Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Vivien uniosła brwi ze zdziwieniem, widząc reakcję chłopaka. Najpierw rozejrzała się dookoła, upewniając się, że to do niej. Odesłała mu całusa. Mimo wszystko czuła się zażenowana, że blondyn zauważył jej natarczywe spojrzenia. Chociaż- pomyślała sceptycznie- Jeśli zawsze tak się ubiera, powinien już się przyzwyczaić, że zwraca na siebie uwagę. Przysunęła się bliżej Bell i zaczęła pić herbatę.
Zadowolony uśmiechnął się do siebie, widząc reakcje dziewczyny. Uwielbiał być zauważany, uwielbiał wyglądać zupełnie inaczej, niż należało. Musi tylko ignorować tę większą część ludzi, którzy patrzą na niego zbyt negatywnie.
Westchnął, zamyślając się i niespiesznie pijąc herbatę.
- Och, Viv - spojrzała trochę zaskoczona na Krukonkę. Nawet nie zauważyła kiedy do niej podeszła. - Hanna... Zdaje się, że gdzieś poszła, nie wiem nawet gdzie, zamyśliłam się - przyznała, dobijając czekoladę. - Dość szybko wróciłaś, aż tak zimno było czy może coś innego cię tu przyciągnęło?
- Raczek odciągnęło- zaśmiała się Viv.- Musiałaś być faktycznie rozkojarzona, jeśli nie zauważyłaś jak wychodzi Hanna. Kto to jest?- powtórzyła Vivien, starając się nie patrzeć na chłopaka i nie wybuchnąć przy okazji śmiechem.- Zostajesz w Hogwarcie na święta?
Wchodziła do Wielkiej Sali, przeciągając się. Obudziła się wcześnie, a że nie mogła już zasnąć, postanowiła wstać. Jej włosy jak zwykle po zbyt późnym umyciu puszyły się, co na szczęście udało się jej trochę zniwelować. Czuła, że nie wygląda dzisiaj świetnie, co trochę ją dołowała. Jednak bez względu na to, jak wyglądała, żaden chłopak się nią interesował. Czasem się nad tym zastanawiała, ale nie przychodziła jej na myśl żadna odpowiedź. Widząc Krukonki, przywitała się z nimi. - Cześć. Jednak nie uzyskała odpowiedzi, co już jej nie ruszało. Przyzwyczaiła się do samotności. Domuślała się, że było to spowodowane jej długą nieobecnością w Hogwarcie. Usiadła przy stole Krukonów na swoim miejscu i zaczęła jeść kanapkę z kremem toffi. Spojrzała na stół Ślizgonów. I o mało co nie zadławiła się ze śmiechu. Rozśmieszył ją wygląd Narcissa. Szybko jednak opanowała się, z obawy, że Ślizgon zauważy jej dziwne zachowanie. Musiała przyznać - intrygował ją. Jednak wiedziała, że chcąc zostać aurorem, musi myśleć o nauce. Zjadła kanapkę i wzięła kubek ciepłej herbaty do ręki. "Tak, to jest to, czego potrzebuję." Myślała tak, popijając herbatę.
Jakże by mogło ujść uwadze Jego Pięknej Mości, że oto właśnie kolejna nowa osoba wręcz przyciągana przez siły wyższe wpatruje się w niego jak w obraz? Narciss uśmiechnął się kącikiem ust, jednocześnie obracajac niego głowę, by móc przyjrzeć się nowej uczennicy. Skoro ma teraz przerwę od Williama, który to zapewne poluje teraz na blondynki - phi! - może by tak zainteresował się owym jakże samotnym dziewczęciem? Wstał, podchodząc do stołu krukonów. Uśmiechnął się niewinnie, patrząc na nią. - Mógłbym się przysiąść, skoro nieszczęśliwie zostałaś tu sama?
Gabrielle zaskoczyła reakcja Ślizgona. Jednak nie dała tego po sobie poznać. Jako dobrze wychowana osoba, odwzajemniła uśmiech. - Oczywiście - dodała - poza tym, to, że byłam sama, wcale nieszczęściem nie było.
