Brzeg ciągnie się niemal bez końca. Im bliżej brzegu tym wilgotna trawa powoli ustępuje błotu i mokremu piachu. Fale szkolnego jeziora są niemal niewyczuwalne. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie wylegują się na słońcu zaś w zimie niejednokrotnie miłośnicy sportu urządzają sobie jogging.
Autor
Wiadomość
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Świadomie lub nie, mocniej zacisnęła swoją dłoń na ręce chłopaka, który z pewnością musiał odczuć ile siły miała w swoich patykowatych rękach. - To po cholerę tu właziłeś za mną? - och, ona doceniała fakt, że gentlemen, że niby rycerz, który pragnął pomóc małemu słoniowi w składzie porcelany, ale nie planowała sobie wejścia NA jezioro. Chciała zostać na brzegu a że zrobiła kilka kroków za dużo... nie zdążyła nijak zareagować, bo tafla w końcu nie wytrzymała i pękła idealnie pod ich nogami. Pierwszym co poczuła było cholerne zimno, które przeszyło jej ciało i całą warstwę ciuchów. To z kolei spowodowało, że zapomniała o spokojnym umyśle i opanowaniu się. Machnęła kilka razy niezgrabnie rękoma - i nieważne, że pod ich nogami nie było jakoś bardzo głęboko. Mimo wszystko zanurkowali w wodzie a Padme w komplecie ze wszystkim zachłysnęła się nią. Tego co było potem niekoniecznie kontrolowała, bo sytuacja działa się niezwykle szybko. Coś uniosło ją do góry, przez co przy okazji wypluła całą wodę, którą się krztusiła, potem znajdowała się już na ziemi a później... zaraz, co? Czy on kazał jej się rozebrać? W normalnych warunkach popukałaby się po czole i go wyśmiała albo rzuciłaby się na niego z pięściami za tak niemoralną w jej odczuciu propozycję. Fakt, że miała problemy z krążeniem, marzła bardzo szybko a w związku z kąpielą w lodowatej wodzie jej stan mógł by się pogorszyć nie grał tutaj żadnej roli. Przecież urażona dziewczęca duma była ważniejsza! Nie wiedzieć czemu, ale zrobiła to, co jej kazał. Thomas był tak przekonywający w swoim poleceniu i gestykulacji, że chociaż rozum mówił nie, tak został skutecznie zagłuszony. Krukonka pozbyła się z siebie mokrej odzieży wierzchniej, by potem ściągnąć z siebie bluzę i sweter, zostając w spodniach i koszulce z długim rękawem. Teraz w ogóle nie przypominała Bibenduma, a trzęsącą się z zimna sierotę.
Nie trzeba było mówić dwa razy, dziewczyna wykonała jego polecenie i pozbyła się najcięższej warstwy własnego ubrania. Dopiero kiedy kurtka, bluza i sweter leżały już na ziemi, miał możliwość ujrzenia jej figury. Zapewne podziwiałby ją dłużej ale warunki na to nie pozwalały. Zamiast tego, należało działać! Wycelował różdżką w samego siebie mówiąc na głos: -Calefieri! - ale nie był to koniec, kolejne zaklęcie trafiło w jego ciuchy -Temperatus! - i teraz pozostało czekać, aż wszystko się rozgrzeje by być zdolne do ponownego noszenia. Kiedy już siebie miał z głowy, powtórzył całą akcję z towarzyszką, mimo, iż jej praktycznie w ogóle nie znał. -Jeżeli zastanawiasz się kto Cię uratował, to nazywam się Thomas Ecclestone. - rzekł skromnie ale wciąż z delikatnym zadziornym uśmieszkiem na twarzy. Doskonale wiedział i widział, że ta nadal może być jak nie w szoku to poddenerwowana całą sytuacją. Czy za wszystko oberwie się właśnie mu? Zaraz się przekonamy. -Czy zmarzluch ma jakieś imię? - zadał pytanie, spoglądając jej teraz w oczy, starając się ignorować czerwony nosek. Gdzieś tam w myślach naszło go, że powinna kontynuować wcześniej wykonywaną czynność, ale darował sobie. Nigdzie mu się przecież nie śpieszyło.. Oczywiście rozejrzał się dookoła, czy aby przypadkiem kogoś również nie pokusiło o spacer. Tego by brakowało, by zostali posądzeni o głupotę. Ale może jednak szkoda? Mógłby przecież popisać się o ile dobrze by to wszystko zagrał. Ah te dobre scenariusze, miał ich zawsze pełno w głowie.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Panda nie była na tyle popaprana, żeby z własnej woli rozbierać się przed nieznajomym i to jeszcze w zimnie, na brzegu jeziora w biały dzień. Gdyby jednak Thomas jej kazał, to nie miałaby na to żadnego wpływu - na szczęście wykazał się jakąkolwiek przyzwoitością. Obejmując się rękoma, Krukonka patrzyła na jego poczynania nie wiedząc co ze sobą zrobić. Jej różdżka pewnie leżała gdzieś pod kilkoma warstwami ubrań na ziemi, ale trzęsła się jak galaretka, więc pewnie ledwo by ją utrzymała. - Nie ma - burknęła, gdy tylko poczuła się odrobinę lepiej. Ubrawszy się z powrotem, naciągnęła czapkę na głowę, otulając się szczelnie szalikiem. Nie wiedziała czemu tak zareagowała na jego słowa, skoro jej niczego nie zrobił. I nie umiała po prostu sobie pójść, bo wiedziała, że potem zjadłyby ją wyrzuty sumienia za to, że była niemiła dla kogoś, kto w zasadzie jej pomógł. Uniosła wzrok z czubków swoich butów, by potem bezczelnie zmierzyć nim Thomasa a na koniec utkwić go w jego twarzy. - Padme. Mam na imię Padme. Albo Panda, jak kto woli - powiedziała, wsuwając dłonie do kieszeni. - Dzięki - dodała. Nie wiedziała właściwie jak zacząć jakąkolwiek rozmowę; początek ich znajomości był wyjątkowo spektakularny, więc chyba nic nie mogło tego przyćmić. - Ale gdybyś tam za mną nie wlazł, to by się nic nie stało. Musisz schudnąć - uśmiechając się szeroko, jawnie zarzuciła mu, że musi schudnąć i wszystko było przez niego. Bo jakżeby inaczej.
Przyzwoitość? Nie wadził Thomasowi fakt, że tak mogło to być odebrane. W jego głowie zaczęły tworzyć się różne rzeczy, możliwe plany czy chociażby zagrywki. Nie wszystkie były jednak przyzwoite. Myśli jednak było jego i dostępu raczej dziewczyna do nich nie ma, tak przynajmniej mu się wydawało. A nawet jeśli, nie miał się czego wstydzić. Niezależnie w jakiej sytuacji się znalazł czy jaką czynność wykonał, zawsze widział się w dobrym świetle. Czy zdarzało mu się okłamywać samego siebie? Ależ oczywiście. Praktyka jednak czyni mistrza i z biegiem czasu wszystko to przychodziło mu coraz łatwiej.
Miał jednak przed sobą całkowicie bezbronną dziewczynę i poczuł się w pewnej chwili niczym drapieżnik. Uczucie ciekawe i warte zapamiętania, jednakże warto było je powstrzymać i zakopać na później. Odparł więc by przełamać dalsze "lody" co oczywiście było wielką ironią, patrząc jaka dziura znajdowała się za nimi i z której ledwo co wyszli. -Zaklęcia powoli zrobią swoje, jeżeli chcesz przyśpieszyć proces, masuj klatkę piersiową. Ręce sobie poradzą. - odparł, wykazując się tutaj akurat wiedzą życiową i prawdziwą, uśmiechnął się jednak jak nieprzyzwoicie mogłoby to zostać odebrane.
Po chwili wspólnie się ubrali i byli gotowi do dalszych wędrówek, lecz czy którekolwiek z nich rzeczywiście miało na to ochotę? Niedługo zaczną się zajęcia, więc równie dobrze mogli powoli kierować kroki w kierunku zamku. Młody mężczyzna oczywiście kiwnął głową gdy usłyszał imię i skomentował to właściwie: -Padme brzmi zdecydowanie lepiej. - zaraz jednak po usłyszał złośliwą zaczepkę co do niby swojej wielkiej wagi. Wesoło prychnął -Bardziej bym winił tą kurtkę. Jak ją założysz, wygląda to tak jakbyś tam siedem krasnali schowała. - lubił się droczyć a wszystko przez to, że teksty rzucone na jego własną osobę po nim spływały. Zawsze też bacznie obserwował, czy jemu się udało kogoś chodź trochę wyprowadzić z równowagi czy poddenerwować. Małe gesty zawsze o tym świadczyły...
