Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:00, w całości zmieniany 4 razy
- Krukoni i ślizgoni mieli i mają lepsze kontakty niż gryfoni i ślizgoni. Teraz jest dużo lepiej, sama nie wiem dlaczego. Pamiętam jak jeszcze niedawno wszystkie twarze zwrócone były w kierunku mnie i Randy'ego. Nawinęła na widelec makaron, wkładając go do ust. - Ja nie mam nic przeciwko temu. Łatwiej mi nawiązać kontakt z innymi domami niż ze Slytherinem. Usłyszała znajomy głos, jakby z lekką... kpiną? Bell mówi z kpiną? Coś jej nie pasowało. Podniosła wzrok ku sklepieniu Wielkiej Sali. Przymknęła oczy, wypuszczając głośno powietrze. Teraz błagała tylko o cierpliwość, aby nic nie zrobić tej krukonce z piątej klasy. Miała jej dość, a ta ciągle się pojawiała koło niej. Zero spokoju. Zero. - Tak, jesteś postrachem Hogwartu i to chyba ze względy an twoją głupotę - mruknęła. - Upiłaś się? To dlatego tak wyglądasz? - uśmiechnęła się perfidnie. Można sie z kogoś ponabijać. - Osobiście jej nie lubię. Podpadła mi - wytłumaczyła Aryi.
Arya: - Rozumiem - zachichotała, odstawiając pucharek. Rozważała przez chwilę słowa Andrei, skrobiąc paznokciem po stole. - Kim jest Randy? - spojrzała na Ślizgonkę, oczywiście bez zamiaru wtykania nosa w nie swoje sprawy. Ciekawość ludzka się objawiła, o!
- Dopiero co przyjechałaś? - spojrzała na Aryę szukając jakiś oznak podróży, może kufra? Ale nie, przecież skrzaty musiały zanieść go od razu do dormitorium. - Fajnie, ze Krukonka ostatnio ich mało. Skąd jesteś? - Kochana.. postrachem Hogwartu może i jestem, ale z głupotą to coś ci się chyba w główce poprzewracało - uśmiechnęła się do Andrei słodko. - Bo ja na twoje nieszczęście jestem Krukoną co oznacza, że muszę posiadać niezwykłą ilość wiedzy.
- Której nie potrafisz mądrze wykorzystać - powiedziała, nawet nie odwracając się w kiernku Bell. - Randy... Powiem Ci kiedy indziej - rzuciła znaczące spojrzenie na piątoklasistkę. - Dziwne, moja kochana Bell, że jakoś ta wiedza się w Tobie nie ujawnia. Chyba, że cofasz się w rozwoju.
Arya: - Tak, właśnie zaliczam debiut - uśmiechnęła się, ukazując dołeczki w policzkach. - Jestem z Francji, uczyłam się w Beauxbatons, ale moi rodzice - nie wiedząc czemu Arya skrzywiła się w grymasie niezadowolenia - postanowili przenieść mnie tutaj, do Hogwartu. Rozejrzała się po raz setny, chłonąc wyjątkową urokliwość tego miejsca. Skinęła porozumiewawczo do Andrei. Pojęła aluzję. - Na początku, gdy dowiedziałam się o ich decyzji, chciałam ich potraktować siekierą, ale doszłam do wniosku, że nie byłyby przyjemne dla mego ucha plotki, iż moi rodzice są "porąbani" - wywróciła teatralnie oczami, zaśmiewając się.
- Och, Randy! Nie krępuj się... każdy wie, że ze sobą chodzicie. Chociaz ostatnio coś wam nie idzie, prawda? Siedziałam z nim w Pokoju Wspólnym i ani słowem o tobie nie wspomniał - poklepała Andy po plecach, jakby pocieszająco. - Cóż... zaczynasz mieć zwidy, ale nie martw się kiedyś ci przejdzie. - Beauxbatons mówisz... na początku roku sporo osób się stamtąd przenosiło, odniosłam wrażenie, że są tam wyjątkowo złe warunki. Jednak teraz już nieco się uspokoiło. Ale widzę, że tobie się tam podobało... Zaśmiała się z uwagi Aryi. - I to dosłownie, chociaż wątpię czy przetrwali by to "porąbanie".
