Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Czas było przekierować trochę uwagi na szukających, zwłaszcza, kiedy dostrzegłam kątem oka, że Morgan radzi sobie całkiem nieźle. Na chwilę straciła środek rozgrywki z oczu i kiedy miała tłuczek do dyspozycji, zamiast celować w obrońce czy ścigającego, skierowała go prosto w gryfonkę. Z zaskoczeniem przyjęła fakt, że znowu trafiła. Widocznie w ciąży, mimo dużo mniejszej sprawności też dawała sobie nieźle radę. Widziała, że przerwała jej w najgorszym możliwym momencie i bardzo ją to uciszyło. Kiedy doszła do wniosku, że kupiła sobie trochę cennego czasu, znowu wróciłam spojrzeniem na rozgrywającego kafla. Musieli wziąć się w garść, bo z bramkami z ich strony było różnie.
Kuferek: 5 +6 Kostka: H, trafiam
Autor
Wiadomość
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
- Nhhh... - Jęknęła cicho w ramię Fay. - Nie mogę opuścić miotlarstwa... - Dodała, za chwilę wzdychając ciężko, kiedy unosiła głowę. Była jakaś niezdrowo szarawa na twarzy, bo w jej sytuacji bledszym być już nie można. Ale widać jak na dłoni, że nie czuje się dobrze i przymusza się, aby zachować fasadę sprawności fizycznej. Ustawiła się w dwuszeregu za Fayette, acz nadal delikatnie opierała się o nią, walcząc z przemożną chęcią skulenia się gdzieś w ką... Boisko nie ma raczej kątów. Więc gdzieś pod ławką na trybunie. Albo wpełznięcia pod murawę. Cokolwiek, co by pomogło. Niemniej im dłużej słuchała nauczyciela, tym większa złość się w niej kotłowała. Patałachy? Niech on uważa, do kogo gębę otwiera. Gdyby Hem mogła, to by mu wepchnęła jego własne słowa do gardła, ale odznaka prefekta, ciążąca na piersi, skutecznie gasiła jej morderczy zapał. Jest tylko jeden sposób, coby utrzeć przyjezdnemu nosa. Wyrwała się do biegu, zaciskając zęby. Opony poszły zgrabnie, chociaż spora warstwa kurzu i brudu osiadła na białych włosach. Nie zwalniając dobiegła do ściany, by tuż przed nią wybić się mocno, chwytając wypustki ustawione w połowie jej wysokości. Ręce miała mocne - bez problemu podciągnęła się i chwyciła kolejne, w paru susach znajdując się na szczycie oraz zeskakując. Następnie drabinki przechodząc bez żadnych problemów. Dzięki koszulce z krótkim rękawem widać było napięte mięśnie jej ramion, które pracowały przy przechodzeniu przeszkody. Jeśli miałaby być szczera, korciło ją zostać w tunelu. Może leżeć, jest ciemno, ciasnawo... Ale zaparła się i przeczołgała przezeń sprawnie, jakby była nie zawodnikiem quidditcha, a zaprawionym w boju członkiem piechoty morskiej, który podobne tory przeszkód przeskakuje co ranek. Z kolei sieci przebiegła niemalże nie zwalniając. Skakała, uchylała się, prześlizgiwała między zwojami sznura nie poruszając praktycznie żadnego. A gdy stanęła przed nauczycielem, była pierwsza. Nieziemsko brudna, spocona i zziajana, ale też butnie zadzierająca głowę. Wewnętrznie chcąc umrzeć i zastanawiając się, czy zaraz z bólu się nie zrzyga albo nie ugną się pod nią nogi. Odeszła w stronę Fayette, ujmując ją pod ramię, coby mieć w kimś oparcie. - Chciałabym zobaczyć, jak przechodzisz to bez protezy...
Kostki:2, 6, 6, 2, 6 Bonus na kolejny etap: +1 do kostki za wszystkie parzyste. Punkty w kuferku: 84 + 6 za miotłę = 90 Zdobyte punkty dla domu: 5 pkt
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Anotsha krążył po terenie rozgrzewki, obserwując jak uczniowie radzą sobie z tym małym testem sprawności – a radzili sobie, cóż… fatalnie. Kilka razy chował twarz w dłoniach, zażenowany, widząc kolejne potknięcie o opony, kręcił głową z niedowierzaniem gdy rośli chłopcy spadali z drabinek prosto do wody, chciało mu się płakać, gdy widział jak co chwilę ktoś klinuje się w sieci. Gdy skończyli, nie dał im wiele czasu na odpoczynek i od razu zarządził kolejny dwuszereg. - Dla spóźnionych po minus dziesięć punkti, ja nie wiem czy wy są leniwe, nie znają się na zegarze czy okazują brak szacunku ignorowaniem wyznaczony pory lekcji, ale ja żadnego nie będę tolerował – fuknął na początek w stronę Fillina i Gunnara, po czym odwrócił się do reszty i kontynuował wywód – Widzę tu członki szkolny drużyny, widzę ich KAPITANY i dlatego ja spodziewał się… cóż… więcej. Ja liczył na profesjonalizm, a dostał jakieś pajacowanie. Patrzenie na to co wyczyniacie to mnie bolało bardziej niż to, jak się co niektórzi poobijali. Teraz ja wam powiem, jak się czuć macie. Ci z rozbitymi nosami: wstyd. Ci w mokri ubłoconi dresy: hańba. Ci, co wołali o pomoc w sieci? Kompromitacja. – oznajmił, idąc wzdłuż rzędu uczniów i zatrzymując się przy niektórych, reprezentujących to o czym akurat mówił; stanął wreszcie przy Hemah i zmierzył ją spojrzeniem, które uważał za pochlebne – Prawidłowo poradziła tylko Peril i wy wszyscy powinni to zrobić tak jak ona. Jej dom dostaje za to pięć punkti. A ty i ty… – dodał, wskazując na Fayette i Juliusa, bo nie znał ich nazwisk, nie zaprzątał sobie tym głowy; patrząc na dziewczynę, przesunął nawet lewy kącik ust o jakieś trzy milimetry w górę, co miało być uśmiechem, na który w jego mniemaniu zasłużyła, bo poradziła sobie lepiej niż większość kolegów mimo znacznych braków w kończynach, a on doceniał taki hart ducha – …jakby się bardziej postarali, też by byli... nie najgorsi. No a skoro o najgorsi mowa… – odwrócił się w stronę Fillina i rzucił mu srogie spojrzenie spod zmarszczonych brwi – …to ty zastanowi się nad zasadności swojej obecności w drużyni. Nie dość, że ty spóźniony, to jeszcze biega jak łamaga. Ja radzę wszystkim wypaść lepiej w powietrzi niż na lądzi, bo jak nie, to będziemy mieli problem – orzekł i wreszcie skończył biadolić i przeszedł do zapoznawania ich z tematem lekcji – My zajmiemy się dziś manewrem, co w grze jest stosowany przez ścigających, ale ćwiczenie go może przydać się każdi z was: żebi wykonać dobrze go, jest potrzebna przede wszystkim siła w ramionach, duża precyzja i… brak opori przed zeskoczeniem z miotły lewitującej. Łomot Finbourgha – ogłosił, po czym sięgnął po swoją miotłę, a z leżącego obok kufra wyjął kafel – Polega na tym, że ścigający w odpowiedni moment przed atakiem wyrzuca kafla wysoko w góri, zeskakuje z miotły, chwyta ją za rączki i używa do uderzenia. To świetna taktyka na zmylenie przeciwnika; ja pokażę wam teraz jak to się robi. Wy patrzcie uważni. Po tych słowach Antek wzbił się w górę na miotle i zaprezentował im manewr kilka razy, tak by każdy mógł się dobrze przyjrzeć, a gdy wylądował, zaczął tłumaczyć im w jaki sposób powinni zeskakiwać z miotły tak, by nie wypadła im z rąk i jak dobrze wycelować nią w piłkę; po tym, jak wydawało mu się że dobrze wpoił im teorię, zarządził czas na ćwiczenia, po kolei podchodząc do każdego i wytykając popełniane błędy.
ETAP II - Łomot Finbourgha!!! >KLIK< W PROFESJONALNĄ WIZUALIZACJĘ
Po czasie przeznaczonym na ćwiczenia (można je opisać w poście, ale nie trzeba, wystarczy sam manewr), każdy musi wykonać go pojedynczo przed profesorem i resztą kolegów. Łomot Finbourgha to jednak nie wszystko, bo Antosha jest fanem multitaskingu – najpierw musisz zabrać kafel, okrążyć całe boisko, przelatując przez pojawiające się na nim magiczne okręgi które dyktują ci trasę (pojawiają się w różnych miejscach, więc robisz szalony slalom jak na lekcji quidditcha w grze Harry Potter i Kamień Filozoficzny, w którą może część z was grała w podstawówce pięćset lat temu, tylko u Antka jest trudniejszy, wiadomo) i unikać przy tym atakujących cię tłuczków, a dopiero potem oddać strzał na pętlę.
