C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Niewielka magiczna biblioteka zlokalizowana w bocznej uliczce Hogsmeade. Wchodząc do niej, pierwsze co można zauważyć to niesamowicie wysokie regały przy których szybują platformy pełniące funkcję windy. Lokal jest zdecydowanie wyższy aniżeli szerszy. Spokojnie jednak pomieścił kilka naprawdę wygodnych foteli, które okupują głodni wiedzy i świętego spokoju czarodzieje. Mimo niedużych rozmiarów, zawartość półek jest prawdziwie bogata. Panie bibliotekarki dbają o każdy świstek z największą dbałością, dlatego można tu znaleźć najstarsze zapiski w bardzo dobrym stanie.
Autor
Wiadomość
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Kość na etap: 3 Kość na pamięć: 6 Literka: H Siedzę w ławce z: - Opłata: zrobione
Gabrielle była ogromną fanką języków obcych, to dzięki dziadkowi interesowała się przede wszystkim tymi, którymi posługiwali się mugole, jednak gdy teraz nadarzyła się okazja, by poznać trytoński - nie wahała się nawet sekundy. Na miejsce spotkania przybyła o czasie, wyraźnie zaskoczona ilością chętnych osób, w których nie zabrakło również Finna (@Finn Gard). Widocznie chęć zdobywania wiedzy była u nich rodzinna, niemniej blondynka minęła chłopaka kiwając na powitanie jedynie głową, bez słowa, nie bardzo wiedząc, jak powinna zachować się wobec niego i zajęła jedną z wolnych jeszcze ławek. Kiedy nauczyciel zabrał głos, dokładnie wysłuchała każdego jego słowa, starając się zapamiętać jak najwięcej. Przy okazji zanotowała alfabet na kartce pergaminu, które ze sobą przytargała, wiedząc, że na pewno się jej to przyda - nie pomyliła się. W dodatku w prawym górnym roku zapisała, że nie należy powtarzać liter, o czym Swann ich poinformował. Była to niezwykle ważna informacja, gdyż często nawet jedna niepotrzebna litera mogła zmienić cały wydźwięk zdania, a wówczas byliby narażeni na gniew ze strony trytonów. Mimo wszystko, nie do końca wiedziała, jak przebiegać będzie dzisiejsza nauka. W pierwszej kolejności zapisała swoje imię i nazwisko na kartę, zmieniając ludzkie litery na sylaby z języka trytońskiego, co dało jej: Ebżaneguszakhzokh Zokhburżaaczkhregu. Nie dość że były to bardzo poplątane słowa, to jeszcze niezwykle długie. Z racji tego, że nie miała jeszcze partnera w ławce, postanowiła sama poćwiczyć wymowę. Usiadła prosto, biorąc głębszy wdech, by przypadkiem nie zabrakło jej powietrza w płucach, gdy zacznie mówić. - Ebżan…. egu…. szak… - zaczęła, jednak z każdą wypowiedzianą sylabom, która brzmiała koszmarnie Gab marszczyła czoło coraz bardziej, po kilku sekundach poddając się. - Eb.. żane..gusza…. khzokh - nie mogła przebrnąć nawet przez imię, a w dodatku nauczyciel zwrócił jej uwagę, że do swojego potencjalnego rozmówcy zwraca się per rybko; skrzywiła się, uciekając wzrokiem gdzieś w bok - zawstydzona. Wówczas klamka na którą patrzyła zaczął chichotać, mimowolnie blondynka przygryzła dolną wargę. Ebżaneguszakhzokh Zokhburżaaczkhregu - po kilku ćwiczeniach przedstawiała się na jednym wydechu i choć brzmiało to jak gaworzenie dziecka, poszło jej nieźle.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Kość na etap:4 Kość na pamięć: 6 Literka: C Siedzę w ławce z: Nancy A. Williams, Violetta Strauss, Darren Shaw - komplet! opłata:dokonana
Kurs języka trytońskiego był czymś, czego zdecydowanie brakowało jej do pełni szczęścia w życiu, które przecież było zbyt nudne. A tak na poważnie to nawet się nie zastanawiała nad zgłoszeniem się, bo jeśli planowała w przyszłości iść w kierunku magicznych stworzeń, to znajomość trytońskiego mogła jej się naprawdę przydać. Z drugiej strony ostatnimi czasy już nie była tego taka pewna, bo coraz więcej miejsca w jej sercu zajmował quidditch i nie wyobrażała sobie z niego rezygnować. Co więcej - do głowy przyszedł jej nawet pomysł ze startowaniem do którejś z zawodowych drużyń, kiedy już będzie czuła się na to gotowa. Do tej pory wszystko było takie proste, a teraz zaczynało się komplikować... Mimo wszystko nie zamierzała jednak rezygnować z tej okazji, jaką był kurs. W końcu nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś by się taka nadarzyła. Przywitała się ze Swannem i wręczyła mu zapłatę, aby następnie skierować się po herbatę. Dopiero z tym najlepszym pod słońcem napojem poszła do ławki, uważając, żeby przypadkiem kogoś po drodze nie oblać. - Hej. Wolne? - spytała z lekkim uśmiechem @Nancy A. Williams i @Violetta Strauss, wskazując ręką na miejsca obok nich. Wolała się upewnić, że nikomu już ich nie zaklepały, ale skoro tylko dostała odpowiedź, że nie, to postawiła kubek z herbatą na blacie i usiadła na jednym z krzeseł. W oczekiwaniu na rozpoczęcie zajęć popijała przygotowany wcześniej napój i rozejrzała się po bibliotece. Pomachała znajomym, ale jej uwagę przykuła klamka okienna, która za każdym razem, gdy tylko dziewczyna prześlizgnęła się po niej wzrokiem, chichotała. Naprawdę! Nie było szans, żeby sama to sobie wmówiła, bo wyraźnie to słyszała. Postanowiła zatem nie zerkać już w tamtym kierunku, ale dźwięk nadal dochodził do jej uszu. Na szczęście miejsce obok niej zostało zajęte przez @Darren Shaw i mogła zignorować klamkę. - Może zamiast treningu w środku nocy wybierzemy się nad jezioro i porozmawiamy z trytonami? - zapytała rozbawiona po przywitaniu się z nim, nawiązując oczywiście do spotkania w Hogsmeade. Nie mówiła na poważnie, bo po jednym dniu nauki języka tych stworzeń na pewno nie będzie się w stanie jeszcze porozumiewać Merlin wie jak dobrze, a poza tym raczej nie byłoby to mądre posunięcie. Nie chciała ryzykować utopienia czy coś. Kiedy Swann zaczął mówić, w pełni skupiła się na jego słowach - chciała w końcu wynieść z kursu jak najwięcej, więc nie było mowy o żadnej chwili rozproszenia. Zapisała sobie imię i nazwisko na kartce wyjętej z torby, inaczej nie dałaby rady tego zapamiętać, a co dopiero wymówić. Tak było trochę prościej, bo mogła powoli, literka za literką, czytać. Żazokhqczaczżarzogziguża Qczgużaburbuburburqcz. No, to będzie spore wyzwanie. Zaczęła od mamrotania pod nosem, aby następnie spróbować przedstawić się Darrenowi. - Żazo... kaczka... rzo... guza... Kałuża... burbu... Co? Ah, burczka... A może buraczka? - Mimo że wcześniej przynajmniej kilka razy prześledziła uważnie zapis na kartce, to wcale nie poszło jej świetnie i musiała się ratować zerkaniem na niego. Zaraz też spojrzała na chłopaka ze zmarszczonymi brwiami. - Kaczka ma guza? Kałuża burczka? Nie jestem pewna, czy to rzeczywiście powinno tak brzmieć - powiedziała z powątpiewaniem, które było również widoczne na jej twarzy. Czy kaczka w ogóle mogła mieć guza? I czym, do cholery, był burczek? Na szczęście z pomocą przyszedł Swann, który wskazał jej, gdzie popełniła błędy w wymowie i to na tyle głośno i wyraźnie, że nie było szans, żeby jeszcze się pomyliła. - A ty co się śmiejesz? - mruknęła do klamki okiennej, która chichrała się od samego początku zajęć, ale teraz to już było nie do wytrzymania i poważnie zaczynało działać Puchonce na nerwy. Dlaczego nikt nie mógł jej uciszyć? Takie coś potrafiło bardzo rozproszyć człowieka i może właśnie przez to wyszły jej takie dziwne rzeczy, kiedy się przedstawiała. W sumie jak tak o tym myślała, to było to bardzo prawdopodobne. - Żazokhqczacz... żarzogziguża Qczguża... burbuburburqcz - spróbowała jeszcze raz, tym razem pamiętając o wszystkich poprawkach od Swanna. Zacięła się tylko dwa razy i to na moment, więc chyba nie było tak źle, jak na początki oswajania się z językiem. O płynnym mówieniu na razie mogła zapomnieć, potrzebne na to będą jeszcze lata nauki i zdawała sobie z tego sprawę. Małymi kroczkami do celu, przynajmniej nie była już Kaczką z guzem Kałużą burczka. - Okay, teraz ty - powiedziała, odwracając się z uśmiechem do Darrena. Może jemu wyjdzie to tak, jak powinno być i nie będzie potrzebna interwencja Swanna.
Opłata:klik! Kość na etap:4 Kość na pamięć: 4 Literka: E Siedzę w ławce z: Ezrą
Myślała, że przybędzie na pierwsze spotkanie kursu języka trytońskiego jeszcze przed czasem, ale los tak chciał, że była ledwie na styk. Mało brakowało, a spóźniłaby się i została wyproszona. A tego by nie chciała! Nie chodziło, rzecz jasna, o stracone galeony, ale o poczucie obowiązkowości. Nie wybaczyłaby sobie tego i gryzłby ją wyrzuty sumienia jeszcze długo, długo... Gdy weszła do sali, większość kursowiczów już tam się znajdowała, obecny był także prowadzący, któy nie zachęcał swoją posągową twarzą i surowością w spojrzeniu. Ale nie z takimi czarodziejami miała już do czynienia, zbytnio się więc nie przejęła. Przywitała się krótkim "dzień dobry" i od razu zlustrowała wzrokiem całą salę, szukając znajomej duszy, której się spodziewała. I odetchnęła z ulgą, gdy tylko rozpoznała znajomą sylwetkę. Pośpiesznie podeszła do ławki, w której siedział jej drogi przyjaciel i usidła na krześle po jego prawicy. - Hej. Mam nadzieję, ze nie straciłam za wiele? Chyba jestem na czas... - wyszeptała tuż po tym, jak przywitała się z Ezrą krótkim całusem w policzek. A potem niepewnym wzrokiem rozejrzała się po ścianach w poszukiwaniu jakiegoś zegara... - Jejku, czuję się, jakbym znów była w szkole. - wyznała z lekkim uśmiechem, jednocześnie wyjmując na blat notatnik i pióro. Gdy schylała się pod ławkę, by odłożyć swój szmaciany plecak, wymacała na podłodze coś podłużnego i miękkiego na końcu. Gdy się schyliła, by podnieść dziwny obiekt - spostrzegła, że to samorysujące pióro. Niewiele myśląc, położyła je na stoliku obok swoich rzeczy - Kiedy ostatnio siedzieliśmy razem w ławce? - nie umiała powstrzymać rozbawienia, mimo że wręcz czuła na sobie czujny wzrok białowłosego prowadzącego. Pierwsze zadanie nie wydawało się trudne, choć sam alfabet rzeczywiście brzmiał dość zabawnie. Szczególnie dla osoby, która z językiem trytońskim spotykała się po raz pierwszy... Słuchała uważnie profesora i robiła notatki z ważniejszych (jej zdaniem) rzeczy. I nagle ręka jej się omsknęła, a na pergaminie wykwitł paskudny kleks, gdy usłyszała to nazwisko. - W rzyć Salazara... Bloodworth też tu jest? - odezwała się do Ezry konspiracyjnym tonem, nie kryjąc wzburzenia. Machinalnie wzdrygnęła się, usiłując (mimo wszystko) dalej utrzymać odpowiedni poziom skupienia na wykładzie. Nie było to jednak proste... Ilekroć przypominała sobie o ich ostatnim spotkaniu... zalewała ją fala żenady. Może Nathaniel nie widział jak wchodziła? Kiedy zapisała już wszystko, co cenne - przyszła pora na ćwiczenia. Musiała poświęcić chwilę, by zanotować swoje imię i nazwisko w języku trytońskim. Było to niezłe wyzwanie, zapis składał się chyba z miliona liter. - Ugh, dlaczego mam takie długie imię... - westchnęła, gdy po raz setny próbowała w myślach przeliterować swoje imię i nazwisko zakodowane na trytoński - Dobra, posłuchaj:Khzokh-hurzohu-gukh... Aczburżarzo-aczkhża. - wypowiedziała, niemalże łamiąc sobie język. Nie poszło jej to za dobrze, bo choć poprawie zapisała transkrypcję w notatkach, to wymowa rozłożyła ją na łopatki. Cóż, może gdyby była bardziej zbliżona do francuskiego? Jej imię i nazwisko wybrzmiało chyba jak coś zabawnego, bo Swann nie krył się zbytnio ze swoim rozbawieniem. A podobno aktorzy mają dobrą dykcję...
