-Spałeś bez koszuli i to przegapiłam? O nie. - jęknęła dosyć teatralnie bowiem w nocy była tak zmęczona, że przytulanie ciepłej i mile pachnącej skóry nie wydawało się jej niczym nadzwyczajnym w przypadku Alexa. Posłała mu znaczący uśmiech, który jasno sugerował, że sobie żartuje. Powinien przyzwyczaić się nie tylko do jej ponownej obecności, dotyku, ale też jawnego zachwytu jego osobą. Z tego co opowiadał to poza nieznaną jej Éléonore nie mógł narzekać na nadmiar adoratorek. W sumie, to dobrze. Nie musiała zaprzątać sobie nimi głowy bowiem zdecydowanie za bardzo ciągnęło ją do Alexa, aby miała zdzierżyć młode trzpiotki zachwycone jego posturą, uśmiechem i głębią jasnego spojrzenia. Wywróciła oczyma kiedy zapiął się po samą szyję. -Musiałbyś postarać się nieco bardziej żeby mnie speszyć, kochanie. - uśmiechnęła się szerzej, sprawdzając jak owe zdrobnienie smakuje po trzynastu latach. Hm. Wybornie. - Nie musisz odziewać się niczym cnotka. - sięgnęła do jego koszuli tylko i wyłącznie po to, aby odpiąć dwa najwyższe guziki. Postanowiła odsłonić chociaż obojczyk, a uczyniła to głównie ze względu na własną satysfakcję. Uniosła dłoń, aby przetrzeć powieki z resztek snu i rozleniwienia. Odkładała myśl o spakowaniu swych rzeczy, walki z walizką i wynoszenia się na sam koniec Londynu, dodatkowo w mugolskiej części. Wolałaby pozostać gdzieś niedaleko Doliny Godryka bądź Hogsmeade. Przeczesała palcami włosy i uniosła filiżankę ze świeżo mieloną kawą, chwilę delektując się jej aromatem. Zerknęła znad naczynia na Alexa. - Trudno mi samej zasnąć. - rzekła miast zwykłej odpowiedzi. Przyznawała się niejako do pewnego rodzaju bezsenności, z którą dzielnie walczyła od paru dni. Dawała mu też do zrozumienia przyczynę nocnych, grzecznych odwiedzin. Dzięki niemu mogła pospać dłużej niż trzy niespokojne godziny. Rozejrzała się po wielkim domostwie. - Musisz mnie jeszcze kiedyś zaprosić. Przenoszę się do ciasnej kawalerki w mugolskiej części Londynu. Będę tęsknić za tą przestrzenią i codziennym testowaniem twojej cierpliwości. - posłała mu ciepły uśmiech, a w jej spojrzeniu można było dostrzec obietnicę, że pojawi się nawet i bez zaproszenia. Upiła łyk gorącej, gorzkiej kawy i przymknęła oczy, bowiem taki poranek był niemal idealny. Pierwszy od dwóch lat.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Flirtowała z nim. Nie trzeba było być mugolskim, starożytnym Talesem aby to odkryć. I nie mógł zaprzeczyć, żeby mu się to nie podobało. Może i nie był w tym najlepszy, ale w jakiś sposób starał się nie być jej zbyt dłużny. Nie jakoś nie mógł się powstrzymać, bo to było silniejsze od niego. Jej sama obecność, pierwsze pojawienie się w drzwiach już go uruchomiło. Co będzie później, skoro po sześciu dniach już pozwala jej spać obok siebie i się bezczelnie macać. No, może nie aż tak, ale na pewno dawała mu w kość swoją terapią szokową. Gdyby jej szef się o tym dowiedział, to powinien ją zwolnić, za tak brutalne metody odzwyczajania pacjentów od ich lęków. Uśmiechał się mimowolnie znad przechylonego ku ustom kubka, zerkając na nią kątem oka. Kiedy rzuciła do niego tak bezceremonialny zwrot sprzed lat, to o mało się nie zadławił, wypluwając kawę z powrotem do naczynia i odstawiając je na blat. Mrugnął kilka razy wpatrując się w nią zupełnie jakby mówiła to całkowicie poważnie. Zdecydowanie teraz nie wiedział czy żartowała, chociaż z jej stylem bycia było to wielce prawdopodobne. - Lubię mieć poukładane rzeczy, równo zapięte guziki też wchodzą w gre. – szkoda tylko, że burzysz mój ład i spokój. Wybrnął szybko kontynuując temat, który mu podrzuciła szybko tego żałując. Jego myśli spełniły się dużo szybciej, kiedy podeszła do niego i zaczęła rozpinać mu koszulę. Niepewny swojego gruntu, wręcz jak zapędzone do kąta zwierzę, chciał cofnąć się te kilka kroków, ale kuchenne meble skutecznie mu to utrudniały. Choć z lekka wystraszony, pozwolił jej na rozpięcie guzików z powrotem i dzięki Merlinowi wyłącznie tę czynność., bo po chwili odsunęła się, pijąc kolejny łyk kawy. - Zasypiasz tak łatwo z kimkolwiek obok czy ja jestem wyjątkowy? – oho, ktoś tu uruchomił się w tryb droczenia i ukrytego wywiadu. Musiał się dowiedzieć, czy teraz miała kogoś na oku i choć wcześniej nic o tym nie wspominała, a i miała mieszkać u kuzyna, to jednak chciał jakiegoś potwierdzenia. Jakby spanie z nim w nocy i jej zachowanie nie było wystarczającym dowodem w tej sprawie. Ponownie chwycił kubek i wypił kilka łyków. - Wiesz dobrze, że możesz przychodzić kiedy chcesz. – mruknął, obserwując ją uważnie białymi oczami znad górnej linii kubka. W zasadzie Hogwart nie był tu żadnym problemem, bo i tak zwykle w ciągu weekendu był w domu, ba! czasami takie wypady robił środku tygodnia. Wiedział, że nie musiał jej tego mówić, bo wprosiłaby się bez zbędnych ceregieli, ale jakoś potrzebował to wyznać. Zawsze była tu mile widziana. Bez wyjątków.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Najzabawniejszy jest fakt, iż nie uznawała własnego zachowania za terapię szokową. Nie traktowała go jako pacjenta, ani nawet jak przypadek. Nie patrzyła na niego pod kątem medycznym. Przecież w grę wchodziły jej własne uczucia, potrzeby, deficyty i pragnienie przebywania blisko niego. Nie potrafiła do końca poradzić sobie z własną tęsknotą, którą wybudził jego widok sześć dni temu. Czy uwierzyłby jej, gdyby powiedziała, że powściąga swoją wylewność? Przyciągał ją do siebie każdym, nawet najdrobniejszym gestem. Samo ułożenie jego ust w lekkim uśmiechu czy hipnotyzujące przelotne spojrzenie wołało ją. Przy nim było bezpiecznie, a tego uczucia bardzo, ale to bardzo potrzebowała. Uśmiech nie opuścił jej ust nawet kiedy niemal zakrztusił się kawą. Nie spodziewali się jak to określenie zabrzmi, a nie dało się nie spostrzec ciepła jakie z niego spozierało. Ach, to jego przerażenie w oczach kiedy podeszła tak blisko i odpięła raptem dwa guziki jego koszuli... to było smutne i motywowało ją, aby uczynić jeszcze więcej, aby przestał drżeć, gdy się pojawia. - Zawsze wszystko ci bałaganiłam, a mimo wszystko kiedyś mnie za to kochałeś. - może nie powinna tak od razu wspominać ich związku, ale przecież gdyby nie te szczęśliwe lata to nie dogadywaliby się teraz tak, jakby ta trzynastoletnia rozłąka nie miała miejsca. Dlaczego wybrała karierę, a nie jego? Uniosła wysoko brwi słysząc jego zapytanie. Prychnęła z lekkim śmiechem na ustach. - Nie zmieniam mężczyzn jak rękawiczek, jeśli o to pytasz. - poczuła się nieco urażona, co okazała mu nieco srogim spojrzeniem. - Zasnę tylko przy tym, przy którym jest mi bezpiecznie więc tak, jesteś wyjątkowy. Zawsze byłeś i będziesz. - mówiąc to, z jej głosu spozierała powaga. Upiła łyk kawy i odstawiła ją tuż obok filiżanki Alexa. Zakryła jego dłoń spoczywającą na blacie swymi smukłymi palcami. Czy bardzo widać po niej, że tak naprawdę było jej przykro na myśl, że w ogóle musi wychodzić? Te sześć dni były sielanką, urlopem od problemów i trosk, a również wspaniałym akcentem wprowadzającym ją do nowego rozdziału w życiu. Zamilkła na moment, nawet nie zauważając, że stała te pół cala bliżej niż chwilę temu.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Rozpadał się. Kawałek po kawałeczku, powoli, rozlatywał się na cząsteczki, które krzyczały otwarcie, że powinien się poddać w tej walce i tu, teraz zaraz, podejść do niej, pchnąć ją na blat i pocałować. Ale jakoś nie potrafił. Coś go blokowało i nie pozwalało na to, aby mimo wszystko, mimo łączącą ich więź się przed nią tak łatwo otworzył. Obserwował ją czujnie analizując przeróżne scenariusze w głowie i żaden nie wydawał mu się odpowiedni. Był w absolutnej kropce, z której nie umiał postawić kroku w przód i zrobić czegokolwiek, aby ruszyć to wszystko do przodu. Nie widzieli się trzynaście lat. TRZYNAŚCIE. Ogromny szmat czasu, którego nie da się ot tak nadrobić w sześć dni. Chyba? A przynajmniej tak sądził i tak podpowiadał mu umysł. Dlaczego to wszystko musiało być takie skomp- inaczej. Dlaczego on wszystko tak to sobie komplikował? Nie mógł być jak jakiś Williams, który wyrwał Whitehorn miesiąc po ślubie i miał w dupie wszystko wokół? Nie, nie mógł. Był Alexandrem Voralbergiem i nie robił nic wbrew sobie wiedząc jakie paskudne może mieć to konsekwencje. - Owszem. – chwilę zajęło mu znalezienie odpowiedniego słowa, którym chciał odeprzeć jej słowa. Nie potrafił powiedzieć „tak, kochałem”, bo to oznaczałoby czas przeszły, a miał wrażenie, że nie mógł zastosować tutaj tego środka. Było mu trudno, czuł wewnątrz jak dziwna siła skręca mu kiszki, przez które chciałyby