Tym razem macie przerzuty! 1 przysługuje za 15 pkt w kuferku nie licząc mioteł i innych takich. Liczy się ta kostka, którą wolicie, a nie ostatnia.
Jeśli komuś fabularnie bardziej pasuje bycie łamagą, a wylosuje jakieś super kostki i wolałby gorsze to śmiało można sobie obniżyć. W drugą stronę zasada niestety nie działa :')
1. Lot - to tutaj uwzględniamy +/-1 z poprzedniego etapu
Kostki:
0,1 - niestety, idzie ci okropnie. Może jesteś poobijany i wyczerpany po rozgrzewce, a może to silne podmuchy wiatru uniemożliwiają ci prosty, stabilny lot? Omijasz większość obręczy i kilka razy obrywasz tłuczkiem, bo nie udaje ci się go uniknąć. Antosha jest zażenowany twoim występem i odejmuje ci 5 punktów. Odejmij też 1 od kostki na łomot. 2,3 - udaje ci się przelecieć przez połowę obręczy, ale pod koniec tłuczek uderza cię tak mocno w brzuch, że kafel wyślizguje ci się z rąk. Musisz po niego zanurkować, żeby kontynuować ćwiczenie. 4,5 - idzie ci bardzo zgrabnie, aby uniknąć tłuczka musisz pominąć jedną obręcz, więc nie jest idealnie, ale naprawdę przyzwoicie. Antosha nie płakał jak patrzył. 6 - lecisz jak zawodowiec, widać że się przyłożyłeś! Dodaj 1 do kostki na łomot.
2. Łomot - tu uwzględniamy +/-1 z kostki na lot
Kostki:
1 - albo nie masz wystarczającej siły w ramionach albo talentu do quidditcha, bo nie udaje ci się złapać miotły w odpowiednim momencie i spadasz z hukiem na murawę. Zrób dorzut. Parzysta: kończy się na bolesnych stłuczeniach, nieparzysta: skręciłeś kostkę/nadgarstek/cokolwiek chcesz. 2,3 – zeskakujesz miotły i udaje ci się na niej utrzymać, ale gdy przychodzi do zamachu, okazuje się że jakoś nieudolnie ją chwyciłeś, bo nie udaje ci się celnie trafić w kafel, obrywasz nim za to w czachę, bo upada prosto na ciebie. Będziesz miał guza. 4,5 – może trochę pokracznie, trochę niepewnie, ale ześlizgujesz się z miotły i udaje się! Chwytasz miotłę i robisz zamach. Zrób dorzut, żeby dowiedzieć się czy trafiłeś: parzysta - strzał jest celny, nieparzysta - pudłujesz. 6 - idzie ci wyśmienicie, masz pewne ruchy i trafiasz w sam środek obręczy. Dostajesz +10 punktów dla domu.
Kod do wypełnienia dajcie taki:
Kod:
<zg>Kostki:</zg> [url=link]wpisz tu[/url] <zg>Bonusy:</zg> <zg>Punkty w kuferku:</zg> <zg>Ilość przerzutów:</zg> <zg>Punkty dla domu:</zg> jak dostałeś w poprzedniej to zsumuj proszę
Czas na odpis: do piątku 15.05 rano. Pytania i wątpliwości rozwieje @Boyd Callahan na pw albo na gg: 48573003. PS. Wybaczcie mi te porozbijane nosy u prawie wszystkich, nie przemyślałam tego że ta kostka ma zbyt wysokie prawdopodobieństwo trafienia
Kostki:2 na lot, 4 na łomot - wykorzystany przerzut na lot: 5 - kostka na łomot: 5 Bonusy: n/d Punkty w kuferku: 15 Ilość przerzutów: 1 Punkty dla domu: n/d
Była zmęczona, zresztą, czemu się tutaj dziwić? Nie biegała codziennie po takim torze przeszkód i już na pewno nie miała rąk z kamienia, nic zatem dziwnego, że była nieco zgrzana. Cieszyła się jedynie, że nie wpadła w błoto, bo Merlin raczy wiedzieć, czy nie zaczęłaby reagować na to dokładnie tak samo jak na wodę, a tego nie chciała. Nie zamierzała dawać popisów przy innych, chociaż i tak nie była w najlepszym stanie, bo krew wciąż jeszcze ciekła jej z nosa. Otarła ją prędko wierzchem dłoni, mając nadzieję, że profesor nie będzie miał do nich jakiś większych uwag, a później zerknęła w stronę Fillina, któremu nie poszło najlepiej i posłała mu lekki, ale spięty uśmiech. Widać było, że jest w pełni skupiona na zajęciach, kiedy więc prowadzący zarządził ćwiczenia, nie dyskutowała, tylko od razu wzięła się do działania, czując, że jeszcze trochę i naprawdę straci siłę w rękach. Nie chciała zatem przesadzać i kiedy trzeba było już faktycznie ruszać na ten slalom, nie protestowała, nie zatrzymała się i wzięła się do pracy. Lot był przyjemnością. Wiedziała, że z tym właściwie sobie poradzi, w końcu przemykanie przez kolejne pojawiające się obręcze, nie było aż tak złe. Poza tą jedną! Musiała ją prędko ominąć, by uniknąć tłuczka, który pomknął w jej stronę tak niespodziewanie, że nie wymyśliła żadnego ruchu. Błąd. Zarumieniła się lekko, ale postanowiła się na tym nie skupiać, bo czekały ją dalsze problemy. Jak miała wykonać ten cały Łomot? Na razie to łomotało jej co najwyżej serce, ale nie mogła się poddać. Piłka poszybowała w górę, a ona bardzo niezgrabnie zsunęła się z miotły, mając wrażenie, że za chwilę udusi się własnym oddechem. Wzięła zamach, co było już dla niej koszmarem i oczywiście spudłowała, co na pewno zostanie skomentowane przez profesora, ale przynajmniej udało się jej wykonać ruch. Poza tym - mogła zejść na ziemię i pozwolić, by drżące ciało w końcu odpoczęło, bo mimo wszystko to był wielki wysiłek fizyczny, ale i psychiczny. Mogło pójść o wiele gorzej.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Rozgrzewka nie poszła jej jakoś cudownie, ale zawsze mogło być gorzej. Przynajmniej jej przysługiwała jedynie hańba przez mokre i ubłocone nieco ciuchy. Nic wielkiego. I tak jak się mogła tego spodziewać wymagania Antoshy były naprawdę ogromne. Jej to nie przeszkadzało, ale zastanawiała się jak mogą zareagować na to inni, bo w końcu na lekcję przyszły także półnieloty, które nie bardzo radziły sobie z miotłami. Oby tylko się nie pozabijały. W powietrzu. Posłusznie wykonała wszystkie ćwiczenia zlecone jej przez nauczyciela, chcąc dać z siebie wszystko w czasie zajęć. Była naprawdę wdzięczna za to, że miała przy sobie swoją miotłę, która charakteryzowała się nie tylko szybkością, ale i dobrą zwrotnością, która okazała się niezwykle przydatna, gdy chodziło o wykonywanie karkołomnego slalomu po boisku, który kazał jej wykonać Avgust po przejęciu kafla. Dopiero wtedy mogła skierować się ku pętlom, na które pędziła jak sam szatan. Wyglądało na to, że w powietrzu była w niezwykłej wręcz formie. Małe problemy zaczęły się dopiero w momencie, gdy miała zeskoczyć z miotły. Może nie zrobiła tego ze zbyt wielką gracją, ale udało jej się wykonać zamach miotłą i uderzyć witkami w wyrzucony wcześniej kafel. Który jednak nie przeleciał przez środek pętli. W zasadzie niewiele brakowało do tego, by wszystko się udało. Zamiast tego odbił się od obręczy i poszybował w dół. Strauss zaklęła i wskoczyła ponownie na miotłę i obniżyła swój lot, by finalnie wylądować w hańbie na murawie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kostki:5, 6 Bonusy: - Punkty w kuferku: 9 Ilość przerzutów: - Punkty dla domu: 10
