Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Z lekkim uśmiechem na twarzy weszła do Wielkiej Sali. Wyglądała nieco inaczej - pofarbowała włosy na jasny blond i je ścieła. Gdzieniegdzie można było dostrzec czarne pasemka. Efekt bardzo się jej podobał, wyglądała znacznie weselej niż w tych czarnych kłakach. Usiadła przy stole Puchonów, przy Rose i innych znajomych. Cieszyła się z początku roku szkolnego, gdyż nigdy nie przepadała za wakacjami, a na dodatek musiała siedzieć na zdecydowanie zbyt słonecznych Malediwach w towarzystwie tej wilowatej idiotki. Spojrzała na stół nauczycielski. Miała nadzieję, że Ceremonia Przydziału nie będzie zbyt długa i szybko podadzą jedzenie. A potem do Dormitorium i klap w wyrko!
Nie dość, że zaraz zwymiotuje na samym środku Wielkiej Sali to jeszcze jakaś grupka kretynów doszła do wniosku, że drzwi prowadzące do Wielkiej Sali to najlepsze miejsce na pogawędkę. I jeszcze musiała zapomnieć dokupić leków na swoją chorobę lokomocyjną! Że też musiało ich zabraknąć akurat dzisiaj! Matka opowiadała jej kiedyś o mugolskich sposobach na tego typu schorzenia - nie mając leków, niektórzy zaklejali plastrami pępek. Tylko co pępek ma do żołądka? Tego Victorie nie wiedziała. Ale jeśli mogło zadziałać, to czemu by nie spróbować? Pomogło? NIE! Chwiejnym krokiem udało jej się dojść do stołu ślizgonów i opaść na siedzenie.
Zaczęła już kreślić na stole jakieś bliżej nieokreślone kształty. Czekała sobie, aż wszyscy wreszcie się uzbierają. Jak po chwili zauważyła, dosiadł się obok Wilkie. - Cześć - powiedziała w jego kierunku, choć ten nie wyglądał na zbyt pełnego entuzjazmu z powodu nowego roku szkolnego. Z resztą poza plusami towarzyskimi jakie z tego płynęły, rozpoczęcie roku, tym samym nauki, nie było zbyt wesołym wydarzeniem. Choć Eff nie zamierzała specjalnie narzekać, już i tak miała dość siedzenia w domu, szczególnie w towarzystwie matki.
Nowy rok szkolny. Właściwie Fran cieszyła się na to, wszakże czas w zamku zawsze świetnie mijał. Może żal odrobinkę było jej wyjeżdżać z domu, mimo to jednak z zadowoleniem weszła do Wielkiej Sali. Z trudem powstrzymała uśmiech widząc swoją niemalże konającą siostrą, oczywiście jak dla niej, grubo przesadzała i panikowała. Nie zwracając już na nią większej uwagi skierowała się do swojego stołu. Zajęła wolne miejsce i rozglądając się w koło, spoglądając ciemnymi oczami na uczniów, czekała na rozpoczęcie. Właściwie to najbardziej czekała, aż te stoły się zastawią i będzie na nim coś słodkiego. O tak, definitywnie miała ochotę na ciastka. Najlepiej Kociołkowe Pieguski.
Siedząc przy stole i modląc się w duchu, by Dyrektor nie zwlekał tak długo, dostrzegł, że Victorie, Veronique i Connie siadają przy stole. Ożywił się nieco widząc dwie pierwsze, ale ta ostatnia, przynajmniej ze względu na jego zdrowie psychiczne, mogła usiąść nieco dalej. Westchnął ciężko, po czym podniósł tułów ze stołu i przywitał je łobuzerskim uśmieszkiem. - Cześć, Victorie, cześć, Veronique. - Oświadczył szarmancko, po czym teatralnie ściągnął z głowy niewidzialny kapelusz. Nie miał pojęcia po co odstawia to przedstawienie, ale potwornie mu się nudziło. Po chwili jednak siedząca obok niego Effie odezwała się do niego i zupełnie zdezorientowany spojrzał na nią sceptycznie. - Witaj, Eff. - Zerknął nań z ukosa i absolutnie przez przypadek szturchnął owego drugoklasistę w ramię. Ten zaś runął na ziemię. - Jak minęły wakacje?
