Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Salon z kuchnią

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyNie Gru 15 2019, 23:04;

First topic message reminder :


Salon z kuchnią





Ostatnio zmieniony przez Alexander D. Voralberg dnia Pon Lis 22 2021, 22:36, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptySro Wrz 30 2020, 23:38;

Jednopostówka / samonauka 3/5
Ćwiczenie zaklęcia cogitanti sonus


  Nie mógł wiecznie polegać na własnej sowie. Musiał się też jakoś normalnie poruszać, a videre animalis zdecydowanie go ograniczało, jeżeli chodziło o samo chodzenie. Co prawda miał jeszcze laskę, ale była całkowicie niewygodna, zdecydowanie zbyt długa i ciężka i choć nie miał problemu z używaniem jej to jednak musiał znaleźć jakiś prostszy sposób na poruszanie się chociażby po domu. Rozwiązanie przyszło dość szybko. Zwykle jeżeli człowiek usiądzie i zastanowi się nad tym, ile zaklęć może być pomocnych w takiej, a nie innej sytuacji to okazuje się, że jest ich całkiem sporo, a już z pewnością wystarczająco. Pomijając fakt, że nie było tego najważniejszego – tego, które przywróci mu wzrok.
  Choć znał swój dom na pamięć, to jednak poruszanie się po nim, mimo wszystko miał utrudnione. Jego wewnętrzny kompas potrafił zmylić go nie tyle co o metry, co o całą długość mieszkania, a wewnętrzne wrażenie nie pozwalało mu na doprecyzowanie tego, gdzie dokładnie stał. Owszem, z pomocą wtedy przychodziła Cass, ale z drugiej strony miał jeszcze jedno zaklęcie, które używane już od kilku dni pozwalało zrobić mu mapę domu, nauczyć się dźwięków i zorientować się gdzie co stoi, a to wszystko z pomocą używania na zmianę drugiego zaklęcia o którym sobie niedawno przypomniał. Ileż ta nauka miała zalet!
  Cogitanti sonus było proste, choć trzeba było długo ćwiczyć, aby dokładnie zrozumieć jak działało i używać go w większej ilości sytuacji, ba! przede wszystkim precyzyjniej. Stojąc więc na środku pomieszczenia rzucał je, raz za razem, choć w jednakowych odstępach i rytmie, doszukując się w co aktualnie trafił i gdzie stał. Dźwięk odbijanej iskierki był dość charakterystyczny, a używany na innych powierzchniach wyróżniał się na tyle wyjątkowo, że szło zrozumieć o od czego się odbijała. Tu fotel, drugi fotel… tam klawisz fortepianu. Naprawdę nie trzeba było wiele, aby zrozumieć, gdzie znajdowała się jego osoba. Niemniej wciąż nie potrafił prawidłowo ocenić odległości w jakiej się znajdował od danego przedmiotu często myląc się o całe centymetry, a nawet dziesiątki centymetrów. Cogitanti sonus. Pstryk. Czy to był stół? Cogitanti sonus. Okno. Cogitanti sonus. Uderzenie się w nogę o fotel zdecydowanie nie było w planie. Bolało niemiłosiernie.
  Używał go całkowicie bezróżdżkowo i niewerbalnie. Było zbyt proste jak na to, aby specjalnie dla niego poświęcać wyciąganie różdżki. Ale za to jakie niezawodne! Od zawsze był fanem używania najprostszych zaklęć w trudnych celach. Było to zaskakująco skuteczne, a i zadziwiające dla przeciwnika. I po co mu czarna magia, jak można komuś zrobić krzywdę na całą masę innych sposobów? Cogitanti sonus. Znów fotel. Stół. Stał pomiędzy nimi? Jak długo? Postąpił krok i drugi. Fotel, stół. Trzeci, czwarty. Fotel… cisza. Czyli był już bliżej kuchni. Fotel, cisza. Szósty siódmy – cisza, cisza. Zdecydowanie stał na środku salonu. Nie kojarzył innego miejsca, w którym byłoby tu tyle przestrzeni. Skręcił w prawo wystrzeliwując kolejne iskierki. Cisza, cisza, cisza, mebel. Kuchnia? Dość blisko. Wyciągnął rękę przed siebie w istocie dotykając opuszkami palców drewnianego, ciężkiego blatu. Delikatnie uśmiechnął się pod nosem. Cóż, chyba jego sposób działał. Przeszedł przez całą długość aneksu kuchennego i znów użył zaklęcia. O ile dobrze pamiętał, to ściana znajdowała się parę metrów przed nim i takie też wrażenie miał, kiedy iskierka odbiła się od pionowego budulca. Ruszył do przodu ryzykując, że uderzy, ale był przekonany, że była jeszcze dość dal- bum. Odbił się od niej co prawda lekko, ale jednak. No kto by pomyślał, że nie zna swojego domu. Z drugiej strony, jeżeli jakimś cudem wzrok odzyska, to będzie znał go jak nikt inny…


Ostatnio zmieniony przez Alexander D. Voralberg dnia Sro Wrz 30 2020, 23:52, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptySro Wrz 30 2020, 23:51;

Jednopostówka / samonauka 4/5
Ćwiczenie zaklęcia cogitanti sonus


  Piętro było trudniejsze. O ile lokalizacja schodów zajęła mu niewiele czasu, a wejście po nich – z przyzwyczajenia i pamięci – było bułką z masłem, to jednak znalezienie się na górze i zorientowanie w sytuacji już nie było takie proste. Nie użył zaklęcia od razu, najpierw uderzając w drewnianą framugę drzwi od… cogitanti sonus. Drewno. Armatura…. Łazienki, to jak widać szybko nauczył się, że jednak powinien póki co na nim całkowicie polegać. Pomieszczenie toalety było na tyle wąskie, że z poruszaniem się tam nie było najmniejszego problemu, niemniej używanie inkantacji po to, aby nie walnąć głową w drzwi było dość przydatne. Było jeszcze sporo nauki przed nim, a z racji że nie miał co robić, to zdawało się, że wkrótce pozna ten dom co do centymetra, a dźwięki zaklęcia rozpozna z niesamowitą precyzją – taka, jaka zadowoli go do tego, aby móc się poruszać po tym domu jak człowiek. Szczególnie, że iskierek i ich dźwięków nie widział i nie słyszał nikt inny.
  Cogitanti Sonus. Znów drzwi. Był w dziewięćdziesięciu procentach przekonany, że prowadziły do jego sypialni. Kilka kroków w przód i choć miał wrażenie, że przekroczył już próg to upewnił się, rzucając kolejny raz to samo zaklęcie. Niedługo wryje mu się tak w głowę, że będzie nim kończył zdanie niczym Kanadyjczycy ze swoim „eh?”. Ściana, cisza. Ściana, cisza. Cisza, cisza. Komoda, łóżko. Tak, zdecydowanie był w sypialni, ewentualnie Joshua z racji jego niewiedzy przestawił mu spanie do gabinetu. Uśmiechnął się mimo wszystko pod nosem, bo choćby go to niesamowicie wkurzyło, to i tak by mu to wybaczył. Ale nie, to zdecydowanie była jego sypialnia, a poznał to chociażby po tym, że była większa. W gabinecie już dawno by się o coś obtłukł. Ruszył w głąb pomieszczenia starając się utrzymać w linii prostej, aby nie zaryć nogą ponownie w jakiś mebel. Miał wrażenie, że jeżeli teraz spojrzałby – o ile mógłby – na swoje łydki, to byłyby całe posiniaczone. Zawsze mógł się podleczyć jakimś innym zaklęciem, ale to nie był odpowiedni moment na takie konwenanse. Cogitanti sonus. Ściana. Przed nim. Dość blisko… jak daleko mogła być? Na wyciągnięcie ręki? Nie mógł tego ot tak sprawdzić, najpierw musiał ocenić. Przełknął ślinę. Mniej. Wyciagnął dłoń i w istocie zanim ją rozprostował dotknął opuszkami palców chłodnej ściany. Mimowolnie się uśmiechnął. Szło mu coraz lepiej.
  Otworzył dłoń chłonąc zimno bijące z cegieł i na chwilę spoczął w bezruchu słysząc kołatanie swojego serca. Stresował się? Co jeśli w ogóle nie odzyska wzroku? Zacisnął zęby, w tym samym czasie odbijając się od ściany i od razu odwrócił się na powrót w kierunku drzwi. Nie. Perpetua dała mu nadzieję, że być może będzie dobrze. Ufał jej, więc postanowił się tego trzymać. Rzucił zaklęcie ponownie. Komoda, cisza, komoda, cisza, komoda, łóżko. Podszedł bliżej wygodnego mebla i ryzykując naprawdę wiele, bo w istocie nie oceniał zbyt szczegółowo jego położenia – bezwładnie rzucił się na miękką pościel, padając jak długim. Na szczęście trafił. Zanurzył twarz w poduszce, bo to był jeden z tych momentów, w których całkowicie z nagla miał dość. [eot]
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyCzw Paź 01 2020, 03:29;

[przed wydarzeniami w teatrze]

...Powinna była nie zwlekać i odwiedzić go już wcześniej. Powinna, ale... bała się? Gdzieś w jej podświadomości zagnieździła się myśl, że być może nie miał ochoty na jej towarzystwo. Myliła się? Wahała się zbyt długo, zanim dowiedziała się, co tak właściwie się stało. I wciąż nie miała jasnej odpowiedzi, wciąż nie była pewna tego, co ją czeka. Wiedziała, że jej potrzebuje i że pomoc z jej strony należała niemalże do jej obowiązków, choćby miała jedynie stać w oczekiwaniu, aż wyrzuci ją z mieszkania.
...Zjawiła się pod drzwiami wejściowymi bez zapowiedzi, bo... działała pod wpływem chwili, emocje znów wzięły górę. Niemalże rzuciła wszystko, by jak najszybciej dotrzeć do Doliny. To wręcz zabawne, a już na pewno mało mądre, bo przecież te kilka chwil nikogo by nie zbawiły. Był przecież bezpieczny, miał opiekę Joshuy, Profesor Whitehorn i zapewne kogoś jeszcze. A mimo to zdecydowała się na teleportację wprost spod teatru. I stała teraz na progu, z ręką zastygniętą w bezruchu tuż nad klamką i z niepokojem wymalowanym na twarzy. Twarzy, którą spowijała szarość spowodowana wieloma czynnikami, ale głównie tymi... teleportacyjnymi. Znów się wahała. Powinna go uprzedzić. Właściwie wciąż mogła to zrobić.
...Cofnęła rękę, by po chwili zanurzyć ją w kieszeni kurtki i wyciągnąć znań różdżkę. Wyczarowanie Patronusa poprzedzone było głębokim wdechem i bardzo powolnym wydechem. Wkrótce jednak srebrzysta wrona przeniknęła przez drzwi wejściowe, niosąc krótką (lecz wymowną) wiadomość:








Jestem.




