....Od pierwszego momentu, kiedy otworzył oczy już doskonale wiedział, że to raczej nie będzie jego dzień. A miał wolne! Nie spał zbyt dobrze, zresztą jak przez kilka ostatnich dni, stąd też otworzenie oczu o poranku - kiedy przespał tę godzinę, może dwie - było sporym wyzwaniem. Z drugiej strony wiedział doskonale, że już nie zaśnie, tak więc nie było sensu nawet próbować. Ot z rytmem dobowym się nie walczy, a przynajmniej on nie miał zamiaru tego robić.
....Przeciągnął całe ciało uprzednio chwytając się dłońmi zagłówka i choć jego łóżko było wystarczająco duże, kiedy na nim leżał, tak teraz brakowało tych kilkunastu centymetrów w trakcie rozciągania się. Odwrócił głowę w kierunku nocnej szafki i zerknął niemrawo na godzinę, próbując przemówić sobie do rozumu o jeszcze pięć minut…, ale tuż po zamknięciu powiek faktycznie uznał, że to całkowicie bezcelowe. Podniósł się więc z łóżka i przetarł dłońmi twarz, od razu kierując się do łazienki gdzie z grubsza ogarnął się, aby nie wyglądać jak wilkołak zombie. Prysznic weźmie później, w końcu miał całkiem sporo czasu. Poza tym, branie go dwa razy całkowicie w jego opinii nie miało sensu, skoro i tak, jak zwykle, miał zamiar pobiegać.
....Zszedł po schodach na dół i od razu machnął ręką na ekspres do kawy, który zaczął od razu przygotowywać napój życia w konfiguracji kofeina milion, bo i tak nie odczuje smaku tej goryczy, a przynajmniej jako-tako postawi go to na nogi. Prorok codzienny już leżał na jego wycieraczce, ale po przejrzeniu samej okładki po raz kolejny mógł zadać sobie pytanie – po co on w zasadzie to prenumeruje? Niemniej, zawsze były to jakieś wiadomości.
....Chwycił w powrocie kubek z pobudzającym napojem i usiał na kanapie w salonie, leniwie wertując kolejne strony tego jakże pasjonującego dziennika z coraz większym znudzeniem wymalowanym na twarzy. Ziewnął przeciągle wypijając po chwili całą kawę w zasadzie duszkiem i odkładając kubek do zlewu w kuchni – oczywiście na odległość, bo po co wstawać, skoro czyta się jakże ekscytującą rubrykę z bzdurami wyssanymi z palca.
....Nawet nie wiedział, kiedy przysnął na kanapie. Przebudzenie się po raz drugi było jednak jeszcze gorsze od tego pierwszego, bowiem ten mebel był zdecydowanie dużo mniej wygodny niż jego łóżko. Podniósł się, czując się połamanym i praktycznie od razu poszedł na górę gdzie przebrał się ze w strój bardziej adekwatny, aby już po chwili wyjść z domu, zamykając go za sobą. Doskonale wiedział, jak bardzo bieganie mu pomoże.
...Zdrowy rozsądek Éléonore Elisabeth Swansea już dawno przestał być zdrowy; zachorował na złożoną chorobę odalexową i zapadł w śpiączkę. Obudziły się w niej jakieś detektywistyczne instynkty, rozbudziła krukońska ciekawość, czy po prostu chciała spędzić z nim trochę czasu? Jakiekolwiek były jej pobudki - w jej głowie panował istny chaos, nie działała roztropnie ani wedle swoich własnych zasad, choć w gruncie rzeczy tego nie dostrzegała. Bądź nie chciała dostrzec. ...W istocie była mile zaskoczona, że wyszedł z propozycją spotkania się u niego w domu. To tak, jakby odkrywał przed nią kolejne karty, dawał coś od siebie i... otwierał się przed nią. Łechtało to jej ego i sprawiało, że towarzyszyło jej przyjemne uczucie w środku, gdzieś w okolicach żołądka. Oczywiście istniała gdzieś opcja, że to pułapka, że kierują nim złe zamiary, ale hej - kto by się tym teraz martwił? Gdy niemalże na wyciągnięcie ręki była odpowiedź dotycząca tej osławionej likantropii. Co prawda przełożył spotkanie na nieco wcześniejszą godzinę i wszystko wskazywało na to, że rozstaną się przed zapadnięciem zmroku, aczkolwiek... czas pokaże jak to będzie, a Swansea na pewno się czegoś dowie. Inaczej nie odpuści. Nie ona. ...Tego dnia zjadła późne śniadanie, bo choć spotykali się w porze lunchu, to nie planowali wspólnego posiłku, a wręcz przeciwnie: aktywności wymagające rezerwy energetycznej. Czekała ich wszak wspólna nauka praktycznych zaklęć. Bez żadnych podtekstów. Żadnych. Włożyła na siebie swój ulubiony, biały sweter; ten sam, który miała podczas Festiwalu Muzycznego i który jakiś festiwalowicz oblał piwem. Do swetra dobrała najzwyklejsze w świecie dżinsy, no może ciut obcisłe, ale nie mogła nie przyznać sama przed sobą, że wyglądała w nich jak milion galeonów. A o taki efekt jej chodziło... nawet jeśli rozchodziło się o zwykłą, formalną lekcję doszkalającą. Zgarnęła swój płaszcz i wyszła z domu zanim ktokolwiek ze Swansea postanowił ją zaczepić i dopytać, dokąd zmierza. Nawet Elaine nie wiedziała, że spotyka się z Voralbergiem u niego w d o m u. Rozsądnie as fuck. ...Odległość pomiędzy łabędzią rezydencją a posiadłością nauczyciela Zaklęć sprzyjała spacerom. Dzięki temu dziewczyna uniknęła teleportacji bądź poszukiwań świstoklika. Nie umawiali się na konkretną godzinę, ale przybyła pod wskazany adres chwilę po pierwszej. Od razu zwróciła uwagę na ciche otoczenie i przyjazną lokalizację domku. Wiosną musiało być tam pięknie, zielono... Weszła na teren posesji trochę niepewnie, ale nic ją nie zaatakowało, nic nie zjadło, ba! Nawet się nie potknęła o własne nogi. Sukces. Stanęła przed drzwiami, wyciągnęła swoją różdżkę z tylnej kieszeni tych-obcisłych-dżinsów i wsunęła ją w rękaw swetra. A następnie wzięła kilka głębokich wdechów, by opanować kołatanie serca i... zastukała trzykrotnie. ...Mróz szczypał ją w policzki, a jakaś przebrzydła siła ściskała jej wnętrzności. Odczuwała jednoczesne podekscytowanie i niepokój. Chciała go zobaczyć i czuła, że powinna się wycofać, odwrócić na pięcie i wrócić do swojego domu. Do bezpiecznej ostoi.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Nie można było nazwać tego szybką przebieżką, ba! to nawet nie był bieg krótkodystansowy. Sam nie wiedział ile kilometrów zrobił, ale na pewno więcej niż dziesięć, może nawet więcej niż piętnaście. Nie zastanawiał się, zwykle tego nie robił jeśli chodziło o poranny ‘jogging’, tylko wyciskał z siebie ostatnie dostępne siły i działo się tak za każdym, jednym razem. Może i to nieco nieodpowiedzialne z jego strony, bo nigdy nie wiadomo kiedy wyskoczy na Ciebie coś, przed czym musisz się obronić albo zapomnisz o aktywnościach wymagających rezerwy energetycznej zaplanowanych na ten dzień, no ale to Alex. Po prostu Alex.
....Tak jak wyszedł z domu, tak wrócił do niego przez tylną bramę. Z grymasem zmęczenia wymalowanym na twarzy szedł powoli ścieżką między basenem a dalszą częścią ogrodu, mając wrażenie, że albo zaraz zemdleje, albo zrobi to tuż za progiem, który w końcu przekroczył. I nie stało się kompletnie nic, tak więc może przeżyje kolejny dzień. Zdjął bluzę rzucając ją gdzieś obok i nalał sobie szklankę wody, którą wypił duszkiem, zupełnie jak trzy kolejne i wtem nastąpiło pukanie do drzwi.
.... Co?
....Opierając się dłońmi o blat zmarszczył brwi, wciąż dysząc. Bez zastanowienia odbił się zgrabnie rękami od mebla i powoli ruszył w kierunku frontu skąd dobiegał hałas objawiający gości. Listonosz? Nie sądził, niczego nie zamawiał…a może to Perry stwierdził, że wpadnie z niezapowiedzianą wizytą, alkoholem (który będzie pił sam) i dziwnymi pomysłami? A może… o nie.
....Dosłownie w tym samym momencie, w którym jak za pstryknięciem palcami dotarło do niego kto stoi za drzwiami, nacisnął klamkę, uchylając je na oścież. Kompletnie zapomniał o tym spotkaniu, był przekonany, że jest jutro albo chociażby… godzinę później, może dwie? Cokolwiek. Ze standardową kamienną twarzą zerknął na Atencjuszkę z Felixa stojącą z metr przed nim, będącą prawie punktualną co do godziny której się nie umawiali.
....- Éléonore. – …a kto inny kretynie. Zerknął na mechaniczny zegarek spoczywający na jego prawej ręce i ponownie na nią z przepraszającym wyrazem twarzy. – Myślałem że będziesz trochę później. – albo jutro. Wskazał jej ręką wejście, dodając krótkie witaj czy też zapraszam (sam nie był pewien z tych nagle ogarniających go nerwów), a gdy weszła przymknął drzwi i przetarł kark dłonią. Wtedy nastąpił moment, w którym zorientował się jak aktualnie wyglądał.
....- No cóż. – mruknął, przyglądając się przemoczonej do granic możliwości koszulce na długi rękaw, dziwnie opinającej się na jego sylwetce. – Dasz mi dziesięć minut? Rozgość się, a ja zaraz wrócę... – musiał wziąć prysznic. Przecież nie będzie przepocony siedział w jej towarzystwie, ba! w czyimkolwiek towarzystwie by tego nie zrobił. Czuł się głupio i cały skrępowany. Oczywiście wmawiał sobie, że to kwestia jego wyglądu.
....Uśmiechając się lekko ruszył w kierunku schodów, gdzie próbując udawać całkowicie normalnego wszedł jeden po drugim, zamiast skakać jak kangur co piąty i od razu wpadł do łazienki, uprzednio biorąc czyste ciuchy na przebranie. Naprawdę marzył teraz o długim, lodowatym prysznicu pod którym będzie mógł ochłonąć i uspokoić swoje ciało, coraz bardziej sprzeczające się z jego zewnętrzną powłoką wewnętrznym sprzeciwem gorąca. Jednak słowo się rzekło i jak powiedział tak zrobił, już po dziesięciu minutach schodząc z powrotem na dół, ubranym w zwykły t-shirt i dżinsowe spodnie. Ten widok rzadko się spotyka.
....Spieszył się tak mocno, że nawet nie wysuszył włosów, które teraz sterczały na wszystkie strony jak chciały, no ale skoro poprosił ją tylko o dziesięć minut to nie śmiałby złamać danego słowa. Zerknął na nią uśmiechając się lekko, z lekką dozą zmieszania, bo w zasadzie nie wiedział co ma powiedzieć. Serce waliło mu młotem, a jakby tego było mało to czuł, że świeże kropelki potu spływają mu po karku. Dobrze, że koszulka była czarna i nie było tego widać.
....Co się z nim dzieje?
....- Napijesz się czegoś? Co prawda mam tylko wodę i kawę… – rzucił, wchodząc do kuchni i rozglądając się po szafkach. – A nie, mam jeszcze herbatę. – dodał marszcząc brwi. Skąd się tu wzięła? Herbata, nie Éléonore. Ona to akurat wiedział już aż za dobrze i nie mógł sobie wybaczyć, że kompletnie o tym spotkaniu zapomniał!
