Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz - 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Zaspana brunetka, dość późnym rankiem podniosła się odrobinę na swoim łóżku. Zupełnie nie śpiesząc się, wstała i usiadła na jego brzegu spoglądając na zegarek. Jej myśli ciągle kręciły się wokół snu, a dokładniej wokół niezwykłej brunetki, która to się jej przyśniła. Dopiero kiedy zaspanym wzrokiem spojrzała na elegancko ubrane swoje współlokatorki przypomniała sobie jak ważny jest właśnie dzień. Przeklęła pod nosem i szybko zerwała się ze swego łóżka, porywając z kufra pierwsze lepsze spodnie i jakąś jasną koszulę. Po czym zaraz zniknęła za drzwiami łazienki. Parę minut później szybko zbiegała już po licznych schodach, uważając przy tym, aby z nich nie spaść i nie połamać się jeszcze tuż przed egzaminem, i co gorsza, przed wakacjami! Pokonawszy tą długą drogę, niczym burza wpadła do Wielkiej Sali. Spojrzała na osoby siedzące w ławkach i odetchnęła widząc, że jeszcze nie zaczęli pisać. Ręką jako tako poprawiła zupełnie rozczochrane włosy, których to oczywiście ani nie zdążyła uczesać, a następnie ruszyła w stronę wolnej ławki po lewej stronie. Zajęła miejsce, po czym wzięła do ręki pióro leżące na ławce i zaczęła mu się przyglądać. Rozejrzała się jeszcze parę razy po uczniach wokół, czekając, aż zacznie się egzamin.
Standardowe Umiejętności Magiczne to jedna z nielicznych rzeczy, których bała się Vivien. Ogólnie blondynka nie lubiła wszelkich prac, które sprawdzały jej umiejętności w jakiejkolwiek dziedzinie. Szczególnie gotowania. Całe szczęście, że nie była skrzatem domowym. Po co komu skrzat, który nie ma pojęcia o gotowaniu? Vivien dopiero kiedy stanęła przed Wielką Salą zorientowała się jak głupie myśli wchodzą jej do głowy tuż przed tak ważnym egzaminem. Upewniła się czy jej koszula dobrze leży i przypadkiem nie założyła dwóch różnych obcasów, bo jakoś dziwnie się chwiała kiedy schodziła z wieży. W końcu stwierdziła, że wszystko jest na swoim miejscu. Nie była zbyt zestresowana, raczej skołowana. Weszła ze wszystkimi do sali. Spojrzała tępo na pióro, które dostała. Rozejrzała się w poszukiwaniu znajomych twarz, ale szybko zapomniała po co się rozgląda. W końcu westchnęła i spojrzała z tęsknotą na zegar. Po chwili przed nią wylądowała kartka z egzaminem.
Dzień, w którym trwały egzaminy wydawał się być dla uczniów znacznie dłuższy, niż każdy inny. Zegar odmierzał czas na środku Wielkiej Sali, tak by wszyscy widzieli ile minut będą musieli jeszcze męczyć się nad swoimi pracami. W końcu ostatnie egzaminy, z Astronomii, zakończyły się. Wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Następnego dnia Wielka Sala na powrót przybrała swój codzienny wygląd. Rozpoczęły się przygotowania do wieczornej uczty, która miała zakończyć ten rok szkolny, ostatnim przemówieniem dyrektora oraz ogłoszeniem wyników pucharu domów. Dzisiejszy dzień to ostatnia szansa na spędzenie czasu ze znajomymi oraz , dla niektórych, pożegnanie się z Hogwartem.
Bell weszła do Wielkiej Sali. Niedługo miała zacząć się ostatnia w tym roku szkolnym uczta, dlatego dziwiła się, że tak mało osób jest obecnie przy stole. Poprawiła zadowolona swoją czarną tiarę, zakładaną tylko na specjalne okazje, taka jak ta. Z uśmiechem usiadła na ławce i rozejrzała się wokół, w poszukiwaniu znajomych twarzy. Jednak szybko o tym zapomniała i wzięła do ręki nóż i widelec, aby zaatakować wielką pieczeń stojąc naprzeciwko niej.