Kość na etap:2 Kość na pamięć:6 Literka:B Siedzę w ławce z: Isabelle Cortez i Aleksander Cortez OPŁATA:+
Katherine nie powinna się zjawiać na tych zajęciach. Przecież nie lubiła wody, więc pewnie nigdy w życiu nie przyjdzie jej rozmawiać z trytonami. Jednakże z drugiej strony kolejny obcy język przecież tak dobrze wyglądał w kursach jakie ukończy. Ojciec mógłby być z niej przecież dumny. Zjawiając się na zajęciach była wręcz naładowana pozytywną energią. Pełna werwy gotowa do działania i nauki. Wysłuchała uważnie całej teorii przekazywanej przez profesora, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Język ten bowiem był tak śmieszny, że czasem ciężko się było zorientować. Brzmiał niczym bełkot wyjątkowo pijanej osoby. -Hej Is, Aleksander- przywitała się z nimi i usiadła obok nich by chociaż pracować z osobami jej znanymi. Dokładnie notowała pełny alfabet jaki podawał im Ajax i starała się nie zrobić błędu, chociażby głupiej literówki. Zapamiętała też, że jej nazwisko w języku trytońskim będzie miało tylko jedno, a nie dwa "S" . To była ważna i bardzo istotna informacja. Rozpisała sobie swoje imię i nazwisko na kartce, wyszło jej z tego qczżanszdźekhguszarzokh gureaczhure. Później miała nastąpił wymowa tego, jednakże mimo iż próbowała się przedstawić. Mimo wszystko nie do końca wymowa jej się udawała, Swann pochwalił ją jednak za wyjątkowo głośny ton. Chociaż coś. -To jest trudniejsze niż sądziłam - powiedziała cicho.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Temperatura na dworze zawyrokowała. Należało odwiesić marynarkę i krawat. Poza szkołą nie musiał się przecież nosić aż tak oficjalnie. Koszula mogła wystarczyć. Eleganckie spodnie i pasek kolorystycznie dobrany do butów. Czuł się swobodniej, nieskrępowany zaciskiem pętli na szyi. Dość luźno, żeby z wejścia, bez zastanowienia, dostrzegając złociste pasma włosów prawie bezwolnie, po prostu mechanicznie, ruszyć w tamtym kierunku. Nie zatrzymała go nawet nagła, niespodziewana wylewność kobiety względem towarzyszącego jej mężczyzny. Zdystansował się myślami, choć czyny nie świadczyły o zawahaniu. Dosiadł się z właściwym sobie rozmachem. Dynamicznie odsuwając krzesło. Skórzana teczka znalazła sobie z hukiem miejsce w rogu ławki, a Caine, zanim usiadł, pochylił się nad ramieniem Perpetuy, wyciągając dłoń w kierunku nieznajomego. — Caine Shercliffe, miło mi. Oprócz oficjalnego tonu i kurtuazyjnej grzeczności w jego głosie dało się też usłyszeć pewien chłód, którym emanował szczególnie w obrębie strefy komfortu panny Whitehorn. Dopiero po należytym przedstawieniu się, przysiadł po jednej stronie blondynki, ręce od razu zaplatając na piersi. Wzrok wbił w Swanna, skinąwszy znajomemu nauczycielowi z odległości głową na powitanie, nie chcąc mu przerywać rytmu pracy. Obecność Perpetuy zaś skwitował jedynie ledwie dostrzegalnym ściągnięciem brwi. Po chwili też i niejasnym chrząknięciem, którego niedoprecyzował żadnymi słowami. Równie dobrze mogło być ono jedynie niemym wołaniem gardła o wodę. Żadnym zdaniem nie zdradził jakby chciał coś powiedzieć. Uwagę od razu skoncentrował na zajęciach. Chociaż nie wyciągnał samopiszącego pióra, które ze sobą wziął ani żadnej kartki. Słuchał za to. W przeciwieństwie do towarzyszącej mu pary, a przynajmniej Perpetui, która postanowiła wejść w dyskurs ze swoim partnerem. Krótką pogawędkę. Zupełnie zdawałoby się nie na miejscu w trakcie kursu. Jak zresztą jej nastrój, przywołujący pewne, natrętne Caine’owe myśli. Niewyjaśnione, jak jego sztywna maska na twarzy. Na domiar złego, ilekroć przeniósł spojrzenie z rysowanego w powietrzu alfabetu, kątem oka zerkając na swoich towarzyszy, Perpetuowe pióro zdawało się kpić sobie z jego skupienia, kwitując je drażniącym chichotem. Wybór był prosty. Powinien podjąć się rozmówki z Jahleelem, ale musiałby konsekwentnie kolejny raz zignorować blondynkę. Przedsięwziął nawet pierwszy krok, poprawiając się na krześle i wychylając w przód, ale… cóż. Dalej widział tylko profil Perpetuy. Jah nie mógł go winić, że skupiła jego spojrzenie skutecznie, jak na wilę przystało. — Skoncentruj się — zbeształ ją za rozproszenie, bo przecież miała dwóch rozmówców do przeprowadzenia z nimi wymiany zdań. I trudno było powiedzieć, który z nich pojawił się tu nie do pary. Chociaż Caine miał swój osobisty strzał, który pozostawił wyłącznie własnej ocenie. — Bużaszarzokh Aczdżekh-gubuzoszawukh. Pomimo zapamiętywania ze słuchu, zaciął się tylko raz. Ten raz wystarczył, żeby jak się okazało, nazwał swoją rozmówczynię rybą.
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Z trytońskim był już nieco zasłyszany. Nie wiedział tylko, że ten, jakiego uczył się w samotności jego ojciec, daleki był do perfekcji. Mógł się tego spodziewac, ale nie wpłynąć w żaden sposób na niespecjalnie podebrane złe nawyki. Większą winą było jego późne przybycie na zajęcia. Tylko pojawił się w bibliotece, a już spotkał się z kilkoma nieprzyjemnymi słowami. Odruchowo, słysząc grożby Nielsen, odwrócił się w jej kierunku, spodziewając się, że słowa te skierowała właśnie do niego. Parsknął, dostrzegając, że wyjątkowo, nie tym razem. Odzywała się do krukona, którego kojarzył tylko z widzenia. — Urocza jak zawsze, Nielsen – skomentował odruchem, już wcześniej przygotowany na odpowiedź. Minął ją jednak dla bezpieczeństwa i skierował się w inną stronę, szukając dla siebie wolnego miejsca. Pierwsze, które dostrzegł z kimś znajomym zajmującym miejsce to poczwórna ławka zajęta przez znajomego puchona i dwie obce dziewczyny. Zanim jednak zwrócił się do Finna, skoncentrował uwagę na słowach krukonki. — Seks z trytonem wydaje się dość kłopotliwy. Trudna miłość – skwitował, z tymi słowami dosiadając się do stolika na wolną przestrzeń. Wbrew temu czy Gard się tego spodziewał, czy nie, przytwierdził przywitanie męskim uściskiem dłoni, szybko przechodząc w komfortowe włączenie się w rozmowę. Opierając łokieć na blacie, niespecjalnie szczuł obecną fankę run ich tatuażami na odsłoniętym przez bezrękawnik ramieniu. Tym bardziej, że pochylił się dokładnie w tym samym momencie nad skrupulatnymi notatkami Jess. Chociaż nienawidził ulegać stereotypom, postanowił tym razem zaufać instynktowi i plotkom, jakoby krukoni lubili przodować w nauce. Przeglądając przelotnie zapisane głoski, potrzebował dosłownie chwili skupienia, żeby z alfabetu wyczytać niedbale swoje imię i nazwisko. — Ebrerzonegu Gużaebrzożaguaczhuwi. I chociaż był blisko, zrobił to tak szybko, bez zastanowienia i bez odpowiedniego zaangażowania, że nie zdziwił go wcale zarzut bardzo niepoprawnej wymowy. Powtórzył to samo jeszcze raz, tak samo szybko, nieprzykładając się do odpowiednich głosek. Zaskakująco, mimo wszystko, poprawnie pod kątem intencji, choć nie efektu końcowego. — Lou...jou? I… strzelam… Jessica? Gunnar. Cześć. Nie był pewien czy z cokolwiek z tego co powiedział bardzo intuicyjnie było nawet zrozumiałe, więc dla bezpieczeństwa przedstawił się też poza częścią kursową, machając leniwie wolną dłonią obu dziewczynom. Siedząc bokiem do Swanna, ale przodem do notatek krukonki, oparł rękę nad pomiętoszonym pergaminem, brzdąkając pierścieniem atlantów o drewno i zmrużył powieki. Męczyło go. Lou-jou. To było takie imię? Przeglądając alfabet chciał to zweryfikować.