...Miała wrażenie, że czas stanął w miejscu i czeka wieki na to, aż Voralberg otworzy jej drzwi. Czy było tak w rzeczywistości, czy po prostu w ten sposób odczuwała narastający stres i panikę przed spotkaniem się z nim sam na sam, u niego w domu? ...Ujemna temperatura dawała o sobie znać, choć blade promienie słońca, przeciskające się przez szare chmury, walczyły o każdy stopień i ratowały nieco sytuację. Mimo to Swansea marzła, a wychłodzeniu sprzyjał przyspieszony oddech i to, że nie założyła pod ten biały sweterek kompletnie nic. Poza bielizną, żeby nie było. W końcu jednak nadszedł ten podniosły moment, usłyszała zbliżające się kroki, a tuż po nich szczęk klamki. Drzwi się otworzyły, a naprzeciwko niej, niespełna metr dalej, pojawił się Alexander i jego kamienna twarz. Serce załomotało jej jeszcze mocniej, ale mimo wszystko zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Przypatrzyła mu się uważniej i nieco... zaskoczyła. Wyglądał, jakby przed chwilą przebiegł maraton albo walczył z akromantulą. Czyżby... zapomniał? On? - Byłabym później, gdybyś nie przełożył pory spotkania. - odparła kąśliwe, przechodząc przez próg. Była mu jednak wdzięczna, że wpuścił ją bez większych ceregieli; w przeciwnym wypadku zamarzłaby na śmierć. ...Ledwo znalazła się we wnętrzu domu, a już ogarnęło ją przyjemne ciepło. Nie zwlekała więc ze zdjęciem płaszcza i odwieszeniem go na wskazane miejsce. Miała teraz chwilę czasu na to, by mu się lepiej przyjrzeć. I nie omieszkała skorzystać z tej sposobności. Choć starał się zachowywać posągową postawę i niewzruszoną minę, to widziała w jego oczach drobne zmieszanie i zakłopotanie. Musiała ugryźć się w język, żeby nie skomentować przemoczonej koszulki, podkreślającej każde pojedyncze żłobienie jego mięśni. Poza tym... wpatrywała się w jego tors zdecydowanie za długo. Przełknęła ślinę i powtórnie spojrzała na jego twarz. Nie ulegało wątpliwości, że przed chwilą coś ćwiczył. Ale czy faktycznie zapomniał o umówionym spotkaniu? Nie śmiała zapytać. No i czy było to też takie istotne? - Jasne, śmiało. - odpowiedziała, gdy poprosił o te cenne dziesięć minut. Nie miała nic przeciwko temu, by opuścił ją na chwilę. Nie była żadnym ważnym gościem, żadnym Ministrem Magii ani Dyrektorem Hogwartu. Miała ochotę dodać, żeby się nie stresował jej obecnością, ale na szczęście w porę się powstrzymała. Poza tym sama odczuwała ścisk w żołądku i nie wiedziała, co ją czeka. Niewiele ustalili, jak na korepetycje z Zaklęć. Ani konkretnej godziny lekcji, ani tego, w jakiej formie będzie to nauka. I czego konkretnie. Oby tylko nie zakrawało to o tematy związane z likantropią... ...Gdy tylko zniknął na na piętrze, Éléonore miała chwilę, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. A to zaskakiwało swoją otwartą przestrzenią i przestronnością. Salon sprawiał wrażenie przytulnego, był jasny i ciepły; jedynie niewielka ilość roślin wskazywała na to, że Voralberg rzadko bywa w swoim domu, co oczywiście było zrozumiałe i logiczne, biorąc pod uwagę wymiar jego pracy. Swansea przeszła się po pokoju, przyglądając się obrazom i meblom, przy okazji szukając jakichś wskazówek, które mogłyby pomóc w rozwikłaniu wilkołaczej zagadki. Nic takiego nie znalazła. Za to zwróciła szczególną uwagę na to, że mieszkanie posiadało wiele mugolskich elementów, których u nich w domu nie można było uświadczyć. I w tym momencie złapała się na tym, że nie zna statusu krwi Alexandra. Na pewno nie pochodził z czystomagicznej rodziny - tego była pewna, w przeciwnym razie znałaby jego nazwisko już od dziecka. ...Zanim jednak zdążyła zagłębić się w swoje rozkminy, Pan Ekscentryk zbiegł już po schodach na dół, w tempie godnym lotu hipogryfa albo wkurzonego Elijaha na meczu ze Ślizgonami. Zastał ją stojącą przy kanapie, obok wiszącego obrazu, bo sama z emocji zapomniała najzwyczajniej w świecie usiąść, jak na człowieka przystało. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy tylko go zobaczyła. Bez sztywnej marynarki i eleganckiej koszuli wyglądał o wiele młodziej, swobodniej, choć nadal... był to nietypowy widok. I musiała się do niego przyzwyczaić czym prędzej, by nie wpatrywać się w niego tak intensywnie bez przerwy. - Niech będzie herbata, dziękuję. - złożyła swoje skomplikowane zamówienie. Jakże mogłaby poprosić o coś innego, skoro była wręcz uzależniona od tego napoju. Rozbawił ją trochę fakt, że poza przypadkową obecnością herbaty w kuchni Alexandra znajdowała się tylko kawa i woda. Szła o zakład, że ma jeszcze spore zapasy cytryny. ...Odłożyła swoją torebkę na kanapę z największą delikatnością, bo przecież w środku znajdowało się lusterko dwukierunkowe i szkoda byłoby, gdyby się zbiło. A sama skierowała się w stronę kuchennych blatów, zmniejszając dystans pomiędzy nią a Alexem. Z tej odległości mogła doskonale dostrzec kropelki wody skapujące z czarnych kosmków jego włosów. Pokręciła głową z niedowierzaniem i, korzystając z chwili, gdy mężczyzna zajęty był przyrządzaniem naparu, wyciągnęła swoją różdżkę i wycelowała ją w jego głowę. A raczej same włosy. - Silverto! - wypowiedziała proste zaklęcie, które w pół sekundy wysuszyło alexową czuprynę. Wyrazie rozbawiona spojrzała na niego niewinnie. - No co, ja też potrafię być czarująca. - wykonała gest, jakby zdmuchiwała płomień ze swojej różdżki i wsparła się o kuchenną wyspę. ...Koniec końców... przyszła tutaj, by podszkolić się w zaklęciach. Rozpoczęła więc lekcję nie zwlekając ani chwili.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Miał dziwne wrażenie, że co chwilę gryzła się w język. Już sam brak wypomnienia mu, że zapomniał o spotkaniu (co zdawało się być oczywiste, choć z drugiej strony mógł po prostu pomylić godziny!) bądź nie był na nie przygotowany było co najmniej dziwne – w końcu bardzo lubiła się z nim przedrzeźniać i drażnić, zresztą z wzajemnością. Odpuszczenie więc takiego psychicznego znęcania się było dość niespotykane, szczególnie jeśli powód był tak oczywisty, a on był winny w stu procentach. No, może w dziewięćdziesięciu dziewięciu zważywszy, że to ona przyszła za wcześnie.
....Nie miał pojęcia dlaczego się do niego uśmiechnęła (bo oczywiście nie mogła zrobić tego bez powodu), ale odwzajemnił to delikatnym uniesieniem kącików ust w jej kierunku, przez co nie wyglądał jak wystraszony jeleń w obliczu samochodowych reflektorów. Nie no dobra, nie wyglądał tak. Ale beton się zmniejszył, można powiedzieć, że zmiękł. Czy coś. Oczywiście psychicznie.
....Niech będzie herbata. Kiwnął głową na znak zrozumienia i wyjął opakowanie z szafki, wrzucając torebkę do kubka. Co ciekawe wszystko robił zwyczajnie, po mugolsku – sam nie wiedział czemu, ale zdarzało mu się to dość często. Z serii – próbować być jak normalny człowiek część pierwsza. Co prawda czajnika nie włączył już po ludzku, a jedynie machnął ręką i woda zagotowała się sama z siebie, ba! sama wlała się do naczynia przygotowanego na gorący napój. On sam wziął swoją szklankę i nalał sobie wody… a raczej był w trakcie.
....Jego wewnętrzny detektor celowania w niego różdżką tym razem najwyraźniej nie zadziałał (coś podobnego do uczucia, że ktoś na Ciebie patrzy, z tym że w tym momencie był świadomy, że ona się w niego wpatruje…), a zanim dotarło do niego, że właśnie rzuca w niego zaklęcie, to jego włosy były już w połowie schnięcia. Co się z nim dzieje, że ma tak ograniczoną reakcję? Może to kwestia zarwania kolejnej nocy, a może faktu, że ma w mieszkaniu innego człowieka. Płci przeciwnej.
....Ja też potrafię być czarująca.
....Jego mięśnie spięły się, jakby rzuciła na niego petryfikusa i przez chwilę wydawał się zastygnąć całkowicie, ale już po chwili machnął ręką, a jej różdżka wyrwała się z ręki i pomknęła hen, hen daleko spadając gdzieś na kanapie. Nawet nie było szans na reakcję. On sam odwrócił się na pięcie tak zgrabnie, jakby tańczył i stanął tuż przed nią, opierając dłonie na blacie po obu stronach jej ciała, co oznaczało że znajdował się tak blisko, że mogli dostrzec każdy. jeden. szczegół. swoich twarzy.
....- Gdybym nie wiedział, że to Ty, to prawdopodobnie właśnie leżałabyś pod przeciwległą ścianą. – wpatrywał się w nią prawie białymi oczami, których źrenice były dziwnie rozszerzone. Wystraszył się? A może stało za tym coś innego? Zacisnął zęby.
....– Proszę, nie rzucaj na mnie zaklęć kiedy jestem nieświadomy, że chcesz to zrobić. – zmrużył wyraźnie zmęczone oczy. – Bo ja przestanę być taki czarujący. - dodał, odbijając się dłońmi od blatu z lekkim uśmieszkiem i na powrót się prostując. Wyciągnął rękę do której po chwili pomknęła jej różdżka i grzecznie, jak gdyby nigdy nic ją jej oddał.
....Napił się wody. Było mu zdecydowanie za gorąco.
....- Dobrze. To czego chcesz się nauczyć? – spytał, jak gdyby nigdy nic.
