- Widzę, że ty też nie grzeszysz nagannym humorem. - Powiedziałam, a po chwili obie śmiałyśmy się jak dwie szajbuski. Po chwili zdałam sobie sprawę, że wszyscy siedzący na sali patrzą na nas jak na ostatnie kretynki, a mój brzuch nadal szalał. No cóż, w końcu ta sałatka to moja dzienna porcja warzyw. Więcej już jeść nie będę, więc władowałam sobie ogromną ilość warzyw na talerz. Tak samo uczyniłam z talerzem siedzącej naprzeciwko Elliott, uśmiechając się do niej. - Jesteś chuda jak patyk, dziewczyno. Powinnaś też coś jeść. - Dodałam, widząc jej zdezorientowaną minę. - A teraz, ładnie, siup. - Nabiłam na widelec sałatę i wcisnęłam jej do buzi. Sama później też sobie władowałam. Pewnie wyglądałyśmy teraz jak chomiki, z pełną ilością jedzenia zgromadzonego w policzkach.
Finn, prawdę powiedziawszy, nie denerwował się w ogóle. Był zrelaksowany i spokojny. Po prostu wiedział, że będzie w porządku i nie musiał się przejmować pierdołami, jak to miał w zwyczaju robić. Tim zapewnił go, że sam się wszystkim zajmie i Puchon mu wierzył. Cierpliwie wysłuchiwał koleżanek, które radziły się w sprawie fryzur i strojów, uspokajał wszystkich wokół i z uśmiechem życzył dobrej zabawy. Dopiero, gdy w dormitorium zrobiło się nieco "luźniej" Finn zaczął szykować się niespiesznie. Tak naprawdę do ostatniej chwili nie miał wybranych ciuchów i korzystając z rady dobrej znajomej zdecydował się na prosty, ciemny garnitur, kamizelkę i białą koszulę. Do tego wyższe, czarne buty za kostkę, które nie należały do najwygodniejszy i chłopak chętnie zamieniłby je na swoje ukochane trampki, ale... przemęczy się. Patrzcie, jak się chłopak poświęca. Ta sama znajoma także pomogła mu "ułożyć" włosy, nakładając na nie masę czegoś klejącego, co miało zapewnić im "długotrwały połysk". Finn jedynie wzruszył ramionami i razem z dziewczyną zszedł na dół. Czuł się dziwnie odstawiony. Miał wrażenie, że każdy się za nim ogląda, choć była to głupota i tylko jego wyobraźnia. No cóż. Pożegnał się z koleżanką i pomachał jej, rozglądając się za Timem. A gdy już go w końcu dostrzegł... orgazm na miejscu. Kurde, bardziej się odstawić nie dało, nie? Finn spuścił głowę i przeklął cicho, zmierzając w stronę chłopaka. Nie był zły na Krukona, był zły na siebie, że nie przygotował się lepiej. W końcu mieli się razem pokazać, tak oficjalnie i w ogóle... To coś jakby randka, nie? Miał wrażenie, że nawet w dresach wyglądałby lepiej. -Cześć- powiedział w końcu, ciut chyba za głośno, bo kilka głów obróciło się w ich stronę i Finn zaraz zasłonił twarz dłonią. Miał ochotę zgwałcić Tima tu i teraz, ale stał tylko i zagryzał delikatnie wargi. No dobra, wypadałoby się w końcu ruszyć. Ale on nie był w stanie. Miał ochotę iść już na to afterparty, czy na co go tam Tim zaprosił, bo nagle zaczął przejmować się tym balem. A jednak. Tak jak przez tyle dni był spokojny i opanowany, tak teraz go nosiło. -Idziemy?- spytał, wskazując głowa na drzwi. Nie czekając na jego odpowiedź, pchnął drzwi i rozejrzał się po sali. Nawet nie zwrócił zbytniej uwagi na wystrój wnętrza, a pierwszym co przykuło jego uwagę było wolne miejsce w rogu sali, gdzie mogliby spokojnie porozmawiać. Tam też skierował swoje kroki i oparł się o ścianę, wzdychając cicho. -Co to właściwie za impreza, na której mam poznać twoich znajomych?- spytał, marszcząc delikatnie brwi. Wolałby spędzić ten czas z nim sam na sam, ale cóż. Bywa.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Kevin? Tak, ten półgłówek miał chyba tak na imię. - Cieszę się, ze się przydaje. – powiedział tylko, nie chcą mówić niczego złośliwego. W końcu Mormija chyba polubiła tego gryfona i nie przyjęłaby dobrze, że Bonawentura się z niego wyśmiewa. Z drugiej strony; nie był zadowolony z tego że jego zemsta się nie udała. Miał nadzieję, że Fleetwood zrobi w bibliotece Sajgon. A ten się jeszcze przydaje! No, co za głupie chłopaczysko! Patrzył na znudzoną kobietę i panika w nim narastała. Czemu ona się nudzi? Nie może się nudzić! Nie w jego towarzystwie! Nie na balu z nim! Bonawentura rozejrzał się po Wielkiej Sali, szukając czegokolwiek do zainteresowania kobiety. I napotkał wzrokiem na tancerzy. Czy tego od niego oczekuje? Aby z nią zatańczył? W sumie to nie byłoby takie głupie – Bonawentura nie jest najgorszym tancerzem. Wstał więc i stanął przed kobietą z szarmanckim (ale tylko w swoim mniemaniu!) uśmiechem. - Zatańczysz?
