Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Salon z kuchnią

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty15.12.19 23:04;

First topic message reminder :


Salon z kuchnią





Ostatnio zmieniony przez Alexander D. Voralberg dnia 22.11.21 22:36, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty28.05.20 0:14;

Doskonale sobie zdawał sprawę z tego jak dziwna była ta sytuacja, bowiem zapraszanie jej do własnego domu o tej porze pod pretekstem gry na pianinie brzmiała dziwnie niepokojąco. Prawda była taka, że niezależnie od godziny chciał spędzić z nią po prostu więcej czasu, a najchętniej to póki co w ogóle się nie rozstawać. Miał wrażenie, że te ich wspólne przekomarzanki to wstęp do czegoś naprawdę ciekawego i nie mógł pozbyć się wrażenia, że ona również tak uważała. No bo kto normalny idzie do domu obcego mężczyzny w środku nocy? Z drugiej strony czy faktycznie taki nieznajomy? Znali się już całkiem sporo czasu – jakby nie patrzeć – a i ona zdążyła dowiedzieć się o nim całkiem sporo, a co dziwniejsze miał nieodpartą ochotę mówić jej jeszcze więcej, choć gdzieś podświadomie sądził, że nie powinien. Nie pozostawała mu jednak dłużna i być może to dodawało mu trochę więcej odwagi w tym wszystkim.
  W asyście aromatu robionej kawy opierał się o blat wysepki, tak jak ona jeszcze niedawno, i obserwował ją bardzo uważnie, z drugiej strony niekoniecznie nachalnie. Przyglądał się jak zaznajamia się z instrumentem, a kiedy usiadła przy fortepianie mimowolnie uniósł kącik ust do góry w delikatnym uśmiechu. Podparł podbródek na dłoni i bacznie patrzył na to jak ustawia się do gry, jak przypomina sobie dźwięki i jak rozpoczyna wybraną melodię. Musiał przyznać sam przed sobą, że mógłby tutaj tak sterczeć i na nią patrzeć całą resztę nocy. Z drugiej strony, dlaczego nie? Z zamyślenia wyrwał go delikatny dźwięk przygotowanej kawy.
  Odwrócił się rozproszony i niewiele myśląc chwycił oba kubki, a z trzymanego w lewej dłoni upił dość spory łyk kofeinowej cieczy, powoli, krok po kroku i z wolna zmierzając w kierunku białego fortepianu. Nie zakradał się, ale miał wrażenie, że nie zdawała sobie sprawy z jego obecności jeszcze bliżej niż zakładała. Odstawił napoje na stolik i podszedł jeszcze kawałek, aby uprzednio czarując siedzisko i magicznie je wydłużając dosiąść się do dziewczyny. Sam się sobie zdziwił, ale nie był zaskoczony jak blisko niej się znajdował.
  Bez słowa położył jedną dłoń na klawiszach i musnął je opuszkami palców, jak gdyby witał się ze starymi znajomymi, a następnie – być może nieco wtrącając się w jej melodię – on również rozpoczął grę wybranego jeszcze przed chwilą w myślach utworu. Szybko do jednej z rąk dołączyła druga, a on najwyraźniej dość skupiony tym co robił nie zwracał zbyt wielkiej uwagi na to co działo się wokół. Poza świadomością tego, że miał ją obok. Ale zdecydowanie było to coś, dla czego warto było zaplątać się – już rozdzieloną – wstążką.
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty28.05.20 2:06;

...Łopotanie jej serca zagłuszało wręcz dźwięki fortepianu. A przynajmniej takie Éléonore miała wrażenie.
...Nagromadzone w niej emocje były jak niebezpieczny eliksir zdolny do eksplozji w najmniej oczekiwanym momencie. Czuła, jak krew w jej żyłach buzuje, jak jeżą się włosy na rękach, jak drżą mięśnie nóg. Skupienie się na muzyce i odnalezienie właściwego brzmienia było na początku nie lada wyzwaniem. Jej perfekcjonizm nie pozwalał na choćby najmniejszy błąd, a jednak nie uniknęła potknięć. Musiała oswoić się z nieznanym instrumentem i odświeżyć swoją muzyczną pamięć. Lata nie grała na klawiszach. Do tego ten niesamowity fortepian odrobinę ją onieśmielał. Był trochę jak jego... właściciel. Z jednej strony pragnęła być jak najbliżej, a z drugiej... każde zbliżenie wywoływało falę skrajnych uczuć i niepewność. Tę cholerną niepewność.
...Każde spotkanie jej palców z klawiszami instrumentu było podniosłą chwilą. Po chwili wbiła się w rytm, wczuła na dobre, zamknęła na inne bodźce, które mogłyby ją rozproszyć. Czerpała przyjemność z grania i między kolejnymi uderzeniami zastanawiała się, dlaczego tak dawno nie grała. Powinna do tego wrócić, zdecydowanie. Ostatnio poświęcała na muzykę zatrważająco mało czasu, a przecież kiedyś nie było dnia, żeby nie ćwiczyła swojej techniki, nie uczyła się nowych nut. Czy musiało dojść do tych dziwnych nocnych odwiedzin, żeby sobie to uzmysłowiła? Niesamowite wnioski zaczynała wyciągać z tej schadzki. Chyba nie takie miała na myśli, gdy zdecydowała się przyjść wraz z nim do jego domu...
...Nie zorientowała się od razu, że się zbliżył. I nawet gdy poczuła, że coś dziwnego dzieje się z siedziskiem, to nie otworzyła oczu, nie przerwała gry. Przecież była w połowie utworu! Nie mogła ot tak go porzucić... Nie śmiałaby... Dopiero gdy Voralberg przysiadł się do niej, dopiero gdy jego obecność, tak niespodziewanie bliska, zmąciła jej muzyczny trans, to pokusiła się uniesienie podbródka i zerknięcie na swojego... partnera. W grze. Bo po chwili i on wsparł ręce na klawiaturze i zaczął wygrywać pierwsze nuty. Była niemało zaskoczona. Zarówno jego bliskością, jak i tym, że zaczął grać zupełnie inny utwór. Minęło kilka sekund, zanim dołączyła się do niego. Kojarzyła tę melodię, choć nie mogła przypomnieć sobie tytułu i autora, ale nie to było powodem jej chwilowej pauzy. Zatraciła się w... obserwowaniu tego jego skupienia. Było w nim coś... pociągającego? Atrakcyjnego? Szybko jednak wyrzuciła z głowy te nieposłuszne myśli i spróbowała sparować się z nim, uzupełniając niektóre takty piosenki.
...Musiała przyznać, że podobał jej się ten ich... duet. Czerpała pewną przyjemność z tej gry. Czuła się, jakby byli oboje zamknięci w magicznej bańce, która chroniła ich od całego zła tego świata. Liczyła się tylko dana chwila, wspólne tworzenie muzyki. Po prostu tyle i... aż tyle.
- I kto z nas gra lepiej? - odezwała się z nagła, okropnie bojąc się, że popsuje cały ten nastrój, ale napięcie pomiędzy nimi było już zbyt duże. Spojrzała na niego odrobinę zadziornie, nie przerywając jednak gry, choć jej partia ograniczała się do subtelnego, nieinwazyjnego wtórowania. Nawiązywała do jego poprzednich słów, które teraz wydawały się tak odległe, przestarzałe i nieaktualne.
...Zupełnie jak wszystkie jej wątpliwości...
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty02.06.20 23:16;

  Może i nie odpływał tak bardzo w trakcie gry jak ona, natomiast z pewnością czerpał z tego dość niebanalną przyjemność. Muzyka wydobywająca się z instrumentu była dziwnie kojąca i uspokajająca, a każdy kolejny dźwięk sprawiał, że rozluźniał się coraz bardziej. Nie to, że był spięty i zestresowany, natomiast wszyscy zdawali sobie sprawę, że nie należał do ludzi na co dzień odprężonych a i cała ta sytuacja była dla niego dość nietypowa. Pomijając fakt, że wyszła za jego inicjatywą, to jednak wciąż pozostawała straszliwie niepewna prawdopodobnie dla nich obojga. Ale w tym momencie, kiedy siedzieli razem i grali przy fortepianie nie miało to chyba aż tak wielkiego znaczenia.
  Delikatnie przymknął oczy, co jakiś czas zerkając na ułożenie swoich palców na fortepianowej klawiaturze. Nie był na tyle dobry, aby nie patrzeć jak po klawiszach poruszają się jego dłonie, tak więc po prostu wolał się upewnić, że nie popełni żadnego błędu. Nie, żeby było w tym coś złego… ale raczej nie przepadał za pomyłkami ze swojej strony. Można powiedzieć, że było to swego rodzaju osobiste wyzwanie.
  - Nie potrafię być obiektywny. – kącik jego ust uniósł się do góry, kiedy odpowiedział jej na pytanie i choć patrzył na nią jedynie kątem oka, to można było zauważyć, że jej pytanie mimo wszystko go rozbawiło. Zagrał jeszcze kilka kolejnych taktów i zatrzymał swoje ręce, aby ostatecznie zdjąć je i położyć sobie na udach. Zwrócił swoje oczy w jej kierunku i delikatnie przechylił głowę, zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał. Serce zabiło mu szybciej na sam widok jej niebieskich oczu i poczuł nagłą chęć zbliżenia się do niej jeszcze bardziej, czego jednak nie odważył się zrobić.
  – Oj no wiadomo, że grasz lepiej ode mnie. – dodał po chwili, wkrótce podnosząc się z miejsca jakby sobie o czymś przypomniał. Z jednej strony coś faktycznie przyszło mu do głowy, z drugiej skutecznie powstrzymało go to przed zagęszczeniem i tak już elektryzującej atmosfery. Czego się bał?
  Rzucił krótkie i przeciągnięte „aczkolwiek…” i zwrócił się w kierunku schodów, wskakując na górę co drugi stopień być może nieco ze zbyt dużym entuzjazmem. Tyle, jeśli chodzi o psucie tego całego nastroju z jej strony, bo on przebijał jej karty trzema asami. Wszedł do swojego gabinetu, robiącego w zasadzie za prywatną bibliotekę i zaczął szukać czegoś wzrokiem. Podszedł do jednego z regałów i przewertował co cieńsze - i bardziej przypominające to, czego szukał - woluminy. Później kolejny mebel i kolejny, jednakże wciąż nie mógł odnaleźć kilku kartek zapisanych nutami, na których teraz cholernie mu zależało. Cmoknął niezadowolony, łapiąc się rękami pod biodra i zastanawiając się, gdzie mogłyby teraz być, ale za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć.
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty08.06.20 3:50;

...Gra na tym niezwykłym fortepianie sprawiała, że dziwnie leniwa i enigmatyczna aura z Celtyckiej Nocy przedłużała się, jeszcze bardziej mącąc delikatną granicę pomiędzy snem a jawą.
...Dźwięki muzyki rozbrzmiewały w całym salonie, odbijały się od ścian i wracały do uszu, by z jednej strony rozpieścić Swansea czystym brzmieniem, a z drugiej... nakłonić ją do refleksji nad własną grą. Było jeszcze trochę do wypracowania. Powinna częściej ćwiczyć. Z uderzenia na uderzenie, starała się wpleść do swojej gry coś więcej i zaimprowizować, choć nie ośmieliła się na nic szalonego, bo samo słuchanie tego, jak gra Alexander, sprawiało jej ogromną przyjemność. Lecz wszystko, co dobre...
- Nie? - zapytała cicho, gdy zaprzestał swojej gry. Cisza, która zapanowała w całym domu była jeszcze dziwniejsza, niż narastające pomiędzy nimi napięcie. Przełknęła ślinę i również zdjęła swoje dłonie z klawiszy, by po chwili spleść je w koszyczek i oprzeć na swoich kolanach. Odwróciła głowę w jego stronę i napotkała to dziwne spojrzenie. O czym myślał? Czy o tym samym, co ona?
...A jednak nie...
...Zamrugała, gdy wstał i nie odpowiedziała mu od razu. Poczuła się tak, jakby właśnie ktoś wybudził ją z głębokiego snu i to w trakcie fazy rem. Była lekko zdezorientowana i zastanawiała się, czy bardzo to po niej widać. Odkaszlnęła.
- Umm... cóż, dziękuję... - wydukała, obserwując go z narastającym zaskoczeniem. Dokąd szedł i dlaczego tak szybko? Zrobiła coś nie tak? Może dała mu jakiś niestosowny sygnał swoim zachowaniem?
...Nie była pewna, co powinna w tym momencie zrobić. Przez myśl przeszło jej, żeby pójść za nim, ale nie był to chyba najlepszy pomysł. Gdy zniknął z zasięgu jej wzroku, ponownie odwróciła się w stronę klawiszy. Z głębokim westchnięciem wsparła na nich jedną rękę i zaczęła wygrywać prosty rytm melodii, którą zazwyczaj grała na rozgrzewkę, gdy jeszcze regularnie ćwiczyła. Szukała odpowiedzi w muzyce, liczyła, że dźwięki wygrają jej wskazówki, jak powinna z nim postępować. Wciąż usiłowała poukładać sobie to wszystko w głowie. Na jakim etapie relacji byli?
...Status na wizbooku to skomplikowane?
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty08.06.20 22:44;

  Zachowywał się czasami strasznie mugolsko, jak na osobę szczególnie zaznajomioną z tematyką zaklęć. Dość często można było zauważyć, że zamiast użyć prostej inkantacji – robi coś jak zwyczajny człowiek i nie ma z tym żadnego problemu. Tak było też tym razem, kiedy miast pomyśleć i od razu rzucić accio, manualnie szukał skoroszytu z nutami, którego za żadne skarby aktualnie dostrzec nie mógł. Być może była to kwestia zmęczenia po Celtyckiej Nocy, a być może fakt, iż na dole siedziała dziewczyna, na której widok serce waliło mu jak niepoprawnemu nastolatkowi. Nie zastanawiał się nad tym, ale kiedy tylko trybiki wskoczyły mu na odpowiednie miejsce, praktycznie natychmiast zaklęcie przywoływania pomknęło przez pokój, a w jego dłoni znalazło się kilkanaście zapisanych ręcznie kartek pergaminu. Pobieżnie na nie zerknął, uśmiechając się subtelnie, a kiedy mocniej zacisnął palce na szorstkim materiale papieru to praktycznie od razu pomknął na dół, choć chyba spokojniej niż w tę stronę.
  Na chwilę zatrzymał się u podnóża schodów, wpatrując się w jej sylwetkę. Serce waliło mu jak młotem za każdym razem, kiedy na nią patrzył, a on sam odczuwał niepokojącą chęć zbliżenia się do niej jeszcze bardziej i to bynajmniej nie w kontekście fizycznym. A może…? Bez żadnego problemu usiadł na miejsce, na którym jeszcze niedawno w istocie spoczywał. Zdawało się, że nie miał żadnego problemu z tym, że w pewnym momencie nawet stykali się ramionami, a choć wyraźnie nie był do końca rozluźniony, to można było wyczuć pewną zmianę.
  - Może Ty rozpoznasz tę melodię? – zapytał, rozkładając kartki na pulpicie fortepianu i przyglądając się im z pewnym zaciekawieniem. – Krąży mi czasami po głowie, ale tylko tych kilkanaście dźwięków, a nie znam na tyle dobrze czarodziejskich piosenek, żeby rozpoznać co to za utwór. O ile w ogóle jest to jakikolwiek utwór. – wzruszył ramionami, zerkając na nią i zagrywając kilkanaście pierwszych taktów i w sumie tyle. Bo tylko tyle miał i pamiętał. Zerknął na nią unosząc delikatnie brwi i czekając, czy coś mu podpowie.
  - Jak to odgadniesz, to nie będę miał wątpliwości, że znasz się zdecydowanie lepiej na muzyce niż ja. A i mogę zrobić Ci drugą kawę, bo zdaje się, że twoja wystygła. – nie to, żeby już nie uważał, że działalność artystyczna to zdecydowanie jej konik. Wyszczerzył się delikatnie po tym niespodziewanym słowotoku, wskazując na kubek stojący niedaleko. Zdecydowanie nie zachowywał się dzisiaj normalnie, ale miał nadzieję to wszystko zrzucić na Celtycką Noc, a nie na nerwy które uruchamiały się przy niej i aktywowały syndrom kretyna. Zdecydowanie wolał tę normalniejszą, stonowaną wersję siebie, ale dzisiaj zwyczajnie nie potrafił być sobą. A może własnie w jakiś sposób był?
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty25.06.20 3:00;