...Wolała go nie zaskakiwać, nie aż tak. Dopiero po odczekaniu kilku minut, po policzeniu odgłosów wróbla z pobliskiego drzewa i po rozgrzaniu zmarzniętych od stresu dłoni - weszła do środka. Bez pukania i bez wyraźnego zaproszenia. Postawiła kilka ostrożnych kroków, zaskoczona tym, jaka cisza panuje w pomieszczeniu i jak głośne są jej obcasy.
- Alex? - czuła się tak, jakby eksplorowała miejsce zbrodni.
...Czy powinna się bać?
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyCzw Paź 01 2020, 23:04;

  Nie wiedział, co miał ze sobą robić. Pierwszych kilka dni spędzał głównie na odsypianiu kilkuset ostatnich nocy, kiedy to jego problemy ze snem nasilały się z każdym, kolejnym położeniem się do łóżka, co powodowało u niego przewlekłe zmęczenie. Co prawda i tak będąc nieprzytomnym, był w stałej czujności, jaka nie opuszczała go w zasadzie nigdy, niemniej nieporównywalnie bardziej się wysypiał. Cóż, kto by pomyślał, że ślepota zaradzi problemowi jego bezsenności. Swój udział miało w tym również użycie amuletu – choć co prawda kilka dni zajęło mu zrozumienie, do czego on w zasadzie służył, to w ostateczności odkrył, że dość pokaźnie wpływał na jego sny. Korzystał z niego więc, mogąc przynajmniej w marach sennych dostrzec wiele, różnych obrazów, tym bardziej że teraz w pełni mógł o nich decydować.
  Poza tym naprawdę niewiele robił. Wkrótce za pomocą zaklęć całkiem nieźle opanował rozmieszczenie swojego własnego domu bez widzenia go, niemniej w żadnym stopniu mu to nie pomagało – nie mógł czytać, pisać… w zasadzie niewiele mógł bez patrzenia na dane rzeczy. Nawet ćwiczenia inkantacji miał utrudnione, choć musiał przyznać sam przed sobą, że patronusa opanował już do poziomu eksperckiego. Co jakiś czas odwiedzał go Joshua i choć doceniał jego pomoc w ogarnięciu niektórych rzeczy, to do szewskiej pasji doprowadzał go fakt, że musiano się nim opiekować jak dzieckiem i nie mógł nawet normalnie zadać pracy domowej bez pomocy przyjaciela i podejrzeń absolutnie wszystkich. Miał jednak wrażenie, że i tak był na ustach wielu osób, w końcu nie na co dzień nauczyciel znika na dwa miesiące bez większych wyjaśnień.
  Dużo czasu spędzał też na dworze, po prostu, bez większego celu, pogrążając się we własnych myślach bądź ćwicząc. Basen okazywał się w tej kwestii niezawodny, stąd też i dziś najzwyczajniej w świecie w nim pływał, korzystając z ostatnich, ciepłych dni września… z drugiej strony, nawet jakby było chłodno, to niespecjalnie przejmowałby się tym faktem. I tak niewiele do roboty mu zostało. Nie widział po sobie w najmniejszym stopniu, że połączenie sportu i ograniczonego żywienia wychudzi go jeszcze bardziej, choć podejrzewał, że dezaprobujące cmokanie Walsha i Whitehorn na widok jego stanu oznaczało coś więcej niż nawet „weź się w garść i zacznij jeść jak człowiek”. Oczywiście miał to w głębokim poważaniu, pozwalając się powiększać nie tylko przestrzeni pod kośćmi policzkowymi, ale również sińcom pod oczami i zmniejszonej masie ciała.
  Koordynacji w basenie nauczył się już w sumie na pamięć. Po tylu przepłyniętych godzinach nie dało się nie pokonać go już w pełni prosto i mniej więcej zrozumieć po ilu metrach się kończy. Z zewnątrz wyglądał całkowicie jak normalnie widzący człowiek. Z drugiej strony twarz miał po wodą. Tak jak i całe ciało. Nie mógł więc dostrzec patronusa i choć usłyszał coś, co mogło przypominać głos, to tafla zmiękczała go na tyle, że uznał to za przywidzenie. Nic więc sobie z niego nie zrobił i na wzór poprzednich kilkudziesięciu minut pływał dalej.
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyPią Paź 02 2020, 00:25;

...Cisza.
...Odczekała kilka minut, ale nie usłyszała znajomego głosu ani jakiejkolwiek innej odpowiedzi. Trochę ją to zaskoczyło, ale przecież nie zamierzała tak łatwo się poddawać i wychodzić. Może było to wścibskie i nieuprzejme, jednak nie dbała o to. Cóż, czasami już taka była, każdy posiada jakieś wady, prawda? Schowała różdżkę w rękaw, aby w razie czego móc szybko po nią sięgnąć. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mówią. Wciąż nie wiedziała, co takiego się wydarzyło i dlaczego Alex stracił wzrok. Być może ktoś chciał wyrządzić mu krzywdę, być może coś mu zagrażało. Musiała być czujna, cisza nie zawsze oznaczała coś dobrego...
...Omiotła wzrokiem cały parter, od kuchni przez salon. Pusto. Ani żywej duszy. Może to i lepiej? Chyba nie zniosłaby więcej towarzystwa zjaw, już dosyć miała w Luizjanie. A więc piętro? Ostrożnie, niemalże na palcach weszła po schodach, czując, że krew w jej żyłach zaczyna gęstnieć i łapiąc się na tym, że wstrzymuje oddech. Co rusz upewniała się, że jest w stanie w oka mgnieniu dobyć różdżki, gdyby zaszła taka potrzeba. Gdy tylko znalazła się na górze, od razu weszła do sypialni, gdyż drzwi były uchylone. I z pewnością odetchnęłaby z ulgą, gdyby zobaczyła go śpiącego, ale... nie tym razem. W pokoju nie było nikogo. Ani Voralberga, ani duchów, nic. Coraz bardziej zaczynało ją to wszystko intrygować. Zapewne usłyszałby już jej kroki. Podobno przy utracie jednego zmysłu, wyostrzają się kolejne. A co mu zostało? No niewiele. Więc pewnie teraz był czujny jak pies pasterski. Albo jak nietoperz, bo psy i psidwaki mają jednak dobry węch... W łazience również go nie było. Nie musiała sprawdzać, wystarczyło wsłuchać się w... nicość. Żadnych odgłosów kąpieli. Ale jedno spojrzenie na kabinę prysznicową wystarczyło, by uśmiechnęła się pod nosem. Głupie wspomnienia. Zostało jeszcze jedno pomieszczenie do sprawdzenia, choć straciła już nadzieję, że go tam zastanie. Ale jednak... przekroczyła próg gabinetu. Cóż, była wścibska, już to ustaliliśmy. Jakaś część w niej chciała zobaczyć to wnętrze, tę cząstkę życia i osobowości Alexandra. Oczami wyobraźni widziała go siedzącego przy biurku i odpisującego na listy. Podeszła do biurka, wsparła się o nie i, niczym Sherlock Holmes, zaczęła intensywnie analizować całą sytuację. Opcja, że wyszedł z domu była wręcz niedorzeczna. A więc... ogród?
...Jak mogła nie dostrzec niedomkniętych drzwi? Mentalnie popukała się w czoło i zrugała samą siebie w myślach. Już doskonale wiedziała, gdzie jest. Że też... zawsze musi to być woda.
- Nie za ciepło? - zapytała, nie dowierzając własnym oczom. Musiał ją usłyszeć, bo stała niemalże na krawędzi basenu. Przełożyła różdżkę do wewnętrznej kieszeni i skrzyżowała ramiona na piersi. Powinna jeszcze pokręcić głową... - Ćwiczysz podwodną echolokację niczym walenie? - kucnęła. Swoim sarkazmem chciała zatuszować wiele emocji, wśród których był stres, niepokój, a przede wszystkim duża doza... troski.
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyPią Paź 02 2020, 01:03;

  Nie miał pojęcia, że była w domu. Mimo że jego mieszkanie było zabezpieczone wieloma zaklęciami, a i co jakiś czas były one wzmacniane, to jednak ta garstka osób, którą mógł policzyć na palcach jednej ręki, mogła wejść tu bez najmniejszego problemu. Bo i po co miałby zamykać im drzwi przed nosem? W końcu im ufał, a i sam nie miał nic do ukrycia, co wymagałoby aż takich zabezpieczeń przed bliskimi mu ludźmi. Poza tym było to przydatne w niektórych sytuacjach…  na przykład nieokreślonego zagrożenia życia bądź innych, podobnych wydarzeń. Kto to tam wiedział…
  Nawet kiedy wyszła na ogród, to dźwięk wody skutecznie zagłuszał jej kroki, tak więc praktycznie do ostatniej chwili nie był świadomy jej obecności. Do czasu, kiedy się odezwała. Wytrąciło go to z równowagi na tyle mocno, że przez chwilę zniknął pod taflą wody i nie wypływał przez kilka sekund, aby w końcu znaleźć dno (ten basen był głęboki) i odbić się od niego, aby wydostać się na powierzchnię. Machinalnie chwycił się brzegu basenu i zerknął w jej kierunku spod półprzymkniętych, od przyklejonej do czoła grzywki, powiek. Przetarł palcem wskazującym i kciukiem swoje oczy i zaczesał włosy do tyłu, aby ostatecznie wspiąć się na rękach o podłoże i usiąść na jednym z kamiennych podestów z nogami wciąż zanurzonymi w wodzie. Éléonore.
  Usłyszenie jej głosu zadziałało na niego co najmniej dziwnie. Z jednej strony niezmiernie cieszył się, że przyszła, z drugiej – trochę go to przeraziło. Nie miał pojęcia co powinien jej powiedzieć, a wzmożone bicie serca (tłumaczone przez niego minionym wysiłkiem) bynajmniej nie pomagało mu w skupieniu swoich myśli. Był więc niezwykle wdzięczny, kiedy odezwała się do niego tonem tak dobrze mu znanym, ironicznym i wręcz proszącym się o odpowiedź lekką, przyjemną i nienazbyt angażującą jego aktualne emocje.
  - Chcesz spróbować? – spytał i nie patrząc w jej stronę, uśmiechnął się półgębkiem wyraźnie rozbawiony jej pytaniem. Człowiek, który zawsze zerkał każdemu w oczy i nie odpuszczał do ostatniej chwili, teraz kierował swoje spojrzenie gdzieś na swoje nogi. Tak przynajmniej myślał, wciąż widząc wyłącznie ciemność. – Echolokacja byłaby niezmiernie przydatna, ale są też inne sposoby.i dzięki Merlinie za to. Gwizdnął, odczekując kilka sekund, a trzepot skrzydeł można było usłyszeć już po chwili. Cassiopeia mijając Éléonore wydała z siebie skrzeczący dźwięk, niemniej nic więcej nie było jej zamiarem, poza tym, że kierowała się do Alexandra i usiadła mu na ramieniu, bez żadnej komendy wpatrując się w obcego człowieka, co w zasadzie jedynie mu pomagało. Videre animalis.
  Dziwnie było ją oglądać z perspektywy sowy, ale zawsze było to lepsze niż nic. Co prawda fioletowawe odcienie dawały wrażenie, że dziewczyna wkrótce zemdleje, a na dodatek szczegóły jej twarzy były dziwnie zamazane. Cóż, nie próbował jeszcze tego zaklęcia w obecności ludzi. Może powinien sprawić sobie psa? Widział chyba podobnie, a z pewnością nie w takich dziwnych odcieniach. W ostateczności miło było na nią popatrzeć, w końcu było to lepsze, niż nic.
  - Szczerze mówiąc, nie wiem co mam powiedzieć. – mruknął, zupełnie jakby jego lakoniczność miała być czymś nowym. Uprzednio przerwał inkantację i wrócił do swoich nieprzydatnych aktualnie oczu. Nie był w stanie wypowiedzieć tak długiego zdania, będąc pod wpływem zaklęcia, stąd też musiał w jakiś sposób korzystać z niego na krzyż. Nie miał pojęcia, jak Éléonore zareaguje na jego widok, na niego i na jego następny defekt, bo tych to w istocie miał już sporo. W końcu dopiero zaczęli...nie wiedział, czego miał się spodziewać. Naprawdę wierzył w to, że jeszcze uda się odratować jego oczy, a dziewczyna okaże się na tyle wyrozumiała, że to przetrwa. Z drugiej strony przeżył w życiu już tyle rozczarowań, że kolejne prawdopodobnie nie zrobiłoby mu różnicy. Chociaż w tym przypadku...możliwe, że najzwyczajniej w świecie by się załamał. Starał się o tym nie myśleć i odsuwać te krnąbrne przeczucia jak najdalej od swojej głowy już od dłuższego czasu. Teraz jednak kiedy tu stała i nie było odwrotu...
  Przetarł dłonią kark w delikatnej oznace zdenerwowania, bo w istocie zdanie, które właśnie wypowiedział, najlepiej obrazowało to, co miał do przekazania. Bo choć chciał choć trochę wyjaśnić jej to wszystko, to tak naprawdę nie chciał mówić nic w poczuciu wstydu i winy.
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptySob Paź 03 2020, 23:58;

