Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Znów dźgnęła różdżką świnkę, która stała na stole patrząc na zebranych spode łba. Zakwiczała głośno, a Christine znów zaczęła rzucać się ze śmiechu, tuż za plecami Nory. Gdy zauważyła co dostał Jaydon w prezencie przytaknęła cicho swojej koleżance. - Acha. Ma się rozumieć, że skoro ja dostałam taki prezent, to jestem świnią ? - zapytała woźnego, unosząc brew z rozbawieniem.
Zaczęła się śmiać, zasłaniając twarz rękami. Mało brakowało, a wybuchnęłąby śmiechem. Nie za bardzo rozumiała, do czego potrzebny jej ten dywanik, ale zabrała go, zmierzając ku wyjściu. - To ja już idę, pa - powiedziała, odchodząc od stołu.
- Nie mi to oceniać. Kulka, po zetknięciu z twą dłonią sama decyduje w co się zamieni. Gdy tylko Blair położyła swoją na stole, kulka zatoczyła się i po chwili na jej miejscu pojawił się dmuchany młotek. Był tak duży, że gdyby go postawić zapewne dorównywałby wysokością Gryfonce. Niestety, na stole nie było dla niego wystarczająco miejsca więc niektóre potrawy wylądowały na stole i stojących w pobliżu osobach.
Wytrzeszczyła oczy. - Jezu - wybuchła śmiechem - I na co mi to? Młotek nie był nie wiadomo jak wielki, ponieważ Blair zbyt wysoka nie była. Młotek. Nic lepszego nie było, czy co? Już świnka otrzymana przez puchonkę wydawała się być użyteczniejsza.
- Blair, wybij to sobie z głowy - zaśmiała się i usiadła obserwując uczniów krążących nieśmiało wokół woźnego zajączka. Na szczęście zdąrzyła podnieść do góry nogi, gdy talerze spadły z hukiem na ziemię. - Ja lecę. Widzimy się później - powiedziała do puchonki i rzuciła wingardium leviosa na świnkę, która w powietrzu cały czas kwiczała. Nie zwracała uwagi na osoby, patrzące się na nią z wielkimi oczami i po chwili wyszła z WS.
Wzruszyła ramionami. W zasadzie nie miała już tu nic do roboty. a po za tym nad zastosowaniem młotka mogła się zastanowić gdzie indziej. Postanowiła pójść w ślady puchonki i użyć tego samego czaru. Bo jakby to wyglądało, gdyby niosła to w rękach. A i tak pewnie by tego nie zrobiła. Użyła wingardium leviosa na młocie i udała się do dormitorium.
Rozejrzała się po Wielkiej Sali. Coraz więcej osób ubywało. Zaraz spojrzała na swoje ciuchy. - No fajnie. - zaśmiała się i zaczęła strzepytać resztki jedzenia. Wstała. - Wybaczcie , ale muszę was pożegnać. - pomachała wszystkim i potruchtała w stronę wyjścia. - Dobrej nocy ! - krzyknęła nieodwracając się nawet , przechodząc przez wrota WS.
- Hej...- powiedziała tylko do Bell. Jak urzeczona wpatrywała się w pana królika rozdającego prezenty. Kręciła głową z niedowierzaniem, widząc co dostają wszyscy po kolei. - Idź Bell- mruknęła do krukonki, waląc ją łokciem w bok.
Dwa razy nie trzeba jej było powtarzać. Natychmiast się poderwała i poszła na drugą stronę sali, do stołu Puchonów gdzie stał pan królik w otoczeniu dziewczyn, które właściwie... właśnie się rozchodziło. - Dzień dobry, panie króliku - uśmiechnęła się do niego szeroko. Patrzyła przez chwilę na jego uszy, które tak zabawnie się kołysały. W końcu włożyła rękę do prawie już pustego koszyk i wyjęła kulkę. Zieloną, oczywiście.
- Witaj słodka marcheweczko!- powiedział Seba, odwracając się powoli w kierunku dziewczyny i zerkając na jej cudny kolor włosów. Po chwili kulka, która trzymała w ręku Bell zamieniła się w zieloną hulajnogę. Kiedy zakręciły się jej kółka, wydawały dźwięk, jakby ktoś puszczał bąki. - Możesz teraz poruszać się jeszcze szybciej. Potrafi jeździć po schodach, lewitując nad stopniami- wykrzyknął uradowany Sebastian, ponownie klaszcząc w dłonie swoimi króliczymi łapkami.