Parsknęła smiechem na wypowiedź Bell. - O tak, a Ciebie nikt nie chce na dziewcznę - warknęła. - Ale dlaczego? Przecież Taką piękną, inteligentną krukonkę powinien chceć mieć kżdy - powiedziała z ironią. Nie za bardzo miała ochotę rozmawiać w towarzystwie Bell. Jeszcze wymyśli sobie, że i jej powróży. Może z ręki? Prychneła.
Arya: - Przez kilka burzliwych dni, kiedy utworzyłam linię oporu przeciw mojej przeprowadzce miałam nadzieję, że nie przeżyją - uśmiechnęła się złowieszczo, obracając widelec w palcach. - Nie zauważyłam, aby warunki w Beauxbatons nie spełniały oczekiwań, chociaż słyszałam, że tutejsi profesorowie są bardziej wymagający - zmarszczyła lekko brwi. Jej to bynajmniej nie przeszkadzało, od dziecka wpajano jej nauki o wzniosłych celach i ambicjach. Tak, Ravenclaw też zobowiązywał. Słuchając przekomarzań dziewcząt, oparła brodę na dłoni.
- Spokojnie, mam jeszcze czas. Po prostu, jak na razie, poświęcam go na co innego... trzeba w końcu korzystać z życia póki można. Sięgnęła po stojącą obok szklankę i nalała sobie soku brzoskwiniowego. - Miło, że uważasz iż jestem piękna. I inteligenta... swoją drogą, zaprzeczasz temu co mówiłaś wcześniej - westchnęła nad głupotą Ślizgonki. - Co do Rany'ego - powróciła do tematu, jako że widziała jak bardzo Andrea chce go zmienić - mogę tobie wywróżyć.. waszą przyszłość. Chyba, że znowu stchórzysz tak jak Kazuo i Christine. - Dobrze, że jednak przetrwali - uśmiechnęła się do Aryi. - Wbrew pozorom rodzice czasem są przydatni... Mówisz, że tutaj nauczyciele są wymagający, ale ja właśnie słyszałam opinie, jakoby tam było bardzo ciężko.. to jednak nieprawda?
- Czy Ty zawsze jesteś taka natrętna? Nie dziwię się, że Christine ZOSTAWIŁA Cię i poszła razem z Kazuo gdzie indziej. Przynajmniej nie zrujnujesz im życia. Uśmiechnęła się milutko. - Och, jeśli chcesz grać taką głupią, proszę bardzo. Wypiła herbatę, którą nalała sobie do szklanki zanim do WS weszła Bell. - Skoro satysfakcję dla Ciebie będzie kiepska wróżba, proszę bardzo.
Arya: Podrapała się po głowie. W Beauxbatons ciężko? I to bardzo? - Generalnie.... wydaje mi się, że to nieprawda - zaczęła powoli. - Radziłam sobie bez większych problemów, nocy nie zarywałam... o samobójstwach i depresjach też nie słyszałam. A jakoś rozkręciły się takie tematy. Wzięła kolejny kęs zapiekanki, w duchu przyznając rację wszystkim, którzy chwalili tutejsze jedzenie. Przełknęła. - Tak, są przydatni, właściwie całkiem opłacalni - przyznała rację z pełną powagą.
- Myśl sobie jak chcesz - machnęła niedbale ręką. - z tego co pamiętam gdy usiłowałam razem z Viv przekonać Kazuo by łaskawie wypił swoją herbatę, wpatrywałaś się tępo w swój kieliszek. Zachowanie godne Ślizgonki. - Och! Zaskakujesz mnie, doprawdy - nie kłamała. Nawet nie pomyślała, że Andrea mogłaby się zgodzić na wróżenie. Wzięła od niej pusty już kubek z fusami na dnie. Przyglądała im się chwilę. - Nie do wiary... Wyobraź sobie, że fusy uważają naszą znajomość za wartą kontynuowania. Podobno nasz stosunki się polepszą - spojrzała na Ślizgonkę. Kształt mówił co mówił i mimo, że czasem się sprawdzało, nie wierzyła by kiedykolwiek się z nią zaprzyjaźniła. - No co ty! Nie mówię o czymś.. takim. Po prostu.. taka na przykład Emily opowiadała mi, że przeniosła się do Hogwartu między innymi dlatego, że tutaj miało być lepiej, łatwiej... - wyjaśniła Krukonce. - Cóż... przydają się przede wszystkim pod względem kieszonkowego i miejsca do mieszkania podczas wakacji.