przedostać się bardziej wylewne słowa niż te które przed nią prezentował. Tak bardzo chciał jej powiedzieć, szczerze i od serca jak bardzo za nią tęsknił i jak bardzo cieszy się z jej powrotu. Owszem, mówił to już wcześniej ale musiał zrobić to inaczej. Tak naprawdę, z serca. Nie był chyba jeszcze na to gotowy, to nie mogło być „Byle co” i „byle jak”. Nie mogło i ona dobrze o tym wiedziała. Miał wrażenie, że mógł liczyć na jej wyrozumiałość, bo w końcu od kogo jak nie od niej, która znała go najlepiej. Wszystkie jego sekrety, tajemnice i dziwactwa, każdą jedną bliznę na jego ciele, każde jego przeżycie, historie i wspomnienie. Była wyjątkowa i tak samo musiał ją traktować. Mimo wszystko to nie mogło być pchnięcie na blat i pocałowanie. Nie. To musiało być coś spektakularnego, ale zdecydowanie nie teraz. - Po tylu latach usłyszeć te słowa to jak wspaniały sen, z którego człowiek nie chce się budzić, Sam. – powiedział nieco cichszym tonem, jakby nie był pewny czy w ogóle powinien tak się przy niej wypowiadać. Ta powaga w jej głosie była zatrważająca, ale również bardzo prawdziwa. Wiedział doskonale, że nie kłamała, jemu by nie smiała, tak samo jak on jej. Byli przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi, niegdyś kochankami i wspaniałą parą. Dlaczego mieliby tego nie powtórzyć? Czy tak naprawdę coś miałoby im w tym przeszkodzić? Ktoś? Wspomnienia? Niedawne przejścia? Chemia między nimi była tak dobrze wyczuwalna, że można byłoby tu uwarzyć eliksir. Na co więc czekał? Nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że ten moment nadejdzie. Miał jedynie nadzieję, że nie za późno. - Jak wykorzystamy ten czas zanim…
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Wykonywany zawód wymagał od niej pokładów cierpliwości, których zasoby musiała odpowiednio podzielić między pracę a Alexa. Tu główną rolę odgrywał czas i jej własne postępowanie, które należało odpowiednio równoważyć, aby niczego nie zepsuć. Skoro jednak przez trzynaście lat nie zapałali do siebie ani żalem ani nienawiścią to czy możliwe jest, aby zepsuli się już trwale? Lgnęła do niego pomimo świadomości, że nie uzyska fizycznej odpowiedzi dłuższej niż wstrzymanie oddechu. Akceptowała to. Rozumiała, że potrzebował czasu. Wspinała się na wyżyny wyrozumiałości i próbowała wyjaśnić swej tęsknocie za nim, że nie może być wyrażona tak jak tego w istocie pragnęła. Mimo tego spomiędzy jej ust wymykały się słowa, których nie zdołała w sobie zatrzymać. Skoro nie dotykiem to chociaż rozmową da mu do zrozumienia, że jej uczucie tęsknoty nie jest ani ulotne ani łatwe do ukojenia. Sześć dni to za mało, a miała wyjechać na drugi koniec Londynu. To wciąż jest daleko. Wstrzymała na moment dech w piersiach gdy potwierdził jej słowa, tak zwięźle, okrutnie krótko. Liczy się jednak wydźwięk wszak więcej nie mogła od niego oczekiwać. Nawet jeśli poza czułością nie ma w nim dawnej miłości to chętnie pozwoli się ponieść wspomnieniom. - Teraz nie jesteśmy snem. - w samym środku swego serca czuła jak bardzo jej słowa go poruszyły. - Żałuję, że nie utrzymywałam z tobą kontaktu. Być może życie mogło potoczyć się wtedy inaczej. - dodała, a później zauważyła, że jej dłoń drży. Zmarszczyła brwi zaskoczona reakcją własnego organizmu. Nie potrafiła zidentyfikować tego drżenia, miało związek z pewnego rodzaju niepokojem bądź strachem. - Żaden szalony pomysł nie wypełni w satysfakcjonujący sposób tych paru godzin, Alex. - oznajmiła, oglądając z zapartym tchem jasność jego oczu. Własna udręka nocna powracała. Cofnęła palce z jego dłoni i rozmasowała swój policzek, jakby upewniając się, że nie ma na nim śladu smutku. - Zacznę od zrobienia nam śniadania, później spakuję się i może wyjdziemy na spacer? - zapytała, wierząc, że zwyczajna czynność nie utrudni im rozłąki. Dawno nie zwiedzała Doliny Godryka. Odwróciła się lekko, aby sięgnąć do szafki po kilka talerzy, a jej dłoń wciąż drżała.
+
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Potrzebował czasu i choć sam w to nie wierzył, tak bardzo chciał to wszystko przyspieszyć, ale jego psychika absolutnie mu na to nie pozwalała. Coś go powstrzymywało przed tym, aby postąpić krok do przodu mimo że przecież znali się nie od wczoraj… a przecież pojawiła się na powrót sześć dni temu. Czy chciał wiedzieć jak bardzo się zmieniła? Śmiał sądzić, że poza tym że dojrzała to wciąż była tą samą, szaloną, ekstrawertyczną i wspaniałą Sam. Jego Sam, którą znał tak dobrze. I niegdyś kochał. - Życie toczy się dalej. – delikatnie uśmiechnął się, delikatnie chwytając ją za dłoń i przyciągając do siebie, aby pocałować ją w skroń. Jak przyjaciółkę oczywiście. Poczuł drżenie jej ciała i zdezorientowany puścił ją, przyglądając się jej czujnie. - Ale mamy troszkę więcej czasu niż parę godzin. – mówiąc to obserwował każdy jej ruch, zastanawiając się co teraz właśnie czuła. Czy powinien coś zrobić? Okazać coś więcej? Być może, ale nie umiał. Było to dla niego teraz zbyt trudne. Miał naprawdę szczerą nadzieję, że da mu więcej czasu. Kiedyś było to dużo łatwiejsze, z czasem chyba coraz bardziej się w sobie zamykał. Odejście było wtedy sporym błędem. Szkoda, ze zrozumieli to dopiero po latach. - A może najpierw spacer? – Mówiąc to złapał ją za rękę i odciągnął od szafki z talerzami. Bo tak naprawdę kto dbał o śniadanie w tej chwili? [eot] +
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Rok szkolny zbliżał się nieubłaganie, więc był to okres, w którym należało się zacząć do niego szykować. Nie tylko jako nauczyciel, ale również jako opiekun. Nie to, żeby nie robił tego od ostatnich kilku tygodni, niemniej miał inne sprawy na głowie, które skutecznie wybijały mu z głowy wzięcie się do roboty. Nie pojechał na wakacje (ale nie żałował) więc tym bardziej powinien mieć już wszystko poukładane i przygotowane. A tak nie było. Czy był sobą rozczarowany? Skądże. Nigdy nie czuł się lepiej i nie miał problemu ze swoim lenistwem i prokrastynacją. Nie zmieniało to jednak faktu, że musiał się wziąć do roboty. Siedział więc w salonie, na kanapie, z wciąż gorącym kubkiem kawy tuż obok, toną książek i notatek, obgryzając ołówek w zębach z zamyślenia. Planował lekcje na najbliższe pierwszych parę tygodni i każda jedna musiała być perfekcyjna. A było to doprawdy sporo roboty – w końcu choć prowadził zajęcia raczej w większych grupach, to jednak było ich wciąż całkiem dużo. Dodatkowo cztery domy, roczniki, studenci, uczniowie. Trochę się tego zbierało. Stąd też wręcz tonął, bo o ile miał przygotowany materiał dla świeżaków, bo był najprostszy i dzieciaki można było zachwycić wszystkim - tak starsze roczniki miały większe wymagania. Nie mówiąc już o tych zdolniejszych, których naprawdę trzeba było zaskakiwać na lekcjach aby byli zadowoleni. A on nie miał zamiaru obniżać poziomu. Lubił, kiedy uczniom podobały się jego zajęcia i wychodzili z nich nauczeni czegoś nowego, nieznudzeni i chętni do przychodzenia na kolejne. Sięgnął po książkę z czarną magią, zastanawiając się przez chwilę czy chciałby zrobić związane z tym lekcje, ale wkrótce odłożył ją na miejsce, uznając, że zajmie się tym później, kiedy dojdzie do tematów dla studentów. Teraz był dopiero na klasach V-VII, a tu już zaczynało się robić pod górkę. Cieszyło go, że temperatura na zewnątrz była wciąż całkiem przyjemna i zapowiadało to możliwość robienia zajęć na zewnątrz. Zawsze było to większe pole do popisu i zabawy. Skrzętnie zapisywał kolejne strony notatek, rozrysowując schematy i dodając do nich poszczególne opisy działania zaklęć i mechanizmów, które miały być w trakcie szkolnego roku użyte. Zastanawiał się, czy momentami nie przesadzał, ale z drugiej strony hogwardzkie dzieciaki miały tendencje do ukochania przesady. Im więcej krwi tym lepiej, miał wrażenie. Oczywiście nie chciał nikogo skrzywdzić, ale nie zmieniało to faktu, że poziom zapowiadał się wysoki. Stosik obok niego powiększał się, magicznie układając się w pewnego rodzaju skoroszyt i automatycznie się porządkując i mimo, że w zasadzie Voralberg nie robił niczego po kolei, tak leżący obok segregator wszystko pięknie układał po miesiącach, rocznikach i domach. Oparł się o kanapę, wydychając powietrze i zerknął na swoją pracę. Stolik w ogóle nie przypominał miejsca pracy i mimo ogromu jej wykonania wszystko było poukładane, popoprządkowane i wyglądało na nieużyte. Machnął na książki, które szybciutko wróciły na swoje miejsca na półkach w gabinecie na górze, a jego oczy zwróciły się na kubek stojący na blacie. Kawa nadal była ciepła. Uniósł naczynie i wypił ją na raz. Prawie jak nagroda.
