Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Weszła wściekła i zarazem smutna do Wielkiej Sali. Z niechęcią usidła przy stole swojego domu i tęsknie popatrzyła na stół Gryfonów. Przypomniała sie jej świąteczna kłótnia z ojcem jak dowiedział sie gdzie trafiła. Poczyła tą samą nieodpartą wściekłość co wtedy. Ale i ogromny smutek. Z oczu popłynęły jej łzy. Szybko jednak starła je wierzchem dłoni i nałożyła sobie jajecznicy na talerz. Była głodna. Dalej pogrążona w rozmyślaniach o wszystkich kłótniach na temat Hogwartu i Hufflepuffu zaczęła jeść.
Uważaj na orty!
Przepraszam! Mama słowotok!
Ostatnio zmieniony przez Diana Potter dnia Sro Cze 30 2010, 12:34, w całości zmieniany 1 raz
Tego pięknego, letniego poranka Emma wyjątkowo bez pospiechu wkroczyła do Wielkiej Sali. Kroki swe, rzecz jasna skierowała ku stołowi Gryffindoru. Ze zdziwieniem spostrzegła tęskne spojrzenia rzucane w stronę gryfonów przez jedną z młodszych puchonek. Jednak postanowiła to zignorować i zająć się w spokoju śniadaniem. Usiadła nieopodal pary uczniów zapewne w jej wieku, i tradycyjnie sięgnęła po tosta.
Na dworze tego dnia było tak upalnie, że nie wytrzymałaby na błoniach dłużej niż półgodziny. Dlatego postanowiła to gorące południe spędzić w wielkiej sali, popijając chłodni sok i jedząc swoje ulubione truskawkowe lody. Wchodząc dostrzegła siadającą przy stole gryfonów Emmę, z którą była ostatnio na Historii Magii. Jeśli to oczywiście była ona. Pomyłka w tych warunkach pracy była bardzo prawdopodobna. Spojrzała przelotem na dziewczynę i posłała jej pełen uznania uśmiech. Swoją drogą była ciekawa czy nauczycielka darowała jej ten szlaban. Usiadła przy stole ślizgonów i zaczęła jeść jakieś fioletowe cukierki o smaku arbuza.
Victorie dosyć... późnym rankiem zeszła na śniadanie. Nawet się nie spodziewała, że spacer po błoniach zajmie jej tyle czasu. Nogi bolały ją straszliwie. Okazuje się, ze buty na obcasach i trawa nie pasują do siebie zbytnio. Poszła oczywiście w stronę stołu ślizgonów, starając się nie zerkać na stół krukonów. Usiadła obok jakiejś blondynki. Ta chyba nie była głodna, bo właśnie jadła jakieś cukierki. - Smacznego. - skwitowała ironiczne, a sama nałożyła sobie jajecznicę.
Frances nalała sobie kawy do sporego kubka, kiedy był już pełny, wypiła parę łyków z niego. Błagając w duchu, aby postawiło ją to na nogi, dolała do kubka jeszcze nieco więcej napoju. Tej nocy zdecydowanie za mało spała. Wzięła do ręki wypożyczone naczynie na kawę i odwróciła się od Krukońskiego stołu, następnie pewnym krokiem podeszła do Gryfońskiego. Zauważyła, że w między czasie przybyło do sali nieco więcej osób, może właśnie jakaś lekcja się skończyła? Odstawiła na ich stół dzbanek, który to uprzednio pożyczyła i spojrzała ponownie na latynoską Gryfonkę. - W takim razie muszę się przekonać czy równie dobrze jak smakuje wasza kawa, dobrze się przy nim siedzi - rzekłszy to nie czekając na kogokolwiek odpowiedź usiadła sobie obok niej. Przecież co będzie tak sama siedzieć przy Krukońskim stole? - I konwersuje. - Dodała jeszcze, gdy już zajęła miejsce. - Będę musiała dokładniej zbadać twoją teorię, czy oby na pewno wszystko tu tak dobrze smakuje - rzekła z błąkającym się na ustach uśmiechem, obracając w ręku kubek z kawą wypiła z niego niewielkiego łyka ciepłego, aczkolwiek nie gorącego napoju.
Apple dłużej zatrzymała wzrok na dziewczynie. Dość intrygujące stworzenie. - Próbuj. Integraji międzydomowej nigdy nie zawiele. - uśmiechnęła się pozornie grzecznie. W jej oczach widać było demoniczne ogniki. - No to proszę, jaka jest Twoja opinia? - spytała po chwili, bębniąc palcami o stół. - Oczywiście, to, że pozytywna, już wiem z góry. Musisz trochę rozwinąć.