Kość na etap:6 Kość na pamięć:2 Literka:B Siedzę w ławce z: Jess, Finn, Lou Opłata:jest Strój: biały bezrękawnik, amulet uroborosa w kształcie głowy wilka na szyi i celtycki krzyż, pierścień z runą na jednej dłoni, na drugiej pierścień Atlantów, bransoleta z brązu i Mjolner
Kość na etap:4 Kość na pamięć: 6, parzysta, pamiętam alfabet całkiem ok Literka:B Siedzę w ławce z:@Bruno O. Tarly i można się dosiadać! Opłata:70g
Alfabet - ściąga:
A - ża B- ne C - bu D - gzi E - kh F - wu G - eb H - dźe I - sza J - czu K- qcz L - zo M - wi N - rzo O - hu U - re P - ju R - gu S - acz T - nsz X - chau WVZY - bur
Naukę trytońskiego aż zaskakująco mocno wzięła sobie do serca, choć tak naprawdę trudno było jej sobie wyobrazić sytuację, w której ten mógłby się dla niej okazać przydatny, w związku z czym równie dobrze mogłaby szybko zapomnieć, w jaki sposób się go używa - bez praktyki było w końcu o to bardzo łatwo. Zawsze pozostawała jednak możliwość wspólnego powtarzania sobie nabytej wiedzy z kimś z pozostałych osób, które w tej chwili znajdowały się w sali. O to przecież nie było trudno, skoro zebrało się ich tutaj łącznie ponad trzydzieści sztuk. Czy każdy miał ukończyć kurs, albo chociaż pierwszy jego etap? Davies na pewno miała co do tego swoje plany. - Rany, zwykle od wody oddzielał mnie pas plaży albo materac. - jeżeli Tarly nie przepadał za lataniem, to ona zdecydowanie nie lubiła się z głębinami. I o ile sama woda była spoko - z nią zwykle radziła sobie bez kłopotów - tak podwodne potwory były dla niej trochę za dużym wyzwaniem. Plumpki. Druzgotki. Wszelkie inne paskudztwa, które najchętniej uczyniłyby, że intruz już na dobre zostałby pod wodą. Eh. Wyjątkiem były trytony, które miały w sobie coś zbliżonego do centaurów. Były groźne, bezwzględne, zapewne trochę uprzedzone do ludzi, ale przede wszystkim inteligentne i posiadające własną społeczność, kulturę, historię, wierzenia. Była tego wszystkiego niezwykle ciekawa. Choć jej pierwszy kontakt z językiem chyba nie należał do najbardziej udanych. - Wihugugzihu Qczzokhczuqczża. - wyszło Mordo Klejka, a pan Żaczużachau chyba nie byłby zadowolony z takiego przedstawienia, nie mówiąc już o trytonach, które równie dobrze mogłyby uznać to za jakąś prowokację. Po komentarzu Tarly'ego dość szybko się zreflektowała, zmieniając parę sylab tu i tam. Choć nadal nie wyszło do końca tak, jakby tego oczekiwała. - Wihuguebżarzo - imię wyszło dobrze, ale po nim już mocno się zacięła, nie wiedząc nawet, od jakiej sylaby powinna zacząć. Jakby 'Davies' było co najmniej tak skomplikowane jak Orzechujski. - Qczszakhjuaczqczsza. - 'Kiepski'? No cudownie, oby tak dalej. Odchrząknęła, wracając na chwilę do notatek. W pewnym momencie zajrzała w kierunku drzwi, jakby podświadomość podpowiadała jej ucieczkę od tych poniżających aktów lingwistycznej bezradności, a te... Zaśmiały się? - Gziżaburszakhacz. - dokończyła nazwisko, marszcząc brwi i niepewnie przyglądając się futrynie. To były jej omamy, czy coś tu się faktycznie prześmiewczo chichrało?
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Kość na etap:6 Kość na pamięć: 5 Literka: H Siedzę w ławce z: z nikim, mam nadzieję Opłata za kurs
Na kurs języka trytońskiego zapisał się już dawno temu i właściwie na jakiś czas o tym zapomniał – do tego stopnia, że sowa była dla niego swego rodzaju zaskoczeniem. Nie czuł się w najlepszej formie do opanowywania kolejnego języka, ale z drugiej strony pasjonowało go to na tyle mocno, że nie potrafił odmówić sobie udziału. Uznał, że warto spróbować, choćby miało mu to nie wyjść... no i rzeczywiście niezbyt wyszło. Jako osoba sprawnie władająca kilkoma językami, uważał słowa Swanna na temat pięciu lat nauki za kompletną bzdurę. Wszystko zależało od chęci, predyspozycji i włożonej w naukę energii. Nie skomentował tego, bo nie czuł potrzeby, by publicznie wchodzić w polemikę z kolegą z pracy, ale potraktował to jak sygnał ostrzegawczy – czy aby na pewno miał się tu dziś czegoś nauczyć? I jeśli nie – czy na pewno ze swojej winy? Uniósł brew, słysząc swoje nazwisko i skinął delikatnie głową. A co z fonetyką? Z końcówką, którą w innym języku można by było zapisać jedną literą? Czuł pewien niedosyt informacji. Szybko zapisał swoje imię i nazwisko w języku trytońskim, ale wymowa sprawiła mu pewne problemy. Ze względu na zbliżony stopień trudności, chyba za bardzo próbował sprowadzić trytoński do dobrze znanego mu francuskiego. Swann był niezadowolony z jego akcentu, ale Bloodworth właściwie miał to w nosie – wymowa to już wyłącznie kwestia szlifowania umiejętności, najważniejsze, by poznać podstawy, dzięki którym w ogóle będzie miał co szlifować. Zapamiętywanie alfabetu również nie szło mu najlepiej, choć w tym wypadku winę zrzucał głównie na własny brak koncentracji. I jeszcze ta chichocząca klamka... to nie był chyba najlepszy dzień.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Ostatnimi czasy jestem niesamowicie zmęczona. Kończę szkołę, nadchodzą egzaminy i próbuję pochłonąć wiedzę, której ewidentnie nie jestem w stanie. Nigdy nie miałam mocno kobiecych kształtów, mięśni, czy czegokolwiek, ale teraz wyglądam na jeszcze chudszą i zmęczoną niż zwykle. Moje długie włosy, ukryte są pod turbanem, który jest zwykły, błękitny, nie ruszają się na nim żadne wzorki, jak zazwyczaj. Wchodzę odrobina spóźniona za resztą, ledwo zauważając, że nie jestem tak naprawdę na czas. Tak naprawdę znam trytoński, ale nigdy nie zgarnęłam za to oficjalnego papieru, dlatego uznałam, że pomimo ciążących mi nad głową egzaminów, może warto go zgarnąć. Siadam niezbyt delikatnie oprócz ładnej blondynki, z którą jak mi się wydawało lata świetlne temu przeżywałam niezręczności. Kto teraz pamięta o takich rzeczach? - Hej. - Witam się cicho z Gabrielle, posyłając krótki, zmęczony uśmiech, a potem odwracam się z powrotem do profesora. Przesuwam chudymi dłońmi po ostrych kościach policzkowych i i na chwilę przymykam zmęczone powieki, kiedy Swann opowiada o rzeczach, które teoretycznie powinnam wiedzieć, licząc na to, że nie zauważy jeśli ewentualnie przysnę na kilka minut. Udaje mi się dzięki temu uszczknąć chwilkę, zwyczajnie siedząc w miejscu i nic nie robiąc kiedy większość musi uczyć się alfabetu. - Co mamy zrobić? - pytam swojej partnerki z ławki, kiedy widzę, że coś zapisuje i najwyraźniej sobie powtarza. Kiedy orientuję się co robimy podnoszę moje pióro z ziemi (czyżby spadło? czy może nawet nie podniosłam go po wyjęciu?). Dopiero jak zaczęło samo pisać zorientowałam się, że nie jest moje, ale już wzruszyłam na to ramionami, próbując namówić je do zapisania odpowiednich liter. Nie chce jednak ze mną współpracować, najwyraźniej brak mu mojej silnej woli, przez co denerwuję się mocno na to durne pióro. - Wikhzoreaczszarzokf Jukfrzorzoszawuhuzogzi - mówię kilka razy, bo oczywiście mój umysł nie chce dziś ze mną współpracować, więc denerwuję się odrobinę na ten stan rzeczy. Przeklinam też swoje długie nazwisko po raz pierwszy od bardzo dawna. - Idzie mi fatalnie - oznajmiam Gabrielle, sama sobie wystawiając już ocenę. - Znam trytoński - dodaję wytłumaczenie skąd wie, że nie jestem dzisiaj w formie. Wzdycham odwracając się do dziewczyny i opierając ciężką głowę o rękę. - Powiedz swoje, może tobie lepiej pójdzie - mówię chętna bardziej do pomocy niż ćwiczeń na moim zmęczonym umyśle.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kość na etap:4 Kość na pamięć: 6 Literka: G Siedzę w ławce z:@Aleksandra Krawczyk, Violetta Strauss, Nancy Williams Opłata:o tu
Darren pomknął jak strzała na kurs języka trytońskiego z profesorem Swannem. Słyszał o nim nieco, czytał Pięćdziesiąt tysięcy mil syreniej przygody, postanowił więc nie przepuścić okazji na choć liźnięcie tajników tego języka. W bibliotece zauważył całkiem spory tłum ludzi - widocznie nie tylko on chciał poszerzyć nieco swoje poligolityczne horyzonty. Dosiadł się do kompletu Oli, Violi i Nancy, ignorując zupełnie chichoczącą z niego klamkę okienną. - Ale w środku nocy? - upewnił się, biorąc propozycję Puchonki całkiem poważnie. Co prawda wątpił, czy po jednym kursie będą w stanie powiedzieć coś więcej niż "serwus" w podwodnym języku, jednak zawsze warto było spróbować. Z tego co Shaw wiedział, trytony w hogwarckim jeziorze były nieco przyjaźniejsze niż te żyjące w morzach - co nie zmieniało faktu, że i tak były dzikie i niebezpieczne. Krukon wyciągnął kawałek pergaminu i zaczął pośpieszenie po nim bazgrać, próbując zapisać poprawnie swoje imię. Próbował... przynajmniej trzy razy zanim efekt wydał mu się na pierwszy rzut oka zgodny z tym, co zaprezentował im Swann. - Gżdy-la-ku-ra A-dże-za-bór - przesylabował powoli, marszcząc z każdą kolejną zgłoską coraz bardziej czoło. Szczerze mówiąc, brzmiało to dla niego jak... nic sensownego. Miał jednak wystarczająco dużo doświadczenia z obcymi językami - a zwłaszcza jednym - że wiedział, że potrafiły bardzo różnić się od angielskiego. Kiedy Swann przybył z pomocą Aleksandrze, okazało się że także Krukon potrzebował pomocy z jego imieniem, gdyż wcale nie był Gżdylakurą - a szkoda. - Gzi-ża-gu-kh-rzo Acz-dźe-ża-bur - powtórzył swoje na nowo zapisane dane osobowe po poprawkach uzyskanych z pomocą nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami - Gziżagu...khrzo? Aczdżeża...żabur - powiedział ponownie, nadal robiąc kilka pauz i prawie wypluwając sobie krtań na niektórych, bardziej zżących fragmentach. Spojrzał na Olę z lekką nutą paniki w oczach i pokręcił głową. - Myślisz, że pod koniec lekcji wyrosną nam skrzela? - rzucając przy okazji nienawistne spojrzenie w stronę okiennej klamki, która miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor - Cicho już bądź - poparł Puchonkę w ich niewielkiej krucjacie przeciwko wyposażeniu domowemu, zastanawiając się czy kawałek zaczarowanego metalu śmiał się z nich tak po prostu, czy może tak bardzo śmieszyły go ich nieudolne próby zapoznania się z językiem trytońskim.