[eot]
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Wrócili w środku nocy. Szeptem nakierowała Alexa, aby szedł spać do łóżka i niczym się nie przejmował. Musiał być wybitnie zmęczony, bo gdy pół godziny później weszła na piętro go zobaczyć to spał w ubraniu na pościeli. Niestety zapomniała wziąć czegoś na przebranie dla siebie, a nie miała odwagi bawić się w stosowanie magii transmutacyjnej skoro ledwie widziała na oczy, a i nie była do końca trzeźwa. Cóż, musiał jej wybaczyć, ale po dwuminutowym prysznicu, ukradła mu jego szlafrok choć z początku kusiła go jego koszula. Nie chciała nad ranem przyprawić go o zawał serca, więc wybrała ten wielki szlafrok, którym owinęła się dwukrotnie w pasie. Na całe szczęście Alex padł do łóżka w taki sposób, że zmieściła się obok. Zwinęła się przy jego ramieniu, zakryła ich kocem, a zaśnięcie zajęło jej raptem parę sekund.
Obudziła się kiedy słońce wysoko stało na niebie. Pierwsze co zarejestrowała to tępy ból w skroniach, który odebrał całą przyjemność z pobudki. Suchość w gardle, piekące wysuszone oczy, ten niespotykany ciężar w pasie... którym okazała się dłoń Alexa. Nieświadomie musiał się nieco do niej przysunąć w trakcie snu, albo to ona ku niemu? Pewnym jest, że nie zasnęli leżąc aż tak blisko siebie. Oddychał bardzo spokojnie, a więc wnioskowała, że sen był bardzo głęboki, a więc nie miała serca, aby odsuwać się chociaż na chwilę. Skoro było mu wygodnie to nie pozostaje jej nic innego jak po prostu tak leżeć. Przyglądała się zatem jego spokojnej twarzy, tak odprężonej i niesamowicie przystojnej. Przeżywała na nowo cały poprzedni dzień, noc i jego słowa, które wykrzyczał w eter. Starała się ignorować niedogodności własnego organizmu i usilna potrzeba ugaszenia pragnienia. Nie wytrzymała niestety zbyt długo, musiała wyswobodzić się spod jego ramienia. Nie było to łatwe zadanie bowiem poczuła się niczym mugolska saperka. Nie chciała go budzić zatem ostrożna ewakuacja z łóżka trwała dobre piętnaście minut. Chwilę krzątała się i wróciła z powrotem do sypialni, niosąc tacę ze świeżo zaparzoną kawą (wiedziała, że zapach go nie obudzi), kilkoma croissantami, dzbankiem wody i sokiem dyniowym. Myszkowała po szafie i wyciągnęła jego puchate skarpety, które wciągnęła na swoje stopy. Przykryła Alexa kocem i ostrożnie usadowiła się z powrotem w łóżku, jednak bliżej wezgłowia. Na kolanach miała otwartego wizbooka, a na nosie okulary w cienkiej oprawie. Od niedawna dostała nakaz zakładania ich do czytania i choć za tym nie przepadała to jednak tym razem posiłkowała się nimi. Czuła się tutaj... dobrze. Tak dobrze, że po dwudziestu minutach oparła głowę o poduchy i zamknęła oczy. Nie spała, ale pozwalała sobie jeszcze na chwilę odpoczynku zanim Alex się nie obudzi. Nie chciała nic mówić, ale dochodziła godzina jedenasta.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Spał jak zabity. Naprawdę. Chyba nie przypominał sobie tak twardo i dobrze przespanej nocy, nie mówiąc już o wstawaniu o tak niebotycznej godzinie jak jedenasta. O ile w ogóle o niej wstanie. Nie czuł absolutnie żadnego ruchu z jej strony, prawdopodobnie również samemu całą noc nie zmieniając pozycji i śpiąc na plecach, zupełnie tak jak zasnął. Nie wiedział czy nadal leżała obok, czy wstała, czy coś robiła, czy chciała go zabić, względnie robić z nim niemoralne rzeczy. Absolutnie go to nie obchodziło. Gdyby ktoś chciał to mógłby teraz tu wejść i strzelić go avadą, a nawet by się nie zorientował. Ot. Nie można było ukrywać, że działała tak na niego jej obecność. Choć nie do końca już w nocy rejestrował co się działo i czy faktycznie zasnęła obok, tak ta dziwna intuicja chyba wiedziała lepiej za niego, że była tuż przy nim. Pewnie dlatego w którymś momencie jego dłoń nieświadomie powędrowała na jej talię, przyciągając ją do niego i kontynuując tę noc w absolutnym spokoju. W końcu jednak trzeba było się obudzić. Otworzył powoli oczy, przyzwyczajając je do światła padającego od przedpołudniowego słońca. Przez chwilę patrzył w sufit, próbując zarejestrować kim jest, jak się nazywa i który mamy rok, aby wkrótce zerknąć na okno i zorientować się, że jest dość późno jak na jego standardy. Przeciągnął się, bardzo szybko orientując się, że jest mu dość niewygodnie zważywszy na to, że wciąż był w koszuli i spodniach. Dlaczego w nich spał? I dlaczego czuł się jak na kacu mimo, że wręcz na pewno nie pił alkoholu? Chyba sobie przypominał. Odwrócił głowę w drugą stronę, zauważając obok siebie burzę rudych włosów, jak i ich właścicielkę. Uniósł brwi do góry z jednej strony nie będąc zaskoczonym, a z drugiej…będąc zaskoczonym. Rzecz jasna pamiętał co wydarzyło się wczoraj i absolutnie nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, a przynajmniej, jeśli mowa o tej drugiej części. Nie wiedział czy spała, ale raczej nic sobie z tego nie robiąc, zbliżył się i pocałował ją w policzek, przewracając się na bok i przytulając głowę do jej ramienia. Tak bardzo nie chciało mu się wstawać.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
To był bardzo leniwy poranek. Spokojny, cichy. Abel zapewne o tej porze wyciągnął już Theo na obowiązkowy spacer, a ona syciła się miękkością pościeli na której siedziała, ciepłem wpadającego przez okno słońca, a również równym oddechem Alexa, w który wsłuchiwała się z zamkniętymi oczyma. Usłyszała zatem moment kiedy zaczął się budzić jednak zamiast doskoczyć do niego z entuzjazmem (fakt, niczym Abel na widok najmniejszego ruchu ukochanej osoby) to chwilę udawała, że śpi, ciekawa co też zrobi. Mile ją zaskoczył. Uśmiechnęła się pod dotykiem jego ust i nie potrafiła dłużej udawać, że śpi. Otworzyła oczy i zsunęła okulary, odkładając je na szafeczkę nocną. - Nieprzyzwoite dzień dobry. - zagadnęła wesoło choć cicho, aby nie narażać go na chaos dźwiękowy. Pogładziła jego szorstki policzek, powoli i leniwie. Po chwili i ona położyła się na boku, jedną ręką podpierając głowę, a drugą luzując krawat, którego nie zdjął na noc. - Spałeś bardzo długo. Zastanawiałam się czy Huxley nie nalał ci czegoś do ponczu.- uśmiechnęła się od ucha do ucha, jeśli postanowił otworzyć oczy. Gładziła teraz także kącik jego ust, nie zapominając o dolnej wardze. - Później przypomniałam sobie, że to ja cię tak wymęczyłam.- przysunęła się tak, by ich czoła się ze sobą zetknęły. Docierała do niej świadomość, że on ją kocha. To napędzało do radości, świergotania, gadulstwa, przeżywania każdej pięknej minuty. - Ukradłam ci szlafrok.- zachichotała przy jego twarzy, nie dając mu możliwości do ponownego zaśnięcia. Leżenie w milczeniu? Skądże znowu. Nie miała ochoty na ciszę skoro wypełniała ją cudowna lekkość na myśl, że on ją kocha. To było równie niesamowite co dwadzieścia lat temu. Musiał oswoić się, że po otwarciu oczu zobaczy jej wesoły kolor tęczówek. To będzie się powtarzać i już ona o to zadba.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Wciąż leżąc dość wygodnie głową na jej ramieniu, uniósł delikatnie kąciki ust go góry słysząc jej słowa. Nie wiedział dlaczego go tak rozbawiły, ale w pewien sposób co w tym takiego było. A może to po prostu ona tak na niego działała? W końcu zanim poszli na wczorajszą imprezę też śmiał się ze wszystkiego i jej towarzystwo utrzymywało go w dobrym humorze. Co więc się zmieniło? Prawdopodobnie nic, poza odrobiną wiedzy, którą zeszłego wieczoru nabyli. Taką niewielką ilością, która z kolei znaczyła naprawdę dużo. - Do nieprzyzwoitości tu daleko. – wymruczał równie cichym, acz zdecydowanie spokojniejszym tonem, napawając się dotykiem jej palców na policzkach i nie ruszając się z miejsca, bo najzwyczajniej w świecie mu się nie chciało. Mógł tu dzisiaj przeleżeć i cały dzień i absolutnie nic sobie z tego nie robić, choć już za niewiele czasu będzie musiał wstawać co rano i zajmować się swoimi służbowymi obowiązkami. - Znając tego łachudrę to dość prawdopodobne, choć podejrzewałbym też Whitehorn. – nie to, że im nie ufał, ale nie ufał. A na poważnie, to nie sądził aby wpadli na tak fenomenalny pomysł trucia jego osoby, kiedy szczególnie uzdrowicielka znała jego awersję do wszelkich nieznajomych napojów. Oczywiście wiedział też, że Sam żartowała, ale miał to do siebie, że zawsze analizował takie słowa w myślach na poważnie. Przeciągnął się po raz drugi, na chwilę odsuwając się od niej i przysuwając się na powrót, choć teraz jego twarz była nieco dalej, aby móc otworzyć przymknięte oczy i na nią spojrzeć. Uśmiechnął się na widok jej rozszczebiotanej twarzy i zakręcił oczami, choć była to bardziej zaczepka, aniżeli dezaprobata. Na wieść o szlafroku rzucił tylko ciche „mhm”, zupełnie jakby go to nie interesowało, ale był po prostu nie do końca jeszcze rozbudzony. Na pewno jednak zarejestrował ten fakt. - To nie fair, że wzięłaś prysznic w nocy, a ja nie. – o tak, priorytety Voralberga. Nienawidził kłaść się do łóżka bez kąpieli, a po swoim ubraniu wnioskował, że ledwo co dotarł w ogóle do tej sypialni. Podniósł się do siadu i opierając ręce na nogach zerknął do tyłu, na nią. Nadal do niego do końca nie docierało to, co wydarzyło się wczoraj, ale oczywiście wszystko pamiętał i niczego nie żałował. Za każdym razem patrząc w te jej akwamarynowe oczy doskonale wiedział co do niej czuje. I tak było też teraz. Poza oczywistym nieobudzeniem i wciąż odczuwanym zmęczeniem, zerkając na nią czuł przyjemne ciepło, swobodę i radość. Chyba powoli przypominał sobie co znaczyło kochać.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