Postawiła kubek na stole i lewą ręką przeczesała swoje włosy będące nadal w lekkim nieładzie. Z resztą, nie było to nic nowego, ani dziwnego dla Fran. Na jej twarzy gościł lekki uśmiech, brązowymi oczami przyglądała się dokładnie Gryfonce. Która cóż, zdecydowanie była jedną z ładniejszych przedstawicielek tego domu, jakie miała okazje do tej pory spotkać. - Zdecydowanie uważam, że trzeba dbać o integrację międzydomową w szerokim stopniu - rzekła zdecydowanie się z tym zgadzając. Z resztą, przecież ona o ową integrację zawsze bardzo starannie dbała. - Siedzi się bardzo dobrze - powiedziała na chwilę odwracając wzrok od dziewczyny i spoglądając na salę, jakby chcąc zobaczyć jak wygląda perspektywa z Gryfońskiego stołu. Zaraz potem wróciła ze swym spojrzeniem do dziewczyny - konwersuje również miło, jeszcze tylko nie miałam okazji spróbować czy rzeczywiście tu większość tak dobrze smakuje, jak mówisz.
Starała się nie okazywać szczerego rozbawienia, jakiego ją ogarnęło, ale niestety, nic z tego nie wyszło. - No cóż... - zaczęła, uśmiechając się niewinnie. - Proszę bardzo, szwedzki stół. Bierz, co chcesz. - rozłożyła ręce. Nie opuszczał jej szelmowski uśmieszek. - Ale reklamacji nie przyjmuję. Konsumujesz na własną odpowiedzialność. - ostrzegła ją.
Widząc jej rozbawienie uśmiechnęła się do niej lekko. Przeniosła swój wzrok na stół zastanawiając się poważnie nad tym czego ma spróbować. A trzeba przyznać, był nieźle zastawiony. Rzucił się jej w oczy talerz zastawiony różnymi ciastkami, nie wahając się, sięgnęła po niego, stawiając go na wprost. Wybór ten był dość przewidywalny dla Fran, wszak była małą wielbicielką wszelakich słodkości. - Które polecasz? - Zapytała przenosząc wzrok ze słodyczy na Gryfonkę. Była ciekawa co jej zasugeruje. - Mam przeczucie, że nie będzie żadnych reklamacji. - Stwierdziła z uśmieszkiem na ustach.
Myślała chwilę nad odpowiedzią. - Polecam czekoladowe albo kokosowe. Najlepsze. - powiedziała pewnie, uśmiechając się zachęcająco. - A na deser deseru... niespodzianka. - dodała z błyskiem w oku. Bądź co bądź, była ciekawa jej reakcji.
Słysząc ostatnią wypowiedź dziewczyny zaśmiała się cicho. - Cóż, bardzo lubię niespodzianki - przyznała z błyskiem w oku. Nie zwlekając, wedle wskazówek dziewczyny, sięgnęła po ciastka kokosowe. Chyba wcześniej ich nie miała okazji próbować, a przynajmniej nie przypominała sobie tego. Natomiast wymienione przez Gryfonkę czekoladowe już wiele razy jadła. Zjadła owe ciastko i wypiła jeszcze nieco kawy, w kubku zostało jej już tylko mniej niż pół. - Jak przypuszczałam masz dobry gust - powiedziała przenosząc swe spojrzenie na nią. - A te kokosowe, chyba rzeczywiście są jednymi z najlepszych. - Co prawda nie były tak świetne jak Kociołkowe Pieguski, których to była miłośniczką, ale też dobre. - A ty, nie skusisz się na któreś? - Zapytała lekko unosząc brwi i uśmiechając się nieco tajemniczo, przyglądając się jej ciemnym, dużym oczom.
- Tak, mam dobry gust. - potwierdziła z uroczym, niewinnym uśmieszkiem. - A więc czas na niespodziankę. - dodała, robiąc tajemnicze wprowadzenie. Wręczyła jej czekoladowe jajeczko z niespodzianką w środku. - To na dobry początek integracji. - zaśmiała się melodyjnie, widząc minę dziewczyny.
Wzięła od niej czekoladowe jajeczko i potrząsnęła nim słysząc jak w środku coś się obija. Podrzuciła je kilkakrotnie w ręku i uśmiechnęła się lekko do brunetki mile zaskoczona. Dlaczego? Bowiem Fran bardzo lubiła osoby charakterne, a taka właśnie wydała się jej Gryfonka. Co w gruncie rzeczy nawet ją nieco zaskoczyło. - Skoro już mamy za sobą początek integracji, to mówi mi Fran - dodała podnosząc wzrok ze swoich dłoni w których obracała jajeczko i spoglądając na dziewczynę. Wszak rozmawiają i rozmawiają, a ona nawet nie wie, jak się nazywa. Krukona zwykle przedstawiała się skrótem swego imienia, uważała, że pełna jego forma brzmi tak oficjalnie i poważnie. Zaraz potem schowała do kieszeni koszuli czekoladową niespodziankę, uznając iż zachowa ją na później.