...Dźwięki prostej melodii odbijały się od ścian, a ona sama przestała w pewnym momencie zwracać uwagę na klawisze i ruch swojej dłoni. Odpowiedzi nie przychodziły, a cały ten wieczór był zagadką. I w pewnym sensie... lubiła to.
...Nie miała pojęcia, ile w rzeczywistości go nie było. Dla niej ten czas cholernie się wydłużał, bo ogarniało ją coraz to większe napięcie i niepewność. Jakieś przebitki rozsądku sugerowały nieśmiało, że powinna wstać od instrumentu, wykrzyknąć w stronę klatki schodowej pożegnanie i po prostu wyjść z tego domu, wrócić do swojego i przemknąć się do swojej sypialni. Ale nie zrobiła tego. Ostatnio często się buntowała.
...I kiedy poczuła ten charakterystyczny ruch powietrza, zwiastujący zbliżającą się osobę, to całe ciało jej zesztywniało. Wyprostowała się automatycznie, a dźwięki na chwilę stały się nierówne, rytm przyspieszony. Dlaczego tak na nią działał? I to jeszcze... na odległość? Przestała grać dopiero, gdy usiadł. A potem bez słowa obserwowała jego poczynania, bez słowa wysłuchała jego pytania i skupiła się na zagranym przez niego tajemniczym fragmencie piosenki. Choć w środku w niej wrzało, to uśmiechała się nad wyraz spokojniej. Może tylko lekko drżące i wiecznie chłodne ręce zdradzały jej rzeczywisty stan.
- Czy to... - odkaszlnęła, zdając sobie sprawę, że ma strasznie zachrypnięty głos. Jednak czegóż się dziwić, skoro od dłuższej chwili nie wypowiedziała ani zdania - Czy to Frank Singultus? - starała się brzmieć naturalnie i nawet spojrzeć mu w oczy. Kojarzyła tę melodię, choć fragment był dość krótki. Ale... nie chciała go zawieść. Miała też wielką, niezrozumiałą potrzebę udowodnienia, że jest coś, na czym się zna. Choć, rzecz jasna, nie była melomanem ani ekspertem od pianina. Wsparła więc dłonie na klawiaturze i próbowała pociągnąć dalej ten utwór. Nic jednak nie brzmiało tak jak to, co siedziało w czeluściach jej pamięci.
...Nagłe wspomnienie o kawie było... niespodziewane. Kawa! Oczywiście, że zapomniała! Uśmiechnęła się szerzej, kręcąc z niedowierzaniem głową. Ile ten kubek tam stał? Godzinę? Tydzień? Rok?
- Kompletnie zapomniałam. - przyznała z miną dzieciaka, przyłapanego na ściąganiu na SUMach - Ale tak jest dobrze. Nie kłopocz się. Alex, ja... - urwała, odwracając się w jego stronę i znów patrząc na jego twarz. Jej spojrzenie i mimika zmieniły się diametralnie. Powietrze wokół znów zgęstniało, a ona znów miała arytmię. Bardzo chciała, by pewne słowa przeszły jej przez to zaciśnięte gardło, by pewne myśli i wątpliwości zostały ubrane w zgrabne zdania. Właśnie tu i teraz. Nic jednak nie mówiła... Patrzyła w jego oczy z coraz to bardziej przerażoną miną, z lekko rozchylonymi wargami, które nagle zapomniały o cudownej zdolności, jaką jest mowa - Ja... - no dawaj, Swansea - lubię pić zimną.
...Damn you, Éléonore!
...Czy mogło być bardziej niezręcznie? Czy miała możliwość na zniknięcie właśnie w tym momencie? Ile czasu zajmie jej sięgnięcie po różdżkę i teleportowanie się?
...A mogła poprosić o tę nową kawę i po prostu zająć się grą...
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty26.06.20 0:16;

Nieco przerażał go fakt, że moc Celtyckiej Nocy nie opuszczała jego osoby. Nadal czuł się nad wyraz lekko i swobodnie, co potęgowało w nim uczucie swoistego niepokoju. W końcu nie do końca zachowywał się jak on – był zbyt otwarty, zbyt radosny i zbyt…ruchliwy? Tak, to chyba dobre określenie. Zwykle pozostawał dość statyczny, absolutnie małomówny i zdecydowanie nie był wesołkiem. To była broszka jego przyjaciela, aby kochać cały świat, nie jego. Tak, Josh idealnie nadawał się do bycia optymistą. Byli chyba kompletnie przeciwni.
  - Frank? – zastanowił się przez chwilę, odgrywając jeszcze raz tę melodię. Kojarzył Singurtusa, ale jeżeli była to jego piosenka, to chyba z jakiegoś ukrytego repertuaru. – Nie, to chyba nie to. – machnął ręką, składając na powrót nuty w jeden skoroszyt i ukrywając zawartość pergaminu pod jednolitą, czarną okładką. Nie wyglądał na zawiedzionego, ale czuł niewielką szpilkę na myśl, że nadal nie jest w stanie poznać dalszej części krążącej mu w głowie piosenki. Nie mógł się oszukiwać, że nie było to dla niego ważne, ale może innym razem.
  Zwrócił na nią spojrzenie, kiedy po jego słowach zorientowała się, że w istocie jej napój pozostawał nietknięty. Co prawda był środek nocy i ta kawa była im potrzebna jak drużynie Quidditcha kolejny ban zawodnika, ale z drugiej strony ten wyjątkowy wieczór wywoływał takie pobudzenie, że trochę kofeiny w tę czy we w tę im nie zaszkodzi. Uniósł delikatnie brwi, kiedy rozpoczęła kolejne zdanie, a jej wahanie zdawało się mówić za nią, niemniej jednak nie skończyła. A przynajmniej nie tak jak sądził, że skończy.
  - Taaak? – zapytał, unosząc kąciki ust do góry w wyraźnym uśmiechu, a przy okazji zmieniając swoją pozycję tak, że teraz siedział na fortepianowym stołku okrakiem. Znała go. Znała go wystarczająco, aby wiedzieć, że w jego głowie szykuje się coś nadzwyczaj głupiego, a na pewno coś, czego nie powinna się spodziewać.
  - Zimną to na pewno lubisz wodę. – stwierdził, pochylając się lekko w jej kierunku, jakby chciał jej zdradzić największą tajemnicę tego domu. – O taką. – dodał, po czym wykonał ruch dłonią jakby chciał zdjąć z niej hipnotyzerski urok, wyrzucając palce z zaciśniętej pięści, a tym samym opryskując ją kilkoma kropelkami chłodnej cieczy. Było tu zwyczajnie zbyt duszno i to bynajmniej nie z powodu temperatury.
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty30.06.20 22:04;

...Być może podejmowanie się tej rozmowy z oddechem pradawnej magii było ryzykowne. Być może porywała się z motyką na słońce. Otumaniony mózg nie działał tak, jakby chciała, a przecież nazywanie uczuć zawsze było ogromnym wyzwaniem. Nie tylko tej nocy. I szczególnie dla kogoś, kto przez całe swoje życie uczył się powściągliwości.
...Czuła się okropnie w tym momencie nieskończenie długiej pauzy, czuła falę gorąca uderzającą ją w twarz, czuła się jak skończona... Tak, teraz ta zimna kawa bardzo by się przydała. Może łyk wychłodzonego trunku i zastrzyk kofeiny pobudziłby jej mózg i mogłaby w końcu poruszyć z nim ten dręczący ją temat? Gęsta i nieprzenikniona ciemność rozpościerała się nie tylko na zewnątrz budynku, ale i w jej głowie. Nagle jej wzrok zmienił się z przerażonego w przepraszający. Z wolna pokręciła głową, nadal mając ten głupawy wyraz twarzy, jakoby była zaskoczona własną nierozgarniętością. A po chwili to zaskoczenie zmieniło swoją przyczynę. Alexander wydawał się być rozbawiony jej dziwnym zachowaniem. Drgnęła nieznacznie, gdy odwrócił swoją sylwetkę w jej stronę.
- Chciałam powiedzieć... - wydusiła z zaciśniętego gardła w tym samym momencie, kiedy pochylił się niebezpiecznie blisko i... pokusił się o ten żart z wodą. Czy to zawsze musi być woda?
...Otrzeźwienie podziałało, bo gdzieś w środku poczuła rozbawienie. Zamrugała w bezwarunkowym odruchu, a potem uśmiechnęła się spontanicznie, o wiele szerzej niż planowała. Prawą dłonią starła z twarzy przeszkadzające krople, które przypominały o wiadomych momentach z ich spotkań.
- Znowu? Ja rozumiem, że łabędzie, woda, ale niedługo zacznę wątpić w Twoje znajomości zaklęć, profesorze Voralberg. - teatralnie przewróciła oczami, próbując jednocześnie opanować to walące serce, skołowanie i inne dolegliwości spowodowane zaistniałą sytuacją. Powietrze nadal wydawało się cięższe niż przewidywałaby fizyka, ale żartowanie było dobrą ucieczką od poważnych słów i poważnych myśli. Nie odsunęła się jednak, nie zwiększyła dystansu pomiędzy nimi, choć wszystkie sygnały ostrzegawcze w jej głowie nakazywały to zrobić. Ale po co, skoro można odwrócić kota ogonem i wytknąć swojemu rozmówcy rzekomą powtarzalność i brak pewnych umiejętności?
...Teatr, a może raczej teatrzyk, był jej chwilowym ratunkiem.
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty01.07.20 1:01;

  Nie mógł się nie uśmiechnąć widząc jej rozpromienioną twarz. Uniesienie przez nią kącików ust wywołało w nim dziwne poczucie nachodzącego go gorąca. Nie ze stresu. Było to swego rodzaju poczucie emocjonalnego ciepła, które rozlało się po nim wprawiając go w jeszcze lepszy nastrój niż chwilę temu. Niepokój, który mu towarzyszył ostatnich kilka momentów, zdecydowanie zniknął, ustępując wyłącznie pozytywnym odczuciom. Nie miał pojęcia czy była to kwestia Celtyckiej Nocy – i choć z całych sił starał się utwierdzać w tym przekonaniu – czy jednak coś się w nim przestawiło… na lepsze? Zależy jak to intepretować.
  Wciąż pochylając się delikatnie w jej stronę, czekał na reakcję na te jakże bezczelne użycie wody w jej kierunku. A żeby to pierwszy raz. Zresztą nie pozostawała mu zwykle dłużna, nie można było jednak zaprzeczyć, że był to swego rodzaju atrybut tej relacji. Przez ułamek sekundy przez myśl przeszła mu próba cofnięcia się przed jej ręką – nie wiedział co chciała zrobić – niemniej jednak powstrzymał się, wciąż pozostając w niezmienionej pozycji bacznego obserwatora, od czasu do czasu otrzeźwiającego towarzystwo niewinnymi żartami.
  - Wątpić? – uniósł jedną brew do góry w zdecydowanie droczącej się tonacji tego pytania. Udawane zastanowienie wkroczyło na jego oblicze, choć już po chwili przybrał maskę swoistej szelmowskości. – Panno Swansea, ja można podważać moje umiejętności, skoro na panią mój czar działa? – druga brew powędrowała do góry. Czuł wyraźnie jak powietrze iskrzyło się od napiętej atmosfery tej wymiany zdań, ale w żadnym stopniu mu to nie przeszkadzało. Chyba jednak dzisiejsza, magiczna aura maczała swoje niecne palce w jego zachowaniu.
  Nie miał świadomości tego, że przysunął się jeszcze trochę, a fakt, że ona się nie wycofywała jakoś tym bardziej przyćmił mu dokonanie tej czynności. Ten błogi stan sprzed chwili zamienił się w lekkie podekscytowanie, kiedy centymetr za centymetrem odległość pomiędzy nimi się zmniejszała. Gdzieś podświadomie -bardzo, bardzo głęboko pod kłębiącymi się w jego wnętrzu, wytonowanymi emocjami, - wiedział, że nie był to najlepszy pomysł, być może zbyt gwałtowny ruch w tym momencie, ale dzisiejsza noc zdecydowanie nie należała do normalnych atakując nawet najbardziej wstrzemięźliwych emocjonalnie ludzi.
  - I to bezróżdżkowo. – dodał po chwili - poddając się tej zgęstniałej atmosferze i pozwalając jej przejąć ten moment - delikatnie ujmując palcami podbródek dziewczyny i składając na jej ustach równie subtelny pocałunek.
Powrót do góry Go down


Éléonore E. Swansea
Éléonore E. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : jasne piegi i wąskie usta
Galeony : 2413
  Liczba postów : 1152
https://www.czarodzieje.org/t17446-eleonore-e-swansea
https://www.czarodzieje.org/t17452-poczta-panny-eleonore#489449
https://www.czarodzieje.org/t17445-eleonore-e-swansea#489381
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty03.07.20 4:44;

...Gdzieś w głębokiej podświadomości czuła, że to wszystko może potoczyć się właśnie w ten sposób. Czy liczyła na to? Czy chciała..? Gdyby to ona sama wiedziała...
...Czasami zachowywał się, jakby miał kilkanaście lat. Czasami różnica wieku, jaka była pomiędzy nimi, nie istniała. Nie istniały też żadne granice i wszechobecne normy, zasady. I... wtedy było jakoś łatwiej, lepiej. Tak jak teraz. Nie odsuwała się, obserwowała jego zmianę w wyrazie twarzy, zmianę w oczach. Drobny błysk? A może to złudzenie i kwestia naelektryzowanego powietrza, które unosiło się wokół nich, niepojętnie ciężkie, przeraźliwie gęste. Tak trudno oddychało się w tych niesprzyjających warunkach.
...Myślała, że panuje nad swoim ciałem, że tkwi ciągle w jednej pozycji, ale myliła się. Z minuty na minutę przysuwała się do niego coraz bardziej, choć nadal nieznacznie i ledwo zauważalnie. Być może ciągnęła ją jakaś dziwna siła, tego nie wiedziała. Mogłaby zwalić wszystko na aurę Celtyckiej Nocy, na zaczarowaną wstążkę, ale nie... Nadal lekko się uśmiechała, a gdy wypowiedział kolejne zuchwałe słowa, to nie mogła powstrzymać sarkastycznego parsknięcia. Nawet jeśli miał absolutną rację z owym czarem, to jednak na za wiele sobie pozwalał w obecności panny Swansea!
- Jesteś bardzo pewny siebie. - mruknęła, znów lekko mrużąc oczy, jakby to miało pomóc w lepszym zrozumieniu jego intencji. Choć może... dobrze je znała? I może spodziewała się tego, co miało nastąpić w kolejnej sekundzie?
...Dotyk jego warg był czymś enigmatycznym i w pewnym sensie nierealnym. Równie dobrze mogła śnić, mogła utknąć pomiędzy snem a jawą. Nie była zaskoczona i sparaliżowana jak za pierwszym razem. Było jakoś tak inaczej i może właśnie dlatego... odwzajemniła pocałunek. A przez swoje gesty chciała wyrazić to, co czuje, co siedzi jej w duszy od jakiegoś czasu. Coś, czego nie potrafiła wyrazić słowami. Nie myślała o niczym, dała ponieść się chwili. Palcami obu dłoni ujęła jego twarz, opuszkami badając strukturę żuchwy. Jej pocałunek stawał się bardziej i bardziej intensywny, zachłanny, a ręce zsunęły się po jego szyi na ramiona. Aż nagle coś ją zatrzymało.
...Odsunęła się jak poparzona, jakby ktoś rzucił w nią Depulso. Być może uśpiony zdrowy rozsądek nagle się przebudził i postanowił zapobiec temu, co mogło wydarzyć się, gdyby brnęła w swój sen dalej. Spuściła wzrok, nie będąc gotową na zmierzenie się z jego zdezorientowanym wyrazem twarzy. Bicie serca zagłuszało wyrzuty sumienia.
- W-wybacz. - wydukała, wstając w popłochu i nerwowym ruchem rąk wygładzając pomięty materiał sukienki. Zupełnie nie wiedziała, gdzie ma różdżkę i czy... powinna teraz wybiec z jego domu. Nie chciała tego robić, nie chciała tak się z nim rozstawać. Ale jednocześnie czuła się okropnie z tym, co przed chwilą zrobiła.
...Jeden kroczek w przód, dwa kroczki w tył...
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty03.07.20 23:13;

