji, nie rozumiejąc, dlaczego właściwie miałoby się to skończyć. Był nieodpowiedni? Może Harrison szybko się nim znudził? Pomimo wielu wątpliwości, Puchon nie potrafił dojść do jasnych wniosków; bo przecież starszy nie sprawiał wrażenia złej osoby. Nie wyglądał jak ktoś, kto mógłby boleśnie złamać mu serce; choć to i tak wydawało się niemożliwe. Bo do tej pory dwudziestolatek był odporny na wszystkie te nagłe rozstania i brak zainteresowania, z którym zdarzało mu się spotykać. Być może dlatego, że nigdy tak naprawdę nie pokochał żadnej z tych osób, której chciał zapewnić stałe uczucia? Z Jonasem musiało być więc inaczej, jeśli los dość systematycznie sprowadzał go do jego życia; może naprawdę odpowiadało za to przeznaczenie, w które Kazuha nie wierzył szczególnie mocno do tej pory? Więc jeśli znów mógł go spotkać, to dlaczego miałby zrezygnować z tej okazji? Przeznaczeniu trzeba było niekiedy pomóc; a przynajmniej to powtarzała mu babka, gdy kolejny raz opowiadała mu te same legendy, nieustannie wspominając o czerwonej wstążce, która miała łączyć się z nadgarstkiem innej osoby. Tej, która miała być jego bratnią duszą. I choć chłopiec za każdym razem spoglądał na swoje dłonie, nie dostrzegając tam żadnego, magicznego sznurka, to kiwał potulnie głową; dopiero teraz przypominając sobie jej słowa, dość niespokojnie stukając palcami w blat. Jeśli nie mógł spotkać go w inny sposób, to musiał spróbować czegoś nowego. Nie musiał więc zbyt dokładnie przyglądać się wejściu do biblioteki, by momentalnie zauważyć Jonasa, poprawiając swoją posturę, jak i kilka niesfornych kosmyków włosów. Dopiero po tym przeniósł wzrok na książkę, jakby nie widział starszego. Drgnął więc, gdy usłyszał znajomy głos, a później uniósł spojrzenie, napotykając znajomą twarz. — Nie zaplanowałem tego — rzucił bez zastanowienia, wiedząc jednak, że była to marna wymówka, jeśli wszystko dokładnie przemyślał; a do tego nie potrafił kłamać. — Wcale nie — oburzył się, znów spoglądając na podręcznik, znacznie chętniej powracając jednak wzrokiem do sylwetki starszego; nie sprawiając wrażenia szczególnie zaszokowanego jego widokiem. — Jak odszedłeś, to przestałem sobie radzić z zielarstwem, a przecież nie mogę zawalić przedmiotu na ostatnim roku — rzucił, choć nie była to prawda, jeśli nigdy nie miał problemów z nauką, a już na pewno nie z zielarstwem. — Niech uczniowie, którzy mają prawdziwe problemy z nauką, znajdą sobie innych korepetytorów. Byłem pierwszy — mruknął pod nosem, wlepiając w niego spojrzenie, jakby chciał, żeby Jonas oderwał się od podręcznika, skupiając się wyłącznie na nim. — Nie pomożesz mi? To dopiero niesprawiedliwe — rzucił, wątpiąc jednak w to, by branie go na litość cokolwiek zmieniło. — Nie musisz traktować tego personalnie — stwierdził po chwili, wzruszając lekko ramionami. — To tylko korepetycje — zauważył, jakby nie były one wyłącznie wymówką, by móc częściej go widywać.