...Do tej pory widywali się na dość... neutralnych gruntach. I głównie... przypadkowo. Teraz o przypadku nie było nawet mowy. ...Zazwyczaj dookoła znajdywało się wiele postronnych osób, nie byli tylko we dwójkę, tak jak obecnie. To wszystko sprawiało, że się krępowała, że nie potrafiła utrzymać swoich nerwów na wodzy, choć oczywiście bardzo się starała. Odpowiadała mu lakonicznie, nie ironizowała w co drugim zdaniu, jak to miała w zwyczaju, gdy razem rozmawiali. Okoliczności ją onieśmielały, czuła się jak rybka wyłowiona z oceanu i wrzucona w małe akwarium. W dodatku wyglądał zupełnie inaczej, o wiele mniej oficjalnie, co potęgowało jej dezorientację, a przy tym... no, wprawiało w dodatkowe rozkojarzenie. ...Może też przez to nie działała w pełni logicznie? ...Ale czy mogła spodziewać się takiej reakcji? ...Wszystko to zadziało się w zastraszającym tempie, a ona nie była przygotowana nawet na ułamek z całego zdarzenia. Poczuła szarpnięcie w okolicy nadgarstka, gdy niewerbalne zaklęcie wyrwało jej różdżkę z ręki i odrzuciło na drugi koniec pokoju. Nie zdążyła jednak nawet spojrzeć w tamto miejsce, bo on już był przy niej, dopadł ją jak drapieżnik swoją ofiarę, jak... ...... wilkołak. ...Odruchowo odgięła się ku tyłowi, przywierając bardziej do zimnego blatu. Serce waliło jej tak mocno, że bała się, że zaraz rozerwie jej skórę. Niemalże czuła ten przypływ adrenaliny i gorącą krew buzującą w jej żyłach. Czuła też jego oddech tuż przy swojej twarzy, której jednak... nie odwróciła. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi, błękitnymi oczami, w których mieszało się przerażenie, szok i... jakaś niewielka doza buntowniczości. Przecież, do stu tysięcy chochlików kornwalijskich, nie zrobiła nic złego. Nie rzuciła w niego drętowtą ani nawet expelliarmusem. Takie niewinne zaklęcia były na porządku dziennym u niej i u jej bliskich. Dlaczego zareagował w ten sposób? ...Co jest z Tobą nie tak... ...Patrzyła w jego jasne oczy, które z sekundy na sekundę pokrywały się czernią rosnących źrenic. Bała się spuścić wzrok, ale kątem oka widziała dokładnie blizny wokół jego ust, których pochodzenie było teraz jeszcze bardziej niepokojące. Po coś tu przyszła, Swansea... Wysłuchała jego monologu, nie zmieniając swojej pozycji ani o milimetr. Gdybym nie wiedział, że to Ty, to prawdopodobnie właśnie leżałabyś pod przeciwległą ścianą. Och, cóż za łaskawość. Powinna mu jeszcze podziękować? - Przepraszam. - szepnęła, jeszcze zanim zdążył się wyprostować i uwolnić ją spod klatki swoich rąk. Jednak w jej mimice nie było widać skruchy. Teraz to ona miała kamienną twarz. Wzięła od niego swoją różdżkę i również się wyprostowała, czując jak opadają z niej wszystkie emocje, a tętno zwalnia. Było jej trochę słabo, a obraz lekko wirował w oczach. - Dlaczego tak zareagowałeś? Nie zrobiłam nic złego. Nie... skrzywdziłabym Cię. - dopiero po wypowiedzeniu ostatnich słów zdała sobie sprawę z ich brzmienia i tego, że w istocie... tak by było. Nawet nie ze względu na to, że nie miała szans w starciu z Mistrzem Zaklęć. ...Poczęła rozmasowywać nadgarstek wolną dłonią, robiąc to tylko dlatego, żeby zająć czymś ręce. Następnie podeszła po kubek z herbatą i upiła niewielki łyk naparu. - Może jakieś zaklęcie obronne albo uspokajające? - popatrzyła na niego z wyrzutem, zaciskając usta w wąską linię - Tylko jakieś skuteczne. ...Zastanawiała się, co ona tutaj jeszcze robi. Prawie obcy dwumetrowy niby-wilkołak rzucił się na nią i zagroził, że mógłby potraktować ją o wiele gorzej, a ona... jak gdyby nigdy nic piła sobie herbatkę w tym samym pomieszczeniu, w którym i on się znajdował.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Może był nieco przewrażliwiony i trochę przesadzał. Z drugiej strony zważywszy na to ile w życiu zdarzyło mu się podobnych sytuacji, to chyba miał prawo zareagować dość… nerwowo? I tak trzeba było przyznać, że wyglądał dość spokojnie, ba! tembr jego głosu jednoznacznie wskazywał, że nie był zły, nawet nie można by było wywnioskować, że był rozdrażniony. Ot, ten sam, zwykły Alexowy ton, którego używał zawsze kiedy z nią rozmawiał… a przynajmniej w większości przypadków. Poza tym szczytem braku etyki było rzucać zaklęcie na kogoś, kto nieświadomy stoi tyłem… nie sądził, aby miała zamiar zrobić mu krzywdę, ale może… żart? A osoba która swego czasu była non-stop obiektem żartów raczej nie zareaguje normalnie. A już na pewno nie on. Kumulacja.
....Słysząc jej przeprosiny wciągnął głęboko powietrze do płuc i wypuścił ze świstem. Kiwnął lekko głową przyjmując jej słowa do świadomości, ale nie rzucił nic w stylu „nie masz za co”. Bo miała. Bo jakby zareagował gorzej to nie wybaczyłby sobie tego do końca swojej marnej egzystencji.
....Nie skrzywdziłabym Cię. Dlaczego? Dlaczego.
....Wiedział, że kiedyś zaczną się pytania. Lepiej późno niż wcale. Nikt jednak nie powiedział, że na wszystko odpowie. Nawet nie z czystej złośliwości, po prostu jakoś o większości rzeczy nie miał ochoty mówić otwarcie. Czy ktoś mu się dziwi? Chyba nie, ale z drugiej strony ten ktoś też musiałby o tym wiedzieć.
....- Uhm. – złapał się dłonią za kark rozcierając go lekko i szukając najlepszej odpowiedzi. Żadna jakoś go nie przekonała i żadna nie była szczególnie odpowiednia czy wyczerpująca na tyle, aby jednocześnie powiedzieć jak najmniej. Chyba za dużo wymagał od swojego słownictwa. – Czy jak powiem Ci, że miałem już podobne sytuacje i nie były przyjemne, to wystarczy? – pewnie nie. Zaraz zaraz, czy on serio zapytał ją o to na głos? Chyba miał zastanowić się na tym w myślach… chwycił szklankę z wodą i upił z niej łyk wody, może dwa. Może całość.
....- Gdybym miał Ci wszystko po kolei opowiadać, to zamiast się uczyć byśmy rozmawiali do następnej niedzieli. – mruknął, odstawiając na miejsce naczynie i delikatnie wycierając sobie mokre usta kciukiem.
....- Uspokajające? – parsknął, wycierając ostatnią kroplę z warg. Może nieco zbyt mocniej niż powinien, ale teraz naprawdę go rozbawiła i sam nie wierzył, że to powiedziała. Roześmiał się, ale dość szybko uciął swój śmiech i spojrzał na nią uważnie. – Jeśli chcesz je zastosować na mnie, to nie zadziała. Wbrew pozorom jestem bardzo spokojny. – poza tym, że kiedy patrzę Ci w oczy to mam migotanie przedsionków i niezrozumiałe konwulsje ciepła wewnątrz.
....- Chodź, zobaczymy jak Ci idą podstawy. – rzucił, zgrabnie wychodząc zza wysepki i stając na środku salonu. Może nieco zbyt entuzjastycznie. Po drodze przeczesał palcami włosy, niby niewinnie, a jednak sprawdzając czy faktycznie udało jej się je wysuszyć do końca. Udało.
....Odwrócił się do niej, stojąc prosto, ale dość swobodnie, z luźno spuszczonymi wzdłuż ciała rękami. Czekał. Na co? Aż się przygotuje. On w przeciwieństwie do niej nie rzuca zaklęć kiedy ktoś nie widzi. A przynajmniej nie w większości przypadków.
...Nie wiedziała, co mu siedzi w głowie, ani tym bardziej, co takiego przeżył w życiu. Ba! W ogóle niewiele o nim wiedziała. Był chodzącą zagadką i to chyba było najbardziej zgubne. Pobudzał jej ciekawość, przyciągał do siebie jak Accio oddalone przedmioty. Owszem, przypuszczała, że na jego psychice odbić piętno mogła historyczna Bitwa o Hogwart, bowiem wiedziała już ile dokładnie ma lat, a z Historii Magii była całkiem niezła. Jednak nie wydawało jej się, że to wystarczająca przyczyna takiego wybuchu, takiej przeczulicy i jego ogólnej postawy, skrytości. ...Był człowiekiem złożonym, ale zamiast odkrywać kolejne karty, układać puzzle w jedną całość - Swansea gubiła się w tym labiryncie coraz bardziej, a przy tym traciła orientację względem punktu wyjścia. Nie było już odwrotu? - Dobrze, rozumiem. Może następnym razem... Ususzysz dużo chleba i wtedy porozmawiamy na spokojnie. - odpowiedziała, ostatecznie zamykając temat jego wybuchu. Pokusiła się nawet o wyjątkowo suchy żart, chcąc rozładować panujące pomiędzy nimi napięcie. Idąc w jego ślady, również napiła się nieco ze swojego kubka. Już na dobre się uspokoiła, a serce waliło jej w umiarkowanym tempie. Miała nadzieję, że w przypadku Voralberga jest podobnie. ...I wszystko wskazywało na to, że w istocie tak było. Udało jej się go rozbawić. Sukces! Gdy tylko się roześmiał (krótko, ale zawsze), przypomniała sobie o rozmowie z Elaine, a raczej o wymianie myśli na wizzengerze. Miała liczyć jego uśmiechy lub zwracać szczególną uwagę na zmiany w mimice. No, to dzisiejszego dnia wyjątkowo dobrze szło jej wprawianie Alexandra w skrajne stany emocjonalne. Iskierka miałaby co szkicować. - Cieszę się, że udało mi się Ciebie rozbawić. - rzuciła, a kącik jej ust drgnął lekko - Tak, z tym zaklęciem uspokajającym to też był tylko żart. - dodała, odstawiając na blat do połowy opróżniony kubek (a może do połowy pełny?). Zdecydowanie zaczynała się rozluźniać, bo na powrót potrafiła skierować wobec niego sarkastyczne słowa. I przestała się obawiać, że przez nie znów wyląduje na kuchennym blacie lub... w grobie. ...Obserwowała jak ochoczo odchodzi i staje na środku pokoju. Była bliska wybałuszenia nań oczu ze zdziwienia. No istny kalejdoskop emocji! - Pff, podstawy? - wywróciła oczami. Wjeżdżał jej na ambicje. Nie była najgorszą czarownicą, z jaką przyszło mu pracować. Tym bardziej, że nauczał w szkole, a ona ten etap ma już dawno za sobą. Notabene ukończony z niezłymi wynikami. Nie wiedziała do końca, co ma zrobić. Nie planowała rzucać w niego już żadnym zaklęciem, nie bez wyraźnego polecenia z jego strony. Nie chciała drażnić bestii. Sięgnęła jednak do swoich włosów, by związać je w ciasną kitkę; pomagało jej to się skupić. Następnie wzięła do ręki swoją różdżkę i wyszła do niego, stając w odległości mniej więcej dwóch-trzech metrów. Potem popatrzyła na niego pytającym wzrokiem. - Czekam na rozkazy. - powiedziała, zakasując rękawy swetra na wysokość łokci. Lepiej przygotowana nie będzie... ...Miał w sobie tyle entuzjazmu i zapału do pracy, do nauczania. A nawet jeszcze nie zaczęli ćwiczyć! Trochę jej to... imponowało. Jeśli darzył taką sympatią nauczany przez siebie przedmiot, to mogła tylko pozazdrościć swojemu rodzeństwu i kuzynostwu.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Chwilę mu zajęło zrozumienie, dlaczego miałby suszyć chleb…chciała grzanki? Niestety nie miał tostera, chyba, że miałby je podgrzać na ogniu z własnych rąk wyczarowanym. Dopiero po paru sekundach zrozumiał, że chodziło o jej nazwisko. No tak. Swansea i karmienie ptactwa chlebem. I tak później zostanie zadziobanym na śmierć, bo łabędzie to wredne szuje i nie odpuszczają łatwo, a jak się wkurzą to najlepiej uciekać. Jeśli nazwisko zobowiązuje to w tym przypadku miał przewalone. Powinien już o tym wiedzieć od pięknego incydentu z Elijahem przy murze. Uśmiechnął się mimowolnie. Nie, raczej nie byli w stanie zrobić mu krzywdy, ale i tak chyba wolałby ich udobruchać niż z nimi walczyć. Już on miał doświadczenie i znał sposoby na ptactwo…
....Koniec końców kiwnął jedynie głową. Ni to potwierdzenie, ni to zaprzeczenie. Taka bezpieczna przystań, że nic nie obiecywał… bo jak on już coś obieca to słowa dotrzymuje, choćby miał się pociąć. A wolałby jednak tego nie robić. Bądź co bądź później już jakoś poszło i znaleźli się na środku salonu zwróceni ku sobie jak na jakimś pojedynku z tą różnicą, że on stał całkowicie, hehe, rozbrojony.
....Nie znał jej umiejętności. Uśmiechnął się cynicznie, może nieco złośliwie, kiedy przewróciła oczami. Teraz musiał je ocenić. Jakby wyjechał jej od razu z pełną mocą, to by zbierał zapewne jedynie pyłek do urny i czekał, aż pojawi się w drzwiach jej wściekły brat. A tak, to krok po kroczku zobaczą na co ją stać, a później zwiększy się poziom tego… nauczania. Nie pamięta jej ocen – coś tam widział w tych całych kartotekach, ale były tam dużo ciekawsze rzeczy do przeczytania niż te wybitne i powyżej oczekiwań czy co ona tam za oceny miała.
....- Broń się. – mruknął, nawet nie z nagła, ba! wręcz od niechcenia, zupełnie jakby wcale nie rzucał w nią bezczelnie zaklęciem. Machnął ręką lekko. Delikatny, niezauważalny ruch palcami i wymówiona prawie ze niewerbalnie inkantacja. I zaklęcie pomknęło w jej kierunku. Nie było to nic szczególnego, pewnie jedno z prostych, ofensywnych, które co najwyżej połechtały by jej skórę.