Słuchając tyrady trenera miotlarstwa Darren nie mógł się powstrzymać od wyciskania rękawów - mógł przysiąc, że wciąż chlupało mu tam nieco wody. Co prawda był osobą okrytą hańbą, jednak szczerze mówiąc, wymieniłby suchy dres nawet za potrójną porcję hańby. Łomot Finbourgha? Pierwsze słyszę. Czas na "ćwiczenia" Shaw spędził na takich aktywnościach, w które wchodziły jak najbardziej zamaszyste ruchy kończynami, mające wytrząść z jego ubrań resztki wilgoci. W końcu nadeszła jednak kolej na Krukona. Otrząsnął się jeszcze raz, zaciągnął mokre włosy do tyłu, złapał za miotłę i razem z kaflem wzbił się w powietrze. Co prawda dostarczanie tej piłki do pętli nie należało do jego forte - jednakże odpowiednie poruszanie się w powietrzu i na miotle było w cenie na każdej pozycji. Pierwsza część ćwiczenia poszła Shawowi z małym zgrzytem - co prawda ani nie upuścił kafla, ani nie trafił go tłuczek, uciekając jednak przed czarną piłką zmuszony był do ominięcia jednej pętli. Nie usłyszał jednak odgłosów niezadowolenia kierowanych w jego stronę, postanowił więc po prostu kontynuować ćwiczenie. Za to strzał do pętli poszedł mu świetnie - nie dość że akrobacja na miotle nie skończyła się wylądowaniem twarzą w trawie, to dodatkowo kafel trafił prosto w sam środek pętli. Po wszystkim Darren wylądował i powrócił do ćwiczeń, mogąc się pochwalić nie tylko nieźle wykonanym łomotem Finbourgha, ale też 10 punktami do Ravenclawu.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
A zatem skończyła rozgrzewkę tylko jako wstyd i hańba. Nie udało jej się zebrać każdego z uczuć chyba tylko dlatego, że w przemoczonych ciuchach jakoś wyślizgnęła się ostatecznie z potrzasku na końcu. Pokręciła głową z zażenowaniem, bo jakkolwiek Avgust nie uprawiałby właśnie wyżywania się na nich, tak najzwyczajniej miał, stary dureń, rację. Miał prawo oczekiwać. I miał prawo się zawieść. Wystarczyło jej obejrzenie ćwiczenia, które im zaprezentował raz. Potem w ogóle nie śledziła tego, co działo się w próbach kolegów i koleżanek, przygotowując się już bardziej mentalnie niż fizycznie do tego, co miała za chwilę zaprezentować. Na tej lekcji to był ostatni moment na jakikolwiek wysiłek w tym kierunku, by nieco poprawić swoją sytuację tak w oczach Avgusta, jak i własnych. - Wstyd. - mruknęła do siebie, dosiadając miotły i robiąc na niej pętlę, jak jakiś przeklęty samolot do akrobacji lotniczych. Sama nie była pewna, czy to, jak jej poszło zepsuło jej nastrój, czy może dodatkowo ją zmotywowało. A może jedno i drugie? Powtórzyła ukazany przez Antoshę manewr kropka w kropkę, najpierw w locie, potem przy zeskoku, a wreszcie i przy uderzeniu i trafieniu w obręcz. W jej oczach trochę nie miał on sensu, bo wyrzucając kafel tak wysoko łatwo było go stracić na rzecz wrogiej drużyny. A to był tylko czubek góry lodowej problemów z tą sztuczką. Ale hej, jednego uczyła na pewno - kontrolowane zeskakiwanie z miotły to nie było byle co. - Hańba. - powtórzyła jeszcze, kiedy wróciła na ziemię, po czym wbiła wzrok w swoje brudne trampki, ciągle przypominające jej o tym, jak bardzo nie popisała się wcześniej. Ale w powietrzu było lepiej. Może nawet było okej.
Kostki:2, 4 -> 2 na 6, 4 na 4, 4 na 6, finalnie 6-1=5, 6 NAGLE SIĘ DA SAME PARZYSTE Bonusy: -1 do lotu Punkty w kuferku: 69!!111 Ilość przerzutów: 4 Punkty dla domu:ZOSTAW MNIE 10!
Ostatnio zmieniony przez Morgan A. Davies dnia Nie Maj 10 2020, 14:46, w całości zmieniany 2 razy
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Kostki:6,6+1 Bonusy: +1 do rzutu na łomot Punkty w kuferku: 5 Ilość przerzutów: 0 Punkty dla domu: 5+10
Zamiast hańby, o której mówił Avgust, czułem ból płuc i zmęczoną każdą część ciała. Nie byłem przystosowany do tego typu treningów siłowych, a że nie wyszedłem najgorzej, a wręcz przeciętnie, to tym bardziej moje niesprawności fizyczne tak bardzo nie weszły mi na psychikę, co też chciał w nas wywołać nauczyciel. Oprócz tego, każdy z nas mógł teraz pokazać swoje zdolności w powietrzu, co było dla wielu z nas szansą na inne spojrzenie durmstrandzkiego profesora. Zaś ćwiczenie, jakie mieliśmy wykonać wcale nie wyglądało przepysznie. Wymagało siły ramion i całkowitego postawieniu się własnemu lękowi przed upadkiem, wyciągając spomiędzy nóg miotłę i odbić nią kafla, co jest dość nieczęsto widzianym widokiem w meczu. Jednak samo ćwiczenie sprawiło, że mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, mogąc wykazać się w tej części lekcji. Samego manewru nie znałem wcześniej, nie byłem ścigającym, aczkolwiek może nie podobne, ale zbliżone rzeczy musiałem ćwiczyć jako pałkarz. Byłem zdania, że taki manewr byłby bardzo przydatny dla ścigających. Pierwszym, co miałem zrobić po wskoczeniu na miotłe, to był slalom wokół co niebezpieczniejszych elementów stadionu, jednocześnie unikając tłuczków. Tak często im się przyglądając w trakcie gry i ćwiczeń, wyrobiłem sobie pewnie "spojrzenie" i starałem się przewidywać ich trajektorię. Oczywiście pewnie w mojej głowie wyglądało to dużo lepiej niż w rzeczywistości, choć sam slalom zrobiłem pewnie i perfekcyjnie. Gdy już przyszła pora na manewr, wszelkie wątpliwości zniknęły, wraz z skończeniem slalomu, będąc z siebie bardzo zadowolonym z tak udanego ćwiczenia. By kontynuować dobrą passę, odetchnąłem głęboko i skupiłem się na tym, co miałem zrobić. Podrzuciłem kafla i nie odrywając od niego wzroku, zeskoczyłem z miotły i zamachnąlem się nią niczym pałką, z którą normalnie miałem do czynienia. Odbicie było idealne, w perfekcyjnym czasie i z odpowiednią siłą. Kafel poleciał tą trajektorią jaką chciałem, wlatując w sam środek pętli, bez żadnego odbicia się od rogu. Mogłem czuć się z siebie dumny i najwidoczniej nie tylko ja zauważyłem swój sukces, bo Avgust podarował mi dziesięć punktów dla domu. Uśmiechnąłem się do nauczyciela, myśląc o rywalizacji między Krukonami, a Ślizgonami, pragnąc dogonić ich w punktach domu, by zagarnąć dla siebie upragniony puchar.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Kostki:1-->5 (-1)=4, 2 Bonusy: słowa uznania od nauczyciela Punkty w kuferku: 25 Ilość przerzutów: 1 Punkty dla domu:-
Niczym mój rycerze w potrzebie, Boyd pomaga mi się wyplątać z tych diabelskich sieci i nawet eskortuje mnie do mety. Czułbym się naprawdę poniżony, gdyby nie fakt, że za bardzo się skupiam, by nie zwymiotować na przyjaciela, czy na siebie. Dlatego też nie komentuje jego średnio zabawnego żarciku o drugim piwku. W końcu stajemy zmęczeni na linii mety. Podnoszę głowę na nauczyciela, ,czując niebezpiecznie jak wczorajsze piwerka odbijają mi się nieprzyjemnie, staram udawać, że jedynie drapię się po nosie kiedy mimo moich sprytnych podchodów, Antek zauważa moje spóźnienie, jak i mojego Gunnara, który również się nie popisał punktualnością. I oczywiście to nie koniec, bo zostaję wywołany jako najgorsza ciapa co mnie wcale nie dziwi, ale ponownie muszę zaczerpnąć powietrza, by nie zwrócić moich piwerek, więc nie mam czasu przepraszać, tłumaczyć się czy coś w tym stylu. Widzę za to Viks, która wysyła mi przynajmniej przynoszący odrobinę pocieszenia uśmiech, więc odpowiadam jej tym samym. Po chwili ładuję się na miotłę razem z innymi uczniami. Kiedy słyszę o sile w ramionach i precyzji aż wzdycham niechętnie, ale co mogę zrobić. Nie przypuszczam, że pójdzie mi zbyt dobrze. W końcu jestem szukającym... cóż, od zawsze, nie nadaję się do żadnej innej pozycji, dlatego nie wróżę sobie nic dobrego. Lot oczywiście idzie mi wyśmienicie, w końcu to jest dla mnie łatwiutkie. Gorzej kiedy muszę podrzucić kafla, coś stanąć, coś wykonać, a ta głupia piłka tylko spada mi na głowę i nabija guza. No super, to zdecydowanie mój dzień.