Co go podkusiło, żeby wziąć udział w kursie trytońskiego? W zasadzie była to całkiem przypadkowa myśl, choć Liam od zawsze lubił naukę języków, prosząc absolutnie każdego swojego znajomego, który cokolwiek umiał o nauczenie go jak nie powitania, pożegnania i przekleństw, to jakichś losowych słów, typu „toster” czy inny „bakłażan”… kto nie chciałby powiedzieć do jakiegoś trytona „bakłażan”, no nie? Siedział sobie w bibliotece, czekając cierpliwie na rozpoczęcie kursu, gdy nagle… ktoś go napadł. Wyprostował się, nie spodziewając się zaczepki z którejkolwiek strony, tym bardziej od jakiegoś jegomościa o dziwacznie niskim głosie. Co prawda gdzieś tam w głębi serduszku czuł, że to ktoś z jego znajomych robi sobie żarty i chyba tylko ta myśl powstrzymała go od jakże męskiego piśnięcia i spanikowania. Gorzej, że naprawdę nie wiedział kto go tutaj tak brzydko męczył. - Yyyy… - zdążył zapełnić tę sekundę czasu, którą dała mu @Wasilisa Fiodorow na zastanowienie się, by zaraz wybuchnąć śmiechem i odwrócić się w stronę przyjaciółki. – AHA, WIEDZIAŁEM! – guzik wiedział. – Wiedziałem, że to t-.. czekaj. Ejejej… no wiesz ty co?! Podszywać się pode mnie! JA jestem Liam! – wydął dolną wargę w akcie najwyższego szczytu oburzenia, by zaraz zażegnać wszystko śmiechem i przytulić Wasię na powitanie z bananem na pysku. – ŁAA! Ale czad, że też zdecydowałaś się przyjść! Ciekawe jak to będzie wyglądać, nie? Bo w sumie to chyba nigdy nie widziałem nawet trytona na żywo… a czekaj, może jednak widziałem.. – spojrzał malowniczo w dal, próbując sobie przypomnieć jakiekolwiek spotkanie z rybimi ogonami, gdy Rosjanka wyrwała go z rozmyśleń. – Ojej, biznes? O NIE. – spojrzał na nią z tak realnym przerażeniem, że faktycznie szło się zlęknąć. Szczególnie, że chłopak zaraz złapał się za szyję. – BIZNES, A JA DZIŚ NIE UBRAŁEM KRAWATA!!! Dramaturgię wygasiła dziwnie chichocząca klamka. Nawet Puszek zwrócił na nią uwagę. Jakaś zaczepna była do tej Waśki. - O MERLINIE!!! – przerwa w dramatach zarządzona przez roześmianą klamkę szybko skończyła się i ustąpiła kolejnej panice na twarzy Puszka – tym razem naprawdę było mu okropnie przykro. – O NIE! Wybacz! Wybacz! Wybacz! Zupełnie zapomniałem Ci odpisać! A miałem imię! Dopasowane idealnie dla Twojego kameleona! Ale musiałem zapomnieć, o rany, rany, rany… a nawet chyba wiem czemu, wiesz? Miałem napisać na wizzbooku, gdy nagle zobaczyłem profil jednego chłopaka! – no i zrobiło się ciekawie, gdy Liam konspiracyjnie nachylił się do Waśki. – Bo słuchaj, teraz przez finały Quidditcha trochę zainteresowałem się członkami drużyn innych domów! I odkryłem takiego słodkiego chłopaka, że aaaaa! Merlinie, oby nie był hetero! @Darren Shaw, znasz?! Znasz?! O ranyy… jaki on ma uroczy pysiek! – pomajtał rękami, absolutnie zachwycony. I tyle było z konspiracji. Dyskretne nachylenie się do dziewczyny, nie oznaczało dyskretnego szeptu. – Poza tym to Krukon! WYSPORTOWANY Krukon! Chyba nie ma lepszej konfiguracji, niż mądry i przystojny-… I kiedyś mijałem go na korytarzu, Wasia! Było się za czym rozglądać, bo miał absolutnie świetny tył... – chciał się jakoś pompatycznie wykręcić, by dodatkowo podkreślić swoje pianie z zachwytu, gdy nagle… zauważył, że chłopak siedział w zasadzie stosunkowo blisko nich i mógł go usłyszeć. Na domiar złego tuż przy jego koleżankach (@Nancy A. Williams, @Aleksandra Krawczyk). Momentalnie strzelił buraka, cichnąć w pół słowa. OKURCZĘKURCZĘAAAAAJAKAŻENADA. Chociaż chciał się zapaść pod ziemię, uznał, że chyba nie pozostało mu nic więcej, jak po prostu się roześmiać. – Okeeeej… - natychmiast wrócił speszony, ale uśmiechnięty do gryfoniej koleżaki, licząc, że Krukon jednak go nie usłyszał. – To teraz mam nową motywację do tej nauki trytońskiego, wiesz? Zamieszkam sobie między nimi pod wodą daleeeeeekooo od Hogwartu, hahaha… ha… - zsunął się na krześle, zasłaniając czerwoną twarz pergaminem. Jedyny plus tej sytuacji to fakt, że jak tak ochlapł przy ławce, to zauważył bezpańskie samopiszące pióro na ziemi, które przygarnął z miną przegranego. Chciał wrócić do tematu zwierzaka, ale przerwał mu początek kursu, który na dobre pochłonął jego uwagę. - Yy, ee… okej, okej, okejka… dam radę to ogarnąć-… – skupienie poziom trzy tysiące. W zasadzie dobrze mu szło zapamiętanie wszystkich liter. Problem był tylko z ich wymową. Nie pomagał fakt, że niemal non stop krztusił się, jak nie z prób wydobycia głosek z gardła, to z Wasi, która brzmiała tak zabawnie, że Liam autentycznie się popłakał. - O RANY.. AHAHAH! – nie mógł wytrzymać, z trudem trzymając swój głośny śmiech na w miarę niskiej częstotliwości. Merlinie, niech tylko nie przeszkadza innym. – Dobra, czekaj, ja spróbuję teraz! Zosza…ża..żuszabulala.. – wydukał, zaraz uprzejmie upomniany przez nauczyciela, że nie. Jakkolwiek mocno by chciał, raczej nijak nie można było nazwać go Ryboustą Linijką, bo tak brzmiałyby jego próby w uszach trytona. Szybko jednak postanowił się poprawić. – Dobra, Wasia! Ty jesteś daniem egzotycznym, a ja nową nadzieją na efektywną naukę matematyki! Alelele… daj mi jeszcze jedną szansę! – dramatyczna pauza. – Nazywam sięęęę… Zo-sza-ża-wi Gu-sza-bur-ża-sza! HA! YAAASS! Wyszło?! Wyszło?! – podekscytował się jak szczeniaczek.
Opłata:boom! Kość na etap:4 Kość na pamięć:2 Literka:A, samogłoska Siedzę w ławce z: Wasilisa Fiodorow
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Była przekonana, że dzisiejszy kurs spędzi w ławce sama, niczym typowy odludek, stroniący od ludzi, dlatego, gdy przysiadła się do niej znajoma Krukona w zaskoczeniu otworzyła szerzej oczy; zmęczona twarz, zamknięta postawa i postura bardziej przypominająca szkielet niż żywą osobę - taki obraz rozpościerał się przed Gabrielle w postaci Melusine. Pierwsze zaskoczenie widokiem dziewczyny minęło tak szybko, jak się pojawiło, choć pełne troski pytanie "czy wszystko w porządku?" uparcie cisnęła się Puchone na usta, rozchylił nawet wargi, jakby chciała coś powiedzieć, jednak ostatecznie odpuściła. Ich ostatnie spotkanie nie przebiegło do końca tak, jak to planowała, a stosunek Gab do brunetki wiązał się z wieloma mieszanymi uczuciami. - Cześć - odpowiedziała mimowolnie unosząc kąciki ust ku górze. Wtedy też profesor zaczął tłumaczyć im, jak wyglądać będzie ich nauka, jednak Gab miała wrażenie, że Krukonka nie jest tym zupełnie zainteresowana, więc dlaczego przyszła na kurs? Oczywiście podejrzenia Puchonki potwierdziło pytanie, które po chwili padło z ust Melu; dziewczyna wzięła głębszy wdech patrząc bezpośrednio na swoją towarzyszkę. - Melusine, wszystko w porządku? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i choć było to całkowicie niezamierzone, w głosie Levasseur dało słyszeć się zatroskanie. Nie miała powodu by przejmować się brunetką, nie były ani przyjaciółkami, ani nawet koleżankami, jedynym co je łączyło był Charlie, który w ostatnim czasie i tak miał ją gdzieś, więc dlaczego patrząc na nią nie była w stanie powstrzymać niepokoju? Zmarszczyła czoło widząc z jaką łatwością Mel przedstawia się w trytońskim, co dla niej samej stanowiło duże wyzwanie. - Brzmisz bardzo dobrze - odpowiedziała na jej krytykę wobec własnych umiejętności, a kiedy brunetka zachęca ją do przestawienia się wpierw patrzy na kartę, na której zapisała swoje imię i nazwisko, następnie wzięła głęboki wdech i powiedziała: - Ebżaneguszakhzokh Zokhburżaaczkhregu - tym razem udało jej się za pierwszym razem, co skwitowała szerokim uśmiechem.
Bardzo ucieszył się na możliwość nauki języka trytońskiego, od razu postanawiając zapisać swoje imię na liście zainteresowanych. Co prawda miał kilka obaw czy w ogóle powinien się na coś podobnego porywać. Wiedział doskonale, że mowa tych morskich istot znacznie różni się od angielskiego, a że już przy słowach w swoim rodzimym języku potrafił odnieść sromotną klęskę, trochę martwił się czy nie wyjdzie na niedorajdę, gdy zadanie z trytońskim go przerośnie. Ale ciekawość i chęć wiedzy wygrała i tak oto szedł na kurs… umierając ze stresu. Im bardziej zdawał sobie sprawę ile tu było ludzi, tym zaczynał czuć się coraz bardziej niepewnie. Wszedł do biblioteki ze zwieszoną głową, skubiąc nerwowo kant lekkiego swetra, który miał na sobie – mogły być najgorsze upały, a Akaiah i tak nosił się jak na wczesną jesień. Otuchy dodał mu widok brata, którego zauważył niedługo po przyjściu. Cieszył się niemożliwie na to spotkanie, zazwyczaj mając bardzo mało okazji, żeby zamienić z nim choćby kilka zdań osobiście. Albo @Jahleel Sæite pracował 24/7 albo Ak uczył się 24/7. Byli braćmi bez wątpienia. Nie przytulił go chyba tylko dlatego, że wokół było pełno ludzi, a on chciał choć odrobinę poczuć się cool w oczach wszystkich tych ludzi, którzy potencjalnie mogli go oceniać. Nie, wcale nie jest stęsknionym młodszym bratem. Jest białą kartką, tak nieciekawą, że szkoda marnować na niego spojrzenie. Więc nie patrzcie! - Cz-cześć, J-Jah! – wydukał, lekko onieśmielając się na widok @Perpetua Whitehorn. No tak, zapomniał, że brat miał znajomych poza jego kategorią wiekową. Na całe szczęście znał kobietę i bardzo lubił, choć tragizm sytuacji polegał na tym, że niekoniecznie wiedział jak tę sympatię okazać. Zwiesił głowę, lekko się uśmiechnął i skinął, nie wiedząc co zrobić z rękami – o ile znali się latami, tak wierzył, że Perp to wystarczy, żeby wiedzieć, że chłopak się cieszy, że ją widzi. – N-Nie w-wied-wiedziałem, ż-że t-tak d-duż-żo osób p-przyj-przyjdzie na k-kurs.– oho, zaczynał small talk? Więc nie było tak źle, musiał czuć się całkiem swobodnie. Zajął miejsce przy ścianie, tuż obok Jahleela, cichnąc całkowicie, gdy zauważył, że na drugim końcu ławki usiadł @Caine Shercliffe. – Dz-Dzień d-dobry, p-profesorze. – czuł, że coś wypala go od środka. Czy ten najstarszy Sæite musiał przyciągać jak magnes jego nauczycieli? Ak zaczynał czuć się nieswojo. Jak maskotka tej ławki-… był najmłodszy, o losie… Starał się nie myśleć o tym, że inni uczestnicy kursu mogliby się z niego później nabijać za siedzenie z praktycznie samą kadrą nauczycielską. Wyglądał w ich oczach jak pupilek? Na początku ciężko było mu się skupić, zjadany żywcem przez stres, ale język trytoński okazał się tak dziwaczny, że nawet Aka wybiło to z bycia niepewnym siebie nastolatkiem. Merlinie… Żaqsskaczża-co…? Zaczynał żałować, że przyszedł na ten kurs. Ostrożnie i z uwagą zapisywał swoje imię, dukając pod nosem kilka powtórzeń… i oczywiście, że jąkał się przy każdej sylabie, co mocno go frustrowało. Dodatkowo - denerwował go chichot, który słyszał od strony drzwi. Wpierw zmartwił się, że to ktoś śmieje się z niego... ale później zaczął być bardziej podejrzliwy. –J-Jah, t-też s-słyszysz jakiś śmiech? – szepnął możliwie jak najciszej do brata, po chwili znów wracając do prób wymówienia swojego kosmicznie nienaturalnego imienia. - Żaq-Żaq…cz-czżasza-szażadź-eAcz-Acz-żakh-nsz-kh..kh. – niemal wyszeptał pod koniec, ale był z siebie poniekąd dumny, że w ogóle mu się udało po… 40 próbie? Nieważne! Z jego wymową to było jak sukces. Co prawda nieco speszył się na uwagę, że powiedział to o jakieś dziesięć razy za cicho… ale uwagi tego pokroju nie były dla Aka żadną nowością, więc szybko uśmiechnął się ostrożnie, znów nachylając do brata. – B-Bardzo to t-trudne…