...Stała na środku salonu i zastanawiała się intensywnie, co też zaraz się wydarzy. Czuła się trochę, jakby cofnęła się do szkolnych lat i była tuż przed egzaminem z Obrony Przed Czarną Magią. Jedno się zgadzało - naprzeciwko niej znajdował się nauczyciel. Co zamierzał zrobić? ...Obserwowała go czujnie. Starała się utrzymywać kontakt wzrokowy, niczym rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie. Nie mogła jednak zignorować jego bezróżdżkowości, musiała poświęcić też uwagę jego dłoniom. Choć stał przed nią spokojnie, na pozór bezbronny, to nie mogła go lekceważyć. Wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy, nie rzuci w nią jakimś morderczym zaklęciem, nie zmiecie jej z powierzchni ziemi. Nie przy pierwszej próbie. Mimo to - chciała wypaść jak najlepiej, a ku temu niezbędne było skupienie i jasny umysł. ...Musiała mu udowodnić, że radzi sobie przyzwoicie. W przeciwnym razie spali się ze wstydu, a jej własna ambicja zeżre ją od środka. Czekała więc w napięciu, a w jej żyłach na powrót zaczęła krążyć krew z dużo domieszką adrenaliny. Zacisnęła mocniej dłoń na swojej różdżce. Poczuła mrowienie na długości całego przedramienia, jakby magiczny badyl wyczuwał, że za chwilę zostanie użyty. ...Broń się. ...Gdyby nie była tak bardzo skoncentrowana na swoim przeciwniku, zapewne w ogóle nie dosłyszałaby jego słów. Poruszył lekko palcami, jakby od niechcenia, a ona już była zwarta i gotowa. Do tego, by odeprzeć zaklęcie, oczywiście. Machnęła różdżką ułamek sekundy po tym, jak snop iskier śmignął w jej stronę. Bladoniebieskie światło błysnęło kilka metrów przed nią - odbiła rzucone przez Alexa zaklęcie, udało jej się. I to bez większych starań. Cóż, mężczyzna tym razem postanowił ją oszczędzić. Nie wymagało to wielkich umiejętności. Ale zawsze mogła jej się noga (tudzież ręka) podwinąć. A jednak się wybroniła, co przyjęła z wielką ulgą. Ostatnie czego chciała, to zbłaźnić się przed Voralbergiem. - No i jak mi idą podstawy? - zagadnęła, dmuchając w opadający, niesforny kosmyk włosów, który przysłonił jej oczy. - Co dalej, Mistrzu? - dodała po chwili, posyłając mu zadziorne spojrzenie i takiż sam półuśmiech. Celowo użyła tego zwrotu, świadoma tego, że igra z ogniem. Pochyliła się nieco ku przodowi, nadal mierząc go wzrokiem, gotowa do dalszej nauki. ...Choć w istocie nie wiedziała, na co się szykować. Ciśnie w nią kolejnym zaklęciem, czy teraz nadeszła jej kolej na kontratak?
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....On nie oceniał. W sumie nikogo. W końcu nie każdy musiał być wybitny z zaklęć i doskonale sobie z nimi radzić. Poza tym, przecież inkantacje potrafiły być całkiem niesforne – jemu nie raz nie wychodziły zaklęcia, choć dałby sobie rękę uciąć, że rzucał je w warunkach, w których powinny zadziałać i co? I teraz by kurwa nie miał ręki. Tak było też i w tym przypadku, kiedy w razie niepowodzenia nie wyśmiałby jej i w zasadzie nie zrobił nic, poza kolejną próbą rzucenia przez nią zaklęcia. W końcu miała się uczyć, a nic nie rozpraszało i nie denerwowało bardziej, niż śmianie się z czyichś niepowodzeń.
....Odbicie przez nią jego pierwszego zaklęcia niespecjalnie go zaskoczyło, ale mimo wszystko uniósł delikatnie do góry kąciki ust. Widać było, że jest zadowolona z siebie, na dodatek potwierdziła to jeszcze swoimi słowami.
.... - Niezły refleks. – mruknął, słysząc zaczepny zwrot o który prosił, aby go nie używała. Był bliski zakręcenia oczami, ale powstrzymał się w ostatniej chwili od razu wypuszczając z ręki kolejne zaklęcie, tym razem już bardziej widoczne, w postaci kilku litrów wody mknących w jej kierunku. Nawet nie używał tu inkantacji – aquamenti było zbyt proste.
....I widocznie skuteczne. Patrzył jak próbuje się bronić, a rozpędzona ciecz uderza w nią z niewielką siłą rozpędu rozbryzgując się w okolicach jej mostka. Chyba Swansea niezbyt dobrze, mimo wszystko radzili sobie z wodą.
.... - Chyba za szybko oceniłem. – uśmiechnął się szerzej, równie zadziornie jak ona przed chwilą. Patrzył jak jej ciało ocieka wodą. Zdaje się, że zaklęcie suszące chyba już znała? Chyba, że chce zostać miss mokrego podkoszulka, to on nie miał nic przeciwko. Pomijając, że miała na sobie sweter.
....- Jakie zaklęcie chciałaś rzucić? – opuścił ręce wzdłuż ciała i po chwili ruszył w jej kierunku, skracając dystans do jakichś półtora metra. Przechylił delikatnie głowę czekając na jej odpowiedź, bo doskonale widział, że uniosła różdżkę, ale inkantacja nie zadziałała. Poniosła się z motyką na słońce?
...Czasami był jak skała. Niewzruszony, wyzbyty emocji, sprawiał wrażenie, jakby w żyłach płynął mu beton, a nie ludzka krew. Jego ponadprzeciętny wzrost tylko potęgował odczucie ściany. Nie wiedziała jeszcze, jak go czytać. Ta relacja była trudna i ciężko było ją jakkolwiek zaklasyfikować. Robiła jeden mały kroczek na przód w poznawaniu tego człowieka, a tuż po tym dwa wielkie kroki w tył. Spędziła z nim już trochę czasu, mieli za sobą kilka spotkań, a mimo to nadal nie mogła go rozgryźć, nie wspominając o tych wszystkich tajemnicach. Miała wrażenie, że on o niej wie praktycznie wszystko, a ona o nim kompletnie nic... ...Stała w pozornej gotowości. Gdzieś z tyłu głowy miała już plan, wpadła na pomysł ambitnego zaklęcia, którego jeszcze nigdy nie rzucała, a które znała jedynie z podręczników. I to tych... bardziej zaawansowanych. Jeśli by jej się udało, to z pewnością by mu zaimponowała. Ano właśnie - jeśli... ...Kolejny ruch z jego strony. Wyciągnęła w odpowiedzi swoją rękę z różdżką, kierując ją prosto w twarz Alexandra. Już widziała, co się zbliża; mogła ochronić się przed tym prostym Protego, utworzyć najzwyklejszą w świecie tarczę, ale po co? Przecież to by było za łatwe, a ona lubiła utrudniać sobie życie (w przeciwnym razie nie byłoby jej tutaj). Wypowiedziała zaklęcie, ale nic się nie wydarzyło, a ona... nie miała już czasu na drugą szansę. W bezwarunkowym odruchu zacisnęła powieki w tym samym momencie, w którym woda oblała jej ciało, w głównej mierze mocząc sweter. Jakieś pechowe to ubranie, zawsze obrywa jakąś cieczą. Westchnęła głęboko, z wolna otwierając oczy i spoglądając na swojego przeciwnika. Z trudem powstrzymała się od komentarza. Otarła suchym fragmentem rękawa swoją twarz, a potem bez słowa wycelowała różdżkę w samą siebie i osuszyła mokre części swojej garderoby. Tak, to zaklęcie akurat znała, ale nie sądziła, że przyjdzie jej użyć go po raz kolejny tego dnia. - Fallo. Chciałam zmienić kierunek Twojego zaklęcia. - ... i trochę namącić Ci w głowie. Jakby już bez tego czaru niewystarczająco mieszała mu w owej głowie i życiu. ...Cóż, zamysł był dobry, ale wyszło jak wyszło. Popatrzyła na niego z delikatnym wyrzutem, przygryzając dolną wargę. Widziała, że był z siebie zadowolony i chyba nawet... rozbawiony? Ciekawiło ją, jakby zareagował, gdyby zdjęła przemoczone ubranie zamiast je po prostu suszyć. Też byłby taki pewny siebie, czy by się jednak speszył? ...No bo tym razem nie miał jak uciec. Wszak był u siebie.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Wzruszył ramionami. No bo co mu pozostało, kiedy tak na niego patrzyła? Mimo, że niewzruszony, to jednak w jakiś sposób był zadowolony, że przed tym zaklęciem się nie uchroniła. Była zbyt pewna siebie i swojego niepokonania w tym starciu, ba! ewidentnie chciała mu udowodnić, że da mu radę. No i teraz ma. Czy ona mu przypadkiem kogoś nie przypominała? Kogoś, kto momentami był zbyt lekkomyślny i zbyt mocno ryzykował swoim zdrowiem? O tak, faktycznie. Jego samego.
....Przyglądał się uważnie, niczym ciekawska sowa przechylając głowę jak to miał w zwyczaju, kiedy suszyła swoje ubranie. Nawet nie chciał myśleć jakby zareagował, gdyby postanowiła jednak zdjąć sweter zamiast go wysuszyć – tak jak to zrobiła z jego włosami. Nie, żeby bał się ludzkiego, a już na pewno kobiecego ciała (choć wychodzi na to że wszyscy go o to podejrzewają), ale po prostu byłoby to strasznie niezręczne i krępujące, niezależnie od typu faceta. No, chyba, że jest się jakiś zbokiem, a tak się składa, że akurat on nie był.
.... - Fallo? – zmarszczył brwi. Przetwarzał tę informację, zupełnie tak jakby poznałby to zaklęcie dopiero teraz, kiedy o nim wspomniała. – Nienawidzę zaklęć kontrolujących. Oczywiście skierowanych w moja stronę… – Powiedział to na głos? Zerknął w jej kierunku, jakby planował rzucenie go na jej osobę, ale nie miał tego w zamiarze.
....- Ten plan może by miał sens, gdybym miał różdżkę i celował w bok. – zaczął, wzdychając ciężko. – Ale umiem rzucać zaklęcia obiema rękami i celowałem na wprost. – dodał, pokazując jej dokładnie, gestami, o co mu chodziło. Koniec końców i tak by oberwała. Chciał podnieść lewą, podniósłby prawą, a i tak zaklęcie pomknęłoby w jej kierunku choć… może z mniejszym rozmachem i siłą. W końcu był leworęczny.
....- No ale skoro tak… – mruknął, podchodząc bliżej, jakby szedł na stracenie, ale był dzielny. Obszedł ją przyglądając się jej oceniająco, głównie zwracając uwagę na jej rękę i postawę. Stanął za nią i choć znajdował się bardzo blisko to jednak nie dotykał jej całym ciałem, a jedynie swoimi długimi palcami pochwycił jej rękę w nadgarstku.
.... - Musisz celować nieco wyżej. I zrobić taki ruch różdżką. – ruszył jej dłonią nakreślając kształt w powietrzu. Był wyższy, a i tak mogła poczuć na karku jego dość ciężki oddech, który próbował jak najbardziej uspokoić. Serce waliło mu jak młotem i sam nie wiedział czy jego umysł krzyczał odsuń się!, co Ty robisz?! czy koniec końców uważał tę lekcję za dość przyjemną.
....Zupełnie jakby się zamyślił stał tam odrobinę za długo, po chwili odchrząkując i odsuwając się, aby na powrót wrócić na miejsce gdzie zaczęli swój pojedynek. Spojrzał na nią kompletnie niewzruszony… chociaż, może rzucał jej lekki, wyzywający uśmieszek?
.... - Próbuj. Nie będę na razie atakował. – sam nie wierzył w to co mówił, ale naprawdę nie miał zamiaru się bronić. Czyżby jej ufał?