Bywały takie momenty, w których niezmiernie irytował go fakt nieposiadania zmysłów. Chciał poczuć smak jej warg, zapewne tak delikatnych i słodkich, ale życie odebrało mu tę możliwość, nakazując zadowolić się jedynie ich dotykiem. Napawał się nim z każdą kolejną sekundą, nie mogąc powstrzymać się od swoistej nachalności, kiedy odwzajemniła pocałunek. Nagły przypływ adrenaliny w jego organizmie sprawiał, że pozwalał sobie na coraz więcej, a dzieląca ich odległość mimowolnie coraz bardziej się zmniejszała. Dotyk opuszków jej palców sprawił, że w pierwszym odruchu delikatnie się wzdrygnął, aby już po chwili całkowicie pozwolić jej na eksplorację swojej brody. On sam wolną ręką chwycił ją w okolicy biodra i przysunął do siebie jeszcze bardziej, wciąż jednak – mimo wszystko – pilnując, aby nie dotknęli się na całej długości górnej części ciała. Spiął się, kiedy jej ręce opadły mu na ramiona, ale choć mogła to poczuć, to jednak nie przestawał jej całować. Można było powiedzieć, że nakręcał się coraz bardziej, uświadamiając sobie jak dawno nie odczuwał czystego pożądania wobec drugiej osoby.
  Wzdrygnął się, gdy tak nagle się odsunęła. W pełni zdezorientowany starał się wyłapać ostrość wzroku i jasność umysłu w tym co właśnie się wydarzyło. Białe oczy przyjrzały się jej z uwagą, jednakże nie dał po sobie poznać swojego zaskoczenia tym, ze w ostateczności się odsunęła. Gruba szpila wbiła mu się w żołądek, kiedy zaczął się zastanawiać, gdzie popełnił błąd i czy aby nie zaszarżował swoim ruchem. Milion myśli zaczęło przebiegać mu przez umysł, co gorsza większość nich pozostawała w sferze zwątpienia. Czuł jak krew buzuje mu w tętnicach i było całkiem prawdopodobne, że szalejące serce wyrywało się swoim biciem ponad materiał przylegającej, marengowej koszuli. W jednym momencie wydarzyło się tak wiele, a mimo wszystko wciąż pragnął więcej.
  Jej nagłe podniesienie się wywołało w nim niekontrolowany odruch. Złapał dłonią za rękaw jej zielonego swetra i choć nie pociągnął go mocno, to jednak dało mu to możliwość podniesienia się z miejsca przy fortepianie, aby tuż po chwili stanąć nadzwyczaj blisko niej. Bardzo blisko. Nie puścił. Czy tak się właśnie czuła? Wtedy, w altanie, kiedy to on spanikował i bezceremonialnie – mówiąc w całkowitej szczerości – uciekł? Sam nie wiedział co nim aktualnie targało i czy był to strach, wciąż adrenalina czy działanie Celtyckiej Nocy. Nie, nie mógł się cały wieczór usprawiedliwiać tym, jaki był dziś dzień.
  - Czuję, że nie powinienem pozwolić Ci odejść. – mruknął i wciąż z przyspieszonym oddechem wpatrywał się w nią musząc obniżyć podbródek. – Nie chcę, żebyś odeszła.

[eot oboje]
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty04.07.20 2:11;