Przygotowania zakończyły się i Wielka Sala została otwarta. Na stołach błyszczała złota zastawa, a wszelkiego jedzenia było znacznie więcej niż każdego innego, zwyczajnego dnia. Cała Sala póki co ozdobiona była herbami wszystkich domów i mieniła się kolorami Gryffindoru, Hufflepuffu, Ravenclawu oraz Slytherinu. Uczniowie zaczęli powoli schodzić się do środka, aby zająć miejsce przy stole. Dyrektor wszedł Wielkiej Sali zajmując uroczyste miejsce dokładnie pośrodku stołu nauczycielskiego. Zadowolony rozejrzał się wokół, oczekując na resztę uczniów, aby móc uroczyście zakończyć ten rok szkolny.
To wręcz niemożliwe! Jak ona miała pożegnać się z Hogwartem już dzisiaj? Na pewno nie była na to gotowa. W drodze do Wielkiej Sali dotykała każdy obraz, zachwycając się jego kunsztem, rozmawiała z duchami, już czując wewnętrzną tęsknotę. Starała się zapamiętać szczegóły, rysy na poręczach schodów czy nawet wzór kamiennych podłóg. Nie chciała stąd odchodzić, czasem biła się po głowie z myślą, że mogła nie zdać, nie podejść do egzaminu i zostać tu na zawsze. Obiecała sobie coś i musi.... po prostu musi. Weszła do Wielkiej Sali z niemałą podkówką na twarzy. Gdzież będzie tak wspaniała kuchnia jak nie w Hogwarcie? Szukała kogoś znajomego, do kogo mogłaby się wtulić, rzec "będę tęsknić, pisz do mnie". Schowała kręcony kosmyk włosów za ucho i usiadła do stołu.
Weszła do Wielkiej Sali z lekkim uśmiechem. Chociaż już jutro rozpoczynały się wakacje, Kim miała co do nich mieszane uczucia. Może i w pewnym sensie lubiła lato, ale w czasie jego trwania groziła jej samotność. Na pocieszenie miała kolonie. Zdążyła się już nawet spakować, choć zrobiła to niezbyt dokładnie i będzie musiała jeszcze sprawdzić kilka rzeczy. Usiadła przy stole Puchonów i czekała aż coś się stanie. Bo co innego miała robić?
No tak, to już kolejny rok za nią. Jednak ten był szczególnym. Wyjątkowym, z wielu powodów. Nie chciała, żeby się kończył. No ale cóż, tak musi być. Ubrana w odświętny strój usiadła przy stole Krukonów, niedaleko Bell. Uśmiechnęła sie do niej i czekała na to, co było nieuniknione.
Wolnym krokiem weszła Wielkiej Sali. Już dziś miała pożegnać Hogwart i wrócić tu dopiero za dwa miesiące. Nigdy jakoś specjalnie nie pragnęła wakacji. No, może ciągnęło ją do niech tylko dla tego, że wreszcie było ciepło, ale myśl, że każde wakacje zbliżają Rose do ukończenia szkoły, nie były całkiem przyjemne. Bo niby miała zostawić to wszystko i tak po prostu pójść w świat? Nawet nie wiedziała, kim chciałaby by6ć. Uczyła się, bo uczyła. Była pewna, ze testy nie poszły jej genialnie, ale w miarę dobrze. Uśmiechnęła się lekko, siadając przy stole puchonów. Szukała jakiś znajomych twarzy, aby móc się pożegnać. Szczególnie zależało jej na spotkaniu z siódmoklasistami. Przecież to oni odchodzą z tej szkoły już w tym roku. Ona ma jeszcze czas, a dokładniej dwa, krótkie lata.
Zakończenie roku było dniem, którego Niq nie lubiła. I wcale nie chodziło o to, że zaczynały się wakacje. Po prostu wtedy była uczta, pod czas której rubinowłosa musiała nałożyć odświętną szatę. A tego wprost nienawidziła. Niezbyt zadowolona wkroczyła do Wielkiej Sali i od razu skierowała się w stronę stołu jej domu. Odgoniła od siebie myśl o ubraniu i zmieniła temat swych rozmyśleń na wakacje. Nie uśmiechnęła się, lecz wygoniła ze swej twarzy ten szpeczący grymas.