Chwycił do łapek dwa kieliszki z ponczem. Jeden podał Clarze. Kurde mać, czy ona zdaje sobie sprawe z tego, jak cholernie pięknie dziś wygląda? No nie ładnie tak rozpraszać chłopaka, nieładnie. Miał udawać, ze nic do niej nie czuje, ale jak to kryć, kiedy ona zjawia się TAK na balu? Łatwo nie będzie udawać obojętnego. -Za tę noc- powiedział i upił łyk ponczu, który miał wyjątkowo okropne barwy Slytherinu. Też coś. Ravenclaw to On rozumie, od razu trunek smakowałby lepiej, a tak już sama barwa zepsuła przyjemność z picia. W sali robiło się tłoczno, jednak dla niego nikt inny się nie liczył jak Clara. Przez ten wieczór miał prawo być ciągle przy niej, patrzeć na nią z zachwytem i obejmować ją delikatnie w tańcu. Miło, ego zaprosiła, doprawdy. Sam chyba nie odważyłby się na to. Ciota z niego, no co poradzić. -Na prawdę, cholernie świetnie dziś wyglądasz- po raz kolejny pochwalił wygląd Clary- Śmiem twierdzić, ze jesteś najpiękniejszą z tu zebranych kobiet.- powiedział zanim się powstrzymał. Znów palnął coś, co powinno tylko siedzieć grzecznie w jego głowie. -Zatańczysz?- szybko zmienił temat
Draco spał sobie smacznie w pokoju, w taki sposób, że nikt nie odważył się go tknąć. Obudził się chwilę przed rozpoczęciem balu, może właśnie dlatego wszedł do Sali w w dżinsach i białej koszuli. Tak naprawdę, to kiedy się obudził i zobaczył, że wszyscy z jego pokoju gdzieś zniknęli to wstał znudzony i zaczął się szykować. On nie lubił garniturów, były dla niego zbyt obciachowe. On ma własny styl i go nie zmieni. Tak więc miał nadzieję, że nikt nie będzie go dręczył wykładem, że nieodpowiednio się ubrał. Na szyi wisiał mu pentagram, który ukradł któremuś koledze z pokoju. Wróć… pożyczył, a on o tym jeszcze nie wie. Tak więc, będąc już na sali rozejrzał się poszukując swojej ‘partnerki’, z którą pójdzie do łóżka… znaczy się, która będzie mu towarzyszyć na balu. A no tak, miał przy sobie przypinkę w kształcie węża.
Ostatnio zmieniony przez Dracon Nicholas Uchiha dnia Pon Cze 18 2012, 07:24, w całości zmieniany 1 raz
Dziewczyna weszła do sali, która specjalnie na tą okazję była przygotowana na bal. Wszędzie było kolorowo i z każdą minutą zbierało się coraz więcej ludzi. Ona, była bardzo zdenerwowana. Nie przepadała za takimi imprezami, zwłaszcza, za głośną muzyką i tłumem ludzi, ale chciała przyjść choć na chwilkę zobaczyć co i jak. Tak więc od rana przeszukała swój kufer w poszukiwaniu czegoś, co byłoby idealne na taką okazję. Niestety ku jej zdziwieniu nic nie sprawiało, że czuła się wyjątkowa. Jedna biała suknia z delikatnego materiału, to wszystko. To nie było zachęcające. Ale wpadła na niesamowity pomysł, wzięła farby i różdżkę i zaczęła kombinować. Z jej kombinowania powstała suknia, którą teraz prezentowała przed wszystkimi szukając jakiejś znajomej twarzy. Miała przy sobie przypinkę w kształcie węża.
Ostatnio zmieniony przez Angelique Marvillosa dnia Nie Cze 17 2012, 21:32, w całości zmieniany 1 raz
Kame oczywiście spóźniony wparował do wielkiej sali. Chory by był gdyby po drodze nie zahaczył o kilka innych miejsc. Więc już wiedział doskonale, że od swojej partnerki z którą miał zamiar przyjść dostanie niezły ochrzan. Są dwie opcje albo czeka na niego już poddenerwowana i to solidnie, albo już dawno poszła rozczarowana tym, że po prostu wystawił ją do wiatru. Nie no Kamenashi taki nie był. Jak coś obiecywał to zawsze dotrzyma obietnicy. Może w różnych odstępach czasowych, ale zawsze dotrzyma. To była zdecydowanie jego jedna z najlepszych cech jakie posiadał. Wielu ludzi u niego to ceniło. Kiedy przyszedł na miejsce oparł się o ścianę rozglądając się uważnie za Astorią. Jak na razie jej nie widział, no tak pewnie już poszła.
I nadszedł ten dzień. Ann szykowała się na niego już dostatecznie długo. Fryzura, strój, buty, biżuteria, makijaż, kąpiel i inne duperele zajmowały strasznie dużo czasu. W końcu była gotowa. Ubrała się niecodziennie. Każdy kto ją znał wiedział, że jeżeli już idzie na tego typu imprezę to zawsze ma klasyczną sukienkę co najmniej do kolan. Nigdy powyżej. Dzisiaj jednak założyła beżową sukienkę powyżej kolan. Trochę dziwnie się czuła, ale uznała, że najwyższy czas zaszaleć. Tak. Wciąż jednak wyglądała nieskazitelnie czysto. Nie było w jej stroju specjalnie drapieżności. Gdyby założyła czarną sukienkę, albo czerwoną to tak, ale beżowa dodawała powagę. Przynajmniej jakąś jej formę. Włosy... Rozpuszczone i spięte parę kosmyków rzemykiem z dwoma piórkami. Ann nie mogła się powstrzymać i musiała tak zrobić z włosami. Odsłonięcie szyi przy tym stroju byłoby dla niej zbyt odważne. W końcu wyszła z Dormitorium i zaczęła schodzić po schodach. Dziwnie się czuła. Jakoś tak trochę... nago. Tak krótkiej sukienki jeszcze nie miała, więc trochę się czuła niezręcznie. Jednakże wyglądała olśniewająco. W końcu miała długie, szczupłe nogi. Dotarła do Wielkiej Sali. Minęła Twana i uśmiechnęła się do niego przyjacielsko. Po chwili weszła do owej sali, gdzie odbywał się bal. Rozejrzała się. Nono. Dzisiaj zielono było. W sumie dobrze, bo lubiła ten kolor. Wiedziała również, że Slytherin zdobył największą ilość punktów. Szkoda, że nie Gryffindor, ale czego się spodziewać po zachowaniach niektórych gryfonów? Cóż... Poszła dalej, a konkretniej skierowała się ku jednej z huśtawek. I tak nie ma z kim tańczyć, więc sobie usiądzie i popatrzy. Jej plan polegał na tym, że posiedzi, poje, popije, a potem pójdzie z Lizardem, Kostką, Timem i Twanem na imprezę. Nie pamiętała kto jeszcze idzie. Może to i dobrze. Zaskoczy ją to przynajmniej. Chwyciła za kawałek czekolady i ugryzła. Słodki smak rozpłynął jej się w ustach...