Vivien przeskoczyła swoją ławkę i pobiegła do pana Królika. Uśmiechnęła się na widok prezentu dla Bell. Jej zdaniem i tak wszędzie jej było pełno, nie potrzeba jej było nawet magicznej hulajnogi. Ochoczo wyciągnęła z jajka kulkę dla siebie.
- Och... jest cudowna, dziękuję! I jeszcze zielona - w napadzie radości przytuliła królika. Chwyciła hulajnogę i zaczęła na niej jeździć dookoła stołów, nie przejmując się zupełnie, że inni uczniowie i nauczyciele patrzyli na nią jak na wariatkę.
Kulka Vivien nieco się rozciągła w efekcie czego zmieniła się długaśną sznurówkę. Właściwie, mogło to być kilkadziesiąt sznurówek gdyby tylko się je pocięło. Sebastian popatrzył na prezent Krukonki trochę zdziwiony, nie wiedząc za bardzo do czego miałby służyć. Odwzajemnił uścisk rudej, który jednak nie trwał długo. Rozejrzał się po Wielkiej Sali. Gdyby jeszcze ktoś nie dostał prezentu, natychmiast by do niego pośpieszył.
- Cudownie- mruknęła Vivien patrząc na sznurówkę. Co ona do diabła zrobi z tym ogromnym kawałkiem materiału? - Idziesz Bell?- zapytała Viv odwracając się i zmierzając w stronę Pokoju Wspólnego. Złapała koniec sznurówki i ciągnęła ją za sobą. To nie było zbyt mądre z jej strony. Musiała potem spędzić dużo czasu, zanim zwinęła z powrotem sznurowadło rozwleczone po schodach wieży.
Weszła radośnie do Wielkiej Sali, nucąc cicho wesołą piosenkę. Idąc tak, kiwnęła głową na powitanie tym wszystkim, których znała. Podeszła do wielkiego jaja, w którym było mnóstwo słodyczy. Zgarnęła ich trochę do kieszeni, po czym usiadła przy stole Ravenclawu. Popatrzyła wystrój sali, który spodobał się jej. Było pięknie.
Przyglądała się temu, co działo się w Wielkiej Sali. Przybywało coraz więcej wesołych ludzi. Gabrielle też była radosna. Wyciągnęła z kieszeni słodycze, które wzięła z jajka i powoli zaczęła się rozkoszować smakiem toffi. Natomiast fasolki wszystkich smaków odłożyła na bok - nie lubiła ich. Jeszcze raz spojrzała po sali i zobaczyła Sebastiana w stroju zająca, rozdającego prezenty. Gabrielle była ciekawa, czy ona też coś dostanie.
Przyjechała do Viv robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Powiodła wzrokiem po czymś co trzymała. Wydawało się dość... dziwne. - To jest twój.. prezent? - mimowolnie szeroko się uśmiechnęła, nie mogąc pojąć co to właściwie jest. Jedno było pewne, wyglądało wyjątkowo głupio szczególne gdy Krukonka trzymała za jeden koniec podczas gdy drugi był hen daleko, gdzieś za stołem nauczycielskim. Vivien wydawał się raczej nie zadowolona, nic więc dziwnego, że chciała już wracać... Bell popędziła za nią.
Pokicał do Gabrielle. Bardzo chciał żeby i ona wzięła prezent. Miał nadzieję, że jej bardziej się spodoba niż tej jasnowłosej Krukonce. Uśmiechnął się do niej wesoło i zajął miejsce obok. Koszyk postawił pod ławką. - Miło cię znowu widzieć, Gabrielle. Zechciałabyś wylosować dla siebie niepowtarzalny prezent? - zagadnął. Charlie usiadł na rączce koszyka, zdawał się go pilnować.
Spojrzała na przybyłego właśnie Sebastiana i uśmiechnęła się do niego. - Witaj - powiedziała radośnie - oczywiście - potwierdziła. Pochyliła się do koszyka, aby wyciągnąć jajko. Jednak coś jakby lekko dziobnęło ją w rękę, którą Gabrielle odruchowo cofnęła.
- Charlie, nie bądź taki - szepnął do koguta. - Ona chce tylko wziąć, można. Kogut posłusznie schował dzióbek w piórka ale ciągle śledził wzrokiem rękę Krukonki. - Przepraszam, Gabrielle. Spróbuj jeszcze raz, tym razem nie powinnaś natknąć się na żadną przeszkodę. Dla podkreślenia swoich słów, wziął koszyk i postawił między nimi na ławce. Charlie zleciał na jego ramię.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziała miłym głosem i machnęła niedbale ręką. Po czym wzięła z koszyka jajko i położyła na stole, czekając, w co się ono zmieni. Zastanawiała się nad jedną rzeczą. - Kim lub raczej czym jest Charlie? - zapytała z nieukrywaną ciekawością.