W jej ocenie zmieniło się wszystko. Alex dalej ją kochał i co więcej, chciał z nią być. To jest tak niesamowita informacja, iż napędzała ją do działania. Gdy tylko wstanie i wypije kawę to poczuje przypływ nieskończonej energii i to wszystko dzięki słowom Alexa. Uśmiechała się zatem coraz to szerzej i nie mogła się oprzeć częstszemu muskaniu jego twarzy. Z wiekiem zrobił się jeszcze bardziej przystojny i czasami nie mogła uwierzyć, że tak się jej poszczęściło. - Nieprzyzwoita jest godzina, ale jeśli masz ochotę na inne nieprzyzwoitości to myślę, że możemy się nad tym zastanowić. - żartowała ze śmiechem i błyskiem w oku. Taki zaspany był uroczy choć nie miałaby nic przeciwko gdyby optrzymniał i zdał sobie sprawę, że absolutnie nie muszą wychodzić z łóżka. Wystarczy tylko jedno jego słowo. Zaśmiała się pogodnie na nazwanie Williamsa łachudrą. Nie chciało jej się już o nich rozmawiać (mimo, że sama zaczęła) bowiem miała zdecydowanie ciekawsze obiekty do obserwacji. Podniósł się ku jej niezadowoleniu, a gdy zamarudził to uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Zrzuciła z kolan wizbooka, przeszła na czworaka w stronę Alexa i zarzuciła mu ręce na ramiona, przytuliwszy się przy tym mocno do jego pleców. Głowę ulokowała na swoim przegubie i przyglądała się z wesołością na jego profil. - Co to za frajda wciągać cię w środku nocy pod prysznic kiedy jesteś nieprzytomny. - przesunęła kosmyk włosa od jego ucha. - Już chcesz iść sobie z łóżka?- zapytała z pewną nutą żalu w głosie bo jednak liczyła, że nie będzie tak się kwapić ją tutaj zostawić. Wsunęła dłoń pod jego rozpięty kołnierzyk, lokując ją na ciepłym obojczyku i tak przytulona utrudniała mu podjęcie jakichkolwiek działań. Musiał wziąć pod uwagę, że po tym co jej powiedział to będzie kleić się do niego nieco częściej niż zazwyczaj. Zwłaszcza, że byli sami w wielkim domu… nie mieli żadnych konkretnych planów na później… coś czuła, że będzie musiała regularnie mu przypominać, że spędzanie wolnego czasu w tym duecie nie miało żadnego związku z przygotowaniami do pracy.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dawno nie miał tak leniwego poranka. Nie miał absolutnie żadnych chęci, aby podnosić się z łóżka, skoro mógł leżeć tuż obok niej i przytulać się do jej miękkich i rudych włosów. Najwyraźniej zdawała sobie z tego sprawę, skutecznie korzystając z okazji do tego, aby nawiązać z nim kontakt i bynajmniej nie chodziło o ten werbalny, bo z rozmową radzili sobie doskonale. Nie miał jej tego za złe, w końcu terapię szokową prowadziła z nim już od dłuższego czasu, a teraz? Teraz zdaje się mogła w ogóle nie mieć zahamowań, skoro wpuścił ją otwarcie do swojego życia. Do swoich uczuć. - Ja i nieprzyzwoitości? – zapytał, unosząc z zaciekawieniem brew do góry, choć uśmiech nie znikał z jego twarzy. – Jestem najbardziej przyzwoitym człowiekiem w tej Dolinie, Sam. – dodał wkrótce, posyłając jej to swoje szelmowskie spojrzenie, oznaczające, że się z nią drażni. Z tego co pamiętał zwykle kończyło się to… ciekawie, dlaczego więc nie spróbować by ponownie? Tęsknił za czasami, kiedy byli sobie bardzo bliscy. Co prawda wciąż byli, ale musieli sobie przypomnieć. Nie był w żadnym stopniu zaszokowany (!) faktem, że wkrótce zarzuciła mu ręce na ramiona. Co prawda spodziewał się nieco mniej inwazyjnej formy przytulenia, ale poradził sobie z nią całkiem znośnie, praktycznie w ogóle nie reagując, poza automatycznym pochyleniem się do przodu pod jej niewielkim ciężarem. - Niekoniecznie, ale z chęcią bym się wykąpał… wiesz, zawsze mogę wrócić. – mruknął, odwracając głowę w jej stronę i tykając ją zaczepnie palcem w nos. Cieszył się, że widział ją uśmiechniętą i szczęśliwą, nic bardziej nie sprawiało mu w tej chwili takiej radości jak jej obecność. Wzdrygnął się jednak, czując jej dłoń pod koszulą, tak bardzo blisko jego blizn. Na to nie był przygotowany, ale był dzielny, absolutnie nie przerywając jej tej wędrówki. Czuł się delikatnie spanikowany, a jednocześnie walczył z tym, aby odczuć jej dłoń jako coś przyjemnego. Bo tak chciał na nią reagować – wyłącznie dobrze, pozytywnie, odpowiedzieć tym samym. Z drugiej strony jeśli sądziła, że to go powstrzyma… złapał ją w talii i wysunął przed siebie, kładąc ją na swoich rozprostowanych nogach i zerkając na nią z góry. Jego koszula pod wpływem wyrwania ręki rozpięła się bardziej, ale nic sobie z tego nie robił, powoli pochylając się nad nią i całując w usta. - Co tam było o tej nieprzyzwoitości? – spytał, nie odrywając od niej swoich warg przez kolejnych kilka sekund, aby już wkrótce dać jej kolejnego buziaka w czubek nosa i spojrzeć na nią z góry z rozwichrzoną grzywką opadającą na oczy. Było idealnie.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Nie potrafiła się nie roześmiać. - Sęk w tym, że doskonale zdaję sobie z tego sprawę i czasem... raz na jakiś czas nad tym bardzo ubolewam. - wywróciła oczyma i spoglądała sobie na niego ciepło, nie ograniczając uczuć, które mógł bez najmniejszego problemu wyczytać z jej twarzy. Łatwo było żartować, przekomarzać się, sięgać do jego ciała i co rusz ogrzewać opuszki palców jego ciepłem, przytulać się, zamykać oczy i czuć się bezpiecznie. W końcu wszystko było na swoim miejscu. Ona była tam, gdzie trzeba - przy Alexie. Wydawało się jej, że zawsze miało tak być i nie chciała wyobrażać sobie co by się stało, gdyby została w Irlandii. - Spróbowałbyś nie wrócić to siłą zaciągnęłabym cię z powrotem. - pogroziła mu, przytulając się do jego szerokich i ciepłych pleców. Dopiero po chwili zorientowała się, że jej dłoń opadła na kawałek nierównej skóry będącej niczym innym jak początkiem blizny. Gotowa była cofnąć rękę jednak nie zrobiła tego, bo i sam Alex nie zakomunikował, że sobie tego nie życzy. Wbrew wszystkiemu była mu za to wdzięczna bowiem gdyby miała cofnąć dłoń, to i całą siebie. Chwilę milczała, aby dać i jemu i sobie czas na oswojenie się z następnym poziomem bliskości. Bądź co bądź blizny to część bardzo intymna. Cieszyła się, że nie wyczuła w nim nawet drgnięcia. Tym bardziej go kochała. Miło było pozwolić sobie czuć całą tę falę ciepła i przede wszystkim, okazywać ją każdym gestem. Wydusiła z siebie lekki i niegłośny pisk kiedy znienacka przesunął ją sobie na kolana. Przyzwyczaiła się, że to ona jest specem od zaskakiwania, a okazuje się, że ktoś się tutaj od niej uczy. - Hmm... zaczyna mi się to podobać. - zaśmiała się cicho i czym prędzej oplotła jego szyję swoimi ramionami, przysuwając się na jego uda, aby być jeszcze bliżej. W jej spojrzeniu przemknął błysk zaciekawienia kiedy jeden guzik koszuli ustąpił pod wpływem silniejszego ruchu. Czy to nie znak od losu? Westchnęła z rozmarzenia przy jego pocałunku, którym nie dane było się jej nacieszyć. - Coś w stylu "musisz się rozkręcić". - oznajmiła, ujęła jego twarz w swoje dłonie i przywarła ustami do jego warg, w takim pocałunku na jaki miała ochotę w dniu kiedy go zobaczyła pierwszy raz po trzynastu latach. Nie, teraz nie miała już zahamowań. Wystarczyło zatrzymać się dłużej przy jego ciepłym oddechu, a momentalnie uderzyła ją fala ciepła. Całowała całą długość jego ust, a gdy apetyt wzrósł, musnęła koniuszkiem języka jego dolną wargę. Myśli wyparowały, a był tylko Alex i bijące od niego ciepło. Wsunęła dłoń w ciemne rozwichrzone włosy i całowała tak, aby zabrakło jej tchu w piersiach, a Alex przypomniał sobie w jak intensywny sposób spędzali wolne chwile w czasach szkolnych. Nie zamierzała przerywać, oj nie. Tych ust nie całowała trzynaście lat, a więc mieli naprawdę sporo do nadrobienia. Syciła się nowym smakiem, odkrywając go na nowo, nowo i jeszcze raz, od początku. Wystarczyła odrobina zachęty...
