Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 06 Wrz 2014, 6:00 pm, w całości zmieniany 4 razy
Gabrielle zaskoczona wzięła balona do ręki. - Imprezę mówisz tak? - zapytała. Nie słyszała nic wcześniej o tym, dlatego pomyślała, że to była wielka improwizacja. Z jednej strony niezbyt chciało jej się iść. Ale z drugiej strony wiedziała, że to może być sposób ma przerwanie tego lenistwa. No i może w końcu będzie się coś dziać. - To ja idę na miejsce - powiedziała. Zerwała się szybko do wyjścia, wypuszczając przy tym z ręki ten nieszczęsny balon.
Megan szeroko się uśmiechnęła. - No i mamy już kolejną osobę, czyli jest nas czwórka, ale to i tak za mało. No July, czas wkroczyć do akcji.- Meg wzięła do ręki balony i spojrzała na ten, który wypuściła Gabriella. - Spójrz! Ten balon zmienił się...w lampę. Oryginalne. - Puchonka zaczęła się głośno śmiać.- Jeszcze nie wypiłam ani kropli Ognistej, a już wariuje.
-Taak, już się boje co będzie kiedy wypijesz całą butelkę - powiedziała uśmiechając się. -Sowia poczta to genialny pomysł, możemy zacząć za chwilę wysyłać listy, ale ja nie znam za wielu osób, musimy sprawdzić liste uczniów. - rzekła i podeszła do ślizgonek - Cześć, zapraszamy was na impreze - prawie krzyknęłą.
- Tak trzeba ją sprawdzić, ale jest ich dość dużo, będziemy musiały podzielić się na domy. Po dwa na każdą. - Megan uśmiechnęła się do July, to będzie super impreza. ''Byle tylko July chciała ślizgonów''. Puchonka nic do nich nie miała, nawet chciała się z nimi jakoś zapoznać, ale oni zawsze mieli inne zamiary. - No i rzecz jasna ustalić jak piszemy zaproszenia. - dodała z pełnym entuzjazmem. Wzięła July delikatnie za ręke i wyszły razem, kierując się do sowiarni i niosąc przy tym balony.
Po kilkunastu minutach Meg i July wyszły z wielkiej sali by zagościć na imprezie odbywającej się w salonie wspólnym.
********************************
Znudzone i z kacem Emma i July weszły do wielkiej sali w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Dziewczyny poczłapały do stołu grufonów i usiadły na swoich miejscach. -Co bierzesz? - zapytała July.
- Nie wiem. –westchnęła po czym złapała się rękoma za głowę. - Czy tu zawsze jest tak jasno?! – obruszyła się. Światło z pewnością ni działało dobrze na pulsująca głowę. Po dłuższej chwili, gdy je czy przyzwyczaiły się do jasności rozejrzała się. - Chyba zacznę od tostów. – stwierdziła i sięgnęła po talerz. Gdy już połknęła pierwszy kęs posłała July pytające spojrzenie. - A Ty? Może soczek na początek? Chociaż lepiej nie. Jeszcze Cię zemdli.
Ogarnęłą wzrokiem cały stół zastawiony jedzeniem i zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Zakasłała cicho i zaczęła robić sobie kanapkę. -Soczek to dobry pomysł - powiedziała i sięgnęła po swoją szkankę. -Czy tobie też jest tak eee... dziwnie ? - zapytała, nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia dla swojego bólu głowy.
- Zależy co rozumiesz pod tym słowem. – jęknęła cicho. – Ale wydaje mi się, że głowa boli mnie już trochę mniej. Może chodzi o to, że najadłyśmy się słodyczy i popiłyśmy alkoholem? – zasugerowała. Nalała sobie trochę kawy by się dobudzić i sięgnęła po drugiego tosta, tym razem z szynką. - Już niedługo wakacje. A wydaje się, jakby rok szkolny dopiero się zaczął. – rzekła z lekkim westchnieniem. Tak, czas leci nieubłaganie.