Kurs trytońskiego był ciekawą okazją, jaka natrafiła się niemalże znikąd. Zbyt często nie organizowano takich - cóż - fancy rzeczy, a już szczególnie nie w Hogsmeade. Oczekiwał, że Akaiah tu będzie. Choć "oczekiwał" to złe słowo, kiedy Krukon zdążył rozgadać się w listach na całe rolki zwojów o tym, jak się cieszy na możliwość uczestniczenia w kursie. Zatem oczekiwał, że przyjdzie niedługo. Sam brunet zjawił się dość wcześnie, traktując ten kurs jak formę powiększania swoich kwalifikacji. Ale też po prostu możliwość nauczenia się czegoś nowego. Ravenclaw silny w nim był. Przy wejściu uiścił opłatę, zanim poczęstował się kawą. Takie dobra tu mają... Grzechem byłoby nie skorzystać. Szczególnie, że nie umiałby zrobić sobie dnia wolnego bez zadbania, aby wszystkie jego obowiązki zostały wypełnione wręcz do przodu. Zatem siedział wczoraj dość długo, dziś będąc odrobinę zmęczonym. Zdusił ziewnięcie, nim umoczył usta w gorzkim naparze. Upił łyk, za chwilę biorąc również kubek z herbatą i wzrokiem znajdując sobie odpowiednią ławkę. Usiadł tak, aby zarówno przestrzeń po jego lewej, jak i prawej, zostały wolne. Zostawił samotne miejsce przy ścianie, dla Aka. Nie sądził, aby przyszedł z kolegą, nie brzmiało to z jego listów. Więc będzie mógł się schować zawsze i rozmawiać głównie z bratem. Tam też postawił kubek herbaty. Nie spodziewał się donośnego powitania rzuconego tak z eter. A chyba powinien był. Perpetua zwykła być tym promyczkiem słońca, który rozświetli humor każdego. Nie z powodu bycia wilą, a raczej istotą równie kochaną, co szczeniaczek. Bardzo pasowała na opiekunkę Hufflepuffu. Jej ciepło oraz serdeczność dość szybko przebiły chłodny dystans bruneta, wyciągając zeń czystą przyjaźń. - Perpetua. Kogo jak kogo, ale ciebie tutaj się nie spodziewałem - uniósł się, przytulając ją na powitanie. Tuż po tym, jak sama go ucałowała. Zasiedli następnie obok siebie, rozpoczynając small-talk. - Z kolei twojej uroczej twarzy nie da się zapomnieć - odpowiedział, acz daleko mu było do flirtu. To raczej zwykły komplement. Uniósł kąciki ust w lekkim, niemniej szczerym uśmiechu. Nie był osobą nadmiernie wylewną, o czym na pewno kobieta wiedziała. - Każdy alfabet można użyć. Jeśli mam być szczery, z tego powodu rozważam też kurs poligloty. Myślę, że będzie dobrym utrwaleniem trytońskiego oraz rozszerzeniem go o kilka innych dialektów magicznych ras - jakby mało mu już było run maści wszelakiej i paru języków nowożytnych. Nigdy nie planował aż takiego rozwoju jako lingwista, niemniej życie w różne kierunki rzuca ludzi. - Wziąłem dziś urlop na cały dzień. Może to dobra okazja, by zrobić jakąś tartę. Jeśli masz czas - zaproponował dość luźno. Najwyżej, jeśli uzdrowicielka okaże się zajęta,to Sæite wróci do swoich zajęć. Jeśli nie, miło spędzą wieczór. Dołączył do nich Akaiah. Na jego widok także się uśmiechnął. - Faktycznie wielu. Wziąłem ci herbaty - zagadnął w stronę brata, wskazując na stojący obok kubek. Niby było przyjemnie ciepło, acz chłopak nawet latem nie potrafił się zbyt dobrze rozgrzać. Co do zaś nauczycieli... Wstał, by uścisnąć dłoń nieznanego mężczyzny. - Jahleel Sæite, również mi miło - Shercliffe. Ten Shercliffe. Nic dziwnego, iż owy ród interesuje się mową magicznych ras. Wyczuł chłód bijący od mężczyzny. Nie znaczy to jednak, że nie można wykazać się kulturalnym zainteresowaniem. Najwyżej @Caine Shercliffe nie odpowie lub odpowie zdawkowo, tym samym stawiając jasną granicę, jakiej Jahleel będzie się na kursie trzymał. - Osobiste zainteresowanie językami czy plany na rezerwat? - Zagadnął nienachalnie, niewiele przed tym, jak Swann rozpoczął swój wykład. Słuchał uważnie, notując co jakiś czas. Perpetua miała samopiszące pióro. Niewykluczone, że pożyczy sobie od niej notatki. Zapisywał zatem tylko najważniejsze rzeczy oraz własną interpretację pewnych zagadnień, nim mogli przejść do praktyki. - Ależ po co ta agresja? - Skomentował zachowanie Shercliffe'a. Samemu słysząc jakieś dziwne chichoty, lecz ignorując je dość skutecznie. Są na kursie trytońskiego, ten język brzmi tak nietypowo, że pewnie ktoś nie wytrzymuje za nimi i podśmiechuje się z każdej możliwej literki. Zaczął pisać swoje imię, nie spiesząc się. Poczekał, aż Ak skończy własne i poćwiczy je na tyle, coby wypowiedzieć bez jąkania się. W tym czasie zastanawiając się, czego naucza Shercliffe. Onms? Transmutacji? Nie przypominał sobie teraz jego nazwiska wśród kadry nauczycielskiej, ale ta zmieniała się tak często... Nie wspominając o jednak popularnym nazwisku. Acz fakt, że jest w szkole, zamiast pracować przy rezerwacie, brunet uznał za intrygujący. - Śmiech? - Kątem oka zerknął za siebie, chcąc zlokalizować śmiejącą się osobę. Zauważył kilku z nich. - Podejrzewam, że niektórzy uznali trytoński za zgoła komiczny. Ciężko ich winić. Nie przejmuj się - chociażby taki Liam... Ten to rechotał na całego. Wolał zamiast na tajemniczym śmiechu, to skupić się na wymowie chłopaka, nie zauważając przez to skrępowania Caine'a Chyba biedaczek został sam na sam na placu boju z Perpetuą. Inna sprawa, że ona również mówiła bardzo cicho. - Wspaniale ci wyszło - pochwalił Akaia, nie przejmując się uwagami Swanna. Jedynie delikatnie drgnął kącik jego ust, kiedy nauczyciel zwrócił uwagę, iż Perpetua została rybką. Dość uroczo. - Moja kolei - spojrzał na notatki i przygotowany zapis, nim spróbował się przedstawić: - Czużadźezokhzo Aczżakhszaknszkh - jak tylko skończył, sam oberwał krytyką. Tym razem akcentu. Co poradzi, że jest Brytyjczykiem bardziej niż książkowym? Akcentu się tak łatwo nie wyzbędzie. - Mm. Trudne - zgodził się, nim odwrócił do kobiety. - Tobie również bardzo dobrze poszło... Rybko - odrobina żartów nikogo jeszcze nie zabiła. szczególnie, iż Jahleel nijak nie wyglądał na złośliwego. W zasadzie nadal był oszczędny w emocjach, należało chwilę się zastanowić, by poprawnie odebrać intencje mężczyzny.
Kość na etap:6 Kość na pamięć: 2 Literka: H Siedzę w ławce z: Perpetua, Caine, Akaiah Opłata:>klik<
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Kość na etap:6 - zła wymowa, reszta ok Kość na pamięć:6 pamięta Literka: G Siedzę w ławce z: sama Opłata: Tutaj
Alise była podekscytowana kursem zapowiedzianym przez Profesora Swanna, chociaż Trytoński nie był językiem, na którego naukę wpadłaby samodzielnie. Z racji swojego zamiłowania do magicznych stworzeń, chciała spróbować i od razu się zapisała, uiszczając wymaganej opłaty. Przed rozpoczęciem praktyk zajrzała nawet do szkolnej biblioteki, chcąc dowiedzieć się czegoś na własną rękę, jednak bez pomocy osoby obeznanej — kompletnie nie mogła zrozumieć wymowy i gramatyki. Stawiła się przed czasem, witając się kiwnięciem głowy ze znajomymi i zajmując miejsce w ławce z tyłu, samotnie. Wyjęła z torby pergamin oraz pióro, rozkładając przed sobą, a obok kładąc różdżkę. Nie miała pojęcia, czy miała się przydać. Ruchem dłoni poprawiła kaskady blond włosów spięte w wysokiego kucyka, chociaż wciąż luźne kosmyki opadały jej na twarz. Stuknęła w zniecierpliwieniu i z podekscytowaniem widocznym w błękitnych oczach w blat ławki, zerkając co rusz w stronę drzwi. Na szczęście profesor był rzeczowy, gdy się przywitał i każdy zajął miejsce, przeszedł od razu do rzeczy. Słuchała uważnie, próbując robić notatki i zapamiętać, jak najwięcej. Może nie mogła porozumieć się tym językiem ze smokami, ale kto wie, może w pracy się jej przyda? Uśmiechnęła się pod nosem, nie mogąc ukryć rozbawienia na brzmienie wypowiadanych przez niego słów, a potem sama przeszła do praktyki, starając się, jak najlepiej przedstawić. Wszystko poza wymową szło jej dobrze. Nie potrafiła mówić tak szybko i wyraźnie, a jednocześnie nie mylić liter tak, aby wyszło jej imię i nazwisko. - Żazoszaaczkh Żaguebkhrzonsz...- przekręciła głowę na bok, powtarzając raz za razem i chociaż Swann od razu zwrócił jej uwagę, że musi popracować nad modulacją głosu, wszystko inne szło jej naprawdę przyzwoicie. Zerknęła w stronę okna, bo miała wrażenie, że coś z jego strony chichocze rozbawione, gdy tylko otwierała usta. Jęknęła cicho pod nosem, gdy kolejna próba nie zabrzmiała zbyt wyraźnie, raz jeszcze upewniając się, czy aby na pewno dobrze spisała literki i zwracała uwagę na naciski, które wcześniej nauczyciel jej wyjaśnił. Cóż, taki język z pewnością był oryginalny, ale nie mógł być prosty. Pomimo odrobiny stresu i małej porażki na początku, wcale nie wyglądała na zniechęconą. Błękitne tęczówki wciąż lśniły podekscytowaniem.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Wszedł do sali z raczej spuszczoną głową. Powinien cieszyć się na kurs trytońskiego... Ale jakoś tego dnia czuł się zmęczony. Mieszkanie samemu źle na niego wpływa. Nic zatem dziwnego, że kiedy spojrzał po sali i zobaczył uśmiechniętą buźkę @Liam A. Rivai oraz ławkę pełną Puchonów, zmienił zupełnie kierunek swoich kroków. Zamiast tego usiadł w pierwszym lepszym miejscu - stanęło, że razem z @Morgan A. Davies oraz @Bruno O. Tarly. Liczył, że Gryfoni go nie pogonią. Chociaż nawet, jakby to zrobili, to po prostu by sobie poszedł i usiadł samemu. - Hej - przywitał się, wyciągając z torby pióro i kartki. Zamierzał robić notatki. Niestety, jego zmęczenie i schizofrenia zdawały się odzywać. Miał problem ze skupieniem, literki jakoś uciekały. Parę razy otworzył usta, jakby chciał wtrącić się do rozmowy Gryfonów, jednak odpuszczał, w efekcie milcząc. Zarysowywał jedynie pochylony brzeg kartki, tworząc jakieś skomplikowane zawijaski... Zupełnie nie uważając. Nie zapisał nic przydatnego, ciągle rozpraszany jak nie przez śmiech dobiegający gdzieś od strony kafelków w posadzce, po kręcące się literki. Męczące. Szczególnie psychicznie. Na tę mordoklejkę zapewne powinien się roześmiać. Nie umiał jednak znaleźć w tym nic zabawnego, ograniczając się do słuchania i obserwowania. Zapadła ze strony Gryfonów cisza i dopiero wtedy ogarnął się, że powinien też wykonać polecenie. Zamrugał dwa razy, powstrzymał się przed rzuceniem słabego zapełniacza w postaci przeciągłego "yyyy...", nim skupił się na ułożeniu literek. Zapisał jedną stronę, drugą... Niemalże zabrakło mu miejsca do bazgrania (a nawet zmienił w pewnym momencie rękę i z prawej zaczął pisać lewą), ale brak koncentracji dawał o sobie znać. Nic nie mógł zapamiętać. W końcu, z wieloma bólami, stworzył jakiś w miarę legitny zapis. - Rzokhszaguszarzo Burżareebdźerzo - przeczytał. Z tym było lepiej niż z samym alfabetem. Nie idealnie. Ale poćwiczy i powinno być okej. - A ludzie mówią, że to walijski jest dziwnym językiem - skomentował w eter. Vaughn to Vaughn. Prosta, krótka wymowa. A nie jakieś burżuazy z nadmierną ilością "e".