Audrey weszła do Wielkiej Sali i rozejrzała się, obserwując uczniów zajmujących miejsca. Na niektórych policzkach lśniły łzy, na innych panowała ulga, a jeszcze inni siedzieli niewzruszeni. Tych ostatnich było jednak najmniej. Rudowłosa uśmiechnęła się do siebie, na myśl, że nie odchodzi jeszcze z Hogwartu. Ciężko byłoby pozostawić tylu przyjaciół, miejsc i marzeń, które potrafiły ziścić się wyłącznie w zamku. Jedynym zmartwieniem dzisiejszego dnia było odejście ostatnich klas. Zdążyła zapoznać się z kilkoma osobami, których będzie jej brakować, ale miała wielką nadzieję, że będą ze sobą pisać. Przeszła obok zajętych miejsc i usiadła obok znajomych, aby zjeść z nimi ostatni posiłek w tym roku szkolnym, aby pożegnać się z nielicznymi, którzy nie jechali na kolonie oraz żeby po prostu porozmawiać z nimi, zanim rozmowę będą musiały zastąpić listy.
Tak, moja droga, rok szkolny się kończy. Będziesz musiała zdecydować, czy zostajesz na kolejny rok w Hogwarcie, czy wyjeżdżasz - mówiła sama do siebie, wchodząc do Wielkiej Sali na ucztę pożegnalną. Bo i nie wiedziała jeszcze, co zrobi. Może zostanie, a może wróci do Polski albo będzie podróżować po świecie? Constance nie miała jeszcze planu na dalsze lata. Na razie wiedziała tylko, że jedzie na te całe kolonie jako opiekun. Tak rozmyślając, doszła do stołu nauczycielskiego i usiadła na wyznaczonym dla niej miejscu.
Vivien na tą, jakże szczególną okazję, założyła swoje wysokie platformy, koloru Ravenclawu. Takiego samego co jej ołówkowa spódnica. Weszła do WS z lekkim uśmiechem na twarzy, co było dość nietypowe jak na nią. W końcu koniec piątej klasy. Teraz szósta, która będzie, w mniemaniu Vivien, znacznie łatwiejsza. W końcu nie będzie Sumów, a OWuTeMy dopiero za rok. Zobaczyła rude włosy Bell, ukryte pod tiarą. Swoją trzymała w ręku, aby zaraz założyć je na rozpuszczone blond włosy. Z wielkim żalem zrezygnowała dziś z jej niesfornego koka. - Bell!- krzyknęła wciskając się obok niej i tuląc ją do siebie.- Będziesz za mną tęsknić, moja rudowłosa małpeczko?- zapytała czule ściskając ją rękami. Niedługo miały razem jechać na kolonię, ale co tam, potrzeba trochę dramaturgii. Nawet uśmiechnęła się do siedzącej niedaleko Gab. Ach, życie było piękne. Zaczynają się wakacje, Ravenclaw zdobędzie Puchar Domów, ona sama napisała w końcu SUMy... wszystko na swoim miejscu.
Zszedł do Wielkiej Sali, skłonił go to tego fakt, że to Krukoni zdobyli puchar domów. Sam, co prawda, nie przyłożył do tego ręki, ale mógł to być ostatni puchar kiedy on jest w szkole. Nigdy nie wiadomo co stanie się za rok, dlatego trzeba korzystać z takiej okazji póki można. Razem z innymi wszedł, a właściwie został wepchnięty przez innych do Wielkiej Sali. Zajął pierwsze lepsze miejsce, nigdy nie przywiązując do tego większej uwagi. Rozejrzał się dookoła, może znajdzie kogoś z kim zamieni kilka słów.
Dyrektor wstał i rozejrzał się dookoła. Klasnął parę razy w ręce, a w Sali natychmiast zapanowała cisza. Uśmiechnął się szeroko do wszystkich tu zebranych. - Stało się- zaczął powoli przejeżdżając wzrokiem po twarzach uczniów- Kolejny rok dobiegł końca. Dla jednych lepszy, dla drugich gorszy… ale z pewnością pełen wrażeń i oczekiwania na dzisiejszy dzień. Gratuluję wszystkim, którzy w tym roku ukończyli szkołę. Życzę wam wielu sukcesów w przyszłej pracy i znalezienia drogi do szczęścia. A co do reszty… Do zobaczenia za rok. Chrząknął i zaczął dziękować każdemu nauczycielowi po kolei, a uczniowie bili brawa, dla jednych większe, dla drugich troszkę mniejsze. - Slytherin zdobył w tym roku dwieście osiemdziesiąt cztery punkty, tylko o jeden mniej niż Hufflepuff! Drugie miejsce zajmuje Gryffindor, z trzysta siedemnastoma punktami. Na koniec uroczyście ogłaszam, że Puchar Domów trafia do… Ravenclawu, który zdobył aż czterysta czterdzieści jeden punktów! - Przy stole Krukonów rozległy się głośne wiwaty, a dekoracje w całej Sali przybrały kolor niebieski. Dyrektor usiadł z powrotem na swoje miejsce.
