Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Przymknęła powieki, które coraz bardziej jej ciążyły. Siedziały tu długo. Tak długo, że dziewczyna straciła poczucie czasu. - Zakończmy ten temat, skoro ma on powodować ciągłe kłótnie. Mam ich dość. Nawet z Tobą, droga Bell. Smętnie rozejrzała się po sali. Schodziło się tu tyle ludzi, a ona najchętniej by stąd poszła. - Wiecie może która godzina? - zapytała.
- Nie. Odkąd tu przyszłam nie mam pojęcia która jest. Ale skoro tyle osób się schodzi... to pewnie pora posiłku, albo jakoś tak - pominęła już, że nie ma pojęcia którego posiłku. Równie dobrze mogło to być śniadanie jak i kolacja. Nawet gdy spojrzała do góry, na sufit który odzwierciedlał prawdziwe niebo na zewnątrz nie umiała odgadnąć. Wszystko było jakieś takie nijakie.
- To tak jak ja. Przydałoby się kogoś spytać... - mruknęła. - Zaraz, zaraz. Powiedziałaś pora posiłku? Pewnie kolacji. Kolacji? O, wreszcie trafiłam tu na kolację - prychnęła. Popatrzyła po uczniach. Ile znajomych twarzy! Że też dopiero teraz to zauważyła. - Wiecie może, co było na odrabianej lekcji transmutacji? Nie było mnie wtedy, oczywiście byłam nie poinformowana, no i nie wiem, a ten Wilson ma do mnie pretensje.
- Yyy, transmutacji? - zdziwiła się. - A mi się wydawało, że właśnie ty byłaś... przecież pożyczyłam od ciebie notatki! Co do Wilsona, na ostatniej lekcji całkowicie mnie zignorował. A wszystko przez tego durnego Puchona. Wiesz w ogóle jak ma na imię? Skoro kolacja... wzięła bułkę, przekroiła na pół i zaczęła smarować masłem.
- No... byłam na wszystkich, oprócz tej jednej. Nie wiedziałam o niej - usprawiedliwiła się. - Skad miałam wiedzieć, że o tą Ci chodzi? byłam przekonana, ze Ty wtedy na niej byłaś. Roześmiała się z własnych słów. - Ten puchon z siódmej klasy, co zemdlał, czy jakoś tak? Chyba Adrian... Nazwiska nie pamietam. Ziewnęła przeciągle. - Smacznego - mruknęła do Bell.
Również się roześmiała, słysząc, jak wszystko im się poplątało. W takim razie, co ona przepisywała? Czyżby robiła kopię notatek które już miała? - Chyba w piątek czy tam sobotę, nie pamiętam kiedy ta lekcja była, transmutowali te ogromne pająki - wzdrygnęła się na samą myśl o nich. - Wilson kazał jednej dziewczynie powtórzyć zaklęcie. - On jest z siódmej klasy? - otworzyła usta ze zdziwienia ale szybko się opanowała i powróciła do robienia kanapki. - Hmm, mi wygląda, a szczególnie zachowuje się na trzecioklasistę. - Dzięki.
- Na tej lekcji byłam - potwierdziła, teraz gubiąc wątek. - Czekaj, o czym my mówimy? Wiem, ze była jeszcze jakaś lekcja, pomiędzy tą o pająkach, a ostatnią. Potrząsnęła głową. Czyżby wszystko jej się pomyliło. Naprawdę chciało jej się śmiać. Może ta krukonka jednak nie jest najgorsza? - Wiesz, to przejrzyj moje notatki i zobacz, czy masz co przepisywać. Jeśli tak, spisz, jeśli nie, oddasz mi je - powiedziała. - Proste, a tyle namieszałyśmy.
- Była? Mi się ciągle wydaje, że ta z pająkami była dodatkową i właśnie dlatego nie mogłam na niej być... No to już nie wiem - pokręciła głową niby to zrezygnowana, ale zaraz wyszczerzyła się do Andrei. Jak nie wspominała o Wróżbiarstwie, o wiele lepiej im szło. - Hmm, postaram się przejrzeć. Tylko wiesz, jeśli zapisywałaś co innego niż ja to i tak będą się różnic.
- Czekaj, byłaś na transmutacji, kiedy zmienialiśmy ptaszniki w pająki domowe? Już sama nie wiem, czy byłam na tej zastępczej, czy nie. Straciłam poczucie czasu. - Na transmutacji zazwyczaj zapisuję zaklęcia, ich skutek, kilka informacji o tym, co omawiamy na lekcji, no i pracę domową. Nic więcej. Wolę ćwiczyć.