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Puściła jego słowa mimo uszu uznając, że woda zmroziła mu resztę komórek mózgowych. Pewnie w innej sytuacji te słowa by jej wcale nie zdenerwowały, jednak teraz nie miała ochoty na głupie żarciki. - Poradzą sobie w czymś innym - ucięła temat, skupiając się na twarzy chłopaka. Nie potrafiła sobie przypomnieć czy się znają, czy nie, ale skoro się przedstawił to zakładała, że jednak był jeszcze ktoś, kogo nie kojarzyła w tej szkole. - Może schowałam? - złożyła z dłoni piąstkę, delikatnie trącając Thomasa w ramię. - Może jestem Królewną Śnieżką i ukrywam tam swoich urojonych przyjaciół? - żyjąc w świecie magii wszystko było możliwe, tak więc i krasnale, elfy, trolle były tu jak najbardziej normalnym zjawiskiem. Uśmiechnęła się przy tym bliżej nieokreślonym i trudnym do odgadnięcia uśmiechem. - Po prostu szybko marznę. Wiecznie marznę w zasadzie... - wyjaśniła swój strój, rozkładając ręce na bok i okręcając się powoli wokół własnej osi, by zaprezentować jedną z kilku twarzy Pandy, czyli Bibenduma - wielkiego pulchnego ludka. - Teraz też - zasugerowała ucieczkę w bardziej przytulne miejsce, jak na przykład kuchnia. Marzyła jej się herbata. I ciastko. A najlepiej wszystko połączone z papierosem, którego teraz szukała po kieszeniach. Niestety, znalazła tylko zamoczoną paczkę, która nie nadawała się do niczego.
Chłopak się zaśmiał rzecz jasna w momencie, kiedy to oberwał w ramię pięścią. Dużej siły w tym nie było ale gest był jasny i przekazywał wiele informacji. Był zadowolony z takiego obrotu wydarzeń, pomijając oczywiście ten wcześniejszy niemiły wypadek. Jemu nie trzeba było wmawiać, że całość była winą Padme, czy jednak ta również miała takie podejście? Nie miało to znaczenia. Najważniejsze, że nic im się nie stało a noszone ciuchy nie były już mokre.
Nie komentował już kurtki, bo nie było większego sensu. Jeżeli rzeczywiście taki z niej zmarzluch, to powinna nakładać na siebie jak najwięcej warstw. Z drugiej strony, proste zaklęcie czy chociażby eliksir załatwiłyby sprawę. Najwidoczniej lubi się męczyć z zakładaniem i zdejmowaniem tak wielkiej ilości ciuchów z siebie. Czyżby jakieś dziwne zboczenie? Cóż, każdy jakieś ma.
Nie było już sensu przebywać na dworze, najlepszym rozwiązaniem byłoby więc napić się czegoś ciepłego i zjeść coś słodkiego. Widząc ten obraz od razu nabrał energii i chciał ruszyć do zamku, ale nie wypadało zostawiać Padme w tyle. -Rosyjska kawa i kawałek czekolady tuż przed zajęciami? - zaproponował, nie przyjmując odmowy. Nie był jednak pewien, czy takowy trunek dostanie. Prędzej musiałby się zakraść do samej kuchni i podwędzić procenty a byłoby to ciężkie zadanie zważywszy na porę.
Nim jednak wejdą do środka, Thomas cichaczem zbierze ręką trochę śniegu i rzuci dziewczynę w plecy. Był niezwykle ciekaw, czy jednak jakiś krasnal zaraz nie wyskoczy i nie zbeszta go za brak manier. Niekulturalne zachowanie? Dziecięce wręcz? Z pewnością. Ale nie przejmował się tym. Był w humorze na chwilowe droczenie się, nawet jeżeli zostanie to teraz źle odebrane.
Dalsze zapoznanie odbędzie się o ile przedstawicielka płci pięknej będzie miała nadal ochotę na wspólne towarzystwo.
[potencjalne z/t ]
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Co było tak ważnego, że @Leonardo O. Vin-Eurico postanowił pofatygować Ezrę w południe aż na brzeg jeziora? W porę dnia, którą Krukon uważał za czas na jego zasłużony odpoczynek po ciężkim dniu? - Obyś miał dobry powód - mruknął w powietrze, skoro nie miał nikogo w otoczeniu, komu mógłby na ten temat ponarzekać. Już nie mówiąc o tym, że Leonardo zabronił mu włożyć ulubionych ubrań. Co początkowo Ezra zamierzał kompletnie zignorować, bo tego dnia naprawdę miał ochotę założyć swoją lekką, bawełnianą marynarkę wpadającą w brąz, z lekką kratką i... No ale zamiast tego ostatecznie wybrał najprostszą czarną koszulkę. Nawet jeśli Leonardo nie był wart takich poświęceń. Kiedy dotarł na miejsce, Gryfona jeszcze nie było. No a jakże. Ezra westchnął ciężko, rozglądając się pobieżnie. Miejsce było całkiem ładne, szczególnie teraz, kiedy minęły wszelkie roztopy, a słońce wychylało się zza chmur, ciepłymi promieniami błądząc po skórze. Na pewno bardziej by je docenił, gdyby jeszcze znał powód, dla którego w ogóle się tam znajdował.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie był osobą czekającą w bezruchu. Od małego dziecka ganiał, kiedy tylko mógł - a gdy nie mógł, to zwykle kończyło się to źle. Potrzebował ruchu, tak jak każdy człowiek potrzebował tlenu. Życie Leosia było nieustannym maratonem, ale nie odbierał tego w męczący sposób. Wcale nie czuł się tak, jakby przez pośpiech omijał ważne sprawy. Nie, bo do niego pasowały tylko te elementy, które faktycznie potrafiły go dogonić. Przyszedł nad jezioro dużo wcześniej, bo w sumie nie spodziewał się, że Ezra weźmie na poważnie jego liścik. Był napisany impulsywnie i chaotycznie - czyli tak, jak Leo lubił najbardziej. Myślał, że Krukon jest na tyle rozważny, że go wyśmieje i zajmie się swoim... No, co on tam lubił robić. Czytać? W Ravenclaw mieli być ci mądrzy, nie? Tak czy inaczej, pokręcił się tam trochę ze swoją torbą treningową, a potem zostawił ją sprytnie schowaną pomiędzy gałązkami jakiegoś krzaczka i postanowił się przebiec (nie zapominając o małej rozgrzewce!). Kochał to uczucie, gdy rozbijał podeszwami twardą, jeszcze dość zmarzniętą ziemię. Nie było wcale aż tak ciepło, ale po co czarodziejowi bluza? Leo co jak co, ale zaklęcie ocieplające musiał znać doskonale. Zrobił swoją standardową, krótszą trasę i gdy wrócił, czekał już na niego Ezra. Ciężko było stwierdzić, jakie targały nim emocje - pewnie jakieś zniecierpliwienie, może nawet irytacja. Leonardo jednak jedynie uśmiechnął się promiennie, chociaż miał trochę zadyszki. - No proszę, wylazłeś zza książek! - Zerknął kontrolnie, czy jego torba nie uległa jakiejś tajemnej sile i coś się jej nie stało. Powinien pomyśleć o jakichś zaklęciach zabezpieczających lub kamuflujących, ale jakoś tak wierzył w dobre serduszka mieszkańców Hogwartu. - Doskonale, bo właśnie zabrakło mi worka treningowego... - Rzucił, nawiązując do ich rozmowy jeszcze z lekcji transmutacji.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Okazało się, że Ezra jednak nie był pierwszy. To po prostu Leo kompletnie nie szanował jego czasu. Ale Krukonowi też zdarzało się często spóźniać, więc postanowił, że nie będzie robił z tego powodu wyrzutów. I mimo, że naprawdę nie mógł patrzeć na olbrzyma w tych sportowych ubraniach, w których on prawdopodobnie by zamarzł, uśmiechnął się lekko, kiedy chłopak wreszcie do niego dołączył. - Kiedy ty mnie z książką wiedziałeś? - zapytał z lekko kpiącym uśmieszkiem na ustach. Ezra może i był Krukonem, ale nie utożsamiał się z tytułem "mól książkowy". Jasne, podręczniki zdarzało mu się przeglądać. Z oddaniem zagłębiał się w poradniki karciane i iluzjonistyczne, a i swojej młodszej siostrze przeczytał kilka książeczek, kiedy byli dziećmi. Mimo to, Leonardo był daleki od prawdy. I jakoś niepokojąco zziajany. Ezra zmarszczył brwi, wciąż nie rozumiejąc, dlaczego został ściągnięty. Vin-Eurico zdawał się zbyt wesoły, jak na osobę, którą dręczy jakaś bardzo ważna sprawa... Wszystko stało się jasne po jego kolejnych słowach. Ezra może nie był oczytany, ale potrafił wyciągać wnioski z kontekstów sytuacji. - I co, mój wzrost już mnie nie wyklucza? - Jakiś taki wyjątkowo poirytowany był. Na ogół Clarke emanował pozytywną energią, więc Leo miał ten zaszczyt poznać jego drugą twarz, która objawiała się w kpinie i szyderstwie wypisanym w oczach. - Nie, Leonardzie. Jakkolwiek zacząłem cię lubić, nie ma szans. Mam lepsze rzeczy do roboty niż pozwalanie się okładać pod pretekstem jakiegoś treningu, czy o czymkolwiek sobie pomyślałeś. Znajdź sobie kogoś w twojej kategorii wagowej i nie pisz do mnie w takich sprawach. Idę stąd. Na razie. Odwrócił się energicznie na pięcie. Nie chodziło o to, że Ezra nie lubił każdej aktywności fizycznej. Nie, bieganie było całkiem w porządku. Problem był w tym, że on kompletnie nie znał się na sportach ekstremalnych, w których specjalizował się Leo. Nie podobał mu się nawet kontekst naukowy - dzięki Gryfonowi na pewno nauczyłby się swojej budowy anatomicznej, gdyby musiał nazwać każdą uszkodzoną część ciała. Dlatego własnie nie, nie było rzeczy, która mogłaby go zatrzymać. Nigdy w życiu.