Rozciągnęła się wygodnie na krześle. -Może i masz racje... - westchnęła - a skoro mowa o wakacjach, to gdzie się wybierasz? W rodzinne strony czy raczej wyjeżdżasz w jakąś emocjonującą podróż? - zapytała
- w podziemiach? Uniósł ku górze brew. Nie do końca wiedział o co dziewczynie chodzi. Rozumiał tak banalne pojęcie jak 'podziemia' ,ale... w Hogwarcie również istnieje coś takiego? Rozwarł usta ,z których wydobyło się bezgłośne 'wow' -dlaczego nigdy o tym nie pomyślał? Przecież to jest bardzo stary zamek ,który z pewnością nie chowa swych najniebezpieczniejszych i niesamowitych pomieszczeń w uczęszczanym od tysiąca lat korytarzu trzeciego piętra. Mało brakowało ,a pacnąłby się dłonią w twarz. Dotąd dokładnie zbadał dopiero dwa i pół piętra ,ale uspokajał się myślą ,że po wakacjach zostanie mu jeszcze siedem lat nauki w tej magicznej szkole. - Wiesz ,co? Najpierw chodźmy coś zjeść. Chętnie sobie przekąszę małe conieco. Od tej wyprawy... Mrugnął do dziewczyny chrzkąkając znacząco. Mają kolejną tajemnicę. Tylko on i Christy. Wyszczerzył szczęśliwie zęby do myśli. - Po co mnie popychasz ,rudzielcu?! Spytał pokazując jej język ,po czym trzepnął dziewczynę lekko w tył głowy dłonią ,a korzystając z okazji zatrzymał ją na szyi ,uśmiechając się dziarsko. - Moja mała kuzyneczka. Stwierdził odkładając rękę spowrotem do poprzedniej pozycji. Tzn; ponownie wisiała bezwładnie z jego ramion. - W Hogwarcie? Nim odpowiedział zastanowił się przez parę sekund. Dostrzegł ,że znaleźli się już w Wielkiej Sali ,gdzie powitały ich już krzyki i przekomarzania setek uczniów. - Całkiem ciekawie... Stwierdził wywracając ramionami. Średnio wyczerpująca odpowiedź wobec prawie pięciu minut refleksji. - Ciekawe czemu tiara umieściła Cię gdzie indziej... Przecież... chyba najlepiej pasujesz do Gryffindoru. Spojrzał na nią oskarżycielsko ,chociaż wiedział ,że nie jest to w żadnym stopniu jej wina
Matko ! Jak jej brakowało tego chłopaka ! Dopiero teraz zdawała sobie sprawę z tego, jak wielkim było błędem nie szukanie go po szkole. W tym roku było zdecydowanie za dużo uczniów, o tak. Czując uderzenie w tył głowy, gdy byli jeszcze na korytarzu, dziewczyna sprytnie podstawiła mu nogę by upadł. Niestety nic nie zauważył i po chwili chłopak leciał twarzą prosto na ziemię. Christy miała dobry refleks, więc sięgnęła po różdżkę i machnęła nią szybko, a tu ni z gruszki ni pietruszki na podłodze pojawił się stos poduszek, więc Nathaniel wylądował prosto na nie. Pomogła mu wstać i ponownie wykonała ruch nadgarstkiem, a poduszki zniknęły im sprzed nosa. - Mała ? Chłopcze, ja już chodzę do szóstej klasy ! - również pokazała mu kawałek różowego języka i szturchnęła go zaczepnie w rękę. Christine nigdy nie rozumiała wyboru tiary, bo w końcu była typową Gryfonką. Nie przeszkadzało jej to, jednak żałowała pewnych rzeczy. - Taki był jej wybór... Za bardzo nie miałam jak zaprzeczyć - skrzywiła się lekko i przeczesała palcami rude włosy. Gdyby jeszcze miała szansę stałaby się Gryfonką z prawdziwego zdarzenia ! Cóż... Teraz raczej nie mogła na to liczyć, bo było już trochę za późno.