Arya: Zdezorientowana wodziła wzrokiem z jednej na drugą, stwierdzając, że zgubiła się już po pierwszym zdaniu. Zaśmiała się, kręcąc głową. - Powiem Wam, że jako postronny i niezaangażowany obserwator pojmuję z tego jeszcze mniej niż Wy - stwierdziła, unosząc bezradnie ramiona. - Ale Wasza konwersacja zmusiła mnie do wyciągnięcia pewnych wniosków, a mianowicie - ciężko westchnęła - obawiam się, że będę musiała nadrobić materiał, mam rację? Zastanawiam się czy obowiązują mnie wszystkie przegapione tematy, czy tylko te, w których uczestniczyłam. Założyła za ucho niesforny kosmyk włosów, uśmiechając się naturalnie.
- Właśnie na tej nie byłam - powiedziała do Andrei, biorąc kęs kanapki. - Musimy spytać się Wilsona w poniedziałek, on chyba prowadzić dziennik czy coś takiego? - usta miała pełne, więc nie zdziwiłaby się gdyby Ślizgonka miała problem ze zrozumieniem jej. - Jak chcesz mogę pożyczyć ci notatki - uśmiechnęła się do Aryi. - Wygląda na to, że mogą być podwójne, w niektórych miejscach.. ale co tam.
Arya: Pokiwała skwapliwie głową, uśmiechając się. - Byłabym bardzo wdzięczna. Pierwsze wrażenie to podstawa, więc wolę być przygotowana - no tak, odezwała się w niej krukońska natura. Nie zaszkodzi odświeżyć swojej wiedzy. Na wszelki wypadek. Tak, z natury była zapobiegliwa, choć męczyło ją to niemiłosiernie. Ciężko zmienić nawyki.
Przysłuchiwała się uważnie rozmowie dwóch krukonek. Jak zwykle nawijały o nauce, a o czym innym mogłyby dyskutować. Dla nich liczą się tylko oceny. Westchnęła, nie był sensu tu dłużej siedzieć. I tak spędziła tu sporo czasu. - Pozwólcie, ze Was opuszczę - powiedziała, po czym wyszła z WS, podążając do lochów.
Arya: Zmrużyła oczy, niepewna jak ma odebrać ten nagły odwrót Andrei. - No pa... - mruknęła, przenosząc wzrok na okno po drugiej stronie Wielkiej Sali. Teraz siedziały tu same. Dwie krukonki przy ślizgońskim stole. Mlasnęła z niezadowoleniem, podnosząc się z miejsca. - Bell, chyba pójdę do dormitorium, i tak za dużo czasu tu spędziłam... - mruknęła, uśmiechając się krzywo. Nie czekając na odpowiedź, zarzuciła torbę na ramię i wyszła.
Było już dosyc późno. Jej żołądek domagał się pokarmu. Brak jedzenia przez cały dzień nie wróżył nic dobrego . Otworzyła wrota Wielkiej Sali. Nie byłą sama. Nawet wiecej. W Sali było znacznie wiecej osób niż mogłaby pomyśleć. Podeszła do stolika puchonów. Chwyciła pierwsza z brzegu przekąskę i włożyła do ust. Nareszcie. Pomyślała , rozkoszując się samkiem jedzienia. Gdy przełkenłą wszystko zdecydowała się odezwać. - Dobry wieczór wszystkim . - skinęła głową rozgladając się.
Wszedł do sali, wcześniej dokładając swoje szanowne miotły oraz mopy. Tuż zanim dreptał Charlie podskakując wesoło. Czuł energię wszystkich młodych ludzi wokoło. Kogut automatycznie skierował się w stronę stołu puchonów i usiadł obok nadobnej puchonki. Wobec tego Seba również usiadł obok dziewczyny. - Witaj- powiedział do niej z uśmiechem. - Co spożywasz dzisiejszego dnia, piękna dziewico?
Spojrzała na mężczyzne obok niej. Pierwszy raz go widziała. Nowy, jak widać. Spojrzała na trzymane w reku jedzenie. - Zdaje się , że chyba placek. - uniosłą jedną brew ku górze. - Kim jesteś , jeśli można wiedzieć ? - spytała wyraźnie zainteresowana.
- Placek- powtórzył, jakby było to najpiękniejsze słowo świata. Istotnie było w owym wyrazie trochę niewypowiedzianego romantyzmu. - Wybacz to niedopatrzenie. Jestem Sebastian Mop, pracuję tutaj. Mógłbym poznać Twoje imię?- zapytał pochylając się bliżej dziewczyny.
- Z przyjemnością. Uwielbiam placki - nałożył sobie od razu kilka, żeby było na zapas. Rzeczywiście, kochał placki, szczególnie te ziemiaczane. Spojrzał na Charliego i podsunął mu jednego. Zajadali w ciszy rozkoszując się niebiańskim smakiem.
*** Christine weszła do Wielkiej Sali podskakując i nucąc coś pod nosem. Cieszyła ją myśl, że święta się zaczęły. Tylko niewiele osób zostało w zamku, więc miała trochę przestrzeni dla siebie. Zauważyła, że nie było już czterech stołów, a jeden wspólny. Zasiadła przy nim czytając szkolną gazetkę. Niestety podczas czytania natrafiła na artykuł o siebie samej i sok dyniowy, który właśnie piła wypluła prosto na gazetę. - A ja chciałam to czytać ! - jęknęła przyglądając się mokremu kawałku kartki.