- Fascynujące... - mruknęła. - Cóż tam dojrzałaś? Siebie? - pokiwała głową, nie wierzyła w żadne przepowiednie, więc i w tą też nie. - Na pewno kiedyś znajdziemy współny język - powiedziała lekceważąco. - Może zminimy temat? - zasugerowała. Rozmowa na temat szkół była dość... popularna? Niemalże wszyscy rozmawiali tylko na ten temat.
Arya: - Każda osoba ma własną skalę trudności, więc nie będę się kłócić. Obserwowała i słuchała wróżby, zastanawiając się ile prawdy może kryć się na dnie filiżanki. Do wróżbiarstwa podchodziła z dystansem, aczkolwiek gwiazdom wierzyła bezsprzecznie w każdej sytuacji. To chyba geny.
- Przyjrzyj się, może zobaczysz - podstawiła jej filiżankę pod nosem, tak że.. trudno było zobaczyć cokolwiek z tak małej odległości. Objęła Andreę po przyjacielsku. - O tak, kiedyś na pewno, ale jak chcesz możemy spróbować już teraz. - Nie.. nie mam zamiaru się kłócić, po prostu powtarzam co usłyszałam. Poza tym, Andrea ma rację - powiedziała niechętnie. - Zmieńmy temat na coś innego.
Popatrzyła na Aryę, z błaganiem w oczach. Niech ona coś wymyśli, bo Any nie wytrzyma z Bell, na dodatek zachowującej się w taki sposób. - Możemy zacząć i od teraz - przytaknęła Bell. - Już Cię lubię - uśmiechnęła się milusio.
Arya: Dokończyła posiłek i złożyła schludnie sztućce na boku talerza, odsuwając go odrobinę. Zgarnęła włosy na lewe ramię, szukając neutralnego tematu do rozmowy. - Okej, powiedziałam Wam skąd jestem, co mnie tu sprowadziło. Teraz, jeśli pozwolicie, chciałabym dowiedzieć się czegoś o Was - rzekła z uśmiechem, przenosząc wzrok z Andrei na Bell i z powrotem. - Jesteście Brytyjkami? Andy, Twoje nazwisko ma bardziej.... śródziemnomorski wydźwięk - zwróciła się do Ślizgonki.
Andrea: - Jestem włoszką, tyle że tu się uczę. Rodzice zapisali mnie tu od pierwszej klasy. Moja siostra chodzi do szkoły do Włoch. Ogólnie tam mieszkamy - streściła. Udało jej się jakoś odsunąc od Bell i mogła kontynuować posiłek. Przyzwyczaiła się do Hogwartu i nie wiedziała, czy dałaby radę żyć normalnie w jakiejś innej szkole.
Arya: - Doprawdy? - uśmiechnęła się miło zaskoczona. - Każdego roku wyjeżdżam z rodzicami i braćmi w Dolomity. Uwielbiam wędrować szlakami u podnóży szczytów, a szczególnie Tre Cime di Lavaredo. Przygryzając wargę, wróciła myślami do wakacyjnych wspomnień - różnorodne formy skalne, wielogodzinne wspinaczki i wyjątkowy urok tych gór. - W górach nie ma granic, tam się szuka wolności - mruknęła chyba bardziej do siebie niż w kontekście rozmowy.
(...) Nie czuła się dobrze. Wyobcowanie i natrętne spojrzenia nie służą na korzyść zdrowia psychicznego. To nie moje miejsce... pomyślała, wiercąc się niespokojnie. Powoli podniosła się, oparła dłoń na stole sięgając po tosta, po czym zmierzyła do wyjścia, chowając się za kurtyną włosów.