Jednopostówka / narracja do listów z @Joshua Walsh

  Koniec roku miał to do siebie, że nie tylko uczniowie mieli nadmiar pracy. Nauczyciele również musieli to i owo zrobić, podsumować, a i uczniów rozliczyć, co nie było takie proste jak mogłoby się wydawać. Nie należał raczej do dydaktyków, którzy prace domowe kładli na biurku, rzucali na nie zaklęcie podmuchu wiatru i stawiali dobre oceny wyłącznie tym, które wichurę przetrwały i pozostawały na hebanowym blacie biurowego mebla.  Nie. Był uczciwy. Niezależnie od tego z kim miał do czynienia to oceniał uczniów na podstawie ich kompetencji, a nie żadnych innych czynników mogących mieć wpływ na zachowanie czy też aparycję. Byłoby to zwyczajnie nieuczciwe, już nie mówiąc o tym, że horrendalnie głupie. Siedział więc, słowo po słowie czytając prace uczniów w dziedzinie zaklęć i co rusz wzdychał zrezygnowany musząc czytać kolejne wyssane z palca bzdury. Oczywiście zdarzały się osoby, które swoje prace zrobiły nad wyraz wybitnie i tylko taka właśnie ocena im się należała, niemniej jednak zdarzały się kwiaty w postaci żaków nierozróżniających depulso od expulso czy accio od wingardium leviosa i choć naprawdę ciężko było w to uwierzyć, to jednak miało to miejsce. I dla niego, jako zawodowego zaklęciarza było to absolutnie niedopuszczalne.
  Jego skupienie jak zawsze osiągało najwyższe stężenia, jeśli chodziło o sprawdzanie prac, a i zdarzało mu się całkowicie zamknąć na świat zewnętrzny, co właśnie czynił. Może właśnie z tego powodu nie zauważył siedzącej na parapecie gabinetu, skrzeczącej sowy ewidentnie dobijającej się do szyby swoim zaostrzonym dziobem. Minęło kilka chwil, zanim białe oczy Voralberga zwróciły uwagę na pierzaste stworzenie – a i tak był to przypadek spowodowany chwilą refleksji nad czytanym wypracowaniem, zakończonym nostalgicznym zerknięciem w okno. Podtrzymując końcówkę ołówka na policzku i o mało nie drążąc w nim dziury, uniósł do góry brwi w geście autentycznego zdziwienia, bowiem nie spodziewał się jakoby ktokolwiek miał wysłać do niego list w taki dzień jaki dzisiaj pozostawał w sferze oczekiwań. Nie raz nie dwa otrzymywał przesyłki niespodziewane, ale tym razem i tak był zaskoczony. Miał trzy typy i nieszczególnie popadł w zdziwienie kiedy, już otwierając okno i zabierając niewielki kawałek pergaminu od zwierzęcia, dostrzegł pierwsze słowa napisane pismem ewidentnie jego przyjaciela.
  Nawet nie zagłębił się porządnie w lekturę, zanim nie przysiadł z powrotem przy biurku, a i nie rzucił sowie jakiegoś smaczka za fatygę. Gdyby Cassiopeia to widziała, to z pewnością obdarzyłaby go pełnym złości spojrzeniem zazdrości, robiąc mu wstęp do feministycznego, kobiecego zapędu w dziedzinie innych osobników tej samej płci, którym okazywał względy. Uśmiechnął się lekko na samą myśl. Uwielbiał charakter swojej sowy, która naprawdę potrafiła przyprawić go o migrenę, mimo, że nawet się nie odzywała, a skrzeczenie zdecydowanie nie plasowało się w dziedzinie jakiegokolwiek dialogu. W każdym razie, gdy nastąpił moment, kiedy mógł w spokoju usiąść i rozwinąć charakterystyczną Joshowi rolkę pergaminu, sam nie był pewien czy powinien to robić. W końcu byli tuż po potańcówce, a on zdecydowanie nie miał ochoty słuchać kolejnych komentarzy w kwestii tego, co tam się wydarzyło i bynajmniej nie miał na myśli nagłej śmierci Ministra Magii. Tak zwane emocjonalne priorytety.
  Co słuchać u mojego ulubionego profesora Hogwartu? Uśmiechnął się mimowolnie, choć przez chwilę jego myśli poddały to pytanie w wątpliwość. W końcu nie był jedynym faworyzowanym obiektem Walsha, jeśli chodziło o teren zamkowy, niemniej jednak wkrótce przypomniał sobie, że obiekt jakże nieodpartych, nieprzyznanych publicznie westchnień miotlarza w kadrze nauczycielskiej nie był i nie zapowiadało się, aby miał do niej należeć. Wszystko się wiec zgadzało. W ostateczności jednak chyba nie był gotowy na dalszą część wiadomości jaką tego dnia sprawił mu przyjaciel i choć każdy kolejny wers czytał z wewnętrzną ulgą, że nie dotyczył tematu o który się martwił, tak z każdą kolejną chwilą, mimo wszystko odczuwał swego rodzaju niepokój zwiastujący bombę której tak bardzo się obawiał. Nie zdążyłem Ci podziękować za dopuszczenie Violi do gry. No tak, mecz doprawdy był wspaniały, a perspektywa otrzymania pucharu Quidditcha bardzo pocieszająca. Cóż, nie przyznałby otwarcie, że dobrze iż tyle osób spróbowało wpłynąć na jego decyzję odnośnie ścigającej Ravenclawu, którą potraktował szlabanem, ale w duchu musiał sam przed sobą się usprawiedliwiać, że to była dobra decyzja i w końcu i tak by ją podjął bez prób negocjacji ze stron innych. Z pewnością. W każdym razie czytał dalej, powoli i spokojnie, jakby obawiał się dalszej części wypisanego pergaminu. Wieści dotyczące Alexa juniora… uśmiechnął się mimowolnie widząc ten akapit. Choć sam nie nadawał się do roli onms’owego ojca, tak Joshua ze swoim charakterystycznym, cynamonkowym charakterem z pewnością zdawał się być idealny, a ten list pogłębił jedynie jego oczekiwania względem zajęcia się pufkiem. Najwyraźniej nauczyciel gier miotlarskich wciągnął się w powierzone mu zadanie, co z łatwością można było wywnioskować po tych kilku, napisanych z joshuową opiekuńczością zdaniach.
  Znajome ukłucie w żołądku - szpila niepewności musiała się w końcu pojawić, kiedy tylko padło to tak bardzo znajome mu miano. Zacisnął zęby, zatrzymując się przez chwilę na imieniu Éléonore i nie będąc pewnym, czy chce czytać dalej. Swego rodzaju wątpliwości i delikatna panika zaczynały obejmować go, zupełnie tak samo, jakby Walsh siedział naprzeciw niego i zadał mu to pytanie twarzą w twarz. A jednak nie było go tutaj i nie musiał się niczego obawiać, nie musiał bać się, że zdradzi się swoim zachowaniem bądź zrobi cokolwiek głupiego. Nie było tu absolutnie nikogo, kto zauważyłby jak bardzo się zestrofował, nawet jeżeli nie okazywał po sobie tego zewnętrznie. Nie musiał mu nawet odpisywać! A mimo wszystko ogarnęła go lekka panika, kiedy wers po wersie czytał dalej i utwierdzał się w przekonaniu o schizofrenii swojego przyjaciela, który dopatrywał się w jego osobie rzeczy niemających w ogóle miejsca. Kiedy mam się spodziewać wieści o zaręczynach? Nigdy – prawie powiedział to na głos. Tylko dlaczego brzmiało to jak typowa faza zaprzeczenia? Zapewne dlatego, że w istocie nie miał przecież żadnych planów, a głupie słowa nic nie znaczyły. Nakazywała mu wypowiedzieć je czysta, ludzka przyzwoitość, którą wbrew pozorom posiadał. Nie doszukiwał się w wypowiedzianych w gabinecie zdaniach żadnego, drugiego dna, w którym można by było wyciągać takie, a nie inne wnioski. Był jednak Alexandrem Voralbergiem i wszyscy, którzy znali go dłużej lub lepiej wiedzieli, że nie był najlepszy we wszelkich, emocjonalnych interpretacjach. Mimo wszystko się wypierał, a i nie można było przyznać, że było to nieszczere. Tak w istocie uważał. Nie było to nic takiego. Był wręcz bliski oburzonego prychnięcia. Chwycił czystą rolkę pergaminu i nabazgrał kilka słów, szybko i może nieco ze zbyt dużymi nerwami mocując ją przy nóżce nieznanej mu sowy. Chyba było w porządku. Wrócił więc do swoich obowiązków starając się nie myśleć o tym, co właśnie przeczytał i nie intepretować tego na swój sposób. Byłoby tylko gorzej.
  Mimo, że naprawdę przepadał za konwersacjami z Walshem, tak aktualnie miał szczerą nadzieję, że ten jednak odpuścił. Nie mógłby jednak powiedzieć, że jest jego przyjacielem jeżeli poprzedzające zdanie byłoby zwyczajną ignorancją, bowiem kto jak kto ale zdecydowanie profesor gier miotlarskich nie należał do osób, które tak łatwo odpuszczają. Niemniej jednak zdołał już zapomnieć o wysłanym przed kilkudziesięcioma minutami liście, którego czas odsyłania trwał tyle zapewne z powodu tego, że nie przebywał w gabinecie w zamku, a w swoim domu. Nadzieja jednak – jak to słusznie mówiono – umierała ostatnia i choć on nie bawił się w tego typu stwierdzenia, tak tym razem liczył na jakiekolwiek powodzenie w misji zwanej potocznie unikaniem tematu. Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił i choć zdecydowanie wolał ignorować charakterystyczne stukanie dzioba w szybę, tak wkrótce zdecydował się aby otworzyć ptakowi i odebrać od niego kolejny list zdecydowanie nadany ze strony Joshuy. Naprawdę nie chciał tego czytać, ale mimo wszystko jego krukońska i wrodzona ciekawość nie pozwalały mu ot tak tej przesyłki zignorować. Zdanie kumpla było dla niego mimo wszystko dość ważne i choć nigdy się by do tego otwarcie nie przyznał, tak jednak dobrze było znać perspektywę kogoś z zewnątrz. Mimo, że uparcie twierdził, iż nic się nie działo. Bo przecież się nie działo, prawda?
  Coś się w nim powoli uruchamiało, ale nie można było tego nazwać uczuciem pozytywnym. Coś pomiędzy zaprzeczeniem i gniewem, a być może i lekkim aspektem wewnętrznej negocjacji zdawało się walczyć w jego wnętrzu jak wściekłe lwy o terytorium kiedy czytał kolejne linijki zapisanego pergaminu. Poważna sprawa. Poważna to była kwestia tego, że uczniowie nie potrafią rozpoznać glaciusa od frigusa, a nie jego relacje prowadzące tak naprawdę donikąd i z których nie wynikało kompletnie nic. Zgniótł papier w rękach i skutecznie rzucił, po mugolsku, do kosza w przypływie nagłej irytacji. Im bardziej Joshua starał się go uspokoić, tym bardziej ogarniało go swego rodzaju rozjątrzenie. Sam nie wiedział dlaczego, ale nie był w stanie powstrzymywać swoich skrajnych reakcji, z którymi nie spotykał się już od bardzo dawna. Jasne oczy zwróciły się spojrzeniem na pojemnik na papierowe śmieci, a mężczyzna uniósł delikatnie rękę do góry na powrót przywołując kawałek pergaminu do ręki i rozkładając go, aby ponownie przeczytać to co Walsh miał do powiedzenia. Targały nim skrajne emocje, w końcu jednak zaczął dochodzić do wniosku, że przecież on chyba nie chciał dla niego źle i bynajmniej nie miał niczego złego na myśli? Miał taką nadzieję, w końcu jakby nie patrzeć mógł spodziewać się po nim wszystkiego. W ostateczności jednak na pewno nie złych intencji.
  - Niech Cię szlag. – mruknął sam do siebie, na powrót wracając do biurka i wyjmując kolejny skrawek papieru, na którym powoli i z rozwagą zaczynał pisać kolejne słowa. O ile pierwsza część dotycząca – jak to zostało już zarejestrowane mentalnie – Alexa juniora szła mu niesamowicie sprawnie i bezproblemowo, tak co do drugiej miał tyle wątpliwości, że trzy razy kreślił swoje własne słowa zanim ujął to na tyle dobrze, aby osiągnąć jako-taką neutralna satysfakcję. Wiedział, że nieuniknionym jest choć najgorszej jakości streszczenie w kierunku przyjaciela, któremu chyba był winien wyjaśnienie tego i owego w związku z Éléonore. Choć z drugiej strony nie musiał się w niczym tłumaczyć, w końcu nie zrobił nic takiego, co budziłoby jakiekolwiek wątpliwości. A przynajmniej tak uważał. Nie miał nic do ukrycia, to pewne. Pobieżnie napisał więc krótkie streszczenie tej znajomości, ale musiał przyznać sam przed sobą, że wspomnienie niektórych momentów przyprawiało go o pewne poczucie… ciepła i szczęścia. Tak, to chyba było dobrze ujęte stwierdzenie. Felix, Czarodziejskie Pola, Altana…i listy. Tak, listy zdawały się być najbardziej satysfakcjonujące. Mimowolnie się uśmiechnął, przez chwilę zatrzymując pióro na materiale pisarskim, wkrótce łapiąc się na tym, że nie dość iż zbyt wiele momentów zaczął wspominać, tak przy okazji szczerzył się jak skończony kretyn. I tak też się czuł, co zresztą określił w dobitnych słowach ostatniego akapitu listu. Na zwrotkę zresztą nie musiał czekać długo. I w sumie… oczekiwał jej. Sam w to nie wierzył, ale naprawdę czekał na odpowiedź Joshuy, nawet jeżeli miałaby być wyssaną z palca bajką nie mającą żadnego odzwierciedlenia w smutnej rzeczywistości. Chyba padało mu już ze zmęczenia ma mózg. A może po prostu potrzebował nieświadomie wsparcia.
  Sam się sobie dziwił – tak naprawdę nie miał czasu się nad tym zastanowić – ale kolejną przesyłkę czytał z zapartym tchem, zupełnie jakby była swego rodzaju diagnozą mugolskiego psychologa. Co rusz marszczył brwi bądź unosił kącik ust w pełnym niedowierzania kręceniu głową nad istotą głupot zawartych na tym pergaminie. Nie wspominając już o metaforach odnoszących się do cynamonek. Zakochałeś się i to tak porządnie. – prychnął mimowolnie, przewracając teatralnie oczami, zupełnie jakby musiał się mimicznie tłumaczyć przed siedzącą przed nim osobą, której fizycznie rzecz jasna tutaj nie było. Podparł głowę na dłoni, delikatnie przeczesując palcami swoje krótkie, czarne włosy i przez chwilę tępo wpatrywał się w wypisane przed nim słowa. Uczucie wewnętrznej niepewności coraz bardziej się w nim nasilało, wymieszane z wyparciem i prześmiewczym zaprzeczeniem tego, co było tam napisane. Zacisnął zęby czując nachodzące wokół jego wnętrzności ciepło i przebywał w tej pozycji jeszcze kilka kolejnych chwil zanim przeczytał ten list trzy razy i powoli i spokojnie ułożył sobie myśli. Akt IV: depresja. Cokolwiek by teraz nie powiedział i tak nie uchroni się przed joshuowym osądem, tak więc czy był jakikolwiek sens, aby się wypierać? Jak najbardziej. Wciąż uważał, że jego przyjaciel przesadzał, a argumenty które prezentował świadczyly jedynie o przyjaźni z poznaną w Felixie dziewczyną. Przecież z Talią było to samo? A April? I inni, których traktował równie po przyjacielsku? Wiedziałby, gdyby się zakochał, aż tak emocjonalnym drewnem to przecież nie był. nieprawda, ale tak myśli. Poza tym była jeszcze Nadine… no właśnie! Przecież doskonale znał to uczucie, które odczuwał kiedy się przy niej znajdował, i to szczęście… nie, zdecydowanie Walsh był tym razem w błędzie. Napisał kolejny list, skutecznie przekreślając domniemania przyjaciela, a dla świętego spokoju przyznając mu jako-taką rację. W innym wypadku nie da mu spokoju przynajmniej do końca tego tygodnia. Znał go przecież nie od wczoraj.
  Mały puffku! No zaraz mu chyba trzaśnie. Jeżeli ktoś kiedykolwiek się zastanawiał, czy da się kogoś porazić prądem na odległość, to Voralberg miał zaraz ambitny plan, aby się przekonać. Kiedy przyzwyczai się do tego, że kumpel traktował go jak… kumpla? Chyba nigdy. Voralberg i jego prozaiczny kij w tyłku nigdy nie wychodzi, nawet jeżeli chodziło o relacje bliższe niż zwykła znajomość. W ostateczności zawsze kończy się niezbywalnym betonem. Zmruzył oczy wczytując się w kolejne słowa listu i mimowolnie przechylał głowę w swego rodzaju niedowierzaniu. Moment, moment, co? Zmarszczył brwi wpatrując się w list nieco tępym spojrzeniem, po chwili szukając jakiegokolwiek wsparcia w czyszczącej pióra i olewającej go kompletnie sowie. Zakochałeś się, tak prawdziwie. Zacisnął zęby czując jak rozlewa się po nim kolejna fala gorąca, kiedy czytał te słowa. Czy się wstydził? Czuł się absolutnie niepewnie, nie mówiąc już o tym, że było mu głupio iż ktoś rzucał w jego kierunku takie stwierdzenia. Nie. Nigdy więcej. Nie odczuwał już takich uczuć od swojej ostatniej, głębszej i romantycznej relac…ta szmata jej nie ma. Dzięki Joshua, naprawdę doceniam, że wyzywasz z takim entuzjazmem moją byłą. Szpila wbijająca się w jego żołądek była już tak głęboko, że chyba w momencie wejścia w ten temat dotknęła jego zlodowaciałego serca. Wciąż nie mógł przeżyć tego okresu, a ból z tym związany, jaki odczuwał był momentami nie do zniesienia. Nie chciał o tym pamiętać i to samo napisał w liście. To było już dawno za nim. Dalszą część wypowiedzi skwitował pobłażliwym uśmiechem. Nie potrafił sobie tego wyobrazić.
  Już przez dłuższy czas miał w głębokim poważaniu sprawdzane prace. Był w pełni świadomy, że każde przesłanie listu od Joshuy absorbowało go w pełni i tak było też w momencie, kiedy oczekiwał zwrotki. Milion myśli kołowało się w jego głowie w międzyczasie, ale mimo wszystko nie potrafił na powrót znaleźć sobie zajęcia, które wystarczająco by go zajęło i odciągnęło od kolejnych umysłowych zagadek i dochodzenia do dziwnych wniosków. A może miał rację? Nie, to głupie. Kolejne stukanie w szybę, kolejny list. Nie byłeś, teraz jesteś. Wpatrywał się w te słowa dłuższą chwilę, zaciskając wargi w zamyśleniu i choć było to zdanie, które chyba najmocniej w niego uderzyło, tak nie mógł pozostać dłużny jeśli chodziło o kolejny akapit. Szczerze mówiąc nie odczuwał w związku z tym jakiegoś szczególnego stresu, niemniej jednak perspektywa jego przyjaciela piszącego z Éléonore wiadomości wywoływała w nim na pewno nie zazdrość, co swoisty niepokój. Jeden Merlin wiedział do jakich wyznań był zdolny Walsh! Szczególnie kiedy mu zależało. Przez chwilę miał przykre wrażenie, że bardziej niż jemu samemu.
  Nie.
  Wypuścił sowę przez okno i podparł dłonie o parapet, patrząc na dość spokojny widok rozpościerający się tuż za otwartym skrzydłem okiennicy. Szurał górną i dolną linią zębów o siebie, mając wrażenie, że wkrótce zetrze je na pył. Nie spodziewał się, że Joshua mu odpisze, to było w jego stylu, oczekiwał jednak jakiegokolwiek potwierdzenia, że ten nie zrobi nic co by mu zaszkodziło. I choć szczerze w to wierzył i ufał przyjacielowi, tak jednak potwierdzenie na piśmie byłoby swego rodzaju ulgą. Dopiero teraz poczuł jak bardzo waliło mu serce i jak beznadziejnie się czuł w związku z tą wymianą korespondencji i nie miał pojęcia, dlaczego działo się tak, a nie inaczej. W końcu nie były to żadne paskudne wieści, a i rozmowa w ostateczności była nawet przyjemna. Sam nie wiedział co działo się aktualnie z jego postacią, kiedy przez umysł przelatywało mu milion myśli na minutę, a on sam nie mógł się żadnej pochwycić na dłużej niż kilka sekund, co całkowicie go nie satysfakcjonowało. Zakochałeś się i to tak porządnie. Nie. Zakochałeś się, tak prawdziwie. Nie. Serce waliło mu młotem coraz bardziej. Złapał się na tym, że stukał paznokciami o drewniany parapet, choć wcześniej tego nie zauważył. Nie byłeś zakochany, teraz jesteś.
  W istocie czuł się nieco inaczej w towarzystwie Éléonore. Spokojniejszy, może nieco bardziej wytonowany, ale z drugiej strony dość pyskaty i odważniejszy. Jej obecność przyprawiała go o swego rodzaju zrównoważenie, a patrzenie w jej oczy, te cholerne niebieskie oczy nie mogło nie zakończyć się z jego strony nawet lekkim uczuciem ciepła. Każdy uśmiech nie pozostawał bez niewerbalnej, mimicznej odpowiedzi. Jak tylko po raz pierwszy ją zobaczył odczuł to cholerne ukłucie zainteresowania, którego nie potrafił tak łatwo zbyć, a choć kolejne spotkania zdawały się być przypadkiem to jednak w skrytości dziękował losowi, że się zdarzyły. Wspólna wymiana listów i oczekiwanie na kolejne. Jej strach o niego po wydarzeniach w zakazanym lesie i jego obawy o nią, kiedy stracił ją z oczu na potańcówce. I Celtycka Noc, którą za wszelką cenę usprawiedliwiał pradawną magią. Fakt, że uciekł jak tchórz w Altanie Helgi i dotyk jej ust, kiedy jak nastolatek bawił się w podchody. Wymowne przesłuchania rodzeństwa Swansea, no i listy Joshuy.
  Spojrzał na swoje dłonie, których knykcie zbielały od zaciskania się palców na drewnianym parapecie. Puścił go, aby wrócić do swojego miejsca przy biurku i zbliżył się do fotela, na który bardziej opadł bezwładnie, aniżeli planował usiąść. Podparł się palcami o podbródek w geście zamyślenia, oczami wpatrując się w jeden, jedyny punkt hebanowego mebla – dokładnie ten na którym leżał listy od Joshuy. Uczucie towarzyszącego mu niepokoju narastało coraz bardziej, a w jego głowie pojawiało się więcej pytań, aniżeli oczekiwanych odpowiedzi. Nienawidził, kiedy jego przyjaciel rozszyfrowywał go jak chciał i doskonale wiedział o jego uczuciach więcej niż on sam. Nie cierpiał tego, kiedy czytał z niego jak z otwartej księgi i intepretował wszystko nad wyraz słusznie, punktując go raz za razem jak jakiegoś przedszkolaka. Strzelało go za każdym razem, kiedy wymieniał go wers po wersie jak kolejne definicje z encyklopedii. Znalazł jego słaby punkt.
  A najbardziej nienawidził, kiedy w ostatecznym rozrachunku okazywało się, że Joshua Walsh miał absolutną i stuprocentową rację w pewnych, niedostępnych dla niego kwestiach.
  Zakochał się.
  Zakochał się w Éléonore Swansea.
  I to go cholernie przerażało.

[eot]
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty25.08.20 22:10;