...Nie mogła oderwać od niego wzroku, ale... wbrew pozorom nie wynikało to z tego, że był niemalże nagi. I wyjątkowo nie focusowała się na ogromnej bliźnie, choć ta zdawała się niemalże błyszczeć złowrogo we wrześniowym słońcu. Ją już widziała... częściowo. Teraz jednak miała cały jego obraz na wyciągnięcie ręki, ale ta ręka ani drgnęła. Ona sama była zbyt porażona tym widokiem i, próżno ukrywać, przerażona zarazem. Wyglądał... nędznie. Co najmniej nędznie. Do tego stopnia, że na widok wychudzonego ciała, zapadniętych policzków i poszarzałej cery ścisnął jej się żołądek. Wyraźnie czuła piekące ukłucie wewnątrz swojego ciała. I nagle zrobiło się jakoś chłodniej, jakby zawiał jesienny wiatr. Stłumiła otrząśniecie.
...Spuściła wzrok na zmąconą taflę wody, speszona swoimi własnymi ponurymi myślami. Dopiero po sekundzie dotarła do niej bezsensowność tego gestu, bo czy mógł pojąć jej zmieszanie? Usiadła po turecku na brzegu, kierując sylwetkę w jego stronę, ale samej nie mocząc nóg. No bo tak w butach? Poza tym dla niej było za chłodno na kąpiel. I już chciała odpowiedzieć coś na jego propozycję, kiedy to gwizdnął, a potem... no właśnie, co takiego się stało? Nie spodziewała się uświadczyć tego dnia jego krnąbrnej (acz uroczej) sowy, a tym bardziej nie spodziewała się, że wykorzysta ją, jako swoje oczy. Chyba?
- Nie znałam tego zaklęcia. - przyznała z odrobiną zawodu w głosie. Taki naczelny kujon, a inkantacja wybrzmiała zupełnie obco. Uśmiechnęła się krótko, bo było to dla niej, mimo wszystko, trudne przedsięwzięcie. Jeśli jednak ją widział, to zasługiwał na to, by była przy nim optymistyczna, by się nie łamała i nie pakowała go w jeszcze większy dół. Musiała się choć postarać.
...Nie chciała, by myślał, że jego brak wzroku to dla niej kłopot. Bo nim nie był. Chciała mu to zakomunikować, ale okazało się to trudniejsze, niż przypuszczała. Nie było to istotne ile defektów posiadał, ani co właściwie przez to można rozumieć. A już na pewno nie było to powodem, przez który miałaby się od niego odsunąć. Być może to wszystko było jakąś próbą? Może dzięki temu mieli się do siebie bardziej zbliżyć? Och, jak bardzo chciała mu to wszystko powiedzieć. Mądre słowa były jednak zablokowane w jej umyśle. Zamiast tego zdobyła się ponownie na odrobinę sarkazmu.
- Nie w takich okolicznościach wyobrażałam sobie zobaczyć Cię po raz pierwszy niemalże nagiego. Wyglądasz... no, bywało lepiej. - szczerość, która podszyta była troską, ale wybrzmiała wyjątkowo (i łudząco) beztrosko. Jakby ganiła przyjaciela bądź brata.
...I nagle zmarkotniał. Jego słowa były niczym lodowe szpikulce. Znów poczuła wyimaginowany wiatr, bo pogoda była względnie słoneczna. Westchnęła cicho, patrząc na niego przez chwilę, a potem przenosząc wzrok gdzieś w przestrzeń, przed siebie. Nie musiał nic mówić, choć rzeczywiście wielu rzeczy była ciekawa. Niewiele rozumiała, jeszcze mniej wiedziała. Ale nie chciała go męczyć i sprawiać, żeby (być może) powróciły trudne, bolesne wspomnienia.
- Przypuszczam, że nie straciłeś wzroku, bo ktoś dał Ci do wypicia lub zjedzenia jakąś truciznę. - zaczęła wyliczać, zaskakująco neutralnym tonem. Ufała, że gdy przedstawi swoje przypuszczenia, to pomoże mu to ze zmierzeniem się z tym tematem. Zaczynanie zawsze było najtrudniejsze, więc dlaczego miałaby go nie wyręczyć? Tym bardziej, że przecież godzinami dywagowała nad tym, co tak właściwie się stało... - Obstawiam, że nie stało się to też w bezpośredniej walce, bo jesteś całkiem niezłym czarodziejem. - mimowolnie uniosła kąciki ust ku górze - A więc... musiałeś zrobić to świadomie. Poświęcić się... - ton jej głosu zmienił się w pytający. Jeśli się nie myliła, to mogła już zacząć się niepokoić. Właściwie... dopiero teraz wpadła na taką ewentualność i chyba właśnie to zmroziło jej krew w żyłach - Powiedz więc tylko... - urwała, pokonując wielką gulę, która nagle zmaterializowała się w jej gardle - Było warto? - powiedz, że było, proszę...
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyNie Paź 04 2020, 02:00;

  - Dlatego ja jestem… - w tym związku…zaklęciarzem. – mruknął. Uniósł jeden z kącików ust i choć próbował zatuszować ten uśmiech za pomocą rozciągnięcia swojego karku, to w ostateczności i tak było go widać. Naprawdę rozbawiła go tym stwierdzeniem i prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo. W istocie za nią tęsknił, choć w tej chwili praktycznie w ogóle nie pokazywał tego po sobie. W zasadzie ponownie nie dało się po nim niczego poznać, poza przeplatanymi gdzieniegdzie pokątnymi uśmieszkami.
  - Jeśli chodzi o moje ciało, to jest tak od zawsze, ale chyba nie to Cię tu zaskakuje... – nie miał pojęcia, jak wyglądał. Szczerze mówiąc, używając zaklęcia, które pozwalało widzieć mu oczami jego sowy, nie patrzył na siebie, bo i nie miał ochoty siebie oglądać. Sam nie wiedział z jakiego powodu. Poczucie winy? Wyrzuty sumienia? Kwestia tego, że w takim wypadku musiałby jej przyznać rację? Teraz mógł udawać głupiego, mimo że wszystko czuł, iż w istocie się nie myliła. Zapewne wyglądał strasznie, głównie z powodu braku apetytu i chęci do robienia czegokolwiek ambitnego. O ile nie chodziło jej o blizny, w końcu wcześniej - choć podejrzewała - to nigdy ich nie widziała. W zasadzie nie miał konkretnego pomysłu, o czym mówiła. Chwilę temu całkowicie zapomniał, że miał na sobie wyłącznie kąpielówki. Gdyby wiedział, że przyjdzie…
  Sam nie wiedział, jak się czuł. W tej chwili prawdopodobnie żył z poczuciem olbrzymiej niepewności co do wszystkiego, a kiedy pojawiła się w zasięgu jego…osoby, to również zwątpił co do niej. Bynajmniej nie ze swojej strony, natomiast obawiał się tego, co powie, zrobi, poczuje. Nie chciał dawać jej powodów do niepokoju, ale czy w tym momencie mógł jej dać ku temu większy? Chyba nie chciał się zastanawiać, a marzył wręcz, aby wyrzucić ze swojej głowy wszystkie myśli i prostu… spędzić z nią chwilę czasu. Ale czy ona myślała o tym samym? Sam nie wiedział, co chciał- co potrzebował od niej usłyszeć. Być może wystarczyło krótkie zostanę, tak jak zarówno on, jak i ona zapewniali się jeszcze jakiś czas temu. Nie mógł jednak od niej tego wymagać. Nie teraz, kiedy zmieniły sie reguły gry. I to go przerażało najbardziej.
  - To zabawne, że wszyscy o to pytają. – bo w istocie wszyscy o to pytali. Poczuł to dobrze mu znane ukłucie w żołądku, które dopadało go za każdym razem kiedy o tym myślał. Nie wiedział. – Nie wiem. – powtórzył za swoim sumieniem i wymruczał coś pod nosem, aby po chwili wyciągnąć rękę na mknący ku niemu wisiorek. Wybadał go w rękach, choć nie robił tego z taką delikatnością, na którą zasługiwała faktura owego przedmiotu.
  - Amulet Laveau. – zaczął, zaciskając na chwilę wargi i pocierając zębami o siebie. Był zdenerwowany. – Znalazłem go… tuż przed wyjazdem. Wszystko szło dobrze… jak widać do czasu. – wyciągnął dłoń z biżuterią w jej kierunku, pozwalając jej na zabranie go i obejrzenie. Niezależnie od tego czy to zrobiła czy nie, po chwili jego ręka znów była przy ciele. – Są plusy. Przynajmniej się wysypiam. Mogę nim kontrolować każdy, jeden sen, koszmar...swój. I czyjś. – dlaczego miałby jej tego nie powiedzieć? Ufał jej i wierzył, że nie będzie rozpowiadać tej nowinki wśród lokalnej społeczności. Powinna sama ocenić, czy było warto, choć raczej nie chciał tego usłyszeć na głos. Jej opinii w tej sprawie. Miał wrażenie, że doskonale wiedział, co powie.
  - Whitehorn dała mi nadzieję, choć już dawno nauczyłem się, że nie warto na takich przeświadczeniach polegać. – westchnął, burząc czystą taflę wody swoją nogą. Musiał się poruszyć, bo miał wrażenie, że zaraz zdrętwieją mu kończyny. Bynajmniej nie od zimna. Podniósł się ze swojego miejsca i przeciągnął się, sprawiając wrażenie jeszcze wyższego, niż był, szczególnie ze swoją aktualną wagą. Sowa na jego ramieniu nieco się wzburzyła, a on skorzystał z jej pomocy, aby na chwilę zerknąć przed siebie i zorientować się gdzie dokładnie była Éléonore.
  - Chodź, zmarzniesz. – powiedział całkowicie mokry człowiek. Cassiopeia zeskoczyła z jego barku i poleciała, prawdopodobnie po obiad. Gdyby nie fakt, że na nie patrzył na pannę Swansea, to nie dało się poznać, że nic nie widział. Jego chód był całkowicie normalny, orientacja w terenie również pozostawała bez zarzutu. Bez większego problemu stanął obok niej, zwracając oczy przed siebie i wyciągając w jej kierunku dłoń z zaproszeniem do towarzyszenia mu. Puścił ją dopiero kiedy przekroczyli wspólnie próg domu, gdzie wysuszył swoje kąpielówki i założył na nie dresowe spodnie, do których po chwili dołączyła zwykła koszulka. I pomyśleć, że to wszystko z pomocą jednego, prostego, ale niewidzialnego zaklęcia, które ćwiczył już od dobrych kilku dni. Namiastki normalności.
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Moderator




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyPią Paź 09 2020, 19:04;

/kończąc dawny wątek

Może ich nie lubisz, ale i tak NIE ZAUWAŻYŁBYŚ, gdybym ci jakiegoś przyniósł. Myśli z pogranicza czarnego humoru zaczęły zalewać głowę Josha, ale nie pozwalał im wydostać się spomiędzy jego ust. Było zdecydowanie za wcześnie na tego typu żarty, a wszyscy obecni w pokoju czuli się przytłoczeni nowiną. Nie wiedział, naprawdę nie wiedział, jak może mu pomóc. Czytanie listów, odpisywanie za niego, to były drobne sprawy, w których mógł go wyręczać każdy, a on... Był do cholery jego przyjacielem, sam uważał Alexa za swojego brata, a teraz miał ręce związane. Nic nie potrafił, co mogłoby pomóc, nic! Miał żal do siebie, że nie odradził mu poszukiwań tego pieprzonego amuletu.
Przyglądał się Whitehorn, która również nie tryskała energią, jak zazwyczaj, ale dzielnie starała się tego nie pokazywać. Uśmiechnął się do niej szeroko, gdy podawała mu różdżkę. Przynajmniej jedna!
- Alex, Alex... Jak będziesz mnie tak ignorować, będę się robił zazdrosny – burknął, ale w jego głosie dało się słyszeć drobne tony żartu. Starał się jak mógł, aby odsunąć myśli przyjaciela od utraty kolejnego zmysłu, co było cholernie trudne. Dobrze, to było niemożliwe i był tego świadom. Wciągnął powietrze, celując różdżką w zniszczone meble, rzucając niewerbalnie reparo na każde z nich, mimowolnie żałując, że nie można użyć tego samego, aby wyleczyć jego oczy. Po co była im magia, po co były różdżki, eliksiry, kiedy nie mogli w żaden sposób uleczyć podobnych obrażeń? Mugole nie raz mówili, że w różnych przypadkach potrzeba magii, aby coś zadziałało, oczywiście nie wierząc w te słowa. Najwyraźniej i czarodzieje powinni przestać wierzyć w bycie niepokonanym, gdy zna się wszystkie zaklęcia, gdy ma się solidną różdżkę. Można było próbować oszukać śmierć, niczym Voldemort, ale gdyby go oślepiono, ciekawe, czy potrafiłby zaatakować Hogwart, czy stanowiłby zagrożenie. Byli potężni, a jednak przy podobnych urazach nie mogli nic zrobić. Gorycz zaczęła zalewać jego serce, gdy myślał o własnej babce, powoli tracącej resztki pamięci, zachowującej się przez to niczym dziecko nie raz. Jej także nie mogli pomóc. Babcia, Alex, kto będzie następny?
Drgnął, gdy usłyszał głos Perpetuy, mówiącej coś o nienajgorszych wieściach. Nie będziesz widział, że się poplamiłeś obiadem, więc wciąż będziesz mógł zachować pewność siebie, przez którą połowa Hogwartu ogląda się za tobą? Nie, z pewnością nic z tych rzeczy.
- Niech zgadnę, pozostanie równie przystojny, co do tej pory, ale i tak straci część fanek? – rzucił wesoło, choć wewnątrz wszystko go skręcało. Chciał widzieć światło w tunelu, ale nie miał ochoty słuchać jakichś zapewnień, które nie będą niczym ponad próby pocieszenia. Dość się nadłuchał podobnych zdań w przypadku babci. Nie mamy najgorszych wieści. Rzeczywiście choroba postępuje, ale minie jeszcze wiele lat, zanim zupełnie się pogorszy. Rok później nie pamiętała, jak trafić do domu, gdy z niego wyszła. Przestawał ufać zapewnieniom uzdrowicieli, ale nie miał teraz do czynienia z pierwszym lepszym szarlatanem, a z Whitehorn. Wpatrywał się więc w nią uważnie, czekając na to, co miała do powiedzenia, na moment zaciskając palce na ramieniu przyjaciela, oddając jej też różdżkę. Naprawił, co chciał, nie potrzebował już jej. Zamierzał na dniach iść kupić nową.
Kiedy wysłuchał co Perpetua miała do powiedzenia i upewnił się, że na ten dzień nie może już nic więcej zrobić dla przyjaciela, zebrał się i ruszył do domu babci, aby i jej troche pomoc oraz przemyśleć to, co usłyszał i zobaczyl