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leoś był dumnym Gryfonem i tyle mu wystarczało. Starał się nie oceniać ludzi za szybko, więc na ogół nie miał nic do Ślizgonów, ani Puchonów, ani Krukonów. Mógł jedynie żartować sobie ze stereotypów krążących wokół poszczególnych uczniów. - Eee. Nie miałeś podręcznika na eliksirach? - Machnął lekceważąco ręką, bo przecież wcale nie o to mu chodziło. Lubił ten kpiący uśmieszek Ezry, bo świadczył on o tym, że ich konwersacja będzie wyjątkowo złośliwa i przyjemna. Jakże się zdziwił, gdy jego kolejne słowa zupełnie zmieniły nastawienie chłopaka. - Oj no przecież z tym twoim wzrostem to ż... - Ale nie dane było mu dokończyć, bo Clarke emanował czystym niezadowoleniem i nawijał dalej. A skoro Leo nie mógł dopchać się do głosu to wyraźnie musiało być coś na rzeczy. W pierwszej chwili zrobiło mu się trochę przykro. Dla niego wspólny trening był jak przyjacielskie wyjście. Był to pewien sposób na pokazanie Ezrze, że ich relacje są w rzeczywistości całkiem niezłe. Odebrany jednak został jak brutalny i głupi Gryfon, który nad sobą nie panuje. - Hej, zaproponowałem ci trening, a nie misję samobójczą. Nie zamierzam cię krzywdzić. Gdybym chciał, to zrobiłbym to już dawno. - Zaplótł ręce na klatce piersiowej. Krukon dalej szedł w stronę zamku, toteż Leo musiał podnieść głos. - Nawet nie spróbujesz? To nic wielkiego, Ezra. Parę ćwiczeń ci nie zaszkodzi. Nie planuję okładania cię pięściami jak worka treningowego. Miał wrażenie, że jego słowa wcale nie mają dużej siły przebicia, a to jeszcze bardziej go zirytowało. Nie wiedział jak zachęcić kogoś do robienia czegoś, na co nie miał ochoty - ale przecież Krukon sam nie wiedział, czemu mówi nie! - Czyli nawet nie spróbujesz mi przywalić? Nie wiedziałem, że Krukoni to aż takie tchórze... No, ale skoro sam stwierdzasz, że nie dasz sobie ze mną rady, to chyba nie mam cię co przekonywać. - Wypalił, chociaż nie było to zbyt przemyślane. On by na to poszedł, ale był narwany i dumny... A po Ezrze nie wiedział, czego się spodziewać.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Może był dla niego trochę zbyt ostry? Tak wnioskował po cieniu jakiegoś uczucia, które przebiegło przez mimikę chłopaka i którego Ezra nie zdążył rozszyfrować. W każdym razie, Leonardo na pewno lepiej przyjąłby odmowę, gdyby on nie nadał jej aż tak negatywnego nacechowania tonem głosu. Niepotrzebnie. Przecież wiedział, że połowa ich rozmów opierała się na sympatii przejawiającej się w złośliwych żartach. Górę brał jednak instynkt samozachowawczy, który podpowiadał, że po prostu bez potrzeby nie warto pakować się w potencjalnie szkodliwe sytuacje. Nie przez Leo. Przez tak zwane zbiegi okoliczności i złośliwość losu. Nie odpowiedział na żadną z zaczepek. Za to pewnie też powinien go kiedyś przeprosić... Tak czy siak, Leonardo nie miał na tyle przekonujących argumentów, by zmienić przekonania Ezry. No, do czasu... - Nie jestem tchórzem - odparował ze złością, zatrzymując się. Co było złego w tym, że nie miał ochoty na eksperymentowanie z zainteresowaniami Gryfona? On na przykład nie prosił Leo, by zagrał z nim w karty, bo wiedział, że to nie jest rzecz, którą tak impulsywna osoba polubi. Clarke odwrócił się z powrotem, pokazując, że ta uwaga nie spłynęła po nim tak jak wszystko inne. Oczywiście wiedział, do czego dążył Gryfon i pomimo tej świadomości, dawał się w tę pułapkę schwytać. -Wchodzenie na ambicję i dumę? Naprawdę, Leo? Żałosna prowokacja, żeby nie powiedzieć po prostu przedszkolna... Leonardo nie pojmował jednej rzeczy. Ezra nie wątpił, że Gryfon nie miał wobec niego złych zamiarów i że ten trening miał być przyjemną rozrywką dla nich obu. Problem był taki, że Krukonom często bliżej było jednak do Ślizgonów, bo oba domy wolały sprytne rozwiązania, a nie siłowe. Po co miał próbować przywalić Leonardowi, kiedy ten będzie się tego spodziewał? Bez sensu. - Okej, zostanę. Ale nie dlatego, żeby ci coś udowodnić. A jak mi się nie spodoba to więcej do tego tematu nie wracamy, sprawiedliwe?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie spodziewał się, że jego słowa w ogóle zadziałają. Tak sobie gadał, licząc się z tym, że skończy się na trenowaniu w samotności. To również mu się zdarzało, więc płakać nie zamierzał - ale był towarzyski i obecność drugiej osoby zwykle wypływała na niego pozytywnie. Ponadto dawał szansę Ezrze, aby podłapać parę zdolności wyjątkowo użytecznych i ciekawych. A Krukon zatrzymał się i odwrócił, gdy jego duma została urażona. Leo zapomniał o całej swojej prowokatywnej postawie i po prostu uśmiechnął się szeroko i wesoło, jak gdyby nigdy nic. Spoważniał dopiero, gdy z ust chłopaka padło tak dziwnie niepasujące sformułowanie. - Och. Ale dziwnie brzmi "Leo" w twoich ustach - podsumował, nie odnosząc się w żaden sposób do reszty wypowiedzi chłopaka. Użył jedynie taktyki, która podziałałaby na niego samego. A Ezra nie rozumiał podejścia Leośka. Wcale nie sądził, że to szczególnie sprytne, aby próbować komuś przywalić, gdy się tego spodziewa - to nie o to chodziło. Celem tego wszystkiego było wpojenie ruchów tak, aby można użyć ich w momencie, gdy druga osoba straci czujność. Jeśli, oczywiście, mowa o prawdziwej walce. W końcu Vin-Eurico był sportowcem, a na ringu każdy spodziewał się uderzenia. - Ależ oczywiście - przytaknął grzecznie, bo w końcu udało im się dojść do jakiegoś tam porozumienia. I, chociaż Leo z góry zakładał wspólne ćwiczenie, jakoś tak milej mu się zrobiło, gdy to wywalczył. Sam nie wiedział, kiedy zaczął gadać. Samo tak wyszło, ale opowiadał o ćwiczeniach, mięśniach i jednocześnie wymagał dość porządnej, choć mimo wszystko skróconej wersji rozgrzewki. Darował Clarke'owi bieganie, ale zanotował w pamięci, aby na to wyciągnąć go innym razem. W końcu mógł sobie żartować, lecz widział sylwetkę chłopaka i spodziewał się po nim przyzwoitej kondycji. Potem po prostu złapał torbę i wyjął z niej potrzebne rzeczy. Łapy bokserskie narazie zostawił, ale gestem zachęcił Ezrę, aby podał mu swoje ręce (co wcale nie brzmi dziwnie). - Parę najprostszych uderzeń i tyle - mrugnął do niego wesoło, zakładając mu na dłonie owijkę bokserską. Niezbyt wiedział, czy Krukon w ogóle ma jakiekolwiek pojęcie o tym, o czym do niego mówi... Ale wciąż nie był pewien, czy chłopak zwyczajnie się nie wycofa. Hej, Leo nie zamierzał urządzać im jakiegoś sparingu, ani nic!