Kość na etap:1 Kość na pamięć: 1 Literka: J Siedzę w ławce z: Morgan i Bruno Opłata:>klik<
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Kość na etap:3 Kość na pamięć: 3 Literka: F Siedzę w ławce z: Moe i Nei Opłata:tutej
Oczywiście, że się spóźnił! A jakżeby inaczej. Pan Tarly i punktualność? To tak częste zjawisko, jak heteroseksualny Puchon. Gdy tylko przekroczył próg biblioteki i zdyszany dopadł do ławki, dostrzegł, że prowadzący spogląda na niego chmurnym wzrokiem. Czyżby przeszkodził w rozpoczęciu wykładu? Najwidoczniej. Nie był on jednak ostatnim kursantem, a wkrótce jego ławka wzbogaciła się o dwie urocze mordki (@Morgan A. Davies, @Neirin Vaughn), z którymi miał ogromną ochotę pokonwersować, ale nie chciał zostać wyproszony z zajęć. Jednak szerokiego uśmiechu na powitanie nie zabrakło. Z trytońskim miał niewiele wspólnego chyba że mamy na myśli niedoszłego teścia. Zapisał się na kurs, bo ostatnio miał trochę oszczędności i trochu galeonów z innych źródeł a każdy rozwój w kierunku magicznych stworzeń traktował bardzo na poważnie i nie żałował nań pieniędzy. Poza tym znaczna część uczniów i studentów z Hogwartu brała udział, więc dlaczego nie on? Spisał niedbale litery z ich trytońskimi odpowiednikami i spróbował zapamiętać choć część alfabetu. Szło mu mozolnie, język mu się plątał i nie mógł powstrzymać salw śmiechu. Dużo czasu minie, zanim opanuje ten język i przede wszystkim... zanim przestanie traktować go tak niepoważnie. - No serio, nie słyszałem chyba bardziej pokrętnego języka. - zgodził się, wzdychając głęboko, gdy po raz setny próbował zapisać poprawnie swoje imię i nazwisko. I jeszcze nieustannie słyszał te dziwne dźwięki, jakby... chichotanie? Czy powinien się leczyć? Czy aż tak z nim źle? Skąd ten śmiech? - Mam... słyszę... Moe, czy Ty też? Jakby ściany mnie wyśmiewały... - dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdał sobie sprawę, jak wybrzmiał. Zaraz wezmą go za szaleńca, zapakują w biały kaftan i odeślą do Munga. Brawo, Tarly, świetna robota. Może to przez to, a może przez wszystko inne, ale nie mógł się skupić i zapamiętać liter. Mamrotał nieskładnie te pokręcone kompilacje spółgłosek, ale żadna wersja nie brzmiała jak jego imię po trytońsku. Dopiero po kilkunastu próbach udało mu się wydukać Bruno Tarly w poprawnej kolejności, ale... czy z właściwym akcentem? Cóż... - Neg-ure... Negure...rzohu - usilnie próbował zachować kamienną twarz, ale jego mózg dalej nie czytał tych zgłosek jak coś normalnego - Negurerzohu Nsz-żagu-zo-bur... Nszżaguzobur. - aż się zmęczył. Oparł się z impetem o oparcie. Już myślał, że mu się udało, że opanował tę umiejętność, ale nauczyciel szybko wyprowadził go z błędu... Okazało się, że powiedział zupełnie coś innego, w dodatku sprośnego. Wywrócił oczami i spróbował raz jeszcze. Oczywiście nie zapamiętał ani kawałka alfabetu i musiał lecieć z kodowaniem od nowa. No, super zapowiadał się ten kurs.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Kość na etap:2 Kość na pamięć: 2 Literka: H Siedzę w ławce z: Isą Opłata za kurs:Tutaj
Przyszedł dość późno, można powiedzieć, że ledwo co zdążył na czas. Przez co lekko zdyszany stanął przed nauczycielem. -Przepraszam, za spóźnienie. Proszę o to zapłata za kurs. - powiedział po czym rozejrzał się po sali. Było bardzo dużo osób. Ale gdzieś między głowami dostrzegł jedną dobrze znaną mu czuprynę. Kuzynkę - do której oczywiście podszedł i zajął miejsce obok niej. Ta zdawała się być wielce zaskoczona, że go widzi na tym kursie. On mógłby powiedzieć to samo, co zresztą chyba odmalowało się na jego twarzy. Nie musiał tego więc mówić i postawił na nieco inną odpowiedź. - No a co, już mówię w trzech językach, więc dlaczego by nie nauczyć się kolejnego. Tym bardziej odmiennego od pozostałych. - odpowiedział do @Isabelle L. Cortez uśmiechając się szeroko. Zajęcia zaraz po tym się zaczęły. Słuchał więc uważnie robiąc notatki na zajęciach. Cały ten język zdawał się być toporny i jeszcze gorzej mu szło wymawianie alfabetu. Zapisał sobie cały alfabet, jego dziwną pisownię, przypominającą chyba arabski, albo jakiś z tamtego terenu. Jednak to wymowa była prawdziwym utrapieniem. W dodatku miał tak długie imię. - Żazokhqczaczżarzogzikhgu Buhugunszkhbur - Dukał swoje imię w stronę kuzynki. A przynajmniej starał się to zrobić, bo wychodziło na to, że szczekał po trytońsku i zapewne jakiegoś trytona by obraził i zarobił trójzębem między żebra. - Mam wrażenie jakbym rechotał jak jakaś żaba- śmiał się, nie mogąc już dłużej wytrzymać powagi podczas mowy. Bolały do mięśnie twarzy, poprzez ciągłe próby ułożenia ust w odpowiedni sposób by wydobyć wymagany dźwięk. Nie szło mu to. Co zresztą Swann przyznał. Pochwalając w jego przypadku tylko to, że mówił głośno, a to ponoć było bardzo ważne. No i jak się okazało zdołał zapamiętać większość z alfabetu. Więc istniała szansa, że podczas spotkania coś tam będzie mógł wydukać jeśli sobie przypomni odpowiednie znaki z alfabetu. A może łatwiej będzie pisać? Chociaż jak tak patrzył na pisownię, to będzie to chyba trudniejsza forma komunikacji. No i o możliwość pisania pod wodą też będzie ciężko, o ile nie będzie miał ze sobą jakiejś glinianej tablicy i dłuta aby wyryć na niej to co chciałby przekazać.
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Cortez dnia Nie Cze 14 2020, 21:39, w całości zmieniany 2 razy
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Kość na etap:4 Kość na pamięć: 3 Literka: C Siedzę w ławce z: Élé Opłatatutaj
Uwielbiał uczyć się nowych języków i bardzo szybko je przyswajał, zazwyczaj jednak dotyczyło to tych tradycyjnych; swoją perfekcyjną francuszczyzną imponował nawet rodowitym Francuzom, z hiszpańskim tak się osłuchał, że bez problemu odtwarzał akcent przy żartach, a przy okazji wyjazdów i poznawania przyjezdnych studentów liznął kilka mniej popularnych języków. Nigdy jednak nie przyszło mu do głowy, że dosłownie rzut beretem od Hogwartu pomieszkiwała nadzwyczajna społeczność, której język owiany był tajemnicą dla większości przeciętnych jednostek. A skoro coś znała jedynie niewielka część społeczeństwa, to znaczyło, że było elitarne. A Ezra lubił być elitarny, stąd podjęcie decyzji okazało się być bardzo proste. Od wielu znajomych osób słyszał, że zamierzali spróbować swoich sił na kursie, dlatego co i raz odwracał się w stronę drzwi, spoglądając na powoli zbierających się ludzi. Czekał przede wszystkim na dwie osoby - z tego co pamiętał @Leonardo O. Vin-Eurico miał urwanie głowy w związku ze zbliżającymi się egzaminami, więc Ezra nie spodziewał sie ujrzeć go przed czasem, natomiast fakt, że w tłumie nie widział nigdzie @Éléonore E. Swansea już trochę go martwił. Trudno było się dziwić, że Krukona ekscytowało spędzenie razem czasu na wspólnej nauce i to jeszcze w tak miłej atmosferze; mimo wszystko byli tu dobrowolnie, a zapach herbaty wypełniał przyjemnie pomieszczenie, więc czy można było oczekiwać czegoś więcej? - Nie, idealnie na czas, jak szwajcarski zegarek. - Uśmiechnął się ciepło, odsuwając jej krzesło w niemym i oczywistym zaproszeniu. Był gotowy dzielić się nie tylko ławką, ale i swoją filiżanką naparu, skoro zaraz Swann miał zacząć swój kurs. - Merlinie, około wieki temu. - Pokręcił głową, na moment zamyślając się, że faktycznie czas mijał szybciej niż na co dzień mogłoby się wydawać. Posłał jeszcze jeden uśmiech przyjaciółce, zaraz jednak wsłuchując się w słowa prowadzącego, bo jednak to wcale nie było tak proste, jak wyobrażał sobie, że będzie. Zmarszczył brwi, próbując wyłapywać litery, ale w gruncie rzeczy brzmiało to jak mugolskie problemy w łączności telefonicznej. Notowanie też nie było najłatwiejsze, ponieważ sam zapis wyglądał abstrakcyjnie dla Brytyjczyka. Sam aż podskoczył, gdy Élé nagle odezwała się do niego szeptem. Ezra nawykł, że zawsze gdzieś po kątach słyszy nazwisko nielubianego mężczyzny. Ale całe szczęście, że jakoś tak wychodziło, że nie wpadali na siebie w Hogwarcie i nie musiał znosić jego obecności, jak się o to martwił. -Miejmy nadzieję, że kiedyś w przypływie pewności siebie obrazi jakiegoś trytona - mruknął jedynie pod nosem, nawet się na mężczyznę nie oglądając, bo Bloodworth z pewnością nie był wart ich uwagi, nawet jeśli miała w jego stronę posłać negatywną energię. Skinął głową, by przyjaciółka zaczęła, ciekawy jak jej pójdzie. Jego własne problemy zaczynały się już na poziomie alfabetu, bo za nic w świecie nie był w stanie go zapamiętać. Chyba miał naoczny dowód, że narkotyki to jednak przeżerały mózg mocno... Uniósł wzrok na Swanna, którego wymowa Éléonore wyraźnie rozbawiła. I poczuł się jak jedyna osoba, która nie załapała żartu. - Brzmi prawie ponętnie - zaśmiał się, nie mogąc się powstrzymać od wyobrażenia sobie zalotów trytona do czarodzieja. Komiczne. - Dobra, słuchaj, bo też chyba to mam... Khaczq-qczża. Hej, to prawie jak kaczka! Khaczqczża Brzożaguqczkh? - Uniósł wzrok pytająco, ale jego starania zaraz zostały skwitowane śmiechem, w który jeszcze zawtórowała niegrzeczna klamka okienna, do której na chwilę uciekł spojrzeniem. - Hm, okej, to jeszcze raz. Khburguża Buzożaguqczkh - wymówił bardzo powoli i bardzo dobitnie, gdy błąd został mu wskazany. I tym razem było o wiele lepiej. - Nawet chwytliwe! Może będą to nasze nowe przydomki artystyczne?