Zwróciła swe spojrzenie ku wchodzącym ciągle do sali uczniom. Niektórzy przepychali się jakby nie wiadomo do czego się śpieszyli. A uczta przecież i tak jeszcze się nie rozpoczęła. Spojrzała na Wilkiego, który to jej odpowiedział, a i przy okazji zrzucił z ławki jakiegoś dzieciaka. Z uniesionymi brwiami zerknęła jak ten podnosi się z ziemi, coś marudząc pod nosem. Zaraz jednak wróciła myślami do zadanego przez Ślizgona pytania. - Zależy o który ich fragment pytasz. Malediwska część i wakacje u rodziny były nienaganne, część w domu natomiast pozostawiła nieco do życzenia. - Odparła analizując w myślach ten letni okres. - Twoje były pomyślne? - zapytała znów wzrokiem błądząc po uczniach. Sala coraz bardziej się wypełniała. Nauczyciele, już chyba także wszyscy byli.
Siedząc tak w tej samej pozycji, obserwowała tych, co wchodzili do Wielkiej Sali. Vera przyszła jako jedna z pierwszych, więc było co oglądać. Widząc tą Connie, nieco się ożywiła, a na jej twarz wszedł jeden z najzłośliwszych uśmiechów, jakich czerwonowłosa miała w zanadrzu. W tłumie usłyszała imię tej młodej buntowniczki. Już wiedziała, dlaczego nie chciała go wyjawić. Tak się nazywając też nie chciałaby się przedstawić. Szkoda tylko, ze trafiła do Slytherinu, a nie na przykład Hufflepuff'u. Chociaż to też miało swoje dobre strony - rozrywka nawet na ranek! - Cześć Wilkie - odpowiedziała, słysząc jak chłopak wita się z nią i innymi dziewczynami. Po chwili powróciła do poprzedniej pozycji i zaczęła myśleć o sposobach torturowania Tenebres.
Zaczęła grzebać bezmyślnie w kieszeni spódnicy, usilnie starając się nie patrzeć na swoją siostrę, która widząc jej męki wyraźnie próbowała powstrzymać uśmiech. Nie ma to jak rodzina. Znalazła właśnie jakąś ulotkę, kiedy nagle poczuła w dłoni znajomy kształt tabletki. Niezwłocznie ją wyjęła, a upewniwszy się, że jest odpowiednia połknęła ją. Brała leki tak często, że nie potrzebowała już ich nawet popijać wodą. Mimo że, po tak krótkim czasie tabletka z pewnością nie zaczęła jeszcze działać to od razu poczuła się lepiej. - Cześć, Wilkie. - odparła nieco zachrypniętym głosem, zwracajac wzrok na stół nauczycielski.
Wpadła do Wielkiej Sali z niemałym impetem, przez co musiała zwrócić na siebie uwagę innych. Czemu ? Nasza kochana Amaya potknęła się w progu, ale na szczęście przy końcu złapała równowagę. Samotnie udała się do swojego stołu, który o dziwo świecił strasznymi pustkami. A gdzie reszta uczniów ? - zapytała się w myśli i uśmiechnęła szeroko, ciesząc się, że będzie miała szansę jeszcze dziś udać się na błonia. Tylko to zaprzątało chwilowo jej myśli. Rozentuzjazmowana ( co było widać po jej minie ) rzuciła spojrzenie w stronę nauczycieli i dyrektora. Nie cieszyła się z kolejnych obowiązków szkolnych, a z tego, że w Hogwarcie będzie można znów odkryć nowe, ciekawe miejsca, jak co roku.