...Chyba za bardzo chciała mu pokazać, że na coś ją stać. ...Nigdy wcześniej nie ćwiczyła tego zaklęcia, znała tylko teorię, choć nawet nie pamiętała, gdzie i kiedy ją przeczytała. Nic więc dziwnego, że tak jej poszło, że wręcz... oblała swoją próbę. Dobrze, że łabędzie nie boją się wody. ...Obserwowała go uważnie, gdy tłumaczył mechanikę i wyjaśniał, dlaczego zaklęcie nie wyszło. Oczywiście jednym z powodów był jej poziom zaawansowania, prawdopodobnie nikomu nie udałoby się rzucić Fallo ot tak, bez wielu prób i odpowiedniego przygotowania. Patrzyła na jego ręce, gdy gestykulował i próbowała skupić się na konkretach, na suchej wiedzy, zignorować wewnętrzne sygnały, które nakłaniały ją, by wyobrażała sobie ciepło jego dłoni. Ściągnęła brwi i bacznie mu się przyglądała, wytężając szare komórki i notując w pamięci wskazówki. Nie spodziewała się, że Alexander zgodzi się nauczyć ją akurat tej inkantacji. Wiele ryzykował. Nie mieli trzeciej osoby, na której mogłaby ćwiczyć, musiał wystawić siebie i się... poświęcić. ...Stała nieruchomo, gdy się do niej zbliżał, a potem ją okrążył. No, może jedynie wodziła za nim wzrokiem, jakby upewniała się, że na pewno ocenia tylko jej postawę. Jej mięśnie spięły się lekko, gdy za nią stanął. Był tak blisko, że jej mózg zaczynał wariować i nic już w nim nie działało tak, jak powinno. Delikatne ciarki przebiegły wzdłuż jej kręgosłupa. Przełknęła ślinę tak głośno, że chyba cała Dolina Godryka to usłyszała. Poczuła, że tętno jej przyspiesza. Znowu. Pozwoliła mu na wszystko: na złapanie nadgarstka, na pokierowanie ręką. Patrzyła intensywnie na swoją różdżkę, starając się nie myśleć o tym, że jego oddech drażni jej kark. - O... tak? - zapytała na pozór naturalnym głosem, jednocześnie powtarzając ruch ręki po nim. Odwróciła nieco głowę w tył, nawiązując z nim chwilowy kontakt wzrokowy. ...Kiedy się odsunął i ustawił na powrót przed nią - mogła trochę odsapnąć i spróbować uspokoić, opanować oddech. Stanęła ciut luźniej, na lekko ugiętych nogach. Zupełnie jakby przygotowywała się do rozgrzewki przed tańcem. Odkaszlnęła, łudząc się, że to jakoś otrzeźwi jej umysł. Czyżby Voralberg rzucił na nią niewerbalne Fallo? Jeśli tak, to... już dużo wcześniej. A nie wspominał, że to przewlekłe zaklęcie. Wycelowała w niego różdżkę i spojrzała mu prosto w oczy. W te jasne, odrobinę przerażające oczy. A potem wykonała taki sam ruch, jaki jej pokazał i wypowiedziała formułkę. ...I... nic się nie zmieniło. Może jedynie jego wyzywający uśmiech się poszerzył. Takie miała wrażenie. - Znowu nic. - westchnęła, opuszczając różdżkę. ...Jak tak dalej pójdzie to zastanie ich noc. Cóż, może wtedy dowie się, czy Alex faktycznie jest wilkołakiem.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Czy się bał wycelowanej w siebie różdżki? Nie. Odczuwał natomiast swego rodzaju niepokój, który jednak dawał mu o sobie znać coraz bardziej z każdą kolejną minutą. Ręce aż świerzbiły go do tego, aby ruszyć się i zablokować zaklęcie, które chciała w niego rzucić. Z drugiej strony jednak nie wierzył, jakoby miało jej się udać za pierwszym razem – nie to, że w nią nie wierzył, niemniej jednak była to dość skomplikowana inkantacja wbrew pozorom jej długości w wymowie.
....Dość mocno skupił swój wzrok na dziewczynie, a raczej na jej dłoni i trzymanej w nań różdżce – choć z daleka nie było aż tak tego skupienia widać. Jego uszy dosłyszały wypowiedzianą formułkę i nawet złapał się na tym, że lekko zacisnął zęby, jednakże… nic się nie stało. Mrugnął kilkukrotnie powiekami, łapiąc się na tym, że w tym wszystkim przestał to robić na kilkanaście sekund.
....- Czemu opuszczasz różdżkę? – zapytał, przechylając głowę, zupełnie jakby faktycznie go to zastanowiło. Rzucił w nią kolejne aquamenti, za karę, jakby mówił jej niewerbalnie, że nigdy nie powinna chować różdżki kiedy przeciwnik – nawet tak spokojny jak on – stoi naprzeciwko niej. Uniósł obie brwi do góry, zupełnie jakby się z nią… droczył. Odda mu czy nie odda? Oto było pytanie.
....- Jeszcze raz. – rzucił, rozkładając ręce i na powrót opuszczając je luźno wzdłuż ciała. Delikatnie ruszał palcami jednej dłoni, żeby sprawdzać na bieżąco czy jej się udało.
...Zastanawiała się, czy ta inkantacja nie wychodzi dlatego, że zwyczajnie przewyższa to jej umiejętności, czy może jednak z jego powodu. Mąciła mu w głowie nieświadomie, ale nie miało to związku z magią. A przynajmniej... nie taką. ...Nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak skupiona i tak zdeterminowana. Czuła, jak delikatne mrowienie przeszywa całe jej ciało, od nadgarstka ręki, w której dzierżyła różdżkę, przez klatkę piersiową aż po czubek głowy. Oczywiście istniała szansa, że tylko sobie to wkręca, bo przecież nadaremnie wypowiadała formułkę zaklęcia; nic się nie działo, nie było żadnego efektu. Już prawie się poddała, zaledwie po dwóch próbach. Może powinna zasugerować mu, żeby zmienili plany co do tej lekcji, a może... Może powinna po prostu opuścić jego dom i pożegnać się z nim zanim zrobi coś głupiego. Coś, czego oboje będą potem żałować. ...Popatrzyła na niego wzrokiem pełnym rezygnacji. Osobliwe dreszcze ustały, zupełnie jakby ktoś wyłączył zasilanie. Ręka z różdżką powędrowała w dół. Mimowolnie wzruszyła smukłymi ramionami i zacisnęła zęby. Potrzebowała kilkuminutowej przerwy, żeby na nowo zmobilizować swój mózg do pracy i spróbować ponownie z tym zaklęciem. Jednakże... on nie pozwolił jej na przerwę. ...Zwrócił się do niej spokojnym tonem, w którym jednak wyczuła karcące nuty. I zapaliła się w jej głowie lampka. Zacisnęła rękę na różdżce i w ostatniej chwili odbiła nadchodzące Aquamenti. Kilka kropel rozbryźniętej wody spadło jej na twarz i włosy, sweter jednak tym razem wyszedł z tego sucho cało. Obdarzyła go wymownym, nieco szelmowskim uśmiechem. - Dobra, masz rację, nie powinnam tracić czujności. - westchnęła głośno, tym razem nie opuszczając ręki - Choć... powtarzasz się. Trochę się zawiodłam. - dodała nieco ciszej. Czuła, że coraz bardziej igra z ogniem. A może właśnie z wodą? Przez myśl przeszło jej, że powinna odpłacić mu pięknym za nadobne. Jedyne co ją powstrzymywało to to, że znów mógłby zareagować jak na początku ich spotkania. Choć teraz panowały zupełnie inne okoliczności, a on zdawał się być wyluzowany i niezwykle spokojny, to jednak istniało minimalne zagrożenie, że znów wybuchnie. A kuchenny blat był teraz trochę za daleko... ...Coś ją jednak tknęło. Jakiś złośliwy chochlik siedzący w jej głowie. - Wiem, że to zaklęcie jest zarezerwowane dla mojego brata, ale... - utkwiła wzrok w jego jasnych oczach, a kącik jej ust drgnął lekko, zdradzając złowieszcze zamiary - Aquamenti! - wypowiedziała to samo zaklęcie, którym on przed chwilą chciał ją uraczyć. Tym razem ostrzegała, nie miał więc podstaw, by się na nią rzucić czy mieć jakiekolwiek pretensje. No i chyba spodziewał się takiego obrotu sprawy, wszak... sam ją sprowokował. Zaklęcie suszące jest złe, ale to moczące już spoko, no dobrze... ...Zupełnie zignorowała jego polecenie, żeby spróbowała z Fallo raz jeszcze. Potrzebowała chwili wytchnienia i sama ją sobie zarządziła. Krnąbrna z niej uczennica. Czy zaraz będzie miała... przechlapane? ...Właśnie zrobiła kolejną głupią rzecz tego popołudnia. I zaraz miało się okazać, jakie niesie to ze sobą konsekwencje.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Niepokojącym było iż wielu uczniów wynosiło z Hogwartu takie właśnie zachowania jakie przedstawiała mu dziewczyna… najpierw ostentacyjne wskazanie miejsca pobytu jedynej broni, czyli różdżki, a teraz bezceremonialne opuszczanie jej, kiedy przeciwnik wciąż był naprzeciw. Mimo, iż był dla niej całkowicie niegroźny i nie miał zamiaru jej atakować, tak można było powiedzieć, że nieco się zawiódł. No, ale nie można mieć wszystkiego. Przynajmniej na przyszłość być może zapamięta tę lekcję, mimo, że odbiła rzucone przez niego zaklęcie, co skwitował delikatnym uśmiechem.
....Obserwował jak kilkanaście kropelek opada jej na twarz, a cała reszta niknie gdzieś po drodze na podłogę. Zwrócił na nią jasnookie spojrzenie, delikatnie kiwając głową kiedy przyznała się do błędu. Wciąż przypatrywał jej się z typową dla siebie czujnością i zmarszczył brwi, okraszając swoją mimikę szelmowskim uśmiechem, w którym zaistniała doza wyraźnego rozbawienia.
....- Nie chciałabyś abym rzucał gorsze zaklęcia. Mój dom też nie. – mruknął, przecierając swoje przedramię, jakby chciał zrzucić z niego kurz lub inne ustrojstwo, którego tam nie było. Chciał dać jej chwilę na przygotowanie się i mimo, że gdzieś podświadomie się tego spodziewał, to jednak jej słowa go zaskoczyły. Spojrzał na nią kątem oka kiedy wspomniała o bracie, a jego myśli powędrowały w ułamku sekundy do pierwszej lekcji, gdzie Elijah nie mógł sobie poradzić z zaklęciem. Dokładnie tym samym, które przed chwilą rzucił on sam.
....Odwrócił się w jej stronę i choć był gotowy zareagować, to jednak tego nie zrobił. Delikatny ruch ręką imitujący lub zwiastujący nadchodzącą obronę jednak jej nie zastosował, a woda pędząca w jego kierunku rozbiła się o sam środek jego klatki piersiowej rozbryzgując się na wszystkie strony. Mężczyzna mrugnął kilkukrotnie powiekami, próbując odzyskać wzrok spod zalanych oczu i potrząsnął głową próbując pozbyć się wody ze swojego ciała. Była chłodna. Chyba czegoś takiego właśnie potrzebował. Może dlatego się nie bronił? Albo potrzebował jakiegoś impulsu, żeby nauczyć ją pokory?
....To brzmiało jak doskonały powód do niewielkiej zemsty.
....Zerknął na nią spod byka, przecierając twarz dłonią, a tuż po niej włosy, przemoczone dość mocno mimo uderzenia w całkiem innym miejscu. Przynajmniej ona miała talent do zaklęć wodnych, nie to co inni Swansea. Jasne oczy przyglądały się jej przez chwilę, a na jego twarzy nie było widać ani krzty złości czy innych negatywnych emocji. Nie było widać kompletnie nic.
....- Dobra. – mruknął, prostując się i przeciągając plecy, zupełnie jakby sterczał w pochyleniu ostatnie trzy godziny. – Sama tego chciałaś. – dodał, stawiając jeden krok w jej kierunku, drugi i trzeci. A następnie wyrywając jej bezróżdżkowo broń z ręki i wyrzucając ją z powrotem na uwielbianą przez to drewno kanapę. Wyglądał dość niebezpiecznie, ale można było powiedzieć tez, że dziwnie… szelmowsko? Bynajmniej nie miał złych zamiarów, choć zależy jak to interpretować.