- Oczywiście, że będę – rzekła Bell i równie mocno uściskała Vivien. W tej chwili nie miała czasu myśleć o wspólnie spędzonych wakacjach, które miały zacząć się już jutro. W tej chwili dyrektor wstał i zaczął swoją przemowę. Całe szczęście nie była tak długa jak zwykle i już po chwili przeszedł do części, na którą z pewnością czekali wszyscy Krukoni. Razem z resztą uczniów Ravenclawu, Bell zaczęła krzyczeć najgłośniej jak tylko umiała. Wstała z ławki i wyrzuciła swoją tiarę w powietrze. Kątem oka zobaczyła, jak Vivien robi to samo co ona. Odwróciła się w jej stronę i z wielkim uśmiechem na twarzy rzuciła się na nią z zamiarem uściskania.
Weszła do Wielkiej Sali zaraz za Jaydonem, na szczęście udało jej się dojść do stołu jeszcze przez przemową dyrektora. Zajęła swoje ulubione miejsce, które zajmowała już od sześciu lat i spojrzała na dyrektora, którego przemówienie było wyjątkowo krótkie. Kiedy mężczyzna skończył mówić w pomieszczeniu zapanował niewielki gwar. Alexis zrobiła rozdrażnioną minę. Jak oni mogli być za tymi puchoniastymi stworzeniami?! Rozejrzała się szybko za bratem, ale nie zauważyła tego tak rzucającego się w oczy blondyna.
Jaydon wyszedł z lochów i skierował się do WS z Alexis, jak wszyscy podnieceni uczniowie. W zasadzie był to dość smutny moment. Nie był pewny czy chce mu się wkroczyć w dorosłe życie, martwić się o pieniądze i… w ogóle. Ten rok był ciekawy i zdecydowanie przyjemny, nie licząc OWuTeMów, dlatego nie miałby nic przeciwko, żeby powtórzyć go. Usiadł przy stole kątem oka patrząc na ładną ślizgonkę siedzącą obok niego. Uśmiechnął się do niej po swojemu. Tak… dziewczyn z Hogwartu z pewnością będzie mu brakować. Bez entuzjazmu słuchał słów dyrektora, bardziej interesując się urodą dziewczyny, niż jego przemową. Patrzył na wiwatujących krukonów z lekkim grymasem na twarzy.
Dobra, skończcie już. Puchar domów, wielkie mi halo, pomyślała zdenerwowana tą porażką i zaczęła pić kremowe piwo. Zwróciła się w stronę Jaydona. Była ciekawa w jakim zawodzie chciałby pracować, chociaż była prawie pewna, że nigdy w życiu już nie będzie miała okazji z nim porozmawiać. -Więc... co planujesz robić po wakacjach? - zapytała bez wahania.
Mimowolnie uśmiechnął się. Nie przepadał za niebieskim i gdyby nie oznaczało to, że właśnie Krukoni zdobyli puchar domów wyszedłby niezadowolony z Wielkiej Sali. Przez te okrzyki radości prawie ogłuchł, ale dzisiaj był przygotowany i na to. Jego krzywy uśmiech powiększył się, jak nie dostrzegł przy stole Ślizgonów Alexa. Musiał wyprowadzić go z równowagi skoro jeszcze nie znalazł się na uczucie powodując, że większość dziewczyn nie trafiała widelcem we własne usta. Dobrze, że oszczędzony mu został ten żałosny obraz. Sięgnął po swój ulubiony napój i choć była późna godzina, nie umiał sobie odmówić jednego kubka kawy. Rozpaczliwie zaczął rozglądać się za cukrem, ale niestety go nie znalazł. Zaklął pod nosem i rozpoczął poszukiwania czegoś zjadliwego. Jak nie może wypić słodkiej kawy to niech chociaż coś zje.
Gabrielle wiwatowała razem z innymi Krukonami, aczkolwiek nie aż tak, jak na przykład bell czy Vivien. Nie chciała się tak rzucać w oczy. Rozejrzała się po sali. Tak, niebieski był jej ulubionym kolorem. Dobrze, że dyrektor się nie rozgadywał, bo zanudziłaby się na śmierć. Nie znosiła długich tyrad, których i tak nikt właściwie nie słuchal. Dziewczyna, przez nikogo nie zauważona, wyszła z Wielkiej Sali. Nie lubiła gwaru, szumu, a taki właśnie był. Wolała spędzić ten ostatni w tym roku szkolnym wieczór w ciszy i spokoju, nawet jeśli miało to oznaczać samotność.
Nie doczekawszy się odpowiedzi od zamyślonego Jaydona przeglądała po kolei wszystkie stoły. Nie znała za wielu osób z imienia i nazwiska, ale miała genialną pamięć do twarzy. Kiedy spojrzała na stół krukonów, w oczy rzucił jej się chłopak, a nazywał się (jeśli się nie myliła, a to było bardzo prawdopodobne) Sylvio. Skojarzyła go po wyglądzie, jej brat często o nim wspominał i nie były to dobre wspomnienia. Skrzywiła się tylko i zaczęła jeś jabłko.
Jakimś cudem wysłuchała jakże długiej przemowy dyrektora. Na chwilę rozejrzała się po innych uczniach, by po chwili przenieść swój wzrok na jedzenie. Nie miała ochoty na ciężkie potrawy, dlatego zdecydowała się zjeść jakiś owoc. Ze sporej misy wzięła zachęcająco wyglądającą nektarynkę i od razu przystąpiła do jej spożywania. Była słodka i bardzo soczysta, no i oczywiście smaczna. Jedząc, wciąż rozglądała się po innych. Niestety, nie spostrzegła nikogo znajomego lub interesującego.
Może i Alexa nie było, ale jego siostry nie mogło za to zabraknąć. Szczerze, to nic nie miał do tej dziewczyny, bo jej nie znał. Nie było im dane nigdy dłużej porozmawiać, a po urodzie nie zamierzał oceniać ludzi. Chyba nikt jej nie wspomniał nigdy, że krzywiąc się wygląda mało korzystnie, bo inaczej nie widziałby na jej twarzy co i raz takiego grymasu. Wrócił do przeglądania potraw na stole, jeżeli w ciągu najbliższych minut nic nie znajdzie zakończy ucztę albo jeżeli nie wydarzy się nic co mogłoby odwlec jego decyzję o powrocie do wieży. Pech albo jego nierozważność sprawiła, że siedział przodem do stołu Ślizgonów. Wiązało się to z tym, że co nie podniósł wzroku musiał na nich chociaż zerknąć kątem oka. Wtedy też dostrzegł, że Alexis przygląda mu się z obrzydzeniem, a może to tylko jej zwyczajowy grymas. Posłał jej buziaka w powietrzu i chwycił za kubek w którym miał swój ulubiony napój.
Ostatnio zmieniony przez Sylvio Mayrs dnia Sob 10 Lip - 21:58, w całości zmieniany 1 raz
Constance wysłuchała dosyć krótkiego przemówienia dyrektora, który ogłosił zwycięzcę Pucharu Domów. Widziała, jak dekoracje przebrały kolor niebieski. Jak Krukoni cieszyli się z wygranej, a uczniowie innych domów patrzyli na nich z poirytowaniem albo nawet złością. Tak, uczta się rozpoczęła. Zjadła co nieco, po czym wstała od stołu, pożegnała się kiwnięciem głowy i skierowała ku wyjściu. Udała się do swojego gabinetu, wszak musiała jeszcze się spakować.
Że też musiała siedzieć przodem to tego typka. Jeśli był rzeczywiście taki jak opowiadał Alex, na pewno nie chciałaby go poznać. Kiedy krukon posłał jej buziaka, Alexis zmarszczyła nos a zaraz później odruchowo zacisnęła zęby. Jej twarz miała idealnie grobowy wyraz. Nie było widać na niej żadnych uczuć. Po chwili z Sali zaczęli wychodzić pierwsi uczniowie. Sama Alexis zaczęła się zastanawiać, czy jest sens tu dalej siedzieć. Ale poczeka i zobaczy, może rozwinie się jakaś impreza.