Siadając przy stole, dostrzegł naprzeciwko siebie Emmę, Gryfonkę, którą na początku roku szkolnego męczył tysiącami pytań w pokoju wspólnym... Ech, gdzie podziały się te czasy, kiedy wszystko było dlań niesamowite i baśniowe, kiedy nie mógł uwierzyć własnym oczom i poznawał każdy aspekt czarodziejskiego życia po kolei? Cóż, te czasy minęły, nie pożegnały się, ale odeszły. Westchnął ciężko, po czym podarował Gryfonce nieśmiały uśmiech i ponownie wbił wzrok w stół nauczycielski, wypatrując dyrektora. Po chwili zaś pojawiła się przy stole Nauczycielka Historii Magii i napotkawszy jej wzrok, posłał jej czarujący uśmiech. Wątpił jednak, żeby to zobaczyła, bo nie dość, że był maciupeńki w stosunku do tych wszystkich staroklasistów, to w tym czarnym stroju z czerwonym krawatem i naszywkami, stanowczo nie wyróżniał się z tłumu.
Podczas uczty powitalnej najbardziej nie lubiła właśnie tego momentu. Nikt nic nie robił, tylko wszyscy się nudzili albo przepychali przy wejściu do Wielkiej Sali. Dochodząc do wniosku, ze przy stole Gryfonów nie widzi nikogo znajomego, już miała zacząć rozmowę z jakimś młodszym gryfonem, który dopytywał się w której jest klasie, kiedy to dostrzegła... Nate'a? Bo chyba tak miał na imię. - Cześć. - powiedziała odwzajemniając uśmiech. - Jak tam Ci minęły wakacje? - zapytała, poprawiając przy okazji niesforny kosmyk włosów.
Wkraczając do Wielkiej Sali zawiązywała swoje włosy w warkocz. To i tak niewiele da, by jej nie przeszkadzały. Całe szczęście, że nie miała postrzępionych włosów. Zdenerwowałaby się musząc poprawiać każdy drobny szczegół. Wakacje się skończyły, kuzynka dała jej wycisk z ręcznym czyszczeniem umywalki i wanny, a zaraz po tym całego salonu. Jakoś jednak to przeżyła. Rozejrzała się po sali. Ile ludzi. Poczuła się tak niedobrze jak tylko mogła. Nie lubiła takiej ilości ludzi. Za dużo jak dla niej. Czym prędzej podeszła do swojego stołu i usiadła na wolnym miejscu. Przynajmniej niedługo będzie można wywinąć parę psikusów, a i także będzie można podkraść trochę piwa kremowego z kuchni i różnych ciasteczek. Oby... Po spleceniu wszystkich włosów mogła je splątać gumką do włosów i spokojnie poprawić swoją szatę.
Nauczycielka transmutacji pojawiła się na sali, obrzucając wszystkich uczniów rozbawionym spojrzeniem. To było całkowicie nie w jej stylu, biorąc pod uwagę to, że nie należała do osób śmiejących się często. A już w szczególności w stronę Puchonów... Zasiadła przy nauczycielskim stole, poprawiając tym samym swoją gładką, azbestową szatę, którą założyła specjalnie na tą okazję. Po jej minie można było wyciągnąć dwa różne wnioski - albo kobieta zaczęła patrzeć inaczej na świat, albo wróciła ze Świętego Munga od Daisy. Prawdę mówiąc wszystko zwracało się do pierwszej opcji, co mogło być dla uczniów nie lada szokiem. Oczywiście jak to miała w zwyczaju kiwnęła lekko głową w stronę Gryfonów, których zawsze darzyła pewnego rodzaju szacunkiem i zaufaniem.
- U mnie to co zawsze. Najpierw wydziwiam i sam skazuję się na nudę, a później dziękuję jakiemuś wybawcy, który napisał do mnie list. - Uśmiechnął się dziarsko, po czym ponownie przeleciał wzrokiem stół nauczycielski, na którym jednak zakwitła pierwsza zmiana, przy stole zaś, usiadła Nauczycielka Historii Magii. Westchnął ciężko, ignorując jęki tego przewróconego drugoklasisty, który właśnie podnosił się z podłogi i chichoty jego kolegów, dla których było to wyjątkowo śmieszne i zaraz chyba również się przewrócą. Słysząc beztroską odpowiedź Victorie szczerze się zdziwił... Widocznie ma dzisiaj jakiś dobry humor, albo wymyśla w jaki sposób dopiec jakiemuś Gryfonowi na tyle intensywnie, że przełączyła się na automat. Veronique również mu odpowiedziała, więc obydwie znów obdarował uśmiechem. Próbował usilnie ignorować Connie, bowiem chciał żeby pierwszy dzień szkoły wypadł jak najlepiej. Nie chciał zniszczyć go nawet takiej ofierze losu jak ona. - Ech, chcę już do dormitorium. Kiedy ten cały dyrektor w końcu nas zaszczyci? - Spytał retorycznie, obejmując wzrokiem wszystkie trzy dziewczyny.