/zt dla mnie

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptySob Paź 17 2020, 01:00;

...Choć wszystko to było dla niej cholernie trudne, to nie skupiała się na sobie i swoich uczuciach. Nie, nie dlatego, że była taką skrajną altruistką, ale dlatego, że... tak było łatwiej. Wolała poświęcić całą swoją uwagę jemu, tej zawiłej, tajemniczej historii, jego potrzebom, lękom, uczuciom. Zupełnie jakby nie dopuszczała do siebie myśli, że jej życie też może wywrócić się do góry nogami.
...W zamyśleniu i pewnym strapieniu przyglądała się jego twarzy, ze szczególną skrupulatnością obserwując nawet najdrobniejsze zmiany w mimice. Cóż, może nie była najlepsza w rozmawianiu o uczuciach i przeżyciach, ale całkiem nieźle odczytywała emocje. Ot, skrzywienie zawodowe. I dzięki temu (a może raczej: przez to) świetnie zdawała sobie sprawę z tego, jak to wszystko go przygnębia i piekli jednocześnie. Nie wiedział, czy było warto... Czy gnębiły go wyrzuty sumienia? Dręczyły podjęte decyzje? Żałował? Mogła zapytać, tylko po co? Milczała więc, czując narastającą suchość w gardle. Każdy kolejny podmuch wiatru, nawet najdelikatniejszy, zdawał się być mroźnym szpikulcem, wywołującym przeraźliwe dreszcze na jej skórze. Wszystko przez to napięcie...
- Laveau? - powtórzyła pytająco, przenosząc wzrok na mknący ku niemu przedmiot. I może było to złudne, jak te zimne spazmy, ale poczuła dziwny niepokój. Jakby naprawdę ciemna magia była zaklęta w tym niewielkim, niepozornym amulecie. Z chwilą zawahania, ale wzięła od niego to ustrojstwo. Obróciła amulet w palcach dwa razy, ale szybko go zwróciła, czując pewną... niechęć. Zupełnie jakby mogła obwinić to świecidełko o całą tę sytuację, jakby to tylko ten przedmiot był winny... - Marie Laveau. Niejaka Mistrzyni Voodoo, zgadza się? - wszystko zaczynało układać się w pewną całość, nawet spójną. Kolejne kawałki puzzli pasowały do siebie.
...Słuchała dalszych wyjaśnień i specyfikacji amuletu, ale nie umiała spojrzeć na niego pozytywnie. Kontrola snów? Niwelacja koszmarów? Jedynie... tyle? Za taką cenę? Dla niej nie było to wymierne. Nie umiała się postawić na jego miejscu, więc naprawdę ciężko było jej to zrozumieć.
- Sny można w pewnym sensie kontrolować i bez magii... - mruknęła, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy chciałaby mieć taką możliwość i czy skorzystałaby z amuletu - A na koszmary często pomaga... bliskość drugiej osoby. - uśmiechnęła się, choć nie mógł tego zauważyć. Ton jej głosu jednak złagodniał i na powrót spróbowała być bardziej optymistyczna - Zaufałabym Whitehorn. Czy kiedykolwiek pocieszała Cię dla samego... pocieszania? - zadała pytanie, w jej mniemaniu retoryczne (bo dlaczego miałaby nie wierzyć w to, że to przejściowe?), jednocześnie podając mu dłoń, by dźwignąć się z ziemi i wraz z nim podążyć grzecznie w stronę domu. Zaskoczyło ją to, jak sprawnie się porusza. Gdyby nie wiedziała, to by nie zauważyła, że nie widzi.
...W pomieszczeniu panowało przyjemne, kontrastujące ciepło. Od razu zeszło z niej napięcie i na moment zapomniała o tym całym wisiorku z Luizjany. Bez pytania skierowała swe kroki do kuchni i, o dziwo, nie skomentowała jego ubioru. Choć kusiło.
- Napijesz się czegoś ciepłego? - zaproponowała, zupełnie jakby była u siebie. Z jednej strony chciała go nieco wyręczyć, trochę się nim zaopiekować, ale też... czuła się dość swobodnie. Tylko tyle i tyle. I nagle w jej głowie zrodziło się kolejne pytanie: - Zamierzasz wrócić do Hogwartu? Twoja dłuższa nieobecność nie wpłynie raczej dobrze na uczniów. A skoro... - nie wiemy, ile taki stan rzeczy jeszcze potrwa - radzisz sobie znośnie, to dlaczego miałbyś nie nauczać? No chyba, że jest inny powód tego urlopu. Na przykład strach przed moim bratem. - zaśmiała się krótko, podchodząc do kuchennych szafek i otwierając je, w celu znalezienia filiżanek.
...Bezczynne siedzenie w domu na pewno nie działało terapeutycznie.
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyNie Paź 18 2020, 00:58;

  Chciałby móc podążyć za nią wzrokiem, przyjrzeć jej, zarejestrować wszystkie szczegóły jej zachowania, mimiki, poruszania się. Po prostu ją widzieć. Jednak jedyne co mógł aktualnie zrobić to stworzyć z tego namiastkę spojrzenia, pustymi oczami patrząc w przestrzeń i nie mogąc namierzyć szczegółowo jej osoby. Nie miał pojęcia, w którym dokładnie miejscu się znajdowała, mimo że zdawał sobie sprawę, że podążyła do kuchni. Jej głos pozwolił mu sprecyzować jej położenie, dlatego też ruszył w jej stronę, choć w trakcie zbliżania się zmienił zdanie i w ostatniej chwili skręcił, przysiadając po drugiej stronie wysepki. Jakoś opuściła go odwaga. Delikatnie westchnął.
  - C-co? Tak. Kawę proszę. – wyrwał się z zamyślenia, na niewielką chwilę łypiąc na nią oczami, choć wkrótce znów spojrzał na swoje dłonie i co rusz splatające się na zmianę palce obu dłoni. Wyglądał normalniej, kiedy nie próbował patrzeć. Zacisnął zęby i zaszurał nimi o siebie. Nie chciał znać jej opinii. Węzeł w jego żołądku i tak był zaciśnięty dużo mocniej niż powinien, a jej zdanie w tej kwestii mogło jedynie pogorszyć sprawę. I tak już wystarczająco bał się jej reakcji…na to wszystko. Była miła, a tak czy siak ciągle szarpała i rozrywała go ta cholerna niepewność, że wkrótce go opuści z powodu jego głupoty. Na zawsze.
  - Cóż, kiedyś chyba będę musiał. Choć jakoś sobie tego nie wyobrażam… – mruknął, przyjmując z cichym dziekuje filiżankę kawy i upijając z niej łyk. Nawet nie próbował na nią patrzeć, bo i tak było to pozbawione jakiegokolwiek sensu. Jej wygląd w tym momencie pozostawał wyłącznie w jego wyobrażeniach i choć był nad wyraz wyraźny, tak z pewnością nie był tym samym co ujrzenie jej na żywo. – Zaraz… Twoim bratem? – zmarszczył brwi, zaciskając naczynie w dłoniach mocniej, a kącik jego ust uniósł się wyżej w wyraźnym rozbawieniu. – Dlaczego miałbym się bać Twojego brata Éléonore…? – spytał, a w jego głosie prócz autentycznego zaciekawienia dało się usłyszeć również zaproszenie do zaczepki. Działała na niego nad wyraz dobrze. Jej obecność.
  - Och. Oooch. – ukazał szereg białych zębów w półuśmiechu, zagryzając przy okazji dolną wargę. Przypomniał sobie o sytuacji z plaży, zakładając – nie miał pojęcia czy słusznie czy błędnie – że chodziło jej o ten moment. Czyżby podzieliła się tym z Elijahem? Raczej nie sądził, może dopiero było to przed nimi. Tak bardzo miał ochotę na nią spojrzeć, prześwidrować wzrokiem, wywołać u niej rumieńce na twarzy, a przede wszystkim dowiedzieć się czegoś więcej. A jedyne co w tym momencie mógł, to skorzystać ze swojego werbalnego uroku osobistego. – To mówisz, że czyjaś bliskość pomaga na koszmary? – dopytał, dokręcając metaforyczną śrubkę wzajemnego droczenia.
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyPią Paź 23 2020, 19:29;

...Chciała zapytać go, o czym myśli. Chciała zapytać, czy czuje lęk, czy czuje niepokój. Chciała zapytać, czy martwi się, że to nieodwracalne. Chciała, lecz żadne słowo nie przecisnęło się przez jej gardło, żadne zdanie nie wyzwoliło z aparatu mowy. Bała się. Tak... po prostu. Że go urazi i że sprawi mu ból. A ten dodatkowy nie powinien mieć miejsca. Była tu, by go wspierać, by przynieść mu trochę nadziei, trochę światła. Tego metaforycznego.
...Zajęła się więc robieniem kawy, jak gdyby nigdy nic. Właściwie magiczny ekspres robił tę kawę za nią, a ona mogła spróbować zapanować nad myślami. One jednak były niesforne i co rusz odpływały gdzieś w dal, a właściwie w czarną toń. Na tej dziurawej łodzi pełnej obaw. Z pozoru była pogodna, swobodnie poruszając się po kuchni i ustawiając zgrabne filiżanki, gotowe przyjąć aromatyczny napar. W głowie jednak trwała prawdziwa wojna pesymistycznych, czarnych scenariuszy z jej wrodzonym (i być może niepoprawnym) optymizmem. Czuła, że czeka ich wiele pracy. Czuła, że zostali wystawieni na próbę. Być może nie ostatnią. Chciała chwycić się myśli, że wszystko się ułoży i prędzej czy później powróci słońce, jak to po każdej nawałnicy. Miała w sobie jednak pewien niepokój, jakąś niezidentyfikowaną siłę, która - niczym paskudny cień - czaiła się za jej plecami. Zadrżała.
- Jesteś dobrym nauczycielem. - zaczęła łagodnie, obracając się w jego kierunku z dwoma filiżankami gorącej kawy - Niektórzy zauważają o wiele mniej, mając sprawny wzrok. Krukoni potrzebują opiekuna. Prawdziwego opiekuna. - podkreśliła, stawiając oba napary na kuchennej wysepce. Sama przysiadła na rogu, uprzednio zabierając krzesło i ustawiając je tak, że siedząc - delikatnie stykała się z Alexem kolanami. Chciała czuć jego ciepło i miała nadzieję, że ten niewielki gest będzie przyjemny i dla niego. Ufała, że zrozumie, że nie musi bać się o jej obecność. Była tam dla niego. I będzie. Tak długo, jak będzie chciał.
...Zaśmiała się spontanicznie, gdy usłyszała jego reakcję na wspominkę o jej bracie. A więc w pewnym stopniu się udało. W pewnym sensie osiągnęła swój malutki cel. Odczuła swego rodzaju satysfakcję. Czy przełamali pierwsze lody niepokoju o ich przyszłość? Wspólną przyszłość..? Taką miała nadzieję, jedną z wielu.
- Elijah potrafi być nieprzewidywalny i nadopiekuńczy... - odpowiedziała tajemniczo, robiąc od razu wymowną pauzę i upijając sowity łyk kawy - Zupełnie jak ojciec. - czy z jej strony też była to zaczepka? Być może. Choć nie rozmawiała jeszcze z rodzeństwem (ani tym bardziej rodzicami) o tym, co obecnie działo się w jej prywatnym życiu, to on nie musiał o tym wiedzieć. Przynajmniej póki co. Tak było... zabawniej.
- A masz wątpliwości? Może warto sprawdzić. Wiesz... tak w ramach eksperymentu i ku chwale nauki. - zaczerwieniła się. I przez chwilę cieszyła się, że nie widzi buraka wpełzającego na jej policzki. Wysunęła rękę w kierunku jego dłoni i przesunęła palcami po jej wierzchu, w stronę nadgarstka, wkładając w ten gest dużą dozę delikatności. Zamilkła na chwilę.
...Nagle powróciły wspomnienia ich pierwszego spotkania. Przypomniała sobie ten niecodzienny widok mężczyzny z książką i lemoniadą w pubie. Przypomniała sobie piosenkę, do której po raz pierwszy zatańczyli. Przypomniała sobie też to uczucie, które jej wtedy towarzyszyło. Tak inne niż teraz. Lepsze? Gorsze? Inne, po prostu.
- To kiedy wpadniesz do mojego domu na herbatkę z Elisabeth i wspólne oglądanie rodzinnych albumów? - odezwała się nagle, a w jej tonie głosu można było wyczuć ironię i rozbawienie, choć - no cóż - jeśli planowali rozwijać tę... relację, to spotkanie z rodzicami było nieuniknione - Teraz jest dobry moment, zanim wróci Ci wzrok. Serio, w tych albumach jest milion kompromitujących fotografii. Lepiej żebyś ich nie widział. Chociaż... Elaine w miniaturowej merliniej czapce... - zachichotała, przypominając sobie ruchomą fotografię siostry i uświadamiając sobie, że... dręczy ją fakt, że najbliższa jej osoba jeszcze o niczym nie wie.
...A przecież wydarzyło się tak wiele.