obieta weszła na salę z szerokim, perfidnym uśmiechem. Ona wiedziała, że to będzie bal stuleci. Dlaczego? Bo ona tam będzie! Jak zwykle będzie lśnić i w ogóle. Ale kontynuując. Jasmine miała na sobie niebieską sukienkę. Kiedy tylko pojawiła się na sali, rozejrzała się znudzona obdarzając wszystkich swoim spojrzeniem. Szukała kogoś. Jednej, jedynej osoby, która znając na życie rozróżnia się całkowicie paradując w swoim kochanym kilcie. Tak wyszukiwała Aleksandra. Cieszyła się, że może spędzić z nim ten czas. Ostatnio nie miała ani ona, ani on czasu, dlatego w pewnym sensie oddalali się od siebie. Postanowiła nadrobić zaległości tu, na dzisiejszym balu.
E tam, ona w ogóle rzadko kiedy ogarniała co się wokół niej dzieje, co się w sumie nie zmieniło ani trochę. Dalej nie ma pojęcia jak tam z resztą społeczeństwa, kto na kogo głosuje w wyborach ani cokolwiek. Właściwie, było jej to kompletnie wszystko jedno. Nie posiadała zmysłu, który wyrażałby potrzebę bycia na bieżąco wśród rzeczy które dotyczą jej znajomych. Wystarczyło, że dowiaduję się o czymś od osób trzecich. Czasem nawet od Gilberta, bo to przecież plotkarz jakich mało. Ten to musi być na bieżąco. Jednak mimo wszystko zwróciła łepek w stronę tłumu, który zbierał się Wielkiej Sali. Troche tych, troche tamtych. Zauważyła sporo studentów, z którymi zwykle widywała się na wspólnych imprezach. Rozglądnęła się jeszcze trochę po wystroju sali i dopiero teraz do jej głowy dotarło, że przecież w tym roku Slytherin zdobył puchar domów. Pamięcią nawet chciała wrócić do zeszłego roku i tamtejszych zwycięzców, ale niestety za nic nie mogła sobie przypomnieć, kim oni byli. Stwierdziła więc, że to na pewno byli Krukoni, a jakże. - Zjebałeś teraz Slone. Ale dobra, pomyślę nad propozycją. - Wcale nie była na niego zła, nawet jeśli to tak zabrzmiało. Chociaż rzeczywiście nie musiał się już tak do tego przyznawać. Z drugiej strony znowu, dobrze, że był z nią szczery. I w ogóle zauważ, że powiedziała do niego po nazwisku, a przecież tak dawno tego nie robiła! To też nie było z złośliwości, ależ skąd. Po prostu chciała przyzwyczaić się do brzmienia jego nazwiska. W końcu za niedługo będzie ono należeć także do niej. - Okej. Masz smycz? - Zapytała go z czystej ciekawości, no bo przecież nie miała zamiaru trzymać się jego jak lep na muchy czy jak to sie mówi. No i zamierzała od niego odchodzić, pf. Choćby teraz wykonała kilka kroków w tył aby napełnić swój kieliszek ponczem, który już zdążyła opróżnić. Ma szczęście, że tego nie widziała. Wtedy miałby przejebane.
Ten rok kończył się dla Tamary inaczej niż poprzedni. W tamtym roku jej kondycja psychiczna była tak zła, że nie chciała pokazywać się ludziom, nie była w stanie. Teraz czasem miała jeszcze problemy z samą sobą, czasem nie panowała nad tym, co robiła, jednak miała już coraz większą samokontrolę z każdym dniem. Czuła się lepiej psychicznie, była silniejsza. Fizycznie też lepiej wyglądała. Choć było trudno, a wyjazd Borisa niczego nie ułatwiał. Pewne wcześniejsze wydarzenia sprawiły, że nie pojawiła się na balu z Marione'em, choć jeszcze niedawno inaczej nie wyobrażała sobie inaczej tego wieczoru. Jednak pokłócili się i to tak bardzo, że nie odzywali się teraz do siebie. Żadne nie chciało się przyznać do błędu, oboje unosili się dumą. Nie wiedziała, czy Shelley się tu pojawi, nie chciała tego wiedzieć, zbytnio była na niego obrażona. Wiedziała jednak, że pojawi się na balu, nieważne, czy sama, czy z kimś. Wyszło tak, że była sama, bo nie zdążyła już znaleźć innego partnera na bal. A może nie szukała, podświadomie? Nie wiedziała. W każdym razie pojawiła się. Przygotowania do balu zeszły jej dosyć długo i to nie tylko ze względu na ilość czynności, jakie musiała wykonać. Woda zalewająca co i rusz dormitoria również nie pomagała. Połączyła jednak sukienkę z dodatkami, jeszcze makijaż i w końcu, gdy była gotowa, udała się do Wielkiej Sali. W końcu pojawiła się w środku i nie od razu pojęła, dlaczego przeważała zieleń i srebro... dopiero po chwili zrozumiała, że to Slytherin wygrał Puchar Domów. Co niezbyt ją obchodziło, nie przejmowała się tą rywalizacją. Uśmiechnęła się, widząc znajome twarze. Podeszła do jednego ze stołów, by nalać sobie ponczu.
