Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:00, w całości zmieniany 4 razy
- Ciekawe, jaką minę będzie miał dyrektor - powiedziała Hayley między salwami śmiechu. - Biedny chłopczyk... - zaśmiała się jeszcze kilka razy i otarła z oka łzę rozbawienia. - To co, kogo teraz wkręcamy?
Zaśmiała się jeszcze głośniej, przez to parę głów odwróciło się w jej stronę. - Przestań, bo pęknę.. - zwróciła się do Hayls. Wzięła głęboki oddech i uspokoiła się. - Nie mam pojęcia.
- Tiaa.. to może być dobre. - uśmiechnęła się. - Och, wiem. Dajmy mu wskazówki, że jego przyjaciel czeka na niego w lochach. Wyobrażasz sobie minę Ślizgonów, jak zobaczą go na ich rewirze? - zaśmiała się.
- Dobra - Hayley uśmiechnęła się i skinęła głową. Już po chwili szukała przy stole krukonów celu. Przymrużyła oczy, co nadało jej wygląd drapieżnika na polowaniu. - Tamten - powiedziała wskazując jakiegoś chudego chłopczyka wyglądającego na oderwanego od rzeczywistości.
Hayley mało nie wybuchnęła śmiechem, widząc co wyczynia puchonka. Opanowała się jednak i dopiero wtedy usiadła obok niej. - Tak, bardzo ważną sprawę - powiedziała uśmiechając się słodko.
- Moja koleżanka opowie Ci, o co dokładniej chodzi. - powiedziała, uśmiechając się uroczo do chłopaka, który była wyraźnie zauroczony i przeniósł wzrok na Gryfonkę, puszczając jej oczko.
- Taak. - Hayley, wciąż z szerokim uśmiechem popatrzyła kątem oka na Ivette, zastanawiając się, co ma powiedzieć. - Więc, jak już wspomniałam, to bardzo ważne - powiedziała, trzepocząc rzęsami. - Mamy ci coś przekazać.
- Tak. Otóż, Twój przyjaciel czeka na Ciebie w lochach. Z niecierpliwością czeka. - powiedziała wręcz konspiracyjnym szeptem, uśmiechając się do skołowanego krukona czarująco.
- I ma do ciebie ważną sprawę. - Hayley rozejrzała się na boki, po czym pochyliła w stronę chłopca. - Chyba chodzi o jakąś dziewczynę - szepnęła, kiwając energicznie głową. Puściła mu oczko z pięknym uśmiechem.
- Dokładnie, więc na Twoim miejscu udałabym się tak jak najprędzej. - dodała z uśmiechem. Chłopak błyskawicznie zerwał się z krzesła i wybiegł z Sali dopiero za drugim razem. Za pierwszym uderzył w drzwi. Iv roześmiała się.
Hayley wybuchnęła śmiechem, tak, że aż spadła z ławki. - Ała! - krzyknęła, dalej się śmiejąc. Przetoczyła się na brzuch. - O matko, brzuch mnie boli ze śmiechu - wydusiła z siebie.
Widząc jej reakcję, zaczęła się śmiać jeszcze bardziej. - Już nie mogęęę.... - powiedziała przez łzy, kładąc głowę na stole. Aż trzęsła się za śmiechu.
Hayley podparła się na podłodze i zaczęła ślamazarnie podnosić, a z jej ust co chwile wypływał stłumiony chichot. - O ja pierdzielę - powiedziała, ocierając łzy. Usiadła na ławce i zgarnęła ze stołu ciastko.
Zaśmiała się, słysząc jej słowa. - To chyba Twoje towarzystwo tak na mnie wpłynęło. - skwitowała z rozbawieniem po czym również sięgnęła po ciastko. Czekoladowe.
- Ja na wszystkich mam zbawienny wpływa - powiedziała, szczerząc się, Hayley. Wpakowała ciastko do ust i przełknęła je szybko. - Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Kto by pomyślał, że pierwszoroczniacy są aż tak naiwni?
Zaśmiała się pogodnie. - No cóż, taki już ich los. - skwitowała niewinnie po czym napiła się soku ze szklanki. - Ha, chciałabyś mieć zbawienny wpływ. - pokazała jej język.