  Wpierw miał nadzieję, że to tylko chwilowe. Że przeminie, gdy tylko opuści dom Laveau w towarzystwie swojej przewodniczki Clary. Kiedy przekroczenie progu nie pomogło, kolejna myślowa iskra podpowiedziała mu, że za kilka dni odzyska co swoje, a męczący i dręczący go niepokój dotyczący odpychanej raz po razie myśli przeminie. Nic takiego się jednak nie stało. Ciężko było udawać, że wszystko jest w porządku, ale kłamstwo – którym nie zwykł się posługiwać, ale ten przypadek uznał za nad wyraz wyjątkowy – użyte w odpowiednim momencie i kontekście skutecznie umożliwiło mu brak powrotu do swojego domku. Nie chciał się nikomu pokazywać, wciąż mając i chwytając się tego skrawka dobrej myśli, że to się skończy. Że jego wzrok wróci. Nic takiego się jednak nie stało. Trzy na pięć Voralberg. Wspaniale Ci idzie. Trzy na pięć.
  Panikował coraz bardziej, starał się trzymać w kupie, ale absolutnie mu to nie wychodziło. Rozpadał się kawałek po kawałku, a jego psychika zaczynała dokuczać mu coraz bardziej. Najbardziej przerażała go ciemność. Mimo że jej się nie bał, to jednak brak perspektywy zobaczenia jeszcze raz promieni słońca była wręcz paraliżująca. Nawet nie chciał o tym myśleć w szerszej perspektywie… o tym, ile utracił. Czy było warto? Im bardziej to rozważał, w tym większy gniew popadał, a to nie wychodziło mu na dobre. W zasadzie aktualnie nic nie wychodziło mu na dobre. Łącznie z przebywaniem samym ze sobą.
  Wyglądał… mizernie. Jego bezsenność teraz jeszcze bardziej dawała mu się we znaki, kiedy nie widząc otaczającego go świat,a powoli popadał w paranoję. Co rusz odwracał głowę na każdy szmer, ruch czy dźwięk, nadwyrężając swój słuch ponad normę przez większość czasu, ale z drugiej strony co mu pozostało. Słuch… dotyk… i to tyle. Jeżeli tak dalej pójdzie, to do pięćdziesiątki wyzeruje się, jeśli chodzi o ilość zmysłów. Jak dobrze, że jeszcze mógł mówić. Z drugiej strony w jego przypadku i ilości słów wypowiadanych na minutę zdecydowanie, jeśli mógłby, oddałby wszystko, aby zamiast wzroku stracić głos.
  Pierwszy był Hampson. Co prawda nie napisał mu wprost o tym, co go dotknęło, niemniej dyrektor wykazał na tyle zrozumienia i rozumu, że nie dopytywał, a jedynie zezwolił mu na tymczasowy brak powrotu do zamku. Pytanie tylko ile miało to potrwać… w końcu przecież musiał wrócić, przyznać się, pokazać. A może i nie? W każdym razie jeśli chodziło o szkołę, co innego jeśli o bliskich mu ludzi. Joshua, Perpetua… Éléonore. Nie kontaktował się z nimi od dobrego tygodnia… może więcej. Stracił rachubę czasu, nie wiedząc nawet, czy otrzymywał jakiekolwiek listy. Trzepot skrzydeł Cassiopei, która od czasu do czasu lądowała mu na ramieniu, był dziwnie kojący, ale w żaden sposób nie odpowiadał na jego pytanie. Nie mógł przeczytać żadnej przesyłki. Nie widział jej, a jego umysł był na tyle zanieczyszczony negatywnymi myślami, że nie dopuścił do siebie myśli, iż mógłby zaczarować pismo, aby zaczęło mówić to, co było napisane na pergaminie. W zasadzie nie dopuszczał do siebie wielu myśli. Łącznie z tymi podstawowymi.
  Ale przecież musiał im jakoś powiedzieć. Naginanie rzeczywistości w kierunku Hampsona na dłuższą metę mogło spełnić swoje zadanie, ale ich… zwyczajnie nie potrafił. Nie mogąc się skupić, gorączkowo myślał nad tym jak mógłby ich poinformować, aby w ostateczności, dopiero po jakimś czasie wysłać do nich patronusa z krótką wiadomością. To zdecydowanie nie była przecież rozmowa na wymianę mglistych duchów.
  A teraz, po kilku godzinach autentycznej stagnacji, krążył po swoim mieszkaniu i choć co prawda robił to wolno, to jednak dość niespokojnie. Ręce trzęsły mu się z nerwów i zimna, a on sam pobladł jeszcze bardziej niż zwykle. Od kilku dni nie jadł. Nie miał apetytu, a każda myśl instynktu samozachowawczego o jedzeniu była skutecznie zagłuszana przez niemoc. Nie miał pojęcia, jak wyglądały jego oczy… czy stracił gałki oczne? Nie. Mógł je wyczuć palcami. Czy zaszły mu mgłą? Czy może były takie jak zawsze? Starał się rzucać na siebie wszelkie zaklęcia lecznicze, nawet te niemające sensu, ale nie pomagało absolutnie nic. Absolutnie. Nic.  On, człowiek, który uważał się za doskonałego czarodzieja, nie potrafił sobie pomóc i był na tyle głupi, aby dać się pozbawić zmysłu. Po raz kolejny. Był beznadziejny.
  Kurwa mać!
  Uderzył z całej siły w najbliższy mebel, czując, jak jego dłoń przebija się przez szklaną taflę najbliższego regału. Syknął z bólu, odskakując jak poparzonym i potrząsnął ręką, zupełnie jakby próbował pozbyć się z niej jakiegoś owada. Czuł, że lały się po niej pojedyncze strużki krwi, a szkło wbijało się coraz mocniej, ale kompletnie nic sobie z tego nie robił, powtarzając jedynie przez zęby kurwa, kurwa, kurwa. Miał wrażenie, że stał gdzieś indziej. Cóż, nawet jego własny dom, który – takie miał wrażenie – bardzo dobrze znał, dziś postanowił go oszukiwać. A to irytowało go jeszcze bardziej. Czuł, że iskrzą mu ręce, czuł irytację, gniew i co najgorsze absolutną bezsilność. Stał na środku salonu z głową opuszczoną ku dołowi, zaciskając obie pięści i żuchwę, i ledwo co powstrzymując się od tego, aby wszystkiego nie spalić łącznie ze sobą w środku. W końcu jednak ruszył z miejsca i usiadł na kanapie, ,że zaczyna kręcić mu się w głowie. Pochylił się nieco i podparł głowę na zakrwawionej dłoni, sycząc kiedy szkło zagłębiało się jeszcze bardziej pod jego skórę. W tym momencie ból fizyczny był dziwnie kojący. Włosy zaczęły ociekać mu krwią. Poza tym wyglądał całkowicie normalnie, zupełnie jakby nic się nie stało. I to było najgorsze.
  Wyjął amulet z kieszeni i wystawił przed siebie, zupełnie jakby go od niechcenia oglądał. Okręcił go ze dwa razy w palcach czując, jak łańcuszek łaskocze go w nadgarstek. O ironio, teraz nawet nie mógł go zobaczyć, zbadać, dowiedzieć się jak działał. Bo Laveau pozbawiła go wzroku.
  A niech Cię chuj stara Wiedźmo.
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Moderator




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty03.09.20 17:56;

Na wakacje przyjechali razem, lecz do Hogsmeade wrócili osobno. A właściwie on do Hogsmeade, Alex do Doliny. Nic dziwnego, że nie wracali razem. Niestety przez to, nie zdawał sobie sprawy z problemu, z jakim przyszło zmierzyć się mężczyźnie. To z kolei prowadziło do zaskoczenia, jakie poczuł na widok mglistego ogiera w jego domu. Patronus, który nie musiał jeszcze wygłaszać wiadomości, żeby Josh wiedział od kogo jest. Do tej pory nie spotkał drugiej osoby o takiej formie srebrzystego strażnika, więc nie było mowy o pomyłce, co w końcu potwierdził sam patronus. Nie spodobała mu się wiadomość, nic więc dziwnego, że z miejsca teleportował się do przyjaciela, nie dbając o ubranie czegoś bardziej wyjściowego. Dres, znoszona, rozciągnięta koszulka i jeszcze mokre po wziętym prysznicu włosy. Szczęśliwie nie potrzebował do teleportacji różdżki, bo wciąż nie wybrał się po nią.
- Alex! - krzyknął po tym, jak wszedł do jego domu. Właściwie zdziwiły go otwarte drzwi, choć przecież zaklęciarz go wzywał. Jednak spodziewał się konieczności zapukania i oczekiwania na wpuszczenie do domu. Gdyby wiedział, że drzwi będą otwarte, od razu teleportowałby się do środka, krzycząc, żeby go nie zabijał, bo jest jeszcze młody. Cóż, przedstawienie poczeka na inni dzień.
- Nie powiem, żebym nie cieszył mnie widok twojego rumaka, ale… - zaczął mówić, kierując się do salonu. Kiedy tylko spojrzenie odnalazło wysokiego mężczyznę z zakrwawioną dłonią, zamilkł. Wpatrywał się w niego, starając się zrozumieć, co się dzieje, jednocześnie czując coraz większy strach o przyjaciela. - Zgaduję, że nie będziemy próbować nowego przepisu na cynamonki. Co się stało? - wyrzucił w końcu z siebie, ruszając w jego kierunku. Alex nie był typem osoby, która co chwilę kończy z pokaleczonymi dłońmi, jakby właśnie… Kurwa, naprawdę rozbił szybę pięści. Rozejrzał się po salonie i dostrzegł zniszczony mebel. Westchnął, po czym ostrożnie położył dłoń na ramieniu przyjaciela, kucając przed nim, przyglądając się skaleczeniom. Czuł jak chłód przebiega wzdłuż jego kręgosłupa. Problem z Éléonore? Raczej nie. Przecież widział jak oboje na siebie reagują, wyraźnie między nimi było tyle uczucia, że mogliby obdarować nim jeszcze ze dwie pary. Co w takim razie mogło doprowadzić go do takiego stanu? Ostatni raz, gdy go takim widział… Wstrzymał oddech, próbując nie panikować i spokojnie czekał na wyjaśnienia.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty03.09.20 23:01;

  Ciemność. Tyle widział. Nie docierały do niego nawet orientacyjne przebłyski światła, które pomogłyby mu lepiej zorientować się co do tego, gdzie się znajdował lub jaka była pora dnia. Nie miał pojęcia, ile czasu spędził w domu, od ilu dni już nie jadł i nie pił, jak wyglądał, która była godzina. Teraz nie mając też wzroku, nie mógł zobaczyć co je, więc nie ufał żywności jeszcze bardziej, nie mógł przejrzeć się w lustrze, nie mógł poprawić swojej aparycji. Czy było to dla niego ważne? Nie, było mu wszystko jedno. To były prozaiczne rzeczy, które teraz absolutnie się nie liczyły. Chciał odzyskać swój wzrok, swoje oczy, swoje oceniające spojrzenie białych tęczówek.
  I siedział tak, wpatrz… zdający się patrzeć w zawinięty na dłoni amulet i pozostając w bezruchu, próbował uporządkować sobie swoje kołujące myśli. Nie można było jednak opanować tego potoku, jaki właśnie rozgrywał się w jego głowie. Odzyska wzrok? A może nie? Trzy na pięć… co sobie pomyślą? Co o nim pomyślą? Jak wielki błąd popełnił? Po co to robił? Co powie Joshua? Perpetua? Rzadko kiedy wysyłał patronusa. Te wiadomości były mocno zastanawiające? Wystraszą się? Może powinien ująć to inaczej? Co powie Éléonore? Éléonore… na Merlina co ja zrobiłem. Czy była pod ręką kolejna szafka? Czuł, że emocje zaczynają rozrywać go od środka. I wtedy usłyszał zamek w drzwiach, którego szczęk go rozbudził.
  Niewiele myśląc – bo jak z takim natłokiem – wystrzelił w tamtą stronę, jedno po drugim, kilka zaklęć ofensywnych słuchając, jak uderzają w coś, co przypominało ściany. Nie słyszał żadnego jęku, krzyku, ani nic, co wskazywałoby na to, że trafił w człowieka. Bo nie trafił. Ani razu. A rzadko chybiał. Odpadający tynk ze ścian i sufitu miał na tyle charakterystyczny dźwięk, że zdał sobie sprawę, iż prawdopodobnie będzie miał część domu do całkiem konkretnego reparo. Ale miał to absolutnie gdzieś. I wtedy usłyszał swoje imię. Joshua. Był tutaj.
  - Josh… – nie patrzył na niego. Sam nie wiedział, czy dlatego, że w tym momencie było mu cholernie wstyd za akcję sprzed chwili, czy powodem był fakt, że chciał jak najdłużej odwlec chwilę, kiedy jego przyjaciel zorientuje się, co dokładnie się stało. Nie mógł na niego spojrzeć, bo jego nieobecny wzrok jednoznacznie wskaże poszlakę do rozwiązania zagadki. Nie, jeszcze nie teraz. Zacisnął amulet, chowając go między palcami. Starał się nasłuchiwać kroków Walsha i choć nie było to trudne, to jednak namierzanie jego sylwetki pozostawało wciąż w sferze niedostępnego dla niego przyzwyczajenia.
  - Nie dotykaj mnie. – czując dłoń mężczyzny na swoim ramieniu, niekontrolowanie wysyczał te słowa dużo chłodniej, niż na niego przystało. Zdjął dłoń ze swojej skroni, pozostawiając tam całkiem spory, krwawy ślad zlepiający mu włosy i powoli skapujący na ucho. Trwał przez chwilę w ciszy, mając przymknięte oczy i próbując się uspokoić. Nie wiedział ,jak miał mu powiedzieć. Co Joshua sobie o nim pomyśli? Przecież byli razem na statku, tam też ryzykowali… ale to nie było to samo.
  - Wiesz, co to jest? – zapytał, wypuszczając z dłoni amulet i pozwalając mu swobodnie zwisać na łańcuszku zaczepionym o wskazujący palec. – Dobrze myślisz. – dodał, nie widząc jego miny, ani nie mogąc spróbować rozwikłać po jego mimice co myśli. Absolutnie strzelał, że pierwszą myślą Joshuy będzie ta prawidłowa, że po tych wielu rozmowach w konkretnym temacie poszukiwań Alexa bardzo szybko zrozumie, że to właśnie to.
  - Nie widzę Joshua. – zacisnął zęby, czując, jak olbrzymia gula zaciska się na jego gardle. Otworzył oczy, patrząc – czy raczej mając nadzieję, że patrzy – na swojego przyjaciela nieobecnym i zamglonym wzrokiem, który teraz wyglądał jeszcze bardziej niepokojąco. Zerwał się nagle z kanapy i niezgrabnie odszedł kilka kroków, rzucając amuletem przez całą długość pokoju i słysząc, jak uderza w klawisze fortepianu. – Ta stara wiedźma zabrała mi za niego wzrok.
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Moderator




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty04.09.20 19:43;

Szczęśliwie, wchodząc do domu przyjaciela, zawsze był gotowy na atak. Szczególnie teraz, gdy drzwi były otwarte. Jednak nie spodziewał się, że będzie mieć aż takie szczęście i ani jedno zaklęcie w niego nie trafiło. Zaskoczyło go to, z czym nie krył się długo.
- Widzę, że pamiętasz, że wciąż nie mam różdżki i nie mam jak się bronić, ale wystarczyło nie rzucać zaklęciami - rzucił, jeszcze zanim dostrzegł, że coś jest wyraźnie nie w porządku. Jeszcze zanim dotarło do niego, że głos Alexa nie brzmi normalnie. Na przestrzeni lat ich znajomości mieli już różne zdarzenia. Czasem jeden był w gorszym stanie, a czasem drugi. Zawsze jakoś wyciągali się z bagna, pomagając stanąć na równych nogach i iść dalej z kolejnym bagażem. Teraz jednak Josh zaczynał mieć przeczucie, że jest gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie zamierzał się jednak poddać, słysząc chłodne tony w głosie przyjaciela. Najwyraźniej potrzebował odreagować.
- Do mojego dotyku mógłbyś się w końcu przyzwyczaić. Dawaj dłoń, trzeba ją obejrzeć… Jak podasz mi swoją różdżkę to spróbuję pomóc, bo sam najwyraźniej nie masz ochoty się tym zająć, a nie wiem czy wiesz, ale z tą krwią na twarzy nie jesteś tak przystojny, jak bez niej - rzucił, ponownie go dotykając, tym razem jego przedramienia. Chciał, żeby podał mu swoją dłoń, ale Alex miał inne plany. Do tego nawet na niego nie spojrzał. To było bardziej niepokojące. W końcu wezwał go do siebie, a teraz… Teraz wyglądał jak siedem nieszczęść i Josh nie wiedział od czego ma zacząć. Kiedy chciał już siłą sięgnąć po jego dłoń, mężczyzna wysunął w jego stronę jakiś przedmiot. Wbił spojrzenie w łańcuszek i wiszący na nim amulet. Amulet Leveau, czy jak jej tam było… Znalazł go. Chciał już pytać, czy dobrze myśli, kiedy zakleciarz sam potwierdził jego słowa. Tak. Zrozumienie bez słów. Tylko dlaczego do cholery nie mógł na niego spojrzeć? Zamierzał w tak tajemniczy sposób, doprowadzając go do szału ze zmartwienia oznajmić, że to on odnalazł nieomal legendarny przedmiot? Nie. Może i czasem Alex miał dziwne zagrania, może bywał tajemniczy, ale z ich dwójki to miotlarz bywał chujkiem z takimi zagraniami. Nie Voralberg. W takim razie…
Nie widzę, Joshua. Słowa uderzyły w niego, nieomal zwalając z nóg. Zmarszczył brwi, czując jak powietrze zatrzymuje mu się w płucach, jak w piersiach rozlewa się strach, zatrzymując bicie serca na moment. Nie, to musiał być jakiś żart… Białe tęczówki wyglądały na tyle normalnie, na ile mogły. Nic nie wskazywało na to, że straciły swoje zdolności. Prawie nic. Mimo, że był przed Alexem, wzrok Krukona został utkwiony tuż obok jego głowy. Nie widział… Jak?! Mężczyzna wstał, a on sam upadł na podłogę, siadając na niej. Wpatrywał się w przyjaciela z przerażeniem, nie wiedząc, co powinien powiedzieć. Pamiętał co się stało, gdy Alex stracił smak i węch. To były jednak zmysły, bez których można było żyć. Owszem, ich utrata bolała, ale można było normalnie funkcjonować. Teraz stracił wzrok. Kurwa, wzrok! Już nawet głos można było za to oddać… Drgnął, gdy amulet uderzył w klawisze fortepianu, a głos Alexa znowu przedarł ciszę. Zerwał się z podłogi i podszedł do przyjaciela. Widział oraz rozumiał, że ten pragnie teraz odreagować, a najchętniej oderwać głowę zmarłej wiedźmie. Stanął przed nim, ostrożnie kładąc dłonie na jego ramionach, ściskając delikatnie, w ramach dodania otuchy. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz objął Alexa w braterskim uścisku, ale był gotów zrobić to teraz. Łzy piekły go pod powiekami, łzy strachu, bezsilności. Zaraz!
- Alex, czekaj - zaczął, ale musiał przerwać, aby odchrząknąć. Nie chciał, żeby było słychać, że i jemu gula stanęła w gardle. - Ona nie żyje. W takim razie musiała obłożyć amulet klątwą. Może wystarczy znaleźć łamacza klątw? Nie zakładaj, że to… - urwał znów. Obaj bali się tego samego - że stracił wzrok na stałe.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do


Ostatnio zmieniony przez Joshua Walsh dnia 08.09.20 8:30, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty06.09.20 1:54;

Potrzebuję Twojej... pomocy.
Chyba nigdy w swoim życiu nie była tak zaniepokojona... nie. P r z e r a ż o n a - otrzymaną wiadomością. I to jeszcze za pośrednictwem patronusa - tak dobrze jej przecież znanego, którego nie pomyliłaby z żadnym innym. Materialne formy tegoż zaklęcia powinny zacząć jej się śnić po nocach - jednak to formy konia obawiała się właśnie najbardziej. Bo niemożliwym było, żeby zjawił się w jej pobliżu z czystego kaprysu. A teraz, kiedy porządkowała swoje walizki w Hogsmeade po przyjeździe z Luizjany... Pojawił się. Patronus Alexandra Voralberga - z prośbą o pomoc. Jedynym napawającym optymizmem faktem było to - że przekazywał wiadomość, a nie służył jedynie za przewodnika.
Mam pewien mało znaczący kłopot zdrowotny, więc jeżeli mogłabyś mnie odwiedzić w Dolinie, to byłbym zobowiązany.
Nie wierzyła. Gdyby to był mały problem - Alexander w życiu nie zwróciłby się z prośbą o pomoc do niej, tylko sam by go rozstrzygnął. Tak jak tą źle zrośniętą nogę po ataku wiwerna. Ponadto zapraszał ją do swojego domu w Dolinie Godryka - miejsca prywatnego, a Voralberg swoją prywatną przestrzeń niezwykle sobie cenił. Tym bardziej poczuła jak jej twarz tężeje w napięciu, a przez ramiona przelewa się zimny dreszcz - nie zwlekała więcej. Rzuciła właściwie wszystko - i tak jak stała, chwytając jedynie swoją nieodłączną w Nowym Orleanie torbę medyczną i różdżkę - teleportowała się. Mając jedynie nadzieję, że sama nie rozszczepi się z przejęcia gdzieś po drodze.
Z trzaskiem aportowała się niemal dokładnie przed domem Alexandra - bosymi stopami lądując na żwirowej ścieżce. Nie tracąc nawet sekundy na odzyskanie równowagi - ruszyła kulawym, acz krótkim i energicznym krokiem w kierunku drzwi wejściowych. Jej umysł zalewał na przemian spokój z rozgorączkowaniem - walcząc o odzyskanie panowania. Pod powiekami mimowolnie migały jej jednak obrazy z przeszłości - jeszcze z czasów Bitwy o Hogwart, kiedy po raz pierwszy zajmowała się Voralbergiem; moment, kiedy stracił przy niej przytomność na szkolnym korytarzu; chwila, kiedy odnalazła go pod drzewem w Zakazanym Lesie, wpółżywego po ataku wiwerna... A potem jego widok z Éléonore w Dolinie Godryka. Serce podeszło jej do gardła.
Absurdalnie automatycznym gestem w tym momencie - miała zamiar zapukać do drzwi, jednak w porę dostrzegła, że są uchylone. Nie domknął ich? Dosłownie wszystko sprawiało, że traciła równowagę jeszcze bardziej.
Alexandrze? — zapytała już od progu, prześlizgując się przez drzwi. Nieważne, że była tu w środku pierwszy raz - jej uwaga i spojrzenie było skupione kompletnie na czymś innym. Gorączkowo szukała. Chciała tylko odnaleźć wzrokiem Voralberga - co nastąpiło właściwie od razu. Jakaś jej cząstka uspokoiła się na widok tej ogromnej sylwetki, choć stał odwrócony do niej tyłem - kątem oka wyłapała jednak leżące pod jej stopami kawałki tynku, przewrócone meble i... Josha.
Wezwał ją i Walsha. Nie było dobrze.
Co tu... — zaczęła, a jej niebieskozielone oczy wyłapywały coraz więcej. Drobne krople krwi plamiące jasny dywan i błyszczące na panelach. Ciężka aura pomieszczenia osiadła mocno na jej skórze - zaciskając skutecznie struny głosowe. Ociekająca czerwienią dłoń Voralberga. Upuściła torbę na podłogę, pod ścianę, zmierzając do mężczyzn zaskakująco pewnym krokiem.
Pokaż się, Alex.
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty06.09.20 23:05;

  Zaczynał się denerwować coraz bardziej. Bynajmniej już nie tylko dlatego, że stracił wzrok (a przynajmniej nie w tej chwili), lecz z racji faktu, że jego przyjaciel się przejmował. Słyszał to w jego głosie, bo w zasadzie było to aktualnie jedyne, po czym mógł wyczuć jakiekolwiek emocje profesora miotlarstwa. A skoro ten się martwił, to było naprawdę źle. Jego iskierka nadziei, że Walsh coś wymyśli gasła szybciej niż sądził. Nie miał pojęcia i nie widział co ten robił, tak więc mógł polegać jedynie na swoim słuchu. Teraz, kiedy w pomieszczeniu była inna żywa osoba zdawał sobie z tego sprawę jeszcze bardziej. Był całkowicie bezsilny, chyba że zacząłby atakować w każdą stronę… oczywiście w potencjalnie wyimaginowanej sytuacji. Dochodził do wniosku, że teraz nie nadawał się do niczego. Wszystkie swoje umiejętności mógł sobie wsadzić głęboko w gardło w momencie, kiedy nie mógł ich poprawnie używać. Nie był jebanym nietoperzem, aby rozpoznawać dźwięki co do milimetra ich wydobywania się. Kurwa. Był do niczego.
  - Myślisz, że nie próbowałem!? – prychnął impertynencko w kierunku Joshuy i zacisnął zęby, uwydatniając mięsnie żuchwy w autentycznym zdenerwowaniu. – Pierwsze co zrobiłem, to poszedłem w tej pierdolonej Luizjanie do łamaczy klątw, znawców voodoo, kogokolwiek. Nikt mi nie pomógł! NIKT! – poczuł dotyk mężczyzny na swoich ramionach i mimowolnie spiął się, czując jak coraz bardziej narastał w nim gniew. Serce waliło mu jakby wypił dzisiaj kilka kaw, a nie zamoczył ust nawet w wodzie. Perspektywa tego, że mimo szczerych chęci nawet na niego wprost nie patrzył, irytowała go jeszcze bardziej. Spojrzał więc gdzieś na bok, próbując oszukiwać się, że będzie to wyglądać nieco naturalniej. – I mówiłem… nie dotykaj mnie! – niewerbalne, bezróżdżkowe depulso pomknęło w kierunku mężczyzny, odrzucając go na parę metrów w kierunku kanap, dokładnie w tym samym momencie kiedy usłyszał kolejny głos dobiegający ze strony wejściowych drzwi.
  Odwrócił się w tamtym kierunku, a jego dłonie zaczęły iskrzyć, zupełnie jakby za chwilę miały dobić te biedne ściany, obrywające zaklęciami jeszcze kilka minut temu. Znał ten wokal, znał go doskonale, ale zobaczenie jego właścicielki w tym momencie graniczyło z cudem. Och jak bardzo chciałby ich oboje teraz dostrzec. Ich gestykulację, mimikę, oceniające spojrzenie Perpetuy i radosny grymas Josha. Oddychał płytko stojąc w bezruchu, źrenice mając skierowane gdzieś w podłogę…a może bardziej w ścianę? Był blady, wychudzony bardziej niż zwykle, zakrwawiony… i wściekły. Wkurwiony na cały świat, a przede wszystkim na swoją ignorancję. Słysząc jej szybki krok, zbliżający się prawdopodobnie ku niemu, postawił dwa kroki w tył i wyciągnął ręce przed siebie zupełnie jakby chciał ją zatrzymać. Gorzej, że wyglądały jak naładowane magią.
  - Nie zbliżaj się Whitehorn.
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Moderator




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty08.09.20 9:12;

Jak mógłby się nie martwić? Chyba nie sądził, że patrząc na niego, widząc, że został pozbawiony kolejnego (i to dość znaczącego) zmysłu, nie będzie się martwił! Owszem, zawsze znajdywał jakieś słowa niby pocieszenia, jakiś żart, zawsze uśmiechał się szeroko i widział wszystko w różowych barwach, ale teraz... Teraz potrzebował sam to przetrawić, oswoić się z nową sytuacją, która nie była łatwa, aby móc sobie z niej żartować. Przede wszystkim musiał opanować chęć uduszenia każdego, kto tylko mógł się przyczynić do tego, że Alex szukał przeklętego amuletu - tych, którzy rozpowiadali legendy o nich, którzy namawiali go do poszukiwań, a na końcu tych, którym nie udało się mu pomóc. Nie wyobrażał sobie, jak to jest nagle stracić wzrok, ale w tej chwili był przekonany, że oddałby mu własny, gdyby tylko mógł. Alex przeszedł za dużo w swoim życiu, żeby jeszcze teraz był dodatkowo kopany, a on sam miał jeszcze sporo zapasu szczęścia do wykorzystania. Niestety, z losem się nie handlowało, a przynajmniej nie słyszał o tym, by komuś to się udało.
Skrzywił się, słysząc, że sprawdził każdą możliwą osobę w Luizjanie, bezskutecznie. Musiał przecież istnieć jakiś sposób! Następnie dwie rzeczy zadziały się jednocześnie. Został odrzucony zaklęciem w tył i usłyszał głos z wejścia. Szczęśliwie głos nie należał do uroczej Swansea. Zanim zdążył jakkolwiek rozpoznać właścicielkę, trafił plecami w kanapę. Uderzenie tyłem głowy w zagłówek nie jest przyjemne, gdy siada się na nią gwałtownie, a co dopiero, gdy jest się w jej kierunku odrzuconym zaklęciem. Zacisnął zęby, unosząc dłoń, aby potrzeć bolące miejsce, jednocześnie podnosząc się. Nie wydał z siebie żadnego jęku, nie chcąc doprawiać zmartwień innym. W pamięci jednak odnotował, żeby w odpowiedni sposób odreagować kiedyś na przyjacielu. Może posadzi go siłą na miotłę? Jeśli odzyska wzrok. Nie, nie jeśli, a kiedy już go odzyska.
- Alex, możesz mnie odrzucać, ale wiesz, że i tak znowu podejdę. Nie mogę po prostu stać z boku i patrzeć, jak się wykrwawiasz, jak się zadręczasz. Jak znam ciebie, w tej chwili w twojej głowie kotłują się myśli, za które powinieneś sam zostać ciśnięty na ścianę - mówił, wyciągając rękę w stronę Perp, żeby naprawdę jeszcze chwilę się wstrzymała z podejściem do Voralberga. Żaden z nich nie chciał, aby kobieta została potraktowana depulso, a wyglądało na to, że tak skończy każdy, kto podejdzie. Cóż, każdemu, poza Joshem, w jego mniemaniu. Był gotów tak długo podchodzić, aż w końcu przyjaciel opadnie z sił. Kiedyś musiał się zmęczyć. Nie zamierzał pozwolić mu odepchnąć wszystkich od siebie. Wezwał ich nie po to, żeby na niego patrzyli. Przecież musiał podświadomie wiedzieć, że to nie skończy się mentalnym poklepaniem po ramieniu, rzuceniu cichego "powodzenia" i wyjściu. Może inni byliby w stanie tak zrobić, jednak Walsh nie. Walczył z gulą w gardle, gdy się odzywał, nie chcąc dopuścić do tego, aby nerwy, strach, przejęły nad nim kontrolę. Nie teraz gdy sam Alex wyglądał na przerażonego, a przynajmniej tak odbierał to miotlarz. Każdy byłby przerażony! - Cokolwiek wiedźma nie wymyśliła, znajdziemy sposób. Poradzimy sobie... Jak za dzieciaka, teraz też sobie poradzimy. Nie jesteś sam. Może w Luizjanie sobie nie poradzili, ale poszukam kogoś tutaj. Jeśli nie, to będę po prostu przychodził do ciebie i pisał listy za ciebie. Wyobrażasz to sobie? Jedynie do Éléonore wysyłaj patronusy, bo nie chciałbym być świadkiem waszych intymnych listów, a i ona mogłaby się nie rozczytać z mojego pisma... Alex... Wymyślimy coś - mówił cicho, stawiając kolejne kroki w stronę przyjaciela, siląc się na wtrącenie żartu, choć raczej nie wyszło tak dobrze, jakby tego chciał. Stanął blisko mężczyzny, ostrożnie unosząc własne ręce z zamiarem objęcia go, jednocześnie przygotowany na bycie ponownie odrzuconym przez depulso. Cóż, jak latać po mieszkaniu, to na całego.



patronem postu jest utwór
NEEDTOBREATHE ft. Gavin DeGraw - Brother

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty09.09.20 0:53;

Czy szok to odpowiednie określenie na to, co na nią spłynęło jak grom z jasnego nieba - kiedy Alex odrzucił zaklęciem Josha? Wciągnęła ze świstem powietrze - chcąc od razu rzucić się w kierunku Walsha, nie zrobiła jednak nawet kroku. Powstrzymał ją widok Voralberga - odwracającego się w jej stronę. Choć nie do końca...
Właściwie w ogóle nie zwróciła uwagi na magię tańczącą na jego otwartych dłoniach. Próbowała odszukać jego spojrzenie swoim - oceniającym, ale żywo zatroskanym, zakrawającym o przerażenie - kiedy je dostrzegła. Znała te oczy - doskonale je znała, były szczególną cechą w wyglądzie mężczyzny, dzięki której poznała go po, bez mała, dwudziestu latach. Niemal białe, przeszywające, bystre. Teraz zaszyte mgłą, błąkające się niepewnie w przestrzeni...
N i e w i d z ą c e
Znała i takie oczy - świeżo odkopane wspomnienia o Archibaldzie Prewettcie, oślepionym Łamaczu Klątw, który w testamencie przekazał jej artefakt zalały jej umysł. Obrazy nałożyły się na siebie - momentalnie potwierdzając jej domysły. Mieli takie same oczy. Nie potrzebowała słów, które by to potwierdziły. Sam Alex - wysoki, choć zazwyczaj statyczny, stonowany, zawsze nosił się pewnie - teraz wychudzony. Złamany. Człowiek doprowadzony na skraj - rzucony w ciemność, której dotychczas nie znał. To nie była ciemność, którą znajdowało się pod powiekami po ciężkim dniu, kojarząca się z odpoczynkiem i bezpieczeństwem własnych czterech kątów. Była wszechogarniająca - bezkresna. Nikt nie był na to gotowy. Przez piętnaście lat opiekowała się ślepcem...
Rozumiała.
Alexandrze... — nie ruszyła dalej, powstrzymana przez gest Joshuy - samej powstrzymując wilgoć tańczącą jej na złotych rzęsach. Wysłuchiwała tego, co miał do powiedzenia przyjaciel Voralberga - w ciszy, przyjmując każdą informację, wyłapując każdy szczegół - gorączkowo analizując, jakby znów znalazła się na korytarzach św. Munga. Walcząc z żółcią zbierającą jej się w gardle - i choć nie chciała, nie potrzebowała, Josh jedynie potwierdził jej domysły.
Na wspomnienie o Éléonore - zmroziło ją jednak. Jakby ktoś uderzył ją w splot słoneczny -
bo automatycznie postawiła się w sytuacji Alexa. Widziała na własne oczy jaki był... Szczęśliwy. Jak bardzo musiał się w tej chwili czuć tego szczęścia pozbawiony. Pozbawiony wszystkiego - poza słuchem, i dotykiem, którego tak unikał. Co ona by czuła, nie mogąc zobaczyć ukochanej osoby?
Instynktownie wysunęła różdżkę zza paska spódnicy - rzucając niewerbalne Accenure między mężczyznami. Nie miała zamiaru pozwolić, by Josh oberwał zaklęciem raz jeszcze. Wierzyła natomiast, że ona... nie.
Dostałam wiadomość od Ciebie, więc jestem, Alexandrze. Teleportowałam się od razu — zaczęła, łagodnym, pewnym siebie głosem. Nie dała wybrzmieć żadnym nutom litości czy żałości - które mogłyby jedynie rozjuszyć wściekłego już zaklęciarza. Przybyła tu w charakterze uzdrowicielki - przecież o to ją prosił. List z prośbą o pomoc był desperackim ruchem z jego strony. Miała więc być tym filarem - z którym wiązał nadzieję. Łzy bezgłośnie spłynęły po jej policzkach - bo nie wiedziała, czy może mu taką dać. — Jeśli pomoże Ci ciśnięcie mną o ścianę - jestem. Sądzę jednak, że przydam się do czegoś innego... Czy mogę podejść i Cię opatrzyć?
Być może naiwnie.
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty10.09.20 0:08;

