Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia 6/9/2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
Narciss spojrzał na Vanesse, która wydała mu się niezwykle skąpa w słowach. Uśmiechnął się do niej, pomimo tego. - Moja godność Narciss Aleksiejewicz Aładin, drogie panie – podobnie jak i w przypadku Rosalind, ucałował dłonie Vanessy i Cass. Ach, uwielbiał to. Te teatralne maniery. Na pewno nie są ani trochę śmieszne.
Jednak informacja, że William również pali… To smutna wieść. Z pewnością będzie musiał mu wyjaśnić, co takiego mogłoby się stać gdyby… gdyby co? Ten plan jest chyba niedopracowany. - Effie, och, moja dusza płacze. Czy tutaj nauczyciele udają, że nie widzą, choć przed nimi mury dymu?
Spojrzał na Rosalind uśmiechając się, choć w jego jasnych oczach kryła się niepewność. - Nie, ja po prostu... To znaczy, tylko się dziwię.
- Tutejsi nauczyciele póki co nie zauważają tych chmur, gdyż nie patrolują wszystkich miejsc. Ale tak jak mówiłam, Alex już stracił trochę punktów za palenie - powiedziała ponownie przypominając sobie tą okropnie wyglądającą obecnie punktację.
Rosalind: Maniery Narcissa były wręcz ujmujące. Ciekawe ilu już ludzi nimi oczarował. Ledwie zauważalnie uniosła brwi do góry, słysząc jego słowa. Wyjęła z ust papierosa i niby od niechcenia przesunęła nim prawie pod nosem Ślizgona. - Bo wiesz... - zaczęła niewinnie. - ...jeśli tak, mogę nie palić... - zgasiła papierosa, po czym podniosła wzrok. - ...w Twojej obecności. - dokończyła.
Skinął głową, patrząc smutno na Effie. - Tak... nasze punkty... Doprawdy przygnębiające. Jak śmiem przypuszczać, zapewne Alex nie wziął sobie do serce tejże utraty, prawda?
Pochłonięty słowami w kierunku Effie nie zauważył nawet, do czego zmierza Rosalind. - Och! - Zaskoczony niemal cofnął się w tył, przysłaniając usta dłonią. Dopiero po tym zrozumiał, cóż takiego zrobił. Niewybaczalnie, okropnie, jak-on-mógł tak... A przecież miał nie reagować! Zmarszczył lekko brwi, szybko prostując się i znów przybierając swoją Książęcą pozę. - Byłoby mi niezmiernie miło... - burknał nieco urażony.
Rosalind: Zmarszczyła brwi lekko. Nie takiej reakcji oczekiwała, więc nie ukrywała swojego zaskoczenia. Większość poznanych skrywała więcej tajemnic niżby się wydawało. - Postaram się zapamiętać. - powiedziała, po czym odwróciła się, słysząc komentarz nauczycielki. - Przecież nie palę! - pokazała jej puste dłonie. Rozejrzała się po prawie pustej sali. - I nikt nie je.
Narciss: Narciss zarumienił się lekko i spojrzał w stronę nauczycielki. - Och, proszę pani! To z pewnością piękno mojej osoby, które przyćmiło zmysły wszystkich tu zebranych... Przez to też musiało się pani wydawać! Ta oto tu szanowna i zawsze z prawem trzymająca Rosalind nie pali w miejscach publicznych! - spojrzał na nauczycielkę, obdarzając ją jednym z swoich cudownych uśmiechów. - A jeśli jej się zdarzyło kiedykolwiek, och, niech Slytherin się umiłuje... - zamruczał, po chwili zasłaniając usta, by nie było słychać jego dalszych słów. - ... Bo to nie pierwsza i nie ostatnia osoba.
Maurea: - Nic mi nie przyćmiło zmysłów drogi chłopcze i raczej nigdy się to nie stanie. - powiedziała. - Ale to miło z twojej strony, że bronisz koleżanki. Wiem, że nie tylko ona tu pali. I to chyba lepiej, że nie wiem kto jeszcze.
