Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Co by było, gdyby Ślizgonce został zmarszczony nos albo jeden z jej grymasów? Jeżeli była taka jak braciszek zapłakałaby się w ciemnym kącie, a jeżeli nie... Cóż, któż to wie? Chyba nie spodobał się jej jego pomysł z całusem. Chyba, że kolejna niezadowolona mina oznaczała zadowolenie. Ślizgoni bywali na tyle dziwni, że tak właśnie mogło być. Prawie napił się gorzkiej kawy, na szczęście w porę odstawił kubek na bok. Jak dla niego nie działo się nic szczególnego. Przyszedł, zobaczył i czas aby wrócił. Wstał od stołu i pofatygował się nawet aby przejść naokoło. A to tylko po to aby przejść tuż obok Alexis, nie zapomniał puścić do niej oczka zanim wyszedł z Wielkiej Sali. Możliwie, że po raz ostatni w ciągu tego roku szkolnego pokona schody dzielący go on tego miejsca do wieży Krukonów. Nie miał w planach niczego zapominać z dormitorium, dlatego uznał, że będzie to jego ostatnia wędrówka przed wakacjami.
Wchodząc do wielkiej sali zauważył niebieskie dekoracje, trudno było ich nie dostrzec. Skrzywił się, nadal nie rozumiejąc jak to się stało, że to nie oni zdobyli puchar domów. Dostrzegł wśród ślizgonów Alexis i usiadł na przeciwko niej. Wszyscy wyglądali na znudzonych albo taki tylko sprawiali wrażenie. Może było głośniej niż normalnie, ale nie tak zapamiętał ostatnią ucztę na zakończenie szkoły. - Coś mnie ominęło? - spytał i sięgnął po kiść winogron. Przy siostrze zauważył Jaydona, który też nie wyglądał na zachwyconego. - Cześć - przywitał się z nim, wpychając kolejny owoc w usta.
Spojrzała z ulgą na Alexa a a jej twarzy pojawił się uśmiech. -Właściwie nic, nudno to jak cholera, nikt nic nie gada, wszyscy tylko siedzą i się tępo gapią w ściany. - mrukęła niezadowolona. No i po co ona zakładała tą ładną wyjściową szatę?, tracąc tyle czasu?! -Jedyną atrakcją, jeśli tak to można nazwać był ten świr - powiedziała, wskazując za Sylvio, który właśnie wychodził. -To ten twój stary kolega? - zapytała, chcąc się upewnić, czy to o nim Alex opowiadał.
Gdyby każdy tak go witał wszędzie gdzie się pojawia jak własna siostra... Zawsze mógł na nią pod tym względem. Winogrona wyjątkowo przypadły mu go gustu, więc szybko przysunął do siebie cały półmisek z tymi owocami. - Właśnie widzę, ale to dlatego, że Krukoni wygrali puchar domów, zobacz - wskazał na nich - nawet się cieszyć nie umieją. - powiedział pamiętając aby nie mówić z pełnymi ustami. Już nerwów na dzisiaj miał dość. - A ten. Atrakcją, a co zrobił? - mruknął nie musząc długo się przyglądać sylwetce aby rozpoznać Sylvio. Wzrost wyróżniał go z tłumu. Nie powstrzymał się od prychnięcia - Kolega? Proszę nie mów tak więcej. Jamaar uwielbia obrazy jego ojca, więc kiedy byłem młodszy byłem skazany na jego towarzystwo - powiedział szybko wypluwając słowa. - Zresztą nie wiem co on w nich widzi, kupa farby, kilka kresek na płótnie. Jak byliśmy mniejsi też takie robiliśmy i nikt się nie zachwycał.
-Krukoni i ich radość sprawiają, że mam ochotę iść się upić. - powiedziała w pełni przekonana co do prawdziwości swoich słów. - I nie wykluczone, że tak właśnie zrobię, bo z tego co widzę, na dobrą zabawę raczej tutaj liczyć nie można - rzekła i spojrzała na drzwi, w których właśnie znikną Sylvio. -Atrakcją, pod tym względem, że on jako jedyny nie siedział jak kołek - spojrzała na rozentuzjazmowaną Bell - no może nie jedyny, ale jeden z nielicznych. - dodała, nie chcąc wprowadzać brata w szczegóły. On doskonale znał chwyty Sylvio, więc wiedział czego można się było po nim spodziewać. A Alexis nie chciało się mówić. Oparła głowę o dłoń i zaczęła pić kolejną szklankę piwa.
- Tak upij się - przytaknął jej, sam o dziwo nie miał na nic ochoty. Oczywiście poza winogronami, które pochłaniał w wielkiej ilości. Nie jego wina, że dawno ich nie jadł i były pyszne, inaczej już dawno odstawiłby je na bok. - Nie wątpię - powiedział układając się wygodnie głowę na stole. Przydała by mu się jakaś poduszka, bo jego dłoń nie sprawdzała się zbytnio w tej roli. Był zmęczony, bo większość dnia spędził na pakowaniu swojej walizki i poszukiwaniu zagubionych rzeczy. Na szczęście są do tego odpowiednie zaklęcia, ale i tak zajęcie było nużące. Nigdy więcej nie doprowadzi do tego, żeby szukać rzeczy nie tylko po dormitorium ale i po pokoju wspólnym. - Kremowe piwo? Przecież tym się nie upijesz - spojrzał na Alexis jakby ta z niego żartowała. Przysunął do siebie jej szklankę i napił się z niej - Spodziewałem się jednak Ognistej albo czegoś równie dobrego. Ej siostra, powiedz co piłaś wcześniej - zaśmiał się. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że przez całą ucztę piła tylko kremowe piwo, które owszem było dobre, ale nie kiedy ktoś chciał się upić.
Zaczęła się śmiać, wiedziała, że nie upije się kremowym piwem, ale co miała robić z nudów nawet nie chciało jej się niczego gryźć, a w Wielkiej Sali Ognistej zawsze brakowało. -Upić to się dopiero zamierzam - powiedziała z uśmiechem i położyła głowę obok niego. -Ty lepiej zapytaj co ja brałam, albo lepiej, czego nie brałam - rzekła i zaśmiała się szczerze. Trudno było uwierzyć, że zdobywała się na taki uśmiech tylko przy Alexie. Przypomniała sobie o jednej istotnej rzeczy. -Po wakacjach musimy sobie urządzić taki typowy ślizgoński wieczorek w Trzech Miotłach. - powiedziała - Roznegliżujemy się, upijemy i będzie fajnie. - powiedziała.
Pokręcił głową, gdyby nie szedł prostu z sowiarni to pewnie przyniósłby jakąś butelkę czegoś mocniejszego. W barku zawsze był zapas, no poza momentami kiedy skończył, ale tak to można było znaleźć tam wiele ciekawych trunków. - Masz z kim pić czy liczysz na to, że zawsze ktoś się znajdzie? - odepchnął misę z winogronami, bo czuł, że jak jeszcze jedno przełknie to źle się skończy. - Niby uczta pożegnalna, a nie ma nic dobrego - po marudził chwilkę. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. - Raczej w Świńskim Łbie, nie potrzebne mi na takim wieczorku gryfonki, krukonki czy puchonki. Chyba, że cały lokal będzie dla nas. Wtedy to co innego. - wyraził swoje zdanie patrząc na stół, wiele było przy nim osób, z którymi nie zamienił ani słowa. Albo których uznawał za towarzystwo mimo wszystko nie odpowiednie dla niego. - Rozumiem, że sama zrobisz stosowną listę gości, nie chcę biegających między nogami trzecio czy czwartorocznych.
Skończywszy jedzenie nektarynki, Veronique stwierdziła, że nie ma tu nic do roboty i pójdzie do dormitorium. Była już dosyć zmęczona, a niestety musiała jeszcze dokończyć pakowanie. Wzięła z miski owoców jabłko i wstała z krzesła. Ruszyła w stronę wyjścia. Już bardzo chciała zdjąć z siebie te szaty i iść spać.
Jaydon nie usłyszał pytania Alexis przez krzyki dzikich krukonów. Z niesmakiem popatrzył na Bell rzucająca się na Vivien. Odsunął od siebie talerz, stwierdzając, że nic dzisiaj nie zje. I tak będzie miał pewnie koszmary ze śmiejącą się panną Rodwick w roli głównej. Po chwili jakaś dziewczyna siedząca obok niego zgadała go. Miała ogromny biust, więc Jay z chęcią podjął rozmowę. Jednak kiedy dowiedział się w której jest klasie, natychmiast odwrócił się z powrotem do Alexis. Zauważył obok jej brata, któremu nieznacznie kiwnął głową. Przez chwilę przysłuchiwał się ich słowom. - Myślę, że na wakacjach będzie wystarczająco dużo ślizgonów, z którymi będziecie mogli upijać się i smęcić w jakimś barze- stwierdził z przekonaniem, patrząc na dwójkę blondynów. - Ale w sumie to dobry pomysł. Nie miałbym nic przeciwko roznegliżowaniu się- stwierdził po chwili spoglądając na Alexis z niewinnym uśmiechem.
Zamyśliła się na chwilę, żeby wszystko przemyśleć. -Jeszcze do tego wrócimy - powiedziała szczerząc się do Alexa. To miała być dość elitarna impreza. Dobrze, że zastała ślizgonką, w innym domu nie było by mowy o czymś takim. -Jay, ja mam same dobre pomysły. - odparła, zadowolona z siebie. Posiedziała przez chwile, zjadła trzy mandarynki i odwróciła się z powrotem do chłopaków. -Musicie mi wybaczyć, powinnam skończyć pakowanie się. - rzekła i nachyliła się ad stołem by cmoknąć Alexa w policzek na pożegnanie.
Tak, zdecydowanie będzie na to dużo czasu. Teraz najważniejsze, że sobie wyjadą gdzieś daleko od szkoły. Tym co będzie po wakacjach lepiej nie zawracać sobie wcześniej głowy. Jak Alexis wstała przypomniał sobie o kilku rzeczach w szafce przy łóżku, które jeszcze nie znalazły się w jego kufrze. - Pójdę z Tobą - uśmiechnął się do siostry i ruszył razem z nią w stronę wyjścia z wielkiej sali.
Dłuższą chwilę siedziała w miejscu, wpatrując się w swój kubek, do połowy pełen piwem kremowym. Widocznie nie miała dzisiaj szczęścia. Spotkała kilkoro znajomych, kiedy tu szła, więc z nimi zdążyła się pożegnać, ale i tak pozostała masa innych uczniów, którzy, nie dość, że wyjeżdżają na wakacje, to jeszcze kończą w tym roku szkołę. Dopiła piwo do końca, odstawiając kubek. Ostatnim spojrzeniem obrzuciła Wielką Salę, szukając znajomych twarzy. Jednak, jak się spodziewała, nie rozpoznała nikogo. Wolnym krokiem ruszyła ku wyjściu, nie odwracając się ani na chwilę. Otworzyła potężne drzwi i zniknęła na korytarzu. Poszła się spakować, aby później mieć to z głowy.
Wbiegł na salę i przysiadł się do jednej z ławek. Rozejrzał wokół i przyjrzał wszystkim nauczycielom. Hm... Chyba kogoś brakowało. Spojrzał też na stół Gryffindoru. Tyle znajomych, przyjaciół - osób mu bliskich. Teraz miał je wszystkie opuścić, pożegnać się. Ych. Jak ten czas szybko leci.
Witam po długiej nieobecności. Wiem, teraz z rozkoszą zabierzecie się za lekturę, więc nie przedłużam. :)
1. Cicho ciemni
a) Rok szkolny niestety zakończył się. Dlaczego niestety? Ponieważ oznacza to, że dyrekcja pozbawiła mnie chleba! Jak powszechnie wiadomo, wygrał Ravenclaw. Pewnie grono pedagogiczne lubi niebieski, a może panna G.P rzuciła się na kolana i po serii szlochów i spazmów udało jej się wywalczyć zwycięstwo Niebieskich? Trudno powiedzieć.
b) Uroczy, ale krótki romans. Historia rodem z komedii romantycznej. Poznali się wśród zieleni i promieni słonecznych. Niewinny flirt, który zakończył się przepełnionymi pasją pocałunkami. Niestety, kiedy M.L poinformował R.S, że nie jest do końca pewien swoich uczuć, ta odbiegła w siną dal i nigdy już nie wróciła. To straszne!
c) Ten przypadek ukazuje, że żywot nauczycieli powinien zacząć i zakończyć się w szpitalu psychiatrycznym. A.S miał dość życia, dlatego postanowił rzucić się z mostu. Banalny sposób, mało makabryczny. Na przyszłość proponujemy odcięcie sobie głowy. Niech pamięć o Tobie nie zaginie! Wisiałbyś obok głów skrzatów domowych! To nie wszystko. Pan A.S miał również dziwną wizję, w której ujrzał powrót zła. Czyżby desperacko próbował zwrócić na siebie uwagę? Więcej snu panie profesorze i mniej psychotryków!
d) S.R nie chciała być gorsza i również miała niepokojącą wizję, mrożącą krew w żyłach. Mianowicie, widziała siebie w pokoju wspólnym, znajdującym się w lochach. Niby nic, ale ona widziała tam okna i nawet przez jedno wyjrzała! I to pod ziemią! Wow, co za prorocza przepowiednia! Może Hufflepuff awansuje i wzniesie się na wyżyny, żeby każdy Puchonik mógł do woli zerkać przez okienka i napawać się pięknem przyrody?
e) Każy wie o ekscentrycznym stylu życia niejakiego N.A. Tym razem postanowił ucałować niewinne, nieskalane wargi pana profesora A.S. Oby naszemu kochanemu nauczycielowi nie pomieszało się w główce. Trzeba obstawić most ochroną! N.A nie lubi monotonii. Tuż po tym incydencie wyjechał na wakacje z panem F.J. Może wspólnie zagłębiają tajniki mugoloznawstwa?
f) To straszne! Rozpadła się przepiękna para! C.L porzuciła H.G! Ech, na marne zdało się moje nerwowe zaciskanie kciuków! C.L jednak woli chłopców, to wstrząsająca wiadomość. Jednak nie jest jej to dane. Wpadła oko pannie F.G, która usilnie walczy o jej względy. Co z tego będzie?!
Na dzisiaj koniec. Dziękuję, dziękuję, nie musicie klaskać, naprawdę! Życzę Wam udanych wakacji! Stała czujność!
Dyrektor dał znać nauczycielom, aby Ci zaczęli zbierać uczniów, po czym udali się na peron, skąd wszyscy odjadą do domów. Ale nie na długo, bowiem niebawem zaraz miał odbyć się wycieczka ze szkoły. Cel owej podróży ciągle nie był ujawniony, miała to być pewnego rodzaju niespodzianka. Z plotek było jedynie wiadome, że będzie to jakieś nadmorskie miejsce. Wszyscy zaczęli powoli wstawać od swoich stołów. Opiekunowie z prefektami zaczęli zbierać uczniów ze swoich domów, aby wraz z nimi udać się na peron w Hogsmeade. Ich bagażami zajęły się już tutejsze skrzaty domowe. Uczniowie raz jeszcze spojrzeli na Wielką Salę, mieli ją ujrzeć ponownie dopiero po wakacjach, a co poniektórzy żegnali się z nią już na zawsze. Wszyscy wspólnie ruszyli w stronę wyjścia, między sobą rozmawiając o zbliżających się wakacjach i o planach na ich spędzenie.
Jak co roku, pierwszego dnia nowego roku szkolnego pociąg pełen uczniów dotarł na peron w Hogsmeade. Pierwszoroczniacy trafili do łódek, które miały ich przeprawić przez jezioro, natomiast na starszych uczniów czekały karety zaprzężone w testrale. Oczywiście niemalże nikt ich nie widział, a wydawało się im, że unoszą się one same. Kiedy wszyscy już dotarli do zamku, drzwi do Wielkiej Sali stanęły otworem. Każdy znów mógł ujrzeć miejsce w którym to przyjdzie im zapewne spędzać tak wiele czasu. W powietrzu jak zwykle wisiały świece, a sklepienie było czystym, gwieździstym niebem. Uczniowie zaczęli zajmować miejsca i czekać, aż pojawi się dyrektor i wygłosi swoje przemówienie. Przy stole nauczycieli, póki co go nie było.
Effie wraz i z innym uczniami pierw po długiej podróży w pociągu, później jeszcze w powozach, dotarła wreszcie do Hogwartu. Właściwie dobrze było widzieć znów zamek, choć myśl o tym, iż rozpoczną się także lekcje, na pewno nie była wesoła. Jednakże nie zamierzała już dziś nad tym rozmyślać. Póki co była uczta powitalna. Gdy drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły, wraz z innymi weszła do środka i zajęła wolne miejsce przy stole Slytherinu. Uderzając palcami o blat stołu czekała, aż pojawi się łaskawie dyrektor i uczta się rozpocznie. Mimo wszystko odczuwała lekkie zmęczenie po długiej podróży.
I znowu szkoła. A tak niedawno, w zasadzie jeszcze wczoraj, siedziała sobie w domu i oglądała mugolskie telenowele! I pomyśleć, że to już ostatni rok w tej szkole. Za jakiś czas, o tej porze będzie siedziała za burkiem i wypełniała nudne papiery. Wciąż zamyślona zajęła swoje zwykłe miejsce przy stole gryfonów. Podróż ciągnęła się i ciągnęła co bardzo ją zmęczyło. Dlatego też położyła głowę na stole i skupiła swój wzrok, na jak na razie pustym miejscu dyrektora.
Uśmiechnęła się szeroko, wchodząc do Wielkiej Sali. Tak dawno jej tu nie było. Całe dwa miesiące minęły, od kiedy zaczęły się wakacje. Oczywiście czas spędzony na Malediwach nie należał do straconego, ale jednak Hogwart, to Hogwart. Budynek wręcz przesycony magią. Spojrzała na puste jeszcze stoły. Już nie mogła się doczekac, kiedy pojawią się na nich różnorodne potrawy, przyrządzone przez skrzaty, które smakują jak domowe. Tak, przynajmniej nie będzie jej brakować domowych obiadów. Zajęła miejsce przy swoim stole, tyłem do Gryfonów. Gdzieś za nią powinna siedzieć Aud, więc będą mogły pogadać. Utkwiła wzrok w miejscu dyrektora, czekając, aż coś powie. Trzeba zacząć ceremonię przydziału, prawda?
Wszedł do Wielkiej Sali absolutnie samotny. Nie chciał teraz z nikim rozmawiać... Zależało mu tutaj tylko na posiłku. Westchnął ciężko, po czym rozejrzał się po bardzo przestronnym pomieszczeniu. Przy stole Slytherinu znów królowały zielone krawaty. Ech, zdążył się już od nich odzwyczaić. Wydawało mu się, że każda osoba w tym kolorze, jest automatycznie wredna i złośliwa... Chociaż sam miał na sobie właśnie jedną z tych szat. Wraz z prądem innych w zielonym, ruszył żwawym krokiem do stolika i usiadł pomiędzy Effie i jakimś chuderlawym drugoklasistą. Normalnie, szybko by się przesiadł, ale teraz nie czuł najmniejszej ochoty. Chciał tylko wszamać posiłek i iść do łóżka, by samotnie poużalać się nad udręką, jaką zwiastuje nowy rok szkolny.
Szkoła. Miejsce, o którym istnieniu Veronique praktycznie zapomniała. No ale stało się - ktoś właśnie tym słowem przerwał jej te słodkie lenistwo i zmusił do udania się do Hogwartu. Wraz z innymi uczniami weszła do Wielkiej Sali, z resztą jak co roku. Teraz to miejsce będzie musiała odwiedzać praktycznie codziennie. Teoretycznie to fajnie było ponownie zobaczyć swoich znajomych i przyjaciół, ale wesołość tej myśl zabijało wspomnienie o lekcjach i nauce. Zajęła miejsce przy stole Slytherinu. Oparła się łokciem o blat i przymknęła oczy; pomimo przysypiania w pociągu, odczuwała zmęczenie. Już nie mogła się doczekać, gdy przybędzie do dormitorium i zaśnie na swoim łóżku. Nawet głodna zbytnio nie była.
Podróż pociągiem to był koszmar w porównaniu z karetą od Beauxbatons. Ciasne i zatłoczone przedziały, na dodatek ktoś na nią usiadł. Może była cicha i wciśnięta w fotel, ale przecież nie jest niewidzalna. Zamek Hogwart. Pierwszy raz w życiu przekroczyła próg Wielkiej Sali. Czuła się tam jak zwykły pierwszoroczniak. Zagubiona, nie wiedziała gdzie co jest. Rozejrzała się w poszukiwaniu stoły Slytherinu. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje. W końcu dostrzegła kilka osób w podobnych szatach co ona, który zmierzali w pewną stronę. Ruszyła za nimi w zaklopotaniu i już po chwili usiadła na prawie pustej ławie. Zdąrzyła już usłyszeć o wielkiej uczcie i bardzo ją kusiły te wszystkie potrawy. Najchętniej by zjadła zapiekane ziemniaki. Ale przy czym innym by nie wybrzydzała bo kiszki już jej marsza grały. Rozejrzała sie za kimś znajomym. Kilka osób rzuciło jej się w oczy, poznała ich już wcześniej. Tymczasem twarz żadnego ze ślizgonów nic jej nie mówiła. Aż nie przyjżała się bliżej. Doskonale! Wilkie Twycross, któremu najchętniej wyprułaby flaki i podeptała oraz Veronique Lardeux, której też szczerze nie lubiła. Idealnie! Czyżby w Slytherinie nie było nikogo normalnego? Sami idioci. Mrucząc jakieś przekleństwa pod nosem wyłożyła się na stole i utkwiła wzrok w miejscach dla nauczycieli. Nie była pewna, czy da radę się tu odnaleźć, ale nie miała zamiaru prosić nikogo o pomoc. Co to, to nie. Connie Tenebres się aż tak nie poniży. Westchnęła.
Wkroczył do Wielkiej Sali szeroko uśmiechnięty. Stęsknił się już za szkołą i tym uczuciem, kiedy z triumfem otrzymuje najlepszą ocenę w klasie. Uwielbia rywalizację, ale z tymi głąbami, zwanymi drugoklasistami, nie ma nawet w czym rywalizować. Cóż, może i nie jest najlepszy w lataniu na miotle, ale we wszystkim innym stanowczo przewyższa swoich rówieśników. Całe wakacje spędził z rodziną w Londynie. Siedział w pokoju lub w ogrodzie, to czytając książkę, to rozmyślając nad nowymi lekcjami i kolejnym roku nauki. Nie mógł spotykać się z przyjaciółmi, bowiem rodzice są temu absolutnie przeciwni. Nie do końca to rozumie, a więc mimo zakazów, korespondował z Mattem przez sowę. Jego przyjaciel jest przecież mugolem, to też wytłumaczył mu, że jest to sowa specjalnie wytresowana i ma w sobie wbudowaną nawigację. Ten zaś nie jest za inteligentny, więc zafascynowany i ślepy, uwierzył w każde jego słowo. Pochłonięty myślami, przysiadł przy stole Gryffindoru i co jakiś czas kiwając go kogoś głową czy odmachując, ślinił się, patrząc na stół nauczycielski.
Angie weszła do Wielkiej Sali i zajęła miejsce przy stoliku krukonów. Rozejrzała się -dyrektora jeszcze nie było. ”Wakacje są za krótkie” pomyślała .Z jednej strony cieszyła się ,że znów spotka się z znajomymi a drugiej nie miała ochoty wstawać z samego rana i biec na lekcje. Spojrzała na siedzących nie daleko pierwszoroczniaków „Całe szczęście ,że już to przeszłam” uśmiechnęła się gdy przypomniała sobie jaka była zestresowana czekając aż tiara ją przydzieli.
Westchnęła i z wielką niechęcią wkroczyła do Wielkiej Sali, mijając po drodze tłum roześmianych uczniów. Dziwiło ją nastawienie większości z nich, bowiem ona należała do grupy studentów, dla których szkoła była istnym przekleństwem każdego nastolatka. Większość uczniów przewyższała ją wzrostem, więc pozostało jej jedynie pchać się łokciami i iść naprzód. Nie raz potknęła się o czyjąś nogę czy za długą szatę, ale nigdy nie zdążyła się temu komuś przyjrzeć i odjąć punkty, bowiem zaraz zniknął w tłumie. Wreszcie jednak wyszła z tego tłoku i wspięła się po schodach na podium przeznaczone dla nauczycieli. Przysiadła na krześle dla nauczyciela Historii Magii i wpatrywała się w tłum, oczekując dyrektora.