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Leonardo jak zwykle zręcznie wyłapywał sedno wypowiedzi. Najwyraźniej cała ta myśl Ezry okazała się być dla niego jedynie zupełnie nieważną otoczką dla zdrobnionego imienia. Krukon parsknął śmiechem, kręcąc lekko głową i puszczając w niepamięć ich wcześniejszą rozbieżność poglądów. Ten Gryfon był niewiarygodny! - Nie zasłużyłeś na "Leonarda". - Ezra był chyba jedyną osobą, która w przypadku Vin-Eurica zdrobnienie traktowała jako sposób na wyrażenie niezadowolenia - a przecież z definicji powinno być zupełnie odwrotnie. No, ale najważniejsze było, że doszli do jakiegoś porozumienia, - czyli że Leonardo przystał na słowa Krukona - bo Ezra nie lubił mieć poczucia winy, a podejrzewał, że takie uczucie mogłoby mu jednak towarzyszyć. W końcu był empatycznym i ugodowym człowiekiem. Na ogół. Ćwiczenia rozgrzewkowe, które zlecił mu towarzysz, na szczęście nie były tak złe. Wiadomo, że się trochę zmęczył, prawdopodobnie bardziej niż powinien, bo jego kondycja po zimie zawsze stawała się spadkowa. Albo minusowa, jak kto woli. Nie mniej, Ezra wykonał wszystkie serie i w trakcie narzekał tylko odrobinę, dla samej zasady. Bo mimo wszystko nie chciał przerywać Leonardowi wykładu, kiedy ten już się rozkręcił. Słuchał jego słów z tak dużą uwagą, na jaką było go stać. To był naprawdę ogrom wiedzy i Ezra nie był w stanie pozostawać w stuprocentowym skupieniu przez cały czas. Trochę rozpraszało go nawracające niedowierzanie, jak Leonardo to wszystko zapamiętał i jeszcze potrafił przekazać w taki sposób, że Krukon nie miał ochoty zakopać się żywcem na miejscu. Zatem, punkt dla Leonarda? - Po co to robisz? Mam na myśli, czy trening nie powinien być rozwijający też dla ciebie? - zapytał, kiedy Gryfon obwiązywał mu dłonie w jakiś dziwny, skomplikowany sposób. Nie zamierzał się wycofywać, skoro już na coś się zadeklarował. - Chyba że po Hogwarcie chcesz zostać jakimś trenerem, a ja mam być królikiem doświadczalnym? Uśmiechnął się, zginając i rozprostowując palce. Owijki na rękach nie były ani szczególnie komfortowe, ani niewygodne. Dało się przyzwyczaić. Uniósł pytający wzrok na Leonarda. - To co mam robić?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Dopiero co zwracał Ezrze uwagę, że jako jedyny nazywa go pełnym imieniem, a tu sprawa się wyjaśniło. W jego ustach zdrobnienie brzmiało wyjątkowo niezręcznie i sztucznie - Leo sam musiał przyznać, że woli już to potworne "kolego". Postanowił jednak zachować to dla siebie, aby zbytnio Krukona nie zachęcać. Rozgrzewka poszła zgrabnie i gładko, Vin-Eurico raczej nie miał czego się czepnąć. Doceniał również, że jego towarzysz stara się nie okazywać zbyt ostentacyjnie niechęci lub zmęczenia. Oczywiście, słówko lub dwa mu się wymknęły, a mimika robiła swoje... ale Leo i tak uważał, że jest nieźle. - Trenowanie innych jest bardzo rozwijające - odparł, upewniając się, czy owijka jest odpowiednio założona. Następnie sam założył sobie drugą parę tasiemek, z wyraźną wprawą. - Cóż, nie wykluczam tego, bo to byłoby zajebiste. Teraz też bardzo często pomagam na treningach młodszych, więc... czemu nie? Ale to jak skończę z zawodami. - Doskonale wiedział, że trener nie ma czasu na branie udziału w walkach - nie tyle, co normalny zawodnik. A Leo nie chciał wycofywać się przedwcześnie. - Dużo osób myśli, że trening osoby doświadczonej z nowicjuszem nie ma sensu, ale to głupota. Od nowych można się wiele nauczyć, bo mają naturalne odruchy, a nie wpojone sekwencje. Poza tym pomaga to w panowaniu nad sobą - nie walczyłbym z tobą tak, jak ze znajomym, który ćwiczy sześć lat. - I może Meksykanin faktycznie nie był mistrzem wyczucia, ale mimo wszystko starał się jak mógł. Zresztą Ezra miał możliwość zauważenia tego na festynie - bo czy Leo dawał tam z siebie wszystko? - Daj jeszcze łapki - mruknął tak, jak do dzieci. Założył Krukonowi rękawice. - Nie było cię na ostatnim mugoloznawstwie, nie? Psorek zrobił właśnie boks. Ciekawy pomysł, choć jak dla mnie trochę niedopracowany. Ciężko upilnować tyle osób - w szczególności, gdy nie wiedzą nawet co się będzie działo. - Nie wspominał już o zamieszaniu, które panowało w sali po zajęciach. Jego zdaniem samo pokazanie ciosów i wymaganie ich powtórzenia na drugiej osobie (która dopiero co poznała pojęcie gardy), było lekkomyślne i mało efektowne. Mało precyzyjne uderzenia mogły wyrządzić większą krzywdę atakującemu, niż broniącemu się. - Dobsz. Patrz i ucz się. - Leo zaczął od zaprezentowania postawy bokserskiej, a potem zaprezentował w powietrzu, jak powinien wyglądać lewy prosty w głowę. - Ciężar ciała podczas uderzenia przenosi się na przednią nogę. Potem wracasz i znowu postawa bokserska, żeby być gotowym na kontratak. Kiedy skończył wyjaśniać i pokazywać, wsunął dłonie w łapy bokserskie i uniósł je tak, aby Ezrze było wygodnie - czyli nieco poniżej linii swoich ramion. - No, śmiało. Tylko traf w tarcze, nie we mnie - dodał żartobliwie.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Skoro Leo twierdził, że Ezra mógł być przydatny dla niego na tym treningu to kim był Krukon, aby się degradować? Jakoś nie martwił się, że jego "naturalne odruchy" zostaną ukradzione. Mógł z tym żyć. - Jak dobry jesteś? Mam zaszczyt być trenowanym przez jakiegoś mistrza czy jeszcze ten tytuł na ciebie czeka? - To brzmiało trochę jak niezamierzony komplement. Ezra przecież podejrzewał, że przez czarodziejską stronę chłopak nie miał aż tyle czasu na treningi, by być w posiadaniu takiego osiągnięcia. Kto jednak mógł wiedzieć? - Łapki. Jak uroczo - Nie przeszkadzało mu, że został właśnie potraktowany jak dzieciak. Jeśli by brać pod uwagę tylko umiejętności to przecież właśnie na tym poziomie się znajdował. Pozwolił założyć sobie rękawice, które nie były już tak tajne jak same owijki. - Spocą mi się dłonie. Fuj - wymsknął mu się komentarz wraz z niezadowolonym zmarszczeniem brwi. Kiedyś musiało to nastąpić, biorąc pod uwagę jak grzeczny był przy rozgrzewce. - Nie. Praktycznie nigdy nie chodzę na mugoloznawstwo. Jestem raczej nieźle zapoznany z ich światem. - W końcu to w nim się wychował. Ezra nie widział sensu w słuchaniu na temat mugolskich sprzętów, sposobów ubierania czy nawet sportów. O wszystkim miał już powierzchowną wiedzę. - Mam wrażenie, że byłeś na tych zajęciach pupilkiem nauczyciela, hm? Teraz mógł żałować, bo przynajmniej miałby już jakąś podstawę, a tak zaczynał jako zupełny świeżak. Cóż, przynajmniej teraz miał szansę odrobić tę zaległość. A nawet lepiej, skoro miał do dyspozycji własnego trenera personalnego. Kiedy obserwował, to wcale nie wyglądało na takie trudne, ale jak już to on miał wykonać cios, nie był taki przekonany. Bardzo powoli, analizując własne ruchy, powtórzył ruch Leonarda wycelowany w powietrze, żeby załapać samą kolejność gestów. Zrobił tak z trzy razy, po czym skinął głową do Leonarda, że jest gotowy do technicznego ruchu dodać trochę siły. Najpierw postawa bokserska - to było w porządku. Potem cios. Cios, który ma ciężar ciała wyprowadzić do przodu, na odpowiednią nogę... - wydawało mu się, że zmieścił się w widełkach przeciętności. Najgorszy okazał się być finalny moment. W założeniu uderzenie powinno być mocne, a Ezra sam poczuł, że jego takie nie było. Nieznacznie pokręcił głową, jakby z rezygnacją. To nie był jednak czas na podawanie się. Wycofał się do pozycji startowej i wprowadził cios jeszcze raz. I ponownie, dopóki gest nie stał się dla niego bardziej naturalny, a przy tym płynniejszy. (Jeśli Leo w miedzyczasie miał jakieś korekty to też je przyjmował.) Przez to lepiej mógł nakierunkować moc, co prawda wciąż pozostawiającą wiele do życzenia. Ale wszystko było kwestią praktyki, prawda?