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Mruknął coś niewyraźnie, kiedy jej wargi na powrót przylgnęły do jego ust i pocałowały go dużo bardziej intensywnie. Mówiąc szczerze bardzo dobrze się tego spodziewał, prawdopodobnie wiedząc jak spore pokłady… miłości ma w sobie Sam. Czy specjalnie ją sprowokował? Być może, nie zmieniało to jednak faktu, że było dość przyjemnie. Przylgnął do niej ustami, całując ją na powrót dużo bardziej intensywnie niż jeszcze chwilę temu i zdecydowanie dłużej. Poczuł delikatny dreszcz na karku kiedy wplotła swoje palce w jego włosy, a on sam przysunął się do niej jeszcze bliżej, choć musiał poczuć, że tak zgiętemu było mu dość niewygodnie. Jedna z jego rąk powędrowała pod jej plecy, tak aby mógł unieść ją do góry i przybrać nieco wygodniejszą pozycję, którą i tak natychmiast zmienił, zrzucając ją na plecy na miękką pościel i kładąc ręce po obu stronach jej głowy, wrócił do jej ust. Zaczynało przechodzić go przyjemne ciepło, choć temperatura na zewnątrz bynajmniej nie pozostawała mu dłużna. Robiło mu się cholernie gorąco. Nie przerywał jednak i napawał się strukturą jej ust, fakturą jej warg i cholernie żałował, że nie mógł poczuć ich zapewne słodkiego smaku. Bezczelnie wsunął język do środka, muskając nim jej podniebienie i przyjemnie łaskocząc, co rusz też drażniąco zagryzając jej dolną wargę. Wkrótce, choć nie z nagła, zaprzestał tej czynności, leniwie zwalniając i coraz częściej odrywając swoje usta od niej. Spojrzał na nią swoimi białymi oczami i uśmiechnął się lekko, aby złożyć na jej policzku delikatny, ostatni pocałunek. - Idę się wykąpać. – mruknął jej do ucha i puścił oczko, kiedy tylko znów pojawiło się w zasięgu jej wzroku. Czuł jak wewnątrz wszystkie jego hormony buzują i proszą o więcej, ale to chyba było dla niego jeszcze zbyt wiele. Albo po prostu robił jej na złość i był złośliwą mendą, którą dobrze znała i za którą to cechę charakteru też go kochała. Kochała, to było takie dziwne słowo w jego słowniku, które musiał trawić jeszcze długo, zanim naprawdę zrozumie na powrót jego sens. Podpadł się ramionami i przeturlał na bok, siadając na skraju łózka i wkrótce wstając. Chwycił drugi kubek z kawą i upił z niego kilka łyków, uprzednio podgrzewając zimny już napój. Odwrócił się na chwilę i ostatni raz się do niej uśmiechnął, aby wkrótce skierować się do łazienki, jak gdyby nigdy nic. Jeżeli to nie było z jego strony perfidne, to już nie wiadomo co było. Tuż za wejściem zrzucił z siebie te cholernie przepocone i wymieszane z zapachem perfum ciuchy z zeszłego wieczora (choć ich zapachu nie czuł) i nalał wody z płynem do kąpieli do wanny, wkrótce zanurzając się w wodzie po dolną linię mostka.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
To była ta jedna, niepowtarzalna a zarazem cudowna sekunda w trakcie której Alex odpowiedział z nawiązką na jej zachowanie. Nie mogła nie skorzystać z takiej sposobności, aby całować go bez pamięci. Nie potrzebowała już oddychać powietrzem bowiem to jego gorący oddech go skutecznie zastąpił. Mocniej zacisnęła palce na jego karku gdy przekładał ją na łóżko. Opadła plecami na zmiętoszoną kołdrę i objęła jego kark z większą stanowczością. Wpiła się z pasją w jego usta i nie pozwoliła nawet jednemu pocałunkowi, żadnej pieszczocie języka pozostać bez odpowiedzi. Och, wpadłaby w ten wir gorąca, nagrzewała się jego namiętnością i być może serce wyskoczyłoby z jej piersi gdyby nie zaczął spowalniać i studzić jej zapału. Instynktownie wyczuwała, że stanie się za moment coś, co nie przypadnie jej do gustu więc przeniosła ręce z jego karku na ramiona i trzymała przy sobie. Na nic to się nie zdało. Jej usta mrowiły, poza ciepłem nie mając na sobie śladu jego pocałunków. Nie uświadczył w jej spojrzeniu nie krztyny zadowolenia kiedy postanowił zostawić jej tylko jeden pocałunek (!) i rozszalałe hormony. Poszedł sobie, a ona w ramach frustracji sięgnęła po najbliższą poduszkę i rzuciła ją za nim, lecz spudłowała. - Tak się nie robi! - krzyknęła za nim i ignorując jego uśmieszek, opadła z powrotem na łóżko. Zasłoniła usta wierzchem dłoni i próbowała się otrząsnąć. Co za menda! Potrzebował tak niewiele wysiłku, aby ją rozpalić do czerwoności, a potem sobie poszedł jak gdyby nigdy nic. Zacisnęła zęby i w złości uderzyła pięścią w materac. - Głupek.- prychnęła i usiadła, przeczesując palcami rozpuszczone włosy. Nie pozostało nic innego jak ostudzić swój zapał i obrazić się na niego. Jeśli myślał, że pójdzie za nim do łazienki… ach, był bliski prawdy, ale zmusiła się do powstrzymania tej ochoty. Nie będzie za nim chodzić z utęsknieniem skoro zostawił ją taką gorącą, spragnioną i gotową kochać nad życie. Zeszła na dół po to, aby uczesać i upiąć włosy, zabrała po drodze tackę z winogronami i wróciła do łóżka kiedy uznała, że to wygłodniałe ciepło zaczynało uchodzić z jej ciała ilekroć powtarzała sobie, że zrobił to złośliwie! Zakopała stopy pod kołdrę i zajadając sobie winogrono czytała a to wizbooka, a to Proroka Codziennego, którego znalazła na okeinnym parapecie. Nie zamierzała zaszczycić go spojrzeniem, a mina zdradzała urazę. Mogłaby zamaskować swoje odczucia (cóż, jest magipsychiatrą, który musi to umieć), ale uznała, że powinien wiedzieć ja ją tym obraził. Iść sobie w trakcie tak przyjemnego spotkania… świadomość, że za ścianą siedzi sobie nago w wannie wcale nie pomagała się jej skoncentrować. Tęskniła za nim każdą komórką swojego ciała, a on co? Uhh!