Spojrzał na nią krótko, jakby badawczo. Szybko jednak usiadł, przyglądając jej się z tajemniczym uśmiechem. - Jestem Narciss Aleksiejewicz Aładin, miło mi cię poznać. Pierwszy raz widzę cie wśród murów Hogwartu...
- Widać wśród tłumu jestem niezauważalna... - powiedziała z ironią. Pomyślała chwilę. - Tak naprawdę, to po prostu nie było mnie od początku roku, jestem tu od kilku dni. Poza tym nie mam zbyt wielu znajomych. Uch, nie przedstawiłam się. Gabrielle Lucy Papillon. Mi również jest miło cię poznać. Patrzyła na niego, czekając na jego odpowiedź.
- Tamto? - powędrowała za jej spojrzeniem. - Mnie się pytasz? Zagadaj do niego, tak będzie najłatwiej. Oparła głowę na stole, znowu z lekka przysypiając. - Tak. A ty?
- Cześć- rzuciła do dziewczyny, która przyszła.-Ja też- zwróciła się do Bell- Jeszcze tego brakuje, że będziesz spała kiedy ze mną rozmawiasz- wytknęła jej Viv i pacnęła ją przyjacielską po rudej głowie. Zobaczyła, że owy dziwny chłopak podszedł do ich stołu i gada z jakąś krukonką. Viv nigdy z nią nie rozmawiała, wiedziała, że ma na imię Gabierlle (w końcu były chyba w jednym roczniku!), ale nigdy nie miała okazji z nią rozmawiać. - Och, przestań. Jesteś prefektem, powinnaś znać wszystkich- powiedziała kpiąco do Bell.
Czekając na odpowiedź Narcissa, usłyszała odpowiedź Vivian. Ucieszyła się, bo ktoś ją rozpoznawał. Kątem oka zauważyła, jak Krukonka uderza po głowie sąsiadkę. Ledwo powstrzymywała śmiech, zakrywając usta ręką.
Vivien zauważyła jak druga krukonka prawie parsknęła śmiechem. Uśmiechnęła się do niej. Ponieważ blondyn siedział odwrócony do Gabrielle i tyłem do Viv, dziewczyna spojrzała na niego i zrobiła trochę zdumiona minę. Wiedziała, że krukonka zawsze siedziała cicho na lekcjach, jednocześnie zdobywając najlepsze oceny w klasie, Viv próbowała sobie przypomnieć czy widziała ją, żeby rozmawiała z jakimś chłopakiem.
Gabrielle zauważyła zachowanie Vivien, które wcale, a wcale jej nie zdziwiło. Zastanawiała się, o czym ona myśli. Nie mogła znaleźć odpowiedzi... Cżyżby o mnie?
[swoją drogą, Narciss chyba zamarł na chwilę] nie musisz informować wszystkich o oczywistym fakcie
Dopiero gdy Vivien przywitała się z kimś, Bell zauważyła, że rzeczywiście ktoś doszedł do ich stołu. Ach, następna Krukonka. Uśmiechnęła się do dziewczyny, choć nie byłą pewna czy ta ją zauważyła i wróciła do poprzedniej pozycji. - Jakiś czas temu, to ty prawie spałaś, więc mi teraz nie marudź. Co z tego, że jestem prefektem? To na pewno nie zobowiązuje, to znania każdego ucznia w Hogwarcie, tym bardziej, że tamten jest Ślizgonem.
Gabrielle zauważyła uśmiech prefektki. Zgadzała się ze jej słowami, w końcu to, że jest prefektem, nie znaczy, że ma znać wszytkich w szkole... ale większość i owszem...
- Zaledwie przysypiałam. A poza tym to co innego- swierdziła Viv.- Och ale z pewnością powinnaś znać większość. I to tak charakterystycznych. Na przykład- Vivien zerknęła w stronę obecnie milczącej dwójki, po czym pochyliła się w kierunku Bell.- Chyba kojarzysz Gabrielle Papillon z naszego rocznika. Nie wiem jak ty, ale ja mam nieodparte wrażenie, że nudzi ją rozmowa z kolegą i wciąż przysłuchuje się naszej rozmowie.
Gabrielle przysłuchiwała się rozmowie Krukonek. Nie mogła nic na to poradzić, była taka, że gdy tylko jej rozmówca nie odpowiadał na jej wypowiedzi, zajmowała się czym innym. Ot i cała filozofia.
Wieczorem, w Wielkiej Sali pojawiła się gromadka skrzatów domowych. Zaczęły się krzątać między stolikami i zmieniać dekoracje. Wśród ozdób świątecznych teraz zawisła jeszcze jemioła. No tak, w końcu w dzień balu przypadał także dzień pocałunku. W powietrzu zawisły okrągłe bańki, które wewnątrz miały małe świeczki, dające tego dnia jedyne światło w Wielkiej Sali. Przy stole nauczycielskim stał sporych rozmiarów gramofon, grający na całe pomieszczenie wesołą muzykę. Uczniowie z różnych roczników już po chwili wypełnili salę.
Viv rozejrzała się zdziwiona dookoła. - Hej czy ja o czymś nie wiem?- zapytała, spojrzała na gramofon i na wchodzących do sali uczniów- Bell czy dziś jest jakiś bal?- szczerze zdziwiła się krukonka.
- A no, jest... - spojrzała na wszystkie ozdoby, które nagle się pojawiły. - Zdaje się, że Bożonarodzeniowy, Świąteczny, czy jakoś tak. O, patrz nawet jemioła jest - spojrzała w górę. - A my jesteśmy tak odpowiednio ubrane...
- O matko Bell. Chodźmy się przebrać!- powiedziała Vivien. Wstała szybko od stołu i zaczęła ciągnąć rudą w stronę drzwi- Nie pójdę przecież na bal w trampkach, a ty w szacie szkolnej!- oznajmiła.
Gdy wybiła dziewiętnasta Effie wybrała się na imprezę do Wielkiej Sali. Wcześniej tylko ubrała się w bordową sukienkę kończącą się przed kolanami. Włosy miała zwyczajnie rozpuszczone, choć wyjątkowo nie ubrała jednego ze swoich kapeluszy. Na rękach natomiast miała kilka bransoletek, które delikatnie pobrzękiwały. Weszła do Wielkiej Sali rozglądając się w koło. Ludzi zdecydowanie nie brakowało. Podeszła do stolika gdzie ujrzała piwo kremowe, choć pomyślała, że napiłaby się Ognistej. Otworzyła butelkę i upiła nieco piwa obserwując bacznie innych uczniów.
Gabrielle nie miała zbytnio ochoty na Bal. W końcu, jak to bywało wcześniej, nie miała partnera. Jednak zmusiła się do przybycia. W końcu taka impreza zdarza się raz na rok. Ubrana w niebieską sukienkę za kolano, czarny sweterek i czarne czółenka weszła na salę. Na jej dekolcie ładnie układał się srebrny lańcuszek z pierwszą literą jej imienia. W uszach zawieszone miała również srerbne, dość długie kolczyki. NA pierwszy rzut oka nie zauważyła nikogo znajomego.
Dziś impreza! Cass nie potrafiła ukryć podekscytowania. Długo zastanawiała się, w co ma się ubrać. Przekopała tysiące ubrań, żadne z nich jak zwykle jej nie pasowało. Ta za duży dekolt, ta dziwne marszczenie... Jednak tylko jeden strój przykuł jej uwagę, klasyczna mała czarna. Weszła do Wielkiej Sali, kręcąc lekko biodrami. Postanowiła usiąść przy stole i poczekać, aż zjawią się jacyś znajomi, wtedy dopiero zacznie się porządnie bawić.
Hanna z lekkim grymasem na twarzy weszła do wielkiej sali. Owszem uwielbiała bale, ale stroje wieczorowe była koszmarem. Włożyła na siebie zwiewną sukienkę koloru lekkiego błękitu, która kończyła się nad kolanami rudowłosej. Usiadła przy stole sama i rozglądała się po sali.