Stanęła w miejscu, przekrzywiając lekko głowę. Odwróciła się na pięcie i zawróciła z uśmiechem. Gwacnęła z powrotem przy ślizgońskim stole, a co się przejmować będzie, o! Uśmiechnęła się promiennie do Andy, która - jak sądziła - złapała lekkiego zawiasa.
Uśmiechnęła się do Andy i znowu się do niej przysunęła. O tak, wiedziała jak bardzo jej się to nie podoba. - Ja jestem stąd.. mieszkam pod Londynem, w Hillingdon. Jeśli dużo czasu tutaj nie spędziłaś to raczej nie kojarzysz. - Twój angielski jest wyjątkowo dobry. Gdybyś nie powiedziała, chyba nie domyśliłabym się, że pochodzisz z Francji. Kiedy zaczęłaś się uczyć?
Arya: Uśmiechnęła się do Andy i znowu się do niej przysunęła. O tak, wiedziała jak bardzo jej się to nie podoba. - Ja jestem stąd.. mieszkam pod Londynem, w Hillingdon. Jeśli dużo czasu tutaj nie spędziłaś to raczej nie kojarzysz. - Twój angielski jest wyjątkowo dobry. Gdybyś nie powiedziała, chyba nie domyśliłabym się, że pochodzisz z Francji. Kiedy zaczęłaś się uczyć?
- Niemiecki? Nie przyppominaj mi... Tez sie kiedyś uczyłam... A umiem raptem kilka słów. Już francuski jest prostszy, ot co. Robiąc na przekór krukonce nie odsunęła się, pozwoliła robić Bell co chciała.
Arya: Zaśmiała się gardłowo, przypominając sobie próby wpojenia jej języka niemieckiego. - Czyli podzielasz mój ból - kiwnęła głową, uśmiechając się kątem ust. - Gdy próbuję sklecić coś po niemiecku, czuję jakbym brzmiała jak papier ścierny, a nie przywykłam do tego po melodyjnym francuskim i miękkim angielskim.
- To nie jest miejscowość tylko jedna z dzielnic... O, wiem! Kojarzysz gdzie jest King's Cross? On jest w innej dzielnicy, tuż obok Hillingdon. No, ale póki nie masz zamiaru mnie odwiedzać, chyba nie muszę ci dokładniej tłumaczyć... - Fajna rzecz uczyć się drugiego języka od urodzenia. Ja znam zaledwie jeszcze jeden a to i niezbyt dobrze.
Arya: - Najwyżej jeśli najdzie mnie ochota, by Cię nawiedzić w rodzinnym domu, zaopatrzę się w mapę - kiwnęła głową, uśmiechając się. - Jaki język masz na myśli? - zainteresowała się grzecznie, machając nogami pod stołem.
Silla: Weszłam do sali i z rozpędu skierowałam się do grupki dziewczyn siedzących niedaleko. - Hej, mogę dołączyć? - spytałam, uśmiechnęłam się do Bell , bo ją troch znałam. Zaciekawiła mnie druga dziewczyna, nie znałam jej jeszcze, ale co tam. Trzeba w końcu poznawać nowych ludzi.
Arya: Uśmiechnęła się przyjaźnie, wyciągając dłoń w kierunku Gryfonki, która właśnie się pojawiła. - Arya, miło mi - zdmuchnęła grzywkę z oczu, przypatrując się dziewczynie czekoladowymi oczyma.
Bell: - Hiszpański. Na pewno nie znam go perfekcyjnie ale jakoś się dogadam. Ludzie mówią, że jeśli zna się hiszpański i angielski można dogadać się niemal z całym światem, a skoro jeden z nich znam od zawsze... Spojrzała na Gryfonkę która właśnie podeszła. Zdawała się ją znać, mimo ze Bell dziewczyny nie kojarzyła. - Hej. Jasne, siadaj.