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Z jednej strony było w tym trochę złośliwości, w drugiej zapewne brak gotowości na głębsze kontakty fizyczne. Voralberg miał to do siebie, że nienawidził dotykania i choć Sam miała u niego ogromną taryfę ulgową, tak jednak jego ciało było cholernie nieodporne na wszelki dotyk i choć starał się jak mógł, tak dotyczyło to również jej. Potrzebował po prostu trochę więcej czasu i naprawdę liczył na to, że jej cierpliwość będzie wystarczająca co do tego, aby do tego momentu wytrwać. Niekoniecznie musiał trwać on długo, bo nikt nie powiedział, że nie przestawi się w miarę sprawnie, niemniej jednak nawet on sam nie potrafił powiedzieć kiedy i jak zadziała, i nie chciał niczego obiecywać. Zdawała sobie z tego sprawę. Z drugiej strony lubił się z nią drażnić i troszkę sobie pofolgować, więc tę sytuację nieco wykorzystał. Może i było to nieco paskudne, ale musiała się przyzwyczaić. Przynajmniej do czasu. Nikt nie powiedział jednak, że mimo wszystko nie będzie się forsował. Z tego też powodu, kiedy już się wykąpał, to założył na siebie jedynie obwisające mu na biodrach spodnie. Z jednej strony tak mu było po prostu najwygodniej, a przy niej przecież w ogóle się nie krępował (kto jak kto, ale ona akurat znała jego blizny na pamięć, choć powstało kilka nowych), z drugiej cóż. Złośliwości ciąg dalszy. Wciąż z mokrymi włosami i nie do końca wysuszonym ciałem wrócił z powrotem do sypialni, na boso, z nagą klatką piersiową i oparł się o framugę drzwi patrząc na jej zachowanie. Ewidentnie była obrażona i ewidentnie chciała, aby to zauważyl. Ta perspektywa niesamowicie go rozbawiła, co skwitował uniesieniem kącików ust do góry. Westchnął lekko i ruszył z powrotem do łóżka (w końcu jej obiecał, że w nim dzisiaj zostanie!). W ciszy wszedł na nie, na czworaka zbliżając się do niej od przodu i zerknął jej w oczy jak zbity szczeniak, szybko kradnąc ustami jedno winogrono z jej palców, choć nie tylko, bo skradł jej również kolejnego buziaka w policzek. Położył się obok na plecach, podkładając ręce pod głowę. Czy fakt, że odkrył przed nią pobliźniony brzuch niczym kot oznaczało najwyższą formę zaufania? Być może, ale nie był tego nawet świadomy.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Odruchowo zerknęła w jego stronę kiedy wyszedł z łazienki. Siłą woli próbowała powstrzymać chęć uśmiechnięcia się jednak kąciki jej ust niebezpiecznie drgały. Ten widok wynagradzał całą gorycz i porzucenie w takim przyjemnym momencie. Jak ma się na niego boczyć kiedy ten nie potrzebuje nawet słowa, aby zaraz ją udobruchać? Wystarczy, że zdjął koszulę. Zamrugała i nie wytrzymała, parsknęła cicho śmiechem, odkładając z rezygnacją Proroka Codziennego. Obserwowała go z rosnącym rozbawieniem, jej ramiona drżały z tłumionego śmiechu kiedy w tak seksowny sposób zabrał jej winogrono. Połączenie spojrzenia z buziakiem, widokiem, lśniącą od wilgoci skórą... Uśmiechnęła się szeroko i potrząsnęła głową z niedowierzaniem. - Dla takich widoków warto się obrażać. - oznajmiła, siadając tuż obok jego ramienia po to, by móc przyglądać mu się bez większego skrępowania. Bliznę niegdyś znała na pamięć więc teraz pobieżnie przesunęła po niej spojrzeniem, zauważając parę zmian. Sięgnęła po tackę z kiścią winogron i podjadała, byleby nie zacząć się do niego znów kleić. Przyciągał, hipnotyzował, wabił i nieco urażona jego wcześniejszym zachowaniem postanowiła przez jakiś czas dać mu spokój. Z pewnością to go nie rozdrażni, to Alex... - To znaczy, że nie będę szukać niczego w Londynie, a w Hogsmeade, aby mieć do ciebie bliżej kiedy będziesz wracać z zamku. - oznajmiła, podsuwając mu do ust winogrono. Starała się nie pochłaniać go wzrokiem jednak to było od niej silniejsze. Dlatego też próbowała skoncentrować się na rozmowie. - To nawet lepsze wieści bo Londyn potrafi być drogi mimo tego, że w szpitalu nieźle teraz płacą za magipsychiatrię. Mają spory deficyt specjalistów. Przejęłam aż piątkę pacjentów, a szóstkę kolejnych mam zapisanych na konsultacje na przyszły tydzień. - streściła "co u niej słychać" poza tym szumem krwi i pulsowaniem warg na widok jego dużej blizny. Usiadła wygodniej i skinęła, aby położył głowę na jej kolanach. Dolina Godryka była pięknym miasteczkiem jednak co tu mówić, cholernie drogim. Tutaj do zamieszkania w większości były małe apartamenty, a dla niej samej jest to zbyteczny wydatek. Oderwała kolejne winogrono lecz zanim podała je Alexowi, skradła krótki pocałunek z jego ust i dopiero wtedy podsunęła mu owoc.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Mimowolnie się uśmiechnął, kątem oka obserwując jak przysuwa się w jego stronę z uśmiechem wymalowanym na twarzy, zupełnie jakby jeszcze chwilę temu nic się nie wydarzyło. Odwrócił głowę w jej stronę, absolutnie nie robiąc sobie nic z tego że obserwowała jego olbrzymią bliznę. Co z tego, że znała ją bardzo dobrze, skoro on sam za każdym razem gdy na nią patrzył stwierdzał że jest przerażająca? A co dopiero ona. To cholerstwo hipnotyzowało bardziej niż wahadełko cholernego hipnotyzera. Oczywiście za jej motywacjami mogły przemawiać inne aspekty, ale w to już nie wnikał. - Wiedziałem, że długo się nie pogniewasz. – stwierdził całkowicie szczerze, uśmiechając się w jej kierunku, ale bynajmniej nie było w tym złośliwości (a może?), a raczej czyste zaufanie. Wiedział, że akceptowała jego odstępstwa, nawet jeśli w grę wchodziły takie kwestie jak bezczelne przerwanie bardzo emocjonującego momentu. Przysunął się do niej jeszcze bliżej, z chęcią korzystając z jej kolan do oparcia swojej głowy. Miał wrażenie, że szlafrok w tym miejscu zaraz będzie przemoczony do suchej nitki zważywszy na jego wilgotne włosy, ale kto by się tym przejmował? Dał jej buziaka i przyjął kolejne winogrono i choć nie czuł jego smaku tak spodziewał się, że było dość słodkie. - Zaraz. Hogsmeade? – aż obrócił głowę w jej stronę, kiedy stwierdziła swoje plany na najbliższe… dni? Tygodnie? Miesiące? Cholera jedna wiedziała, ale mogła być pewna, że zdecydowanie był przeciw. Być może miała na to nawet nadzieję, ale absolutnie go to teraz nie obchodziło. – A nie możesz zamieszkać tu? Ja zaraz i tak większość tygodnia będę spędzal w Hogwarcie, a szkoda, aby dom stał pusty. – …już pomijając inne kwestie. – Nawet nie próbuj gadać czegoś w stylu „nie Alex nie będę wchodzić Ci na głowę”, czy inne tego typu udawane wymówki. – uniósł brew wymownie patrząc w jej stronę, bo kto jak kto, ale ona na łeb weszła mu już aż za bardzo. Czy już miał szykować dodatkową garderobę?
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Powinna boczyć się znacznie dłużej jednak nie potrafiła. Nie zawsze chcieć to móc, jak w tym przypadku. Cicho westchnęła, ale na jej ustach non stop majaczył uśmiech. - Muszę przyznać, że jesteś jeszcze lepszy w pocieszaniu i poprawianiu humoru niż te trzynaście lat temu. - mógł odebrać to jako wybitny komplement wszak nawiązywała gorliwie to jego aparycji, która z czasem nabrała jeszcze większego wrażenia. Potrząsnęła głową i przywołała się do porządku. Półnagi mężczyzna leży obok niej w łóżku, a ona już wariuje od hormonów. Kto to słyszał?! Powinna czuć się usprawiedliwiona bo niejednej kobiecie opadłaby szczęka na ten widok. Blizna? Dla niej była nieodłącznym elementem Alexa, a co za tym idzie wpatrywała się w nią w taki sam sposób jak w jego jasne oczy. Kto jak kto, ale Samantha nie miała problemu z akceptacją wielu aspektów. - Raczej Hogsmeade. - przytaknęła, zastanawiając się przy tym czy przy Alei Amortencji znajdzie się miły acz własny kącik. Opuściła wzrok spoglądając na jego niezbyt zadowolone oczy. Wygładziła zmarszczkę między jego brwiami. Uśmiech na nowo rozjaśnił jej twarz kiedy wyszedł z szaloną acz praktyczną propozycją. - Po pierwsze, już ci weszłam na głowę więc ta wymówka byłaby słaba. - zgarnęła wilgotne kosmyki grzywki znad jego oczu. - Po drugie to dosyć dobre rozwiązanie bo i tak oboje w tygodniu jesteśmy w pracy wiele godzin... - teraz pogłaskała go po linii żuchwy. - A po trzecie, nie mam żadnych kontrargumentów poza tym, że Theodore poczuje się urażony, że już mu się wymykam... ale chyba nam to wybaczy, hm? - nie zamierzała odrzucać tej propozycji. Piękna willa! Duża przestrzeń, Alex w weekendy bardzo blisko, w tym samym łóżku... jak marzenie! Abel będzie bardzo szczęśliwy mogąc przekopywać ogródek albo wskakiwać do basenu. Cudowny odpowiednik chaosu i merdającej ogonkowej radości. - Nie mogę się doczekać. - a jeszcze raz ucałowała kącik jego ust, ekscytując się na myśl o następnych dniach, tygodniach i miesiącach. Pobyt w Wielkiej Brytanii zaczynał się kwitnąco! Czyż mogłoby być lepiej?