Mruknął pod nosem coś o brzydkiej pogodzie i z dziecinną godnością unosząc wysoko podbródek ,ujął rękę dziewczyny i poddzwignął się na nogi. W myślach podziwiał jej zręczność i świetny refleks ,którego nigdy jej nie brakowało. Zawsze chodził za nią krok w krok ,ucząc się od niej. Była dla niego wzorem i najlepszą przyjaciółką... Gdy dowiedział się o tym ,że dziewczyna wraz z nim uczęszcza do Hogwartu ,cieszył się ,owszem... ale dopiero teraz dostrzegł ,jakie otwiera to przed nim możliwości. Przecież może mu dawać korki ,wspierać i pomóc w wyborze dziewczyny na imprezy... w Huffelpuffie również nie brak ładnych. Zastanawiał się przez chwilę nad Blaise ,ale zorientował się ,że dziewczyna jest przecież wiele od niego starsza... ,ale chyba ustalili ,że obydwoje zachowują się jak opóźnione w rozwoju pięciolatki ,więc czy jest jakaś kłoda? - Może i jesteś starsza ,ale liczba to jeszcze nie wiek ,bejbe. Biorąc pod uwagę moją urodę i inteligencję ,jestem starszy od Ciebie o jakieś osiem lat. Pokazał dziewczynie język ,po czym oddał szturchańca ,kierując się w stronę stolika Gryfonów. - Formalnie rzecz biorąc nie jesteś Gryfonką... ,ale przecież zachowujesz się jak rodowita Gryfonka ,wyglądasz jak rodowita Gryfonka i ..y.... chodzisz jak rodowita Gryfonka. Uśmiechnął się dziarsko. - Chodź do naszego stolika.. Czy coś stoi na przeszkodzie? Skoro nią nie jesteś ,nic Ci nie zabroni poczuć się jak ona!
No pewnie, że Christine mogła mu poradzić w wyborze panny na bal albo... Samą nią być ! W końcu nie raz widywała rodzeństwa i kuzynostwo na takich oficjalnych imprezach. Ale to wszystko w najgorszym wypadku, bo wiedziała, że głupio by się czuł idąc z kuzynką, skoro na pewno musi mieć szczęście u dziewczyn. Christy nie zdawała sobie sprawy z tego, że była dla Nathana aż takim przykładem do naśladowania. A już gdyby się dowiedziała skwitowałaby to tylko 'za daleko nie zajdziesz w ten sposób' i uśmiechnęła się po swojemu. - Tak, chyba złożę podanie o przydzielenie do innego domu - odparła i zaśmiała się cicho. Czuła na sobie wzrok innych uczniów, którzy bacznie ją obserwowali nawet z daleka. No proszę, nawet gazetka szkolna potrafi zrujnować komuś życie. Całe szczęście, że Nathaniel nie czytał takich bzdur, bo jeszcze by w to uwierzył. Gdyby miała możliwość zmiany domu, na pewno wybrałaby Gryffindor ze względu na to, że znała tu najwięcej osób, a był tu nawet jej spragniony przygód kuzyn. W końcu gdyby oboje byli w Gryffindorze to z pewnością dawki adrenaliny byłyby dwa razy większe niż normalnie. Zapewne co chwilę by się coś działo ciekawego. - No już, już - powiedziała ciągnąc go śmiało w stronę stolika - zadowolony ? Zapytała jeszcze, gdy znaleźli się przy nim i nareszcie mogli zjeść coś porządnego. Christy oczywiście wróciła do swojego starego nawyku i natychmiast rzuciła się na winogrona. No dobra, może nie 'rzuciła' ,ale nabrała sobie ich trochę na talerzyk. Po ich zjedzeniu czekała na Nathaniela, żeby szybko opuścić Wielką Salę i wyjść do Zakazanego Lasu, bo czuła, że i tam zdarzy się coś na tyle ciekawego, że będą musieli uciekać. Jak dalej będą się pakować w takie kłopoty, to trzeba ich będzie za niedługo pochować w ogródku babci !