Serce waliło mu jak oszalałe, w przerażeniu nie kontrolując prawidłowego rytmu uderzeń. Był zestresowany i nawet nie potrafił tego ukryć. Nawet jego umiejętność zachowywania większości emocji dla siebie dzisiaj zwyczajnie go zawodziła. Nie potrafił zrobić porządnie już absolutnie niczego, a ta informacja docierała do niego coraz bardziej z każdą kolejną sekundą, co powodowało co gorsze reakcje, taka jak ta sprzed chwili, kiedy to rzucił własnym przyjacielem o ścianę. Kanapę. W zasadzie to nie wiedział, bowiem jedyne co mógł wyłapać to sam fakt uderzenia. Czujnie zerknął w tamtą stronę, absolutnie nie reflektując się nad swoim czynem, a jedynie sprawdzając czy niebezpieczeństwo nie nadchodzi w jego kierunku po raz kolejny. Nie miał pojęcia. Celował w tamtą stronę ręką, drugą mając zapobiegawczą wyciągniętą w stronę Whitehorn. Oddychał dość płytko przez usta i mając wrażenie, że wkrótce się zahiperwentyluje.
  Był… nabuzowany i bardzo czujny. Może i nad wyraz. Nie obchodziło go to jednak w żadnym stopniu, a on sam na upartego był w stanie ciskać zaklęciami w ich kierunku do ostatnich sił. Sam nie wiedział czy swoich czy ich obojga. Nawet nie był w stanie powiedzieć co teraz czuł: gniew? Smutek? Rozczarowanie? Być może strach. Panikę? Chyba w tym momencie oni byli w stanie zinterpretować go lepiej niż on sam siebie. Prawdopodobnie w jednym z niewielu momentów w życiu.
  - Nie wiem po co wysłałem Wam tę wiadomość. Nie jesteście w stanie mi pomóc. – gula w jego gardle ścisnęła się jeszcze mocniej, kiedy jego własne słowa dotarły do niego z zatrważającą mocą. Zacisnął zęby, szurając białymi łukami o siebie i samemu nie wiedząc, czy powinien jeszcze coś dodawać. Powiedział w końcu prawdę – same słowa na nic się tu nie zdadzą i choć zapewne z czasem będzie im cholerny za nie wdzięczny, to jednak prozaiczne frazesy nie przywrócą mu utraconego wzroku. Perpetua – choćby była najlepszym uzdrowicielem na świecie – nie była w stanie oddać mu jego stanu sprzed domu tej starej wiedźmy. Czuł się paskudnie i na samą myśl o czekającym go życiu w ciemności było mu niedobrze. Czy mogło być gorzej? …do Éléonore wysyłaj patronusy
  Starał się odnaleźć go swoimi oczami, sprawiać choć pozory tego, że go widzi, ale zdawało się to na nic, kiedy nie miał pojęcia gdzie aktualnie znajdował się Walsh. Szybko zrezygnował ze swojej wędrówki, ponownie spuszczając wzrok w kierunku ziemi, a także przybierając dużo bardziej bierną pozycję niż chwilę temu. Opuścił ręce wzdłuż ciała i westchnął krótko przybierając minę dużo bardziej mizerną i zmęczoną. Co miał powiedzieć Éléonore? Jeszcze nie tak dawno leżeli razem na plaży dochodząc do wielu słusznych wniosków, tymczasem chwilę później on… nawet nie chciał o tym myśleć. Uzna go za nieodpowiedzialnego kretyna? Da sobie z nim spokój? W zasadzie kto by chciał tak wybrakowany egzemplarz jakim w tym momencie się stawał? Już przedtem pozostawiał wiele do życzenia, tymczasem okazało się, że mogło być jeszcze gorzej. Może powinien napisać do niej pierwszy? Zostawić ją, zanim sprawy przybiorą jeszcze gorszy obrót? Zdecydowanie zasługiwała na kogoś lepszego i wiedział już o tym doskonale dużo wcześniej. Teraz ta myśl uderzyła w niego ze zdwojoną silą, a perspektywa wywołała w nim poczucie wewnętrznej rozpaczy. Zdawało się, że za każdym razem kiedy życie dawało mu jakąkolwiek szansę, to równie szybko ją odbierało. Czuł się coraz gorzej i chyba powoli się poddawał.
  Zwrócił podbródek w kierunku Perpetuy i delikatnie kiwnął głową na rzuconą kilka minut temu propozycję pozostawioną przed dłuższy czas w ciszy. Wyciągnął rękę przed siebie i odczekał jeszcze chwilę, słysząc świst i obijanie się drewna o ściany, kiedy już po chwili w jego dłoni, wręcz niekontrolowanie wykręcając ją do tyłu, wylądowała jego laska. Chyba musiał się z nią przeprosić, bowiem nie używał jej od dłuższego czasu… o ironio, teraz miała mieć całkowicie inną funkcję. Wiedząc gdzie mniej więcej się znajduje, ruszył na powrót w kierunku kanap i przysiadł na jednej z nich – prawdopodobnie tej samej na której siedział jeszcze chwilę temu.
  - Przepraszam Josh, ja... ja... nie mów mi tylko, że będzie dobrze. – jęknął w jego kierunku, pochylając się nieco i zaplatając palce pomiędzy swoimi włosami. I choć powstrzymywał się dzielnie, to w ostateczności miał ochotę się po prostu, po ludzku rozpłakać.
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Moderator




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty11.09.20 13:26;

Trzeba przyznać, że miał talent do wbijania kija w mrowisko. Wszystkie jego słowa przypominały ostrożne budowania schronienia dla mrówek, stwarzanie pozorów, że wszystko wciąż jest pod kontrolą, aby nagle, jednym tylko imieniem, roznieść wszystko w pył. Zdał sobie z tego sprawę zbyt późno i sam miał ochotę siebie odesłać na przeciwległą ścianę. Najlepiej tak mocno, żeby stracił przytomność. Przeklął w duchu, krzywiąc się wyraźnie, ale nie mógł cofnąć słów. Zamiast tego, wpatrywał się w twarz przyjaciela, który może dlatego, że nie widział, nagle zaczął okazywać o wiele więcej emocji. Josh poczuł, jak coś i w nim pęka, kiedy tylko ramiona przyjaciela opadły, zwieszone wzdłuż ciała. Jeśli wcześniej był podłamany, pełen rys, tak teraz rozsypał się całkowicie. Kurwa, Walsh, przymknij się, warknął na samego siebie w myślach, ale nie pozwolił, żeby irytacja wypłynęła poza jego głowę. Wpatrywał się w Alexa, starając się wciąż ignorować jego wcześniejsze, pełne goryczy słowa.
Tak. Żadne z nich nie mogło mu pomóc. Pepretua miała największe możliwości, ale czy istniało zaklęcie przywracające wzrok? Mogła co najwyżej opatrzyć jego dłoń i wzmocnić ciało. Nie mogła dać mu tego, co utracił. On sam z kolei nie potrafił go pocieszyć. Idiotyczne frazesy o tym, że będzie dobrze, działały tylko w bajkach. Alex nie potrzebował takich zapewnień, klepania po głowie i roztaczania przed nim różowych wizji. Optymizm był potrzebny, ale nie naiwność. Co mógł zrobić? Jak mógłby mu pomóc? Pisanie listów, czytanie ich, towarzystwo. Jedynie to mógł zaoferować i choć wiedział, że to jest pomoc sama w sobie, nie zastąpi jednak wzroku. Nie zastąpi ekscytacji, którą z pewnością musiał zaklęciarz czuć, gdy tylko widział pismo Éléonore na kopercie. Wzrok zastępował mu pozostałe dwa utracone zmysły, a teraz... A on sam jeszcze wspomniał o jego ukochanej. Obserwując, jak Człowiek z Marmuru zaczyna się kruszyć i rozsypywać, nie wiedział, jak mógłby pomóc mu się skleić, skoro sam zadał ten cios. Pozostawało mu wierzyć, że mężczyzna nie zrobi najgłupszej rzeczy, która z pewnością właśnie zaczęła rodzić się w jego sercu – nie odepchnie kobiety od siebie. Wierzył też, że sama Swansea nie pozwoli mu na odsunięcie się od niej. Jeśli to zrobi...
Zacisnął dłonie w pięści, zbierając się w sobie i odsuwając od siebie łzy. Koniec słabości. Musiał stać pewnie, żeby Alex się podniósł. Tak, tak należało zrobić. Odwrócił się do mężczyzny, który siedział teraz na kanapie, żeby ostatecznie podejść i usiąść obok niego, uśmiechając się szeroko. Emocje należało schować za uśmiechem, a przyjaciel nie mógł teraz widzieć jego spojrzenia. Nie mógł dostrzec smutku, zmartwienia. Nie widział... Kurwa.
- Nie przepraszaj. Obaj wiemy, od jak dawna miałeś ochotę mną rzucić na ścianę. Pamiętasz moje cudne wejście do twojego gabinetu, gdy był w środku Elijah? Wtedy też tego chciałeś, nie? – rzucił swobodnym tonem, wcześniej wciągając głęboko powietrze. Jak w domu, jak przy babci – szeroki uśmiech i lekki ton, maska lekkoducha, zero zmartwień. Hakuna kurwa matata. - Słuchaj, czy ja cię kiedyś okłamałem? Myślisz, że zrobiłbym to teraz? Nie będę ci wmawiać, że będzie dobrze, ale coś ci zdradzę... Będzie inaczej! A inaczej nie znaczy dobrze, czy źle, ani lepiej, czy gorzej. Inaczej – mówił dalej swobodnie, przekładając ramię przez oparcie kanapy za przyjacielem i odwracając się bokiem do niego. Był pewny, że mężczyzna teraz doskonale czuje, gdzie siedzi, że jest blisko, więc nie musiał go dotykać. Mimo wszystko nie chciał go bardziej drażnić, a skoro pozwolił się opatrzyć, nie musiał, go łapać. - I obiecuję ci, że potraktuję cię jak tłuczka, swoją własną miotłą, choćbym miał ją połamać na twojej głowie, jeśli tylko spróbujesz coś spieprzyć w swoim uczuciowym życiu. Nie pozwolę ci na to i mam gdzieś, że nie wolno bić niewidomego. Może tym razem uda mi się ciebie pokonać, gdy będę miał fory. Cokolwiek roi ci się teraz w głowie, masz przestać. Inaczej zamieszkam u ciebie, sprawimy sobie koty i będę dziennie wmuszał w ciebie brejowate puddingi, które zupełnie mi nie wychodzą i dobrze pamiętasz, że są paskudne. Nie chcesz ze mną mieszkać, więc nie spieprzysz tego, co masz – dodał jeszcze, grożąc na swój jedyny, niepowtarzalny sposób, nachylając się nieznacznie w stronę przyjaciela. Uśmiechał się szeroko i dało się to słyszeć w jego głosie. Nawet wyraz twarzy nie zdradzał, że w środku sam pękł.
- Jak nasz pacjent? Walkę wygrała dłoń, bo regał wygląda tragicznie, czy jednak regał, bo zostaną ślady po zderzeniu z nim? Alex, daj no na chwilę różdżkę, ogarnę tu trochę... Muszę w końcu kupić swoją – spytał wpierw Perp, żartując sobie dalej, na koniec szturchając lekko zaklęciarza, poganiając do podania mu różdżki.


patron postu:
Gavin DeGraw - Something Worth Saving

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty12.09.20 19:38;

Serce jej się łamało. Tak zwyczajnie i po prostu, po ludzku - kiedy na jej oczach Alexander Voralberg najzwyczajniej w świecie się rozsypywał. Gdzie podziała się ta fasada, którą zawsze stawiał między sobą a światem? Ze zdystansowanego, betonowego olbrzyma nie zostało nic - stał przed nią załamany mężczyzna, jeszcze młody, w momencie życia, gdzie nabierało ono dopiero rozpędu i barw. I znaczeń dla innych osób. Éléonore - jedno imię miało dla niego tyle znaczeń, które złotowłosa dostrzegła w jego nagle bardzo ekspresyjnej mimice. Momentalnie złagodniał - choć to złe określenie - zmizerniał, poddał się wręcz. I właśnie w tym momencie Perpetua zrozumiała - że cokolwiek nie powiedzieliby z Joshem, to właśnie tylko ta blondynka o jasnych piegach będzie miała moc, by mężczyznę ponownie złożyć w całość. Oni... Oni mogli jedynie powstrzymać go od obrócenia się w pył.
W ciszy obserwowała reakcję Alexandra - wyłapując znajomy dźwięk obijania się drewna o ściany. Po raz kolejny częstując się wspomnieniem - kiedy siedząc obok siebie na korytarzu w Hogwarcie, Voralberg także przywoływał swoją laskę. Musiała przełknąć łzy - wycierając je wierzchem dłoni z policzków, kiedy podążyła za wspierającym się na hebanowym drewnie mężczyźnie. Uprzednio zdejmując z jego drogi niewidzialną barierę - to dopiero byłaby kpina, której by pożałowała.
Starała się uspokoić swoje gorączkowe, rozżalone myśli - bo zaczęły podążać w naprawdę złym kierunku. Przecież już na Polu Szachowym w Nowym Orleanie wiedziała, że Voralberg szuka amuletu Laveau... Nie była na tyle naiwna, żeby wierzyć, że go od tego odciągnie. Ale gdyby była czujniejsza? Już wtedy wspominał o zaklęciu, które nieomal go trafiło - powinna dokładniej przyjrzeć się tym poszukiwaniom. Tej zagadce. Może gdyby była na miejscu, mogłaby mu pomóc...
Pokaż dłoń — poleciła krótko, ostrzegając przyjaciela przed swoim dotykiem. Naprawdę szanowała jego granice - a teraz były one jeszcze węższe. Delikatnie, acz pewnie ujęła go za przegub, przypatrując się rozcięciom - i szklanej drobnicy powbijanej w skórę. Mrugała, chcąc pozbyć się reszty wilgoci z rzęs i pod powiekami - przybierając postawę typową dla uzdrowicielki. A przynajmniej starając się takową przybrać.
Przykucnęła przed Voralbergiem, starając się oczyścić swoje myśli - nie mogła leczyć z takim nastawieniem.
Nie będzie śladów, zadbam o to. — Musiała odchrząknąć, wyrzucając sobie jednocześnie, że mogła zadbać o coś innego - i to dużo wcześniej. Odetchnęła głęboko - zawieszając różdżkę nad dłonią Alexa - najpierw oczyszczając rany, by potem otulić je siateczką z białej, leczniczej magii i ostatecznie zasklepić. Przywołała niewerbalnie wcześniej rzuconą pod ścianę torbę - wyjmując z niej okulary diagnostyczne, swój stetoskop i... starą różdżkę, którą wręczyła Walshowi.
Trzymaj skarbie, mi nie jest już potrzebna. Powinniście się ze sobą dogadać. Alex... — zwróciła się do Voralberga, automatycznie próbując wyłapać jego spojrzenie - i wymierzając sobie za to mentalny policzek. Aż zmarszczyła brwi nad własną rozsypką - która w ogóle nie powinna mieć miejsca.
Jednak rozmyśliła się - chowając stetoskop do torby. Zmuszanie Alexa do ponadprogramowego dotyku w okolicach jego blizn byłoby teraz nieludzkie. Wsunęła okulary na nos - przypatrując się dokładnie Alexowi.
Nie ruszaj się teraz, sprawdzam w jakim stanie są twoje oczy i nerwy... Imago Morbus — zaczęła litanię zaklęć diagnozujących, poświęcając pełną uwagę informacjom jakie do niej spływały. Uważnym, jasnym spojrzeniem wodząc po liniach, światłach i obrazach tańczących jej przed oczami, schowanymi za okularami. I z każdą dłuższą chwilą - zmarszczki na jej czole wygładzały się. A choć do uśmiechu było jej bardzo daleko - sama jej aura wyraźnie się rozjaśniła.
Nie mam najlepszych wieści... ale też nie mam najgorszych.
Jeśli istniała gdzieś jakaś iskierka nadziei - to Perpetua była osobą, która nie dość, że ją wyłapywała, to także nie zamierzała puszczać. Choć mieliła jeszcze na języku słowa, w które powinna ubrać informacje, jakie udało jej się uzyskać.
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty13.09.20 23:09;