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Podobało mu się to, że nie było niezręcznie. W towarzystwie Ezry Leoś nie czuł się nieswojo - co, swoją drogą, bardzo go dziwiło. Zwykle bywał bardziej drażliwy na takich lalusiowatych Krukonów, a tu proszę. Karmił go, trenował, opowiadał mu... - To nie takie proste. Jeśli spytasz w Meksyku - to tak, z pewnością nazwą mnie swoim mistrzem. O juniorskich nawet nie warto gadać, więc... Teraz przygotowuję się do Mistrzostw Europejskich. Zakładanie, że nauka odciągała go jakoś od treningów, było ogromnym błędem. Leo był prawie pewien, że nie zaliczy tego roku, tak rzadko pojawiał się w zamku na lekcjach. Widział, jak bardzo się stacza, chociażby po takich kartkóweczkach jak na transmutacji. Albo po tym, jak spieprzył eliksir. Trochę żałował, bo miał w planach skończyć studia, a powtarzanie roku w Hogwarcie oznaczało jeszcze więcej użerania się z harmonogramem. Z drugiej strony, był teraz w swojej szczytowej formie i porzucenie treningów nie wchodziło w grę. - Po to te owijki. Nie tylko stabilizują nadgarstek i śródręcze, ale również wchłaniają pot. Jakoś przeżyjesz - zapewnił wesoło swojego towarzysza. - Ta? Czasem zachowujesz się jak taki panicz z czystokrwistego rodu - mrugnął do niego zaczepnie. Specjalnie zaakcentował jednak, że "czasem" - bo właśnie w takich sytuacjach jak ta mógł przekonać się, że Ezra wcale aż takim lalusiem nie był. - Asystentem, nie "pupilkiem" - wyprostował się dumnie, tylko trochę prześmiewczo. W końcu cieszyło go, że mógł się czymś wykazać! A samo patrzenie na takich żółtodziobów zapoznających się z jego hobby było przyjemne i inspirujące. Clarke obserwował go tak uważnie, że Leo z trudem powstrzymał się przed zażartowaniem, że można robić notatki. I tak był z niego całkiem zadowolony, bo wciąż dziwił się, że nie spotyka się z większym oporem. Najwyraźniej Ezra zrozumiał, że to może się fajnie skończyć! Patrzył spokojnie, jak chłopak stara się powtórzyć sekwencje lewego prostego w głowę. Było coś fascynującego w tym, jak najpierw po prostu układał sobie ręce i wyłapywał samą technikę. Leo zawsze rzucał się na oślep, a błędy wyłapywał zwykle po paskudnych kontuzjach, jakich się nabawiał. Gdy Ezra pierwszy raz próbował wyprowadzić prawdziwy cios, Vin-Eurico nieświadomie wstrzymał oddech. - To pewnie będzie najgłupsza rada, ale u mnie działa, więc... Za dużo myślisz. Już przetestowałeś sobie technicznie, wiesz która ręka i noga. Teraz po prostu mi przywal. - Wzruszył łagodnie ramionami, jakby to była najprostsza czynność na świecie. Tylko raz musiał przypomnieć Ezrze o odpowiedniej pozycji, bo ogólnie chłopak radził sobie wyśmienicie. Brakowało w tym pasji i tej furii, którą Leo wyrzucał z siebie na treningach - ale to były szczegóły, drobiazgi nieistotne dla amatora. - Nie wiem czemu, ale wciąż uważam, że mógłbyś wykrzesać z siebie trochę więcej siły... - Mruknął. Raczej nie rzucał zbyt wielu pochwał, w szczególności nie w trakcie treningu. Ezra powinien zauważyć za to brak nagan, co było dobrym sygnałem. - Spróbujemy prawego z dołu na tułów. Zrzucił łapy bokserskie i znowu zaprezentował w powietrzu co i jak. Powtórzył parę razy, że cios ten w rzeczywistości wymaga doskonałego wyczucia czasu, bo naraża atakującego na odsłonięcie się przed przeciwnikiem. - Lewą ręką dalej się osłaniasz. Schodzisz niżej w kolanach, żeby uderzenie nie pochodziło tylko z ręki, ale z całego ciała. A celujesz... - przyłożył dłoń do klatki piersiowej swojego towarzysza, w punkt znajdujący się pomiędzy żebrami, a pod mostkiem. - Dokładnie tutaj. To uderzenie dawało więcej szans na wykazanie się pod względem siłowym - a jak już sprawdzili, technika Krukonowi wychodziła bez większego problemu. Leo założył łapy bokserskie i ustawił się tak, aby Ezrze łatwo było trafić w odpowiednie miejsce. Trochę ryzykował przy tym faktycznym oberwaniem (tarczę trzymał tuż nad rzeczywistym punktem ataku), ale zależało mu na celności. Poza tym sam wiedział, że celowanie w tarczę a celowanie w człowieka to zupełnie różne sprawy.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Akurat jeśli chodziło o ich dwójkę, naprawdę ciężko było wprowadzić jakąkolwiek niezręczną atmosferę, bez względu na to czy znajdowali się pomiędzy innymi ludźmi, czy sami zapewniali sobie rozrywkę. Zarówno Leo, jak i Ezra mieli to do siebie, że luźno podchodzili do życia, a każda sytuacja była dla nich dobra do żartów. Ezra nie czuł się tak, jakby musiał się kontrolować, bo wiedział, że nawet jeśli się w jakiś sposób ośmieszy, Leonardo co najwyżej go otwarcie wyśmieje. A potem zrobi coś równie głupiego. Ezra widział w tym potencjał na naprawdę fajną przyjaźń. Taką zupełnie niewymuszoną. - Och. No to jestem pod wrażeniem. Mogę ci kibicować! Będę w tym dobry. Słuchaj. Dajcie mi "L", dajcie mi "E", dajcie mi "O"... - zaśmiał się, próbując brzmieć tak entuzjastycznie jak te wszystkie cheerleaderki, które kojarzył z seriali dla nastolatków, często migających w domu jego matki. - Ale nie. Poważnie. Chciałbym cię kiedyś zobaczyć w prawdziwej akcji. Może nie fascynowało go za bardzo takie mordobicie - ba, uważał to nawet za trochę okropne. Nie mniej, skoro Leo podkreślał, że się hamował przy Ezrze, był ciekawy jak to wygląda, kiedy nie może sobie na to pozwolić. Zwykła Krukońska ciekawość. - Panicz z czystokrwistego rodu? - zdziwił się Clarke, otwarcie prychając śmiechem i kręcąc głową, bo to było tak dalekie od prawdy, że Leonardo nawet nie mógł mieć pojęcia. - Nie, moja mama jest mugolką - przyznał, nie czując się tym w żaden sposób zawstydzony. Nie lubił mówić, że był mugolakiem, ale ta akurat informacja niewiele zmieniała, skoro nie wspomniał o ojcu. Ojcu, który dla Ezry po prostu od dawna nie istniał. - Ale nie rozumiem, dlaczego nikt mi tego wcześniej nie powiedział? Teraz czuję się zdegustowany samym sobą... Ej, ale myślisz, że mam arystokratyczny profil? No i jak niby Leo miałby się czuć przy Ezrze nieswojo? To po prostu było niemożliwe! - Nam obu ciężko jest się wyzbyć codziennych przyzwyczajeń - odparł, nawiązując do świetnej rady Leonarda. No i nawet znalazł sposób na obrażenie przy tym Gryfona! Ezra wychodził z założenia, że każdy sposób na drażnienie chłopaka był dobry. Za dużo myślał... No pewnie, że to robił! Ezra miał w sobie głęboką potrzebę bycia dobrym, jeśli już na serio się w coś angażował - pomijając lekcje. Na nich po prostu być musiał. Ale skoro Leonardo go trenował, Leonardo próbował mu przekazać jakąś umiejętność, Leonardo lubił go na tyle, by wciągać go w swoje hobby, Ezra po prostu nie chciał zawalić na czymś tak prostym jak technika. - Najwyraźniej nie mogę. Na szczęście przeszli do kolejnego ciosu. Ezra nie zamierzał rezygnować ze swojej sekwencji "suchego" powtórzenia, ale chociaż trochę starał się dostosować do rady towarzysza. Nie myśleć... Ale jak miał to po prostu wyłączyć? - Nie spodziewaj się cudu - mruknął jeszcze, nim wykonał cios. I tak jak powiedział, do cudu było mu daleko...