Popatrzyła nieprzytomnie na nowo przybyłą dziewczynę. - Cześć, Andy - powiedziała, nadal nie mogąc skojarzyć o czym teraz rozmawiają. Postanowiła zaczekać i przysłuchać się im, a wtrącić dopiero, kiedy będzie miała coś do powiedzenia.
Silla: - Sillia, to mogę? - nie czekając na odpowiedź usiadła obok Aryi. -O czym gadacie?- zapytałam, nałożyłam sobie bułkę na talerz, rozkroiłam ją i posmarowałam dżemem. Obróciłam się w stronę dziewczyn i zastanowiłam się o czym teraz myślą. Kiedy nic nie przyszło mi do głowy, dałam sobie spokój i przyjrzałam się lepiej Aryi.
Arya: - O predyspozycjach językowych i upodobaniach ich wydźwięku - pokiwała mądrze główką, po czym wybuchnęła śmiechem. Zmrużyła oczy i przypatrzyła się Gryfonce. - Masz genialne włosy, wiesz?
Silla: - Jakie poważne tematy- powiedziałam i uśmiechnęłam się gdy krukonka wybuchła śmiechem. Od razu wiedziałam że ją polubię. - A co do włosów to dzięki! Twoje też są śliczne. - uśmiechnęłam się. - Macie na myśli jakieś specjalne języki?
Arya: - Moje włosy... nijakie - wzruszyła ramionami, okręcając pierścionek wokół palca. Przyacciowała sobie pucharek soku dyniowego. - Mamy.. a przynajmniej ja mam... na myśli języki z którymi miałam styczność w życiu.
Andrea: Sięgnęła po kubek, aby nalać sobie herbaty. Moze powinna wyjść? Była całkowicie zignorowana przez resztę osób w Wielkiej Sali. Powoli piła ciepły napój. Okropnie się nudziła, a nuda jest jedną z rzeczy, których nie lubi.
Silla: - A z jakimi językami miałaś styczność? - uśmiechnęłam się dziewczyna nigdy nie mówi w prost, w każdym razie tak na razie się wydaje. -Ja coś tam umiem z hiszpańskiego, ale niewiele. No i umiem po angielsku... Ugryzłam bułkę i popatrzyłam na dziewczyny oczekując na odpowiedź.
Arya: Zauważyła, że na twarzy Andy odmalowała się jakaś... niechęć? Przejęła inicjatywę. - Andreo droga. Czy mogę prosić Cię o pomoc w ułożeniu planu zajęć? - Zagadnęła nieśmiało. - Wiesz z autopsji co się święci na poszczególnych przedmiotach i byłabym wdzięczna, jeśli zechciałabyś podzielić się doświadczeniem. Uśmiechnęła się przymilnie, oczywiście bez przesady, po czym zwróciła się do Gryfonki. - Znam ojczysty język - francuski, oczywiście angielski i podstawy niemieckiego.
Andrea: - Plan zajęć? - zapytała. Po raz kolejny odcieła się od tego, co dzieje się w WS. - Jasne, ale ja chodze tylko na niektóre przedmioty, więc tylko z nich Ci pomogę. Na reszcie przedmiotów nie wiem jak jest. Podpytaj innych. Znów zaczęła przysłuchiwac się rozmowie dziewczyn. Brakowało tu tylko jakieś puchonki, a byłyby tu przedstawicielki wszystkich, czterech domów.
Arya: - Więc... - podjęła znów - na jakie zajęcia chodzisz? Które Cię satysfakcjonują na tyle, by polecić je żądnej wiedzy Krukonce? - Parsknęła śmiechem, wodząc palcem po krawędzi pucharka. Żywiła głęboką sympatię do Ślizgonki, mimo krótkiego czasu ich znajomości.
Andrea: - Czy to przesłuchanie? - zażartowała. - A więc tak. ja, Andrea Amore, oświadczam, że chodzę na transmutację, z której jestem zadowolona i bardzo gorąco ja polecam, na numerologię, której nie rozumiem, ale musze chodzić, na eliksiry, uwielbiam ten przedmiot, polecam, na zaklęcia i OPCM, oba są godne uczęszczania - powiedziała, aby po chwili wybuchnąć śmiechem.