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
KOŚĆ NA ETAP:6 KOŚĆ NA PAMIĘĆ:3 LITERKA:C SIEDZĘ W ŁAWCE Z: samemu OPŁATAO tu
Rasmus wszedł na kurs języka trytońskiego tak naprawdę nie czując się na siłach do jakiejkolwiek koegzystencji z innymi ludźmi. Zresztą... nie pamiętał nawet czemu się na to zapisał. A, tak... Przechodził zaledwie korytarzem, kiedy udało mu się zauważyć ogłoszenie wystawione przez profesora Swanna. A w głowie mu szumiało, tak jak trytonom w wodzie, "Spróbuj, tylko spróbuj". Początkowo zwlekał, ale wraz z kolejnymi dniami był co raz bardziej poddenerwowany, aż ostatecznie ostatniego dnia przed końcem zapisów wysłał pieniądze i potwierdzenie uczestnictwa w tym przedsięwzięciu. Dlatego prędzej czy później udało mu się wyjść ze swojego łóżka i założyć coś na siebie. Ale nie do końca nawet wiedział jak mu pójdzie. Dlatego też zamierzał usiąść gdzieś z daleka od innych i nie narazić się na jakikolwiek kontakt z innymi... Póki co. Chciał tylko słyszeć w swoich uszach własne myśli i bicie serca. Które właśnie grało mu jeden z kolejnych rytmicznych "pieśni", zdradzających poddenerwowanie całą sytuacją. I co miał powiedzieć więcej? Em, chyba nic. Siedział więc w swoim miejscu i czekał na ludzi, którzy być może się dosiądą. Dostali za zadanie rozczytania i nauczenia się alfabetu trytońskiego, ale ilekroć starał się go zrozumieć to tym bardziej upadał. Czuł, że ten język chyba nie jest dla niego. Ale z drugiej strony nie chciał zaprzepaścić pieniędzy. Cholera, tyle przeciwnych myśli tliło się w nim. I co miał powiedzieć? A na dodatek czuł, że przyniesie to mu więcej kłopotów. — Ża... cha... bla... Cholera... — Ani trochę nie udało mu się rozczytać alfabetu, a tym bardziej kiedy... no tak, to coś śmiało się z niego. Klamka? Czy jakiś inny element? Tak, chyba właśnie coś śmiało się z niego. Czuł się nieswojo. I co miał powiedzieć jeszcze? A tak, chyba fakt, że spieprzy dzisiaj ten kurs koncertowo. Że też nie pomyślał o wykorzystaniu tych pieniędzy na coś lepszego, na przykład zajęcia z jubilerstwa. Przydałyby mu się. Znowu ostatnio zepsuł tworzenie liń na obrączce. I kamień nie wchodził mu tak jak zazwyczaj. Różdżka odmawiała posłuszeństwa. Jakby czuł, że się nie nadaje.
Beatrix zjawiła się na kursie aczkolwiek było to dość późno jak na wszystkich którzy się tutaj zebrali. Widocznie nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią miała coś bardzo pilnego do załatwienia dlatego na miejscu pojawiła się praktycznei w ostatniej chwili. Usiadła przy ławce znanych jej pracowników z Hogwartu i nieznanej osoby Jahleela'a. -Perpetuo, prześliczna sukienka, bardzo pasuje do twojej urody- powiedziala wyjatkowo serdecznym tonem po czym usiadła przy wolnym miejscu w ławce obok tych trzech osób. Z Cainem i tym drugim podała sobie dłoń, aczkolwiek tego ostatniego nie pamiętała ze szkoły i lekcji wiec przedstawiła się z uśmiechem. -Beatrix Cortez, bardzo mi miło. Nigdy nie jest za późno by nauczyć się czegoś nowego - powiedziała po czym zajęła się notatkami na zajęciach. W szkole też była bardzo pilną uczennicą. Rozpisała sobie cały alfabet. Wyszło jej niezgrabnie w języku trytońskim jej imię i nazwisko nekhżanszguszchau buhugunszkhbur . Niestety ciężko jej było to wszystko spamiętać mimo dobrych chęci, ale nie pokazywała tego po sobie a i jej szczekanie było w miarę w porządku, aczkolwiek nie idealne.
Dobrze, już dobrze, nie poszło wam tak źle. Ci, którzy nie zapisali sobie swoich imion i nazwisk niech to zrobią, bowiem te notatki przydadzą się Wam na później. Teraz przejdźmy do konkretniejszych rzeczy, a mianowicie zwrotów grzecznościowych. - krańcem różdżki machnął w kierunku tablicy. Zapisał na niej po angielsku przykładowe zwroty, których tłumaczeniem wszyscy się zajmą. - Tym razem będę sprawdzać każde tłumaczenie, aby wyeliminować błędy. Gdy skończymy tę część kursu przejdziemy do… mowy podwodnej. - zerknął na tarczę wiszącego na ścianie zegara i upewnił się ile czasu mieli na to zadanie. - Trytona bardzo łatwo obrazić złym doborem słów, dlatego ważna jest poprawna gramatyka. Do samicy trytona używamy zupełnie innego zwrotu niż do samca. Są to całkiem inteligentne stworzenia i nie używają pisma, a jedynie mowy. To my, ludzie, ustanowiliśmy ich język poprzez pismo. Ale przejdźmy do zwrotów. - wyjaśnił dokładnie kiedy jakich słów używać adekwatnie do płci podwodnego rozmówcy. Ujmował wszystek najprostszymi słowami, wymawiał podstawowe zwroty i dokładnie wyjaśniał kiedy ich użyć. Odpowiadał na każde zadane pytanie w sposób wyczerpujący.
_______________________________________________________________________ (pod koniec tego etapu druga część posta Swanna):
Gdy już wszyscy zapoznali się z zapisem, wymową i zasadami użytkowania zwrotów grzecznościowych, Swann klasnął w ręce, aby zwrócić na siebie uwagę. - Drodzy państwo, czas rozprostować kości. Na trzeci etap wszyscy deportujemy się z pomocą świstoklika do miejsca, gdzie przećwiczymy mowę podwodną. Jeszcze bez obecności trytona, spokojnie. Każdy z was otrzymuje ode mnie uniwersalny kombinezon kąpielowy, który dopasowuje się do ciała tuż po jego założeniu. - stuknął różdżką w stojącą pod ścianę szafę, z której wydostała się pokaźna kolekcja strojów. - Proszę, aby przed deportacją każdy się już w niego przebrał. Panie mogą udać się do osobnej izby, korytarzem w lewo, panowie w prawo. Zdaję sobie sprawę, że kilkoro z tutaj obecnych nie ukończyli jeszcze szkoły podstawowej, jednak tylko i wyłącznie na czas trwania tego kursu dyrektor Hogwartu zezwolił, abyście pod moją opieką opuścili ze mną Hogsmeade. - skierował te słowa głównie do siódmoklasistów, którzy według ustawy nauczania nie mogli w trakcie roku szkolnego opuszczać zamku, a w weekendy Hogsmeade. - Wasze rzeczy mogą zostać tu, na miejscu, będą bezpieczne i wrócimy po nie pod koniec kursu. Gdy będziecie gotowi do deportacji proszę wrócić do tego pomieszczenia i czekać na mój znak, a wówczas pokażę Wam świstokliki. A więc… do dzieła, drodzy państwo. - i sam sięgnął po jeden z lewitujących strojów. ______________________________________________________________________________________
-> Należy wykonać rzut 1k6 na wylosowanie zwrotu grzecznościowego do zapisu: 1. Miło poznać Twoją osobę / To dla mnie zaszczyt Ciebie poznać 2. Nie mam złych zamiarów / Nie szukam zwady 3. Twoja aparycja robi wrażenie / Jestem pod wrażeniem Twojego wyglądu 4. Bądź pozdrowiony / Witaj, życzę Ci spokojnych fal 5. Proszę o wybaczenie / Uniżenie przepraszam za mój błąd 6. Przyjmij moje podziękowania / Oferuję swoją wdzięczność
-> Następny rzut kości LITERY dotyczy potencjalnego błędu w wypowiedzi (tłumaczenie Swann sprawdza na bieżąco i poprawia):
Spoiler:
AB - nie zrobiłeś żadnego błędu, możesz być z siebie dumny CD - Twoim błędem jest składnia, wszystko pomieszałeś i mówisz jak Yoda (np. Podziękowania przyjmij moje) EF - zanim Swann sprawdził Twoje tłumaczenie, pomieszały Ci się sylaby przez co słowa zmieniły swój wydźwięk. W dowolnym miejscu zwrotu wstaw śmieszny zamiennik (typu "proszę o poboczenie, przyjmij swoje dziękowanie, twoja paszcza robi wrażenie). GH - nieświadomie wypowiadasz słowa w bezokoliczniku (np. przyjąć ja dziękować, nie mieć zły zamiar). IJ - Twoim błędem jest głośność wymowy. Albo mówisz za głośno albo za cicho albo się jąkasz, dostałeś czkwaki, kaszlu (wybierz albo dobierz sobie podobnego tonu powód). Akcent jest genialny, Swann Cię chwali.
Ostatni rzut kością 1k6 na zapamiętanie;
Spoiler:
Parzysta - pamiętasz kiedy którego zwrotu używać, jak zmieniać zwrot w zależności od płci rozmówcy, więc ten etap jest Twoim sukcesem. Nieparzysta - oj, musisz poczytać i powtórzyć na szybko wszystkie zwroty bo ciężko wchodzą do głowy/czegoś w ich wymowie zapominasz.
@Maximilian Felix Solberg, @Loulou Moreau, @Gabrielle Levasseur - co etap proszę zażywać eliksir postarzający. Bez tego będzie obowiązkowy rzut na “wykrycie” przez Swanna, bo jesteście studentami z Hogwartu i istniałoby ryzyko, że nagle wpadnie na pomysł zadawania niewygodnych pytań :3
PS Uczniowie pełnoletni jednorazowo będą mogli opuścić Hogsmeade na rzecz kursu, pod opieką Swanna. Jest to sytuacja wyjątkowa, uzgodniona z moderatorami. Nie ma zwrotów pieniędzy za kurs, jeśli postać opłaciła go, a nie napisała posta w 1 etapie.
Post Swanna pojawi się 27 czerwca (sobota) o godzinie 21:00 i wówczas dam wszystkim nam z/t i przeniesiemy się do wskazanej przeze mnie lokacji, gdzie będą trwać dwa ostatnie etapy.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Zwrot grzecznościowy:4 - 4. Bądź pozdrowiony / Witaj, życzę Ci spokojnych fal Bląd:J - Twoim błędem jest głośność wymowy. Albo mówisz za głośno albo za cicho albo się jąkasz, dostałeś czkwaki, kaszlu (wybierz albo dobierz sobie podobnego tonu powód). Akcent jest genialny, Swann Cię chwali. Zapamiętywanie:4 - pamiętasz kiedy którego zwrotu używać, jak zmieniać zwrot w zależności od płci rozmówcy, więc ten etap jest Twoim sukcesem.