Był zmęczony, brudny i zhańbiony, a do tego wiejący coraz mocniej wiatr bezlitośnie przeszywał mu przemoczony dresik, wywołując spory dyskomfort; nie narzekał jednak i zamiast na swojej niedoli, starał się skupić na słowach nauczyciela i jak najwięcej wynieść z zajęć. Obserwował pilnie Antoshę wyczyniającego szalone wygibasy na miotle, potem zaś przyłożył się do ćwiczeń we własnym zakresie, usiłując najpierw pokonać instynkt samozachowawczy, który podpowiadał mu, żeby nie zeskakiwć z miotły, a potem dbając o to by jak najlepiej zsynchronizować ruchy podczas ciosu. Szło mu chyba nawet nieźle, więc gdy nadeszła jego kolej, całkiem spokojny i pewny wzbił się w powietrze i rozpoczął slalom pomiędzy tłuczkami, śmigając od jednej obręczy do drugiej, co wymagało szybkości i precyzji; trochę mu ich pod koniec zabrakło, i ostatni okrąg musiał pominąć, bo inaczej oberwałby piłką prosto w łeb. Dotarłszy pod pętle, zadziałał instynktownie, nie zastanawiając się zbyt długo nad tym co ma robić i po prostu wyrzucił kafla w górę, uwiesił się miotły, a gdy wyczuł odpowiedni moment, zamachnął się trzonkiem najmocniej jak umiał, wyobrażając sobie, że wcale nie wisi w powietrzu, a w ręku zamiast miotły ma pałę, którą musi rozkwasić ryj przeciwnika. Zadziałało perfekcyjnie, po jego starannym ciosie kafel trafił idealnie w środek bramki, Antosha krzyczał z trawnika coś co brzmiało „dziesięć punktów!”, a on mógł już wskoczyć z powrotem na miotłę i wylądować u boku Fillina, któremu ewidentnie los dziś nie sprzyjał. Nie sądził, żeby kiedykolwiek miał wykorzystać poznany dziś manewr w praktyce, ale jeśli chodziło o latanie, to warto było uczyć się czegokolwiek nowego.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Kostki:lot - 4 (czyli 3); łomot - 1dorzut - 1 Bonusy: -1 z poprzedniego etapu, teraz mam skręcony nadgarstek Punkty w kuferku: 13 Ilość przerzutów: brak :c Punkty dla domu: brak :c
Słuchała wywodu profesora, starając się nie brać jego słów do serca. Wstyd i hańba? Raczej wściekłość i zażenowanie. Od dzieciaka trenująca ciągle coś, dbająca o kondycję, a teraz stała z krwią zaschniętą pod nosem, przemoczona, ale mając dziesięć galeonów w kieszeni. Marna rekompensata, ale zawsze coś. Nie przejmowała się więc słowami Antoshy, puszczając je mimo uszu. Jej siostra pewnie płakałaby, gdyby była na miejscu Lou, ale to zupełnie inna bajka. Kanadyjka nie była aż taką fanką quidditcha, żeby rozpaczać z powodu zawodu byłej gwiazdy. Przyglądała się z cierpkim uśmiechem na twarzy, gdy okazało się, że dalszy ciąg zajęć będzie dotyczyć manewru dla ścigających. Może nie na każdej lekcji wszystko było pod pałkarzy, ale naprawdę każdy musiał ćwiczyć takie popisy? Szopka na boisku dla zdobycia paru wiwatów więcej. Aż prychnęła cicho pod nosem, gdy profesor prezentował im manewr. Zacisnęła zęby i kiedy nadeszła jej kolej, wzleciała w powietrze. Źle się czuła jako ścigający, ale szczęśliwie to nie był mecz. Leciała całkiem sprawnie, do czasu, aż niezauważony tłuczek uderzył ją prosto w brzuch, aż na moment zapomniała jak się oddycha. Ba, nawet kafla zapomniała i musiała po niego nurkować. Zgrzytnęła z irytacji zębami, wracając do miejsca, w którym tłuczek jej przeszkodził i poleciała dalej przez obręcze. Ostatni na liście był łomot jakiś tam. Podrzuciła kafel, zeskoczyła z miotły i tyle ją widzieli. Spadając, zdążyła przekląć pod nosem w ojczystym języki, po czym gruchnęła na ziemię, czując, że coś jest nie tak z nadgarstkiem. Podniosła się, zacisnęła zęby i wróciła do szeregu, mając gdzieś słowa profesora. Teraz sama była wściekła na siebie do tego stopnia, że gotowa była jeszcze raz przećwiczyć manewr. Na ziemi. W czyjąś głowę. Próbowała więc odstresować się, obserwując innych.
Jeszcze nim wszyscy kończą biegi i Avgust daje swoją przemowę, myślę sobie, że poszło mi całkiem nieźle (nawet jeśli nos rzeczywiście trochę boli po tej pierwszej i głupim gonieniu za nie wiadomo czym), szczególnie, że statystycznie patrząc, to bardziej mi to wszystko wyszło niż nie wyszło i mimo upadku szybko się pozbierałam! Chyba o to chodzi w quidditchu? Jak tam słucham co ten facet wygaduje, to chociaż czuję do niego podziw, bo jest taki super i tyle się o nim słyszało, to mam ochotę mu powiedzieć, że nawet lepiej że po rozwalonym nosie jestem w stanie bez problemu biec dalej, podobnie jak inni nie zrazili się po nawet dużych niepowodzeniach, niż gdyby po tym rezygnowali. No bo co, przecież nic nigdy nie jest idealnie. Będąc ścigającym, nie raz zostaje się uderzonym tłuczkiem czy ramieniem przez innego gracza, ale nie chodzi jedynie, żeby tylko tego unikać, ale żeby grać nawet po tym. Myślę tak sobie ale wyraz mojej twarzy się nie zmienia, kiedy na niego patrzę, pozostaje niemalże neutralny. Całe szczęście po tej całej gadce przechodzimy do rzeczy - czyli do latania. Szczególnie ekscytuje mnie część z zeskoczeniem z miotły, nawet przez głowę mi nie przechodzi, że może się zdarzyć, że nie dam rady złapać potem odpowiednio jej trzonka i spadnę. Slalom pokonuję całkiem sprawnie, tylko z jednym kółkiem mi nie wychodzi, ale udaję, że tak właśnie miało być. Potem przychodzi kolej na łomot i o ile zeskok wychodzi mi dobrze, to już gorzej z uderzeniem. Znaczy z uderzeniem w kafel, bo wychodzi mi idealnie ale w głowę. Tak jakoś dziwnie się łapię, że zupełnie nie wiem co niby mam zrobić, żeby poprowadzić miotłę do odbicia piłki. Wychodzi jakieś pokraczne coś i kończę z bolącą głową. Wdrapuję się z powrotem na miotłę i zlatuję na ziemię. Zawsze mogło być gorzej!
Kostki:4, 3 Bonusy: guz na głowie Punkty w kuferku: 10 Ilość przerzutów: 0 Punkty dla domu: 0
Kostki:2,2 i +1 do każdego wyniku Bonusy: Przerzut, +1 do kostek i guz Punkty w kuferku:9 Ilość przerzutów:1-->0 Punkty dla domu:5
Pomimo bardzo dobrze przeprowadzonej rozgrzewki, z wyjątkiem opon oczywiście, po wskoczeniu na miotłę nie szło mu tak sprawnie. Chociaż przez pierwsze obręcze przeleciał sprawnie, w mniej więcej drugiej fazie lotu, tłuczek, który pojawił się znikąd i z impetem wleciał w brzuch Niemca, przez co ten wypuścił kafel. Miał na tyle szczęścia, że zaczął za nim zanurkować, dogonił go przed ziemią i wrócił na właściwy tor. Niestety, prawdopodobnie przez roztargnienie lub ból wywołany uderzeniem, po dobrze wykonanym zeskoku z miotły, Rauchowi nie udało się celnie trafić w kafel, który wylądował na jego twarzy. Z nabitym i spuszczoną guzem wrócił do reszty.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Kostki:3, 5 i dorzut na łomot -> 5 Bonusy: - Punkty w kuferku: 7 Ilość przerzutów: - Punkty dla domu: -