....Szybko mogła odkryć, że nie może się ruszyć. A tak szybko rzucane zaklęcia przynajmniej dały do myślenia, że bardzo łatwo mógł by się obronić, ale tego nie zrobił.
....- Dałbym Ci możliwość wyboru, ale nie. Było nie tracić czujności i nie atakować… jak to mówiłaś? Mistrza? – zbliżył się na odległość około pół metra i przechylił głowę. Co on miał z nią zrobić? Oko za oko? Chyba przed chwilą to zastosowała, ale w sumie czemu nie dołożyć tam trzeciej gałki? Mogła poczuć, że się przemieszcza. Sam co prawda jej nie chwycił, ale był bardzo blisko, a wkrótce mogła się przekonać, że prowadzi ją… do łazienki? Tak. I od razu po przekroczeniu progu tuż pod prysznic. No co, nie chciał moczyć paneli bardziej niż były zmoczone… nie to, żeby nie mógł rzucić reparo, czy coś w tym guście.
....Bardzo szybko mogła na własnej skórze dowiedzieć się jaki był cel tej podróży, kiedy woda z górnej dyszy powędrowała w jej stronę przemaczając ją do suchej nitki. Nie była lodowata, ale nie była też ciepła. Szybko też odzyskała czucie w kończynach, a Alex? Alex bezczelnie opierał się tuż obok, o imitującą drewno ścianę, ale jakoś nie dał się wciągnąć w tę zabawę patrząc na nią jedynie z niemym rozbawieniem.
...Zanim przyszła do jego domu, zastanawiała się nad tym wszystkim. Wyobrażała sobie potencjalne scenariusze, lecz żaden nie przypominał tego, co działo się pomiędzy nimi tego popołudnia. Co jakiś czas przypominała sobie o tym, że miała liczyć jego uśmiechy. Czy te szelmowskie też się w to wpisywały? - Och, no tak. Całkiem tu ładnie. Przytulnie. Jak na... samotnego mężczyznę. - powiedziała ironicznie, choć w istocie wnętrze domu Voralberga przypadło jej do gustu. Ostatnie dwa słowa wypowiedziała z lekkim przekąsem, a jej usta wykrzywiły się w półuśmiechu. Miała wrażenie, że zachowywał się odrobinę swobodniej niż dotychczas. A jeśliby wziąć pod uwagę jego wcześniejszy wybuch... Cóż, przestała się go obawiać już jakiś czas temu. Czy słusznie? Miało się okazać, bo kolejne kroki, jakie poczyniła, były dość odważne (lub głupie). ...Ta lekcja schodziła na złe tory... ...Było stanowczo zbyt mokro. I to w tym przyziemnym aspekcie, bez podtekstów i dwuznaczności. Alexander droczył się z nią, nie miała ku temu najmniejszych wątpliwości. To dodatkowo wybijało ją ze skupienia, choć starała się sprostać nowemu zaklęciu nieugięcie, wyostrzając swoje wszystkie zmysły, otwierając umysł i błagając swoją czarodziejską krew o powodzenie. Na nic się to zdawało, a uśmieszek na twarzy jej nauczyciela tylko się poszerzał. Gdyby nie dodawał mu takiego uroku, z pewnością już by się załamała. Była jednak zdeterminowała, by udowodnić mu, że Swansea to wybitni czarodzieje. I... jakoś tak to się wszystko potoczyło, że postanowiła odpracować błędy brata z zakresu prostych zaklęć. ...Jakież było jej zdziwienie, gdy mknąca ku niemu fala nie została odbita przez żadne zaklęcie. Nie podlegało wątpliwościom to, że jego bierność była zamierzona, mimo to nadal była zaskakująca. Dziewczyna zmarszczyła brwi i patrzyła jak woda rozbryzguje się na torsie mężczyzny, jak ochlapuje jego idealnie zarysowaną szczękę i moczy tę przydługą grzywkę. I aż potrząsnęła głową, by wyrwać się z tego transu. Osuszy się przy pomocy zaklęcia? Znów się na nią rzuci? Nic... Kropelki wody skapywały na podłogę bądź wsiąkały w materiał jego spodni i suche fragmenty koszulki. A jedyne, co uczynił, to otrzepał się jak pies po spacerze w deszczu, a później przetarł najzwyczajniej w świecie. Zero magii. I zero jakichkolwiek emocji na twarzy... ...Aż do momentu, gdy odezwał się z nutką groźby w głosie i ruszył w jej stronę. A potem wszystko potoczyło się jakoś tak... szybko. Znów poczuła szarpnięcie w nadgarstku i jej różdżka ponownie opadła na kanapę, choć trzymała ją w dłoni mocno, aż do pobielałych knykciów. Syknęła, wypowiadając cicho niezrozumiałe przekleństwo i obdarzyła go spojrzeniem pełnym zdumienia i niedowierzania. Nie wiedziała, co zamierzał zrobić. Nie wiedziała też, czy bardziej ją to niepokoi, czy... ciekawi. Chciała potrzeć swój nadwerężony nadgarstek, ale... nie mogła. Nic nie mogła zrobić, nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Była jak... spetryfikowana. Przeszedł ją dreszcz; poczuła, jak nagle do głowy uderza jej fala gorąca, a ona zaczyna panikować. Zapewne byłoby jej łatwiej, gdyby mogła wykonać jakikolwiek ruch, gdyby jej ciało się jej słuchało, a nie zastygło w miejscu niczym cholerny posąg. - Przepraszam najmocniej, ale co właściwie zamierzasz zrobić? - zapytała, a w jej głosie można było wyczuć zdenerwowanie i irytację. Popatrzyła się w jego oczy i strasznie żałowała, że nie może zdzielić go tak po ludzku, by zniwelować ten szelmowski uśmiech, który w tym momencie tak dobitnie pokazywał jej przegraną pozycję. - Mogę odzyskać władzę nad swoim ciałem? Mistrzu? - dodała po chwili, choć nie wierzyła, że ot tak ją odczaruje. Była pewna, że ma w tym jakiś cel i to... było najgorsze. ...To dziwne uczucie, kiedy przemieszcza się bez własnej świadomości i kontroli. Éléonore bardzo nie lubiła tracić tej ostatniej, co objawiało się też w formie jej bogina. A więc ta podróż do miejsca tortur była dość traumatyczna, choć Swansea starała się zachować zimną krew. I tę krew ochłodziła dodatkowo woda, która kaskadą spadła na jej ramiona, głowę, szyję... A ona przeklinała wszystkie siły natury i to, że dała się tak łatwo złapać. Gdy tylko wróciła jej sprawność, zacisnęła wszystkie mięśnie, spięła się, by nie wykrzyczeć mu w twarz sowitej wiązanki na temat jego zachowania. Zamknęła oczy i uniosła pięści ku górze w bezwarunkowym odruchu. Czekała, aż woda przestanie lać się na nią z góry niczym z cebra, ale... na próżno. Choć stała tam może ledwie kilkanaście sekund, to dla niej były to wieki. Z trudem otworzyła powieki i spojrzała na swojego oprawcę. Tak, był bezczelny. I przy tym... pociągający? Jedno było pewne - świetnie się bawił. Czas, by i ona zaczęła bawić się ciut lepiej. ...Przemoczony sweter zrobił się ciężki i niewygodny. Chłonął wodę jak gąbka i przyklejał się do mokrego ciała dziewczyny. Nie miała różdżki, by się osuszyć. Mogła już co prawda wyjść o własnych siłach spod prysznica, ale czy coś to zmieniało? Była już i tak przemoczona do suchej nitki. Jeśli nie wyjdzie z łazienki sucha, to chociaż niech wyjdzie z twarzą. "Kiedy życie rzuca Ci kłody pod nogi, zacznij budować z nich schody." Popatrzyła się na Alexandra z tajemniczym uśmiechem i bez chwili wahania, pod wpływem impulsu, zdjęła z siebie mokry sweter, pozostając jedynie w staniku. Zdawała sobie sprawę z tego, jak niewłaściwe jest to zachowanie, ale chciała się na nim w ten sposób odegrać. Cisnęła ubranie w kąt i przekrzywiła nieco głowę, obserwując jego reakcję. W gruncie rzeczy... była z siebie całkiem zadowolona. - I co teraz? - zapytała cicho, zaskakująco opanowanym tonem. ...Rano rozmyślała o potencjalnych scenariuszach tego spotkania... Ten jej się nawet nie śnił.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....W pierwszym momencie miał ochotę odpowiedzieć jej coś w stylu, że zabije ją, a jej zwłoki zakopie w ogródku, ale zważywszy na to, że wciąż odczuwała do niego pewny dystans, to takie żarty chyba byłyby… co najmniej nie na miejscu. Z drugiej strony jednak wyżej wspomniany odcinek chyba stosunkowo się zmniejszał z każdym ich, kolejnym spotkaniem co o dziwo przyjmował ze sporą aprobatą. Nawet jeśli lubił towarzystwo, to zwykle nie przepadał za bliskością innych ludzi, nawet jeśli ta rzekoma bliskość miała wyglądać tak jak ta dzisiejsza – mając na myśli wspólną naukę zaklęć. W towarzystwie Éléonore czuł się… dobrze? To chyba odpowiednie określenie na jego stan, choć zapewne kryło się za tym coś więcej, do czego nie przyznawał się nawet sam przed sobą i nie dopuszczał do swojej zagmatwanej świadomości.
....Wrzucenie jej, czy raczej bezczelne odstawienie było dziwnym, dziecinnym impulsem, któremu się poddał. Mógł przecież rzucić na nią aquamenti na tyle potężne, że jej protego by go nie odbiło – nie zrobił tego jednak. Sam nie wiedział, dlaczego oblanie jej dyszą prysznicową wydało mu się lepsze. I bynajmniej powodem nie było zalanie całego mieszkania, które mógł wysuszyć i naprawić w trymiga.
....Przyglądał jej się z delikatnym rozbawieniem, choć w środku bawiło go to wszystko jeszcze bardziej. Poznawanie pojęcia zabawy w wieku trzydziestu czterech lat było czymś doprawdy ciekawym, aczkolwiek chyba tylko na jego sposób. Jasne oczy patrzyły jak dziewczyna próbuje ogarnąć rzeczywistość tuż po tym kiedy woda przestała lać się na nią kaskadami. Mogła go nie atakować, tylko kontynuować lekcję, a mimo wszystko z nim igrała. Wciąż i wciąż. Przynajmniej się przy tym dobrze bawił, a nie sądził aby jej osoba mogła przekroczyć jakąkolwiek granicę, która sprawi że zachowa się wobec niej źle.
....Splótł ręce na piersi opierając się o imitującą drewno ścianę i uniósł obie brwi do góry nie spuszczając z niej wzroku ani na sekundę, a przy tym uśmiechając się nieco wyzywająco, być może nawet zbyt, zważywszy na to co stało się chwilę później.
....Poczuł delikatne ukłucie w żołądku, kiedy spojrzała na niego tak dziwnie… tajemniczo. Ewidentnie coś planowała, ale co mogła mu zrobić, zważywszy że nie miała przy sobie różdżki? Nawet wciągnięcie go do środka było niebezpieczne, biorąc pod uwagę jego gabaryty i wagę. No, ale jak to mówią gdzie diabeł nie może, tam babę pośle i nawet nie wiedział jak bardzo wszystko zgadzało się z tym powiedzeniem.
....Był bliski impulsywnego wyciągnięcia ręki w jej kierunku, kiedy zauważył co zamierza, jednakże w ostateczności ani drgnął… przynajmniej nie zewnętrznie. Zmrużył oczy, ani na chwilę nie spuszczając ich z jej niebieskich tęczówek i nie było to dla niego jakieś szczególne wyzwanie. Pomijając fakt, że z perspektywy prawie dwumetrowego człowieka, kątem oka widział wszystko. I było to dla niego cholernie krępujące. Nie uciekł jednak, ani nie zaczął w panice kazać jej się ubierać. Po prostu patrzył, prosto w jej oczy, z uniesionymi do góry brwiami i lekkim rozbawieniem w prawie białych oczach. Czy oni mają jakiś niespisany zakład?