Wzięła od Daniela kieliszek, po czym nieznacznie skrzywiła się kiedy zaczęła pić, ponieważ poncz do jej ulubionych napoi nie należał. Raz można się poświęcić, w imię balu. - Za tę noc !- z uśmiechem i lekkim skrzywieniem również upiła łyk z kieliszka, po czym odłożyła go na jeden z długich stołów. Rzeczywiście, miała przeczucie, że ten bal na długo zapadnie jej w pamięć. Pamiętała jak jeszcze wczoraj nawet nie chciało jej się tutaj przychodzić, zwłaszcza, że była przekonana, że Daniel na pewno przyjdzie z jakąś dziewczyną, a ona będzie zmuszona przyjść sama i jeszcze na to wszystko patrzeć. Za to teraz nie mogła powstrzymać uśmiechu..radości ? Booże, jak dobrze, że jednak zdecydowała się wysłać tą sowę. - Dziękuję. - Clara słysząc komplement oczywiście od razu spłonęła rumieńcem. No cóż, takich trafionych komplementów nie słyszy się co chwilę, a w dodatku z ust Daniela. Miała tylko nadzieję, że przyjaciel nie zauważy, że tak nienaturalnie się zarumieniła - niestety takie reakcje potrafiły wydać to co chciała dla siebie zatrzymać. - Mhm, tak chętnie. - ochoczo wzięła Daniela pod rękę, zanim ten jeszcze zdążył ją wyciągnąć. Idąc na parkiet na środek sali, wciąż powtarzała sobie w myślach to, żeby nie skręcić nogi w tych butach.
Desiree była wkurwiona na swoich znajomych. Nie dość, że jeszcze nie doszła do siebie i nie miała ochoty kompletnie na nic, to kurde ktoś ją zapisał na bal do losowania par na bal zakończenie roku szkolnego. Na domiar złego Draco ją namówił do zapisania się na wyjazd na wakacje. A ona wolałaby sobie posiedzieć i poćpać u siebie w jakiejś bristolskiej melinie. Ale chuj, jakoś przeżyje. A ten bal...o, weźmie przemyci jakiś alkohol i się upije, a co. Ta, oby jej się jeszcze nie trafił jakiś Puchon czy wróg bo zadźga. Bez entuzjazmu zaczęła przygotowania i po niedługim czasie, kończąc poprawki i wkładając zmniejszoną butelkę wódki do torebeczki, była gotowa. Nie oglądając się na nikogo wyszła z dormitorium, uważając, żeby się nie zabić na swoich piętnastocentymetrowych obcasach. Ale jakoś to przeżyła i już wkrótce wchodziła do Wielkiej Sali, w której to była już masa ludzi. Muzyka była chujowa, dekoracje jeszcze jakoś ujdą, no bo kurde, Slytherin wygrał Puchar Domów, Węże rządzą, hehe. Dobra. Desiree miała na szyi znak rozpoznawczy, naszyjnik z zielonymi kamieniami szlachetnymi. Udała się do stołów, gdzie nalała sobie ponczu, który niezauważalnie zaprawiła wódką ze swojej buteleczki. Potem usiadła sobie ładnie i czekała.
Słucham? Miała z nim tańczyć? W panice rozejrzała się dookoła jakby szukając jakiejkolwiek pomocy, ale ona raczej nie nadejdzie. Czego ona się spodziewała? Przecież to bal, będzie musiała robić to co na balu się robi, prawda? Zrobiła niezbyt zadowoloną minę, gdy zobaczyła grymas na twarzy Bonawentury, który miał chyba robić za szarmancki uśmiech. Podniosła się od niechcenia i pozwoliła się doprowadzić na parkiet. Naprawdę nią miała ochoty tańczyć... szczególnie z nim. Musiała zrobić dobrą minę do złej gry i podążać zasadami, które właśnie narzucił Dalgaard. Chce tańca, ok, ale po tym już nie będzie miał ochoty poprosić Mormiji by mu towarzyszyła na parkiecie. Już po kilku krokach kobieta z impetem nadepnęła na stopę Bonawentury, robiąc przy tym słodko niewinną zmartwioną minkę i wydukała ciche "przepraszam". Oczywiście sytuacja powtórzyła się po kilku taktach. Obcas Mormiji ponownie wylądował na stopie ogrodnika.
Wycieńczonej tymi wszystkimi egzaminami Puchunce, do których się intensywnie przygotowywała trzeba było przypomnieć, że istnieje coś takiego jak bal. O tak, niezaprzeczalnie potrzebowała odpoczynku. I to jak najprzyjemniejszego. Dlatego z ochotą przyjęła zaproszenie Twana (czy ona kiedykolwiek ona mu czegokolwiek odmówiła?)i zgodnie z zaleceniami udała się na miejsce spotkania odpowiednio ubrana. Okazało się, że on już tam czekał, co było miłą niespodzianką. W dobrym humorze, z zamiarem wyjścia z imprezy z jeszcze lepszym, udała się pod rękę z chłopakiem na bal. Nie popsuł jej nastroju nawet fakt, iż Ślizgoni zgarnęli w tym roku Puchar Domów. W sali przystrojonej na ziolono-srebrno nie czuła się na tyle nieswojo aby poczuć się gorzej. Dzisiaj nic nie mogło popsuć jej nastawienia. Opowiadając Twanowi o jakiś bzdetach (co nie zdarzało jej się często) pociągnęła go od razu w stronę parkietu nie zważając na to, że jej zdolności taneczne oscylowały wokół zera. Jak zawsze oddała się w ramiona chłopaka całkowicie im zawierzając.
