Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
- zależy co kto lubi - warknęła spode łba i wypiła ostatni łyk herbaty po czym odstawiła kubek na stół. Było jej o wiele cieplej niż na wieży astronomicznej.
- O tak, teoria jest głupia. A od transmutacji wolę same zaklęcia - odpowiedziała. - Hej, Hayley - przywitała się z Gryfonką. Zamyśliła się... Jej rodzice.... - Moja mama jest aurorem, jednak obecnie przebywa w domu. Ma, hmm... - zająknęła się - problemy zdrowotne. A mój tato... - i tu dłużej milczała, a do jej oczu napłyneły łzy - mój tato... zginął na jednej z akcji... Był to dla niej bardzo niewygodny temat. Nie chciała się rozpłakać na oczach tylu ludzi. Udała, że ziewa, by mieć wymówkę. - Przepraszam was, ale nie czuję się na siłach dalej rozmawiać. Zaraz tu padnę - śmiała się przez łzy. Wstała i skierowała się ku wyjściu. - Życzę wam dobrej nocy - powiedziała i wyszła z sali.
Popatrzyła na Gab i poznała, że coś było nie tak. Wcześniej nie wyglądała na zmęczoną... - Do zobaczenia ! - rzuciła do niej z poważną miną. Wzruszyła ramionami i odwróciła się przodem do stołu. Zastanawiała się czemu pobiegła akurat teraz. Podejrzewała kolejnej kłótni z Hayley.
- Dziewczyny, ja też idę. Przepraszam Was, ale muszę się pouczyć. Nie chciała tu zostawać. Czuła, że z Gab jest coś nie tak, a Hay i Christy się nie lubią. Po co miała tu zostać? Aby słuchać jak się kłócą? - Może się jeszcze dziś spotkamy, ale zgadamy przez sowy - uśmiechnęła się blado i wyszła z Wielkiej Sali.
- Właśnie... na mnie też już pora - szepnęła. Nie chciała zostawać z Hayley sam na sam. Wstała od stołu i ruszyła ku drzwiom po drodze potykając się o sznurówki.
Hayley prychnęła widząc, jak Christine się potyka. Sama wstała, zabierając po drodze brzoskwinię i wyszła z Wielkiej Sali, wywracając oczami. Już nie lubię tej... Davis, pomyślała i opuściła pomieszczenie.
Weszli do Wielkiej Sali. Jakoś dużo ludzi tu było. Skrzywiła się nieznacznie. Teraz miała problem. Gdzie usiąść? Stół Slytherinu, czy Ravenclawu? Stała w rozterce. Coś ciągnęło ja ku ślizgonom, ale nie za bardzo chciała z nimi rozmawiać. - Gdzie siadamy? Może do Twojego stołu? - Pojedynki… Chciałabym powalczyć, jednak kiedy usłyszałam o tej puchonce, która rzuciła zaklęcie z siódmej klasy to się trochę boję – czy ona naprawdę to powiedziała? – Selvian albo nie panuje nad klasa i tym, co się dziej na lekcji, albo go to nie obchodzi – wzruszyła ramionami. Oparła się o swój kufer. Może skrzydło szpitalne to nie był taki zły pomysł?
- Możemy usiąść do mojego, mi to jest naprawdę obojętne - powiedział i usiedli razem do stołu krukonów, zignorował wszystkie spojrzenia, które na nich padały. W końcu podchodząc do stołu znowu trzymał dziewczynę, żeby nie upadła. Ona jest wykończona- pomyślał i zaraz powiedział na głos : - Napij się soku dyniowego, dobrze ci zrobi - powiedział nalewając sobie i jej po szklance - jak będziesz się gorzej czuła pójdziemy do skrzydła szpitalnego i nie próbuj zaprzeczać - powiedział z uśmiechem do dziewczyny. - Myślę, że powinnaś też coś zjeść, wyglądasz jakbyś nie jadła przez pare miesięcy - szepnął, a uśmiech z jego twarzy nie zszedł.
- Dzięki... Sądziłam, że jesteś inny - powiedziała i napiła się soku. Siedziała przodem do stołu ślizgonów, więc widziała ich uważne spojrzenia. Zignorowała je. Od razu zrobiło jej się lepiej. Rozejrzała się lekko na boki. Czuła się nie swoje przy czyimś stole. Wzięła jabłko i ugryzła. - Czemu tak się mną opiekujesz? – spojrzała na niego. – Raczej nikogo nie obchodzi to, co się ze mną dzieje… - powiedziała. - Mówię Ci po raz kolejny, że czuję się lepiej – powiedziała to tak, aby przekonać go do tego, czego sama nie była pewna. - Naprawdę jesteś dziwny – dodała po chwili i uśmiechnęła się promiennie. Prawie całkiem zapomniała o bliznach na twarzy. Może jednak nie musi udawać kogoś takiego, jakiego udawała przez prawie sześć lat? Może warto się zmienić swoje zachowanie i być taką, jaką była kiedyś, przed tym, jak stała się wilkołakiem.