Już miał zamiar położyć się na ławce i chwilę zdrzemnąć, gdy Gryfonka, którą w tamtym roku szkolnym tak zamęczał pytaniami, odezwała się do niego. Zdezorientowany spojrzał na nią trochę podejrzliwie. - Witaj. - Uśmiechnął się niepewnie, po czym usłyszawszy jej pytanie odpowiedział. - Było zdecydowanie bardzo rutynowo, ale nie mogę narzekać. Chociaż w domu z pewnością nie ma tylu wrażeń co w Hogwarcie, to mogłem trochę popisać z przyjacielem czy nauczyć siostrę tabliczki mnożenia. - Wywrócił ramionami. Nie zdawał sobie sprawy, że z jego ust mogłoby wywinąć się coś podobnego. Nie zbierało mu się na monolog. - A Tobie? - Spytał z uśmiechem. Był wdzięczny dziewczynie, że zaraziła go rozmową. Milczenie to ostatnia rzecz jakiej pragnął pierwszego dnia szkoły.
Jako jedna z pierwszych wysiadła z pociągu, pędząc do powozów. Zajęła miejsce, czekając na komplet. Dosiadły się do niej jakieś dwie Krukonki, siódmoklasistki, oraz mały, może trzecioroczny chłopak o bujnej, rudej czuprynie prawdopodobnie również z jej domu. Michelle wywróciła oczami. Jej towarzysze wcale nie były osobami ciekawymi. Krukonki cały czas bezsensownie nawijały o tym, że otworzyli nowy sklep z kosmetykami, które mogą pomóc pielęgnować ich urodę. Tak, bo mają co pielęgnować, pomyślała sarkastycznie. Natomiast chłopak siedział ze spuszczoną głową. Coś się pannie Yowane wydawało, że się zgubił albo jego przyjaciele go zostawili. Całą drogę jednak nie zagadała chłopca. Nawet gdyby chciała, to ten pewnie by się odwrócił i nie odpowiedział. Nie mając wyboru, siedziała cicho, marząc tylko o dostaniu się do zamku. Miała serdecznie dość tych panienek z powozu, więc ucieszyła się, kiedy zobaczyła zamek. Już nigdy, ale to nigdy nie będzie w takim pośpiechu samotnie biegła do powozu. Po chwili wysiadła z niego, kierując się do budynku. Od razu się rozpromieniła. Hogwart, tak, tutaj było jej najlepiej. To tu mogła robić co chciała. Nawet łamać zasady. Wbiegła z bananem na twarzy do Wielkiej Sali. Popatrzyła po stołach, ciesząc się, że zostało tu jeszcze tylu znajomych. Cóż, niektórzy pożegnali już Hogwart, co nie było dla Michelle dobrą nowiną. Jednak teraz cieszyła się, że znowu jest w zamku. Dobiegła do swojego stołu, zajmując wolne miejsce. Postawiła łokcie na blacie, opierając na dłoniach twarz. Pozostało czekać, a tego Krukonka nie lubiła.
Nami, trochę niepewnie, wkroczył w końcu do Wielkiej Sali, jednak nie był ostatni. Było jeszcze sporo osób, które nie miały najmniejszej ochoty tu przychodzić. On mimo wszystko się uśmiechał. Nie cierpiał szkoły, to fakt, ale przecież Hogwart to nie jest normalna szkoła! Są co prawda wredni nauczyciele i mściwi uczniowie... ale nie ma przedmiotów ścisłych, i wychowania fizycznego! Nie to, że Namida nie lubi, bo jednym z jego głównych celów jest ciągłe utrzymywanie formy, ale wolał to robić na lekcjach latania i na siłowni, wszystko własnym tempem a nie pod dyktando paskudnej, grubej wuefistki... Kiedy w końcu dotarł do stołu Slytherinu rozejrzał się. O tak, znowu te lubiane i te mniej lubiane, ale znajome mordki. W końcu przysiadł gdzieś bardziej z boku, koło dziewczyny, której mimo, że wyglądała na niewiele młodszą od niego, wiec na pewno nie pierwszoklasistkę, nie znał, ale to przecież nie problem, zawsze mogą się poznać. Uśmiechnął się do Connie przyjacielsko i powiedział, na tyle głośno, by przez gwar na sali mogła go usłyszeć - Cześć.