Uśmiechnęła się i uparła o Andreę. - O ta, jeszcze koniecznie zapisz się na Wróżbiarstwo, każdy Krukon powinien przecież umieć przepowiadać przyszłość i takie tam. Ty, Andreo, też świetnie byś się nadawała - ziewnęła, nawet nie zatykając buzi dłonią. Która to była godzina? Nadal się nie dowidziała, a siedziały tutaj już jakiś czas.
Arya: - Transmutacja... może dołączę nieco później, nie interesuje mnie aż tak - uśmiechnęła się, siadając wygodniej. Po chwili znów podjęła wątek - Numerologia, hmm... przemyślę. Pokiwała głową w zamyśleniu, upijając łyk soku. - Podejmę wyzwanie i zapiszę się również na eliksiry, skoro tak gorąco polecasz. OPCM koniecznie, wypadałoby również poszerzyć zasób zaklęć, więc zajęcia się przydadzą, o tak. Bell, widzę, że kręci Cię to wróżbiarstwo, aby dowiedzieć się dlaczego, chętnie się zapiszę.. No, to tę część rozpoczęcia nauki ma już za sobą. Zadowolona i usatysfakcjonowana powiodła wzrokiem po Wielkiej Sali, przyglądając się uczniom.
- Wróżbiarstwo? Żartujesz sobie? Jeszcze mi tego brakuje, abym słuchała tych bzetów o przyszłości. To ja, a nie żadna wróżbitka, decyduję co się wydarzy. Żadna przepowiednia nie będzie mną rządziła - żachnęła się. - Wystarczy, ze ktoś usłyszy, że umrze i od razu panikuje i wszędzie szuka śmierci - pokiwała z dezaprobatą głową. - Brednie. To ja jestem panem swojego życia. - Tylko nie zniechęć się do OPCM po jednej lekcji. Da sęe wytrzymać, kiedy poznasz Selivian'a. Przeciągnęła się, przy okazji dyskretnie ziewając. Spojrzała po stole. Może by i coś przekąsiła, ale co?
Andrea:
- Nic takiego nie powiedziałam. Po prostu wyraziłam swoja opinie na temat owego przedmioty. To nie jest magia, to jest coś bardziej mugolskiego. Magia to zaklęcia, ziołolecznictwo, eliksiry, po co wymyślanie sobie historii? Trzymaną w dłoni łyżeczkę, włożyła do kubka z herbatą i zaczęła nią mieszać, patrząc zamyślona w wirujący napój. - Nasza przyszłość może zmienić się w każdej chwili, więc po co wierzyć, ze można ją przewidzieć? - zapytała, marszcząc czoło.
Arya: - Teoretyzując do niczego nie dojdę - kiwnęła lekko głową. - Uważam, że zawsze warto spróbować i, jeśli mi się nie spodoba, wtedy poddam przedmiot krytyce. Wbiła wzrok w odległą linię horyzontu za oknem, odrzucając z brzękiem łyżeczkę. - Być może gra okaże się warta zachodu, może jakimś cudem poczuję dreszczyk emocji, zaglądając na dno filiżanki po herbacie - parsknęła śmiechem, w rzeczywistości podejrzewając, że to mało prawdopodobne. - A jeśli nie, zrezygnuję. Proste. Wzruszyła ramionami, sięgając po zielone jabłko. - Ale oczywiście szanuję Twoją opinię.
Andrea: Nic nie powiedziała. Nie miała co. Jak ma przekonać krukonkę, ze jakiś przedmiot nie jest godzien uwagi? Ona przecież ceni sobie każdą wiedzę. Spojrzała na Bell. Co ona tak nagle zamilkła?- Czy ona sie od nas odcięła? - odezwała się do Aryi, wskazując na drugą krukonkę.
Arya: Zmarszczyła niepewnie brwi, spoglądając w kierunku Bell. Machnęła jej ręką przed oczami i nie doczekawszy się reakcji, wzruszyła ramionami. - Oddycha, więc żyje. To najważniejsze - zaśmiała się cicho. Przeanalizowała w głowie wcześniejsze słowa Ślizgonki. - Andrea... A dlaczego właściwie musisz chodzić na numerologię? - postukała palcami o blat stołu, przygryzając lekko wargę i przypatrując się dziewczynie.
Andrea: - Ciekawe co by było, jakby umarła. Ja bym jej raczej nie żałowała. Nie mając gdzie podziać rąk, zaczęła się nimi bawić. Oparła łokcie na stole i zaczęła wyginać palce. - Rodzice - mruknęła w odpowiedzi. - Uparli się, ze bez tego przedmiotu nie wyjdę na 'ludzi'. Że abym miała dobrą pracę, to numerologia jest bardzo potrzebna, pomimo że nie jest jakaś na prawdę magiczna. To nie był mój wybór. Jeśli jednak nie będę sobie radziła, wypisuję się. Nawet, jeżeli miałabym zrobić im to na złość. Zrobiła pauzę, wypatrując, czy w Wielkiej Sali jest ktoś znajomy. - Chcieli, abym poszła na runy. Ku mojej radości nie ma nauczyciela. Odetchnęła głęboko, aby uśmiechnąć się tryumfalnie. - Teraz mogę postawić na swoim. Przez rok za dużo się nie nauczę, więc już nie będą mnie zmuszać.
- Wszystko słyszałam! - spojrzała prosto na Ślizgonkę, która właśnie opowiadała jacy jej rodzice są niedobrzy. - Sprawdzałam jak zareagujecie... - Mówisz, że Numerologia nie jest magiczna... może to i prawda, bo sama na nią nie chodzę, ale na pewno nie umywa się do Wróżbiarstwa. Jak wytłumaczysz, ze ty;e przepowiedni się sprawdza?
Arya: - Witamy wśród żywych - zażartowała, mrugając do Bell. Zerknęła na Andreę, przysłuchując się ich rozmowie. - Ach, znów ci rodzice! - wzniosła oczy ku sklepieniu, kręcąc głową. - Dlaczego zawsze ich decyzje muszą być istotniejsze... - mruknęła raczej retorycznie. To oczywiste, że z racji swojej wyższości i władzy sprawowanej nad pociechą, więcej im wolno. W jej duszy gdzieś głęboko tkwiło ziarno buntu. Tak nie może być. - Runy.. - skrzywiła się. - To dopiero czarna magia! - Parsknęła śmiechem.
- Bell, a może dlatego, że nasza przyszłość nie jest pewna? A to, że się spełniają, to wszystko przez to, że je znamy i nawet nieświadomie dążymy do tego, aby się spełniły - mruknęła zdenerwowana. - Myślałam, że jesteś mądrzejsza. Na pewno o wiele lepiej rozmawiało jej się z drugą krukonką. Zachowywała się bardziej normalnie. - Rodzice zachowują się jak rozkapryszone dzieci. Muszą postawić na swoim... Niezłe porównanie - zaśmiała się. - Chociaż obie te dziedziny nie są dla mnie obce.
Arya: Nieco się pogubiła. - Ale które właściwie dziedziny? - zaśmiała się nerwowo, targając grzywkę. - Czarna magia i runy, a może miałaś na myśli rozkapryszone dzieci i... rolę rodziców? A może... i to i to? - no, teraz to już się zupełnie pogubiła. Nawijała bez ładu i składu, a to na pewno nie wpływa pozytywnie na pierwsze wrażenie. Mruknęła coś równie bezsensownego pod nosem i aby się uciszyć, pospiesznie wgryzła się w zielone jabłko, po które wcześniej sięgnęła.
- Może i tak, ale nie powiesz, że Wróżby nie mają żadnego wpływu na nasze życie. Szczególne, gdy przewiduje się co zrobi ktoś kogo prawie się nie zna - już ją to męczyło. W ogóle to, że każdemu musiała od początku wszystko wyjaśniać. Przysłuchiwała się jak dziewczyny gadają o rodzicach. Cóż, ona nigdy nie miała od matki jakiś większych ograniczeń... i dobrze. - Nie rozumiem, Andreo, dlaczego nie możesz zrobić inaczej niż chcą twoi rodzice... Chyba nie wyrzucą cię z domu?
- Spokojnie Arya, nie praktykuję czarnej magii, ani nie jestem żadnym wcieleniem zła. To, że mnie to interesuje, to inna sprawa. A runy nie sa takie złe - wytłumaczyła. - Bell, zamilknij, albo zmień temat - warknęła. Miała dość rozmowy o wróżbiarstwie. - Nie powinno obchodzić Cię to, co jest między mną, a rodzicami - dodała. - Mogłabyś powtórzyć, bo nic nie zrozumiałam? - zawróciła się do Aryi. Tak wszystko poplątała, że Andy na prawdę ledwo co wywnioskowała to, co krukonka chciała powiedzieć odnośnie czarnej magii.
Z chęcią zmieni temat, bo sama miała dość gadania z Wróżbiarstwie, szczególnie z kimś takim jak Andy. Ona po prostu nie rozumiała o czym mówiła. - Z przyjemnością. Właśnie dlatego pytam się o twoich rodziców. No, swojej przyszłej przyjaciółce wszystko możesz powiedzieć - uśmiechnęła się do Ślizgonki.
Arya: Podrapała się po głowie, przygryzając wargę i zastanawiając się czy jest w stanie wytłumaczyć to jeszcze raz, tylko tym razem może używając logiki. Nie, nie jest. - Andy, nie jestem w stanie teraz odpowiadać gramatycznie i w miarę zrozumiale - uśmiechnęła się krzywo. - Zignoruj to - dodała, machnąwszy ręką i powiodła wzrokiem po obecnych w WS.
- Nie wierze we wróżby - dodała, akcentując pierwsze słowo. - Zrozum to. Mogę spróbować się z Tobą zakolegować, ale nie wiem, czy wyjdzie z tego przyjaźń - pokręciła głową. - Nie musze Ci opowiadać o moich rodzicach. - Ayra, nie ma sprawy. Nie każę przecież. Właśnie do sali weszła grupka trzech puchonów, którzy usiedli przy ich stole. Widziała tam tego chłopaka z transmutacji. Mimowolnie zaczęła się śmiać.
Zrobiła smutną minę, ciągle patrząc na Andreę. - Nie rozumiem dlaczego od razu tak to przekreślasz. Jeśli będziesz podchodziła w taki negatywny sposób, to na pewno się nie uda... - zaczęła obracać w dłoniach pustą szklankę. - Opowieść o rodzicach byłaby świetnym początkiem.
- To nie przypominaj mi o wróżbie - skwitowała. - Jeżeli tak bardzo zależy Ci na tej przyjaźnie ze mną, to może zaczniesz opowiadać? jakbyś nie zauważyła, jestem dość zamknięta w sobie, szczególnie przed niektórymi. Zrobiła sobie jeszcze jakąś kanapkę. Siedziały tu na prawdę długo, a ta rozmowa jakoś nie chciała się skończyć.
Arya: Bębniąc palcami o blat, siedziała na miejscu i obserwowała otoczenie. Zwracała uwagę na wchodzących i opuszczających Wielką Salę, zastanawiając się jak długo właściwie tu siedzą. Przysłuchiwała się słownym potyczkom dziewcząt, nie chcąc dolewać oliwy do ognia. Nie wiedząc co ze sobą począć, przymknęła oczy i pozwoliła myślom swobodnie krążyć wokół bardziej lub mniej błahych spraw.
- Wyobraź sobie, że nie zauważyłam - mruknęła tylko i zamilkła tak jak Andrea chciała. Oparła się na łokciach wzrokiem wodząc po Wielkiej Sali. Nawet nie zauważyła kiedy aż tyle osób przyszło. Popatrzyła się na Aryę, która już od jakiegoś czasu siedziała cicho. No tak.. przy takich dwóch ciągle się kłócących... mimowolnie się uśmiechnęła.