Pomyślał ,że mógłby nawet iść z kuzynką ,ale nie miał zamiaru nawet jej prosić. Przecież zapewne wyglądałoby to głupio... gdyby szła z kuzynem. Nawet gdyby już ją poprosił zgodziłaby się ,ale raczej tylko z grzeczności a nie lubił się narzucać. Rozejrzał się w około ,a parę osób wpatrywało się w nich z zaciekawieniem ,a ten miał ochotę po prostu pokazać któremuś język ,ale nie chciał przynieść kuzynce siary. Ciekaw był czy dziewczyna zdawała sobie w ogóle sprawę ile dla niego znaczyła - i na kogo by wyrósł gdyby nie miał takiej podpory jak ona ,mogąc wszystkiego się od niej uczyć. Zapewne byłby ukochanym katoliczkiem mamusi ,a po tej stronie na której znajduje się obecnie ,czuje się o wiele swobodniej. Uśmiechnął się delikatnie na jej komentarz. Bardzo chciałby ,żeby dziewczyna była z nim w jednym domu ,ale co mogli poradzić? - No ,co ty. Nie bądźmy tak bardzo stronniccy. ;D Skoro jesteś w hufflepuffie ,są ku temu powody i nigdzie indziej nie czułabyś się lepiej. Przecież tiara przydziału nigdy się nie myli. Stwierdził zdziwiony ,że tak mądre słowa wydobyły się z jego jedenastoletnich ust. Przez chwilę jego myśli dostały się na zupełnie inny kurs. Zjechały zaś na temat gazetki szkolnej... ciekaw był ,czy istnieje coś takiego w szkole magii i czarodziejstwa ,która prócz ciągłych huków ,grzmotów i braku matematyki nie różni się sczególnie od zwyczajnej mugolskiej szkoły. Ponownie zaś ,pomyślał o kuzynce i oddzielnych domach. Przecież są w jednej rodzinie ,czemu u licha przydzielili ich do innych domów?! Zaklnął cicho na głupotę tiary ,chociaż jeszcze przed nie więcej niż minutę temu twierdził ,że jest ona nie omylna. - Nawet bardzo. Fajnie ,że tutaj siedzisz ,ale własnie muszę upolować kurczaczki w panierce, rodu McDonaldu ,a jest to niemal sztuka. Uśmiechnął się szeroko ,dopatrzywszy ,że dziewczyna właśnie nałożyła sobie winogrono. Czyż nie to zawsze wżerała garściami na podwórku u babki? Uśmiechnął się błogo ,zatapiając we wspomnienia. W końcu po obkrążeniu parę razy stolika gryfonów i podkradnięcia się do Ravenclowu ,zauważył ,że jakiś krukon właśnie nakłada sobie upragnione przez nathaniela danie. Rzucił się na niego jak tygrys i wyrwał miseczkę ,po czym szybkim krokiem dopadł stolik Gryfonów ,zatapiając kiełki w kruszącej panierce. Chłopak ,któremu wyrwał danie ,najwyraźniej został spetryfikowany ,ponieważ z szoku zastygnął w bezruchu. Nathaniel zauważywszy to ,parsknął śmiechem.
Usiadłam przy stole Gryfonów. Od razu wzięłam do ręki miskę z sałatką. O tak, to najlepsza kolacja, a przynajmniej najzdrowsza. Wpatrywałam się tęsknie w kawałki kurczaka, ociekającego tłuszczem i wyglądającego naprawdę smakowicie. Niezdrowe, pomyślałam. Więc chwyciłam w rękę widelec i zaczełam pochłaniać sałatkę, w końcu muszę jakoś wyglądać, choć przyznam, że całkiem nieźle się trzymam. Uśmiechnęła się do siebie
- Ach, miałam jechać do ojca, ale sama nie wiem. Musze to jeszcze przemyśleć. – oznajmiła, gdy już pochłonęła drugiego tosta. Gdy sięgnęła po dzbanek z kawą zauważyła jakąś blondynkę siadającą niedaleko nich. - Zauważyłaś, że prawie wszystkie dziewczyny są blondynkami? – zagaiła. Spojrzała znacząco na włosy Julys i swoje białe. Z dziewcząt o ciemniejszym odcieniu włosów widziała tyko jakąś puchonkę. Czyżby cały świat miał małą ilość melaniny?
Wszedł do Wielkiej Sali, przeszedł przez sam jej środek doszedł do stołu nauczycielskiego, obszedł go i usiadł na swoim krześle. Tak mu się podobało w Hogwarcie że nie mógł się powstrzymać od rozkoszowania się widokiem magicznego sufitu. - Tak kocham to miejsce - rzekł sam do siebie po czym wyjął różdżkę i zaczął się nią bawić. Podniósł różdżkę i zakręcił nią koło po czym powiedział - Expecto Patronum! - z końca jego różdżki wydobył się biały feniks stanął przy nim. Bartosz skupił się i wysłał go do swoich rodziców z wiadomością - Kochani w Hogwarcie jest tak cudownie jak było gdy się tu uczyłem, spełniło się moje marzenie, nie długo Was odwiedzę, kocham Was! - Jego patronus wzbił się w powietrze i przeniknął przez ściany zamku, poleciał w stronę jego domu i po kilku minutach wrócił. Przyleciał również patronus jego taty czyli biały tygrys. Ucieszony wsłuchał się w wiadomość - Synku, oboje z mamą bardzo się cieszymy z tego że zostałeś przyjęty na posadę profesora zaklęć. Cieszymy się że niedługo nas odwiedzisz. Mama się ostatnio źle czuje, lecz jedno zaklęcie i będzie po bólu. Tylko jest jeden problem żadne nie działa. Synku, jeżeli bys mógł to poszperaj w bibliotece Hogwartu i spróbuj znaleźć jakieś zaklęcie przeciw chorobie zwanej cukrzycą. Jest okropna, mam nie może wszystkiego jeść, a do tego musi brać insulinę w zastrzykach. Może Ty syneczku mógłbyś ułożyć jakieś zaklęcie, co? Byli byśmy Ci bardzo wdzięczni. Kochamy Cię synku. Do rychłego Zobaczenia. - Al gdy to usłyszał wybiegł z klasy i pobiegł na trzecie piętro do biblioteki. /Wielka Sala/Sala Wejściowa/Wielkie Schody/Czwarte piętro/Biblioteka
Witam Szanowną Uczniowską Brać! Zebraliśmy się tu dzisiaj, by wspólnie celebrować najnowsze wydanie naszej ukochanej szkolnej gazetki! Dzisiaj króciutko, ale treściwie! Krótko mówiąc: enjoy your meal! xD