Post tysięczny - challenge z randomowymi słowami: próba, lody, ojciec, wojna, róg, album, praca, czapka, piosenka, lemoniada
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyNie Paź 25 2020, 01:10;

  Wierzył, że bardzo chciała zrozumieć, jak się teraz czuł, postawić się w jego sytuacji, niestety prawda była taka, że nie mogła. Tu nie wystarczyło przesłonić sobie oczu na godzinę, może dwie, a później odkryć i stwierdzić, że było trudno. Bo przecież on sobie oczu nie odsłoni – były odkryte cały czas, a i tak wciąż przesłaniała je ciemność. Niewiele osób mogło postawić się w jego sytuacji… w zasadzie znał tylko jedną, Krukona, który zdaje się że, tak czy siak, skończył szkołę. Nie skomentował więc jej słów, czując, że na jego usta cisną się nieco zbyt pasywno-agresywne wyrzuty, których naprawdę nie chciał ciskać w jej kierunku. Domyślał się, że cholernie to przeżywała i nie chciał dokładać jej więcej – a w inne słowa nie potrafił tego ubrać. Ostatecznie przysunął się bliżej, z wdzięcznością przyjmując – co wkrótce go zdziwiło – dotyk jej nóg. Tylko tyle mu pozostało. Usłyszeć ją i dotknąć.
  - Taaa. Przekonałem się. - choć z rozbawieniem, to jednak prychnął na wspomnienie Elijaha słyszącego z ust Josha o tajemniczej blondynce spotkanej podczas Celtyckiej Nocy. Podkręcił głową na myśl o blondynie wrzeszczącym o zdradzaniu jego siostry… i innych takich… cóż. Najwyraźniej młody Swansea jeszcze nie miał zaktualizowanej bazy informacji, bowiem nie wpadł na jego M4 z próbą zamordowania go z użyciem aquamenti. Potrząsnął głową. – Oczywiście mówiłem o Elijahu. – dodał pospiesznie, słysząc kolejne wypowiedziane słowa. Jej ojca przecież nigdy nie spotkał. Tak przynajmniej sądził.
  - Oczywiście, że mam wątpliwości. – przesunął opuszkiem palca po brzegu filiżanki, a jego dłoń znieruchomiała, czując na sobie dotyk. Delikatnie się wzdrygnął. Sam nie wiedział już, co czuł jeśli chodziło o ten z jego zmysłów, którego tak szczerze nienawidził, a który mu pozostał… absolutny dysonans poznawczy. Jeszcze bardziej irytował go fakt, że nic nie widzi i niczego nie mógł się spodziewać, natomiast z drugiej strony… dziwnie go elektryzowała. – Ku chwale nauki chętnie się przekonam, aczkolwiek ja podobno późną nocą niezależnie od pełni zmieniam się w wilkołaka…kotołaka… albo innego zwierzołaka. – mimo że nie widział, to doskonale wiedział, jak w tym momencie na niego patrzyła. – Krukoni mówili. – uśmiechnął się szerzej na wspomnienie wspaniałej plotki, jaka swego czasu krążyła po szkole i zapewne nadal odbija się echem wśród szkolnych murów. On i likantropia… no tego to jeszcze w jego życiu nie grali.
  - Ale oczywiście możesz się przekonać czy to prawda, nie mam nic przeciwko. Gorzej, że Twój brat mnie znajdzie, jak tylko dowie się, że tu spałaś. – włożył w to całkiem sporą dozę ironii, a później sam zaśmiał się krótko, acz szczerze na swoje własne słowa. Praktycznie z niedowierzaniem. Co prawda być może faktycznie Swansea zareagowałby dość gwałtownie na tę wieść, natomiast z drugiej strony… chyba lepiej wychodziło mu robienie zdjęć, aniżeli rzucanie zaklęć. Dlaczego on właśnie myślał o tym, jak zareaguje całkowicie ktoś inny, skoro to przed chwilą ona niecałkowicie wprost zaproponowała, że z nim tu zostanie… dłużej. Czy on się znów stresował? Na pewno nie samą jej obecnością... być może wciąż pozostawały w nim pozostałości obaw, o których myślał od dłuższego czasu. Zdecydowanie waliło go już na głowę od tych wszystkich przejść, dlatego już po chwili dodał: - Twoje towarzystwo byłoby niezastąpione. – i nie było w tym żadnych podtekstów. Już dawno ustalili, że potrzebowali siebie. Po prostu.
  Sam nie wiedział, czy na jego twarzy wystąpiła konsternacja na wspomnienie o rodzinie dziewczyny, ale na pewno poczuł delikatne ukłucie. Elisabeth. Czy to był przypadek? Tak, na pewno. Ich zawsze spotykały przypadki i dziwne zrządzenia losu, a jak to mówią niejednemu psidwakowi na imię Merlin. Ale i tak był to okropny zbieg okoliczności. Przez chwilę trwał w ciszy, zastanawiając się, co miał powiedzieć, bo mimo że ironizowała, to jednak miał wrażenie, że było w tym coś niewypowiedzianego.
  - Sprawdzę terminarz i się odezwę. – rzucił, i choć czuł lekkie zestresowanie tym tematem (kto by pomyślał), to jednak zdołał przemycić w tym dozę rozbawienia dla niepoznaki. – Rodzinne albumy jednak brzmią ciekawie. – dodał, zdając sobie sprawę… że on takich w zasadzie nie posiadał. Co prawda miał gdzieś kilka zdjęć z Hogwartu… może jakby się uprzeć, to wśród książek na górze znalazłby kilka z dzieciństwa (choć nieruchomych), ale zwykle był na nich sam lub z przyjaciółmi. Na pewno jednak nie w takiej skali, w jakiej wyobrażał sobie opasłe tomiszcze fotografii rodu Swansea. Nie była to kwestia, która go w jakiś szczególny sposób dotykała – nie raz przecież przeglądał zdjęcia z Joshuą czy Talią, ale takie krótkie podsumowanie braku swojego życia rodzinnego od czasu do czasu mu się przydawało. Może faktycznie nie był do tego przystosowany i dlatego perspektywa spotkania czyjejkolwiek rodziny tak go stresowała. Tak czy siak, do domu Swansea z pewnością tak prędko go nie zaciągną. Tego był pewien.
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyPon Lis 02 2020, 00:17;

...Owszem, mogła się jedynie domyślać. I jednocześnie chciała zagłębiać się w te myśli, i nie. Może byłoby jej łatwiej pojąć jego sytuację, gdyby mogła czegoś podobnego doświadczyć. Pozostawały więc domysły i dywagacje. Spychały ją one jednak w czarną otchłań własnych obaw o przyszłość. Nie chciała się na tym skupiać. Pragnęła normalności. I tego, by jakoś ułatwić mu tę przeprawę. Bo przecież wciąż wierzyła, że gdzieś tam jest brzeg, suchy i bezpieczny ląd.
...Obserwowała ruch jego dłoni, badała wzrokiem nawet najmniejsze reakcje i zmiany w mimice czy w pozie ciała. Robiła to na wpół świadomie. Oczom poświęcała najmniej uwagi, odrobinę obawiając się utonięcia w tej... pustce? Sama nie wiedziała.
- Krukoni mają czas na wywiad śledczy? Nic dziwnego, że Puchar Domów zgarnął Slytherin. - prychnęła, w pewnym sensie celowo go prowokując. Tak było łatwiej rozmawiać - o głupotach, o tych przyziemnych sprawach, które teraz miały wyjątkowo mało znaczenia... - Ty się go naprawdę obawiasz! - zawołała głośniej niż planowała, być może dlatego, że bardzo ją to odkrycie zaskoczyło i rozbawiło zarazem. Uśmiechnęła się szeroko i pokręciła głową z niedowierzaniem, odrobinę żałując, że nie może zobaczyć teraz jej miny. Wspominki o Elim były żartobliwe, ale czuła, że kryje się za nimi to drugie dno, które teraz stało się wyraźniejsze. Czy miała rację? Być może. Alexander zawsze wyrażał się o nim z dużą dozą ironii, wyśmiewając czasami jego wpadki bądź wytykając pewne braki. Czuła, że nie jest to pozbawione przyczyny - Oczywiście nie chodzi mi o pojedynki i te sprawy... - zaznaczyła, biorąc w międzyczasie łyk kawy - Ale jednak coś na rzeczy jest. Hm? - dokręciła wyimaginowaną, przysłowiową śrubę.
...To wszystko jednak było podszytem niepokojem i stresem z jej strony.
...Do takich zmian adaptowała się niezwykle wolno. Wizja zostania na noc w domu Voralberga sprawiała, że miała ciarki na plecach. I nie, nie obawiała się, że czarodziej zmieni się w wilkołaka czy inne licho. Powodów było milion, ale żaden nie był związany z niepokojem o własne zdrowie czy życie. Stłumiła jednak to dziwne uczucie jeszcze w zarodku i skupiła się na jego słowach, które... wręcz otuliły jej serce. Twoje towarzystwo byłoby niezastąpione. Może przesadzała, ale czuła, że mówi to szczerze i z głębi siebie. Ponownie ujęła jego dłoń i ścisnęła mocniej, tak na kilka sekund.
- A Ty? Masz jakieś ciekawe wspomnienia z dzieciństwa? - zagadnęła, zupełnie nieświadoma tego, że stąpa po kruchym lodzie, pod którym znajduje się głęboka i zimna woda. Nigdy nie rozmawiali na temat jego rodziny. Tak naprawdę wiedziała tyle, co nic. Gryzło ją to okrutnie, tym bardziej teraz. Jednocześnie znała go lepiej niż niejedna osoba, a wciąż był wielką, chodzącą zagadką.
...Nie wiedziała, że są ku temu powody.
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptySro Lis 04 2020, 00:28;

- Elijaha? – zapytał retorycznie, w ostatniej chwili powstrzymując się od oplucia się kawą przy prychnięciu z rozbawienia. – To urocze jak się o Ciebie martwi, po prostu.i trochę zabawne. Natomiast gdzieś coś go tknęło, aby przyznać, że była w jej słowach jakaś racja. To znaczy, na pewno nie obawiał się młodego Swansea, a przynajmniej nie w domyślnym tego słowa znaczeniu. Bardziej w kontekście siebie i swojego zachowania względem niego albo kogokolwiek innego z jej rodziny… bo prawda była taka, że on własnej nie posiadał i absolutnie nie był przygotowany do tego jak powinien obcować z tego typu relacjami. Bo o ile wcześniej nie musiał się o to martwić, tak teraz powoli zaczynało to do niego docierać. Szczególnie kiedy wspomniała o oglądaniu rodzinnych albumów… czy kiedyś będzie faktycznie musiał tam pójść? Prawdopodobnie padnie ze stresu. On, mistrz zaklęć, potężny czarodziej, władca inkantacji obawiał się stanięcia twarzą w twarz z rodziną Éléonore i przyznania się, że są razem.
  - Skłamałbym, gdybym powiedział Ci, że nie. Ej, ale nie śmiej się ze mnie!  - tyknął ją delikatnie w dłoń dla zaczepki, a wyrzut w jego głosie doskonale oddawał to, jak dobry humor powoli przejmował jego samopoczucie. Działała na niego, mimo tych trudnych tematów, niesamowicie dobrze. – Powiedzmy, że nie jestem najlepszy… w rodzinnych relacjach. Jak pomyślę… – odchrząknął. – Ile rzeczy mogę zepsuć ze swojej strony to jest to nieco przerażająca pespektywa. Wiesz że jestem… ciężkim człowiekiem. A Elijah… po prostu jego widzę najczęściej i mam wrażenie, że mnie nie toleruje z Twojego powodu. A chyba nawet jeszcze nie wie…? – przemycił szybkie pytanie w swojej wypowiedzi, zdając sobie sprawę, że naprawdę był teraz ciekawy czy brat dziewczyny wiedział już o ich związku, bo choć można było się tego domyślić, tak do końca zeszłego roku były to całkowicie nieoficjalne podchody. Z jednej strony obawiał się, że pomyśli, że za bardzo mu zależy na aprobacie jej brata, co z góry było nieprawdą, z drugiej… nie miał pojęcia jak jej to inaczej przekazać. Westchnął.
  - Uch, panna Swansea bez elokwentnego komentarza na moje zaczepki? Czuję się nieswojo. – uśmiechnął się szerzej, ukazując szereg białych zębów. Jakby nie patrzeć nie zaskoczył go brak jej odpowiedzi na jego… zaproszenie, natomiast w kontekście ostatnich wydarzeń był nieco zdziwiony, że nic mu nie odpowiedziała. To znaczy, że się tym przejmowała. – Spokojnie, droczę się tylko. – nie chciał, aby pomyślała, że do czegoś ją namawia, albo co gorsza – zmusza. Czuł ciepło jej zaciśniętej dłoni, w odpowiedzi również obejmując mocniej jej rękę.
  - Ja? Ciężko powiedzieć. Raczej niewiele. Moje dzieciństwo nie było ani ciekawe, ani pozytywne, można rzec nudne. Ja też byłem nudnym dzieckiem. Całe życie nos w książkach. – wzruszył ramionami. To nie było tak, że nie chciał o tym mówić, po prostu kompletnie nic mu nie przychodziło do głowy, jeżeli chodziło o jego najmłodsze lata. Absolutnie nic ciekawego. Chyba, że te negatywne strony, ale to nie było raczej coś, o czym chciałaby rozmawiać.
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptySro Lis 18 2020, 00:57;