Właśnie, zapomniały o takiej podstawie. Ale to chyba świadczy o poziomie rozmowy. Nienagannym poziomie. - Fran... - powtórzyła, przyglądając się jej uważnie. To imię pasowało do dziewczyny. Uśmiechnęła się lekko. - No to chyba moja kolej. Mów mi Apple. - powiedziała po dłuższej chwili milczenia. Bądź co bądź, imię zobowiązało ją do bycia obiektem do konsumpcji.
Absolutnie rozmowa była interesująca, z resztą Fran nie lubiła tych typowych początkowych rozmów, które tak bardzo ją nużyły. Zajrzała do swojego kubka z kawą, po czym upiła kolejnego łyka. Napój powoli się jej kończył, nie martwiło ją to jednak, bowiem nie potrzebowała go więcej. Zdecydowanie obudziła ją obecna konwersacja i towarzystwo Apple. - Smakowicie - stwierdziła słysząc jej imię i przenosząc na nią wzrok. - W takim razie bardzo miło mi Cię poznać. - Spojrzała do wnętrza trzymanego nadal w dłoniach kubka, po czym odstawiła go na stół, a pod nosem lekko się uśmiechnęła. - Rodzice chyba dobrze wiedzieli jak Cię nazwać, trafione imię - rzekła tak tylko kątem oka spoglądając na brunetkę, na jej ustach nadal błąkał się uśmiech.
Skończyła jeść. Wzięła leżącą na ziemi torbę i rzuciwszy Gryfonom jeszcze jedno teskne spojżenie wyszła z Wielkiej Sali. Musiała pobyć trochę sama. Zresztą jak zwykle.
Upomnienie 1/5 - czwarty punkt regulaminu ogólnego
Dopiero po dłuższej chwili odwróciła się w stronę ślizgonki, coś do niej powiedziała dość ironicznie. Nie była jednak na tyle głupia, żeby odpłacać się tym samym, więc tylko uśmiechnęła się sztucznie. -Dziękuję - powiedziała i powróciła do jedzenia cukierków. Chwilę zajęło jej przypomnienie sobie jak ta ślizgonka ma na imię. Na pewno coś na V, Victorie czy Vivianne? Coś w tym stylu. -Czemu siedzisz w wielkiej sali w taką piękną pogodę, a nie opalasz się na dworze ? - zapytała,a w jej głosie nie było nawet cienia sarkazmu.
Zmarszczyła brwi patrząc na nią uważnie. W zasadzie, to właśnie ten brak sarkazmu zbił ją z tropu. - Nie lubię słońca. - odparła wzruszając ramionami. I była to nawet prawda. Wyjątkowo nie skłamała. Nalała sobie kawy do kubka i wzięła ciepłą filiżankę w ręce.
Jeśli chodzi o grę aktorską, Alexis była niezastąpiona. Nawet czasami sama była zdziwiona, że tak dobrze potrafi sterować swoim głosem. Jednak nowa prawie-koleżanka, sprawiała wrażenie, będącej na jej poziomie, co ostatnio było rzadkością w Hogwarcie. Wszyscy byli albo głupi albo irytujący, dlatego blondynce tak trudno było się tu za klimatyzować. -Ja lubię, ale po co mam wychodzić skoro i tak się nie opalę... - powiedziała. Rzeczywiście. Odziedziczywszy po swojej matce wili urodę, jej skóra było trupio biała i nie dało się jej dodać koloru żadnymi znanymi magicznymi specyfikami.
Nie mogła się powstrzymać od uniesienia brwi. - No ale na słońce wychodzi się nie tylko, żeby się opalić. - zauważyła. Pociągnęła duży łyk kawy i skrzywiła się. Zdecydowanie nie przepadała za smakiem tego napoju. Był jakiś taki... mdły. Jednak kawa miała jeden duży atut - potrafiła szybko dobudzić. I to był jedyny powód, dla którego Victorie piła kawę. Sięgnęła po coś co stało najbliżej - a były to w tym przypadku tosty by usunąć ten wstrętny smak z podniebienia.
Wzruszyła ramionami. -Ale gość, który powiedział, że słońce daje szczęście miał nie po kolei w głowie. Bo co ma słońce do radości? Jak pada deszcz też jestem szczęśliwa i nikt nie wyciąga takich wniosków. - mruknęła, a jej wypowiedź, choć banalna i nie najinteligentniejsza była całkowicie szczera. Oczywiście Alexis nigdy nie przyznała by się ani do jednego ani do drugiego. Ona? Szczera? To zepsuło by jej złą opinie. Czasami lepiej się nie odzywać, pomyślała.