Jajko zamieniło się w podręczne lusterko. Sebastian był pewny, że umiało mówić niczym to z "Królewny Śnieżki". Nawet jeśli Gabrielle nie będzie pytała się go czy jest piękna, mogło poradzić w sprawach makijażu, fryzury... i ogólnie pogadać. - Przyjacielem - zdziwiło go, że dziewczyna się o to spytała. Normalnie, nikt nie interesował się Charlie'im. Ludzie albo go nie widzieli, albo gdy Sebastian opowiedział im o nim, po prostu nie wierzyli.
Gabrielle wzięła do ręki lusterko i obejrzała je pobieżnie, po czym schowała je do kieszeni. Teraz już będzie mogła sprawdzić, czy jej włosy niepotrzebnie zmieniają kolor i przyprowadzić je do porządku. - Dziękuje - powiedziała to, nie do końca wiedząc, do kogo. Gdy usłyszała odpowiedź Sebastiana, zdziwiła się nieco. Zaczęła się zastanawiać. Czy to tak zwany wymyślony przyjaciel. Chociaż... nie dziobnąłby jej w rękę. A może był on po prostu niewidzialny. - Przyjacielem, powiadasz... - zaczęła. Była skłonna uwierzyć, że to coś istnieje naprawdę. Gabrielle żyła trochę jakby w swoim świecie... Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie jest normalna. Ale nauczyła się z tym żyć. Dlatego po chwili zastanowienia uwierzyła słowom Sebastiana. I stało się coś nieoczekiwanego - na jego ramieniu zobaczyła fioletowego koguta. Złożyła sobie wszystko "do kupy" i wiedziała już, że to jest Charlie. - Witaj, Charlie. Nie bój się mnie - wyciągnęła rękę, aby kogut mógł przekonać się o tym, że nie ma wobec niego złych zamiarów.
Kiwnął tylko głową. Nie przywykł, że ktoś bardziej interesował się kogutem i chciał żeby o nim opowiadał. Zazwyczaj robił to sam z siebie, przynajmniej tak długo aż nie zauważył, że wszyscy reagują w bardzo podobny sposób. Dla Sebastiana ten moment był równie niesamowity jak dla Gabrielle. Dostrzegł, że jej wzrok skoncentrował się na Charlie'im, zupełnie jakby naprawdę go widziała. Na jego ustach wykwitł wielki uśmiech.
Zauważyła uśmiech Sebastiana, który ucieszył ją. Gabrielle naprawdę widziała koguta, co dla niej też było dziwne, bo doskonale wiedziała, że jego wcześniej tu nie było. Gabrielle rozważała taką możliwość, że mógł on być dla większości ludzi niewidzialny. Tylko dlaczego akurat jej się ujawnił? Tak zamyślona zapomniała, że wyciągnęła rękę do zwierzęcia. Nagle ten znowu ją dziobnął. - Auć - syknęła z bólu i natychmiast cofnęła rękę. - Widocznie twój przyjaciel mnie nie lubi - westchnęła, zwracając swe słowa do Sebastiana.
Kiwnął tylko głową. Nie przywykł, że ktoś bardziej interesował się kogutem i chciał żeby o nim opowiadał. Zazwyczaj robił to sam z siebie, przynajmniej tak długo aż nie zauważył, że wszyscy reagują w bardzo podobny sposób. Dla Sebastiana ten moment był równie niesamowity jak dla Gabrielle. Dostrzegł, że jej wzrok skoncentrował się na Charlie'im, zupełnie jakby naprawdę go widziała. Na jego ustach wykwitł wielki uśmiech.
Zauważyła uśmiech Sebastiana, który ucieszył ją. Gabrielle naprawdę widziała koguta, co dla niej też było dziwne, bo doskonale wiedziała, że jego wcześniej tu nie było. Gabrielle rozważała taką możliwość, że mógł on być dla większości ludzi niewidzialny. Tylko dlaczego akurat jej się ujawnił? Tak zamyślona zapomniała, że wyciągnęła rękę do zwierzęcia. Nagle ten znowu ją dziobnął. - Auć - syknęła z bólu i natychmiast cofnęła rękę. - Widocznie twój przyjaciel mnie nie lubi - westchnęła, zwracając swe słowa do Sebastiana.