...Mógł usłyszeć głośne westchnięcie podszyte grubą warstwą rezygnacji, kiedy znów na pierwszy plan ich rozmowy wyszedł Elijah. Kochała brata, ale ta relacja nie była łatwa. Nigdy. Z Elaine dogadywały się bez słów, a z Elio... no cóż. Może było to dziwne, wszak był męską kopią Iskierki - byli wręcz jak jedna dusza rozszczepiona do dwóch ciał. A mimo to nie zawsze było różowo. Nadopiekuńczość działała w dwie strony, choć ostatnio... ostatnio Éléonore miała wrażenie, że młody Krukon przejmuje rolę ojca w ich rodzinie. Niepokojące.
...Chciała mu przerwać i stanowczo zaprzeczyć, dać do zrozumienia, że nie ma powodów do bezsensownego zamartwiania się psuciem czegokolwiek. Miała swoje racje i nie czuła żadnych obaw. Zależało jej, by czuł podobnie, choć przypuszczała, że nie będzie łatwo wprowadzić choć drobną zmianę w tej pokręconej psychice. Małymi kroczkami, jak kropla drążąca skałę. Póki ich rozmowa oscylowała wokół beztroskich żartów - było dobrze.
- Nie rozmawiam z nim na te tematy, ale chyba nie muszę, by domyślił się, co się dzieje. - gdyby wywrócenie oczami miało swój dźwięk, to teraz by go usłyszał. Ponownie położyła swoją chłodną dłoń na jego, chłonąc to nienaturalne ciepło. Przyjemne, kojące uczucie... - Nie bierz do siebie jego dziwnego zachowania. Choć jest dorosłym mężczyzną, to momentami przemawia przez niego krnąbrny dzieciak. Poza tym... myślę, że darzy Cię wielkim szacunkiem. - powiedziała, uśmiechając się i czując pewną ulgę po wypowiedzeniu tych słów. O dziwo nie przyszły łatwo, bo czuła się, jakby w pewnym sensie zdradzała brata.
...Miło było znów zobaczyć ten szczery, spontaniczny uśmiech. Był małym triumfem i nagrodą w jednym. Nie umiała opisać procesu, który dział się wewnątrz jej za każdym razem, gdy się uśmiechał. Musiała to być najczystsza magia, widocznie dużo silniejsza nawet od tej pradawnej. Albo...
- Nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Spędzałeś czas w dzieciństwie jedynie z Aurelią w Dolinie Godryka i z Władcą Różdżek? - spróbowała pociągnąć go za język. Tak mało mówił o swojej przeszłości, że było to wręcz niepokojące. Nie skupiała się na tym na co dzień, rzecz jasna, ale teraz... teraz zabłysnęła jakaś iskierka w jej głowie. Bolesne wspomnienia? Próbował coś ukryć? Może rozwód rodziców lub apodyktycznego ojca? Oschłą i surową matkę? - Potrafisz tańczyć i grać na fortepianie, wszystkiego nauczyłeś się w dorosłym życiu? - zapytała, jednocześnie wstając i zabierając swój kubek, który był już... pusty. - Zrobię herbatę. Chcesz też?
...Po kilku minutach w pomieszczeniu unosił się aromat zaparzonych liści herbaty. Czas mijał nieubłaganie, ale oni zdawali się mieć to w... zdawali się to ignorować. Nie chciała go zostawiać, choć obowiązki wzywały i doskonale wiedziała, że będzie musiała niedługo do nich wrócić. Dopóki była obok i widziała, jak świetnie sobie radzi - czuła tę normalność, która w żadnym stopniu nie była czymś złym. Gdy wracała do siebie, miała wrażenie, że zeświruje ze stresu. Lubiła tę normalność, nawet w małych porcjach, nawet jej namiastkę.
...Nie spodziewała się, że niedługo nawet tyle będzie czymś abstrakcyjnym.

| zt x2
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyCzw Lis 19 2020, 00:47;

Zakończenie fabuły z Joshem i Perpetuą

O dziwo z olbrzymimi pokładami cierpliwości i grzeczności czekał, aż Perpetua naprawi mu dłoń. Był to przejaw raczej zwykłego, ludzkiego poddania się, aniżeli dobrej woli leczonego, niemniej należało pamiętać o tym, że w przypadku Alexa można to było rozpoznawać dwojako. Z pewnością nie musiała go utwierdzać w przekonaniu, że nie zostanie żaden ślad, bowiem doskonale wiedział i zdawał sobie sprawę z formatu umiejętności Perpetuy, ale z drugiej strony i tak puszczał jej słowa mimo uszu. Nie słuchał ich w ogóle. Działał aktualnie jak kukiełka na sznurkach, z którą uzdrowicielka mogła robić, co chciała. W granicach rozsądku i instynktu samozachowawczego.
Co jakiś czas można było dostrzec, że reaguje na głos Josha. Delikatne drgnięcie podbródka chętnego do odwrócenia się w tamtą stronę szybko bylo hamowane przez samą osobę Voralberga. Wiedział, że Josh chciałby aby jego słowa pomagały przyjacielowi w przechodzeniu tego jakże... niewyobrażalnie ciężkiego okresu w życiu, ale zaklęciarz nie był mu w stanie w ogóle pomóc. Był wygaszony jak kominek po użyciu proszku fiuu.
Dopiero głos i kolejne wypowiedziane przez Whitehorn zdanie troszeczkę rozbudziło jego zmysły (a przynajmniej te które mu pozostały), co sprawiło, że podniósł zwieszoną głowę wyżej, wyraźnie oczekując od niej rozwinięcia tej wypowiedzi. Nie musiał czekać długo na wyjaśnienia, które, choć mimo wszystko bolesne, to jednak napawały go jako-taką nadzieją. W ostateczności szybko wygaszoną. Był realistą, wiedział, że podtrzymywanie się jednym stwierdzeniem ze strony uzdrowiciela byłoby barbarzyńsko głupie. Chciał wierzyć, że będzie dobrze, ale po prostu, po ludzku zwyczajnie nie potrafił. [eot x2 ja i Per]
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32734
  Liczba postów : 108770
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Specjalny




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyNie Mar 14 2021, 21:19;

@Alexander D. Voralberg

Wróciłeś do domu i pierwsze, co zastałeś to... czarnego kociaka siedzącego sobie płasko na zewnętrznym parapecie, gryzącego jakąś zabawkę. Chwila przyglądania się... na Merlina, to Twoja figurka lodowego smoka zaraz dokończy żywota, jeśli nie zareagujesz. Nie wiadomo skąd się wziął ani jakim cudem uprowadził Twoją własność. Reaguj, jeśli nie chcesz stracić figurki. Pamiętaj też, że kot jest szybki i z pewnością nie będzie mieć większego problemu z uskakiwaniem przed czarami.

Dodatkowo. Rzuć 3x kością k6 i w ciągu paru dni dowiedz się co Cię spotkało z kotem w roli głównej (w dowolnych lokacjach i przestrzeni czasowej). Nawet jeśli kota płoszysz, ten wraca jak bumerang albo lepiej, niczym zaklęcie przywołania. Przez długi, długi czas nie uda Ci się dowiedzieć jakim cudem kot włazi do Twojego domu.

Jeśli w swoich wątkach/wątku wpleciesz trzy wylosowane sytuacje będziesz mógł zaakceptować fakt, że zostałeś zaadoptowany przez kota. W takiej sytuacji należy zabrać go na badania kontrolne (profesor Swann Ci zaleca od razu sterylizację kotki, bowiem okaże się kot samicą) oraz dokupić potrzebne akcesoria. Łączna suma za wszystko wynosić będzie 40 galeonów. Dopiero wtedy zgłoś się po kota (a najlepiej od razu do mnie, do @Eskil Clearwater).

1. Kot śpi sobie na Twoim lewitującym kapeluszu. Dodatkowo się na niego zsikał, ale najwyraźniej mu wcale to nie przeszkadza. Od teraz już na zawsze kapelusz będzie nieładnie pachnieć... choć Ty o tym nie wiesz, bo tego nie czujesz. Biada temu, jeśli postanowisz go podarować drugiej osobie. Ogólnie rzecz biorąc dom tonie w kociej sierści. Twój nieoczekiwany gość gubi ją garściami.
2. Kotka wlazła do Twojego domu w środku nocy i spała na Twojej klatce piersiowej. Jeśli próbowałeś ją z siebie zrzucić, podrapała Cię dotkliwie po rękach i nadgarstkach, uciekła pod mebel i nie chciała stamtąd wyjść, a jeśli przeganiałeś ją czarami, rozwaliła Ci pół domu zrzucając wszelkie pomniejsze bibeloty w stylu: ramki do zdjęć, pojedynczy kandelabr (dywan płonie!!!!), naczynia, lampy oliwne.
3. w swym domu zastałeś pobojowisko. Doniczka z kwiatem została przewrócona, ziemia rozniesiona po całej długości pomieszczenia, liście pogryzione, zjedzone oraz zwrócone w formie cuchnąco-płynnej prosto do Twoich butów. Ale za to kotek się do Ciebie przymila i próbuje wdrapać się po Twojej nogawce prosto do kieszeni.
4. jakimś sposobem kot wlazł do Twojej teczki/walizki/plecaka/czegokolwiek, co masz przy sobie i zabrałeś go nieumyślnie do pracy. W Twoim gabinecie bez przerwy się do Ciebie klei. Rzuca się na Twoje dłonie i gryzie Twoje kłykcie, włazi Ci na głowę i tam próbuje zasnąć, kładzie się centralnie na czytaną książkę/zapisywany pergamin i odsłania brzuch do drapania, siedzi Ci na kolanach i głośno mruczy. Wraca jak bumerang.
5. śpisz, a może zajmujesz się czynnością wymagającą koncentracji? Kot Ci towarzyszy albo w domu albo za oknem, jeśli kota wyrzuciłeś. Miauczy donośnie, głośno, żałośnie i nie daje Ci spokoju do czasu aż nie wpuścisz go do środka/nie weźmiesz na ręce/nie dasz jeść. Miauczenie nie ustanie dopóki się nie zainteresujesz kotem. Drze się jakby go opętano.
6. zastałeś kotka na jednej z półek. Łapką strącał Twój zapas eliksirów. Jeden... bach na ziemię, drugi... też.... trzeci... wszystkie! Dobrze, że są stworzone z nietłukącego się szkła (chyba, że chcesz, to może je rozbić w drobnicę i tym samym tracisz dany eliksir). Udaje Ci się go złapać, ale ten zamiast się wywinąć, wczepia się ostrymi jak brzytwa pazurami w Twoją dłoń, a zębiskami łaskocze skórę. Po wszystkim zaczyna głośno mruczeć.

Twój kot jest mieszanką jakiegoś czarnego sierściucha z kughuarem. Jego charakterystyczną zdolnością jest zaskakująca prędkość, a raczej zdolność unikania zaklęć bądź latających przedmiotów.