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Ciężko było zachować profesjonalizm i powagę przy takim błaźnie. Ezra miewał takie humorki, że Dreama w swoich najgorszych dniach w miesiącu mogła się przy nim schować. Najpierw się wściekał i strzelał fochy, potem poważniał, następnie żartował i dokazywał. Hej, trenowanie z nim faktycznie przypominało pomaganie na treningach dziecięcych! - Cudownie, ale może jednak ogranicz się do skrótu, co? Jakbyś tak literował "Leonardo" i przeszedł do nazwiska, to zszedłbym z ringu tylko po to, żeby cię walnąć. - Poinformował go w sposób niezwykle szczery i przy tym dość brutalny. Po kolejnych słowach chłopaka parsknął śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem. Sam już nie wiedział, czego się po nim spodziewać. - Zapamiętam, żeby na następne zawody zabrać cię ze sobą - zapewnił go. Bo w sumie, to czemu nie? Leo lubił się popisywać, a skoro Ezra nie znał się na temacie, to emocje miał gwarantowane. Możliwe porażki Gryfona także nie wydawały się w takiej sytuacji tragiczne - ponieważ gdyby już przegrywał, to z pewnością widowiskowo i nie bez walki. - Trochę. Masz w sobie coś takiego odrobinkę wyniosłego... - ale na słowa Krukona skinął głową ze zrozumieniem. Tak sądził, że to byłoby za proste. Clarke musiał mieć w zanadrzu jakąś niezłą historię życiową, to było po nim widać. - A czystokrwistość to coś złego? - Zainteresował się, widząc niemalże alergiczną reakcję chłopaka. Sam swój rodowód uwielbiał, ale nie było w nim wcale jedynie czarodziejów. Mimo wszystko jego tolerancja działała w dwie strony. No i przyjaźnił się z taką czystokrwistą panienką, o której nie dało się zapomnieć! - O, dokładnie! Arystokratyczny profil. Patrz, nie wiedziałem, jak to nazwać. A już myślałem, że nie da się słowami oddać twojego piękna... Leosiek bardzo chciał dać z siebie jak najwięcej. Nie sądził, że przeciąganie treningu coś da, a ponad wszystko nie planował zanudzania Ezry. Pozostawało mu zatem trochę czasu na wyzwolenie w nim prawdziwej woli walki. Wiedział, że to trudne dla kogoś nowego, a sztuczne tarcze wcale nie pomagały. - Oczywiście, że możesz - zaprotestował błyskawicznie, niezadowolony z tego negatywnego podejścia. Krukon jakby trochę oklapł, tracąc siły we własne możliwości - w dodatku pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Słowa to tylko słowa, huh? - Nie no, litości. To już był chyba jakiś żart. - Wjeżdżanie na ambicję zawsze było dobrym pomysłem. Najprostszym sposobem na wykrzesanie odrobiny energii było wyprowadzenie z równowagi. - Ezra, bo ja zaczynam myśleć, że my tu tracimy czas. To było uderzenie, czy trzepnięcie komara? Przekrzywił lekko głowę i uniósł nieznacznie kącik ust. - Bardzo starałem się nie myśleć o tobie jak o słabiaku, ale... To już chyba nie ma sensu. Zwijamy się?
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- I jeszcze drugie imię. Koniecznie. A co to, moja wina, że twoi rodzice mieli fantazję i nie nazwali cię po prostu Samem albo Andym? Wszystkim nam żyłoby się wtedy łatwiej. - Gryfon kompletnie nie doceniał, jak starał się Ezra, nazywając go pełnym imieniem, które wcale do lekkich nie należało. Mógł iść na łatwiznę, jak wszyscy, ale nie. On zostawał przy dumnie brzmiącym Leonardzie. - Poważnie? Chcesz tam mnie, przynoszącego ci wstyd? - Uśmiechnął się szeroko, całkowicie autentycznie. Co prawda Ezra zaproszenie sobie trochę wyprosił, ale sam gest był miły. - Cudownie. Czyli mógłbym włamać się do Ślizgonów i wzięliby mnie za swojego. Leonardo, nadajesz mojemu życiu sens - zawołał z zachwytem, jadąc typowym stereotypowym myśleniem. No ale jak inaczej miał zareagować na wieść, że wygląda na wyniosłego? To w żadnym kontekście nie stawało się komplementem. - Nie, po prostu... Ciężko to wytłumaczyć, ale nie mam zbyt dobrych doświadczeń z czystokrwistymi. Nie chcę generalizować, ale często z im "lepszego" jest się rodu, tym gorszą jest się osobą. Przez dostatek ludziom odbija. - To właśnie czystokrwiści w głównej mierze sprawiali, że Ezra całą czwartą klasę chodził ponury i zmartwiony o swoją siostrę. Nieważne jak ogromne miał chęci, pewien niesmak po tych wydarzeniach pozostał. - Zazwyczaj staram się nie wdawać w dyskusje o pochodzeniu. To nie definiuje człowieka. Leo mógł mieć go za błazna, ale Ezra zawsze próbował zachowywać równowagę między dowcipami i filozoficznymi przemyśleniami. To były według niego dwa filary tworzące inteligentną rozmowę. - Dobrze, że mamy mnie. Ja sobie całkiem radzę z określaniem mojej urody. Bo rozumiesz, Leonardzie, że nikt mnie nie komplementuje? Sam muszę się codziennie upewniać, że pięknieje z dnia na dzień. - Pokręcił głową z dezaprobatą, jakby był zawiedziony postawą swoich przyjaciół. A w tym także Leo! Ezra już od sytuacji na eliksirach był gotowy nadać mu ten zaszczytny tytuł. Vin-Eurico przez ten cały czas był w jakiś sposób wspierający i nie krytykował Ezry. Tym bardziej zaskoczony był Krukon jego kolejnymi słowami. Zmarszczył brwi, tym razem faktycznie urażony. - Staram się, ty bezmyślna góro mięsa - burknął zirytowany. Ezra od początku mówił mu, że cały trening był złym pomysłem. Nie nadawał się do tego i tyle. A teraz Leo jeszcze go z tego powodu obrażał! Granicę przekroczył, kiedy nazwał go słabiakiem. Nie chodziło o to, że samo przezwisko aż tak dotknęło Ezrę, ale o samo udowodnienie Gryfonowi, że nie ma racji. - Zamknij się - wycedził, zamachując się znienacka i z faktyczną siłą uderzając w... Brzuch Leonarda. Ezra nie wiedział, dlaczego zamiast całować w tarczę, jego ręka zboczyła z kursu. Kiedy się zorientował, złość z niego natychmiast uleciała. Rozszerzył szeroko oczy, zmieszany i zdziwiony swoją reakcją. - Przepraszam. Kompletnie nie pomyślałem...
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Hm. No dobra. Lubię moje drugie imię. - Oświadczył, tym samym uroczyście udzielając Ezrze zgody. Gdyby w rzeczywistości taka sytuacja z dopingowaniem go miała miejsce, mógłby się nieźle rozproszyć. - Powiem ci szczerze, że jakoś nikt nigdy ze mną na zawody nie chodził, więc... czas spróbować czegoś nowego. Sam nie wiedział, czemu tak było. Chyba po prostu potrzebował koncentracji, a przy swoich bliskich mu jej brakowało. Z drugiej strony, nikt jeszcze nigdy nie zapytał, ani sam z siebie nie przyszedł. Poza juniorskimi zawodami, gdzie czasem zjawiał się ojciec Leo... Już wyobrażał sobie, jak zaczyna się śmiać na ringu i odpada niemalże walkoverem. Ale nie musiał tłumaczyć tego Clarke'owi - najcudowniejsze w nim było właśnie to, że choć żartował, to znał powagę sytuacji. Leonardo nie miał czym się martwić. Wysłuchał Krukona i uznał, że nie może się z nim nie zgodzić. Sam również odnosił podobne wrażenie, toteż teraz jedynie skinął głową. - Prawda. Dlatego wyjątki są tak niezwykłe! Przyjaźnię się z jedną laską od Dearów - przeszły go ciarki, gdy pomyślał sobie, co Fire by mu zrobiła za określenie "laska". Ale chyba nie miała jak się o tym dowiedzieć, nie? - Skoro o tym wiesz, to można dyskutować. Ja na przykład kocham opowiadać o mojej rodzince, serio. Powaleni ludzie, ale no wiesz, rodziny się nie wybiera... - Puścił Ezrze oczko. Sam czasem gubił się w swoim drzewie genealogicznym, nie wspominając już o fakcie, że przykładowo jednej ciotki wciąż nie znał. Mimo to od dziecka słuchał o swoich korzeniach. Plus mógł pochwalić się nie tylko niezłym magicznym rodowodem, ale i mugolskim - a to chyba wyjaśniało, czemu tak specyficznie podchodzi do czarodziejskich umiejętności. - Co za paskudne niedopatrzenie! Nie wierzę - musiał bardzo się postarać, aby zabrzmieć na aż tak zszokowanego. Krukon trochę sam sobie strzelił w kolano, bo mógł teraz spodziewać się natłoku (sarkastycznych!) komplementów ze strony Leo. Przecież Gryfon znany jest z doceniania piękna. Odczuł ogromną satysfakcję, gdy tak błyskawicznie udało mu się wyprowadzić Ezrę z równowagi. Co prawda, znowu został nazwany "bezmyślną górą mięśni", ale chyba za bardzo go to już nie bolało. Za dużo w tym tkwiło prawdy... Uderzenie w brzuch bardziej go zaskoczyło, niż zabolało. Ezra włożył w to W KOŃCU siłę, ale Leosiek nie pierwszy i nie ostatni raz tak oberwał. Przełknął ślinę, walcząc z mimowolnym odruchem wymiotnym, po czym odchrząknął i uśmiechnął się promiennie. - O to chodziło! - Klepnął swojego towarzysza w ramię, czując rozpierającą go dumę. - Nie przepraszaj za dobre uderzenie, mi querido. Z Ezry emocje szybko zeszły, a Leo nie zamierzał za bardzo przejmować się tym, że faktycznie oberwał. Jeden siniak mniej czy więcej... - Dobra, jeszcze raz, bo to było super. Ale tym razem cię nie prowokuję i traf w tarcze, nie we mnie. - Mówił to już wcześniej, ale chyba Krukonowi potrzebne było przypomnienie...