- Z każdym rokiem przychodzą głupsi. Ja bym się nie nabrała - powiedziała z przekonaniem Hayley. - Od razu bym się poznała, że ściemniasz! - Zaśmiała się i sięgnęła po dzbanek z kawą.
- Tiaa, jasne. - powiedziała z przekąsem, śmiejąc się. - Mam już wprawę w robieniu takich numerów. Po prostu poker face. - dodała z rozbawieniem po czym ponownie napiła się soku.
- To był mój pierwszy raz, a i tak byłam lepsza! - Powiedziała Hayley wywracając oczami i odgarniając nieistniejące włosy z czoła. W rzeczywistości wszystkie były spięte w koński ogon. - Bo liczy się talent!
- Nie dziwię im się, tak dziko się śmiałaś, to pouciekali - powiedziała z rozbawieniem Hayley. Nalała sobie kawy i upiła jej łyk, grzejąc palce od ścianek kubka. - Znowu robi się nudno. Co porobimy?
- Oczywiście, że tak. Mój śmiech wzbudza grozę. - zaśmiała się krótko po czym ziewnęła. - Nie wiem, wyczerpały mi się pomysły. Chcę po prostu spać. - przyznała z rozbawieniem. W końcu pociągnęła Hayls za rękę i wyszły z WS.
(...) Andrea: - Wspomniałam juz, ze jestem w Hogwarcie szósty rok, czyli mam szesnaście lat- powiedziała z lekkim rozbawieniem. - A Ty? Sama nie wiedziała, co by zjadła. Może... spaghetti. Tak. Nałożyła sobie na talerz tej pysznej potrawy. Zajadała ją ze smakiem. - Można powiedzieć że dobrze, chociaż to trochę dziwne. Widzisz ich wszystkich? Ru nie ma żadnego porządku. Ślizgoni zadają się z Gryfonami, nawet razem siedzą przy jednym stole. Jej to było nawet na rękę. Miała przecież chłopaka w innym domu. - Nie martw się tymi wszystkimi spojrzeniami. Patrzą się, bo się dziwią, chociaż sami robią mnóstwo podobnie dziwnych rzeczy.
Arya: Stuknęła się lekko w czoło, karcąc się w duchu za sklerozę. - Racja, wspominałaś. Ja natomiast mam siedemnaście lat - kiwnęła głową, dziobiąc widelcem w talerzu. - Ślizgoni z Gryfonami... - mruknęła - tak, to rzeczywiście osobliwe. Aczkolwiek mi zupełnie nie przeszkadza. Omiotła po raz kolejny spojrzeniem Wielką Salę, tym razem przyglądając się osobom z różnych domów, siedzącym razem. - Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - stwierdziła, napiwszy się soku. - Najlepszy przykładem jestem... ja. Dziwię się tej przyjaznej współpracy między domami, a sama siedzę tu z Tobą i wcinam zapiekankę - zaśmiała się, kręcąc głową.
Bell weszła do Wielkiej Sali z zamiarem zjedzenia czegoś. Zupełnie straciła dziś poczucie czasu więc nie wiedziała nawet czy będzie to śniadanie czy obiad... Już miała usiąść przy stole Krukonów, gdy nieopodal, przy stole obok zobaczyła jakże przez nią lubianą dziewczynę. Chodziło oczywiście o Andreę, która rozmawiała z, jak się dość szybko zorientowała, jakąś Krukonką. Bell miała taką wielką ochotę ją poirytować, że zrobiła jeszcze te kilka kroków i usiadła obok dziewczyn. - Witaj Andreo. Dlaczego tak uciekłaś z kuchni? Odniosłam wrażenie, że się mnie boisz... - O, a ty... nie widziałam cię dotychczas - zwróciła się, do Krukonki. - Jestem Bell.
Arya: Uśmiechnęła się niepewnie, wodząc palcem po krawędzi pucharka. - Arya, miło mi i... taak, jestem nowa. Upiła łyk soku, zerkając na dziewczyny, które najwyraźniej dobrze się znały.