Weszłam sobie spokojnie do Wielkiej Sali. Uśmiechnęłam się tylko delikatnie nie odzywając się ani słowem co było w moim przypadku bardzo dziwne. Usiadłam gdzieś przy stole krukonuw i z takim samym wyrazem twarzy sięgnęłam po jakieś owoce, które leżały niedaleko mnie.
- Wiem, że uważasz mnie za dziwaka - zaśmiał się - najpierw się z tobą kłócę, a potem się opiekuję. Jakoś nie potrafię tego wytłumaczyć czemu - tu złapał się za głowę i popatrzył na nią nie pewnie. - Tak, mówisz, że już lepiej, gdybym cię tu zostawił po 2 krokach padłabyś twarzą na ziemię, a chyba szkoda by było przy takiej ładnej buzi mieć złamany nos - kiedy to powiedział napił się łyka napoju i patrzył na ślizgonów obserwujących ich.
Co mi odbija ?! Czy ja się dobrze czuję ?!- pomyślał, dalej nie wiedział czemu to robi.
- Ładna? Normalna… - Uważam Cię za ciekawą osobę. Nie jesteś prawdziwym krukonem. Oni zazwyczaj puszą się, bo są lepsi. Jednak dzięki za opiekę. Może masz rację, bez Ciebie, leżałabym na ziemi i kogo by to interesowało. Zauważyła jak Randy patrzy na ślizgonów. - Przeszkadza Ci, że się tak namolnie patrzą? Jeśli chcesz, to nie muszę Ci psuć reputacji – po chwili zjadła całe jabłko. Sama natomiast patrzyła na siedzącą krukonkę. Skądś ją kojarzyła. Na dodatek usiadła tak blisko nich, że Andrea mówiła coraz ciszej. Zajęła miejsce przy stole krukonów, przodem tuż obok nich!
Rozejrzałam się ponownie po sali. Zbytnio nie interesowało mnie to towarzystwo. odwróciłam więc głowę i nalałam sobie trochę kawy nadal jedząc owoce. Sączyłam ją powoli niemal przysysając się do kubka. Uśmiechnęłam się czując jak ten gorący napój na mnie wpływa.
- Naprawdę ? - zaskoczyły go jej słowa - to fajnie - uśmiechnął się. Kiedy wspomniała o tym, że nie chce psuć jego reputacji na jego twarzy pojawił się grymas. - No co ty ! Z resztą u ślizgonów od czasów pojedynku nie mam i tak za dobrej reputacji, a poza tym, niech się gapią - szepnął i zaraz wstali od stołu. - Może dałabyś się zaprosić jutro na spacer, gdzieś na błoniach ? Może o 15:30 ? Odprowadzę Cię i będę musiał już iść - zapytał i ruszyli w stronę dormitorium ślizgonów. Czekał na jej odpowiedź.
- Chętnie – miło jej się zrobiło, kiedy Krukon jej to zaproponował. Tak, warto jest się zmieniać, ale tylko dla nielicznych – powiedziała sobie. Szła za nim nadal taszcząc kufer. O mały włos, a by o nim zapomniała. Poczuła ciepło na sercu. Dawno czegoś takiego nie czuła. Nawet rodzice nie potrafili okazać jej tyle ciepła, co ten chłopak. Może i starali się zapewnić jej dobre życie, w luksusach, rozpieszczali ją, ale to nie było to, o czym marzyła. - Na jakie lekcje chodzisz? – zagadnęła. Nie chciała iść w ciszy.
- OPCM i numerologia, a ty ? -zagadnął kiedy już byli przy jej pokoju wspólnym. Włożył ręce do kieszeni, bo zrobiło mu się jakoś chłodnawo. - W najbliższym czasie będę się zastanawiał na co jeszcze się zapisać, jednak nie mam pomysłu na co - powiedział patrząc się na dziewczynę.
Angie weszła do Wielkiej Sali, już od drzwi napawając się różnorakimi zapachami, i od razu schodząc myślami na to czego dziś spróbuje. Skrzaty domowe, pracujące w Hogwarcie potrafiły zaskoczyć swoimi potrawami, a zważając na to, że dziś wieczór miał być jakiś wieczór tematyczny, musiały coś ciekawego wymyślić. Dziewczyna spojrzała na sufit, zwisały z niego dość duże dynie, w których wycięte były otwory, tak by sprawiały one wrażenie złych, smutnych czy po prostu zadowolonych. Szyby zostały pociemnione, a mimo, że był jeszcze dzień niebo, które zawsze pokazywało pogodę na zewnątrz było ciemne i gdzie nie gdzie przeszywały je błyskawice. Musiało być specjalnie zaczarowane. Salę rozświetlały dziś jedynie świece porozstawiane na stołach, co sprawiało, że dzień był jeszcze bardziej magiczny. Angie uśmiechnęła się do siebie i usiadła przy zielonym stole, w sumie był całkiem nieźle zapełniony. - Chyba spróbuję tego ciasta... - powiedziała w tłum.
Weszła do wielkiej sali. Niedawno skończyła się lekcja i dziewczyna była głodna. Nie zdążyła nic wcześniej zjeść, a obiady prawie nie tknęła. Czyżby nadal myślała o słowach gryfonki? Odgoniła te ponure myśli, kierując się do stołu ślizgonów. Siedziała tam dziewczyna, blondynka, chyba w jej wieku. Dosiadła się bez słowa, sięgając po jedzenie. Nalała sobie herbaty i dopiero zaczęła rozmowę. - Cześć.
Panna Davis właśnie skończyła jeść kawałek ciasta czekoladowego, gdy usłyszała, że ktoś się do niej zwraca. Noo, przynajmniej tak się jej wydawało, więc postanowiła odpowiedzieć. - Hey, jak tam? - "zapytać o imię, czy nie?", rozległo się pytanie w jej głowie, szybko odpowiedziała sobie na nie pozytywnie. Nie miała zbyt wielu znajomych w tym roku, wszyscy, z którymi się dobrze kumplowała, właśnie skończyli Hogwart. trzeba było nadrobić - jestem Angie, a Ty? Angie Davis, jeżeli ci to mówi coś więcej.
Spojrzała na dziewczynę spode łba. Od kiedy ślizgonka jest taka miła? - Andrea Amore - przedstawiła się. Jeszcze nie poznała nikogo ze Slytherinu, kto byłby równi miły jak ona. - Jak po lekcjach. Na szczęście nic nie zadali. To aż nazbyt dziwne. Ostatnio kazali pisać tylko i wyłącznie wypracowania - mruknęła. Napiła się herbaty. W sali było o wiele cieplej. Na błoniach nadal padało, a tutaj, sufit był bezchmurny po to, aby uczniowie chociaż tu czuli wiosnę i byli mniej przygnębieni zaspami, z którymi muszą się zmierzyć, aby gdzieś wyjść.
Prosto z Mugoloznastwa poszła do Wielkiej Sali. Była głodna. Już z daleka zobaczyła Viv, uparcie wpatrującą się w talerz przed sobą. Bell chciała do niej dołączyć, a że siedziała niemal na końcu stołu, miała dużą część sali do pokonania. Akurat mijała dwie Ślizgonki, gdy to zobaczyła. Stanęła jak zaczarowana. - Och... moje...! - niemalże rzuciła się na jedną z potraw stojącą na stole Slytherinu, zwalając przy okazji dzbanek z sokiem, który rozbił się o ławkę, oblewając tym dziewczyny całą swoją zawartością.
- Ej! - krzyknęła, ale po chwili się opanowała. - Cześć - przywitała się. - Chłoszczyć - mruknęła. Nie chciała chodzić cała mokra. - Chyba pomyliłaś stoły - powiedziała. Spojrzała na nią. Rzuciła się na ich stół niewiadomo po co.
- Ja pieprzę, to moje ulubione spodnie! - warknęła blondynka w kierunku rudowłosej - czy wy Krukoni nie wiecie gdzie wasze miejsce? - pokręciła z dezaprobatą głową - boże... - mruknęła ciszej już do siebie. - a co do ciebie - tu zwróciła się w kierunku drugiej dziewczyny, dalej z niezbyt uradowaną miną - to imię może i masz fajne, ale nazwisko jakoś mi się nie podoba, chyba już gdzieś je słyszałam... zresztą nieważne. Ja tam tylko mam nadzieję, że trafię na fajnego nauczyciela zielarstwa w tym roku, bo nie chcę znowu go sklnąć na pierwszej lekcji. - wzięła z jednego z talerzyków herbatnika i zaczęła go sobie chrupać.
Vivien usłyszała hałas przy stole ślizgonów. Odwróciła się powoli. Zdążyła zauważyć jak Bell nakłada sobie swoją ulubioną potrawę i zaczyna ją jeść łapczywie, po drodze wywalając dzbanek z sokiem, nic sobie z tego nie robiąc. Obie ślizgonki patrzyła na nią zaszokowane, a krukonka w najlepsze pałaszowała potrawę. Vivien wstała i podeszła do rudej, najpierw czochrając ją po głowie. Nałożyła jej na talerz więcej jedzenia. Usiadła obok dziewczyny. - Widzę, że jesteś głodna, Bell, nie zdążyłaś nawet dojść do naszego stołu- muknęła Viv, patrząc badawczo na dwie ślizgonki przed nią, nic sobie nie robiąc z ich min, kiedy zobaczyły, że również się przysiadła.
Odetchnęła głęboko. Być sobą. - Cześć - przywitała drugą krukonkę. - Nie ja wybierałan nazwisko - odparła ślizgonce. - I nie musisz się drzeć, masz różdżkę, to się wyczyść - poradziła. Przyjrzała się dziewczyną. Może były w ich wieku... Nie była pewna.