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Tym bardziej czuję się uhonorowany. Poza tym od czegoś trzeba zacząć zaliczać "pierwsze razy" w naszej znajomości, kolego. - Puścił mu z rozbawieniem oczko. Ezra wiedział, że jeśli faktycznie Leo go na zawody zbierze, będzie zobligowany do grzecznego zachowania. Ale jak na razie... - Laska od Dearów? Ta ruda pani prefekt. Fire, prawda? - przypomniał sobie dziewczynę, o której Leo wspomniał na eliksirach. Wydawało mu się, że ich dwójka była dosyć blisko, więc Ezra nie miał problemu z uwierzeniem w jego słowa. Tym bardziej, że profesor Dear także robił na nim wrażenie, więc to nazwisko jakoś tak dobrze mu się kojarzyło. - Ale wy, Gryfoni, to jeszcze coś innego. Najchętniej byście zaprzeczali każdej regule - wytknął mu. Ezra uśmiechnął się krzywo na ten oklepany tekst. Rodziny się nie wybiera... Nie. Ale można się od niej odciąć. Można otoczyć się innymi ludźmi i to ich nazwać rodziną. To wcale nie było tak czarno-białe, jak twierdził Leonardo. - To masz podwójne szczęście, bo nie dość, że masz o czym opowiadać to towarzyszy ci świetny słuchacz. - Uśmiechnął się, wskazując na siebie. Opowiadać nie lubił, bo wielu ludzi powiedziałoby, że się użala, a wcale tak nie było. Już dawno zaakceptował taki stan rzeczy. Było jak było, a Ezra też nie narzekał na to, kim się przez tę sytuację stał. Uważał się jednak za dobrą osobę. Nawet jeśli Leonardo próbował mu udowodnić, że jest inaczej, prowokując go. Zaśmiał się z niedowierzaniem na reakcję chłopaka, który wręcz ucieszył się, że został uderzony. Niewiarygodne. - Jeśli to powtórzę, będziemy już kończyć? - zapytał trochę marudnie. Mógł się zgodzić, że nie było aż tak źle jak podpowiadały mu pierwsze scenariusze. W zasadzie całkiem zabawnie, bo poza trenowaniem cały czas jednak rozmawiali o różnych innych sprawach, co było dla Ezry tą przyjemniejszą częścią. Mimo to Krukon miał swoją granicę wytrzymałości i uważał, że nie ma co jej teraz naginać. - Zawsze możemy spróbować kiedy indziej. To nie tak, że zamierzał być zajęty w kolejnych terminach proponowanych przez Leonarda. Podejrzewał tylko, że tak może się zdarzyć. Teraz było już trochę łatwiej, bo to jedno impulsywne uderzenie jakoś tak odblokowało Ezrę, przybliżając mu stan mentalny, który powinien osiągnąć. Ciało po prostu samo potrafiło zapamiętywać odpowiednie zachowania, a Krukon miał tylko nadać mu właściwy impuls. Odetchnął, pozwalając sobie na przywołanie negatywnych emocji. Sam nigdy nie próbował się wyżywać poprzez skoncentrowanie złych myśli na wysiłku fizycznym, ale wiedział, że wiele osób tak właśnie robiło. I to z wysoką skutecznością. Dlatego w kolejnym uderzeniu oddał Leonardowi wszystko to, co na moment wróciło do niego przez ich powierzchowną rozmowę o rodzinie i co zazwyczaj zwyczajnie oddalał od siebie.
Zdecydowałeś zapisać się do Klubu Therii i teraz masz szansę przekonać się, czy okazało się to mądrą czy nierozsądną decyzją! W tej grze spotkać może Cię wszystko - dlatego bądź czujny. Panuje zasada kto pierwszy ten lepszy, dlatego którekolwiek z was może napisać post jako pierwsze. Najważniejsze informacje są tu a zasady tu. Proszę o wklejanie pod postem kodu:
Kod:
<zg>Kostka</zg>: [url=LINK DO LOSOWANIA]LICZBA OCZEK[/url] <zg>Pole</zg>: NUMER POLA <zg>Efekt</zg>: EFEKT POLA
Rywalizacja, tajemnica, dziwne gry. To coś co Clary uwielbiała. Od zawsze ciągnęło ją w tą złą stronę. Chociaż może teraz powinna się ogarnąć, gdy ma faceta? Pewnie Kieran byłby niemiłosiernie zły gdyby się dowiedział, że brała udział w czymś co niekoniecznie może się dla niej dobrze skończyć. No ale cóż nie miała jak go poinformować powie mu jak już będzie po wszystkim. Pewnie się na nią podenerwuje, stwierdzi, że ledwo są razem a ona nadal robi złe rzeczy ale mu przejdzie. Przynajmniej taką dziewczyna miała nadzieję. Pewnie sam by w to zagrał gdyby nie siedział w swoim mieszkaniu, bidulek pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy co się dzieje dookoła niego. Eh, Clary musi go w końcu wyciągnąć z domu bo ciężko widzi, jego dalsze losy jako studenta w tej szkole. Nie po to są razem by dziewczyna patrzyła jak zawala rok. No cóż jak widać ona sama też będzie musiała zmienić kilka swoich nawyków ale powoli do tego dojdą. Nie od razu Rzym zbudowali co nie? Wiadomo granie w gry magiczne, teraz gdy są te całe zakłócenia było szalonym pomysłem, no ale czy nie do szalonych świat należy? Co będzie to będzie nie ma co się przejmować, przecież się nie zabije. Chociaż patrząc ostatnio na Clary to wszystko było możliwe. No ale cóż nie mogła sobie odmówić tych rozgrywek. Gdy tylko się o nich dowiedziała, od razu wyskoczyła ze swojej słodkiej pidżamki ubrała się i udała we wskazane miejsce. Zauważyła, że jej przeciwnika jeszcze nie ma. Nie chciała zaczynać sama, co to za frajda gdy druga osoba nie widzi naszego pierwszego ruchu. Usiadła sobie spokojnie na trawie i postanowiła poczekać na kompana do gry. Patrzyła się na tafle jeziora i wspominała czasy jak była młodsza. Lubiła tu przesiadywać, szczególnie jak powoli zapadał zmrok. Wspominała wtedy tatę i wydawało jej się, że on ją słyszy, za każdym razem gdy o nim myślała, jezioro w dziwny sposób się poruszało. Tym razem też tak było, pojawiły się dwa okręgi, które jakby pokazywały obecność jej ojca. Aj głupiutka Clary, to pewnie jakieś ryby bądź inne stworzenia a Ty jak zawsze sobie to wszystko wyolbrzymiasz. No ale cóż, pomarzyć można. Po chwili zaczęła rozglądać się na boki szukając nadchodzącego gracza.