| zt x2
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Trzydziesty pierwszy sierpnia, dzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego był… wariactwem. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pół dnia próbował jakoś ogarnąć swoje rzeczy, bo po pierwsze – część z nich musiał zabrać do zamku ze sobą, w końcu będzie tam w dużej mierze mieszkał, a po drugie jego dom przejmowała kobieta o burzy rudych fal i jej wierny pies, którego niedawno jej podarował, a który rósł jak na drożdżach, mimo że minęło tak niewiele czasu. Innymi słowy – chaos. O ile futrzak był zachwycony ilością terenu po której mógł biegać i większość czasu spędzał na zewnątrz, tak w środku działy się rzeczy niestworzone. Mieli prawdopodobnie największe wyzwanie w swoim życiu – zmieścić się oboje w tym domu, a na dodatek zmieścić rzeczy Sam. A to nie było takie proste. MIMO ŻE BYLI CZARODZIEJAMI. - Tam zrobiłem Ci miejsce, a szafę powiększyłem. Czy Ty w ogóle nosisz wszystkie te rzeczy? – uniósł brew do góry mijając ją w biegu na schodach i łapiąc w talii, aby zatrzymać się i na szybko pocałować ją w usta, no, może nie tak szybko, bo zatrzymał ją – można rzec – na dłuższą chwilę. W końcu mieli ostatnie wspólne godziny, zanim się rozstaną… na zabójcze kilka dni. Czym było te kilka nocy wobec tych lat których się nie widzieli? Wiecznością! W końcu skoro już siebie odzyskali, to chcieli spędzić ze sobą jak najwięcej czasu, niefortunnie trafiając na przeszkodę w postaci nowego roku. Było mu przykro z tego powodu, że kiedy miał mieć ją tu już na miejscu, musiał zmienić miejsce na Hogwart. Teoretycznie mógł pojawiać się tu codziennie po zajęciach, w praktyce nie było to takie proste – miał przecież swoje obowiązki Opiekuna i nauczyciela, zajęcia dodatkowe, dyżury i inne problemy, które będą narastać. Najbezpieczniejsze były więc powroty na weekendy. No chyba, że nie będzie mógł się doczekać. Poprawił okulary, które z tego wszystkiego zaczęły zsuwać mu się z uszu - nosił je, bo dzisiaj miał obrzydliwie dużo czytania i poszukiwania szczegółów, nawet jak na jego standardy. - Będę w gabinecie. – tyknął ją czubkiem nosa o nos i pocałował w skroń, zostawiając ją na tych schodach i w istocie zmierzając do swojego biura, gdzie miał do ogarnięcia jeszcze kilka książek i papierów, które musiał zabrać.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Abel był najszczęśliwszym psem na świecie. Duży obszar terenu do pilnowania zobowiązywał do ciągłego przebywania na zewnątrz, a powrotów do domu tylko na noc. Cieszyła się na widok merdającego ogona i głośno śmiała siódmy raz wyciągając go z basenu. Dyskretnie naprawiała pogryzione nogi od krzeseł i buty Alexa, wierząc, że nie zauważy żadnej zmiany. Od samego rana rozpakowywała się i w międzyczasie kontrolowała czy Abel przypadkiem nie zrobił podkopu w ogrodzie. Miała mnóstwo rzeczy i robiła wokół siebie spory bałagan, który to na bieżąco starała się zmniejszać. Cieszyła się, że tu zamieszkała jednak z drugiej strony Alex wyjeżdżał z samego rana i to było dosyć trapiące. Wodziła za nim wzrokiem kiedy kręcił się po domu przez co rozpakowywanie się przeciągało się o kolejne godziny. Rozpraszał ją. Wystarczyło, że sączył kawę i czytał pergamin przechodząc przez kuchnię, a ona już podrywała głowę i sprawdzała kiedy skończy. Podświadomie czuła, że nieprędko skoro zaczyna się rok szkolny. Roześmiała się kiedy znalazł się przy niej w locie. - Oczywiście, że wszystko noszę. Myślę, że część rzeczy zmieści się w szafie, ale potrzebuję jeszcze miejsca na buty.- zawołała z niezwykłym rozbawieniem, całując przy okazji kącik jego ust. Przez chwilę trzymała ręce na jego łokciach i wpatrywała się w niego z niemym uwielbieniem. Oboje cieszyli się, że są tu razem jednak ta jutrzejsza wizja rozstania nie pozwalała napawać się tym uczuciem w pełni sił. - Rozpakuję sukienki i zrobię nam kolację. - obiecała, muskając go po poliku kiedy ruszył w kierunku piętra. Próbowała wygospodarować im jeszcze więcej czasu razem, ale co rusz było coś do zrobienia i zwyczajnie ten dzień im się nieubłagalnie kończył. Kiedy za oknem zrobiło się ciemno (czyli pół godziny później) stwierdziła, że nie ma sensu kontynuować rozpakowywanie się skoro zajmie jej to jeszcze parę dni. Rzuciła żakiety z powrotem do walizki, przeciągnęła się i przemknęła do gabinetu "odłożyć książkę" do biblioteczki. W towarzystwie absolutnej ciszy i niewinnego uśmiechu przeszła obok biurka i wsunęła tomiszcze na półkę. Tonął w papierach i ten widok był aż przykry zważywszy, że od jutra będą widywać się raptem dwa razy w tygodniu. Stanęła za jego plecami i ułożyła dłonie na jego barkach, z początku delikatnie je masując. - Przez cały rok będziesz siedzieć nad tymi pergaminami. Odpuść sobie dzisiaj. - zasugerowała miękko i wzmocniła nacisk na jego barki, chcąc go odpowiednio rozproszyć. Pochyliła się nad jego ramieniem, a jej rozpuszczone włosy z pewnością połaskotały go po twarzy. Sięgnęła ku jego dłoni i wyjęła z niej pióro, odkładając je na bok. Po chwili wróciła do masowania jego ramion. - Zostanę tu sama z Ablem. Daj się sobą nacieszyć. - szepnęła przy jego uchu i uśmiechała się jednym kącikiem ust. - Odstresuj się zanim spotkasz swoich stęsknionych Krukonów. - kusiła do zorganizowania sobie wolnego czasu. Po paru chwilach przeszła zza krzesła i oparła się o biurko, tuż przy Alexie, skutecznie odgradzając mu dostęp do pergaminów. - Teraz popracuj nade mną. - uśmiechnęła się od ucha do ucha, rozkładając ręce na boki w autoprezentacji. Nie miała wyrzutów sumienia z powodu swojej interwencji. - Będę ci przeszkadzać. - w jej oku pojawił się charakterystyczny złośliwy błysk, który zapewniał wdrożenie w życie pewnych zachowań jeśli będzie zasłaniać się ambicją i gorliwym przygotowywaniem do pracy.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Szybko pożałował, że poszedł do gabinetu. Było tu niesamowicie cicho i spokojnie, co choć bardzo lubił, tak w ostatnim czasie polubił też ten dziwny chaos spowodowany pojawieniem się Samanthy. Na dodatek miał masę papierologii do poukładania i nie wyglądało na to, aby ta sterta miała się zmniejszać. Dlaczego nie ogarnął tego wcześniej? Zwykle przecież wszystko miał poukładane i dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego był gotowy do wszystkiego… ach, no tak… stała za tym pewna osoba, która rozpraszała go swoją obecnością i której zaczął poświęcać więcej czasu niż przewidywano. Pochylał się nad kolejnym pergaminem musząc uzupełnić jakąś pierdołę dla dyrekcji, absolutnie nie słysząc kiedy weszła do pomieszczenia. Był tak skupiony, że teraz mogłaby rzucić w niego zaklęcie, a nie zareagowałby. Dlatego też wzdrygnął się i poderwał głowę do góry, kiedy poczuł jej dłonie na swoich barkach, automatycznie się spinając. Doskonale wiedział, kto za nim stał, pewnie dlatego też absolutnie nic nie zrobił, wkrótce powoli się rozluźniając… jak na swoje standardy, bo to że jego plecy były spięte jak zastygnięty beton nie trzeba było wspominać. Nadal dzielnie trzymał pióro w ręku, choć czuł że jej palce zaciskają się coraz mocniej na jego plecach. W istocie wkrótce też został połaskotany opadającą kaskadą jej włosów, nie mówiąc już że tuż po tym stracił przyrząd do pisania. Nie oszukujmy się, pozwalał jej robić co chciała. Odwrócił głowę w jej stronę z ciekawością przyglądając się jej roześmianej twarzy i obserwował ją dopóki nie pojawiła się przed nim w całej swej okazałości. - Nad Tobą? Przecież już jesteś idealna. – stwierdził, odsuwając się od biurka i opierając plecy na krzesło. Założył nogę na nogę i przyjrzał się jej z ciekawością, wysłuchując jej gróźb, czy też jak kto wolał obietnic. – Przeszkadzać? Sądzisz, że jak się uprę to będziesz w stanie mnie powstrzymać? – ewidentnie się z nią droczył, teraz splatając na dodatek ręce na klatce piersiowej i delikatnie poruszając palcami, niby stukając sobie w ramię ze zniecierpliwienia, a jednak tuż za nią pióro samo podniosło się i dalej zaczęło pisać.