Dobrze, że nigdzie nie było Maddie, naprawdę przykro by mu było, gdyby zjawiła się z jakimś przystojniakiem rodem z okładki Czarownicy. Z pewnością byłby tak zazdrosny, że prędzej czy później zrobiłby tu jakąś scenę złości, co nie postawiłoby go w zbyt dobrym świetle. Jeszcze na koniec roku dostałby jakiś szlaban, musiałby może coś na wakacjach szkolnych zrobić… sprzątać łazienki i takie tam. Nieeee… Rozejrzał się po Sali, szukając kogoś znajomego, ale niestety… nikt specjalnie mu bliski nie rzucił mu się w oczy. I o to właśnie mu chodziło. O zaskoczenie. Lubił zadziwiać ludzi. Ucieszył się tym bardziej, że zaskoczył artystkę. Wiadomo przecież, że ci mają w głowach więcej różnorakich pomysłów niźli zwykli, szarzy ludzie. - Hmm… można tak powiedzieć. Opłaca się mieć za ojczyma mugolaka. Filmy i te sprawy… niemożliwe rzeczy… jeszcze ich do końca nie pojmuję, ale są przydatne. – Uśmiechnął się szeroko, wspominając swoją ostatnia przygodę z mikrofalówką. Lepiej nie ujawniać, o co w niej chodziło, ale była to chyba najgłupsza rzecz, jaką w życiu zrobił. W każdym razie mugolskie urządzenia były jeszcze dla niego czarną magią… przynajmniej część z nich. Obsługę telewizora opanował do perfekcji. - Oj, w to nie wątpię. Tylko wydaje mi się, że tę akurat cechę wykorzystujesz nie do tych celów, do których powinnaś. – Mrugnął do niej z uśmiechem, żeby nie zrobiło się znowuż jakoś poważnie, choć sama Effie na pewno znała jego stanowisko co do alkoholu. Choć to był przecież bal, a procentów była odrobina, nie ma się więc, co stresować. - nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zostawić cię samą na parkiecie. – Z chęcią ruszył za dziewczyną na środek Sali, gdzie objął ją delikatnie w talii i przyciągnął trochę do siebie. A że muzyka była dość szybka, nie szczędził jej obrotów i innych wywijasów, choć oczywiście też nie przesadzał, żeby jej się przypadkiem nie zakręciło w głowie. Trzeba było przyznać, że był zadowolony, iż to ona poszła z nim na bal.
Bal. Właściwie dowiedziała się o nim dzisiaj rano przez przypadek, co nie zmienia faktu, że zamierzała na niego iść. Jako że nie miała jak się wcześniej przygotować po prostu założyła krótką czarną sukienkę i ruszyła w stronę Sali. Nie spodziewała się, że pod drzwiami spotka Regisa, że będzie zmuszona porozmawiać z nim już teraz. ALE KAZAŁ JEJ DOROSNĄĆ. Więc zamiast uciec, odwrócić się w drugą stroną, udawać że go nie poznała to podeszła. Bo dorosła. Ogarnęła wzrokiem czy jest sam. Uśmiechnęła się delikatnie, co wyraźnie oznaczało "chwilowo zapomnijmy", złapała go za rękę i pociągnęła za sobą prosto do Wielkiej Sali. - Właśnie zyskałeś partnerkę na dzisiejszy wieczór - poinformowała go jakże uprzejmie. Rozejrzała się wkoło kto z kim, gdzie, co i jak. Pomachała Szarlotce, posłała Mormiji spojrzenie w stylu dzisiaj ja tu rządzę, nie zbliżaj się i znów obróciła się w stronę mężczyzny. - Pewnie jesteś wniebowzięty, co?
Roześmiałaś się lekko, gdy Vanberg ze złośliwym uśmiechem mocno popchnął twoją huśtawkę. Miał chłopak szczęście, że nie wylałaś alkoholu na sukienkę, inaczej byście rozmawiali, gdyby do tego doszło.
- Ja ci będę truć, że najwyższa pora coś stworzyć. Nie będziesz się opierdalać, Vanberg! - pogroziłaś chłopakowi palcem, a potem do końca opróżniłaś szklaneczkę z ginu. Potem padło pytanie dotyczące twojej piosenki. Była, prawda. Nawet całkiem niezła, chociaż na początku stworzona z myślą o występie solowym. Dopiero później zdecydowałaś, że z tego kawałka można by zrobić duet. Już miałaś odpowiedzieć, gdy usłyszałaś komentarz Dextera.
- Ej! - Szturchnęłaś go lekko w ramię. Rudowłosa piosenkarka na scenie zdecydowanie nie miała dobrych piosenek, chociaż głos całkiem niezły. Wróć! Nie wolno ci nawet tak myśleć, nikt nie jest przecież lepszy od ciebie, prawda, Rosie? - To jest w moim stylu, Dex. Troszkę smęt mi wyszedł, ale szczerze mówiąc lubię tę piosenkę. "Youth" oddaje to, co czujemy bardzo często, kiedy ktoś nas skrzywdzi, kiedy ktoś odejdzie bez powodu, bez żadnego wyjaśnienia: to nieodparte wrażenie, że już nigdy nie będziemy potrafili pokochać, zaufać, oddać się, być blisko i w ogóle poczuć jeszcze cokolwiek. - Urywasz. Nie bardzo wiesz, czy dodawać coś jeszcze, trudno jest ci mówić o piosence, której jeszcze nikt nie słyszał. - Rozumiesz? - dodajesz w końcu, nie mogąc znieść tej ciszy, jaka między wami zapadła, chociaż tragiczne kawałki rudej rozbrzmiewały głośno w całej Wielkiej Sali.
Czekając na odpowiedź Dextera znów zaczęłaś rozglądać się po sali. Dostrzegłaś jakąś parę wpatrującą się w ciebie spojrzeniami pełnymi złośliwego rozbawienia, wyraźnie o tobie rozmawiającą. Posłałaś im ironiczny uśmiech, mając głęboko w poważaniu co obecnie komentują. Sukienkę? Włosy? Twarz? Pierdolić to. Nigdy nie obchodziło cię zdanie innych na twój temat, co, Rosie?