1. Szczere historie wyssane z palca.
a) Bajka o Narkomance na ziarnku prochu
Pewnego słonecznego dnia dziewczynka o inicjałach N.S postanowiła zostać 'królową haju'. W tymże celu udała się do leśnej wróżki, która wręczyła jej dziwne pudełeczko o nieznanym pochodzeniu. Znajdowała się tam niewielka tableteczka. Wróżka poradziła dziewczynce, by ta bez wahania połknęła tabletkę, a spełni się jej marzenie. Naiwna N.S posłuchała rady i już po chwili znalazła się we własnym świecie, zwanym inaczej matriksem. Postanowiła skoczyć ze szczytu najwyższej wieży, by stać się Supermenem. Podświadomość szeptała jej czułym głosikiem do uszka, żeby tego nie robiła, ale 'królowa haju' była w swoim żywiole i nie dopuszczała do siebie głosu rozsądku. Hop i już jej nie było. Jednak miała szczęście i udało jej się niczym sprężyna odbić się i wrócić z powrotem na szczyt wieży. Tam uratował ją książe i żyli dłuugo i szczęśliwie.
b) Bajka o Kilku Świnkach
Żyły sobie śliczne, różowe świnki. Były naprawdę grzeczne, uśmiechały się do sąsiadów, sznurowały buciki młodszym świnkom. Lubiły tarzać się w błotku, czym niezmiernie radowały Babcię Świnkę. Jednak pewnego dnia, świnki zostały nawiedzone przez niezwykły sen, który postanowiły wprowadzić w życie. Wkradły się do domku Cioci Świnki i... Porozlewały wodę z dzbanuszków! Jak one mogły?! Świnki chwyciły się za główki i zaczęły głośno lamentować. Jedna z nich wpadła na genialny pomysł: dlaczego by tu nie zamrozić tej wody? Zrobią sobie lodowisko! Świnki zaczęły dmuchać i chuchać, aż w końcu woda zmieniła się w lód i świnki mogły bawić się beztrosko, czym jeszcze bardziej uradowały Babcię Świnkę.
c) Bajka o Pięknej i Bestii
A.S przeglądał się w lustrze. Znów to uciążliwe futerko. Ojej, jakże to był okropny kompleks dla Bestii! Płakał i zawodził, aż przeraził cały dwór. Pewnego dnia na dwór przybyła dziewczyna o inicjałach E.F. Zaciekawiona dziwnymi hałasami, cichutko na paluszkach udała się w stronę komnaty Bestii. A tu ZONK! Spodziewała się ujrzeć pięknego mężczyznę, a dostrzegła włochatą Bestię! Jednak niczym nie zrażona podeszła do kreautry i spojrzała głęboko w jego oczy. Dojrała tam piękno jego duszy. Zakochana Bestia próbowała wyrwać ze swego serca strzałę Amora wielką, kosmatą łapą. Jednak Piękna zamaszystym ruchem przebiła jego serce strzałą i złożyła na jego ustach pocałunek, pieczętujący początek tej jakże nietypowej relacji.