Podniosła się z ławki słysząc, że ktos podchodzi do stołu nauczycielskiego. Jednak w wielkim pechu jaki się jej trzymal nie był to dyrektor. Fuknęła. Spojrzała na twarze zgromadzonych. Za dużo ludzi jak dla niej, wolałaby siedzieć sama w dormitorium, albo najwyżej z jedną osobą. Wsłuchiwać się ciszę i zachwycać się tym, że nie ma najmniejszej szansy na spotkanie ojca. A tymczasem musi się gnieść na ławce wśród osób, które najchetniej by unicestwiła Avada Kedavrą. Miała ochotę zacząć walić głową w stolik. Nie tylko dlatego, że jej żołądek pożerał sam siebie, ale i nudów. Tylko, chyba niezbyt mądrze by to wyglądało, więc sobie odpuściła. Zauważyła, że wrogowie numer jeden już zdąrzyli zachaczyć o nią spojrzeniem. Najwyraźniej w Hogwarcie, wśród tylu ludzi kłotnie były nie na miejscu. Kiedy była w Beauxbatons wojny były największą atrakcją dla kułeczka innych uczniów. Zaklnęła jeszcze raz. Trudno się było do tego przyznać, ale tęskniła za poprzednią szkołą. Ta nie wydawała się lepsza. Najchętniej by uciekła, jak najdalej. Do Durmstrangu na przykład. Obrzuciła swojego byłego i Ver niechętnym i dumnym spojrzeniem po czym znów położyła się na ławce. -Niech się już zacznie- powiedziała błagalnie sama do siebie.
Zauważyła, ze ktoś się do niej przysiada. Z początku obrzuciła tę osobę gniewnym spojrzeniem, jakby i bez niej nie było dość ciasno. Kiedy usłyszała cześć trochę się zdziwiła. Żadko ktokolwiek sam do niej zagadywał. Uniosła się i usiadła dumnie, prosto. Nie odpowiadajac obejrzała chłopaka dokładnie, cal po calu. Sprawdziła czy grzywka leży w dobrym miejscu i wreszcie odpowiedziała. -Eee, hey. Znamy się?
Dotarła do Wielkiej Sali jako jedna z ostatnich, co wcale jej nie cieszyło. Jeszcze zeżrą jej wszystko ze stołów, szczególnie blok czekoladowy, który, była tego pewna, musiał gdzieś stać skoro dziś była jedna z najważniejszych uczt w ciągu roku. Cieszyła się, że zaczął się kolejny rok, chociaż z drugiej strony wolałaby jeszcze nieco poleniuchować w domu. W końcu tego nigdy nie za wiele. Usiadła razem z Viv przy stole Krukonów, co wcale nie było takie łatwe. Uczniowie wydawali się zapomnieć swoich miejsc sprzed wakacji, więc ruda musiała użyć swoich, jakże niezawodnych łokci. W końcu siedziała całkiem wygodnie, czekając aż dyrektor rozpocznie swoją coroczną przemowę, a pierwszoroczniaki zostaną przydzielone przez Tiarę Przydziału. Dopiero teraz zauważyła dokładnie naprzeciwko siebie siedzącą Michelle. - Cześć, Misza - zagadała do niej. - Jak tam wakacje?
- Nie, tak właśnie myślałem, że chyba nie... - wyciągnął do niej dłoń i przedstawił się - Namida Kirei, a Ty? Cóż, wygląda na to, że jesteśmy w jednym domu. - zagadał, chociaż było to takie oczywiste... Dziewczyna nie wydawała się zbyt zadowolona z towarzystwa, więc nie chciał się za bardzo rozgadać, żeby od razu go nie polubiła. - Skąd jesteś? - spytał jeszcze, domyślając się, że się przenosiła... ciekawiło go, dlaczego, ale postanowił to na razie zostawić.