....- Spodnie też masz mokre. – mruknął, jak gdyby nigdy nic, jedną z brwi unosząc nieco wyżej niż drugą. To było wyzwanie? Zerknął na chwilę na prysznic, po czym puścił z niego kolejną kaskadę wody, wyszczerzając się do niej ze sporą dawką rozbawienia i sympatii. – Teraz to na ochłodę. – rzucił, wyciągając dłoń w kierunku wody i sprawdzając jej temperaturę. Zupełnie jakby doskonale nie wiedział, że jest zwyczajnie letnio-chłodna.
...Nigdy dotąd nie była w tak zawiłej, niejasnej relacji z kimkolwiek. ...Nie mogła zaprzeczyć, że nie ciągnęło jej ku niemu, że nie otwierała się przed nim szybciej niż by tego chciała. Z drugiej zaś strony za każdym razem coś powstrzymywało ją przed kolejnym krokiem. Z tyłu głowy miała wiele pytań, na które nie znalazła dotąd odpowiedzi. Choć spędzili ze sobą już trochę czasu (i to w głównej mierze był przyjemny czas), to nadal obecny był pomiędzy nimi dystans, jakiś wyimaginowany mur, który nie pozwalał na coś więcej. I gdy burzyła kolejne cegiełki, by przejść na drugą lepszą stronę, to raniła swoje dłonie. Pokusa była jednak zbyt silna. ...Mogłaby przyrównać jego czyn do szczeniackiego występku. Ile miał lat, żeby tak ją ukarać? Zaskoczył ją tym bardzo, ale w pewnym sensie też... zaimponował? Pokazał się od innej strony, tej luźniejszej, a to powinna raczej docenić. Może wchodzili właśnie na inny poziom znajomości? Otworzył przed nią kolejne drzwi, pozostawało zadać sobie pytanie, czy prowadzą one do właściwego pomieszczenia. Obserwowała jego mimikę, mowę ciała, widoczne rozbawienie i... wymalowaną satysfakcję? Pozwalało jej to nawet na chwilowe ignorowanie kaskady wody. ...Była cholernie ciekawa jego reakcji na ten odważny, wyzywający krok z jej strony. I ta ciekawość tłumiła obawy przed niechcianymi konsekwencjami, przed wstydem czy zażenowaniem. Sprawdzała go? Być może... Utrzymywała z nim kontakt wzrokowy, wpatrywała się w niego może nawet zbyt intensywnie. Te niemalże białe tęczówki potrafiły zahipnotyzować, było w nich też coś mrożącego krew w żyłach. Nie uciekał, nie zasłaniał oczu, nie rzucił na nią w popłochu ręcznika. Może jednak było z nim wszystko w porządku? ...Wydała z siebie coś na rodzaj parsknięcia pomieszanego z fuknięciem, gdy wspomniał o jej mokrych spodniach. Nie umiała powstrzymać delikatnego uśmieszku, rozbawienie brało górę. Zaczynali grać w niebezpieczną grę, zaczynali stąpać po kruchym lodzie blisko wiosennej odwilży. Miała to potraktować jako wyzwanie? Co by zrobił, gdyby rzeczywiście ściągnęła i spodnie? Chyba nie przypuszczał, że byłaby do tego zdolna. I... miał rację. - Tak? O, nie zauważyłam. - odpowiedziała ironicznie i poszerzyła swój uśmiech, dalej wpatrując się w jego jasne, zwierzęce oczy. ...Kolejny strumień opadł na jej półnagie ciało, ale tym razem temperatura wody była odczuwalnie niższa. Éléonore syknęła i ponownie spięła swoje mięśnie, opanowując dreszcze. Na jej rękach zawitała gęsia skórka, a ona pomyślała, że nie może ot tak stać sobie pod dyszą tego przebrzydłego prysznica. Złapała oburącz za jego wyciągniętą dłoń i z całej siły pociągnęła go do siebie. Ważył o wiele więcej od niej, ale dała radę go ku sobie przyciągnąć. Być może... wcale się nie opierał? Albo ta zimna woda dodała jej takiej mocy. Patrzyła na niego, jak stopniowo moknie, jak poddaje się skapującym kroplom, a jego włosy na nowo je chłoną. Materiał koszulki nie pozostawał im dłużny i wkrótce oblepiał już dokładnie każdy mięsień na jego torsie. A ją coś tchnęło, kolejny impuls. ...Wyciągnęła rękę i zagarnęła nią jego kark, jednocześnie wspinając się na palce. Coś w środku jej głowy krzyczało, że nie powinna tego robić, że to do niej niepodobne. Stłumienie tego głosu jednak nigdy przedtem nie było takie łatwe... Z lekko przymkniętymi powiekami przysunęła swoją twarz do jego i przywarła wargami do jego ust. Pocałunek był krótki, subtelny, choć Swansea czuła, ze wzbiera w niej ogień, a dziwne dreszcze obiegły całe jej ciało. Odsunęła się od niego i odkaszlnęła krótko, przywołując swój mózg do porządku, bo znów ciężko było zebrać myśli. Wciąż czuła ten smak i przyłapała się na tym, że... od ostatniego razu za nim tęskniła. - No, to... jesteśmy teraz kwita. - rzuciła, puszczając go i dając mały kroczek w tył - Choć może powinnam w tym momencie sobie pójść? - dodała i uśmiechnęła się lekko, podkreślając to, że tylko żartuje. ...Zimna woda nie zadziałała chyba w odpowiedni sposób... A ona zburzyła kolejne cegły niewidzialnego muru. Jak bardzo będzie krwawić?
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Zachowywał się jak szczeniak. Jak niedojrzały nastolatek, który w związku z etapem dojrzewania poczuł w sobie nagły przypływ hormonów nakazujący mu robić takie, a nie inne rzeczy. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że bawił się w jej towarzystwie naprawdę dobrze, a takie delikatne prztyki w postaci niewinnego wrzucenia pod prysznic zdawały się być całkowicie niewinne. Łamał wszelkie zasady dobrego zachowania, cały savoir-vivre jaki mu wpojono, aby teraz obserwować półnagą dziewczynę pod kaskadą wody we własnym mieszkaniu. Jakby zaśpiewał pewien znany artysta jak do tego doszło nie wiem… Gdzieś podświadomie wiedział, że mu nie wypadało, że powinien się powstrzymać i dać sobie spokój z wszelkimi czynami tego typu, ale z drugiej strony siedzący na jego ramieniu diabełek dzisiaj zyskiwał ogromną przewagę. Nie miał pojęcia co ma na to wpływ, ale jakoś niespecjalnie mu to przeszkadzało. W tej chwili.
....Kącik jego ust uniósł się wyżej, kiedy zaczęła ironizować na jego słowa, co w sumie było… dobrym znakiem. Nie przekroczył jeszcze żadnej granicy, zresztą… w jej przypadku chyba było ciężko to zrobić, zważywszy, że to ona zawsze była na krok przed nim jeśli chodziło o wszelkiego rodzaju obawy i wątpliwości… czy raczej ich brak. Koniec końców jednak nie zdjęła spodni mimo tej całej swojej bezczelności i nawet nie wiedziała jak bardzo był jej za to wdzięczny. Wystarczyło, że jej półnagie ciało już działało odpowiednio na jego zmysły, mimo, że nie dał tego po sobie w żadnym stopniu poznać.
....Pozostało mu obserwować jak dziewczyna spina się pod kolejną dawką, tym razem trochę chłodniejszej i bardziej orzeźwiającej wody. Nie był jednak sadystą – nie można było powiedzieć, że lecąca z deszczownicy ciecz była lodowata. Jakby jednak nie patrzeć to dla niego dość niska temperatura była odpowiednia, więc nie był w pełni obiektywny. Wciąż uśmiechał się, wpatrując się w nią jasnoniebieskimi oczami z wyraźną satysfakcją w oczach. Nie miał pojęcia kiedy został pociągnięty za dłoń i jak to się stało, że znalazł się wraz z nią pod kaskadami płynu. Nie sądził, że miała aż w sobie tyle siły, aby pociągnąć dziewięćdziesiąt kilogramowego mężczyznę, ale najwyraźniej zimna woda dawała jakąś dawkę niewidzialnej siły, której nie przewidział. Z drugiej strony, gdzieś podświadomie wiedział że to się stanie i w istocie nie miał powodu do oporu.
....W ułamku sekundy wszystkie jego mięśnie spięły się jak na komendę, całkowicie zaskoczone nagłą zmianą temperatury, już po chwili jednak rozluźniając się i w spokoju dając się oplatać kolejnym litrom wody. Wyciągnął nawet twarz w kierunku ujścia deszczownicy, chłonąc chłód niczym dziwne zbawienie. Nie zwracał kompletnie uwagi na przemakające coraz bardziej ubrania, na temperaturę ani wszystko inne co działo się wokół niego, poza tym, że zwrócił jasnoniebieskie spojrzenie w jej kierunku, a ona nie zdawała się odczuwać skruchy z powodu tego co zrobiła. Czuł jak krople leją mu się po powiekach, które jednocześnie nie pozwalały się otworzyć, aby mógł spojrzeć na nią dokładniej.
....Poczuł zziębnięte palce na swoim karku, co spowodowało, że spiął się na powrót w tempie wręcz natychmiastowym, a mimo wszystko nie oponował. Nad wyraz bezproblemowo dał się jej przyciągnąć do siebie i pozwolić jej na to co zrobiła. Na ten pocałunek. Poczuł, jak wzbiera w nim pokład ciepła na tyle duży, że nawet chłodna woda nie była w stanie ugasić tego co się zadziało. Był bliski przysunięcia się, reakcji, czegokolwiek… Nie zdążył jednak go nawet odwzajemnić, mimo, że wszystko w jego ciele krzyczało, że powinien, bowiem dziewczyna zakończyła go, zanim w ogóle zaczęła. Jej odsunięcie się wezbrało w nim dziwne poczucie beznadziejności i niepokoju spowodowanego tym nagłym odejściem i sam nie wiedział czy pożałowała, czy stało za tym coś innego. Może on sam? W końcu ostatnim razem zrobił dokładnie to samo… i wtedy się odezwała. Spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek, unosząc jedną brew do góry. Jego mimika mówiła wszystko, co w tym momencie powinien wyrazić.
....…powinnam sobie pójść.
....- Nie sądzę. – mruknął, całkowicie pomijając kwestię żartu i nadrabiając dzielący ich dystans. Przysunął się do niej tuż przy tylnej ścianie prysznica. Nie stykał się z nią ciałem na żadnym odcinku poza dwiema dłońmi, które powędrowały na jej podbródek, chwytając go nad wyraz delikatnie i unosząc ku górze jej twarz. Pocałował ją dużo intensywniej niż ona jego jeszcze przed chwilą, muskając jej wargi może zbyt nachalnie, jednocześnie będąc przy tym całkowicie subtelnym. Miał ochotę przylgnąć do niej całkowicie i poczuć jej osobę przy sobie, a mimo wszystko nie odważył się, aby zbliżyć się bardziej. Czuł narastającą w nim ekscytację, a mimo wszystko coś darło się wewnątrz jego umysłu i kazało się powstrzymać. Dawał się jednak ponieść tej chwili, jeszcze przez kolejnych kilka minut muskając jej delikatne wargi. W tym wszystkim była jednak szczypta rozwagi. Było mu strasznie gorąco, temperatura wody w tym momencie zdecydowanie powinna się obniżyć jeszcze o kilka stopni. Przestał.
....Odsunął się od niej jedynie na kilka centymetrów, wpatrując się w te cholernie pociągające, niebieskie oczy i oddychając dość płytko od intensywności, która nastąpiła jeszcze przed chwilą. Musnął ją delikatnie czubkiem nosa, uśmiechając się i nie spuszczając z niej prawie-białych tęczówek.
....- Czy my nie powinniśmy zakończyć już tej przerwy w nauce? – spytał ocierając się o najczystszą ironię, gdzieś w środku wiedząc, że w istocie powinni przestać i wrócić do domyślnego zajęcia, zanim posuną się zbyt daleko, a od tego dzieliła ich już niewielka granica. Czuł jak testosteron w jego ciele zaczyna buzować, a bynajmniej nie pomagał mu fakt jej aparycji i braku swetra. Stał tak jeszcze przez chwilę czekając na jej odpowiedź i pozwolił sobie jeszcze na delikatny, ostatni pocałunek na jej ustach aby cofnąć się o krok i wyłączyć płynącą wciąż wodę. Cholerne prysznice.