Christine uważała coś innego. Ostatnio wydawało jej się, że tiara naprawdę się myliła przy przydzielaniu uczniów. Podczas poprzedniej ceremonii miała być przydzielona jedna z dziewczynek, którą Christy znała doskonale. Nieśmiała, miła, sympatyczna, a jej rodzice byli znajomymi rodziny Davis. I co się okazało ? Trafiła sobie do Slytherinu, gdzie w ogóle nie potrafiła się odnaleźć. Dopiero w następnym roku szkolnym poznała grupkę Ślizgonów z którymi się zaprzyjaźniła. Nie wyszło jej to jednak na dobre... Na kukczaczki rodem z McDonalda wybuchnęła takim śmiechem, że pare osób na nią popatrzyło. - Ty...Mugolu...Jeden - powiedziała między kolejnymi atakami śmiechu. O mało co przez to wszystko kiść winogron z jej rąk nie wyleciała. Przypomniała sobie którejś wakacje, podczas których byli właśnie w McDonaldzie i pomyśleli sobie, że to tak zwany warzywniak. Dostała kolejnego "ataku" kiedy Nathaniel wyrwał komuś jedzenie spod nosa. - Moja krew ! - powiedziała patrząc na Nathaniela, który bezproblemowo wziął sobie upragnione danie. Zamyśliła się na jakieś dziesięć minut, przez które praktycznie się nie odzywała, a później szturchnęła lekko łokciem Nathaniela. - Rusz się, wstąpimy do chatki gajowego po drodze - powiedziała, uśmiechając się wesoło przed siebie.
--------------------------------------------------------------------------------- Arthur powolnym krokiem wszedł rano do Wielkiej Sali. Usiadł przy stoliku i oparł głowę na rękach. Nie wyspał się specjalnie, ale zawsze tak miał pierwszej nocy w nowym miejscu. W Kyoto budzili go o 5 rano, by zebrał się i ruszył do tamtejszej szkoły. Te wszystkie ukłony, okazywanie szacunku i obyczaje Wschodu... czasem bywało to nudne. Robiło sie fascynujące, gdy zaczął się tym pasjonowac. Chłopak spojrzał na zapełnione jedzeniem stoły i ostrożnie nalał sobie soku z dyni, potem upił parę łyków. Lodowaty, to dobrze. Potem nabrał trochę jajecznicy i rozpoczął konsumowanie.: -Hmm... pomyślmy....-powiedział do siebie:- Poznałem już trzy osoby.. każda wydaje się specjalna na swój sposób.... ciekawe, dokąd to będzie prowadzić... Nagle kroki przerwały jego rozważania. Obrócił głowę, by ujrzeć....
...July, która właśnie zgłodniała. Ziewnęła i szła w stronę swojego stołu, kiedy zobaczyła starego kolege. Przekrzywiła głowę by lepiej się przyjrzeć i nie zrobić z siebie idiotki. -Cześć Arthur - powiedziała po chwili - dawno cię nie widziałam, jakieś - zamyśliła się na chwile - 8 lat. Gdzie właściwie byłeś?
Arthur zaśmiał się:-Hej Julie..... nie wiedziałem, ze tez się tu uczysz!!!! Miło Cię widzieć!!!-podszedł i uściskał koleżankę:- A wiesz... byłem tu i tam... może coś zjesz? Promieniał po ostatnim spotkaniu z Ann, co dało się wyczuć.
Zastanowiła się przez chwilę i zrobiła sobie kanapkę z szynką. -Mmm, tu i tam? Brzmi intrygująco - uśmiechnęła się - a dokładniej? -zapytała. -Myślałam, że twoja mama chce żebyś chodził do Hogwartu przez całe siedem lat, zmieniła zdanie?
Arthur westchnął:- Powiedzmy... po śmierci dziadka potrzebowałem dystansu... i wyjechałem z ojcem do Japonii na 5 lat, tam się uczyłem w szkole... i dopiero niedawno wróciłem tutaj.....-zakończył popijając kanapkę sokiem.
-Japonia? Wow, nigdy tam nie byłam - powiedziała - A do jakiej właściwie szkoły chodziłeś ? - zapytała. Nudziło jej się, a korzystając z okazii, że go spotkała, postanowiła wypytać go o wszystko, co działo się przez te osiem lat.
-Do szkoły Inazuma w Kyoto.....-odparł Arthur jedząc jajecznicę. Po chwili wziął tosta z dżemem i zaczął go jeść. Spojrzał na Julie:- te 5 lat tam, to był prawdziwy trening... uczyli mnie wszystkiego, co sami umieją...... i to były ciężkie treningi i lekcje...