Po dziesięciu minutach do Wielkiej Sali szybkim krokiem wszedł dyrektor, Gareth Hampson. Ten niespełna pięćdziesięcioletni mężczyzna, lekko już siwiejący, gdy tylko dotarł do podium przeprosił za spóźnienie. Następnie postawił na stołku starą, wyniszczoną, tiarę przydziału. Ta momentalnie się ożywiła i zaczęła swoją przemowę.
Przez lat niemożliwie wiele Spoczywałam na królewskich gablotach w popiele. Byłam zwykłym, czarnym kapeluszem nazwać można mnie było słabeuszem. Brudna, niechciana i znudzona Nosiłam na sobie czasu znamiona. Wtem mnie wielcy czarodzieje odnowili Na swych zacnych głowach, dumnie nosili. Swoją szkołę magii stworzyli Przed niemagicznymi całkiem ją ukryli. Potem domy w niej cztery założyli Do ich rozdzielenia, charakterami swoimi się posłużyli. Slytherin węża dał jako swego domu znak Spryt jego uczniów, to jedna z odznak. Gryffindor niczym lew wielki Do ostatniej, odważnie walczy kropelki. Ravenclaw mądrość popiera, Orzeł uczniów jego wspiera. Hufflepuff sprawiedliwy dla każdego Borsuk znakiem jest jego. Domy te od wielu lat skłócone Zgody wzajemnej pozbawione. Wy zaś zwieść się nie dajcie Do pociągu ku przyjaźni po kolei wsiadajcie. Bowiem nadciągają syte niebezpieczeństwem czasy Pokrętny los, w błocie znaleźć można nawet asy Niebezpieczeństwo czyha przed wami Zwalczyć je będziecie musieli sami. Uprzedzeniom zwieść się nie dajcie Wszyscy razem po dobrej stronie się trzymajcie. Bowiem nadciągają syte niebezpieczeństwem czasy Pokrętny los, w błocie znaleźć można nawet asy. Czas się zebrać i wspólny krąg utworzyć Kłótnie i nieporozumienia na bok odłożyć. Zacieśniajcie więzi przyjaźni Niech drugi człowiek okaże się ważniejszy od Waszych bojaźni. Zacieśniajcie więzi, uczniowie! Nałóżcie ograniczenia w mowie. Panując nad uprzedzeniem Już dziś daj się nazwać przyjacielem.
Gdy skończyła swoją pieśń, nowi uczniowie zaczęli ustawiać się w kolejce, po czym poszczególne osoby zaczęły trafiać do danych domów. Gdy każdy z pierwszoroczniaków został już przydzielony, na stołach pojawiło się różnorodne jedzenie.
Odwróciła głowę od straszliwej twarzy Connie. W końcu w Wielkiej Sali były lepsze widoki. Już nieco zniecierpliwiona zaczęła wystukiwać palcami rytm jakiejś piosenki. Rozejrzała się. Już praktycznie wszyscy uczniowie zgromadzili się, więc dlaczego dyrektor nie zaczynał? Prychnęła zdenerwowana i powróciła do obserwacji wchodzących. Zauważyła Namidę, który usiadł tuż koło nowego wroga numer jeden Veronique! A na dodatek zagadał ją. Tym razem się wkurzyła. Nie było jednak tego po niej widać, gdyż jej twarz pozostawała kamienna. Teraz określiłaby japończyka tylko jednym słowem - idiota. Już nigdy nie pójdzie z nim na żadne wesele czy bal, o! I w końcu się zaczęło. Czerwonowłosa obejrzała całą ceremonię przedziału, podczas której kilku nowych uczniów zostało przydzielonych do Domu Węża. Pojawiło się jedzenie, jednak Vera wzięła jedynie jakąś sałatkę. Nie miała ochoty na nic innego.
Trzymając w ręku książkę weszła do sali. Jak widać ta powoli się napełniała, nawet dyrektor już był. Jak zawsze się spóźnia! Rozejrzała się po sali szukając wzrokiem znajomych osób. Szczerze nie cieszyła się, że wakacje się kończą. Według niej trwały o wiele za mało. Choć i tak już nic nie można na to poradzić. Była zmęczona i chciała tą całą aferą przejść jak najszybciej. Lily udała się w stronę stołu Slytherin'u. Usiadła na prawie samym końcu. Zerknęła na siedzących przy stole ślizgonów. Wyglądali na trzecioklasistów. No więc, otaczała ją grupka trzynastolatków. Westchnęła ciężko i otworzyła książkę. Musiała zabić tą nudę i przebrnąć przez to jak najszybciej. Chciała już znaleźć się w dormitorium. A jeść jej się zbytnio nie chciało..
Siedział przy stole był zamyślony. Mieszał w talerzu widelcem czując że nic nie zje. Przysłuchiwał się rozmowom prowadzonym przez innych, lecz po pewnym czasie i to znudziło.
Upomnienie 2/5 - czwarty punkt regulaminu ogólnego
-Jakiś ty odkrywczy- mruknęła słysząc uwagę, o ich domu. No nie może być. Ten sam stół, te same szaty. No jak to możliwe że są w jednym domu? Uśmiechnęła się lekko ironicznie. Chlopak najwyraźniej chciał być miły. Spojrzała na jego wyciągniętą dłoń. Ah, gentelmeni umarli. Nie to co kiedyś. Całowanie w ręke i te sprawy. Nie chwyciła za nią. Wydukała tylko pod nosem. -Connie Tenebres. Jestem z Beauxbatons- pomyślała chwilę. Może chłopak będzie przydatny? O ile oczywiscie sam zaproponuje pomoc, bo z jej ust się to nigdy nie wydobędzie. -A ty? Jesteś tu od początku? Kiedy wreszcie zaczeła się ceremonia przydziału była tak wniebowzięta, że gdyby była kims innym to by wręcz podskoczyła z radości. Czekała, aż tiara skończy swoją niezbyt ciekawą piosenkę, przydzieli pierwszorocznych. Wreszcie pojawiło się jedzenie. Spojrzała na stół szukając swoich ulubionych potraw z nadzieją, że jeszcze ich troche zostało, bo w końcu wiele osób zabrało się do jedzenia. Kiedy zauważyła nareszcie znajoma twarz, którą właściwie chciała tu widzieć wręcz się rozpromieniła, oczywiście pod swoją naturalną warstwą ciemności. Uśmiechnęła się delikatnie patrząc na Nik'a, mówić "Cześć" pod nosem, po czym odwróciła się do Namidy.
(sorry, ale musiałem się spieszyć, więc ten komentarz nie jest zbyt dobry ;//)
Gdy tylko wypowiedział te wysoce marudne słowa, dyrektor jak na zawołanie stanął przed mównicą. Nagle cała sala ożywiła się i z utęsknieniem wpatrywała w Hampsona, który nie powiedział zbyt wiele, a od razu przeszedł do rzeczy. Wilkie, jak i zapewne większość uczniów, był mu jak najbardziej wdzięczny. Z początku, gdy Tiara Przydziału wymawiała poszczególne słowa, chłopak nie do końca słuchał jej wiersza, tylko przeklinał na Namidę, którego z początku nawet lubił, a gdy teraz zagadał do Connie, niemal znienawidził. Cóż za tupet! Przecież koło niego siedziała dziewczyna, którą zaprosił na ślub i kumpel... Westchnął ciężko, a jego uszy, niczym lodowate sztylety, zaczęły przeszywać chłodne ostrzeżenia Tiary. "Nadciągają syte niebezpieczeństwem czasy..."- czy ona sobie żarty stroi? Przecież ostrzeżenia Tiary zawsze są jak najbardziej prawdziwe, jak najbardziej realne... Czyli... Ech, nie chciał nawet o tym myśleć. Przełknął głośno ślinę. Przez całą Ceremonię Przydziału nie okazał nawet trochę życia. Cały czas wpatrywał się w ruchome usta Tiary, przekrzykujące stały gwar i zapowiadające uczniów, które zaraz kierują się w stronę miejsca, gdzie siedzą wszyscy studenci z jej domu.