  Nie wiedział, w przypływie czego spojrzał na swojego przyjaciela, ale w istocie już po chwili to zrobił. Dokładnie w tym samym momencie, w którym ten zaczął mówić coś o spieprzeniu sobie życia. Szczerze mówiąc Voralberg nawet o tym nie myślał, za priorytet obierając przywrócenie swojego wzroku. Może i było to nieco egoistyczne, niemniej bez niego… kim był? Prawdopodobnie dość wybrakowanym człowiekiem, zupełnie jak do tej pory by miało być z nim wszystko w porządku. Jego wzrok, mimo że tak naprawdę mógł podziwiać i rejestrować jedynie ciemność, nad wyraz trafnie zerknął prosto w oczy Walsha, mogąc sprawiać wrażenie, że go widzi. Szybko jednak odwrócił się, z powrotem lustrując – czy też nie – to, co było przed nim, zastygając w zupełnym bezruchu i mimicznej neutralności. Czyli tak jak to robił przez większość życia.
  - Wiesz dobrze, że twoje groźby mnie nie ruszają, a zrobię to, co uważam za słuszne. A kotów nie lubię. – był nadzwyczaj poważny, choć dla ludzi, którzy znali go nieco lepiej takie zachowanie nie było czymś nadprogramowo zaskakującym. Wiedział, że Joshua chciał dobrze, ba! jak najlepiej, ale nie potrafił wyzbyć się dzisiaj swojej goryczy. Wracał swoją osobowością do punktu wyjścia. Był oschły, wycofany i cholernie obojętny. Ale po prostu nie chciał o tym rozmawiać. Nie chciał  o n ie j  rozmawiać, a już na pewno nie o tym jak się czuł, jeśli chodziło o jej osobę. Éléonore nic jeszcze nie wiedziała i chciał, aby ten stan utrzymał się jak najdłużej. Im dłużej żyła w niewiedzy, tym…co? Miało być jej lepiej? Nie odzywał się w zasadzie, odkąd stracił wzrok, czyli już jakiś ponad tydzień. W ich przypadku, w tym momencie, było to całkiem dużo dni. Wychodził założenia, że niewiedza była dla niej lepsza od stresu, który zapewne dopadnie ją, kiedy już się dowie. Swoje odczucia już w tym wszystkim starał się pomijać, choć – czego oczywiście publicznie nie przyzna – ekstremalnie bał się porażki na dopiero zaczętej, nowej ścieżce. Uniósł nieco podbródek i westchnął dość płytko, przesuwając swoje źrenice w kąt oka, zupełnie jakby chciał łypnąć na zbliżającą się uzdrowicielkę. Drgnął, czując szturchnięcie od strony Josha. To było przerażające – nie wiedział, kiedy ma reagować. Skupił się na tej myśli na tyle, że prośba o różdżkę przemknęła przez jego umysł niczym duch i wypadła po drugiej stronie.
  Słysząc sugestię Perpetuy, wciąż pozostawał niewzruszony mimo rozciągających się wewnątrz wątpliwości. Z ukrywaną niechęcią, powoli wyciągnął dłoń w przód, a kiedy chwyciła go za przegub, mogła z łatwością wyczuć jego przyspieszone tętno. Starał się jak najbardziej wyzbyć chęci wyrwania ręki spod jej dotyku, ale im dłużej to trwało, tym coraz mniej kontrolował swoje napięcie i mięśnie. Pół biedy, gdyby ją widział! Teraz nie miał nawet pewności, czy to w istocie jej ręce… nie no, dobra, Joshua nie miał takich delikatnych palców. Nasłuchiwał uważnie, próbując rozszyfrować każdy pojedynczy dźwięk, bo w istocie teraz tylko na tym mógł polegać – na swoim słuchu. Czasami miał wrażenie, że od nadwyrężania uszu pękną mu bębenki.
  Na jej kolejne słowa, automatycznie cofnął głowę o kilka centymetrów, spodziewając się, że zaraz ją pochwyci, aby go przebadać. I choć grymas niezadowolenia ani sprzeciwu nie pojawiał się na jego twarzy, tak charakterystyczne zaciskanie szczęki dość szybko zwiastował to, jak bardzo był faktem tej diagnozy zestresowany. I to bynajmniej nie dlatego, że prawdopodobnie miał usłyszeć wyrok. Słysząc sugestię i rzucone zaklęcie, nie poruszył się, zdając sobie doskonale sprawę z tego jak działa. Czekał grzecznie jak na skazanie, wciąż mając oczy zwrócone w przód. Miał wrażenie, że jego serce zmieniło na chwilę rytm, kiedy ponownie do niego przemówiła. Ani drgnął, czekając na to, co miała zamiar powiedzieć i choć nie robił sobie wielkich nadziei, to perspektywa, której mógłby się na jakiś czas chwycić była w tym momencie jedynym, co posiadał.
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty30.09.20 22:51;

Jednopostówka / samonauka 1/5
ćwiczenie zaklęcia Videre Animalis

  - Viens ici s'il-te-plaît Cass. – wyciągnął rękę w bok oczekując znajomego ciężaru sowy. Nie słyszał jej. Była typową przedstawicielką swojego gatunku i wznosiła się całkowicie bezszelestnie, swoją obecność przedstawiając mu spoczęciem na jego przedramieniu. Pomiział ją pod dziobem palcem wskazującym, w tym samym czasie niewerbalnie rzucając zaklęcie mające pomóc mu choć po części pomóc w odzyskaniu wzroku. Videre animalis. Wpadł na to dopiero niedawno, kiedy to na spokojnie przysiadł w rozważaniach nad próbą odzyskania swoich oczu. Mógł nie posiadać węchu i smaku, bez nich dało się żyć – jeśli chodziło o jego wzrok to nie miał najmniejszego zamiaru się poddawać.
  Robił to po raz pierwszy, stąd też dziewiczy moment tuż po wypowiedzeniu inkantacji wywołał w nim poczucie swego rodzaju niepokoju. Nie wiedział, czy przeszedł go dreszcz, gdyż praktycznie w pełni stracił poczucie swojego ciała: jakby miał określić na ile jest z nim wciąż tożsamy to podałby wartość około dziesięciu procent. Czy była to kwestia przyzwyczajenia? Wyuczenia? Musi to rozpracować. Nie widział siebie. Sowa patrzyła gdzieś w górę wciąż domagając się pieszczot – musiał przyznać, że kolory były co najmniej dziwne, ale niespecjalnie go to szokowało – w końću mało które zwierzę widziało tak dobrze jak człowiek. Spróbował podnieść jedną z rąk, aby zwróćić uwagę zwierzęcia, jednakże było to całkowicie próżne. Cassiopeia robiła co jej się żywnie podobało i patrzyła tam, gdzie aktualnie miała ochotę. Poza tym jego próby najwyraźniej spalały na manewce, bo sowa zareagowałaby, jeżeli by się ruszył. Spróbował jeszcze raz, ale miał wrażenie że to na nic. Musiał ćwiczyć, być może choć trochę uda się powspółpracować międzygatunkowo.
  I wtedy dostrzegł, że patrzy sam na siebie. Gdyby mógł, to zapewne cofnąłby się o krok z wrażenia, choć sam jego widok nie był dla niego zaskakujący. Mimo wszystko zaklęcie zostało przerwane, a on nie złapał równowagi w powrocie do ciemności i wywrócił się na ziemię. Kurwa mać. Rękę trzymał wciąż w górze, zupełnie jakby było tam coś ważnego, a Cassiopeia jakby wyczuwając jego intencje uciekła szybko na szczyt jego dłoni, osiadając swoimi pazurami na pięści. Syknął. Może faktycznie lepiej byłoby spędzić czas trwania zaklęcia na podłodze? Videre animalis. – mruknął ponownie, tym razem patrząc w swoje oblicze praktycznie od razu. Ciekawość sowy i tego, co robił jej właściciel zdecydowanie przewyższało wszystko inne.
  Nie wyglądał tak źle. W zasadzie poza tym, że był chudszy niż zwykle, to w ostateczności wszystko wskazywało na to że było z nim wszystko w porządku, a szczególnie z jego oczami. Choć wyglądały na całkowicie normalne, to jednak jego spojrzenie było całkowicie puste, zupełnie jakby właśnie był zamyślony. I znów przerwało. Potrząsnął głową próbując złapać swój potok myśli, a kiedy chwycił się jednej konkretnej i skupił, to ponownie zagłębił się w oczy uszatki, tym razem mogąc rozejrzeć się po pokoju. Złapał się na tym, że próbował coś powiedzieć, ale chyba nic z tego nie wyszło bowiem nic nie usłyszał. Co prawda z jego uszami było wszystko w porządku, a zaklęcie działało wyłącznie na wzrok, niemniej nie był pewny czy w tym momencie dało się powiedzieć cokolwiek, a jeżeli tak to czy działał słuch. Ponowił próbę werbalizacji, starając się wymówić choć jedno słowo i choć faktycznie udało się mu coś powiedzieć, to jednak nie miało to nic wspólnego z tym co w istocie przekazać chciał. Popuścił zaklęcie. Miał wrażenie, że kręciło mu się w głowie choć nie mógł tego powiedzieć ze stuprocentową pewnością z racji, że nic nie widział. Położył się na podłodze, na której i tak zresztą już siedział i przetarł dłońmi twarz. Przed nim była naprawdę długa droga. [eot]
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty30.09.20 23:20;

Jednopostówka / samonauka 2/5
Ćwiczenie zaklęcia videre animalis


  Rozwieszenie wszelakich rozpraszaczy pozwalało mu lepiej zorientować się w pomieszczeniu. A w każdym razie sowie, której oczami patrzył. Wypróbowanie tego pomysłu było strzałem w dziesiątkę, a wszędobylskie paczadła jego uszatki tym razem swobodnie rozglądały się po salonie, dając i jemu możliwość obejrzenia własnego domu. Za którymś razem odkrył, że sowa nie musiała go dotykać, aby nadal mógł oglądać wszystko z jej perspektywy, tak więc ćwiczenie z nią latania wokół niego i obserwowania otoczenia było już w zasadzie na porządku dziennym. Pomijając fakt, że widział wszystko w bladych fioletach. Natomiast lepsze to niż nic. Videre animalis.
  Nadal nie mógł się ruszać. Jak stał tak stał i choćby nie wiadomo jak próbował, to jednak nie był w stanie wykonać praktycznie żadnego ruchu – praktycznie, bowiem co jakiś czas miał wrażenie, że udawało mu się ruszyć palcami lub z lekka ręką, natomiast nie było to nic spektakularnego. Dawało jednak pewien szacunek, w którym wychodziło iż wraz z każdym kolejnym ćwiczeniem być może uda się zrobić cokolwiek więcej. Problem był taki, że to zaklęcie było dość trudne. Wystarczyła chwila nieuwagi, a sowa latała bez jego towarzystwa. Wciąż nie mógł wyzbyć się wrażenia, że zerwanie połączenia doprowadzało go do gorszego samopoczucia. Zwyczajnie go mdliło.
  Przetarł twarz dłońmi będąc już cholernie zmęczonym tymi ćwiczeniami, ale nie poddawał się tak łatwo. Była to jego jedyna alternatywa do widzenia czegokolwiek i miał wrażenie, że było to lepsze niż całkowita ciemność. Miał przynajmniej jakiekolwiek poczucie własnego położenia i możliwość zobaczenia innych ludzi.
  - Aller dehors, Cass. – mruknął tuż po tym jak wylądowała na jego ramieniu, a kiedy czuł, że zaczynała się odrywać rzucił zaklęcie ponownie. Skupił się mocno na tym, aby utrzymać z nią więź, a gdy wyleciała na zewnątrz można rzec, że zaniemówil. Wszystko miało… dziwne kolory, zdecydowanie dziwniejsze niż te, które mógł podziwiać w domu. Czy on widział w mugolskim świetle uv? Znów zrobilo mu się niedobrze, tym razem na tyle, że to poczuł mimo rzuconej inkantacji. Przerwał połączenie i gwizdnął, przyzywając ptaka z powrotem do siebie. Pochylił się, opierając się o kanapę i dając sobie pięć minut na odetchnięcie. Wiedział doskonale, że zbyt mocno się forsował, ale jakoś niespecjalnie widział powód, dla którego nie powinien tego robić. Mimo ciemności przymknął oczy i uspokoił swój oddech, skupiając się na tym, aby nie zwymiotować. Chyba jego mózg zarejestrował nagle zbyt wiele kolorów. Uszatka wylądowała na jego ramieniu. Videre animalis.
  - C…c…ass. Zróć. – zaraz, co? To nie brzmiało nawet jak słowa. Gdyby mógł, to teraz zacisnąłby zęby. – C…a…ss. Zć. – brzmiał, jakby był pijany. Rozmawianie pod wpływem zaklęcia bynajmniej nie było zbyt proste, ale starał się jak mógł, aby móc kontaktować się tuż po tym, jak je rzuci. Wolał rozmawiać z kimś, kogo widział. A skoro to póki co był jedyny sposób. – Cass. – udało się. – Zwó.kurwa. Przerwał zaklęcie. – Cassiopeia aller. – o, czyli jednak wciąż potrafił mówić. W trakcie zaklęcia można byłoby pomyśleć, że jednak był upośledzony. Videre animalis. Patrzył na fotele, później na okna. Rozpraszacze naprawdę zdawały egzamin. Patrzenie na siebie wciąż było dla niego abstrakcją, ale powoli się do tego przyzwyczajał. Skupił się, podtrzymując zaklęcie i odczekał kilka minut, zanim próbował zrobić cokolwiek. Szczerze mówiąc nawet mimo wszystko się nie rozglądał, pilnując się, aby móc dobrze wypowiedzieć słowa. – Cass. – no dalej Alex, dalej. To się musi udać.
  - Zawróć. – euforia przemknęła po jego myślach, jednakże nie na długo bowiem już po chwili zaklęcie znów zostało przerwane, a on najzwyczajniej w świecie zwymiotował.[eot]
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Salon z kuchnią - Page 3 QzgSDG8








Salon z kuchnią - Page 3 Empty


PisanieSalon z kuchnią - Page 3 Empty Re: Salon z kuchnią  Salon z kuchnią - Page 3 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Salon z kuchnią

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 7Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Salon z kuchnią - Page 3 JHTDsR7 :: 
Dolina Godryka
 :: 
Domy i mieszkania
 :: 
Rezydencja Voralberga
-