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Dopiero się wprowadziła "na czas nieokreślony", a więc tej uwagi oczekiwała jeszcze więcej. Ostatni wieczór przed tygodniową rozłąką... wpadną w wir pracy, będą musieli ograniczyć się do pisania listów. W wekeendy znowuż będzie im bliżej do odpoczywania aniżeli do podtrzymywania chaosu w tym domu. Postanowiła zabrać mu skupienie i skłonić do zrelaksowania się, choćby w basenie. Spokojna kąpiel, lampka wina, żyć nie umierać! Potrzebowała do tego Alexa, a skoro ten zagnieździł się w gabinecie to trzeba go stąd wywabić. Mocniej zacisnęła palce na jego ramionach bowiem odnosiła wrażenie, że próbuje skłonić kamień do zwiotczenia. Doprawdy, jemu potrzebne jest rozluźnienie, a gdy tak pochylał się nad papierami to aż prosił się o oderwanie na kilka dłuższych chwil przerwy. Uśmiechnęła się niezwykle szeroko kiedy ją skomplementował. Z dziecinną łatwością rozjaśniał wyraz jej twarzy i oczu. Wystarczyło parę słów, a radość wypełniała jej trzewia. - Cwanie, cwanie, ale to nie zmienia faktu, że musisz się zrelaksować nim transmutujesz się w kamień. - pogroziła mu palcem i oparła ręce o biurko, wierząc, że zasłania mu dostęp do pergaminów. Nie sposób było zapomnieć, że włada magią bezróżdżkową. Ważnym jest przyzwyczaić się do jego niektórych zagrywek. - Nie doceniasz mnie, kochanie. - przygryzła kącik ust i pochyliła się w jego stronę, lekceważąc tę zamkniętą pozę. Po drodze rozpięła ten jeden, ważny, górny guzik w swojej koszuli i zatrzymała się ustami przy jego wargach ozdobionych wokół pomniejszymi bliznami. - Basen, wino... - mruknęła, całując delikatnie jego dolną wargę. Zahaczyła palcem o kołnierzyk jego koszuli i ucałowała pierwszą napotkaną blizenkę. Oparła dłoń o podłokietnik jego fotela. - Abla wpuścimy do domu i będziemy mieć basen tylko dla siebie. Do tego czasu pomogę ci się trochę rozebrać. Woda jest ciepła. - mówiła to wprost do jego skóry przy kolejnych bliznach, których posmakowała lekkim muśnięciem koniuszka języka. Wsunęła dłoń pod jego kołnierzyk i zatrzymała na nagim ramieniu. Wróciła do ust i ucałowała je, ale dłużej, napierając na nie swoim oddechem i biciem serca.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Jego wyraz twarzy przypominał teraz udawaną urazę, kiedy uznała, że niedługo zamieni się w całkowity kamień. Nie miał pojęcia czy chodziło jej o ogół, czy o jego podejście w miejscach publicznych takich jak domniemana szkoła, ale stąpała po bardzo cienkim lodzie. Zdaje się, że w gabinecie zrobiło się bardzo gorąco i bynajmniej jego magia bezróżdżkowa nie miała tu nic do rzeczy. Przyglądał się jej z ciekawością, a kiedy rzuciła do niego to jej „kochanie”, natychmiast zmrużył podejrzliwie oczy wiedząc co się szykuje. Och jak on dobrze ją znał, zważywszy, że robiła do niego podchody odkąd wrócili z imprezy w Dziupli. Mimowolnie powędrował wzrokiem do palców rozpinających jej koszulę, ale dość szybko się zreflektował, wracając do jej pięknych, cudownych oczu, w których zakochał się kilkanaście lat temu i które tak bardzo kochał teraz. Nawet nie zdawała sobie sprawy (bez mała on również) jak bardzo ich sobie brakowało. Oddychał bardzo spokojnie, ani drgnąc, kiedy tak przysuwała się coraz bliżej niego, aby ostatecznie z propozycją pójścia do basenu delikatnie go pocałować. Choć przechodziły go dreszcze – sam nie wiedział czy z przyjemności czy strachu przed dotykiem w newralgicznych miejscach – to odsunął głowę w bok, odsłaniając swoją szyję. Był tak ciekaw jak daleko zajdzie. - Co za podłość rozwieźć pieska z jego nową miłością. – miał oczywiście na myśli basen. Odkąd Abel zobaczył zbiornik wodny, bardzo szybko się z nim pokochał i jakoś tak… Alex „nie miał serca” ich teraz rozdzielać. Jakaż była z niej paskudna właścicielka. – Mhm… – mruknął cicho, a jego skóra drżała miejscowo przy każdym jej dotyku. Czuł, że w jego żyły powoli wkradała się adrenalina i nie tylko, bo hormony zaczynały powoli jej towarzyszyć. Temperatura w pomieszczeniu rosła coraz mocniej, ale on wciąż, bardzo dzielnie nie ruszał się z miejsca, choć nieco poluzował swoje splecione ręce. – Tak Ci tęskno za wodą? – zapytał, uprzednio oplatając dłonie wokół jej piersi, splatając je z tyłu na jej kręgosłupie i uśmiechnął się do niej tym uśmiechem. Tym cholernym uśmiechem zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla niej od pieprzonych dwudziestu lat. Uniósł ręce nieco do góry i nie trzeba było długo czekać, aby jej kark i plecy zaczęły oblewać strużki ciepłej wody, wkrótce zamieniające się w niego większą kaskadę. Absolutnie nic nie robił sobie z tego, że bokami jej talii woda przelewała się też na niego. Chciała basen, to ma, nawet prywatny. - Od razu lepiej. – pochylił się nad nią i znacząco szepnął jej to do ucha tym swoim mrukliwym tonem, na powrot nieco się odchylając i wskazując oczami na jej top, który aktualnie dawał jej pierwsze miejsce w indywidualnych zawodach na miss mokrego podkoszulka. Podejrzewał, że brak stanika nie był przypadkiem, chociaż… tak czy siak nie ściągał dłoni z jej pleców, delikatnie napierając nań i przysuwając ją do siebie nieco, aby złożyć na jej ustach delikatny, bardzo stonowany pocałunek. Można było wręcz rzec, że muskał jej wargi dość leniwie, jakby od niechcenia, a z drugiej strony była w tym jakaś ukryta pasja, zupełnie jakby dawkował sobie tę przyjemność. Zsunął ręce niżej, wsuwając je za linię jej spódnicy i bielizny, i delikatnie musnął skórę na jej pośladkach. Przestał całować ją na ułamek sekundy, aby spojrzeć jej w oczy i szelmowsko się uśmiechnąć, a już wkrótce na powrót – już z większym zawzięciem – złożyć na jej ustach tak namiętny pocałunek, że mógłby nim nadrobić te stracone lata.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Jednak istniało coś, czego o nim nie wiedziała - wrażliwość na poruszony przypadkiem temat. Nie znała tej historii aczkolwiek w jej ustach te słowa miały wydźwięk czysto sugestywny aniżeli faktyczny. Ot, próbowała go przekonać do porzucenia hipogryfiej upartości na rzecz mile spędzonego czasu. Choćby miała na nim obok niego tylko leżeć to ważne jest, że byliby tylko ona i on, a nie pergaminy, książki, obowiązki, które dopadną ich tak czy siak. Szkoda czasu... a mówiła to osoba, która nie musiała codziennie ślęczeć nad dokumentacją bo nawet nie miała prawa takowej zabrać poza teren szpitala. Przesunęła dłoń z jego ramienia na odsłoniętą szyję bowiem potrzebowała popatrzeć chwilę w te jasne oczy i dowiedzieć się ile musi podjąć prób, aby go wystarczająco zmiękczyć i odwieść od pomysłu pracowania. Prychnęła kiedy wyraził żal za utraconą miłością Abla. Doceniała, że ani razu go nie przegonił choć zastanawiała się jakby zareagował na wieść, że ten kochany piesek dobiera się do jego rzeczy a jego właścicielka do aktualnie noszonych przez Alexa ubrań. Odsunęła myśl wesołego szczeniaka i skoncentrowała się na delikatnym przypominaniu sobie blizn, których nosił na ciele całkiem sporo. Testowała jego cierpliwość i odporność na jej zabiegi rozproszenia go. Cóż rzec, był świetny w takiej walce i kontrolowaniu swoich emocji. To znowuż potrafiło doprowadzić ją do złości, ale póki co jej uwaga skuteczne rozpraszała się na milion pomniejszych drobiazgów, które poczuła, zobaczyła i chciała scałować, a wszystkie znajdowały się na jego pięknym ciele. Czy nie powinno być na odwrót? To ona miała go dekoncentrować, a nie on ją. Szlag by to. Znowu. Od razu wyczuła podstęp, wystarczyło, że zadał to niewinne pytanie. Odsunęła się na moment od jego ust i posłała mu podejrzliwe spojrzenie, które miało chyba go powstrzymać przed realizacją szalonych pomysłów... bezskutecznie. Podskoczyła w miejscu kiedy po jej plecach rozlała się ciepła woda przez którą się wzdrygnęła. Choć w samym gabinecie było ciepło, choć od Alexa bił gorąc to jednak temperatura wody różniła się znacząco, zwłaszcza kiedy przyklejała jej top do ciała. - Uhhh, za tobą, a nie za wodą! - oburzyła się i uniosła trochę barki w oczekiwaniu aż ten dreszczyk przeminie. Od jego uśmiechu zakręciło się jej w głowie i choć chciała się znów złościć to mrukliwy zmysłowy tembr głosu zatrzymał ją w miejscu, tak samo jak uzmysłowił jej, że nie poczuła ani grama zawstydzenia kiedy zasugerował spojrzeniem jak mokre ubranie uwydatnia jej walory. Usiadła mu na kolanach choć na dłuższą chwilę nie było to wygodne. Przylgnęła tułowiem do jego torsu, chcąc aby i on był choć trochę przemoczony. Bezróżdżkowiec, wrr!. Kiedy zajął się w końcu powolnym całowaniem jej warg (bardzo dokładnie rejestrowała każdy, nawet najmniejszy dotyk na swoim ciele), wsunęła dłonie pod jego podkoszulek, kładąc ich wewnętrzną stroną na jego obszernej bliźnie na wysokości klatki piersiowej. Lekko skołowana poczuła w okolicach swego serca rozmiar tego uśmieszku jakim ją obdarował i sama niemal go odwzajemniła gdy przerwał jej ten gest całując tak, że zapomniała jak się nazywa. Nie miała pojęcia kiedy strzeli mu do głowy zaprzestania pieszczoty, ale zamierzała wykorzystać tę ulotną chwilę jak tylko się dało. Pod wpływem jego coraz ciekawszego dotyku dostała gęsiej skórki. Na jej policzki i szyję wpełzł rumieniec sugerujący jak łatwo ją rozpalił. Czuła się jakby jej skóra parowała poprzez ten żarliwy pocałunek. Szukała smaku jego języka, przytrzymywała jego usta najbliżej jak się dało i nie pozwalała im odsunąć się nawet po haust powietrza. Syciła się nim na zapas, jakby w obawie, że przez długi czas nie będzie go mieć, a więc każdy kolejny i następny pocałunek otoczony był z jej strony niezwykłą żarliwością. Podwinęła materiał jego koszulki, podciągając ją wyżej aż do pach, aby łaskawie ją zdjął. Oderwała się od niego na moment a jej wzrok płonął. - Nawet... - uhh, jak się mówiło? - ... nawet nie próbuj przestawać. - wydusiła z siebie z wielkim trudem. Carter, ta Carter, która zawsze miała coś do powiedzenia nagle nabywała objawy afazji. - Kocham cię, ale nie ręczę za siebie... - pogroziła mu, oplatając go ciasno swoimi wątłymi ramionami niczym największy skarb. Oddychała nieprzyzwoicie nierówno i zdecydowanie jej to nie przeszkadzało.