Wyplątanie się z sieci wcale nie było prostym zadaniem nawet z pomocą Maxa, ale w końcu na szczęście wyszła z nich w jednym kawałku i mogła zakończyć ten etap lekcji. - Nie schlebiaj tak sobie, Solberg. Sam mnie wtedy wrzuciłeś do wody, że tak ci przypomnę, więc w to mnie nie wkopiesz. No i każdy może mieć gorszy dzień - odpowiedziała kąśliwie, nie racząc dodać, że ostatnim czasem coś często zdarzało jej się mieć owy gorszy dzień. W zasadzie za każdym razem, kiedy brała się za coś związanego ze sportem, kończyło się to zupełnie nie tak, jakby sobie życzyła. Czy aż tak bardzo minęła się z powołaniem i powinna raczej siedzieć przywiązana do łóżka w dormitorium, pogrążona w czytaniu książek? Sport był ważną częścią jej życia, więc te wszystkie nieprzyjemne zdarzenia bolały podwójnie. A do meczu było coraz bliżej... Nawet nie chciała myśleć, co zrobi sobie w jego trakcie. - Do mety. Uniosła brwi w momencie, w którym nauczyciel zaczął tyradę o tym, jak źle im poszło. Nie mogła się nie zgodzić, ale jednocześnie poczuła, jak zaczyna się gotować. Dodatkowo jej złość potęgowały mokre i brudne ubrania, przez które marzła i nie mogła przestać się trząść, choćby się starała nie wiadomo jak. O ile nie miała nic przeciwko nauce nowych rzeczy, tak sama nazwa nie brzmiała specjalnie zachęcająco, a kiedy pokazał, jak to ma wyglądać... Po prostu poczuła, jak znów spada na ziemię, tak jak przy drabinkach, ale tym razem zdecydowanie mocniej w nią uderzając. Bała się, dlatego też pierwsze próby pełne były niepewnych ruchów. Z czasem zaczęła sobie powtarzać, że nic się nie stanie, starając się przekonać własne ciało do wykonania manewru. Kiedy przyszła jej kolej na zaprezentowanie go przed nauczycielem, miała już właściwie na tyle dość, że przestała przejmować się czymkolwiek. Oczywiście, że się starała, ale wyszła z założenia, że co będzie, to będzie. Przeleciała przez jakąś połowę obręczy i była już przy końcu, kiedy oberwała tłuczkiem, który pojawił się znikąd. Cios w brzuch był na tyle silny, że zaparło jej dech i poczuła, jak ostatni posiłek chce wyjść na zewnątrz. Musiała jednak przezwyciężyć chwilę słabości, więc zanurkowała po kafla ze łzami w kącikach oczu, a następnie poleciała dalej w stronę obręczy, żeby wykonać łomot. Podrzuciła kafla, ześlizgnęła się z miotły i była pewna, że widać było towarzyszącą temu niepewność. Zamachnęła się i uderzyła w piłkę, która przeleciała nad obręczą. Trudno, przynajmniej nie spadła i biorąc pod uwagę wcześniejsze uderzenie tłuczkiem, to już było dużo. Zleciała na dół, w końcu z ulgą stając na ziemi.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
- Ależ trenerze, nie ma co nam tak schlebiać~! - Rzuciła frywolnie od razu swój komentarz, gdy tylko wyhaczyła lekki zarys pseudo-uśmieszku i równie pseudo-pochwałę od Antoshy. Nie ma co, im ostrzejszy wysiłek fizyczny, tym Fayette byłą bardziej usatysfakcjonowana. Taki trener i takie zajęcia wpasowywały się idealnie w jej wymarzone wizje treningów. Nie wspominając o miłych widokach. Potem przyszedł czas na kolejną praktykę i hands on my butt experience. Z teorią Richerlieu jak każda rasowa Krukonka była znakomita. Z praktyką było już jak z ruletką, zważając, że nie wiązała ze sportem większych planów... przynajmniej na pewno nie zawodowych. Po kolejnej porcji soczystego zrugania od Antoshy, na które odpowiadała szerokimi uśmiechami i przytakiwaniem ruszyła po stadionie pokazując ostremu zapewne nie tylko na boisku ( ͡° ͜ʖ ͡°) trenerowi na co stać kalekę z miotłą. Lot zaliczony na szóstkę, można rzec. Pełna profeska, zero hańby. Każda obręcz przelecona, tor przeszkód Fayette prawie nigdy nie jest straszny. Przy łomocie z kolei było już mniej pewnie, ale odziwo też nie poszło najgorzej. Nie wiedzieć kto lub co pobłogosławiło ją nagłym talentem do zagrywki, Fay zsunęła się z drążka, przypierdoliła na pełnej petardzie kaflowi, ale w całym ferworze akcji zapomniała kompletnie o celności i zamiast w obręcz, nieszczęsna piłka poleciała gdzieś hen daleko za murawę boiska. - Hej, kapitanie! - Zakrzyknęła podekscytowana do Elijah, gdy zleciała do reszty grupy. - Widziałeś to?! Robi się ze mnie całkiem... modelowa ścigająca, nie? - Zażartowała sucharem, ale tak czy siak napuszona dumnie jak paw. - W następnym meczu na pewno wykorzystam ten trik, aby komuś przyjebać kaflem! ... Znaczy zaliczyć nam punkty! Haha...ha...
Kostki:5 i 4 Na trafienie - 5 Bonusy: +1 do kostki, więc dodaję do 5 i mam 6 na lot, a dzięki temu +1 do 4, więc 5 na łomot Punkty w kuferku: 7 Ilość przerzutów: BRAK Punkty dla domu: NIE Uśmiech od Antoshy: TAK
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Wstyd i hańba. Dokładnie tak się czuł cały poobijany, z krwią zasychającą pod nosem i w ubrudzonym, przemoczonym do suchej nitki dresie, kiedy Avgust krążył przed nimi, strofując ich za tą absolutną farsę, jaką większość zaprezentowała na torze przeszkód. William wcale nie czuł się lepiej z tym, że nie był jedynym, którego tak uporczywie prześladował pech; inni nie mieli znaczenia, liczył się jedynie jego własny popis, a raczej jego kompletny brak. I to jeszcze w obliczu takiej miotlarskiej sławy! Mimo to nie spuścił ani na moment głowy, nie dając po sobie poznać jak bardzo ubodło go to w jego sportową dumę. Po zmieszaniu ich z błotem profesor bez zbędnych ceregieli przeszedł do drugiej części zajęć, na której mieli przećwiczyć jeden z ciekawszych i na pewno bardziej widowiskowych manewrów, jakim był Łomot Finbourgha, czyli coś z jego dziedziny. Z uwagą przyglądał się nauczycielowi w akcji, gdy kilkukrotnie zaprezentował im jak należy prawidłowo wykonać ten nieco karkołomny ruch, po czym zarządził czas na ćwiczenia. William wciągnął rękawice na dłonie i chwyciwszy za trzonek swojej Błyskawicy, wskoczył na nią, a następnie wzniósł się w górę i zabrał do dzieła, starając się przy tym ignorować niedogodności związane z rozwalonym nosem oraz mokrym ubraniem. Zawsze mogło być gorzej. Jako ścigającemu manewr nie był mu obcy, więc nie miał dużych oporów przed zeskakiwaniem z miotły w powietrzu i tak dalej. W sumie nawet mu to jakoś szło. Wydawało mu się więc, że jest w pełni gotowy, gdy przyszła jego kolej, ale… no jednak najwyraźniej nie. Tragikomiczny spektakl porażki, akt II, czas start! Przelot przez obręcze poszedł mu fatalnie, szczególnie jak na jego normalne możliwości – w próbie unikania wyjątkowo zawziętych tłuczków ominął chyba z połowę z nich, a jakby tego było mu jeszcze mało, pod sam koniec i tak zdołał wyrwać morderczą piłką, która pojawiła się jakby znikąd, prosto w brzuch. Uderzenie było na tyle mocne, że aż wydusiło mu powietrze z płuc i jednocześnie sprawiło, że wypuścił z ręki kafla. Brawo, Fitzgerald, tylko tak dalej, świetny z ciebie ścigający, nie ma co. Z przekleństwem na ustach szybko zanurkował po piłkę, żeby móc przejść do wykonania manewru. Oczywiście to też nie mogło mu wyjść, prawda? To absolutnie nie był jego dzień. Udało mu się zeskoczyć z miotły i utrzymać, owszem, ale najpewniej przez to jak bardzo był już sponiewierany poszło mu to tak niezgrabnie, że nie tylko nie udało mu się trafić witkami w wyrzuconego moment wcześniej w górę kafla, ale ten w dodatku zdzielił go prosto w łeb, nabijając mu guza do kompletu. Jakby mu było czasem jeszcze za mało. Tyle dobrego, że chociaż do tego nie spadł z tej miotły, bo to już w ogóle przypieczętowałoby jego totalną porażkę. Po tym wszystkim i tak powinien chyba odwalić jakiś walk of shame czy coś, gdy tylko wylądował z powrotem na murawie, rozczarowany samym sobą. Bo jednak bardziej niż obrażenia fizyczne bolał fakt, jak niski poziom sobą dziś zaprezentował i to jeszcze przed oczami samego Antoshy Avgusta. Także ten, do wcześniejszego wstydu i hańby mógł teraz oficjalnie dołączyć całkowitą kompromitację. WHcK normalnie. Pełen komplet, z którego w żadnym razie nie był dumny.