Christopher nieco się stresował, bo nie był pewien, czy w ogóle cokolwiek mu z tego wyjdzie. Nie chciał tak całkowicie się poddawać, poza tym powtarzał sobie, że na wszystko jest czas i po prostu musi postępować powoli i ostrożnie. Tak w gruncie rzeczy było z nauką wszystkiego, więc istniało spore prawdopodobieństwo, że będzie jeszcze długo, długo powtarzał wiedzę zdobytą tego dnia. Inaczej zapewne wszystko pójdzie w kąt i do niczego mu się nie przyda, a nie o to tutaj chodziło. Z imieniem szło mu dość ciężko, nie był do końca pewien, czy wymawia je poprawnie, a tutaj przyszła pora na kolejne zwroty, teoretycznie łatwe, w końcu cóż trudnego było w wyrażeniu: bądź pozdrowiony, czy witaj, życzę Ci spokojnych fal? Otóż wszystko. Musiał sobie dokładnie wynotować to, co powinien powiedzieć, co takie łatwe nie było i wyszło mu z tego: Neżagzibur juhuburgziguhuburszahurzobur / Burszanszżaczu, burburneburkh Busza aczjuhugczhuczurzoburbudźe wużazo, co już samo w sobie zaczęło go przerażać, ale postanowił się nie poddawać, aczkolwiek wolał mówić cicho, bardziej pod nosem niż na tyle, by był słyszalny. Uparcie powtarzał to wszystko, aż w końcu został pochwalony za dobry akcent, aczkolwiek musiał na pewno nauczyć się mówić głośniej, bo na razie to chyba słyszała go jedynie ławka, przy której siedział i właściwie się nie dziwił, w końcu szeptał, co do niczego dobrego nie mogło ostatecznie doprowadzić. Niewątpliwym plusem było jednak to, że nieźle szło mu już teraz zapamiętywanie, łatwiej się oswajał z tym, co miał powiedzieć, był zatem po części z tego wszystkiego zadowolony. Widział już, że faktycznie, jak to się ładnie mówiło, praktyka czyniła mistrza, a on miał całkiem sporo czasu, jaki mógł poświęcić na powtórki i dalsze poszukiwanie odpowiedzi na to, jak posługiwać się językiem trytońskim. Być może nieco stresowała go perspektywa posługiwania się tą mową pod wodą, ale ostatecznie przecież o to w tym chodziło? Tak więc bez większego marudzenia, czy niepewności, po prostu przygotował się do kolejnego etapu tego kursu, żeby przypadkiem innych nie opóźniać. Ostatecznie bowiem czas uciekał, a przed nimi było jeszcze całkiem sporo pracy, czemu nie dało się zaprzeczyć.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Mimo, iż blondynka była przejęta stanem Melusine to starała się być przede wszystkim skupiona na tym, co mówił profesor i czego od nich wymagał. Pojawiła się na kursie, bo chciała zdobyć dodatkową wiedzę oraz umiejętności, dlatego, kiedy mężczyzna ponownie zabrał głos skierowała na niego swoje spojrzenie, nie czekając na odpowiedź Krukonki. Na każde polecenie na znak zrozumienia subtelnie potakiwała głową, przy okazji zapisując zwrot grzecznościowy, który najbardziej przypadł jej do gustu, po czym od razu przystąpiła do jego tłumaczenia: Neżagzibur juhuburgziguhuburszahurzobur / Burszanszżaczu, burburneburkh Busza aczjuhugczhuczurzoburbudźe wużazo zapisała, wyraźnie przerażona samą długością powitania. Dwa razy sprawdziła poprawność tłumaczenia, aby przypadkiem nie przeoczyć którejś z sylab i o ile pierwsza część była naprawdę łatwa i poszła Gab niezwykle sprawie, tak kiedy próbowała zapamiętać ciągle zapominała któregoś z wyrazów. - Neżagzibur juhuburgziguhuburszahurzobur - powiedziała, starając się zachować poprawny akcent oraz wymowę. Przygryzła wargę próbując w głowie poukładać sobie kolejny ciąg wyrazów burburneburkh Busza aczjuhugczhuczurzoburbudźe - zmarszczyła czoło, co sprawiło, że pojawiły się w nim dwie głębokie zmarszczony, kiedy zdała sobie sprawę, że choć wymowa była poprawna, tak całe powitanie wydawało się zbyt krótkie. Spojrzała na pergamin licząc dokładnie słowa. - Ech… Dwóch brakuje - jęknęła próbując raz jeszcze, tym razem zabrakło jej jednego słowa. - Dlaczego oni muszą mieć tak długie te zdania? - zapytała jakby w złości, patrząc na Melu, po czym głęboko westchnęła. - Neżagzibur juhuburgziguhuburszahurzobur - przywitała się bezbłędnie od razu na jednym wdechu przechodząc do drugiego powitania - Burszanszżaczu, burburneburkh Busza aczjuhugczhuczurzoburbudźe wużazo - w końcu udało się jej powiedzieć wszystko, akurat w momencie kiedy Swann wydał im kolejne polecenie, oznajmiając, że mają przebrać się w stroje. Gab pospiesznie wzięła jeden z nich przy okazji w głowie wciąż powtarzając to czego się nauczyła i przeszła do innego pomieszczenia, wróciła z niego kilka minut później w stroju oraz ze związanymi w kok włosami - nie mogła ryzykować, że te będą jej przeszkadzać podczas nurkowania.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Alfabet z pierwszej strony, Morgan ma świetny pomysł zapisania go tutaj:
A - ża B- ne C - bu D - gzi E - kh F - wu G - eb H - dźe I - sza J - czu K- qcz L - zo M - wi N - rzo O - hu U - re P - ju R - gu S - acz T - nsz X - chau WVZY - bur
Widząc Gabrielle skinął jej głową i odprowadził wzrokiem. Miał w planach zawołać ją, aby tu usiadła i nie wygłupiała się, bo przecież jej nie ugryzie... ale tuż po niej znikąd pojawił się Gunnar i wpakował się do ich towarzystwa. Uścisnął jego dłoń i zaśmiał się pod nosem, gdy ten wspomniał o seksie z trytonem. - Zwłaszcza, jeśli jesteś plumką. - dodał i zerknął do swoich zapisków. Choć przed chwilą ćwiczył wymowę tak teraz już nic nie pamiętał. Skoro Jessica nie zwróciła mu uwagi na potencjalne błędy. Gdy tak spoglądał na zapis to odnosił wrażenie, że wszystkie znaki chcą spieprzyć z pergaminu i dać się całkowicie zapomnieć. Westchnął głęboko, gdy przeszli do bardziej skomplikowanej części. - To teraz zwichniemy sobie języki... choć takie coś nie powstrzyma takiej Loulou przed wyszczekaniem miłości trytonom. - burknął pod nosem, bowiem z jakiejś przyczyny dziewczyna wyzwalała w nim pokłady drobnej złośliwości o którą siebie nie podejrzewał. Upił zimnej już kawy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Było całkiem sporo osób i cieszył się, że zajął ławkę z najbardziej przystępnym towarzystwem. Gorzej gdyby miał siedzieć obok kogokolwiek z nauczycieli, a tych było sporo. Przepisał po angielsku zwroty grzecznościowe. - Które dostaliście? - zapytał towarzystwo i wziął się do tłumaczenia. Po jakichś dwudziestu minutach miał pierwszy zapis - Rzoszakh Aczburreqczżawi Burbużagzibur. - Na Merlina, co to ma być. Rzosza... burbużagzibur... - marszczył brwi i próbował wymówić to poprawnie, ale szło mu bardzo opornie. Miał problem z zapamiętaniem sylab. - To brzmi jak rozkaz mordu. Aczburr... parobku. Aczburregcz... - język mu się poplątał, bowiem nie potrafił wymówić słowa "szukam". - Tego nie da się wypowiedzieć. - oznajmił po piątej nieudanej próbie. - Aczburrregcz...żawi. - a potem szybko okazało się, że mówi nie dość, że jak pokaleczony gumochłon to w dodatku za cicho. - Hej, Jess, czy brzmię jakbym nie szukał zwady? Rzoszakh aczbur...reg...cz-cz-żawi burburaż...gzi-bur? - skierował swoje oczy na jasnowłosą dziewczynę i oczekiwał jej odpowiedzi. Ciekaw był czy znów uzna, że poszło mu znakomicie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
A - ża B- ne C - bu D - gzi E - kh F - wu G - eb H - dźe I - sza J - czu K- qcz L - zo M - wi N - rzo O - hu U - re P - ju R - gu S - acz T - nsz X - chau WVZY - bur
Sam był zadziwiony, jak wiele osób się tutaj pojawiło. Miał tylko nadzieję, że żaden z przybyłych nauczycieli nie zorientuje się, że wcale nie powinno go tutaj być. W końcu aż tak inaczej nie wyglądał. -Konieczność? Czy Ty podejrzewasz mnie o jakieś niecne konspiracje z trytonami? - Zaśmiał się na pytanie Felka, bo jednocześnie wyobraził sobie, co mógłby takiego kombinować z podwodnymi kreaturami. -Głównie jestem tu z ciekawości i wizji darcia mordy na korytarzach. - Przyznał się co do swoich prawdziwych motywacji. Faktycznie sposób komunikacji trytonów był dość interesujący, szczególnie biorąc pod uwagę różnicę między tym, jak brzmią pod wodą, a jak na lądzie. -Trochę jak szeleszczące reklamówki dla mnie. - Najpiękniejszy ten język faktycznie nie był, ale gdyby to było kryterium, które go zachęciło do udziału w kursie, to pewnie uznaliby go za debila. -No no, Felek, nie sądziłem, że jesteśmy AŻ TAK blisko. - Zaśmiał się, gdy usłyszał, że właśnie został ochrzczony mianem rybki. -Zdecydowanie magikarpem. - Mugolska popkultura byłą dla Maxa bardzo sentymentalna i wyjątkowa w zupełnie inny sposób niż ta magiczna. Dlatego też zawsze cieszyły go nawiązania do niej. -Oni tu je chyba produkują. - Spojrzał na znalezione przez puchona pióro. Jego imię również nie brzmiało zbyt dumnie po trytońsku. Pytanie, czy ktokolwiek brzmiał w tym języku dumnie. W końcu wszyscy uporali się z własnymi imionami i przyszedł czas na kolejny etap. Solberg pociągnął łyka z piersiówki, w której przyniósł postarzający eliksir, by mieć pewność, że nagle tutaj nie odmłodnieje. W tym etapie miał zapewnić swojego trytońskiego przyjaciela, że nie szuka z nim zwady. Na szczęście zapamiętał dość dobrze alfabet i złożenie zdania nie sprawiło mu większych problemów. -Rzoszakh burzoburbudźe burżawiszażaguhubur. - Przekonująco powiedział do Felka. Niestety trochę zbyt pewnie podszedł do zadania i niezauważenie zostawił czasownik w bezokoliczniku. Szybko więc się poprawił i czekał, co przyniesie kolejny etap. W międzyczasie powtarzał sobie wszystkie poznane już reguły. Całe szczęście pamięć miał dobrą i nie tylko wciąż pamiętał alfabet, ale i to kiedy jakiego zwrotu należy używać. Gdy już wszyscy skoczyli i Max usłyszał, że będą teraz wrzuceni na głęboką wodę. I to dosłownie. -To co rybko, czas pogadać z trytonami. - Zaśmiał się do Felka zgarniając przydzielony mu strój kąpielowy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees