Vivien odsunęła się od Javiera, który mierzył ją nieprzyjemnie wzrokiem, uniosła ręce do góry w geście poddania. Odwróciła głowę w stronę Valentina i przysunęła do niego szklankę, uśmiechając się do niego lekko.
- Co to?- zapytała, widząc jak napełnia jej szklankę.

Javier:
Wywrócił oczami słysząc, że został wylosowany, nawet nie chciało mu się tego komentować. Spojrzał na chłopaka, który wszedł do WS razem z dziewczynami i skinął mu głową na powitanie. Sam dopił herbatę którą miał w kubku i spojrzał na maskę, którą położył przed sobą.

Widziała tego... Valentina, czy jak mu tak było na imię, jak nalewa coś sobie do soku. Brunetka i Vivien też chciały się tego napić. Widocznie to musi być Ognista... - pomyślała.
Sama raz kiedyś przez przypadek wypiła. Od tego czasu nie znosiła alkoholu. Nie rozumiała, jak można to coś pić.
Nie zamierzała nikomu powiedzieć o tym, co widziała. Bo po co miałaby być kapusiem?

Również kiwnął głową do Ślizgona, a następie nalał z butelki nieco alkoholu dziewczynom do szklanek, po czym zakręcił ją i odstawił na stół. Spojrzał na Viv która zadała mu owe pytanie.
- Przywiozłem z Francji, domowej roboty bimber - wyjaśnił, alkohol miał dobry smak, a co więcej był całkiem mocny.

Jul:
Juliette wypiła nieznaczny łyk. Alkohol był dość mocny, ale nie na tyle, by wywołać na twarzy dziewczyny grymas.
- Dość mocne. - przyznała. - Sok dyniowy może się schować. - dodała, ironizując.

Weszła do wielkiej sali. Buty trzymała nadal w rękach. Nie dała rady zejść do lochów. Nogi bolały ja dostatecznie. Nigdy, nigdy więcej nie założy szpilek! Och! Przez to obolałe całe stopy. Skierowała się do swojego stołu. Nieszczęście chciało, że siedziała tam Javier, Valentin, Viv, Julliette. Jeszcze tego brakowało. Nie, nie podejdzie do nich. Nie chciała także sama siedzieć przy obcym stole. Zobaczyła dziewczynę, krukonkę, siedząca samotnie przy stole. Podeszła do niej i bez pytania się dosiadła. Przy tym stole nie siedziała pierwszy raz.
- Cześć - przywitała się.

Viv kiwnęła głową słysząc słowa Valentina. Upiła trochę jego trunku, musiała przyznać, że jest świetny, uniosła kciuk do góry.
- Mocny- potwierdziła słowa Juliette.
-Z Francji? O ile pół Hogwartu to blondyni, druga połowa ma swoje korzenie w tym kraju- powiedziała ironicznym tonem. Co tutaj ciągnie tych wszystkich francuzów?
Pomachała uciekającej do stołu krukonów Andrei uśmiechając się lekko.

Więc to nie Ognista... Ale co to za różnica, alkohol to alkohol... - pomyślała.
Musiała przyznać, że ten Ślizgon był dość... ekscentryczny. Wyróżniał się. Bardzo się wyróżniał.
Wypiła już drugą szklankę soku.
Postanowiła jeszcze chwilę posiedzieć, a jak nikt nie do niej nie odezwie, wyjdzie niezauważalnie, tak jak weszła.
Pogodziła się z tym, że mało kto ją zauważał, choć było jej trochę smutno żyć z tą myślą.

Javier:
Zobaczył jak Andrea omija szerokim łukiem miejsce gdzie on siedział. Nie spodziewał się, że to tylko z jego powodu zrezygnowała z siedzenia przy stole ślizgonów, aż tak bardzo sobie w tym momencie nie schlebiał.
Wstał od stołu w myślach szukając jakiegoś spokojnego poza lochami miejsca gdzie w spokoju będzie mógł dokończyć obrazem, który zaczął zanim inni zeszli z wieży. Pożegnał ich krótkim ‘cześć’ i wyszedł.

Jul:
- Coś w tym jest. - potwierdziła jej słowa. - Obawiam się, że niedługo będzie też plaga Norwegów. - wywróciła oczami po czym odgarnęła włosy z twarzy. Spojrzała przelotnie na stół Krukonów. Skinęła głową do odchodzącego Javiera.

Krukonka ja zignorowała. Nie odezwała się nawet słowem. Czyżby myślała o nauce? Prychnęła cichutko.
Nalała sobie ciepłej herbaty. Może i na wieży było ciepło, ale dziewczyna kochała herbatę. Szczególnie malinową.
- Andrea - odezwała się ponownie. Miała siedziec w ciszy?

Zobaczyła, jak obok niej siada dziewczyna, której nie znała.
- Cześć - powiedziała.
- My się chyba nie znamy - dodała - Gabrielle Papillon.

- Cóż, nie do końca nie z własnej woli znalazłem się w Anglii - przyznał słysząc jej słowa, następnie upił nieco alkoholu. Słysząc jej nazwisko wcześniej, sam miał poczucie, że i ona najwyraźniej musi coś z tym krajem mieć wspólnego.
- Davila to czasem nie jest również Francuskie nazwisko? - Zapytał odstawiając szklankę na stół. Gdy Ślizgon ruszył do wyjścia, kiwnął mu głową.

.Odstawiła herbatę.
- Nie, raczej nie znamy sie.
Spojrzała na wychodzącego blondyna. Czyżby nie pasowało mu towarzystwo?
- Kolejna blondynka - wymamrotała cicho. Dopiero po chwili dotarło do niej, że powiedziała to na głos.
- Przepraszam, to nie o Tobie - dodała prędko. - Miło mi - zmieniła temat

Jul:
Juliette sączyła alkohol, słuchając ich rozmowy. Właściwie, nie miała nic do powiedzenia, więc nie chciała się zbędnie wypowiadać.
Wodziła palcem po blacie stołu i obserwowała jego ruch.

- Davila brzmi francusko, ale to akurat przypadek- powiedziała z uśmiechem, kiwając głową chłopakowi na pożegnanie.
- To moja matka jest z Francji, ojciec nie- powiedziała pijąc kolejny łyk napoju.
- Jak to plaga norwegów?- zapytała Viv Juliette.

Jul:
- Raczej nie często jest w tej szkole ktoś o norweskim pochodzeniu. Chcąc czy nie chcąc staje się to dość oryginalne. A jak to powszechnie wiadomo, oryginał ma mnóstwo kopii. - wyjaśniła Viv. - A to moja wina, że urodziłam się właśnie tam? - wzruszyła ramionami.

- Mi też. Wiem, że to nie o mnie chodzi, w końcu ja jestem szatynką - powiedziała. Chociaż mogłabym być też blondynką - powiedziała sobie w duchu.
Widząc wychodzącego Ślizgona, zapytała Andreę o pewną rzecz.
- Kim jest ten chłopak, który wyszedł? Widziałam go już kilka razy, ale nie miałam okazji się z nim poznać... A tak a propos, to czemu nie lubisz blondynek? - zapytała. Była ciekawa odpowiedzi Andrei.

Zastanowił się nad słowami Juliette.
- No tak, ale w takiej kwestii co najwyżej będą mogli opowiadać, że mają tam korzenie, co zapewne nie będzie w wielu przypadkach prawdą, bo jak sama mówisz, niewiele osób stamtąd tu przyjeżdża - Powiedział obracając ręką szklankę z alkoholem. Właściwie jak dotąd nie znał z Norwegii nikogo poza nią.

Jul:
- Trudno będzie komuś udowodnić, czy mówi prawdę czy nie. - powiedziała po chwili. - Ale na ma co drążyć ten temat. - dodała po czym napiła się ze szklanki. Spojrzała na dwójkę.

Zwróciła się w stronę dziewczyny.
- Tak, rzeczywiście. Jestes szatynką - powiedziała w lekkim roztargnieniem, a raczej stwierdziła fakt.
- Wybacz, troszeczkę się zamyśliłam.
Wyprostowała nogi, pozwalając im w pełni odpocząć.
- Ten co wyszedł? Javier Deniver - powiedziała, teraz już w pełni przytomnie. - Nie wiem czy uda Ci się z nim pogadać. Ja z nim rozmawiałam dwa razy, ale spotkałam go przypadkowo.
- Nie, to nie ja nie lubię blondynek tylko on. Długa historia.
Widząc strój Gabi spytała:
- Też Ci się znudziła impreza?

- Wybaczam, czasem też tak mam, że się zamyślę, a później nie wiem, co się dzieje - roześmiała się.
- Javier Deniver - powiedziała przeciągle, z lekkim zamyśleniem... - chyba jest dość dziwny - stwierdziła - ciekawe dlaczego nie lubi blondynek... - zastanawiała się.
- Impreza? Powiem szczerze, była beznadziejna - rzekła. Ale to była jej opinia.

Viv opróżniła szklankę, krzywiąc się lekko, postawiła ją na stole.
- Ja znam ze Szwecji dziewczynę- przypomniała sobie Amy z jej domu.- Za to z Francji jest co druga osoba.
Spojrzała na dwie dziewczyny siedzące przy stole krukonów. Widząc spojrzenie Gab uśmiechnęła się lekko do niej. Odwróciła się z powrotem do ślizgonów.
- Uwielbiam jak ludzie o mnie gadają- mruknęła dość cicho.

Wpatrywała się w stół ślizgonów. Nie lubiła tej Viv, czy jak jej tam. Była jeszcze dziwniejsza niz Javier. Jego przynajmniej bardziej rozumiała.
- Tak, masz rację. Nudno strasznie. Chociaż może to dlatego, że nie znałam nikogo, a większość widać, zę była znajomymi.
- Znasz tą krukonkę przy moim stole może? - dziwne, ale ostatnio chciała o każdym wiedzieć jak najwięcej.

- Ja też nie widziałam zbyt dużo znajomych osób, ale to pewnie przez te maski - odrzekła.
Odwzajemniła Vivien uśmiech.
- A znam. Vivien Davila, jest w piątej klasie. Czyżbyście miały hmm... nieprzyjemne spotkanie? - zapytała.

Spojrzał również na dwie dziewczyny, na które spojrzała Vivien, jakoś nie zwracał na nie uwagi wcześniej.
- Sądzisz, że mówią o Tobie? - Zapytał, on jakoś nie zastanawiał się nigdy nad tym, czy ktoś o nim mówi, czy też nie. Upił jeszcze trochę alkoholu i spojrzał na pustą szklankę Vivien.
- Jeśli chcesz to nalej sobie - powiedział wskazując na butelkę, stojącą na stole.
- Beauxbatton czyżby im nie odpowiadał? - Zastanowił się na głos. A z resztą co za różnica. On tam właściwie lubił spotkać osoby które żyły we Francji.

- Nieprzyjemne? Hm... po części - uśmiechnęła się.
- Mi w ogóle pomysł z tymi kreacjami nie przypadł do gustu. Ubrałam się, posiedziałam półgodziny i teraz wszystko mnie boli. W szczególności stopy. Nie nawidze szpilek i żadnych sukni. Bez przesady, to miały być tylko walentynki - westchnęła zrezygnowana, rozcierając palce u stóp.

Viv nalała sobie napoju Valentina.
- Może, nie wiem, ja bym w sumie mogła zostać tam, we Francji, w Beauxbattons- powiedziała wzruszając ramionami.
- Czasem widać, że ktoś o tobie mówi. Mylę się?- zapytała ślizgona, pijąc łyk napoju- Na dodatek koleżanka z twojego domu za mną nie przepada, gdyż powiedziałam jej parę szczerych słów. A podobno to jest cenione.
Mówiła kręcąc lekko głową i poprawiając filetową suknię.

- A mogłabym wiedzieć o co chodzi? Jeśli nie chcesz, to nie mów - zreflektowała się.
- Sama impreza nie jest złym pomysłem, tylko musi być jakiś fajny zespół. No i trzeba umówić się wcześniej z kimś znajomym, żeby poszedł. A obcasy... ja lubię chodzić, ale co za dużo, to nie zdrowo - stwierdziła.
- Poza tym tak naprawdę nie obchodzę Walentynek - dodała głosem z lekką nutką ironii.

- Poznałam ja ostatnio. Porozmawiałyśmy trochę, ale ona mnie nie rozumiała. Ciągle obstawiała przy swoim, a swoim zachowaniem wytrąciła mnie z równowagi - streściła.
- Walentynki? Mam z kim, ale jakoś go dziś nie widziałam, więc poszłam sama. Niestety nie mam wstępu do pokoju krukonów, więc nie miałam po co tam iść. Raczej nie byłabym mile widzianym gościem - powiedziała z goryczą. Ta Viv oceniała ja przez to, w jakim jest domu.

- To zależy - stwierdził sięgając po butelkę. Dolał sobie również nieco napoju. Alkohol smakował świetnie.
- Niestety nie zawsze można tak jakby się chciało - powiedział, doskonale wiedział o czym mówił, sam niektóre rzeczy chciałby zmienić. Spojrzał raz jeszcze na dziewczynę o której mówiła Vivien.
- Koleżanka... tak, ostatnio z Juliette spotkaliśmy ją w bibliotece - stwierdził przypominając sobie tamtą rozmowę, właściwie lepszym określeniem byłoby, idiotyczna wymiana zdań.

Jul:
Juliette wyrwała się z zamyślenia, słysząc swoje imię. Spojrzała na Valentina i Vivien po czym napiła się alkoholu.
- Zamyśliłam się. - wyjaśniła.

- Vivien jest dość... specyficzną osobą. Przynajmniej na tyle, na ile ją znam.
- Krukon, powiadasz... a mogłabym wiedzieć, kim on jest? - zapytała. Ciekawość podobno była pierwszym stopniem do piekła, ale ją to nie obchodziło.
- To tak jak ja nie mogę wejść do pokoju Ślizgonów... Są osoby, które chyba nie chciałyby mnie widzieć.

- I co? Polubiliście się?- zapytała pijąc kolejny łyk napoju.
Wzruszyła lekko ramionami patrząc na chwilę w stronę dziewczyn.
- Każdy czasem spotykam na swojej drodze ludzi którzy za tobą nie przepadają. Szczególnie kiedy nie jesteś tak wiecznie miły jak na przykład puchoni.

Jul:
Domyśliła się o czym mówią.
- Ta rozmowa była po prostu śmieszna. Ta Ślizgonka starała się być złośliwa, ale niestety niezbyt jej to wychodziło. - napiła się ze szklanki.