Kostki:lot – 3 - 1 (za tor) = 2 | manewr – 2 → 2 → 1 → 3 → 3 Bonusy: -1 do kostek za cudowny popis na torze przeszkód Punkty w kuferku: 60 Ilość przerzutów: 4, wszystkie zmarnowane :') Punkty dla domu: -
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Kostki:5 -1 = 4 i 6 Bonus na kolejny etap: -1 Punkty w kuferku: 37 Zdobyte punkty dla domu: +10
Czuła jak policzki płoną jej ze wstydu kiedy leżała w tej sieci niczym złowiona płotka. I ona pchała się do drużyny? Widział ktoś większą łamagę? Dziękowała Merlinowi za to, że Tadek znalazł się gdzieś w zasięgu jej głosu i usłyszał to rozpaczliwe wołanie o pomoc, bo pewnie ostałaby tam do najbliższego meczu. - Czy kapitan może upaść jeszcze niżej? - Zapytała śmiejąc się z samej siebie, w geście ostatecznego upokorzenia. Ostatnio zdecydowanie za bardzo przejmowała się podobnymi rzeczami i pewnie powinna sobie nieco odpuścić, ale nie potrafiła. Miała nadzieję, że po meczu wróci do siebie i przestanie się zajeżdżać treningami, bo powoli opadała z sił. - Dziękuję. - Uśmiechnęła się do przyjaciela z wdzięcznością, kiedy w końcu stanęła na nogach, z dala od tych diabelskich sideł Avgusta. Rozczulił ją tym oferowaniem bluzy i nie mogła się powstrzymać, by się nie uśmiechnąć i go nie przytulić, tak na moment, zostawiając odbicie ubłoconego policzka na jego ubraniu. - Dzięki, nie trzeba, ciepło jest przecież! - Machnęła ręką odsuwając się i starając się jednocześnie z całych sił nie dygotać, by nie podważać wypowiedzianych przed chwilą słów. Szczęście w nieszczęściu, Antosha nie pozwolił im długo stać w miejscu i zaprezentował iście mrożący krew w żyłach manewr. Nancy aż otworzyła usta ze zdumienia na tą demonstrację i spojrzała na Tadzia z niemałym przerażeniem. - C-co? Ale... Jak? - Wyrwały jej się jakieś nieskładne słowa, bo umysł nie potrafił połączyć jak niby miałaby to zrobić i przy okazji nie umrzeć. Wypuściła głośno powietrze i niepewnie zabrała się za pierwsze próby, bo nie przyszła tu po to żeby stać i się gapić. - Robiłeś to kiedyś? - Zapytała Tadzia obserwując jego poczynania na miotle. Jako ścigający pewnie wykorzystywał podobne zagrywki, ale dla Nancy była to zupełna nowość. Kiedy nadeszła jej kolej, wzięła głęboki wdech i wskoczyła na miotłę. Z kaflem w rękach sprawnie celowała w obręcze i tylko jedną z nich zmuszona była ominąć unikając tłuczka. Poszło dobrze, z tym, że to była ta łatwiejsza część. W odpowiedniej odległości od obręczy, nie zastanawiając się specjalnie nad tym co robi, podrzuciła piłke, zeskoczyła z miotły i wyobrażając sobie, że miotła to pałka, a kafel to tłuczek, zamachnęła się i odbiła w kierunku bramki. Ku jej ogromnemu zdziwieniu trafiła! Pisnęła radośnie, wskakując ponownie na miotłę i wylądowała bezpiecznie na ziemi. Czuła jak adrenalina jej buzuje w żyłach i zupełnie zapomniała o zimnie. - Udało się! - Poinformowała Thaddeusa szczerząc się do niego z radością. @Thaddeus H. Edgcumbe
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Kostki:5 i 5 + dorzut na nieparzystą (pudło) Bonusy: Dodatkowy przerzut za I etap Punkty w kuferku: 20 Ilość przerzutów: 1 za kuferek i 1 za I etap -> oba wykorzystane Punkty dla domu: -
Jak mógłby nie pomóc niewieście w potrzebie? Nieznanej sobie dziewczynie pomógłby bez gadania - a co dopiero Nancy, którą nie dość, że znał od lat to i kumplowali się dość blisko. Nie miał zamiaru z niej żartować, ani jakkolwiek dopiekać. Puchonka już wyglądała na z lekka podłamaną - a aura lekcji wykreowana przez Avgusta wcale nie pomagała. — Nan, jeszcze się popiszesz talentem, zobaczysz — zapowiedział, próbując podnieść przyjaciółkę na duchu. Ze śmiechem przyjął jej podziękowania za niespełnioną propozycję - odwzajemniając uścisk, ale też szybko powstrzymując się od wesołości - rzucając spojrzenie na wyraźnie zażenowanego Antoshę. Jeszcze oberwie od niego kaflem za sam uśmiech po tym torze wstydu i hańby. Ramię w ramię ustawili się wraz z Nancy tak jak profesor - bez mała - zakomenderował, by wysłuchać za jaką bandę idiotów i beztalenci Antosha ich miał. Przy wzmiance o kapitanach - poklepał pokrzepiająco Williams po ramieniu, niewerbalnie przekazując, żeby się nie przejmowała. Sam miał mieszane odczucia co do metod Avgusta - w porządku, był sławnym graczem Quidditcha, ale w tym momencie był też nauczycielem. Może Thaddeus miał mylne pojęcie - w końcu jeszcze z niego gówniarz - ale nauka poprzez motywację przynosiła o wiele lepsze efekty. Zwyczajnie nie podobało mu się mieszanie ich z błotem - dosłownie. Nawet jeśli mówił to sławetny Antosha Avgust. Obserwując prezentację nauczyciela, zachowywał kamienną twarz, nawet w obliczu przerażonego spojrzenia Nancy, którym dziewczyna go obdarzała. — Robiłem, ale niespecjalnie ten manewr lubię — przyznał szczerze, przywołując do siebie jedną z mioteł. Jako ścigający, choćby z czystej ciekawości próbował przeróżnych zagrań - jednak Łomot średnio odpowiadał jego stylowi rozgrywki. Już nie wspominając o tym, że zwyczajnie było mu szkoda miotły - Edgcumbe nie należał też do ścigających, którzy puszczają buziaczki i prężą biceps po efektownym zagraniu. A Łomot Finbourgha miał być przede wszystkim efektowny. Po połebkowych ćwiczeniach - w których przykładał się bardziej do tego, żeby Nancy nie zeszła mu z przerażenia na tym boisku - w końcu nadeszła kolej na prezentację ich nowo nabytych umiejętności. Grzecznie czekał na swoją kolej - w między czasie obserwując poczynania swoich rówieśników. I samej Williams - której poszło wręcz niesamowicie! — A nie mówiłem, Nan? — wyszczerzył się do dziewczyny radośnie w odpowiedzi na jej uśmiech. Nadeszła jednak jego kolej - więc zbił z przyjaciółką piąteczkę i wziąwszy kafel w jedną dłoń, wystartował. Od zawsze miał mały problem ze zwrotnością - ale teraz to już wspiął się na swoje wyżyny, przelatując niemal przez wszystkie rozstawione przez Avgusta obręcze. To się dopiero nazywa progres! Lawirował między latającymi mu wokół głowy tłuczkami, pomijając jedynie jeden okręg - wolał go ominąć, niż oberwać tłuczkiem w łeb przed samym meczem. Docierając w zasięg pętli, jeszcze w pędzie wyrzucił kafel w górę i ześlizgnął się z miotły - nieco za późno, przez dalej przemoczony dres lepiący się do trzonka nimbusa - i Thad musiał wziąć naprawdę skrócony zamach miotłą, żeby w ogóle trafić w opadający już kafel. Udało się - piłka ze sporą mocą tak krótkiego serwu, pomknęła prosto na pętle, by... odbić się od obręczy. W pierwszej chwili Edgcumbe miał wrażenie, że kafel jeszcze przeleciał przez pętle - ale spadał po niewłaściwej stronie, więc musiał się odbić. Cóż, szkoda - delikatny grymas przemknął mu przez twarz, zdradzając niezadowolenie. Wracając na miotłę, zapikował jeszcze po felerną piłkę, żeby zaraz potem zejść na ziemię tuż obok Williams. — Widzisz Nan? Poszło Ci lepiej ode mnie! Jednak co oko pałkarza, to oko pałkarza, co...? — zażartował, znów przybierając typowy dla siebie uśmiech.
Bonusy: + 1 przerzut z poprzedniego etapu Punkty w kuferku: 48 Ilość przerzutów: 3+1 = 4 Punkty dla domu:nic
Nie było co udawać i mówić, że jest inaczej, skoro na pewno powoli po szkole rozchodziły się plotki, odnośnie powrotu Silvii do szkolnej drużyny quidditcha. Po co miała zaprzeczać? Nie miałoby to żadnego taktycznego znaczenia, bo chodziła na lekcje, pojawiała się normalnie. -Tak, wracam do drużyny. - stwierdziła z delikatnym uśmiechem czającym się w kącikach pełnych warg. - Mam nadzieję, że moja pozycja w drużynie nadal jest wolna, ale jeśli nie, to jakoś sobie poradzę. - grając teraz zawodowo, bardzo ważnym dla niej było, aby naprawdę dużo czasu spędzać na boisku. Granie pośród innych puchonów na pewno byłoby w jakiś sposób budujące. -Nie przejmuj się, na początku zawsze jest ciężko, ale jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz! - dodała po chwili uśmiechając się znacznie szerzej w jej stronę. Lubiła dodawać otuchy innym, a skoro koleżanka stresowała się swoim pierwszym wystąpieniem na boisku, chciała zrobić wszystko, aby to poprawić. Przyszedł czas na kolejną zbiórkę, co Silvia przywitała ze zdawkowym entuzjazmem. Nie lubiła tego typu zachowania, które prezentował sobą profesor. Aż ją mierziło, aby sięgnąć po różdżkę i jakimś delikatnym zaklęciem popchnąć go w błocko, bo jego czysta buźka działa na nią teraz jak płachta na byka. Nie była masywną pałkarką, czy ścigającą. Ona była szukającą! Miała być zwinna i szybka. Nie potrzebowała ćwiczyć cholernie pojebanych manewrów, bo nie zamierzała uderzać zniczem w miotłę! Miała uczucie, że pojawienie się na tych zajęciach było kompletną porażką i lepiej spożytkowała by czas, samodzielnie ćwicząc taktyki, które nauczono ją w drużynie, w której grała. Zamiast tego, musiała pokazywać, jak szybka jest. Ustawiła się w wyznaczonym miejscu startu i na sygnał ruszyła do przodu, jak błyskawica. Przelatywanie przez magiczne obręcze nie było dla niej żadnym problemem. Idealnie unikała kontaktu ze wszelakimi tłuczkami, jakie po drodze napotkała. Niestety, tuż pod koniec zdarzyło jej się być zmuszoną do ominięcia jednej obręczy. Miała dwie opcje do wyboru: bolesne spotkanie z tłuczkiem bądź pominięcie jednego z wyznaczonych punków. Wybrała tę drugą, co spotkało się z krytyczną uwagą ze strony profesora. Zrugała go po włosku pod nosem, ciesząc się, że na pewno nie wiedział, co właśnie powiedziała. Za to manewr zwany łomotem szedł jej wręcz fatalnie. Nie miała problemu z zeskoczeniem z miotły w powietrzu, kompletnie się tego nie bała. Jednak nie miała dość siły aby porządnie machnąć nią i uderzyć w kafel. Efekt tego był taki, że czerwona piłka uderzyła w jej głowę. Włoszka wiedziała, że na pewno pozostanie po tym brzydki ślad...
Kostki:1 i 5 przerzut na lot: 5 dorzut do łomotu na trafienie: 3 Bonusy: brak Punkty w kuferku: 30 (+7) Ilość przerzutów: 2 Punkty dla domu: brak
Katherine miała już wystarczająco dosyć po rozgrzewce, więc gdy zobaczyła jak jej znajomi także padają na muchy to tylko pokiwała głową i powiedziała: dzisiaj wyjątkowe z nas miernoty. Tak naprawdę wszystko co profesor powiedział przeszło praktycznie jej bokiem, bo tak naprawdę nie jej winą było, że tor przeszkód pokonała w tak fatalnym i widowiskowym stylu. Normalnie jej kondycja była o wiele lepsza, więc dzisiaj musiała mieć jakiegoś wyjątkowo beznadziejnego pecha, który krążył nad nią niczym czarna bucha gradowa. Ino rusz trafiał ją jakiś piorun niezadowolony z jej stanu bytu. Teraz mieli wykonać slalom, a potem manewr zwany Łomot Finbourgha. Tutaj już słuchała uważnie, by później wiedzieć jak dany manerw wykonać poprawnie. Wiadomo, że po takim obiciu jaki otrzymała po rozgrzewce nie było szans, by wszystko wykonała wzorowo i idealnie jak na prawdziwego gracza przystało. Co z tego, że pragnęła być mistrzem w lataniu na miotle skoro tutaj nie dawała sobie zupełnie rady. Ruszyła do pokazowego slalomu, jednakże tutaj nie wyszedł on idealnie tylko prawie idealnie, pominęła prawdopodobnie jedną z poręczy jednakże nie przyjrzała się temu zbyt dobrze. Za szybko leciała na swojej prywatnej miotle. Nigdy nie lubiła tych szkolnych i używanych. Zresztą zdaniem Katherine wszystko co używane przez kogoś było gorsze. Tak samo jak znoszone buty, rękawiczki, albo cudzy facet. Aczkolwiek z tym ostatnim to nie zawsze do końca się zgadzała, jeżeli był zabójczo przystojny to wart był zachodu. Po slalomie pora była na manewr na miotle i rzut do obręczy, tutaj trochę niezgrabnie zsunęła się z miotły i wykonała strzał, ale niestety spudłowała. Nie było szans by po takim osłabieniu mięśni po rozgrzewce wykonała to zadanie prawidłowo. Zakończyła swój pokaz i wylądowała poprawnie na murawie, czekając teraz cierpliwie aż kolejne osoby również wykonają swoje zadanie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czyli od dzisiaj zmieniał imię. Tego dnia zaczął nazywać się Max Felix HAŃBA Solberg. Nawet to do niego pasowało, chociaż był pewien, że są na świecie lepsze przydomki. Z drugiej strony był nawet dumny z tego jak mu poszło. Patrząc po innych, zdecydowanie gorzej poradzili sobie z tą "lekką" rozgrzeweczką. Chociażby Aleksandra, która nie mogła sama wydostać się z sieci. Słuchając, co Antosha przygotował dla nich na kolejny etap, Max nie mógł nie odnieść wrażenie, że skończy się to dla niektórych dość smutno. Łomot Finbourgha był dość ciężkim manewrem i nie jeden profesjonalny gracz nie potrafił sobie z nim poradzić. To jednak nie odstraszyło Felixa, który z zapałem wskoczył na miotłę. W końcu dane mu będzie polatać! Nie szło mu najgorzej. Udało mu się złapać kafla i przelecieć przez połowę obręczy. Gdy już planował zabrać się za łomot, poczuł ogromny ból w brzuchu i wypuścił z rąk piłkę. Nie zauważył pędzącego w jego stronę tłuczka i oberwał. Szybko zanurkował i złapał kafla nim ten dotknął ziemi. Gdy przyszło jednak do zamachu, źle wycyrklował moment i nie udało mu się złapać miotły w odpowiednim czasie. Poczuł tylko jak z ogromną prędkością leci w dół, a następnie uderza o murawę. Zaklął cicho pod nosem. Teraz przynajmniej był równo poobijany z obydwu stron. Na szczęście upadek nie był zbyt groźny i Max z ulgą stwierdził, że wszystkie kości i kończyny nadal są na swoim miejscu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kostki:21 --> dorzut 1 Bonusy: - Punkty w kuferku: 7 Ilość przerzutów: 0 Punkty dla domu: -
Czas na drugi, właściwy etap, którym miał być manewr zwany Łomotem Finbourgha. Kiedy Antosha zrobił wszystkim prezentacje i to kilka razy, jak ma to dokładnie wyglądać, wydawało mu się, że nie jest to aż tak trudne jakim się wydaje. Jednak to tylko pozory. Jak tylko przyszła kolej na Sinclaira, wziął kafel, wsiadł na miotłę i wzbił się w powietrze wypatrując okręgów, które miały mu wyznaczyć trasę jaką miał lecieć. Może na początku nie było najgorzej, bo nawet w miarę dobrze udawało mu się unikać tłuczków próbujących go zrzucić z miotły, jednak chwilę później kolejna szalona piłka zdołała już go przechytrzyć. Dostał w brzuch, a kafel wypadł mu z rąk. Zaklął cicho pod nosem i zanurkował od razu po piłkę, żeby skończyć ćwiczenie. Kiedy przyszło mu oddać rzut na pętle, okazało się, że chyba ma zbyt mało siły w rękach, bo zanim złapał do ręki miotłę, którą miał uderzyć piłkę, nie do końca wyczuł moment i w efekcie zleciał z łomotem na ziemie. Uderzając o murawę poczuł przeraźliwy ból prawej ręki, która pozostała w nienaturalnej dla siebie pozycji i leżąc na trawie przez moment czuł, że przez jego łokieć przepływa prąd, a mięśnie wokół stawu pulsują. Podniósł się z ziemi, nieco się krzywiąc i zginając poturbowaną rękę, tak aby pozostawała w pozycji przeciwbólowej. W tej chwili chyba bardziej owładnęła go fala wstydu niż bólu, spowodowanego skręconą w łokciu ręką. Wracając do gromadki zebranych uczniów, wymruczał do nauczyciela, że nic mu nie jest.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Ragnarsson do samego końca nie był pewien czy się spóźnił, dopóki profesor nie zwrócił mu na to uwagi. Dopiero w tym momencie wrócił mu rezon, kiedy skłonił głowę ku profesorowi, rzucając słowa przeprosin i brak wymówki, bo żadnej nie miał. Po prostu się spóźnił. A ton przez jaki Antosha to skwitował, sprawił, że islandczyk baczniej spojrzał na swoją odznakę. Spodziewał się, że zaraz funkcja zostanie mu odebrana, ale nic takiego na szczęście nie nastąpiło. Szukając sojusznika w Filinie. Zerknął na niego, ale nie miał czasu długo utrzymywać z nim spojrzenia, bo już chwilę później poleciał dalszy ciąg tyrady profesora. Ragnasson walczył z chęcią parsknięcia na jego słowa, ale po prawdzie kiedy nauczyciel nie darł się akurat na niego, jego słowa wydawały się całkiem zabawne. Dopóki “hańba” nie zmroziła mu i tak już przemoczonych jaj. Czuł się jak na poligonie, a wrażenie to mieszało się z ogólnym rozbawieniem. Kładąc dłoń na karku spróbował się rozluźnić i doprowadzić do porządku zarazem. Jego wzrok padł na Hemah, a chwilę potem, znów wrócił do Filina. Zapowiadał się ciekawy trening. Zmotywowany agresywną postawą słowotoku profesora pierwsze zadanie zdał prawie śpiewająco, a przynajmniej na tyle, żeby nie dawać prowadzącemu powodu do narzekania. Gorzej jednak niż z kontrolą miotły poszło mu z Łomotem Finbourgha. Ragnarsson, zwyczajowo mający podstawowe problemy z opanowaniem miotły, zbyt gwałtownie reagujących na jego z nawyku, dynamiczne szarpnięcia, w powietrzu zataczała nieprzewidywalne ruchy. Teraz, kiedy skoncentrował się, żeby przypomnieć sobie, że w Anglii nie ma takich oporów powietrza, żeby poruszać się tak dynamicznie, w ostatecznym rozrachunku zapomniał o zakończeniu rozgrywki. Nie był pewien jak to się do końca stało, ale zakończył ją w podobnym stylu, jak moment wcześniej zrobiła to Sophie Sinclair. Dostał tłuczkiem w czaszkę, aż mu zadzwoniło w uszach.