Maximilian był podekscytowany - wcześniej nie interesował się grami magicznymi, trochę amatorsko latał na miotle, trochę grał w szachy, ale w nic nie wszedł za głęboko. Z therią było inaczej - nie dało się jej poznać tylko powierzchownie, sprawdzić jak jest i się wycofać. Sam siebie nie poznawał, ale zaciekawiła go gra i od rana był podekscytowany tym, co go spotka lub może go spotkać, a także kto jest jego partnerem w rozgrywce. Różdżka jak zwykle spoczywała w tylnej kieszeni (niesamowite, że jeszcze jej nie złamał siadając na niej tysiące razy!), na nogach stare, skórzane buty. Włożył czarną bluzę z kapturem, która obwisała na jego chudym ciele straszliwie - musi w końcu przytyć bo kilka kilogramów straconych w wakacje sprawiło, że zaczynał wyglądać strasznie. Stawił się na wskazanym miejscu - cieszył się, że gra będzie toczyła się na zewnątrz, to niby nie ma znaczenia, ale lubił przychodzić tutaj, nad jezioro więc czuł się pewniej pakując w nieznane w znanym miejscu. Już z oddali, wędrując od zamku ujrzał postać siedzącą na trawie - wytężył wzrok i miał już pewność, że zagra przeciwko przedstawicielce płci odmiennej. Będąc bliżej spostrzegł znajomą twarz - znajomą, czyli należącą do osoby, którą kojarzy z widzenia. Jeśli się nie mylił była od niego rok lub dwa starsza, na pewno nie ze Slytherinu. Stawiał na Hufflepuff lub Gryffindor, ale nie dałby sobie ręki uciąć. Cóż, zapewne będą mieli okazję troszkę się poznać podczas rozgrywki wzruszył więc ramionami i z uśmiechem, ale i lekką nieśmiałością, którą miał w sobie wobec dziewcząt, szczególnie starszych, zbliżył się. - Hej, czyżbyśmy byli parą? - przywitał się i zadał niezgrabne pytanie, a zorientowawszy się jak zabrzmiało jego policzki przybrały kolor charakterystyczny dla gryfonów. Nienawidził tego - ilekroć popełnił gafę, lub zestresował się, jego twarz rumieniła się jak u jakiejś panny na wydaniu - To znaczyyy, myyy, gramy razem? - bąknął nieskładnie świadom faux pas które popełnił, które dawało również dziewczynie pewnego rodzaju przewagę psychiczną na początku rozgrywki - Jestem Max - przedstawił się wreszcie i zdobył na lekki uśmiech. Czuł, że pierwszy ruch w grze powinien należeć do dziewczyny, dlatego poprzestał na tym, czekając co się wydarzy i jak koleżanka zareaguje.
Clary i gry? Na pewno nie takie w których się siedzi i się nudzi. Ona lubiła adrenalinę, niebezpieczeństwo. Nie potrafiła z tego zrezygnować, musiałby się stać cud żeby dziewczyna zaczęła prowadzić zwykły i nudny tryb życia. Wątpi żeby z Kieranem byli zwykłą parą, która będzie chodzić za rączkę i całować przy świetle księżyca. Pewnie dalej będą robić te swoje niebezpieczne rzeczy, które robili przez cały czas. To najlepsza rzecz jaką człowiek w życiu odkrył, adrenalina i niebezpieczeństwo. Chodzenie na granicy i uśmiechanie się szyderczo w stronę śmierci. Dlatego właśnie Clary tutaj jest, aby zmierzyć się tak naprawdę sama ze sobą. Sprawdzić ile tak naprawdę ma w sobie siły. Czy podoła wyzwaniu? Nie ma innego wyjścia, w tej grze jak się powie a trzeba też powiedzieć b. Clary dalej sobie siedziała nad brzegiem tej wody i rozglądała się dookoła. Powoli zaczęła zastanawiać się czy przez przypadek jej rywal nie poddał się. Może zwątpił, może stwierdził że to nie dla niego, że nie poradzi sobie z taką grą. Na wszelki wypadek wyciągnęła z szaty swoją różdzkę i zaczęła jej się przyglądać. Pamięta jak w sklepie z różdżkami wzięła ją do ręki, od razu poczuła, że to ta jedyna, że z żadną inną nie ma takiego połączenia jak z nią. I miała racje, pasowała do niej idealnie, to był wtedy najszybszy zakup ze wszystkim, które zrobiła przed rozpoczęciem pierwszego roku. Odłożyła delikatnie różdzkę na ziemie i powróciła do przyglądania się widokom. Oj Kieran ją na pewno zamorduje, a przynajmniej będzie zły. No ale cóż, to cała Clary napierw robi potem myśli. Teraz już niestety nie mogła się wycofać. Po chwili usłyszała kroki, które zbliżały się w jej strone. Po tej stronie Hogwartu naprawdę było słychać wszystko, albo po prostu Clary miała wyostrzony słuch. No nie ważne, spojrzała w stronę nadchodzącego chłopaka. No nie serio? Nie dosyć, że facet to jeszcze Slytherin. Kojarzyła chłopaka, rzucał się w oczy. Nie wiedzieć dlaczego, ale po prostu dziewczyna nie jednokrotnie widziała go w tłumie uczniów, doskonale wiedziała, że jest młodszy o rok. Miała tylko cichą nadzieję, że nie wyniknie podczas tej rozgrywki żadna kłótnia. Miała dobry humor, więc spodziewała sie zaciętej ale i też miłej rywalizacji. - Parą to nie, ale tak gramy razem - dziewczyna zaśmiała się delikatnie. Zauważyła, że chłopak się zarumienił no cóż zdarza się. - Clary, bardzo mi miło - dziewczyna wyciągnęła rękę i uśmiechnęła się szeroko. - No dobra więc wychodzi na to, że zaczynam - na jej twarzy nie było widać stresu. Co będzie to będzie, żyje się raz Wzięła do ręki kostki i od razu rzuciła je przed siebie. Zobaczyła na nich dwie szóstki, dobrze wiedziała, że to wcale nie oznacza nic dobrego. Podwójny pech, no cóż nie zawsze ma się szczęścię we wszystkim. Spojrzała na kule na której pojawił się napis: „Gdyby wszystkie małpy potrafiły się nudzić, zostałyby ludźmi.” Clary spodziewała się, że zaraz wyskoczy jakieś stado małp jednak to się nie wydarzyło. Nagle zobaczyła, że jej ciało porasta we włosach, no tak to karma za to, że śmiała się z tego faceta w Alei Prawdy. - Cinerarius - dziewczyna złapała za różdzkę i wykrzyczała zaklęcie jednak na nic się nie zdało. Spróbowała jeszcze raz ale nawet jeden włosek nie spadł z jej ciała. - No super, będziesz musiał teraz grać z małpą - próbowała się uśmiechnąć, jednak włosy, które były dosłownie wszędzie troche jej to uniemożliwiały.
Kostka: 12 (+ nieparzyste) Pole: 12 Efekt: Clary jest cała pokryta włosami, nawet podwójnie.
Dziewczyna sprawiła, że napięcie i stres opadły. Świetnie, że przynajmniej tyle z życia miał, że jak coś go już rozluźniło to przestawał się spinać i dość łatwo go było wyciągnąć z tego niezbyt przyjemnego stanu poddenerwowania. Twarz wróciła do zwyczajnego koloru i odzyskał panowanie nad sytuacją. - Tak tak, świetnie - uśmiechnął się - Mnie również bardzo miło - dodał już normalnie, niemal całkowicie rozluźniony. Zmierzył ją łagodnym spojrzeniem. Była znacznie niższa od niego (a kto nie był?), choć w ogólnym rozumieniu miała dla dziewczyny wzrost bliski idealnego. Uśmiechnięta buzia otoczona burzą rudych, pięknych włosów i rozbrajający uśmiech robiły wrażenie osoby sympatycznej, nieco szalonej i lubiącej wyzwania. To ostatnie musiało być prawdą, inaczej przecież nie pojawiłaby się tutaj, ale pozostałe cechy które wyczytał z wyglądu były tylko domniemaniami. - Oczywiście, damy zaczynają - powiedział łagodnie, tonem już normalnym dla niego, z nieznacznym uśmiechem na twarzy. Wiatr plątał jego, nieco za długie już, włosy, za to rude fale dziewczyny wprawiał w ruch będący niemal sztuką. Zaciekawiony obserwował ruch dziewczyny, rzut jej kostką a potem to, co się wydarzyło. Cóż, farta nie miała, ale złe miłego początki? Ok, nie ma takiego powiedzenia ale to odrotność tego istniejącego, więc pewnie jej się dalej przyfarci. Nie wyglądała wcale tragicznie, choć jednak wolał kobiety mniej owłosione - Nie jest źle! - pokrzepił ją i wziął kości do ręki. Przyszła kolej na jego ruch, pomieszał kostki w dłoni i energicznie wyrzucił. Wybrana liczba nie okazała się tak imponująca jak ta, którą wyrzuciła Clary, ale lepiej od niej przecież być nie mogło. Jego pionek powędrował 5 pól do przodu i nagle, ku zaskoczeniu chłopaka, jakby znikąd oplotły ich diabelskie sidła, ściskając ściśle ich ciała tak, że niemalże nie było już widać ciał wśród tej plątaniny. Oczywiście skupiły się na Maxie, ale i panna Fajfer nie pozostała od nich całkiem wolna. Blackburn zdołał sięgnąć po różdżkę i machnął nią szepcząc zaklęcie, którym chciał poskromić błyskawicznie rosnącą roślinę. Z jej końca wystrzelił płomień który ugodził pnącza sideł, a te wydając z siebie coś na kształt pisku, wysokiego wrzasku ustąpiły, wyswobadzając z objęć parę graczy, niosąc ulgę Maximilianowi, i, jak nie trudno się domyślić, jego towarzyszce.
Kostka: 5 (+ parzyste) Pole: 5 Efekt: Pojawiają się diabelskie sidła, Maxowi jednak udaje się użyć zaklęcia które je poskromi i wychodzi z sytuacji bez szwanku.