Dziewczyna długo szukała idealnej sukienki. Niestety, ale jej środki nie pozwalały na niesamowitą, piękną kieckę do samej ziemi idealnie podkreślającą jej figurę. Wymykając się – oczywiście nielegalnie – do Londynu chodziła po wszystkich tańszych sklepach, lumpeksach. W końcu jednak udało jej się skompletować strój. I tak oto miała wiszące kolczyki z czaszkami. Włosy rozpuszczone, polokowane na końcach. Czarne szpilki. No i przede wszystkim rzucającą się w oczy czarną sukienkę z białą kokardką. Podkreślała jej walory, chociaż nie była to jej wymarzona suknia na zakończenie roku. W każdym razie najważniejsza w jej stroju była srebrna kokardka, którą miała wpiętą we włosy po prawej stronie. Miała nadzieję, że trafi na kogoś na tyle ciekawego, że spędzą ze sobą cały wieczór, ale nie będzie to osoba, z którą mogłoby zajść coś więcej. Ostatnio nie miała na to ochoty, a pewnie wielu facetów na to liczyło kiedy tylko patrzyli na nią z boku. Mniejsza. Weszła na salę rozglądając się po ludziach. Zobaczyła... Draco gdzieś w tłumie. Kame... I w sumie potem już nie zwróciła uwagi na nikogo bo dostrzegła któż to odznacza się tym samym przedmiotem. Gdyby to była bajka, to szczęka upadłaby jej do ziemi. Czemu akurat JASZCZUR?! Czym zawiniła? Ughm!
Hmm...Hmm...Hmm... Jack postanowił zapisać się do losowania. Nikogo nie znał na tyle, by zaprosić na bal, a samemu nie chciał iść. Uznał, że będzie ciekawiej, gdy ktoś mu wylosuje parę. Przynajmniej zabawniej. Ubrał się w garnitur i założył zieloną kokardę jako muchę. Później i tak ją zdejmie, bo nie lubi much, ale teraz była potrzebna, by znaleźć partnerkę. Wszedł do sali i rozejrzał się... Hmmm... Ta ma zielony melonik, tamta srebrne rękawiczki... Jest! Stała sobie dziewczyna z zieloną kokardą. Chyba ją kojarzył z widzenia. Hmm.... W pokoju wspólnym! Była z Hufflepuffu. Jak miło. Podszedł do niej szarmancko i uśmiechnął się. -Witaj piękna. Powiedział. Podniósł jej dłoń i delikatnie pocałował. Ależ z niego staromodniak. A tak lubi nowoczesne szkoły i świat. Ojciec go za bardzo pilnował dobrego wychowania, że zapomniał o tym, że w dzisiejszych czasach młodzież nie robi takich rzeczy. A tam... Najwyżej uznają go za głupka, albo dziwaka. Ich sprawa.
W sumie, nie byłoby żadnego problemu w przesiedzeniu całej tej, mega imprezy w samotności. Wynalazłaby sobie jakiś przyjemny kącik, obstawiła butelkami czegoś lepszego i mocniejszego. Oczywiście dorzucając do tego całą gamę smakołyków, które tak zalotnie spoglądały na czarnucha z wystawnych stołów. Czy ci wszyscy organizatorzy, nie mogli się pospieszyć? No heloł, każdemu, normalnemu człowiekowi, o zdrowych zmysłach głód uderzył do mózgu. Tak samo było z Jokinen, która właśnie wypatrzyła sobie ogromniasty kawałek ciasta z bitą śmietaną, masą czekolady i innych słodkości. Aha, a potem marudziła, że dupa rośnie, a w cycki nie idzie. No smutne, bardzo smutne. No, ale co zrobisz? Zawsze ktoś niespodziewany, mimo tego, że tak niezwykle kochany musi przerwać podchody niczym detektyw z CSI, kryminalnych zagadek, dajmy NY. Tak, żeby było ciekawe. Jej słodki loverboy, zwany pospolicie Lizakiem, musiał wypatrzyć swoją czerwoną przyjaciółeczkę o wiele wcześniej. No bicz, chyba żadna osoba, o zdrowych zmysłach nie kroczyła przez salę w takim stylu jak on! Przemieszczał się niczym największy alvaro, niepskormiony maczo, który swoją zalotną miną, miał powalić Kostkę na kolana. Błąd, ona patrzyła na niego ,jak na głupka i niestety no, wybuchła gromkim i dzikim śmiechem, który chyba każdy znał wyjątkowo dobrze. No, ale opanuj się Jokinen, niech choć raz poczuję się doceniony. Nie minęła chwila, a jej platynowy kompan, znalazł się tuż przy niej, wykonując przy tym swoje jakież to zacne gesty. Tak, tak Lizard, niezwykle to na nią działało. - Brak mi do pary jakiegoś ruchawego kundla. Może ty chcesz być moim pieszczochem? - najpierw prychnęła, podirytowana faktem w jaki sposób się do niej odzywał. Potem, nieznacznie uniosła brew do góry, czekając na szybką odpowiedź na zadane pytanie. No co? Skoro, tak się do tego rwał? Kolejnym gestem z jej strony, było lekkie odsunięcie, go od siebie. Po prostu, zasłaniał jej widoki, a nie chciała przegapić najważniejszego. W ogóle to, do pełni szczęścia, czegoś jej brakowało. Ponownie umoczyła usta w kieliszku, jednak czując, że smak jej nie zadowala, po prostu wcisnęła go w łapki Lizarda, krzywiąc się niemiłosiernie. - Masz, zabierz ode mnie to obrzydlistwo. W ogóle masz fajki? I w co ty się Cordylid ubrałeś, ja się pytam? Strasznie to źle na tobie leży i ta kokarda, będziesz dziś przyciągał nią rzeszę napalonych facetów? Błagam cię, rozejrzałbyś się za jakąś konkretną dupcią. - no oczywiście, nasza kochana Kostka i jej złote rady na przyszłość. Nie omieszkało się bez paru słów krytyki, które miały na celu w pewnym stopniu, odpłacić się za przyjemne przywitanie chłopaka. Oj, ale on się tak słodko złościł. Lubiła jak wyzwalał w sobie tą złośliwą naturę, a przecież za tak drobne żarciki, nie mógł się obrazić, prawda. - W ogóle, skoro tak stoisz, to przynieś mi coś do jedzenia pysiu. - to już tak na deser. Posłała mu niezwykle cudowny, słodki uśmiech i pogłaskała po tych białych włoskach, widząc, że jego mina nie wykazuje niezmiernego zadowolenia, oj tam, oj tam.
Na bal szedł raczej z poczucia obowiązku, aniżeli z własnych chęci. Miał też w pamięci ubiegłoroczny bal końcoworoczny i podejrzewał, że ten będzie inny. W końcu zamierzał iść SAM. Ale los jak zwykle postanowił pokrzyżować mu plany. Nie spodziewał się również, że spotka pod drzwiami Naleigh. I nie spodziewał się też, że nie ucieknie, że zostanie. Czyżby naprawdę dorosła? A może to tylko chwilowy pokaz, pozory? Nie wiedział. Ale nie zaszkodzi mu chyba rozmowa z nią? Zresztą nie mógł nie iść za nią. Był trochę zdezorientowany, a gdy zobaczył Mormiję z Bonawenturą, to odwrócił wzrok, ale z drugiej strony cieszył się, że próbowała jakoś się pozbierać. - Zadowolony - odparł. W rzeczywistości był wniebowzięty, ale jakaś część niego nie potrafiła tego potwierdzić. Tym bardziej, że dojrzał Shane'a, z którym lepiej, żeby nie spotkał się oko w oko.
Całe szczęście, bo wtedy na pewno w mgnieniu oka straciłaby partnera, który był przynajmniej miły dla oka. Jeśli polubi Merlina to byłoby świetnie, z pewnością byłby dumny wtedy ze swojej elokwencji i umiejętności w kontaktach międzyludzkich. Chociaż trzeba przyznać, że posiada te cechy jedynie po wypiciu alkoholu. Biedny wil. Zauważył, że jego partnerka jest równie obeznana w sprawach pucharu dla najlepszego domu jak on. A nawet mniej. - Życie szkolne jest dla ciebie zbyt prostackie, żeby się nim przejmować? – zapytał. Powinno brzmieć to bardzo ironicznie, ale wyszło mu to średnio przez zbyt dobry humor spowodowany alkoholem, którym się raczył cały dzień. Szczególnie, że wkrótce uśmiechnął się po raz kolejny kiedy pochwaliła jego alkohol. - Pij na razie to moje. Jeśli będę pił cały czas pił swój spirytus prawdopodobnie wkrótce będę leżał pod stołem – stwierdził mrugając przeszklonymi oczami. Faleroy chciał mimo wszystko dożyć końca tej imprezy zanim skończy z głową w kiblu w swoim dormitorium. Zaciągnął się papierosem z błogim wyrazem twarzy. Roześmiał się ponownie na jej słowa. Niegrzeczni, obgadujący Ślizgoni. - Pewnie pod sukienką ma takie pantalony, że Dexterowi sporo czasu zajmie zanim uda mu się ją rozebrać – stwierdził z uśmiechem. Dziewczyna odwróciła głowę w ich kierunku. Merlin pomachał do niej wesoło i rozłożył się wygodniej na ławeczce huśtając ją lekko nogą. Założył rękę za swoją partnerkę. - Pasują? No nie wiem. Wygląda bardzo delikatnie, a sławny Vanberg nie jest zbyt romantyczną osobowością – stwierdził. - W zasadzie gdyby nie był sławny nie byłby nawet przystojny – uznał po chwili biorąc łyk cytrynówki dziewczyny. - Nie mnie to jednak oceniać- powiedział krzywiąc się na chwilę. On był piękny. Ludzie go dlatego tolerowali. Gdyby nie gen wili wszyscy uciekaliby przed smęcącym Faleroyem. Zobaczył w oddali Konstantię. Krzyknąłby, że grubo wygląda, ale uznał, że stoi zdecydowanie zbyt daleko.