Otworzyła drzwi Wielkiej Sali. Przed nią ukazał się suto zastawiony stół. Na widok jedzenia az zabłyszczały jej oczy. Dopiero teraz zdałą sobie sprawę , jak bardzo była głodna. Zaraz jak na zawołanie odezwał się jej żołądek. Zlapała się za brzuch , próbując stłumić burczenie. Czerwona jak burak podeszła do stołu przy , którym siedziałą już dziewczyna. Była z tego samego domu co ona. O jak miło. Usmiechnęła się i podeszła do niej. - Można ? - zapytałą patrząc na miejsce obok. Odwróciła się w stronę wejścia , i nakazała gestem dłoni Andy , aby podeszła do niej.
Popatrzyła sceptycznie na stół puchonów. - Tutaj? - zapytała niechętnie, ale jednak usiadła. W puchonce rozpoznała Christine. Kiedyś zamieniła z nią dwa słowa, ale nic więcej. - Cześć - przywitała się z dziewczyną. Zaraz zobaczyła jak do tego samego stołu dosiada się inna puchonka. Jęknęła. Czy tu nie ma innych uczniów, tylko sami puchoni?
Odwróciła głowę patrząc na dziewczyny. - O, cześć. Jasne, że można - wyszczerzyła się. Odłożyła mokrą gazetę przed siebie próbując strząsnąć kropelki soku z palców. Wzrokiem wypatrzyła Andy, do której się uśmiechnęła. W momencie gdy usłyszała, jak żołądek puchonki się odezwał parsknęła śmiechem. - Radziłabym Ci coś zjeść - zachęciła ją pokazując na talerze z różnymi, wyśmienitymi daniami. Znała już dziewczynę, ale tylko i wyłącznie z widzenia. - Christine Davis - przedstawiła się, pożerając wzrokiem ogromne lizaki. Postanowiła sobie, że dzisiaj nie zje żadnego, bo będzie chciała ich więcej. Zanim się obejrzała Rose już przy niej siedziała. - Hej - przywitała się.
Spojrzała na usmiechniętą puchonkę. - Nora. - przywitała się. - Umieram z głodu. - pożaliłą się. Usiadła obok. - Za co sie zabrać ? - jęknęła i zaczęła rozglądać się po stole. W końcu wypatrzyła uwielbiane przez nią placki. Rzuciła się w ich stronę , biorąc przy tym cztery. Od razu zabrała się za jedzenie. Po zjedzeniu wszystkich na raz obróciła się w strone reszty. - Jak wam minął dzień ? - zapytała z uśmiechem.
Wielkanoc już tuż tuż, więc Wielka Sala została pięknie przystrojona. Wszędzie wisiały jajeczka pomalowane poprzedniej nocy przez skrzaty a zamiast świeczek pod sufitem unosiły się świecące kurczaki. Stoły czterech domów zostały ustawione w kwadrat i przystrojone świątecznymi obrusami. Uczniowie co chwilę znajdywali ukryte czekoladowe króliczki i cukrowe baranki. W samym środku ustawionych stołów mieściło się ogromne jajo. Przez okrągłe drzwiczki można było wejść do środka. Każdy wychodził z torbą pełną słodyczy, tych które najbardziej lubił.
Popatrzyła po stole, nakładając sobie wszystkie, co było w pobliżu po trochu. Chciała jak najszybciej stąd wyjść, no ale jakby mogła, skoro tu się robi tak świątecznie? - Nie najgorzej - odpowiedziała. Rozejrzała się po Wielkiej Sali. Roiło się tu od świątecznych dodatków, nawet wielkie jajo było. - Co jest w tym jaju, że ono tu jest?
Vivien weszła do WS. Pierwsze co zrobiła to podskoczyła w miejscu, na widok ogromnego jajka na środku sali. Pokręciła z dezaprobatą głową. Jak można tak straszyć biednych uczniów? Usiadła przy stole krukonów i sięgnęła po pierwsze lepsze jedzenie zastanawiając się po co owe jajko tu stoi.
Tak zajął się plackiem, że nie zauważył kiedy w Wielkiej Sali wszystko się zmieniło. Wepchnął do ust resztki placka i przepraszając Norę potruchtał do schowka na miotły znajdującego się zaraz koło wyjścia. Zupełnie zapomniał jakie zadanie dał mu dyrektor!
Wendy: Wendy ubrana w sukienkę w króliczki i kurczaczki wielkanocne usiadła przy stole swojego domu. Pomachała przyjaźnie siedzącym tu dziewczynom. - Hej- powiedziała do nich swoim słodkim głosikiem. Spojrzała zdziwiona na jajko. Cóż to za ciekawy pomysł, żeby ozdobić salę ogromnym jajkiem! Chyba napisze list do dyrektora z gratulacjami za pomysł.