Nie odzywała się tylko, jadła tosta. Nie miała zwyczaju mówić, jednocześnie jedząc. Odezwała się dopiero, gdy połknęła ostatni kęs. - Naiwniak. Może czuł się nieakceptowany przez społeczeństwo i postanowił wymyślić coś co go pocieszy. - odparła lekceważącym tonem. Gdyby rozmawiała nie ze ślizgonką, a puchonką, krukonką lub gryfonką i ch rozmowa napewno wyglądałaby zupełnie inaczej. Przyjrzała się dziewczynie uważniej. Rozmawiając z nią, zyskiwała coraz większą pewność, że ją skądś kojarzy. Zresztą, trudno żeby jej nie kojarzyła - jeżeli są w podobnym wieku to już pare ładnych lat mijały się na korytarzach. Taak, po twarzy poznawała lepiej. To ta dziewczyna, która razem z bratem byli pół-wilami. Swoją drogą Victorie nawet nie wiedziała, iż mężczyźni są w stanie odziedziczyć geny wili.
- Skoro tak mówisz... - lekko wydęła wargi, uśmiechając się uroczo. Lekko przekrzywiła głowę, patrząc na dziewczynę z rosnącym zainteresowaniem. - Twoje imię również nie jest pospolite i pasuje do Ciebie. - zauważyła po chwili, błądząc palcem po blacie stołu.
-Nie tylko on - powiedziała a na jej twarzy pojawił się nieznaczny grymas. -Spójrz a tych wszystkich puchonów - zaczęła - niektórzy z nich są na prawdę żałości. Czasami się zastanawiam czy znaleźli się w tym domu w powołania, czy Bóg ich przestał kochać. - rzekła, ujrzawszy jakąś puchonkę kulącą się w rogu Wielkiej Sali. I o co jej chodziło? Chciała być niewidzialna i zapomniała, że nie ma na sobie peleryny niewidki? -Mam nadzieję, że wiesz o czym mówię - dodała po chwili - teraz w Hogwarcie bardzo trudno jest mi znaleźć kogoś kto mnie rozumie... - westchnęła głośno i rozłożyła się na swoim krześle. Dlatego one są takie twarde? Ciągle coś ją gniotło, rzadko kiedy było jej wygodnie w tym zamku, zaczynała chcieć wracać do domu.
Wzruszyła ramionami, imię jak imię, jej nie wydawało się specjalnie ciekawe. Wypiła ostatnie łyki kawy z kubka, po czym odstawiła go, spojrzała jeszcze na smukłe dłonie Apple, którymi wodziła po blacie stołu. - Choć z niechęcią, to muszę Cię już opuścić - rzekła przekładając nogi na druga stronę ławki, na której to siedziała, aby móc opuścić stół Gryfonów. Nim jednak wstała, nachyliła się odrobinę w stronę dziewczyny. - Mam nadzieję, że niebawem znów Cię ujrzę, Apple. - Przyznała i mrugnęła do niej okiem. Zaraz po tym wstała z ławki, ręką jeszcze szybko przeczesała włosy i skierowała się w stronę wyjścia. Idąc po drodze dostrzegła przy stole zielonych swoją siostrę rozmawiającą z tą zjawiskową blondynką. Spojrzała na nią krótko, choć Frances jej nie znała zupełnie, a jedynie kojarzyła z korytarza czy też lekcji, mogła przysiąc, że ta musi mieć coś z wili. Wzrokiem powróciła do siedzącej tyłem siostry i uśmiechnęła się pod nosem przypominając w jakim stanie zostawiła Victorie na korytarzu, po czym zaraz opuściła Wielką Salę. Myślami już błądziła szukając najlepszego planu na dalszą część tego dnia.
- Wiesz, na świecie musi być i słodki króliczek i straszny wilk, który słodkiego króliczka pożre. - uśmiechnęła się złoślwiie. - Ale muszę przyznać Ci rację w sprawie puchonów. Są naprawdę żałośni. Ostatnio na, którejś tam lekcji spotkałam taką jedną. Skąd to się takie bierze. - pokręciła głową z dezaprobatą. Sięgnęła po filiżankę kawy. lecz po chwili cofnęła rękę. Skoro, ma czuć ten przebrzydły smak to już lepiej być zaspanym przez cały dzień. - Trudno Ci znaleźć kogoś kto Cię rozumie? - powtórzyła z lekkim sarkazmem. - no, a ten Twój braciszek blondasek? Nie rozumie Cię? - odezwała się, jednocześnie rozglądając się za czymś do picia co nie miałoby tak okropnego smaku jak kawa i nie mdliło jak sok dyniowy. - Może pójdźmy już do Pokoju Wspólnego? Tam przynajmniej będą normalni ludzie.