Narciss: Wydął wargi, najwyraźniej niezadowolony z odopowiedzi nauczycielki. Zaraz jednak znów się uśmiechnął i spojrzał spod rzęs na panią Murea Pavetta. - Och, tak. Ma pani wybitną rację, jestem wręcz pod wrażeniem! Chciałbym wręcz powiedzieć więcej, ale mi nie przystoi...
Rosalind: Pokiwała głową, nie przejmując się zbytnio słowami nauczycielki. Takie tam ble blanie... nasunęło jej się na myśl i uśmiechnęła się złośliwie pod nosem. Po komentarzu Narcissa stwierdziła, że chłopak w pełni zasługuje na swoje imię. - Dzięki, że mnie bronisz. - szepnęła do niego.
Narciss: Spojrzał chłodno na nauczycielkę. "Co znaczy niby, że nie działa?"
- Och, tak? - mruknął niezadowolony, odwracajac wzrok i zapatrując się znów na Williama. - Faktycznie, nie przypominam sobie, by działało na gady.
Rosalind: Powędrowała ponownie za wzrokiem chłopaka, nie rozumiejąc zbytnio o co chodzi tym razem. - Działało na gady? Jakie gady? - zapytała w końcu.
Narciss: Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko. - Och, nic, nic... Co dziś będziesz robić? - Odsunął od siebie szklankę, czym zajwyraźniej zakończył swoje jakże pokaźnych rozmiarów śniadanie.
Rosalind: Zamyśliła się na chwilę. Nawet o tym nie dumała wcześniej. Zawsze robiła wszystko spontanicznie. Wzruszyła ramionami. - Brak planów. - odpowiedziała. - A Ty co będziesz robił? - zapytała, widząc że wszyscy pozostali się "wyłączyli".
Narciss: - Również nie mam pomysłu, myślę jednak, że powinienem zaprzestać już tego bezproduktywnego lenistwa. - niechętnie spojrzał w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Tak, niestety, ale miał absolutną rację. Jego przerwa trwała zbyt długo. Miał wiele zaległości. - Chyba musiałbym iść do biblioteki...
Rosalind: Jakże Vanessa się myliła zazdroszcząc Lind nie wiadomo czego. Bo nie było tu miejsca na zazdrość. Bo i czego zazdrościć? Momentami wręcz komicznej teatralności? Robienie dobrej miny do złej gry? Czasem udawania kompletnej idiotki dla paru minut dobrej zabawy w miłym towarzystwie? Bez sensu... A jednak. - W sumie ani razu jeszcze nie byłam w bibliotece. - stwierdziła w końcu, zdziwiona własnym odkryciem.
Zdziwiła się trochę usłyszawszy słowa Rosalind. - Powinnaś więc się do niej wybrać. Wśród tych wszystkich książek można trafić niekiedy na bardzo ciekawe - powiedziała przypominając sobie książkę o eliksirach którą ostatnio przeczytała, a która była dość rzadkim okazem.
Rosalind: Pokiwała głową, nalewając sobie trochę kawy i upijając łyka. - W sumie nie wiem, jak to wyszło. Zawsze interesowałam się książkami, więc jest to dziwne, że jeszcze tam nie doszłam. - powiedziała. Może to była kwestia tego, że była zbyt zajęta? - W każdym razie, wypadałoby nadrobić zaległości. - zaśmiała się.
Narciss uśmiechnął się od razu szeroko. On też chętnie zajrzałby do biblioteki. Może nie w celu czysto naukowym ale... Hmmm... Słyszał coś o eliksirach miłosnych. - To może pójdziemy razem?
Rosalind: Uśmiechnęła się wdzięcznie. - Byłoby mi bardzo miło. Słyszałam, że biblioteka, jak wszystko w tym, zamku jest dosyć obszerna, nie chciałabym się tam zgubić. - powiedziała. Wizja jej, błąkającej się się pomiędzy długimi i wysokimi do sufitu regałami napawała ją zadowoleniem, ale i pewnym przerażeniem.
Narciss: Wstał niespiesznie, spoglądając na nią z czarującym uśmiechem. - Ależ moja droga, ze mną się nie zgubisz - spojrzał na Effie, po chwili lekko ciągając ją za kosmyk włosów. - A ty pójdziesz z nami, czy dołączysz później?
Zagryzła usta zastanowiwszy się nad tym czy ma coś do zrobienia, czy też może się wybrać od razu z nimi do biblioteki. - Właściwie to przejdę się z wami. Może akurat wpadnie mi w ręce coś wartego przeczytania - powiedziała leniwie wstając od stołu.
Rosalind: Wstała również, rozglądając się po sali. Wszyscy milczeli. Spojrzała na Narcissa rozbawionymi oczami. - Jakże bym śmiała w to wątpić, kochany. - rzekła z powagą, zastanawiając się, czy ktoś jeszcze dołączy.
Uśmiechnął się zadowolony. Och, jak on uwielbiał słyszeć takie miłe słowa! Przygładził koronkowy kołnierzyk, powoli idąc w stronę wyjścia z wielkiej sali. Spojrzał na Effie i Rosalind. - Co macie nadzieję znaleźć w bibliotece? - zapytał zaciekawiony, opierajac się jedną dłonią o biodro.
Rosalind: Podreptała za Narcissem w stronę wyjścia i Wielkich Schodów. - Ogółem, popatrzeć, co ciekawego tam mają. Może znajdę coś o Eliksirach albo jakąś księgę z Zaklęciami, których jeszcze nie znam? - rozmarzyła się, zrównując się ze Ślizgonami.
Narciss: Zerknał na nią, uśmiechając się kącikiem ust. Czyżby to zabrzmiało, jakby znała wszystkie zaklęcie? Och, to było zabawne. - Hmmm, a więc sądzisz, że nie ma czegoś, czego byś nie znała? Fascynujące...
Do Wielkiej Sali weszło około tuzina skrzatów domowych niosących ze sobą spore pudła. Postawili je na ziemi i otworzyli. Zaczęli wyciągać z nich przeróżne ozdoby świąteczne. Każdy z nich brał w ręce jakieś dekoracje i rozwieszał po sali. Po chwili wokół okien wisiały gałązki przystrojone małymi dzwoneczkami i kolorowymi bańkami. W kilku miejscach stały ozdobione na biało choinki wysokości uczniów. Natomiast na samym środku, za stołem nauczycielskim stała ogromnych rozmiarów choinka. Cała przystrojona była w kolorowe bańki. Niektóre ozdoby w postaci aniołków latały w okół choinki sypiąc biały puch, przypominający śnieg. Mniejsze bańki natomiast delikatnie migotały, niczym drobne światełka choinkowe. Gdy cała sala była już świątecznie przystrojona, skrzaty szybko opuściły pomieszczenie.
Razem z Hanną, Bell weszła do Wielkiej Sali. Usiadła przy stole Krukonów, najbliżej kominka jak to było możliwe i zachęciła Ślizgonkę gestem, żeby zrobiła to samo. Akurat niedaleko stał dzbanek z ciemnym, gorącym napojem. Bell nachyliła się nad nim i czując znajomy, przyjemny zapach nalała czekolady do kubka. Dopiero gdy opróżniła naczynie do połowy, zauważyła siedzącą nieco dalej Viv. Pomachała do niej, jednak ta chyba jej nie zauważyła. Wyglądała jakby miała zaraz zasnąć.
Nieśmiało usiadła przy stole krukonów. - Ślizgonka siedząca przy stole Ravenclawu to raczej nie codzienny widok. - Stwierdziła i sięgnęła po herbatę. Nalała gorącego napoju do szklanki i obiema rękoma złapała ją, tak aby jej dłonie się ogrzały.
- Oj tam, niecodzienny. Po prostu nie zwracasz dużej uwagi na przyjaźniących się uczniów z innych domów. Teraz jest to raczej normalne, gdy nie ma między nimi takich podziałów. Przynajmniej między Ravenclawem, a Slytherinem, bo słyszałam, że Ślizgoni nigdy nie przepadali za Gryfonami. Masz o tym własne zdanie? - spytała, trzymając w dłoniach gorący kubek.
- Osobiście nie mam nic do Gryfonów. Zresztą te wszystkie uprzedzenia są bezsensowne. Jeśli kogoś lubisz to chyba dom do którego należy lub jego pochodzenie nie ma znaczenia? - Powiedziała upijając łyk gorącej herbaty. - Żałuje tylko, że nie myślałam tak od pierwszej klasy.
Vivien podniosła głowę i zauważyła dwie rude dziewczyny siedzące przy stole krukonów. Uniosła lekko głowę i zaczęła się przesuwać w ich stronę. Kiedy udało jej się do nich doczołgać położyła głowę z powrotem na stole. - Cześć Bell...- powiedziała, ale musiała przerwać, gdyż zebrało jej się na potężne ziewnięcie- Hej Hanno. Nie przeszkadzam?
- Nie, co ty. - odpowiedziała Vivien, dopiero teraz miała okazję się jej dokładnie przyjrzeć. Hanna z zazdrością zerknęła na jej idealnie proste włosy o pięknym kolorze.
Viv rozejrzała się dookoła, ledwo otwierając oczy. Kiedy udało jej się zlokalizować kawę, nalała jej sobie do kubka. Zanim jednak się napiła, zdjęła bluzę i założyła ją na dobrą stronę, po czym zawiązała sznurówkę u niebieskiego trampka. Zauważyła wtedy (ledwo), że Hanna jej się przygląda. Uświadomiła sobie, że faktycznie nigdy nie mogła przyjrzeć się Ślizgonce z bliska. - O czym gadałyście- zapytała, ponownie ziewając.
- Cześć Viv... Rozmawiałyśmy właśnie o uprzedzeniach między domami i takich podobnych - wyjaśniła. - A tak w ogóle, właśnie wróciłyśmy z nad jeziora. Siedziałyśmy tam nawet nie wiem ja długo. Widzę, że ty funkcjonujesz jeszcze jakoś jedynie dzięki kawie. Czyżbyś dopiero wstała?
- Powinnaś napić się gorącej czekolady, pobudza lepiej niż kawa. - Stwierdziła przysuwając w jej stronę dzbanek z napojem, a sobie nalała sobie drugi kubek herbaty.
Vivien wypiła kubek czekolady, tak jak poradziła jej Hanna. - Nie wytrzymam- stwierdziła.- Idę na dwór... Chociaż jest strasznie zimno... Jak wam się znudzi siedzenie tutaj, przyjdźcie. Osowiałym krokiem wyszła z Wielkiej Sali.
- Jasne. Na razie i powodzenia. - mruknęła do odchodzącej dziewczyny. Spojrzała na Bell. - Nie wiem jak ty, ale ja już raczej nie mam ochoty na wyprawę na dwór. Strasznie zmarzłam. - stwierdziła.
- Nie... Zdecydowanie nie dzisiaj - pokręciła głową, nalewając sobie następną porcję gorącej czekolady do kubka. Musiałaby być kompletną wariatką, żeby od razu po powrocie znowu pchać się na dwór. - Ale jutro... czemu nie... Wygląda na to, że Vivien będzie musiała na nas trochę poczekać.
Niedziela... Co za piękny poranek! Leniwe płatki śniegu znów zdobią cały zamek. Cieszyła się, że w piwnicy nie musi oglądać, kiedy wzrasta mróz. Tam nawet nie czuła, iż jest poranek i wciąż jest ciemno. Dopiero gdy weszła do Wielkiej Sali poczuła wielkie znużenie oraz niewyspanie. Kiedy skończy się to przekleństwo? Choć pogoda wcale nie dodawała humoru, Cass jak zwykle była ubrana bardzo kolorowo i kobieco. Może to właśnie poprawiało jej nastrój? Spódnica lekko falowała przy krokach, które stawiała Cassie. Poranek uważała za piękny, bo nie mieli lekcji. Wczorajsza Obrona Przed Czarną Magią sprawiła w niej mieszane uczucia. To było naprawdę intrygujące, ale coś czuła, że jej przynależność do Hufflepuffu, sprawi, iż dom straci mnóstwo punktów. Surowy, wymagający i taki zgorzkniały! Spojrzała na stół nauczycieli i odetchnęła z ulgą. Czyżby nauczyciel nie jadał śniadań? Oj, niezdrowo. Podeszła wesołym krokiem do Puffu, witając się z niektórymi uczniami. A gdzie się podziali inni? Przecież od godziny był wielki hałas w Pokoju Wspólnym! Delikatną dłonią sięgnęła po kubek oraz dzbanek z "miłością jej życia". Aromat kawy musnął jej nozdrza, na co odpowiedziała cichym mruknięciem. Objęła kubek dłońmi i przysunęła go sobie do ust. Och, co ona zrobiłaby bez kawy lub mocnej herbaty? Nawet sok dyniowy mógł się przy nich schować! Rozkoszując się napojem, zaczęła się rozglądać po sali. Wciąż widziała bardzo mało znajomych, może poznała za mało osób? Odstawiła kubek na stół, szukając czegoś do jedzenia. Zdecydowanie miała ochotę na tosta.
Dokończyła pić swoją herbatę i wstała od stołu. - Lecę już, jestem trochę zmęczona. Chętnie się położę i w ogóle. - stwierdziła z uśmiechem. - Na razie ! - krzyknęła w stronę Bell i skierowała się w stronę wyjścia.
Więc kolejny dzień rozświetlił przyziemności życia.
Narciss westchnął cicho, wchodząc niespiesznie do Wielkiej Sali. Dzisiejszego ranka miał ochotę na dawkę teatralności jednakże w zupełnie innym kierunku, niż dotychczas. Wyjątkowo ubrany był na czarno. I równie kobieco. Czarne rurki obszywane koronką, gorset, długie, koronkowe rękawiczki, kosztowny naszyjnik. Nawet jego buty, choć nie były na wysokim obcasie (co Narciss uznał za przesadę), stukały o posadzkę z każdym krokiem. Jego blada cera przy czarnym ubiorze wyglądała jeszcze bardziej upiornie. Jakimś cudem równiez jego usta zdawały się być jeszcze bardziej czerwone, niż zwykle.
Skierował się do stołu Slytherinu, siadając i nalewajac sobie herbaty. Zupełnie nie wiedział, czym się dziś zająć. W dodatku prawie nikogo nie ma!
Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się po raz kolejny i ukazał się w nich William. Jak zwykle sprawiał wrażenie roztargnionego i lekko zaspanego, niespokojnym, błędnym wzrokiem przebiegł po prawie pustej sali. Zdusił w sobie chęć ziewnięcia, idąc wzdłuż jednego z czterech stołu. Nawet nie sprawdzał, którego. Nie dbał o to. Usiadł na pustym miejscu, sięgnął po szklankę z wodą i zaczął pić. Nie miał ochoty na nic, a w szczególności na jedzenie.
Vivien weszła ponownie do Wielkiej Sali. Przy stole krukonów siedziała już tylko Bell, Hanna gdzieś znikła. Skierowała się w jej stronę. Viv kichnęła głośno, zatrzymując się i zasłaniając usta puchatą rękawiczką. Kiedy ponownie skierowała się w stronę krukonki zauważyła przy stole ślizgonów chłopaka i dziewczynę, których do tej pory nie widziała. Jednak po chwili zorientowała się, że myli się. Siedziało tam dwóch chłopaków. Wytrzeszczyła oczy, na blondyna w śmiesznym stroju. Zaczęła mu się przyglądać, przez co o mały włos nie ominęła Bell. Usiadła obok niej, zdjęła rękawiczki i czapkę, po czym nalała sobie herbatę. - Wróciłam, gdzie Hanna?- mruknęła, wciąż zerkając na ślizgona.
Narciss spojrzał w stronę wejścia, widząc, że wchodzi kolejna osoba. Uśmiechnął się rozbawiony, widząc reakcje nieznanej mu dziewczyny. To zawsze go bawiło. Uśmiechnął się w jej kierunku słodko, po chwili popijając herbatę. Rozejrzał się po stole, zastanawiając się, czy powinien coś zjeść czy jednak nie...
Zerknął w stronę dziewczyny, która dopiero co przyszła. Znów na niego spojrzała! Uśmiechnął się, po chwili posyłając jej niewidzialnego całusa.