...Szum wody zagłuszał jej skołowane urywki myśli. ...Jeszcze nie dochodziło do niej to, co właśnie zrobiła. Nie planowała tego, a wręcz... nawet o tym nie śniła. Gdzieś z tyłu głowy odezwał się cichy głosik zdrowego rozsądku, który napomknął imiona jej rodzeństwa i wspomniał o skomplikowanej sytuacji. Nie miał jednak siły przebicia. Nie miał żadnej, nawet najmniejszej, szansy na przekrzyczenie kabinowego wodospadu. A i ten... zaczynał niknąć w obliczu niezidentyfikowanego, dziwnego dźwięku, który Éléonore słyszała w swojej głowie coraz to intensywniej. Zagłuszał nie tylko łazienkową symfonię, ale i słowa Alexandra. Mogła czytać jedynie z ruchu jego ust, a te z kolei... ...Ponowne zetknęły się z jej ustami. ...Fala gorąca powróciła, a ona na ułamek sekundy straciła przytomność... A przynajmniej takie miała wrażenie. Poczuła, jak miękną jej kolana, jak otula ją zewsząd błogie uczucie, a wewnątrz wzbiera podniecenie. Była na tyle zaskoczona, że nie odwzajemniła pocałunku od razu, jedynie poddała się chwili, lawirując pomiędzy snem a jawą. Po chwili przymknęła swoje oczy i delikatnie dotknęła mokrą dłonią jego policzka, badając szorstką od zarostu skórę. Kontrast jego ciepła i jej chłodnych palców był tak duży, że aż poczuła mrowienie w opuszkach. Jej ręka powędrowała w górę, a palce oplotły jego mokre włosy, zatapiając się w nich z pewną dozą łapczywości. Subtelność przerodziła się w namiętność. Jego wargi były słodsze od raju. I gorętsze od piekła. Gdyby nie przerwał tego w odpowiednim momencie, to... Nie umiałaby się opanować. ...Serce waliło jej jak oszalałe, oddech miała przyspieszony, zupełnie jakby przed chwilą przebiegła dookoła Zakazanego Lasu. Patrzyła na niego spod przymkniętych powiek i zastanawiała się, co się tutaj przed chwilą odmerliniło. Byli już kompletnie przemoczeni, a przy tym zużyli chyba hektolitry wody. Co na to Matka Ziemia? Bo o Elisabeth Swansea Élé wolała teraz nie myśleć... I gdy musnął ją nosem, a potem uśmiechnął się w ten sposób, to szybko odgoniła ciemne myśli, jak jakiegoś natrętnego mola. - Tak, masz rację. - mruknęła, przygryzając wewnętrzną część policzka, by pohamować nieco niekontrolowany uśmiech, który usiłował wpełznąć na jej twarz. W łazience zrobiło się tak nagle przeraźliwie cicho, że chyba mógł usłyszeć bicie jej serca. ...Wyminęła go zwinnie i schyliła się po swój mokry sweter. Wykręciła z niego nadmiar wody i skierowała się do wyjścia. Stanęła jednak w progu i odwróciła się do niego, chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale... zawahała się. I nic już nie wtrąciła. Uśmiechnęła się delikatnie, pod nosem, a potem zeszła po schodach na dół. Odszukała swoją różdżkę i doprowadziła się do porządku przy pomocy dobrze-jej-znanego zaklęcia. Miała teraz chwilę na przeanalizowanie całego zajścia, ale... potrzebowałaby na to całej nocy. ...Powinni wrócić do lekcji. Tylko jak, kiedy ona nie może skupić się teraz na najprostszych czynnościach? Jak ma sobie poradzić z tak zaawansowanym zaklęciem?
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Sam nie wiedział co go… natchnęło do takiego, a nie innego kroku, ale jeśli otrzymał chwilę na zastanowienie się to ze sporym zaskoczeniem stwierdził, iż chodziło to za nim od... tej pamiętnej altany w której się wycofał. Teraz tego nie zrobił, ba! to nie on zaaranżował pierwszy krok, ale go odwzajemnił i na tę chwilę w żadnym wypadku tego nie żałował. Czuł jak przez jego – jeszcze dość niespokojne ciało – przepływają kolejne chemiczne związki podtrzymujące go w podnieceniu. Przez kilkanaście sekund jego czarne źrenice starały się wyzbyć białych tęczówek, ale wkrótce wszystko wróciło do normy i znów mógł nawiedzać ludzkość swoim przeszywająco-nienaturalnym spojrzeniem. ....Odprowadził ją wzrokiem, kiedy go wymijała. Nie dotknęła go nawet centymetrem swojego ciała, a przez jego umysł mimo wszystko przemknęła myśl, że mogłaby to zrobić. Może by to przeżył? W tym całym szale sprzed chwili nawet nie zareagował, kiedy wplotła mu dłoń we włosy, ba! dotknęła jego policzka. Teraz, kiedy zdał sobie z tego sprawę przeszedł go mimowolny dreszcz. Chyba jednak nie potrafi. Czujnie patrzył, jak dziewczyna podnosi sweter i go wyżyma. Na jego twarz wpełzł delikatny, seksownie cyniczny uśmieszek, jednakże szybko zniknął, kiedy ta odwróciła się w jego stronę, zastąpiony pełnym zainteresowania uniesieniem brwi. Ale nic z tego nie wynikło, a ona zniknęła za progiem. ....Wyszedł spod prysznica zerkając na siebie mimochodem w lustrze. Wyglądał jak przemoczony pies i co gorsza wciąż ociekał wodą. Dopiero teraz poczuł niewygodę spowodowaną przyklejającą się do ciała koszulką i zmienił ten stan rzeczy susząc zarówno siebie, ubrania, jak i całą łazienkę, w tym mokre ślady wychodzącej i równie przemoczonej Éléonore. ....W końcu, kiedy ogarnął wszystko a łazienka wyglądała jak gdyby nigdy nic się nie stało, powoli zszedł na parter szukając miejsca jej aktualnego pobytu. Z brakiem zaskoczenia stwierdził, że jest w salonie, a kiedy pojawił się w zasięgu jej wzroku to bez zbędnych ogródek można było stwierdzić, że w żadnym stopniu nie wyglądał, jakby przed chwilą przemoczony do suchej nitki całował ją pod prysznicem. Nawet jego mimika była względnie neutralna, co było dość zaskakujące. Bynajmniej nie dla niego. Długo zajęło mu uczenie się tak sprawnego doprowadzenia się do emocjonalnego porządku. ....Powoli wyminął ją i stanął w miejscu, w którym stał jeszcze całkiem niedawno. Jak ćwiczyli. Zaklęcia. W końcu po to tu przyszła. Odchrząknął, wyjmując różdżkę z rękawa lewego przedramienia. Musiał przyznać sam przed sobą, że na zewnątrz wyglądał zupełnie normalnie, jednakże w środku rozgrywało się małe piekiełko niepozwalające mu na wystarczające skupienie do rzucania bezróżdżkowych zaklęć. ....Spojrzał na nią białymi oczami czekając na jej ruch. Dosłownie.
...Zapomniała jakiego zaklęcia się uczyli. Ba! Zapomniała jak się nazywa. Zapomniała chyba... zabrać głowy spod tego prysznica. I choć dysza już dawno była wyłączona, a ona stała w salonie względnie spokojna, wysuszona i doprowadzona do ładu, to... wciąż słyszała szum wody, a w głowie miała mętlik. A chyba zapomniane zaklęcie miało zmącić jej przeciwnika. ...Podeszła do niego na kilka kroków, zmniejszając dystans, choć dalej dzieliła ich odległość kilku metrów. Zacisnęła rękę na swojej różdżce, jakby to miało pomóc jej w skupieniu. Czy dalsza nauka ma tutaj jakikolwiek sens? Przecież oni przed chwilą... Och. Chyba wolała, by nie dochodziło do niej to teraz. Przemyśli to wszystko, jak wróci do domu. A teraz... Teraz ufała, że jej mózg zacznie niebawem działać tak, jak powinien. Przejechała palcami po chropowatościach różdżki, które przecież tak dobrze znała. Ten magiczny badyl był z nią od pierwszego roku nauki w Hogwarcie. Czasem miała wrażenie, że robił robotę za nią, że lepiej wiedział, jakie zaklęcie dziewczyna chce rzucić. Może i tym razem jej pomoże? ...Spojrzała na niego niepewnie, jakby obawiała się tego, co zobaczy. Ale on... był niewzruszony. Znów niczym skała, posąg, nie do przebicia. Zdumiało ją do tego stopnia, że aż zmarszczyła brwi. Cóż, powinna chyba nauczyć się od Alexandra czegoś poza nowymi zaklęciami. Z zaskoczeniem spostrzegła też, że tym razem wziął ze sobą swoją różdżkę. Po co mu ona? Zapomniał, że radzi sobie bez niej? Zrobiła jeszcze jeden, malutki kroczek w jego stronę. Odkaszlnęła, niczym konferansjer przed rozpoczęciem ważnej przemowy. Może czas wykorzystać nie tylko wiedzę zdobytą w Hogwarcie, ale i... sztukę aktorskiej improwizacji? No dalej, Swansea. Zrobisz to. Po raz kolejny tego dnia wycelowała w niego swoją uzbrojoną dłoń. Wyciszyła umysł na wszelkie bodźce, nie myślała o tym, co działo się na piętrze. Myślała tylko o tym, co chce osiągnąć, o pożądanych skutkach zaklęcia. - Fallo!- zaklęcie pomknęło w kierunku Voralberga, a ona była bliska zamknięcia oczu, by nie patrzeć na swoją potencjalną porażkę. ...Tym razem jednak... było inaczej. Coś się zadziało, a Éléonore aż pisnęła cicho z podniecenia i radości, że mimo wszystko w pewnym sensie jej się udało. Trudno było ocenić, czy jest bardziej zadowolona, czy zszokowana.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Przyglądał jej się z iście książkową uwagą, śledząc każdy, nawet najmniejszy ruch jej ciała, mimiki czy zmiany ogólnego zachowania. Choć przez chwilę zastanawiał się jak sytuacja sprzed paru momentów wpłynie na jej behawior, to szybko odrzucił te myśli przyłapując się na tym, że on sam zachowuje się dziwnie. A przecież nauczony był nie pokazywać po sobie najmniejszych intencji, niezależnie od tego czy były one pozytywne czy negatywne. A już szczególnie w takich przypadkach, kiedy nie dotyczyło to tylko i wyłącznie jego, ale również drugiej osoby, która w dodatku musiała się skupić na tym, co miała do zrobienia. ....Delikatny uśmieszek wstąpił na jego oblicze, kiedy zerknęła na niego najwyraźniej zaskoczona jego stoickim spokojem. Najwyraźniej jej myśli skupiały się na czymś zupełnie innym, ale podobno w nauce im trudniej tym lepiej, stąd też, jeśli uda jej się dojść do ładu z zaklęciem, którego miała się nauczyć, to będzie to sromotny sukces. ....Sprawnie obracał swoją różdżkę między palcami, co miało być swoistym sprawdzeniem powodzenia rzuconej przez nią inkantacji. Bo jeśli porusza się jedna ręka, a po chwili zacznie niekontrolowanie druga, to prawdopodobnie jest to znak iż próba się powiodła. Nie musiał długo czekać na brak kontroli, a w momencie kiedy jego prawa dłoń, miast lewej zaczęła poruszać się identycznie co jeszcze ta druga przed chwilą – był bliski zdziwionego wydechu. Powstrzymał się w ostatniej chwili. ....Uniósł dłoń do góry, a z racji, że jego umysł nie przyzwyczaił się do zmiany, podniósł na powrót lewą rękę zamiast prawej, którą teraz chciał podnieść. Wszystko nie trwało długo, bowiem zaklęcie puściło dość szybko. Mimo wszystko był bardzo zadowolony i spomiędzy palców uniesionej ręki spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. ....- Doskonale. – rzucił, mimo wszystko bez większych emocji. – Skup się. Jeszcze raz – mruknął, na powrót się prostując. ....Znów zaczął obracać różdżkę między palcami. [eot]