______________________

Salon z kuchnią - Page 4 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyPią Mar 19 2021, 00:41;

  Spokój. Cisza. Chciałoby się rzec tak bardzo pożądane ostatnimi czasy sytuacje, w których można byłoby wypocząć. Dla Alexandra Voralberga były co najmniej czymś niespotykanym, wręcz świętym Graalem, którego osiągnięcie zdawało się odwlekać w czasie o długie miesiące. Jeżeli poukładał już sobie wszystko w swoich sprawach, tak nagle okazywało się, że przytrafiały się gorsze, nie dające mu spokoju sytuacje, najważniejszym w tej chwili osobom w jego życiu. Zdecydowanie nie przyprawiało go to o wytchnienie, a wręcz jeszcze bardziej intensyfikowało do przemęczenia. Tak, tak właśnie się aktualnie czuł i choć taki stan zdarzał mu się naprawdę rzadko, tak tym razem bił w niego z podwójną czy nawet potrójną intensyfikacją. Potrzebował wakacji. Bez uczniów, bez problemów i bez wypadków. Po prostu leżeć i czytać książki przez bity tydzień. Mógł sobie jednak póki co o tym pomarzyć.
  Przekroczył barierę swojej posesji jak to miał w zwyczaju od czasu do czasu, kiedy miał luźniejszy moment w tygodniu. Będąc pogrążonym w myślach, na pierwszy rzut oka nie zauważył co działo się tuż przed nią, a jak gdyby nigdy nic zawędrował pod drzwi, aby je otworzyć. Minęło kilkanaście sekund, zanim zorientował się co zarejestrowały jego oczy, a z czego nie do końca zdawał sobie sprawy jego umysł, a przynajmniej nie do teraz. Cofnął się kilka kroków z wrażenia, patrząc na parapet, na którym, jak gdyby nigdy nic siedział mały kotek. Aż go przeszły ciarki. Nienawidził tych sierściuchów i z tego też powodu najzwyczajniej w świecie na niego psiknął. Zwykłym, mugolskim „psik!” i jeżeli sądził, że da to jakikolwiek efekt to – skąd też o tym wiedział – grubo się mylił.
  - To są jakieś żarty. – podszedł bliżej, wyciągając rękę po swoją własność, którą dostrzegł dopiero po chwili. Nie to, że jakoś specjalnie zależało mu na jego figurce smoka, bo absolutnie ich nie kolekcjonował. Sam fakt, że jednak kociak dostał się do jego domu i coś z niego wyciągnął, stanowczo naruszało jego alexową godność, którą tracił tym bardziej, że robił podchody do kota jakby co najmniej stanął twarzą w twarz z mantykorą. A tych zdecydowanie nie lubił. Mały czarnuch pacnął go łapą, zupełnie jakby znalazł nową zabawkę, a nauczyciel odsunął rękę jakby coś go oparzyło. Zmrużył oczy przyglądając się zwierzęciu z wrogością. Mały szczyl układał właśnie dwumetrowego typa.
  - Uciekaj, już już. – złapał go za skórę na karku i podniósł, wyciągając spomiędzy jego pazurków figurkę i chowając ją do kieszeni. Młodziaka położył gdzieś na trawie i z lekką w paniką w chodzie – zupełnie jakby bał się, że ten zaraz wpadnie za nim niespodziewanie do mieszkania, szybko do niego wszedł i zatrzasnął za sobą drzwi. Uf. To tyle. Miał z głowy tego małego oszołoma.
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Moderator




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyPią Mar 19 2021, 21:14;

Wciąż pracował jako profesor. Wciąż był częścią hogwarckiej społeczności. Wciąż nic się nie zmieniło, a jednak zdecydowanie nie wszystko było w porządku. Poprawka, wszystko się zmieniło i tylko niektóre elementy jego dotychczasowego bycia zostały w nienaruszonym stanie, choć niewiele brakowało, aby rzucił wszystkim. Od zmiany pracy w dużym stopniu powstrzymał go nie kto inny, jak właśnie Alex, a także spotkanie się jakiś czas wcześniej z Chrisem. Fakt, że gajowy wciąż z nim normalnie rozmawiał, że nie wyzwał go od gumochłonów i nie kazał zwyczajnie spieprzać, poprawiał mu nastrój. Chcąc w pełni wrócić do dawnego siebie, potrzebował spędzić czas ze swoim przyjacielem, nic więc dziwnego, że bez zbędnego zapowiadania się, zjawił się przed domem Voralberga. Właściwie miał ochotę zabrać ze sobą jakiś alkohol, albo cokolwiek, co mogłoby sprawić, że choć na moment jego głowa zapomniałaby o wszystkich pytaniach, niepewnościach, żałobie, ale nie lubił pić samemu.
Przybierając lekki, nieco zaczepny uśmiech na twarz, zaczął pukać do drzwi. Nie, pukać to złe określenie, gdyż Josh wystukiwał właśnie rytm sobie znanej piosenki, czekając, aż drzwi otworzą się same, albo stanie w nich Alex.
- Zawsze teleportuję się pod twoje drzwi, bo nie chcę, żebyś od razu miotnął mną na ścianę, gdybym cie wystraszył, ale powiedz mi tak właściwie... Masz ty tu jakieś zabezpieczenia antyteleportacyjne? - spytał, wchodząc do środka, gdy tylko przyjaciel otwarł mu drzwi, wyraźnie nie zamierzając czekać na wyraźniejsze zaproszenie. - I zdecydowanie przyjemniej wpaść do ciebie, gdy widzisz. Nie zdarzyły ci się już żadne napady chwilowej ślepoty? - dopytał, a troska w jego głosie była więcej niż tylko słyszalna. Pamiętał, co działo się wtedy z Alexem i nie chciałby tego nigdy więcej przeżywać na nowo. Cieszył się, że z Éléonore wciąż mu sie układało, a przynajmniej tak mu się zdawało, skoro mężczyzna wciąż nie chciał zdradzać szczegółów.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyNie Mar 21 2021, 18:06;

  Pierwsze co zrobił, to upewnił się, że absolutnie wszystkie okna w domu są zamknięte. Co jak co, ale nie miał ochoty na to, aby ten mały oszołom wpadł do środka i znowu coś ukradł, zniszczył lub w ogóle tu był. Alexander nie lubił kotów, miał z nimi złe wspomnienia i złe skojarzenia. I nie miało znaczenia, że kiciusie, które miał na myśli były wielkości góry. Kot jest kotem, duży czy mały.
  Ostatecznie, kiedy już zatrzasnął wszystko co się dało i mógł w spokoju się ogarnąć, w istocie to zrobił. Wstawił ekspres, aby w międzyczasie zmielił i sprasował ziarna, a on sam pobiegł na górę, skacząc po schodach co drugi stopień i o mało nie potykając się na swoich długich tyczkach po drodze. Będąc pod prysznicem absolutnie nie słyszał miauczenia dochodzącego gdzieś z zewnątrz tak więc nic sobie z tego nie robił. Dopiero kiedy wyszedł spod orzeźwiającego strumienia wody i ubrał się w swojej sypialni – dostrzegł cholernego czarnucha znów na parapecie. Na piętrze. Jak on tam wlazł? Kompletnie go zignorował. Jeśli da mu atencję będzie tylko gorzej.
  Wtedy dobiegł go jeszcze inny dźwięk, pukania do drzwi. Co tu się dzisiaj działo. Czy powinien się kogoś spodziewać? A może to właściciel zwierzęcia przyszedł, aby odebrać swoją własność? To by był fantastyczny scenariusz, szkoda że okazał się całkowicie nierealny. Dotarło to do niego, kiedy stukanie w drzwi nabrało dość charakterystycznego wydźwięku. Podszedł do drzwi, wciąż z mokrymi włosami i otworzył je, zaskoczony że zaczynają na niego napierać. Kiedy jednak jego oczy dostrzegły wchodzącego Joshuę, całkowicie się zawiesił. Nie odpowiedział absolutnie nic na zadane przez przyjaciela pytania, lustrując go od stóp do głów i na odwrót.
  - Joshua. – wydusił z siebie, jakby co najmniej zobaczył ducha. W końcu nie widział go dobrych kilka miesięcy, a dla tych dwóch było to chyba jak wieczność. Zamknął drzwi – prawdopodobnie nie zauważając, że do mieszkania wpełznął również kociak i choć jeszcze przez chwilę stał w miejscu jak wryty, tak wkrótce podszedł do niego – w przypadku Alexa nigdy nie wiadomo czy nie przywalić mu w łeb – i choć krótko, to jednak go przytulił wciąż niedowierząc, że go widzi. Wciąż trzymał go jednak za ramiona po obu stronach, wpatrując się w niego nad wyraz czujnie i próbując dopatrzeć się wszelkich oznak czegoś złego.
  - Olać moje oczy. Jak Ty się czujesz?
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Moderator




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyPon Mar 22 2021, 22:34;

Josh właściwie w ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie, a już tym bardziej na mały czarny cień przemykający w pobliżu jego nóg, który to wtargnął do mieszkania Alexa za nim. Doprawdy, gdyby mógł się spodziewać jakiegokolwiek stworzenia w domu przyjaciela, z pewnością nie byłby to kot. Choć z drugiej strony, nie spodziewałby się także otrzymać od niego puszka pigmejskiego, a tu proszę, w domu czekał Alex Junior. Nie było to jednak nic tak ważnego, żeby zaprzątało myśli Josha, który wpatrywał się osłupiały w przyjaciela. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ten go przytulił do siebie i cóż, poczuł, że mięknie mu serce. Prawdę mówiąc, ten prosty gest był tym, czego potrzebował, poza ognistą whisky, od chwili śmierci babci. Czuł się parszywie, ale robił wszystko, byle tylko o tym nie myśleć, ani nie zwracać uwagi na czas, na jaki zniknął, co było już trudniejsze. Może najpierw od razu zacząłby od tego swoją tyradę, gdyby nie mała uwaga Alexa, tuż przed zadanym pytaniem.
- Olać twoje oczy? Merlinie trzymaj mnie, bo zaraz zamienię się tłuczka - mruknął, przykładając na moment dłoń do oczu, przyciskając je palcami. - Stary, czy ty wiesz, jak wtedy wyglądałeś i się zachowywałeś? Wolałbym wiedzieć, jeśli masz jakieś nawroty tamtego cholerstwa, bo jak znam życie, amulet zachowałeś - dodał, spoglądając na nowo na przyjaciela, wzdychając. Opuścił ramiona, przesuwając czubkiem języka po wardze, jakby szukał słów, których powinien użyć.
- Źle. Jestem wściekły na siebie, na pustkę, jaka się nagle pojawiła, jest mi po prostu źle. Matka się nie pojawiła, bo wszystko w tym odmerlinionym Egipcie jest ważniejsze, niż jej zmarła matka. Żeby jej gumochłon wykopaliska zasrał - burknął, przewracając oczami. - Spotkałem przypadkiem Chrisa. Przez te miesiące nie tylko do ciebie się odzywałem, wiesz? A on nawet nie był wściekły, ale... Wróciłem do punktu wyjścia w tej znajomości, co tylko wzmaga irytację - dokończył, wzruszając ramionami. Czuł się w tej chwili jak mały chłopiec, który nagle zorientował się, że został sam pośród lasu i nie wie, w którą stronę ma iść. Nigdy nie pozwalał sobie na takie sytuacje, ale też nigdy nie został właściwie sam. Zawsze była babcia, ale to właśnie jej zabrakło, a jemu wszystko zaczęło się mieszać. Został w Hogwarcie, chcąc dokończyć rok szkolny z dzieciakami, ale jednocześnie był świadom, że będzie widywał się z Chrisem, a w tej chwili nie był pewny, jak długo wytrzyma, znów będąc po prostu przyjacielem. Nie miał niestety prawa do proszenia go o kolejną szansę, skoro sam wszystko porzucił. Mógłby poszukać pracy, jako trener, ale prawdą było, że przywiązał się już do dzieciaków, a i do której drużyny miałby iść? Nie wiedział, w którą stronę iść, więc poszedł do drugiej najważniejszej osoby w jego życiu i teraz wpatrywał się w niemalże białe tęczówki wyglądając zdecydowanie jak smutny szczeniak z mugolskich filmików. Jak cynamonka, do której ktoś zapomniał dodać odpowiedniej ilości cynamonu, więc lezy samotnie na talerzu.
- Po prostu nie czuję się sobą.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptySob Mar 27 2021, 22:41;

  Poczuł lekkie wzburzenie, kiedy Joshua potraktował go jak jakiegoś chłystka, ale nie uzewnętrznił tego w żadnym stopniu, pozostając z tym samym wyrazem twarzy jaki miał jeszcze chwilę temu. Co prawda Walsh miał nieco racji na temat jego zeszłego stanu, ale zdaje się, że było minęło i Joshua pozostawał tego świadkiem. Alexander naprawdę wiedział, że jego przyjaciel się martwi i niezmiernie to doceniał, ale to nie on był teraz w największej potrzebie wsparcia psychicznego, bo radził sobie ze sobą doskonale.
  - Josh, wiem. I nie, nie mam nawrotów. Widzę świetnie. Było minęło. Skupmy się na Tobie. – rzucił do niego robiąc pauzy, jakby był wojskowym telegramem i naprawdę mówił z całą szczerością jaką posiadał. Tak, jego oczy przyzwyczajały się do powrotu wzroku, tak, miał chwilowe nawroty ślepoty, ale na Merlina to było prawie pół roku temu! Nie musiał już się z tego tłumaczyć. Było w porządku i tego należało się trzymać.
  - Nie wiem co powiedzieć, choć podświadomie chciałbym bardzo dużo. – przetarł dłonią swoją linię żuchwy, zastanawiając się jak i co powinien ubrać w słowa. – Josh zrobiłeś dla babci wszystko i to jak najlepiej potrafiłeś. Wiem, że jest Ci ciężko, ale to może zaleczyć tylko czas. Nie powiem Ci że będzie dobrze, bo kolejnych kilka tygodni będzie paskudnych, przeplatanych różnymi emocjami, ale masz przyjaciół, pracę i... – zatrzymał się na chwilę, nie wiedząc czy Josh do końca zdawał sobie sprawę co i jak działo się podczas jego nieobecności.
  – Wiesz…. O’Connor też nagle zniknął. Nie wiem co było tego powodem, ale myślę, że to kwestia niefortunnego zejścia się czasów, w których nie mogliście sobie nawzajem pomóc i się wepsrzeć. Dajcie sobie chwilę czasu, ułoży się. Nie wiem czy tak jak byś chciał, ale na pewno jakoś. – być może Christopher powiedział Walshowi co i jak, ale Alexander nie chciał wnikać w ich prywatne rozmowy czy sprawy. Starannie dobierał słowa tak, aby nie zrobić większej krzywdy przyjacielowi, bo stan w jakim był aktualnie nie wyglądał na najlepszy. A nie oszukujmy się, Voralberg był beznadziejnym wsparciem, nawet jeśli się starał. Chodź. – powiedział do niego, łapiąc go za ramię i nakierowując na kuchnię, gdzie przemknął obok blatu. – Chcesz czegoś do picia? – spytał, włączając ekspres. On z pewnością napije się kawy.
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Moderator




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptySob Mar 27 2021, 23:33;

Prawdę mówiąc, Josh jeszcze przez parę sekund wierzył, że uda mu się zmienić temat i nie rozmawiać o sobie. W swojej pokrętnej logice był zdania, iż wspominając o ślepocie przyjaciela, zejdą na tematy przeróżnych klątw i tego, jak ich uniknąć. Być może zaczęliby wspominać wakacje, może uznaliby, że było całkiem śmiesznie, a także, że obaj wykazali się zupełną głupotą w pójściu na statek, po którym Josh wciąż miał blizny na twarzy, ale niestety, Alexa nie można było tak łatwo zagadać. Choć może inaczej, być może kto inny byłby w stanie go zagadać, ale nie miotlarz, który podobne sztuczki próbował stosować od początku znajomości. Odwracanie tematu od siebie. Czasem się udawało, gdy temat nie był zbyt ważny, a jego stan psychiczny i emocjonalny najwyraźniej należał do tych poważniejszych.
Temat Chrisa był chyba jeszcze gorszy, niż śmierć babci, a może po prostu równie ciężki, przez co Walsh odczuwał dodatkowe przybicie. Odnosił wrażenie, że wszystko, co się stało w trakcie wakacji i póxniej zostało wrzucone do pudełka na sentymentalne pamiątki i schowane głęboko w szafie. Nie miał odwagi pytać o to, więc nie wiedział, jak na wszystko patrzy O'Connor, a sam pragnął wrócić do tego, na czym skończyli, żeby nie czuć się tak cholernie samotnie. Jasne, miał Alexa i to była jedyna pozytywna myśl, jaka towarzyszyła mu w ciągu ostatnich tygodni. Miał przyjaciela, właściwie brata, na którym mógł polegać jak zawodnik na swojej miotle. Właśnie dlatego tutaj przyszedł, ale jakkolwiek Voralberg nie był mu bliski, nie mógł wypełnić każdej dziury w jego sercu, które teraz wprowadzały chłód do jego wnętrza.
- Jak masz cynamon, to chcę kawę. Z cynamonem. Z dużą ilością cynamonu i cukrem - mruknął, kierując się za przyjacielem w głąb mieszkania, przesuwając dłonią po twarzy. - Mówił mi o tym, co działo się u niego i miał równie źle, co ja, choć nikt mu nie umarł. Chyba... Chyba nie czuję się dobrze z tym, że się nie wściekł? Chyba wolałbym, żeby na mnie wrzeszczał, albo nie chciał rozmawiać, a on jeszcze mnie pocieszał. Na śmierć babki nie poradzę już nic, a tu sam nie wiem. Najgorzej było trzymać się swojej części ławki - zaśmiał się gorzko, po czym pokręcił głową, jakby nie chciał już o tym rozmawiać, co nie było dalekie od prawdy. W sprawie gajowego miał mętlik w głowie, rzucający go od chęci odsunięcia się od mężczyzny do ponownych prób związania się z nim. Czuł się zmęczony.
- Wciąż nie wiem, co z pracą. Zostałem, bo chociaż rok chciałbym z nimi skończyć... Ale właściwie teraz nic mnie tu nie trzyma tak, jak robiła to babcia. Mógłbym być trenerem... Choć mogę uczyć po prostu prywatne osoby. Na Merlina, na wszystko mam ochotę odpowiadać "nie wiem" - mruknął, nie siląc się nawet na zakrywanie irytacji uśmiechem. Najgorsze były chwile, gdy spotykał obcych ludzi na ulicy, którzy pytali, co słychać u babci. Wtedy miał ochotę teleportować się jak najdalej.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyNie Mar 28 2021, 03:23;

  Szczerze mówiąc Alexander znał go już zdecydowanie zbyt długo, aby wiedzieć, że ten będzie próbował zboczyć z tematu siebie na rzecz czegokolwiek innego. Miotlarz z kolei powinien wiedzieć o kumplu, że ten nie da się tak łatwo nabrać na jego sztuczki i może i nawet zorientował się w trakcie, ale Voralberg naprawdę skutecznie zakończył temat swoich oczu. Śmiał wątpić, czy da się jeszcze bardziej. No, może się dało, ale wolał nie próbować. Widział w nim, że i tak średnio mu to schodzenie ze ścieżki swojego tematu wychodziło.
  Metaforycznie nie mógł na niego patrzeć. Ten zawsze radosny i kochany Josh przygasał teraz w oczach, a Voralberg niespecjalnie mógł na to cokolwiek poradzić. Znał wiele dobrych zaklęć, znał wielu ludzi którzy byli świetni w eliksirach czy transmutacji, ale nawet razem nie mogliby przywrócić życia babci Josha, choć Alex naprawdę, naprawdę chciałby móc to zrobić. Zobaczyć ją znów całą i zdrową i znów poczuć się u niej miło przy herbacie, ale przede wszystkim znów rozpalić tę iskierkę radości w swoim najlepszym kumplu.
  - A wiesz, że mam? Trzymam specjalnie dla Ciebie. – stwierdził, wyciągając cynamon z jakiejś półki. On sam nie używał żadnych przypraw, absolutnie ich nie potrzebował skoro i tak nie czuł smaku. Tak było też dużo zdrowiej… na ten przykład życie bez soli. – Ale zabierz go ode mnie bo na samą myśl mi gorzej. Minęło piętnaście lat, a ja nadal pamiętam ten zapach. – puścił mu oczko, choć broń Merlinie nie kłamał! Naprawdę nienawidził cynamonu i naprawdę na sam widok miał odruch wymiotny. To były te chwile w których nie żałował że nie ma zmysłów. Cukier też mu podał. Zbyt wielu ludzi słodziło, aby nie posiadał go w kuchni (choć rzadko odwiedzanej), ale sam go nie spożywał. Fit życie o chlebie i wodzie. I kawie.
  - Dlaczego miałby na Ciebie wrzeszczeć? Nie demonizuj O’Connora Josh, ani nie obwiniaj siebie. On też jest człowiekiem i to dobrym człowiekiem. Myślę, że rozumie Twoje położenie równie dobrze tak jak Ty jego. Oboje mieliście swoje niezwykle ważne sprawy w jednym momencie. Myślę, że gdyby jedno z Was miało kłopot, to drugie od razu pomknęłoby ze wsparciem. – mówiąc to, powoli zaparzał kawę, którą postawił Joshowi tuż obok przypraw.
  - Zaufaj mi Joshua i daj sobie czas. Będą wakacje, zajmiemy się czymś, może odpoczniemy. Przemyślisz wszystko na spokojnie, zobaczysz co się stanie do tego czasu z Twoją relacją z Chrisem. Ale musisz być cierpliwy. To niełatwe, przyznaję. Ale w niektórych sytuacjach trzeba się tego nauczyć. – to mówiąc chwycił również swój kubek i oparł się o wysepkę naprzeciw mężczyzny.
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8




Moderator




Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 EmptyWto Mar 30 2021, 09:52;

- Czyżbyś bał się odrobiny cynamonu? - spytał z lekkim śmiechem, odbierając przyprawę, którą od razu powąchał. Kojarzyła mu się z domem nie bez powodu, a ten pokrywał się z całą pewnością z niechęcią Voralberga - cynamonki babci Irène. Nie potrafił nic poradzić na chwilowe zawieszenie, cień melancholii odbity w jego ciemnym spojrzeniu, które zawiesił na trzymanej w dłoni przyprawie. Miał wszystkie przepisy babki, ale jego wypieki nigdy nie były tak dobre, jak jej. Otrząsnął się ze wspomnień, zarówno słodkich, jak i gorzkich, aby zaraz westchnąć ciężko.
- Masz rację. Po prostu… Spodziewałem się czegoś innego. Czegoś, co pokaże, że naprawdę coś straciłem, choć teraz wygląda, że nie straciłem, bo nic nie miałem, albo przemawia przeze to wszystko, wiesz… - urwał zdanie, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Żal po stracie babci? Jakkolwiek było to zrozumiałe, brzmiało dla niego beznadziejnie i jak marna wymówka. Powinien zacisnąć zęby i ruszyć do przodu. Przyjął kawę, doprawił ją cynamonem, a niewielki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Kawa nie pyta, kawa rozumie, a ta z cynamonem dodatkowo kocha. Upił w końcu łyk, milcząc, napawając się gorącem rozchodzącym się po jego przełyku, niemal paląc go. Nie powinno się pić aż tak gorących napojów, ale nie przejmował się tym, wzdychając nieznacznie. Koniec użalania się.
- Zostaję w Hogwarcie, ale zacznę też trenowanie na własną rękę. Może jakieś młode dzieciaki będą chciały uczyć się latać, zanim przyjdą do Hogwartu, albo jacyś zatwardziali antymiotlarze postanowią jednak spróbować - poinformował przyjaciela o swoim postanowieniu, spoglądając znacząco na Alexa przy ostatnich słowach. Choć wciąż było widać w jego ciemnym spojrzeniu smutek i zwyczajnie pustkę, powoli rozjaśniał się, w miarę jak ubywało kawy w jego kubku, a sam przesiąkał zapachem cynamonu. - Pomyślałem, że masz rację. Niektórzy uczniowie mogliby za mną tęsknić, więc chciałbym zobaczyć, jak kończą naukę, a to trochę błędne koło, bo będą przychodzić następni. Jednak teraz nie jestem zmuszony do kończenia szybko zajęć i biegnięcia do domu, mam więcej wolnego czasu, więc mógłbym spróbować robić to, co chciałem wcześniej - trenować - wyjaśnił dodatkowo swój sposób patrzenia. Jedyne co przemilczał, to konieczność wypełnienia wolnego czasu, żeby nie musiał myśleć ani o babci, ani o Chrisie. To ostatnie chciał jeszcze zmienić, chciał wrócić do punktu sprzed świąt, bo czuł fizyczny ból na samą myśl, że nie mógł po prostu być obok niego, nie tak, jak mógł po wakacjach. Nie mógł jednak nic poradzić na śmierć babci, a snucie się po domu jeszcze nikomu nie pomogło. Uniósł kubek do ust, spoglądając na przyjaciela, zastanawiając się, czy pochwała jego decyzję, czy uzna go za szalonego. Może powinien szukać innej dodatkowej pracy, żeby nie kręcić się ciągle na miotle.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Salon z kuchnią - Page 4 QzgSDG8








Salon z kuchnią - Page 4 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 4 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 4 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Salon z kuchnią

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 7Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Salon z kuchnią - Page 4 JHTDsR7 :: 
Dolina Godryka
 :: 
Domy i mieszkania
 :: 
Rezydencja Voralberga
-