Kostki:5, 3 Bonusy: brak Punkty w kuferku: 7 Ilość przerzutów: 0 Punkty dla domu: brak
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Uśmiechnął się do Shawna z wdzięcznością, choć do śmiechu wcale mu nie było. Co za... kompromitacja. Hańba i kompromitacja! Kiedy tylko z pomocą kolegi z drużyny wyplątał się z sieci, rzeczywiście popędził przed siebie jak na złamanie karku, jakby chcąc odzyskać honor. Cóż, na to było już za późno. Słowa Antoshy były ostre i niestety prawdziwe; godziły prosto w kapitańską dumę, ale i w serduszko zagorzałego fana byłego zawodnika. Tym bardziej nie ucieszył się kiedy usłyszał, że będą dziś uczyć się manewru stosowanego przez ścigających. Nie znał się na tym, jedynie na teorii, którą przekazywał swoim graczom; ścigający był z niego niestety marny. Obserwował mężczyznę uważnie kiedy ten zaprezentował im manewr, a w oczach miał bezgraniczny zachwyt płynnością jego ruchów. Zapamiętał i obiecał sobie, że da z siebie wszystko. Przyłożył się do ćwiczeń, biorąc sobie do serca rady nauczyciela, a kiedy w końcu przyszła jego kolej, z determinacją zacisnął zęby. Wzbił się w powietrze, złapał kafel i poleciał, ładnie radząc sobie z atakującymi go tłuczkami. W tym jednym jako obrońca no i były pałkarz miał na szczęście spore doświadczenie. Twarda piłka nie sięgnęła go ani razu, choć aby osiągnąć ten wynik, musiał pominąć jedną z pętli. Nie był z siebie do końca zadowolony, ale na szczęście odbił to sobie – dość dosłownie, warto zauważyć – mocnym rzutem na pętlę. Wykonał manewr i z całej siły uderzył w piłkę, która gładko pomknęła przez boisko i trafiła w sam środek bramki. Ten jeden rzut wynagrodził mu wszystkie niepowodzenia dzisiejszego dnia. Teraz tylko zmienić dres na czyste i suche ubranie, i można znów cieszyć się życiem.
Kostki:5 lot, 3 łomot → przerzut łomotu na 6 + 2 przerzuty na lot, ale są gorsze i zostaję przy pierwszym wyniku (1, 2) Bonusy: — Punkty w kuferku: 45 Ilość przerzutów: 3 Punkty dla domu: +10
Nauczyciel nie dał im wiele czasu na odpoczynek po pierwszym etapie treningu. Bieg, gdy wykonało się go najszybciej jak się potrafiło, skutkował teraz sporym zmęczeniem. Nie był treningiem na wybieganie, a interwałem, którego miał nadzieję nie powtarzać, bo z pewnością nie raz padłby na glebę. Mokre ubrania ciążyły jeszcze mocniej, gdy zaczął odczuwać, jak mięśnie stygną. Na szczęści kilkoro spóźnialskich dało im trochę więcej czasu na odpoczynek. Tym razem cieszył się, że przyszedł punktualnie i nie on wysłuchiwał nieprzyjemnych komentarzy. Drugi etap wyglądał dość prosto, a przede wszystkim przydatnie. Dla kogoś, kto grał na pozycji ścigającego nie powinien stanowić większego problemu, ale wiadomo, że rzeczy robione po raz pierwszy nie zawsze wychodziły. Emerson był jednak dobrej myśli, gdy usiadł już na miotle i wystartował. Przechwycenie kafla zajęło mu więcej niż się spodziewał, ale tłumaczył to sobie zmęczeniem i brakiem szczęścia. W Quidditchu fart czasem był ważniejszy od samych umiejętności, a to, co działo się dalej, po było świetnym tego przykładem. Fregie, poleciał prosto w stronę obręczy. Uchylając się przed tłuczkiem z którym miał się zderzyć, z chytrym uśmiechem był przygotowany do wbicia kafla przez obręcz, gdy dostał kolejnym tłuczkiem, upuszczając piłkę. Zanurkował za nią niemal na bezdechu, gdyż przepona odmawiała z nim jeszcze współpracy i zgarnął owalny przedmiot tuż przed upadkiem na ziemię. Wybił się w powietrze ciągnąć za koniec miotły, słysząc dźwięk zginanego drewna, a gdy był w połowie wysokości, uznał że to odpowiedni moment do podrzutu piłki. Samo odpicie wyszło doskonale. Choć uderzał z góry, to kafel poleciał z dużą siłą prosto w samo okienko.
Kostki:6 lot, 2 łomot → przerzut łomotu na 2 +1 za pierwszy etap Bonusy: +1 do 1 kości (pierwsza) Znalezione galeony: 10 Punkty w kuferku: 28 Ilość przerzutów: 1 Punkty dla domu: +10
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Znał jej nazwisko. Oczywiście, że znał. Wykazałby się niesamowitą ignorancją, jakby nie wiedział, kim Hem jest. Z drugiej strony przez dziewczynę w tym momencie przemawiała pewna buta. Zapewne wynikająca z okresu oraz poddenerwowania słowami nauczyciela. Niemniej niech dobrze wie, kogo nazywa patałachem - byle nauczyciel magicznego wychowania fizycznego w czarodziejskiej podstawówce na najniższej krajowej. Patrzyła mu w oczy cały ten czas, zanim nie odszedł i nie zaanonsował kolejnej części ćwiczenia. Może by nawet odczuła dumę na myśl o tym, że ją pochwalił i użył za przykład. Najmocniej jednak po głowie kołatało jej się "wiedz, do kogo śmiesz gębę otworzyć". Pchana złością wsiadła na miotłę i ruszyła przez obręcze. Nie miała najmniejszych problemów przez nie przelecieć, tak samo z łatwością wykonała manewr. Zresztą, widziała, że dużej ilości osób wychodzi to zadowalająco, jeśli nie równie dobrze. Najwyraźniej Antek nie docenił zapału uczniów lub przeciwnie - mają wiele ukrytych talentów w szkole. Wylądowała na koniec i zeszła z miotły. Odeszła parę kroków i zatrzymała się przy Fay, wypuszczając powietrze z płuc. - Umrę... - Jęknęła do niej cicho, za chwilę kucając i maskując skulenie się chęcią poprawienia butów. - Już milej lata się z rozwalonym nosem...
Kostki: 3>6 ; 5 Bonusy: +1 do pierwszej kostki Punkty w kuferku: Zgubiłem się w liczeniu. Dużo. Ilość przerzutów: 6. Punkty dla domu: 5 + 10 = 15
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Niniejszym ogłaszam koniec zajęć, wszyscy jesteście super, wszyscy przeżyliście, jedni narobili trochę wstydu, ale za to inni zarobili punkty dla domów i podsumowanie ich wygląda tak:
Nancy A. Williams +10 +10 dla Puchonów
Darren Shaw +10 Elijah J. Swansea +10 Julius Rauch +5 Shawn A. McKellen II +15 +40 dla Krukonów
Boyd Callahan +10 Hemah E. L. Peril +15 Ferdinand Emerson +10 Morgan A. Davies +10 +45 dla Gryfonów
Fillin Ó Cealláchain -10 Maximilian Felix Solberg +5 Gunnar Ragnarsson -10 -15 dla Ślizgonów
Bardzo dziękuję za udział, mam nadzieję że bawiliście się przednio i zobaczymy się na kolejnej lekcji. Jak coś pochrzaniłam w punktach to bardzo przepraszam i wszelakie zażalenia proszę kierować do Boyda. :miotla: