Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
- To jeszcze straszniejsze - odpowiedział i obrócił w rękach kubek z kawą. Nie była specjalnie gorąca, więc szybko dopił to co jeszcze miał. - Jak chcesz wiedzieć, czy jest w niej coś interesującego, to może po prostu do niej zajrzyj? - Stwierdził i wstał od stołu. Jeszcze raz omiótł szybko wzrokiem zebranych w sali i na nic nie czekając ruszył do wyjścia. Już po chwili w Wielkiej Sali nie było śladu po Valentinie.
Hayley weszła do wielkiej sali w opłakanym stanie. Oczy miała zapuchnięte i przekrwione po bezsennej nocy. Miała na sobie tylko za dużą koszulkę z napisem "Co mnie nie zabije... powinno uciekać"(który sama zrobiła, wykorzystując cytat z ulubionej książki), w której trzęsła się z zimna; stare, przetarte dżinsy również niezbyt dobrze chroniły przed zimnem. Dziewczyna usiadła przy stole Gryfonów i nalała gorącej kawy do kubka. Zaczęła ją sączyć, na początku małymi łyczkami, potem wielkimi haustami.
Rose weszła do pomieszczenia. Tak, było tu o wiele cieplej niż na wieży. Upewniwszy się, że Christy idzie za nią skierowała się do stołu puchonów. Usiadła przodem do gryfonów. Przy ich stole siedziała Hay. Kiedy dziewczyna podniosła wzrok znad kawy, pomachała do niej. Gestem pokazała Christy, żeby usiadła obok niej. Rozejrzała się po stole. - Przydałoby się coś zjeść... - mruknęła, nakładając sobie sałatki. - Też kocham Quiddicha, jak prawie wszyscy. Transmutacja powiadasz? Ostatnio wcale jej nie ma, więc się wypisałam. Kocham za to eliksiry i OPCM. Najlepsze, co mogło mnie tu spotkać. Zaczęła jeść sałatkę. Jeszcze chwila, a zaczęłoby jej burczeć w brzuchu.
Popatrzyła na talerz i nalała sobie herbaty do kubka. - jakoś specjalnie nie jestem głodna - powiedziała i zaczęła grzać sobie ręce gorącym kubkiem. Zapatrzyła się na moment na parę lecącą z jej kubka i zamyśliła się, po chwili oprzytomniała i natychmiast powiedziała. - Zamyśliłam się, przepraszam - powiedziała patrząc jak Rose jje sałatkę - no tak, eliksiry też lubię... tata kiedyś z nimi eksperymentował, stworzył jakiś wywar podobno, nic mi o tym nie chce powiedzieć.
Hayely wstałą od stołu Gryfonów i podeszła do Rose. - Cześć! - przywitała się. Zmierzyła wzrokiem jej towarzyszkę. Miałą wręcz irytujący wygląd, a jej makijaż z góry zniechęcił dziewczynę. - Hayley Splend - przedstawiła się, mimo woli patrząc na nią niezbyt przychylnie.
- Hej Hay! - przywitała się. - To jest Christine Davis - przedstawiła dziewczynę. - Co u Ciebie? Nie zmieniłaś zdania, co do naszego 'pomysłu'? To znaczy mojego i Gabi.
Dziewczyna pokręciła głową. - Przyda mi się spokój. Ale wspieram was duchowo. - Hayley uśmiechnęła się. Przyjrzała się z góry Christine krytycznym wzrokiem. Dziewczyna nie odzywała się. Za kogo ona się uważa?
Odwróciła się i popatrzyła na dziewczynę, widziała zaintrygowaną twarz dziewczyny, wiedziała, że nie przypadła jej do gustu. - cześć - powiedziała krótko i sięgneła po kubek z herbatą.
- A ja myślałam, że Gryffindor nie ma wrędnych jędz - mruknęła pod nosem prawie niesłyszalnie.
- Szkoda... Może następnym razem - zrobiła skwaszoną minę. - Nie uważacie za dziwne, że nie było OPCM? Co się takiego stało? - zapytała i nagle ją olśniło! - Gdzie jest ten nowy, z pierwszego roku, z Gryffindoru? Ostatni raz widziałam go tydzień temu, na lekcji - zasępiła się.
- Ja tam się nie spieszę na OPCM, zapuściłam się z materiałem i muszę to ponadrabiać. Transmutacji też nie ma... czemu tak nauczyciele znikają ? - zapytała i przyłożyła kubek do ust.
Hayely usłyszała, co powiedziała o niej Christine, ale nie dała tego po sobie poznać. Usiadła przy stole naprzeciwko dziewczyn i wzięła do ręki jabłko. Podrzuciła kilka razy owocem. - Ja nie ubolewam, ze nie było OPCM - powiedziała. - Nie przepadam. O transmutacji już nie mówiąc... nienawidzę tego przedmiotu.
- Może to przez nauczyciela? Ja osobiście lubię OPCM. Chociaż bardziej lubię uczyć się Czarnej Magii. Tak, dziwne, ale prawdziwe... Najgorsze jest wróżbiarstwo! Jak tu można z tych linii coś wyczytać? - popatrzyła na swoją dłoń. Przekrzywiła głowę i zmrużyła oczy. - Ja nic nie widzę - mruknęła. Zauważyła, że dziewczyny nie przypadły sobie do gustu.
Weszła do Wielkiej Sali. Była głodna. Czym prędzej skierowała się ku stołowi Ravenclaw. Po drodze zauważyła Hayley i Rose rozmawiające z jakąś dziewczyną, Puchonką. Nie chciała im przeszkadzać, dlatego kiwnęła im tylko głową na powitanie. Usiadła na swoim miejscu. Zrobiła sobie kanapkę z masłem orzechowym. Położyła ją na talerzu i nalała sobie do kubka soku dyniowego. Upiła kilka łyków i zaczęła jeść przygotowaną kanapkę.
- Tak, wróżbiarstwo to kłamstwo i tyle, jeszcze nic co mi wyszło w "liniach" nie okazało się potem prawdą. Przesąd i tyle - powiedziała wzruszając ramionami. Po chwili znowu zapatrzyła się na swój kubek z herbatą. Kiedy zobaczyła dziewczynę z Ravenclawu od razu pomyślała, że trzeba będzie ją poznać, zdawała się być miła.
- Niekoniecznie przesąd - powiedziała Hayley. - Nie myślmy jak mugole. Było mnóstwo wróżb, które się spełniły. Chociaż osobiście nawet nie chodzę na wróżbiarstwo, bo nie widzę w tym głębszego sensu, to jednak przepowiednie odegrały ważną rolę w historii.
-Chodzi mi tu o wróżenie z dłoni głównie- mruknęła - dla mnie nie ma tam nic nadzwyczajnego.To, że ktoś ma przerywaną linię na dłoni to znaczy, że będzie krócej żył, bezsens. To tak jakbym powiedziała, że wszystkie ładne osoby są miłe - powiedziała niechętnie.
- Przepowiednie, jak ktoś ma talent - uśmiechnęła się krzywo. - Ja nie mam, więc też nie widzę sensu - zobaczyła Gabi, siadającą samotnie przy stole krukonów. Pomachała jej ręką i zawołała: - Gab, chodź! Czemu siedzisz sama? - zapytała.
Jadła kanapkę, gdy zobaczyła Rose machającą do niej. Już miała odmachać, kiedy usłyszała jej wołanie. O mało co się nie zakrztusiła. Z trudem przełknęła kawałek, który przeżuwała. Popiła go sokiem i gdy czułą się już dobrze, krzyknęła do Rose. - No idę, już idę! Wstała od swojego miejsca i powędrowała do stołu Puchonów. Po chwili usiadła obok Rose. Słyszała część rozmowy uczennic. - A ja tam uważam, że wróżbiarstwo nie jest wcale głupie. Miała talent do wróżbiarstwa. Przeczuwała wiele zdarzeń. A nie chodziła na wróżbiarstwo tylko z tego powodu, że nie pasował jej termin lekcji.
Popatrzyła na dziewczynę. - Jestem zdania, że zależy jak kto na to patrzy. Osobiście nie widzę sensu w wróżeniu z dłoni, tylko w tym przypadku. Reszta jest bardziej wiarygodna.
Hayley wzruszyła ramionami i wgryzła się w jabłko, przyglądając sie Christine kątem oka. Jej zachowanie irytowało ją bardziej, niż kogokolwiek innego. Nawet bardziej, niż Olivera Evansa.
- Gab, myślałam, że mnie nie widzisz, czy co - zaśmiała się. - Widocznie masz talent do wróżbiarstwa. Ja za to do eliksirów i zaklęć. Tak, szybko się uczę i zapamiętuje różne przepisy. - Może zmieńmy temat? - zaproponowała. Nie uśmiechało jej się rozmawiać o tym przedmiocie. Czuła, że w powietrzu wisi kłótnia.
- Wróżenie z dłoni też może dużo powiedzieć, ale jak każda wróżba, może się nie spełnić. Tak samo jest z przepowiedniami - odpowiedziała Puchonce. - Ale my przecież się nie znamy. Gabrielle Papillon, miło mi cię poznać - przedstawiła się. Kątem oka zauważyła irytację Hayley. Czyżby jej nie lubiła? - No chyba mam talent... Ale ja ogólnie sobie radzę - powiedziała do Rose i dodała - no przecież kiwnęłam ci głową, czego chcesz?! Mam krzyczeć - i tu zademonstrowała możliwości swojego głosu, a to nie było wszystko, na co ją stać - Cześć, Rose?!. Odchrząknęła i dodała już normalnym głosem. - Przez całą salę?
- Christine Davis - odpowiedziała z szerokim uśmiechem - mi również. Spojrzała na Hayley i widziała irytację na jej twarzy. Zignorowała ją i postanowiła zagadać jakoś Gab. - Czym się interesujesz ? - zapytała szczerząc się.
- Czym się interesuję? Sama nie wiem. Chyba obroną przed czarną magią. Lubię ten przedmiot, mimo zachowania nauczyciela. Chciałabym zostać aurorem - wyrzekła trochę od niechcenia. Czuła nadchodzące zmęczenie. Ale dodała jeszcze pytanie. - A czym ty się pasjonujesz, Christine?
Zaśmiała się cicho pod nosem, z jej ust dosyć śmiesznie to brzmiało. - Moi rodzice są aurorami. No tak... ja tam kocham transmutację... chociaż ostatnio coś zaczyna mnie wkurzać. Denerwuję się przy teorii, jest strasznie skomplikowana.