Gilbert to plotkarz? No skąd. To, że wiedział o wszystkim ważnym co się działo w szkole i uwielbiam o tym rozmawiać nie znacyz, że jest plotkarzem. On nie obgaduje, on wszystkich łaskawie informuje, bo przecież muszą wiedzieć co się wokół nich dzieje, no ludzie kochani. A akurat jej dużo ploteczek nie przekazywał, co ciekawe nie słyszał jeszcze ploteczek o nich. Będzie musiał zbadać swoje źródła i obczaić co i jak. Przecież powinni o nich plotkować, no ej. Byli w końcu najfaniejszą parą w szkole, nie ukrywajmy. - Przecież wiem, że tego chcesz, po co się tak długo przed tym wzbraniasz - A on jakoś nie zwrócił uwagi na to nazwisko. Był przyzwyczajony, że ludzie tak do niego mówią. Zresztą, sam bardzo długo mówił do niej per Francuzko. I nadal mu się zdarza, kiedy jest na nią zły. Co się ostatnio nie dzieje często, no jaka ona była dla niego dobra. Szkoda, że nie chciała mu się oddać. - A mam - Zdjął krawat rozsuwając go troszeczkę i założył przez głowe swojej wybrance oczywiście uważając żeby nie zepsuć jej fryzury, no tak nie wolno. Następnie zacisnął go w taki sposób żeby jej nie udusić i złapał za trójkątną końcówkę żeby mu się przypadkiem nie wymknęła - Moja sucz - Uśmiechnął się zachwycony tym wszystkim i ucałował jej jakże słodkie usteczka zachwycony tym, że teraz była kompletnie jego. No normalnie aż przestał się rozglądać szukając innych, fajnych dupeczek bo tak mu się narzeczona podobała! No dobra, spojrzał jeszcze dwa razy, ale tak tlyko rzucił okiem, jeju
Tim stał spokojnie i czekał na Finna. Powoli zaczął się stresować. A jeśli nie ubrał się odpowiednio? A jeśli...Dobra, chłopie, ogarnij się. Przecież nie ważne jest to w czym jesteś, a to z kim, nie? No. Rozglądał się gorączkowo wystukując swoimi lakierkami czy co to tam było jakiś sobie tylko znany rytm. Ludzi było coraz więcej, wydawałoby się, że ściany zaraz pękną od nadmiaru hałasu i rozgorączkowania. W końcu GO zobaczył. I momentalnie wszyscy inni zniknęli i był tylko ten chłopak. Merlinie, jak on świetnie wyglądał. No i jak tu się na takiego nie rzucić nie zważając na nic innego? Ale spokojnie, nie zrobił tego. Jeszcze. Kto go tam wie co będzie na after party jak trochę wypije...Tim się totalnie załamał. Według swojego punktu widzenia to on był ubrany jak wieśniak, a Finn jak bóg seksu. Poczekał spokojnie aż Puchon podejdzie. -Hej. - uśmiechnął się szeroko i poszedł za chłopakiem. W sumie...on też by wolał być z nim sam na sam na balu i w ogóle, no ale już obiecał, więc... Usiadł sobie spokojnie i rozejrzał się. Nawet ładnie tu było. I masa ludzi. Znanych, mniej znanych...o, Angie. Ale do niej podejdą później. Wzruszył ramionami. -A, taka tam, after party po balu. Wielkie chlanie, nic więcej. Zaprosili mnie to im powiedziałem, że dostaną jeszcze ciebie w pakiecie, bo nie mam zamiaru cię dziś zostawiać. - uśmiechnął się szeroko do Finna. -Ale to jeszcze dużo czasu. I w ogóle, o, tam jest Lizard, pomysłodawca imprezy! Chodź, przedstawię Cię!- wskazał ręką na charakterystycznego Ślizgona widząc z nim jeszcze Kostkę. Złapał Puchona za rękę i pociągnał szybko przez tłum. W końcu stanął przed Jaszczurem i Konstantią. - Hej wam, ludzie. To jest właśnie Finn. Mój...- a co będzie kłamał! Poza tym... to tak ładnie brzmi....- chłopak. A to Lizard, zwany Jaszczurem i Konstantia zwana Kostką. No, to już się znacie. - wypowiedział to wszystko na wdechu, bardzo szybko szeroko uśmiechając się do wszystkich po kolei. Rozejrzał się po sali poszukując kogoś jeszcze. O jest i Ann. A...więc to ta beżowa sukienka...wyglądała inaczej, ale nadal bardzo ładnie. Miał nadzieję, że ich zauważy i podejdzie, a jak nie to sami to zrobią, jak już pogadają z Jaszczurem i Kostką, a potem z Angie.
Ostatnio zmieniony przez Tim de Jong dnia Nie Cze 17 2012, 22:19, w całości zmieniany 1 raz
Nie umówiła się z żadnym z nauczycieli na bal. Dlaczego? Po prostu uznała, że to niestosowne skoro łączy ją coś więcej z jednym z uczniów. Sama osobiście nie chciałaby patrzeć, jak doskonale bawi się z partnerką, którą zaprosił, po którą przyszedł – może z kwiatami? Będąc dziewczyną odebrałaby to co najmniej... No nie byłaby zadowolona z tego wszystkiego. W każdym razie miała nadzieję, że Jiro tam będzie. Może rzucą sobie jakieś przelotne spojrzenia. Jeden taniec „z grzeczności” i „żeby nauczycielka nie musiała podpierać ścian”. Dlatego też postanowiła się ubrać jak najlepiej mogła. W sukienkę, która idealnie by do niej pasowała. Czarną, podkreślającą każdy wdzięk kreację i szpilki w tym samym kolorze uwypuklające długość jej nóg. A jako była modelka na prawię miała się czym pochwalić. Kiedy weszła na salę rozejrzała się z zaciekawieniem po uczniach. Od razu poczuła, że to będzie na pewno bardzo miły wieczór. Rozglądała się za pewnym Gryffonem – nawet, jeśli tego nie chciała, to on najbardziej interesował ją w tej całej imprezie. A kiedy dostrzegła go przy stoliku z przekąskami niemal od razu – powoli, jak gdyby nigdy nic – ruszyła w jego stronę mając nadzieję, że zauważy jak bardzo postarała się podkreślić urodę.
Nie mógł się powstrzymać od muśnięcia koniuszkami palców po jej policzkach, gdy spłoneły rumiencem. W takiej zawstydzonej wersji teżją lubił. Była taka urocza, gdy się rumieniła. Powinna była się przyzwyczaić do komplementów, bo pewnie to nie ostatni, który dziś usłyszy. Nie żeby planował ja obsypywać słodkimi słowami, skądże. Jeszcze by się czegoś domyśliła. Chciał trzymać jezyk na wodzy. Słów uznania zapewne nie będą jej szczędzić inni faceci. Cóż, wtedy Danielkowi pewnie nie będzie zbyt miło. Pomknęli na wspólnie na parkiet. Nie wiedział, czy dobrze, ze jej zaproponował taniec. Kiedy będzie tak blisko niego jakim cudem uda mu się opanować przed wypaplaniem czegoś w stylu ,,Ej, Clara, kręcisz mnie jak jasna cholera”. Przyjaźń. To się liczy. Nie może zepsuć tego, co ich w tej chwili łączy. Objął ją delikatnie w talii, łapkę położył na jej plecach. W takiej odległości czuł słodki zapach perfum dziewczyny. Przybliżył się do niej jeszcze bardziej, ich ciała dzieliły nieznaczne milimetry. On prowadził. Muzka była ni to szybka, ni wolna. Taka spoko, no.